KiDs IV. Kamila w trójkącie, Oliwia solo.
Z drogi
do Częstochowy, Oliwia zapamiętała kilka rzeczy.
Przede
wszystkim Damiana. Ubrany tradycyjnie w jeansy i czarną kurtkę Everlasta, z
kapturem na głowie dał jeszcze przed wyjazdem prawdziwy popis, w sumie… Nie
wiadomo czego. Najpierw obrzucił uważnym spojrzeniem Angelikę i Oliwię.
Szczególnie strój obu przyjaciółek. Potem wysunął w ich kierunku oskarżycielski
palec
- Czy to
są krótkie spodenki? – zapytał, starając się posłać groźne spojrzenie w oczy
dziewczyn.
- Ja
odrobię to na którymś meczu u siebie – odparła Angelika umykając do autokaru.
Tym razem wolała nie wchodzić w żadne konwersacje z kibolem.
- No,
hm… Nie podobają ci się moje nogi? – zapytała zaczepnie, ubrana w spódniczkę do
kolan Oliwia, zdumiona swoją śmiałością. Czerwieniąc się lekko, spojrzała na
Damiana i z satysfakcją zobaczyła, że tamten stracił na chwilę rezon.
- Dobra,
niech będzie. Ale kurdę… - pokiwał głową. – Powinnyście obie pójść do poprawki.
Następnie
Oliwia była świadkiem ustawiania młodych kibiców z grupy ultras. Kilku z nich
usiadło na samym końcu autokaru. Po dwóch minutach wszedł Damian. Spojrzał na
tył i podszedł do nich.
- Malina,
który wyjazd dziś? – zapytał zdecydowanym tonem.
-
Dziewiąty.
-
Harris, ty?
- Jaa…
Chyba czwarty…
- Ty? –
zwrócił się do kolejnego.
- Piąty.
- No to
co tu robicie? Ja mam dziś sto dziewiąty. Za młodzi jesteście, by tu siedzieć.
Znajdźcie sobie inne miejsca. Jak wrócę, ma was tu nie być! – ostrzegł i
wyszedł z autokaru, odpalając papierosa.
- Nie
przesadzasz? Mi tam w sumie wszystko jedno gdzie usiądę – Oliwia usłyszała głos
Brazila.
- Mi
też. Ale jak chcesz mieć dobra grupę kibicowską, to musisz wprowadzić rygor i
ustawić młodych. Niech znają zasady, niech wiedzą, że stary może więcej i ma
decydujący głos. Jak tego nie zrobisz, to nie będziesz miał posłuchu a grupa
się rozlezie i wiesz… Każdy sam będzie sobie skrobał rzepkę.
Oliwii
mocno zapadły w pamięć te słowa. Wynikałoby z nich, że Damian poniekąd zgrywa
ostrego jegomościa. Podzieliła się przypuszczeniami z przyjaciółką.
- On
taki jest, swoje na trybunach przeżył. A tutaj młodych szkoli, ale w razie
czego będzie ich bronił. Podobno w zeszłym sezonie, jak pojechali gdzieś na
wyjazd, to jakiś młody coś nawywijał i chciała go zwinąć policja. Damian stanął
w jego obronie i tak gardłował i ponoć coś tam straszył, że jak go zwiną, to
oni nigdzie nie wyjadą i będą stać na miejscu aż do momentu, gdy policja go
wypuści, że tamci w końcu dali sobie spokój i puścili młodego – cierpliwie
wyjaśniała Angelika.
I już
przed samym wyjazdem, Damian stanął koło kierowcy i zmierzył wzrokiem dość
pustawy autokar. Z przodu siedziało kilku tak zwanych pikników, w środku kilku
chłopaków po dwudziestce, ale nie należących do grupy, na końcu kilkunastu
młodych ultrasów. W sumie liczba wyjazdowiczów ledwo przekroczyła trzydzieści
osób.
- Nikt
nie jedzie chyba pierwszy raz, znacie zasady - oświadczył. - Nie ma picia
wódki, jedziemy na mecz i jesteśmy kibicami a nie oderwanymi od pługa
rolnikami, którzy wyrwali się z domu na Małysza, czy innych siatkarzy i muszą po
drodze obalić trzy flachy a sama impreza jest dla nich drugorzędnym dodatkiem,
na której i tak zasną. Jak zobaczę jakąś flaszkę, to wylatuje przez okno.
Browary można, ale z umiarem. Jak ktoś będzie miał problemy z równym krokiem,
może zapomnieć o następnym wyjeździe. Ktoś, kto przeholuje jeszcze bardziej,
może liczyć się z tym, że wysiądzie po drodze!
Matka
zawsze powtarzała Malwinie, że suma szczęścia w życiu wynosi zero. To, że
ojciec odszedł z domu, nim dziewczyna zaczęła wypowiadać pierwsze słowa, to, że
żyło im się ciężko w trzech małych pokojach w bloku, to, że inne, czasem drobne
sytuacje robiły dziewczynie spory problem, jak i to, że z powodu swego
indywidualizmu nie miała zbyt wielu kolegów, ani koleżanek nie wyprowadzało z
równowagi matki, która z uporem powtarzała, że kiedyś się odmieni i będzie
inaczej.
Ubrana w
swoim stylu, w czarną sukienkę, czarne rajstopy z wzorkami i brązowe kozaczki Malwina
wdrapywała się po schodach mieszkania dyrektora klubu z obawą malującą się na
jej obliczu, tak jak w piątek. Po raz tysięczny zastanowiła się, czy dobrze
robi. Biorąc pod uwagę swe dość konserwatywne wychowanie, robiła źle. Z drugiej
strony, obiad z Danielem… I z Kamilą… Jego piękną żoną, wręcz damą, bardzo
kobiecą nauczycielką z innego liceum.
Ciężko
było jej zasnąć po tym niezwykłym spotkaniu w piątek. Niezwykłym, bo
potencjalnie neutralny obiad przerodził się w dużo bliższą, intymną rozmowę.
Nie wiedziała jak to się stało, ale dość bezpośredni Daniel, wydobył z niej
sporo osobistych informacji. Jak on to zrobił? Widocznie wykorzystał swój urok.
Może domyślał się, że nie jest jej, Malwinie obojętny? Ale skąd?
Powiedziała
mu, że jest dziewicą. Że podobają się jej starsi mężczyźni. Nawet zdradziła coś
na temat swoich lesbijskich skłonności. Tego, że nie jest obojętna w stosunku
do nagości panującej czasem w dziewczęcej szatni. Czuła się mocno skrępowana
opowiadając o takich rzeczach, ale jakimś cudem opowiadała. Jak on to z niej
wydobył? Z niej, z reguły zamkniętej introwertyczki? Jak mogła mu tyle wyjawić?
Nieważne, stało się. A teraz… Teraz, zaproszenie do domu Daniela było naturalną
konsekwencją tego co wydarzyło się w piątek. Nie wiedziała co się stanie, co
może się stać. Ale to zaproszenie pozostawiało wiele niedomówień, wiele
dwuznaczności. Tym bardziej, że i Daniel mruknął kilka słów o sobie, na
przykład o swej pięknej żonie, rzucając niby od niechcenia uwagę o tym, że jest
kompletnie podporządkowana mężowi, czyli jemu.
Malwina
mieszkała w tej samej dzielnicy. Znała z widzenia panią profesor i uważała ją
za piękną kobietę, praktycznie esencję kobiecości. Świadomość, że taka osoba
jak Kamila może być niemal totalnie zdominowana przez jakiegokolwiek mężczyznę,
świadczyła o jednym. O mężczyźnie. O tym, że musiał być absolutnie
nieprzeciętny. I takim rysował się coraz bardziej dyrektor klubu. Na Boga, co
to za człowiek, który z łatwością zdobywa informacje, zakręca człowiekiem jak
młynkiem i jeszcze zniewala tak wyjątkową kobietę jak ta nauczycielka? Kim on
jest?
Stojąc
na balkonie, zawahała się raz jeszcze. Odczekała kilkanaście sekund, gdy
nacisnęła dzwonek. Nie czekała długo. Drzwi otwarła jej wysoka, choć nieco
niższa nauczycielka. Z jej twarzy wyczytała lekką niepewność, spowodowaną nie
wiadomo czym. Nie miała czasu się zastanowić. Tym bardziej, że ubiór pani
profesor… Lekka, zwiewna, krótka, zielona sukienka, odsłaniająca sporą część
jej długich nóg. I niewielkie kozaczki na stopach.
Tak
ubierała się kobieta między czterdziestką a pięćdziesiątką. I Malwina mogła
przysiąc, że mimo wieku odstawia ona o kilka kilometrów całą zgraję tutejszych
nastolatek. Dziewczyna czuła, że zasycha jej w gardle.
- Dzień
dobry – wybąkała z trudem, drżącym głosem.
Damian
wdrapał się lekko na płot, aby przekazać stojącemu na nim, pochylonemu
Brazilowi instrukcje. Po chwili prowadzący doping, wziął w dłoń megafon.
-
Słuchajcie! Tam na torze zbliża się do nas grupka w marynarkach a niej
Szymkiewicz, dobrze znany nam szef GKSŻ! Podziękujmy mu za konsekwentne
udupianie nas w każdej możliwej sprawie! Lecimy, głośno, kurwa! Chuuuuj ci na
imię…!
-
…Szymkiewicz ty skurwysynie! – dokończyło głośno blisko pięćdziesiąt osób w
sektorze gości na częstochowskim stadionie.
– Chuuuj ci na imię! Szymkiewicz ty skurwysynie!.
- Dobra
grupa, nie? Mało ludzi, za to tacy bardziej ogarnięci, dużo od nas z grupy a
pikniki takie bardziej, wiesz sam… Do pośpiewania nie do końca miłych piosenek
– skierował Brazil swe słowa w kierunku Damiana.
-
Mówiłem ci przecież, takie wyjazdy są najlepsze. Jeszcze chwila i polecimy
dzisiaj parę fajnych przyśpiewek.
Oliwii
takie piosenki nie bawiły, z dużym dystansem patrzyła w kierunku liderów grupy,
nie otwierając ust. Za to Angelika krzyczała w najlepsze.
Zaczął
się mecz. Pierwszy bieg i łomot. Drugi bieg, juniorski i też łomot. Kiepsko
spasowany z torem Mieszko nie zaistniał przyjeżdżając czwarty. Następne biegi
to albo łomot, albo remis. W szóstym Mieszko odbił się dwa razy o bandę,
przyprawiając o palpitację serca siostrę a przede wszystkim Angelę. Przewaga
Włókniarza konsekwentnie rosła z biegu na bieg. Po jedenastym biegu prowadzili
szesnastoma punktami i tylko cud mógł uratować gości. W dwunastym pod taśmą z
obowiązku po raz trzeci i ostatni stanął Mieszko.
- Jeśli
wygrają pięć – jeden, to jeszcze mamy szanse – łudziła się Angelika.
I
wyglądało na to, że są spore szanse, bo bieg ułożył się na cztery – dwa dla
gości a jadący na trzecim miejscu Mieszko położył wszystko na szali, próbując
wyprzedzić jadącego przed nim miejscowego. Niestety na trzecim kółku
przeszarżował i na jednym z wiraży wykręcił efektownego pirueta, upadając na
tor. Niby niegroźnie, ale nieprzyzwyczajona do takich widoków Oliwia pisnęła
przestraszona. Nieco bardziej doświadczona Angelika, też nie sprawiała wrażenia
spokojnej, tym bardziej, że sekundy upływały a żużlowiec nie podnosił się z
toru.
- Taki
sport – mruknął filozoficznie jeden ze starszych pikników stojących dwa rzędy
wyżej. – Czasem jest karambol, że wszystko fruwa w powietrzu a oni wstają, otrzepują
się i jadą dalej a czasami niegroźny uślizg i kończy się złamaniem czegoś…
- Wstał!
Nic mu chyba nie jest – oświadczyła Angelika dość niepewnym tonem. Chłopak
lekko utykając udał się w stronę parkingu. – Wiesz co? Poczekaj na mnie chwilę
– nim Oliwia zdążyła się odezwać, koleżanka podbiegła w górę sektora a potem
zniknęła z pola widzenia. Wróciła po kilkunastu minutach.
- Gdzie
byłaś tak długo? – zapytała z wyrzutem Oliwia.
- W
parkingu, to znaczy pod. Jakoś ubłagałam ochroniarzy, wypuścili mnie. No i
niczego nie złamał, ale trochę się poobijał, utyka na jedną nogę, jest obolały
– zrelacjonowała koleżanka.
- No to
dobrze, po kilku dniach mu przejdzie…
- Ma
markotną minę. Bardzo – delikatnie zaznaczyła Angelika. – Powiedział, że mogę
jechać do domu z nim. W tym problem, że ma tylko jedno miejsce wolne w busie.
Wiesz, jedzie on, mechanik i drugi młody. Reszta miejsca jest na sprzęt.
- A
chciałabyś? – Oliwia wyczuła, że Angelika ma na to sporą ochotę.
- Nie…
Nie zostawię cię przecież samej – zaprzeczyła lojalnie blondynka, ale ton nie
należał do najbardziej przekonujących.
- Widzę,
że chcesz. Nie przejmuj się mną, przecież to nie jest daleko, trzy godziny i
będę w domu, jakoś sobie dojadę autokarem – zapewniła Oliwia, chociaż równie
nieprzekonująco.
- Daj
spokój, skoro przyjechałyśmy razem…
- Nie
pieprz mi tu, skoro chcesz być z nim, to jedź, przecież się nie obrażę –
poświęciła się śliczna brunetka.
- No
dobrze. To ja znikam do parkingu, zobaczymy się jutro! – Angelika jakby dostała
skrzydeł i ponownie pobiegła w górę sektora.
Jeszcze
dwa wyścigi i mecz się zakończył. Wysokim zwycięstwem gospodarzy. Stadion
opustoszał w kilkanaście minut, z wyjątkiem kilkunastoosobowej grupki
miejscowych kibiców w wieku nastoletnim. Zbliżyli się oni na bezpieczną odległość
do sektora, w którym wciąż byli przetrzymywani fani drużyny przyjezdnej.
- Ostrów
kutasie, jedyny rok w ekstraklasie!– spróbowali wprowadzić trochę kibolskiego
klimatu, bo same widowisko sportowe było dość nudne.
- Co tak
śmierdzi, co tak syfi! Częstochowskie medaliki! – zaintonował Brazil, nie
pozostając dłużny.
-
Chodźcie osiłki, zagramy w rugby bez piłki! – poleciała ze strony rywali, znana
i niedwuznaczna przyśpiewka.
Skonfudowany
Brazil nie wiedział co zrobić. Nie było ekipy, by sprostać wymaganiom
przeciwnika i odpowiedzieć na tę dość dyplomatycznie złożoną i chyba poważną
propozycję.
- I co
teraz? – pochylił się w kierunku Damiana.
