KiDs VI. (Nie)spełnione fantazje.
Damianem
targały sprzeczne emocje. Siedział w te późne piątkowe popołudnie w pubie i
sączył piwo. Cały czas myślał o jednym. O tym, czy dobrze zrobił, opowiadając
policjantce to co zobaczył niedzielnego wieczora. Dobra, wydał przestępcę,
gościa, który najprawdopodobniej ciężko pobił niewinną dziewczynę, ale z
drugiej strony, te pieprzone zasady kibicowskie, które były tak istotne…
Może nie
byłoby tego problemu, gdyby nie jeden fakt. Siedział w pubie, naprzeciw niego
Dżygit, który przed sekundą spłacił mu dług a obok… Lelek. Damian wiedział, że
obaj znali się dość dobrze, ale nie przypuszczał, że chłopak będzie beztrosko
siedział w mieście, w którym dopuścił się poważnego przestępstwa, w mieście,
gdzie miał zatarg z liderami grupy kibicowskiej.
I jeśli
coś poprawiało humor Damiana, to, to, że Lelek wyglądał nie lepiej. Nagabywany
przez Dżygita niewiele mówił o sobie, o swoich sprawach. Na szczęście Damian
był tyle ogarnięty, że zrozumiał tyle ile trzeba i dopowiedział sobie resztę.
We Wrocławiu gang Kalego znalazł się w defensywie.
Damian
zaczął wiercić się na krześle. Coś go nurtowało, myślał intensywnie, chciał o
coś zapytać. Tyle, że w cztery oczy. Niecierpliwie doczekał się momentu, w
którym Dżygit opuścił stolik wychodząc do WC. Damian zebrał się w sobie,
wiedząc, że ma niewiele czasu.
-
Słyszałeś o tym, co stało się wieczorem, w parku, w niedzielę? – walnął prosto
z mostu.
- Nie
bardzo… Co się stało? – tamten drgnął.
- Pobito
do nieprzytomności dziewczynę – odparł Damian nawiązując twardy kontakt
wzrokowy z Lelkiem. – I nie bawmy się w podchody. Wiem kto to zrobił –
podkreślił.
Tamten
milczał, usiłując wybadać rozgrywkę.
- Teraz
tak… gorączkował się Damian, walcząc z
uciekającym czasem. – Chodzi mi o jedną rzecz a ja tobie zdradzę coś. Coś
bardzo ważnego, co ci może pomóc w tej sprawie, rozumiesz? Chcę coś wiedzieć.
- Nie
wiem o czym mówisz – usłyszał standardową formułkę.
-
Powiedz mi o co wam chodziło? Tobie i temu drugiemu? Po co to zrobiliście?
- Z
hyclowni jesteś?
- Człowieku,
przestań krążyć wokół i powiedz mi. Coś ci powiem. Ja bez twojej informacji
przeżyję. Ty bez mojej zginiesz – ostrzegł rozmówcę Damian.
- Co ci
tak na tym zależy? – zapytał skonsternowany Lelek. Szybko kalkulował. Skoro tamten
wiedział, to ukrywanie tego faktu nie miało większego sensu. A skoro miał coś
ważnego do przekazania, to można było pogadać. O ile to nie blef…
- To
nieistotne, nie ma znaczenia. Zwyczajnie interesuje mnie dlaczego ją
pobiliście? Po co?
- Dużo
chcesz wiedzieć…
-
Posłuchaj, Dżigyt wróci tu za minutę i będzie koniec rozmowy. Ja się nie
dowiem, ty się nie dowiesz. Wbij sobie, kurwa, do głowy, że moja informacja
może być dla ciebie dużo ważniejsza.
-
Dostaliśmy zlecenie na nią… - niechętnie odparł Lelek.
-
Zlecenie? – skrzywił się nieufnie Damian. – Od kogo? Po co?
- Jeden
typek chciał. Chciał coś znaleźć na tego dyrektora klubu. My dowiedzieliśmy
się, że on zwąchuje się z tą wysoką piłkarką… Śledziliśmy go trochę, w
niedzielę też. Widzieliśmy, jak wchodzi do jego mieszkania, wychodzi wieczorem…
To było coś, szybka myśl i wiesz… Wiedzieliśmy, że ktoś ją widział jak wchodzi,
że on będzie miał syf z tego powodu…
- Komu
na tym zależało? - Damian błyskawicznie
kalkulował. Teraz to wszystko miało sens.
- Za dużo
chcesz wiedzieć.
-
Trudno, jeśli się nie dowiem, to ty też uzyskasz niepełne info ode mnie.
- No
dobra, to był taki studencina, dość zamożny. Oskar mu jest.
- Oskar?
– drgnął Damian. – Ściemniasz… Jak on wygląda?
- Taki
czarny, bawidamek, jeździ Clio… Znasz go? Dobra, dawaj teraz ty.
- Zwinęli
mnie w poniedziałek po jednej zadymie – ostrożnie zaczął Damian. –
Przesłuchiwali mnie, trzymali i takie tam… Usłyszałem, że psy mają zeznania
jednego świadka dotyczące tego wszystkiego w parku. I ten świadek podał im
twoją ksywę. Zwijaj się z miasta, bo w każdej minucie…
-
Akurat, kurwa! – podniósł nieco głos Lelek. – Nie ma żadnego świadka, ty mnie
sprzedałeś, żeby ratować dupę, taka konfitura z ciebie?!
-
Przycisz się kurwa – ostrzegł zimnym tonem Damian, widząc jak ktoś z boku
odwraca głowę a do stolika powoli zbliża się Dżigyt. – Lepiej być czasem
konfiturą – wzdrygnął się lekko na samą myśl, że wypowiada takie słowa. – Niż
bandytą, co leje dziewczyny do nieprzytomności – spojrzał z niechęcią na
rozmówcę
- Bierzemy
następne browary? – zapytał beztrosko Dżigyt.
Damian
włączył intensywne myślenie. Oskar. O ile Lelek nie kłamał, to… Po co mu to?
Kompletnie tego nie rozumiał. Wiedział jedno, że jest teraz w Antonówku razem z
Oliwią. Tak, po wyjściu z aresztu, wysłał smsa do małolaty, lakoniczna
odpowiedź przyszła z opóźnieniem. Wyczuł lekką niechęć. Zrozumiał, że Oliwia
wybiera towarzystwo tego bawidamka. Trudno. Nie ona pierwsza i nie ostatnia.
Tylko szkoda, mimo wszystko. Śliczna, niegłupia, zasadnicza dziewczyna z kimś
takim…
Z kimś,
kto szukał haka na jej ojca. Po co? No po co?
- Nie –
wstał z ławki. – Ja się zwijam.
Oskar z
ulgą powitał nadejście wieczora. Ten dzień nie ułożył się do końca tak, jakby
sobie tego życzył, ale nie stracił humoru. Już wiedział na czym stoi i co może
dla siebie wybrać.
Oliwia
była zmieszana, dość chłodna. Trzymała go na duży dystans. Nie naciskał. Nie
było sensu. Zrozumiał, że dziewczyna wczoraj mocno przekroczyła wyznaczoną
przez siebie granicę i było jej z tym źle. Spróbował trochę swoich czarów, ale
nie zmieniło to rezultatu. Wobec tego wiedział jak się sprawy mają. Wiedział,
że z Oliwią niczego podczas pobytu w Antonówku już nie ugra. Dziewczyna się nie
ugnie. Dlatego w drugiej połowie dnia, pozostawił ją trochę samą sobie. Nie było
sensu się narzucać. Powałęsał się tu i ówdzie, popływał trochę, wymieniając
kilka spojrzeń z innymi plażowiczkami, z rzadka towarzysząc Oliwii.
Tym
samym pozostawała tylko druga pani. Nie przeszkadzało mu to. Oliwia młodsza,
zatem piękniejsza, ale Kamila… Spełnienie szkolnych marzeń. No i co z tego, że
po czterdziestce? Wciąż piękna, tylko trochę starsza. No i Oskar miał wobec
niej mocne argumenty. Nic, tylko czekać do momentu, gdy nauczycielka uda się
pod prysznic. Z godziny na godzinę czuł narastające napięcie. Nie na tyle
mocne, by uzewnętrzniać je jakoś, wszak zaliczył już tutaj trochę przeżyć, czy
to w środę podglądając nagą nauczycielkę, czy to wczoraj, gdy Oliwia
popracowała ręką. Nadmiar testosteronu znalazł ujście. A dzisiaj…
Dzisiaj
miał zdobyć pełną bazę i był pewny, że to osiągnie.
Daniel
nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Chodził w kółko po celi. Ten piątek,
przynajmniej od trzynastej, gdy otrzymał niezwykle ważną informację, ciągnął
się jak flaki z olejem. Niecierpliwie czekał. Czekał na to, aż przebudzona
Malwina będzie w stanie złożyć zeznania. Minuty ciągnęły się jak godziny,
godziny, jak dni. Już tracił nadzieję, gdy tuż przed dwudziestą, w celi pojawił
się prowadzący sprawę Marek.
- I co?
– impulsywnie wypalił zniecierpliwiony Daniel.
- Wyszło
na twoje… - wzruszył ramionami oficer, unosząc w górę dłoń z trzymaną w niej
kartką. – Zeznała, że nie było żadnego gwałtu.
- Więc
wszystko gra, tak? Mogę opuścić areszt?
- Twoje
szczęście, że masz znajomości w tym mieście – odparł Marek, wiedząc, że zwykły
śmiertelnik czekałby i tak do poniedziałku, bo teraz, w piątkowy wieczór nikt
nie podpisałby jego zwolnienia. – I ułatwiły one sprawy formalne. Zbieraj
manatki i wychodź.
Pięć
minut później Daniel stał, pod niemal już w pełni rozgwieżdżonym niebem.
Odetchnął pełną piersią. Stracił praktycznie cały weekend majowy, ale odzyskał
życie. Przecież mogło się skończyć dużo gorzej.
Przez
sekundą zastanowił się co dalej. Jechać do Antonówka, do żony i córki? Nie było
sensu. Nie miał nawet pewności, czy jeszcze tam są. Nawet jeśli, to wrócą
jutro, najpóźniej w południe. Komórka rozładowała się i nie mógł nawet
zadzwonić.
Najchętniej
pojechałby do domu. Przez cztery dni był poza obiegiem, musiał nadrobić zatem
zaległości. Ze wszystkiego. Z działalności klubu, pierwszej drużyny, drużyn
juniorów każdego szczebla. Ze świata, z wydarzeń najnowszych. Może gdzieś tam
wybuchła jakaś wojna a on nic o tym nie wie.
Ale to
jeszcze musiało poczekać. Złapał taksówkę, wsiadł i poprosił o kurs do szpitala
miejskiego.
Środa,
czwartek, piątek. Angelika obawiała się, że trzydniowa wycieczka i skazanie się
na towarzystwo Mieszka jak i jego mechanika a zarazem kierowcy, skończy się
niewypałem, czy przesytem. Tymczasem… Tymczasem żałowała, że to już prawie
koniec. Że stoją kilkanaście kilometrów przed starą granicą czesko-polską i
zaraz będą na rodzimej ziemi.
Choć
jeszcze nie zaraz. Zatrzymali się przy jakimś uroczym zajeździe. Pablo
oświadczył zdecydowanie, że postoją tu co najmniej godzinę, po czym udał się
celem zjedzenia czegoś soczystego. Angelika nie czuła głodu. Podobnie jak
Mieszko, który dość leniwie, z nieschodzącym z twarzy uśmieszkiem przechadzał
się wokół busa, w samych jeansach. Bez koszulki. Promienie zachodzącego słońca
dawały wciąż sporo ciepła.
Dobry
humor nie opuszczał chłopaka, bo wyjazd okazał się niezwykle udany. Najpierw w
środę zdobył we Wrocławiu dziesięć punktów, co dało jego drużynie drugie
miejsce na cztery zespoły a dzisiaj… Dzisiaj było gorzej, tylko pięć oczek i
dość odległa jedenasta pozycja w młodzieżowym turnieju indywidualnym. Ale nie
wynik był tu istotny, tylko wyjazd zagraniczny i zdobywane doświadczenie. No a
przede wszystkim trzy dni poza domem. Z dziewczyną…
Kręcił
się, to wokół busa, to wchodząc do niego i poklepując motocykle. Angelika
wiedziała, że chłopak, gdyby mógł, szedłby z nimi spać. Rozbawił ją nieco fakt,
że powinna być zazdrosna o dwie maszyny marki GM. Ale oprócz rozbawienia czuła
jeszcze coś innego. Widok nagiej klatki piersiowej chłopaka, jego niezbyt
szerokich, młodzieńczych ramion, sprawiał, że ogarniało ją pożądanie.
Szczególnie gdy na jego lekko opalonej skórze pojawiała się gęsia skórka
wywołana podmuchami chłodniejszego powietrza.
Zastanawiała
się, czy Mieszko drażni się z nią celowo, czy robi to zupełnie nieświadomie.
Wiele wskazywało na drugą opcję. Czyżby? A co, jeśli nagle z przeciętnego,
raczej nieśmiałego chłopaka stał się mężczyzną z krwi i kości zdolnym uwieść
niemal każdą kobietę?
Spoglądała
w dół. Jego tyłek wyglądał w jeansach całkiem apetycznie. Niewielki, zgrabny.
Aż chciało się ścisnąć. Znów zaśmiała się cicho, przypominając sobie mit, że o
łapaniu za dupę myślą tylko mężczyźni a kobiety absolutnie nie.
Nie
wytrzymała. Wyszła z busa i widząc przeciągającego się na słońcu chłopaka,
przylgnęła do jego ciała. Ten uśmiechnął się jeszcze szerzej i objął ramieniem
swoją nową dziewczynę. Nową… W zasadzie pierwszą. Dotyk czoła Angeliki na jego
barkach i jej oddech na jego piersiach przyprawił go o przyjemne mrowienie. Ale
to ona straciła głowę, nie on.
-
Przejdźmy się – usłyszał jej lekko cichy głos, świadczący o… O czymś. – Tam, z
boku…
„Tam, z
boku” był mały lasek, tuż obok zajazdu. Znaleźli się w nim w ciągu minuty. Nie
weszli zbyt głęboko. Angelika od razu wtuliła się w Mieszka.
- Co ty
mi zrobiłeś? – westchnęła, całując ostrożnie klatkę chłopaka. Znów zobaczyła
gęsią skórkę, która sprawiła jej satysfakcję i przyjemność.
- Może
dopiero zaraz ci coś zrobię? – ni stwierdził, ni zapytał chłopak, siląc się na
pewną twardość, co niespecjalnie mu wyszło.
- Nic mi
nie zrobisz – odpowiedziała pewnie dziewczyna. W związku z czym poczuła z tyłu
głowy dłoń Mieszka, przyciskającą ją do jego klatki. Angelika nie stawiała
oporu. Pocałowała ją raz i drugi a jej dłonie delikatnie pieściły tę cześć
ciała. Z sekundy na sekundę zachłanniej. Czuła, że traci rozsądek. Ale półnagie
ciało Mieszka działało na nią bardzo mocno. Z dnia, na dzień dopadło ją coś
niezwykłego, coś nowego, coś czemu chciała się kompletnie oddać. I teraz temu
ulegała totalnie.
Przykucnęła,
sama nie wiedząc kiedy. Jej usta jeździły po brzuchu Mieszka, ale ręce, nerwowo
rozpinały zamek u jego spodni. Chciała go zobaczyć. Zobaczyć penisa swojego
chłopaka. Jego penisa. I jej. Bo od teraz będzie należał do niej i tylko ona
będzie go miała na wyłączność. Jej usta otwarły się w nerwowym oczekiwaniu a
oddech przyspieszył. Spodnie Mieszka zjechały w dół i zobaczyła wypukłość w
jego granatowych, obcisłych bokserkach. Serce zaczęło walić jak bęben. Miała
nadzieję, że jemu też. Spojrzała w górę i natrafiła na szeroko otwarte oczy
swego chłopaka, wyrażające niecierpliwość i napięcie. To przesądziło sprawę.
Wypuszczając z ust gorący oddech, ściągnęła bokserki w dół i jej spragnionym
oczom, ukazał się wpół sterczący penis.
Przez
chwilę patrzyła jak zahipnotyzowana, jakby miała ochotę pożreć go wzrokiem.
Wyglądał tak… No, fajnie. W zasadzie, to niczym się nie różnił od tych, które
widziała gdzieś tam, w kilku krótkich filmikach porno, widzianych w internecie.
Ale jednak. To był już teraz jej własny penis. To znaczy on był jej władcą a
ona jego właścicielką.
Odetchnęła
głęboko, dotykając go delikatnie palcami. Wyczuła ciepło. I wyczuła, że
przyciąga on jej usta jak magnes. Nie umiała się temu oprzeć. Z obawą, bo
robiła to pierwszy raz i nie bardzo wiedziała, czy nie zrobi czegoś głupiego,
bądź śmiesznego, ale też z pożądaniem, pocałowała go po raz pierwszy. Potem
drugi. Zacisnęła na nim swą dłoń i zaczęła przesuwać. Raz jeszcze spojrzała w
górę na Mieszka. Zobaczyła, że i on rozchylił usta, oddychając ciężej. Znów
spojrzała na jego członka. Pragnienie wygrało. Zbliżyła swoje usta i wsunęła
żołądź do środka. Tylko tak trochę, bo na pozostałej długości powiększającego
się penisa, znajdowała się jej dłoń, intensywnie przesuwając się w przód i w
tył.
Zamknęła
oczy i po chwili poczuła na swojej dłoni, rękę Mieszka. Domyśliła się znaczenia
tego gestu. Wypuściła penisa z dłoni i przesunęła głowę w przód, tak, że
członek chłopaka, wsunął się głębiej, dużo głębiej. Niemal się zakrztusiła. Ale
konsekwentnie nie wypuszczała go z ust. Za bardzo jej się to spodobało. Teraz
poczuła dłonie Mieszka silnie obejmujące jej głowę. Podnieciło ją to jeszcze
bardziej. Z inicjatorki całego wydarzenia, stała się uległą panną, obciągającą
swojemu chłopakowi. Zatraciła się w tym. Gorący penis rozpychające jej jamę
ustną, smakował bosko. Obciągała zachłannie, poruszając głową w rytm ruchów rąk
Mieszka. Jeśli pojawiło się jakieś skrępowanie, to zostało ono zagłuszone przez
dużo silniejsze pożądanie. Przez pewną uległość. Obciągała swojemu chłopakowi,
młodemu żużlowcowi, zdobywającemu powoli pewną renomę i swoich fanów. Także
fanki. I niektóre pewnie marzyły, by znaleźć się kiedyś w takiej sytuacji jak
ona teraz. Nie, nie ma mowy. To jej penis i tylko ona będzie mogła do dotykać,
pieścić, całować. I obciągać, tak jak teraz.
Niemal
straciła głowę. Jej ruchy stały się coraz szybsze, ręce Mieszka wciąż
trzymające ją za głowę, coraz silniejsze. Nie wiedziała jak długo to potrwa,
ale mimo pojawiających się, pierwszych oznak zmęczenia, za nic nie chciała
kończyć. Z odgłosów wydawanych przez Mieszka, zrozumiała jednak, że jest mu
coraz lepiej i ostateczne rozwiązania zbliża się wielkimi krokami. Świadomość,
że doprowadza swojego chłopaka do orgazmu, tak szybko, znów ją podnieciła. Nie
otwierała oczu, kompletnie oddawała się temu co robi i nie przejmowała się tym,
że może to widzieć ktoś trzeci. Jeszcze bardziej przyspieszyła ruchy. Tylko na
chwilę, bo nagle Mieszko siłą oderwał ją od swego penisa. Zrozumiała dlaczego.
Zobaczyła jak jego dłoń zaciska się na członku, jak na jego rękach nabrzmiewają
żyły i napinają się mięśnie. Zobaczyła tylko kilka szybkich ruchów i z penisa
poleciała pierwsza salwa. Wylądowała prosto w jej rozchylonych ustach. Mieszko
silnie przytrzymywał Angelikę za głowę, nie chcąc, by ta wycofała się przed ostrzałem.
Nie było takiej konieczności. Blondynka znów przybliżyła się do jego penisa,
tak by nie uronić ani kropli. Jego sperma była dla niej nagrodą, za wykonaną
przez nią pracę. Chciała jej i miała to.
Otarła
usta dłonią, potem chusteczką, uprzednio wyciągnąwszy ją z kieszeni. Wstała z
kolan, czując jak drżą jej nogi. Mieszko silnie ją przytrzymał a ona po raz
kolejny wtuliła w niego. Chłopak wciąż miał spodnie opuszczone do kolan, więc
Angelika nie mogła nie wykorzystać okazji i sięgnęła dłonią do tyłu, masując
pośladek żużlowca i ściskając go lekko. Mrrr… Będzie się czym bawić w
nadchodzące wakacje.
- No...
Pocałuj mnie… - odezwała się do chłopaka.
- Teraz?
Poczekajmy chociaż chwilę – zaoponował, siląc się na delikatny, przepraszający
uśmiech.
- Tak, teraz,
już! – zarządziła, wobec czego nie mający wyjścia Mieszko, drogą kompromisu
złożył soczystego buziaka na policzku dziewczyny.
Było już
po dwudziestej pierwszej. Niby nie tak późno, wszak o tej porze, często dopiero
zaczynało się życie. Ale Kamila nie była nastolatką, siedzącą gdzieś do
trzeciej w nocy. Zwłaszcza, gdy dobijały wydarzenia ostatnich dni a i
towarzystwa do posiedzeń brakowało. Oskar o tym wiedział, dlatego już o tej
godzinie pilnował tyłów domu, by nauczycielka nie zrobiła mu psikusa i nie
poszła pod prysznic wcześniej.
Taki
miał plan. Niech ona najpierw się rozbierze i wejdzie pod prysznic. Wtedy
będzie łatwiej. Już naga, przygotowana do tego, by spełniać jego polecenia. Na
samą myśl o tym, poczuł zamęt w spodenkach. Sam ubrał się luźno, pogoda nie
przeszkadzała, wieczorne plany wręcz zachęcały.
A co,
jeśli się nie ugnie? Czy weźmie ją siłą? Nie, nie może, to byłby gwałt. Ale nie
będzie stawiać oporu. Jest rozsądna i wie, że Oskar ma mocne argumenty.
Czekał
niecierpliwie, ale tym razem na pewno krócej, niż dwa dni wcześniej. Minęło
może kilkanaście minut i zapaliło się światło a do pomieszczenia naprzeciw
weszła licealna nauczycielka.
Oskar
poczuł szybsze krążenie krwi. A więc to ten moment. Wejść praktycznie zaraz,
czy poczekać, dać się wykąpać nieziemskiej piękności, gapiąc się na jej nagie
ciało? O ile uda mu się zobaczyć. Nieważne, za chwilę będzie widział je i tak.
I nie tylko widział.
Siedząc
na drzewie, dokładnie w tym samym miejscu co dwa dni temu patrzył na chodzącą
po pomieszczeniu nauczycielkę. Miała na sobie ten sam szlafrok, co uprzednio.
Za chwilę go zrzuci, ale Oskar patrzył spokojniej. Już to przecież widział.
Wątpliwe, by zaraz zobaczył coś więcej.
Ale
serce nie było w stanie uspokoić się. To jednak wciąż rozbierająca się nauczycielka
i to tylko preludium do czegoś więcej.
Pozostając
bezpiecznym w ciemnościach nad Antonówkiem, wpatrywał się w oświetlone okienko.
Zobaczył Kamilę zdejmującą szlafrok a potem stanik. Tym razem piersi widział
niezwykle krótko, może dłużej, niż sekundę. Nauczycielka od razu schyliła się
zdejmując majtki i dość szybkim krokiem udała się pod prysznic, ustawiając się
tyłem do okna.
Gdyby
było to pierwsze podglądanie w wykonaniu Oskara, pewnie by się wkurzył, bo
polonistka niemal non stop myła się tyłem do niego, bardzo rzadko, odwracając
się bokiem. Wtedy mógł przez chwilę zobaczyć jej nagie piersi z lekko zadartymi
sutkami. Chociaż nie wywoływało to przypływu takiej adrenaliny i testosteronu
jak przedwczoraj, to kłamstwem byłoby rzecz jasna stwierdzenie, że nie robiło
wrażenia w ogóle. Oskar poczuł, że jego penis zwiększył rozmiary dość znacznie.
Tak
minęły trzy, może cztery minuty. Nie można było dłużej zwlekać, bo Kamila mogła
zakończyć prysznic wcześniej, niż uprzednio i zniknąć. A tego Oskar chciał
uniknąć. Wszystko miało się rozegrać w tym miejscu, ono nadawało się do tego
najlepiej.
Poczuł
szybsze bicie serca. Tam myła się naga piękność a on zeskoczył z drzewa. Tylko
po to, by za moment zobaczyć ją w całej okazałości. Nadszedł czas na spełnienie
licealnych fantazji.
Wszedł
do budynku kierując się w stronę pryszniców. Nie spieszył się, jakby chcąc
uspokoić emocje, jakby jeszcze raz rozegrać to wszystko w myślach. Ale na
próżno. Z każdym krokiem serce biło mocniej, krew płynęła szybciej. Nawet nogi
się uginały. Stanął przed drzwiami.
Nacisnął
klamkę i wszedł. Do jego uszu dotarł odgłos lejącej się wody. Od razu
spostrzegł piękną nauczycielkę stojącą jakieś pięć metrów przed nim, za jednym
z murków. Widział w zasadzie tylko jej głowę i dłonie we włosach. Poczuł mocny
skurcz w podbrzuszu. Zbliżał się powoli a polonistka nie reagowała, nie widząc
go. Miała zamknięte oczy i w ten sposób, cicho stąpający Oskar znalazł się
dokładnie vis a vis Kamili.
Miał
przed sobą piękną nauczycielkę kompletnie nagą, w strugach wody. Zobaczył
wreszcie coś, czego nie widział wtedy. Jej wzgórek łonowy, pokryty lekkim,
kobiecym owłosieniem. Tym samym skompletował wszystkie nagie części ciała
Kamili.
Z trudem
przełknął ślinę. Tysiące licealistów i gimnazjalistów, byłych i obecnych,
oddałoby pół życia za widok, którego on był świadkiem. Znów dopisało mu
szczęście. Znów dostąpił czegoś niezwykłego. Z odległości nieco ponad metra
wpatrywał się w biorącą prysznic nagą nauczycielkę. Trwało to kilkanaście
sekund, ale każda z nich była niczym wieczność w raju.
Oskar
ciekaw był reakcji nauczycielki, gdy w końcu otworzy oczy. Kiedy to nastąpiło,
lekko się zdziwił.
Kamila
nie wrzasnęła, nie pisnęła, nie wykonała nerwowego ruchu w stronę ręcznika.
Owszem, drgnęła, ale nie wyglądała na przerażoną, czy zbulwersowaną. No, może
trochę ujawniło się to drugie uczucie. Ale tylko trochę.
- Co tu
robisz? – zapytała z niechęcią w głosie, zakręcając wodę. Tylko z niechęcią.
Dopiero po tych słowach, sięgnęła po leżący na murku ręcznik, zakrywając się
nim.
- Jak
wszyscy pani uczniowie, chciałem zobaczyć panią nago. To było silniejsze ode
mnie – odezwał się odważnie i spokojnie.
- Jesteś
kompletnie bezczelny – rzuciła nieco groźniej, widocznie bardziej rozdrażniona
tonem jego głosu, niż samymi słowami. – Wyjdź stąd. Wiesz, że podglądanie jest
karalne? Nie mówię już o tym, gdy Oliwia się dowie…
- A
jeśli się nie dowie…? – Oskar rzecz jasna wcale nie zamierzał wyjść. – Podglądanie
nie jest karalne, gdy odbywa się za zgodą podglądanej. Jest okno na zewnątrz,
przez które wiele widać. Są otwarte drzwi… Poza tym liczę, że zaraz, pani sama
zrobi mi tę przyjemność i odrzuci ręcznik.
- Jesteś
bezczelny! – rzuciła nieco silniejszym głosem, starając się zachować dystans na
linii nauczycielka - uczeń a nie tylko podglądana – podglądający. – Co skłania
cię do twierdzenia, że sama odrzucę ręcznik?
- Ufam,
że moje argumenty przekonają panią do tego.
- Czyli
próżność. Nie myliłam się, gdy oceniałam ciebie na podstawie innych podobnych
osób. A teraz wyjdź – nakazała zdecydowanie wciąż zasłaniając się ręcznikiem.
Ale ten
wciąż stał i wzrokiem pełnym, kiepsko skrywanego napięcia patrzył na nią. Tym
samym do Kamili dotarło, że nie chodzi o zwykłe podglądanie i poczuła lekki niepokój.
On liczył na coś więcej. Aż tak był zadufany w sobie? Czy może dopuszczał
rozwiązanie siłowe? Gdzie? Tutaj? Przecież w zasadzie obok jest Oliwia, są
jakieś inne rodziny. Gdy zacznie krzyczeć, niejedna osoba usłyszy.
- Odrzuć
ręcznik – usłyszała w końcu i zrozumiała, że to nie są żarty. Próbowała jednak
nie dać poznać po sobie, że ogarnęła ją niepewność.
-
Będziesz musiał mi go wydrzeć, bo sama nie mam zamiaru tego zrobić. Poza tym,
co to za bezczelne żądanie? Wyjdziesz w końcu, czy mam wyjść ja i zadzwonić na
policję?!
-
Zdejmiesz – usłyszała suchy głos chłopaka. Ten ton i jego zdecydowanie, jak i
pewność rozwoju sytuacji, zaczynały ją już nie tyle niepokoić, ile przerażać.
Ale dopiero następne słowa sprawiły, że nogi się pod nią ugięły.– Wiem, co się
działo w niedzielę i wiem za co siedzi twój mąż. Jedno pytanie, czy ta wiedza
ma pozostać tylko dla mnie, czy także dla innych?
- Jakich
innych? – zapytała, choć wiedziała dobrze kogo ma na myśli.
- Choćby
Oliwię. Na pewno interesuje ją, czym zajmowali się tatuś z mamusią, gdy ona
była na żużlu. Do tego dochodzą liczne media w naszym mieście i regionie.
- Możesz
opowiadać bzdury, kto w nie uwierzy?! – podniesionym głosem i zawartą w nim
agresja spróbowała ukryć strach.
-
Wszyscy. Jeśli tylko przekażę im dowody – Oskar czekał na ten moment. Wyjął
telefon i kilkoma sprawnymi ruchami, odpalił niewielki obrazek. Powiększył go i
pokazał jawnie zaniepokojonej nauczycielce. – Oto kopia analizy badań DNA
wykonana przez lekarza sądowego. Nazwisko zidentyfikowanego człowieka jest nam
doskonale zdanie. Oto one – przesunął obraz w dół.
Zszokowana
Kamila patrzyła, nie będąc w stanie niczego powiedzieć. Jak on to zdobył?
Zresztą nieważne. Teraz zrozumiała, jakiego pokera miał w ręce. Mógł wszystko.
Spojrzała na niego z nienawiścią, ale niczego nie mogło to zmienić.
- Czego
chcesz? – zapytała głucho.
- Już
powiedziałem. Odrzuć ręcznik – jego głos brzmiał jeszcze bardziej zdecydowanie.
Kamila
poczuła przez chwilę taką słabość, że niemal nie była w stanie utrzymać w
dłoniach tego ostatniego skrawka materiału. To, podświadomie dopomogło w
podjęciu decyzji. Zwolniła chwyt i ręcznik poleciał w dół. Stała niespełna
metr, przed swoim byłym uczniem. Nago. A on swoim wzrokiem gwałcił jej piersi,
jej wzgórek, ją całą.
Teraz
poczuła, jak wielką ma przewagę nad nią.
Poczuła
niewiarygodny ucisk w podbrzuszu. Przecież to mógł być dopiero początek. Zobaczyła,
jak prawa dłoń Oskara zbliża się i próbuje zacisnąć na jednej z jej piersi.
Momentalnie strąciła ją, cofając się, ale natarczywy młodzieniec, był wciąż
przy niej. Pole manewru skończyło się, za plecami była już ściana i okienko.
-
Dostałeś co swoje, zostaw już mnie! – odezwała się, sama nie wierząc, że
agresor poprzestanie na samym gapieniu.
-
Dopiero zaczynamy, chyba nie myślałaś, że tak łatwo ci pójdzie, no nie bądź
taka – odparł, mając na myśli to, by dopuściła go do swojej piersi, bo znów
nieustępliwie odgoniła jego dłoń.
- Nie ma
mowy. Dostałeś i kończymy to – odpowiedziała zdecydowanie i przecisnęła się
między murkiem a Oskarem, który o dziwo nie próbował zatrzymać jej siłą. Nie
musiał.
- Jeśli
chcesz to wyjdź – oznajmił, odwracając się w kierunku nauczycielki. – Ale jutro
o całej sprawie będą wiedzieć wszystkie media w mieście. Wszystkie. Gazety,
portale, telewizja i radio. Twój mąż będzie spalony, nie mówiąc o tym, że i w
areszcie zrobi się niewesoło… - zrobił niedwuznaczną minę.
Bezsilna
Kamila zatrzymała się. Bez dwóch zdań, chłopak miał w ręku wszystkie atuty. I
wyglądał tak, jakby faktycznie miał zamiar spełnić swe groźby. Nie mogła wyjść.
Nie chciała tu z nim dłużej przebywać, ale wyjście skończyłoby się katastrofą.
- Czego
chcesz? – zapytała głucho, stojąc nago frontem do byłego ucznia. – Chcesz mnie
rżnąć? Tego chcesz?
- Tak,
chcę cię rżnąć – podkreślił Oskar, czując narastające podniecenie spowodowane
tak pojedynkiem, w którym pewnie zmierzał po zdecydowane zwycięstwo, jak i
słownictwem nieziemskiej nauczycielki. – Rżnąć tak, jak twój mąż rżnął tę
małolatę z drużyny…
- I co
dalej? Zerżniesz mnie i? Jaką mam pewność, że to zakończy sprawę?
- Nie
masz. To czysty deal. Przelecę cię a potem skasuję to – pokazał na wyświetlacz
w telefonie.
- Nie
mam zaufania do takich gnoi!
- To nie
mój problem. Musisz mi zaufać, to jedyne wyjście.
- Daniel
cię zabije…
- Heh…
Nie boję się jakoś.
Domyślił
się, iż nauczycielka zrozumiała, że nie może sobie pozwolić na opuszczenie
pomieszczenia. Ale nie jest w stanie wykonać także tego czego domagał się
Oskar. Wobec tego postanowił pomóc jej w podjęciu decyzji. Nie myślał już
racjonalnie. W głowie kłębiła się tylko jedna myśl, że ma przed sobą piękną
nauczycielkę, kompletnie nagą. Nagą i zdaną na jego zachcianki. Zrobił dwa
kroki w przód i jedną ręką objął w talii a drugą ścisnął za pośladek.
Wzdrygnęła się, ale opór, który stawiła, nie wyglądał zbyt silnie i dalej
bezkarnie trzymał rękę na jej tyłku.
Zrozumiał,
że wygrał. Myśl ta doprowadziła go niemal do szaleństwa. Teraz czekały go
minuty niezwykłej rozkoszy z prawdziwą królową, obiektem fantazji całego
miasta.
- Na
kolana! – odezwał się chrapliwie, załamującym się głosem. Ponieważ polonistka
stawiała nieznaczny opór, postanowił użyć siły i po trzech sekundach bezradna
nauczycielka znalazła się w takiej pozycji, jakiej oczekiwał. Jej bezsilność,
chwila szamotaniny, wprawiły go w niezwykłą ekstazę. Drżącymi rękoma, zsunął z
siebie nieco spodenki, nie wyciągając jeszcze kompletnie już twardego penisa.
Cienki skrawek materiału, nie był zresztą w stanie ukryć erekcji i Kamila
znajdująca się w odległości kilkudziesięciu centymetrów od prześladowcy dobrze
widziała efekt pożądania, jakie rozbudziło się w chłopaku.
-
Ściągnij! – nakazał uległej nauczycielce, mając na myśli swoje spodenki. Ta
jednak nie wykazała entuzjazmu i nie ruszyła się. Wobec czego Oskar sam musiał
opuścić swoje spodenki, uwalniając wreszcie swojego sterczącego penisa. Ten
widok znów zaparł mu dech w piersiach. Jego sterczący fiut, kilkanaście
centymetrów przed twarzą nauczycielki! A zaraz, za chwilę…
- Nie
będę czekał tu do rana – odezwał się spokojniej, lecz nieco surowym tonem.
Zobaczył, że nauczycielka jakby się ocknęła, sięgając ręką w kierunku jego
członka. Zetknięcie było doznaniem niemal elektrycznym. Dotyk jej dłoni na jego
penisie sprawił, że ten niemal urósł jeszcze bardziej. Oskar westchnął z
przejęcie.
- Masuj…
O, tak… - mruknął pełnym pożądania tonem. Widział, że nauczycielka wzdragała
się, ale posłusznie przesuwała swą dłoń po jego penisie. To tak na rozgrzewkę.
Nie po to tu ją ma, by mu tylko zwaliła.
- A
teraz pocałuj… - zażądał, z rozchylonymi ustami oczekując wykonania polecenia.
Polonistka wydawała się być coraz bardziej uległa. Tak, jakby była
przyzwyczajona do wykonywania poleceń. Takie odniósł wrażenie. Nieważne… Ważne,
że jej usta dotknęły skóry jego penisa. Po raz pierwszy, potem drugi i trzeci.
Nieśmiało, niemrawo, ale jednak. Piękna nauczycielka całowała jego kutasa!
- O,
Boże… - jęknął. Nie mógł się jednak doczekać pełnego triumfu. Niecierpliwość
zwyciężyła. Nie wydając polecenia, umiejętnie nakierował żołądź w środek ust
nauczycielki. Ta jeszcze opierała się, wiedząc o co mu chodzi. Jeszcze nie
chciała przyjąć. Ale Oskar nie ustępował i lewą ręką, złapał polonistkę za
włosy, przyciągając ją bliżej siebie. Nauczycielka jęknęła i zdeterminowany
chłopak wsunął czubek w jej usta a potem… A potem wszedł już cały. Oskar nie
mógł powstrzymać jęku. Trzymał swojego penisa w ustach Kamili! Coś, co kiedyś
było tylko fantazją nastolatka, opowiadaną w towarzystwie szkolnych kolegów,
teraz stało się rzeczywistością!
Trzymał…
I już nie tylko. Nieco oprzytomniała Kamila, jakby nieporadnie, ale jednak,
widocznie pogodzona ze swą sytuacją zaczęła przesuwać swe gorące usta po
członku Oskara. Ten stracił jakiekolwiek poczucie rzeczywistości. Najpiękniejsza
kobieta w mieście klęczała przed nim nago i bezsilnie obciągała mu penisa. Czyż
mogło istnieć bardziej boskie uczucie? Tym bardziej, że bezsilność doprowadziła
nauczycielkę do chyba już całkowitego posłuszeństwa. Oskar zauważył, że
polonistki nie trzeba było do niczego zmuszać, ani zachęcać. Z zamkniętymi
oczyma przesuwała swe usta po jego rozgrzanym penisie. Wykorzystał to, by
jeszcze bardziej poniżyć nauczycielkę a jednocześnie podniecić siebie.
-
Ciągnij mojego kutasa… Ciągnij… Dobrze… Lubisz mojego kutasa, prawda…? – nie
oczekiwał odpowiedzi. Zwyczajnie kierowanie takich słów, do niezdobytej
królowej, która jeszcze przed chwilą była jego nauczycielką, dawało mu
nieprawdopodobną satysfakcję. I poczucie totalnej władzy nad nią. Zresztą ta
nie reagowała, przyjmując to poniżenie mimo uszu. Oskar odlatywał. Naprawdę
czuł się właścicielem tej nieziemskiej piękności potulnie robiącej mu teraz
loda. Ale nie mógł pozwolić na zakończenie w ten sposób. Za wszelką cenę chciał
zasmakować jej cipki. Może nawet i tyłka, o ile siły pozwolą. Choć wizja
wytryśnięcia w usta nauczycielki była niezwykle podniecająca, to wyciągnął
swego wilgotnego penisa z jej ust. Kamila otwarła oczy.
- Połóż
się! – nakazał, wskazując na kafelki.
- Nie ma
mowy! - Kamila zaprotestowała ruchem głowy.
- Nie
stawiaj oporu, kładź się – nakazał bardziej zdecydowanie Oskar.
- Nie
dam ci się przelecieć, to co zrobiłam, wystarczy! – upierała się gwałtownie nauczycielka.
- Głupia
suko…! – zdeterminowany Oskar pchnął silnie klęczącą polonistkę, ale ta
utrzymała pozycję. – Chcę cię zerżnąć! Mam ci przypomnieć, co zrobię w
przypadku odmowy?!
- Daj mi
już spokój, zrobiłam, co chciałeś – broniła się Kamila.
- Chcę
więcej, mówiliśmy o tym… - perorował gorączkowo, nie chcąc używać siły, ale
nauczycielka sprawiała wrażenie upartej, jakby zawziętej. Chcąc, nie chcąc,
Oskar uznał, że musi zastosować przemoc. Ta, opierając swe dłonie z tyłu, nie
dawała się przewrócić. Ta szamotanina działała na Oskara tak denerwująco, jak i
podniecająco. Nagle przerwał ją jednak nieoczekiwany odgłos. Oskar spojrzał
przed siebie i z osłupieniem zobaczył znajomą postać wkraczającą do
pomieszczenia.
- Tu cię
mam, gnojku! – usłyszał wypowiadane słowa. Tak, nie mogło być pomyłki. To ten
kibol. Skąd on się tu wziął? W takim momencie…
-
Kurwa…! – jęknął Oskar, podciągając spodenki. W mózgu włączył się alarm.
Widział, że przeciwnik szybko zmierza w jego kierunku. Był podminowany i Oskar
wolał nie ryzykować starcia. Nie miał
jednak szans go uniknąć. Nim stanął wyprostowany, Damian był już przy nim,
wymierzając mu cios w twarz. Już ten pierwszy kontakt uświadomił Oskarowi, że
szanse na uratowanie się są niewielkie. Dopisało mu jednak szczęście. Przy
drugiej próbie, napastnik nie dość, że zahaczył o znajdującą się tuz obok
nauczycielkę, to jeszcze pośliznął się lekko, tracąc równowagę. Oskar
wykorzystał to w ułamku sekundy, błyskawicznie ruszając w kierunku otwartych
drzwi. Uciekając, zerknął za siebie. Widział, jak Damian się pozbierał, ale
zachował się tak, jakby nie wiedział, czy gonić uciekającego przeciwnika, czy
zająć się zdemolowaną nauczycielką. Dobrze, da mu to przewagę. Oskar nie
czekał, aż kibol podejmie decyzję, tylko dalej kontynuował ucieczkę, wybiegając
na podwórze.
Damian
faktycznie nie gonił. Nie było sensu. Strata tych kilku sekund okazała się nie
do odrobienia. W ciemnościach i tak nie dogoniłby uciekającego, zresztą tamten
łatwo mógłby go zgubić. Zerknął, na gramolącą się kobietę.
W
zasadzie nie znał jej za bardzo, widział, może dwa razy w życiu, na stadionie,
czy raczej w budynkach klubowych, gdy była razem z mężem. Od razu wpadła mu w
oko. Wysoka, piękna, kobieca. Teraz patrzył na nią inaczej. Jak na ofiarę
gwałciciela, aczkolwiek nie wiedział, czy do czegoś doszło.
- Zrobił
coś pani? – zapytał spokojnie.
- Nie… -
odparła krótko kobieta. Damian, mimo, że starał się patrzyć z pewnym
współczuciem, nie mógł nie zauważyć jej nagości. Przeleciał wzrokiem, po nagich
piersiach, pośladkach. Ech…
Jego
uwadze, nie uszło też, że matka Oliwii okrywając się ręcznikiem, otarła dłonią
usta. Raz i drugi. Hm… No, nieważne.
- Dasz
mi się ubrać? – usłyszał pytanie.
-
Poczekam na zewnątrz, on może tu jeszcze wrócić – odparł i udał się w kierunku
drzwi, raz jeszcze zerkając na okryte tylko niewielkim ręcznikiem nagie ciało
pięknej kobiety, która w przyszłości mogłaby zostać jego teściową. Raczej nie
miał nic przeciwko temu.
Niedzielny
poranek nie był zbyt ciepły, nie był też jednak zimny. Dziewczyny powoli
wychodziły z szatni. Ostatni mecz sezonu, ligi juniorek. Były na stadionie
Victorii we Wrześni. Mecz bez znaczenia w tabeli, ale one podchodziły do tego
inaczej.
- Dla
Malwiny! – mobilizowały się w szatni i już na boisku.
Oliwia
czuła się wyjątkowo skoncentrowana. Tym bardziej, że na prawym ramieniu dumnie
zawiesiła opaskę kapitana drużyny. Miała coś do udowodnienia. I sobie i
drużynie. Wydarzenia z ostatnich dni, nie dawały o sobie znać. Znała przebieg
wydarzeń z opowieści matki i…
- Patrz
tam! – wyrwała ją z zamyślenia Angelika, wskazując jakieś miejsce na trybunach.
– Chyba mamy doping! – zaśmiała się cicho podekscytowana.
Oliwia
spojrzała. Na pustych trybunach znajdowało się może trzydziestu widzów. Na
wskazanym przez koleżankę sektorze, tylko jeden. Pod nim, na płocie zobaczyła
wywieszoną flagę kibiców klubu żużlowego. Serce zabiło jej mocniej. Kompletnie
zaskoczona, z lekko rozwartymi ustami, powoli podchodziła w kierunku sektora,
łapiąc kontakt wzrokowy z nieoczekiwanym gościem.
- Co ty tu
robisz? – zadała najprostsze pytanie, uśmiechając się promiennie.
-
Przyjechałem na ten mecz stulecia – odparł Damian, gasząc papierosa. – Coś w
tym dziwnego?
-
Normalni ludzie w niedzielę o jedenastej jeszcze śpią, albo dopiero wstają z
łóżka a nie jadą sto kilometrów na jakiś dziecinny meczyk…
- Widać
paliło mi się, by przy następnej okazji dołożyć sto dziesiąty pas na twój
powabny tyłeczek – odparował.
- Jak
będziesz mnie tak straszył, to nie dam ci okazji nawet do jednego… Więc mówisz,
że przywiodły cię tu moje cztery litery…
- W tych
spodenkach wyglądają tak bosko, że prosto z meczu, biorę cię z sobą na pociąg,
bez wizyty w szatni – ripostował Damian.
- A skąd
wniosek, że mam zamiar wracać z tobą, hm? – odparła zaczepnie, zaskoczona
propozycją brunetka.
- No
chyba mi nie odmówisz, po tym, jak tak bardzo się poświęciłem, nie jesteś tak
okrutna, prawda?
- Muszę
to przemyśleć…
-
Przemyśl. W ramach przekupstwa dodam hamburgera na dworcu w Poznaniu – rzucił
Damian do odchodzącej Oliwii.
- Nie
rób jaj, chyba mu nie odmówisz? – szepnęła do koleżanki Angelika.
- Nie
wiem, zastanowię się po meczu… - odparła, ale wiedziała już co zrobi. Odwróciła
się raz jeszcze i spojrzała na młodego mężczyznę dumnie stojącego nad długą
flagą, z której, obok nazwy klubu, bił w oczy znany już jej slogan „Tu się
urodziłem i tu nastąpi koniec. Całe życie na stadionie”
Witam.czy tylko u mnie wyświetla kilka zdań?jakby niepełne opowiadanie.pozdr. m
OdpowiedzUsuńOdpowiedź jest w opowiadaniu wyżej. Te części uzupełnię równocześnie z materiałem wysłanym na Pokątne.
OdpowiedzUsuńCzy będzie dzisiaj odcinek? :3
OdpowiedzUsuń17 maja.
OdpowiedzUsuńMożna się z Tobą jakoś mailowo skontaktować?
OdpowiedzUsuńMożna mailowo, można zostawić komentarz, można napisać priva na Pokątnych. A w jakim celu?
OdpowiedzUsuńNie chciałbyś może charytatywnego korektora tekstów? ;)
OdpowiedzUsuńNie potrzebuję żadnego korektora tekstów, sam sobie z tym radzę.
OdpowiedzUsuń