Łączna liczba wyświetleń

piątek, 25 marca 2016




KAMILA I SENNE MARZENIA XVII. Wyspa na Morzu Czarnym.

Spocona zwolniła tempo. Boże, co za upał. Ale swoje przebiegła. Jak na zwykłą kurę domową, której nagle do głowy przyszedł pomysł na zabawę w bieganie nie było źle. Nie miała żadnego licznika ze sobą, więc nie wiedziała, ile przebiegła, ale nie był to krótki dystans.
Ciekawe, co jej da ten tydzień… Gdy wróci do domu, Daniel z pewnością będzie zadowolony, bo przy tej temperaturze, ciało szybko nabierze odpowiednich kolorów. A czy i figura ulegnie poprawie? Nie no, tydzień to zdecydowanie za mało, ale przecież coś tam zaczęła ćwiczyć już przed wyjazdem, jeszcze w Polsce. No a i tutaj było coś na kształt siłowni, do której jednak momentami było ciężko się dopchać.
Zwolniła kroku. Jakieś trzysta metrów przed nią rozciągał się niewielki kompleks wypoczynkowy a tuż za nim błyszczała tafla Morza Czarnego. Gdzieś tam daleko, na horyzoncie zaznaczała się linia brzegowa Bułgarii. 
Spokojnie, lecz i z niechęcią schodziła ze wzgórza, łagodnie opadającego ku brzegowi wyspy. Z niechęcia, bo oznaczało to powrót do obowiązków. Choć po prawdzie mówiąc, jakich obowiązków? Młodzież była tak niesforna, rozpuszczona, że próba okiełznania jej graniczyła z cudem. Widziała to już podczas podróży, dlatego teraz odpuszczała, tak jak i inni wychowawcy, czy raczej opiekunowie.

Było ich tu, to znaczy, tych opiekunów, dziesięcioro. Dzieciaków w wieku gimnazjalnym niemal setka. Młodzież z różnych stron Polski od Sanoka, po Jelenią Górę. Ten rozrzut geograficzny tyczył się również wychowawców.
Załapała się trochę przez przypadek. Nie była tu do końca sama. Namówiła ją, jej młoda koleżanka, Dominika. Ach, Dominika… Kamila znów zamyśliła się nad wysoką, młodziutką blond… Nie, teraz już szatynką. Raptem dwudziestoczteroletnią.
Zaskoczył ją jej widok rok temu, we wrześniu. Jej niedawna uczennica z prowadzonej przez nią klasy, wróciła po czterech latach do swego liceum w roli nauczycielki. Poszła drogą swej licealnej wychowawczyni. Może poza specjalizacją. Kamila była polonistką, Dominika historyczką.
Historyczka, tak… Jak to wszystko ładnie wiązało się z pewnym mężczyzną… Mężczyzną jej życia, historykiem, wprawdzie tylko z pasji a nie z wykształcenia, ale jednak. Mężczyzną, który – tego była absolutnie pewna – kiedyś tam, wpadł w oko jej uczennicy.
A potem nawet widywał się z nią. Sporadycznie, jak zastrzegał a Kamila, mimo wszystko mu ufała. Widywał w kancelarii, gdzie pracował także brat Dominiki.
A teraz ta Dominika, co by nie powiedzieć, bardzo sympatyczna dziewczyna, widywała się już nie z Danielem, tylko z nią. Codziennie, w pokoju nauczycielskim, na szkolnym korytarzu.
Choć z początku, Kamila miała do niej pewien dystans, to jednak szatynka zjednała ją sobie. Sympatyczna, spokojna, raczej stonowana, wyważona. W zasadzie trochę przypominała jej nią samą. I trochę zdjęła z niej odium najpopularniejszej nauczycielki w szkole. Była na tyle ładną dziewczyną, że część dotychczasowych fanów królowej lodu, czyli Kamili, odwróciła się od niej, wpatrując się z nieco wyższą i młodszą o dziesięć lat koleżankę.
A to zdrajcy… Kamila zaśmiała się do siebie na tę myśl. Dobra, dość o Dominice.
Było tu też dwóch gimnazjalistów, ze szkoły, w której dorabiała, oprócz nauki w liceum. Gimnazjalistów, którzy zareagowali na ogłoszenie w szkole o koloniach w Bułgarii. No… Może nie tyle oni, ile ich rodzice. A i sama Kamila wkręciła się w ten tygodniowy wyjazd, mając na uwadze pensję dorównującą niemal nauczycielskiej.
To zdecydowało. Choć teraz nie była pewna, czy zdecydowałaby się raz jeszcze. Czasami są takie sytuacje, że żadna kasa nie zachęca do podjęcia pracy.
A może demonizowała? Może za bardzo wymagała świętego spokoju a to przecież młodzież, która ma swoje prawa? Nie będą przecież siedzieli grzecznie w pokojach przez cały tydzień, grając w jakieś gry na komputerach, czy innych smartfonach, co mogliby uskuteczniać nie ruszając się z Polski?
Kompleks zbliżał się z każdym krokiem a ona rzuciła okiem w lewo. Na plaży rozłożyło się kilka grupek, w sumie z kilkanaście osób. Młodzież nie próżnowała. I dobrze, lepsze to, niż jakieś głupie imprezy. Acz pewnie i na nie przyjdzie czas. I to chyba już dzisiaj.
Wychwytując kilka rzuconych na nią spojrzeń, odwróciła głowę i udała się w kierunku dużego budynku.

- Siemanko, widzę, że trzymacie się tylko w dwójkę. Nie znacie tu nikogo? – do młodych gimnazjalistów z Wielkopolski podeszło czterech chłopaków.
- Was też jest niewiele więcej – wzruszył ramionami niższy z chłopaków, blondyn z grzywką, Łukasz.
- No, ale my już zawarliśmy jakieś znajomości i tak konsolidujemy ten obóz, skoro mamy tu spędzić tydzień. Tak będzie lepiej, no nie?
Łukasz wzruszył ramionami, zerkając w bok. Jego towarzysz, wysoki, jak na piętnastolatka, Dominik w ogóle się nie odzywał. On taki był. Mimo wzrostu i ogólnego wrażenia, był nad wyraz spokojnym chłopakiem, nie szukającym z nikim zwady. Nie czuł też nigdy potrzeby gadania o byle bzdetach.
- Jakby co, ja jestem Oliwier – przedstawił się ten, sprawiający wrażenie lidera. – Ten obok mnie to Hasan, tamten Krystian a ostatni to Kacper.
- Bracia? – zainteresował się Łukasz, komentując dwóch ostatnich, którzy byli do siebie bardzo podobni. Różnili się nieznacznie, Krystian był łysy a Kacper miał krótkie czarne włosy. Dodatkowo ten pierwszy wyglądał na takiego, który spędził parę godzin w życiu na siłowni.
- Bliźniacy – wyjaśnił Krystian. – My idziemy dalej, dołączycie do nas? – to pytanie skierował do swych ziomków, Oliwiera i Hasana.
- Za chwilę, pogadamy jeszcze – odparł ten pierwszy i kontynuował. – Skąd jesteście?
- Południowa Wielkopolska – odparł lakonicznie Łukasz – A wy?
- Warszawa – odparł Oliwier tonem, który wskazywał na poczucie dumy. – Ale nie jesteśmy tacy – dodał po chwili. – Mogliśmy lecieć do Egiptu, czy gdzieś tam, ale wybraliśmy obóz w naszym bratnim, socjalistycznym kraju.
- Socjalistycznym? – zmarszczył brwi Łukasz. – Myślałem, że już od kilkudziesięciu lat nie.
- Racja, ale kiedyś było inaczej. I dzisiaj trzeba dążyć do tego by społeczeństwa naszych krajów znów zbliżyły się do siebie.
- Mówisz tak… Jesteś członkiem jakiejś organizacji?
- Jestem z Antify. Hasan też.
- Antifa… To ci, jak im tam… Anarchiści?
- Dokładnie tak. Mamy swoje cele w życiu, nie jak cała ta bezideowa…
- Hołota – dokończył Łukasz. Chciał jeszcze coś dodać, ale wzrok Oliwiera pomknął za jego plecy.
- Dobra dupa, dobra… Wiedziałem, że tu na obozie będą laseczki, ale, że akurat takie i to te starsze... Skąd ona się wzięła?
Leżący do tej pory na kocu Łukasz usiadł i obejrzał się do tyłu. Na znajdującej się jakieś dwadzieścia metrów od nich ścieżce wiodącej do budynku, w którym kwaterowali, zobaczył znajomą postać. Wysoką, smukłą, opaloną, z długimi, czarnymi włosami, związanymi akurat w koński ogon. Postać ta ubrana w krótkie spodenki i sportowy stanik, prezentowała się nadzwyczaj efektownie.
- A z Wielkopolski, jak i my – odparł Łukasz. – To nasza nauczycielka.
- Wasza nauczycielka? – powtórzył Oliwier. - Wśród opiekunów są też nauczycielki?
- Nie wiem, nie wnikam. Wiem, że ona jest. Uczy w liceum, jak i naszym gimnazjum.
- O, kurwa, jak by mnie taka uczyła… Czego uczy?
- Polskiego. I mnie akurat nie, mam lekcje z kimś innym.
- To masz pecha, bracie… Zajebista jest, ale ma nogi do ruchania… – Oliwier rzucił okiem na zgrabną półnaga sylwetkę nauczycielki, wpatrując się w nią z tak wielką fascynacją, że nie wyczuł żadnego ruchu obok siebie. – Do szkoły chyba nie chodzi w takim stroju?
- A u was w Warszawie chodzą? – kpiarsko zapytał Łukasz.
- No nie… Co za dupa… Jak znam życie, pewnie zadaje się z jakimś nietolerancyjnym, zacofanym, kapitalistycznym biznesmenem, żerującym na biedakach. Kurwa, już ja bym jej lekcji udzielił… Nie ona mi, tylko ja jej. Rzuciłbym ją na to biurko klasowe, zdarł z niej ten stanik, chociaż cycki ma chyba małe, jak widzę. Zdarł majtki i bym ja instruował z polskiego swoim…
Niespodziewany cios zakończył jego przemówienie. Oszołomiony, przez kilka sekund nie mógł zrozumieć co się stało. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że ten nie odzywający się do tej pory dryblas, wstał i z całej siły przywalił mu otwartą dłonią w łeb. Czuł ból. Z respektem spojrzał na drugiego z Wielkopolan.
- Zapomniałem powiedzieć, że Dominik akurat ma z nią lekcje, jak najbardziej i jest to jego ulubiona nauczycielka – poinformował Łukasz nie mogąc powstrzymać uśmiechu rozciągającego mu usta. – Generalnie Domino jest oazą spokoju, ale raz w roku zdarzy mu się zdenerwować. Więc chyba wyczerpałeś jego limit na najbliższy okres.
- Wyluzuj kolego – ton Oliwiera stał się dużo bardziej ugodowy, z namiastką płaczliwości. – Na żartach się nie znasz?
- Nie – odparł krótko Dominik i ze spokojnym wyrazem twarzy, jakby zawstydzony zaistniałą sytuacją wrócił na koc.

Nudziła się. Wzięła ze sobą dwie książki, ale nie potrafiła się w nie jakoś wgłębić. Nie wiedziała co w tym przeszkadza, czy to klimat tej wyspy, cztery kilometry od bułgarskiego brzegu, czy też klimat ośrodka. Konkretnie głośnej muzyki, dobiegającej z największej sali, znajdującej się na tym samym korytarzu. A dokładnie na jego końcu.
Klimat tego miejsca faktycznie nie działał na nią zbyt pobudzająco. Wyspa miała w przybliżeniu okrągły kształt, jej linia brzegowa wynosiła niespełna dziesięć kilometrów, wiec nie była za mała. Ale tylko jej zachodnia część, od strony Bułgarii była cywilizowana. W tej części zbudowano ośrodek wypoczynkowy.
Ośrodek. Szumna nazwa. Duży budynek przypominający więzienie, na dole którego znajdowała się recepcja z barem i restauracją. Właściciel, wraz z małżonką i dwójką nastoletnich dzieci byli jedynymi mieszkańcami wyspy. Poza nimi, nie mieszkał tu nikt. Zresztą i oni rezydowali tylko w okresie letnim, gdy ktoś wynajmował pokoje.
Poza budynkiem nie było tu specjalnie niczego więcej. Dwa małe boiska do gry w piłkę nożną, jedno uniwersalne, na którym można było zagrać tak w kosza, jak i siatkę, oraz dwa korty do tenisa. Wszystko dalekie od ideału, choć z drugiej strony nie w jakimś dramatycznym stanie.
Poza budynkiem i owym niezbyt bogatym terenem z boiskami, nie było tu w zasadzie nic, poza wąskim pasem plaży rozciągającym się dookoła wyspy. Kilkadziesiąt metrów od brzegu zaczynały się różnego rodzaju chaszcze, drzewa, nawet jakieś urwisko. Teren w głąb wyspy wznosił się w górę, jej szczyt na samym środku wynosił pewnie z pięćdziesiąt metrów nad powierzchnią morza.
Nie paliło się jej by tam wchodzić. Ale biegając zapuściła się nieco pod górką, potem z niej zbiegając. Dość surowy klimat wzbudził w niej niechęć. Przyjemniej było biegać po plaży.
Z uwagi na zerową obecność ludzi, bieganie było bezpieczne. Przynajmniej tak jej się wydawało. Ale przede wszystkim tak zapewniali i właściciele budynku i niektórzy z opiekunów.
Więc ufała im i to pierwszego dnia się potwierdziło. Ale z drugiej strony nie mogła się oprzeć jakiemuś nieprzyjemnemu wrażeniu. Temu, że tu nie do końca wszystko jest w porządku. Czym mogły być spowodowane te myśli? Sama nie wiedziała. Pewnie zwykły kobiecy irracjonalizm.
Ale ten klimat jakiś… Wyschnięte rośliny na wzgórzu to znaczy tam, gdzie teren zaczynał się wznosić. I jakiś obskurny budynek stojący na jego szczycie. Nie przyjrzała mu się, nie zainteresował jej zbytnio, ale nie sprawiał miłego wrażenia.
Może dlatego zapytała o niego w recepcji.
- To stary budynek, powstał podobno ponad tysiąc lat temu, w czasach cara Samuela – wytłumaczyła córka właścicieli. – Jest nawet dość znany, bo znalazła się część historyków, czy innych poszukiwaczy sensacji, twierdząca, że tu na tej wyspie, car Samuel ukrył część skarbów w trakcie najazdu wojsk Bizancjum, pod wodzą cesarza Bazylego. Ale nikt nigdy niczego nie znalazł. Być może faktycznie car ukrył, ale gdy zagrożenie minęło, wziął je powrotem ze sobą.
- A czy jest jakaś możliwość, by na wyspie przebywał ktoś a wy nie mielibyście o tym żadnego pojęcia?
- Tylko teoretycznie – wtrąciła jej matka. – Ci co przychodzą szukać tego skarbu, przychodzą legalnie, zajmują pokój, płacą niewielkie pieniądze i mają spokój i dach nad głową. A czy ktoś mógłby zajmować się tu czymś nielegalnym? To raczej bez sensu. Do wyspy trzeba dopłynąć jakąś łodzią, czy motorówką. To jest widoczne, to jest hałas, ciężko tego nie zauważyć. Poza tym, w letnim okresie, z uwagi na te obozy, wyspa jest pod sekretną ochroną policji.
No tak, to brzmiało przekonująco.
Teraz znów usiłowała zagłębić się w lekturze starej książki Alistaira MacLeana. Zaraziła się do niego poprzez Daniela, który opowiadał, że w młodości, w okresie przejściowym między podstawówką a liceum dał się porwać temu znakomitemu autorowi.
Ale kolejne kartki „Złotych wrót” przewracały się dość ciężko. Coraz częściej unosiła głowę znad książki i wsłuchiwała się w narastający na końcu korytarza.