- No
nic, chuj. To i tak tylko pierdolenie, psy na nic nie pozwolą – odpowiedział,
wskazując na oddzielający ich od miejscowych płot w sektorze, za którym stało
spokojnie kilkunastu ochroniarzy i tyluż policjantów.
I
rzeczywiście, na tym, popisy wokalne się zakończyły. Co nie zakończyło innych
prób kontaktu. Gdy po dziesięciu minutach, ochrona otworzyła bramkę, kierując
kibiców gości na parking samochodowy, już przy samym autokarze w ich stronę
poleciało kilka kamieni.
- Uwaga,
wiara, lecą kamienie! – ostrzegł donośnym tonem Brazil. Część ludzi odwróciła
się w drugą stronę, zasłaniając głowy kurtkami, łokciami. Kamienie nie
wyrządziły nikomu krzywdy. No, poza jedną osobą.
- Auuu!
– Damian usłyszał piskliwy, pełen skargi jęk. Odwrócił się w kierunku
dochodzącego głosu. To ta koleżanka Angeliki.
- Co
jest? Oberwałaś? – zbliżył się z widoczną troską do ślicznej brunetki. – No
pokaż! – nakazał Oliwii opuścić dłoń, którą ta trzymała przykrywając czoło.
Jego oczom ukazała się niewielka, zakrwawiona rana. – Hm, nic wielkiego, ale
trzeba będzie jakoś przemyć. Wiara, zróbcie miejsce – nakazał rozstąpić się
kibicom tłoczącym się przy drzwiach do autokaru. Chwycił Oliwię, która
oszołomiona biernie podążyła za nim, znów trzymając dłoń na czole.
- Mocno
widać? – zapytała nieco zamroczona i spanikowana, gdy już usiedli na miejscach.
- Nie
mocno… Ale nie da się tego ukryć. Chyba, że nie doceniam kobiecej inwencji.
Masz chusteczki?
- Mam –
Oliwia sięgnęła do torebki. Przy okazji sięgnęła po lusterko. Z lekką zgrozą
ujrzała czerwoną ranę nad lewym okiem. Na szczęście nie aż tak mocną, nie aż
tak wielką. Ale jednak dokuczliwą. Z pewnością nie da się tego ukryć
całkowicie.
- Jutro
w szkole będziesz wyrywać na nią wszystkich chłopaków – uśmiechnął się lekko
stojący nad nią Damian. Jego obecność deprymowała ją. Tym bardziej, że wziął w
dłoń chusteczkę, zwilżył wodą mineralną i zabrał się do oczyszczania okolic
rany.
- Co
robisz? Czy możesz mi to oddać? – zapytała skrępowana. – Sama sobie poradzę.
- Nie
gadaj głupot, wstydzisz się czegoś? Zrobię to przecież szybciej – Damian oparł
się kolanem o znajdujące się obok Oliwii siedzenia, które uprzednio zajmowała
Angelika i pochylił się nad ranną dziewczyną. Ta poczuła się skonsternowana.
Czuła przy sobie zapach mężczyzny, włącznie z jego niekoniecznie przyjemnymi
aspektami. Ale tym razem nikotyna tak jej nie odrzucała. Oszołomiona Oliwia
bezwolnie poddawała się dotykowi dłoni Damiana, który z uwagą wpatrywał się w
jej czoło, czyszcząc ranę z niewielkiej ilości krwi. To, że zajmował się nią
delikatnie, z pietyzmem i starannością, sprawiło, że poczuła delikatne motylki
w brzuchu. Do rzeczywistości powróciła kilka sekund później, gdy usłyszała za
swoimi plecami drobny chichot dobiegający z tyłu autokaru. Znów poczuła się
niezręcznie w sytuacji, gdy kilkanaście centymetrów obok twarzy miała rozporek
od męskich spodni.
- Już
wystarczy? – starała się nadać swojemu głosowi spokojne i rzeczowe brzmienie.
- Już.
Znowu jesteś piękna – odparł w swoim stylu Damian, wywołując lekki rumieniec na
twarzy ślicznotki. Ta sięgnęła po lustro. Faktycznie, Damian wykonał swoją
pracę dobrze, aczkolwiek rany nie dało się ukryć. – Opuścisz sobie włosy nad
oko i będzie dobrze – poradził jej wciąż stojący nad nią chłopak, jakby czytając
w myślach dziewczyny.
- Możesz
już usiąść? Trochę mnie to krępuje – ni to dyskretnie, ni to złośliwie zwróciła
uwagę.
-
Przepraszam panią, już siadam – to mówiąc, wygodnie usadowił się z boku
zaskoczonej dziewczyny.
- Co
robisz? – zapytała niezbyt mądrze.
- Czuję
się w obowiązku pilnować jednej niedorajdy, żeby dojechała cało do domu. Nie
będziesz przeszkadzać w wykonywaniu moich obowiązków, prawda? – z jego
schowanych pod kapturem oczu wyzierała i siła i zdecydowanie i lekka
złośliwość. Ale jednocześnie sprawiały one wrażenie nad wyraz sympatycznych.
W
towarzystwie nauczycielki, Malwina czuła się zdumiewająco doskonale. Wiedziała,
jak niedwuznaczna jest to sytuacja. Ona, Malwina lecąca na jej męża i ta druga,
Kamila. Obie powinny czuć do siebie co najmniej sporą niechęć. A jednak Daniel
tak to poprowadził… Same nie wiedziały do czego zmierza i co się stanie. Była
tylko rozmowa. Z Danielem, który umiał rozładować atmosferę i Kamilą, która ani
przez chwilę nie dała do zrozumienia, że jest starsza o dwadzieścia osiem lat.
Wypili
trochę, na rozluźnienie. Z upływem kolejnych minut Malwina czuła się coraz
bardziej ośmielona. To nie było w jej stylu. Dość romantyczna konserwatystka…
Teraz siedząca w domu starszego o ponad trzydzieści lat mężczyzny, w którym się
zadurzyła i jego żony. I niecierpliwie czekająca na to co się wydarzy.
Puszczały jej hamulce, czuła, że może zdecydować się na wszystko. Imponowała
jej starsza pani, zachowująca się bardzo kobieco, ale bez cienia nadętości.
W końcu
rozmowa zaczęła schodzić w bardziej pikantne rejony. Włącznie z wyznaniami, w
których brylował Daniel, zdradzając obu paniom ich drobne tajemnice.
Najrzadziej mówił o swych własnych.
- W
twoim wieku też byłam dziewicą, przecież to nic dziwnego – stwierdziła Kamila,
dowiedziawszy się kilku intymnych rzeczy o młodej dziewczynie.
- A
kiedy je pani straciła? – odważyła się zapytać Malwina.
- Trzy
lata później. Gdyby nie Daniel i pewne wydarzenia, to byłabym jeszcze dłużej – zakpiła
lekko uśmiechnięta.
- A ile
dziewczyn pan rozdziewiczył? – Malwina z nieśmiałym uśmiechem na twarzy, zaskakując
samą siebie atakowała dalej. Nie mogła jednak się przełamać by przejść na „ty”.
-
Niestety tylko jedną.
-
Niestety… - pokiwała z nieśmiałym uśmiechem głową.
-
Niestety, ale na drugi świat jeszcze się nie wybieram – Daniel posłał swój
zawadiacki uśmiech.
- No
tak, nie życzę panu tego – Malwina czuła się zmieszana, tym niedwuznacznym
tekstem. Znów zwróciła się do Kamili. – Ja się zastanawiam jak ktoś taki jak
pani, może iść spokojnie ulicą. Jak mnie już ktoś zaczepi, to zawszę słyszę
jakiś głupi tekst, typu „hej mała, chodź w krzaki”, albo „rozbierz się”, albo…
- No i
nie masz ochoty się rozbierać – znów wtrącił luzacko uśmiechnięty Daniel.
