KiDs V. Oskar dla Oskara.
Średniego
wzrostu brunetka o ciemnej karnacji i dość sympatycznej twarzy, siedziała
spokojnie w policyjnym mundurze za biurkiem. W przeciwieństwie, do wczorajszego
dnia, na mieście nic się nie działo, więc mogła zająć się przeglądaniem profilu
swej najbliższej przyjaciółki na Facebooku. Przyjaciółka w ubiegły weekend
wzięła ślub i przed kilkunastoma minutami udostępniła fotki z tego wydarzenia.
Było wtorkowe
popołudnie ostatniego dnia kwietnia. Właśnie zaczęła drugą zmianę.
- Kasia,
znowu się opierdalasz? – drzwi się otwarły i do pomieszczenia ospale wtoczył
się kolega z dochodzeniówki. Przyłapana na nic nie robieniu Kasia, normalnie
zmieszałaby się, ale nie przy Dawidzie. Znali się za długo i to, że był wyższy
stopniem, nie miało tu żadnego znaczenia.
- A ty
znowu wpierdalałeś hamburgera? Setka już przekroczona? – docięła mu, nawiązując
do wagi kolegi.
- Młoda
robi dupne obiady, muszę żywić się na mieście. Nie ma nic nowego?
- To
raczej ty powinieneś mieć coś nowego, wracasz od lekarza…
- Mówisz
o sprawie tej zgwałconej brunetki, znalezionej wczoraj w parku? No cóż, sprawa
się trochę skomplikowała.
- Skąd
taki wniosek?
- Bo są
dwie sensacje. Jedna dotycząca owego gwałtu.
- No
mów… - ponagliła go zaciekawiona Kasia.
- Wracam
od lekarza. Otóż uważa on ów gwałt za wątpliwy. Wprawdzie przebadał dziewczynę
i znalazł spermę, zresztą już wczoraj, ale inne objawy nie wskazują na to. Nie
ma jakichś ran świadczących o tym, że doszło do gwałtu, nie ma śladów skóry pod
paznokciami na przykład.
- Nie
rozumiem. Znaleźliśmy ją przedwczoraj, nagą w parku, z rozdartym ubraniem,
zakrwawioną… Wszystko było dość jednoznaczne.
- Ale
teraz nie jest. Lekarz sugeruje, że najpierw doszło do seksu a potem do
pobicia. Ale jak zaznacza, to tylko sugestie.
-
Dziewczyna wciąż nic nie mówi?
- Wciąż
jest w śpiączce. Dopóki się nie wybudzi i nie powie nic ciekawego, nie będziemy
mieć pewności, co tam się stało.
- Bóg
raczy wiedzieć, kiedy przemówi…
- Nie
jestem Bogiem, lecz powiem to tobie… - Dawid komicznie naśladował rapera z
teledysku. – Za kilka dni, takie jest zdanie lekarzy.
- Czyli
nie było gwałtu? Hm, to by czyniło sprawę mniej skomplikowaną. Chyba… No chyba,
że masz jeszcze coś ciekawszego w zanadrzu.
- Mam,
zawsze te mniej ciekawe informacje podaję na początku, asa trzymając na koniec.
- Słucham,
słucham… A tak w ogóle, czy nie da się zlokalizować jakiegoś podejrzanego?
- No ja
właśnie o tym, to jest ten drugi news.
- No i…?
- DNA
spermy z pochwy dziewczyny. Mamy drugiego bohatera tego wydarzenia.
- I to
jest ten szokujący news? No to słucham. Prezydent miasta? Proboszcz? Nasz szef?
Kto to?
- Nie aż
tak ostro, ale owszem, jeden z najbardziej znanych mieszkańców miasta, droga
Katarzyno. Tym, który tak paskudnie zabawiał się z ofiarą jest dyrektor naszego
klubu piłkarskiego.
- On?
Żartujesz… To dość stateczny człowiek…
- A
jednak, DNA nie kłamie. Ten dość stateczny człowiek zapolował sobie na
dziewczynę w wieku swojej córki. Dobra historia, nie?
- Jak
media się dowiedzą, to będzie trzęsienie ziemi – podnieciła się lekko
policjantka.
-
Dlatego masz absolutny zakaz mówienia o tym. Góra zdecydowała. Pociesz się tym,
że tożsamość sprawcy zna na razie pięć osób i w tej chwili z uwagi na te wszystkie
wątpliwości, nie wolno tego ujawniać pod żadnym pozorem. Pod żadnym! Jasne,
Katarzyno? – podkreślił z naciskiem.
Oliwia
samotnie kroczyła chodnikiem. Angelika wsiadła w autobus i pojechała do domu,
zostawiając koleżankę samą. Ta spokojnie maszerowała w kierunku oddalonego o
prawie dwa kilometry rodzinnego domu, chcąc zaliczyć po drodze kilka sklepów.
Nie spieszyła się. Mimo, że zegar wybił godzinę piętnastą, na chodniku było
cicho i spokojnie. Oliwia mogła spokojnie podumać nad paroma rzeczami.
Nie zdążyła
zagłębić się we własny umysł, gdy tuż obok zaparkował Reanult Clio. Wysiadł z
niego przystojny młody mężczyzna ubrany w spodnie od garnituru i błękitną
koszulę. Na jego widok dziewczynie lekko podskoczyło serce.
- Ty
mnie chyba śledzisz – uśmiechnęła się brunetka.
- Gdybym
śledził, nie zadałbym pytania… Dokąd samotnie zmierzasz w to piękne popołudnie?
- Na
Kościuszki. Tam jest taki sklepik z butami, chciałam obejrzeć.
-
Kościuszko już dawno nie żyje, odpuść waćpanno.
- Taaak…
- wybuchła śmiechem a jej rozszerzone oczy wpatrywały się w Oskara. – Skoro nie
żyje, to idę do domu.
- Zawsze
możemy poszukać grobów na cmentarzu, ale to nie o tej porze jeszcze…
- Racja,
poza tym nie przepadam za aż tak oryginalnymi miejscami na randkę, choć widzę,
że tym masz inne zdanie i aż strach zapytać o twoje doświadczenia na tym polu –
popatrzyła uważnie na rozmówcę.
-Moje?
Bez przesady. Jedna randka w kościele… No, co! Grudzień był, dawno temu,
pieniędzy na kawiarnię brak, opcja domu też odpadała, pozostał właśnie kościół.
-
Szajbus… - znów uśmiechnęła się Oliwia. – Cmentarz nie, kościół nie, idę więc
do domu odrobić zadanie domowe z matematyki.
- Nie
lepiej do „Ratuszowej” odrobić zadanie z gastronomii?
- Z
gastronomi mogę odrobić w domu, akurat dojdę na obiad – nie chciała ułatwiać mu
zadania.
- To
akurat przydałoby ci się. Jeszcze dwa obiady do tyłu i chcąc, nie chcąc trafisz
na cmentarz, niekoniecznie w celu randkowym.
- Tak
uważasz? Hm… - zawahała się, chcąc ukryć lekkie zmieszania i zmieniła temat. –
W sumie to także dziewczyny mają dzisiaj trening a ja trochę odpuściłam.
Wypadałoby tam pójść w końcu.
-
Świetny pomysł. Pójdę z tobą. Może potrenujemy razem.
- Wątpię
by trener wpuścił cię na murawę.
- Przed
wyjściem zawsze sprawdza wielkość biustów, tak? – Oskar spojrzał na Oliwię z szelmowskim
uśmiechem.
- Czy
coś sugerujesz? – chrząknęła brunetka. Jej biust nie należał do największych,
delikatnie mówiąc. Oddziedziczyła go po matce i czasami czuła z tego powodu
pewne kompleksy.
- Skądże
– domyślił się kontekstu pytania Oskar. – Miałem na myśli coś innego rzecz
jasna, ale nie widzę problemu, by porozmawiać o twoich piersiach – z uśmiechem,
celowo zszedł na bardziej erotyczny temat, by wybadać towarzyszkę.
- To nie
jest temat, który by mnie jakoś interesował, dobrze?
-
Dobrze. Zatem proponuję trening. W parku, bez dziewczyn. Wsiadaj – zdecydowanym
głosem zaprosił Oliwię do wnętrza samochodu.
W pokoju
przesłuchań było dość chłodno, ale Daniel tego nawet nie zauważył. Wręcz
przeciwnie, czuł pot spływający po skórze. Wiedział już co się stało. Znajomy
oficer z dochodzeniówki poinformował go o wszystkim, nim doprowadził do
komisariatu.
Teraz
siedział, czekał na to by złożyć oficjalne zeznanie. Szybko musiał przeliczyć
rachunek zysków i strat. Sytuacja była tragiczna, pomijając już sam fakt stanu
zdrowia Malwiny. Najważniejsze, że jej życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo.
Ale co z
nim samym? Jeżeli Malwina oprzytomnieje, to z pewnością złoży zeznania, które
wyjaśnią sytuację. Tyle, że to za kilka dni. Podobno. Bo co, jeśli lekarze się
pomylili i ten stan się przedłuży? No i czy od razu po przebudzeniu będzie w
stanie rozmawiać i powiedzieć co się konkretnie stało? Kto w ogóle to zrobił i
dlaczego?
No i
znów, co z nim samym? Co ma powiedzieć? Przyznać się, co się działo w
niedzielę. Nie dość, że to poniżające, to jak to będzie wyglądać? Trójkąt dość
znanego małżeństwa z nastoletnią licealistką, piłkarką grającą w nadzorowanym
przez niego klubie? Tyle niemoralnych aspektów, że aż nie da się o tym
wszystkim myśleć. Ludzie się dowiedzą, dzieci…
Nie, nie
może powiedzieć wszystkiego. Szybko opracował jakiś wstępny plan. Kamilę trzeba
ochronić, to bezdyskusyjne. Kamili nie było w domu i tyle. Nic na nią nie mają,
kobiety szczęśliwie nie zostawiają plemników. To chyba jedyna dobra strona tej
sytuacji. Kamila zostanie wyłączona ze śledztwa. Tylko, że po przesłuchaniu
może wpadnie im pomysł na to by pojechać do domu i przesłuchać także jego żonę?
Przecież muszą zebrać dane a zeznania zdradzonej żony byłyby dla nich
interesujące. No kurwa…! A może Kamila jakimś cudem się kapnie i rozegra to
wszystko tak jakby on sam chciał? Tylko wtedy nie może ściemniać, że Kamili nie
było w domu…
Kurwa,
za dużo tych kombinacji…
I znów. Kto
to w ogóle zrobił? Po co? Z tego co wiedział, zerwano z niej ubranie i pobito.
Gwałtu nie było, skoro nie znaleziono żadnych innych śladów, poza jego. Więc o
co chodziło? Jaki był motyw? Pobito ładną dziewczynę, zdarto z niej ubranie i
pozostawiono, ot tak w parku? Przecież to się kupy nie trzyma.
Co za
gnojek. Zatrzęsło nim. Gdyby złapał teraz tego skurwiela, tłukłby go aż do
śmierci. Nawet gdyby taki wyglądał jak Mike Tyson.
Co
będzie dalej? Poda zeznania. Że doszło do dobrowolnego seksu pomiędzy nim a
Malwiną. Kropka. Nic więcej. Żadnej Kamili. Tylko co z nią zrobić w tych
zeznaniach? Co bu ty wy…
Drzwi
otwarły się, wyrywając go z ponurych rozmyślań. Wszedł Marek. Nie byli
przyjaciółmi, ani nawet kolegami, ale znali się od kilkunastu lat. Daniel spojrzał
w twarz oficera. Nie wyrażała specjalnie żadnych uczuć. Przynajmniej tych
negatywnych. Sprawiał wrażenie zaciekawionego, niż zbulwersowanego. Usiadł na
drugim krześle, po przeciwnej stronie stołu i spojrzał na niego.
-
Chłopie… - rozłożył bezradnie ręce. – Takiej dziwnej sprawy nie miałem chyba od
pięciu lat. Możesz mi wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi?
Daniel
przemilczał uwagę, że chciałby wiedzieć to dziesięć razy mocniej.
- Co tak
szybko? – zdziwił się Mieszko, widząc w parkingu na stadionie żużlowym
Angelikę.
-
Trening odwołany. Nie zgadniesz co się stało – w krótkich, jak na kobietę
słowach poinformowała go o dramatycznej wiadomości na temat koleżanki z
zespołu. Napadniętej i pobitej.
-
Nieźle, kurwa… - mruknął pod nosem Mieszko. – Hm, to ja skończyłem w niedzielę
jednak trochę lepiej – uśmiechnął się krzywo.
- Boli
cię jeszcze?
- Czuję
całą lewą stronę. Ale w parę dni przejdzie. Wiesz, że przyszło zaproszenie na
turniej do Czech w piątek, drugiego maja? – przekazał swoją informację.
- Jaki turniej?
Czemu tak późno? Młodzieżowy jakiś?
- Tak
dokładnie, do Pardubic. Ktoś im wyleciał ze składu i zaprosili mnie. Mam dać
znać do wieczora.
- I co?
Pojedziesz.
- Wiesz
jak jest. Muszę często startować by się rozwijać. Nie mogę odpuszczać żadnej
okazji. Teraz tym bardziej, bo to wprawdzie turniej trzeciorzędny, no ale
zagranica, obcy tor… No i ten uraz w cztery dni powinien mi przejść.
- To
będziesz miał super weekend majowy. – wzruszyła ramionami. Mieszko jakby tylko
na to czekał.
- No
więc… Rozumiem, że pojedziesz ze mną?
Angelika
z trudem powstrzymała drgnięcie.
- W roli
mechanika, czy…? – nie dokończyła, przybierając na twarzy niewinny uśmiech i
zakładając dłonie z tyłu.
- Mechanika
mam, Pablo pojedzie. No chyba, że masz już prawko i poprowadzisz busa.
-
Przecież nie mam. Kurde, bez niego to… - zamilkła, jakby nie chciała zdradzać
wszystkiego. Ale myśl, że mogliby pojechać tam sami, we dwójkę mocno ją
nakręciła. Szkoda, że to nierealne.
- Ja nie
będę prowadził. Za długa trasa mimo wszystko, poza tym kiepsko tak trochę
zmęczony po żużlu…
- Zawsze
można zostać na noc – wyrwało się jej znów. – Ale racja. Poza tym, ja
następnego dnia mam mecz we Wrześni.
- A nie
w niedzielę?. A gdybyś odpuściła ten mecz? – drążył temat Mieszko.
- Fakt,
w niedzielę. Mamy kłopoty kadrowe. Malwina, Oliwia… Za dużo tych ubytków.
- No
cóż, jak chcesz… - wzruszył ramionami Mieszko.
- Jesteś
rozczarowany? – postanowiła ostrożnie wybadać żużlowca Angelika, czując lekkie
mrowienie na ciele.
- Nie,
dlaczego? Skoro musisz… No cóż, to teraz pokręcę parę kółek, a ty posiedzisz
grzecznie, dobra? A po treningu pójdziemy grzecznie pod prysznic – uśmiechnął
się szeroko i równie niewinnie jak chwilę wcześniej Angelika.
- Niech
Pablo umyje ci dupę, na mnie nie licz – sprzedała mu kuksańca w zdrowe ramię.
Nie
grali oczywiście w żadną piłkę w parku. Zresztą nim doszli, odwiedzili sklep z
butami, potem drugi. Zjedli coś na mieście, trochę pochodzili alejkami, potem
usiedli na ławce, gdy zaczęło się ściemniać.
- Co ty
masz na tym czole? Przywaliłaś sobie patelnią w kuchni? – zainteresował się
Oskar.
- Haha,
nie… Nie pytaj, to długa historia.
- Mamy
czas, chętnie posłucham.
- Skrócę
ją. Dostałam kamieniem na meczu. Nie mów, że wygląda aż tak źle.
- Nie,
jest prawie niewidoczna, zauważyłem dopiero przed chwilą.
- Czyli
chirurg spełnił swoje zadanie – przywołała na chwilę twarz Damiana.
-
Naprawdę jesteś jeszcze dziewicą? – gwałtownie zmienił temat Oskar.
- To też
mam wypisane na czole? – nie dała się zbić z tropu Oliwia.
- Nie do
końca. Wioletta na imprezie zasugerowała… Chyba, że coś źle zrozumiałem.
- Acha
tak, pamiętam… A dlaczego cię to interesuje?
- Czy ja
wiem, czy mnie interesuje… Tak zapytałem, lecz widzę, że to tajemnica.
- A ty
chwalisz się na około tym, czy jesteś prawiczkiem, albo nie jesteś? – starała
się patrzeć prosto w twarz zabójczo przystojnego rozmówcy.
- Mnie
żadna dziewczyna jeszcze o to nie zapytała – uśmiechnął się Oskar. – Rozumiem,
że ty jesteś pytana tak często, że powinnaś zwołać konferencję prasową?
- No
nie… W ostatnich dniach jesteś drugim, który porusza ten temat.
- I
tamten dostał odpowiedź?
- W
zasadzie nie potwierdziłam, ale i nie zaprzeczyłam. Niech będzie, że tak.
- A ja
też zasłużyłem, na to by ją dostać? – posłał jej piękny uśmiech.
- To nie
kwestia zasług. A co zrobisz z tą informacją, gdy już ją posiądziesz?
-
Wygłoszę konferencję prasową w twoim imieniu jako rzecznik prasowy.
- Hah… A
wiesz, że rzecznicy kłamią częściej, niż politycy?
- Więc
skłamię, że nie jesteś i od tej pory będziesz mieć spokój z takimi pytaniami.
- Ale tu
toczymy dialog… Naprawdę nie ma ciekawszych kwestii do omówienia? – uśmiechnęła
się uroczo i niewinnie.
-
Oczywiście, skoro to tajemnica nie do rozwiązania, to możemy rozwikłać inne. Na
przykład co będziesz robić w weekend majowy?
- Nie
mam pojęcia tak naprawdę. Rodzice mieli wyjechać za miasto, nad jezioro w
czwartek i miałam jechać z nimi, ale średnio mi się chce. Mają domek, mieli
posiedzieć tam chyba dwa dni.
- A
dlaczego nie chcesz jechać z nimi?
- Lubię
tam jeździć, ale tak z dala od cywilizacji…
- Wiem,
wiem, o internet chodzi…
- Nie
tylko, tak ogólnie, bez koleżanek, Angeli. Choć z drugiej strony nie jest
daleko, piętnaście kilometrów, w zasadzie zawsze mogę wrócić.
- Taki
wyjazd, to nie wyjazd. Acz nie powiem, chętnie popływałbym sobie tu i tam, bo
pogoda jest fajna sam weekend ma być jeszcze cieplejszy, w sam raz na kąpiel.
Aż zaczynam ci zazdrościć.
-
Chciałbyś pojechać z nami? – zapytała Oliwia myśląc, że towarzystwo Oskara
dałoby jej dużo przyjemności. Choć nie wiadomo jak zareagowaliby rodzice. No i
czy to nie za szybko na tego typu wypady?
-
Powiedziałem, że popływałbym… Ale z drugiej strony nie chciałbym zakłócać
spokoju twoich rodziców. Tak jak zakłócają nasz spokój tamci… - wskazał na
jakieś zamieszanie na prawo od ich ławki.
- Eee… -
skrzywiła się Oliwia widząc awanturę. Potem rzuciła okiem raz jeszcze i poczuła
dreszcz. Nie wiedziała jeszcze, czy niepokoju, czy obrzydzenia.
Zapadał
już zmrok. Zamyślony Damian w kapturze na głowie i z papierosem w dłoni szedł
przez park. Spotkał się z kolegą, od którego odebrał stary dług, teraz wracał
do domu. Nie spieszyło mu się. Lubił ten rejon miasta, dodatkowo teraz siedząc
na bezrobociu, miał wiele wolnego czasu. Pracy na razie nie zamierzał szukać.
Chciał
pomyśleć o kilku sprawach. O jakiejś oprawie na następny mecz u siebie, bo
młodzi jakoś apatycznie podchodzili do sprawy i inwencją nie grzeszyli. Brazil
też nie miał żadnego sensownego pomysłu. Trudno.
Po
głowie chodziła mu też Oliwia. Niezła dupa, hm… Nie, to nie jest to określenie.
To nie jakaś czarna dupodajka po solarium, tylko dość inteligentna, dobrze
wychowana dziewczyna z zasadami. Nietknięta przez innego faceta. Heh, ciekawe…
Ale miała swoje wady, chyba za bardzo zapatrzona była w ugrzecznionych
chłopców, tryb życia, który prowadził Damian, raczej jej nie imponował, nie
interesował.
No cóż,
kilka dni minie i się zobaczy co będzie. Najważniejsze, to nie stracić głowy,
jak dla Ani. Nie, to już nie może się powtórzyć. I nie powtórzy. Nic dwa razy
się nie zdarza.
Wrócił
jeszcze na chwilę myślą dwa dni do tyłu. Gdy wracał z wyjazdu i szedł przez
park natknął się na dwóch typków idących za jakąś laską. Dziwne, dałby sobie
głowę uciąć, że jednym z nich był Lelek, który miał wyjechać z miasta jakiś
czas temu i zaginąć gdzieś w akcji. A tutaj… No cóż, nie jego sprawa.
Zbliżał
się do wyjścia z parku. Zaciągnął się ostatni raz, rzucił peta na chodnik i
uniósł głowę. Serce zabiło mu mocniej.
W
pierwszej sekundzie, jakieś dziesięć metrów przed sobą ujrzał znajomą postać. Z
gatunku tych, których spotkać nie chciał. Rozpoznał od razu. To Karbit,
aktualnie lider młodej bojówki. Nieco wyższy od niego, pozornie nie sprawiający
wrażenia jakiegoś amatora walki wręcz. Ale tylko pozornie. To chuligan, brał
także udział w akcjach Lecha a to już o czymś świadczyło.
W
drugiej, dostrzegł, że boczną alejką zbliża się ktoś dużo wyższy. Rzut oka
wystarczył znów. To Cyklon. W przeciwieństwie do Karbita, z którym dało się
pogadać, z Cyklonem rozmów nie było. Ten typ jakoś nigdy go nie lubił. Z wzajemnością
zresztą. Już jako małolat nie przejawiał żadnego szacunku dla starych, o ile
nie byli wciąż aktywnymi i agresywnymi chuliganami, silniejszymi od niego. Nie
był gościem, z którym Damian mógł znaleźć wspólny punkt wyjścia.
W
trzeciej sekundzie rzucił okiem w prawo. Tam też ktoś się czaił, choć początkowo
nie wiedział kto. Chwilę później dostrzegł jakiegoś nieznanego mu bliżej
młodziaka.
Zwolnił
krok. Wiedział, że to spotkanie nie było przypadkowe. I ucieczka nic nie da. W
końcu zatrzymał się dwa metry przed Karbitem. Chwila po to by spojrzeć sobie w
oczy. Ktoś kogoś przestraszy? Ktoś spuści wzrok? Ktoś coś powie? Skończy się na
słownej potyczce, czy będą bęcki?
Bęcki na
bank. Inaczej nie byłoby tu Cyklona.
- Jestem
czysty, nudzi się wam? – zagaił w końcu Damian.
- Nie
jesteś – pokiwał głową Karbit, aczkolwiek Damian wyczuł pewne wahanie u niego.
– Lista twoich występków jest długa.
- To je
zacytuj, bo te co słyszałem, są głupsze od Kazi Szczuki.
- Na
chuj z nim gadać? – dobiegł go głos Cyklona. Faktycznie, Cyklon z reguły nie
tracił czasu na zbędne pogawędki.
- Młody
jesteś i głupi, nie znasz zasad kibi… - Damian odwrócił się w stronę Cyklona i
nie zdążył dokończyć, bo tamten wykonał szybki ruch ręką. Damian ledwie uchylił
się przed ciosem. Nie trafił czysto. Dobra, skończyła się dyplomacja, teraz jej
przedłużenie, czyli wojna.
Cyklon
poprawił atak, ale Damian z całej siły kopnął w nieco odsłonięte krocze.
Doszło, choć nie tak jak trzeba. Przeciwnik schował się na ułamek sekundy, ale
potem znów ruszył z pięściami. Atak furii. Dobrze zastawiony, wyprowadzał
groźne, silne ciosy. Damian dostał raz, zachwiał się, ale nie upadł. Zachował
trzeźwość. Ponowił atak nogą, poprawił pięścią. Słabo, kurwa, słabo! Z ulgą
dostrzegł, że tamci dwaj nie mieszają się do walki. Przynajmniej jeszcze nie.
To dobrze, są jakieś tam szanse.
Cały
czas był w defensywie. Wyższy, dysponujący dłuższymi rękoma Cyklon atakował. Tu
lewa pięść, tu prawa, tu kolano. Nawet głowa. Ale i Damian w końcu trafił rywala
w szczękę. Raz jeszcze spróbował poprawić, ale tamten cofnął się i schował za
gardą, by po sekundzie ochłonąć i ruszyć do ataku. Znów wymiana ciosów. Cyklon
silniejszy, agresywniejszy, ale Damian nie padał, choć czuł, że ta walka zaczyna
go kosztować zbyt wiele sił. Poczuł, że na twarzy pojawiła się pierwsza krew.
Zrozumiał, że albo to spróbuje skończyć teraz, albo za chwilę padnie a rywal
dokończy dzieło zniszczenia.
Tamci
wciąż się nie wtrącali. Może dali mu honorowo szansę walki jeden na jeden. Może
byli pewni, że Cyklon poradzi sobie sam. Może wkroczyliby do akcji, gdyby
Damian pokonał przeciwnika.
Damian
zebrał się w sobie, Trzy szybkie ciosy, trochę na oślep, ale sprawiły, że rywal
cofnął się o krok. Ale nic więcej. Kurwa! Poczuł silny cios w podbródek. Potem
w okolice oka. Tamten też tracił siły, ale miał ich więcej. To już powoli
koniec. Damian spróbował raz jeszcze, potem drugi. Ledwo już kontaktował.
Oszalały uderzył przeciwnika z bani. Tamten cofnął się, ale znów tylko na
moment. Wykorzystał jakby moment zawahania i przypuścił finalny szturm. Damian
zachwiał się na nogach. W końcu padł… Niemal oczekiwał wyroku, gdy w tej samej
sekundzie usłyszał sygnał głos nadjeżdżającego pojazdu.
- Kurwa,
psy! – w tym samym momencie krzyknął Karbit i nie czekając na nic ulotnił się.
Damian
nie miał na to sił. Nim zdążył zareagować, poczuł na sobie silne dłonie. Nie
był w stanie im się przeciwstawić. Podniósł głowę. Ze zdziwieniem, acz i pewną
satysfakcją ujrzał, że Cyklon także nie dał rady uciec.
Potem
było już mniej kolorowo. Dopiero teraz poczuł krew na twarzy, bolącą szczękę i
inne części ciała. I chyba coś jeszcze gorszego. Spojrzenia kilku przechodniów
z oddali. Kurwa, znów zrobił z siebie widowisko.
Wydawało
mu się, że wśród tych twarzy dostrzegł jedną znajomą. Ale nawet nie miał czasu
o tym pomyśleć, gdy wciąż trzymające silne dłonie skierowały go w stronę radiowozu.
- No i
co w końcu? – Kamila z trudem powstrzymywała nerwy.
- Nic.
Zostaję zatrzymany do momentu wyjaśnienia całej sprawy – burknął wściekły
Daniel.
-
Poważnie? Przecież to potrwa miesiącami!
- Nie
potrwa, jeżeli Malwina się wybudzi i powie jak było naprawdę. Podobno rokowania
są dobre i możemy się tego spodziewać w ciągu kilku dni. No, ale to wciąż jest
te kilka dni…
- Boże…
- poruszyła się niespokojnie na krześle Kamila. – Ta cała historia… Nie
powinniśmy jednak…
-
Kamila, nie szukaj dziury w całym. Oboje chcieliśmy, no, może ja bardziej… -
chrząknął. – Przecież nikt nie mógł się spodziewać, że dojdzie do czegoś
takiego i tak to wszystko się fatalnie ułoży.
- No
właśnie… Nie wydaje ci się, że ten cały zbieg okoliczności, nie jest
przypadkowy? Przecież z tego co wiemy, wynika, że została pobita, rozebrana i…
zostawiona sama sobie. To nielogiczne. Nikt jej nie okradł, nikt nie zgwałcił…
- Też o
tym myślałem. Tylko za cholerę nie potrafię znaleźć motywu. Kto mógłby to
zrobić, po co, w jakim celu?
- Może
komuś przeszkadzasz…
- W tym
problem, że przynajmniej oficjalnie nie mam żadnych wrogów. Naprawdę nie jestem
w stanie wskazać nikogo, komu mógłbym zajść za skórę, tak, by poszedł na taką
akcję. Poza tym jeszcze jedno, ten ktoś musiałby wiele o nas wiedzieć, to
znaczy przynajmniej wiedzieć po co u nas była Malwina. A to raczej…
Nieprawdopodobne.
- Czyli
wszystko w rękach Malwiny…
- Dokładnie,
od niej wszystko zależy. Im wcześniej powróci do żywych, tym lepiej, dla nas,
dla mnie… Tymczasem są inne sprawy.
- No…?
-
Zostaję tutaj. To byłaby sensacja na skalę miasta, ale paru znajomych tutaj
postanowiło mi trochę pomóc. O tym, że tu jestem wie kilku ludzi, jeszcze mniej
zna w ogóle całą sprawę. Za chwilę będzie weekend majowy, ludzie zajmą się
swoimi sprawami, gryzipiórki będą odpoczywać. Może to nie wypłynie szerzej. A
jeśli ktoś się dowie, to jeden znajomek z prokuratury przygotował inną wersję,
że chodzi o jakieś nieprawidłowości finansowe w klubie, przy transferach i
kontaktach ze sponsorami. Jakby co, to mój wizerunek też mocno ucierpi, ale nie
tak, jak w przypadku brutalnego gwałtu z pobiciem niewinnej osiemnastolatki.
- Ale
jestem jeszcze ja i dzieci.
-
Dokładnie. Dlatego sprawa jest prosta. Mieszko jedzie na turniej do Czech. Jest
w piątek, ale namów go, żeby wyjechał jakoś wcześniej, niech idzie do szkoły
jutro, we wtorek, potem niech bierze busa i jedzie do Pardubic. Natomiast ty… Mieliśmy
jechać do Antonówka na te dwa dni. Mnie nie będzie, jedź wcześniej i zabierz ze
sobą Oliwię. Tak samo, jak Mieszko, im wcześniej, tym lepiej. Możecie wyjechać
już jutro.
-
Jeszcze w środę mamy zajęcia…
- To weź
jakiś nagły urlop, albo coś! Wyjedźcie i nie mówcie nikomu gdzie. Posiedzicie
tam dłużej do końca weekendu. Ponudzicie się trochę, ale trudno, nie widzę
innego wyjścia. Oliwia, jak Oliwia, ale twój pobyt w mieście, może skończyć się
jakąś wpadką.
Kamila
milczała. W głowie kłębiły się setki myśli a czas przeznaczony na widzenie
dobiegał końca. Nie była w stanie wymyślić niczego innego. Daniel miał rację,
musi zniknąć z miasta na te kilka dni i czekać na wybudzenie Malwiny. Ciężko
było się jej pozbierać w tej nowej sytuacji. A przecież i tak wyglądała dużo
lepiej, niż jej poważnie zagrożony mąż.
- Imię?
Nazwisko? – Kasia pochyliła się nad protokołem zatrzymania.
- Masz
na biurku mój dowód, czytać nie umiesz? – burknął Damian. Był zły, wściekły,
obity i obolały.
- Żeby
złożyć zeznanie i tak będziesz musiał otworzyć gębę – nie dała się ponieść
emocjom policjantka.
- Pisz
co tam chcesz. I tak niczego nie powiem – zdobył się na krzywy uśmiech Damian,
czując jak boli go szczęka. Przypomniał sobie, jak parę lat temu, zostali
zatrzymani w kilkadziesiąt osób po zdemolowaniu autokaru kibiców gości i jakiś
gliniarz sam z siebie wypisywał po kolei zeznania zatrzymanych, bo nikt ani
słówkiem się nie odezwał. Że mu wtedy ręka nie odpadła…
-
Posłuchaj… Jest świadek zajścia. Twierdzi, że zostałeś napadnięty przez tego
drugiego, znanego nam zresztą dobrze Pawła, ksywa Cyklon. Powiesz co się stało
i wyjdziesz do domu.
-
Świadek się myli, nic się nie stało.
-
Słuchaj – powtórzyła raz jeszcze. – Ja wiem, że macie swoje zasady i tak dalej,
ale to przecież głupota. Chcesz trafić na czterdzieści osiem za niewinność?
Strugasz bohatera? Złóż zeznanie i wyjdziesz.
- Nic
nie widziałem, mnie tam nie było – wzruszył ramionami patrząc w twarz
policjantki.
Jakby
dopiero teraz zauważył, że ta niewysoka, co najmniej niebrzydka brunetka o
ładnie opalonej twarzy ma sympatyczny błysk w oku. W sumie niegłupia dupa…
- Twoja
decyzja – wzruszyła ramionami i popadając w zły humor. Na koniec zmiany
przyszło się jej jeszcze użerać z nie wykazującym żadnej ochoty do współpracy
kibolem. Dobrze, że tego drugiego wziął na siebie Dawid. Ten tutaj, mimo
takiego podejścia sprawiał wrażenie dość ogarniętego. Nie wyglądał jak tępy,
łysy dresiarz. I na swój sposób zaimponował hardą postawą i stalowymi zasadami.
- Moja –
kiwnął głową. – To co teraz? Jakiś buziak na pożegnanie? – zadrwił sobie,
wiedząc, że jego los i tak jest przesądzony a przy okazji może bezkarnie
powkurzać policjantkę.
- Zaraz
dostarczę ci lustro i wtedy stwierdzisz, że nawet rodzona matka brzydziłaby się
cię pocałować – odparowała Kasia. – Jeszcze jakieś wyuzdane życzenia? –
zapytała nieopatrznie.
- Tak,
pokaż mi swoje majtki.
- Takie
polecenia będziesz wydawać w celi swojemu koledze. Albo on tobie, ja już w to
nie wnikam – skrzywiła twarz w nader sympatycznym uśmiechu. - Wstawaj, idziemy.
Było
wtorkowe popołudnie. Oskar spacerował chodnikiem po swoim osiedlu.
Przed
chwilą pożegnał dwóch „przyjaciół” z Wrocławia. To było ukoronowanie dnia.
Ponowili ostrzeżenie od Kalego, ale też pochwalili się swoją działalnością.
Skąpo, ale wystarczyło. Wyciągnął kilka banknotów i finał. Odjechali i bardzo
dobrze. Jeżeli zrobili tu coś złego, to nikt ich nie skojarzy. „Jeżeli”… Heh…
Nieważne,
nigdy ich tu nie było i nie będzie. Taką miał nadzieję.
Dwie
godziny temu dowiedział się od Wioletty, że ten baran, z którym Oliwia
zaprzyjaźniła się trochę za bardzo, ten kibol, dostał czterdzieści osiem
godzin. Niewiele, ale zawsze coś. Tym bardziej, że on, Oskar, nie miał z tym
nic wspólnego, więc taka miła niespodzianka bardzo go ucieszyła. Była dodatkiem
do innych wiadomości. I też miała swoje znaczenie. Ten łysielec na kilka dni
odpadł z walki o dziewczynę.
No i
najważniejsze… Dyrektor klubu, mąż Kamili, wielmożny pan Daniel, uwodziciel
małoletnich piłkarek… Siedzi w areszcie do odwołania. Coś wspaniałego. To
oznacza tylko jedno. Coś, czego nawet on nie mógł sobie wyobrazić
Długi
weekend majowy w Antonówku, nad jeziorkiem, w towarzystwie dwóch osób. Tych
najważniejszych. Kamili i Oliwii. Kamili i jej córki. Oliwi i jej matki. Tylko
one, bez swojego męża, ojca. Bez młodego żużlowca, który gdzieś tam się
wybierał do Czech. Bez tego łysego kibola, który i tak nie miał żadnych szans,
ale zawsze mógł stanowić jakieś zagrożenie.
Przez
trzy, może cztery dni. Nad jeziorem, na plaży, w skąpych strojach kąpielowych,
we wspólnym domku, bez żadnych innych mężczyzn, bez niepotrzebnego towarzystwa…
Tylko on
i dwie najlepsze laski w mieście! Na samą myśl poczuł spore zamieszanie w
spodniach.
Doszedł
do jedynego słusznego wniosku. Że jest skazany na sukces, skazany na
zwycięstwo. Nie ma innej możliwości. Fortuna mu sprzyjała. Choć fakt i on
musiał trochę tej fortunie pomóc. Ale nieważne, to nie ma znaczenia. Teraz
wszystko jest w jego rękach.
Przynajmniej
na chwilę poczuł się panem świata.
Kamila
przewróciła się na plecy. Wiosenne słońce barwiło jej ciało na ciemniejszy
kolor w błyskawicznym tempie. To był chyba jedyny plus tego weekendu.
Wspólnie
z Oliwią przyjechały tu dziś rano. Sytuacja z Danielem nie zmieniła się, jego
los był uzależniony poprawy stanu Malwiny a ta wciąż znajdowała się w śpiączce.
Odpuściła wyjazd w dnu wczorajszym, tym bardziej, że Oliwia kaprysiła i nie
wyrażała ochoty na wyjazd. Jej własne argumenty niewiele pomagały, aż w końcu
córka zmieniła front, uzależniając swoja decyzję od pozwolenia na towarzystwo
jednego z kolegów. Kamila nie miała wyjścia. Zresztą ciężko było czegoś
zakazywać prawie osiemnastolatce a i sama nie chciała być taką rygorystką jak
jej rodzice w przeszłości. Szczęśliwie nie było problemów z Mieszkiem. Wpadł mu
jeszcze do kalendarza turniej młodzieżowy we Wrocławiu, w środę i uznał, że po
nim, nie będzie już wracał do domu, tylko pojedzie prosto do Czech. Tym
bardziej, iż wyjawił, że jedzie z nim jakaś koleżanka. Wróć, nie jakaś, tylko
Angelika, najlepsza przyjaciółka Oliwii. Cóż, dorasta córka, dorasta tez syn…
Teraz, w
późne już środowe popołudnie wygrzewała się na plaży, w towarzystwie córki i
jej kolegi, którego zresztą dobrze pamiętała. Oskar był uczniem jej liceum, w
ubiegłym roku zdał maturę i poszedł na studia. Miała go świeżo w pamięci,
trudno by kogoś takiego szybko zapomnieć. Oprócz nich, nad jeziorkiem
przebywało góra kilkanaście osób. Kamila wyczuwała na sobie spojrzenia co
niektórych mężczyzn.
Wzięła
ze sobą książkę na czas pobytu, jakiś kryminał, ale za nic nie mogła skupić się
na czytaniu. Dała sobie spokój. Skupiła się na obserwowaniu córki i kolegi.
Oliwia była w dużo radośniejszym nastroju. I dobrze, przynajmniej nie
wypytywała o ojca.
Kamila
sama, także nie chciała o tym myśleć, bo dalsze rozważania doprowadziłyby ją do
obłędu. Dlatego oderwała się od męża i całej sprawie, skupiając się na
towarzyszącej jej parze. Zresztą z wzajemnością, nadchodzącą przynajmniej ze
strony Oskara.
Wybiła
północ. Kasia uznała, że czas przerwać ponure rozmyślania i zająć się pracą.
Była na
trzeciej zmianie, ale nie potrafiła skupić się na zajęciu. Dzisiaj w okolicach
południa na miejskim rynku niemal wpadła na Marcina. Swojego ex, z którym
rozstała się trzy tygodnie temu. I gdy ona zbierała się dość ciężko do kupy, to
on w najlepszym humorze, roześmiany od ucha do ucha, bujał się po mieście w
towarzystwie jakiejś mocno opalonej blondynki.
Praca w
nocnych godzinach, nie służyła Kasi, miała trochę sentymentalny nastrój. I
teraz w ciszy, w blasku świateł miasta rozpamiętywała te chwile z Marcinem.
Było jej źle, czuła się beznadziejnie.
Potrzebowała
godziny na to, by dojść do siebie. Dobrze, że roboty było niewiele. Na pierwszy
plan wybijała się wiadomość od zatrzymanego na czterdzieści osiem godzin
Damiana. Domagał się widzenia, choć nie wiedziała dlaczego. Dziwne. Miał czas w
poniedziałek, uchroniłby się przed aresztem. Zmienił zdanie w środę, gdy do
wyjścia pozostały mu godziny?
Wszedł.
Nie wyglądał na kogoś, komu przymusowy pobyt w areszcie jakoś wybitnie wyszedł
na niekorzyść. Może nawet przeciwnie, opuchlizna na twarzy zniknęła, blizny
stały się mniej widoczne.
W sumie,
no… Wyglądał dość… Interesująco? Przyciągał wzrok. Testosteron czuć było na
milę.
-
Namyśliłeś się? Dość późno. Wiec jak to było? Awanturę zaczął Cyklon? –
rozsadziła się wygodnie w fotelu, ze stopami na biurku, niczym amerykańska
policjantka z pierwszego z brzegu serialu.
- Mnie
tam nie było! – oświadczył zaskakująco.
- Nie?!
– zdziwiła się Kasia. - To co mi dupę zawracasz?!
- Ja w
zupełnie innej sprawie.
- Jakiej
konkretnie?
- W
innej, ważnej… Może zaproponowałabyś herbatę i jakieś krzesło?
Wyczuła
kpinę. Po czym zupełnie niespodziewanie dla siebie samej, wskazała ręką krzesło
stojące po drugiej stronie biurka.
Damian
wahał się do samego końca. Współpraca z policją na każdej płaszczyźnie, jest
ujmą dla każdego kibola. Ale na Boga, czasami trzeba odrzucić sztywne schematy.
W poniedziałek twardo trzymał się zasad i nie wydał Cyklona. To były sprawy
wewnątrz kibicowskie i nikomu nic do tego. Nawet jeżeli on w żaden sposób do
tej awantury nie dążył i był wyłącznie stroną defensywną.
Ale dziś
otrzymał jakieś strzępki informacji, o tym co wydarzyło się w parku w niedzielę
wieczorem. W tym samym parku, przez który często przechodził. I wtedy też
przechodził. I widział coś. Czy raczej kogoś.
I to już
była inna bajka, niż bijatyka z Cyklonem. Tutaj były konkretne ofiary. Ta
dziewczyna o smutnym obliczu i dyrektor klubu. Dwie cierpiące osoby. Gdy
sprawcy pozostają na wolności. A on, chociaż nie widział całego zdarzenia,
wiedział kto to mógł zrobić.
- No
więc? – zapytała policjantka, gdy już usiadł.
- Mogę
pomóc w sprawie pobicia tej dziewczyny w parku. Wiem prawie na pewno kto to
zrobił.
-
Naprawdę? – Kasia nie dała po sobie poznać, jak ważna była to dla niej
wiadomość. – Mam ci uwierzyć? Może zmyślasz?
- Byłem
tam i coś widziałem. Nie chcę by cierpieli niewinni ludzie.
- Ale
sam możesz cierpieć we własnej sprawie, panie Jezus…?
- Słuchaj…
Nie lekceważ mnie, bo prędzej, czy później wyda się, że miałaś ważnego świadka
w tej sprawie, który zgłosił się w zasadzie sam i go zniechęciłaś. Takie gierki
to sobie prowadź z dresami pokroju Cyklona, nie ze mną. Bo za kilka tygodni
wylądujesz na skrzyżowaniu i będziesz płakać, rozumiesz do chuja, czy nie? –
ofuknął policjantkę Damian i ku swojej satysfakcji zauważył, że na jej twarz
wypłynął rumieniec. Poczuł z tego tytułu sporą satysfakcję.
- No
dobrze – puściła płazem drobny wybuch Damiana. – Mów co wiesz.
Chłopak
w dość krótkich słowach opisał to co pamiętał z tamtego wieczora. Wysoką
dziewczynę i dwóch szybko idących za nią młodych mężczyzn. Jednego poznał,
drugiego nie. Teraz z perspektywy czasu żałował, że nie zaczepił Lelka, że nie
obejrzał się za siebie. Ale kto wtedy mógł wiedzieć?
- No i
po co krzyczeć? – Kasia skrupulatnie spisała zeznanie Damiana. Na brudno. Trochę
się ożywiła. Zdobycie ważnego śladu w tej niewyjaśnionej sprawie… Z pewnością
złapie plusa u przełożonych.
- Na
baby trzeba krzyczeć, nie ma innej rady. Gdzie ta herbata? – widać i Damian, z
niewyjaśnionych do końca przyczyn był w dobrym humorze.
- To
jest twoja cena za złożenie zeznań?
- Część
ceny. Po pierwsze, ja tego nie podpiszę. To co masz, to powiedzmy… Uzyskałaś
własnym sumptem. Ja ci tego nie powiedziałem. A po drugie, wisisz mi jeszcze
majtki od poniedziałku – uśmiechnął się z lekką drwiną.
-
Posłuchaj gówniarzu… - urwała nagle, znajdując błysk w jego oku. Urzekł ją i to
mocno. Utwierdziła się w przekonaniu, że ten chłopak nie jest taki zły.
- Jaki
znowu gówniarz? Może dwa lata jesteś starsza ode mnie…
- I co
zrobisz z tymi majtkami, jak ci pokażę? – ni stąd, ni zowąd podjęła temat. Nie
wiedziała dlaczego. Dlatego, że nagle się ożywiła, choćby nowym tropem w
śledztwie? A może to on ożywił ją mocniej i sprawił, że nagle Marcin stał się
kimś mało istotnym? Nieważne. Wstała z krzesła i pomyślała, że chyba trochę jej
odbiło.
- To już
zostawię dla siebie… - Damianowi brakło konceptu na bardziej wyszukaną ripostę.
-
Wstawaj, wychodzimy.
- Dokąd?
W zasadzie, to mój pobyt tutaj się kończy, zostało jeszcze piętnaście minut.
- O tym
mówię. Zabieraj swoje rzeczy i podpisz pokwitowanie – sięgnęła po mały pakunek,
gdzie znajdowały się dokumenty Damiana i jego pieniądze.
Chłopak
przeliczywszy wszystko, podpisał co trzeba.
- A
teraz chodź – podeszła do drzwi i kiwnęła głową na niespieszącego się kibola. –
Radek – zwróciła się do kolegi przechodzącego korytarzem. – Ten już opuszcza
areszt, wyprowadzam go.
Damian
ruszył za policjantką. Na dobrze oświetlonym korytarzu miał widok na jej
całkiem nieźle prezentujący się tyłek w policyjnych spodniach. Jakby dla
bajeru, Kasia miała na głowie policyjną czapkę, co trzeba przyznać dodawało jej
sporo uroku. Zachowywała się dość luzacko.
„Ech, klepnąłbym
cię w tą dupę…”, pomyślał Damian.
I nim ta
myśl uciekła mu z głowy, Kasia obejrzała się za siebie. Nie zauważyła już na
korytarzu kolegi, który pewnie zniknął w swoim gabinecie, więc przyspieszyła
kroku i otwarła drzwi do pomieszczenia WC.
- Chodź,
wejdziemy tutaj – zarządziła, nie patrząc mu w oczy.
- Po co?
Przecież to damski! – zdumiał się Damian.
- Chodź
i nie przeszkadzaj! – Kasia niemal siłą wciągnęła go do środku. Damianowi przez
głowę przebiegło kilka niedorzecznych myśli. Niedorzecznych? W następnej
sekundzie wciąż boląca trochę szczęka opadła mu tak nisko, że niżej się nie
dało. Zobaczył jak policjantka majstruje przy spodniach i opuszcza je lekko.
- I jak?
Zadowolony? Majtki mogą być?
Nie
odpowiedział, bo to przekraczało jego możliwości. Zgłupiał. Sprawy wykroczyły
poza jego zdolność pojmowania. To się dzieje naprawdę? Czy może to jakaś
podpucha? O co tu chodzi? Stał i przez kilka sekund zastanawiał się tyle, na
ile pozwalał jego umysł. Czyli na niewiele. Musiał mieć w tym momencie wyjątkowo
idiotyczny wyraz twarzy, bo policjantka z trudem powstrzymała śmiech.
- Tak
myślałam… Wielcy kibole naładowani testosteronem. A jak przychodzi co do czego,
to stoją jak głupie barany i nie wiedzą jak się wziąć do roboty… - sięgnęła
dłonią w kierunku spodni, podciągając je na właściwą wysokość, ale nie zdążyła.
Damian był już przy niej. Nie bardzo jeszcze docierało do niego co się stanie,
ale wiedział, że nie chce pozwolić na to, by zapięła spodnie. Chwycił ostro
dłonie policjantki i rozłożył je szeroko. Usłyszał lekki, dość zmysłowy jęk.
Prowokowała go, to oczywiste. Czy nie skończy się czymś głupim? Może to jakaś
gra? Tylko w jakim celu? Zawahał się.
- Nie
bój się dzieciaku, tylko rób swoje – policjantka jakby domyśliła się obaw
siedzących w głowie chłopaka. Ten postawił wszystko na jedna kartę. Puścił jej
dłonie, nie stawiała oporu. Chwycił spodnie policjantki, wraz z bielizną i
opuścił w dół.
- Jednak
ostry jesteś… - wymruczała a Damian nagle uznał, że dziewczyna ma bardzo
zmysłowy głos, który postawił jego członka na baczność w kilka sekund. Poczuł,
że traci kontrolę. Jego ręce zadrżały a oddech przyspieszył. Przez chwilę
spoglądał na wygolony wzgórek łonowy policjantki a potem, szybkim i
niecierpliwym ruchem chwycił ją za biodra i odwrócił tyłem do siebie.
- Aj! –
jęknęła cicho aspirantka. Damian wciąż nie odczuwał potrzeby odezwania się
patrząc na wypięte pośladki policjantki. W przeciwieństwie do opalonych ud,
dość blade, ale i tak bardzo apetyczne. Położył na nich swoją dłoń. Pomasował
przez chwilę. Potem ścisnął. Wymierzył lekkiego klapsa. A potem silniejszego. I
na koniec jeszcze silniejszego, aż policjantka wzdrygnęła się.
- Boli!
– jęknęła. Damian nie dbał o to. Wsunął swoją dłoń między pośladki. Wyczuł
ciepło. Dość delikatnie przejechał palcami po wargach sromowych. I jeszcze raz.
Dobra, tyle tej gry wstępnej, czas chyba przystąpić do dzieła. Nerwowo rozpiął
zamek w spodniach.
- Nie
mam gumy – jakby nieco skruszonym głosem przekazał informację policjantce.
-
Trzymaj! – sięgnęła do kieszonki w górnej części munduru i podała małe
opakowanie chłopakowi. Ten wykazał się dużą sprawnością i po kilku sekundach
był gotów do dzieła. Nakierował członka do wejścia i zatrzymał się na moment.
To wszystko działo się o oszałamiającym tempie, jak w jakiejś pornograficznej
bajce. Jasne, tylko po co tracić czas na filozoficzne rozważania? Nie tutaj,
nie teraz. Naparł członkiem na cipkę policjantki. Ta drgnęła lekko, ale jeszcze
mocniej wypięła pośladki, opierając się dłońmi o ścianę. Więc Damian wchodził
głębiej, czując jak jego członek pulsuje. Wewnątrz było zdumiewająco gorąco.
Jeśli miał jeszcze dotąd jakieś skrupuły, porzucił je natychmiast. Chwycił
policjantkę za biodra. Mocno, wręcz brutalnie. I wchodził w nią szybko,
głęboko, dynamicznie, jakby bał się, że aspirantka za chwilę się rozmyśli i
będzie chciała zakończyć imprezę. Ale nic takiego nie następowało. Wręcz
przeciwnie, pomruki dochodzące z jej ust, wskazywały, że mocne rżnięcie mocno
na nią działało.
- No…
Wreszcie zachowujesz się jak kibol… Uwielbiam jak się tak mnie trzyma… -
mruczała cicho, ale wyraźnie. Jej oddech też przyspieszył. Damian czuł coraz
większą satysfakcję z dominacji nad policjantką. Stopień podniecenia sprawił,
że zbliżył się do finału bardzo szybko. Uspokoił ruchy. Nie no, tak być nie
może…
-
Czekaj… Odwróć się! – wysapał wyjmując z niej swego członka. Policjantka dość
opornie wykonała polecenie. Nie dlatego, że nie chciała, ile ledwo trzymała się
na nogach, co Damian stwierdził z wyraźną satysfakcją. – Spokojnie, przytrzymam
cię – to mówiąc przygwoździł ją swoim ciałem do ściany i ponownie wprowadził
penisa w cipkę. Spojrzał w jej rozszerzone, nieco zamglone oczy. Cholera, ona
naprawdę była coraz ładniejsza… Damian zacisnął zęby, napiął mięśnie i uniósł
policjantkę, tak, że jej stopy znalazły się w powietrzu. Lubił demonstrować swą
siłę, jak każdy facet zresztą. Teraz znów sprawował władzę nad policjantką, nie
tylko swoim penisem. Całym ciałem. I widział, że jej się to podoba. Po kilku
spokojniejszych ruchach, znów przyspieszył tempo. Czuł jak jego usta się
zaciskają. Z ust Kasi zaczęły dochodzić już nie pomruki, tylko urywane jęki. To
zdecydowało ostatecznie. Poczuł, że się zbliża. Zresztą dziewczyna też
finiszowała. Jeszcze bardziej przyspieszył, jeszcze dynamiczniej, jeszcze
agresywniej. Niemal przygniótł policjantkę do ściany i wystrzelił z cichym,
przeciągłym jękiem.
Potrzebowali
kilku dobrych sekund by wrócić do rzeczywistości. Spojrzeli sobie w oczy.
Damian przez chwilę zastanowił się jak najlepiej pożegnać wyruchaną właśnie policjantkę.
Zamknął oczy i wpił się swoimi ustami w jej. Zaskoczył ją. Wykorzystał to i
wciągając szybko spodnie, odwrócił się i wyszedł z WC, ciesząc się świeżo
odzyskaną wolnością.
Był już
wieczór i Oskar mógł zarzucić na siebie coś cieplejszego. Większość dnia, w
zasadzie całe popołudnie spędził w kąpielówkach. Nie miał się czego wstydzić,
wiedział, że jego ciało obroni się przed krytyką, ale czasem czuł się trochę
skrępowany. Konkretnie w momentach, kiedy kąpielówki okazywały się zbyt ciasne,
gdyż ich zawartość dała się ponieść niezwykłym widokom.
Przez te
kilka godzin miał możliwość oglądania swojej byłej nauczycielki w stroju
kąpielowym. To wystarczało za wszelki komentarz. Owszem, była
czterdziestosześciolatką, mówienie o niespotykanie jędrnym ciele godnym
osiemnastolatki mijałoby się z prawdą. Ale jeśli chodziło o całokształt, to
wciąż wiele nastolatek nie byłoby jej w stanie sięgnąć do kolan. Kamila to była
Kamila, zresztą nie on jeden lustrował ją wzrokiem. Tych kilku facetów w różnym
wieku, przebywających dzisiaj nad jeziorem też lubiło zerknąć na atuty pięknej
nauczycielki.
Z jednej
strony nawet dobrze, przynajmniej odbiegł trochę myślami od Oliwii. W takim
sensie, że nie wychodził przy niej na jakiegoś napaleńca. Nie, bawił się
dobrze, ona też i to tyle. Skoro była tak zasadnicza, to wiedział, że
pierwszego dnia nie ma sensu próbować czegoś więcej. Wystarczało samo
towarzystwo, patrzenie na jej piękne, długie czarne włosy, opadające nieco na
bok. No i ciało, może trochę za chude, ale pięknie opalone. Długie nogi,
pośladki opięte ciemnymi kąpielówkami i te fragmenty piersi, które można było
dojrzeć spod, na szczęście, niezbyt wielkiego stanika. Na szczęście… Ów nadmiar
szczęścia skutkował tym, że Oskar roztropnie częściej wolał przebywać w chłodnej
wodzie, niż na brzegu.
No i
jeszcze jedno, zasady zasadami, natura naturą. Oliwia lgnęła do niego. Nie
kleiła się, ale jednak zależało jej na nim. To już coś. Nie wiedział, czy to
efekt problemów ojca. Oliwia nie chciała o tym mówić a z tych kilku słów, które
od niej wydobył, zrozumiał, że dziewczyna nie zna prawdziwego powodu kłopotów
ojca. Nic dziwnego. No i z drugiej strony fajnie, może będzie okazja, by
wykorzystać to w jakiś sposób?
O kurwa,
może by… No tak, tego, to… To mogłoby przecież pomóc… Mógłby z tym… Nie no,
trzeba to przemyśleć…
Serce
zabiło mu mocniej, coś mu się rzuciło do głowy. Przecież to jest jakaś opcja i
to całkiem niegłupia. Ale tak, czy inaczej, jeszcze nie teraz, nie dziś.
Dzisiaj za to może zrobić coś innego.
Mieszkali
w jednym domku, dwupokojowym. W jednym Oliwia z matką, w drugim on. Z tyłu
znajdowały się prysznice. I co ważne miały okna wychodzące na tył, od strony
lasku. Znajdowały się na tyle wysoko, że nikt raczej nie był w stanie nikogo
podglądać. Chyba, że wykorzystałby do tego blisko rosnące drzewa.
Kilkanaście
minut wcześniej pożegnał się Oliwią. Nie chciał być nachalny i zabawiać jej
swym towarzystwem non stop. Tym bardziej, że od momentu zapoznania się z tym
miejscem, przyszło mu coś do głowy.
Krążył
dyskretnie wokół domku, tak by nie wzbudzać jakichś podejrzeń. Było już ciemno,
księżyc świecił, nie wiedział, czy Oliwia śpi, czy leży w łóżku i czyta jakąś
książkę, albo ogląda telewizor. Nieważne. Ważne było to co robiła w tym czasie
Kamila. Ta krzątała się tu i ówdzie, ale Oskar czuł, że powoli będzie zbierać
się spać. Nie miała dwudziestu lat, by przesiadywać do trzeciej w nocy, tym
bardziej, że ta ponura historia z jej mężem na pewno nie zachęcała do tego.
Nurtowało go to tylko to, czy Kamila po niemal całym dniu spędzonym nad wodą,
czy też w jej okolicach, zadba o higienę, czy jednak pójdzie prosto do łóżka.
W końcu
z odgłosów dochodzących z pokoju zrozumiał, że nauczycielka zabiera się za
wieczorną kąpiel. Serce podskoczyło mu mocniej. W kilka sekund znalazł się za
tyłem domków i wdrapał się na najbliżej stojące drzewo. Nie musiał wchodzić za
wysoko, z dwa metry nad ziemią, tyle wystarczało. Dodatkowo dało się przybrać
nawet względnie wygodną pozycję. Czekał. Minutę, dwie, trzy. I weszła Kamila.
Kurde,
nie da się zobaczyć zbyt wiele… Okno wysoko i niezbyt wielkie. Jeśli podejdzie
zbyt blisko, to Oskar zobaczy tylko głowę, może fragment dekoltu. Chyba, że Kamila
stanie w oddaleniu… Albo w ogóle dalej, wtedy mógłby widzieć niemal całą
sylwetkę, praktycznie do kolan.
Ale
czego by nie widział, to serce biło mu w szybkim tempie. Wręcz poczuł, że jest
towarzyszem Kamili w pomieszczeniu, że wspólnie biorą intymną kąpiel. Dodatkowo
bicie serca spowodowane było strojem nauczycielki. Miała na sobie niewielki,
kolorowy szlafrok, kończący się nad kolanami. Widział ten niewielki fragment
jej ud. Niby nic, tym bardziej, że na plaży widział sporo większe części ciała
boskiej nauczycielki. Ale teraz było inaczej. Teraz jest dużo intymniej a przecież
to tylko początek. Za chwilę ten szlafrok pójdzie w dół… Może nie zobaczy
wszystkiego, choć oddałby za to teraz pół życia, ale będzie miał tę świadomość,
że ona jest praktycznie o krok od niego, naga…
Penis
stwardniał w rekordowym tempie. Wiedział, że musi sobie ulżyć. Te kilka godzin
w towarzystwie dwóch niemal nagich piękności. Gdzie on sam musiał co chwilę
wskakiwać do wody, albo wyobrażać sobie pogrzeby, aby powstrzymać erekcje. Teraz
nie wytrzymał, jego penis domagał się odpowiedniej reakcji właściciela. Oskar
ostrożnie rozsiadł się wygodnie na grubej gałęzi i wyjął członka ze
spodni.
Nie
spuszczał przy tym wzroku z Kamili. Ta jakby droczyła się z niewidocznym
prześladowcą, odkręcała wodę, zakręcała, zrobiła krok w lewo, krok w prawo,
wciąż pozostając w szlafroku. Ale musiała go zdjąć. Teraz, za minutę, za pięć,
za dziesięć. Prędzej, czy później. Czy ma coś pod szlafrokiem…? Kurwa, jeszcze
chwila i zobaczy coś…
I chwila
minęła, Kamila w końcu, niczym aktorka, dość powoli rozwiązała szlafrok.
Podniecenie Oskara sięgnęło apogeum. Z napięciem patrzył, jak ciało
nauczycielki odsłania się coraz bardziej a ona sama zawiesza szlafrok na haku.
Ten był pod drugą ścianą, wiec w tym momencie mógł zobaczyć całą figurę boskiej
polonistki, odzianą jedynie w stanik i majteczki. Widział ją już dzisiaj, w
bliższych okolicznościach. Ale to nie mogło się równać z tym. Bo to teraz to
tylko preludium. Ten stanik i majtki polecą za chwilę w dół!
Ale
jeszcze nie leciały. Nie wiedział czemu. I denerwował się, bo podniecenie
sprawiło, że masując członka szybko zbliżył się do wystrzału. Musiał zwolnić.
- Dalej,
kurwa, rozbieraj się…! – jęknął do siebie, oszalały z podniecenia.
Nie
miała prawa go widzieć, nie miała prawa słyszeć, ale niemal jak na komendę
sięgnęła ręką do zapięcia stanika. Serce Oskara jeszcze bardziej przyspieszyło
rytm, choć wydawało się to mało możliwe. Zamarł, rozszerzając oczy. Sekunda,
dwie i jego oczom ukazały się piersi Kamili. Nagie.
Nagie
cycki swojej byłej nauczycielki, przedmiotu pożądania całej szkoły! Nagie,
nagie, nagie! W zasięgu jego wzroku, niemal jego ręki.
Aż
prosiło się by przenieść się, przynajmniej duchowo rok do tyłu, stanąć na
licealnym korytarzu, czy na stołówce i krzyknąć pełnym głosem „chłopaki, widzę
gołe cycki Kamili!”.
Zaschło
mu w gardle, dłoń przesuwała się po twardym do bólu penisie jak oszalała.
Musiał zwolnić. Widział gołe cycki Kamili, jej czerwone sutki. Wyglądały tak
jakby prosiły się o to by Oskar natychmiast wziął je w usta. Jęknął znów.
Zobaczył
jak Kamila pochyla się, zdejmując majtki. Wychylił się nerwowo, jednak nie mógł
nic dostrzec. Stała zbyt blisko, okno nie obejmowało tego widoku. Może gdyby
wdrapał się wyżej na drzewo… Ale, kurwa nie ma jak, nie ma takiej możliwości!
Nic,
musi wystarczyć to co widzi. Widzi Kamilę pod prysznicem, jej głowę, szyję,
piersi… Brzuch do pępka. Może odejdzie trochę dalej, może po zakończeniu
prysznica podejdzie po szlafrok a wtedy…
Wstrzymywał
się, trwało to długo, widać Kamila nie wchodziła pod prysznic na chwilę, lubiła
pobyć dłużej. Z jednej strony dobrze, w wielu momentach, gdy stawała bokiem do
okna, bądź przodem, mógł do znudzenia patrzeć na jej nagie cycki. Tyle, że one
nie miały prawa się znudzić. Przyspieszał walenie i wstrzymywał się. Z
wyschniętymi ustami czekał, aż Kamila skończy prysznic i podejdzie pod wieszak.
Był
podniecony do granic. Na jego oczach brała prysznic najpiękniejsza nauczycielka
w mieście. Nago. Wiedział jeszcze coś. To, że drzwi do pomieszczenia nie mają
zamka. Po prostu był zwyczaj, że jeśli pali się światło, to się nie wchodzi.
Zresztą wewnątrz był jeszcze murek, jeden, drugi, osłaniający przed wzrokiem
nieproszonych gości. Ale ostatecznie, mógłby tam teraz wejść i spojrzeć na
kompletnie nagą polonistkę. Tyle, że co potem? Przy całym podnieceniu nie mógł
oczekiwać, że ona tam czeka na niego i rzuci mu się na szyję a potem wypnie
pośladki. Skończyłoby się czymś zupełnie odwrotnym. Awanturą, wyjazdem z
Antonówka i pożegnaniem z marzeniami o Oliwii.
Nie.
Chciałby tam teraz wejść, może jeszcze będzie okazja jutro, pojutrze… Ale teraz
nie. Teraz patrzył jak zahipnotyzowany na dłoń Kamili zakręcającą wodę. Serce
znów zaczęło walić jak szalone. Kamila odgarnęła dłońmi długie, czarne włosy do
tyłu i odwróciła się. Oskar jęknął po raz kolejny, widząc jak sylwetka
nauczycielki oddala się. Już się nie hamował. Masował swojego penisa, czując
zbliżający się orgazm. Serce waliło coraz mocniej wraz z krokami Kamili,
sukcesywnie widział coraz większe partie jej nagiego ciała. Wiedział, że za
chwilę wyłoni się obraz, o którym… I oto on!
Nagi
tyłek pięknej nauczycielki.
Jej goła
dupa. Nie było widać zbyt wielu szczegółów, poza tym, że pośladki były bledsze,
niż reszta ciała i lekko już zwisały, ale i tak wyglądały ponętnie. Zresztą co
tam! Kilka metrów przed wściekle bijącym konia Oskarem, stała piękna
nauczycielka, kompletnie naga. Widział jej nagie plecy i większą część nóg. Ale
nie na to patrzył, tylko na gołą dupę. Gdyby jeszcze się odwróciła i do
kompletu zobaczył jej cipkę… Niestety, nic na to nie wskazywało. I w sumie już
niepotrzebnie, bo w momencie, gdy Kamila sięgnęła dłonią po szlafrok,
opatulając się nim, Oskar wystrzelił niczym armata. Jeździł dłonią po penisie
jak oszalały patrząc na już okrytą szlafrokiem nauczycielkę, ale mając w
pamięci jej nagie cycki i nagie pośladki.
Kamila
zniknęła z pola widzenia, światło zgasło. Trzeba było powoli zejść z gałęzi, co
uczynił nad wyraz niechętnie, bo nigdzie mu się nie spieszyło. Penis zwiotczał,
ale serce łomotało jeszcze mocno. Tak naprawdę miał teraz ochotę tylko na
jedno.
Na to,
by wpisać na swoim facebookowym profilu tekst „Właśnie widziałem gołe cycki i
gołą dupę Kamili”. I z satysfakcją patrzeć w jakim tempie rośnie liczba lajków
i komentarzy.
Niestety
nie wchodziło to w grę.
-
Przecież miałaś mieć nockę, czemu znów jesteś na drugiej zmianie? – zdziwił się
Florek, widząc wchodzącą do biura Kasię.
- Co się
tak interesujesz? – burknęła niewyspana policjantka. Młodzieniec ledwo co
został przyjęty na służbę, poniekąd podlegał Kasi. – Dobra, długi weekend jest,
niektórzy urlopy pobrali, ludzi brak, młodzi napierdalają… Co to jest? –
zerknęła na papiery leżące na biurku.
- To
akta dotyczące tego pobicia w parku. Dawid kompletował je przed sekundą, mówił,
że jak przyjdziesz, to masz je odnieść do starego – poinformował.
- Co ja
jestem, jakaś dziewczynka na posyłki? – zdenerwowała się. – Zanieś, jeszcze
zdążysz przed piętnastą!
Florek
ochoczo zerwał się z krzesła, jakby czekał na to polecenie.
- No to
miłej służby – uśmiechnął się z lekką kpiną i biorąc stertę dokumentów,
zbierając się do wyjścia.
- A co z
tą w szpitalu? – zdążyła jeszcze zapytać.
-Są
szanse, że dzisiaj się obudzi. Dzisiaj, albo jutro, ja tam nie wiem – wzruszył
ramionami i opuścił pomieszczenie.
Kasia
została sama. Zerknęła na zegarek, miała jeszcze dziesięć minut. Czuła się
niewyspana, chociaż zdrzemnęła się w
nocy, pod koniec służby, po tym, gdy wypuściła tego kibola z aresztu.
Usiadła
na chwilę na krześle, wracając myślami do wydarzeń sprzed kilkunastu godzin.
Wspomnienie ożywiło ją. I zdumiało. Co ją skłoniło do tego? Chęć odreagowania
po tym co przeszła w ostatnich tygodniach? Czyli po zerwaniu z Marcinem i jego
widokiem z nową panną? A może zdecydowało to, że ten kibol, był taki… Męski? Naładowany
testosteronem? Nie do złamania? Przecież nie wydał napastnika. Za to pomógł w
śledztwie dotyczącym wydarzenia w parku. Nie był ani taki zły, ani taki głupi.
Był… Nader interesujący. I jeszcze teraz czuła miękkość w podbrzuszu.
Co
dalej? Wyszedł i tyle. Może warto go odszukać?
Westchnęła.
Florek
spokojnym krokiem wspinał się po schodach. Normalnie o tej porze byłby tu
rwetes i rozgardiasz. Ale teraz… Drugi maj, cisza i spokój. Wyszedł na
korytarz, rozejrzał się. Gdzieś w dali ktoś przechodził, nie zwracając nawet
uwagi na młodego pracownika.
Florek
przyspieszył kroku i po dwóch metrach skierował się w prawo, do ubikacji.
Szybko znalazł kabinę, zamykając się w niej. Serce biło mu mocniej. Wyjął
kartki papieru z teczki, wertując je nerwowym ruchem. O, jest! Analiza badań
DNA. Wyjął z kieszeni telefon komórkowy i zrobił zdjęcie trzymanemu w dłoni
dokumentowi. Potem dla pewności drugie i
trzecie. Wystarczy. Schował papiery do teczki i wystukał znajomy numer. Odczekał
chwilę.
- Mam
to co chciałaś – poinformował rozmówcę,
gdy tamten odebrał rozmowę – Prześlę ci za dwadzieścia minut.
Oskar
opuścił Antonówek przed południem. Z kilku powodów. Miał do załatwienie kilka
spraw osobistych, w tym jedną niecierpiącą zwłoki. Poza tym, wiedział, że nie
można się narzucać zbyt mocno i swoją bliskość należy dawkować. Potwierdziło
się to w okolicach siedemnastej, gdy znów pojawił się nad jeziorkiem.
- Gdzie
byłeś tak długo? – oblicze Oliwii zdradzało kiepsko tajoną ulgę i radość.
Zadziałało.
Choć z jednej strony Oliwia broniła się przed bezpośrednią bliskością fizyczną,
to z drugiej nie umiała ukryć, że zależy jej na jego towarzystwie.
A on
grał dalej, chociaż nieświadomie. Myślami wciąż wracał do wczorajszego wieczoru
i widoków z nim związanych. Kamila tym razem chowała się w domku, widocznie
wczorajsze słońce wystarczyło, zresztą dziś było go mniej. Dlatego widział
nauczycielkę tylko chwilami i patrzył na nią jak na zdobycz. Jak na trofeum,
które upolował wczoraj. Patrzył z lekkim uśmieszkiem, z pewnością siebie. Tak,
jakby chciał wzrokiem powiedzieć, „pani profesor, wczoraj widziałem panią
kompletnie nagą!”. A dzisiaj… Dzisiaj może być jeszcze ciekawiej.
Czuł
coraz większą determinację. Ten krótki weekend majowy mógł doprowadzić do
spełnienia jego szkolnych marzeń. Było tylko jedno „ale”. Próbując pójść na
całość z Kamilą, traciłby Oliwię. Musiał to wszystko przemyśleć i zastanowić
się nad konsekwencjami.
Kamila…
Ją miał niemal wystawioną. Niemal, bo przecież wszystko mogło pójść źle i cały
plan też poszedłby się walić. Ale miał mocne argumenty i wierzył w ich siłę. A
Oliwia… Chciała być blisko niego, ale nie tak. Gdy wkładał dłoń w jej włosy,
uchylała się, uciekała. Twarda sztuka… Mógł czekać dniami, tygodniami,
miesiącami. Czy aż tak była tego warta?
Dzisiaj
się o tym przekona, dzisiaj użyje całego swego uroku i będzie wiedział. Taki
miał plan.
Ania
powoli ubierała się. Sesja dla magazynu reklamującego stroje kąpielowe była
zakończona. Dziewczynie nie spieszyło się jednak do wyjścia. Lubiła zapach
atelier, lubiła ten klimat, gdyby mogła spędzałaby tu pół dnia, lub jeszcze
więcej. Dlatego powoli wkładała na siebie spódniczkę, jak i bluzkę. Tym bardziej,
że chciałaby jeszcze zamienić kilka słów z fotografem, jednocześnie
właścicielem agencji.
- Orlik,
powiedz mi, na którym miejscu w twoim rankingu modelek jestem? – zapytała, gdy
siedziała już z właścicielem przy małym stoliku pijąc kawę.
-
Pierwsza trójka, razem z Karoliną i Klaudią, dlaczego pytasz?
- Męczy
mnie ten kraj, rodzina, otoczenie, wszystko – wypaliła. – Chciałabym wyjechać
stąd, zająć się tym na poważnie a nie tak, za kilka groszy…
- Za
kilka groszy? Zgarniasz niezłe pieniądze, w porównaniu z resztą społeczeństwa…
- Ale to
nie jest to! – przerwała mu w połowie zdania. – Tu wpadnie pięć stów, tu pięć,
można żyć, ale co to za życie?
- Do
tego dochodzi pensja z pracy w „Luxurii” i pieniądze z innych sesji. Byłaś
przed chwilą w CKM, zgarnęłaś kilka tysięcy – uzupełnił Orlik.
- No i
co z tego? Nie będę pozować do CKMu co miesiąc, ani co rok. Muszę znajdować
takie CKMy parę razy w roku. Czyli przede wszystkim zaistnieć za granicą. Tu
jedna sesja, tu druga, inne kontrakty, inne sesje. Jest nazwisko, są większe
pieniądze… - wykładała.
-
Myślisz, że ty jedna masz takie plany?
- Rzecz
jasna, nie. Ale sam powiedziałeś, że jestem u ciebie w pierwszej trójce a to
już coś, to już czołówka.
- Ale to
dalej jest co najmniej kilkadziesiąt Polek ze szczytu a codziennie pojawiają
się nowe, wiesz jaka jest konkurencja – Orlik powoli zaczął domyślać się do
czego zmierza rozmówczyni, dlatego świadomie ją torpedował. Niech się wygada.
- Wiem,
wiem. Dlatego wszystko jest w rękach promotorów – podkreśliła to słowo. –
Myślę, że byłbyś w stanie zrobić coś w ten deseń i pomóc mi.
- Pewnie
byłbym – wzruszył ramionami Orlik, przybierając niby obojętną minę.
- Ale
nie chcesz? – drążyła temat Ania.
- Nie
powiedziałem, że nie chcę, tylko nie widzę powodu, dla którego miałbym stawiać
cię ponad inne dziewczyny, tudzież angażować się w intensywną kampanią
reklamową – błysnął lekką ironią.
-
Rozumiem co chcesz powiedzieć – kiwnęła głową. – Więc… Powiem ci, że pokryję tę
kampanię z całego swojego serca, nie pozwolę byś wyszedł na tym stratny –
patrzyła rozmówcy prosto w oczy.
Ten
pokiwał głową. Właśnie tego się spodziewał.
- A
Tomek? – zapytał lakonicznie.
- Tomek,
cóż… Lata miną, nim ukończy studia i zacznie zarabiać poważne pieniądze. Na
razie niech gra w swojej kapeli metalowej i sprzedaje po dziesięć płyt rocznie…
Milczenie.
- Lubię
wiedzieć na czym stoję – przerwała chwilę ciszy Ania.
- To
jest do zrobienia, tyle ci powiem – teraz Orlik wbił swój wzrok w oczy ładnej
blondynki.
Nad
Antonówkiem było już ciemno. Czwartkowy wieczór zapowiadał się ciepło, dlatego
Oliwia ubrana w cienką czerwoną sukienkę w kwiatki, nie czuła potrzeby ubrania
się w coś cieplejszego.
Od kilka
dni czuła się kiepsko. Lubiła rodzinną atmosferę i choć nie przepadała za wyjazdami
z domu, to liczyła, że okres majowego weekendu spędzi dość przyjemnie.
Tymczasem Mieszko był w drodze do Czech, gdzie jutro miał turniej. Ale kij z
Mieszkiem, ojciec… Ojciec w areszcie, zatrzymany za jakieś nieprawidłowości
finansowe. Dołowało ją to mocno, chociaż matka uspokajała, że to nic poważnego,
jakaś pomyłka i tata lada moment opuści areszt. Ale z drugiej strony nie
chciała mówić o szczegółach. Zasłaniała się niewiedzą, ale może nie chciała
mówić zbyt wiele. I to przygnębiało dziewczynę.
Sama
matka też zresztą wbrew swym słowom, sprawiała wrażenie mocno przybitej. Choć
starała się tego nie okazywać, to Oliwia nie pozwoliła się oszukać. Domyślała
się, że sprawa jest dużo poważniejsza, niż wskazywały na to uzyskane przez nią
informacje.
Dlatego
towarzystwo Oskara było dla niej zbawieniem. Gdy dziś wrócił na kilka godzin do
miasta, boleśnie odczuła jego brak. Wynudziła się setnie. Po powrocie Oskara,
nie opuszczała go niemal ani na krok.
Cos
niesamowitego, nigdy wcześniej nie zależało jej na towarzystwie żadnego
chłopaka, tak jak teraz. To przez sytuację rodzinną? Czy raczej z powodu samego
Oskara? Wygadanego, towarzyskiego, bardzo przystojnego młodego mężczyzny? Owszem,
bawidamka, czego nie cierpiała. Czuła, że spieszy mu się do czegoś, czego nie
chciała mu dać z całą pewnością. Ale z drugiej strony jego dłoń w jej włosach,
na jej ramieniu… Silnej woli potrzebowała, by się przed tym bronić.
Siedzieli
na plaży od prawie dwóch godzin. I Oliwia czuła, że mogłaby do rana. Oskar
skutecznie odciągnął ją od złych myśli.
Może
dlatego przestała bronić dostępu do swych ramion. Cieszyła się, że jest ciemno,
bo gęsia skórka na jej ciele, nie była tak widoczna i chłopak nie mógł widzieć
jak działa na nią dotyk jego dłoni. Chyba. Siedząc za nią, swoimi palcami
delikatnie pieścił jej brązową, delikatną skórę na ramionach. Oliwia czuła
czasem jego oddech na swoim karku. Przyprawiał ją o nieziemskie ciarki.
Może
dlatego rozmowa zeszła na bardziej pikantne tematy i Oliwia powoli, acz
wyraźnie przegrywała z samą sobą i pozwalała, by Oskar wyciągał z niej osobiste
a nawet bardzo intymne informacje. Nie tylko o dziewictwie, o którym zresztą
już wiedział, ale także o poglądach, marzeniach, fantazjach. Nie zdradzała
wszystkiego, nie rozmawiali o jakichś wybitnych perwersjach, ale jednak… W
końcu sama postanowiła wypytać o intrygujące je rzeczy.
- A
ty... Z iloma kobietami spałeś?
- Z
czterema – usłyszała spokojny głos w swych uszach. Zastanowiła się przez
moment, czy mówi prawdę, czy ściemnia.
- Tylko?
– spróbowała go sprowokować. – Tyle teraz, to ma przeciętny dwudziestolatek. Ty
masz chyba opinię ponadprzeciętnego…
- I
uważasz, że to musi przekładać się na liczby? I dlaczego od razu uważasz, że ci
ponadprzeciętni ludzie nie myślą o niczym innym?
- Nie
chciałam cię obrazić. Ale wiemy jak to jest… Masz z pewnością dużo okazji…
- Nie
zależy mi na tym tak wybitnie.
-
Naprawdę? – zapytała nieufnie. Przecież jego zachowanie świadczyło o czymś
innym. – Wszystkim chłopakom na tym zależy.
- Nie
wszystkim a nawet nie większości – sprostował. – Chcemy bliskości, tak samo jak
kobiety, chcemy bliskości waszych ciał, waszego zapachu – wsunął dłoń w jej
włosy i Oliwia znów poczuła się niezwykle przyjemnie. – Są takie dziewczyny,
takie sytuacje… Że nagie ramię działa na nas bardziej, niż goły tyłek.
-
Wszystkim tak mówisz? – wydukała z siebie dziewczyna, starając się, by głos nie
zadrżał.
- Tylko
wyjątkowym – odwrócił dziewczynę nieco w stronę siebie, tak, że znalazła się
teraz bokiem między jego nogami. Mogła spojrzeć w jego stronę. Widziała
boskiego chłopaka, jego nagi opalony tors, jego ramiona. Ubrany był tylko w
krótkie spodenki. I Oliwia czuła teraz na swoim udzie, coś, czego nigdy
wcześniej nie czuła. Krępował ją ten dotyk, ale Oskar nie pozwolił uciec jej z
tego delikatnego, lecz silnego uścisku.
- Piękne
słowa, które dziewczyny chcą usłyszeć – starała się trzymać fason, lecz jej to
nie wyszło. Straciła lekko równowagę, jej lewa dłoń oparła się o tors Oskara i
już nie chciała się odkleić. Miał boskie ciało i nie puszczał dziewczyny.
Oliwia czuła, że cała topnieje.
- Mówię
tylko to co chcę powiedzieć – poważnie patrzył w ciemnie oczy dziewczyny. – I
robię tylko to co chcę robić, bez obliczania na efekt – to mówiąc, pochylił się
ku Oliwii i przylgnął swoją głową do jej włosów. Oliwii zaparło dech. Jeszcze
mocniej poczuła na sobie jego klatkę, jego ramiona i dłonie. A także to coś,
między jego nogami. Fakt, że wzbudziła w nim takie pożądanie, ku jej
osłupieniu, nie krępował, lecz dostarczył sporej przyjemności.
Jego
oddech zniewalał, jego bliskość przyspieszała bicie serca. Zmysły szalały,
Oliwia czuła, że powinna to przerwać, ale nie potrafiła znaleźć siły.
- Zaraz
stanie się coś złego – szepnęła lekko drżącym głosem, jakby chcąc wyprostować sytuację.
- Bzdura
Pocahontas, nic się nie stanie. Chcę cię tylko dotykać i chcę żebyś ty dotykała
mnie. To wszystko, nic więcej – usłyszała gorączkowy głos przystojniaka, który
rozpalił jej zmysły jeszcze bardziej.
Dlatego
opory straciły trochę na znaczeniu. Odważniej przesuwała swą dłoń po nagiej
klatce Oskara. Pierwszy raz w życiu miała taki kontakt z mężczyzną. I to jakim…
A on faktycznie, zgodnie z tym co mówił, nie robił nic, by wzbudzić
jakiekolwiek podejrzenia. Pieścił jej włosy, kark, szyję, twarz, ramiona. To
wszystko, jego dłonie nie próbowały niczego więcej.
- Możesz
nie mówić do mnie ksywą, jak do kolegi, tylko… Inaczej? – starała się trzymać
rezon dziewczyna.
-
Oliwio, imię twe jest tak piękne, jak ty, mogę je wypowiadać godzinami –
szeptał jej do ucha a Oliwia czuła jak przez jej ciało przechodzą dreszcze
nieporównywalne z poprzednimi.
Nie
odpowiedziała, chłonąc tę magiczną chwilę. Poczuła dotyk ust Oskara na swojej
szyi. Delikatny, na pewno nie agresywny. Tak rozpalający jeszcze bardziej,
świadczący o czymś więcej, niż tylko napaleniu. Niesamowite! Zbliżył się do
niej jeszcze bardziej, jakby nie przejmując się swoim sterczącym penisem
stykającym się z udami dziewczyny. Ta czuła, że lekko się czerwieni, ale jej
dłoń jakby nieostrożnie zjechała niżej, na brzuch chłopaka.
- Chcesz
go zobaczyć? – zapytał Oskar cichym i nad wyraz spokojnym tonem.
Nie
odpowiedziała, nie znajdując słów. Wiedziała, że nie pozwoli sobie na zbyt
wiele, mimo tego jak bardzo wzięła ją ta cała sytuacja. Ale inne rzeczy…
Naprawdę może zobaczyć teraz penisa? Jego penisa? Czuła olbrzymie podniecenie.
Oskar był niemal nagi, siedział tylko w spodenkach a za chwilę… Zjechała dłonią
jeszcze niżej, jakby niepewnie. Chłopak może wyczuł jej wahania, rozterki i
zmienił pozycję, luzując w pewien sposób szorty i ułatwiając dziewczynie
zadanie. Ta nie była w stanie się powstrzymać. Zamknęła oczy a jej dłoń wyczuła
lekkie owłosienie na podbrzuszu chłopaka, po czym wśliznęła się nieco pod
spodenki. Tyle wystarczyło.
Nie była
w stanie powstrzymać lekkiego, zdradliwego jęknięcia. Trzymała w swojej ręce
penisa Oskara. Chłopak raz jeszcze poruszył się, zsuwając nieco szorty. Oliwia
otwarła oczy. W ciemnościach niewiele było widać, ale jednak… Widziała dużego
penisa, trzymanego w swojej dłoni. To się działo naprawdę.
„Boże,
jaki duży, wszyscy chłopacy mają takie?!”. Czuła, że jej oddech staje się
głośniejszy, ale nie mogła temu zaradzić. Przegrała z samą sobą, nie umiała zahamować
oznak swojego podniecenia. Bo była rozpalona do granic. Patrząc na dużego,
twardego penisa, tylko ona sama wiedziała, jak wiele trudu kosztuje ją
powstrzymanie się, przed wzięciem go w swe usta. Pragnęła tego, ale… Wstyd i
zasady, jakimś cudem wzięły górę.
Z trudem
przełknęła ślinę. Zaczęła poruszać swą dłonią. Była w tym zielona, nigdy tego
nie robiła, ale coś tam widziała, na jakichś filmach, jak to działa. Poza tym
bardziej kierowała nią sama chęć pobawienia się tym sterczącym kutasem, niż
pragnienie zrobienia Oskarowi dobrze. Ale było mu dobrze, tego nie potrafił
ukryć. Przybrał taką pozycję, że penis stał się bardziej dostępny dla Oliwii.
Nie odzywał się, podobnie jak dziewczyna. W milczeniu oddawali się tej
pieszczocie, nie psując chwili zbędnymi słowami. Oliwia patrzyła jak Oskar
odchyla się nieco, opierając się na dłoniach, przez co jego penis stał się
bardziej dostępny. Sama traciła opory, czując jak kręci się w jej głowie.
Nie
przypuszczała, że coś może doprowadzić ją do takiego stanu. Robiła coś, czego
się po sobie nie spodziewała. Waliła konia największemu przystojniakowi jakiego
pamiętała z liceum. Rozchyliła lekko usta, z rozszerzonymi oczyma obserwując
reakcje Oskara i jego ciała. Widziała napinające się mięśnie jego boskiego
ciała, widziała jego nagiego penisa. Czuła jak masująca go coraz intensywniej
dłoń drży a sam penis nieco wilgotnieje, błyszcząc w nikłym blasku oddalonych
lamp. Jak urzeczona wpatrywała się w ten spektakl, ostatnim wysiłkiem
powstrzymując się przed pochyleniem i posmakowaniem go swoimi ustami. Tak
bardzo tego pragnęła! I tak bardzo jakimś cudem, wewnętrzne opory blokowały ją
przed niezwykłym pożądaniem.
Ale i
bez tego czuła się jak w transie. Tym bardziej, że ciało Oskara zaczęło
reagować coraz żywiej. Oliwia czuła jakąś wstydliwą, lecz jednocześnie
perwersyjną, niezwykłą przyjemność z faktu, że jej dłoń steruje ciałem takiego
ogiera. Że podaje się on jej ruchom, jej pewnego rodzaju władzy. Przesuwała swą
dłoń coraz szybciej, pragnąc zobaczyć to, czego jeszcze jej oczy nie widziały.
Z zachowania Oskara wyczuła, że to już blisko, coraz bliżej. I w końcu ten
moment nadszedł. Oskar położył swą dłoń na ręce Oliwii i nadał bardziej
odpowiednie tempo. Oliwia z rozszerzonym wzrokiem patrzyła na to co się dzieje.
Ciałem Oskara wstrząsnęła lekka drgawka a z penisa wystrzeliła biała lawa,
spadając w części na dłoń dziewczyny. Tak drgnęła także, jakby chcąc uciec
dłonią, ale Oskar nie pozwolił na to. Wykonał jeszcze kilkanaście ruchów a Oliwia
znalazła się pod urzekającym zniewoleniem wynikłym z siły chłopaka. Patrzyła to
na mokrego penisa, to na napięte mięśnie rąk, czy klatki piersiowej chłopaka…
Zamknęła
oczy, jakby przeżuwając co tu się przed chwilą stało. Z wolna wracała do życia,
choć jej ciało płonęło jak nigdy wcześniej. Przyłożyła wilgotną dłoń do czoła,
stłumiła chęć do czegokolwiek więcej, podniosła się z piasku i na drżących
nogach udała się w kierunku domku, modląc się, by gramolący się Oskar jej nie
dogonił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz