CELEBRITIES I. Model numer 7.
Wtorek
Jakub stał za plecami swoich towarzyszy.
Krople potu coraz gęściej pokrywały jego czoło. Nieznacznie uniósł M-16 w górę.
Już to kiedyś zrobił. Za chwilę powtórzy. Ale jeszcze nie teraz. Niech oni
wykonają jeszcze to co do nich zależy.
- Cel! – usłyszał głos dowódcy batalionu
piechoty, majora Dawsona.
Jeszcze sekunda i jedenastu katalońskich
partyzantów, buntowników, separatystów, czy jak ich tam zwano, w zależności od
miejsca, czy to był Madryt, czy Bruksela, czy Barcelona – przestanie oddychać.
Zadbać o to miały karabiny nieistniejących formalnie ochotniczych grup
szturmowych walczących przeciwko żołnierzom zbuntowanej Katalonii. Grup,
złożonych z ochotników spływających z Europy. Głównie z państw
wschodnioeuropejskich. Ale ochotnicy, ochotnikami a dowódcą i tak zawsze był jakiś
Jankes.
- Pal! – ryknął Dawson.
Z sześciu karabinów poszło sześć serii.
Ciała buntowników nie zdążyły runąć w przepaść, gdy odezwał się siódmy.
Sekunda, dwie, trzy, cztery. Pięć?
Niedawni towarzysze broni legli, nie wiedząc nawet, że umierają. Jakub
pomyślał, że to śmierć, chyba najgorsza z możliwych. Ale nie miał wyrzutów
sumienia.
Strzelał ze zbyt bliskiej odległości, by
spudłować. Moment zaskoczenia dołożył swoje.
Odwrócił się. Błyskawicznie podszedł do
siedzącego nieco dalej ministra spraw wewnętrznych Hiszpanii, odbitego kilka
minut wcześniej z rąk bandytów, patrzącego na wszystko z otwartymi szeroko
oczami. I ustami.
- Pani ministrze… W moim interesie jest
to, by ta wojna trwała jak najdłużej – odezwał się Jakub niemal przepraszającym
tonem.
I strzelił.
Jak dobrze, że są jeszcze takie miejsca
jak jaskinie. Big Brother nie zobaczy, NASA nie wytropi. Nikt nigdy nie pozna
prawdy o tym wydarzeniu. I bardzo dobrze.
Raz jeszcze ogarnął wzrokiem miejsce
krwawego starcia, w którym obie strony konfliktu wystrzelały się wzajemnie w
wyniku czego śmierć poniósł członek rządu hiszpańskiego i spokojnym krokiem
opuścił jaskinię, kierując się w dół wzgórza.
Nowiutki, niemal prosto z fabryki
śmigłowiec wojskowy Guardiola-7, rok produkcji 2032 niewzruszenie czekał na
swojego pilota.
- Czy porucznik Dawidowski, jest już
przeba… - ledwo uchyliły się drzwi lekarskiego gabinetu i zobaczyli w nich
głowę jakiegoś łebka.
- Człowieku, przecież widzisz, że badanie
jest w trakcie! – powiedział głośno kapitan Bielski. – Niech się tam w sztabie
nie zesrają, przekaż im, że stawi się za trzydzieści minut! A teraz zmiataj!
Drzwi zamknęły się błyskawicznie.
- No, to by było na tyle – odezwał się
tym razem dużo spokojniej do pacjenta. – A teraz możesz opowiedzieć mnie
pierwszemu, co tam się stało, zanim dorwie cię Szczurek z ekipą.
- A o czym tu gadać – wzruszył ramionami
Jakub, naciągając koszulę. – Była zadyma, Są trupy… Wszystko.
- Współczuję ci tego przesłuchania. W
dupie mają to, że zostałeś ranny, przemaglują cię na wylot, wiesz jacy są…
- Chuj z tym… Godzina przeleci a potem…
- Potem urlop, dwa tygodnie, na koszt
Madrytu… Ech, życie, jak w… - nie dokończył lekarz a potem spojrzał czujniej na
kolegę z oddziału. – Gdzie polecisz?
- Do Warszawy. Mam tam parę spraw do
załatwienia.
- Spraw? Ty… Słuchaj… A jak tam z twoją
sprawą? – spojrzał jeszcze uważniej na interlokutora.
- Jaką sprawą? – Jakub udał, że nie
zrozumiał.
Czuł, że niepotrzebnie się wygadał
wcześniej. Ale z drugiej strony musiał to zrobić. Wygadać się trochę, dotrzeć
do jakichś szczegółów, poznać opinie… Zresztą, co w tym złego? Przecież
chodziło tylko o dziewczynę. No, może nie do końca…
- Nie udawaj. Chodzi o tego robota. O to,
o czym gadaliśmy wtedy. To jest ta sprawa? Nie rób jaj… Naprawdę sobie
sprawiłeś? Ten ostatni model? Siódemkę? To byłoby… - zapowietrzył się lekko,
nie znajdując odpowiedniego słowa.
- Tak, kupiłem – poddał się Jakub. Nie
było sensu kryć się. – Ale pamiętaj, to zostaje między nami!
- Ja jestem lekarzem a nie z WSW… No mów,
bo jestem cholernie ciekaw!
- Ale o czym mówić? Przesłałem im
wszystkie dane, tam do Japonii. Wszystkie. Cechy charakteru, wygląd,
zachowanie, wszystko co tylko mogłem…
- Ale człowieku…! Ty mówisz o siódemce!
Nie o jedynce, czy choćby trójce! To jest siódemka!
- Tak, wiem przecież, uspokój się trochę…
Wiesz przecież jak te roboty robili. Jedynka to była taka fajna wersja lalki
dmuchanej. Taka chodząca, mówiąca i tak dalej. Potem co roku ulepszali,
wychodziły cuda a teraz…
- A teraz jest model numer siedem –
uzupełnił lekarz. – Czytałem recenzje, to się nie różni od człowieka,
wyobrażasz to sobie? Ja rozumiem postęp technologiczny, no, ale…
- No, ale co? Siódemka, czyli praktycznie
człowiek. Jedyne co ma w sobie elektronicznego, to mózg, czyli system
centralny. I to wszystko. Cała reszta to człowiek. Tkanka tłuszczowa,
mięśniowa, krew… Całe to gówno – obrazowo, jednym słowem określił najnowsze
arcydzieło japońskiej technologii Jakub.
- Ja pierdolę… Czy ty wyobrażasz sobie
jak byliśmy młodzi…?
- Ja jestem młody, mam równo
trzydziestkę.
- No tak, ale jak mieliśmy naście lat,
widzieliśmy w telewizji tą tam… Jak jej…? Rihannę, czy inne te takie… I teraz…
- I teraz masz taką Rihannę w domu. O ile
stać cię na sześćdziesiąt tysięcy euro. No i masz jakieś jej DNA.