- Nie,
na pewno nie dla takich osłów.
- Przyzwyczaiłam
się i nie reaguję. Zresztą nie chodzę po ulicy nago, więc mogą sobie gadać,
rzucać swoje uwagi, mnie to nie rusza – skomentowała nauczycielka.
-
Kochanie, to może teraz się rozbierz i zobaczymy co jak się zachowa Malwina i
co nam powie… - zaśmiał się lekko Daniel.
-
Danielu, ja już praktycznie nie mam się z czego rozbierać a wy jesteście ubrani
– odparła zaczepnie żona, prostując jakby od niechcenia swoje długie nogi.
- To
kobiety rozbierają się pierwsze – nie ustępował mąż.
- To
chyba zasada obowiązująca w pornosach, albo opowiadaniach erotycznych.
- No
więc co proponujesz? Nie ty, nie ja… Chcesz rozebrać naszego gościa?
- Nie,
ja może podziękuję… - zaprzeczyła nieśmiało uśmiechnięta Malwina, choć ta
propozycja wywołała u niej szybsze krążenie krwi.
- Widzisz,
nie masz wyjścia – zatriumfował Daniel.
- Zawsze
mam wyjście – Kamila rzuciła mężowi pobłażliwe spojrzenie. – I wskazać ciebie.
-
Dobrze, to niech nasz gość wskaże tego, kogo chciałaby widzieć na wybiegu –
zwrócił się Daniel do Malwiny, wskazując wolną przestrzeń w pokoju.
- Hah,
ja… No cóż… Pani Kamila mogłaby być modelką, niewątpliwie… - ostrożnie, z
zawahaniem odparła Malwina, nie kończąc myśli, ale Daniel zinterpretował to po
swojemu.
- No
widzisz – klasnął w dłonie, zwracając się do żony. – Pokaż nam tu prawdziwy
chód rozebranej nauczycielki chodnikiem między napalonymi uczniami,
listonoszami i innymi bankierami.
Zaskoczona
sytuacją Malwina z podekscytowaniem oczekiwała tego co się stanie. Ta scena
była dla niej pewnego rodzaju żartem. A tutaj… Czyżby Kamila faktycznie miała
się rozebrać? Niemożliwe…
A jednak
Kamila wstała z fotela i jakby z ociąganiem zaczęła zrzucać z siebie zieloną
sukienkę. Niespiesznie, dość niepewnie, bo i sama nie wiedziała, jak to
wszystko się skończy. Oczywiście Daniel uprzedzał, sugerował, ale ostateczne
rozwiązanie pozostawił dla siebie. Jak zwykle. Ale w tym tkwił cały jego urok.
Lekka
sukienka zeszła w dół i zdezorientowana Malwina poczuła przyspieszone bicie
serca. Zaskoczona patrzyła na tą piękną nauczycielkę, jak bierze sukienkę z
podłogi i odrzuca ją na fotel. Stała przed nimi w samej bieliźnie, koronkowej,
w kolorze fioletu. Malwina pomyślała, że w życiu nie dałaby jej tylu lat.
Wyglądała tak, że niejedna nastolatka poczułaby olbrzymią zazdrość. Malwina też
ją poczuła, choć nie aż w takim stopniu. Z podziwem, lekko skrępowana zerkała
na niemal nagie ciało Kamili, która wystudiowanym ruchem przeszła po pokoju,
niczym modelka.
- To kto
następny? – zapytała nauczycielka dość swobodnym tonem.
- No
cóż, mamy tu jeszcze drugą kandydatkę na modelkę – zasugerował jednoznacznie
Daniel.
- Ja
raczej podziękuję, nie nadaję się – odparła Malwina z wymuszonym uśmiechem.
- Nie
sądzę – odparł Daniel nieco bardziej zdecydowanym tonem. – Malwino, Kamila
rozebrała się przed nami, nudno jej tak samej…
Uśmiech
na twarzy Malwiny zamarł przeradzając się w wyraz pewnej ekscytacji i
oczekiwania. Niemal zahipnotyzowana poważnym wzrokiem Daniela, patrzyła jak
sięga do jej stóp i ściąga z nich brązowe kozaczki. Zadrżała, chcąc
zaprotestować, ale nie była w stanie. Z otwartymi oczyma obserwowała ruchy
Daniela.
- Wstań!
– nakazał Daniel bardziej władczym gestem.
Bezwiednie
uczyniła to co jej kazał. Z zapartym oddechem patrzyła jak jego ręce wślizgują
się pod sukienkę, ściągając pończochy z jej nóg. Wyraźnie słyszała swoje głośno
bijące serce. Gdy uporał się z jedną i drugą pończochą, podszedł do niej z
tyłu, rozpinając sukienkę. Malwina zamknęła oczy. Rozbierał ją tu, na oczach
swojej żony! Nie minęło kilka sekund a czarna sukienka leżała na podłodze.
Oszołomiona Malwina stała na środku pokoju w czarnej bieliźnie.
- Nie
garb się dziecko – usłyszała w swoim uchu, spokojny a jednocześnie głęboki i
zmysłowy głos mężczyzny. – Jesteś piękną dziewczyną i powinnaś być dumna ze
swojej figury.
Odetchnęła
głęboko, słysząc ten komplement. Starała się spojrzeć w błękitne oczy
fascynującego ją mężczyzny, ale nie dosięgła ich. Zamiast tego zobaczyła Kamilę
wpatrującą się w nią z uwagą. Wyczuła jakby pewien chłód. Może jej się zdawało?
A może nauczycielka faktycznie stała się o nią trochę zazdrosna? O nią?!
- Mam
teraz przejść? - zapytała czując suchość w gardle i drżące nogi. Nie bardzo
wiedziała, czy ta śmieszna gra trwa jeszcze, czy wszystko zmierza już do czegoś
innego.
-
Możesz… Przejść za plecy Kamili i rozpiąć jej stanik – usłyszała głos Daniela.
Zatkało
ją. Bose, drżące stopy przeniosły ją za plecy nauczycielki. Położyła dłonie na
jej ramionach. Nie poczuła żadnego oporu, no, może minimalny. Ale ogarnięta
coraz większym podnieceniem, będąc pod przemożnym wpływem Daniela, sięgnęła
dłońmi do zapięcia. Po chwili, trzymała koronkowy stanik Kamili w swoich
rękach.
Daniel…
Daniel był dla niej kimś niezmiernie fascynującym, ale teraz, przynajmniej
chwilowo zszedł na drugi plan. Oto miała przed sobą niemal nagą, piękną
nauczycielkę. Jakby wystawioną na jej zachcianki. Taki prezent od Daniela. Coś
niesamowitego. Zdawało się, że jest we śnie. Nie wierzyła, że to dzieje się
naprawdę.
Normalnie
nieśmiała, teraz jakby wyczuła, że może więcej. Narastające nagle podniecenie
popchnęło ją do działania. Swoimi dłońmi przejechała po plecach nauczycielki,
czując jak wstępuje na nie gęsia skórka. A więc podoba się jej… Dotarła do
majtek. Serce biło jak szalone. Nie wiedziała, czy pytać o zgodę, czy nie. Nie,
jeszcze nie… Swoim ciałem przywarła do pleców olśniewającej nauczycielki. Jej
skóra była delikatna jak niemal u nastolatki, jej czarne włosy sięgające do
ramion pięknie pachniały. Malwina poczuła zawrót w głowie. Nikt się nie
odzywał. Wsunęła palce pod majtki Kamili i pochylając się, ściągnęła je w dół.
Wyczuła drgnięcie nauczycielki, tak jakby ta się zawahała, poczuła niepewnie.
Nie przestała jednak. Kucnęła a potem wstała, trzymając w dłoniach kolejną
zdobycz. Zaparło jej dech. Piękna nauczycielka stała przed nią naga.
-
Kamila, teraz ty… - jakby z oddali dobiegł głos Daniela.
Nauczycielka
odwróciła się a Malwina zobaczyła w jej oczach lekka niepewność. Czyżby i ona
nie wiedziała, jak daleko posunie się Daniel? Czy on naprawdę jest takim
dominatorem potrafiącym ustawić sobie tę atrakcyjną kobietę, tak jak chce?
Dziewczyna
jeszcze mocniej poczuła prawdziwie oszałamiający, kobiecy zapach. Tym razem
Kamila sięgnęła dłonią do zapięcia stanika Malwiny. Nie protestowała, choć na
myśl, że zaraz obcy ludzie zobaczą jej nagi biust, znów zaschło jej w gardle.
Sprawnie rozpięty stanik opadł na podłogę odsłaniając niezbyt wielkie, ale
efektownie sterczące piersi wysokiej brunetki. Gdy Kamila kucnęła, chcąc ściągnąć
z Malwiny majtki, ta w końcu jakby przebudziła się, ruchem ręki, wykonując
odmowny gest. Wtedy podszedł do niej Daniel, stając z tyłu. Oszołomiona Malwina
poczuła teraz jego dłonie i nie odważyła się zaprotestować. Po trzech
sekundach, zobaczyła Daniela z jej majtkami w dłoniach.
Stała
kompletnie naga. Po raz pierwszy w życiu przed mężczyzną. I jeszcze jego piękną
żoną.
-
Uważasz, że jestem tak żałosna, że potrzebuję opieki? – spokojnie zapytała
Oliwia.
Poczuła
się dziwnie. Z jednej strony nastrój pewnego przygnębienia nie pozwalał na
podejmowanie żadnych rozmów, z drugiej siedziała obok Damiana. Lidera ekipy,
który już kilka razy dał dowód swojej nieprzeciętności i który swoją osobą
wywoływał u niej pewnego rodzaju mrowienie. Mimo, że pochodził z innego świata.
A może właśnie to pociągało ją najmocniej?
-
Żałosna? Skądże. Po prostu zagubiona, samotna, nieporadna, podatna na urazy…
Mam wyliczać dalej? – Damian już jawnie uśmiechał się do sąsiadki.
- OK.,
próbujesz wyprowadzić mnie z równowagi, tylko nie wiem dlaczego…
- Aleś
ty… Wręcz przeciwnie, nawet chrzest ci odpuszczę.
- Jaki
chrzest?
- Każdy
kto jedzie pierwszy raz na wyjazd, musi przejść chrzest.
- I jak
on wygląda?
- No na
przykład w twoim przypadku byłby to pewnie pas na twoich szanownych pośladkach.
O liczbie tożsamej z liczbą wyjazdów starego.
- I
myślisz, że bym pozwoliła? – bardziej zaciekawiła, niż oburzyła się Oliwia. – A
w ogóle, ile to by było? – udała, że nie pamięta porannej akcji Damiana.
- Sto
dziewięć. No cóż, jak mówię, zlitowałem się by twoje pośladki nie wyglądały
gorzej, niż czoło – Damian non stop uśmiechał się delikatnie i ironicznie.
- Jestem
niewymownie wdzięczna – pobłażliwie spojrzała Oliwia. – Wszyscy przeszli taki
chrzest? – zapytała podejrzliwie.
-
Niektórzy gorszy. Na przykład dawno temu jak starzy dorwali mnie i dwóch
kolegów na pierwszym wyjeździe, to zrobili sobie zabawę, Zadawali pytania i
jeśli ktoś nie wiedział, to dostawał czymś w rodzaju szpicruty w kolano. Mi się
upiekło, ale jednemu koledze nie za bardzo, bo ciągle zbierał cięgi.
- Miłe
zwyczaje…
-
Przywykniesz. Chyba, że kibolski świat ci wybitnie nie pasuje i ten wyjazd
będzie twoim ostatnim. Nie mam pojęcia jakie wyniesiesz z niego wrażenia.
- Spoko,
fajne… Mecz przegrany, brat wypadek, koleżanka mnie zostawiła, oberwałam
kamieniem i jeszcze tylko pasów na moja dupę zabrakło…
- Hehe…
Bywa i gorzej. Nie sądzę, byś chciała usłyszeć opowieści z przeszłości.
-
Rzeczywiście, nie przepadam za słuchaniem opowieści o tym, kto komu złamał
rękę, czy coś. Ale do domu jeszcze kawałek, więc jak chcesz… - nagle
przypomniała się jej sytuacja z osiemnastki. Pomyślała, że chciałaby go o nią
zapytać, trochę jednak się wstydziła.
-
Wyczuwam w twoim tonie obojętność, więc OK… Nie zamierzam się narzucać, jeśli
cię to nie interesuje.
- Nie
narzucasz – zapewniła dość szybko, jakby łagodząc ton. – Ale widziałam cię w
zeszłą niedzielę i wiesz… - urwała.
- I co…?
Widziałaś? No szkoda, trudno, takie jest życie. Wolałem zareagować – jego oczy
trochę przygasły, spojrzenie uciekło nieco w bok.
-
Wstydzisz się tego?
- Nie
wstydzę. Większym wstydem byłoby to, gdybym pozwolił mu uciec z flagą. Ale to
stadion, to nie jest już miejsce na takie akcje. Gdzieś z lewej patrzy na
ciebie sąsiad z ulicy, z prawej znajomy z pracy, z góry jeszcze jakaś ciotka…
Nie mam już siedemnastu lat, by przechodzić obojętnie wokół takich rzeczy.
- I
robisz je tylko gdy musisz? Tak jak dzień wcześniej u Klaudii? – odważyła się
strzelić.
- Skąd
wiesz? – zareagował błyskawicznie Damian, aż Oliwia drgnęła. – Byłaś tam, no
tak… To zupełnie inna sytuacja i to ja raczej byłem stroną defensywną.
- No… Ja
nie wiem, czy wpychanie się komuś w związek to taka defensywa… - próbowała
podroczyć się Oliwia, ale spojrzawszy w śmiertelnie poważne oczy Damiana
zrozumiała, że dotknęła czułego punktu i lekko pożałowała.
-
Wpychanie? – odpowiedział nad wyraz spokojnie Damian, ale oczy wyrażały inny
ton. – Chcesz poznać tę historię? To było pięć lat temu, ona była wolna, gdy ją
poznałem. Wzięło mnie, była młodziutka ale jednocześnie bardzo dojrzała i urodą
i charakterem. Zasadnicza, rozumna, sympatyczna i tak dalej. Spotkałem się raz,
drugi, trzeci. I na czwartym spotkaniu pojawił się ktoś jeszcze. Jej chłopak, o
którego istnieniu dowiedziałem się minutę wcześniej. No cóż… Byłem
rozczarowany, to delikatne słowo, ale niech tam… On dość wojowniczo nastawiony
z oskarżeniem, jak ty… Mimo tego zachowałem spokój, choć gówniarz wyraźnie
prowokował. Raz tylko powiedziałem coś spokojnie, ale na tyle dobitnie, że
musiał schować się za plecami Ani, hehe… Wtedy mnie to nie śmieszyło, dziś tak.
Zasłużył na coś więcej wtedy. Ale jak widać, los sprawiedliwy i po kilku latach
zostało mi dane, by wypłacić dług z nawiązką. Tyle. Już wszystko jasne, czy
dalej uważasz, że się komuś wpychałem? – spojrzał spokojnie, jakiś ból i gniew
gdzieś uleciały.
- No hm,
żartowałam trochę z tym wpychaniem… - wydukała z trudem Oliwia, będąc pod
wrażeniem tego wyznania uczynionego przez gruboskórnego, zamkniętego w sobie
kibola. Takie niespodziewane otwarcie się, wprawiło ją w osłupienie. – I nie
znalazłeś sobie innej dziewczyny? – zaskakując samą siebie, zadała kolejne
osobiste pytanie.
- Nie
szukam. Jak coś, to się sama znajdzie. Nie chcę mieć dziewczyny ot tak, żeby
była. Musi być wyjątkowa. Po prostu.
- Co
musi się mieścić w tej wyjątkowości?
- Uroda,
zniewalające oczy i uśmiech. Piękne włosy. Musi być szczera i uczciwa, to
podstawa. Wierna rzecz jasna. Inteligentna a przynajmniej choć trochę rozumna.
Dowcipna, chociaż trochę błyskotliwa, cierpliwa, choć odrobinę wyluzowana, z
dystansem do siebie i rzeczywistości. Musi umieć słuchać, zwłaszcza
mądrzejszych od siebie a nie tylko gadać głupoty. Mieć zasady, honor, słuchać
dobrego amerykańskiego rapu z ubiegłego wieku, jeździć na wyjazdy z naszą ekipa
i w sporach historycznych dotyczących wojny domowej w Hiszpanii stać po stronie
generała Franco – palnął ze śmiechem, kończąc ten festiwal wymagań i
spoglądając na sąsiadkę. – Ile ty z tego spełniasz?
- Jestem
cierpliwa. W trzymaniu mężczyzn daleko od siebie – dodała rozweselona
ślicznotka.
- Dobra,
dystans już masz, to fajnie…
- Do
mnie też trzeba mieć dystans. Z łapami – uprzedziła lojalnie, uprzejmym tonem.
-
Jeszcze się nie wpycham – podkreślił nieco złośliwie ostatnie słowo Damian. –
Dlaczego ty nie znalazłaś chłopaka? Co jest z tobą nie tak? Przynosisz ciągle
pecha? – ironizował w najlepsze.
- A skąd
wiesz, że nie znalazłam? – zapytała z nutką podejrzliwości.
- Bo
wtedy nie jechałabyś na ten wyjazd sama, nie puściłby cię.
- No
dobrze… Już powiedziałam wcześniej, jak ktoś chce tylko jednego, to niech
ucieka. Ja potrzebuję czasu.
- I
wszyscy ci, którzy do ciebie wystartowali chcieli dobrać się do twoich majtek i
nic więcej? – swobodnie zapytał Damian. – No cóż, faktycznie masz pecha.
Zaczynam się poważnie obawiać, czy nie będziemy mieli po drodze jakiegoś
wypadku tym autokarem…
- Bardzo
zabawne, zaprawdę – żartobliwie udała nieco nadąsaną. – Wszyscy to nie… Ale
inni jakoś… No nie podobali mi się, zresztą o kim my mówimy? Nie było iż aż
tylu, jeśli w ogóle ktoś był…
-
Kręcisz trochę, no dobra… Dziewica na pokładzie, hm… Nie bój się, z tyłu znajdziesz
pewnie wielu kolegów – zaśmiał się lekko i nie dając dojść do głosu nieco
zdegustowanej dziewczynie dodał szybko – Jakbyś miała zamiar się obrazić, to
przypomnę, że zasadniczość, jest jedną z tych cech, których u kobiet pożądam,
więc nie bierz wszystkiego na poważnie.
- A coś
na poważnie też umiesz powiedzieć?
- A co
byś chciała usłyszeć? Jakieś opowieści kibicowskie? Coś o starym, dobrym rapie?
Coś o generale Franco?
- A kto
to był ten Franco?
- Taki
jest stan wiedzy licealistek… - pokiwał głową z troską, jakby była upośledzonym
dzieckiem. – Franco to generał hiszpański, który w lipcu 1936 stanął na czele
puczu wojskowego wymierzonego w rząd republikański, zmierzający przekształcić
Hiszpanię w kraj socjalistyczny z mniejszymi, bądź większymi wpływami
bolszewików. Jednym słowem, dla nas bohater, dla nich tam teraz nie za bardzo,
no, ale czy widziałaś kiedyś jakiegoś mądrego Hiszpana? Ja też nie. Dobra,
przerwa na fajkę, widzę, że zjeżdżamy na stację. Potem opowiem ci całą historię
hiszpańskiej wojny domowej.
Leżąca
na łóżku Malwina drżała z emocji. Sunąca po jej ciele dłoń pięknej nauczycielki
obezwładniała ją. Usta Kamili całujące jej sterczące do bólu piersi, brzuch,
czy wydepilowany na zero wzgórek doprowadzały do eksplozji. Już dobre
kilkanaście minut obie zatracały się we wzajemnych pieszczotach. Przed chwilą
to Malwina smakowała ciało Kamili. Ku swemu olbrzymiemu zdziwieniu, nie miała
przed tym niemal żadnych oporów. Fakt, znalezienia się w tak niecodziennej
sytuacji, nie wpłynął na nią wybitnie deprymująco. Może poza samym początkiem.
Odważyła
się nawet wylizać cipkę starszej nauczycielki. Choć nie miała żadnego
doświadczenia, nawet ze swoim ciałem, to ciche jęki, które czasem dobiegały do
jej uszu, nakręcały ją i dawały satysfakcję. Potem role się odwróciły i to
Malwina rozłożyła się na łóżku a na kilka chwil między swoimi nogami poczuła
język Kamili, który doprowadzał ją do szaleństwa.
A n to
wszystko, gdzieś z boku patrzył Daniel. Długimi chwilami nie widziała go,
uniemożliwiała to jej pozycja. Ale po jakimś czasie zobaczyła. Już nie był w
ubraniu, te leżało na fotelu, podłodze. Nagi mężczyzna, pierwszy w jej życiu.
Wzrok Malwiny, jak przyciągany magnesem powędrował od ramion i klatki
piersiowej w dół. Spojrzała na penisa, jeszcze nie sterczącego, ale już dużego,
nabrzmiałego. Z wrażenia zamknęła oczy. To już? Teraz? Za chwilę wejdzie w nią?
W tych okolicznościach?
Gdy znów
otwarła oczy, zobaczyła schodzącą z łóżka Kamilę i wchodzącego w to miejsce
Daniela. Serce zabiło jej jak oszalałe. Przez głowę przebiegło milion
wątpliwości, ale żadnej z nich nie wyraziła głośno. Daniel chwycił jej stopy i
rozsunął szeroko patrząc w kierunku jej cipki. Poczuła się kompletnie
zniewolona tym spojrzeniem a na jej twarz wypłynął lekki rumieniec. Ten
mężczyzna patrzył na jej nagą, bezbronną, najbardziej intymną część ciała.
Następnie przejechał po niej palcami, wywołując u Malwiny niezwykle przyjemny
dreszcz. Cały czas była wilgotna, ale teraz poczuła, że jest tam już nie tyle
wilgotno, ile prawdziwie mokro.
Daniel
zbliżył się jeszcze bardziej do niej. Oparł jej długie nogi na swoich barkach i
sam pochylił się nad nią. W tej pozycji Malwina poczuła się totalnie
ubezwłasnowolniona. Do jej nozdrzy dotarł zapach mężczyzny. Daniel wciąż
pieścił jej cipkę, ale już nie dłonią. Teraz przesuwał po niej czubek swojego
penisa, co doprowadzało Malwinę do wrzenia. Zaczęła drżeć na całym ciele, dając
sygnał, że dłużej nie wytrzyma. Daniel odebrał to właściwie. Jego penis znalazł
wejście i naparł do przodu. Malwina drgnęła jeszcze mocniej i jęknęła głośniej.
Nie bolało, przynajmniej niezbyt mocno. A już na pewno ból nie tłumił rozkoszy
wywołanej wejściem twardego penisa, który po kilku centymetrach zatrzymał się.
- Jesteś
we mnie…! – jęknęła, choć ten fakt dopiero trafiał do jej świadomości.
Daniel
oparł swe dłonie na rozłożonych szeroko rękach dziewczyny, obezwładniając ją
tym samym jeszcze bardziej. Tak jakby napawał się wijącym się pod nim ciałem
dziewczyny, która nie była w stanie zapanować nad swoim ciałem. Swój szeroko
rozszerzone źrenice kierowała w oczy znajdującego się nad nią Daniela. W
niesamowity sposób pobudzał jej ciało. Wycofał się nieco swoim penisem i
zaatakował raz jeszcze. Potem ponowił tę czynność, wbijając się nieco głębiej.
Rozumiała, że jest zbyt ciasna na bardziej zdecydowane ruchy a Daniel nie
chciał sprawiać jej bólu i pchać się na siłę. Jego czułość, dbanie o to by nie
sprawić jej bólu i dać wyłącznie rozkosz… Ten duchowy czynnik doprowadzał ją do
szaleństwa jeszcze bardziej, niż doznania fizyczne i to on sprawił, że z jej
ust zaczęły wydobywać się regularne, drżące jęki.
Tym
bardziej, że Daniel delikatnie i powoli, ale konsekwentnie zapuszczał się w nią
coraz głębiej. Jego oczy patrzyły na Malwinę z namiętnością, uwagą, jakby nie
przejmował się tym, że tuż obok na fotelu siedzi jego naga żona. Malwinę lekko
krępowała jej obecność, wolałaby zostać ze swoim kochankiem sam na sam, ale
przecież nie mogła tego zaproponować. A w tym momencie było to już zresztą
obojętne. W jej cipce coraz sprawniej poruszał się penis Daniela. Penetrował
ją, sprawiając coraz większą przyjemność. Wbijał się w nią trochę szybciej,
trochę głębiej. Malwina czuła się kompletnie zdominowana. Leżąc pod Danielem,
chłonęła jego zapach, jego wzrok, każdy ruch jego ciała, był dla niej niezwykłym
doznaniem. Nie liczyła się z orgazmem, zależało jej tylko na tym by trwało to
jak najdłużej. Mogła leżeć tu całymi minutami, wręcz godzinami, nawet dniami!
Wręcz nie wychodzić z łóżka, tylko czuć tego wspaniałego mężczyznę nad sobą,
dotykać jego ramion, słyszeć jego przyspieszony oddech i czuć jego penisa
poruszającego się cipce aż po samą wieczność… Boże! Zamknęła oczy, czując jak
niemal traci świadomość, mięśnie się napinają, ciało wije jak oszalałe,
wyrywając się prawie z kontroli Daniela a z jej ust wydobywa się głośny, wręcz
przeraźliwy jęk.
Tomek
nie lubił włóczenia się wieczorami po mieście. Chyba, że tylko po znanych sobie
pubach, w swojej dzielnicy. Ale teraz wraz z kolegą siedział w barze „Amazonia”
na drugim końcu miasta, na nieznanym sobie terenie a po drugiej stronie stołu
miał dwóch młodych chuliganów klubu piłkarskiego.
Wolał
się nie odzywać, zostawiając prowadzenie rozmowy koledze.
-
Karbit, jak to w końcu z nim było? – Kolega Tomka zwrócił się do jednego z
rozmówców, tego, który miał zdecydowanie sympatyczniejszą twarz.
- Ja tam
do końca nie wiem. Ale ktoś mówił, że wyrzucili go z ekipy, bo pisał bzdury
jakieś na necie, na forach. To znaczy, pisał za dużo, w ten sposób może… - dość
dyplomatycznie wyraził się Karbit.
- Co to
znaczy, za dużo? – nie ustępował kolega Tomka, Albert.
- No nie
wiem… W sensie, wytykał błędy, czy coś. Obśmiewał jakieś wydarzenia. Ponoć była
taka sytuacja parę lat temu, że mieli jechać gdzieś na wyjazd. No i nikomu się
nie chciało, więc nikt nie pojechał, tylko Damian, bo załapał się na wyjazd
autokarem z piłkarzami. No i nasi potem w necie pisali, że zebraliśmy się w
czterdzieści osób, ale mieliśmy inne ważne sprawy do załatwienia i
zrezygnowaliśmy z wyjazdu, kto ma wiedzieć, ten wie i takie tam… No i Damian to
przeczytał i wygarnął na forum, które cała Polska czytała, że to gówno prawda,
nie było żadnej zbiórki, bo nikomu się nie chciało a na wyjeździe był tylko on
sam. No i takie rzeczy... I niektórzy się trochę powkurwiali na niego. Za takie
właśnie rzeczy.
- A
jeszcze coś? Słyszałem, że niby zwiał na jakiejś zadymie z żydkami, czy coś…
- Hehe,
stary, to jest taka opowieść, niektórzy opowiadają, ale chyba nikt w to nie
wierzy, bo jak ta zadyma była, to jego już dawno w ekipie nie było, więc wiesz…
- No to
czemu opowiadają?
-
Miejska legenda. Nie lubią go, to opowiadają. A czemu w ogóle pytasz?
- Dobra,
słuchaj… - Albert ściszył głos. – Jest taka sprawa, że… Wiem, że go nie
lubicie, za te różne sprawki i to, że teraz siedzi w ekipie żużlowej… No i
wiesz, on podpadł także komuś gdzie indziej… I chciałbym, żeby wiesz… Żeby ktoś
go nauczył moresu, że tak powiem.
- Uhm… -
skinął głową Karbit. – Proponujesz nam gówniana robotę, zupełnie niehonorową…
- Stary,
wiem, trudno… Wiem także, że możecie coś zarobić.
- Żartujesz?
Ile?
- Dwie
stówy.
- Jaja
sobie robisz. Wiem, że niektórzy są na niego cięci i wpierdoliliby mu za darmo,
ale tak się nie da. Po pierwsze, kurwa, no… - Karbit potarł twarz. – Są starzy,
Maks, Komen, czy Smok, oni by się trochę wkurwili, choć po prawdzie już się tak
nie angażują, więc…
- No
właśnie – wszedł w słowo Albert. – Skoro się nie przejmują… Kto teraz rządzi w
ekipie?
- No
niby my… - Karbit popatrzył w twarz siedzącego obok, milczącego do tej pory
wyższego kolegi. – Ja, Cyklon… Jest jeszcze paru. Starzy, jak starzy, bardziej
organizacyjnie działają.
- No to
w czym problem? Skoro oni organizacyjnie a wy rządzicie bojówką, robicie akcje…
- No bo
kurwa, mówię… On był w ekipie i wiesz… Zaliczył sporo wyjazdów, bywał na
akcjach, w którymś momencie był praktycznie jednym z rządzących… Są zarzuty,
ale kurwa nie ukrywajmy, część jest z dupy wziętych.
- Dobra,
bulimy podwójnie. Po dwieście dla was. Jak chcecie jeszcze kogoś wziąć na
akcję, to przecież nie mówicie, że bierzecie kasę za to.
- Hehe,
no nie wiem, nie wiem… - wahał się Karbit.
- Dobra,
kurwa, bierzemy – odezwał się dość głębokim głosem milczący do tej pory Cyklon
i na tym swój wywód zakończył.
Wystarczyło,
by Tomek poczuł chłód na swoim ciele.
Oliwia z
ulgą wracała do domu. Z ulgą, bo zmęczona wyjazdem, jak i przygnębiona nieco
niektórymi wydarzeniami, chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju.
Ale wracała też z lekkim niedosytem i rozczarowaniem. Albo oczarowaniem.
Damian
pokazał swoja drugą twarz. Zastanawiała się ile ich jeszcze miał? Najpierw jako
twardy kibol, z honorem, choć może nienajlepiej pojmowanym. Silny,
niekoniecznie fizycznie, przede wszystkim charakterem, lojalny wobec kolegów,
przyjaciół. Nie uciekający przed problemami, raczej starający się je rozwiązać.
Nie bojący się konsekwencji swoich czynów. Taki męski dość. Imponowało jej to.
A teraz…
Erudyta w kapturze. Historyk w sportowych butach adidasa. Znawca wielu tematów
polityczno-społecznych, o czym mogła się przekonać w czasie trzygodzinnej
podróży powrotnej. Opowiadał o życiu kibicowskim, scenie, wydarzeniach, samych
kibolach, tak, że przyjęła jego punkt widzenia w dużym procencie. Wyłożył jej
na jak na talerzu wszystkie kłamstwa mediów, zawiłości, niuanse, o tym jak
media manipulują informacjami. W wielu przypadkach musiała się z nim zgodzić. Mądry
chłopak. Mimo, że pozornie łysy kibol w kapturze.
Zaraz,
czy on nie ma żadnych wad? Musi mieć! Śmierdzi fajkami, choćby to. No i trochę
bezczelny, momentami chamski, może zbyt pewny siebie?
Jeszcze
ta jego opiekuńczość. Rozbawił ją, gdy z troską pytał, czy na pewno ma
pieniądze, by kupić sobie coś na stacji. Troszczył się tak o każdych nowych
ludzi w grupie jadącej na wyjazd? Czy tylko w stosunku do niej? Nie wiedziała…
Ale
Damian to nie Oskar…
Właśnie,
co u niego? Od piątku nie wysłał żadnego smsa, nie zadzwonił… Dlaczego? Zaczęła
odczuwać pewną tęsknotę. Może zazdrość?
Jeden i
drugi to dwa inne światy. Oskar to bawidamek, niekoniecznie w złym tego słowa
znaczeniu. Po prostu lubił towarzystwo kobiet, zresztą same mu się pchały w
ręce, to nie jego wina. Towarzyski, elokwentny, wygadany, umiejący zażartować,
opowiedzieć coś ciekawego, nie dało się przy nim nudzić. No i przystojny jak
model z plakatu. Miał podejście do kobiet. Dusza towarzystwa. Idealny kandydat
na męża. Zachichotała na myśl o tym, jak daleko wybiegła w przyszłość.
Raz
jeszcze poczuła ulgę, gdy zobaczyła zaparkowanego busa pod płotem. Brat wrócił,
pewnie jest w domu, więc wszystko w porządku. Teraz tylko przemknąć tak, by nie
zauważyli czerwonego znaku na czole. Po co mają się denerwować. Chociaż matka,
jutro w szkole pewnie zauważy. Ech, to dopiero jutro…
Suma
szczęścia w życiu równa się zero.
Malwina
wracała przez park na trzęsących się nogach. Szła jakby otumaniona, oszołomiona
przebiegiem dzisiejszego dnia, niemal nie zwracając na nic uwagi. Nie mogła
uwierzyć, że to się stało, że uczestniczyła w czymś takim. Wciąż bulgotały w
niej emocje. I nic dziwnego.
Wyszła w
południe ze swego mieszkania jako dziewica. Wracała jako kobieta. I to w jakich
okolicznościach… Było tak cudownie! Najpierw pieszczoty z piękną kobietą, potem
czuły seks z mężczyzną, który zawsze jej imponował. Na oczach jego żony. Cóż,
wolałaby, gdyby tej żony tam nie było, ale widać nie można mieć wszystkiego.
Nieważne. Seks… Jaki seks? To była miłość, to było kochanie. Te kilka chwil z
Danielem wynagrodziły jej wszystko i następnym razem mogłaby to zrobić na
oczach połowy miasta.
To był
chyba najpiękniejszy dzień jej życia. Najważniejszy, najwspanialszy. Tylko co
będzie dalej? Próbowała ostrożnie wybadać na pożegnanie, ale nie uzyskała
niczego pewnego, w sumie trudno się dziwić. Jak to będzie? Może będą takie
spotkania organizować częściej? Może niekoniecznie on i ona, może tylko sam
Daniel? Może Daniel częściej zaprosi ją na obiad? Uwielbiała jego towarzystwo.
Tylko co dalej? Przecież to niemożliwe by rozwiódł się z żoną, nie no… Więc jak
to będzie? Będą żyli tak i robili to co dzisiaj? Ech, po co sobie zawracać tym
głowę… Chociaż kto, jak kto, ale ona często wybiegała daleko w przyszłość,
starając się ją przewidzieć tak jak i konsekwencje swoich czynów, to dziś...
Nie, dziś było zbyt pięknie, by zatruwać sobie głowę jakimiś problemami.
Boże,
kochała, pożądała i czuła się kochana i pożądana. Już wybiegała w przyszłość.
Ona, konserwatywnie wychowana dziewczyna, w myślach przypominała sobie każdą
sekundę tego dnia, każdy dotyk Daniela, każdy ruch jego penisa w niej. I już
myślała o tym, jak następnym razem weźmie jego penisa w swoje usta i ze
wszystkich sił będzie się starała zrobić mu tak samo dobrze jak on jej dziś.
Jak posłusznie wypnie swój tyłek, po to by chwycił ją mocno za biodra i wszedł
w nią, posuwając rytmicznie, tak aby czerpał z tego jak największą przyjemność.
W każdej sekundzie swojego życia będzie dawać mu maksimum szczęścia.
Szła aleją, zaciskając ręce z radości. Suma
szczęścia równa się zero. To znaczy, że matka miała rację i teraz wszystko się
odmieni?
Bezgranicznie
szczęśliwa, całkowicie pochłonięta rozpamiętywaniem ostatnich godzin nie
widziała neonów na sklepach. Nie widziała mijającego ją chłopaka w kapturze na
głowie, z papierosem w dłoni. Nie widziała słupów na drodze. Nie widziała dziur
w alejce.
Nie
widziała też dwóch zbliżających się w szybkim tempie młodych mężczyzn.
Dlatego
cios, który na nią spadł, był kompletnym zaskoczeniem. Drugi pozbawił ją tchu,
trzeci sprawił, że do oczu napłynęły łzy. Sekundę później poczuła jakiś dziwny
zapach na chusteczce przytkniętej do jej nosa. Czuła, że traci świadomość.
Ostatnimi rzeczami, które zarejestrowała, były widok rozdzieranej przez
napastników sukienki i przebiegająca przez jej głowę myśl, że czasem
najpiękniejszy dzień w życiu, może być także najokropniejszym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz