KAMILA I SENNE MARZENIA X. Zdejmij
majtki, mamo!
Mieszko po
raz kolejny przewrócił się na plecy. Nie potrafił cieszyć się słońcem. Nie
dzisiaj. Nie, nie, nie. Cholerne wakacje, cholerny Antonówek. A w zasadzie nie
to, tylko co innego. Dokuczliwe towarzystwo.
Był sam
koniec czerwca, pierwszy wakacyjny weekend. Właśnie wczoraj odebrali świadectwa
ukończenia pierwszej klasy liceum. On i jego klasa. Już wcześniej umówili się,
że pojadą sobie na krótką, poszkolną wycieczkę do Antonówka. Niedaleko,
piętnaście kilometrów od miasta, więc taka trochę niezobowiązująca. Ale
praktycznie nikt się nie wyłamał. Byli wszyscy uczniowie i wszystkie uczennice.
I wychowawczyni, pani Marta Michalak. Nieco ponad czterdziestoletnia
wychowawczyni.
Dodatkowo
na wycieczce pojawiły się jeszcze dwie osoby z grona pedagogicznego. Nauczyciel
angielskiego, nieco ponad trzydziestoletni pan Marek Barański i najstarsza w
tym gronie, czterdziestopięcioletnia pani… Nie no, w tym przypadku nie pani. Po
prostu Kamila. Matka.
Wszystko
byłoby do zniesienia, gdyby nie to, że akurat w ten weekend, korzystając z
upalnej pogody, do Antonówka wybrało się sporo osób z kilku innych klas. Duża
grupa osób z dwóch drugich klas i równie spora niedawnych maturzystów. W sumie,
nie licząc jego klasy, chyba prawie sto osób, które aktualnie, bądź jeszcze
kilka tygodni temu uczęszczało do tego samego liceum.
I to
wszystko burzyło spokój siedemnastolatka.
Praktycznie
z momentem pójścia do gimnazjum cztery lata temu, musiał zmierzyć się z nowym,
narastającym problemem. Wszyscy uczniowie, z oczywistych względów znali jego
matkę. Z podwójnie oczywistych. Raz, że była nauczycielką. Dwa – nauczycielką
o, delikatnie ujmując, nieprzeciętnej urodzie. Mimo swego wieku.
Kształtowany
przez ojca Mieszko był i dość dojrzały, jak i względnie wyluzowany. Nie brał do
siebie wszystkiego. Tych wszystkich uwag, komentarzy, mniej, lub bardziej
świńskich tekstów jakie do jego uszu dobiegały początkowo każdego tygodnia a
później, niemal już codziennie.
Ale nie
sposób było przejść nad nimi tak na poważnie do porządku dziennego. Jeżeli
niemal dzień w dzień słyszy się, że matka jest fajną laską, albo że ma super
nogi a także coś już bardziej dosadnego, jak to, że ktoś zerżnąłby ją w dupę
tak, żeby piszczała na całą szkołę, to można zwariować.
O ile przy
tekstach pierwszego rodzaju dało się uśmiechnąć, o ile rzecz jasna nie słyszało
się ich co kilka minut, o tyle, przy tych drugich… Szkoda gadać.
I pierwszy
rok w liceum przyniósł wysyp takich. Przebywając podczas przerw na stołówce,
czy szkolnym boisku między kolegami ze starszych klas, nasłuchał się tylu porno
scenariuszy obsadzających jego matkę w głównej roli żeńskiej, że coś zaczęło w
nim pękać.
Matka od
zawsze była matką. Owszem, widział w niej piękną kobietę i rozumiał te łagodne
komplementy, ale nigdy nie przesłoniły mu one faktu, że to rodzina i tej
postawy trzymał się cały czas. Z biegiem czasu, gdy mijały kolejne miesiące
nauki w gimnazjum a przede wszystkim liceum, jego podejście nieco się
zmieniało. Nie wiedział, czy to pod wpływem owych komentarzy i popularności
matki w gronie uczniowskim, czy też z powodu pewnej zazdrości.
Bo czuł
zazdrość o matkę. O to, że jest ona bohaterką fantazji niezliczonej rzeszy
uczniów. Widział jak uśmiechają się do niej na przerwach, gdy kroczy dostojnie
korytarzem. Miał świadomość, że patrzą na jej piękną twarz, szczupłą sylwetkę,
szczególnie wtedy, gdy przychodziła do szkoły ubrana w spódniczkę, co prawdę
mówiąc zdarzało się rzadko. Częściej bywała w spodniach, czasem były to
niespecjalnie szerokie jeansy. Wtedy cała męska społeczność liceum kierowała
swe spojrzenia na pośladki nauczycielki języka polskiego.
I Mieszko
wiedział, że gdy wracają do domów, to masowo dają wyraz swemu uwielbieniu do
jego matki w ubikacjach, robiąc sobie dobrze. A jemu samemu z tego powodu z
pewnością nie było dobrze.
Nie no, w
jego podejściu do matki nic się nie zmieniło. Chodziło o coś innego. Czuł
zazdrość. Zazdrość o to, że oni wszyscy rżną ją w swoich myślach. Że rozbierają
ją z ubrania, zdzierają majtki i biorą gwałtem, na ostro, brutalnie. I mają
przy tym niezwykłe orgazmy.
- Ale się
wiercisz… - usłyszał dobiegający z boku głos wyrażający lekką dezaprobatę.
Zerknął w
bok. W przeciwieństwie do syna, matka wylegiwała się spokojnie. Miała na sobie
dwuczęściowy strój kąpielowy i prężyła swoje ciało ku słońcu.
Pewnie nie
zwróciłby na to uwagi, gdyby nie jeden fakt. Bardzo dziwnym trafem, miejsce w
którym rozłożyli koc, stało się najbardziej gwarnym, najczęściej uczęszczanym
miejscem nad jeziorkiem. Dziwnym trafem Mieszko co sekundę dostrzegał znajome
twarze przechodzące obok i rzucające spojrzenia. Znajome twarze ze szkoły. A
spojrzenia rzecz jasna rzucano nie na Mieszka..
Doprowadzały
one chłopaka do wrzenia. Fakt, że dziesiątki młodych, napalonych chłopaków, w
większości tych samych, którzy w szkole opowiadali sobie fantastyczne historie
o tym, co zrobiliby z taką nauczycielką, gdyby mieli tylko okazję, teraz mogły
bezkarnie gapić się na jego matkę w samym stroju kąpielowym, na jej długie,
ponętne nogi, na jej dekolt, albo co gorsza na pośladki, gdy odwracała się na
brzuch, doprowadzał go do szewskiej pasji.
Czuł
zazdrość i nie mógł z tym wygrać.
- Idę
popływać – poinformował i nie czekając na odpowiedź, wskoczył do wody. Ta nie
przyniosła ukojenia. Wręcz przeciwnie, szybko okazało się, że decyzja o
opuszczeniu koca zaowocowała osaczeniem samotnej nauczycielki przez grupkę
maturzystów. Mieszko z odległości kilkudziesięciu metrów obserwował, jak kilku
dziewiętnastolatków ochoczo rozlokowało się wokół jego matki. Krew się w nim
zagotowała.
W sumie nic
przecież nie robili. No bo niby co mieli robić? Nie zerżną jej przecież na
plaży w obecności może dwustu osób. Ale ochotę na to, niektórzy mieli wypisaną
na twarzach.
Z
odległości kilkunastu metrów od brzegu Mieszko obserwował jak siedmiu chłopaków
osacza jego matkę. Jak usiłuje ją rozbawić jakimiś dowcipnymi tekstami,
zainteresować czymś tam.
Ojca nie
było. Siedział w domu a raczej w klubie i zajmował się jakimiś dyrektorskimi
sprawami. Oliwia bawiła się gdzieś dalej z koleżankami. Zresztą co tam ona… Tu
trzeba było faceta, który ochroniłby matkę.
Zawziął się
i wyszedł z wody. Chyba w dobrym momencie, bo zbliżając się do swego miejsca,
zdołał usłyszeć spokojny głos matki:
- Dziękuje,
ale od smarowania mam już swojego człowieka – przy tych słowach wskazała na
nadchodzącego syna.
A więc tak,
chcieli ją pomacać! Dranie jedne… Mieszko znów poczuł jak krew w jego żyłach
krąży szybciej. Najchętniej nalałby im wszystkim po mordach.
Z
satysfakcją zauważył, że jego przybycie jakby ostudziło entuzjazm natrętów.
Rozpoznał w nich taką małą elitę liceum. Na szczęście już byłą. Dobrze
zbudowany, przystojny Oskar, silny, wygolony niemal na zero Przemek,
czarnowłosy, uśmiechnięty Adam, dość normalny, elokwentny Kamil, zresztą syn
bogatych rodziców. I jeszcze inni.
- No to
miłego opalania – pożegnał się z gracją Oskar, nieformalny lider grupy i cała
siódemka oddaliła się.
- Dziękuję
– odpowiedziała z dość sztuczną uprzejmością matka po czym odwróciła się na
brzuch, wystawiając ku słońcu swoje pośladki.
Mieszko
zrazu się krępował, lecz z biegiem czasu coraz częściej, ukradkowo rzucał
spojrzenia na wylegująca się matkę. A przede wszystkim na jej pośladki. W
pewnym momencie przestał się nawet bać, że ktoś zauważy jak gapi się na tyłek
własnej matki. Patrzył, nie zastanawiając się nawet nad tym, czy są jędrne, czy
już nie. Nie to było istotne. Liczyło się to, że to były to pośladki pięknej
kobiety.
Odwrócił
się i zamknął oczy, gdy uświadomił sobie nad czym dywaguje. W dobrym momencie.
Usłyszał ruch na sąsiednim kocu.
- Idę do
domku – oświadczyła matka. Wstała i Mieszko mógł zupełnie legalnie, bez żadnych
oszczerczych podejrzeń, popatrzeć na jej długie nogi i ponętne uda, które
Kamila prezentowała wkładając lekką, letnią sukienkę.
„Idź i
siedź do końca wycieczki”, miał ochotę odpowiedzieć.
Był już
praktycznie wieczór.
Kamila
włożyła na siebie lekką sukienkę o odpowiedniej długości. Na tyle krótka, by
dawała trochę chłodu po tym upalnym dniu i na tyle długa, by nie wypaść źle
wśród wypoczywających w Antonówku. Tym bardziej, że pewnie połowę z nich
stanowili byli i aktualni uczniowie liceum.
Zamknęła
domek i wyszła. Umówiła się z pozostałą dwójką nauczycieli w pobliżu placu.
Placu, na którym codziennie w okresie urlopowym odbywało się coś w rodzaju
dyskoteki na powietrzu. Ludzie siedzieli w ławkach, przy stolikach a w środku
pomiędzy nimi znajdował się średniej wielkości placyk, który spokojnie służył
na parkiet taneczny.
A ona
spokojnie popijała piwo, wraz z Martą i Markiem, rozmawiając o wszystkim i
niczym. Co jakiś czas kierowała spojrzenia na ów parkiet, gdzie z upływem
kolejnych godzin szalało coraz więcej osób. Imprezowy nastrój udzielał się
także i jej. Ale nie chciała tańczyć sama. Męża nie było, zresztą w tej kwestii
z reguły trudno było na niego liczyć. Nie lubił tańczyć i tyle. A ona
uwielbiała.
Widziała
sporo znajomych twarzy. Jej byłych i aktualnych uczniów i uczennic z liceum. To
też ją hamowało.
Ale czy
słusznie? Przecież są wakacje, tutaj nie musi zgrywać nauczycielki trzymającej
podopiecznych na Bóg wie jaki dystans. Chociaż z drugiej strony wiedziała, że
jest dość hm… Popularna wśród braci uczniowskiej. Wiedziała od prawie
dwudziestu lat, gdy zaczęła pracować w zawodzie. Pewnych rzeczy nie dało się
nie zauważyć.
I ta
popularność też ją hamowała. Nie lubiła robić z siebie widowiska, obiektu numer
jeden w towarzystwie. A tutaj byłoby to nieuniknione.
Ale nogi
się rwały… A wokół nauczycielskiego stolika robiło się coraz tłoczniej. I
uczennice próbujące zaczepić dość przystojnego Marka od angielskiego i
uczniowie próbujący zwrócić na siebie uwagę nauczycielek. Szczególnie właśnie
jej.
Pojawił się
Oskar. Wiedziała, że wśród uczennic uchodził za najprzystojniejszego chłopaka w
szkole. Przynajmniej do maja, bo teraz szykował się już na studia. Oskar,
przystojny, wygadany, drążył temat i nie dawał się zbić z tropu. Kamila uległa.
Była trochę
zmieszana. Wiedziała, że skupia na sobie spojrzenia chłopaków. Tak jak Oskar
spojrzenia dziewcząt. Ale postarała się odrzucić myśli i zajęła wygibasami na
parkiecie. Szybko zapomniała o publiczności.
Chyba był
to błąd, bo po pierwszym, jakby neutralnym tańcu, w drugim pozwoliła Oskarowi
na większe zbliżenie. Jego ręce oplotły jej biodra. Trzymały się grzecznie
ustalonej wysokości, ale to i tak miało pewien nieprzyzwoity smaczek. Tańczyli
blisko siebie i Kamila czuła zapach chłopaka, jego oddech. Momentami nawet
zetknęli się ciałami.
Pomyślała,
że chłopak będzie miał co opowiadać kolegom, chociaż w tym wieku, na pewno miał
za sobą już dużo poważniejsze kontakty z płcią przeciwną. Ale jednak bliski
taniec z nauczycielką, która jest tak właśnie… „popularna”. To na pewno były
pewne punkty dla niego. Myślała o tym bez żadnego wywyższania się, nadęcia. Po
prostu znała swoją wartość, wiedziała, że dla wielu chłopaków jest atrakcyjna.
Oskar
potrzebował odsapnąć, ale Kamila dopiero zaczynała. Pojawił się Adam. Potem
Kamil, Michał, Marcin… Chłopacy z klasy, która kilka tygodni temu zdawała
maturę. Śmiała się w duchu, że niemal wszyscy spróbowali jakiegoś bliższego
kontaktu z nią, ale niespecjalnie im się to udawało, bo Kamila pilnowała zasad.
Taniec – w porządku, ale bez szaleństw.
Ogólnie te
ich próby rozbrajały ją. I trochę zmęczyły. I znowu pojawił się Oskar.
Serce
Mieszka waliło jak młot.
Widział jak
jego matka jest obracana kolejno przez niedawnych maturzystów. Niby niewinnie,
ale dla niego sam fakt jakiegokolwiek kontaktu fizycznego między nimi a jego
matką był niemal bluźnierczy. Oni, już dorośli, niemal studenci, zabawiali się
z ich niedawną nauczycielką a jego matką. Mieszko widział jak szukają bliższego
kontaktu fizycznego, obłapiając ją w talii.
Próbował
wzruszyć ramionami, uspokoić się, ale nic z tego. Tłumaczył sobie, że to zwykły
taniec, odwracał wzrok w kierunku jakichś koleżanek również szalejących na
parkiecie, czy to seksownej Wioletty, czy zadziornej Angeliki, czy tam jeszcze
kogoś, ale po kilku sekundach oczy uparcie kierowały się w stronę matki.
Czuł burzę
w głowie. I co gorsze, zamęt w spodenkach. Ta sytuacja tak wkurzała go, jak i
na swój szalony sposób podniecała. Widział piękną, tak bliską mu kobietę w
otoczeniu próbujących ją pomacać chłopaków. Jego hormony szalały.
I gdy po
wielu minutach tej swoistej udręki poczuł już lekką ulgę, bo wydawało się, że
matka zamierza wrócić do stolika, zobaczył, jak w ostatniej chwili zatrzymuje
ją Oskar. Ten przystojniak, w którym podkochiwało się wiele dziewczyn ze
szkoły. Chyba nawet Oliwia czuła do niego jakąś miętę a jeśli już jego siostra,
tak konserwatywna, tak odrzucająca jakieś myśli o chłopakach, jak żadna inna
znana mu dziewczyna znajdowała się pod jakimś jego urokiem, to o czymś to
świadczyło.
Mieszko
poczuł coś złego i z niepokojem zauważył, że nie pomylił się. Oskar przykleił
się do matki jakoś bardziej zdecydowanie, niż poprzednio. Niż jego koledzy. A
matka… Nie protestowała.
Czuł
jeszcze szybsze bicie serca. Świadomość tego, że jakiś byle playboy kładzie
dłonie dość nisko na udach matki, była upokarzająca. Nie na tyłku rzecz jasna,
jeszcze tego brakowało… Ale jego dłonie jeździły dość swobodnie od bioder po
uda. Tak, jakby ją masował.
Mieszko
poczuł przypływ niespotykanej dotąd fali zazdrości. Oskar zachowywał się tak,
jakby Kamila była jego dziewczyną, jego kochanką… Jego twarz znajdowała się
niebezpiecznie blisko twarzy matki. Jakby nawet muskał ją nosem, jakby jego
dłonie jeździły już po większej długości jej ciała, docierając pod biust. A
matka… Mieszko spojrzał i zobaczył, że oczy matki są zamknięte.
Serce
zabiło jak bęben a dodatkowo poczuł jak jego penis rośnie w błyskawicznym
tempie.
To było nie
do uwierzenia. Oskar dość swobodnie, jak na tę sytuacje operował dłońmi na
ciele matki a ona… Sprawiała wrażenie, jakby się to jej podobało. Jakby nieco
zapomniała się w jego objęciach. Że może w innych okolicznościach, dałaby mu…
Nie, nie to. Ale buziaka na pewno. Takiego porządnego, soczystego…
Nerwowo
rozejrzał się wokół. Zauważył, że Oskar obracający jego matkę jest przedmiotem
uwagi nie tylko jego samego. Koledzy tancerza patrzyli również na tę parę.
Także inni urlopowicze, uczniowie, uczennice z innych klas częściej zwracali
głowę w tym kierunku.
„No dalej,
przestań już!”, chciał krzyknąć do matki, która zachowywała się tak, jakby nie
wiedziała, że ogniskuje w tym momencie uwagę całego ośrodka. Tym bardziej, że…
Z bijącym w
oszalałym tempie sercem, Mieszko patrzył jak zahipnotyzowany na Oskara, którego
ruchy stały się jakby bardziej celowe. Wydawało się przesuwa swe dłonie po
ciele nauczycielki nieco agresywniej, Tak, teraz już na pewno macał jej ciało.
Może dość niewinne miejsca, po bokach, ale jednak! A efektem tego było to, że
lekka sukienka matki, nieco podnosiła się w górę. Oczywiście daleko było do
tego, by odsłonić majtki, ale… Ale momentami uda stawały się bardziej widoczne
i widok ten coraz bardziej skupiał uwagę obserwatorów.
Mieszko
jęknął w duchu. Sam już nie wiedział czego chciał. Na pewno tego, by ten palant
w końcu zostawił jego matkę, ale… Ale z drugiej strony myśl o tym, że on rządzi
nią, maca i odsłania w pewnym stopniu jej piękne ciało, sprawiała, że jego
penis stał już twardo jak rzadko kiedy. I chyba domagał się widoku bielizny.
Wolny utwór
się kończył i Mieszkowi zabiło serce, gdy matka jakby ocknęła się. Nie wyrwała
z objęć niedawnego ucznia, ale otworzyła oczy i lekko uśmiechnęła jakby z pewną
rezerwą. Mieszko już zaczął oddychać z ulgą, bo świadczyłoby to o tym, że nie
dała się porwać nastrojowi i trzymała kontrolę nad sobą. Chłopak poczuł do niej
coś w rodzaju wdzięczności i dumy. Że matka nie dała się uwieść temu
playboyowi.
I gdy
wybiły ostatnie takty, nieco spocony, jak zauważył Mieszko, maturzysta
przejechał dłońmi po bokach matki jakby nieco nachalniej i sukienka podciągnęła
się nieco wyżej. Chłopak rozchylił usta, bo wydawało mu się, że zobaczył
malutki fragmencik majtek. A już na pewno długie nogi w całej krasie.
Co za drań
z tego chama!
A matka
zachowywała się chyba tak, jakby nic się nie stało. Chociaż uśmiech, jaki
posłała Oskarowi charakteryzował się pewną rezerwą. Ale nie ochrzaniła, nie
zganiła. A może nie była świadoma tego o się stało?
Nieważne, w
każdym razie cofnęła się i wróciła do stolika. Mieszko odetchnął z ulgą.
Niedziela
była udręką.
Cały dzień
żył wspomnieniami poprzedniego wieczora. Widok matki, macanej przez niedawnego
maturzystę ciągle stawał mu przed oczami.
Ciężko
rozmawiało mu się z kolegami. Prawdę mówiąc robił wszystko tak, by nie
spuszczać matki z oczu. By jej w jakiś sposób pilnować. Nie wiedział przed
czym. I nie wiedział, czy to miało sens. Bo matka po południu znów poszła na
plażę, wygrzewać się w słońcu i znów skupiała na sobie wzrok licealistów. A on
nie miał jak temu zaradzić.
Koło
siedemnastej matka zabrała się w końcu z plaży i zniknęła w domku. Dobre i to,
ale Mieszko nie miał złudzeń. Choć wolał by siedziała w nim już do późnego
wieczora, to zdawał sobie sprawę, że nie po to są wakacje, by siedzieć w domku
i czytać książkę, czy oglądać telewizor. Choć, gdy zobaczył nadchodzących z
wizytą Michalakowa i Barańskiego poczuł nadzieję, że niedzielny wieczór będzie
dużo spokojniejszy, niż sobotni.
Nie mógł
przewidzieć jakie emocje szykuje mu los.
Tymczasem
grał sobie w kosza wraz z trójką najlepszych klasowych kolegów – Tomkiem, Kubą
i Denisem. Ponieważ lubił tak spędzać czas a i koledzy również, niepostrzeżenie
minęło kilka godzin i słońce znikało za horyzontem.
- Ile twoja
stara ma już lat? – zwrócił się w końcu bezceremonialnie do Mieszka.
- Czterdzieści
pięć, mówiłem nieraz. Jesteś zainteresowany? – rzucił zaczepnie chłopak.
- Wychodzi
tak sobie popatrzeć na nas… - podchwycił temat, uśmiechając się zawadiacko
Tomek.
- Na pewno
nie na twoje zarośnięte bary.
- Pewnie
nie… Pewnie wolałaby patrzeć na co innego – odgryzł się Tomek i po dwutakcie
umieścił piłkę w koszu. – Dobra, chłopaki, kończymy ten mecz.
Z kolegami
mógł tak rozmawiać. To była nieco inna bajka. Tym bardziej, że i tak nie miała
prawa wykroczyć poza relacje uczeń – nauczycielka.
Kolega
zwrócił mu uwagę na jedną rzecz. Że Kamila poczęła wychodzić przed domek. To
oznaczało, że i Marta i Marek wyszli, czego nie zarejestrował.
Na drugą
rzecz zwrócił uwagę stosunkowo późno. Pochłonięty grą w kosza i różnego rodzaju
dogadywankami z przyjaciółmi, nie zauważył, jak może z pięćdziesiąt metrów
dalej, za domkami zbiera się jakaś liczba młodzieży. Rzucił tam okiem raz,
potem drugi. Jego kolegów też to zaczęło interesować. Pograli jeszcze trochę w
kosza a potem udali się w to nieodległe miejsce.
- Co tu
robicie? – zapytał Tomek, odnajdując w kilkunastoosobowym tłumie innego kolegę
z klasy, Bartka. Ściemniło się już dość wyraźnie.
- Patrzymy
– odparł tamten lakonicznie.
- Wielkiego
Wozu jeszcze nie ma, zresztą można go oglądać także z plaży…
- Nie
widzisz co tam jest? – cmoknął z niezadowoleniem Bartek, wskazując ruchem głowy
budynek naprzeciwko..
- Widzę.
Tam są prysznice. Zaraz… - podrapał się w głowę, która zaczęła chodzić na boki.
– Przecież stąd i tak niczego nie widać.
- Stąd nie,
ale, jak wejdziesz na dach, to… - nie dokończył.
- Już jest!
– rozległ się cichy okrzyk któregoś z chłopaków z dachu.
- Kto? –
zapytało kilka osób naraz.
-
Michalakowa.
- Eee… No,
ale dobre i to – podekscytowana młodzież zaczęła wdrapywać się na niewielki
daszek stojącego prostopadle do pryszniców budynku.
- Będzie
coś widać? – zapytał ktoś nerwowo.
- To
zależy, gdzie stanie. Jak w ostatnim oknie, to nic a nic. Jak w środkowym, to
bardzo niewiele. Ale jak w pierwszym, to są spore szanse.
- Dobra,
może być ciekawie.
- Rzućcie
jakieś piwo, bo zapomniałem!
- Tylko nie
wszyscy bo się nie pomieścimy!
- E, tam,
gadasz…
Wśród
gwaru, Mieszko poszedł śladem ożywionych kolegów i szybko znalazł się w gronie
chyba już ponad dwudziestu osób na dachu. Ciekawiło go, czy to co mówią jest
prawdą. Stał wśród kolegów z klasy i niedawnych maturzystów.
A na jego
oczach pani profesor matematyki, Michalak, brała prysznic. Niewiele było widać.
W oknie pojawił się czasem jakiś łokieć, fragment boku. Był nagi, ale nie dało
się dostrzec piersi, czy innych części ciała. O tych dolnych można było
zapomnieć, ale zobaczyć nagi biust matematyczki… Wprawdzie nie była wybitnie
atrakcyjną nauczycielką, ale też nie jakąś odstraszającą. Dlatego młodzież dość
cierpliwie czekała na to, czy pooglądają sobie panią profesor nago.
- Zakręciła
wodę, będzie się ubierać – relacjonował ktoś.
- Dupa, nie
zbliży się do okna i pójdzie sobie – rozległ się głos jakiegoś sceptyka.
- Tylko
cicho, bo może usłyszeć…
Faktycznie,
wszyscy zamilkli i z jeszcze większą uwagą wpatrywali się w pierwsze okno sali
prysznicowej. Mijały sekundy i nic się nie działo, aż w końcu…
- Oooo… -
wyrwało się z ust kilku chłopaków. Oto pani Marta zbliżyła się do okna
wyraźniej i ponad dwudziestu chłopaków miało okazję zobaczyć jej dość duży
biust w pełnej okrasie. Można było dostrzec dość duże sutki, odznaczające się
swym czerwonym kolorem.
- Róbcie
zdjęcia! – zalecił ktoś, ale nim komukolwiek udało się ustawić komórkę tak, by
zrobić sobie pamiątkę z tego wydarzenia, matematyczka odwróciła się i zaczęła
ubierać. Po kilku sekundach w ogóle zniknęła z pola widzenia.
- Ech,
kurwa, szkoda… A już byłem gotów – poskarżył się ktoś.
- Chuj tam.
Co widzieliśmy, tego nam już nikt nie zabierze.
- Gdyby to
była Kamila, to nie stałbym tu tak bezczynnie – dorzucił ktoś inny i Mieszko
rozpoznał głos Oskara.
- Wczoraj
ją tak macałeś i gówno z tego wyszło. Zresztą co to za macanie bioder… –
dogryzł mu ktoś.
- Ale
macałem… A ty ni chuja – odciął się Oskar.
Mieszko
poczuł burzę w głowie. Z jednej strony mocno zdenerwowały i przygnębiły go te
przechwałki ze strony chłopaków. Zwłaszcza Oskara, który wypowiadał się o matce
jak o jakiejś głupiej dupie z dyskoteki. No i to, że publicznie chwalił się jak
ją obmacywał. Wprawdzie niewinne części ciała, ale jednak. Był blisko matki,
udało mu się nawiązać z nią jakiś zmysłowy kontakt.
A z
drugiej, zapaliła się jakaś lampka. Przecież skoro czekali tu na Martę, to mogą
czekać i na Kamilę. Ona była dla nich dużo bardziej wartościową zdobyczą, nie
miał co do tego wątpliwości. No i prędzej, czy później musiała udać się pod
prysznic, jeśli nie dzisiaj, to jutro. Czy będzie w stanie ją upilnować?
Ostrzec przed podglądaczami? Niby jak? Przyjdzie do niej zaraz i powie „mamo,
nie kąp się tam, bo chłopaki cię będą podglądać”?
Minuty
mijały a gadki na dachu rozkręcały się. Rozmawiano o różnych sprawach, ale
najczęściej o podglądanej przed chwilą matematyczce, jak i o Kamili. Mieszko
słuchał tego z niechęcią, momentami obrzydzeniem. Widocznie uczestnicy nie krępowali
się jego obecnością a może po prostu nie zdawali sobie z niej sprawy. Było tu
coś między dwadzieścia a trzydzieści osób a dodatkowo nad Antonówkiem zapadł
już prawdziwy wieczór.
A
zbieranina chłopaków, nie mając nic lepszego do roboty gapiła się w ciemne okna
sali prysznicowej, popijając browary. Na zegarkach wybiła już prawie dwudziesta
trzecia, gdy nagle gromada ożywiła się. W sali rozbłysło światło.
- Kto? –
padło pytanie do jakiegoś wysuniętego koleżki mającego widocznie najlepszy
widok.
- Nie wiem,
nie widzę stąd.
- Może
jakaś młoda… Może Wioletka? – rozległ się cichy śmieszek.
- Nie,
wszystkie laski imprezują u „Balbiny”, zresztą one mają prysznice gdzie
indziej, tutaj trochę tego jest.
- No to
jakaś inna, stara baba, co przyjechała an urlop z mężem emerytem?
- Nie
podobno, takie się myją raz na miesiąc – znów śmieszek.
- Ej! –
przerwał dyskusję rozemocjonowany głos wysuniętego na brzeg koleżki. –
Zauważyłem długie ciemne, proste włosy. No i laska wydaje się być wysoka…
- Poważnie?
Pokaż! – na dachu zaczął się ruch, niektórzy zaczęli się przepychać do przodu.
- Nie
pchajcie kurwa, bo spadniemy – ostrzegł ktoś z przodu. Mieszko poderwał się
także. Z wściekle bijącym sercem gapił się w okno. Faktycznie widział jakieś
włosy i nagie ramiona. To rzeczywiście mogło wskazywać na tę kobietę, której
wszyscy oczekiwali.
Z tym, że
on był jedynym, który może i chciał, ale… Ale nie w tych okolicznościach! Nie w
gronie może prawie trzydziestu napalonych chłopaków z jego szkoły! Trzydziestu!
Czy
naprawdę zaraz tyle osób będzie mogło podglądać jego matkę nago? Nago? I
trzaskać jej zdjęcia, by później pokazywać w szkole? Mieszko w ekspresowym
tempie poczuł burzę w żyłach, w mózgu i w bokserkach. Nie mógł tak stać
bezczynnie, przecież…
- Kurwa,
patrzcie, to jednak Kamila! – Mieszko rzucił okiem na okno. Ułamek sekundy
wystarczył. Zobaczył swoją matkę w szlafroku odsłaniającym nagie ramiona.
Poczuł jak załamują się pod nim nogi. Nie zdzierżył. Sekundę później był już na
ziemi.
- Kurwa,
odchodzi – usłyszał jeszcze z ulgą pełen zawodu głos. Tyczył się on pewnie tego
co jego właściciel zobaczył w oknie. To dobrze, ale Mieszko nie miał czasu do
stracenia. Wiedział, że nie może tego tak zostawić.
W szalonym
tempie, na uginających się nogach, z wyschniętymi ustami pognał ile sił, czując
niezwykły ucisk w podbrzuszu. To było niecałe sto metrów szalonego pędu w
ciemnościach. Normalnie zrobiłby to w dziesięć sekund, ale teraz… Teraz czuł,
że minęły godziny, nim dobiegł do drzwi budynku. Tam z łomoczącym sercem
poszukał kolejnych drzwi, tych już do samej sali. Rozpaczliwie rozglądał się
wokół a w jego umyśle słyszał tylko jeden krzyk „Nie rozbieraj się, nie zbliżaj
do okna, oni tam patrzą!”.
Znalazł
drzwi, dopadł i błyskawicznie otworzył. Nie mógł się zawahać, szczęśliwie wewnątrz
mogła być tylko matka i żadnej innej postronnej osoby. Wszedł do środka,
zwalniając tempo kroku. Matka niczego nie usłyszała, hałas odkręconej wody
zagłuszył wszystko.
A więc
spóźnił się! Nie mógł w to uwierzyć. Na ułamek sekundy w jego umyśle pojawił
się obraz triumfujących licealistów pstrykających fotki jego matce prężącej
nagi biust.
- Mamo! –
znalazł się tuż przed pierwszym murkiem.
Z trudem
przełknął ślinę. Oddech przyspieszył a jego usta rozchyliły się. Jakiś metr
przed sobą miał matkę. Metr a nie pod samym oknem. To już był powód by
odetchnąć z ulgą. Ale to w tej chwili miało drugorzędne znaczenie. Ważniejsze
było coś innego.
- Co tu
robisz? – usłyszał głos wyrażający zaskoczenie, przestraszenie, zawstydzenie,
naganę… Nieważne. Wbił swoje oczy w matkę. Była naga. Kompletnie naga. Bez
stanika, bez majtek. Piękna jak zawsze i naga jak nigdy.
Do tej
pory, do siedemnastego roku życia widywał ją, w najlepszym razie tylko w
majtkach, rzadko w staniku. Matka nie afiszowała się swoim ciałem, przynajmniej
tymi bardziej intymnymi jego częściami. Raczej preferowała konserwatywny model
wychowania.
A teraz…
Zdążyła się rozebrać, ale czy…
-
Podchodziłaś do okna? – zapytał drżącym głosem, nawet nie próbując tego ukryć.
- Nie… O co
ci chodzi? – stała wciąż nago. Nawet nie próbując się zasłonić. Może dlatego,
że ręcznik miała na głowie. Przyjęła coś w stylu pozycji obronnej, zakładając
ręce na piersiach i stając bokiem, tak aby nie mógł widzieć za bardzo ani jej
łona, ani pośladków.
Choć dzięki
temu widział fragmenty i jednego i drugiego…
- Bo tam na
zewnątrz stoi trzydziestu chłopaków z liceum i chcą cię podglądać – wyrzucił z
siebie, w miarę upływu wypowiadanych słów bardziej panując nad ich brzmieniem.
- Co…? –
usłyszał kolejny raz ton zaskoczenia i pewnej konsternacji. Może też jakiegoś
lęku. – Skąd wiesz? – teraz jeszcze pojawiła się niepewność.
- No bo
wiem, czy to istotne? Powiedzieli mi i …
- Gdzie
stoją?
- Na
zewnątrz. Jak za bardzo zbliżysz się do okna, to będą wszystko widzieć –
zakończył temat. W zasadzie zrobił co do niego należało i mógł odejść, ale
stał. Stał i patrzył na sto siedemdziesiąt sześć centymetrów nagiego ciała
swojej matki.
- Gdzie na
zewnątrz, przecież nie widzę…? – indagowała, jakby zupełnie nie przejmując się
swoją nagością. Kto, jak kto, ale ona… Odwróciła głowę, starając się przebić
wzrokiem przez ciemności a on w tym czasie mógł zupełnie bezkarnie patrzeć na
jej ujawniające się nieco w tej sytuacji pośladki. Patrzył jak zahipnotyzowany.
- Tam z
boku jest taki daszek na budynku – tłumaczył cierpliwie, zdając sobie sprawę,
że sytuacja robi się coraz bardziej idiotyczna. – Siedzą na nim i jak za bardzo
zbliżysz się do okna, to zobaczą twoje gołe… - nie dokończył.
To chyba
zadziałało. Kamila odsunęła się jeszcze bardziej, że aż niemal wpadła na
swojego syna.
- A teraz…?
Chyba nie… - spojrzała w oczy Mieszka, szukając odpowiedzi. Zamiast tego
zobaczyła tylko wzruszenie ramion i jego wzrok na swoich nagich piersiach.
Poczuła olbrzymie skrępowanie.
- Nie wiem…
- tylko na taka odpowiedź było stać chłopaka.
- No dobrze
– chrząknęła, biorąc głęboki wdech. – Idź już do domku, zaraz przyjdę.
Ciężko było
mu się ruszyć. Nogi miał jak z ołowiu, serce wciąż waliło. Ale nie mógł tu stać
jak ostatni kretyn. Jego wzrok po raz ostatni prześliznął się po nagim ciele
matki i chłopak odwrócił się, powoli opuszczając salę.
Szedł jakby
zamroczony. Nawet świeże powietrze nie przyniosło poprawy. Niczym lunatyk
doszedł do domku, po czym udał się w jedyne miejsce, które w tym momencie było
sensownym. Do łazienki.
Usiadł na
muszli, opuszczając wcześniej spodenki i bieliznę. Krew szalała jak tajfun a
penis stał, sprawiając niemal ból. To co przeżył w ostatnich minutach… Już
nawet pomijając wczorajsze emocje i te dzisiejsze, gdy widział nagie piersi
szkolnej matematyczki. To wszystko nie miało żadnego znaczenia.
Drżącą ręką
masował penisa, mając w pamięci widok z ostatnich minut. Nagą matkę.
Masował
szybko, pamiętając o jej słowach. O tym, że przyjdzie zaraz. Ale jego
podniecenie było tak wielkie, że wiedział, iż cała zabawa nie przekroczy dwóch
minut, może trzech.
Stało się
coś niezwykłego. Zobaczył dziś praktycznie wszystkie szczegóły jej ciała. Nagie
piersi, gdy jeszcze nie zdążyła ich zasłonić. A potem zresztą odwracając się w
kierunku okna i z powrotem opuściła ręce i cofnęła, niemal wbijając się swymi
sutkami w jego rozszerzone oczy. Tak, ten widok zapadł mu szczególnie w pamięć.
Ale widział
też jej zgrabne, długie nogi. To akurat nie pierwszy raz. Ale pierwszy raz na
całej długości, bez żadnej bielizny. No właśnie, bez majtek…
Widział jej
tyłek, nagi tyłek, który tak pragnęły zobaczyć dziesiątki a pewnie i setki jego
kolegów. On go widział przed chwilą. Może nie aż tak jędrny, jakby się mogło
wydawać. Trudno, matka miała już w końcu czterdzieści pięć lat. Ale to był nagi
tyłek Kamili. Właśnie jej.
No i
ostatni szczegół, najważniejszy. Jej nagie łono, przez środek którego biegł
niewielki pasek owłosienia. Wyglądało to niezwykle kusząco. Niezwykle kobieco.
Jego matka depilowała się tam i to w sposób chyba najfajniejszy z możliwych.
Czuł jak
zbliża się do orgazmu i nie umiał tego powstrzymać. W jego oczach stanęła naga
matka. Stojąca bokiem a on patrzył to na jej tyłek, to na wzgórek łonowy.
Odnotowując przy okazji być może to co najważniejsze, albo i najbardziej
zaskakujące. Że nie zdjęła ręcznika z głowy, nie zasłoniła się praktycznie
niczym, poza rękoma i to tak tylko na kilka sekund.
Ona, jego
własna matka, uosobienie konserwatyzmu, pewnego surowego wychowania. Bez
przesady rzecz jasna, ale jednak. Nie szafująca nagością wobec dzieci we
własnym domu. Może w innych rodzinach bywało inaczej, ale on nigdy nie widział
jej nagiej, bez bielizny, czy czegokolwiek. A dzisiaj…
Stała przed
nim nago i pozwalała mu się bezkarnie oglądać. Ta myśl doprowadziła go do
piorunującego orgazmu.
Odetchnął
głęboko, gdy było już po wszystkim. Jakby dotarło do niego o czym myślał. Ale
myślał wciąż i nie czul wstydu. Posiedział jeszcze chwilę i wstał, opuszczając
łazienkę. Z lekkim zdziwieniem i pewnym niepokojem uświadomił sobie, że mama
wbrew swoim słowom jeszcze się nie pojawiła.
Kamila
stała przez dłuższą chwilę skonsternowana, jakby nieobecna. Cała ta sytuacja,
jacyś chłopacy za oknem, jej syn pod prysznicem a ona… Ona naga. To nie było
normalne. I podziałało na nią w niezwykły sposób. A może raczej w zwykły.
Zwyczajowy.
Czy mogą ją
tam zobaczyć? Postarała przypomnieć sobie układ budynków. Wszystko wskazywało
na to, że Mieszko miał rację. Po lewej był budynek stojący prostopadle i gdyby
podeszła bliżej okna, to… Ale jeśli stała dalej to nikt niczego by nie widział.
Gdyby podglądacz stanął na wprost okna, też nie, bo okno było za wysoko.
A więc te
trzy metry w głębi, powinno wystarczyć. Tu nikt jej nie miał prawa zobaczyć.
Może co najwyżej kawałeczek ciała.
Ze spokojem
ponownie odkręciła wodę i skierowała ją na swe nagie ciało. Jak zwykle walczyły
w niej dwie Kamile. Jedna kipiała z oburzenia, że za oknem trzydzieścioro
uczniów liceum chce ją podglądać w tak intymnej sytuacji. Druga poczuła
niezwykły dreszczyk emocji, dokładnie z tego samego powodu. I chyba jeszcze
jednego, o którym na razie bała się myśleć.
Z upływem
sekund coraz częściej kierowała strumień wody nisko. Między uda. Tak, była
podniecona, ta cała sytuacja wyprowadziła ją z równowagi. Tam za oknem
trzydziestu napalonych chłopaków czekało na to by zobaczyć jej nagie piersi a
ona… Ona schowana centymetry dalej, masturbowała się gorączkowo.
To było
niezwykłe uczucie. Doświadczała tego pierwszy raz. Przecież mogła się
przeliczyć, chociaż dla pewności cofnęła się nieco głębiej, niż wychodziło z
obliczeń i przylgnęła do murku. Tu już na pewno nikt nie miał prawa jej
widzieć, ustawienie względem okna uniemożliwiało to. A jednak… A jednak
wystarczała sama świadomość, że kilka metrów dalej czai się wataha
wygłodniałych wilków, czekających na jej wpadkę.
Nogi
poczęły drżeć, oddech przyspieszył. Z ust wydobył się cichutki jęk. Tam za
oknem… A tutaj… Tu przecież przed chwilą miało miejsce równie erotyzujące
wydarzenie. Jeśli nie bardziej.
Mieszko,
jej syn. Jej własny, siedemnastoletni syn widział ją nago. Widział wszystkie
szczegóły, za wyjątkiem rzecz jasna tego między nogami. Ale przecież to
wystarczyło. Przez całe lata dbała, by nie dopuszczać do tak niezdrowych sytuacji.
Często wahała się chodzić po mieszkaniu w samych majtkach i ostatecznie
zdarzyło się to jej kilkanaście razy, gdy nie miała większego wyjścia. Ale to
było wszystko. A dziś…
A dziś,
przed chwilą, on wszedł tu i gapił się na nią. Patrzył pożądliwie, wyczytała to
z jego oczu. Dlaczego? Nakręciła go jej sama nagość? A może inne sytuacje? Może
stał tam z nimi i udzieliły mu się ich emocje? Nie wiedziała. Ale fakt był
faktem. Pozwoliła się oglądać nago swojemu synowi. Poczuła to co zwykle w
takich sytuacjach. Niezwykłą uległość. On ją w pewien sposób zdobył. W jakiś
sposób zaliczył. Zaliczył widok swojej matki nagiej.
Rozumiała,
że było to dla niego tak samo elektryzujące przeżycie, jak i dla niej. Choć
pewnie dla niego jeszcze bardziej. Ona panowała na tyle, by się zamaskować,
zresztą w owym momencie bardziej przejmowała się jego informacjami. A on
oglądał ją nago. Bez skrupułów. Przynajmniej w późniejszej fazie zatracił je
całkowicie.
Już dawno
przestała drażnić się wodą. Teraz jej palce drażniły łechtaczkę i próbowały
wśliznąć się wewnątrz jej cipki. Była wilgotna, więc wchodziły bez problemu,
ale… Ale to nie było to samo co palce mężczyzny, którego w tej chwili zaczynało
jej mocno brakować.
Przestała
nawet myśleć o tłumie czekającym na zewnątrz. W myślach wyobrażała sobie jak
penetrują ją dłoń mężczyzny. To w jakiś sposób doprowadzało ją do szczytów,
choć nie aż tak jak by sobie tego życzyła. Chciała męskiej dłoni, ale czyjej…?
Męża? Jego tu nie było. Parę metrów dalej, w domku, spokojnie czekał na nią jej
syn.
Przyspieszyła
ruchy czując zbliżający się finał. Przed swoimi oczami miała postać swego syna
wpatrującego się w nią przenikliwie. Nie tak, jak przez siedemnaście
poprzednich lat, na matkę, tylko jak na kobietę. Te jego nerwowe ruchy, równie
nerwowy głos, jego rozpalone oczy…
- Aaaach…!
– wydarło się z jej ust mimo woli, gdy ciałem wstrząsnął przeszywający dreszcz.
Przez
kilkanaście sekund wracała do siebie. Do rzeczywistości. Zakręciła wodę,
starając się nie zbliżać za bardzo do okna. Chyba wszystko się udało, nikt nie
miał prawa jej widzieć. Tak sobie powtarzała. Narzuciła na swe ciało szlafrok,
kierując się do wyjścia i gasząc światło.
- Na
cholerę jej mówiłeś, co? – z niby pretensją w głosie odezwał się Tomek. Mieszko
słusznie wyczuł raczej coś w stylu dogadania, niż faktyczną pretensję.
- Każdy by
tak zrobił, każdy normalny. Nie przeginaj – odezwał się Denis nie do końca
rozumiejąc intencje kolegi.
- Wiem
przecież – ugodowo skwitował Tomek. – Ale jednak, szkoda… - zaśmiał się lekko.
Było niedzielne
południe. Siedzieli w barze „Alladyn”, jednym z dwóch otwartych o tej porze.
Stąd klientów nie brakowało. W tym licealistów, obecnych i byłych. Ciężko było
swobodnie porozmawiać a Mieszko, który przysiadł się do kolegów minutę
wcześniej, miał do kolegów tylko jedno, ale za to ważne, wręcz bardzo ważne
pytanie.
- Dało się
coś zobaczyć? – rzucił na pozór lekkim tonem, nie chcąc w żaden sposób zdradzić
kolegom tego co siedziało mu w duszy.
- Nic –
takiej właśnie odpowiedzi oczekiwał od Denisa. Poczuł, że kamień spada mu z
serca. – W zasadzie to co sam widziałeś. Ona zniknęła i potem… Już się nie
pojawiła.
- A tamci
co? – zapytał mając na myśli reakcje podglądaczy.
- Obiecali,
że przy najbliższej okazji cię wykastrują i twoimi jajami nakarmią najgorszego
psa w okolicy – wpadł w słowo Tomek.
- No, może
trochę się rozczarowali. Szczególnie, jak te dziesięć minut później światło
zgasło no i wyszło, że nic z tego nie będzie.
Dziesięć
minut? Co ona tam tyle robiła? Wzięła prysznic? Może uważała, żeby nie
podchodzić pod okno, ale… A gdyby jednak oni coś wymyślili? Szalona… Chyba ją
coś…
Zajął się
śniadaniową porcją hamburgera. Niewiele rozmawiali pochłonięci pożywianiem się
i dobrze. Nawet w tej sytuacji, w głowie miał tylko jedno. Wczorajsze wydarzenia
i przede wszystkim widoki. Za nic nie chciały opuścić jego głowy.
Przypomina
sobie różne wydarzenia z życia. Choćby to, jak raz wpadł do Tomka a jego matka
była w pokoju i niczym nie skrępowana, w samych majtkach i koszuli prasowała
coś tam.
Albo gdy
był u Kuby i jego matka przyszła z pracy i w pokoju obok zaczęła się
przebierać. Rzecz jasna nie kompletnie do naga, ale do bielizny. Ściągnęła z
siebie spodnie i bluzkę, stojąc w samych majtkach i staniku. Oni z korytarza
widzieli ją w całej krasie. I nic.
Przez te
wszystkie lata nie był świadkiem takich sytuacji u siebie. Parę razy matka
przeszła szybkim krokiem korytarzem w majtkach i koszuli. Gdy przebierała się
po pracy, znikała w pokoju i zamykała drzwi.
A wczoraj…
Ech, szkoda gadać, bo od tego wszystkiego zaczęła boleć go głowa. Ale w sumie,
jak to będzie? Przejdą nad tym do porządku dziennego? Ciekawe, czy matka będzie
chciała to jakoś skomentować.
W sumie
dość zabawne. I na tym stwierdzeniu wolałby zakończyć cały temat rozmyślań, ale
nie było mu dane.
Dwa stoliki
dalej toczyła się ożywiona rozmowa. Świeżo upieczeni maturzyści rozmawiali ze
sobą i od kilku minut temat zszedł na nauczycielki. Najpierw na Martę, potem na
Kamilę.
- Nie
słuchaj ich i nie przejmuj się – poradził mu Denis wiedząc co gra w duszy
przyjaciela.
Ale nie
dało się. Tym bardziej, że rozmowa zeszła na czuły punkt. Na wydarzenia z
przedwczoraj. Czyli tańce a przede wszystkim taniec nauczycielki z Oskarem.
- Dzisiaj
przyjdzie? Niedziela, może nie… - dywagował nażelowany Alek.
- Mam
nadzieję, że będzie chciała dokończyć, to co zaczęliśmy – odparł chełpliwie
Oskar, nie zdając sobie sprawy z pochmurnego spojrzenia jakie rzucił mu
siedzący dwa metry dalej Mieszko.
- Ty już
tak nie kozacz. Może i potańczy a potem grzecznie wróci do domu – starał się
uspokoić kolegę czarnowłosy Adam.
-
Powinieneś wiedzieć, że stać mnie na wszystko – nie ustępował Oskar. Na chwilę
zamilkli. Wiedzieli, że tak było faktycznie. Chociaż chyba nie z Kamilą… Nie
ten rozmiar kapelusza. A jeśli jednak…?
- Na wszystko,
ale nie w tym przypadku. W najlepszym przypadku uniesiesz jej sukienkę wyżej,
ale nie zdejmiesz – odpalił Adam.
- Właśnie,
kto ma filmik z tego, bo nie widziałem? – zainteresował się ktoś.
- Alek ma.
Będzie hit w liceum – zaśmiał się Oskar a i na twarzy pozostałych pojawiły się
uśmieszki. Mieszko zacisnął zęby. Pięści też.
- Pokaż! –
przy stoliku zapanowało lekkie poruszenie.
- Daj sobie
spokój – zwrócił się do Mieszka tym razem Kuba. – Przecież to nie było nic
takiego.
No tak, w
końcu tylko trochę uniósł sukienkę matki w górę. Nawet nie do końca było
wiadomo, czy ktoś zobaczył choćby malutki fragment bielizny. Ale jednak sam
fakt, że ktoś się na to odważył. Chodziło przecież o jego matkę.
- Długi
jest, gdzie to…?
- Czekaj,
przewinę, o patrz zaraz…
- Oooo…!
Ale nogi…!– rozległo się przy stoliku. Mieszko czuł, że się gotuje i… Nie
wytrzymał. Zdecydowanie ruszył do przodu, przebił się do stolika maturzystów i
nim tamci się zorientowali wyrwał telefon z dłoni Alka. Ten nie zdążył
zareagować a komórka roztrzaskała się o podłogę baru.
Na sekundę
wszyscy ucichli jakby zaskoczeni Potem Alek aż podskoczył, wstając gwałtownie z
miejsca.
- Co ty
kurwa odpierdalasz?! Będziesz płacił!
- Wybij to
sobie z głowy frajerze – wzruszył ramionami Mieszko, nie zamierzając uciekać
przed groźną miną starszego przeciwnika i niechętnymi spojrzeniami jego
kolegów.
- Ach, tak?
– wyższy od siedemnastolatka Alek, doskoczył do rywala, zamachując się pięścią,
ale Mieszko był szybszy. Zrobił unik i sam z całej siły przywalił w nos
przeciwnika.
Kamila nie
mogła znaleźć dla siebie miejsca. Wciąż żyła wczorajszymi wydarzeniami.
Wróciwszy do domku unikała spotkania z synem. Niemal od razu położyła się w
łóżku. Ale długo przewracała się z boku na bok, by w końcu zasnąć.
Obudził ją
trzask drzwi oznajmiający o wyjściu syna. To raczej dobrze, chociaż… Była już
niedziela, napięcie trochę opadło. Pozostały wspomnienia z krępującej sytuacji.
No cóż, czas leczy rany, obraz powoli będzie się zacierał, tak w umyśle Mieszka
jak i jej własnym.
Choć, czy
na pewno?
Starała się
nie zaprzątać tym głowy, wynajdując sobie różne zajęcia, czy to telewizor, czy
jakieś prace domowe, które mimo pobytu w ośrodku wypoczynkowym, zawsze się
znalazły. Choćby pranie. Ale od czasu, do czasu przed jej oczami stawał obraz
wczorajszego wieczoru. Ona pod prysznicem, naga przed synem.
W innych
rodzinach pewnie przeszliby nad czymś takim do porządku dziennego, bo tak
obiektywnie patrząc to cóż… Nie była to normalna sytuacja, ale wybitnie
nienormalna też nie. Ale Kamila… Nie tak ją wychowywano i nie tak ona sama
wychowała swoje dzieci. Temat nagości był raczej tematem tabu. Rzecz jasna
jeśli chodziło o oglądanie nagich rodziców.
Dodatkowo
pojawiło się jeszcze coś niepokojącego. Gen uległości. Zawsze pojawiał się w
tego typu sytuacjach, gdy jakiś mężczyzna „wygrywał” z nią w pewien sposób w
intymnej sytuacji. To rzecz jasna tyczyło się praktycznie zawsze tylko Daniela.
Z wyjątkiem kilku drobnych sytuacji w młodości aranżowanych przez jej obecnego
męża.
A teraz,
sama poczuła to wczoraj. Gdy stała kompletnie naga przed ubranym synem a on
gwałcił wzrokiem jej wszystkie intymne części ciała, wystawione na jego oczy.
I siedziało
to w niej do dziś. Na czym to polegało? Trudno wyjaśnić. Ogólnie rzecz biorąc,
jej syn oglądając ją nago, został w pewien sposób zwycięzcą. Zdobył punkt.
Dołączył do tego grona nielicznych mężczyzn, którzy widzieli ją nago. Gdyby
ograniczyć grono do tych, którym pokazała się nago zupełnie dobrowolnie, to
byłby w nim w zasadzie tylko Daniel.
Wczoraj…
Nie było to takie dobrowolne, ale tez nie pod przymusem dokonanym na niej.
Mogła się zasłonić, wygonić syna jak najszybciej, kazać mu się odwrócić… A nie
zrobiła tego. Przez kilkadziesiąt sekund gapił się na jej cycki, widział też
jej tyłek, jej łono.
Ku swojemu
niepokojowi, nawet przestraszeniu, lecz także i pewnej, ogromnie wstydliwej
przyjemności, poczuła, że między udami robi się dość wilgotno.
Było
praktycznie południe. Błąkając się po domku, w jeansowych spodenkach i koszuli,
starała się myśleć o czymkolwiek, byle nie o wczorajszym wieczorze, gdy
usłyszała trzask drzwi a potem kroki. Wiedziała kto to i poczuła pewne
zmieszanie, ale gdy spojrzała…
- Coś ty
zrobił?! – zapytała z osłupieniem, gdy zobaczyła swego syna z nieco zakrwawioną
twarzą i koszulką.
- Nic –
odburknął. – Daj mi coś do zakrycia tego…
- Ale co…
Jak..? Czekaj, nie tutaj! Wychodź natychmiast, do prysznicy – zarządziła,
sięgając do bagaży. W ciągu kilku sekund miała w ręce to co trzeba. Szybkim
krokiem wyszła z domu, mijając kłaniających się grzecznie kolegów syna.
Pobiegła za nim samym, widząc, że porusza się lekko chwiejnym krokiem.
- Chodź
tutaj – nakazała mu, kierując się w stronę damskich prysznicy. Były bliżej, no
i akurat w tych, rzadko ktoś przebywał. Tym bardziej w niedzielne południe. Nie
myliła się. Pchnęła drzwi, rozejrzała się i wprowadziła lekko zamroczonego
syna.
- Przecież
to babski… - zareagował w końcu.
- Nikogo
nie ma. I wczoraj ci to nie przeszkadzało – nieco zdegustowana widokiem dziecka
w takim stanie, posłała mu małą złośliwość. – Teraz ściągaj koszulkę i mów co
się stało!
- Nic… -
mruknął, posłusznie ściągając górną część ubrania.
- Jak to
nic? Sam się biłeś ze sobą? O co poszło? – nieco podniesionym tonem próbowała
dociec prawy Kamila, kierując lekki strumień wody na twarz syna.
- A czy to
istotne? On też oberwał i to mocniej – pochwalił się, jakby rzeczywiście miał
komu. Może lepsze i to, niż zdradzać powody bijatyki.
- A tam? –
zapytała, wskazując w kierunku spodenek syna. W tym miejscu też dostrzegła
ślady krwi. – Co tam się stało?!
- Nic…
Obtarłem się nieco kant stołu…
- I z tego
poleciała krew? – zapytała podejrzliwie. – Powiesz mi w końcu co się stało?
Ślady krwi
zniknęły z twarzy syna. Ale on sam nie za bardzo kwapił się do odpowiedzi. Widząc
jednak czekającą stanowczo matkę, odpuścił.
- Oni
śmiali się z ciebie – spojrzał prosto w twarz rodzicielki.
- Jak to
śmiali? – zdumiała się nauczycielka, nie rozumiejąc. – I jacy oni?
- Oni.
Puszczali sobie filmik z piątku, na którym Oskar cię obmacywał i zadzierał
sukienkę w górę – wyjaśnił rzeczowo przez zaciśnięte zęby.
Kamilę
zatkało. Poczuła jak na jej twarz wypływa solidny rumieniec. Tyle informacji
naraz… Oni się nabijali, nawet nagrali filmik… A jej syn się wkurzył i stąd
wynikła cała awantura.
To wszystko
przez nią. Spuściła wzrok.
- A tamci…?
– zapytała spokojniej.
- Co
tamci…? No dostali. Znaczy, w sumie jeden. Poważnie… ale nie jakoś wybitnie
poważnie… - wytłumaczył mało elokwentnie.
Kamila znów
milczała przez kilka sekund trawiąc w myślach to co usłyszała. Acz, w tym
stanie jej mózg pracował trochę wolniej.
- Ściągnij
te spodenki, trzeba to zobaczyć – wskazała palcem w dół.
- Niczego
nie ściągnę – zaperzył się syn.
- A
dlaczego? Masz tam jakąś ranę, to może być groźne.
- Nie będę
się rozbierał przed… - nie dokończył, bo wojowniczy ton go opuścił.
- Przecież
twoją matką jestem, nie wstydź się – spróbowała go nakłonić pojednawczym tonem.
- To ty też
się rozbierz – usłyszała w odpowiedzi. Osłupiała na moment.
- Mieszko,
nie zachowuj się jak dzieciak, tylko ściągaj majtki! – nakazała bardziej
stanowczo.
- To ty
ściągnij swoje – odparł rezolutnie.
- O co ci
znowu chodzi? – czuła jak nerwy mieszają się z bezradnością
- O nic.
Ściągnij majtki, mamo.
Wzięła
głęboki oddech. Ostatnie kilka minut znów zakłóciły porządek w umyśle. Choć
faktycznie, takowy zniknął przecież ileś tam godzin wcześniej. Tak, czy
inaczej, nie wiedziała czy zachować się bardziej kategorycznie, czy łagodnie.
- Czy ty
nie przesadzasz? – postawiła na średnio twardy ton. – Będziesz tak stał z
krwawiącym podbrzuszem? Jakoś wczoraj widziałeś mnie nago – spojrzała uważnie w
twarz syna, starając się wypowiedzieć te słowa normalnym tonem.
- I jakoś
wczoraj ci to nie przeszkadzało – sprytnie odwrócił ripostę sprzed dwóch minut
Mieszko.
- I to jest
twoja odpowiedź? Nie rozbierzesz się?
- Rozbiorę,
jeśli ty też.
- Mieszko…
Zdejmij te spodenki… - poleciła spokojnie, acz kategorycznie.
- Zdejmij
majtki, mamo!
Krew
wzburzyła się, gdy do uszu Kamili dotarł głos upartego syna. Wiedziała jaki
jest. Upierał się często, nieważne, czy w mądrzejszych sytuacjach, czy
głupszych. Taki był i wiedziała, że negocjacje zostały zakończone.
Spojrzała
na syna. Mieszko stał twardo z rękoma założonymi na nagą klatkę piersiową i
wojowniczym wzrokiem wbitym w matkę. Jego, dość krótkie włosy koloru ciemny
blond, jego twarz podobna do oblicza ojca. I silne oczy wpatrujące się z uwagą,
jak niemal nigdy wcześniej. Półnagi, z zakrwawionymi spodenkami, z tym
zabójczym wzrokiem, wyglądał jak Bóg wojny. No i biorąc pod uwagę to czego
dokonał kilkanaście minut wcześniej, takowym wydawał się jeszcze bardziej.
Kamila
poczuła jak uginają się pod nią nogi. Nie wiedziała, czy to pod wpływem
wczorajszych wydarzeń, czy z powodu nadmiernej troski o syna, czy z powodu jego
hipnotyzującej postawy. Nie wiedziała, ale…
Ale
wstrzymując oddech, skierowała dłonie w dół i chwytając koszulę ściągnęła ją z
siebie. Nie mając odwagi by spojrzeć w twarz wyczekującemu synowi, rzuciła ją
na murek. Pod spodem nie miała stanika a jej sutki… Stwardniały. Nie czekając
ni sekundy, pochyliła się ścigając spodenki a potem majtki.
Nie była w
stanie opanować ogarniającej jej ciało potężnej fali wstydu. Nie odważyła się
spojrzeć w oczy synowi, udając, że jej twarz zasłaniają długie włosy. Czując
się naga jak nigdy wcześniej, natychmiast przyklęknęła przed Mieszkiem.
Wszystko to trwało króciutki momencik, ale nie miała wątpliwości, że po raz
drugi tego weekendu mógł ogarnąć wzrokiem jej piersi, jej łono…
Boże, co ją
popchnęło…?
To już było
nieistotne. Skoro powiedziała A… Klęcząc przed synem, chwyciła jego spodenki i
bezceremonialnie ściągnęła w dół, jakby chcąc zachować resztki pozorów, kto tu
jeszcze rządzi. Wyczuła opór chłopaka, który cofnął się o pół kroku i położył
swe dłonie na bieliźnie.
- Przestań
– mruknęła cicho, niby oschle, tak aby nie zauważył żadnych emocji, które
kipiały w jej wnętrzu.
Usiłowała
skupić się na ranie, ale w tej sytuacji, o tak emocjonalnym ładunku, jej
spojrzenie uciekało w lekki bok. Dosłownie kilka centymetrów przed jej twarzą
miała penisa jej własnego dziecka. Gdy miał lat trzy, cztery, siedem… To było
normalne, ale teraz był już to penis siedemnastoletniego chłopaka. Licealisty.
No i był jeszcze jeden problem.
Penis nie
sprawiał wrażenia zwisającego swobodnie. Unosił się lekko. To nie była erekcja
jako taka, ale jej początki na pewno.
Jakby tych
wszystkich dziwnych, wnerwiających, upokarzających, erotyzujących sytuacji było
mało, to… Tak, znajdujący się jakieś trzy centymetry od jej twarzy, penis
Mieszka powoli zaczął nabierać rozmiarów.
Z trudem
skupiła się na ranie. To wszystko okazało się niewarte zachodu. Był tam jakiś
obrzęk, jakieś nacięcie na łonie syna. W zasadzie żadna interwencja nie była
potrzebna, krew była zaschnięta. Wynikało z tego, że Mieszko mówił prawdę,
jakieś poważniejsze otarcie się może o ostry kant w trakcie szamotaniny i lekka
rana. Która poczęła się zabliźniać.
Poczuła
lekką ulgę. I coraz silniejsze, wręcz olbrzymie już skrępowanie. Wpływ
adrenaliny słabł, do głosu dochodził mózg. I on uświadamiał jej, co tu się
dzieje. To, że klęczy w damskiej sali prysznicowej przed nagim synem, którego
penis sterczał już wyraźniej. Klęczy i sama jest jeszcze bardziej naga, niż on.
Jest kompletnie naga.
To wszystko
docierało do niej, uderzając w mózg jak młot. Oględziny zostały zakończone i co
teraz? Wstanie, jak gdyby nigdy nic się ubierze a jej syn znów będzie się gapił
na jej gołą dupę?
Zachwiała
się na nogach i jej policzek otarł się o twardniejącego penisa. Zamknęła oczy,
czując kolejną falę rumieńców na swej twarzy. Gdyby Mieszko cos powiedział… Ale
milczał.
Czując
coraz szybsze bicie serca przejechała jakby od niechcenia po jego udach. Dość
ładnie opalonych, lekko, pociągająco owłosionych, lekko umięśnionych… Ale teraz
te uda były twarde jak stal. Mieszko stał na wyprostowanych nogach i to pewnie
dlatego.
Zawsze
lubiła męskie nogi. Oczywiście ideałem w tej kwestii był jej mąż. Co jak co,
ale nogi miał naprawdę pociągające. Podobało się jej to, gdyż kochała robić mu
loda. A gdy ten penis znajdował się w sąsiedztwie tak atrakcyjnej części ciała,
obciąganie było jeszcze bardziej kuszące. I smakowite.
Czuła jak
zaczyna drżeć. Dlaczego akurat w tym momencie pomyślała o tym?
Nie mogła
się opanować, nie mogła… Raz jeszcze przejechała dłonią po naprężonych udach
syna. I znowu… Niby zachowując jakieś pozory jakiegoś badania. Ale… Ale ani ona
w to nie wierzyła, ani on pewnie też.
Jak na
złość przypomniała sobie wczorajsza sytuację, jego wzrok, jego oczy gwałcące
jej nagość. I teraz… Oboje byli nadzy a on stał przed nią na swych kuszących,
bardzo seksownych nogach, z będącym w stanie pół wzwodu penisem.
Przypomniała
sobie także dlaczego oboje tu są. On, jej syn, ratował jej godność, honor,
dobre imię. Stanął w jej obronie i polała się krew. Poczuła ciarki na swym
ciele.
Czuły jak
usta wyschły w ciągu chwili. W końcu oficjalnie odważyła się zerknąć na członka
swego syna. Oficjalnie. Jej ręka skierowała się w jego stronę jakby przyciągana
jakimś niewidzialnym magnesem. I dotknęła go. Jakby coś sprawdzała. Czuła
idiotyzm tej sytuacji, ale nic nie mogła na to poradzić.
Co gorsze,
z bijącym jak bęben sercem, poczuła bezradnie, że nie jest w stanie się od
niego oderwać.
Nawet nie
odważyła się spojrzeć w górę, w oczy swojego syna. Patrzyła tylko nieporadnie
na to co robi. Na to, jak go obejmuje. Jak raz, drugi, trzeci przejeżdża swą
dłonią po jego coraz silniej sterczącym penisie.
Jak go
masuje.
Patrzyła
jak zahipnotyzowana nie czując w sobie wystarczającej siły do przerwania tej
czynności. Jedyną opcją ratunku było już tylko jedno.
Przesunęła
głowę delikatnie w bok. Sterczący penis syna znalazł się dokładnie na wprost
jej ust. Rozchyliła je i powoli przesunęła swą głowę w przód. Poczuła niezwykłe
ciepło i to, że serce ma zamiar wyskoczyć na zewnątrz. Zamknęła usta. Miała go
w środku.
Dotarło do
niej, że w tej niewiarygodnej wręcz chwili, wyłączenie myślenia jest
najbezpieczniejszą opcją. Czyniła nadludzkie wysiłki by do tego doprowadzić.
Nie do końca się udało.
Wiedziała,
że jej twarz jest już czerwona jak oblicze Indianki urodzonej w imperium Inków.
Poczuła niezwykle silny stopień uległości i poniżenia. Nic dziwnego. Tym co
właśnie robiła przekroczyła wszelkie normy, wszelkie bariery.
Dziękowała
swojemu synowy za obronę w ośrodkowym barze, obciągając jego kutasa. Ale to nie
było tak. Nie. Robiła to z uczuciem, z prawdziwą miłością. Robiła bo chciała,
bo przede wszystkim…
Jego penis
smakował niezwykle. Im dłużej przesuwała po nim swe usta, tym bardziej czuła,
że za żadne skarby nie będzie chciała go wypuścić. Nie, nie ma takiej
możliwości… Ten, sterczący już chyba maksymalnie członek, sprawiał w jej ustach
taką rozkosz, że poczuła między udami straszliwą wręcz wilgoć.
Do
otrzeźwienia nie doprowadziły nawet wychodzące z jej ust cichutkie pomruki
świadczące o kompletnym oddaniu się tej czynności. Nie umiała ich powstrzymać.
I nie umiała przestać obciągać.
Z
zamkniętymi oczami, z czułością, z namiętnością, z najprawdziwszą pasja, na
jaką było ją stać, kochała się z penisem swojego syna. Tak, to była prawdziwa
miłość. Zatraciła się w tej czynności i czuła, że mogłaby to robić wręcz
godzinami.
Ktoś mógł
wejść praktycznie w każdej chwili. Ale do niej to nie docierało. Robiła
wszystko, byle tylko synowi nie przyszło do głowy wyjść z jej ust przed
finiszem. Ale nie przyszło. Oddałaby pół życia, by wiedzieć co on teraz czuje.
Ale milczał, może porażony całą sytuację. Jedyną oznaką jego stanu, był tylko
twardy, śliski, gorący penis w ustach matki. Tak gorący, iż Kamila pomyślała,
że zwariuje. Takiego uczucia nie doznała od wieków. Ba, czy kiedykolwiek
doznała? Czy mogło być coś piękniejszego, niż rozgrzany członek własnego syna,
z którym się kochała?
Z olbrzymia
miłością, ustępującą coraz bardziej pewnej panice, poczuła zbliżający się
finisz. Jeszcze bardziej przyspieszyła swe ruchy. Nie wypuszczała penisa z ust.
Za żadne skarby! Miał się spuścić w jej ustach a ona nie miała ochoty pozwolić
na utratę choćby kropli nasienia! Konsekwentnie, niesiona niemal wszystkimi hormonami,
nie czując prawie w ogóle zmęczenia, przyjęła w swoje zaciśnięte na członku
usta cały ładunek spermy. Ręce Mieszka, które krótko przed tym momentem zaczęły
zaciskać się lekko na jej głowie doprowadziły ja niemal do obłędu.
Usłyszała
drżący jęk. Otworzyła oczy. Widok, który przyjęła z rozkoszą, zaczynał
przywoływać ją do rzeczywistości. Wbity w nią wzrok syna, tak pobudzał krążenie
krwi, jak i uświadamiał co tu się stało.
Nie
wytrzymała. Spuściła wzrok i pozbierała swe rzeczy. Nie mówiąc ni słowa,
zaczęła się ubierać, czując, że chce wyjść jak najszybciej. Jak to zwykle w
takich sytuacjach bywało, ubieranie się rozbitej pod każdym względem Kamili,
szło nieporadnie i świadomość, że nieustannie świeci gołym tyłkiem i nie tylko,
przed synem upokarzała ją jeszcze silniej.
W końcu
jednak dopięła swego i nie oglądając się za dzieckiem, opuściła salę.
- Nie
wiesz, gdzie jest mama? – zaczepiła go Oliwia, podchodząc na plażę. Chyba jako
jedyna z wszystkich dziewcząt chodziła po piasku ubrana w jeansy. Była jeszcze
bardziej pruderyjna, niż… Matka? Tak wychował ją ojciec.
- Pewnie
siedzi u Michalakowej, byłaś?
- Nie no,
aż tak mi nie zależy… Pytam tylko, bo domek zamknięty.
- No to nie
wiem.
- A poza
tym… Będziesz dzisiaj na dyskotece?
- Czemu
pytasz?
- Nie
umiesz odpowiedzieć na proste pytanie? No dobrze… Może ktoś chciałby, byś tam
był? – siostra uśmiechnęła się lekko.
- Kto niby?
– czuł, że zna odpowiedź.
- Phi,
przyjdziesz, to się dowiesz – siostra usiłowała wzbudzić w nim ciekawość.
- No to nie
przyjdę – nie dał się.
- Jak tam
chcesz… Siedź sobie tu do jutra.
Odwróciła
się odchodząc w dal a Mieszko rzucił na nią spojrzenie. Była podobna do matki,
ten sam typ urody. Może trochę bardziej delikatny. Ale jednak. Też zaczynała
mieć jakieś małe grono fanów, choć starała się nie afiszować ze swoją urodą,
ubierając byle jak.
Domyślał
się, ze siostrze chodziło o blondynkę średniego wzrostu, Angelikę. Całkiem
fajną dziewczynę, choć trochę bez fajerwerków. W sumie nieważne. Po głowie
chodziła mu całkiem inna kobieta.
Tak jak
wczoraj zastanawiał się nad tym, jak będą wyglądać relacje z matką po tym jak
widział ją nago w sali prysznicowej, tak tamto wydarzenia zbladło całkowicie
wobec dzisiejszego z okolic południa. Mimo, że sytuacja z oczywistych powodów
tkwiła w jego mózgu jak kleszcz, nie miał sił o niej rozmyślać. To przekraczało
jego możliwości.
Godziny
wlekły się. Nie wiedział co ze sobą robić. Błąkał się po plaży, grał trochę w
kosza z kolegami, ale zupełnie nie miał do tego serca. Niemal w ogóle się nie odzywał.
Wyczekiwał
ciężkiej nocy i jutrzejszego powrotu do domu. Ale przedtem była jeszcze
wieczorna impreza w tradycyjnym miejscu i coś mu mówiło…
Siedziała
trochę u koleżanki z pracy. Dobrze, że pojawił się też kolega, gdyż to
sprawiało, że pogaduszki nie miały charakteru monologu. Niewiele się odzywała,
chociaż momentami łapała jakiś dryg, uwalniając się od natłoku myśli. Ale
prędzej, czy później one wracały.
Z biegiem
godzin myśli przybierały logiczny tok. Przynajmniej z jej punktu widzenia.
Wszystko zaczęło się od jej tańców. Z tego wyłoniła się awantura, która
doprowadziła do sytuacji pod prysznicem. Czyli winni byli wszyscy. W sensie –
ona i niedawni maturzyści. Mieszko najmniej.
Z coraz
większą złością myślała o zachowaniu chłopaków. Nie powinni byli, ale czegóż
można było oczekiwać? Stado napaleńców, gotowych zrobić wszystko by poobracać
jedną z największych dup, jakie w życiu widzieli. Tak, trzeba odrzucić fałszywą
skromność i przyjąć opinie, które słyszała praktycznie od gdzieś od trzydziestu
lat.
No więc…
Wyjście było jedno. Pokazać im się tak, że oczy wyjdą na orbit, ale nie dać się
dotknąć. A może właśnie dać? Ale tylko tak trochę a potem trzasnąć drzwiami i
podziękować za bliskość.
Usiadła.
Makijaż. Mocniejszy, niż zwykle. Nie taki oczojebny, ale jednak wyrazisty.
Podkreślić swoje i tak podobno zniewalające oczy. Jeszcze tusz do rzęs. I
szminka.
Przejrzała
zawartość walizek. Już wiedziała. Odsłoni trochę ciała, ubierze się najbardziej
sexy jak się da. Sexy, ale z klasą. Stojąc w swym pokoju w czarnej bieliźnie i
samonośnych pończochach przygotowywała się do akcji. Wyciągnęła sukienkę, potem
drugą. Włożyła tą, jej zdaniem fajniejszą i przejrzała przed lustrem. OK, OK…
Jest dobrze, jest sex, jest czar, jest powab…
No to do
dzieła.
Zabawa
trwała już którąś godzinę a uśmiech nie schodził z jej twarzy. Wyrzuciła z
pamięci to do czego doszło w południe i bawiła się świetnie. No… Przynajmniej
takie sprawiała wrażenie. Nawet Marta, koleżanka z pracy, wychowawczyni klasy,
w której uczyła się dwójka jej dzieci, jakoś przygasła, jakby kierowana pewną
zazdrością. A może po prostu czuła się przytłoczona blaskiem bijącym od pięknej
koleżanki.
Kamila
zachowywała się swobodnie. Wiedziała, że jej uśmiech przyciąga spojrzenia i nie
tylko. Przy stoliku było dość tłoczno. To jakieś uczennice, to uczniowie. Po
prostu zabawa. Jakieś drobne problemy, jakieś pytania, jakieś nieśmiałe
zaczepki.
Eksportowała
swój uśmiech na wszystkie strony, jakby sama prowokując chłopaków do zbliżenia
się, do tych zaczepek. Swobodnie wystawiła swoje długie nogi na publiczny
widok. Niech patrzą, niech się ślinią. Tyle mogą.
Po
pierwszym drinku, pozwoliła sobie na wyjście na parkiet. Bez towarzystwa, bo
chłopacy widocznie nie mieli takiej śmiałości jak przedwczoraj. Trudno, mogła
się bawić sama ze sobą. Uczniowie zlecą się prędzej, czy później.
I nie
myliła się. Kilka chwil później, w pobliżu zrobiło się trochę ciaśniej. Jakieś
uczennice, ale przede wszystkim uczniowie. Nie za blisko, ale jednak tak, że
dało się wyczuć ich obecność. Jakieś odgłosy, śmiechy, jakiś okrzyk próbujący
się przebić przez płynącą z głośników muzykę.
Nie
zwracała na nich uwagi, zatracając się w tańcu, z delikatnym uśmiechem na
ustach. I po kilkunastu minutach, rozgrzana już wróciła do stolika.
Powtórzyła
ceremoniał. Jeszcze jeden drink. Wiedziała, że nie zaszkodzi, spokojnie. Chwila
rozmówek o wszystkim i o niczym z Martą, Markiem i przygodnie pojawiającymi się
w pobliżu podopiecznymi. Nogi wystawione na widok imprezowiczów, niedbały gest
poprawiający fryzurę, roześmiane oczy spoglądające dookoła niby bez celu. To
musiało zadziałać i gdy dopiła drinka, wykonując kilka ruchów pozorujących chęć
wyjścia na parkiet pojawił się Adam rzucający luźną propozycję wspólnych
pląsów. Z uwodzicielskim spojrzeniem i szerokim uśmiechem na twarzy nie
odmówiła.
A potem…
Potem Marcin, Alek, Michał… Tak jak przedwczoraj. Ci najodważniejsi. Trzymali
się na dystans, bo tak im zasugerowała nie musząc zresztą mówić ani słowa.
Czuła się rozgrzana i adorowana. Znów w małym tłumku swoich fanów. Nie widząc
własnego stolika.
Gdzie
właśnie do przygotowanego dla niej trzeciego drinka, o którego przed wyjściem
poprosiła Marka, ktoś dolał większą porcję wódki.
I gdy
rozgrzana po dwudziestu minutach powróciła na swe miejsce nie dostrzegła
różnicy. Może poprzez nastrój, może poprzez pewną zagwozdkę dotyczącą braku
tego największego szkolnego przystojniaka, Oskara. Tego, który poniekąd był
głównym winowajcą ostatnich zdarzeń między nią a…
Stop.
Nieważne,
gdzieś tam wcześniej śmignął na boku a teraz… Teraz, to znaczy przed chwilą
bawili się z nią inni. On nie. Czyżby wyczuł coś? Niepodobno, przecież nie brał
bezpośredniego udziału w tym zajściu, więc nie miał powodów do obaw.
Było już po
północy, większość trzeciego drinka znajdowała się już w żołądku. Kamila czuła,
że dotarła do granicy, gdzie nogi jeszcze niosą, ale głowa powoli zaczyna
ciążyć. Czyżby przeholowała?
Nie… Wzięła
się trochę w garść i ostrożnie wstała. Dobra, ostrożność nie była potrzebna.
Nogi lekko się uginały, ale wciąż pozostawały sprawne. Zrobiła lekkim,
tanecznym krokiem krótki dystans, gdy pojawił się on.
- Pani
profesor… Dzisiaj nie mieliśmy jeszcze okazji – jego uśmiech był jeszcze
bardziej sympatyczny, niż zazwyczaj.
Zawahała
się przez sekundę. Musi być pewna siebie, swoich myśli. Ale przecież jest…
Przynajmniej
tak jej się wydawało.
Bo tak było
raczej przez kilka pierwszych taktów. Oskar trzymał się na dystans, ale ona
rozumiała, że to taka gra wstępna. Gra, którą wydawała się prowadzić a
tymczasem po kilku minutach straciła przywództwo.
Bo Oskar
krok po kroku, sekunda po sekundzie osaczał ją coraz bardziej. I co gorsze
Kamila nie potrafiła odpowiednio zareagować. Dlaczego? Czuła, że traci trochę
kontakt z rzeczywistością. Chyba jednak za dużo tych drinków.
Dlatego
zaczęła poruszać się nieco wolniej, ostrożniej. Ale może właśnie dlatego Oskar
nie miał problemów by znaleźć się blisko niej. Położyć ręce na jej biodrach.
Grzecznie, bez jakichś przykrych niespodzianek. Ale czuła jego dotyk, jego
zapach i jego oddech. Gorący.
Jej zresztą
też robiło się gorąco. Przecież temperatura była wysoka. Do tego drinki no i
towarzystwo najprzystojniejszego ucznia w liceum.
Postarała
się uśmiechnąć uwodzicielsko. Zachęciła go tym do jeszcze bliższego kontaktu,
jego pierś zetknęła się z biustem Kamili. No, no… Nie przesadza? Nie. Dać mu
dużo, niech się rozpali jeszcze bardziej a potem… Pstryk w nos i do widzenia.
Ale teraz
on prowadził a ona mu pozwalała. Na to by jego dłonie zsunęły się o centymetr,
dwa. By jego usta przesunęły się już wręcz w milimetrowej odległości od jej
twarzy. Oj, bo zaraz pozostali wycieczkowicze będą mieli ubaw a raczej temat do
pikantnych rozmów. Jeżeli już nie mają.
Jeszcze
chwila, jeszcze minuta, dwie. Niech się rozpali jeszcze bardziej. A szum w jej
głowie ustąpi bardziej trzeźwemu myśleniu.
Ale nie
ustępował. Za to jeszcze bardziej ożywiły się zmysły, pobudzone nęcącym
zapachem tego młodego playboya. Nagle ogarnął ją jakiś żal, że to przecież może
ostatni raz w życiu, gdy ma przy sobie takiego przystojniaka. Przecież młodsza
już nie będzie.
Nie. Stop.
Nie ma miejsca na sentymenty. Postanowiła zebrać się w końcu w sobie, gdy
poczuła jak dłonie niedawnego ucznia zaciskają się na jej biodrach coraz
silniej a jego głowa pochyla się w kierunku szyi. Dość, to już przesada.
- Wystarczy
– wygłosiła prosto w ucho Oskara i z pewnym trudem wydostała się z jego objęć.
Ale krok nie był już tak pewny. Dodatkowo nie zauważyła, że w trakcie tych
zalotnych tańców zbliżyła się za mocno do któregoś stolika. Nie kontrolując
się, machnęła ręka, trafiając w jakąś szklankę. Nim zorientowała się, jej
zawartość znalazła się na sukience i rajstopach.
- A niech…!
– zaczerwieniła się zawstydzona. Całe szczęście, że nie upadła czy coś, bo to
już byłaby kompromitacja na oczach takiej publiczności. A tak, mogła to zwalić
na karb nieszczęśliwego przypadku.
Rozejrzała
się mało dyskretnie. No tak, poczuła na sobie sporo spojrzeń. Niedobrze. To
oznaczało jedno.
- Cóż,
koniec imprezy – mruknęła i zbierając się w sobie, ruszyła w stronę swojego
miejsca starając się za wszelką cenę utrzymać prosty krok. Wzięła torebkę i
zamieniwszy kilka rozładowujących sytuację słów z obecnymi na miejscu i Markiem
i którymś z uczniów ruszyła w stronę domku wypoczynkowego.
-
Odprowadzę panią – zaoferował się Oskar.
Spryciarz.
Nie szedł do stolika, tylko poczekał przy wyjściu z tego niby lokalu. Tak, by
nie narazić się na jakąś śmieszność w przypadku odrzucenia prośby. Ale Kamila
nie chciała być miła.
- Oskar,
dziękuje, ale dojdę spokojnie, to nie jest daleko.
- Mimo to
przejdę się, nie lubię zostawiać swoich tanecznych partnerek samych w potrzebie
– wyrecytował.
Spryciarz.
Wyszli a Kamila dzięki szumiącej głowie dopiero po kilkunastu krokach
zorientowała się jak to wyglądało. Ano tak, że opuściła imprezę w towarzystwie
dziewiętnastoletniego, zabójczo przystojnego ucznia. Na oczach wszystkich
wychowanków i innych.
Chcąc nie
chcąc przyczyniła się do małego triumfu Oskara. Poczuła pewną złość, ale było
już za późno.
Hah,
ciekawe, czy ten drań na coś liczył?
Oby, bo
jeśli tak, to odprawa zaboli go mocniej.
Te może
trzysta metrów to nie było daleko, ale z oczywistych względów Kamila nie
forsowała tempa. To dało okazję Oskarowi do tego by użyć swej mocy i nieco
rozładować atmosferę. Kamila z uznaniem stwierdziła, że nawet potrafił ją
doprowadzić do szczerego uśmiechu jakimś zabawniejszym tekstem.
Ech, może
gdyby była młodsza, z innymi zasadami. A w zasadzie bez nich… Ale nie teraz.
Mimo, że w głowie wciąż szumiało.
Chyba za
dużo o nim rozmyślała.
- Dziękuję
Oskar – przyszedł jej moment, gdy dotarła przed drzwi. Sięgnęła do torebki po
klucz, znalazła i przekluczyła. – Możesz wracać.
Ale ten
nawet się nie ruszył. A w zasadzie wręcz przeciwnie, ruszył, ale zbliżając się
o krok do nauczycielki.
- Chciałem
powiedzieć, że bardzo dobrze się bawiłem w pani towarzystwie – stwierdził
swobodnie, licząc pewnie, że jego bliskość, zapach i wzrok skierowany prosto w
oczy nauczycielki doprowadzą do jakiegoś cudu.
W sumie to
doprowadziły, bo Kamila poczuła nieco szybsze bicie serca, ale uśmiechnęła się
z wyższością i pewną złośliwością wiedząc, na co sobie może pozwolić a na co
nie.
I już miała
odpowiedzieć, coś w stylu „było bardzo przyjemnie, ale teraz do widzenia”, gdy
nagle przyszło jej do głowy, by podpuścić go jeszcze bardziej, co zwiększyłoby
późniejsze rozczarowanie.
- Wiesz… -
stanęła frontem do adorującego ją chłopaka, opierając się o drzwi, niczym
bezbronna, kokietująca dziewczyna. – Mnie również było dobrze w twoim
towarzystwie – posłała Oskarowi lekki uśmiech, unosząc przy tym jedną nogę,
tak, aby obcas obuwia oparł się także o drzwi. Taka poza musiała działać na
młodzieńca. Zbliżył się jeszcze bardziej.
- Przeziębi
się pani w tej mokrej sukience, powinna ją pani zdjąć – zniżył nieco głos, by
brzmiał bardziej zmysłowo. Kamila, jakby pod jego wrażeniem otworzyła oczy
szerzej.
- Zdejmę –
wyszeptała, będąc tak blisko twarzy niedawnego ucznia, że czuła jego oddech,
tak jak i pewnie on jej. – Wobec tego pozwolisz, że w tym miejscu się
rozstaniemy – nie ruszyła się jednak, czekając na reakcję Oskara.
Jeszcze nie
teraz, jeszcze zabawa jest przednia. Tym bardziej, że znów poczuła szum w
głowie.
- Może pani
w tym pomogę – mruknął równie zmysłowo jak poprzednio i sięgnął dłonią w dół.
Ne, tak się nie zdejmowało sukienki, on po prostu bezczelnie zaczął zadzierać
ją w górę.
- Dość –
uznała, że na tym faktycznie należy zakończyć zabawę. – Dam sobie z tym radę
sama, możesz wracać.
Z tymi
słowami spróbowała odwrócić się w kierunku domku, ale nie zdążyła. Rozpalony
chłopak błyskawicznie chwycił ją za ręce, krzyżując je nad głową nauczycielki.
Piwo w jego dłoni spadło na beton, po drodze wylewając się na sukienkę.
Serce w
piersi Kamili uderzyło mocniej. Stary chwyt polegający na kopnięciu agresora w
genitalia nie wypalił, bo Oskar przylgnął do niej całym ciałem. Kamila poczuła
się osaczona. Nie mogła nic zrobić. A chłopak, przytrzymujący jedną swoją
dłonią jej ręce w górze, drugą sięgnął w dół, próbując zadrzeć w górę jej
sukienkę.
Poczuła w
głowie nie tylko wzmożony szum, ale i lekką panikę. Była niezbyt trzeźwa a
zatem podwójnie słabsza a on wręcz przeciwnie, silny i agresywny. Kompletnie
zniewolona naporem jego ciała, poczuła jak dłoń Oskara wciska się między jej
zaciśnięte uda.
I gdy
zaczęło do niej docierać, że sytuacja robi się naprawdę niebezpieczna, poczuła
jak nagle napór znika. Oszołomiona, jakby z sekundowym opóźnieniem widziała to,
co rejestrował mózg. A zarejestrował Oskara oderwanego od niej i rozkładającego
się bezradnie na betonie. A potem…
-
Wypierdalaj! – słowa zdyszanego syna docierały do niej, jak przez mgłę. Ciężko
oddychająca Kamila z trudem rejestrowała wydarzenia. Powoli zbierającego się z
ziemi Oskara, wyraźnie nabuzowanego, ale jednocześnie obawiającego się
konfrontacji z równie naładowanym Mieszkiem.
Nim
cokolwiek zdążyło do niej dotrzeć, była już wewnątrz mieszkania, wepchnięta doń
przez syna. Zamknął drzwi na klucz i stanął za nią, jakby nie wiedząc co
zrobić. Ich spojrzenia spotkały się. Jego pochmurny wzrok wstrząsnął nią. Ale
chwilę później, bardziej dokuczliwe stało się mokre ubranie.
- Ach… -
mruknęła lekko, zamykając oczy i rozpinając sukienkę. Nie chciała za bardzo
tutaj, ale wilgoć stała się dokuczliwa a ona, oszołomiona alkoholem miała
problemy z stawianiem kolejnych kroków.
Niecierpliwie
rozpinała zamek, ale w końcu dokonała tego. Sukienka opadła w dół. Poczuła
lekką ulgę.
- Dobrze
jest ci z tym, gdy przynosisz mi wstyd? – usłyszała za sobą mocne słowa,
wypowiedziane z lekką wściekłością, zmieszaną z rozczarowaniem i żalem.
Odwróciła
się. Zobaczyła swego syna, może metr obok. Stał, niczym zwykły nastolatek z
jednej strony. I bohater, który ratował ją już drugi raz w ciągu dwóch dni z
drugiej. A zasadniczo, chyba nawet trzeci.
Co za
kochany chłopak…
Poczuła się
potwornie źle z tymi słowami. Jakby dopiero teraz dotarło do niej,
czterdziestopięcioletniej kobiety, nauczycielki z wieloletnim stażem, że jej
zachowanie wcześniej ale przede wszystkim teraz, miało prawo i wręcz powinno
spotkać się z krytyką dziecka.
Stała na
wprost niego z opuszczonymi dłońmi, nie wiedząc do końca jak zareagować. I
przypominając sobie, że przecież pod sukienką… Owszem na dole miała i pończochy
i majtki.
Ale na
górze nic.
I nie była
w stanie zrobić nic, by się zasłonić. I mimo, że szumiało jej w głowie, czuła,
jak jej sutki pod wpływem stalowego wzroku syna twardnieją.
-
Przepraszam – powiedziała cicho, z trudem robiąc pół kroku wprzód. – Nie chcę
przynosić ci wstydu. Jak mam cię przeprosić?
Znów
zrobiła pół kroku, zbliżając się do syna, jakby chciała się przytulić. Albo po
prostu ukryć swoje nagie piersi wystawione bezwstydnie na wzrok syna.
Ale nie
zdążyła. To Mieszko przejął inicjatywę. Nim jej szumiąca głowa zdążyła
zarejestrować co się dzieje, zobaczyła swego syna wpijającego swe usta w jej
sterczące sutki.
Panika,
wstyd, zażenowanie, cokolwiek… Nie zdążyły zaistnieć. W to miejsce pojawiło się
uczucie olbrzymiej miłości do syna i olbrzymia rozkosz, którą jej, jego usta
sprawiały.
Z ust
Kamili wydobył się cichy, ale niemożliwy do powstrzymania jęk.
- Mieszko –
szepnęła z trudem, jakby wbrew sobie chciała go powstrzymać, ale on nie
reagował. Ssał jej sutki a Kamila pomyślała, że zaraz oszaleje.
Kompletnie
oszołomiona poczuła, że traci równowagę. Zachwiała się na nogach i wtedy ją
puścił. A ona upadła na jedno kolano. Potem drugie.
Świat
wirował, nie rozumiała co dzieje się wokół. Przeżycia ostatnich dwóch minut
zawróciły jej w głowie, sprawiły, że niemal straciła świadomość. Z trudem
podczołgała się w przód, opierając dłonie i głowę na krawędzi łóżka. Ale nie
miała sił wejść na nie. Na czworakach opierała się o łóżko.
Ale tylko
przez sekundę.
W mgnieniu
oka wyczuła ruch i lekki hałas za sobą. A w drugiej sekundzie dłonie na swoich
biodrach. Dłonie syna chwytającego jej majtki i gwałtownie ściągające je w dół.
Zrobił to
niezwykle szybko, w sposób świadczący o jego determinacji i… Podnieceniu?
To już było
nieistotne, bo sam fakt doprowadził ją do obłędu. Poczuła jak majtki z
łatwością przechodzą przez jej stopy. Jej spowolnione ruchy w niczym nie mogły
przeszkodzić silnemu, rozpalonemu synowi. Tym bardziej, że sama, jak
sparaliżowana, nie wykonała ani jednego gestu, by mu w tym przeszkodzić.
Następną
rzeczą, którą usłyszała, był drobny szelest, świadczący o tym, że chłopak
najpewniej pozbywa się części ubrania. A potem… Potem jego dłonie chwytające ją
za biodra. I napór jego ciała wbijającego się zdecydowanie między uda, które
pod wpływem tego naporu bezradnie rozeszły się w bok.
Boże
święty…
Nie
widziała tego, wciąż mając głowę opartą o łóżko a oczy zamknięte, ale wszystko
było już jasne. Jej syn klęczał za nią, między jej udami, swoimi dłońmi
obejmował jej biodra. Nie, nie dłońmi. Jedną dłonią. Drugą wziął, widocznie
była mu do czegoś potrzebna.
Potrzebna
do…
Drgnęła,
jak szalona, gdy wyczuła dotyk na swojej cipce. Palce niecierpliwie błądzące w
poszukiwaniu drogi do raju. A potem… Potem już tylko nacisk czegoś większego,
mocniejszego, twardszego. Usta rozchyliły się, tak samo jak wargo sromowe
przyjmujące intruza. Intruza rozpychającego jej mokre, jak rzadko kiedy ścianki
pochwy.
Pomyślała,
że oszaleje. Pragnęła tego teraz tak mocno. Tak, aby jego penis wypełnił ją
całkowicie. I gdy zrobił to, poczuła coś bardziej magicznego, niż wszystkie
dotychczasowe orgazmy razem wzięte.
- Aaaach…!
– jęknęła przeciągle.
Była jak
zahipnotyzowana. W żaden sposób nie dopuszczała do siebie myśli, że wbił się w
nią ktoś, kto nie miał do tego prawa. Wręcz przeciwnie. Postarała się rozsunąć
swoje uda jeszcze szerzej, wypiąć swoje pośladki jeszcze wyżej a głowa wbiła
się w pościel jeszcze mocniej.
Marzyła
tylko o jednym, by ten penis wypełniający jej cipkę tak doskonale, nie
wychodził z niej nigdy.
Ten jednak
rzecz jasna cofnął się i zaatakował znów. Pod wpływem jego ruchu Kamila również
popłynęła wprzód. To uczucie było tak boskie, że z jej ust ponownie wydobył się
jęk.
Jeśli była
jakaś rzecz, której wstydziła się w tej konkretnej sytuacji, były nią te jęki.
Ale ruchy syna władczo penetrującego jej cipkę, sprawiały, że nie była w stanie
się powstrzymać, ani kontrolować. Każde wbicie się jego penisa, kwitowała
cichym a potem już nieco głośniejszym jękiem.
Jeśli zaś
była rzecz, która podniecała ją najbardziej, to właśnie ta, zupełnie
niespodziewana władczość. Jej siedemnastoletni syn, nie patyczkował się. Widać,
uwolnił jakaś drzemiącą w sobie furię, czy choćby jej namiastkę. To było coś
niewiarygodnego.
Gdy tracąca
niemal zmysły Kamila, osunęła się lekko w bok, poczuła natychmiast, jak dłonie
Mieszka silnym ruchem, przywracają jej pośladki we właściwe miejsce. Ten ruch,
ta władczość, ta determinacja, zdecydowanie, sprawiły, że oszalała niemal
kompletnie. I całkowicie, z bezgranicznym uwielbieniem oddawała się pchnięciom
swego syna, doprowadzającego ją do wrzenia.
Do wrzenia,
bo każdy ruch tego cudownego, sztywnego jak skała penisa, był niczym nieziemski
orgazm. Wypełniał jej cipkę całkowicie, co było czymś czego pragnęła i czymś co
on spełniał, nie pytany, nie proszony. Trzymał ją, swoją matkę, silnie,
zdecydowanie za biodra i rżnął ją w taki właśnie sposób.
-
Aaaaach…!!! Aaaaach…!!! – w którymś momencie Kamila nie była już w stanie
powstrzymać niczego i jej jęki stawały się głośniejsze, niż cokolwiek innego.
Poczuła, jak jej syn przyspiesza swe ruchy, tak jakby zbliżał się do finiszu a
wtedy przez jej głowę przewinęły się niewypowiedziane na głos słowa „nie
przerywaj, błagam, nie przerywaj, bądź we mnie jak najdłużej!”.
Ale sama
nie potrzebowała już niczego więcej. Coraz szybsze ruchy syna, ruchy świadczące
o jego olbrzymiej miłości, jego pożądaniu, ruchy, którym sprawiał jej tak
niewyobrażalną rozkosz, doprowadziły ją do piorunującego orgazmu. Przestała
absolutnie kontrolować jej ciało, które zaczęło się miotać, a mięśnie zaciskać.
Jak rzadko kiedy przeżyła orgazm, nim zdążył dojść do niego mężczyzna. Z jej
usta wydobył się długi, wysoki jęk zdolny pewnie obudzić trupa. Trwający dobre
kilkadziesiąt sekund. A nawet jeszcze dłużej.
Bo Mieszko
wciąż, po chwilowym kłopocie, jakie sprawiło mu szalejące ciało matki, posuwał
ją coraz mocniej, coraz ostrzej, coraz szybciej. Tak i jego dzieliły już
sekundy. A kompletnie zdominowana siłą i furią swego syna Kamila, szeptała
tylko bezgłośnie „kocham cię”.
I po kilku
minutach tego szału uniesień, w gęstych oparach bezgranicznej miłości i
rozszalałych zmysłów, nastała cisza. Kamila poczuła jak dłonie syna zaciskają
się na jej biodrach, najsilniej jak się dało a on sam… Wyczuła lekkie drżenie w
jego strony. A jej cipka napełniła się nasieniem. Nasieniem syna, który w ten
sposób wyznał jej swą miłość. Gdy ona odwzajemniła mu się tym samym.
Chwila
spokoju, chwila ciszy. By zmysły i rozbujane żądze, choć w części wróciły do
normalności.
Kamila z
najwyższym trudem wdrapała się na łóżko, mając świadomość, że syn doskonale
widzi najdrobniejsze szczegóły jej
ciała. Cóż, widział je tak samo chwilę wcześniej. Sięgnęła po koc. Z trudem,
spowodowanym, wciąż szumiącym jeszcze w głowie alkoholem, jak i nieziemskimi
emocjami sprzed ostatnich kilku minut poprawiła poduszkę i wślizgnęła się pod
koc. Dopiero teraz, po raz pierwszy od momentu gdy weszli do domku spojrzała na
syna.
Stał obok
łóżka, nagi, piękny, wygrany. Jego oczy wciąż płonęły, jak uprzednio, chociaż
teraz pojawiło się w nich co innego. Może jakiś przejaw rozsądku? Nie
zastanawiała się nad tym. To co się stało przed chwilą i wciąż trwało, było
zbyt piękne, by przejmować się zupełnie nieistotnymi drobiazgami. Przejechała
oczyma po jego nagim ciele. Nagim i pięknym. Jego penis nie oklapł zupełnie,
znajdując się wciąż w stanie pół wzwodu. Na chwilę zamknęła oczy, jakby
urzeczona a jednocześnie skrępowana tym widokiem.
Po
sekundzie otworzyła ponownie i przesunęła się na skraj łóżka. Wyciągnęła do
przodu dłoń, chwytając syna za ręką.
- No chodź
– szepnęła.
Nie stawiał
oporu. Jego ciało wśliznęło się pod koc i natychmiast przylgnęło do matczynego.
Jego klatka piersiowa zetknęła się z biustem matki, jego penis dotknął jej
łona. Ich oddechy zderzyły się.
Kamila
matczynym gestem przytuliła go do siebie, tak by jego głowa znalazła się na jej
piersiach. Znów zamknęła oczy.
a gdzie problem ciąży?
OdpowiedzUsuńKiedy nowe opowiadanie? :)
OdpowiedzUsuńW najbliższych dniach. Nie mogę sprecyzować.
OdpowiedzUsuńa możesz zdradzić w jakiej będzie tematyce? :)
OdpowiedzUsuńAdrian.
Ps. Właśnie się zagłębiam w Twoje wcześniejsze lektury :P milo do nich wrócić :)
Nie lepiej poczekać do tekstu?:)
OdpowiedzUsuńMnie też czasem miło wrócić do starych:)
A może i lepiej :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem Najlepsze są Kamila i uczeń :)
Te początkowe, kiedy akcja szła po woli ale chłonęło się każdą kolejną linijkę z wypiekami na twarzy :)
Czekam więc na kolejny tekst :)
Adrian
Jeśli nie zajdą jakieś przeszkody, w poniedziałek powinno coś być.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńAdrian.
i jak sprawa z tym opowiadaniem??
OdpowiedzUsuńAdrian :)
Będzie:).
OdpowiedzUsuńChoć nie wiem jeszcze kiedy, ale trochę później:)
.... a odsłon strony przybywa, "ruch jak na Marszałkowskiej" :) Wszyscy sprawdzają czy już są dalsze przygody naszej ulubienicy... ja też :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Anonim z Aqua Parku :)
Otóż to:). Widząc po trzysta wejść w dni robocze, jestem zdumiony, ale 501 wejść w dniu wczorajszym (środa) to liczba wręcz szokująca, rzadko zdarzająca się nawet w weekendy:).
OdpowiedzUsuńNie powiem, żeby mnie to martwiło, ale wypada podjąć jakieś zobowiązania.
Opowiadanie będzie w sobotę, ale z pewnych przyczyn dopiero przyszłą (21 marzec).
W sumie nie wiem, jak będzie bił licznik, gdy same opowiadania się skończą a mnie nie będzie się chciało już kontynuować:). Tradycyjnie może zdradzę stan swojej "twórczości" - oprócz tego, które ukaże się w następnym tygodniu, jest jeszcze jedno skonczone, ale tak głupie, że nie wiem, czy opublikuję. Do tego dochodzi inne, gdzie brakuje mi 2-3 stron by je skonczyć, ale i tego mi się nie chce.
Reszta w powijakach, więc być może od kwietnia nastąpi naprawdę długa przerwa.
Pozdrawiam wszystkich czytelników.
Chcemy to długie! Moze byc nawet w częściach. tylko nie tak rzadko!
OdpowiedzUsuńOno jest głupie a nie długie, tak sprostuję:)
OdpowiedzUsuńZ tej strony osoba zainteresowana scenami lesbijskimi, tym razem płci żeńskiej i prośbą; Panie Jons, niech Pan zmusi kiedyś Kamilę (lub w sumie kogokolwiek, ale najlepiej ją) do stosunku z inną dziewczyną, ale zmusi; żadnej dobrowolności; niech ta osobniczka zaatakuje ją chloroformem i zaciągnie do siebie, lub niech w dalekiej przyszłości bliżej nieokreślony mężczyzna zmusi panią K. do "zajęcia się" jej córką, albo córkę do zajęcia się matką; albo niech po prostu wydarzy się cokolwiek w tym rodzaju.
OdpowiedzUsuńZmusić, to przede wszystkim trzeba mnie:). Konkretnie do tego, abym dokończył dwa nieukończone opowiadania, wtedy fani scen rozgrywających sie między dziewczynami będą - mam nadzieję -zadowoleni.
OdpowiedzUsuńNaprawdę, nie podaję terminów. Kedyś skończę, ale kiedy - poczekamy, zobaczymy.
Na Pana opowiadania, zwłaszcza z tego typu scenami - jestem skłonna czekać do końca świata. I znacznie dłużej.
OdpowiedzUsuńZabrzmiało, tak kusząco, jak i obiecująco:). I jednocześnie, przyznaję, nieco natchnęło do myślenia.
OdpowiedzUsuńJa w w kwestii technicznej:
OdpowiedzUsuń1)"bo Mieszko wciąż ..., posuwał ją coraz mocniej, coraz ostrzej, coraz szybciej. Tak i jego dzieliły już sekundy. "
2)"I po kilku minutach tego szału uniesień, w gęstych oparach bezgranicznej miłości i rozszalałych zmysłów"
No przyznaj, że się zagalopowałeś :-)
Chodzi o czas?
OdpowiedzUsuńOwe sekundy tyczyły się teraźniejszości, aktualnego momentu akcji. Zaś minuty to kwestia jej całości, od samego początku do finału.
Ale gratuluję wychwytywania szczegółów:).
Pisz! Bo będę miała wyrzuty sumienia, że nie spełniam się jako muza ;)
OdpowiedzUsuńGdyby się szanowna muza podpisała, to może bym się dostosował do tej subtelnej prośby:). A tak, to niech ma w pełni zasłużone wyrzuty:)
OdpowiedzUsuń