- No właśnie. Chłopie, nie żal ci tyle?
Toż to chyba wszystko, co na tej wojnie zarobiłeś…?
-
Jak walczysz o miłość, to cena nie gra roli – patetycznie wygłosił Jakub
wstając z krzesła. Wolał uniknąć drażliwego tematu pieniędzy.
- I to jest ta miłość? Mogłeś sobie
zamówić ta aktorkę młodą amerykańska… Jak jej…? A nieważne, kurwa. A ty co
sobie wymyśliłeś? Jakąś prezenterkę pogody? – odezwał się kierując wzrok w stronę
opuszczającego gabinet porucznika.
- Nie znasz się kolego, nie znasz…
Piątek
Zerknął na zegarek. Była osiemnasta. Już
powinna tu być. Przynajmniej taką godzinę podał przedstawiciel handlowy
japońskiej firmy „Yu Hu Yuuu!”.
Poczuł jak się poci. Zdarzało się to
zdecydowanie zbyt często. Ale nic to. Była osiemnasta i po raz tysięczny stanął
mu przed oczami jego własny pokój w małej miejscowości pod Poznaniem. A w tym
pokoju on sam, Jakub junior oglądający prognozę pogody na TVN. Chociaż w dupie
miał pogodę, bo liczyło się coś innego.
Prezenterka. Smukła o nieco smutnym
spojrzeniu. Blondynka o figurze modelki. Pogodynka o głosie, którego brzmienie
wyrwałoby go z grobu. Nazywała się Agnieszka Cegielska. Kim były przy niej
wszystkie jego rówieśniczki, czy inne gwiazdy z TV?
Oglądanie prognozy pogody stało się dla
niego rytuałem, jak mecze ligi mistrzów dla piłkarskich kibiców. Każdego dnia
oglądał wszystkie możliwe programy w telewizji by znaleźć się sam na sam z
Agnieszką. Nie liczyło się nic innego.
Parę lat minęło, Na rynku pojawiła się
firma „Yu Hu Yuuu!”.
W 2024 roku zaoferowała pierwszy model
czegoś w stylu uczłowieczonego robota. Taki nieporadny trochę, sztuczny, z wadą
wymowy, z kiepskimi ruchami, mało kreatywny. Ale to było coś.
W jego głowie zakiełkowała już wtedy
pierwsza myśl. Ale nie miał stu tysięcy euro w kieszeni.
Potem przyszedł czas na drugi model, na
trzeci, kolejne. Ulepszone, z poprawionymi usterkami. Spadły nieco ceny,
szczególnie tych starszych. Ale nie kręciło go to, wolał czekać. A nuż za rok,
za dwa, za pięć…
2029 rok to piątka i rewolucja w świecie.
Robot gadał już jak człowiek. Zachowywał się jak człowiek. Ale wciąż nim nie
był. I wciąż nie było możliwości stworzenia kogoś konkretnego na życzenie. To
znaczy były, ale jakieś gwiazdki z mediów. Które najpierw głośno protestowały,
ale później skutecznie zamknięto im jadaczki konkretnymi sumami zaoferowanymi
przez żółtków.
I wreszcie rok ubiegły. 2032. I model
numer siedem. Jeśli piątka była rewolucją, to siódemka arcydziełem arcyrewolucji.
Japończycy wyczuwając doskonale
zapotrzebowanie rynku osiągnęli możliwość stworzenia praktycznie dowolnie
wskazanego człowieka. Wystarczyły do tego dwie rzeczy. Kod DNA i ewentualne
wskazówki od klientów chcących zmienić cokolwiek w tym kodzie. Czyli
przekładając to na język ludzki, jeżeli klient chciał stworzyć ideał, który
osobowością dorównywałby wyglądowi człowieka, którego zechcieliby sobie
„kupić”, to mogli słać listy z konkretnymi życzeniami.
Mało tego, samego „człowieka” można było
regulować za pomocą pilota. Przynajmniej w kilku punktach. Mając ograniczone
możliwości finansowe, Jakub wybrał tylko jeden, chyba najważniejszy. Ten
regulujący kwestię uległości. Skala od jeden do trzy. Gdzie jeden oznaczał
pewien poziom niezależności, nieco wyższy od zwykłego, autentycznego dla danego
modelu, dwa – poziom nieco poniżej średniego i trzy – praktycznie pełen stopień
uległości.
Nie mógł sobie tego wyobrazić. Niemal
dostał drgawek, leżąc w łóżku i pocąc się. Czuł jak w majtkach robi się zbyt
ciasno.
Moce przerobowe firmy były ogromne.
Stworzenia człowieka zajmowało góra dwa tygodnie.
Dokładnie czternaście dni temu, Jakub
wysłał próbkę kodu genetycznego do siedziby firmy w Hiroshimie a wraz z nią
litanię życzeń. No i trzeci drobiazg - sześćdziesiąt tysięcy euro na konto. A
po tym wszystkim już tylko czekanie na…
Kroki na hotelowym korytarzu. Pukanie do
drzwi. Jakub poczuł serce skaczące do gardła.
Na drżących nogach skierował się ku
drzwiom. Nie potrafił się opanować. Sece waliło jak młot. Sięgnął w stronę
klamki. Ręka drżała jeszcze bardziej, niż reszta ciała.
Ostatnia sekunda… Sekunda, na którą
czekał praktycznie piętnaście lat.
- Dzień dobry – usłyszał głos, który
mógłby obudzić go pewnie i w trumnie. A potem zobaczył usta wypowiadające
kolejne słowa – Wreszcie się spotkaliśmy.
- Dzień dobry Agnieszko – wyleciało z
wyschniętego gardła. Oto był moment, w którym mógł zwrócić się do pięćdzies…
Nie, do dwudziestoośmioletniej prezenterki po imieniu. – Wejdź proszę.
Nikt nie byłby w stanie domyślić się, ile
kosztowało go uniesienie ręki i skierowanie jej w stronę smukłej blondynki. Ta
odwzajemniła gest. Dotyk jej dłoni doprowadził go niemal do zawału. Zadrżał i
zawstydził się. Ale dziewczyna nie zareagowała w żaden prześmiewczy sposób. Jej
oczy spoglądały na niego. Jakub długo nie chciał wypuścić jej dłoni ze swego
uścisku.
- Mam dla ciebie prezent- piękność
sięgnęła w kierunku torebki. – To zabawne, ale ktoś bliżej mi nieznany
poradził, że to cię bardzo ucieszy – uśmiechnęła się sympatycznie a Jakub
poczuł, że odlatuje gdzieś w kompletnie nieznane mu rejony świadomości.
Wyciągnęła dłoń z pilotem. To był ten
prezent.