- Naprawdę, Hasan ma dużego kutasa, mówię ci – perorował bez skrupułów Oliwier do niewysokiej blondynki z dużymi, jak na ten wiek piersiami.
- Sprawdzałeś? – zaśmiała się w odpowiedzi.
- Takie rzeczy się wie, my nie mamy przed sobą tajemnic. Właśnie taki powinien być świat, wszyscy razem a nie pozamykani w swoich domach na cztery spusty.
- Nawiedzony jesteś – machnęła ręką blondynka.
- Nawiedzeni są ci, którzy śmieją się z ideologii anarchistycznej. Jej odrzucenie skutkowało szeregiem wojen. Właśnie dlatego, że jesteśmy podzieleni sztucznymi granicami, zamiast mieszać się ze sobą.
- I w ramach tego mieszania się, mam pokazywać cycki obcym przybyszom?
- A nie podoba ci się ten chłopak? – zapytał swobodnie Oliwier. – Zobacz, przystojny, ciemnowłosy o brązowej skórze. Powinien zakosztować polskiej gościnności, nie uwa…
Nie zdążył skończyć, bo rozeźlona blondynka prychnęła gniewnie w jego kierunku i znalazła sobie inne miejsce na imprezie. W gronie dobrze z trzydziestu osób nie było o to trudno.
- Nietolerancyjny ten naród, wybacz Hasan – zwrócił się w kierunku kolegi. - Ale nie ta, to inna.
- Nie przesadzasz z wyrywaniem dup na bycie anarchistą? – zwrócił mu uwagę bardziej wysportowany z bliźniaków, Krystian.
- Jestem sobą. Po prostu. Nie będę im opowiadał bajek o limuzynach i wielkich pieniądzach. I wkurwia mnie to, że za chwilę nie będzie innej drogi, żeby znaleźć sobie dupę do ruchania, czy czegoś innego.
Cała trójka odwróciła się, widząc nadchodzącego Kacpra. Drugi z bliźniaków nie był sam. Razem z nim nadszedł jakiś niewysoki czarnowłosy dzieciak.
- Siemano Orlin – Oliwier wstał i wylewnym gestem przywitał młodego chłopaka. Znał go. Był to syn właścicieli tego niby hotelu. Rok od nich młodszy. – Jak ci się podobają polskie laski?
- Za młody, przyszedł na imprezę, po prostu – wyjaśnił za niego Kacper.
- No chyba, że tak… A impreza?
Dogadywali się mieszanym językiem polsko-bułgarsko-rosyjsko-angielskim. Jakoś to szło. W każdym razie nie mieli większych problemów ze zrozumieniem tego co mają na myśli.
- Lepiej zapytaj go o ten skarb – Hasan szturchnął kolegę w bok.
- To by była dobra opcja. Znaleźć tyle pieniędzy i podzielić się z nimi wszystkimi organizacjami antyfaszystowskimi… Orlin… Jest tutaj ten skarb, czy nie?
- Tego nie wie nikt – odparł kruczowłosy młodzieniec. – Raczej tak na poważnie nikt w to nie wierzy, ale jednak pewne przesłanki są.
- Jakie?
- Jest taka jedna historia… Prawie dziesięć lat temu, jak byłem jeszcze bardzo mały, pojawił się na wyspie jakiś poszukiwacz. Spędził tu trzy dni. Drugiego dnia, wykrył coś.
- Co? – zapytali równocześnie Oliwier i Kacper.
- Znalazł jakaś monetę. Dużą, miedzianą. I zapewniał, że pochodziła ona z czasów cara Samuela. Był tego pewny, cieszył się. I tą monetę zgubił. Szalał przez cały następny dzień. Przeszukał wyspę raz jeszcze, najmocniej na wzgórzu. Nawet na końcu oskarżył mojego ojca o kradzież. Na co ten kazał mu się pakować i wyjeżdżać.
- Nie znalazł jej już?
- Nie. Wyjechał bez niej. Ojciec był pewny, że wróci tu za kilka dni z jakimiś towarzyszami. Ale nie wrócił już nigdy. Nie wiem co się z nim stało.
- Ta moneta… - zastanowił się Oliwier. – Ona mogła tu być przypadkowo przecież. Ot, zwykłe znalezisko.
- W tym rzecz, że to, przynajmniej według tego poszukiwacza, nie była zwykła moneta. Widzieliście w ogóle tą budowlę schowaną na samym wzgórzu między kawałkiem skały a drzewami?
- Tak trochę…
- To jest budowla sprzed ponad tysiąca lat. Pasuje stylem do innych z tamtych czasów i tego raczej nikt nie podważa. Tyle, że… Nic w niej nie ma. Przynajmniej pozornie.
- Jak to? Nie rozumiem…
- Prowadzą do niej normalne wrota, które można otworzyć. Nie da się jednak wejść do środka. To znaczy, można trafić tylko do niezbyt wielkiej wnęki, w której są wyryte jakieś dziwne rzeczy. Jakieś malowidła i inne takie. Są też jakieś wgłębienia…
- No i? – wciąż nie rozumiał Oliwier.
- Te wgłębienia są różnorodne. I chodzi o to, jak przekazuje legenda, że trzeba włożyć monetę we właściwe. Wtedy otworzy się przejście dalej. Do sali, w której ukryte są skarby. Ale szansa jest tylko jedna. Jak źle włożysz, uruchomisz jakiś mechanizm, który wszystko rozwali.
- Ach, legenda… I wszystko za sprawą jednej monety, której nikt nie widział? Poza tym poszukiwaczem?
Orlin zamilkł na chwilę. Widać, że poczuł się niepewnie, co zbiegło się z pogłośnieniem, puszczanej przez DJa jakiejś muzyki w stylu techno.
- Kurwa, puścili by coś porządnego – skrzywił się wygolony praktycznie na zero Krystian.
- Jakiś hip hop, najlepiej polski – dorzucił Kacper.
- Albo punka – dodał Oliwier. – A tu? Gadać się nie da przez to gówno.
Rozglądali się wokół, jakby głośniejsze dźwięki ich obudziły. Jakby chcąc zerknąć na towarzystwo, o którym przez chwilę zapomnieli. Zlustrować wzrokiem tych, którzy przybyli, ze szczególnym uwzględnieniem przybyszów płci żeńskiej.
- Wychowawcy mają to gdzieś – skomentował wyraźnie ucieszony Krystian, obserwując, jak jego rówieśnicy i rówieśniczki z gimnazjów wlewają w siebie litry alkoholu.
- Dziwisz się? Harują za te kilka groszy przez cały rok szkolny. A tu kto ich pilnuje? Nie ma dyrektorów, kuratorów. Tu mają to w dupie. Pewnie sami chleją w swoich pokojach.
- Same – poprawił go Hasan. – Wychowawców tu nie ma, no, jest jeden. Reszta to baby.
- Racja. Ciekawe co robi ta dupeczka z Wielkopolski, co ją dziś widzieliśmy na plaży? Też chleje? Sama? Może z kimś? – dywagował Oliwier.
- A może chce byśmy ją zaprosili na chlanie? – Krystian kiwnął głową w kierunku drzwi.
- To ona – zdziwił się Oliwier widząc w wejściu wysoką brunetkę. – Czego tu szuka?
- Może mojego kutasa? – zadrwił Krystian.
Zerknęli z ciekawością na wychowawczynię. Nie oni jedni zresztą. Jej przybycie zauważyła także pozostała część imprezowiczów. Jedni zawiesili na niej swój wzrok nieco dłużej, inni wzruszyli ramionami i wrócili do przerwanych czynności.
- Nie chcę być nad wyraz opiekuńcza – usłyszeli jej głos. Niezbyt ostry, czy stanowczy, lecz nie wykazujący też jakiejś defensywy. – Ale jesteście trochę za głośno. Mam na myśli muzykę.
- Jesteśmy na obozie – zaoponował ktoś. Ale muzyka zdecydowanie przycichła.
- Ale nie jesteście tu sami. Jest już po dwudziestej drugiej i niektórzy chcą iść spać.
- Pani chodzi spać tak wcześnie? – zaciekawił się jakiś pocieszny grubasek w okularach, wywołując śmiech u niektórych.
- Dwudziesta druga to nie jest wcześnie. Poza tym mam na myśli nie tylko siebie.
- Ale nikogo więcej tu nie ma. Ci co chcą spać, śpią. O ile nie robią czegoś innego – wzruszył ramionami ktoś inny.
- Ruchają się – wypalił grubasek, wywołując tym razem większą salwę śmiechu.
- Co się cieszysz, jeśli nie z tobą? – przywołał go do porządku jakiś czarnowłosy, wysoki chłopak.
- W każdym razie, byłabym zadowolona, gdyby muzyka była trochę ciszej, niż to miało miejsce wcześniej – przerwała ten dialog Kamila. – Mam nadzieję, że nie sprawi to wam problemów.
- Sprawi jak najbardziej – z sali rozległ się basowy głos jakiegoś wyraźnie już wypitego, barczystego szatyna. – Jesteśmy na obozie, zapłaciliśmy i będziemy bawić się jak chce większość. Bo większość chce się bawić. Ci co chcą iść spać o tej porze mają problem.
- Nie lubię polemizować z podpitymi piętnastolatkami… Będzie lepiej, jeśli jednak zastosujesz się do mojej prośby. Myślę, że twoi rodzice nie byliby zachwyceni, gdyby dowiedzieli się co wyprawia tu ich syn – odpaliła Kamila, czując, że tego typu argument byłby dobry pięćdziesiąt lat temu, ale już nie dziś. Nie pomyliła się, bo gdy tylko postawiła kropkę, na twarzy szatyna pojawił się szeroki uśmiech.
- To dzwoń, kurwa – wypalił bezceremonialnie. – A najlepiej zadzwoń na policję. Na komendę w Stalowej Woli. Tam jest teraz mój ojciec, komendant! – triumfalnie pociągnął spory łyk piwa ze szklanki.
Wszyscy z ciekawością zerknęli na wychowawczynię, która wyraźnie znalazła się w defensywie.
- Ale tutaj go nie ma i rządzi ktoś inny – odparowała nieco bardziej zdecydowanym tonem. – Wiec czy chcesz tego, czy nie, będziesz się musiał dostosować.
- Bzdury – żachnął się. – Wszyscy tutaj życzymy sobie głośnej techniawki, nie? – zwrócił się głośno do zgromadzonego wokół towarzystwa. Odpowiedziały mu mniej, lub bardziej nieśmiałe potakiwania.
- Musisz nauczyć się żyć z tym, że nie ty jesteś najważniejszy, trzeba uszanować innych… - urwała, zdając sobie sprawę, że taki tekst w tym akurat miejscu nie ma żadnej siły przebicia.
- Ale pani pieprzy – uśmiechnął się szeroko, oblizując wargi. – Idź pani spać i nie zawracaj nam gitary! – wzruszył ramionami a coraz bardziej rozbrykane towarzystwo przyjęło jego bezpośredni zwrot ze śmiechem.
- Wolałabym, żebyś pokazał jednak inne oblicze – nie traciła pozornego przynajmniej spokoju Kamila.
- A ja wolałbym, żeby pani też coś pokazała. Na przykład swoje majtki. O ile je pani ma pod ta spódniczką – tym razem śmiech był już głośniejszy.
Kamila zamilkła na takie dictum. Jej usta się zacisnęły, ale wiedziała, że nic nie zwojuje. To nie szkoła, gdzie mogła raczej z łatwością zapanować nad uczniami a już na pewno nad tymi, rzucającymi takie teksty. Tutaj na obozie dla rozbrykanej, z reguły bogatej młodzieży było zupełnie inaczej.
- No i co? Pokaż co masz pod spódniczką, to wtedy ja… Zarządzę porządek – zacinał się już nieco. Widać było, że impreza i alkohol zrobiły swoje.
- Pogadam z kim trzeba i nie będzie ci tak wesoło – odparła sucho, wycofując się z sali.
- Pokaż dupę, suko! – rozzuchwalił się szatyn, rzucając za odchodzącą opiekunką wulgarny tekst.
- Cienka, nie dała rady małolatowi – zawyrokował Krystian sekundę po zajściu.
- Nam też by nie dała? Jakbyśmy ją w czwórkę? – Oliwier niedwuznacznie dał do zrozumienia kolegom, co ma na myśli.
- Zaaranżuj taką sytuację, to pogadamy – wzruszył ramionami chwacko Krystian i sięgnął po piwo.

Tym razem poszła biegać później niż wczorajszego dnia. Powód był jeden – kiepsko przespana noc. Albo po prostu zbyt późne zaśnięcie spowodowane i wysoką temperaturą i głośną muzyką w budynku, jak i scysją z podpitym małolatem, na którego nie mogła znaleźć sposobu. W efekcie obudziła się niemal o jedenastej. Potem chwila na ogarnięcie się, śniadanie w hotelowym barze i odpoczynek po nim. Gdy wyruszała w trasę, było już po trzynastej.
Dominika jakoś nie towarzyszyła jej w tym zajęciu. W ogóle młodsza koleżanka wyglądała trochę tak, jakby przeraziła się nieco tym rozpasaniem małolatów. Jakby z góry uznała, że użeranie się z nimi nie ma najmniejszego sensu i jest skazane na porażkę. Wobec czego, miast zajmować się względną kontrolą, przebywała w swoim pokoiku, w towarzystwie książki.
Kamila nie nalegała na jej towarzystwo. Szanowała wybór koleżanki. Trudno, jej sprawa. Zresztą już wcześniej, w szkole, Dominika dała się poznać bardziej jako introwertyczka, raczej zamknięta w sobie. Owszem, przyjacielska, ale nie dopuszczająca do siebie niespecjalnie znanych jej osób. Ciekawe co było tego powodem? Czy to tak z natury, czy może jakieś nieciekawe przeżycia z przeszłości? Przywołując z pamięci swą licealną klasę sprzed kilku lat, Kamila faktycznie pamiętała, że Dominika, mimo, że ładna, była jednak trochę zahukana, zamknięta.
Kamila miała ambicje, by obiec wyspę dookoła. Ale wiedziała, że to zbyt trudne wyzwanie. Niespełna dziesięć kilometrów to jednak spory kawałek drogi. Do tego, niemała część przebieżki musiałaby odbyć się na piaszczystej plaży.
Więc trochę biegła, trochę spacerowała. Trochę po plaży, trochę po bardziej podniesionych terenach, gdzie podłoże było utwardzone. W ten sposób po kilkunastu minutach znalazła się po drugiej stronie wyspy. Wschodniej. Tutaj wczoraj nie była.
Wyspa niby ta sama, ale klimat jakby fajniejszy. Może ta cisza wokół, może woda bardziej czysta, może brak widoku na jakikolwiek ląd, może ten widok bezmiaru wody wszędzie. Może ta pewność, że w pobliżu nie ma żywej duszy, może to słońce przed którym akurat tu, nie dało się skryć w żaden sposób.
Przeszła spokojniej po piaszczystym brzegu, podejmując decyzję, że wróci tu jeszcze dziś, może po obiedzie, poopalać się trochę i popływać.
Tymczasem opuściła to przyjemne miejsce. Poczuła zmęczenie wpierw biegnąc z potem maszerując po piaszczystej nawierzchni. Postanowiła wspiąć się wyżej, na wzgórze. Tak szła, mijając pojedyncze drzewa, wyglądające jakoś dużo lepiej, niż te po drugiej stronie wyspy. Ogólnie teren był bardziej krzaczasty a im wyżej, tym więcej po drodze było rożnych drzew i roślinności.
Nie zrażała się jednak i kroczyła dalej ścieżką. Kilka minut później przystanęła. Jej oczom ukazała się tajemnicza budowla wpleciona gdzieś między drzewa i krzaki. Tak jakby mówiły one, że za nic nie pozwolą wydrzeć sobie tej tajemnicy, którą skrywa ta… Szopa?
No bo z pozoru tak wyglądała. Jak szopa. Szopa sprzed tysiąclecia. Otoczona zmarniałym, niemal zburzonym murkiem. No w każdym razie było to niewielkie pomieszczenie. Kamila podeszła do niej od zachodniej strony. Teraz zobaczyła drewniane drzwi.
Zawahała się. Coś ją podkusiło. Z jednej strony, to miejsce wywoływało dziwne odczucia, z drugiej… Za dużo horrorów? Nie no, bez przesady. Pewnie po zapadnięciu zmroku wolałaby nie wchodzić, ale teraz, w środku dnia? Spojrzała w górę. Słońce prażyło bezlitośnie.
Podjęła decyzję. Pewnym krokiem ruszyła wprzód i pchnęła wrota. Otwarły się z cichym skrzypnięciem.
W środku nie było nic. Na pozór. Dopiero, gdy jej oczy przywykły do ciemności wzdrygnęła się. Zobaczyła jakieś malowidła na drewnianych ścianach. Takie robiące raczej niezbyt przyjemne wrażenie.
Co tam było? Jakieś średniowieczne wyobrażenia piekła, jakieś postacie, pewnie świętych, jakieś dzieci, jakieś chyba zbłąkane dusze. Może w Średniowieczu dawało to komuś radość. U niej, tu i teraz wywoływało raczej przygnębiające wrażenie.
W sumie to dość dziwne. Po co te malowidła w jakimś tymczasowym budynku, gdzie rzekomo, przed ponad dziesięcioma wiekami przeniesiono część skarbu cara Samuela? Bez sensu trochę. To miała być kryjówka a nie jakaś świątynia. OK, duchowość w Średniowieczu była sprawą dziesięć razy ważniejszą, niż dziś, ale malowanie takich rzeczy na ścianach zwykłej kryjówki wydawało się kompletnie nielogiczne.
Trudno, nie rozwiąże tej kwestii. Zresztą szybko przestało ją to obchodzić.
Wbijając wzrok w ściany dostrzegła w nich także jakieś dziury, otwory. Nie wiedziała do czego służyły. Podeszła bliżej ściany, przypatrując się tym wszystkim odkryciom z bliska. Zaśmiała się w duchu, odnotowując fakt, że chyba właśnie uległa pokusie odnalezienia średniowiecznego skarbu.
Położyła rękę na ścianie. A potem uderzyła w nią lekko, mając zamiar wyjść.
Odwróciła już głowę i zrobiła pierwszy krok ku wyjściu, gdy usłyszała jakiś cichy dźwięk. Coś musiało spaść po tym uderzeniu. Spojrzała w dół. Całe szczęście, podłoże było tutaj twarde.
Jej oczy coś wypatrzyły. Pochyliła się w dół a potem przyklękła.

- Dlaczego nie powiedziałeś nam o tym wczoraj? – żywiołowo zapytał Oliwier.
- Bo temat się skończył, potem weszła ta wasza… - bąknął Orlin.
- A dlaczego mówisz nam to teraz? – tym razem roztropne pytanie rzucił Kacper.
- A długo mam czekać na kogoś, kto mógłby mi pomóc w tym? Powiedziałem, zresztą niewiele to zmienia.
Milczeli przez chwilę, przetrawiając zasłyszaną wiadomość.
- Czyli znalazłeś te monetę? – Oliwier postanowił się upewnić. – A dlaczego zostawiłeś ją tam na miejscu?
- W domu nie miałbym jej gdzie schować. Znalazłaby ją matka, albo ojciec i byliby zainteresowani. Może jeszcze zaczęliby mnie podejrzewać, że to ja wtedy okradłem tego poszukiwacza.
- Ale nie okradłeś?
- Mówiłem już przecież – zniecierpliwił się Bułgar. – Jak dorastałem to często buszowałem latem po wyspie, bo nie ma tu nic innego do roboty. Przechodziłem tam nie raz i nie dwa. I kiedyś pochmurnego dnia, znalazłem coś dziwnego w krzakach, może pięćdziesiąt metrów od drzwi do budowli. To była moneta.
- Ale nie masz pewności, że to ta? – indagował Kacper.
- Skąd mam mieć? –wzruszył ramionami Orlin. – Tak tylko przypuszczam.
- Co robimy? – zapytał Hasan.
Znów zapadło chwilowe milczenie.
- Mieliśmy iść pograć w kosza – rzucił łysy Krystian.
- No mieliśmy – podrapał się w za uchem Oliwier. – Tylko, że zaszły takie a nie inne okoliczności… Która jest godzina?
- Zaraz czternasta – zerknął na wyświetlacz komórki Kacper.
- Obiad niedługo – przypomniał Hasan.
- No nie wierzę, że taki mikrus jak ty, myśli teraz o żarciu – rzucił złośliwie Krystian.
- Stwierdzam tylko, że góra może poczekać – odparł sucho zaczepiony.
- Znowu ona! – krzyknął nagle Oliwier. – I znowu w tym samym wdzianku. Ech, co za dupa…!
Faktycznie, ich oczom ukazała się Kamila schodząca spokojnym krokiem w kierunku hotelu. Widzieli, że nie oni jedni rzucali na nią spojrzenia. Nic dziwnego. Wysoka brunetka w krótkich, ciasnych spodenkach i sportowym staniku prezentowała się zjawiskowo. A oni mieli to szczęście, że tym razem mogli obejrzeć ją z bliska. Stali wszak przed drzwiami do hotelu a w tą stronę zmierzała wszakże opiekunka.
- Dzień dobry! – rzucił hardo uśmiechnięty Oliwier.
- Dzień dobry – usłyszał spokojną odpowiedź i Wielkopolanka zniknęła za drzwiami. Nim jednak to uczyniła, cała piątka, jak jeden mąż otaksowała jej opięte ciasnymi spodenkami pośladki.
- Ja pierdole, co za dupa – rzucił Oliwier, na tyle głośno, że przedmiot owych wynurzeń, mógł go usłyszeć. Dlatego na twarzach bliźniaków pojawił się uśmiech.
- Co ty się tak na nią napalasz? – zapytał Kacper.
- A ty nie?
- No dobra, ale bez przesady. Wolę się napalać na realne laski a nie na kobiety koło trzydziestki, czy coś. Nie ruszysz takiej, pojmij realia…
- A coś taki pewny? – postawił się Oliwier, szybko zdając sobie sprawę z niedorzeczności swych słów. – No dobra, nawet jeśli, to przynajmniej można sobie popatrzeć i… Nogi ma pierwszorzędne.
- A dupsko nie? – rzucił fachowo Krystian.
- No też, też… Ale mi się najbardziej nogi podobają. Albo cycki.
- Dobra, skończmy o cyckach – Kacper przywrócił do rzeczywistości chłopaków. – Co w końcu robimy?

- Musi ci się nieźle nudzić, skoro proponujesz mi grę w szachy – zdziwiła się Kamila, siadając w hotelowej świetlicy, czy czymś w tym stylu naprzeciw wysokiego chłopaka.
- Po prostu chce się nauczyć grać – dowcipkował stojący obok Łukasz.
- To nie ode mnie, jestem w tym beznadziejna.
- To może zagramy o jakąś stawkę? – uśmiechnął się nieśmiało wysoki uczeń.
- O jaką, spryciarzu? – wykrzywiła twarz Kamila, udając surową nauczycielkę. Tutaj mogła sobie pozwolić na trochę luzu wobec ucznia, który zresztą i tak w szkole nie sprawiał nigdy problemów wychowawczych.
- Cos by się wymyśliło – mruknął nieco speszony chłopak i wykonał pierwszy ruch.
Fakt był faktem, choć Dominik nie należał do żadnych orłów, radził sobie w pojedynku z nauczycielką lepiej, niż ona. Kamila grała dość tragicznie, bez jakiegoś sensownego pomysłu, bez żadnej strategii.
- Mąż mnie kiedyś nauczył. To znaczy nauczył ruchów figur. O reszcie już zapomniał – kręciła głową, żarliwie tłumacząc się ze swojego poziomu i żartobliwie krytykując Daniela.
Dominik nie znał litości i z satysfakcją dał nauczycielce mata po niespełna dziesięciu minutach. Z miejsca zaproponował drugą partię, którą również wygrał, choć tym razem, po dużo poważniejszym boju.
- Dość tego, jak nie umiem, to nie gram. Dziękuję i gratuluję – kiwnęła głową w kierunku Dominika, wyrażając w ten sposób uznanie.
- To może w warcaby, bo to akurat umiem ja – zaproponował wciąż stojący obok Łukasz.
- Nie – odparła zdecydowanie widząc, że uczeń, mimo najszczerszych chęci nie umie utrzymać swego wzroku i jeździ swymi oczyma po jej nogach. – Teraz ja mam coś do zrobienia.
Z tymi słowy odwróciła się, mając świadomość, że obaj uczniowie lustrują w tym momencie jej pośladki. Nic dziwnego, bo wciąż była w kusym stroju sportowym. Po powrocie z joggingu nie chciało się jej przebierać na obiad. No i nic dziwnego, bo przecież nie oni pierwsi w życiu gapili się na jej tyłek, ani nie oni jedyni tutaj.
Udała się do swego pokoju i szybko wzięła potrzebne rzeczy. Nie było ich wiele. Koc, ręcznik i strój kąpielowy. Spakowała to wszystko do niewielkiego plecaka i ruszyła w drogę.
Z jednej strony czuła lekkie zmęczenie, ale z drugiej opcja poopalania się samotnie na drugim końcu wyspy, w dużo bardziej, przynajmniej jej zdaniem, przyjemniejszych klimatach była bardzo kusząca. Więc, nie zważając na trochę bolące mięśnie nóg, szła dzielnie do przodu, aż po około trzydziestominutowym marszu dotarła do celu.
Rozejrzała się raz jeszcze, po bardziej zielonej okolicy, po bezkresnym morzu, nieograniczonym żadnym lądem na horyzoncie i rozłożyła koc. A potem zawahała się.
Wzięła ze sobą strój, ale tak pro forma. Teraz doszła do wniosku, że w tych okolicznościach przyrody strój nie musi być aż tak konieczny.
Rozejrzała się raz jeszcze wokół. Tu była ta część wyspy, na którą nikt się zasadniczo nie zapuszczał. A nawet jeśli, to przecież, jeżeli szedłby od strony plaży, miałaby okazję zobaczyć go wcześniej. Czy to z jednej, czy z drugiej strony. Gorzej, gdyby nadchodził z głębi. Ale kto by tam buszował bez celu między drzewami? Małe dzieciaki miałyby z tego radochę, ale czy piętnastolatki też? Eee…
Rozłożyła koc w takim miejscu, by mieć jak najdalszy wgląd w lewy i prawy bok. A potem rozpięła stanik, rzucając go w bok. To samo za chwilę stało się ze spodenkami.
Nie miała pod spodem bielizny, więc stała naga na bułgarskiej wyspie. Rozejrzała się wokół jeszcze kilka razy, czując nieco przyspieszone bicie serca. Tak, takie paradowanie nago, w miejscu, było, nie było, publicznym miało swoje uroki. I pewna przyjemność płynąca ze swego skrywanego ekshibicjonizmu, z ryzyka, że ktoś jednak może zobaczyć jej nagie ciało, ciało, które było przeznaczone wyłącznie dla męża, była jedną z nich.
Nie położyła się na kocu. Pierwsze co zrobiła, to weszła do wody. Do kolan, do wysokości ud, do pasa, do piersi. Woda była ciepła, praktycznie idealna. Sprawiła jej sporo przyjemności, zasadniczo tak wiele, że nie chciała opuszczać akwenu.
W końcu jednak wyszła z morza i położyła się na kocu wystawiając swe nagie ciało na słońce. Z uwagi na to, że było coś koło piętnastej trzydzieści, stało ono praktycznie w najwyższym punkcie i grzało ile wlezie przypiekając jej nogi, plecy a przede wszystkim wypięte pośladki.
Wzięła ze sobą książkę, ale nie potrafiła się skupić na czytaniu. Co kilkadziesiąt sekund jej głowa chodziła to w lewo, czy w prawo, uważnie obserwując przestrzeń. I zamiast czerpania przyjemności z pochłaniania kolejnych stron powieści MacLeana, czerpała rozkosz płynącą ze swego niepozbawionego przecież sporej dawki uległości ekshibicjonizmu.
Tak, jeszcze z pół godziny, potem jutro i jeszcze pojutrze i Daniel na pewno będzie bardzo zadowolony z wyglądu żony. A szczególnie z wyglądu jej pięknie opalonego tyłka.
Wstała, ruszyła w kierunku morza, chcąc zwilżyć swe ciało i po chwili wróciła, kładąc się teraz na wznak. Zamknęła oczy, z bijącym sercem nasłuchując ewentualnych odgłosów świadczących o pojawieniu się jakichś intruzów. Ale takowi się nie pojawiali. Jej czujność jakby usypiała. Z minuty, na minutę odczuwała coraz mniejszą potrzebę do otwierania oczu i rozglądania się wokół. Nie było takiej potrzeby, ale przede wszystkim, rozleniwiona słońcem silnie ogrzewającym jej nagie ciało, nie miała na to żadnej ochoty.
„Dziwka”, pomyślała, zaśmiewając się w duchu. Tak, była konserwatystką i wychodziła z założenia że intymne części jej ciała może oglądać tylko i wyłącznie jej mąż. Tymczasem leżała tu na bułgarskiej wyspie, kompletnie naga, wystawiona na wzrok jakiegoś potencjalnego, małoletniego podglądacza.
Który, gdzie by nie był, zbyt wiele by nie dostrzegł, zasadniczo musiałby zbliżyć się na odległość kilku metrów. No, ale sam fakt…
Po kolejnych kilkunastu minutach przewróciła się raz jeszcze na brzuch. I raz jeszcze zerknęła w lewo i w prawo. Wszędzie było pusto.
Na zegarku była już szesnasta, więc chciała wykorzystać jeszcze to słońce, na wszelki wypadek, gdyby jutro, czy pojutrze coś stanęło na przeszkodzie. Zależało jej na pięknej opaleniźnie pośladków. Niech Daniel ma swą niespodziankę, niech potem złoży im, należyty hołd.
Znów zaśmiała się w duchu a jednocześnie poczuła przypływ pewnego podniecenia. To przyjemnie grzejące słońce, to jej nagie ciało w publicznym miejscu, gdzie któryś kilometr dalej obozowało około sto osób i te myśli o Danielu. Poczuła, że ma ochotę na to by jej pan i władca wypieścił to ciało tak, jak tylko on umie. On i nikt inny.
I w tym momencie z letargu wyrwał ją jakiś szmer. Uniosła lekko głowę i poczuwszy gwałtowne uderzenie serca, błyskawicznie sięgnęła po leżący obok ręcznik.

- Nie ma, nie ma… Nie rozumiem, ja pierdolę – kręcił głową Oliwier.
- Czego tu nie rozumieć? Ktoś zwinął – wzruszył ramionami Kacper.
- To jest jakieś pojebane. Szukają tej monety jacyś poszukiwacze i nie mogą znaleźć z wyjątkiem jednego. Potem dziwnym trafem odkrywa ją ten dzieciak. I gdy chce nam ją pokazać, okazuje się, że nie ma. No pojebane… Jak to inaczej nazwać?
Stali na wzgórzu gapiąc się w zrujnowany murek i drzwi do czegoś w rodzaju szopy. Przed chwilą Orlin jednoznacznie stwierdził, że moneta, która odnalazł jakiś czas temu i zostawił we wnęce, zniknęła.
- Kurwa a było tak blisko – westchnął łysy Krystian.
- Jakie blisko? – wzruszył ramionami bliźniak. – Nie słyszałeś co mówił wczoraj? Tam jest ileś otworów i trzeba znaleźć właściwy. Za pierwszym razem, inaczej wszystko runie.
- Skąd wiesz, że nie znaleźlibyśmy?
- To idź i znajdź ten właściwy. Jak moneta się odnajdzie, reszta będzie tylko igraszką – zakpił Kacper.
- Nie kłóćcie się – poprosił Oliwier. – Kto to mógł zrobić, jak myślicie?
- Ta dziewczyna – odezwał się Orlin stojący kilka metrów dalej, z boku.
- Jaka dziewczyna? Kto?
- Ta czarna, co biega – wyjaśnił rano.
- Ach, ta dupa… Dlaczego tak uważasz? – spojrzał uważnie Oliwier.
- Bo tylko ona tu biega. Reszta się tu nie zapuszcza. A ona wczoraj pytała moją matkę o tereny po tej stronie wyspy.
- To trochę mało…
- I widziałem ją dzisiaj, jak biegła w tym kierunku.
- No tak, ale co ona wie o tej monecie i jak ją niby znalazła?
- Nie wiem, ale jest jeszcze coś – Orlin kiwnął głową w kierunku chłopaków a ci podeszli do niego szybko. – Patrzcie.
Spojrzeli. Na podłożu od północno wschodniej strony wyspy widać było ślady butów. Niewyraźne, ale jednak. Nie były zbyt wielkie, co przywodziło na myśl kobietę.
- Wyglądają jak sportowe – ocenił fachowym okiem Krystian.
- To by wskazywało na nią. Uprawia ten jogging, mogła wbiec na górkę, tu jest twardziej, niż na dole, gdzie wszędzie masz piasek – dedukował Oliwier.
- Co wy się bawicie w Winnetou – dowcipkował Kacper.
- W kogo? – nie zrozumiał Krystian.
- Trzeba było zerknąć do książki jednej i drugiej, zamiast biegać non stop na siłkę – odparował bliźniak.
- Dobra, spokój – uciął dyskusję Oliwier. – Czyli fakty są takie, że najprawdopodobniej to ona tu weszła i znalazła monetę. Ale jak? Leżała przed wrotami? – zagadnął podejrzliwym tonem Orlina.
- Nie, była schowana w środku, w małej szczelinie, w ścianie.
- I co? Podeszła tam i wyjęła sobie, jak gdyby nigdy nic? – Oliwier wzruszył ramionami z niedowierzaniem. – Kurwa, w tej historii nic a nic nie trzyma się kupy.
- To może zejdźmy na dół? – zaproponował Kacper. – Tak jak prowadzą te ślady, zobaczymy, może się upewnimy, że to ktoś kto biegał wokół wyspy a nie kto inny.
Wobec braku sprzeciwu ruszyli. Tutaj i tak nie mieli już nic do zrobienia.
Nie uszli jednak kilkudziesięciu metrów, gdy prowadzący towarzystwo Kacper, zatrzymał się, wskazując przed siebie.
- Dobrze widzę? Tam ktoś jest?
Spojrzeli. W dali na plaży rzeczywiście dostrzegli zarys jakiejś postaci.
- Kto to? – wytężył wzrok Oliwier. – Chyba jakaś laska opala się na plaży. Dlaczego tutaj? Ej, zaraz…
Zobaczyli, że postać daleko przed nimi, wstaje, kierując się w stronę morza. Z daleka mogli dostrzec jakiś niewyraźny kontur. Stali niepewnie przez chwilę.
- Ty, to nie jest ta… - odezwał się niepewnie Krystian.
- To ta dupa, nie? – zapytał Oliwier.
- Mógłbyś ją w końcu nazwać jakoś normalniej – łagodnie zwrócił uwagę Kacper.
- Racja, ona ma na imię Kamila. Ale to ona, nie? Jest chyba wysoka, ma czarne włosy, związane. Tak jak podczas biegania. Zejdźmy niżej – zdecydował lider grupy.
Zeszli. Zatrzymali się przy kolejnym punkcie widokowym. Jakieś pięć metrów nad plażą i prawie ze sto od osoby, która wyraźnie wylegiwała na piasku.
- Nie no, to jednak ona… - Oliwier nie był pewny swej oceny, dlatego znów postawił na dedukcję. – Żadna laska z kadry tak nie wygląda, żadna tu nie przychodzi. A żadna małolata z gimnazjum to też nie jest.
- Powiem więcej – uściślił Kacper. – Ona tam opala się nago.
- Też odnoszę takie wrażenie – poparł go Hasan.
- No kurwa mać…! – nie wytrzymał Oliwier. – Ta dupa nago? Cienko widać. Ale chyba macie rację.
- Może wstanie jeszcze i zobaczymy? – zapytał Krystian.
- Oszalałeś? Ona tam jest nago a my tu mamy stać i patrzeć z prawie stu metrów? – Oliwier poczuł szybsze uderzenia serca.
- Chcesz tam pójść? Po co? Myślisz, że ona tam tak leży goła, bo czeka na ciebie? – zadrwił łysy koleżka.
- Nie wiem na kogo czeka, ale skoro jest szansa na to, by zobaczyć jej gołe dupsko z odległości metra, to ja nie mam zamiaru tu stać – odparł impulsywnie.
- Co ty się tak na nią napaliłeś?
- Tylko pedał może się na nią nie napalać. To znaczy... Homoseksualista – poprawił się szybko, zerkając wokół, czy koledzy nie dostrzegli nieprzyjemnego lapsusa.
- Patrzcie –wskazał palcem Kacper.
Zobaczyli jak omawiana postać przewraca się na brzuch. Widzieli większą część ciała z olbrzymiej odległości, czyli niewyraźnie i krótko. Ale to co zobaczyli upewniło ich w jednym.
- Jest naga, chyba, że ma na sobie w chuj skąpe stringi – stwierdził z satysfakcją Kacper.
- No to idziemy – zdecydował Oliwier.
- I co zrobisz? Powiesz, że chcesz ją przelecieć? – zadrwił kolega.
- To już zobaczymy. Ale może chociaż popatrzymy na jej cycki. Chcecie to zostańcie.
Kacper spojrzał na ruszającego w przód krótko ściętego, czarnowłosego, przyzwoicie zbudowanego kolegę. W sumie to miał chyba rację. Przecież to i tak obca osoba. Co im zrobi? Nic a oni mogliby sobie zaliczyć widok nagiej piękności.
- Czekaj – wyrwał się Krystian a do niego szybko dołączył Hasan.
Szli uważnie, ale i niecierpliwie. Wchodząc między wyższe krzaki na moment utracili Kamilę ze swoich oczu. Pojawiła się z minutę, czy dwie później, gdy powierzchnia opadła i znaleźli się praktycznie na samej plaży.
Spojrzeli przed siebie, czując narastające podniecenie. Tak impulsywny Oliwier, jak i racjonalny Kacper. Jakieś czterdzieści metrów przed nimi leżała piękna kobieta o nieziemskiej figurze i kuszącym ciele. Piękna i przede wszystkim naga. Stąd widzieli już wyraźniejszy zarys jej figury. Przede wszystkim zarys jej wypiętych pośladków. 
- O, kurwa – szepnął wyraźnie rozpalony Oliwier. – Tylko cicho, rozumiecie?
Rozumieli, tak jak i on. Ruszyli powoli, zmniejszając dystans. Trzydzieści pięć metrów, trzydzieści… Oliwier czuł, że jego koledzy są w pewien sposób podnieceni, ale z pewnością nie tak jak on. Jego hormony szalały. Zobaczył tę kobietę wczoraj na plaży, jak wracała z joggingu i nie mógł przestać o niej myśleć. Była z pewnością jedną z najlepszych dup jakie widział w życiu. A teraz widział już jej zarys nagiego ciała z niemal trzydziestu metrów. To jeszcze nic, ale jeden krok, drugi… Boże spraw, aby…
Niestety, Bóg nie usłuchał. Gdy do celu brakowało jakieś dwadzieścia pięć metrów, kobieta uniosła głowę znad ramion i zobaczyła ich.
- Kurwa… - jęknął z zawodem Oliwier.
Zobaczył jak na nagie ciało wielkopolskiej piękności spada ręcznik. No to nie zobaczy sobie… Ale teraz nie było już powodu by się ukrywać. Wyprostował się i szybszym krokiem podszedł do obozowej opiekunki.
Kamila ogarnęła się szybko, ale uczucie niepokoju nie zniknęło. Zdążyła zarzucić ręcznik na tyłek i przewiązać się tak, że stanowił on coś w rodzaju części ubrania. Ale był dość krótki. Odsłaniał jej nogi niemal w całości a przecież nie miała na sobie majtek. Gdyby przyjęła jakąś niezręczną pozycję, mogliby zobaczyć różne szczegóły. O ile już wcześniej nie widzieli.
Nie, chyba jednak nie. Byli względnie daleko, chociaż nie aż tak. Na pewno widzieli zarys jej ciała i może jednak w jakimś stopniu z daleka, jej pośladki też. Poczuła wypływający na twarz rumieniec i przeklęła w myślach swą spóźnioną reakcję.
Wciąż czuła szybsze bicie serca. Ich zachowanie było dziwne. Szli sobie beztrosko ku niej, jakby nie mogli dyskretnie stanąć dalej, odwrócić się i pójść sobie. Czego chcieli? Na dodatek, ten pierwszy przyspieszył kroku.
- Co was tu sprowadza? – zapytała pierwsza siląc się na spokój i przyjmując wpół leżącą pozycję. Tak, że była do nich trochę bokiem. Dyskretnie sprawdziła, czy na światło dzienne nie wychodzą jakieś intymne szczegóły. Nie wychodziły, choć brakowało raptem kilku centymetrów.
Przystanęli nad jej kocem, wprawiając ją w pewną dezorientację.
- Zobaczyliśmy, że ktoś leży, pomyśleliśmy, że potrzebuje pomocy – odparł szybko lider grupy. Kamila rozpoznała go sprzed hotelu.
Nie podobał się jej. Od razu wyczuła że jest nabuzowany. Przez trzydzieści cztery lata swego życia nauczyła się poznawać sytuacje, w których jej oddziaływanie na płeć męską przekraczało normę.
Ta należała właśnie do nich. Szczęśliwie był to tylko piętnastolatek. Nie ta siła, nie ten wiek, nie ta śmiałość.
- Jasne – odparła grzecznym tonem, jednoznacznie dając znak, że nie przyjmuje tego wytłumaczenia. – Skoro widzicie, że wszystko jest w porządku, możecie iść swoja drogą.
- Ale akurat my szliśmy swoją drogą i doszliśmy do celu, nie…? – przeciągnął ostatnie słowo, zwracając twarz w kierunku kolegów. – Plaża jest dla wszystkich, zmieścimy się na niej razem.
- Z pewnością tak – odpowiedziała grzecznie, jak i stanowczo. – Spokojnie zmieścicie się kawałek dalej.
- Dobrze, nie nagabujemy – uniósł dłonie w geście obronnym. – Pójdziemy sobie.
Kamila odetchnęła z lekką ulgą, gdy nieoczekiwanie zobaczyła, jak krótko ścięty brunet siada tuż obok na jej kocu.
- Co robisz? – zapytała ostrzejszym tonem?
- Nim pójdziemy chcę o coś zapytać. Dlaczego zakryła się pani przed nami?
- To nie twoja sprawa, dobrze? Czy ja pytam, dlaczego ty jesteś ubrany?
- Proszę bardzo, jeżeli sobie pani zażyczy, pozbędziemy się ubrań i będziemy towarzyszyć pani na tym piasku.
- Nie interesuje mnie wasze towarzystwo. Czy to jasne?
- Jasne – zgodził się nadspodziewanie łatwo. – Ale jest jeszcze coś.
- Nie interesuje mnie żadne coś!
- To jest Hasan – Oliwier wskazał na niewysokiego, szczupłego bruneta o lekko brązowej skórze. – Pochodzi z krajów Maghrebu, od lat mieszka w Warszawie. I wypadałoby mu pokazać polską gościnność.
- To mu pokazuj – zniecierpliwiła się Kamila.
- My już mu pokazaliśmy. Teraz pani powinna uchylić rąbka tajemnicy i rzucić ręcznik.
Nim kompletnie zaskoczona bezczelną propozycją warszawiaka zdołała odpowiedzieć, poczuła jego dłoń na swojej łydce, a potem kolanie.
Oszołomiona poczuła, jak jego dłoń ściska jej udo nieco powyżej kolana i próbuje przesunąć się w górę. To wszystko trwało pewnie sekundę, tyle zajęło jej ogarnięcie tego zaskoczenia a wręcz szoku.
Wykorzystując drugą nogę odepchnęła natarczywego gimnazjalistę a następnie uniosła się na kolana. I wykorzystała odpowiednią odległość między nią a odepchniętym chłopakiem. Rozemocjonowana, z całej siły uderzyła go otwartą dłonią w policzek.
- Wynoście się stąd natychmiast! – podniosła głos, starając się by nie brzmiał on zbyt histerycznie. Jej wzrok mówił jednak pewnie więcej, niż słowa.
I przeważył. Chłopak chyba został zaskoczony zdecydowaną reakcją opiekunki. Na co on w ogóle liczył? Nie wiedziała, ale zobaczyła, że wstaje i coś tam mamrocząc odwraca się od niej, dołączając do kolegów. I razem, niespiesznie, ale jednak, oddalają się w zachodnim kierunku. Patrzyła, aż ich postacie zniknęły z pola widzenia.
Wciąż była podekscytowana tym co się stało. Wkurzyło ją to wszystko. Za jej czasów… Nie wyobrażała sobie, by ktoś podszedł do nauczyciela i zachował się w ten sposób. No dobrze, tutaj nie była nauczycielką, tylko opiekunką, wychowawcą. Ale to niewiele zmieniało.
Kręciła głową. Nagle ten zakątek, chyba jedyny taki fajny na tej wyspie, stracił sporo ze swego uroku.
Rozpamiętywała ostatnie kilka minut, ale jej umysł powoli uspokajał się. W sumie mogła się już ogarnąć.
Rozejrzała się wokół. Wszystko wskazywało, ze tamci faktycznie poszli do hotelu i znów była sama. Ale tym razem postępowała ostrożniej. Najpierw wsunęła na siebie stanik, potem spodenki a dopiero na końcu zdjęła ręcznik.
Wrzuciła go wraz z kocem i książką do plecaka i wolnym krokiem ruszyła w stronę hotelu.

- Trzeba było zapytać o tą monetę – zagadnął Kacper.
Spojrzał na zegarek. Była już dwudziesta trzecia a impreza trwała w najlepsze. Nic dziwnego, przecież wakacje daleko od domu. Ale muzyka grała nieco ciszej. Zainterweniował właściciel hotelu. W sumie dobrze, dało się pogadać bez krzyczenia w ucho.
- Mogę jutro – odpalił Oliwier, pociągając spory łyk piwa ze szklanki.
- Hehe, jasne – roześmiał się rozmówca. – Podejdź do niej raz jeszcze a zarobisz znów w gębę. I to jeszcze mocniej.
- Wkurwiła mnie – odparował. – Ale co sobie pomacałem te nogi… – uśmiechnął się i on.
- Sekunda macania za taki nokaut? Dzięki, nie dla mnie.
- Tak by nie powiedziała. Jeśli zwinęła ją, to może miała w tym jakiś cel. A może sama nie wie co to za skarb.
- Klucz do skarbu – poprawił Kacper. – Który może istnieje a może nie.
- Istnieje – powiedział z przekonaniem Oliwier. – Ale o tym jutro, teraz zajmijmy się Moniką, bo już chyba miękną jej nogi.
Poznana wczoraj niewysoka blondynka z dużym biustem wróciła na miejsce. Usiadła pomiędzy Oliwierem a Hasanem.
- Wysikana? – zagadnął swobodnie Oliwier.
- Ty zawsze jesteś taki bezpośredni? – zaśmiała się.
- Zawsze – uśmiechnął się zabójczo, przynajmniej w swoim mniemaniu.
Milczała przez chwilę. Widać było, że jest rozochocona i w bardziej imprezowym nastroju, niż poprzedniego wieczora. Jej spojrzenia co chwilę szły w kierunku Hasana.
- Gdzie się w końcu urodziłeś? – zapytała.
- W Warszawie. Nie w Afryce.
- A twoi rodzice…?
- Pochodzą z Libanu.
- To gdzieś w Afryce, nie?
- Nie, na Bliskim Wschodzie.
- Ano tak, głupia jestem – roześmiała się cicho. Zerkała dyskretnie na boki, wiercąc się. – I naprawdę posiadasz przymioty swojej ra… No, kultury?
- Co masz na myśli? – na twarzy Hasana pojawił się uśmiech.
- Wiesz przecież, nie ściemniaj.
- Nie ściemniam. I nic nie powiem. Najlepszym sposobem na to, jest przekonać się osobiście.
- Haha, jasne… - tym razem uśmiech trwał krócej i zastąpił go inny wyraz twarzy. – Wszystkim dziewczynom tak pokazujesz?
- Tylko wybranym – rzucił standardowym tekstem. – Poza tym nie za darmo rzecz jasna.
- A za co?
- Chciałbym, żebyś pokazała mi to co jest symbolem waszej słowiańskiej dumy – jego spojrzenie padło na biust. Aż Monika poczuła lekki rumieniec na twarzy. Pociągnęła kilka łyków piwa.
- Zaraz znowu popędzisz do kibla – przerwał milczenie Oliwier.
- A jak tak tu będziesz siedzieć to padniesz. Duszno jest, nie to co na dworze – dorzucił Hasan.
- Macie rację. Może wyjdziemy trochę? Tu faktycznie jest za gorąco.
Wstała i ruszyła w kierunku wyjścia. Oliwier rzucił wzrokiem. Może to wpływ wypitych trzech browarów, ale Monika wydała mu się ładniejsza, niż wczoraj. Popatrzył na jej nogi. Dziewczyna miała na sobie krótką, zwiewną spódniczkę, więc zobaczył całkiem dużo. Lubił tą część kobiecego ciała. Tak jak i piersi, które akurat Monika miała spore.
Poczuł drobny zamęt w spodniach. Raz jeszcze spojrzał na nogi. Fajne, zgrabne. Choć nie tak długie, nie tak opalone, jak…
Przygryzł wargę. Od wczoraj z jego głowy nie mogła mu wyjść piękna opiekunka a dzisiaj, przed kilkoma godzinami… Widział ją nago, wprawdzie z pewnej odległości a później… Później dotknął jej nóg, najpiękniejszych jakie w życiu widział.
Poczuł, że jego penis zaczyna poważniej twardnieć. Poprawił jego ułożenie w spodniach i ruszył za dziewczyną i Hasanem. Bracia bliźniacy pozostali w sali.
Na zewnątrz faktycznie było chłodniej, ale tylko o kilka stopni. Okrążyli dom. Oliwier gorączkowo zerkał w górę. Wiedział, ile okien należy odliczyć, aby znaleźć to należące do pokoju zajmowanego przez Kamilę. Nie zobaczył w nim jednak niczego ciekawego. Nie świeciło się żadne światło. Widocznie jego lokatorka już spała.
- Ej… - zaaferowany gapieniem się w górę, nie zauważył, że idący przed nim Hasan przystanął. Oliwier wpadł na niego, odczuwając to boleśnie.
- Monika, wydaje mi się, że Oliwier też ma się czym pochwalić – zaśmiał się ciemnoskóry gimnazjalista.
Tu na zewnątrz panowało słabe oświetlenie, ale można było spokojnie zauważyć to i owo. Monika przystanęła pod jednym z drzew, znajdujących się na drodze do plaży.
- No i co? – zwróciła się do Hasana. – Nie opuściła cię odwaga?
- Mnie nie – odparł ten natychmiast. – A ciebie?
- Ty się reklamowałeś – odparowała. – Więc jak?
Hasan nie odpowiedział. Rozpiął zamek w spodniach i te, poluzowane spadły nieco w dół.
- Reszta należy do ciebie. Jeśli chcesz zobaczyć.
Byli ciekawi jak zareaguje. Wyglądało jakby się lekko zawahała. Albo przynajmniej sprawdzała ich. Ale skapitulowała. W inny jednak sposób niż oczekiwali. Zdjęła z siebie koszulkę i nim się zorientowali sięgnęła w tył do zapięcia stanika. Trzy sekundy później mieli na widoku jej nagie piersi.
- I co, duże? – zapytała z lekkim triumfem w głosie.
- Tak, duże – odparł bardziej rozpalonym głosem Oliwier, który nie poczekał na głównego w założeniach bohatera wieczora i sam pospieszył ze swymi dłońmi w kierunku nagiego biustu blondynki. Zetknięcie się z tym skarbem wywołało w nim dreszcze. Pamiętał, że jaką super laską nie byłaby ta Kamila, to jednak piętnastoletnia Monika miała od niej dużo większy biust.
- Nie ty – trzepnęła go po dłoniach blondynka, ale nie tak stanowczo by sobie odpuścił. Choć po prawdzie odpuścił jednego. Drugim zajął się Hasan, biorąc go tylko na chwilę w dłoń by potem przyssać się do niego ustami. Chyba skutecznie, bo Monika nie stawiała większego oporu a nawet wydała z siebie lekki jęk.
- A pod spódniczką co masz? – zapytał chrapliwie Oliwier, sięgając dłonią w dół.
- Ej – zmarszczyła nieco brwi dziewczyna, ale znów raczej tak, dla zasady. Oliwier bez trudu wdarł się pod spódniczkę, wyczuwając majtki blondynki.
- Nie – jęknęła, ale tym razem bardziej zdecydowanie. Wyrwała się z naporu obu chłopaków i odepchnęła ich lekko. Oboje lekko dyszeli, już mocno podnieceni, ale dała sobie radę. Choć wiedziała, że to tylko na chwilę.
Hasan stał, jakby nie do końca rozumiejąc, ale zagadka szybko się wyjaśniła. Dziewczyna postąpiła krok ku niemu i pochyliła się sięgając dłonie w kierunku jego bielizny. Znieruchomiał. Dotyk dziewczęcej dłoni podziałał na niego dość paraliżująco. Z pewnym zaskoczeniem jak i podnieceniem zobaczył, jak jego bokserki zjeżdżają w dół. Jego, już wyraźnie pobudzony penis ujrzał światło dzienne. Czy raczej wieczorne.
- No faktycznie – stwierdziła dziewczyna cicho, ale mimo tego dało się wyczuć w jej głosie aprobatę dla tego co ujrzała. Hasana to nie dziwiło.
Zobaczył jak blondynka klęka przed nim, Jak bierze jego penisa w dłoń i zaczyna lekko masować. Widocznie podobało się to jej, bo nie przestała tego robić po kilku ruchach a wręcz przeciwnie z jej twarzy można było wyczytać również zachwyt pomieszany z podnieceniem. Uśmiechała się lekko.
Nie mówiąc ni słowa, pochyliła się ku sterczącemu penisowi i rozchylając wargi wzięła go w usta. Najpierw tylko żołądź, potem jednak ostrożnie wsuwała sobie go głębiej. Aż niemal cały zniknął w jej ustach.
Obserwujący tą scenę Oliwier nie wytrzymał. Szybko znalazł się za dziewczyną i skierował swą dłoń w kierunku jej spódniczki. Zadarł ją nieco w górę. Przez majtki zaczął masować wypięte pośladki. Monika nie reagowała. Uczyniła to dopiero wtedy, gdy zaczął ściągać z niej majtki.
- Przestań – wzdrygnęła się nieco, wyjmując na chwilę penisa Hasana z ust.
- Przecież też chcesz aby było ci dobrze, nie? – odparł błyskawicznie Oliwier i przez kilka sekund masował jej cipkę przez majtki, licząc, że to rozpali blondynkę. Był to chyba dobry wybór, przynajmniej nie protestowała.
Zajęła się ponownie dużym penisem kolegi a on, po chwili ponownie zabrał się do majtek i ściągnął je z dziewczyny, choć wyczuł lekki opór. Nie na tyle jednak, by nie dał rady. Swym zdecydowaniem osiągnął cel.
Kiepsko w tych warunkach widział jej nagość, ale jednak widział. To go podnieciło. Wciąż zabawiał się cipeczką nowopoznanej koleżanki, ale drugą rękę kierował w kierunku swych spodni. Rozpiął je, opuścił nieco w dół i wydobył na zewnątrz swego sterczącego członka.
Przysunął się bliżej do dziewczyny, tak, ze jego penis zetknął się z młodym, jędrnym tyłeczkiem. O dziwo nie zareagowała. Czy aż tak była pochłonięta wykonywaną czynnością? Pewnie tak. Drgnęła i o z opóźnieniem, gdy jego członek zetknął się już bezpośrednio z jej cipką. Ba, gdy zaczął się w nią wsuwać.
- Oliwier – znów oderwała się od penisa Hasana. – Nie pozwoliłam!
- Nie bądź taka – mruknął chłopak. Jej głos był słaby. Przez chwilę jej ciało poruszało się w niemym geście protestu, ale to nie miało już znaczenia. Podniecony wdarł się w głąb jej cipki i z satysfakcją stwierdził, że jej ciało się napręża a z jej ust wydobywa się jęk.
Podniecony faktem, że zdobył kolejną laskę, nie zatrzymał się ani na chwilę. Od razu wycofał się i ruszył w przód. A potem ponowił ten manewr, drugi raz i trzeci. Upewnił się, że opory dziewczyny wynikają, ot tak, z jakiejś kokieterii, czy zasady. De facto, nie ma zamiaru wyrzucać ze swego wnętrza niechcianego intruza.
I to była dobra wiadomość. Już wiedział, że sobie porucha do samego końca, że jej też jest przyjemnie, wypinając dupsko w kierunku Oliwiera i jednocześnie ustami zajmując się penisem Hasana. Ciekawe, czy to pierwsza taka sytuacja w jej życiu?
Nie miało to znaczenia. Uspokojony, jeśli w tej sytuacji można było mówić o spokoju, Oliwier, tylko przez chwilę posuwał Monikę. Po kilkunastu ruchach zamknął oczy a jego penis stwardniał. Bo w pijackim zwidzie, czy to wyuzdanych fantazjach, przed jego oczami pojawiła się ta opiekunka. Ta wysoka, piękna, długonoga brunetka z Wielkopolski.
Jego sztywny penis stwardniał jeszcze mocniej. Oliwier przytrzymał dziewczynę mocniej za biodra i napawał się dźwiękami wychodzącymi z jej ust. Z uwago na to, że te miała zajęte, miast jęków, do jego uszu dochodziły pomruki. Też przyjemne.
A on trzymał ją mocno i posuwał. Zastanawiając się, czy ta Kamila mruczałaby w podobny sposób. Albo, czy wręcz jęczałaby. Nie wiedział. Ale wiedział, że gdyby to ją teraz trzymał mocno za biodra…
Stracił niemal jakąkolwiek kontrolę nad sobą. Widział już praktycznie realnie, wypięty tyłek Kamili, który on trzyma silnie swymi dłońmi a ona mu to ułatwia. Nawet nie próbuje uciekać, tylko ochoczo poddaje się jego pchnięciom, uznając, że jej powinnością jest zadowolić młodego, dynamicznego, pełnego pomysłów, warszawiaka z poważnej grupy ideologicznej. 
- Jesteś wspaniały, taki młody a taki mądry, inteligentny. Inni w twoim wieku grają w gry na playstation, czy jakieś inne pierdoły a ty robisz tyle pięknych rzeczy dla ludzkości. Kobiety powinny ci się oddawać zdecydowanie częściej – wręcz słyszał w swoim umyśle słowa wielkopolskiej opiekunki wypowiadane przez te jej zmysłowe usta.
Zresztą, czy musiał sobie wszystko wyobrażać? Szczególnie jeśli chodziło o budowę jej ciała? Przecież kilka godzin temu widział jej nagie pośladki, fakt, trochę z dalszej odległości a więc nie tak szczegółowo, ale jednak, coś tam… A potem odważnie zmacał jej cudowną, długą nogę. Miał jeszcze w pamięci i ten magiczny widok i to równie magiczne uczucie.
Nie było odwrotu. Przyspieszył swe ruchy maksymalnie. To nie Monika, tylko Kamila wydawała z siebie przytłumione dźwięki. To nie w tyłek Moniki, tylko Kamili wpatrywał się swymi szeroko rozwartymi oczyma. To w cipkę Kamili wjeżdżał teraz, jak w masło, czując, jak z jego penisa strzela gorąca lawa.
Odetchnął mocno, z wolna wracając do świata żywych. Mimo ciemności, zauważył, że twarz Moniki wyraża raczej ból. Tak mocno ją rżnął? Cholera, dobry jest. Na jego twarzy pojawił się pełen dumy uśmiech.
Spokojnie wycofał się o dwa kroki, powoli podciągając bokserki a potem spodnie. Wstał, co zbiegło się z momentem finiszu Hasana. Oliwier spojrzał na jego penisa. Mimo pewnych ciemności dało się zauważyć spore rozmiary. Tak, nie kłamał, reklamując atrybuty kolegi.
- Dobra, idziemy – zwrócił się do ciemnoskórego towarzysza, czując ochotę by po dobrym seksie wypić jeszcze jedno piwo.
- Czekajcie a ja? – usłyszeli głos z tyłu.
- No chyba nie zabłądzisz, nie? – odburknął leniwie i nie zważając na ubierającą się blondynkę, ruszył z Hasanem w kierunku imprezy.
Zamroczeni, ale i zadowoleni z udanej wyprawy, przebijali się przez nieco gęstszy tłumek obozowiczów. Ludzi, o dziwo przybyło. Choć na zegarach była już pewnie północ.
- Znaleźli sobie nowych kolegów – Hasan wskazał na pozostawionych wcześniej bliźniaków. Faktycznie, w dopijaniu kolejnych browarów pomagała im mała grupka innych imprezowiczów, niespecjalnie znanych im wcześniej.
- Blondynkę zgubiliście – uprzejmie poinformował ich Kacper.
- Sama się gdzieś zawieruszyła – machnął ręką Oliwier. – Wesoło wam…
- Wesoło, bo właśnie nasi nowi koledzy uznali wyższość brunetek nad blondynkami – wskazał na kilku nowo poznanych towarzyszy.
- Jednej brunetki – sprecyzował któryś z nich, wywołując uśmiechy na twarzach pozostałych.
- Jako bohater ostatniej akcji będziesz miał sporo do powiedzenia – wyraźnie pokpiwał Kacper, dając do zrozumienia, że chodzi o sytuację z Kamilą. Oliwierowi było to nie w smak, ale z każdym kolejnym łykiem piwa i luzackimi, imprezowymi tekstami świeżo poznanych kolegów pochodzących, jak się okazało z Zielonej Góry, uraz mijał a w to miejsce pojawiały się kolejne wizje, dopełniane przez teksty zielonogórzan.
- Może sobie pójdziemy do jej pokoju, co? – dowcipkował, ten który uchodził za lidera nowopoznanych, dość dobrze zbudowany, krótkowłosy Kamil. 
- Ciekawe co by zrobiła – zastanawiał się Oliwier.
- Chyba nic, bo pewnie drzwi ma zamknięte na klucz – przygasił go rozumnie Kacper.
- Sprawdzimy? – nie dawał się zbić z tropu Oliwier.
Nawalonym już porządnie chłopakom, nie trzeba było mówić dwa razy. Gromadnie wyszli na korytarz podśmiewując się z planowanej akcji. Mimo problemów z trzeźwością nie potrzebowali dłuższego czasy, by znaleźć odpowiednie drzwi. Kamila sprawiający wrażenie najodważniejszego nacisnął klamkę.
- Zamknięte – wygłosił z pewnym rozczarowaniem.
- Jebana, pewnie wie, jak bym ją wyruchał – wyrwało się mocno już podchmielonemu Oliwierowi.
- A jeśli nie wie? Przekaż jej to – towarzysz gestem wskazał na drzwi.
- W taki dzień, w piękny dzień – śpiewał głośno na cały korytarz Oliwier, czując, że plącze mu się język. – Bym cię kurwo, wyruchał cię…
Końcówka utonęła w zbiorowym śmiechu. Dla podkreślenia wagi swych słów, Oliwier przywalił dłonią w zamknięte drzwi.
I gdy już wszyscy odwracali głowy, chcąc trafić z powrotem na imprezę, rozległ się dźwięk przeklęczanego zamku, drzwi stanęły otworem a w nich lokatorka w długiej koszuli, niemal do kolan.
- Czy pomyliliście drogę? – zapytała tonem, w którym nie dało się wyczuć jakiejś wściekłości, ale odległy był on od kurtuazji i uprzejmości.
- Szukamy tylko jakiegoś fajnego miejsca na imprezę – wypalił Krystian, równie nietrzeźwy jak i inni.
- Tu go nie znajdziecie. Radzę wam iść spać i przestać błaznować, bo jutro inni opiekunowie zostaną powiadomieni, tak jak i wasi rodzice – raz jeszcze spróbowała użyć argumentu, który wczoraj okazał się zupełnie nietrafionym.
- To może za to znajdziemy tu prawdziwą kobietę, której teraz potrzebujemy? – odezwał się najodważniejszy Kamil, wzbudzając śmieszek wśród kolegów.
- Przestańcie błaznować, dobrze? Bo zobaczycie… - Kamila uznała, że temat się wyczerpał a i ona sama ma rozpaczliwie małą ilość argumentów na uspokojenie towarzystwa, więc cofnęła się do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Nim to jednak zdążyła uczynić, z korytarza dobiegły kolejne głosy.
- Co zobaczymy? Może znowu pani gołą dupę? – to był głos tego, który dzisiaj próbował pomacać jej ciało.
Wzburzona przystanęła, ale sekundę później uznała, że użeranie się z tymi gówniarzami nie ma sensu. To nie szkoła, tu nie ma prawie żadnych środków do zaprowadzenia porządku.
Wzruszyła ramionami i wskoczyła do łóżka. Wiedziała, że minie dobra godzina, nim zdoła zasnąć.

Czwarty dzień pobytu na wyspie nie różnił się od poprzednich. Przynajmniej jeśli chodzi o początek.
Przebiegnięcie tych kilku kilometrów tuż przed południem, stało się już rutyną. Tym razem jednak siłownia stała pusta, co wykorzystała natychmiast. Parę machnięć ciężarkami, kilka innych ćwiczeń. Ba, nawet odważyła się dźwignąć sztangę parę razy. Oczywiście nie była jakoś wybitnie obciążona, ale jednak.
Te praktycznie dwie godziny aktywnego wypoczynku wprawiły ją w dobry humor. Nawet wydarzenia z poprzedniego dnia zeszły w cień. I słusznie. Nie będzie sobie zatruwać pobytu z powodu jakichś małoletnich baranów, wkraczających akurat w dorosłość. Bezkarnych, bo tak nauczyli ich rodzice.
Nie widziała ich jakoś tego dnia ani podczas przebieżki, ani, gdy włóczyła się po hotelu. I dobrze. Sama, spocona po ćwiczeniach, zaległa w pokoju na łóżku, chwytając za „Złote wrota”. Tak wytrzymała do obiadu.
Ale nim zeszła na obiad, postanowiła zapukać do drzwi pokoju znajdującego się kawałek dalej. Byłoby trochę niezręcznie, gdyby nie zajrzała choć na kilka minut do młodszej koleżanki.
- Gorzej, niż Daniel, bo nawet on gra trochę w piłkę a ty w ogóle nie ruszasz się z tego hotelu – stwierdziła z lekkim przekąsem, widząc szatynkę leżąca na łóżku, tyłkiem do góry i zaczytaną w jakiejś książce.
- Przecież byłam wczoraj na plaży, mówiłam ci – obroniła się Dominika, z lekkim, defensywnym uśmiechem na twarzy. – Nie moja wina, że ty w tym czasie opalałaś się po drugiej stronie wyspy.
Jej głos był wyraźnie łagodny, spokojny, subtelny. Zdradzał, że jego właścicielka stara się kierować rozsądkiem i niełatwo wpada w emocje.
- To, że masz super sylwetkę, nie znaczy, że nie mogłabyś pobiegać – uśmiechem odparła i Kamila.
- Na pewno nie mam takiej, jak ty – odparła błyskawicznie nieco zawstydzona koleżanka. – Ale nie zależy mi na tym. Wolę inną rozrywkę – niedwuznacznym gestem dała do zrozumienia, że ma na myśli książkę.
- A co cię tak wchłonęło? – zainteresowała się Kamila.
- „Walka o Hiszpanię” Beevora – Dominika pokazała okładkę. – To o wojnie domowej w Hiszpanii w latach trzydziestych, wciągnął mnie ten temat ostatnio.
- Ach tak – skomentowała krótko Kamila, czując jakiś niezbyt miły dreszczyk na ciele. Wiedziała z jakiego powodu.
Daniel sporo opowiadał jej o swoim zainteresowaniu historią. Od zawsze ją lubił, ale w czasach szkolnych ograniczał się do wysłuchiwania wykładów nauczycieli i przejrzenia podręcznika. Ewentualnie do przeczytania sporadycznie wynajdowanych artykułów w gazetach. Historia stała się jego pasją dużo później. A tematem, który przechylił szalę i wciągnął go najmocniej, był właśnie przewrót wojskowych w gorącej Hiszpanii.
Kolejne podobieństwo, czyżby przypadek? A może to ona przesadza? Westchnęła w myślach.
- Wiem coś o tym, Daniel sporo mi o tym opowiadał, to jego ulubiony temat historyczny – poinformowała koleżankę.
- Pan Daniel wspomniał mi o tym kiedyś, gdy rozmawialiśmy w kancelarii – swobodnie odpowiedziała Dominika.
Kamila poczuła, że jej ciało nieco sztywnieje. Nie no, bez przesady, ale…
- I o czym ci jeszcze opowiadał? – zrobiła wiele, by jej ton nie zabrzmiał jakoś ponuro, niechętnie, nieufnie, ale czuła, że jej się to nie udało.
- Niestety niezbyt wiele. Z reguły był zajęty. Może dwa, trzy razy rozmawialiśmy dłużej. To było wtedy, gdy dowiedział się, że studiuję historię. No i opowiadał o swoich ulubionych tematach, epokach, wydarzeniach. O wojnie secesyjnej, pierwszej krucjacie i właśnie wojnie domowej w Hiszpanii. Podobno ostatnio nakręcił się na rozbicie dzielnicowe w Polsce, ale nie wiem nawet, jak daleko zgłębił tą epokę, bo od tego czasu już go nie widziałam.
- Tak, nakupował chyba z kilkanaście książek, biografii książąt dzielnicowych, głównie wielkopolskich, ale nie tylko. Trochę go porąbało – wysiliła się na uśmiech, chociaż chyba nie musiała. Wszystko co powiedziała Dominika, zgadzało się z tym, co mówił kiedyś Daniel.
- Haha… Pan Daniel jest zafiksowany, tak jak ja – Dominika uśmiechnęła się rozbrajająco.
W tym momencie nawet uśmiech Kamili stał się bardziej naturalny. Też poczuła się rozbrojona tym „panowaniem” Danielowi. Dominika była kulturalną dziewczyną, dobrze wychowaną, nie za bardzo przystającą do dzisiejszej młodzieży. Kamila pamiętała jej pierwsze dni w liceum w roli nauczycielki. Nawet do niej zwracała się per „pani”, dopiero po jakimś czasie przechodząc na ty, mimo, że Kamila zachęcała ją do tego od samego początku.
Po prostu Dominika była skromną dziewczyną, której z trudem przyszło zaakceptować fakt, że jej nauczycielka języka polskiego z liceum jest już teraz koleżanką z pracy. Tak jak i reszta nauczycieli. Przy czym jednak do wielu z nich nadal zwracała się oficjalnie a nie koleżeńsko.
- Myślę, że mielibyście sobie sporo do powiedzenia – skwitowała niewinnym na pozór tonem starsza z nauczycielek.
- Co masz na myśli? – Kamila zauważyła, że uśmiech na twarzy koleżanki nieco przygasł. Jakby wyczuła, że niekoniecznie o tematy historyczne tu chodzi.
- To, że jak na niewielki stopień znajomości, przygotowaliście taką akcję, jak wtedy – wyrzuciła z siebie spokojnym tonem Kamila. Wyrzuciła to, co od dawna siedziało jej w głowie. Coś, co było między nimi, ale od prawie roku, od momentu podjęcia pracy w liceum przez Dominikę, żadna z nich nie odważyła się poruszyć.
- Masz do mnie o to pretensje? – zapytała po chwili milczenia szatynka, patrząc poważnie w twarz starszej koleżanki.
- Nie, nie mam. Mam świadomość, że to wszystko urodziło się w głowie mojego sfiksowanego męża, nie w twojej. Tylko trochę dziwi mnie to, że tak szybko, mimo miernego stażu znajomości znaleźliście wspólny język w sprawie jednak dość trudnej.
- Odnoszę wrażenie, że chcesz powiedzieć coś, ale krążysz wokół tematu – Dominika popisała się dość zaskakującą, jak na nią, bezpośredniością.
Kamila milczała przez moment, jakby tym milczeniem chcąc sprawić, by to wrażenie Dominiki zbliżało się do pewności. Ale potem…
- Nie, nie chcę – wzruszyła lekko ramionami, rzucając spojrzenie za okno. – Nie dasz się namówić na bieganie?
- Naprawdę… Nie mogę się oderwać od książki. Może innym razem? Jeszcze przecież nie wyjeżdżamy.
- Z twoim podejściem, nabierzesz ochoty, gdy znajdziemy się w autokarach – uśmiechnęła się krótko Kamila, wstając z miejsca.
- Obiecuję ci, że pokręcimy się jeszcze po wyspie, ale później, dobrze?
Nieco zaskoczona Kamila uświadomiła sobie, że ton głosu Dominiki zabrzmiał przepraszająco, tak jakby … No właśnie, co?
- Liczę na to. Miłej lektury – skinęła głową i opuściła pokój młodszej koleżanki.
Dość szybko zjadła obiad a po nim o czternastej trzydzieści, postanowiła powtórzyć wczorajszy spacer na drugi koniec wyspy. Spakowała niezbędne rzeczy, jak poprzedniego dnia i ruszyła w trasę.
- Mogłaby by pani popływać razem z nami… - zaproponował uśmiechnięty Łukasz.
- Dziękuję za zaproszenie – odparła z przyjacielskim uśmiechem. – Ale wolę robić to sama.
Szła niespiesznym tempem, z satysfakcją czując ból mięśni przede wszystkim w nogach. Tak, Danielu, to przede wszystkim dla ciebie… Spróbuj powiedzieć, za te trzy, bądź cztery dni, że nie widać żadnego efektu, że nie widać żadnych zalążków mięśni… Padniesz trupem i już nie wstaniesz.
Ale opalonych wybitnie pośladków chyba nie będzie. Chociaż te kilkadziesiąt minut wczoraj dało jakieś tam efekty. A może jeszcze coś dzisiaj… Jakimś cudem.
Cudem, bo gdy doszła do tego samego miejsca co wczoraj, zdjęła z siebie tylko spodenki i koszulkę. Nic więcej. Bała się. Nie będą jakieś małolaty oglądać jej nagiego tyłka.
Rozejrzała się wokół. Było dość cicho tak jak wczoraj, w każdym razie żadnego znaku, by gdzieś w pobliżu przebywali jacyś ludzie. Ale wczoraj też takowego nie było. A przecież kawałek za plecami miała wznoszący się w górę teren przysłonięty rożnego rodzaju roślinnością, w tym drzewami. Nietrudno było się tam ukryć. Oczywiście potencjalny podglądacz miałby utrudnione zadanie i niespecjalnie dobry widok, ale jednak…
Trudno, nie sprawi Danielowi aż takiego prezentu, jakiego by chciała, ale przecież nie wszystko stracone.
Bo po chwilowej kąpieli i zwilżeniu swego ciała zaległa na kocu w stroju kąpielowym. Dyskretnie jednak obciągnęła majtki tak, że jej pośladki niemal w całości wystawione zostały na zabójcze promienie słoneczne.
Takim sposobem musiała się zadowolić. I nie było nad czym płakać. Słońce przyjemnie grzało w plecy, nogi a także pośladki. Zaś ją samą pochłonęły kolejne kartki książki MacLeana.

- Mam wątpliwości, że dobrze zrobiliśmy mówiąc im o tym – zwierzał się koledze Oliwier.
- Ale masz problem – wzruszył ramionami Kacper. – Wybij sobie z głowy, że cokolwiek tu znajdziesz. Tu jest od groma wgłębień i jedna szansa, by włożyć monetę w odpowiednie. A poza tym, nawet i monety nie ma. I nie wiadomo, czy będzie.
Oliwier zamilkł na taką ripostę. Kolega miał chyba rację. To, że opowiedzieli historię tym kilku nowopoznanym chłopakom z Zielonej Góry niczego nie zmieniało. Niczego. Tak, jak udowodnił to przed sekundą Kacper.
Więc teraz stali przed wejściem w siedem osób. Wejściem otwartym, nie mając koncepcji na cokolwiek więcej.
- A ta laska? – zapytał nagle Kamil.
- Co z nią? – odpowiedział pytaniem Kacper.
- Wiecie na pewno, że ona go wzięła?
- Na pewno to nie… Ale kto inny mógłby?
- No mógłby… Wyspa nie jest znowu taka wielka, siedzieć tam po drugiej stronie w hotelu całą dobę, to trochę wkurwiające… Nie wszyscy mogą grać na okrągło w kosza, pływać, leżeć na plaży…
- No tak, dlatego mówię, że niekoniecznie na pewno. Ale jednak mało możliwe, by kto inny.
Zapadła chwila milczenia.
- Jest szansa, że przyjdzie tu? W sensie opalać się – wytłumaczył swoje pytanie Kamil.
- Jak ją Hasan zauważy to da znać.
- Po coś go tam wysłaliśmy, nie? – wzruszył ramionami Krystian.
- Od tego są czarnuchy- mruknął Kamil.
Ten ton, jak i przede wszystkim zwrot nie spodobały się Oliwierowi.
- Nie podoba ci się nasz kolega? – zapytał spokojnie.
- Czy ja mówię, że mi się nie podoba? – wzruszył ramionami zagadnięty. – Coś taki poważny?
- Bo jestem członkiem grupy antyfaszystowskiej i nie toleruję wszelkich przejawów rasizmu – oznajmił oficjalnym tonem Oliwier. – Jeżeli masz uprzedzenie do innych, to nie możesz przebywać w naszym towarzystwie.
- Heh – roześmiał się, choć w lekko wymuszony sposób Kamil. – Wyluzuj koleś, na żartach się nie znasz? Przecież to jasne, że…
Nie skończył. Wszyscy usłyszeli odgłos szybko poruszających się stóp. Ktoś biegł. Mógł to być tylko Hasan.
- Przyszła, opala się w tym samym miejscu co wczoraj – poinformował resztę towarzystwa.
- Nago? – zainteresował się, któryś z kolegów Kamila.
- Na razie nie. Sami zobaczcie.
Zeszli w dół, między zieleniną. Jakąś trochę sympatyczniejszą, niż po ich stronie wyspy. Nie spieszyli się, acz świadomość, ze ta olśniewająca opiekunka jest znów tutaj, sama i bez ubrania, podziałała na nich mocno. No, szkoda tylko, że jednak jakąś tam cząstkę tego ubrania na sobie podobno zachowała.
Po kilku minutach, znaleźli się na skraju wzgórza, sporo niżej, od miejsca, gdzie znajdowała się „szopa” z legendarnym skarbem cara Samuela. Ale wciąż parę dobrych metrów nad poziomem morza.
- No, faktycznie jest – odezwał się Kamil patrząc w prawo.
- Podejdźmy jeszcze bliżej, ile się da – zasugerował Oliwier.
Zrobili to. Znaleźli miejsce, z trzydzieści, czterdzieści metrów nieco w bok od miejsca, w którym leżała obozowa opiekunka. Widok nieco przysłaniały jakieś rośliny, ale z drugiej strony, oni byli zbyt trudni do zauważenia.
Widzieli, że leży na brzuchu a przed sobą ma otwartą książkę. Właśnie przewróciła kolejną kartkę.
- Niewiele widać – ocenił nieco rozczarowany Kamil. – no i jest ubrana. Szkoda. Wczoraj też tak mieliście?
- Wczoraj zeszliśmy na plażę i co nieco widzieliśmy – przypomniał mu Oliwier.
- Dzisiaj też by można ją zaskoczyć, co by powiedziała? – zaśmiał się cicho Kamil.
- Nic, jest w stroju… Acz pewnie by się wkurzyła widząc nas, po tym wczorajszym…
- Ciekawe, czy by spanikowała? Siedmiu chłopaków, jakbyśmy ją tak otoczyli… - fantazjował nieco rozpalający się zielonogórzanin.
- Może sprawdzimy, kto wie…
Tymczasem jednak, chowając się za naturalnymi przeszkodami, obserwowali piękne ciało opiekunki. Przynajmniej tyle ile się dało. A że dało się niewiele, niektórzy poczęli się niecierpliwić i nawoływać do zmiany zajęcia. Gdy nagle…
- Wstaje – oznajmił Hasan.
Faktycznie, zobaczyli jak wstaje, prostując się przed nimi, sięga dłonią w tył wykonując ruch, jakby obciągała majtki a potem odwróciła się. Stała jeszcze tak chwilę, rozglądając się wokół by w końcu podejść do wody i zniknąć w niej.
- Nieźle pływa. I daleko – ocenił fachowym okiem Krystian.
- Kurde, szkoda, że się dzisiaj nie zdecydowała na to co wczoraj… Czajcie co by to było, gdyby tak wskoczyła nago do wody? Od razu bym podbiegł do jej koca i zapieprzył ubranie. Chyba padłaby na atak  serca – fantazjował gorączkowo Oliwier.
- No a my byśmy jakąś wymianę zaproponowali. I wtedy faktycznie moglibyśmy wiele zobaczyć – śmiał się Kamil.
- A może zwiniemy jej coś? – zamyślił się Oliwier.
- Co? – wtrącił Kacper. – Ubranie? Bez sensu, poradzi sobie w stroju. Książkę chcesz jej ukraść? Tak nie umiesz czytać…
- A co, to już się zobaczy. Hasan – przywołał głową kolegę.

Znudziło ją leżenie. Słońce przypiekło mocno i uznała, że czas najwyższy już wskoczyć do wody. Co też uczyniła.
Wcale nie czarna woda Morza Czarnego orzeźwiła ją. Poczuła ochotę popłynąć gdzieś dalej. Jakieś takie sto metrów w jedna stronę, potem drugą. Skoro pobiegała i poćwiczyła, to jeszcze pływanie mogło uzupełnić ten zestaw ćwiczeń.
Popłynęła. Dzięki temu miała okazję zerknąć na wyspę z innej perspektywy. Płynęła wprost przed siebie, względnie daleko, nie bojąc się, ze straci kondycję czy coś. Wprawdzie tej, jako mało wysportowana dziewczyna nigdy nie miała zbyt wiele, ale nie była aż taką fizyczną ciamajdą.
Przez chwilę pomyślała o rzeczach zostawionych na plaży. Trudno, ale przecież raczej nikogo nie ma. Zresztą co tam wzięła ze sobą? Niczego wartościowego. Książka, komórka spodenki i koszulka. Nic, czego utrata mogłaby jakoś mocno zaboleć.
Unosząc głowę nad wodą zaśmiała się lekko. Gdyby to było wczoraj… Owszem wczoraj weszła do wody, ale tylko na kilka metrów, by się zwilżyć. Wszystko co na kocu miała pod pełną kontrolą. Włącznie ze swym ubraniem.
A może gdyby nie wczorajsze odwiedziny czwórki intruzów, dzisiaj zaryzykowałaby kąpiel nago? Odpływając na taki kawał? No, no, to by było poważne ryzyko. Ryzyko, że wróciłaby do hotelu naga. To by miały małolaty ubaw.
Było jej dobrze i pływała jeszcze dłuższą chwilę, z każdą jednak sekundą skracając dystans do brzegu. W końcu wyszła z wody udając się w kierunku swego kocyka.
Usiadła na chwilę, czując jak słoneczne promienie błyskawicznie łapią jej skórę. To było przyjemne, Chociaż być może było nawet za gorąco.
Ale coś jej nie grało. Chociaż nie wiedziała co. Może to jakieś irracjonalne przeczucie? Nie, chyba nie. Rozejrzała się wkoło i nie zobaczyła niczego podejrzanego. Wzruszyła ramionami. Potem rozejrzała się raz jeszcze. A potem znów. I wtedy coś zobaczyła.
Za sobą. Na piasku od strony wyspy. Piasek wyglądał jakoś nienaturalnie. Tak jakby był tu ktoś i jednocześnie zadał sobie trochę trudu by ślad po sobie zamazać.
Przyjrzała się uważniej. Tak, wszystko by na to wskazywało. Rozejrzała się gwałtownie po najbliższym otoczeniu. Pierwsza w oczy rzuciła się książka. Spodenki i koszulka były tez. Pusty plecak również. No nie taki pusty, bo w środku powinna być przecież…
Ale nie było. Przetrząsnęła uważniej, ale wynik nie uległ zmianie. Rozejrzała się dokładniej po kocyku. Ale nie było. Ktoś zwinął jej komórkę.
Poczuła narastające zdenerwowanie. I dwa pytania w głowie. Kto i po co? No, po co… Pewnie komuś sprzeda, co tam.
Ale kto? Czy to ta sama grupka co wczoraj? Z tym Oliwierem i wyglądającym na Araba Hasanem? Możliwe. Czyżby ją śledzili? Czyżby liczyli, że dzisiaj znowu zobaczą jej nagie ciało?
To wielce prawdopodobne. Gówniarzeria nudziła się na tej wyspie a skoro dzień wcześniej wypatrzyli atrakcyjną kobietę opalającą się bez ubrania to pewnie nadzieja na powtórkę przyciągnęła ich tu i dzisiaj. I wykorzystali te kilkanaście minut, gdy ona pływała sobie z dala od koca.
Tak, to by było logiczne. Ale jeśli jednak nie? Jeżeli to był ktoś inny?
Zerknęła raz jeszcze na piasek i podjęła decyzję. Ubrała się, schowała książkę do plecaka i ruszyła do przodu. Patrząc nie tyle przed siebie, ile pod swoje nogi. Szła śladem, słabo widocznym, ale jednak. Śladem prowadzącym w kierunku wzgórza. To tam podążył tajemniczy złodziej. A ona pomyślała, że warto chociaż spróbować dowiedzieć się kto to.
Pokonując teren, zorientowała się, że ślad prowadzi w kierunku tej tajemniczej budowli z czasów cara Samuela. Może to zatem ktoś inny? Ktoś zupełnie nieznany, kto akurat postanowił zrobić tam sobie jakąś kryjówkę? Ale jaką? Przecież była tam wczoraj i poza niewielką wnęką niespecjalnie większą, niż tradycyjna polska szopa, nie było niczego co by na to wskazywało.
Jej zaintrygowane, zachmurzone oblicze rozpogodziło się na chwilę, gdy dotarło do niej, że bawi się w tego tam... Winnetou. Jednego z bohaterów Daniela w dzieciństwie. By się mąż uśmiał z tego zapewne. No a może nawet biłby brawo widząc żonę zawzięcie tropiącą złodzieja?
Jak odzyska zgubę i wyjaśni sprawę, to nie ma bata, będzie ją chwalił i jeszcze napisze o niej jakieś opowiadanie.
Chociaż tu, na twardszym podłożu trop stawał się nieczytelny, przynajmniej dla jej niewprawionego oka, albo wręcz ginął, to była przekonana, że idzie w dobrym kierunku. W stronę „szopy”.
Stanęła przed nią chwilę później. Raz jeszcze spojrzała na podłoże. Tutaj widziała większy bałagan, to znaczy większa ilość śladów. Pewnie była tu większa grupka. Co w zasadzie upewniałoby ją w przekonaniu co do sprawców.
Tak, jak wczoraj dość niepewnie podeszła do budowli. Przekroczyła walący się mur i przystanęła. Co jest za tymi wrotami? To co wczoraj, czyli nic? A może jednak ktoś? Złodziej wraz z grupą? Pół biedy, jeżeli to ci dowcipnisie z obozu. Gorzej, gdy ktoś inny, spoza grupy.
Raz kozie śmierć. Przecież przez te trzy dni, nie zauważyła tu nikogo, ani niczego podejrzanego. Gdyby to był jakiś poważniejszy, tajemniczy gang, to nie zawracałby sobie głowy kradzieżą jakiegoś tam telefonu.
Otworzyła wrota. Przed sobą ujrzała ciemność, niemal nieprzeniknioną. Zrobiła krok w przód, potem drugi, nim jej wzrok przyzwyczaił się do mroku.
Był to błąd.
W mgnieniu oka poczuła na sobie kilka rąk. Na swojej szyi. Zaciskały się, aż kompletnie zaskoczona i spanikowana Kamila straciła oddech i bezwładnie opadła na ziemię.

- I po co to było? – wzruszył ramionami Kacper. Zawsze był spokojny, ale tym razem nie mógł ukryć emocji targających jego wnętrzem. – Myślicie, że to jakaś zabawa dla dzieci?
- Ale pierdolisz – nie wytrzymał Oliwier. – Zobacz na to co znaleźliśmy. Posunęliśmy się dalej, niż ci wszyscy poszukiwacze. A to dopiero początek!
Mówił o izbie. Nie o wnęce, tylko izbie. Odkryli ją przez zupełny przypadek.
Ktoś a konkretnie Hasan dotknął którejś płyty w murze na dole, gdy chowali się przed nadchodzącą opiekunką i ku ich zdumieniu uruchomił tym samym jakiś mechanizm. Zobaczyli jak w dole wnęki otwierają się niewielkie, ukryte drzwi. Niestety za nimi nie było żadnej sali skarbów, jak już zaczynali fantazjować, tylko zwykła sala, może dwa razy większa, niż powierzchnia w „szopie”, ale to zawsze było jakieś odkrycie.
- To tak działa ten mechanizm – ogarniał temat Kamil, zaglądając od drugiej strony. - Czyli od tamtej strony nie da się tego otworzyć, chyba, że przez przypadek, tym klockiem, jak to Hasan zrobił. Ale tak normalnie, to tylko od wewnątrz.
- Dobra, izba izbą – zdenerwował się nieco Kacper. – Ale co z tym problemem?
Wskazał głową w kierunku właśnie zniesionej do sali, nieprzytomnej opiekunki.
- Wy to wymyśliliście, wy się teraz bawcie – dodał na poły ironicznie, na poły smutno. Z przerażeniem zaczynał ogarniać, że on, jako jedyny był w stanie uświadomić sobie konsekwencje tego czynu.
Wewnątrz, mimo wszystko było ciepło, choć kamienie chłodne. Dało się wytrzymać. Nie wiadomo jednak jak w nocy.
- W nocy możemy tu sobie zrobić niezłą imprezę z dala od hotelu i mędrkujących opiekunek – rysował przyszłość Oliwier. – Ściągniemy sobie litry alko, trochę żarcia i jeszcze jakaś muza by się przydała, jakaś sensowniejsza.
- Ta, muza… To sobie poszukaj, czy car Samuel nie zainstalował tu przypadkiem tysiąc lat temu jakiegoś gniazdka elektrycznego – pokpiwał Kacper.
- Dobra, chłopaki nie kłóćcie się – przerwał Kamil. – Teraz trzeba zrobić parę rzeczy. Przede wszystkim wrócić do hotelu i załatwić coś, no… - przerwał i tak jak poprzednio Kacper, teraz sam rzucił głową w kierunku leżącej nieruchomo brunetki.
- A co chcesz zrobić? – zapytał nieufnie Kacper.
- Skoro powiedzieliśmy A… To trzeba i powiedzieć B, nie uważasz?
- Pewnie tak. Tylko na czym to B ma polegać?
Nie uzyskał odpowiedzi. Kamil przez chwilę podrapał się w głowę.
- Idziemy wszyscy do hotelu – zdecydował. – Po drodze powiem co i jak. A ona niech tu zostanie. Nie obudzi się za szybko. A jak się obudzi i zniknie… To nie będziemy mieli problemu.
Nie mieliby. Tyle, że chyba nikt, może poza Kacprem, nie chciał, by piękna opiekunka zniknęła bez śladu.

- Łażą w te i we wte… - burknął pod nosem Dominik, widząc szwendającą się pod hotelem kilkuosobową grupkę chłopaków.
- I to cię tak wkurza? – zapytał Łukasz.
- