Łączna liczba wyświetleń

sobota, 14 lutego 2015




KAMILA I SENNE MARZENIA X. Zdejmij majtki, mamo!

Mieszko po raz kolejny przewrócił się na plecy. Nie potrafił cieszyć się słońcem. Nie dzisiaj. Nie, nie, nie. Cholerne wakacje, cholerny Antonówek. A w zasadzie nie to, tylko co innego. Dokuczliwe towarzystwo.
Był sam koniec czerwca, pierwszy wakacyjny weekend. Właśnie wczoraj odebrali świadectwa ukończenia pierwszej klasy liceum. On i jego klasa. Już wcześniej umówili się, że pojadą sobie na krótką, poszkolną wycieczkę do Antonówka. Niedaleko, piętnaście kilometrów od miasta, więc taka trochę niezobowiązująca. Ale praktycznie nikt się nie wyłamał. Byli wszyscy uczniowie i wszystkie uczennice. I wychowawczyni, pani Marta Michalak. Nieco ponad czterdziestoletnia wychowawczyni.
Dodatkowo na wycieczce pojawiły się jeszcze dwie osoby z grona pedagogicznego. Nauczyciel angielskiego, nieco ponad trzydziestoletni pan Marek Barański i najstarsza w tym gronie, czterdziestopięcioletnia pani… Nie no, w tym przypadku nie pani. Po prostu Kamila. Matka.

Wszystko byłoby do zniesienia, gdyby nie to, że akurat w ten weekend, korzystając z upalnej pogody, do Antonówka wybrało się sporo osób z kilku innych klas. Duża grupa osób z dwóch drugich klas i równie spora niedawnych maturzystów. W sumie, nie licząc jego klasy, chyba prawie sto osób, które aktualnie, bądź jeszcze kilka tygodni temu uczęszczało do tego samego liceum.
I to wszystko burzyło spokój siedemnastolatka.
Praktycznie z momentem pójścia do gimnazjum cztery lata temu, musiał zmierzyć się z nowym, narastającym problemem. Wszyscy uczniowie, z oczywistych względów znali jego matkę. Z podwójnie oczywistych. Raz, że była nauczycielką. Dwa – nauczycielką o, delikatnie ujmując, nieprzeciętnej urodzie. Mimo swego wieku.
Kształtowany przez ojca Mieszko był i dość dojrzały, jak i względnie wyluzowany. Nie brał do siebie wszystkiego. Tych wszystkich uwag, komentarzy, mniej, lub bardziej świńskich tekstów jakie do jego uszu dobiegały początkowo każdego tygodnia a później, niemal już codziennie.
Ale nie sposób było przejść nad nimi tak na poważnie do porządku dziennego. Jeżeli niemal dzień w dzień słyszy się, że matka jest fajną laską, albo że ma super nogi a także coś już bardziej dosadnego, jak to, że ktoś zerżnąłby ją w dupę tak, żeby piszczała na całą szkołę, to można zwariować.
O ile przy tekstach pierwszego rodzaju dało się uśmiechnąć, o ile rzecz jasna nie słyszało się ich co kilka minut, o tyle, przy tych drugich… Szkoda gadać.
I pierwszy rok w liceum przyniósł wysyp takich. Przebywając podczas przerw na stołówce, czy szkolnym boisku między kolegami ze starszych klas, nasłuchał się tylu porno scenariuszy obsadzających jego matkę w głównej roli żeńskiej, że coś zaczęło w nim pękać.
Matka od zawsze była matką. Owszem, widział w niej piękną kobietę i rozumiał te łagodne komplementy, ale nigdy nie przesłoniły mu one faktu, że to rodzina i tej postawy trzymał się cały czas. Z biegiem czasu, gdy mijały kolejne miesiące nauki w gimnazjum a przede wszystkim liceum, jego podejście nieco się zmieniało. Nie wiedział, czy to pod wpływem owych komentarzy i popularności matki w gronie uczniowskim, czy też z powodu pewnej zazdrości.
Bo czuł zazdrość o matkę. O to, że jest ona bohaterką fantazji niezliczonej rzeszy uczniów. Widział jak uśmiechają się do niej na przerwach, gdy kroczy dostojnie korytarzem. Miał świadomość, że patrzą na jej piękną twarz, szczupłą sylwetkę, szczególnie wtedy, gdy przychodziła do szkoły ubrana w spódniczkę, co prawdę mówiąc zdarzało się rzadko. Częściej bywała w spodniach, czasem były to niespecjalnie szerokie jeansy. Wtedy cała męska społeczność liceum kierowała swe spojrzenia na pośladki nauczycielki języka polskiego.
I Mieszko wiedział, że gdy wracają do domów, to masowo dają wyraz swemu uwielbieniu do jego matki w ubikacjach, robiąc sobie dobrze. A jemu samemu z tego powodu z pewnością nie było dobrze.
Nie no, w jego podejściu do matki nic się nie zmieniło. Chodziło o coś innego. Czuł zazdrość. Zazdrość o to, że oni wszyscy rżną ją w swoich myślach. Że rozbierają ją z ubrania, zdzierają majtki i biorą gwałtem, na ostro, brutalnie. I mają przy tym niezwykłe orgazmy.
- Ale się wiercisz… - usłyszał dobiegający z boku głos wyrażający lekką dezaprobatę.
Zerknął w bok. W przeciwieństwie do syna, matka wylegiwała się spokojnie. Miała na sobie dwuczęściowy strój kąpielowy i prężyła swoje ciało ku słońcu.
Pewnie nie zwróciłby na to uwagi, gdyby nie jeden fakt. Bardzo dziwnym trafem, miejsce w którym rozłożyli koc, stało się najbardziej gwarnym, najczęściej uczęszczanym miejscem nad jeziorkiem. Dziwnym trafem Mieszko co sekundę dostrzegał znajome twarze przechodzące obok i rzucające spojrzenia. Znajome twarze ze szkoły. A spojrzenia rzecz jasna rzucano nie na Mieszka..
Doprowadzały one chłopaka do wrzenia. Fakt, że dziesiątki młodych, napalonych chłopaków, w większości tych samych, którzy w szkole opowiadali sobie fantastyczne historie o tym, co zrobiliby z taką nauczycielką, gdyby mieli tylko okazję, teraz mogły bezkarnie gapić się na jego matkę w samym stroju kąpielowym, na jej długie, ponętne nogi, na jej dekolt, albo co gorsza na pośladki, gdy odwracała się na brzuch, doprowadzał go do szewskiej pasji.
Czuł zazdrość i nie mógł z tym wygrać.
- Idę popływać – poinformował i nie czekając na odpowiedź, wskoczył do wody. Ta nie przyniosła ukojenia. Wręcz przeciwnie, szybko okazało się, że decyzja o opuszczeniu koca zaowocowała osaczeniem samotnej nauczycielki przez grupkę maturzystów. Mieszko z odległości kilkudziesięciu metrów obserwował, jak kilku dziewiętnastolatków ochoczo rozlokowało się wokół jego matki. Krew się w nim zagotowała.
W sumie nic przecież nie robili. No bo niby co mieli robić? Nie zerżną jej przecież na plaży w obecności może dwustu osób. Ale ochotę na to, niektórzy mieli wypisaną na twarzach.
Z odległości kilkunastu metrów od brzegu Mieszko obserwował jak siedmiu chłopaków osacza jego matkę. Jak usiłuje ją rozbawić jakimiś dowcipnymi tekstami, zainteresować czymś tam.
Ojca nie było. Siedział w domu a raczej w klubie i zajmował się jakimiś dyrektorskimi sprawami. Oliwia bawiła się gdzieś dalej z koleżankami. Zresztą co tam ona… Tu trzeba było faceta, który ochroniłby matkę.
Zawziął się i wyszedł z wody. Chyba w dobrym momencie, bo zbliżając się do swego miejsca, zdołał usłyszeć spokojny głos matki:
- Dziękuje, ale od smarowania mam już swojego człowieka – przy tych słowach wskazała na nadchodzącego syna.
A więc tak, chcieli ją pomacać! Dranie jedne… Mieszko znów poczuł jak krew w jego żyłach krąży szybciej. Najchętniej nalałby im wszystkim po mordach.
Z satysfakcją zauważył, że jego przybycie jakby ostudziło entuzjazm natrętów. Rozpoznał w nich taką małą elitę liceum. Na szczęście już byłą. Dobrze zbudowany, przystojny Oskar, silny, wygolony niemal na zero Przemek, czarnowłosy, uśmiechnięty Adam, dość normalny, elokwentny Kamil, zresztą syn bogatych rodziców. I jeszcze inni.
- No to miłego opalania – pożegnał się z gracją Oskar, nieformalny lider grupy i cała siódemka oddaliła się.
- Dziękuję – odpowiedziała z dość sztuczną uprzejmością matka po czym odwróciła się na brzuch, wystawiając ku słońcu swoje pośladki.
Mieszko zrazu się krępował, lecz z biegiem czasu coraz częściej, ukradkowo rzucał spojrzenia na wylegująca się matkę. A przede wszystkim na jej pośladki. W pewnym momencie przestał się nawet bać, że ktoś zauważy jak gapi się na tyłek własnej matki. Patrzył, nie zastanawiając się nawet nad tym, czy są jędrne, czy już nie. Nie to było istotne. Liczyło się to, że to były to pośladki pięknej kobiety.
Odwrócił się i zamknął oczy, gdy uświadomił sobie nad czym dywaguje. W dobrym momencie. Usłyszał ruch na sąsiednim kocu.
- Idę do domku – oświadczyła matka. Wstała i Mieszko mógł zupełnie legalnie, bez żadnych oszczerczych podejrzeń, popatrzeć na jej długie nogi i ponętne uda, które Kamila prezentowała wkładając lekką, letnią sukienkę.
„Idź i siedź do końca wycieczki”, miał ochotę odpowiedzieć.

Był już praktycznie wieczór.
Kamila włożyła na siebie lekką sukienkę o odpowiedniej długości. Na tyle krótka, by dawała trochę chłodu po tym upalnym dniu i na tyle długa, by nie wypaść źle wśród wypoczywających w Antonówku. Tym bardziej, że pewnie połowę z nich stanowili byli i aktualni uczniowie liceum.
Zamknęła domek i wyszła. Umówiła się z pozostałą dwójką nauczycieli w pobliżu placu. Placu, na którym codziennie w okresie urlopowym odbywało się coś w rodzaju dyskoteki na powietrzu. Ludzie siedzieli w ławkach, przy stolikach a w środku pomiędzy nimi znajdował się średniej wielkości placyk, który spokojnie służył na parkiet taneczny.
A ona spokojnie popijała piwo, wraz z Martą i Markiem, rozmawiając o wszystkim i niczym. Co jakiś czas kierowała spojrzenia na ów parkiet, gdzie z upływem kolejnych godzin szalało coraz więcej osób. Imprezowy nastrój udzielał się także i jej. Ale nie chciała tańczyć sama. Męża nie było, zresztą w tej kwestii z reguły trudno było na niego liczyć. Nie lubił tańczyć i tyle. A ona uwielbiała.
Widziała sporo znajomych twarzy. Jej byłych i aktualnych uczniów i uczennic z liceum. To też ją hamowało.
Ale czy słusznie? Przecież są wakacje, tutaj nie musi zgrywać nauczycielki trzymającej podopiecznych na Bóg wie jaki dystans. Chociaż z drugiej strony wiedziała, że jest dość hm… Popularna wśród braci uczniowskiej. Wiedziała od prawie dwudziestu lat, gdy zaczęła pracować w zawodzie. Pewnych rzeczy nie dało się nie zauważyć.
I ta popularność też ją hamowała. Nie lubiła robić z siebie widowiska, obiektu numer jeden w towarzystwie. A tutaj byłoby to nieuniknione.
Ale nogi się rwały… A wokół nauczycielskiego stolika robiło się coraz tłoczniej. I uczennice próbujące zaczepić dość przystojnego Marka od angielskiego i uczniowie próbujący zwrócić na siebie uwagę nauczycielek. Szczególnie właśnie jej.
Pojawił się Oskar. Wiedziała, że wśród uczennic uchodził za najprzystojniejszego chłopaka w szkole. Przynajmniej do maja, bo teraz szykował się już na studia. Oskar, przystojny, wygadany, drążył temat i nie dawał się zbić z tropu. Kamila uległa.
Była trochę zmieszana. Wiedziała, że skupia na sobie spojrzenia chłopaków. Tak jak Oskar spojrzenia dziewcząt. Ale postarała się odrzucić myśli i zajęła wygibasami na parkiecie. Szybko zapomniała o publiczności.
Chyba był to błąd, bo po pierwszym, jakby neutralnym tańcu, w drugim pozwoliła Oskarowi na większe zbliżenie. Jego ręce oplotły jej biodra. Trzymały się grzecznie ustalonej wysokości, ale to i tak miało pewien nieprzyzwoity smaczek. Tańczyli blisko siebie i Kamila czuła zapach chłopaka, jego oddech. Momentami nawet zetknęli się ciałami.
Pomyślała, że chłopak będzie miał co opowiadać kolegom, chociaż w tym wieku, na pewno miał za sobą już dużo poważniejsze kontakty z płcią przeciwną. Ale jednak bliski taniec z nauczycielką, która jest tak właśnie… „popularna”. To na pewno były pewne punkty dla niego. Myślała o tym bez żadnego wywyższania się, nadęcia. Po prostu znała swoją wartość, wiedziała, że dla wielu chłopaków jest atrakcyjna.
Oskar potrzebował odsapnąć, ale Kamila dopiero zaczynała. Pojawił się Adam. Potem Kamil, Michał, Marcin… Chłopacy z klasy, która kilka tygodni temu zdawała maturę. Śmiała się w duchu, że niemal wszyscy spróbowali jakiegoś bliższego kontaktu z nią, ale niespecjalnie im się to udawało, bo Kamila pilnowała zasad. Taniec – w porządku, ale bez szaleństw.
Ogólnie te ich próby rozbrajały ją. I trochę zmęczyły. I znowu pojawił się Oskar.

Serce Mieszka waliło jak młot.
Widział jak jego matka jest obracana kolejno przez niedawnych maturzystów. Niby niewinnie, ale dla niego sam fakt jakiegokolwiek kontaktu fizycznego między nimi a jego matką był niemal bluźnierczy. Oni, już dorośli, niemal studenci, zabawiali się z ich niedawną nauczycielką a jego matką. Mieszko widział jak szukają bliższego kontaktu fizycznego, obłapiając ją w talii.
Próbował wzruszyć ramionami, uspokoić się, ale nic z tego. Tłumaczył sobie, że to zwykły taniec, odwracał wzrok w kierunku jakichś koleżanek również szalejących na parkiecie, czy to seksownej Wioletty, czy zadziornej Angeliki, czy tam jeszcze kogoś, ale po kilku sekundach oczy uparcie kierowały się w stronę matki.
Czuł burzę w głowie. I co gorsze, zamęt w spodenkach. Ta sytuacja tak wkurzała go, jak i na swój szalony sposób podniecała. Widział piękną, tak bliską mu kobietę w otoczeniu próbujących ją pomacać chłopaków. Jego hormony szalały.
I gdy po wielu minutach tej swoistej udręki poczuł już lekką ulgę, bo wydawało się, że matka zamierza wrócić do stolika, zobaczył, jak w ostatniej chwili zatrzymuje ją Oskar. Ten przystojniak, w którym podkochiwało się wiele dziewczyn ze szkoły. Chyba nawet Oliwia czuła do niego jakąś miętę a jeśli już jego siostra, tak konserwatywna, tak odrzucająca jakieś myśli o chłopakach, jak żadna inna znana mu dziewczyna znajdowała się pod jakimś jego urokiem, to o czymś to świadczyło.
Mieszko poczuł coś złego i z niepokojem zauważył, że nie pomylił się. Oskar przykleił się do matki jakoś bardziej zdecydowanie, niż poprzednio. Niż jego koledzy. A matka… Nie protestowała.
Czuł jeszcze szybsze bicie serca. Świadomość tego, że jakiś byle playboy kładzie dłonie dość nisko na udach matki, była upokarzająca. Nie na tyłku rzecz jasna, jeszcze tego brakowało… Ale jego dłonie jeździły dość swobodnie od bioder po uda. Tak, jakby ją masował.
Mieszko poczuł przypływ niespotykanej dotąd fali zazdrości. Oskar zachowywał się tak, jakby Kamila była jego dziewczyną, jego kochanką… Jego twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko twarzy matki. Jakby nawet muskał ją nosem, jakby jego dłonie jeździły już po większej długości jej ciała, docierając pod biust. A matka… Mieszko spojrzał i zobaczył, że oczy matki są zamknięte.
Serce zabiło jak bęben a dodatkowo poczuł jak jego penis rośnie w błyskawicznym tempie.
To było nie do uwierzenia. Oskar dość swobodnie, jak na tę sytuacje operował dłońmi na ciele matki a ona… Sprawiała wrażenie, jakby się to jej podobało. Jakby nieco zapomniała się w jego objęciach. Że może w innych okolicznościach, dałaby mu… Nie, nie to. Ale buziaka na pewno. Takiego porządnego, soczystego…
Nerwowo rozejrzał się wokół. Zauważył, że Oskar obracający jego matkę jest przedmiotem uwagi nie tylko jego samego. Koledzy tancerza patrzyli również na tę parę. Także inni urlopowicze, uczniowie, uczennice z innych klas częściej zwracali głowę w tym kierunku.
„No dalej, przestań już!”, chciał krzyknąć do matki, która zachowywała się tak, jakby nie wiedziała, że ogniskuje w tym momencie uwagę całego ośrodka. Tym bardziej, że…
Z bijącym w oszalałym tempie sercem, Mieszko patrzył jak zahipnotyzowany na Oskara, którego ruchy stały się jakby bardziej celowe. Wydawało się przesuwa swe dłonie po ciele nauczycielki nieco agresywniej, Tak, teraz już na pewno macał jej ciało. Może dość niewinne miejsca, po bokach, ale jednak! A efektem tego było to, że lekka sukienka matki, nieco podnosiła się w górę. Oczywiście daleko było do tego, by odsłonić majtki, ale… Ale momentami uda stawały się bardziej widoczne i widok ten coraz bardziej skupiał uwagę obserwatorów.
Mieszko jęknął w duchu. Sam już nie wiedział czego chciał. Na pewno tego, by ten palant w końcu zostawił jego matkę, ale… Ale z drugiej strony myśl o tym, że on rządzi nią, maca i odsłania w pewnym stopniu jej piękne ciało, sprawiała, że jego penis stał już twardo jak rzadko kiedy. I chyba domagał się widoku bielizny.
Wolny utwór się kończył i Mieszkowi zabiło serce, gdy matka jakby ocknęła się. Nie wyrwała z objęć niedawnego ucznia, ale otworzyła oczy i lekko uśmiechnęła jakby z pewną rezerwą. Mieszko już zaczął oddychać z ulgą, bo świadczyłoby to o tym, że nie dała się porwać nastrojowi i trzymała kontrolę nad sobą. Chłopak poczuł do niej coś w rodzaju wdzięczności i dumy. Że matka nie dała się uwieść temu playboyowi.
I gdy wybiły ostatnie takty, nieco spocony, jak zauważył Mieszko, maturzysta przejechał dłońmi po bokach matki jakby nieco nachalniej i sukienka podciągnęła się nieco wyżej. Chłopak rozchylił usta, bo wydawało mu się, że zobaczył malutki fragmencik majtek. A już na pewno długie nogi w całej krasie.
Co za drań z tego chama!
A matka zachowywała się chyba tak, jakby nic się nie stało. Chociaż uśmiech, jaki posłała Oskarowi charakteryzował się pewną rezerwą. Ale nie ochrzaniła, nie zganiła. A może nie była świadoma tego o się stało?
Nieważne, w każdym razie cofnęła się i wróciła do stolika. Mieszko odetchnął z ulgą.

Niedziela była udręką.
Cały dzień żył wspomnieniami poprzedniego wieczora. Widok matki, macanej przez niedawnego maturzystę ciągle stawał mu przed oczami.
Ciężko rozmawiało mu się z kolegami. Prawdę mówiąc robił wszystko tak, by nie spuszczać matki z oczu. By jej w jakiś sposób pilnować. Nie wiedział przed czym. I nie wiedział, czy to miało sens. Bo matka po południu znów poszła na plażę, wygrzewać się w słońcu i znów skupiała na sobie wzrok licealistów. A on nie miał jak temu zaradzić.
Koło siedemnastej matka zabrała się w końcu z plaży i zniknęła w domku. Dobre i to, ale Mieszko nie miał złudzeń. Choć wolał by siedziała w nim już do późnego wieczora, to zdawał sobie sprawę, że nie po to są wakacje, by siedzieć w domku i czytać książkę, czy oglądać telewizor. Choć, gdy zobaczył nadchodzących z wizytą Michalakowa i Barańskiego poczuł nadzieję, że niedzielny wieczór będzie dużo spokojniejszy, niż sobotni.
Nie mógł przewidzieć jakie emocje szykuje mu los.
Tymczasem grał sobie w kosza wraz z trójką najlepszych klasowych kolegów – Tomkiem, Kubą i Denisem. Ponieważ lubił tak spędzać czas a i koledzy również, niepostrzeżenie minęło kilka godzin i słońce znikało za horyzontem.
- Ile twoja stara ma już lat? – zwrócił się w końcu bezceremonialnie do Mieszka.
- Czterdzieści pięć, mówiłem nieraz. Jesteś zainteresowany? – rzucił zaczepnie chłopak.
- Wychodzi tak sobie popatrzeć na nas… - podchwycił temat, uśmiechając się zawadiacko Tomek.
- Na pewno nie na twoje zarośnięte bary.
- Pewnie nie… Pewnie wolałaby patrzeć na co innego – odgryzł się Tomek i po dwutakcie umieścił piłkę w koszu. – Dobra, chłopaki, kończymy ten mecz.
Z kolegami mógł tak rozmawiać. To była nieco inna bajka. Tym bardziej, że i tak nie miała prawa wykroczyć poza relacje uczeń – nauczycielka.
Kolega zwrócił mu uwagę na jedną rzecz. Że Kamila poczęła wychodzić przed domek. To oznaczało, że i Marta i Marek wyszli, czego nie zarejestrował.
Na drugą rzecz zwrócił uwagę stosunkowo późno. Pochłonięty grą w kosza i różnego rodzaju dogadywankami z przyjaciółmi, nie zauważył, jak może z pięćdziesiąt metrów dalej, za domkami zbiera się jakaś liczba młodzieży. Rzucił tam okiem raz, potem drugi. Jego kolegów też to zaczęło interesować. Pograli jeszcze trochę w kosza a potem udali się w to nieodległe miejsce.
- Co tu robicie? – zapytał Tomek, odnajdując w kilkunastoosobowym tłumie innego kolegę z klasy, Bartka. Ściemniło się już dość wyraźnie.
- Patrzymy – odparł tamten lakonicznie.
- Wielkiego Wozu jeszcze nie ma, zresztą można go oglądać także z plaży…
- Nie widzisz co tam jest? – cmoknął z niezadowoleniem Bartek, wskazując ruchem głowy budynek naprzeciwko..
- Widzę. Tam są prysznice. Zaraz… - podrapał się w głowę, która zaczęła chodzić na boki. – Przecież stąd i tak niczego nie widać.
- Stąd nie, ale, jak wejdziesz na dach, to… - nie dokończył.
- Już jest! – rozległ się cichy okrzyk któregoś z chłopaków z dachu.
- Kto? – zapytało kilka osób naraz.
- Michalakowa.
- Eee… No, ale dobre i to – podekscytowana młodzież zaczęła wdrapywać się na niewielki daszek stojącego prostopadle do pryszniców budynku.
- Będzie coś widać? – zapytał ktoś nerwowo.
- To zależy, gdzie stanie. Jak w ostatnim oknie, to nic a nic. Jak w środkowym, to bardzo niewiele. Ale jak w pierwszym, to są spore szanse.
- Dobra, może być ciekawie.
- Rzućcie jakieś piwo, bo zapomniałem!
- Tylko nie wszyscy bo się nie pomieścimy!
- E, tam, gadasz…
Wśród gwaru, Mieszko poszedł śladem ożywionych kolegów i szybko znalazł się w gronie chyba już ponad dwudziestu osób na dachu. Ciekawiło go, czy to co mówią jest prawdą. Stał wśród kolegów z klasy i niedawnych maturzystów.
A na jego oczach pani profesor matematyki, Michalak, brała prysznic. Niewiele było widać. W oknie pojawił się czasem jakiś łokieć, fragment boku. Był nagi, ale nie dało się dostrzec piersi, czy innych części ciała. O tych dolnych można było zapomnieć, ale zobaczyć nagi biust matematyczki… Wprawdzie nie była wybitnie atrakcyjną nauczycielką, ale też nie jakąś odstraszającą. Dlatego młodzież dość cierpliwie czekała na to, czy pooglądają sobie panią profesor nago.
- Zakręciła wodę, będzie się ubierać – relacjonował ktoś.
- Dupa, nie zbliży się do okna i pójdzie sobie – rozległ się głos jakiegoś sceptyka.
- Tylko cicho, bo może usłyszeć…
Faktycznie, wszyscy zamilkli i z jeszcze większą uwagą wpatrywali się w pierwsze okno sali prysznicowej. Mijały sekundy i nic się nie działo, aż w końcu…
- Oooo… - wyrwało się z ust kilku chłopaków. Oto pani Marta zbliżyła się do okna wyraźniej i ponad dwudziestu chłopaków miało okazję zobaczyć jej dość duży biust w pełnej okrasie. Można było dostrzec dość duże sutki, odznaczające się swym czerwonym kolorem.
- Róbcie zdjęcia! – zalecił ktoś, ale nim komukolwiek udało się ustawić komórkę tak, by zrobić sobie pamiątkę z tego wydarzenia, matematyczka odwróciła się i zaczęła ubierać. Po kilku sekundach w ogóle zniknęła z pola widzenia.
- Ech, kurwa, szkoda… A już byłem gotów – poskarżył się ktoś.
- Chuj tam. Co widzieliśmy, tego nam już nikt nie zabierze.
- Gdyby to była Kamila, to nie stałbym tu tak bezczynnie – dorzucił ktoś inny i Mieszko rozpoznał głos Oskara.
- Wczoraj ją tak macałeś i gówno z tego wyszło. Zresztą co to za macanie bioder… – dogryzł mu ktoś.
- Ale macałem… A ty ni chuja – odciął się Oskar.
Mieszko poczuł burzę w głowie. Z jednej strony mocno zdenerwowały i przygnębiły go te przechwałki ze strony chłopaków. Zwłaszcza Oskara, który wypowiadał się o matce jak o jakiejś głupiej dupie z dyskoteki. No i to, że publicznie chwalił się jak ją obmacywał. Wprawdzie niewinne części ciała, ale jednak. Był blisko matki, udało mu się nawiązać z nią jakiś zmysłowy kontakt.
A z drugiej, zapaliła się jakaś lampka. Przecież skoro czekali tu na Martę, to mogą czekać i na Kamilę. Ona była dla nich dużo bardziej wartościową zdobyczą, nie miał co do tego wątpliwości. No i prędzej, czy później musiała udać się pod prysznic, jeśli nie dzisiaj, to jutro. Czy będzie w stanie ją upilnować? Ostrzec przed podglądaczami? Niby jak? Przyjdzie do niej zaraz i powie „mamo, nie kąp się tam, bo chłopaki cię będą podglądać”?
Minuty mijały a gadki na dachu rozkręcały się. Rozmawiano o różnych sprawach, ale najczęściej o podglądanej przed chwilą matematyczce, jak i o Kamili. Mieszko słuchał tego z niechęcią, momentami obrzydzeniem. Widocznie uczestnicy nie krępowali się jego obecnością a może po prostu nie zdawali sobie z niej sprawy. Było tu coś między dwadzieścia a trzydzieści osób a dodatkowo nad Antonówkiem zapadł już prawdziwy wieczór.
A zbieranina chłopaków, nie mając nic lepszego do roboty gapiła się w ciemne okna sali prysznicowej, popijając browary. Na zegarkach wybiła już prawie dwudziesta trzecia, gdy nagle gromada ożywiła się. W sali rozbłysło światło.
- Kto? – padło pytanie do jakiegoś wysuniętego koleżki mającego widocznie najlepszy widok.
- Nie wiem, nie widzę stąd.
- Może jakaś młoda… Może Wioletka? – rozległ się cichy śmieszek.
- Nie, wszystkie laski imprezują u „Balbiny”, zresztą one mają prysznice gdzie indziej, tutaj trochę tego jest.
- No to jakaś inna, stara baba, co przyjechała an urlop z mężem emerytem?
- Nie podobno, takie się myją raz na miesiąc – znów śmieszek.
- Ej! – przerwał dyskusję rozemocjonowany głos wysuniętego na brzeg koleżki. – Zauważyłem długie ciemne, proste włosy. No i laska wydaje się być wysoka…
- Poważnie? Pokaż! – na dachu zaczął się ruch, niektórzy zaczęli się przepychać do przodu.
- Nie pchajcie kurwa, bo spadniemy – ostrzegł ktoś z przodu. Mieszko poderwał się także. Z wściekle bijącym sercem gapił się w okno. Faktycznie widział jakieś włosy i nagie ramiona. To rzeczywiście mogło wskazywać na tę kobietę, której wszyscy oczekiwali.
Z tym, że on był jedynym, który może i chciał, ale… Ale nie w tych okolicznościach! Nie w gronie może prawie trzydziestu napalonych chłopaków z jego szkoły! Trzydziestu!
Czy naprawdę zaraz tyle osób będzie mogło podglądać jego matkę nago? Nago? I trzaskać jej zdjęcia, by później pokazywać w szkole? Mieszko w ekspresowym tempie poczuł burzę w żyłach, w mózgu i w bokserkach. Nie mógł tak stać bezczynnie, przecież…
- Kurwa, patrzcie, to jednak Kamila! – Mieszko rzucił okiem na okno. Ułamek sekundy wystarczył. Zobaczył swoją matkę w szlafroku odsłaniającym nagie ramiona. Poczuł jak załamują się pod nim nogi. Nie zdzierżył. Sekundę później był już na ziemi.
- Kurwa, odchodzi – usłyszał jeszcze z ulgą pełen zawodu głos. Tyczył się on pewnie tego co jego właściciel zobaczył w oknie. To dobrze, ale Mieszko nie miał czasu do stracenia. Wiedział, że nie może tego tak zostawić.
W szalonym tempie, na uginających się nogach, z wyschniętymi ustami pognał ile sił, czując niezwykły ucisk w podbrzuszu. To było niecałe sto metrów szalonego pędu w ciemnościach. Normalnie zrobiłby to w dziesięć sekund, ale teraz… Teraz czuł, że minęły godziny, nim dobiegł do drzwi budynku. Tam z łomoczącym sercem poszukał kolejnych drzwi, tych już do samej sali. Rozpaczliwie rozglądał się wokół a w jego umyśle słyszał tylko jeden krzyk „Nie rozbieraj się, nie zbliżaj do okna, oni tam patrzą!”.
Znalazł drzwi, dopadł i błyskawicznie otworzył. Nie mógł się zawahać, szczęśliwie wewnątrz mogła być tylko matka i żadnej innej postronnej osoby. Wszedł do środka, zwalniając tempo kroku. Matka niczego nie usłyszała, hałas odkręconej wody zagłuszył wszystko.
A więc spóźnił się! Nie mógł w to uwierzyć. Na ułamek sekundy w jego umyśle pojawił się obraz triumfujących licealistów pstrykających fotki jego matce prężącej nagi biust.
- Mamo! – znalazł się tuż przed pierwszym murkiem.
Z trudem przełknął ślinę. Oddech przyspieszył a jego usta rozchyliły się. Jakiś metr przed sobą miał matkę. Metr a nie pod samym oknem. To już był powód by odetchnąć z ulgą. Ale to w tej chwili miało drugorzędne znaczenie. Ważniejsze było coś innego.
- Co tu robisz? – usłyszał głos wyrażający zaskoczenie, przestraszenie, zawstydzenie, naganę… Nieważne. Wbił swoje oczy w matkę. Była naga. Kompletnie naga. Bez stanika, bez majtek. Piękna jak zawsze i naga jak nigdy.
Do tej pory, do siedemnastego roku życia widywał ją, w najlepszym razie tylko w majtkach, rzadko w staniku. Matka nie afiszowała się swoim ciałem, przynajmniej tymi bardziej intymnymi jego częściami. Raczej preferowała konserwatywny model wychowania.
A teraz… Zdążyła się rozebrać, ale czy…
- Podchodziłaś do okna? – zapytał drżącym głosem, nawet nie próbując tego ukryć.
- Nie… O co ci chodzi? – stała wciąż nago. Nawet nie próbując się zasłonić. Może dlatego, że ręcznik miała na głowie. Przyjęła coś w stylu pozycji obronnej, zakładając ręce na piersiach i stając bokiem, tak aby nie mógł widzieć za bardzo ani jej łona, ani pośladków.
Choć dzięki temu widział fragmenty i jednego i drugiego…
- Bo tam na zewnątrz stoi trzydziestu chłopaków z liceum i chcą cię podglądać – wyrzucił z siebie, w miarę upływu wypowiadanych słów bardziej panując nad ich brzmieniem.
- Co…? – usłyszał kolejny raz ton zaskoczenia i pewnej konsternacji. Może też jakiegoś lęku. – Skąd wiesz? – teraz jeszcze pojawiła się niepewność.
- No bo wiem, czy to istotne? Powiedzieli mi i …
- Gdzie stoją?
- Na zewnątrz. Jak za bardzo zbliżysz się do okna, to będą wszystko widzieć – zakończył temat. W zasadzie zrobił co do niego należało i mógł odejść, ale stał. Stał i patrzył na sto siedemdziesiąt sześć centymetrów nagiego ciała swojej matki.
- Gdzie na zewnątrz, przecież nie widzę…? – indagowała, jakby zupełnie nie przejmując się swoją nagością. Kto, jak kto, ale ona… Odwróciła głowę, starając się przebić wzrokiem przez ciemności a on w tym czasie mógł zupełnie bezkarnie patrzeć na jej ujawniające się nieco w tej sytuacji pośladki. Patrzył jak zahipnotyzowany.
- Tam z boku jest taki daszek na budynku – tłumaczył cierpliwie, zdając sobie sprawę, że sytuacja robi się coraz bardziej idiotyczna. – Siedzą na nim i jak za bardzo zbliżysz się do okna, to zobaczą twoje gołe… - nie dokończył.
To chyba zadziałało. Kamila odsunęła się jeszcze bardziej, że aż niemal wpadła na swojego syna.
- A teraz…? Chyba nie… - spojrzała w oczy Mieszka, szukając odpowiedzi. Zamiast tego zobaczyła tylko wzruszenie ramion i jego wzrok na swoich nagich piersiach. Poczuła olbrzymie skrępowanie.
- Nie wiem… - tylko na taka odpowiedź było stać chłopaka.
- No dobrze – chrząknęła, biorąc głęboki wdech. – Idź już do domku, zaraz przyjdę.
Ciężko było mu się ruszyć. Nogi miał jak z ołowiu, serce wciąż waliło. Ale nie mógł tu stać jak ostatni kretyn. Jego wzrok po raz ostatni prześliznął się po nagim ciele matki i chłopak odwrócił się, powoli opuszczając salę.
Szedł jakby zamroczony. Nawet świeże powietrze nie przyniosło poprawy. Niczym lunatyk doszedł do domku, po czym udał się w jedyne miejsce, które w tym momencie było sensownym. Do łazienki.
Usiadł na muszli, opuszczając wcześniej spodenki i bieliznę. Krew szalała jak tajfun a penis stał, sprawiając niemal ból. To co przeżył w ostatnich minutach… Już nawet pomijając wczorajsze emocje i te dzisiejsze, gdy widział nagie piersi szkolnej matematyczki. To wszystko nie miało żadnego znaczenia.
Drżącą ręką masował penisa, mając w pamięci widok z ostatnich minut. Nagą matkę.
Masował szybko, pamiętając o jej słowach. O tym, że przyjdzie zaraz. Ale jego podniecenie było tak wielkie, że wiedział, iż cała zabawa nie przekroczy dwóch minut, może trzech. 
Stało się coś niezwykłego. Zobaczył dziś praktycznie wszystkie szczegóły jej ciała. Nagie piersi, gdy jeszcze nie zdążyła ich zasłonić. A potem zresztą odwracając się w kierunku okna i z powrotem opuściła ręce i cofnęła, niemal wbijając się swymi sutkami w jego rozszerzone oczy. Tak, ten widok zapadł mu szczególnie w pamięć.
Ale widział też jej zgrabne, długie nogi. To akurat nie pierwszy raz. Ale pierwszy raz na całej długości, bez żadnej bielizny. No właśnie, bez majtek…
Widział jej tyłek, nagi tyłek, który tak pragnęły zobaczyć dziesiątki a pewnie i setki jego kolegów. On go widział przed chwilą. Może nie aż tak jędrny, jakby się mogło wydawać. Trudno, matka miała już w końcu czterdzieści pięć lat. Ale to był nagi tyłek Kamili. Właśnie jej.
No i ostatni szczegół, najważniejszy. Jej nagie łono, przez środek którego biegł niewielki pasek owłosienia. Wyglądało to niezwykle kusząco. Niezwykle kobieco. Jego matka depilowała się tam i to w sposób chyba najfajniejszy z możliwych.
Czuł jak zbliża się do orgazmu i nie umiał tego powstrzymać. W jego oczach stanęła naga matka. Stojąca bokiem a on patrzył to na jej tyłek, to na wzgórek łonowy. Odnotowując przy okazji być może to co najważniejsze, albo i najbardziej zaskakujące. Że nie zdjęła ręcznika z głowy, nie zasłoniła się praktycznie niczym, poza rękoma i to tak tylko na kilka sekund.
Ona, jego własna matka, uosobienie konserwatyzmu, pewnego surowego wychowania. Bez przesady rzecz jasna, ale jednak. Nie szafująca nagością wobec dzieci we własnym domu. Może w innych rodzinach bywało inaczej, ale on nigdy nie widział jej nagiej, bez bielizny, czy czegokolwiek. A dzisiaj…
Stała przed nim nago i pozwalała mu się bezkarnie oglądać. Ta myśl doprowadziła go do piorunującego orgazmu.
Odetchnął głęboko, gdy było już po wszystkim. Jakby dotarło do niego o czym myślał. Ale myślał wciąż i nie czul wstydu. Posiedział jeszcze chwilę i wstał, opuszczając łazienkę. Z lekkim zdziwieniem i pewnym niepokojem uświadomił sobie, że mama wbrew swoim słowom jeszcze się nie pojawiła.

Kamila stała przez dłuższą chwilę skonsternowana, jakby nieobecna. Cała ta sytuacja, jacyś chłopacy za oknem, jej syn pod prysznicem a ona… Ona naga. To nie było normalne. I podziałało na nią w niezwykły sposób. A może raczej w zwykły. Zwyczajowy.
Czy mogą ją tam zobaczyć? Postarała przypomnieć sobie układ budynków. Wszystko wskazywało na to, że Mieszko miał rację. Po lewej był budynek stojący prostopadle i gdyby podeszła bliżej okna, to… Ale jeśli stała dalej to nikt niczego by nie widział. Gdyby podglądacz stanął na wprost okna, też nie, bo okno było za wysoko.
A więc te trzy metry w głębi, powinno wystarczyć. Tu nikt jej nie miał prawa zobaczyć. Może co najwyżej kawałeczek ciała.
Ze spokojem ponownie odkręciła wodę i skierowała ją na swe nagie ciało. Jak zwykle walczyły w niej dwie Kamile. Jedna kipiała z oburzenia, że za oknem trzydzieścioro uczniów liceum chce ją podglądać w tak intymnej sytuacji. Druga poczuła niezwykły dreszczyk emocji, dokładnie z tego samego powodu. I chyba jeszcze jednego, o którym na razie bała się myśleć.
Z upływem sekund coraz częściej kierowała strumień wody nisko. Między uda. Tak, była podniecona, ta cała sytuacja wyprowadziła ją z równowagi. Tam za oknem trzydziestu napalonych chłopaków czekało na to by zobaczyć jej nagie piersi a ona… Ona schowana centymetry dalej, masturbowała się gorączkowo.
To było niezwykłe uczucie. Doświadczała tego pierwszy raz. Przecież mogła się przeliczyć, chociaż dla pewności cofnęła się nieco głębiej, niż wychodziło z obliczeń i przylgnęła do murku. Tu już na pewno nikt nie miał prawa jej widzieć, ustawienie względem okna uniemożliwiało to. A jednak… A jednak wystarczała sama świadomość, że kilka metrów dalej czai się wataha wygłodniałych wilków, czekających na jej wpadkę.
Nogi poczęły drżeć, oddech przyspieszył. Z ust wydobył się cichutki jęk. Tam za oknem… A tutaj… Tu przecież przed chwilą miało miejsce równie erotyzujące wydarzenie. Jeśli nie bardziej.
Mieszko, jej syn. Jej własny, siedemnastoletni syn widział ją nago. Widział wszystkie szczegóły, za wyjątkiem rzecz jasna tego między nogami. Ale przecież to wystarczyło. Przez całe lata dbała, by nie dopuszczać do tak niezdrowych sytuacji. Często wahała się chodzić po mieszkaniu w samych majtkach i ostatecznie zdarzyło się to jej kilkanaście razy, gdy nie miała większego wyjścia. Ale to było wszystko. A dziś…
A dziś, przed chwilą, on wszedł tu i gapił się na nią. Patrzył pożądliwie, wyczytała to z jego oczu. Dlaczego? Nakręciła go jej sama nagość? A może inne sytuacje? Może stał tam z nimi i udzieliły mu się ich emocje? Nie wiedziała. Ale fakt był faktem. Pozwoliła się oglądać nago swojemu synowi. Poczuła to co zwykle w takich sytuacjach. Niezwykłą uległość. On ją w pewien sposób zdobył. W jakiś sposób zaliczył. Zaliczył widok swojej matki nagiej.
Rozumiała, że było to dla niego tak samo elektryzujące przeżycie, jak i dla niej. Choć pewnie dla niego jeszcze bardziej. Ona panowała na tyle, by się zamaskować, zresztą w owym momencie bardziej przejmowała się jego informacjami. A on oglądał ją nago. Bez skrupułów. Przynajmniej w późniejszej fazie zatracił je całkowicie.
Już dawno przestała drażnić się wodą. Teraz jej palce drażniły łechtaczkę i próbowały wśliznąć się wewnątrz jej cipki. Była wilgotna, więc wchodziły bez problemu, ale… Ale to nie było to samo co palce mężczyzny, którego w tej chwili zaczynało jej mocno brakować.
Przestała nawet myśleć o tłumie czekającym na zewnątrz. W myślach wyobrażała sobie jak penetrują ją dłoń mężczyzny. To w jakiś sposób doprowadzało ją do szczytów, choć nie aż tak jak by sobie tego życzyła. Chciała męskiej dłoni, ale czyjej…? Męża? Jego tu nie było. Parę metrów dalej, w domku, spokojnie czekał na nią jej syn.
Przyspieszyła ruchy czując zbliżający się finał. Przed swoimi oczami miała postać swego syna wpatrującego się w nią przenikliwie. Nie tak, jak przez siedemnaście poprzednich lat, na matkę, tylko jak na kobietę. Te jego nerwowe ruchy, równie nerwowy głos, jego rozpalone oczy…
- Aaaach…! – wydarło się z jej ust mimo woli, gdy ciałem wstrząsnął przeszywający dreszcz.
Przez kilkanaście sekund wracała do siebie. Do rzeczywistości. Zakręciła wodę, starając się nie zbliżać za bardzo do okna. Chyba wszystko się udało, nikt nie miał prawa jej widzieć. Tak sobie powtarzała. Narzuciła na swe ciało szlafrok, kierując się do wyjścia i gasząc światło.

- Na cholerę jej mówiłeś, co? – z niby pretensją w głosie odezwał się Tomek. Mieszko słusznie wyczuł raczej coś w stylu dogadania, niż faktyczną pretensję.
- Każdy by tak zrobił, każdy normalny. Nie przeginaj – odezwał się Denis nie do końca rozumiejąc intencje kolegi.
- Wiem przecież – ugodowo skwitował Tomek. – Ale jednak, szkoda… - zaśmiał się lekko.
Było niedzielne południe. Siedzieli w barze „Alladyn”, jednym z dwóch otwartych o tej porze. Stąd klientów nie brakowało. W tym licealistów, obecnych i byłych. Ciężko było swobodnie porozmawiać a Mieszko, który przysiadł się do kolegów minutę wcześniej, miał do kolegów tylko jedno, ale za to ważne, wręcz bardzo ważne pytanie.
- Dało się coś zobaczyć? – rzucił na pozór lekkim tonem, nie chcąc w żaden sposób zdradzić kolegom tego co siedziało mu w duszy.
- Nic – takiej właśnie odpowiedzi oczekiwał od Denisa. Poczuł, że kamień spada mu z serca. – W zasadzie to co sam widziałeś. Ona zniknęła i potem… Już się nie pojawiła.
- A tamci co? – zapytał mając na myśli reakcje podglądaczy.
- Obiecali, że przy najbliższej okazji cię wykastrują i twoimi jajami nakarmią najgorszego psa w okolicy – wpadł w słowo Tomek.
- No, może trochę się rozczarowali. Szczególnie, jak te dziesięć minut później światło zgasło no i wyszło, że nic z tego nie będzie.
Dziesięć minut? Co ona tam tyle robiła? Wzięła prysznic? Może uważała, żeby nie podchodzić pod okno, ale… A gdyby jednak oni coś wymyślili? Szalona… Chyba ją coś…
Zajął się śniadaniową porcją hamburgera. Niewiele rozmawiali pochłonięci pożywianiem się i dobrze. Nawet w tej sytuacji, w głowie miał tylko jedno. Wczorajsze wydarzenia i przede wszystkim widoki. Za nic nie chciały opuścić jego głowy.
Przypomina sobie różne wydarzenia z życia. Choćby to, jak raz wpadł do Tomka a jego matka była w pokoju i niczym nie skrępowana, w samych majtkach i koszuli prasowała coś tam.
Albo gdy był u Kuby i jego matka przyszła z pracy i w pokoju obok zaczęła się przebierać. Rzecz jasna nie kompletnie do naga, ale do bielizny. Ściągnęła z siebie spodnie i bluzkę, stojąc w samych majtkach i staniku. Oni z korytarza widzieli ją w całej krasie. I nic.
Przez te wszystkie lata nie był świadkiem takich sytuacji u siebie. Parę razy matka przeszła szybkim krokiem korytarzem w majtkach i koszuli. Gdy przebierała się po pracy, znikała w pokoju i zamykała drzwi.
A wczoraj… Ech, szkoda gadać, bo od tego wszystkiego zaczęła boleć go głowa. Ale w sumie, jak to będzie? Przejdą nad tym do porządku dziennego? Ciekawe, czy matka będzie chciała to jakoś skomentować.
W sumie dość zabawne. I na tym stwierdzeniu wolałby zakończyć cały temat rozmyślań, ale nie było mu dane.
Dwa stoliki dalej toczyła się ożywiona rozmowa. Świeżo upieczeni maturzyści rozmawiali ze sobą i od kilku minut temat zszedł na nauczycielki. Najpierw na Martę, potem na Kamilę.
- Nie słuchaj ich i nie przejmuj się – poradził mu Denis wiedząc co gra w duszy przyjaciela.
Ale nie dało się. Tym bardziej, że rozmowa zeszła na czuły punkt. Na wydarzenia z przedwczoraj. Czyli tańce a przede wszystkim taniec nauczycielki z Oskarem.
- Dzisiaj przyjdzie? Niedziela, może nie… - dywagował nażelowany Alek.
- Mam nadzieję, że będzie chciała dokończyć, to co zaczęliśmy – odparł chełpliwie Oskar, nie zdając sobie sprawy z pochmurnego spojrzenia jakie rzucił mu siedzący dwa metry dalej Mieszko.
- Ty już tak nie kozacz. Może i potańczy a potem grzecznie wróci do domu – starał się uspokoić kolegę czarnowłosy Adam.
- Powinieneś wiedzieć, że stać mnie na wszystko – nie ustępował Oskar. Na chwilę zamilkli. Wiedzieli, że tak było faktycznie. Chociaż chyba nie z Kamilą… Nie ten rozmiar kapelusza. A jeśli jednak…?
- Na wszystko, ale nie w tym przypadku. W najlepszym przypadku uniesiesz jej sukienkę wyżej, ale nie zdejmiesz – odpalił Adam.
- Właśnie, kto ma filmik z tego, bo nie widziałem? – zainteresował się ktoś.
- Alek ma. Będzie hit w liceum – zaśmiał się Oskar a i na twarzy pozostałych pojawiły się uśmieszki. Mieszko zacisnął zęby. Pięści też.
- Pokaż! – przy stoliku zapanowało lekkie poruszenie.
- Daj sobie spokój – zwrócił się do Mieszka tym razem Kuba. – Przecież to nie było nic takiego.
No tak, w końcu tylko trochę uniósł sukienkę matki w górę. Nawet nie do końca było wiadomo, czy ktoś zobaczył choćby malutki fragment bielizny. Ale jednak sam fakt, że ktoś się na to odważył. Chodziło przecież o jego matkę.
- Długi jest, gdzie to…?
- Czekaj, przewinę, o patrz zaraz…
- Oooo…! Ale nogi…!– rozległo się przy stoliku. Mieszko czuł, że się gotuje i… Nie wytrzymał. Zdecydowanie ruszył do przodu, przebił się do stolika maturzystów i nim tamci się zorientowali wyrwał telefon z dłoni Alka. Ten nie zdążył zareagować a komórka roztrzaskała się o podłogę baru.
Na sekundę wszyscy ucichli jakby zaskoczeni Potem Alek aż podskoczył, wstając gwałtownie z miejsca.
- Co ty kurwa odpierdalasz?! Będziesz płacił!
- Wybij to sobie z głowy frajerze – wzruszył ramionami Mieszko, nie zamierzając uciekać przed groźną miną starszego przeciwnika i niechętnymi spojrzeniami jego kolegów.
- Ach, tak? – wyższy od siedemnastolatka Alek, doskoczył do rywala, zamachując się pięścią, ale Mieszko był szybszy. Zrobił unik i sam z całej siły przywalił w nos przeciwnika.

Kamila nie mogła znaleźć dla siebie miejsca. Wciąż żyła wczorajszymi wydarzeniami. Wróciwszy do domku unikała spotkania z synem. Niemal od razu położyła się w łóżku. Ale długo przewracała się z boku na bok, by w końcu zasnąć.
Obudził ją trzask drzwi oznajmiający o wyjściu syna. To raczej dobrze, chociaż… Była już niedziela, napięcie trochę opadło. Pozostały wspomnienia z krępującej sytuacji. No cóż, czas leczy rany, obraz powoli będzie się zacierał, tak w umyśle Mieszka jak i jej własnym.
Choć, czy na pewno?
Starała się nie zaprzątać tym głowy, wynajdując sobie różne zajęcia, czy to telewizor, czy jakieś prace domowe, które mimo pobytu w ośrodku wypoczynkowym, zawsze się znalazły. Choćby pranie. Ale od czasu, do czasu przed jej oczami stawał obraz wczorajszego wieczoru. Ona pod prysznicem, naga przed synem.
W innych rodzinach pewnie przeszliby nad czymś takim do porządku dziennego, bo tak obiektywnie patrząc to cóż… Nie była to normalna sytuacja, ale wybitnie nienormalna też nie. Ale Kamila… Nie tak ją wychowywano i nie tak ona sama wychowała swoje dzieci. Temat nagości był raczej tematem tabu. Rzecz jasna jeśli chodziło o oglądanie nagich rodziców.
Dodatkowo pojawiło się jeszcze coś niepokojącego. Gen uległości. Zawsze pojawiał się w tego typu sytuacjach, gdy jakiś mężczyzna „wygrywał” z nią w pewien sposób w intymnej sytuacji. To rzecz jasna tyczyło się praktycznie zawsze tylko Daniela. Z wyjątkiem kilku drobnych sytuacji w młodości aranżowanych przez jej obecnego męża.
A teraz, sama poczuła to wczoraj. Gdy stała kompletnie naga przed ubranym synem a on gwałcił wzrokiem jej wszystkie intymne części ciała, wystawione na jego oczy.
I siedziało to w niej do dziś. Na czym to polegało? Trudno wyjaśnić. Ogólnie rzecz biorąc, jej syn oglądając ją nago, został w pewien sposób zwycięzcą. Zdobył punkt. Dołączył do tego grona nielicznych mężczyzn, którzy widzieli ją nago. Gdyby ograniczyć grono do tych, którym pokazała się nago zupełnie dobrowolnie, to byłby w nim w zasadzie tylko Daniel.
Wczoraj… Nie było to takie dobrowolne, ale tez nie pod przymusem dokonanym na niej. Mogła się zasłonić, wygonić syna jak najszybciej, kazać mu się odwrócić… A nie zrobiła tego. Przez kilkadziesiąt sekund gapił się na jej cycki, widział też jej tyłek, jej łono.
Ku swojemu niepokojowi, nawet przestraszeniu, lecz także i pewnej, ogromnie wstydliwej przyjemności, poczuła, że między udami robi się dość wilgotno.
Było praktycznie południe. Błąkając się po domku, w jeansowych spodenkach i koszuli, starała się myśleć o czymkolwiek, byle nie o wczorajszym wieczorze, gdy usłyszała trzask drzwi a potem kroki. Wiedziała kto to i poczuła pewne zmieszanie, ale gdy spojrzała…
- Coś ty zrobił?! – zapytała z osłupieniem, gdy zobaczyła swego syna z nieco zakrwawioną twarzą i koszulką.
- Nic – odburknął. – Daj mi coś do zakrycia tego…
- Ale co… Jak..? Czekaj, nie tutaj! Wychodź natychmiast, do prysznicy – zarządziła, sięgając do bagaży. W ciągu kilku sekund miała w ręce to co trzeba. Szybkim krokiem wyszła z domu, mijając kłaniających się grzecznie kolegów syna. Pobiegła za nim samym, widząc, że porusza się lekko chwiejnym krokiem.
- Chodź tutaj – nakazała mu, kierując się w stronę damskich prysznicy. Były bliżej, no i akurat w tych, rzadko ktoś przebywał. Tym bardziej w niedzielne południe. Nie myliła się. Pchnęła drzwi, rozejrzała się i wprowadziła lekko zamroczonego syna.
- Przecież to babski… - zareagował w końcu.
- Nikogo nie ma. I wczoraj ci to nie przeszkadzało – nieco zdegustowana widokiem dziecka w takim stanie, posłała mu małą złośliwość. – Teraz ściągaj koszulkę i mów co się stało!
- Nic… - mruknął, posłusznie ściągając górną część ubrania.
- Jak to nic? Sam się biłeś ze sobą? O co poszło? – nieco podniesionym tonem próbowała dociec prawy Kamila, kierując lekki strumień wody na twarz syna.
- A czy to istotne? On też oberwał i to mocniej – pochwalił się, jakby rzeczywiście miał komu. Może lepsze i to, niż zdradzać powody bijatyki.
- A tam? – zapytała, wskazując w kierunku spodenek syna. W tym miejscu też dostrzegła ślady krwi. – Co tam się stało?!
- Nic… Obtarłem się nieco kant stołu…
- I z tego poleciała krew? – zapytała podejrzliwie. – Powiesz mi w końcu co się stało?
Ślady krwi zniknęły z twarzy syna. Ale on sam nie za bardzo kwapił się do odpowiedzi. Widząc jednak czekającą stanowczo matkę, odpuścił.
- Oni śmiali się z ciebie – spojrzał prosto w twarz rodzicielki.
- Jak to śmiali? – zdumiała się nauczycielka, nie rozumiejąc. – I jacy oni?
- Oni. Puszczali sobie filmik z piątku, na którym Oskar cię obmacywał i zadzierał sukienkę w górę – wyjaśnił rzeczowo przez zaciśnięte zęby.
Kamilę zatkało. Poczuła jak na jej twarz wypływa solidny rumieniec. Tyle informacji naraz… Oni się nabijali, nawet nagrali filmik… A jej syn się wkurzył i stąd wynikła cała awantura.
To wszystko przez nią. Spuściła wzrok.
- A tamci…? – zapytała spokojniej.
- Co tamci…? No dostali. Znaczy, w sumie jeden. Poważnie… ale nie jakoś wybitnie poważnie… - wytłumaczył mało elokwentnie.
Kamila znów milczała przez kilka sekund trawiąc w myślach to co usłyszała. Acz, w tym stanie jej mózg pracował trochę wolniej.
- Ściągnij te spodenki, trzeba to zobaczyć – wskazała palcem w dół.
- Niczego nie ściągnę – zaperzył się syn.
- A dlaczego? Masz tam jakąś ranę, to może być groźne.
- Nie będę się rozbierał przed… - nie dokończył, bo wojowniczy ton go opuścił.
- Przecież twoją matką jestem, nie wstydź się – spróbowała go nakłonić pojednawczym tonem.
- To ty też się rozbierz – usłyszała w odpowiedzi. Osłupiała na moment.
- Mieszko, nie zachowuj się jak dzieciak, tylko ściągaj majtki! – nakazała bardziej stanowczo.
- To ty ściągnij swoje – odparł rezolutnie.
- O co ci znowu chodzi? – czuła jak nerwy mieszają się z bezradnością
- O nic. Ściągnij majtki, mamo.
Wzięła głęboki oddech. Ostatnie kilka minut znów zakłóciły porządek w umyśle. Choć faktycznie, takowy zniknął przecież ileś tam godzin wcześniej. Tak, czy inaczej, nie wiedziała czy zachować się bardziej kategorycznie, czy łagodnie.
- Czy ty nie przesadzasz? – postawiła na średnio twardy ton. – Będziesz tak stał z krwawiącym podbrzuszem? Jakoś wczoraj widziałeś mnie nago – spojrzała uważnie w twarz syna, starając się wypowiedzieć te słowa normalnym tonem.
- I jakoś wczoraj ci to nie przeszkadzało – sprytnie odwrócił ripostę sprzed dwóch minut Mieszko.
- I to jest twoja odpowiedź? Nie rozbierzesz się?
- Rozbiorę, jeśli ty też.
- Mieszko… Zdejmij te spodenki… - poleciła spokojnie, acz kategorycznie.
- Zdejmij majtki, mamo!
Krew wzburzyła się, gdy do uszu Kamili dotarł głos upartego syna. Wiedziała jaki jest. Upierał się często, nieważne, czy w mądrzejszych sytuacjach, czy głupszych. Taki był i wiedziała, że negocjacje zostały zakończone.
Spojrzała na syna. Mieszko stał twardo z rękoma założonymi na nagą klatkę piersiową i wojowniczym wzrokiem wbitym w matkę. Jego, dość krótkie włosy koloru ciemny blond, jego twarz podobna do oblicza ojca. I silne oczy wpatrujące się z uwagą, jak niemal nigdy wcześniej. Półnagi, z zakrwawionymi spodenkami, z tym zabójczym wzrokiem, wyglądał jak Bóg wojny. No i biorąc pod uwagę to czego dokonał kilkanaście minut wcześniej, takowym wydawał się jeszcze bardziej.
Kamila poczuła jak uginają się pod nią nogi. Nie wiedziała, czy to pod wpływem wczorajszych wydarzeń, czy z powodu nadmiernej troski o syna, czy z powodu jego hipnotyzującej postawy. Nie wiedziała, ale…
Ale wstrzymując oddech, skierowała dłonie w dół i chwytając koszulę ściągnęła ją z siebie. Nie mając odwagi by spojrzeć w twarz wyczekującemu synowi, rzuciła ją na murek. Pod spodem nie miała stanika a jej sutki… Stwardniały. Nie czekając ni sekundy, pochyliła się ścigając spodenki a potem majtki.
Nie była w stanie opanować ogarniającej jej ciało potężnej fali wstydu. Nie odważyła się spojrzeć w oczy synowi, udając, że jej twarz zasłaniają długie włosy. Czując się naga jak nigdy wcześniej, natychmiast przyklęknęła przed Mieszkiem. Wszystko to trwało króciutki momencik, ale nie miała wątpliwości, że po raz drugi tego weekendu mógł ogarnąć wzrokiem jej piersi, jej łono…
Boże, co ją popchnęło…?
To już było nieistotne. Skoro powiedziała A… Klęcząc przed synem, chwyciła jego spodenki i bezceremonialnie ściągnęła w dół, jakby chcąc zachować resztki pozorów, kto tu jeszcze rządzi. Wyczuła opór chłopaka, który cofnął się o pół kroku i położył swe dłonie na bieliźnie.
- Przestań – mruknęła cicho, niby oschle, tak aby nie zauważył żadnych emocji, które kipiały w jej wnętrzu.
Usiłowała skupić się na ranie, ale w tej sytuacji, o tak emocjonalnym ładunku, jej spojrzenie uciekało w lekki bok. Dosłownie kilka centymetrów przed jej twarzą miała penisa jej własnego dziecka. Gdy miał lat trzy, cztery, siedem… To było normalne, ale teraz był już to penis siedemnastoletniego chłopaka. Licealisty. No i był jeszcze jeden problem.
Penis nie sprawiał wrażenia zwisającego swobodnie. Unosił się lekko. To nie była erekcja jako taka, ale jej początki na pewno.
Jakby tych wszystkich dziwnych, wnerwiających, upokarzających, erotyzujących sytuacji było mało, to… Tak, znajdujący się jakieś trzy centymetry od jej twarzy, penis Mieszka powoli zaczął nabierać rozmiarów.
Z trudem skupiła się na ranie. To wszystko okazało się niewarte zachodu. Był tam jakiś obrzęk, jakieś nacięcie na łonie syna. W zasadzie żadna interwencja nie była potrzebna, krew była zaschnięta. Wynikało z tego, że Mieszko mówił prawdę, jakieś poważniejsze otarcie się może o ostry kant w trakcie szamotaniny i lekka rana. Która poczęła się zabliźniać.
Poczuła lekką ulgę. I coraz silniejsze, wręcz olbrzymie już skrępowanie. Wpływ adrenaliny słabł, do głosu dochodził mózg. I on uświadamiał jej, co tu się dzieje. To, że klęczy w damskiej sali prysznicowej przed nagim synem, którego penis sterczał już wyraźniej. Klęczy i sama jest jeszcze bardziej naga, niż on. Jest kompletnie naga.
To wszystko docierało do niej, uderzając w mózg jak młot. Oględziny zostały zakończone i co teraz? Wstanie, jak gdyby nigdy nic się ubierze a jej syn znów będzie się gapił na jej gołą dupę?
Zachwiała się na nogach i jej policzek otarł się o twardniejącego penisa. Zamknęła oczy, czując kolejną falę rumieńców na swej twarzy. Gdyby Mieszko cos powiedział… Ale milczał.
Czując coraz szybsze bicie serca przejechała jakby od niechcenia po jego udach. Dość ładnie opalonych, lekko, pociągająco owłosionych, lekko umięśnionych… Ale teraz te uda były twarde jak stal. Mieszko stał na wyprostowanych nogach i to pewnie dlatego.
Zawsze lubiła męskie nogi. Oczywiście ideałem w tej kwestii był jej mąż. Co jak co, ale nogi miał naprawdę pociągające. Podobało się jej to, gdyż kochała robić mu loda. A gdy ten penis znajdował się w sąsiedztwie tak atrakcyjnej części ciała, obciąganie było jeszcze bardziej kuszące. I smakowite.
Czuła jak zaczyna drżeć. Dlaczego akurat w tym momencie pomyślała o tym?
Nie mogła się opanować, nie mogła… Raz jeszcze przejechała dłonią po naprężonych udach syna. I znowu… Niby zachowując jakieś pozory jakiegoś badania. Ale… Ale ani ona w to nie wierzyła, ani on pewnie też.
Jak na złość przypomniała sobie wczorajsza sytuację, jego wzrok, jego oczy gwałcące jej nagość. I teraz… Oboje byli nadzy a on stał przed nią na swych kuszących, bardzo seksownych nogach, z będącym w stanie pół wzwodu penisem.
Przypomniała sobie także dlaczego oboje tu są. On, jej syn, ratował jej godność, honor, dobre imię. Stanął w jej obronie i polała się krew. Poczuła ciarki na swym ciele.
Czuły jak usta wyschły w ciągu chwili. W końcu oficjalnie odważyła się zerknąć na członka swego syna. Oficjalnie. Jej ręka skierowała się w jego stronę jakby przyciągana jakimś niewidzialnym magnesem. I dotknęła go. Jakby coś sprawdzała. Czuła idiotyzm tej sytuacji, ale nic nie mogła na to poradzić.
Co gorsze, z bijącym jak bęben sercem, poczuła bezradnie, że nie jest w stanie się od niego oderwać.
Nawet nie odważyła się spojrzeć w górę, w oczy swojego syna. Patrzyła tylko nieporadnie na to co robi. Na to, jak go obejmuje. Jak raz, drugi, trzeci przejeżdża swą dłonią po jego coraz silniej sterczącym penisie.
Jak go masuje.
Patrzyła jak zahipnotyzowana nie czując w sobie wystarczającej siły do przerwania tej czynności. Jedyną opcją ratunku było już tylko jedno.
Przesunęła głowę delikatnie w bok. Sterczący penis syna znalazł się dokładnie na wprost jej ust. Rozchyliła je i powoli przesunęła swą głowę w przód. Poczuła niezwykłe ciepło i to, że serce ma zamiar wyskoczyć na zewnątrz. Zamknęła usta. Miała go w środku.
Dotarło do niej, że w tej niewiarygodnej wręcz chwili, wyłączenie myślenia jest najbezpieczniejszą opcją. Czyniła nadludzkie wysiłki by do tego doprowadzić. Nie do końca się udało.
Wiedziała, że jej twarz jest już czerwona jak oblicze Indianki urodzonej w imperium Inków. Poczuła niezwykle silny stopień uległości i poniżenia. Nic dziwnego. Tym co właśnie robiła przekroczyła wszelkie normy, wszelkie bariery.
Dziękowała swojemu synowy za obronę w ośrodkowym barze, obciągając jego kutasa. Ale to nie było tak. Nie. Robiła to z uczuciem, z prawdziwą miłością. Robiła bo chciała, bo przede wszystkim…
Jego penis smakował niezwykle. Im dłużej przesuwała po nim swe usta, tym bardziej czuła, że za żadne skarby nie będzie chciała go wypuścić. Nie, nie ma takiej możliwości… Ten, sterczący już chyba maksymalnie członek, sprawiał w jej ustach taką rozkosz, że poczuła między udami straszliwą wręcz wilgoć.
Do otrzeźwienia nie doprowadziły nawet wychodzące z jej ust cichutkie pomruki świadczące o kompletnym oddaniu się tej czynności. Nie umiała ich powstrzymać. I nie umiała przestać obciągać.
Z zamkniętymi oczami, z czułością, z namiętnością, z najprawdziwszą pasja, na jaką było ją stać, kochała się z penisem swojego syna. Tak, to była prawdziwa miłość. Zatraciła się w tej czynności i czuła, że mogłaby to robić wręcz godzinami.
Ktoś mógł wejść praktycznie w każdej chwili. Ale do niej to nie docierało. Robiła wszystko, byle tylko synowi nie przyszło do głowy wyjść z jej ust przed finiszem. Ale nie przyszło. Oddałaby pół życia, by wiedzieć co on teraz czuje. Ale milczał, może porażony całą sytuację. Jedyną oznaką jego stanu, był tylko twardy, śliski, gorący penis w ustach matki. Tak gorący, iż Kamila pomyślała, że zwariuje. Takiego uczucia nie doznała od wieków. Ba, czy kiedykolwiek doznała? Czy mogło być coś piękniejszego, niż rozgrzany członek własnego syna, z którym się kochała?
Z olbrzymia miłością, ustępującą coraz bardziej pewnej panice, poczuła zbliżający się finisz. Jeszcze bardziej przyspieszyła swe ruchy. Nie wypuszczała penisa z ust. Za żadne skarby! Miał się spuścić w jej ustach a ona nie miała ochoty pozwolić na utratę choćby kropli nasienia! Konsekwentnie, niesiona niemal wszystkimi hormonami, nie czując prawie w ogóle zmęczenia, przyjęła w swoje zaciśnięte na członku usta cały ładunek spermy. Ręce Mieszka, które krótko przed tym momentem zaczęły zaciskać się lekko na jej głowie doprowadziły ja niemal do obłędu.
Usłyszała drżący jęk. Otworzyła oczy. Widok, który przyjęła z rozkoszą, zaczynał przywoływać ją do rzeczywistości. Wbity w nią wzrok syna, tak pobudzał krążenie krwi, jak i uświadamiał co tu się stało.
Nie wytrzymała. Spuściła wzrok i pozbierała swe rzeczy. Nie mówiąc ni słowa, zaczęła się ubierać, czując, że chce wyjść jak najszybciej. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywało, ubieranie się rozbitej pod każdym względem Kamili, szło nieporadnie i świadomość, że nieustannie świeci gołym tyłkiem i nie tylko, przed synem upokarzała ją jeszcze silniej.
W końcu jednak dopięła swego i nie oglądając się za dzieckiem, opuściła salę.

- Nie wiesz, gdzie jest mama? – zaczepiła go Oliwia, podchodząc na plażę. Chyba jako jedyna z wszystkich dziewcząt chodziła po piasku ubrana w jeansy. Była jeszcze bardziej pruderyjna, niż… Matka? Tak wychował ją ojciec.
- Pewnie siedzi u Michalakowej, byłaś?
- Nie no, aż tak mi nie zależy… Pytam tylko, bo domek zamknięty.
- No to nie wiem.
- A poza tym… Będziesz dzisiaj na dyskotece?
- Czemu pytasz?
- Nie umiesz odpowiedzieć na proste pytanie? No dobrze… Może ktoś chciałby, byś tam był? – siostra uśmiechnęła się lekko.
- Kto niby? – czuł, że zna odpowiedź.
- Phi, przyjdziesz, to się dowiesz – siostra usiłowała wzbudzić w nim ciekawość.
- No to nie przyjdę – nie dał się.
- Jak tam chcesz… Siedź sobie tu do jutra.
Odwróciła się odchodząc w dal a Mieszko rzucił na nią spojrzenie. Była podobna do matki, ten sam typ urody. Może trochę bardziej delikatny. Ale jednak. Też zaczynała mieć jakieś małe grono fanów, choć starała się nie afiszować ze swoją urodą, ubierając byle jak.
Domyślał się, ze siostrze chodziło o blondynkę średniego wzrostu, Angelikę. Całkiem fajną dziewczynę, choć trochę bez fajerwerków. W sumie nieważne. Po głowie chodziła mu całkiem inna kobieta.
Tak jak wczoraj zastanawiał się nad tym, jak będą wyglądać relacje z matką po tym jak widział ją nago w sali prysznicowej, tak tamto wydarzenia zbladło całkowicie wobec dzisiejszego z okolic południa. Mimo, że sytuacja z oczywistych powodów tkwiła w jego mózgu jak kleszcz, nie miał sił o niej rozmyślać. To przekraczało jego możliwości.
Godziny wlekły się. Nie wiedział co ze sobą robić. Błąkał się po plaży, grał trochę w kosza z kolegami, ale zupełnie nie miał do tego serca. Niemal w ogóle się nie odzywał.
Wyczekiwał ciężkiej nocy i jutrzejszego powrotu do domu. Ale przedtem była jeszcze wieczorna impreza w tradycyjnym miejscu i coś mu mówiło…

Siedziała trochę u koleżanki z pracy. Dobrze, że pojawił się też kolega, gdyż to sprawiało, że pogaduszki nie miały charakteru monologu. Niewiele się odzywała, chociaż momentami łapała jakiś dryg, uwalniając się od natłoku myśli. Ale prędzej, czy później one wracały.
Z biegiem godzin myśli przybierały logiczny tok. Przynajmniej z jej punktu widzenia. Wszystko zaczęło się od jej tańców. Z tego wyłoniła się awantura, która doprowadziła do sytuacji pod prysznicem. Czyli winni byli wszyscy. W sensie – ona i niedawni maturzyści. Mieszko najmniej.
Z coraz większą złością myślała o zachowaniu chłopaków. Nie powinni byli, ale czegóż można było oczekiwać? Stado napaleńców, gotowych zrobić wszystko by poobracać jedną z największych dup, jakie w życiu widzieli. Tak, trzeba odrzucić fałszywą skromność i przyjąć opinie, które słyszała praktycznie od gdzieś od trzydziestu lat.
No więc… Wyjście było jedno. Pokazać im się tak, że oczy wyjdą na orbit, ale nie dać się dotknąć. A może właśnie dać? Ale tylko tak trochę a potem trzasnąć drzwiami i podziękować za bliskość.
Usiadła. Makijaż. Mocniejszy, niż zwykle. Nie taki oczojebny, ale jednak wyrazisty. Podkreślić swoje i tak podobno zniewalające oczy. Jeszcze tusz do rzęs. I szminka.
Przejrzała zawartość walizek. Już wiedziała. Odsłoni trochę ciała, ubierze się najbardziej sexy jak się da. Sexy, ale z klasą. Stojąc w swym pokoju w czarnej bieliźnie i samonośnych pończochach przygotowywała się do akcji. Wyciągnęła sukienkę, potem drugą. Włożyła tą, jej zdaniem fajniejszą i przejrzała przed lustrem. OK, OK… Jest dobrze, jest sex, jest czar, jest powab…
No to do dzieła.

Zabawa trwała już którąś godzinę a uśmiech nie schodził z jej twarzy. Wyrzuciła z pamięci to do czego doszło w południe i bawiła się świetnie. No… Przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Nawet Marta, koleżanka z pracy, wychowawczyni klasy, w której uczyła się dwójka jej dzieci, jakoś przygasła, jakby kierowana pewną zazdrością. A może po prostu czuła się przytłoczona blaskiem bijącym od pięknej koleżanki.
Kamila zachowywała się swobodnie. Wiedziała, że jej uśmiech przyciąga spojrzenia i nie tylko. Przy stoliku było dość tłoczno. To jakieś uczennice, to uczniowie. Po prostu zabawa. Jakieś drobne problemy, jakieś pytania, jakieś nieśmiałe zaczepki.
Eksportowała swój uśmiech na wszystkie strony, jakby sama prowokując chłopaków do zbliżenia się, do tych zaczepek. Swobodnie wystawiła swoje długie nogi na publiczny widok. Niech patrzą, niech się ślinią. Tyle mogą.
Po pierwszym drinku, pozwoliła sobie na wyjście na parkiet. Bez towarzystwa, bo chłopacy widocznie nie mieli takiej śmiałości jak przedwczoraj. Trudno, mogła się bawić sama ze sobą. Uczniowie zlecą się prędzej, czy później.
I nie myliła się. Kilka chwil później, w pobliżu zrobiło się trochę ciaśniej. Jakieś uczennice, ale przede wszystkim uczniowie. Nie za blisko, ale jednak tak, że dało się wyczuć ich obecność. Jakieś odgłosy, śmiechy, jakiś okrzyk próbujący się przebić przez płynącą z głośników muzykę.
Nie zwracała na nich uwagi, zatracając się w tańcu, z delikatnym uśmiechem na ustach. I po kilkunastu minutach, rozgrzana już wróciła do stolika.
Powtórzyła ceremoniał. Jeszcze jeden drink. Wiedziała, że nie zaszkodzi, spokojnie. Chwila rozmówek o wszystkim i o niczym z Martą, Markiem i przygodnie pojawiającymi się w pobliżu podopiecznymi. Nogi wystawione na widok imprezowiczów, niedbały gest poprawiający fryzurę, roześmiane oczy spoglądające dookoła niby bez celu. To musiało zadziałać i gdy dopiła drinka, wykonując kilka ruchów pozorujących chęć wyjścia na parkiet pojawił się Adam rzucający luźną propozycję wspólnych pląsów. Z uwodzicielskim spojrzeniem i szerokim uśmiechem na twarzy nie odmówiła.
A potem… Potem Marcin, Alek, Michał… Tak jak przedwczoraj. Ci najodważniejsi. Trzymali się na dystans, bo tak im zasugerowała nie musząc zresztą mówić ani słowa. Czuła się rozgrzana i adorowana. Znów w małym tłumku swoich fanów. Nie widząc własnego stolika.
Gdzie właśnie do przygotowanego dla niej trzeciego drinka, o którego przed wyjściem poprosiła Marka, ktoś dolał większą porcję wódki.
I gdy rozgrzana po dwudziestu minutach powróciła na swe miejsce nie dostrzegła różnicy. Może poprzez nastrój, może poprzez pewną zagwozdkę dotyczącą braku tego największego szkolnego przystojniaka, Oskara. Tego, który poniekąd był głównym winowajcą ostatnich zdarzeń między nią a…
Stop.
Nieważne, gdzieś tam wcześniej śmignął na boku a teraz… Teraz, to znaczy przed chwilą bawili się z nią inni. On nie. Czyżby wyczuł coś? Niepodobno, przecież nie brał bezpośredniego udziału w tym zajściu, więc nie miał powodów do obaw.
Było już po północy, większość trzeciego drinka znajdowała się już w żołądku. Kamila czuła, że dotarła do granicy, gdzie nogi jeszcze niosą, ale głowa powoli zaczyna ciążyć. Czyżby przeholowała?
Nie… Wzięła się trochę w garść i ostrożnie wstała. Dobra, ostrożność nie była potrzebna. Nogi lekko się uginały, ale wciąż pozostawały sprawne. Zrobiła lekkim, tanecznym krokiem krótki dystans, gdy pojawił się on.
- Pani profesor… Dzisiaj nie mieliśmy jeszcze okazji – jego uśmiech był jeszcze bardziej sympatyczny, niż zazwyczaj.
Zawahała się przez sekundę. Musi być pewna siebie, swoich myśli. Ale przecież jest…
Przynajmniej tak jej się wydawało.
Bo tak było raczej przez kilka pierwszych taktów. Oskar trzymał się na dystans, ale ona rozumiała, że to taka gra wstępna. Gra, którą wydawała się prowadzić a tymczasem po kilku minutach straciła przywództwo.
Bo Oskar krok po kroku, sekunda po sekundzie osaczał ją coraz bardziej. I co gorsze Kamila nie potrafiła odpowiednio zareagować. Dlaczego? Czuła, że traci trochę kontakt z rzeczywistością. Chyba jednak za dużo tych drinków.
Dlatego zaczęła poruszać się nieco wolniej, ostrożniej. Ale może właśnie dlatego Oskar nie miał problemów by znaleźć się blisko niej. Położyć ręce na jej biodrach. Grzecznie, bez jakichś przykrych niespodzianek. Ale czuła jego dotyk, jego zapach i jego oddech. Gorący.
Jej zresztą też robiło się gorąco. Przecież temperatura była wysoka. Do tego drinki no i towarzystwo najprzystojniejszego ucznia w liceum.
Postarała się uśmiechnąć uwodzicielsko. Zachęciła go tym do jeszcze bliższego kontaktu, jego pierś zetknęła się z biustem Kamili. No, no… Nie przesadza? Nie. Dać mu dużo, niech się rozpali jeszcze bardziej a potem… Pstryk w nos i do widzenia.
Ale teraz on prowadził a ona mu pozwalała. Na to by jego dłonie zsunęły się o centymetr, dwa. By jego usta przesunęły się już wręcz w milimetrowej odległości od jej twarzy. Oj, bo zaraz pozostali wycieczkowicze będą mieli ubaw a raczej temat do pikantnych rozmów. Jeżeli już nie mają.
Jeszcze chwila, jeszcze minuta, dwie. Niech się rozpali jeszcze bardziej. A szum w jej głowie ustąpi bardziej trzeźwemu myśleniu.
Ale nie ustępował. Za to jeszcze bardziej ożywiły się zmysły, pobudzone nęcącym zapachem tego młodego playboya. Nagle ogarnął ją jakiś żal, że to przecież może ostatni raz w życiu, gdy ma przy sobie takiego przystojniaka. Przecież młodsza już nie będzie.
Nie. Stop. Nie ma miejsca na sentymenty. Postanowiła zebrać się w końcu w sobie, gdy poczuła jak dłonie niedawnego ucznia zaciskają się na jej biodrach coraz silniej a jego głowa pochyla się w kierunku szyi. Dość, to już przesada.
- Wystarczy – wygłosiła prosto w ucho Oskara i z pewnym trudem wydostała się z jego objęć. Ale krok nie był już tak pewny. Dodatkowo nie zauważyła, że w trakcie tych zalotnych tańców zbliżyła się za mocno do któregoś stolika. Nie kontrolując się, machnęła ręka, trafiając w jakąś szklankę. Nim zorientowała się, jej zawartość znalazła się na sukience i rajstopach.
- A niech…! – zaczerwieniła się zawstydzona. Całe szczęście, że nie upadła czy coś, bo to już byłaby kompromitacja na oczach takiej publiczności. A tak, mogła to zwalić na karb nieszczęśliwego przypadku.
Rozejrzała się mało dyskretnie. No tak, poczuła na sobie sporo spojrzeń. Niedobrze. To oznaczało jedno.
- Cóż, koniec imprezy – mruknęła i zbierając się w sobie, ruszyła w stronę swojego miejsca starając się za wszelką cenę utrzymać prosty krok. Wzięła torebkę i zamieniwszy kilka rozładowujących sytuację słów z obecnymi na miejscu i Markiem i którymś z uczniów ruszyła w stronę domku wypoczynkowego.
- Odprowadzę panią – zaoferował się Oskar.
Spryciarz. Nie szedł do stolika, tylko poczekał przy wyjściu z tego niby lokalu. Tak, by nie narazić się na jakąś śmieszność w przypadku odrzucenia prośby. Ale Kamila nie chciała być miła.
- Oskar, dziękuje, ale dojdę spokojnie, to nie jest daleko.
- Mimo to przejdę się, nie lubię zostawiać swoich tanecznych partnerek samych w potrzebie – wyrecytował.
Spryciarz. Wyszli a Kamila dzięki szumiącej głowie dopiero po kilkunastu krokach zorientowała się jak to wyglądało. Ano tak, że opuściła imprezę w towarzystwie dziewiętnastoletniego, zabójczo przystojnego ucznia. Na oczach wszystkich wychowanków i innych.
Chcąc nie chcąc przyczyniła się do małego triumfu Oskara. Poczuła pewną złość, ale było już za późno.
Hah, ciekawe, czy ten drań na coś liczył?
Oby, bo jeśli tak, to odprawa zaboli go mocniej.
Te może trzysta metrów to nie było daleko, ale z oczywistych względów Kamila nie forsowała tempa. To dało okazję Oskarowi do tego by użyć swej mocy i nieco rozładować atmosferę. Kamila z uznaniem stwierdziła, że nawet potrafił ją doprowadzić do szczerego uśmiechu jakimś zabawniejszym tekstem.
Ech, może gdyby była młodsza, z innymi zasadami. A w zasadzie bez nich… Ale nie teraz. Mimo, że w głowie wciąż szumiało.
Chyba za dużo o nim rozmyślała.
- Dziękuję Oskar – przyszedł jej moment, gdy dotarła przed drzwi. Sięgnęła do torebki po klucz, znalazła i przekluczyła. – Możesz wracać.
Ale ten nawet się nie ruszył. A w zasadzie wręcz przeciwnie, ruszył, ale zbliżając się o krok do nauczycielki.
- Chciałem powiedzieć, że bardzo dobrze się bawiłem w pani towarzystwie – stwierdził swobodnie, licząc pewnie, że jego bliskość, zapach i wzrok skierowany prosto w oczy nauczycielki doprowadzą do jakiegoś cudu.
W sumie to doprowadziły, bo Kamila poczuła nieco szybsze bicie serca, ale uśmiechnęła się z wyższością i pewną złośliwością wiedząc, na co sobie może pozwolić a na co nie.
I już miała odpowiedzieć, coś w stylu „było bardzo przyjemnie, ale teraz do widzenia”, gdy nagle przyszło jej do głowy, by podpuścić go jeszcze bardziej, co zwiększyłoby późniejsze rozczarowanie.
- Wiesz… - stanęła frontem do adorującego ją chłopaka, opierając się o drzwi, niczym bezbronna, kokietująca dziewczyna. – Mnie również było dobrze w twoim towarzystwie – posłała Oskarowi lekki uśmiech, unosząc przy tym jedną nogę, tak, aby obcas obuwia oparł się także o drzwi. Taka poza musiała działać na młodzieńca. Zbliżył się jeszcze bardziej.
- Przeziębi się pani w tej mokrej sukience, powinna ją pani zdjąć – zniżył nieco głos, by brzmiał bardziej zmysłowo. Kamila, jakby pod jego wrażeniem otworzyła oczy szerzej.
- Zdejmę – wyszeptała, będąc tak blisko twarzy niedawnego ucznia, że czuła jego oddech, tak jak i pewnie on jej. – Wobec tego pozwolisz, że w tym miejscu się rozstaniemy – nie ruszyła się jednak, czekając na reakcję Oskara.
Jeszcze nie teraz, jeszcze zabawa jest przednia. Tym bardziej, że znów poczuła szum w głowie.
- Może pani w tym pomogę – mruknął równie zmysłowo jak poprzednio i sięgnął dłonią w dół. Ne, tak się nie zdejmowało sukienki, on po prostu bezczelnie zaczął zadzierać ją w górę.
- Dość – uznała, że na tym faktycznie należy zakończyć zabawę. – Dam sobie z tym radę sama, możesz wracać.
Z tymi słowami spróbowała odwrócić się w kierunku domku, ale nie zdążyła. Rozpalony chłopak błyskawicznie chwycił ją za ręce, krzyżując je nad głową nauczycielki. Piwo w jego dłoni spadło na beton, po drodze wylewając się na sukienkę.
Serce w piersi Kamili uderzyło mocniej. Stary chwyt polegający na kopnięciu agresora w genitalia nie wypalił, bo Oskar przylgnął do niej całym ciałem. Kamila poczuła się osaczona. Nie mogła nic zrobić. A chłopak, przytrzymujący jedną swoją dłonią jej ręce w górze, drugą sięgnął w dół, próbując zadrzeć w górę jej sukienkę.
Poczuła w głowie nie tylko wzmożony szum, ale i lekką panikę. Była niezbyt trzeźwa a zatem podwójnie słabsza a on wręcz przeciwnie, silny i agresywny. Kompletnie zniewolona naporem jego ciała, poczuła jak dłoń Oskara wciska się między jej zaciśnięte uda.
I gdy zaczęło do niej docierać, że sytuacja robi się naprawdę niebezpieczna, poczuła jak nagle napór znika. Oszołomiona, jakby z sekundowym opóźnieniem widziała to, co rejestrował mózg. A zarejestrował Oskara oderwanego od niej i rozkładającego się bezradnie na betonie. A potem…
- Wypierdalaj! – słowa zdyszanego syna docierały do niej, jak przez mgłę. Ciężko oddychająca Kamila z trudem rejestrowała wydarzenia. Powoli zbierającego się z ziemi Oskara, wyraźnie nabuzowanego, ale jednocześnie obawiającego się konfrontacji z równie naładowanym Mieszkiem.
Nim cokolwiek zdążyło do niej dotrzeć, była już wewnątrz mieszkania, wepchnięta doń przez syna. Zamknął drzwi na klucz i stanął za nią, jakby nie wiedząc co zrobić. Ich spojrzenia spotkały się. Jego pochmurny wzrok wstrząsnął nią. Ale chwilę później, bardziej dokuczliwe stało się mokre ubranie.
- Ach… - mruknęła lekko, zamykając oczy i rozpinając sukienkę. Nie chciała za bardzo tutaj, ale wilgoć stała się dokuczliwa a ona, oszołomiona alkoholem miała problemy z stawianiem kolejnych kroków.
Niecierpliwie rozpinała zamek, ale w końcu dokonała tego. Sukienka opadła w dół. Poczuła lekką ulgę.
- Dobrze jest ci z tym, gdy przynosisz mi wstyd? – usłyszała za sobą mocne słowa, wypowiedziane z lekką wściekłością, zmieszaną z rozczarowaniem i żalem.
Odwróciła się. Zobaczyła swego syna, może metr obok. Stał, niczym zwykły nastolatek z jednej strony. I bohater, który ratował ją już drugi raz w ciągu dwóch dni z drugiej. A zasadniczo, chyba nawet trzeci.
Co za kochany chłopak…
Poczuła się potwornie źle z tymi słowami. Jakby dopiero teraz dotarło do niej, czterdziestopięcioletniej kobiety, nauczycielki z wieloletnim stażem, że jej zachowanie wcześniej ale przede wszystkim teraz, miało prawo i wręcz powinno spotkać się z krytyką dziecka.
Stała na wprost niego z opuszczonymi dłońmi, nie wiedząc do końca jak zareagować. I przypominając sobie, że przecież pod sukienką… Owszem na dole miała i pończochy i majtki.
Ale na górze nic.
I nie była w stanie zrobić nic, by się zasłonić. I mimo, że szumiało jej w głowie, czuła, jak jej sutki pod wpływem stalowego wzroku syna twardnieją.
- Przepraszam – powiedziała cicho, z trudem robiąc pół kroku wprzód. – Nie chcę przynosić ci wstydu. Jak mam cię przeprosić?
Znów zrobiła pół kroku, zbliżając się do syna, jakby chciała się przytulić. Albo po prostu ukryć swoje nagie piersi wystawione bezwstydnie na wzrok syna.
Ale nie zdążyła. To Mieszko przejął inicjatywę. Nim jej szumiąca głowa zdążyła zarejestrować co się dzieje, zobaczyła swego syna wpijającego swe usta w jej sterczące sutki.
Panika, wstyd, zażenowanie, cokolwiek… Nie zdążyły zaistnieć. W to miejsce pojawiło się uczucie olbrzymiej miłości do syna i olbrzymia rozkosz, którą jej, jego usta sprawiały.
Z ust Kamili wydobył się cichy, ale niemożliwy do powstrzymania jęk.
- Mieszko – szepnęła z trudem, jakby wbrew sobie chciała go powstrzymać, ale on nie reagował. Ssał jej sutki a Kamila pomyślała, że zaraz oszaleje.
Kompletnie oszołomiona poczuła, że traci równowagę. Zachwiała się na nogach i wtedy ją puścił. A ona upadła na jedno kolano. Potem drugie.
Świat wirował, nie rozumiała co dzieje się wokół. Przeżycia ostatnich dwóch minut zawróciły jej w głowie, sprawiły, że niemal straciła świadomość. Z trudem podczołgała się w przód, opierając dłonie i głowę na krawędzi łóżka. Ale nie miała sił wejść na nie. Na czworakach opierała się o łóżko.
Ale tylko przez sekundę.
W mgnieniu oka wyczuła ruch i lekki hałas za sobą. A w drugiej sekundzie dłonie na swoich biodrach. Dłonie syna chwytającego jej majtki i gwałtownie ściągające je w dół.
Zrobił to niezwykle szybko, w sposób świadczący o jego determinacji i… Podnieceniu?
To już było nieistotne, bo sam fakt doprowadził ją do obłędu. Poczuła jak majtki z łatwością przechodzą przez jej stopy. Jej spowolnione ruchy w niczym nie mogły przeszkodzić silnemu, rozpalonemu synowi. Tym bardziej, że sama, jak sparaliżowana, nie wykonała ani jednego gestu, by mu w tym przeszkodzić.
Następną rzeczą, którą usłyszała, był drobny szelest, świadczący o tym, że chłopak najpewniej pozbywa się części ubrania. A potem… Potem jego dłonie chwytające ją za biodra. I napór jego ciała wbijającego się zdecydowanie między uda, które pod wpływem tego naporu bezradnie rozeszły się w bok.
Boże święty…
Nie widziała tego, wciąż mając głowę opartą o łóżko a oczy zamknięte, ale wszystko było już jasne. Jej syn klęczał za nią, między jej udami, swoimi dłońmi obejmował jej biodra. Nie, nie dłońmi. Jedną dłonią. Drugą wziął, widocznie była mu do czegoś potrzebna.
Potrzebna do…
Drgnęła, jak szalona, gdy wyczuła dotyk na swojej cipce. Palce niecierpliwie błądzące w poszukiwaniu drogi do raju. A potem… Potem już tylko nacisk czegoś większego, mocniejszego, twardszego. Usta rozchyliły się, tak samo jak wargo sromowe przyjmujące intruza. Intruza rozpychającego jej mokre, jak rzadko kiedy ścianki pochwy.
Pomyślała, że oszaleje. Pragnęła tego teraz tak mocno. Tak, aby jego penis wypełnił ją całkowicie. I gdy zrobił to, poczuła coś bardziej magicznego, niż wszystkie dotychczasowe orgazmy razem wzięte.
- Aaaach…! – jęknęła przeciągle.
Była jak zahipnotyzowana. W żaden sposób nie dopuszczała do siebie myśli, że wbił się w nią ktoś, kto nie miał do tego prawa. Wręcz przeciwnie. Postarała się rozsunąć swoje uda jeszcze szerzej, wypiąć swoje pośladki jeszcze wyżej a głowa wbiła się w pościel jeszcze mocniej.
Marzyła tylko o jednym, by ten penis wypełniający jej cipkę tak doskonale, nie wychodził z niej nigdy.
Ten jednak rzecz jasna cofnął się i zaatakował znów. Pod wpływem jego ruchu Kamila również popłynęła wprzód. To uczucie było tak boskie, że z jej ust ponownie wydobył się jęk.
Jeśli była jakaś rzecz, której wstydziła się w tej konkretnej sytuacji, były nią te jęki. Ale ruchy syna władczo penetrującego jej cipkę, sprawiały, że nie była w stanie się powstrzymać, ani kontrolować. Każde wbicie się jego penisa, kwitowała cichym a potem już nieco głośniejszym jękiem.
Jeśli zaś była rzecz, która podniecała ją najbardziej, to właśnie ta, zupełnie niespodziewana władczość. Jej siedemnastoletni syn, nie patyczkował się. Widać, uwolnił jakaś drzemiącą w sobie furię, czy choćby jej namiastkę. To było coś niewiarygodnego.
Gdy tracąca niemal zmysły Kamila, osunęła się lekko w bok, poczuła natychmiast, jak dłonie Mieszka silnym ruchem, przywracają jej pośladki we właściwe miejsce. Ten ruch, ta władczość, ta determinacja, zdecydowanie, sprawiły, że oszalała niemal kompletnie. I całkowicie, z bezgranicznym uwielbieniem oddawała się pchnięciom swego syna, doprowadzającego ją do wrzenia.
Do wrzenia, bo każdy ruch tego cudownego, sztywnego jak skała penisa, był niczym nieziemski orgazm. Wypełniał jej cipkę całkowicie, co było czymś czego pragnęła i czymś co on spełniał, nie pytany, nie proszony. Trzymał ją, swoją matkę, silnie, zdecydowanie za biodra i rżnął ją w taki właśnie sposób.
- Aaaaach…!!! Aaaaach…!!! – w którymś momencie Kamila nie była już w stanie powstrzymać niczego i jej jęki stawały się głośniejsze, niż cokolwiek innego. Poczuła, jak jej syn przyspiesza swe ruchy, tak jakby zbliżał się do finiszu a wtedy przez jej głowę przewinęły się niewypowiedziane na głos słowa „nie przerywaj, błagam, nie przerywaj, bądź we mnie jak najdłużej!”.
Ale sama nie potrzebowała już niczego więcej. Coraz szybsze ruchy syna, ruchy świadczące o jego olbrzymiej miłości, jego pożądaniu, ruchy, którym sprawiał jej tak niewyobrażalną rozkosz, doprowadziły ją do piorunującego orgazmu. Przestała absolutnie kontrolować jej ciało, które zaczęło się miotać, a mięśnie zaciskać. Jak rzadko kiedy przeżyła orgazm, nim zdążył dojść do niego mężczyzna. Z jej usta wydobył się długi, wysoki jęk zdolny pewnie obudzić trupa. Trwający dobre kilkadziesiąt sekund. A nawet jeszcze dłużej.
Bo Mieszko wciąż, po chwilowym kłopocie, jakie sprawiło mu szalejące ciało matki, posuwał ją coraz mocniej, coraz ostrzej, coraz szybciej. Tak i jego dzieliły już sekundy. A kompletnie zdominowana siłą i furią swego syna Kamila, szeptała tylko bezgłośnie „kocham cię”.
I po kilku minutach tego szału uniesień, w gęstych oparach bezgranicznej miłości i rozszalałych zmysłów, nastała cisza. Kamila poczuła jak dłonie syna zaciskają się na jej biodrach, najsilniej jak się dało a on sam… Wyczuła lekkie drżenie w jego strony. A jej cipka napełniła się nasieniem. Nasieniem syna, który w ten sposób wyznał jej swą miłość. Gdy ona odwzajemniła mu się tym samym.
Chwila spokoju, chwila ciszy. By zmysły i rozbujane żądze, choć w części wróciły do normalności.
Kamila z najwyższym trudem wdrapała się na łóżko, mając świadomość, że syn doskonale widzi  najdrobniejsze szczegóły jej ciała. Cóż, widział je tak samo chwilę wcześniej. Sięgnęła po koc. Z trudem, spowodowanym, wciąż szumiącym jeszcze w głowie alkoholem, jak i nieziemskimi emocjami sprzed ostatnich kilku minut poprawiła poduszkę i wślizgnęła się pod koc. Dopiero teraz, po raz pierwszy od momentu gdy weszli do domku spojrzała na syna.
Stał obok łóżka, nagi, piękny, wygrany. Jego oczy wciąż płonęły, jak uprzednio, chociaż teraz pojawiło się w nich co innego. Może jakiś przejaw rozsądku? Nie zastanawiała się nad tym. To co się stało przed chwilą i wciąż trwało, było zbyt piękne, by przejmować się zupełnie nieistotnymi drobiazgami. Przejechała oczyma po jego nagim ciele. Nagim i pięknym. Jego penis nie oklapł zupełnie, znajdując się wciąż w stanie pół wzwodu. Na chwilę zamknęła oczy, jakby urzeczona a jednocześnie skrępowana tym widokiem.
Po sekundzie otworzyła ponownie i przesunęła się na skraj łóżka. Wyciągnęła do przodu dłoń, chwytając syna za ręką.
- No chodź – szepnęła.
Nie stawiał oporu. Jego ciało wśliznęło się pod koc i natychmiast przylgnęło do matczynego. Jego klatka piersiowa zetknęła się z biustem matki, jego penis dotknął jej łona. Ich oddechy zderzyły się.
Kamila matczynym gestem przytuliła go do siebie, tak by jego głowa znalazła się na jej piersiach. Znów zamknęła oczy.

22 komentarze:

  1. a gdzie problem ciąży?

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy nowe opowiadanie? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W najbliższych dniach. Nie mogę sprecyzować.

    OdpowiedzUsuń
  4. a możesz zdradzić w jakiej będzie tematyce? :)
    Adrian.
    Ps. Właśnie się zagłębiam w Twoje wcześniejsze lektury :P milo do nich wrócić :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie lepiej poczekać do tekstu?:)
    Mnie też czasem miło wrócić do starych:)

    OdpowiedzUsuń
  6. A może i lepiej :)
    Moim zdaniem Najlepsze są Kamila i uczeń :)
    Te początkowe, kiedy akcja szła po woli ale chłonęło się każdą kolejną linijkę z wypiekami na twarzy :)
    Czekam więc na kolejny tekst :)
    Adrian

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeśli nie zajdą jakieś przeszkody, w poniedziałek powinno coś być.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czekam z niecierpliwością :)
    Adrian.

    OdpowiedzUsuń
  9. i jak sprawa z tym opowiadaniem??
    Adrian :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Będzie:).
    Choć nie wiem jeszcze kiedy, ale trochę później:)

    OdpowiedzUsuń
  11. .... a odsłon strony przybywa, "ruch jak na Marszałkowskiej" :) Wszyscy sprawdzają czy już są dalsze przygody naszej ulubienicy... ja też :P
    Pozdrawiam serdecznie
    Anonim z Aqua Parku :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Otóż to:). Widząc po trzysta wejść w dni robocze, jestem zdumiony, ale 501 wejść w dniu wczorajszym (środa) to liczba wręcz szokująca, rzadko zdarzająca się nawet w weekendy:).
    Nie powiem, żeby mnie to martwiło, ale wypada podjąć jakieś zobowiązania.
    Opowiadanie będzie w sobotę, ale z pewnych przyczyn dopiero przyszłą (21 marzec).
    W sumie nie wiem, jak będzie bił licznik, gdy same opowiadania się skończą a mnie nie będzie się chciało już kontynuować:). Tradycyjnie może zdradzę stan swojej "twórczości" - oprócz tego, które ukaże się w następnym tygodniu, jest jeszcze jedno skonczone, ale tak głupie, że nie wiem, czy opublikuję. Do tego dochodzi inne, gdzie brakuje mi 2-3 stron by je skonczyć, ale i tego mi się nie chce.
    Reszta w powijakach, więc być może od kwietnia nastąpi naprawdę długa przerwa.
    Pozdrawiam wszystkich czytelników.

    OdpowiedzUsuń
  13. Chcemy to długie! Moze byc nawet w częściach. tylko nie tak rzadko!

    OdpowiedzUsuń
  14. Ono jest głupie a nie długie, tak sprostuję:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Z tej strony osoba zainteresowana scenami lesbijskimi, tym razem płci żeńskiej i prośbą; Panie Jons, niech Pan zmusi kiedyś Kamilę (lub w sumie kogokolwiek, ale najlepiej ją) do stosunku z inną dziewczyną, ale zmusi; żadnej dobrowolności; niech ta osobniczka zaatakuje ją chloroformem i zaciągnie do siebie, lub niech w dalekiej przyszłości bliżej nieokreślony mężczyzna zmusi panią K. do "zajęcia się" jej córką, albo córkę do zajęcia się matką; albo niech po prostu wydarzy się cokolwiek w tym rodzaju.

    OdpowiedzUsuń
  16. Zmusić, to przede wszystkim trzeba mnie:). Konkretnie do tego, abym dokończył dwa nieukończone opowiadania, wtedy fani scen rozgrywających sie między dziewczynami będą - mam nadzieję -zadowoleni.
    Naprawdę, nie podaję terminów. Kedyś skończę, ale kiedy - poczekamy, zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  17. Na Pana opowiadania, zwłaszcza z tego typu scenami - jestem skłonna czekać do końca świata. I znacznie dłużej.

    OdpowiedzUsuń
  18. Zabrzmiało, tak kusząco, jak i obiecująco:). I jednocześnie, przyznaję, nieco natchnęło do myślenia.

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja w w kwestii technicznej:
    1)"bo Mieszko wciąż ..., posuwał ją coraz mocniej, coraz ostrzej, coraz szybciej. Tak i jego dzieliły już sekundy. "
    2)"I po kilku minutach tego szału uniesień, w gęstych oparach bezgranicznej miłości i rozszalałych zmysłów"

    No przyznaj, że się zagalopowałeś :-)


    OdpowiedzUsuń
  20. Chodzi o czas?
    Owe sekundy tyczyły się teraźniejszości, aktualnego momentu akcji. Zaś minuty to kwestia jej całości, od samego początku do finału.
    Ale gratuluję wychwytywania szczegółów:).

    OdpowiedzUsuń
  21. Pisz! Bo będę miała wyrzuty sumienia, że nie spełniam się jako muza ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Gdyby się szanowna muza podpisała, to może bym się dostosował do tej subtelnej prośby:). A tak, to niech ma w pełni zasłużone wyrzuty:)

    OdpowiedzUsuń