- Usiądź proszę – wskazał dłonią krzesło,
przy stoliku. Prezenterka posłusznie udała się we wskazanym kierunku a on
wreszcie bez skrępowania mógł rzucić okiem na całą sylwetką. Na efektowne buty
na wysokim obcasie. Na zgrabne łydki schowane tylko pod pończochami. Na uda i
pośladki kryjące się pod spódniczką. Ogólnie na nią całą. Na blond włosy upięte
w koński ogon. Na tę najpiękniejszą z możliwych twarz pokrytą dyskretnym
makijażem. Na jej oczy, o których można by napisać osobną książkę. Na jej
szerokie, lekko zaciśnięte usta.
I na pilota trzymanego w swojej ręce.
Minęło dopiero trzydzieści sekund a on
już wiedział, że było warto. Było warto wydać sześćdziesiąt tysięcy euro. Było
warto zarobić je, wstępując do ochotniczych wojsk wspomagających rząd
hiszpański walczący na półwyspie iberyjskim ze zbuntowaną Katalonią. Zarobić w
trakcie przedłużającej się wojny. Wojny, w trakcie której on sam, nieco ponad
trzy miesiące temu znalazł kontakt do jednej z grup anarchistycznych, by
sprzedać jej informację o podróży ministra spraw wewnętrznych Hiszpanii
udającego się do katalońskiej Taragony, by wesprzeć lojalne rządowi madryckiemu
bojówki.
Nie czas teraz, by przypominać sobie o
tym, jak wszedł w posiadanie tych tajnych informacji. Jak anarchiści ostrzelali
kolumnę samochodów, sześć kilometrów przed miastem, uprowadzając ministra i
dwóch jego współpracowników. Jak owi napastnicy zostali zaskoczeni przez inną
grupę, dziwnym trafem nie wiedzącą nic o planach pierwszej. Jak minister został
uprowadzony ostatecznie przez nikomu nieznanych ludzi i przez trzy miesiące
przetrzymywany w miejscu odosobnienia. Jak próby wzięcia okupu spaliły na
panewce. Jak w związku z tym trzeba było przedsięwziąć bardziej radykalne
metody polegające na akcji w górach i jaskini w Pirenejach, trzy dni temu.
Wszystko to gówno. Teraz liczyło się
tylko to, że jest w hotelu Donald w Warszawie. A w wynajętym przez niego na
tydzień pokoju, konkretnie przy stoliku obok łóżka siedzi marzenie jego
młodości. Siedzi i pilnie się w niego wpatruje, sprawiając swoim wzrokiem, że
nogi Jakuba czuły jakby stały w twardym już betonie.
- Herbata? – wydusił z siebie porucznik.
- Chętnie się napiję – odparła uprzejmie,
przenosząc swój wzrok na przedmioty znajdujące się w pokoju.
Wyszedł do małej kuchenki. Spojrzał w
lustro. Poprawił nieco przekrzywione okulary. Ugładził gęste, czarne włosy.
Wyprostował się. Chyba i tak nie dorówna jej wzrostem, szczególnie, gdy ta
stanie na swych szpilkach.
- Wiesz, nawet nie wiem, jak tu się
znalazłam – uśmiechnęła się niemal przepraszająco, gdy usiadł w końcu po
drugiej stronie stolika. – Pokłóciłam się z mężem, chyba jest już po wszystkim…
- lekko posmutniała. – Ale mam nadzieję, że u ciebie znajdę jakieś pocieszenie
– spojrzała w jego oczy a ten wzrok, te słowa, ten głos, doprowadziły go niemal
do szaleństwa.
Niesamowite… To działało tak, że… Tak,
jakby żyła prawdziwą Agnieszką. Tak jakby była faktycznie człowiekiem żyjącym
od dwudziestu ośmiu lat. Ze swymi własnymi wspomnieniami, problemami,
radościami, smutkami. Tak, jakby naprawdę dzisiaj wyrwała się z ich własnego
miasta i przyjechała tutaj.
Tak, jakby była prawdziwą Agnieszką a nie
robotem stworzonym w ciągu ostatnich dwóch tygodni w fabryce w Hiroshimie.
- Być może twój mąż nie zasługuje na
ciebie – rzucił pierwszy lepszy tekst, jaki przyszedł mu do głowy.
- Tak uważasz…? To miłe z jednej strony,
ale on… Zresztą, czy musimy tu mówić o niemiłych rzeczach? I dlaczego tak
przyglądasz się tej zabawce, zamiast zająć się mną? – rzuciła dość krytycznym
tonem.
Faktycznie, Jakub mało dyskretnie
przeglądał funkcje pilota. Nie było ich wiele, w zasadzie tylko jedna włączona.
Z podświetloną jedynką. Zrozumiał zresztą to, usłyszawszy jej ton. Mógł
przełączyć na dwójkę, ale to by było zbyt łatwe. Ambicja mu nie pozwoliła.
Chciał przekonać się co potrafi przy tak kobiecej a jednocześnie nieosiągalnej
prezenterce.
- Może po prostu nie wychodziło wam w
łóżku? – rzucił odważnie. Mając tak super potężną broń jak pilot do zmiany
nastrojów, mógł sobie pozwolić na taka odwagę.
- To nie było miłe – spojrzała z lekkim
dystansem.
- Przepraszam, ale chciałem tylko poznać
przyczynę owej kłótni. A także twoje życie seksualne, być może on cię nie
zadowalał i… - zapalał się coraz bardziej, odzyskując pewność siebie.
- Kuba – to już nie był dystans, tylko
niesmak. – Nie będziemy rozmawiać o żadnym seksie, dobrze? To naprawdę nie
twoja sprawa.
Westchnął w duchu. Skoro tak… Niby bawiąc
się pilotem wcisnął dwójkę. Z bijącym sercem oczekiwał efektu. Zauważył, że
Agnieszka minimalnie drgnęła.
- Przepraszam – tyle potrafił dać od
siebie. – Ja uważam, że to ważne a dodatkowo chciałbym bardzo cię poznać od tej
strony – czuł, że jego język jest znów wyschnięty.
- Może masz rację – jej łagodniejszy głos
znów wstrząsnął jego sercem. To działa! – Aczkolwiek trochę mnie to krępuje…
- Może trochę wina, dobrze? Poprawi
nastrój.
Znów wyszedł do kuchenki, wracając po
chwili. Zauważył, że dziewczyna jest w pewien sposób milsza, jakby wyczekiwała
jego powrotu. Rzuciła na niego pełne oczekiwania spojrzenie, od którego
zagotowało mu się w spodniach.
- No to co z tym seksem? – zapytał dość
bezceremonialnie. Poczekał aż Agnieszka upije spory łyk wina.
- Ech… Akurat tam jest dobrze… Chyba.
- Naprawdę? – Poczuł ukłucie zazdrości. –
On jest tak dobry? Nigdy nie myślałaś o innym partnerze?
- Naprawdę – jej wielkie oczy znów
utkwiły w jego własnych wywołując gęsią skórkę. – Nie sądzę byś chciał pytać o
szczegóły.
Pokiwał głową. Szczegóły chciał znać, ale
niekoniecznie w związku z tym tam jej… Typkiem.
Wzięła kolejny łyk. Dobrze, dobrze… Niech
zadziałają także bardziej konwencjonalne metody. Jeszcze kilka minut dość
neutralnego gaworzenia o ogólnikach, takiego krążenia wokół tematu i…
- No to powiedz. Często uprawiasz seks?
- Z nim? No tak, przecież z nikim innym…
- zaśmiała się cicho, jakby zawstydzona poczynioną uwagą. – To zależy jak dla
kogo, ale często. Raczej tak. W każdym razie mnie to satysfakcjonuje. Zresztą
wiesz, ja jestem taka dziwna może, bo uprawiam seks tylko z miłości a jego ko…
- urwała, jakby nie wiedząc jak formułować zdanie dalej.
Co jej tam zapisali w tym mózgu? Jaka
była przyczyna owej kłótni? E, czy to ważne?
- Może on jest zbyt wyuzdany? Albo
przeciwnie, ty? – pytał, starając się nadać swemu głosowi normalne brzmienie.
Normalne, ale z odrobiną czułości, zainteresowania.
- Nie, raczej nie… - odparła ostrożnie a
na jej twarz wypełzł lekki rumieniec. Jego powód został wyjaśniony sekundę
później. – Wiesz, krępuje mnie to trochę a ty zadajesz śmiałe pytania. Ja w
zasadzie nigdy nie rozmawiałam o tym z nikim, jeśli chodzi o mężczyzn. Zresztą,
może tylko z jedną koleżanką, albo dwiema…
- Myślałem, że staliśmy się dość bliscy
sobie i możesz mówić o tym szczerze.
- Szczerość nie musi pokrywać się z
otwartością, Jakubie – jej czysty jak łza, spokojny, zrównoważony głos
doprowadzał go do palpitacji serca. Znów poczuł jak jego ciała zaczyna drżeć.
Opanował się, sięgając po wino.
- Rozumiem. Ale wiesz chciałbym coś
wiedzieć i odpowiedz mi chociaż na takie pytanie… - jej oczy utkwiły w jego.
Speszył się, ale ochłonął. Miał przecież jeszcze ostateczną broń w postaci
pilota. – Powiedz mi co zrobiłaś najdziwniejszego, najdzikszego, najbardziej
odbiegającego od normy, jeśli chodzi o seks?
- Hm… - opuściła wzrok, uciekając gdzieś
w bok. Skrępowanie widoczne było gołym okiem i Jakuba niezwykle to kręciło.
Czuł, że wydobywa z niej najintymniejsze tajemnice, o których nikt na całym
świecie, poza jej mężem nie miał pojęcia. – To długa historia… - głos tym razem
był pełen zawahania, ale Jakub czekał, czując, że dziewczyna powie wszystko. – Mąż
zainscenizował taką historię, to znaczy upozorował swoje porwanie, czy coś…
Miałam się stawić w jedno miejsce w lesie z czymś w rodzaju okupu a w środku
trasy porywacz zadzwonił do mnie, z żądaniem abym… - ponownie spuściła głowę. –
Abym rozebrała się do bielizny i szła tak przez las. A potem do naga… I tam
przejęła mnie jedna wysłanniczka tego gangstera i związała w jakimś
pomieszczeniu. A tam…
- A tam co? – zapytał nerwowo Jakub nie
wierząc własnym uszom. – Powiedz, skoro dotarłaś już tak daleko…
- Tam, naga, związana, wypięta z opaską
na oczach zostałam… No wiesz… - znów jej oczy uciekły w bok a twarz była już
niemal czerwona. – Nazwijmy to, że zapłaciłam okup. Ale tym kimś okazał się sam
mąż, który po wszystkim wyjaśnił mi całą tą hecę. Przyznaję zaskoczył mnie
mocno, choć do podobnych zagrywek z jego strony byłam przyzwyczajona, ale nigdy
do czegoś aż tak nieprawdopodobnego.
Jakub przymknął oczy przetrawiając to co
usłyszał. Ta delikatna, pełna zmysłowego wdzięku Agnieszka, idąca naga lasem,
prowadzona posłusznie na rzeź przez jakąś inną kobietę a potem… Zerżnięta,
zgwałcona? Przez własnego męża.
Tak wyglądało życie seksualne tej z
pięknej prezenterki? Jakie jeszcze perwersyjne tajemnice chroniła w swym
umyśle?
Poczuł niezwykłe podniecenie, połączone z
zazdrością. Gdyby ktoś wtedy w szkole wiedział… Nie rozmawialiby o niczym innym
całymi tygodniami.
- Nie spodziewałem się czegoś Az tak…
Perwersyjnego.
- Jesteś zniesmaczony? – zapytała z uwagą
a w jej głosie wyczuł jakby lekką nutkę niepokoju mile łechcącą jego ego.
- Nie, nie… Tylko zaciekawiony – nerwowo
poprawił się na krześle dopijając wino i wlewając w pustą już szklankę
dziewczyny. Z satysfakcją zauważył, że i ona nie jest już chyba tak sztywna,
jak na początku.
- Dziwnym trafem, wielu ludzi interesuje
moje życie – pozwoliła sobie na luźną a jednocześnie niedwuznaczna uwagę.
- Mnie interesuje, bo interesujesz mnie
ty – przystąpił do ataku, kładąc rękę na dłoni blondynki. Drgnęła, ale nie
uciekła. – Dlatego tak chciałbym wiedzieć o tobie tyle… W zasadzie wszystko. A
może nie tylko wiedzieć – przypuszczał szturm dalej, wiedząc, że długo nie
wytrzyma.
Atmosfera stała się już niemal nieznośna.
W spodniach miał tak olbrzymią erekcję, że aż bolało. Jej obecność, jej zapach,
jej oczy… Ona sama w całości i w detalach. Tutaj. I jest tylko jego. Czy raczej
może być. Jeśli nie teraz, to po jednym manewrze z pilotem w dłoni. Ten stan
niezwykłego erotyzmu, niepewności tego co stanie się dalej, oczekiwania nie
mógł trwać w nieskończoność. To musiało się skończyć I to dużo prędzej, niż
później.
- Co masz na myśli?
- To, że bardzo się cieszę, że siedzisz
tu ze mną – jej spojrzenie wywołało kolejną eksplozję w jego duszy. – Ale
bardzo, naprawdę bardzo chciałbym zobaczyć cię w takiej sytuacji jak w tym
lesie. Że idziesz nago… - dalej nie dokończył, czując, że głos grzęźnie mu w
gardle.
Drgnęła. Jej dłoń wysunęła się spod ręki
chłopaka.
- Jakubie, bardzo cię lubię, naprawdę… -
ciekawiło go, czy to kurtuazja, czy stopień drugi, czy ona tak naprawdę… - Ale
obawiam się, że nie jest to możliwe, wiesz przecież. Kłótnia, kłótnią, ale…
- Agnieszko – Jakub wstał, z trudem
starając się ukryć erekcję. Na szczęście prezenterka patrzyła gdzie indziej.
Podszedł do niej, stanął za krzesłem, kładąc swe dłonie na ramionach
dziewczyny. – Jesteś kimś niezwykłym, stąd moja prośba. Bardzo chciałbym
zobaczyć cię nago – z drżeniem serca wypowiadał słowa, których nigdy nie
odważyłby się wyznać. Tak to jest, że odwaga przybywa, gdy ma się przy sobie
bardzo poważne argumenty.
- Myślę, że nie dojrzeliśmy do tego. Ja
mam wciąż męża – jej głos brzmiał łagodnie, ugodowo, ale jednocześnie dość
niezłomnie.
- Który zostawił cię – nieco przekłamał
fakty by osiągnąć odpowiedni cel. – To ja tu jestem z tobą teraz i ja chcę
widzieć twoje piękne ciało… - przemawiał żarliwie.
- Jakubie, to nie jest tak – pokiwała
głową a zapach jej włosów stał się jeszcze bardziej zmysłowy. – Oboje siebie
nawzajem zostawiliśmy, nawet nie… W każdym razie…
- Ja nie mógłbym od ciebie uciec, nie
jestem w stanie pomyśleć byś choć przez sekundę znajdowała się sama… - jego
dłonie niecierpliwie zjechały nieco w dół, rozgrzane palce dotknęły lekko
odsłoniętego dekoltu olśniewającej blondynki. Ta wreszcie zareagowała ostrzej.
- Jakubie, proszę! – Jej głos wciąż dość łagodny,
stał się jednocześnie ostry. Wstała i odwróciła się twarzą w kierunku
porucznika. – Jesteś za bardzo nachalny, już powiedziałam, że takie rzeczy nie
wchodzą w grę.
Stojąc wyprostowana z uniesioną głową,
piękna, niezdobyta, nieprzystępna tak bardzo przypominała czasy gimnazjalne, iż
Jakub był absolutnie pewien, że jej mąż nie dostrzegłby różnicy między
prawdziwą Agnieszką a modelem numer siedem.
Jej spojrzenie padło nieco w dół. Jakub
już się nie krępował. Nie miał powodu.
- Zobacz jak na mnie działasz – szepnął
głośno, patrząc intensywnie w oczy prezenterki. Jej wzrok taktownie opadł
jeszcze niżej, wbijając się w podłogę. Podniecony już do granic Jakub z
napięciem czekał na słowną odpowiedź Agnieszki.
- Strasznie mnie to cieszy, naprawdę,
ale… - jej głos brzmiał niemal przepraszająco. – Ale to nie tak… Nie teraz…
Czuję, że chyba będę musiała wracać…
- Nie pozwolę ci wrócić! – wydukał z
siebie łamiącym się głosem Jakub i błyskawicznie znalazł się przy pogodynce.
Objął ją rękoma i nie bacząc na nic przywarł ustami do jej szyi. Ta drgnęła.
- Jakub, przecież mówiłam… - może nie
było w tym wielkiej siły, tak, jakby nie była do końca przekonana o słuszności
swoich poczynań, ale jednak dość stanowczo wyrwała się z jego objęć. – Nie,
naprawdę… Jesteś miły, ale… Ale ja muszę wracać… Tak nie może być…
- I nie dasz mi nic z siebie? Naprawdę? –
spróbował ostatniej szansy. – Pragnę widzieć cię nago…
- Ja też wielu rzeczy pragnę – spojrzała
na niego rozwartymi oczami. – A nie zawsze je dostaję.
Odwrócił się. Pożądanie zwyciężyło.
Drżącą ręką chwycił pilota, wciskając trójkę. Nie obchodziło go to, czy wygląda
z tym dziwnie, czy nie. Czy Agnieszka zauważy jakiś bezsens sytuacji, czy nie.
Ważniejsze było co innego.
Znów wychwycił wzrokiem lekkie drgnięcie
dziewczyny. Widocznie tak to działało. Ale on już nie chciał czekać, sprawdzać,
czy coś wydarzy się samo z siebie. Odłożył pilota i gwałtownym ruchem znalazł
się raz jeszcze przy prezenterce, biorąc ją w objęcia.
- Nie dam ci wyjechać! – wycharczał,
czując jednocześnie, jak jej opór maleje. W zasadzie sprowadził się do pół
kroku w tył i oparcia o ścianę. Nic więcej. Jakub poczuł jak krew uderza mu do
głowy. Nie czekając ni sekundy, szalonymi ruchami zaczął rozpinać białą koszulę
Agnieszki. Pomyślał, że zemdleje. Po uporaniu się z ostatnim guzikiem, coraz ciężej
oddychającej prezenterki, rozwarł szeroko koszulę. Nogi się pod nim ugięły.
Wpatrywał się w piersi swojej młodzieńczej miłości opięte czarnym stanikiem.
Poczuł potężny zawrót głowy i to, że nogi praktycznie odmawiają mu
posłuszeństwa.
- Jakub, Boże… Proszę, przestań –
usłyszał jękliwy szept Agnieszki i spojrzał w jej wilgotne, lekko rozchylone
wspaniałe usta. Ten widok dopełnił wszystkiego.
- Nie mogę przestać. Kocham cię Agnieszko.
Naprawdę, mocno. Jesteś całym moim życiem – wypalił, stawiając wszystko na
jedną kartę. Nie musiał się już hamować, nie musiał się niczego obawiać.
Odpowiedzią był cichy, przeciągły jęk dobywający się z tych nieziemskich ust.
Zrozumiał, że dokonało się. Że padł
ostatni bastion oporu. Że teraz już tylko…
W szalonym pędzie, niemal zdarł z niej
koszulę i ściągnął spódniczkę z niemym zachwytem przypatrując się długim nogom
Agnieszki schowanym w większości pod łagodnymi w dotyku samonośnymi
pończochami. Nie czekał. Sam w ekspresowym tempie pozbył się ubrania,
pozostając jedynie w slipkach i pchnął niemal bezwładną dziewczynę w kierunku
łóżka.
Ciężko oddychając, napędzany
testosteronem wskoczył na łóżko w następnej sekundzie. Zatrzymał się na chwilę,
patrząc na leżącą pod nim w samej bieliźnie piękną prezenterkę, wpatrującą się
w niego szeroko otwartymi oczami. Na moment wróciły wspomnienia z gimnazjum.
Czy wtedy mógł się spodziewać…
Nie, nie mógł.
Błyskawicznie przywarł do niej całym swym
ciałem. Musiała wyczuć jego naprężonego członka na swoim łonie, bo drgnęła. Ale
on nie dał jej ani chwili spokoju. Za pomocą drżących rąk pozbył ją stanika i
przyssał się ustami do sterczących sutków. Boże… Niemal oszalał.
Ale po chwili się oderwał. Nie chciał
zwlekać, jakby mimo wszystko obawiał się, że dziewczyna jakimś cudem rozmyśli
się i sobie pójdzie. Położył swe dłonie na jej biodrach wsuwając palce pod
majtki, po czym zaczął zjeżdżać w dół. Agnieszka posłusznie uniosła biodra i
majtki nie napotykając na opór znalazły się w dłoniach Jakuba. Ale on nie
patrzył na nie, tylko w to jedno magiczne miejsce, pokryte lekkim, kobiecym
owłosieniem. Wszystkie bariery zostały pokonane. A on…
A on, opuścił w końcu slipki, drżącą
dłonią ujął swego penisa i począł naprowadzać go w kierunku cipki. Zetknął się
z nią… Naparł… Zobaczył, jak olśniewająca piękność porusza się po łóżku nieco
żwawiej czując kontakt z jego penisem… Zobaczył jak po chwili zastyga w
bezruchu, jej usta rozchylają się a oczy rozszerzają jeszcze bardziej…
Wiedział dlaczego. Jego penis znajdował
się już w środku i agresywnie parł do przodu.
- Aaach… - usłyszał lekko przeciągły jęk,
po którym jego penis stwardniał jeszcze bardziej, choć wydawało się to już
niemożliwe.
Jej cudowne, długie nogi, szeroko
rozłożone… Jej niewielkie, ale nader pociągające piersi unoszące się w szybkim
oddechu… Jej rozchylone, wilgotne usta… Jej zamknięte oczy… Błogi wyraz twarzy…
I jego penis. W samym środku nieprzystępnej, niezdobytej piękności.
To działo się naprawdę. Czekał chyba ze
dwadzieścia lat. I się doczekał, posuwał piękną prezenterkę, jak swoją
własność. No cóż, była w końcu jego własnością.
Znów położył się na niej, starając się
przybrać jak najwygodniejszą pozycję. Znów jego usta zajęły się jej piersiami,
liżąc je, przygryzając sutki. Po czym kierował się wyżej, starając się
pocałować Agnieszkę posuwającą się delikatnie w górę i w dół, dokładnie w rytm
jego ruchów.
Panowanie nad jej ciałem i te jej ruchy
świadczące o tym, że piękna pogodynka jest zdana na jego dominację, na jego
pieprzenie, doprowadziły Jakuba niemal do obłędu. Jego penis buszował w jej
cipce jak oszalały. On sam zaczął nagle posuwać się dużo szybciej. Tak jak
powiedział, rzeczywiście czuł, że kocha Agnieszkę, ale delektowanie się jej
ciałem było za słabe. Teraz czuł, że musi przyspieszyć. Tak mu rozkazywały
hormony, tak mu kazało nieziemskie wręcz podniecenie.
Było ono zbyt wielkie, by te miłosne
zapasy mogły trwać długo. Piękna blondynka leżąca pod nim kompletnie uległa,
jej szeroko rozłożone długie nogi… Jej rozchylone usta i wydobywające z nich
ciche pojękiwanie… Jej zamglony wzrok… I jego kutas penetrujący jej cipkę jak swoją
własność…
To nie mogło trwać długo i Jakub wiedział
o tym. Uniósł się znad ciała blondynki, chwycił jej uda, jakby rozsuwając
jeszcze szerzej i w tej pozycji ułatwiającej penetrowanie, przyspieszył rytm
jeszcze bardziej. Jego sterczący jak dąb penis grzmocił mokrą cipkę blondwłosej
piękności w ekspresowym tempie, z każdym ruchem zbliżając się do orgazmu
wszechczasów. Jakub przymknął oczy, czując, że spełnienie jest o krok. W
następnych kilku sekundach poczuł jak mięśnie całego ciała napinają się do granic
a on sam strzela całym ładunkiem swojego nasienia.
Opadł na bezwładne ciało Agnieszki, po
czym zsunął się z niej na poduszkę raz jeszcze delektując się wspomnieniem tego
co wydarzyło się chwile wcześniej. Zerknął na leżącą obok dziewczynę.
Zachowywała się podobnie. Widocznie bardzo się jej to podobało i Jakub poczuł
sporą satysfakcję. Nie wiedział wprawdzie czy też miała orgazm, ale chyba tak…
- Ty też doszłaś? – zapytał dość naiwnie.
Nie usłyszał odpowiedzi. Wciąż leżała a
on mógł bezkarnie spoglądać na jej nagie piersi unoszące się z jej każdym
kolejnym oddechem. Bezmyślnie gapił się na lekko zadarte w górę sutki.
Wyglądały niezwykle ponętnie.
- Przytul mnie – usłyszał w końcu słaby
głos Agnieszki.
Czemu nie? Przysunął się bliżej i
troskliwym gestem wyczytanym gdzieś w jakichś poradnikach internetowych
przykrył ją kocem. Poczuł żar jej nagiego ciała. I coś niewiarygodnego.
Oto kilkadziesiąt sekund po wytrysku,
jego członek znów budził się do życia. Wiedział, że obecność kobiety jego
marzeń, nagiej, gorącej, uległej będzie go stymulować jak nic innego, ale żeby
aż tak?
Leżeli obok siebie a on już kombinował,
jak tu doprowadzić do powtórki. Może jeszcze nie teraz, jeszcze kilka minut.
Teraz wypadałoby coś powiedzieć. Ale co? Przecież nie powie jej, że kiedyś była
prezenterką, w której zauroczył się po uszy. Opowiadanie o rozwodzie też mija
się z celem. Przecież ona tak naprawdę nie jest mężatką. Jest modelem numer
siedem, skonstruowanym właśnie w taki sposób, jak jej ludzki pierwowzór.
Przez głowę przechodziły mu setki myśli.
Chciał się wyżyć. Także słownie. Zapytać ją, jak lubi być pieprzona, jak daleko
sięgają granice perwersji, czy uwielbia być rżnięta jak dziwka, czy jest w
stanie spełniać wszystkie jego polecenia. Nie no… To ostatnie pytanie było raczej
bez sensu.
Zastanawiał się, czy nie przełączyć ją na
dwójkę, bądź nawet jedynkę. Co by było? Czy wstałaby jak oparzona, chcąc wyjść?
A może nie? Może zostałaby przy nim? Coś takiego byłoby jeszcze wspanialsze,
niż to, że pieprzy się z nim w zasadzie tylko dlatego, że pilotem wcisnął
przycisk z numerem trzy.
Wzrokiem poszukał pilota. Znalazł i
wychylił się chcąc sięgnąć po niego.
- Gdzie uciekasz? – zatrzymał go namiętny
głos blondynki. – Chodź tutaj.
Zatrzymał się.
- Nie mam dość – wyszeptał o niej. – Chcę
jeszcze.
- Przecież dopiero skończyłeś – zobaczył
jej lekko zdziwiony wyraz twarzy.
- Ale chcę poznać twoje ciało, wstań
proszę.
- Ale po co?
- Chcę zobaczyć to czego jeszcze nie
widziałem – słowa wypowiadane przez niego potęgowały ponowną erekcję. – Chcę
zobaczyć twój tyłeczek, dotknąć go, wylizać…
Zobaczył rumieniec wypływający na jej
piękną twarz. Cudowny, ludzki odruch, który sprawił, że penis stał już dość
wyraźnie na baczność.
Pomógł jej w podjęciu decyzji, zsuwając z
niej koc. Powolnym ruchem uniosła się, patrząc pytająco na Jakuba. Widocznie
nie bardzo wiedziała czego on do końca chce a jej uległa osobowość zdawała się
na jego polecenia.
Podnieciło go to jeszcze bardziej.
- Chodź pod ścianę – zarządził zduszonym głosem.
Prezenterka posłuchała a on pożądliwym wzrokiem gwałcił jej całą sylwetkę.
Długie nogi i … I coś, co wreszcie mógł oglądać bez skrupułów i bez przeszkód.
Jej nagie pośladki. Nagi tyłek pięknej blondynki znajdował się teraz
kilkadziesiąt centymetrów przed jego oczami. Przed jego dłońmi. Nie mógł się
pohamować. Ręce jakby żyły własnym życiem, znalazły się na tych pośladkach,
przesuwając się po nich, masując, ugniatając. Boże, co to było za uczucie!
Jego penis nie potrzebował niczego
więcej. Stał twardo, gotowy do wejścia.
- Wypnij się! – Nakazał, a pogodynka
posłusznie odsunęła się trochę od ściany, wypinając swoje sprężyste pośladki w
kierunku Jakuba.
Ten pomyślał, że zaraz oszaleje. Czuł się
ich władcą. Miał je przed sobą, mógł z nimi robić wszystko. Ale to za chwilę.
Niecierpliwie rozsunął nogi Agnieszki jak najszerzej. Drżącą dłonią chwycił
swojego penisa i nakierował go tam gdzie trzeba. Wyczuł, że jej cipka jest
wciąż mokra. To dobrze. Znalazł wejście i centymetr po centymetrze zaczął
wsuwać się w nią, aż zniknął niemal w całości. Towarzyszący temu wydarzeniu
przeciągły jęk dziewczyny sprawił, że zaschło mu w gardle.
Chwycił prezenterkę za biodra starając
się unieruchomić ją w swym uścisku. Był niezwykle podniecony, ale nie aż tak,
jak za pierwszym razem. Z tego względu patrzył na to wszystko co się dzieje,
nieco chłodniejszym okiem. Jeśli można było mówić o jakimkolwiek chłodzie…
Patrzył bardziej metodycznie, starając się delektować tym co widzi i że nie
jest to żadną bajką, choć takową mogło się wydawać.
Konkretnie rzecz biorąc patrzył w dół na
swojego penisa. Na to jak znika i pojawia się. Pchał do przodu, starając się by
wchodził na całą długość a ciche jęki rżniętej piękności utwierdzały go w
racji. Pchał i patrzył na swojego penisa. Jak pojawia się i znika. Pojawia i
znika. Pojawia i znika. Raz, drugi, trzeci, piąty, dziesiąty, dwudziesty…
To nie bajka, jego twardo stojący kutas
znikał w rozgrzanej, wilgotnej cipce olśniewająco pięknej gwiazdy telewizji.
Z uwagi na przeżyty niedawno orgazm,
wiedział, że tym razem będzie potrzebował większej ilości czasu. Ale nie
przeszkadzało mu to, wręcz przeciwnie. To było więcej czasu na delektowanie się
jej wypiętymi pośladkami i widokiem znikającego w cipce kutasa. Ale postanowił
coś zmienić.
- Chodź na łóżko – zarządził. – O, tak…
Manewrował w ten sposób, że prezenterka
wciąż stała, opierając się dłońmi o łóżko. W ten sposób jej pośladki napięły
się jeszcze bardziej, były niemal twarde jak skała. A on znów wchodził w nią,
teraz już szybciej, mocniej, głębiej. Tak, w tej pozycji odczuwała jego kutasa
jeszcze bardziej. Wiedział o tym. Nieco głośniejsze jęki doprowadzające go
prawie do zawału serca przekonywały go zdecydowanie.
Rżnął ją, teraz już tak naprawdę. Silnie
trzymał za biodra, parząc na jej długie nogi na ich napięte mięśnie. Na wypięte
do granic możliwości pośladki. I wchodził jak oszalały na całą długość, Az jego
podbrzusze uderzało o nagi tyłek pięknej blondynki. Znów poczuł zbliżający się
finisz. I dobrze, bo grzmocenie choć tak nęcące, stawało się jednocześnie
trochę męczące. Jeszcze bardziej przyspieszył ruchy doprowadzając Agnieszkę do
głośniejszych jęków. Jeszcze chwila, jeszcze sekunda i…
Zalał jej cipkę po raz drugi. Czuł jak
nogi drżą i ze zmęczenia i z innych powodów. Z satysfakcją dostrzegł, że wypuszczona
z jego dłoni blondynka osuwa się bezwładnie na łóżko. Znów mógł oglądać jej
nagie ciało w pełnej krasie.
Ale było już po wszystkim. Teraz
potrzebował odpoczynku. Oboje potrzebowali. Był wieczór, ale jeszcze nie aż
taki późny. Może za godzinę, może za dwie… Ale teraz…
Przytulili się do siebie mocno,
nakrywając kocem. Chłonęli swoje rozpalone, nagie ciała.
Aż w końcu zasnęli.
Nie zdążył obudzić się z myślą, że to już
koniec tej wojennej gry. Gry naznaczonej śmiercią, cierpieniem, prześladowaniem
tysięcy ludzi, w czym on miał tak wielki udział. Że to początek czegoś
wielkiego, wspólnego życia z młodzieńczą miłością. Wspólnego mieszkania,
dzielenia swych trosk i radości.
Codziennego seksu, dzikiego i
romantycznego, agresywnego i zmysłowego. I każdego innego. Z nią, z Agnieszką
Cegielską.
Nie zdążył. Ze snu wyrwał go huk
eksplozji, dobiegający wprost z drzwi wejściowych. To znaczy z tego miejsca,
gdzie wcześniej się znajdowały. Teraz przez otwór wbiegały postacie w czarnych
mundurach z karabinami w dłoniach.
- Porucznik Jakub Dawidowski, nie ruszaj
się, jesteś… - usłyszał głos dobiegający z zamaskowanych kominiarką ust lidera
grupy.
Obudził się za późno, by wymyślić coś
mądrzejszego. Ułamek sekundy zadecydował. W tym ułamku stanęły mu przed oczami
wszystkie jego grzechy popełnione w czasie wojny. Wiedział co to oznacza.
Dwadzieścia pięć lat, bo na więcej nie pozwala polskie prawo. I tak jak wczoraj
piękny sen przybrał formę realizmu, tak teraz, gdy czuł już szczęście
namacalnie, nagle wszystko runęło w przepaść.
Poczuł skurcz w gardle, rozpacz w umyśle.
Ułamek sekundy. Błyskawicznym, jak nigdy wcześniej ruchem wyciągnął spod
poduszki broń i wycelował w dowodzącego grupą.
Na jeden wystrzelony pocisk dostał
odpowiedź składającą się z kilkudziesięciu naboi. Śmierć dopadła go, nim zdążył
rzucić ostatnie spojrzenie w bok na miłość swego marnego życia.
Dowódca opuścił karabin przygryzając
wargi. Ściągnął kominiarkę a jego opalona twarz przybrała dość ponury wyraz. Nie
poszło tak jak pójść powinno. Nie docenili determinacji podejrzanego. Trzeba
będzie złożyć obszerniejszy, niż zwykle raport.
- Zabezpieczyć miejsce, zająć się
kobietą, wezwać techników – wydał rozkazy. Przez chwilę pokręcił się po
hotelowym pokoju w myślach układając odpowiednie słowa.
- Szefie, telefon od ministra spraw
wewnętrznych – usłyszał głos dobiegający z korytarza.
- Kapitan Krystian Ronaldziński –
zameldował się oficjalnie ministrowi. W zasadzie głupio tak było przed
Biedronką, ale tutaj, w obecności kolegów z grupy, ze sztabu musiał być
oficjalny. – Nie, nie udało się. Był zdesperowany, wyciągnął broń i strzelił.
Nie mieliśmy wyjścia… Nie, nic mi nie jest, będę wieczorem… Tak, dziewczyna
przeżyła, ale nie wiemy kto to, nie ma jej w żadnej ewidencji… Dobra, rozumiem,
nie będziemy się tym zajmować, to sprawa służb, rozumiem - nerwowo pogładził
wolną dłonią swoje nażelowane włosy.
Jeszcze chwilę rozmawiał, nieco szerzej,
znajdując jakieś bardziej dyskretne miejsce z boku, po czym ustawił swą grupę w
szeregu .
Cała czwórka była łudząco podobna do
siebie. W zasadzie wyglądali jak bracia.
- Ronaldżewski – wskazał pierwszego. – Ty
masz jeszcze dzisiaj pracę, będziesz osobiście obstawiał premier Piłkarz
podczas zakupów karpia świątecznego. Ronaldziuk – kiwnął na drugiego. – Ty już
się zwijaj i jedź do ministerstwa sprawiedliwości. Minister Sztuka zażądała byś
osobiście dostarczył jej hamburgera. Ronaldzian – klepnął w ramię trzeciego. –
Ty masz ten Taniec z Gwiazdami dzisiaj, więc też już jedź a ty Ronaldźewicz
–podniósł głowę na czwartego. – Hm… Minister Biedronka polecił byś stawił się
wieczorem w jego rezydencji ze mną w celu złożenia raportu. Tego nie rozumiem,
zawsze składałem sam, cóż… Minister widocznie ma swoje powody – zakończył swój
wywód.
Spokojnym krokiem zszedł na hotelowy
parter.
- Kapitanie, macie jeszcze swoich ludzi
tutaj? – zaczepił go jakiś siwiejący sztabowiec w randze pułkownika.
- Nie – pokręcił przecząco głową. – Grupa
specjalna Model Sześć zakończyła już dzisiejsza akcję.
No powrót do bardzo wysokiej formy! Gratulacje!
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następne opowiadania.
Znasz moze blogi innych autorów? Podałbyś linki, moglibyśmy czytać w oczekiwaniu na twoje publikacje
OdpowiedzUsuńA są takie? Nic mi nie wiadomo, wejdź na portale z opowiadaniami, popytaj.
OdpowiedzUsuńKiedy cos nowego?
OdpowiedzUsuńPewnie, w któryś z najbliższych weekendów. Zresztą zostało mi jedno opowiadanie. Reszta nieukończona, plus dwie serie, która mają po 2-3 odcinki, ale do ukończenia jest jeszcze daleko, więc publikował na razie nie będę.
OdpowiedzUsuńSezon Studniówek rozpoczęty to może coś z Kamilą i Sebastianem na studniówce? :D
OdpowiedzUsuńSebastian trochę za młody na studniówkę. Może za trzy lata:)
OdpowiedzUsuńto taki przykład podałem :D
OdpowiedzUsuńGłównie chodzi mi o Kamilę na studniówce :)
ale to tylko luźna propozycja :)
to Ty piszesz więc Ty rządzisz :D
Moim zdaniem świetne opowiadania piszesz, tak trzymaj! :)
Propozycje i wskazówki są jak najbardziej mile widziane.
OdpowiedzUsuńTyle, że raczej weny brak i najbliższe opowiadanie może być ostatnim na dłuższy czas.
Wiesz, świetnie ci wychodzą sceny lesbijskie (np. między Patrycją a Kamilą w KN II, ew. niestety bardzo krótkie między Wiktorią i Kamilą w KN VII & Kamilą i Dominiką w DiK III). Wstaw czasem jakąś - mogę zapewnić że fani (do których się zaliczam) będą bardzo zadowoleni :).
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem znajomości moich tekstów:).
OdpowiedzUsuńOsobiście nie uważam, by wychodziły mi jakoś wybitnie dobrze, ale przyjmuję.
Wśród tych nielicznych opowiadań, które zacząłem, ale są już bliżej ukończenia, jest jedno z taką sceną (jeszcze do napisania). Kiedy zatem się ukaże i czy w ogóle - oto jest pytanie:).
A i właśnie w tej chwili naszedł mnie jeszcze jeden chyba fajny pomysł:).
Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Gdzie do Cholery jest kontynuacja?! Rok na nią czekam
OdpowiedzUsuńGdzie do Cholery jest kontynuacja?! Rok na nią czekam
OdpowiedzUsuńPięknie masz najebane w głowie koleś...
OdpowiedzUsuń