KAMILA I SENNE MARZENIA XI. Niespokojny
urlop.
Jak każdy
chłopak, Mieszko praktycznie od wczesnego dzieciństwa w piaskownicy miał
swojego najlepszego kolegę. Był nim Łukasz. Razem bawili się w piaskownicy w
przeddzień rozpoczęcia edukacji w szkole podstawowej, razem do niej chodzili i
razem do gimnazjum.
Praktycznie
od samego początku Łukasz zrobił na swoim rówieśniku duże wrażenie i ten już
cały czas pod nim pozostawał. Był trochę bardziej inteligentny, roztropny od kolegów.
Gdy grali mecze piłkarskie, operował bardziej na intelekcie, widać było, że
stara się przemyśleć swoje zagrania nie zawsze biegając bezcelowo za piłką. W
szkole unikał zaczepiania innych i stronił od bijatyk, ale w słusznej sprawie
potrafił się postawić nawet starszym o rok, czy dwa kolegom. Nie miał problemów
z nauką, zaliczając się do czołowych uczniów w klasie.
Mieszko
trochę zazdrościł swojemu koledze fajnej figury. Nie to, że był umięśniony, czy
coś, tylko zwyczajnie miał dość harmonijną sylwetkę, lekko rozbudowaną klatkę
piersiową i całkiem fajnie wyglądające, szczupłe, ale z lekkim zarysem mięśni
nogi. A całość pokryta tym, czego Mieszko najbardziej zazdrościł, piękną
opalenizną. Latem i jesienią niemal błyszcząco czerwoną, która później przechodziła
w świetnie wyglądający brąz.
Gdy doszedł
do trzynastego roku życia, osiągnął sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu,
będąc może dwa centymetry wyższym od Mieszka.
Oprócz tych
wszystkich zalet, miał jeszcze jedną, dość zdumiewającą. Otóż unikał
samochwalstwa. W okresie, gdy każdy chwalił się czym tylko mógł, on milczał
niemal jak grób. Mieszko na zawsze zapamiętał scenę z końcówki dramatycznego
meczu z sąsiednią klasą na zakończenie podstawówki. Otóż, przy remisie, mający
piłkę Łukasz zagrał trochę inaczej, niż zwykle, ograł dwóch przeciwników i
wyłożył tak zwaną patelnię będącemu samotnie przed bramką Kubie. Ten strzelił
gola i cieszył się, zbierając laury a Łukasz niemniej zadowolony nawet słówkiem
nie pisnął, że tego gola wypracował praktycznie sam w pojedynkę. Podobne
sytuacje zdarzały się nierzadko. Gdy raz, niemal pół klasy zerżnęło od niego
zadanie domowe z matematyki. I wiele innych.
Wiele
rzeczy razem odkryli i niejedna z nich została Mieszkowi w pamięci. Najbardziej
jednak pewnie te związane z seksualnością.
Łukasz
sprawiał wrażenie, jeśli nie ideału, to kogoś bardzo, bardzo solidnego. Ale i
on miał swoje zagrywki wzbudzające różne odczucia, jak choćby niepokój, czy
tajemniczość.
Pierwszy
raz objawił się, gdy mieli po jedenaście lat. Pojechali nad małe jeziorko, tuż
za miastem i rozłożyli nad nim. Wskoczyli do wody, potem wyszli na brzeg,
zalegając na kocach i wystawiając swe ciała ku słońcu. I w którymś momencie
kompletnie zaskoczony Mieszko zobaczył, jak kolega rozglądając się uważnie
wkoło, ściąga z siebie kąpielówki. Nie zwracając uwagi na towarzysza wstaje,
eksponując swój tyłek, po czym kładzie się z powrotem na brzuchu.
Dla Mieszka
wychowywanego dość konserwatywnie był to szok. W domu nie miał możliwości
zobaczenia choćby czegoś podobnego. Matka może trzy, cztery razy przemknęła po
korytarzu w samych majtkach i koszulce, siostra ubierała się niemal jak
zakonnica. A tutaj…
- Też byś
ściągnął – odezwał się lekko kpiarskim tonem kolega.
Ale Mieszko
nie odważył się. Za to dyskretnie, szczególnie, kiedy głowa towarzysza była
odwrócona w drugą stronę, spoglądał na jego kompletnie nagie ciało. Nie
wiedział, dlaczego aż tak bardzo mu się podoba, bo patrzył na pewno z
przyjemnością. I to taką, że poczuł jak widok ładnych nóg i nagich pośladków
Łukasza, jego penis silnie twardnieje.
Zamknął
oczy i zmusił do niepatrzenia w tamtą stronę.
Nie
rozmawiali o tej sytuacji, ale w jakiś sposób przez to wszystko Mieszko jakoś
jeszcze bardziej uzależnił się od przyjaciela.
Ale było
jeszcze coś innego.
Od mniej
więcej tego okresu Mieszko coraz silniej musiał zmagać się z pewną sprawą.
Chodziło konkretnie o jego matkę i pewnego rodzaju uwielbienie jej
towarzyszące. Coś czego udało się uniknąć wcześniej teraz pojawiało się wraz z
wkraczaniem w okres dojrzewania.
Matka była
matką. Ale tylko dla niego. Dla kolegów coraz mocniej stanowiła obiekt
początkowo nieśmiałych a potem bardziej wulgarnych fantazji. Słyszał rzucane
dyskretnie a czasem wręcz wprost przy nim różne teksty kolegów z klasy, czy
innych. Tekstów wiadomego rodzaju.
Starał się
przechodzić nad nimi do porządku dziennego, choć czasem było trudno.
Łukasz był
względnie częstym gościem w jego domu. Wpadał to pożyczyć zeszyt lekcyjny,
chociaż Mieszko dużo częściej pożyczał od niego, to pograć w jakąś grę, to film
obejrzeć, ot po prostu pogadać. I często stykał się z nauczycielką. Witał się
kulturalnie, czasem zamieniając z nią kilka słów.
Mieszko
wiedział dobrze, że z wszystkich jego kolegów, matka najbardziej lubiła właśnie
Łukasza. Właśnie dlatego, że sprawiał wrażenie zrównoważonego, myślącego, nie
robiącego żadnych wygłupów. Może uznała także, że miał on dobry wpływa na jej
syna. W każdym razie widział, że często uśmiecha się do Łukasza, nierzadko
proponując mu herbatę, lub coś do jedzenia.
Akurat ten
rzadko rzucał uwagi na temat Kamili. Wręcz bardzo rzadko i jak już to tylko
zdawkowe, że „ładna jest”. Ale Mieszko miał oczy i widział, że od jakiegoś
momentu Łukasz coraz częściej kieruje na nią swe spojrzenie. Wzruszał
ramionami, niech sobie patrzy. Chociaż fakt, że i on zaczął sprawiać wrażenie
zafascynowanego jego matką lekko go denerwował.
I znów
nadszedł jeden z przełomowych momentów w ich życiu. Tuż po ukończeniu szkoły
podstawowej, gdy mieli trzynaście lat, podczas wakacji, któregoś dnia pojechali
nad to samo jeziorko.
Robili to
co zwykle, pływali w wodzie, zalegiwali na kocu, ciesząc się brakiem innych
ludzi, aż Łukasz zaskoczył go i to podwójnie. Zrobił to samo co wtedy. Wstał i
bez ceregieli ściągnął kąpielówki, wystawiając na widok kolegi swoje pośladki i
dodatkowo penisa. Mieszko chciał uciec wzrokiem, ale nie potrafił. Z
ciekawością i pewnym podnieceniem, do którego za nic w świecie nie chciałby się
przyznać przypatrywał się zwisającemu członkowi przyjaciela.
- Rozbierz
się… Też pogapiłbym się na twojego – rzucił bardziej zaczepnie, niż
rozkazująco. Ale w sumie w jego głosie pobrzmiewał dość intrygujący ton.
- Ja nie
jestem zbokiem, który paraduje nago po plaży – odciął się Mieszko.
- Zbokiem?
Wstydzisz się drugiego chłopaka? Zachowujesz się jak baba. Ściągaj – poradził
mu raz jeszcze. – Inaczej wciąż będziesz miał biały tyłek i żadna laska cię nie
zechce. Popatrz na mój – odwrócił się, prowokacyjnie wypinając swe dość urocze
pośladki w kierunku kolegi.
Mieszko
poczuł przyspieszony oddech. A może by to jednak zrobić? Skoro on…
Krew mu się
wzburzyła. Przynajmniej nie wyjdzie na jakiegoś wstydnisia. Ale nie wstał, jak
kolega, tylko siedząc na kocu ściągnął bokserki. Z szybciej bijącym sercem
pozorował luz. Zerknął na swego penisa raz i drugi. Już wcześniej czuł a teraz
widział, że emocje związane z nagością Łukasza wpłynęły na niego i był trochę
większy, niż w stanie spoczynku.
- Nie bądź
taki spięty – uśmiechnął się Łukasz patrząc uważnie na kolegę i siadając blisko
niego. Chyba trochę za blisko. Mieszko poczuł, że nogi kolegi zetknęły się z
jego własnymi.
Siedzieli w
ciszy, ale tylko przez chwilę
- Opowiedz
o niej – odezwał się Łukasz.
- O kim? –
zdziwił się Mieszko.
- O Kamili
– odparł. Tak, w rozmowach Łukasz praktycznie zawsze nazywał jego matkę po
imieniu. Czy aż tak bardzo ja lubił? Czy między nimi też wytworzyła się jakaś
specyficzna więź?
Dlaczego?
Dlaczego o niej? Co on od niej chce? Te i setka podobnych pytań kłębiły się w
głowie Mieszka. Ale zapytał o coś innego.
- Co chcesz
wiedzieć?
- Na
przykład, czy widziałeś ją nagą…
- Nie,
nigdy – zaprzeczył głową.
- Nigdy?
Nie wyszła z łazienki bez stanika, albo nie przebierała się za przeszklonymi
drzwiami?
Pytał dość
spokojnym tonem, pozbawionym niezdrowej podniety, dlatego Mieszko chętnie
odpowiadał. Ba, fakt, że siedzi nago na plaży, jego najlepszy kolega też i
rozmawiają o matce, sprawił, że jego podniecenie w dziwny sposób wzrosło. Jakby
do głosu doszły jakieś tajemne siły spodziewające się czegoś nieoczekiwanego po
Łukaszu.
- Nigdy.
Kilka razy widziałem ją w koszulce i samych majtkach. To wszystko.
- I to
wszystko? To opowiedz jakie miała majtki? – Mieszko zauważył, że prawa dłoń
kolegi zjechała na penisa, podrażniając go leniwie, tak jakby Łukasz grał na
gitarze.
Ale nie
wydało mu się to śmieszne. Wręcz przeciwnie, z coraz mniejszym skrępowaniem
spoglądał na to co robił Łukasz, którego zawsze szanował i respektował jak
chyba nikogo innego. Wyłączając może ojca.
- Zawsze
czarne. Takie zwykłe, nie stringi. Może nie lubi w stringach chodzić, nie wiem.
- A w
jakichś kusych strojach? W krótkich spodenkach, albo krótkich spódniczkach?
- Latem w
spodenkach tak, choć chyba częściej w spódniczkach. Ale te spodenki najczęściej
nie są wcale takie krótkie.
-
Pruderyjna jest… A jak widziałeś ją w tych majtkach… To, czy było widać choćby
skrawek tyłka?
- Ja wiem…
- wzruszył ramionami usiłując sobie przypomnieć. – W zasadzie tak, wiesz w
takim miejscu gdzie uda łączą się z pośladkami. Ale bardzo niewiele…
- No ale… -
teraz wzruszył ramionami kolega. – Zawsze możesz opowiadać kolegom, że
widziałeś choć trochę gołego tyłka Kamili.
Milczeli
przez chwilę.
- Nigdy nie
myślałeś o tym, że chciałbyś ją przelecieć? – zagadnął Łukasz zadając ostre
pytanie.
- Przecież
to moja matka…
Nie oburzył
się. Gdyby zapytał ktoś inny… A teraz dodatkowo coś innego odwracało jego
uwagę. Dłoń kolegi poruszała się na penisie szybciej. I już nie w taki sposób
jakby grał na gitarze. Nie, on go masował… Dokładnie tak to wyglądało, on się
masturbował!
- A co by
było gdybym ja ją przeleciał? – zapytał znienacka.
- Co ty
pieprzysz…? Niby jakim cudem?
- Cudem,
czy nie… Gdyby tak się stało.
Nie
odpowiedział. Myśl o tym, że jego kolega ten dość szanowany przez kolegów, może
nawet stanowiący dla niektórych jakiś tam autorytet, Łukasz może bzyknąć jego
matkę wydała mu się jakoś kuriozalnie podniecająca. Wizja tego ładnego,
wygiętego w fajny dla oka łuk, mocno sterczącego penisa, którego Mieszko miał
pół metra od siebie, wchodzącego w cipkę jego matki… Mieszko nagle zrozumiał,
że sam jest podniecony. Jego penis również wyraźnie się ożywił.
- Jakby tak
się stało, to bym cię zatłukł… Ale chciałbym to zobaczyć – wyjawił
nieopatrznie.
- Zobaczyć?
Co? Jak bzykam Kamilę? Bo nie wierzysz?
- A ty
wierzysz? – odpowiedział pytaniem. Wolał nie zdradzać jakiejś innej pobudki,
która pojawiła się w jego umyśle tak nikczemnie i nagle.
- Wierzę,
czy nie, ale mam w umyśle coś…
- No…?
- Chcesz,
żebym opowiedział?
- No mów.
- Dobra,
ale zwalę sobie – obwieścił nieoczekiwanie.
Mieszkowi
tak zaparło dech w piersiach, jak i pociemniało w oczach. W jakiś sposób Łukasz
podobał mu się, to znaczy uważał go za atrakcyjnego chłopaka i zazdrościł mu
nieco wyglądu ciała. Dodatkowo czuł w stosunku do niego jakąś uległość,
wynikającą pewnie z innych jego cech.
Teraz miał
okazję zobaczyć jak ten w pewien sposób imponujący mu kolega będzie się
masturbował, opowiadając o matce. Uzmysłowił sobie, że tak samo, jak się tego
wstydził, równie mocno pożądał.
I
faktycznie, Mieszko zobaczył dłoń Łukasza przesuwającą się wolno po penisie.
Tak, jak wstydził się patrzeć, tak nie mógł oderwać od tego wzroku.
- Twoja
matka jest piękna – powiedział Łukasz jeszcze ciszej, niż uprzednio. – I myślę,
że mnie lubi. Co, jeżeli lubi mnie nawet bardzo? Może kiedyś poprosiłaby mnie o
pomoc w domu, gdyby na przykład ciebie nie było, ani Oliwii a wasz ojciec
siedziałby w pracy. Może zepsułby się wam komputer, albo coś… O, na przykład
komputer.
Wszedłbym
do waszego domu. Jest lato, więc byłaby w najkrótszych spodenkach jakie ma i
jakimś zwykłym podkoszulku. Bez stanika. Może udałoby mi się dojrzeć jej sutki?
„Łukasz,
nie mogę odpalić kompa”, rozłożyłaby bezradnie ręce. „Jeśli umiesz poradź coś
na to, będę ci bardzo wdzięczna”.
„Nie widzę
problemu, pani Kamilo” odparłbym. „Ale to może zająć trochę czasu, nie wiem co
z nim jest”.
„Możesz
siedzieć tutaj ile chcesz” zapewniłaby mnie poważnie. „Obok szafki masz butelkę
coli a ja w tym czasie będę na ogródku, przed domem. Jeśli będziesz miał z
czymś problem, po prostu zawołaj, dobrze?”
„Dobrze,
nie ma sprawy”, odpowiedziałbym i zerknął na jej długie, nagie nogi, gdyby się
odwróciła i poszła.
Wtedy
wziąłbym się do pracy. Twoja mama nie zna się na komputerach a ja widziałbym,
że to tylko nieszkodliwy wirus. Usunąłbym go raz, dwa, przy okazji zerkając za
okno, patrząc jak Kamila przechadza się po ogródku, patrząc na jej nogi, cienki
podkoszulek. Na jaj tyłek schowany pod krótkimi spodenkami. i…
I wtedy
miałbym dostęp do całego komputera. Jej własnego. Nie lubię grzebać w cudzych,
ale tej okazji nie zaprzepaściłbym. Korzystając z jej nieobecności,
przeleciałbym cały dysk. I wreszcie bym znalazł. O, to jest ten folder…!
Wszedłbym i
zobaczył dużo zdjęć. Kamila jest piękna, na pewno ma dużo takich fotek, ktoś
jej na pewno zrobił. Na początku byłyby takie artystyczne, pół nagie, bardziej
zakryte, niż odkrywające cokolwiek. Prezentujące jej długie nogi, albo może
całą sylwetkę na przykład topless, gdzie piersi miałaby zakryte ręką. Aż na
samym końcu jakieś bardziej odważne zdjęcia, ukazujące całą sylwetkę bez ubrania,
ale z zakrytą nagością. OK, nie byłoby widać ani piersi, ani tyłka, ani cipki,
ale byłby zarys całej sylwetki, nagiej.
Natychmiast
skopiowałbym to wszystko na pendrive’a. I poczekałbym chwilę. Jeszcze raz rzuciłbym
okiem na podwórko, ale Kamili by już tam nie było. Usłyszałbym jej kroki na
korytarzu.
„I co?”,
zagadnęłaby, opierając się o drzwi.
„Wszystko w
porządku pani Kamilo, proszę sprawdzić”, zrobiłbym miejsce by podeszła do
komputera.
„Naprawdę?”,
ucieszyłaby się. „Jesteś naprawdę dobry Łukasz, dziękuję ci bardzo!”.
„Naprawdę”,
zapewniłbym i bez skrępowania patrzył na jej długie, opalone, zgrabne nogi. Ona
w końcu musiałaby się oderwać od komputera i zauważyć to. Spojrzałaby na mnie
raz, lekko zmieszała, ale uśmiechnęła też.
„Nie
chciałbym, by się pani obraziła, ale chciałem powiedzieć, że ma pani naprawdę
cudowne nogi”, powiedziałbym wtedy stanowczo.
„Nie wiem
dlaczego miałabym się obrazić”, odrzekłaby z uśmiechem. „Dziękuję ci za ten
komplement, powiem również, że twoje nogi też są atrakcyjne”
Mieszko
wzdrygnął się słysząc ten fragment. Nie wiedział dlaczego, ale uznał, że te
słowa jego matki brzmiały jak najbardziej realnie. Może dlatego, że widział
kiedyś, jak matka rzuciła spojrzenia na Łukasza będącego w krótkich spodenkach.
Może
kobietom też się podobają męskie nogi? I jej, czterdziestojednoletniej,
starszej pani też? Chociaż chodziło o trzynastolatka? Ale dość interesującego…
- I co
dalej? – zapytał niecierpliwie, bo kolega przerwał na te kilka sekund a Mieszko
czuł, że ta opowieść go wkręca.
- „Skoro
tak”, odparłbym, opierając się o biurko, „to może pozwoliłaby mi pani dotknąć
swoich a ja zrewanżowałbym się tym samym?”
„Oj,
Łukasz!”, uśmiechnęłaby się szeroko, lekko rozbawiona. „Jeszcze nadotykasz się
w życiu kobiecych nóg i to może dużo ładniejszych”
„Ciężko mi
sobie wyobrazić ładniejsze, że te, które widzę. Chociaż trochę.” poprosiłbym i
skierowałbym dłoń na jej kolano, dotykając lekko. Kamila speszyłaby się nieco,
ale widząc zaangażowanie na mojej twarzy, nie uciekłaby, dalej się uśmiechając.
„Co ci się
w nich tak podoba?”, zapytałaby.
„Wszystko.
Są długie, ładnie opalone, zgrabne, mają bardzo pociągający kształt. I to
wspaniałe uczucie, którego nie mogę nazwać, gdy ich dotykam.”. Bo na koniec
tego zdania, położyłbym delikatnie całą dłoń na jej udzie i lekko przesunął w
górę. Kamila zatrzymałaby mnie pewnie ręką.
„Łukasz,
chyba wystarczy”, powiedziałaby z uśmiechem, ale dość stanowczo. Ja
zatrzymałbym się i cofnął w stronę kolana, ale nie zdjął ręki.
„To niech
pani powie coś o moich, skoro też się pani podobają”
„Ach…
Zawsze miałam słabość do tej części ciała”, odpowiedziałaby, o dziwo bardzo
otwarcie. „Rzecz jasna, tylko w tych przypadkach, gdy wyglądały pociągająco. A
mi się podoba kształt twoich nóg i koro skóry. Tak, bardzo ładnie się świecą”
„Skoro tak,
to niech ich pani dotknie”, zachęciłbym.
„Łukasz,
skończmy z tym…”
„Nie, to
zostanie między nami, ja przecież nie rozpowiem nikomu, niech się pani nie
krępuje”, zachęciłbym. A mówiąc to, zdjąłbym swoją dłoń z jej ud i wziął ją za
rękę, kładąc na moich. Speszyłaby się, ale nie cofnęła. Widać, faktycznie by
się to jej podobało.
„No i jest
tak miło w dotyku, jak u pani?”, zapytałbym, może trochę nieskładnie, czując
jak pod wpływem jej dotyku rośnie mój kutas w spodenkach.
„Nie wiem,
jak jest u mnie, ale faktycznie, jak powiedziałam, twoje nogi to twój wielki
atut”, odpowiedziałby dość ostrożnie. A ja poddawałbym się tym anielskim
pieszczotom, których Kamila wciąż nie przerywałaby.
„Strasznie
mi się to podoba”, szepnąłbym, nie chcąc psuć klimatu i sam wrócił swą dłonią
na jej nogi. Nie cofnęłaby się, widocznie sama byłaby nakręcona a ja delikatnie
masowałbym palcami jej uda. Aż w końcu dotarłbym dość wysoko, zjeżdżając na
wewnętrzną stronę ud. W końcu zacisnęłaby je.
„Łukasz,
chyba kończymy to, prawda?”, zapytałaby spokojnie, ale nie odrywając ręki.
„Mnie jest
bardzo przyjemnie a pani też”, odparłbym i mimo jej oporu, wślizgnąłbym się
swoją dłonią, miedzy jej zaciśnięte uda, docierając do cipki. Kamila
wzdrygnęłaby się, jakby ze wstydem, ale z jej ust wydobyłby się lekki jęk.
„Łukasz,
nie tak się umawialiśmy, tam nie wolno!”, szepnęłaby, ale nie wygoniła mojej
ręki.
„Ale widzę,
że jest pani dobrze a ja tam chcę…” odparłbym i jeździłbym palcami po jej
cipce, to znaczy przez spodenki. Zobaczyłbym, jak Kamila przygryza lekko wargi
i zamyka oczy. To znak, że by jej się podobało. Na pewno podobało. Ja
wyczułbym, że ona jest wilgotna i masował, znajdując poprzez spodenki
łechtaczkę.
„Ach!”,
jęknęłaby. „Łukasz, tak nie wolno, przestań, proszę!”, ale ja nie ustąpiłbym i
dalej masował jej cipkę. Widziałbym, że coraz bardziej zatraca się i jest coraz
bardziej osłabiona. Zaciskałaby uda i rozwierała je naprzemiennie.
Mieszko
zdawał sobie sprawę, że ta historia nie brzmi aż tak niedorzecznie, by nie
mogła się wydarzyć. Choć nie potrafił sobie wyobrazić matki, ulegającej koledze
w jego wieku, to teraz, pod wpływem słów Łukasza, uznał, że to nie takie
absurdalne. A wręcz nawet możliwe. Oczyma wyobraźni ujrzał swojego kolegę
siedzącego w pokoju rodziców i masującego cipkę jego matki będącej tylko w
krótkich spodenkach i białej podkoszulce. Z wrażenia penis stwardniał tak, że
aż zaczął sprawiać ból. Poczuł, że sam najchętniej zwaliłby sobie teraz.
- A wtedy
ja doczekałbym do odpowiedniego momentu – kontynuował opowieść kolega. – Do
takiego, w którym byłaby najbardziej osłabiona tymi pieszczotami i byłaby już
bliska orgazmu. Byłaby w takim momencie, gdyby nie chciała za nic przerywać. I
wtedy przerwałbym ja.
„Czekaj…!”,
jęknęłaby.
„Już. Tylko
niech pani wstanie!” zarządziłbym stanowczo i pomógł jej wstać. A potem
natychmiast obróciłbym ją przodem do biurka, na którym stoi komputer. Nim
zorientowałaby się, błyskawicznie ściągnąłbym z niej majtki.
„Ej!”,
zaprotestowałaby, ale bezwolna, czując bliski orgazm, nie mogłaby mnie
powstrzymać. Natychmiast stanąłbym za nią, ściągnął swoje spodenki i nacelował
swojego sterczącego kutasa w jej wypiętą cipkę. Z jednej strony szybko, by
Kamila nie rozmyśliła się, uznając, że tego już za wiele. Z drugiej strony…
Wolno, by patrzeć na to cudo, na jej nagi tyłek, nagi i piękny, wypięty wprost
w moim kierunku, ach…!
Jęknął, bo
podniecony swą opowieścią, mimowolnie przyspieszył ruchy i doprowadził do
nieuniknionego, do tego, że z penisa wylała się biała ciecz a on przerwał swą
opowieść, delektując się orgazmem i widokiem nagiego tyłka pięknej matki
przyjaciela w swojej głowie.
- Podobała
się opowieść, bo widzę, że tobie też stoi jak drąg i też byś chciał? – zagadnął
po chwili, gdy doszedł do siebie.
Mieszko nie
odpowiedział. Wstydził się zrobić a jednocześnie miał wielką ochotę na to.
Chciał, choć myślał o czymś innym.
Nie słysząc
odpowiedzi, Łukasz samowolnie pochylił się w kierunku kolegi, obejmując jego
penisa. Dotyk ciepłej dłoni przyjaciela podziałał na Mieszka elektryzująco.
Nagle nabrał odwagi.
- Nie tak…
Połóż się, wzdłuż. Na brzuchu – polecił, z ulgą patrząc, jak Łukasz spełnia
jego życzenie. W ten sposób siedział, opierając się na łokciach, zaś głowa
kolegi znalazła się tuż przy jego udach. A co najważniejsze sposób ułożenia
Łukasza był taki, że tuż obok siebie miał jego nagi tyłek. Nie krępował się już
tym wszystkim i gdy kolega masował jego penisa, Mieszko gapił się na pośladki
przyjaciela.
- Opowiadać
dalej? – zapytał Łukasz, patrząc na twarz kolegi.
- Możesz –
odparł krótko tenże.
- Kamila
pewnie ruszałaby się nerwowo, jakby zastanawiając się, czy dobrze robi, ale
ostatecznie uległaby własnemu pożądaniu. Słyszałbym jej ciężki oddech a widział…
Nagie, zgrabne, opalone pośladki. Ta pozycja, ta sytuacja, ona naga, czekająca
na mojego kutasa… To wszystko sprawiłoby, że czułbym się nagle jej panem i
władcą. Jej cipka sama rozchyliłaby się przed moim kutasem a on wchodziłby
powoli, ale mocno, daleko. Wdzierałby się w jej głąb, aż zatrzymał. Słyszałbym
jej jęk i delektował się tym co czuję i widzę. Własnym kutasem w jej cipce.
Te kilka
zdań wystarczyło, by ciałem Mieszka wstrząsnęła potworna fala pożądania. No,
może nie tylko o zdania chodziło. Łukasz swą dłonią pieścił jego penisa,
dodatkowo czuł na nim jego oddech. A Mieszko, niemal niczym już nie skrępowany,
pozwolił sobie niby niechcący, drżącą ręką dotknąć jego, znajdującego się tuż
obok nagiego tyłka.
- Mój kutas
stałby sztywno, więc jeździłbym w niej jak szalony. A ona poddawałaby się moim
ruchom. Zupełnie uległa, jakby pierzył ją dorosły facet. Tak, Kamila,
nauczycielka, o której pewnie wszyscy uczniowie myślą w ten sposób, jakby ją
zerżnąć, jęczałaby mocno pod moim kutasem. A ja trzymałbym ją mocno za biodra i
wbijał się po sam koniec kutasa. Po sam koniec! Nie byłoby litości, rżnąłbym ją
jak… Jak… No, jak piękną kobietę, którą jest. Normalnie nieosiągalną a teraz…
Teraz zdaną na moje ruchy w jej cipce.
Trzymałbym
ją mocno za biodra, ale w innych momentach, ściskał za jej tyłek. Co to byłoby
za uczucie. Widzieć ten tyłek nagi, wypięty i jeszcze go ściskać. I klepałbym w
niego, rozdając klapsy. I ciągle ruchałbym a ona jęczała. Minuta, może dwie i w
końcu doszlibyśmy. Ona jęknęłaby mocno a ja wystrzeliłbym w nią cała swój
ładunek. Zalałbym ją spermą, jak… O!
Ostatnie
słowo odniosło się do kolegi. Mieszko nie wytrzymał. Słuchał opowieści,
odtwarzając ją wiernie w swojej głowie. Wizja kolegi pieprzącego jego matkę
sprawiła, że poczuł się podniecony jak nigdy. Wizja a do tego dotyk jego dłoni
na członku. Ba, nawet nie dłoni, bo w pewnym momencie Łukasz polizał jego
penisa. I to kilka razy. W ostatnim momencie, wiedząc, że już nic złego nie
może się stać, Mieszko wykorzystał okazję, by chwycić pośladki kolegi, tak jak
on opowiadał o pośladkach matki. Chwycił je. Świadomość, że dotyka nagiego
tyłka Łukasza, gładzi go a potem ściska, doprowadziła go do wystrzału, co
zbiegło się z momentem opowieści przyjaciela.
Zbierał się
przez chwilę w milczeniu. Potężne podniecenie z wolna opuszczało jego ciało i
umysł. Łukasz także powoli odczekiwał. Sytuacja na chwilę Mieszkowi stała się
niezręczna, ale Łukasz nie robił z tego ceregieli.
- Fajne
opowiadanie? – zapytał dość beztrosko.
- Fajne…
Ale nierealne – oprzytomnienie wróciło Mieszkowi trzeźwość sytuacji.
- A jeśli
tak?
- Jeśli
tak…?
- To co
wtedy? Jeśli bym ją przeleciał?
- Ale po co
o tym mówić? Niemożliwe… - trzeźwość trzeźwością, ale wizja Łukasza ruchającego
matkę wydawała się wciąż na swój sposób absurdalnie podniecająca.
- Ale
byłbyś bardziej wkurzony, czy zadowolony, gdybyś to widział? – zagadnął
chytrze. Skurczybyk, jakoś doszedł, że Mieszko ma w tym temacie niejednoznaczne
podejście.
- Może bym
mnie to i jarało, ale wkurzyło też – przyznał z zawahaniem.
- To zróbmy
tak. Jak mi się uda ją przelecieć, to ty dasz mi coś na znak porażki a ja tobie
na znak przeprosin.
- A co by
to było? – zainteresował się Mieszko.
- No ty, w
ramach porażki, zrobiłbyś to samo co dziś. Tyle, że ustami. A ja – uprzedził
jakiś protest, widząc otwierającego usta Mieszka. – No, jakby to ładnie ująć… W
ramach przeprosin wypiąłbym się przed tobą – to wyjaśnienie było chyba
wystarczająco jasne.
- Jaja
sobie robisz… - mruknął Mieszko, tak nieco zniesmaczony, jak i w pewien sposób
podniecony tą wizją.
- Nie,
czemu? – kiwnął głową, jakby od niechcenia Łukasz. – Mówię poważnie. Zresztą,
skoro nie wierzysz, to możesz się o to założyć.
- Niech tam
jest, ale powiedz, jakbyś się do tego wziął? – w głowie Mieszka znów zaczynała
rodzić się ciekawość.
- To już
moja sprawa – uciął krótko kolega. – Zajmijmy się sobą, czas spadać stąd.
Od tego
momentu zmieniły się dwie rzeczy. Ich wzajemne relacje i myślenie Mieszka o
matce.
Do tej pory
traktował ją wyłącznie jako matkę. Teraz zmieniło się to na tyle, że nieraz
wyobrażał ją sobie grzmoconą przez Łukasza. Była to wizja tak nierealna jak i
bluźniercza a jednak w pewien sposób fascynująca. Matka, pełna kobiecości, w
zasadzie jej uosobienie, ale jednocześnie taka niezdobyta, nieosiągalna a już
na pewno dla chłopaka, który właśnie zaczął edukację w gimnazjum. No bo jak to?
Czternastolatek bzykający czterdziestodwuletnią kobietę? I to taką, która mogła
mieć praktycznie każdego faceta? Choć Mieszko wierzył święcie, że jest wierna
wyłącznie ojcu.
Ale ta
myśl, właśnie przez tą nieosiągalność, jak i przez obydwie osoby, nieosiągalną,
tak kobiecą matkę, oraz tak ogarniętego, charyzmatycznego, atrakcyjnego w jego
oczach kolegę nie dawała mu spokoju przez wiele nocy.
A relacje…
Nie, nie powtórzyli więcej tego co wtedy nad jeziorkiem, ale gdy spotykali się
w pokoju Mieszka, Łukasz nie raz potrafił rzucić jakiś pobudzający tekst. Co
ważne, nie rzucał nigdy żadnych wulgarnych uwag. No, prawie nigdy. Był raczej
subtelny. Albo po prostu pytał, czy coś się nie zmieniło, czy jego kolega nie
widział ostatnio swe matki w samych majtkach, czy coś. Jeszcze latem zdarzyło
im się ze dwa razy siedzieć w pokoju i wyglądać przez okno na Kamilę zajmująca
się czymś w ogródku. Bywała wtedy ubrana w spodenki, choć nie aż tak krótkie
jakby obaj tego chcieli. Trudno, ale momentami, gdy pochylała się nad czymś,
ich serca biły nieco mocniej, Łukasz coś opowiadał a Mieszko wyobrażał sobie
jak jego kolega bierze matkę od tyłu.
Zima z
wiadomych przyczyn przeszła spokojniej, spędzili ją tylko na wspomnianych
rozmowach. A potem zaczęło zbliżać się kolejne lato, gdy oni kończyli pierwszą
klasę gimnazjum.
Na początku
lipca matka planowała krótki urlop nad morzem, taki trzydniowy. Bez ojca, który
jeszcze coś tam załatwiał we klubie. Oliwia nie chciała jechać, Mieszko się
wahał.
Zadecydowała
postawa kolegi, gdy dowiedział się o wszystkim.
- Stary,
trzy dni w jej towarzystwie, gdy ona będzie chodzić po plaży w samych majtkach
i staniku? Jedź i przekonaj ją, żebym się również załapał z wami.
Tym
sposobem Mieszko uległ i jednocześnie oświadczył matce, że pojedzie, ale w
towarzystwie znanego jej kolegi. Więc Kamila nie protestowała.
Te niemal
trzy dni upłynęły chłopakom w bardzo przyjemnej atmosferze. Pełnej słońca, wody
i erotycznego niepokoju.
Bo, rzecz
jasna, marzenia Łukasza, o seksie z piękną matką kolegi były tylko marzeniami i
czternastoletni chłopak dobrze o tym wiedział. Ale przecież było sporo innych
rzeczy, zastępczych.
Przede
wszystkim Kamila w stroju kąpielowym. Wreszcie po raz pierwszy mógł ją zobaczyć
w niemal pełnej krasie. Leżąc obok niej na kocu, kąpiąc się w morzu, spacerując
plażą mógł patrzeć przede wszystkim na jej długie, zgrabne nogi. Od stóp, aż po
pośladki. No i te pośladki… Zakryte przecież, ale ich kształty były bardzo
widoczne. Dość odstające, może nie aż tak wypukłe, bo trudno, nauczycielka
miała już czterdzieści dwa lata, ale wciąż niezwykle zachęcające, apetyczne.
Ciężko było oderwać od nich wzrok. No i wreszcie biust. Może nie za wielki, ale
jednak to piersi. Też w staniku, ale z łatwością dało się zauważyć jakieś
fragmenty tych wypukłości. Zawsze coś, zawsze to jakiś intymny fragment ciała
pięknej nauczycielki.
Pół naga
Kamila przez kilka godzin, każdego z trzech dni na plaży. Pewnie w innym
przypadku znudziłoby się każdemu, ale nie w tym. Na Kamilę można było patrzeć
bezustannie.
- Ciekawe,
czy widzi, jak się na nią gapimy – zastanawiał się Łukasz.
- Ty. Ja
nie – odciął się Mieszko.
Ale była to
tylko częściowa prawda. Rzecz jasna, nie odczuwał tego, co kolega, niemniej
ziarno rzucone przez niego rok temu kiełkowało. Była matką, ale także piękną
kobietą.
Dlatego
rozmawiali o niej często. I może także pod wpływem czasami zbyt monotematycznego
kolegi, Mieszko momentami widział w rodzicielce kogoś więcej.
Tak więc
Kamila, Kamilą, ale była też jeszcze druga rzecz. Reakcje towarzystwa na plaży,
w pobliskim barze, czy w innych miejscach.
Obaj nie
mogli nie zauważyć, że osoba nauczycielki wywiera spory wpływ na ludziach
obojga płci. Mężczyźni w różnym wieku patrzyli z iskrą w oczach, kobiety z
zazdrością. Czy to pozytywną, czy niechętną. Mieszko z Łukaszem widzieli
zresztą nie tylko te spojrzenia. Czasem byli świadkami próby zagadywania przez
niektórych facetów. Tak, przez jakiegoś dobrze pięćdziesięcioletniego brodacza
z brzuchem, jak i młodego, dość dobrze zbudowanego, przypuszczalnie studenta,
ciemnowłosego z włosami na żel. Z ulgą stwierdzali, że Kamila ucinała próby
pogawędek w zarodku.
- Sprawdź,
czy na pewno jest w pokoju obok – prowokował kolegę Łukasz, gdy późnym
wieczorem, drugiego dnia wycieczki leżeli już w łóżkach, przygotowując się do
dnu.
- A czemu
ma jej nie być?
- Bo ten
młody, wyglądał tak, że niejedna laska wskoczyłaby mu do łóżka. Więc może i
Kamila pognała teraz do niego.
- Mówisz o
mojej matce – zdenerwował się nieco Mieszko. OK., takie pogawędki między sobą
jeszcze uchodziły, ale podsuwanie wizji matki rżniętej przez napalonego byczka
było czymś wyjątkowo irytującym.
- Nie
spinaj się już tak – pojednawczo odrzekł Łukasz. – Tak tyko mówię, że ona to ma
powodzenie i na pewno ten młody, ujeżdżałby ją przez parę godzin, aż chyba
zaruchałby się na śmierć.
Przez
chwilę panowało milczenie. Łukasz wyraźnie rozpalał się wizją pięknej matki
Mieszka, rżniętej ogniście przez młodego studenta. Wyczuł, że kolega, mimo
wszystko też myśli o tym samym.
- W każdym
razie jeszcze jutro będą mieli szanse – odezwał się po chwili Łukasz. – Na
koncercie. Kamila mówiła, że idzie, nie?
Chodziło o
wieczorny koncert grupy Cosmo Polo na plaży. Grali jakiś swojski trance.
Mieszko wiedział, że matce podoba się ten styl muzyczny.
- Idzie –
odpowiedział. – Mówiła, że wolałaby, byśmy tam się nie znaleźli, ale wyjaśniłem
jej, że plaża, to plaża, więc… Ale chyba nie była zadowolona.
Ale Kamila
była zadowolona. Rzecz jasna z innych powodów.
Trzeciego
dnia, sporo czasu spędziła na plaży, korzystając z naprawdę mocnego słońca. Jej
ciało, w krótkim okresie nabrało zadowalających barw i wyglądało znośnie.
Oczywiście znośnie jej zdaniem, bo spojrzenia spotykanych mężczyzn i ich
zaczepki mówiły, że jest to dużo więcej, niż tylko znośnie.
Ale ogólnie
sam pobyt nad morzem i atmosfera tu panująca wprawiły ją w dobry humor. I w
takim nastroju udała się o dwudziestej pierwszej na plażę, gdzie zaczynał się
występ grupy Cosmo Polo. Miała ochotę na lekkie szaleństwo, czym w jej wieku
było uczestnictwo w takim wydarzeniu.
Ubierając
się w swoim pokoiku, śmiała się w duchu. Panował skwar i wiedziała, że chce
ubrać się lekko, ale, że aż tak… Początkowo chciała włożyć jakieś stringi, ale
uznała, że w ciasnych spodenkach, może w tych warunkach zrobić się jej za
gorąco. Więc zrezygnowała. Podobnie, jak z koszuli. Ostatecznie włożyła na
siebie tylko krótkie spodenki z materiału i stanik. Na końcu lekkie obuwie
sportowe.
Śmiała się
i to z kilku powodów. Dlaczego tak się ubrała? Przecież jako konserwatystka
zawsze wolała stroje zakrywające dużo więcej. Rzecz jasna, nie dotyczyło to
plaży, ale tu nie chodziło o wyjścia, by się poopalać i wskoczyć do wody. Tu
był koncert, gdzie z pewnością sporo widowni będzie w strojach podobnych do
niej, ale równie sporo jednak ubrana trochę poważniej, w dłuższe spodnie,
sukienki, koszule.
Coś ją do
tego popchnęło. Co? Może raz jeszcze chciała zostać w jakimś tam stopniu
królową imprezy, przyciągająca spojrzenia wszystkich mężczyzn? Tak, jak z
reguły nie lubiła tego, tak teraz o wszystkim decydował wiek. Nie ma złudzeń,
młodsza już nie będzie, czterdzieści dwa lata, to może ostatnia chwila, by
skupić na sobie męską uwagę. Nigdy nie była próżna, ale jednak są rzeczy,
których czasem można później żałować. I są takie, które można powspominać. A to
przecież tylko ubranie. Nie szła tam po to by wyłowić największego
przystojniaka i dać mu się uwieść, tylko zwyczajnie, poimprezować.
To raz. A
dwa? Może przy okazji trochę drobnego flirtu, może jakaś nauczka dana jakiemuś
playboyowi, choćby takiemu, jak ten student z poprzedniego dnia, który myśli,
że może sobie przelecieć dowolną kobietę na świecie. Niech sobie patrzy, tyle
może. Patrzy na coś, czego nigdy nie zdobędzie, bo ona jest nie do zdobycia.
A może
jakiś zwyczajny flircik z kimś akurat sympatycznym, nie narzucającym się, nie
gapiącym się non stop jak cielę w jej pośladki? Też może być.
No i trzeci
powód, czyli ekshibicjonizm, do którego pchał ją świetny nastrój. A kij tam,
niech sobie patrzą, jedni z podziwem, drudzy z zazdrością, jeszcze inni z
niechęcią. Niech patrzą na jej nagie nogi, nagi brzuch, nagie plecy. To jest w
pewnym stopniu urzekające. Aż czasami żal, że nie można pokazać czegoś więcej.
To znaczy można, ale ona by sobie na to nie pozwoliła.
Zresztą
jest dość mocno rozebrana, ale z klasą. W czasie, gdy inne dziewczyny, pewnie
głównie małolaty będą wywalać na wierzch swoje cycki i może jeszcze inne
rzeczy.
Związała
włosy wysoko w kitkę i po nałożeniu lekkiego makijażu, szczególnie
podkreślającego oczy wyszła z domku, kierując się na pobliską plażę i z każdym
metrem nastrój poprawiał się jeszcze bardziej. Dość obcisłe spodenki
bezlitośnie zdradzały kształt ledwo zakrytych pośladków. Akurat stanik, z uwagi
na charakter wydarzenia, był większy, niż zwykły plażowy i dość szczelnie
zakrywał piersi.
Idąc pewnym
krokiem wiedziała, że mijane osoby patrzą na nią. Jakiś starszy pan uśmiechnął
się szeroko. Tak, takie gesty lubiła. Jakiś młodszy patrzył się a potem ruszył
jej śladem, kierując się także w stronę plaży. Wiedziała, że patrzy na jej
pośladki, na jej nogi, że pewnie wyobraża sobie teraz, jak zdziera z niej te
skromne ubranie i pieprzy ją mocno od tyłu.
Uuuh,
ekshibicjonizm dawał się we znaki coraz mocniej. Nie no, musi przystopować, bo
trochę się zapędziła.
Dotarła na
miejsce, zwalniając kroku. Poszwendała się parę razy w lewo i w prawo, aż w
końcu postanowiła coś wypić. Zamówiła w barze jednego drinka i usiadła przy jakimś
stoliku sącząc wolno i rozmyślając o kilku rodzinnych, jak i zawodowych
sprawach. Potem uznała, że czas zamówić drugiego. Tyle powinno wystarczyć,
przecież nie przyszła się tu upić, tylko trochę poszaleć przy dobrej muzyce.
Tyle wystarczy, atmosfera imprezy i temperatura zrobią resztę.
Bo mimo
zapadającego już mroku, wciąż panował ukrop. No, może nie aż tak bardzo, ale
temperatura spadła niewiele poniżej trzydziestu stopni. Dodatkowo robił się
coraz większy ścisk a to też wpływało na atmosferę. Skończyła drinka i wyszła,
była już prawie dwudziesta druga i zaczynał się koncert. Jak to zwykle bywa,
opóźniony o kilkadziesiąt minut.
Wyszła z
baru przeżywając mały szok. Pod oświetloną sceną kłębił się tłum
rozwrzeszczanych ludzi a dalej było tylko niewiele lepiej. Chyba wszyscy
wczasowicze postanowili wziąć udział w tym wydarzeniu. Trudno, nie musi
przecież bujać się pod sceną. Głośniki rozstawiono także dalej, więc bawić się
można.
Tyle, że
dalej, gdzie znalazła trochę miejsca dla siebie było już względnie ciemno.
Aczkolwiek docierał do niej minimalny blask scenicznych świateł, jak i blask
księżyca. Jasno na tyle, by dało się przyjrzeć znajdującym się nieopodal
twarzom. Ciemno, że czasem trzeba było się wpatrywać by dostrzec jakieś
szczegóły.
Spokojnie
przeszła nieco w ten drugi bok, nie od morza, tylko bliżej dość rzadkiego
lasku. Muzyka uderzała z głośników przywracając jej nastrój, po chwilowym
rozczarowaniu, jakie sprawiła jej frekwencja. Kamila zaczęła się delikatnie
bujać w rytm muzyki. A znajdujące się przed nią jak i obok niej towarzystwo,
swoim zachowaniem, zachęciło ją do coraz śmielszych wygibasów.
Lekki szum
w głowie spowodowanym wypitym alkoholem, jak i temperaturą, nie zakłócił
logicznego myślenia. Miała świadomość, że jej ruchy przyciągają uwagę
niejednego mężczyzny. Że na jej kołyszący się i momentami wypinający tyłek
patrzy niejeden chłopak marzący o tym by objąć go w swe dłonie.
Przeszkadzałoby
jej to, niemal przez całe życie. Ale nie teraz. Oznaki starzenia? Bo przecież
nie stała się nagle taka rozpustna.
- Rżnąłbym
taką, aż by wióry szły – przez muzykę przebił się do jej uszu jakiś męski głos
zza pleców. Nie zadała sobie trudu, by się odwrócić i sprawdzić kto do kogo te
słowa skierował. Normalnie prychnęłaby ze złością, teraz tylko wzruszyła
ramionami, czując nawet lekką przyjemność z powodu owych słów.
- Ale
wywija tym tyłkiem, patrz, sprawdziłbym jej majtki – znów jakiś głośniejsze
mruknięcie gdzieś z tyłu, nieco z lewej strony. Tym razem niemal się zaśmiała.
Dobry nastrój z trudem powstrzymał ją od obejrzenia się i szepnięcia z
zawadiackim uśmiechem „ale ja wcale nie mam na sobie majtek”.
Świadomość,
że jest oglądana i komentowana przez różnych mężczyzn a przede wszystkim to, że
ma na sobie tak skąpy strój, bez bielizny, sprawiała jej coraz więcej
przyjemności. Wręcz poczuła nieco erotyczną atmosferę a nawet lekką wilgoć w
kroczu. Komentarze nie przeszkadzały jej, raczej w minimalny sposób nakręcały.
A przypuszczalne spojrzenia autorstwa choćby i panów w mocno średnim wieku z
brodą, wąsami i sporym brzuszyskiem jeszcze bardziej.
Lekki szum
w głowie ułatwiał jej to. Dość śmiało ruszała biodrami, unosiła w górę dłonie,
klaszcząc w nie. Atmosfera udzielała się wszystkim obecnym. Obok niej robiło
się coraz tłoczniej, stykała się dłońmi, biodrami z innymi imprezowiczami. Nie
przeszkadzało jej to, tym bardziej, że owe kontakty były chwilowe, więc można
było je uznać za normalne, wynikające z tego typu sytuacji.
Coraz
bardziej zatracała się w zabawie. To chyba był ten moment, kiedy alkohol
wzmocniony przez inne doznania działał najmocniej. Ledwo zareagowała na
sytuację, gdy poczuła otwartą dłoń na swoich plecach. Tylko plecach, zresztą po
sekundzie zniknęła. Ledwo wyczuła jakieś delikatne pacnięcie w tyłek. Gdy obejrzała
się, nie zauważyła żadnego podejrzanego sprawcy, tylko ktoś, niewysoki
przedzierał się gdzieś dalej. Kij z tym, może przypadek.
Aż wtedy
dostrzegła jego. Tuż obok.
Jego, czyli
tego domniemanego playboyowatego studenta, który wczoraj spróbował ją podrywać.
Normalnie,
olałaby go, ale teraz… Uśmiechnięta rzuciła mu spojrzenie. Zresztą trochę przez
przypadek. Była ciekawa, czy zareaguje. Przebił się jeszcze bliżej. W zasadzie
stanął przy jej boku.
- Skoro
nawiedzają mnie anioły, pojutrze idę do kościoła – oświadczył spokojnie.
Mimo
oklepanego tekstu, poczytała mu za plus sposób w jaki go rzucił. Dość
opanowanym głosem, bez nachalności.
Nie
odpowiedziała, zostawiając mu pole do popisu. Wykorzystał próbując swych sił.
Szło mu zresztą nieźle, uśmiech nie schodził z jej twarzy, choć to w dużej
części była zasługą całej otoczki, imprezy i jej nastroju.
Niech się
wygada, niech ją adoruje, skoro nikt inny się nie odważył. Chociaż czuła
awersję do tego typu ludzi, musiała przyznać obiektywnie, że był atrakcyjny.
Minimalnie wyższy, dobrze zbudowany, acz bez przesady, dość opalony,
ciemnowłosy z lekkim irokezem na żel. Za nic w świecie nie poszłaby z kimś
takim do łóżka, ani pewnie na randkę. Za to kim jest. Ale dopóki zabawiał ją w
jakiś sposób i mimo wszystko podnosił jej samoocenę, mogła z nim przebywać.
Zresztą zawsze można się zabawić na inny sposób. W taki, który zaboli go
najmocniej.
Kilka minut
trwały te podchody. Może dziesięć. Po tym czasie Kamila poczuła obejmującą ją z
boku dłoń Roberta – bo tak się jej przedstawił. Zaśmiała się. A niech ma,
dopóki dotyka tylko jej talii. Zresztą momentami nawet sama przytulała się do
niego, chłonąc męskie ciało. Robert pachniał całkiem przyjemnie. I był o
dwadzieścia lat młodszy.
Rozglądając
się wokół poczyniła całkiem interesujące spostrzeżenia. Tak się złożyło, że
znajdujący się w pobliżu imprezowicze byli dość wyraźnie ubrani. Praktycznie
wszyscy mężczyźni w różnym wieku w spodniach, koszulach. Doliczyła się też
trzech kobiet, dwie również miały na sobie spodnie, tylko jedna sukienkę do
kolan.
Poczuła
pewien dreszczyk. Oto znajdowała się wpół naga w otoczeniu ubranych ludzi.
Jakie to zabawne – przez całe życie, taka sytuacja wyglądałaby niemal dokładnie
odwrotnie. A teraz…
Poczuła, że
rozkoszny dreszczyk zwiększa się a w podbrzuszu czuje dobrze jej znany ucisk.
Oto ona, stateczna, czterdziestodwuletnie nauczycielka, wyglądała teraz w tej
gromadzie, jak… No trochę, jak kurewka. Normalnie dałaby komuś w twarz za takie
określenie. Wyjątkiem był jej mąż, dla niego zawsze mogła być naga, on to
uwielbiał. W młodości często tak nakazywał jej chodzić po mieszkaniu, z biegiem
lat coraz rzadziej. Zresztą obecność dzieci robiła swoje.
W każdym
razie dla niego, w ramach pewnej gry mogła być gołą dziwką. A tymczasem
poniekąd sama zrobiła taką z siebie dla zupełnie obcych ludzi.
Było to tak
krępujące jak i podniecające. Jej ekshibicjonizm dawał o sobie znać. W tym
stroju poczuła się tu niemal naga. Naga na oczach stojącego obok nieco
młodszego od niej mężczyzny z dzieckiem, naga dla znajdującego się może metr
dalej młodzieńca zazdrośnie spoglądającego to na jej pośladki, to na
obejmującego ją partnera. Naga dla wszystkich innych. Także przecież dla
Roberta.
Coraz
większe skrępowanie, przerodziło się w coraz mocniejsze erotycznie odczucia.
Wręcz poczuła, że jej obcisłe spodenki z lekkiego materiału i stanik na górze
znikły z jej ciała. Że faktycznie jest tu naga na oczach ich wszystkich.
Poczuła
niemałe podniecenie. Ta świadomość sprawiła jej dużą rozkosz. Jakby mocniej
wtuliła się na chwile do Roberta a on także mocniej objął ją za biodra,
przytulając do siebie. Poczuła nieco większą wilgoć w cipce, niż uprzednio.
I w tym
momencie zabrzmiał głos Roberta.
- Zastanawiam
się, jak pod twoimi spodenkami zmieściły się jeszcze majtki.
Nie mógł
wybrać lepszego momentu. Zaśmiała się sympatycznie, sprawiając, że oczy Roberta
rozszerzyły się szerzej.
- A skąd ci
przyszło do głowy, że mam na sobie majtki?
- A nie
masz? – zaatakował natychmiast.
- Nie mam –
potwierdziła bez zastanowienia z szerokim uśmiechem na ustach. Zdradzenie tej
intymnej tajemnicy sprawiło, że zrobiło się jeszcze rozkoszniej, jeszcze
erotyczniej. Ekshibicjonizm i uległość osiągnęły już dość wysoki poziom. Sama
zaczęła się zastanawiać, jak daleko może się jeszcze posunąć.
- To
sprawdzę – przygryzł wargi w lekkim uśmiechu, oczekując na odpowiedź.
Zaśmiała
się tylko, kiwając przecząca głową. Nie, nie, ziomek, aż tak daleko nie pójdę.
Mimo tego
jednak poczuła jak Robert przyciska ją do siebie nieco mocniej, jak swoją zdobycz
a potem jego dłoń zjeżdża z jej bioder, kierując się na nagie plecy Kamili.
Delikatnie, opuszkami palców masował je, sprawiając, że kobietę znowu przeszły
przyjemne dreszcze. Zwłaszcza, gdy jeździł nimi przez środek pleców od
spodenek, aż po zapięcie stanika.
Nie za dużo
tego dobrego? Nie, jeszcze nie. To nic takiego. Mimo szumu w głowie i
imprezowego nastroju, pilnowała się. Zresztą tu nie trzeba było pilnować się aż
tak mocno. Znała siebie dobrze. Mimo wszystko ufała sobie. Odrobina flirtu i
lekkich erotycznych emocji będzie czymś przyjemnym. Nie reagowała więc.
Nawet
wtedy, gdy chwilę później, jego palce, cały czas tak samo delikatne, zatrzymały
się na jej pośladkach. I nie spotykając się z reakcją, błądziły po nich tak
samo delikatnie, jak wcześniej po plecach.
- Jesteś
gorąca jak nikt inny – usłyszała dość namiętny szept przy uchu.
I znowu nie
zareagowała. Tu na oczach innych, jakiś obcy koleś, bawidamek, macał ją po
dupie. Owszem delikatnie, ale jednak. I owszem było ciemno, ale ci stojący bliżej,
musieli to widzieć.
Poczuła
kolejny przyjemny skurcz w podbrzuszu.
- Tam jest,
widzę ją – wskazał palcem Mieszko.
- W końcu –
skomentował Łukasz. – Ale nie dopchamy się do niej, spory tłok.
- A musimy?
Widzimy ją, że tam jest, tyle chyba wystarczy?
- Widząc w
jakim stroju wychodziła z domu, wolałbym być bliżej. Wyglądała jeszcze bardziej
zabójczo, niż na plaży.
- Fakt –
ostrożnie przyznał Mieszko. – No trudno, przeżyjesz to – zaśmiał się z lekką
szyderą w głosie.
Milczeli
przez chwilę, patrząc to na scenę, dookoła, to w punkt, w którym powinna
znajdować się Kamila. Po chwili Łukasz drgnął.
- Widzisz
gościa? – wskazał palcem. – To ten typek, który startował do niej wczoraj, nie?
A teraz patrz, nie za mocno się klei?
- Nie widzę
– odparł Mieszko wytężając wzrok. Faktycznie, stojący wokół ludzie sprawiali,
że widok był kiepski. W zasadzie widzieli tylko jej głowę, momentami jakiś
fragment pleców. Rzadko ktoś odsunął się tak, by było widać większą część
korpusu.
- Klei się
– stwierdził po chwili Łukasz. – O kurde, patrz! Jego lewą rękę widzę a prawe
ramię… Widzisz? Jest trochę wyprostowane. To wygląda tak, jakby ją obejmował!
- E,
przesadzasz – odpowiedział Mieszko, bardziej, by się uspokoić, niż stwierdzić
prawdę. Wolał nie dopuszczać do siebie faktu, że jakiś typek maca w tej chwili
jego matkę. Choćby tak w sumie niewinnie.
- No chyba
nie przesadzam – z lekkim zawahaniem odparł kolega. – Tak mi to wygląda. O,
patrz!
Za plecami
nauczycielki zrobił się lekki ruch, ktoś przeszedł, ktoś odszedł, przez chwilę
mogli obejrzeć ją niemal dokładnie w całości.
- Kurde… -
sapnął Mieszko, nie będąc pewnym, czy w tych warunkach dobrze widzi. – Ale…
Ale…
- No
jednak. Przytula się do niego, widzisz? A teraz… O, kurde…!
- Maca ją
po plecach, nie no, to jest przesada! – nabuzowany Mieszko drgnął niespokojnie,
poczuwszy szybciej bijące serce.
- Musi być
jej dobrze – komentował Łukasz, jakby nie przejmując się uczuciami kolegi. –
Tak ją smyra od góry, do dołu. A ona go nie odpędza. No, no, kto by pomyślał…
- Ej… -
zdenerwował się Mieszko. Nie na słowa kolegi, tylko na to, że za plecami matki
znów się ktoś pojawił i stanął zasłaniając widok niemal kompletnie.
- Mam
pomysł, chodźmy w stronę lasku – odezwał się Łukasz. – Tam będzie bliżej nich.
I pewnie widok będzie fajniejszy.
Ruszyli w
przód. Temperatura nieco spadła, ale oni tego nie odczuli. Mimo ubioru. Bo
obaj, bez ceregieli chodzili ubrani w same spodenki, dumnie prężąc swoje nagie,
młodzieńcze klatki. Gdy opuszczali domek było zbyt gorąco a teraz… Impreza, muzyka,
tłum ludzi a dodatkowo scena z Kamilą rozgrzewały ich w zupełności.
Faktycznie,
przy samych drzewach było dużo lepiej. Kamila stała niedaleko, dzieliło ich
może z pięć metrów. I choć tutaj kręcili się ludzie, to jednak widok na jej
sylwetkę był dużo lepszy. Z reguły widzieli bardzo wiele.
- O kurde,
nie spodoba ci się to – odezwał się Łukasz, gdy znaleźli najlepsze miejsce i
wbili się wzrokiem w cel. Nie mówił za głośno, ale też nie musiał szeptać.
Muzyka i lekki gwar robiły swoje.
- Ja
pierdolę – Łukasz nie wiedział, czy kolega się załamał, czy poważnie wkurzył.
Zrozumiałby jedno i drugie.
Widzieli
bowiem, jak na panujące tu warunki, dokładnie prawą dłoń owego studenta. Dłoń
spokojnie, ale jednak jeżdżącą po tyłku Kamili.
- Farciarz,
też bym tak chciał pojeździć – odezwał się Łukasz, chłonąc ten widok. Nie
spodziewał się czegoś takiego. Matka kolegi była bardzo piękna i jak
najbardziej erotyzujące na swój subtelny, kobiecy sposób. A tymczasem tutaj,
ubrana jak… No w zasadzie pół naga, dała się obmacywać po tyłku. Wręcz
przytulała się do niego a teraz… Oparła głowę na jego ramieniu. Na chwilę,
odrywając się zaraz, ale jednak…
- Zaraz tam
pójdę – odezwał się Mieszko. Był na pewno na swój sposób nakręcony, także
seksualnie, ale przecież nie mógł na to patrzeć, ot, tak.
- Czekaj,
czekaj – powstrzymał go kolega. – Podejdziesz i co zrobisz? To dorosła kobieta,
niech robi co chce. Zresztą, nie ma co, wiem, że nakręcam czasami, ale naprawdę
uważasz, że ona zaraz będzie się przed nim rozbierać?
- Już jest
prawie naga – odpowiedział Mieszko.
Fakt. Oboje
w milczeniu przez chwilę patrzyli na długie nogi Kamili. Długie, odsłonięte
praktycznie w całości, bo obcisłe spodenki zasłaniały tylko pośladki. A na
górze sam stanik.
Łukasz z
oczywistych względów nie miał takich skrupułów jak kolega. Chociaż niechętnie
patrzył na tego przystojnego typka, zaczął na poważnie pragnąć, by chłopak
wykonał coś jeszcze ciekawszego. Na przykład, ścisnął któryś z pośladków, albo
rozpiął stanik. Albo może rozochocony sięgnął dłonią w jej spodenki? O kurde,
to by było…
Ne no do
tego chyba nie dojdzie.
- Super
kręci tym tyłkiem – odezwał się po krótkiej chwili milczenia Łukasz. Fakt,
kręciła a dłoń tego ciemniaka nie schodziła z jej pośladków. Ba, wydawało się,
że przechodzi w inną fazę. To znaczy, obejmuje ten pośladek.
Wstrzymali
oddech. I gdy tak wpatrywali się, chcąc osiągnąć pewność, że podejrzenia stają
się faktem, między nimi a obserwowaną dwójką stanęła grupka chłopaków, tak, że
widzieli już tylko głowę nauczycielki.
Wciąż
bujała się lekko, czując jak dłoń Roberta powoli prostuje się i obejmuje jej
pośladki całą jej powierzchnią. Dlaczego wciąż nie reagowała?
Było jej
dobrze. Leciutki wiaterek, który pojawił się o tej porze przyjemnie schłodził
jej nogi, przyprawiając o kolejną falę dreszczy. Ta cała sytuacja ją nakręciła.
I czuła, że ma ochotę na coś więcej, dużo więcej.
Nie, nie z
nim rzecz jasna. Miała się tylko chwilę pobawić a potem odprawić. Ale… Było jej
dobrze. No i fakt, że poleciał na nią pewnie jeden z największych
przystojniaków w ośrodku też jej się podobał. Na nią a nie na młodszą o
dwadzieścia lat rówieśniczkę z dużo jędrniejszym ciałem.
Zaaferowana
całą sytuacją, nawet nie zwróciła uwagi, że towarzystwo wokół niej, znów się
zacieśniło. No, coś tam do niej dotarło, ale nie przejmowała się tym zupełnie.
W całej tej
sytuacji czuła się już niemal naprawdę jak dziwka. Normalnie już dawno by go
odprawiła, nie pozwalając się nawet objąć. A teraz… Ona, nauczycielka. Była pół
naga na oczach ludzi, obmacywana po tyłku…
Ekshibicjonizm
i uległość weszły już na wyższy poziom. Chyba za duży? Tak, na pewno. Ale
jeszcze nie chciała kończyć, jeszcze patrzyła, czy nie pozwolić mu na coś
więcej, by nie zrobił jej jeszcze przyjemniej. Choć to na co pozwala, to już
przekroczenie wszelkich reguł. Jego dłoń jeździła po jej tyłku. Dłoń a nie
palce. Jeszcze lekko, delikatnie, ale nie ulega wątpliwości czego za chwilę
spróbuje.
Może
jeszcze minutę, dwie? Kiedy koniec? Gdy ściśnie ją za pośladek? A może spróbuje
wsunąć dłoń w spodenki?
Na samą
myśl zrobiło się jej już naprawdę wilgotno. Niemal mokro.
„O kurwa…”,
szepnęła w myślach do siebie. Takiego słownictwa używała w życiu w nad wyraz
skrajnych sytuacjach i niezwykle rzadko.. „Jestem kurwą, prawdziwą kurwą!
Ubrana jak kurwa, daję się macać po dupie jakiemuś przystojnemu lamusowi,
którego w głębi duszy nienawidzę! I jeszcze pragnę tego, by wsadził mi rękę w
spodenki i ścisnął za dupsko, jak prawdziwy napalony samiec, wykorzystujący
oczarowaną nim laskę! A on może zaraz to zrobi! Gdyby widzieli mnie moi
uczniowie, gdyby ktoś puścił im ten filmik z wakacji w szkole…! Wszyscy nazwali
by mnie kurwą! Kurwą, bo nią jestem!”
Ten
wewnętrzny monolog jeszcze bardziej ją nakręcił. Teraz już wiedziała, że była
porządnie podniecona i musiała to skończyć. Już. Za dziesięć sekund.
Nadmiar
emocji zgubił ją. Zachwiała się lekko na nogach, co wykorzystał Robert
przyciskając mocno do siebie. Poczuła jego ciało, jego klatkę piersiową
wbijającą się w jej piersi. Jego wybrzuszenie w spodniach stykające się z jej
łonem. Mrrr… Oparła głowę o jego bark, zaczynając się śmiać. Nie wiedziała, czy
on czytał w jej myślach, może tylko wykorzystał sytuację i zrobił to czego nie
chciała i czego jednocześnie oczekiwała.
Jego prawa
dłoń nerwowym gestem zaczęła rozpychać gumkę w jej spodenkach. Wślizgnęła się.
Nie za daleko, nie za głęboko, materiał był zbyt obcisły. Ale jednak trochę,
może na długość jego palców. Czuła, że jej spodenki zsunęły się o dwa, trzy
centymetry w dół.
„I oto
prawdziwa kurwa!, pomyślała. „Ubrana jak kurwa i za chwile mogę być kompletnie
naga na oczach tych wszystkich tu… Koniec! Nawet dla takiej kurwy jak ja!
Chociaż, Boże…! Jak chciałabym choć raz, choć ten jeden raz, tu i teraz być
kurwą!”
Z tymi
słowami, wyrwała się zdecydowanie z objęć Roberta, Az wpadła na stojącego tuż
obok mężczyznę. Zaczerwieniła się lekko, rozumiejąc, że dla tych z tyłu zrobiła
właśnie lekki pokaz porno.
- To tyle
kolego – odezwała się nie za głośno, ale na pewno ją słyszał. – Ja zakończyłam
imprezę.
Zauważyła,
że Robert wykonał ruch w jej stronę, jakby chciał ją zatrzymać, ale nie zdążyła
się dowiedzieć, czy zrobiłby to. Sama bowiem natknęła się na mur kilku mężczyzn
w wieku jej towarzysza.
- Siema
Czarny – odezwał się jeden z nich, ten blokujący przejście nauczycielce. – Ten
towar jest bardziej oporny, niż inne.
Kamila
usłyszała lekki chichot innego koleżki. Na twarzy następnych też zresztą
pojawiły się uśmiechy. Ilu ich mogło być? Z pięciu? Wyprostowała się dumnie, na
tyle, na ile pozwalał jej ten stan.
- To tylko
przejściowy problem, Arab, zostawcie mnie i moja panią samą.
- No nie
widać, by był przejściowy. Dzień dobry, jestem Tomek – odpowiedział Arab,
kierując wzrok na Kamilę i wciąż jej nie ustępując.
- Kamila –
odparła grzecznie. Co to za nowa sytuacja? Znów będzie zabawa? Nie, powoli
miała już dość. Chociaż wciąż rozpalona, to jednak liczne towarzystwo nieco ją
zdeprymowało.
- Pani
pozwoli z nami, impreza jeszcze się nie skończyła – Arab dość bezceremonialnie
chwycił ją za biodro i z łatwością odwrócił w kierunku Roberta.
-
Zachowujesz się nieuprzejmie – zwróciła uwagę ostrzejszym tonem nauczycielka. –
Ja już niestety zakończyłam imprezę i żegnam się – usiłowała opuścić miejsce,
ale Arab znów jej na to nie pozwolił.
- Ja
nieuprzejmie? – zdziwił się teatralnie. – Czy to ja daję się macać po dupie i
wsadzać rękę w majtki? Robert, widzę, że masz dobry gust, ale czym ta pani cię
jeszcze urzekła?
- Tym, że
właśnie nie ma rzeczonych majtek na sobie. Przynajmniej z tego co mówiła –
rozpalony Robert, jak widać nie widział powodu, by nie obwieścić światu
powierzonej mu tajemnicy.
- Żartujesz
– tym razem Arab zdziwił się naprawdę. – Możemy sprawdzić? – uśmiechnął się
niewinnie w stronę Kamili.
- Jak
próbował jej wsadzić rękę pod te spodenki, to faktycznie na to mogło wyglądać –
odezwał się najwyższy w grupie chłopak.
- Racja,
Proca, na to wyglądało – skomentował Arab nie dając dojść do głosu Kamili. –
Ale mimo wszystko chciałbym zobaczyć.
- Zobaczyć możesz sobie
swoją gołą dupę, w lustrze – odcięła się Kamila czując narastającą złość. –
Tymczasem, ja wychodzę – oznajmiła po raz kolejny. I znów nie dała rady się
przebić przez dwóch chłopaków, wspomaganych jeszcze przez trzeciego. Dwóch
kolejnych stało nieco dalej. Sprawiali wrażenie nieco mniej pewnych siebie.
- Jak to?
Nasz kolega poświęcił sporo czasu i nic z tego nie wyjdzie? – wyraźnie kpił
Arab.
- Nic mnie
nie obchodzą jego urojenia.
- A ja
uważam wręcz przeciwnie.
- Niestety
nie ja, czy mogę wreszcie opuścić towarzystwo? – twardo patrzyła w oczy, czując
jednak coraz większy niepokój. Głowa pulsowała, czując wciąż wpływ alkoholu jak
i dudnienie muzyki.
- Nie,
dopóki nie spełnisz oczekiwań naszego kolegi.
- Dość
tego, żegnam – spróbowała wyminąć Araba, ale wtedy…
Wiedziała,
że mają na nią ochotę. Nawet w jakimś stopniu, by ją to nakręcało, szczególnie
w tym nastroju z ostatnich kilkudziesięciu minut. Ale w tej sytuacji… Półnaga,
obmacana na ich oczach przez kolegę wzbudzała w nich za mocne emocje. Zbyt
niezdrowe. Widziała to w ich oczach. Dlatego wolała opuścić to towarzystwo jak
najprędzej.
Zdawała
sobie sprawę, że jej zapach, makijaż, jej wygląd ich podnieca. Widziała, że
gapią się na jej nagi brzuch i stanik. Że spuszczają twarz w dół gapiąc się na
jej długie nogi. Mogło to być nęcące. Wszak przecież „tak bardzo chciała być
kurwą”. Ale, gdy do tego doszło, wolała uniknąć tej zbyt licznej i chyba
nadmiernie rozemocjonowanej grupy.
Nie
zdążyła. Mimo wszystko dość niespodziewanie, Arab chwycił ją mocno, nie dając
szans na obronę. To było tak bezczelne, że aż zaniemówiła.
- Ale my
nie żegnamy – odparł szorstko. – Jak powiedziałem, pokaż nam kotku, co masz pod
tą szmatką – wskazał na spodenki, spokojniejszym głosem. Wiedział, że to tylko
zabawa, że ta brunetka nie będzie w stanie przeciwstawić mu się fizycznie.
Oszołomiona
Kamila, nie zważając uwago na słowa Araba raz jeszcze rzuciła się w jego
kierunku, ale ten już nie patyczkował się. Chwycił ją mocno za ręce, ocierając
klatką piersiowa o jej biust.
- Trzymaj
ją – polecił krótko Robertowi.
Kamila nie
wierzyła w to co się dzieje. Liczyła się z możliwością jakichś nieprzyjemności,
ale to przekraczało jej wyobrażenia. Robert, widocznie wcale nie lepszy od
tamtych, unieruchomił jej dłonie. W sukurs przyszedł mu Proca, co Robert
wykorzystał uwalniając swe ręce i kierując w stronę zapięcia stanika. Sekundę
później, oszołomiona Kamila poczuła jak serce bije jej jak bęben. Oto stanik
mocno się poluzował. A potem…
Potem, ku
swemu już wręcz przerażeniu, poczuła jak ramiączki prześlizgują się przez jej
ramiona a ona, nie mogąc wykonać żadnego ruchu, stoi przed opryszkami w samych
już tylko spodenkach. Z nagim biustem wypiętym w kierunku Araba.
Zaszokowana
nie mogła wyrzec ani słowa. Jej usta rozchyliły się a oczy rozszerzyły w niemym
przerażeniu. Arab, jak i pozostali, gwałcili wzrokiem jej nagi biust.
Poczuła
niewiarygodny ucisk w podbrzuszu, świadczący o niesamowitym poniżeniu. O
wściekłości mogła już zapomnieć, teraz jej miejsce zajął strach.
Strach i
panika, gdy jak przez mgłę zobaczyła coś okropnego. Araba nachylającego się ku
niej i biorącego w usta jej sutek. Pisnęła. Dlaczego nikt nie reaguje? Czy
naprawdę nie ma tu nikogo? Tam przed nią stali ludzie, czy wszyscy gapią się w
scenę? Muzyka dawała głośno, rozumiała, że słowa jej i prześladowców nie dotrą
dalej, niż na dwa metry. A z boku… Z boku tez chyba nie było nikogo, stali
przecież blisko lasku.
Jęknęła,
czując usta Araba na swojej piersi i rękę jeszcze jednego typa na drugiej. Jej
ciało zaczęło drżeć. To już nie były przelewki. Docierało do niej, że zaraz…
- No a
teraz sprawdzimy, czy jesteś kłamczuchą, czy też mówisz prawdę – Arab oderwał
się od jej piersi i przysunął twarz bliżej jej głowy. Kamila poczuła jego
szybszy oddech. Tak podniecił się, napalił i wyglądał na zdecydowanego. To nie
wyglądało na ponury żart, dużo bardziej na jakiś koszmarny i przede wszystkim
prawdziwy horror.
Spróbowała
wyrwać się, ale nie była w stanie. Zbyt mocno ją trzymali. W zasadzie Proca.
Poczuła dłonie pewnie równie napalonego Roberta, próbującego dobrać się z tyłu
do jej spodenek. Jęknęła. Nie z podniecenia, lecz z przerażenia. Panika
zaczynała brać górę. Zacisnęła uda najsilniej jak się dało. Robert faktycznie
nie dawał rady ściągnąć z niej obcisłych spodenek.
- Kurwa,
ale jesteś cienki – usłyszała Araba. Jego głos brzmiał twardo i zdecydowanie.
Przebijało z niego także coraz większe podniecenie. To zwiastowało najgorsze.
Z
niesamowitą paniką w szeroko otwartych oczach zobaczyła coś w co nie mogła
uwierzyć. Ale to się działo. Silne dłonie Araba wślizgnęły się pod gumkę i…
Nie, nie zdjął ich z niej. Opętany furią, rozerwał spodenki na strzępy.
-
Nieeeee….!!! – i jęknęła przeraźliwie Kamila a w tym momencie spodenki leżały
już na gołej ziemi. Tak gołej, jak ona sama.
Czy to
naprawdę nie był tylko koszmar. Czy to jednak jawa? Czy to możliwe, że w
zaciemnionym miejscu na plaży, praktycznie w miejscu, gdzie bawił się pewnie z
tysiąc osób, stała kompletnie nago na oczach sześciu rozpalonych chłopaków?
Ona, stateczna nauczycielka, nigdy nie wikłająca się w choćby zbliżone
sytuacje?
-
Zostawcie…! – tylko tyle wydobyło się z jej ust, gdy w twarz uderzyły ją
przyspieszone oddechy kilku mężczyzn. Przed chwilą gwałcących wzrokiem jej
nagie piersi a co gorsza, jej nagie łono. Ale teraz już nie tylko wzrokiem.
Znów poczuła dłonie na piersiach ale także na brzuchu. Kolejna sunęła po jej
długich nogach, zatrzymując się na nagim pośladku, chwytając go i ściskając.
Ale najgorsza była ta wciskająca się między zaciśnięte uda. Mimo usilnych prób
udało się jej rozerwać obronę Kamili, przy jej kolejnym jęku. I poczuła tę dłoń
w tym miejscu, właśnie tam…
- Zajebista
cipeczka w dotyku – triumfował znajdujący się trzydzieści centymetrów od jej
twarzy Arab. – I co? Ubrałaś się jak dziwka, zgrywałaś dziwkę, to dostaniesz
nauczkę dziwko!
Jego słowa
chłostały jak pejcz. Gwałcona wzrokiem i dotykiem dłoni kilku chłopaków wieku
studenckim Kamila, z przerażeniem uświadamiała sobie, że jej siły słabną i za
chwilę zostanie zgwałcona już naprawdę.
„Boże nie,
proszę, nie!”, błagała w duchu.
Ale pomoc
boska nie nadchodziła. Dłoń Araba, ta najgorsza, masowała jej już niemal
kompletnie bezbronną cipkę. Ten cham gwałcił najintymniejszą część ciała. Na
razie tylko dotykiem, ale…
Boże a
inni… Dwie dłonie na jej piersiach, jedna we włosach, dwie przytrzymujące
ramiona, jedna ściskająca pośladek i druga strzelająca klapsa. I ta na jej
cipce. Osiem męskich dłoni na jej nagim, bezbronnym ciele.
Tak, teraz
była prawdziwą kurwą. Ale, czy tego chciała?
Nie miała
już sił. Z rozpaczą pomyślała, że to już koniec. Arab nie tylko macał jej pierś
i cipkę, ale przywarł do niej i swoimi ustami wpił się w szyję. Teraz poczuła
prawdziwe zniewolenie.
I wtedy
dotarła do jej uszu lekka wrzawa i poczuła jakiś ruch.
- Co się
stało? – oprzytomniał Arab.
- Koncert
się skończył – wyjaśnił jeden z dwóch spokojniejszych, stojących z tyłu.
- Kurwa,
będzie problem, co robimy?
Nie zdążył
pomyśleć. Z uwagi na duże ciemności, zamroczony tłum powoli ruszył na nich.
Kamila zauważyła, że krąg wokół niej, jakby się rozluźnił. Potem nie wiadomo
dlaczego Robert poluźnił chwyt, nawet puszczając ją a w tym samym momencie
Arab, dziwnym trafem stracił równowagę, chyba nawet upadł. Nie minęła kolejna
sekunda a znów chwyciły ją czyjeś ręce. Ale jakby inaczej. I…
- Mama! –
usłyszała znajomy, ponaglający głos i nie zawahała się ani chwili. Naga,
najszybszym biegiem, na jaki było ją stać ruszyła w jednym możliwym kierunku,
dokąd prowadziły ją zbawcze ręce. W kierunku znajdującego się pięć metrów dalej
laskowi.
- Ty, tam
się chyba coś dzieje, kłócą się? – wskazał dłonią Łukasz.
Faktycznie
dwaj mężczyźni stojący z tyłu przeszkadzali w odbiorze, ale Mieszko zobaczył
jakieś fragmenty. Głowę matki, zmieniającą położenie, także nowo przybyłym
chłopakom ciężko było ustać w jednym miejscu.
- Może to
jacyś koledzy tego Roberta? – dedukował Mieszko.
- Może.
Albo go ścigają za coś.
- No dobra,
to lepiej, żeby matka jednak się w to nie mieszała.
Patrzyli
jednak uważnie, starając się wychwycić jakieś widoki w tym bardzo kiepskim
oświetleniu, gdzie dodatkowo Kamila była zasłaniana przez inne osoby. Aż po
kilkudziesięciu sekundach zauważyli coś nowego. Coś co ich zaniepokoiło.
- Ty –
odezwał się Łukasz z zawahaniem. – To nie wygląda tak, jakby Kamila się
broniła?
- Kurde,
nie wiem… - mruknął Mieszko patrząc z napięciem. I znów kolejny ruch chłopaków
odsłonił sytuację. Na chwilę, ale wystarczająco długo, by zrozumieli.
- Oni ją
trzymają! – niemal wykrzyknął Łukasz. – Co to znaczy? Co to ma być? Kamila
broniła tamtego, czy…? – nie kończył, bo rysująca się powoli w jego mózgu inna
możliwość, zdawała się być irracjonalna.
- Nie
wygląda to dobrze. Podejdźmy bliżej – zarządził Mieszko.
Podeszli. Z
uwagi na atmosferę, hałas, ciemności i fakt, że nowoprzybyła grupka była
zaaferowana czymś innym, stali zupełnie niedostrzeżeni może półtora metra od
grupy.
Stali i
serca biły im mocno. To przecież jasne, że coś się działo i to coś niedobrego.
Jakaś szamotanina. Ale nawet stojąc tak blisko, nie mogli zobaczyć Kamili, nie
mogli dostrzec co się dzieje. Aż wreszcie…
- O kurwa!
– tym razem kulturalny na co dzień Łukasz nie wytrzymał. Towarzystwo przesunęło
się nieco i to co zobaczył wydało mu się tak niewiarygodne, że otworzył oczy
najszerzej jak się dało.
W
pierwszych sekundach zobaczył męskie dłonie w miejscu, gdzie powinien być
stanik Kamili. Tylko go tam nie było. Na pewno, na bank. Nie wierzył. Oto ci
nowoprzybyli macali nagie piersi Kamili!
Zaschło mu
w gardle, gdy uświadomił sobie na co patrzy. A potem zrobiło mu się kompletnie
gorąco, gdy jedna z dłoni zjechała i jego oczom ukazała się naga pierś Kamili.
Naga! Oto stało się o czym marzył. Widział tak intymny fragment ciała pięknej
nauczycielki nagiej. Z wrażenia, aż zapomniał o okolicznościach.
A potem…
Potem pomyślał, że zwariuje. Jakiś nagły ruch sprawił, że Kamila się
przesunęła, ktoś tam zrobił krok w bok i…
Oczy mu
zaparowały. Nie tylko po jej piersiach sunęły czyjeś dłonie. Także po udach i…
Niemożliwe,
ale prawdziwe! Przytrzymywana przez rozbrykanych chłopaków piękna Kamila była
naga! Kompletnie naga.
Jakby nie
zwracał uwagi na te okoliczności, tak przecież groźne dla Kamili. Przez chwilę
ważniejsze było co innego. Jakieś dwa metry przed sobą miał piękną nauczycielkę
kompletnie nagą, obmacywaną przez kilku mężczyzn. Było tam tłoczno, ich dłonie
błądziły po jej ciele, ale czasem się odrywały i wtedy jego oczom ukazywały się
jej piersi, ale jeszcze coś innego. Wzgórek łonowy. Z braku sensownego światła
niewiele widział, niemalże nic. Nie mógł nawet dostrzec, czy jest on wygolony,
czy owłosiony. Ale to nie miało większego znaczenia.
Znaczenie
miało to, że gapił się na nagą Kamilę. Obmacywaną przez kilku chłopaków.
Ta ostatnia
myśl wróciła mu świadomość. Tym bardziej, że stojący obok Mieszko, także po
części zafascynowany widokiem nagiej matki, podskoczył jak szalony.
- Czekaj! –
powstrzymał go drżącym szeptem Łukasz. – Co teraz zrobisz? Teraz…
- Oni ją
zgwałcą! Będziesz stał i patrzył?
- Sekunda,
dwie, wytworzą się jakieś okoliczności – gorączkowo starał się wymyślić coś
logicznego. – O, patrz!
Dźwięk w głośnikach
ucichł. Łukasz zauważył, że napastnicy też jakby nieruchomieli, nie wiedząc co
począć. W ich stronę powoli ruszył tłum wczasowiczów.
- Teraz…
Patrz, ja tego z tyłu co ją trzyma, ty z przodu – błyskawicznie i skrótowo
wyłożył swój plan Łukasz, wiedząc, że nie ma co strzępić języka. – A potem od
razu do lasku!
Cała akcja
potoczyła się błyskawicznie. Niezwykła dawka adrenaliny pomogła w osiągnięciu
celu. Ciemności i napataczający się z koncertu ludzie również.
Wpadli jak
huragan, ale wiedzieli, że tamci ruszyli natychmiast w pościg. Widocznie byli
zbyt mocno napaleni, by odpuścić taką okazję. Nagą kobietę błąkającą się po
niewielkim lesie.
- Tu! –
syknął Łukasz, trzymając za rękę Kamilę. Ta posłusznie podążyła jego tropem.
Zboczyli z wąskiej ścieżki, raptem trzy, cztery sekundy po wbiegnięciu w lasek.
Nie było wyjścia. Schowek w ciemnym lesie dawał lepsze możliwości, niż ucieczka
ze wszystkimi możliwymi odgłosami i słaniającą się z nadmiaru emocji, nagą
kobietą.
Schowali
się za drzewem. Szczęśliwie Łukasz wybrał dobre miejsce. Drzewo było szerokie a
od strony traw w dziwny sposób wklęsłe. Tu można było schować się przed
wzrokiem tych podążających ścieżką. Nie byliby dla nich widoczni, nawet przy
słonecznym świetle.
Było tylko
jedno zagrożenie. Też mogli wejść w drzewa. I wtedy zawisłoby nad nimi
niebezpieczeństwo.
Łukasz stał
przodem do drzewa mając między nim a sobą, pół siedzącą, pół klęczącą Kamilę.
Naga nauczycielka siedziała w owej wklęsłości drzewa, chroniona przed
napastnikami. Drżała. Była zbyt blisko Łukasza, by ten tego nie wyczuł.
Poczuł
olbrzymią litość. Położył swe dłonie na jej głowie. Wyczuł, że ona przybliża ją
do niego. Do miejsca, gdzie on… Gdzie znajduje się jego członek wciąż nieco
podniesiony, po takiej dawce erotyki jak w ostatnich chwilach.
Nie ruszał
się. Ze zgrozą dostrzegł, że napastnicy po wbiegnięciu w las, też zatrzymali
się po kilku metrach. Byli kawałek dalej.
- Gdzie
mogła pobiec? – usłyszał czyjś głos.
- Uciekła i
tyle. Musimy wrzucić na luz – rzucił ktoś pojednawczym tonem.
- Taki
chuj! Taka dupa, już tak blisko było… Kurwa, muszę ją znaleźć i rżnąć do
białego rana!
- A co
jeśli weszli w drzewa? – zapytał głębszym basem ktoś inny.
Te słowa
zmroziły Łukasza. I nie tylko jego.
Dodaj napis |
Mieszko
wbiegł kawałek dalej. Widząc jak wygląda sytuacja, nie odważył dołączyć do
matki i kolegi, wiedząc, że byłoby to równoznaczne z odkryciem ich kryjówki.
Miał ich jakieś trzy metry dalej. Słabo, bo słabo, ale widział sylwetkę
Łukasza.
I on
słyszał te słowa. I wiedział, że musi coś wymyślić. A droga ratunku była tylko
jedna. Zrobić coś co odciągnie ich od wejścia w drzewa. A przynajmniej, nie w
tym miejscu.
Wymacał
jakiś kamień i rzucił go kawałek dalej w trawę.
- Cicho! –
usłyszał jakiś szept – Słyszeliście? O, znowu – to reakcja na drugi rzut
kamieniem.
- Tam
gdzieś jest – Mieszko zobaczył przemieszczające się kawałek dalej postacie.
Odciągnął ich od drzewa, ale to wciąż było za mało.
Zerwał się
i ruszył sprintem przez trawę, jak najdalej od matki. Usłyszał za sobą jakieś
krzyki.
Celowo
robił dużo hałasu. Wiedział, że w tych okolicznościach, nie będą w stanie
rozpoznać kto jest przed nimi i ile osób. Będą mogli kierować się niemal
wyłącznie hałasem. Więc biegł i przystawał, nasłuchując, czy podążają za nim.
Biegł, aż w końcu oddalili się zbyt daleko. A on przystanął, odsapnął i
upewniając się, że niebezpieczeństwo, jeśli nie znikło, to poważnie zmalało,
ruszył w powrotnym kierunku.
Łukasz z
trudem powstrzymał usiłującą wstać rozdygotaną Kamilę. Położył dłonie na jej
ramionach, pochylił się i szepnął:
- Został
jeszcze jeden.
To była
prawda. Nieopodal, na ścieżce, leniwym krokiem spacerował sobie jeden z
agresorów. No, może nie był aż tak agresywny, skoro nie wziął udziału w
pościgu.
Nie było to
jednak pewne, dlatego Łukasz wolał się nie ruszać i wolał, by Kamila również
nie kombinowała.
Ta jednak
dość niebezpiecznie drżała. Na szczęście nie powodowała tym żadnych hałasów i
również na szczęście po lasku szumiał delikatny, ożywczy wiaterek powodując
lekki szelest, więc była szansa, że ewentualne odgłosy wydane przez
rozemocjonowaną kobietę nie zostaną usłyszane przez będącego wciąż w pobliżu
mężczyzny.
I nadzieja
rosła z każdą sekundą, gdyż mężczyzna nie sprawiał wrażenia zainteresowanego
jakimiś poszukiwaniami. Wolno, bo wolno, ale jednak oddalał się z miejsca, w
którym ukryli się uciekinierzy. Łukasz oddychał coraz pewniej, wiedząc, że może
za minutę, dwie, będzie okazja by wyjść stąd i spróbować się przekraść do
domku.
Tyle, że mu
się nie spieszyło. Stał nad nagą pięknością i chociaż niewiele w tej pozycji
widział, to sama świadomość wprawiała go w podniecenie. I nie tylko świadomość.
Przecież wciąż dotykał jej nagich ramion i czuł głowę Kamili, wtulonej
praktycznie w jego krocze.
Roztrzęsiona
przeżyciami ostatnich minut piękność niemal straciła zdolność oceniania
sytuacji. Marzyła tylko o jednym, by tamci jej nie znaleźli. W tym miejscu
wydawała się być względnie bezpieczna, nie dość, że poza ścieżką, to jeszcze
przy względnych ciemnościach, chociaż księżyc świecił pełnią blasku,
przebijając się tu i ówdzie przez gałęzie.
Dlatego,
subiektywnie było dla niej zbyt jasno. I niczym małe dziecko, pragnęła schować
twarz gdziekolwiek. W tym celu praktycznie wtuliła ją w spodenki kolegi syna.
Jakby nie przejmując się, że jest to mało fortunne miejsce.
Nie chcąc
opierać dłoni na ziemi oparła je o uda stojącego nad nią chłopaka. I jakby
nieświadomie, nerwowo przesuwała je wzdłuż jego nóg. Od kolan, niemal po pas.
Tak, jakby je masowała.
Przez jej
ciało i umysł przechodziła prawdziwa burza. Wciąż czuła strach, to oczywiste.
Ale wciąż była także pod innym wrażeniem swoich przeżyć. No i wciąż była naga,
pod czternastoletnim kolegą syna.
Oddech jej
przyspieszył, poczuła, że na twarz wypływa rumieniec wstydu. Co on sobie o niej
pomyśli? On i syn? OK, samo wydarzenie można bezapelacyjnie zrzucić na karb
niedoszłych gwałcicieli. Ale czy na pewno? Na pewno widzieli ją tam wcześniej,
widzieli jak była ubrana. Jak dziwka, albo małoletnia podrywaczka a nie dojrzała
kobieta, nauczycielka. A może widzieli ją także później, jak bujała swoimi
pośladkami, jak pozwalała na śmiałe pieszczoty, przypadkowemu młodziakowi. Na
to by macał jej dupsko, by sięgał dłonią pod spodenki.
Nie do
uwierzenia, ale…
Ale wciąż
czuła swego rodzaju podniecenie. Nie, to nie podniecenie, to jakaś dziwna
rozkosz wywołana właśnie tym ubraniem i tym, że robiła z siebie jakąś tam
kurewkę. Bujająca tyłkiem na tle raczej bardziej ubranych mężczyzn, czy kobiet.
No i ten
niedoszły gwałt. Nie, nie, za nic w świecie nie było to podniecające. Ale to do
czego doszło… To, że oni zdarli z niej ubranie. Nie tylko stanik, ale i
spodenki. Że przez... Ile? Minutę, może dwie? Nieważne, ważne, ze stała tam
przez jakiś czas naga a oni mogli oglądać każdy intymny szczegół jej ciała.
Cycki, cipkę. I nie tylko patrzeli, przede wszystkim macali. Ją, stateczną,
szanowną nauczycielkę z liceum. Jak narąbaną, małoletnią dziwkę.
Z emocji,
jakby zacisnęła swe dłonie wysoko na udach Łukasza, aż ten drgnął. Ale ona
nawet nie zareagowała, tylko równocześnie wbiła swą głowę jeszcze mocniej w
jego podbrzusze.
Nie, gwałt
nie. Ale jej łatwość w stosunku do Roberta, pozwalania na coś, co normalnie
skończyłaby najpóźniej przy próbie objęcia… A później zdarcie z niej ubrania,
to, że była naga na oczach kilku napalonych facetów a i jeszcze może jakichś
innych, którzy mogli widzieć tą sytuację, albo być jej świadomi… Ten niezależny
od niej ekshibicjonizm… I to, że to wszystko było tylko wstępem, do brutalnego,
bezpardonowego, lubieżnego macania wbrew jej woli, przy jej sprzeciwie. To
wszystko sprawiało, że czuła się rozstrojona, ale nie tylko pod negatywnym
względem.
Jeszcze
raz, niczym doskonale zrobiona fotografia, stanęła przed jej zamkniętymi oczami
scena, w której Arab bez żadnych ceregieli brutalnie rozdziera jej spodenki i
wraz z resztą napastników rzuca się do macania jej nagiego ciała.
Poczuła
niesamowity ucisk w podbrzuszu, zakołysała się na piętach i zacisnęła swe
dłonie na spodenkach Łukasza jeszcze mocniej. Na sekundę, dwie, trzy… Dopiero
po tym momencie dotarło do niej, że spodenki zjechały w dół.
Nie
wiedziała, że to rozemocjonowany tą sytuacją Łukasz, nie bardzo wiedząc co mają
oznaczać jej ruchy, dopomógł w spuszczeniu spodenek. Niekoniecznie na coś
licząc. Ot, może tak, aby również być nagim, wobec pięknej matki najlepszego
kolegi. Być może i on dał się ponieść emocjom ostatnich minut i pozwolił sobie
na taki ekshibicjonizm.
A Kamila
patrzyła, oszołomiona na zwisającego przed nią męskiego a po prawdzie
chłopięcego penisa. Tak, to był penis Łukasza, tego samego, dość atrakcyjnego
kolegi syna o opaleniźnie pięknego koloru, właścicielu apetycznego pewnie dla
jego rówieśnic ciała. Pamiętała, że miał ładne nogi, teraz raczej niewidoczne,
chociaż… Blask księżyca oświetlał je w całkiem przyjemny sposób.
Przesuwała
wciąż swe dłonie po jego efektownych nogach, już teraz nagich, szczupłych,
lekko umięśnionych, jeszcze nie owłosionych. Dotyk był nad wyraz przyjemny.
Obejmowała je całymi dłońmi. A kilka centymetrów przed oczyma miała jego
sympatycznie wyglądającego penisa, nawet niemałego, jak na ten wiek. Drgał
lekko, nie wiadomo, czy to przez jakby nieco nerwowe ruchy właściciela, czy
może z powodu emocji, które udzielały się i jemu.
Podniecenie
zrodzone w ciągu ostatnich kilkudziesięciu minut znów wzrosło. Nie mogła
odwrócić wzroku, wręcz przeciwnie, przy tej kiepskiej widoczności wytężała
wzrok, jakby chcąc uchwycić jak najwięcej szczegółów.
Jakby ta
kuriozalna sytuacja było zupełnie normalna. Jakby zapomniała, kim on jest i ile
ma lat. Dotyk jego ciała, ciepłych, mimo powoli spadającej temperatury nóg i
jakieś wyczuwalne pulsowanie urzekająco drżącego przed jej twarzą penisa
sprawiły, że z coraz mocniej bijącym sercem pocałowała go delikatnie. A potem
po raz drugi i trzeci.
Zauważyła,
że się ożywił. Więc, podniecona i usatysfakcjonowana tym widokiem nie
szczędziła pocałunków. Ręce chłopaka, jakby mocniej zacisnęły się na jej
barkach a jego penis unosił się powoli, ale wyraźnie. I gdy był już w fazie pół
wzwodu ujęła go drżącą dłonią i delikatnie odciągnęła napletek. Ta z pozoru
niewinna czynność, niezwykle ją rozpaliła.
Przesunęła
dłonią kilka razy wzdłuż penisa, ale wiedziała, że dłużej już nie wytrzyma.
Świadomość, że tuż przed nią znajduje się ożywiony, młodzieńczy penis należący
do całkiem sympatycznego właściciela działała na nią zabójczo.
Nie była w
stanie się powstrzymać. Lekko rozchyliła usta i równie delikatnie jak uprzednio
zaczęła wsuwać go w środek w taki sposób, by usta smakowały go non stop, od
samego czubka aż po jego koniec. Delikatnie, by zapoznać się z jego smakiem.
Olbrzymią satysfakcję sprawił jej fakt, że penis w ciągu kilku sekund
stwardniał jak drąg.
Tylko jakiś
ułamek świadomości przyjmował do siebie fakt, że robi to czego nie powinna.
Odrzuciła to. Możliwość obciągania tak atrakcyjnego penisa była nie do
odrzucenia. Wyrzuciła z siebie jakiekolwiek skrupuły i poczucie przyzwoitości.
Ostatnie przeżycia, poniżająca nagość i jego silny dotyk na jej ramionach
sprawiały, że waliła mu konia ustami, jak dziwka, którą jeszcze tak niedawno
pragnęła chociaż przez chwilę być.
Tym
bardziej, że i pewnie onieśmielony w pierwszej chwili chłopak wykazywał coraz
większa aktywność i przeniósł swe dłonie z ramion na jej twarz. Obejmował ją
niezbyt mocno, ale jednak odczuwalnie i sterował, tak jakby sam posuwał ją w
usta. Świadomość, że w ten sposób zniewala ją czternastolatek doprowadzała
Kamilę do obłędu.
Jej
hamowana, ukrywana skłonność do bycia poniżaną znalazła nieoczekiwane ujście. Nie
tamci, to on. To Łukasz, sympatyczny kolega jej syna będzie ją posuwał. To on
będzie jej panem a ona jego kurewką. Boże… Gdy tylko ta myśl przyszła jej do
głowy, niemal doznała orgazmu.
Chciała
więcej, chciała mu się oddać. Za wszystko, za to że jest, za to, że wyrwał ją z
rąk oprawców, za to, że jest taki fajny. I za to, że ona chce być kurwą. Ten
jeden raz w życiu. Niech on będzie jej panem, on, czternastoletni chłopak,
niech rżnie czterdziestodwuletnią nauczycielkę, jak zwykłą kurwę.
Z trudem
stłumiła jęk. Minuty upłynęły, zagrożenie chyba minęło. Jej cipka płonęła, więc
się poddała. Oderwała się od jego penisa, całując go jeszcze raz. A potem na
drżących nogach wstała, prezentując nieco niższemu młodzieńcowi o szeroko
otwartych oczach swe nagie ciało. I odwróciła się tyłem do niego, lekko
pochylając i opierając o drzewo. Świadomość, że wypina w stronę Łukasza nagi
tyłek wyciskała z niej wszystkie możliwe soki.
Wyraźnie
ucieszony Mieszko zwolnił bieg. Z ulgą stwierdził, że napastnicy pobiegli w
zupełnie innym kierunku. A co najważniejszy mocno oddalili się od matki.
Wspaniale. Teraz można było wracać.
Średnio
pamiętał drogę, ale wiedział, gdzie jest scena, więc łatwo obliczył sobie, w
którym miejscu zostawił matkę i Łukasza. Zbliżał się spokojnie, acz przy końcu
zwolnił. Raz, że nie chciał ich wystraszyć, dwa, jakimś cudem mógł ktoś tam
jeszcze czekać.
Przedzierał
się cicho przez trawę. Jakieś dwadzieścia metrów przed sobą widział
charakterystyczne drzewo. Na ścieżce nie było nikogo, wokół chyba też nie.
Tylko pod drzewem. Zbliżając się metr po metrze, widział jakąś postać. To
musiał być Łukasz. Widocznie wciąż czekali na dogodny moment, może nawet na
jego powrót.
Szedł
powoli, czując narastające na nowo podniecenie wywołane ostatnimi przeżyciami. Jego
penis w spodenkach drgał nerwowo, był wyraźnie ożywiony. Nic dziwnego. Dzisiaj
stało się coś niezwykłego. Widział swą matkę kompletnie nago. I to w jakich
okolicznościach. Macaną, niemal gwałconą przez stado napalonych palantów. Ten
obrazek nie dawał mu spokoju. Rzecz jasna za żadne skarby nie chciał by doszło
do tego wszystkiego, by oni po kolei zerżnęli matkę, ale z drugiej ta sytuacja
była niezwykle podniecająca. Widok nagiej, pięknej matki, broniącej się przed
agresorami…
Oni macali
jej cycki, macali tyłek i chyba cipkę też. Ta myśl sprawiła, że jego penis
począł rosnąć.
Zbliżył się
już na odległość kilku, może pięciu metrów. Zdziwił się, że jego przybycie nie
wywołało żadnej reakcji. W porządku, zaszedł stojącego Łukasza od tyłu, ale
przecież nie był chyba aż tak cicho. A Łukasz stał, stał i stał… Jakoś tak
dziwnie. A jego ręce były opuszczone w dół, trzymał je na ramionach Kamili. A…
Dopiero
teraz to dostrzegł i kompletnie zdumiony zatrzymał się, otwierając lekko usta.
Jego spodenki też były opuszczone. On… Stał nago przed matką!
Ale
dlaczego? Zupełnie tego nie rozumiał.
Zatrzymał
się, niedaleko, może nawet jakieś dwa metry za nim. Dzielił ich jakiś wyższy
krzak. Matka schowana za Łukaszem, nie widziała go. Przy blasku księżyca i
kiepskim oświetleniu dobiegającym daleko z boku, z plaży, Mieszko musiał
odczekać kilkadziesiąt sekund, by…
By serce
podeszło mu do gardła.
Nie wierzył
w to co widział, myślał, że to oświetlenie, te ciemności, te przeżycia
sprawiają… Ale nie. Nie. To naprawdę się działo. Łukasz posuwał jego matkę w
usta.
Zaparło mu
dech w piersiach a serce skoczyło jak szalone. Z jednej strony chciał tam
wbiec, ale z drugiej… To był jego kolega. Owszem, robił rzecz wysoce niegodziwą
pakując kutasa w usta jego matki, ale… Ale, gdy wcześniej o tym rozmawiali,
Mieszko nie wyrażał sprzeciwu. Trochę się obruszał, ale jednak… W końcu sam
poniekąd chciał zobaczyć taką akcję.
I teraz ją
widział. Z wściekle bijącym sercem stojąc dwa metry za Łukaszem, przesuwając
się nieco w bok, widział dłonie matki, ściskające ten ponętny tyłek jego
kolegi. Widział też przesuwającą się rytmicznie w przód i w tył jej głowę. Z
kutasem Łukasza w ustach.
Świadomość,
że jego matka, obciąga kutasa jego koledze była tak upokarzająca, jak i
podniecająca. Poczuł, że jego własny penis rozrywa spodenki. Miał olbrzymią
ochotę wyjąć go i zrobić to co Łukasz. Tylko niestety własnoręcznie.
I gdy się
nad tym zastanawiał, zobaczył jak matka nagle wstaje. Czyżby to już był koniec?
Odetchnął z ulgą, czując, że Łukasz, owszem doprowadził do czegoś tam, ale
matka ocknęła się, opamiętała i nie dała mu dojść do orgazmu, jak to bywa w
pornosach, czy masturbacji. Ale…
Serce znów
zabiło mu wściekle, gdy zobaczył jak matka odwraca się. W tym bladym świetle,
mógł sobie popatrzeć na jej nagi tyłek, co doprowadziło go do wrzenia, ale już
po sekundzie zajęło go co innego. Co to ma znaczyć? Po co się odwróciła, oparła
o drzewo i lekko wypięła? Po co Łukasz chwyta ją za biodra? Dlaczego widzi, jak
lekko rozsuwa jej uda, zbliża do niej jeszcze bardziej? Eeeeej…!
Z ust
Mieszka wydobył się nawet nie tyle jęk, ile ciche, piskliwe zawodzenia. Nie
wytrzymał, ale tamci, pochłonięci sobą, nie usłyszeli. Mieszko czuł, że oczy
wychodzą mu na orbit. Widział jak Łukasza majstruje coś przy swoim penisie, jak
jeszcze bardziej zbliża się do matki… A potem…
Potem
zobaczył drgnięcie matki opartej o drzewo i nagły ruch głowy, rzucający
spojrzenie w tył. Nie chciał wierzyć, nie chciał rozumieć, nie chciał pojąć.
Ale rzeczywistość była bezlitosna. Jeden ruch bioder Łukasza w przód i w tył,
drugi, trzeci, czwarty, piąty… I takie same ruchy w wykonaniu pochylonej nieco
matki.
To co nie
mogło być prawdą, było nią. On ją ruchał!
Matkę,
obiekt fantazji wielu uczniów, o czym już się przekonywał i w końcówce
podstawówki i w gimnazjum i gdzie indziej. Ale to akurat nie było ważne. Ważne
było to, że tam, dosłownie dwa metry przed nim, na jego oczach, w bladym
świetle księżyca, Łukasz trzymał za biodra jego matkę i pieprzył ją.
Boże
święty…!
Nie dość,
że pieprzył, to… Jeszcze jak pieprzył! Po pierwszych ruchach, zaczął poruszać
się coraz szybciej, delikatne odgłosy zderzających się ze sobą nagich ciał
docierały bez problemu do uszu Mieszka. Tak, on ją rżnął, jak swoją własność.
No, kurwa mać…!
Dodatkowo,
jakby tego było mało, bezczelnie położył prawą dłoń na jej wypiętym pośladku i
masował go. To było kolejne przegięcie. Ba, uderzał w niego lekko. Nie za
mocno, może bał się odgłosu i ściągnięcia kogoś z napastników, Mieszko tego nie
wiedział. Ale jednak. Pieprzył jego matkę, macając jej dupę i dając klapsy.
Matka…
Piękna, zawsze bardzo kobieca, elegancka, prawdziwa dama i matka, urocza i
kochana... Teraz dawała się pieprzyć jego koledze, którego znał od piaskownicy.
Czuł, że
oszaleje. Chciał zareagować, ale nogi przyrosły mu do ziemi jak do betonu.
Chociaż ciężko było mu się przyznać, jego rozszalały z napięcia umysł kazał mu
czekać na orgazm. Na to, aż Łukasz definitywnie zawładnie jego matką,
spuszczając się w niej.
Boże, czy
ona też będzie mieć orgazm?
Nie
wiedział, ale przy wściekle bijącym sercu, zauważył coraz bardziej dynamiczne
ruchy kolegi i już wiedział. Nawet usłyszał jakiś jęk, który mało co nie
pozbawił go zmysłów i wszystko ustało. Zobaczył jak Łukasz powoli wysuwa penisa
z cipki Kamili i patrzy na niego. I jak matka wciąż opiera się o drzewo, wypinając
bezwstydnie swój nagi tyłek w stronę czternastoletniego gimnazjalisty.
Ot, koniec.
Matka obciągnęła kutasa jego kumplowi, potem dała mu się zerżnąć a on się w
niej spuścił. Tak po prostu, nie przejmując się, że była matką kolegi.
Mieszko
lekko ochłonął i poczuł, że dać się złapać na podglądaniu byłoby lekkim
wstydem. Szczególnie w obecności Łukasza, który, chociaż był bardzo normalnym
chłopakiem, z pewnością nie omieszkałby posłać mu kilku triumfujących spojrzeń.
Mieszko wiedział, że nie wytrzymałby tego.
Cofnął się
cicho kilka metrów wstecz, poczekał aż matka wyprostuje się, odwróci i
nadszedł. W milczeniu, nie czyniąc hałasu.
Zauważył,
że tamci przestraszyli się nieco. Jego uwadze nie uszedł ruch Łukasza,
poprawiającego sobie spodenki. Matka, jakby nerwowo chciała schować swą nagość,
tylko nie za bardzo miała jak.
- Zgubili
się? – ni to spytał, ni stwierdził kolega.
- Chyba tak
– odparł Mieszko, starając się nadać swemu głosowi suchy i szorstki ton. – Nie
mieliście żadnych przygód? – zapytał, uważając, by pytanie nie zabrzmiało
złośliwie.
- Nie –
usłyszał mało wyraźny głos matki, chociaż ona też chciała zgrywać ogarniętą.
- To
idziemy, nie?
Poszli,
kryjąc się między drzewami. Ubrani chłopacy nieco bardziej z przodu, Kamila za
nimi. Mieszko zmusił się, by jego pulsujący członek opadł, nim wyjdą na
bardziej oświetloną przestrzeń.
Wyszli i
przemknęli do domku, który nie stał zresztą za daleko. Łukasz szedł pierwszy,
Mieszko puścił matkę przodem. Ta, chciała jak najszybciej znaleźć się w
budynku, nie zwracając uwagi na to, że jest kompletnie naga. Skorzystał na tym
Mieszko, który przez kilkadziesiąt sekund mógł sobie patrzeć bez przeszkód na
nagie pośladki mamy a w tym czasie przez jego umysł przewijały się diametralnie
różne odczucia.
W końcu znaleźli
się pod bezpiecznym dachem. Wzrok Łukasza, którym przed udaniem się do swego
pokoju raz jeszcze obrzucił nagą Kamilę wprawił Mieszka w nerwowość.
Szybko
jednak w nim zniknął, uznając, że takie dłuższe gapienie się byłoby mało
przyzwoite. Mieszko został sam z nerwowo krążącą po pokoju matką szukającą
ubrania, już spakowanego przed jutrzejszym wyjazdem.
- Teraz
chcesz się ubrać? – zapytał z pewną dozą zaciekłości.
Na moment
przystanęła, jakby zdziwiona tonem głosu syna. Wciąż pod wrażeniem ostatnich
wydarzeń, daleka była od stanu równowagi ducha.
- Uważasz,
że powinnam tak stać naga? – starała się powstrzymać emocje. Pierwszy raz w
życiu znalazła się w takiej sytuacji, by jej syn widział i oglądał ją
kompletnie nagą. To, że przez przypadek w sytuacji wyższej konieczności to
jedno. Ale teraz? – Mógłbyś wyjść do swego pokoju i dać mi się ubrać?
Jej słaby
głos zabrzmiał lekko oskarżająco, ale Mieszko nie dał się sprowadzić do
defensywy.
- Wstydzisz
się mnie?
- Nie kpij
dobrze? Co w ciebie…?
- A w
ciebie co? Odpowiesz mi?
- Mam się
tłumaczyć tobie? Z czego? – przyklęknęła przy walizce z ubraniami.
- Z tego,
że nie mogę popatrzeć na ciebie…
- Mieszko,
jesteś bezczelny – ton jej głosu nie zdradzał jednak oburzenia, raczej
obojętność. Trochę jednak ta obojętność ją kosztowała. – Wiesz, że nie
powinieneś…
- Oglądać
cię nagiej? – wpadł w słowo Mieszko. Na to właśnie czekał. – A Łukasz ma prawo
do oglądania cię?
- A co ma
Łukasz do tego? To był przypadek… - Kamila wyprostowała się trzymając otwartą
walizkę w dłoni. Wciąż czuła w głowie szum spowodowany tymi wszystkimi
wydarzeniami. I alkoholem i próbą gwałtu, no i tym… W lasku.
- A to, że
pieprzył cię, to też był przypadek?
Znieruchomiała
a jej rozszerzone oczy wbiły się w syna.
- Skąd
wiesz? – zapytała bez sensu, czując szybsze bicie serca. Stała frontem do syna,
kompletnie naga.
- Głupie
pytanie – usłyszała jego zdeterminowany i agresywny głos. Zaskoczył ją. Nigdy
się tak do niej nie odzywał.
Ale
przecież… Akurat teraz miał chyba powód.
- Posłuchaj…
- odwróciła głowę nie starając się patrzeć w jego kierunku. Czuła wypływający
na twarz silny rumieniec. Starała się wytłumaczyć, tylko, że w tym przypadku
nie było jak. No bo jak mogła? Co powiedzieć? Że cała sytuacja na nią wpłynęła
tak, że zaczęła obciągać kutasa jego koledze a potem wypięła przed nim dupę?
Milczał,
stojąc z wbitym w nią twardo wzrokiem.
No tak,
zapomniała, że to już nie taki dzieciak. On też ją uratował, tak samo jak
Łukasz. Gdyby nie on… A teraz stał. Ten dorastający chłopak świdrujący ja
wzrokiem. Ją, jego matkę, stojącą przed nim nago.
Poczuła
miękkość w nogach. I nie tylko. Zaczęła rozumieć co on dzisiaj przeszedł, co
widział. Najpierw matkę macaną przez kilku młodzieniaszków a potem rżniętą
przez klasowego kolegę.
Przypomnienie
sobie tego wszystkiego, znów doprowadziły ją do ucisków w podbrzuszu.
Podeszła do
niego na miękkich nogach, z trudem starając się ukryć zawstydzenie brakiem
ubioru. Trudno, stało się. Skoro widział ją już dzisiaj… Raz, potem drugi…
Chciała go objąć, przytulić, powiedzieć coś sensownego.
Ale kiedy
zbliżyła się, położyła mu ręce na ramionach i pocałowała niezdarnie w czoło,
usłyszała coś nieoczekiwanego.
- Dobrze ci
było?
- Czy co…?
- Czy było
ci dobrze? Czy miałaś orgazm? – głos wydobywający się przez zaciśnięte usta
syna i jego słowa oszołomiły ją.
- Mieszko,
nie mówmy o tym więcej, dobrze? – zapytała łagodnie, usiłując go przytulić, ale
słowa wbijały się głęboko w duszę, wywracając wszystko na drugą stronę.
- Dlaczego
nie? Chcę wiedzieć. Czy miałaś orgazm, gdy pieprzył cię od tyłu i klepał w
dupę!
- Mieszko –
chciała by głos się zaostrzył, ale nie potrafiła. Dlaczego? Poczucie winy?
Forma podziękowania, że się dla niej naraził? Te wszystkie przeżycia i to, że
wciąż… Była niespełniona? – Najlepiej, jak wyjdziesz stąd, do siebie.
Acz nagle
dotarło do niej, że wcale tego nie chce.
Czekała na
jego słowa, zbliżywszy się tak, ze ich ciała zetknęły się. Jego gorące z jej
też rozgrzanym, jak lekko ochłodzonym, po kilkudziesięciu minutach spędzonych w
lasku.
I zbliżywszy
się, wyczuła w dole coś sztywnego i to nad wyraz mocno. Drgnęła, chcąc
odstąpić, ale on nie puścił. Trzymał ją mocno. A wykorzystawszy to, że trochę
traciła równowagę, niezdarnie prowadził ją w stronę łóżka. Zdezorientowana, nie
stawiała oporu.
A gdy
znaleźli się u jego skraju, pchnął na tyle stanowczo, że rozpłaszczyła się na
nim. I zawstydzona, gdy nogi rozeszły się nieco na bok i zmieszana, zagubiona,
nie wiedząc o co mu chodzi.
- Ej… -
mruknęła, niby karcąco, jakby chcąc wyprostować sytuację, niezdarnie próbując
przyjąć subtelniejszą pozycję.
Wciąż
roztrzęsiona przeżyciami z ostatniej godziny, oszołomiona także tym, co dzieje
się teraz, nie zareagowała, gdy Mieszko wgramolił się na nią, rozpychając jej
nogi. Czy to z poczucia winy? Drgnęła, czując po raz kolejny sztywność w
okolicach podbrzusza. Opamiętała się, że tak być nie może, ale…
Ale wtedy
on przywarł ustami do jej twarzy, składając pocałunek. Poczuła się
obezwładniona. Tym bardziej, że w ślad za nim poszedł drugi i trzeci. Taki
synowski. Rozanieliło ją to niesamowicie. Czy to była oznaka miłości do niej?
Wszystko na to wskazywało. Tak, jakby chciał przekazać, że nie da skrzywdzić
swojej matki żadnym opryszkom.
Dlatego nie
miała w żaden sposób serca, by wygonić go z łóżka. By powiedzieć mu, że czuje
się skrępowana, tym, że leży naga, a on na niej. Że całuje ją w twarz, tak
czule. Że ciężar jego ciała jest tak krępujący, jak i niesamowicie przyjemny.
A on ją
wciąż całuje. Już nie w twarz, także w szyję. Potem w dekolt. By w końcu
przywrzeć ustami do jej podrażnionych sutków…
- Mieszko…!
– ni to szepnęła z naganą, ni jęknęła z rozkoszą. Te podrażnione sutki tak
domagały się tego typu pieszczot, że nie była w stanie użyć siły. Język i usta
Mieszka jeżdżące po jej piersiach i ściskające jej sutki zniewalały ją
niesamowicie.
Nie
stawiała oporu także wtedy, gdy niecierpliwie rozepchnął jej nogi jeszcze
mocniej. Choć już wtedy przez umysł przegięło zapytania, po co? Ale nie
zapytała na głos. Wciąż odczuwała, to, jako grzeszną, ale jednak dopuszczalną a
przede wszystkim rozkoszną pieszczotę. Chociaż wiedziała, że posunęła się już
kawałek za daleko. Usta coraz bardziej tracącego głowę syna na jej piersiach,
lewa ręka na jednej z piersi a prawa, wyraźnie rozgrzana, w dole, sięgająca w
kierunku brzucha.
Zbyt późno
dotarło do niej, że ta sytuacja przekroczyła normalność. Reagujący z
opóźnieniem umysł zarejestrował fakt, że na dole jest mokro. Nie, nie od niej
samej. Owszem, Kamila też czuła w środku wilgoć. Ale ta, teraz… To była wilgoć
jego stojącego członka, dotykającego jej cipki. Nawet nie zauważyła, kiedy
spodenki poszły w dół.
- Mieszko!
– zareagowała panicznie, zduszonym głosem. – Przestań, to za dużo…!
- A on
mógł?! – zareagował zdecydowanie, niemal histerycznie. – Mój kolega cię
przeleciał a ja…? A przecież ja cię kocham…!
- Mieszko…!
– wyszeptała z przejęciem, chociaż po ostatnich słowach, ledwo była w stanie
cokolwiek powiedzieć. Ale nie zdążyła wygłosić niczego więcej.
- Nie!
–Mieszko wykazał charyzmę i nie tylko. – I nie sprzeciwiaj się! Jak będziesz za
głośno, to zwabisz go.
A w tym
momencie, rozgorączkowana Kamila poczuła wypełniającego ją zdecydowanym,
natarczywym ruchem penisa. Penisa własnego syna.
Dłonie
zacisnęły się bezwiednie… Tyle, że na dłoniach Mieszka. Splotły się z nimi w
jedno. Tak jak i pozostała część ciała, gdy on wprowadził swego rozgrzanego
członka w jej wilgotną pochwę.
A ona
poddawała się, nie wiedząc, czy efekt wywołany został przez gorące wydarzenia z
plaży i lasu, czy przez własną poniżającą nagość, czy w formie podziękowania,
czy w formie zadośćuczynienia za wszystkie dzisiejsze grzechy, czy z powodu
tego ostatniego drobnego szantażu.
To wszystko
wpływało na nią tak, że umysł nie potrafił przyjąć tego do wiadomości. Tego, że
jest posuwana przez czternastoletniego syna.
Wchodził w
nią niecierpliwie, natarczywie. Nie wiedziała czy kierowała nim miłość, czy
wkurzenie, czy chęć ukarania…? Nie wiedziała… Ale jego gorące dłonie zaciskały
się na jej własnych ponad głową. Jego pochylone usta próbowała niezdarnie
uchwycić, któryś ze sterczących sutków. Gdy to się nie udawało, lizał jej
piersi, zachłannie, niczym pies.
A on,
bezwiednie rozsuwała swe nogi szerzej, tak, aby synowi było wygodnie, aby nie
musiał się męczyć. Aby doszedł do spełnienia, tak jak kilkanaście minut
wcześniej jego kolega. Aby wziął co swoje, to co mu się absolutnie należało.
Te myśli
doprowadziły ją niemal do obłędu. Zacisnęła nerwowo swe uda na ciele syna,
czując niewiarygodnie zniewalający ucisk w podbrzuszu. I wiedziała, że nie chce
go wypuścić z siebie za żadne skarby. Niech jest tam jak najdłużej, niech zrobi
rozkosz i jej. Ech, przecież właśnie robił.
Z
rozchylonych ust, popłynęły delikatne jęki. Jakby jeszcze bardziej zdopingowały
one syna do wytężonej pracy. Jego członek zaczął wbijać się w nią jeszcze
szybciej, jeszcze agresywniej.
Zaszokowana
Kamila czuła, jak jej ciało przesuwa się po łóżku w rytm pchnięć Mieszka.
Zamknęła oczy, koncentrując się tylko na dotykowych doznaniach. Na tym jak jego
uda uderzają w jej podbrzusze. Jak jego dłonie zaciskają się na jej. Jak jego
oddech uderza w jej dekolt, w jej twarz.
Nie, nie
robiła nic złego. W żadnym wypadku! To był jej syn a to co robili, to miłość. A
jej syn… To przecież nasienie Daniela, ukochanego mężczyzny. Jego nasienie, jego
krew. Wszystko jest zatem w najlepszym porządku.
Kompletnie
rozgrzeszona z coraz większą rozkoszą przyjmowała pchnięcia syna. Poczuła, że
to już. Tym bardziej, że i on przyspieszył jeszcze bardziej. Ona była pierwsza.
Rozgrzana atmosferą plaży, potem członkiem Łukasza, teraz nie potrzebowała
żadnego maratonu. Silnu skurcz pochwy, mięśni jej nagiego ciała. I kilkanaście
sekund później, on, rozpychający swym rozgrzanym penisem, jej cipkę.
Wytryskujący w niej, jak wulkan. I opadający na nagie piersi matki, drżąc jak
małe dziecko.
- Cudownie… - wyszeptała, przytulając mocno
jego głowę do swego ciała. – Cudownie… - powtarzała i uznała, że to najlepszy
czas, by otworzyć oczy.
Pierwszą
rzeczą, którą zobaczyła, był Łukasz. Stał w drzwiach, może nieco zmieszany, ale
jednak. Widocznie uznał, że nikt go nie wygoni, zresztą w ostatnich momentach,
ostatnią rzeczą, która przyszłaby do głowy jej, czy Mieszkowi, byłoby
zajmowanie się nieproszonym gościem.
Mimo
lekkich ciemności panujących w pokoju, dostrzegła lekkie wybrzuszenie w jego
spodenkach.
- Pani
Kamilo – odezwał się wyważonym tonem po chwili, gdy został dostrzeżony także
przez unoszącego głowę Mieszka. – Czy ja… I pewnie Mieszko też… Moglibyśmy
spędzić tę ostatnią noc w pani pokoju?
Westchnęła
i ponownie zamknęła oczy.
Warto było czekać :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobre opowiadanie, przypominające bardzo Joanna nad jeziorem :)
Oby więcej tak dobrych opowiadań, Trzymaj się i dużo weny do pisania.
Adrian
Tak. Opinie sugerujące mi mocną inspirację właśnie tą częścią przygód Joanny, przyjmuję na klatę, bo tak własnie było.
OdpowiedzUsuńObawiam się, że na następne opowiadanie poczekacie jeszcze dłużej. Życie. Nie naciskajcie. Jak napiszę (dokonczę), to będzie.
Moim zdaniem niniejsze opowiadanie jest zdecydowanie lepsze niż inspiracja LaVendy :) Gratuluje autorowi fajnego prowadzenia akcji, stopniowego rozwijania akcji, kilku momentów kulminacyjnych. To jest to na co czekałem. Temat matka - syn nie jest moim ulubionym tematem, ale styl.... Szacun !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jako że mamy teraz świeta wielkanocne to co byś powiedział na opowiadanie w tym klimacie?
OdpowiedzUsuńDo Kamili i jej rodziny przyjeżdża siostra z synem 16/17 lat. Pomagają przy świątecznych porządkach zakupach itp i wpada Kamili w oko itp. I wraz z rozwojem akcji u Kamilli bierze wyższość jej perwersja i ląduje z nim na tylnim siedzeniu samochodu na przykład :p
Kiedy nowe opowiadanie??
OdpowiedzUsuńAdrian
Na pewno nie w kwietniu.
OdpowiedzUsuń"Kamila" .... wróć, tęsknimy :D
OdpowiedzUsuńP
Niedługo coś powinno być:)
OdpowiedzUsuńJak idzie kolejne opowiadanie?
OdpowiedzUsuńIdzie, tak jak idzie, może dlatego, że piszę dwa a czasu brak.
OdpowiedzUsuńW maju coś będzie. Nie wiem, którego, może 31-go, ale będzie.
Znakomite opowiadanie. Uwielbiam klimaty incest. Może w którymś z kolejnych opowiadań Mieszko będzie zabawiał się z Kamilą w szerszym gronie?
OdpowiedzUsuńMarekIncestor
Są dwa projekty w ten deseń, acz idą dość opornie. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
OdpowiedzUsuńI sa plany na opowiadanie w ktorym Mieszko zabawia sie z Kamila w szerszym gronie? Czy cos w ten desen o czym piszesz w ostatnim komentarzu?
OdpowiedzUsuńPlany zawsze są. Ale raczej nic z nich nie wyjdzie. Z jednego na pewno nie, z drugiego prawdopodobnie też.
OdpowiedzUsuńSzkoda. A moze jakies zajawki bys wstawil i moze ktos w komencie cos ciekawego zaproponuje?
OdpowiedzUsuńNie, bo to nie o to chodzi.
OdpowiedzUsuńTrochę przestał mnie kręcić temat, trochę czuję, że coś poszło nie tak.
Pierwsze opowiadanie pójdzie do kosza, drugie jeszcze zostawię. Być może jeżeli kiedyś poddam się, to zamieszczę na blogu teksty niedokończone i ten drugi by się w tym pliku znalazł.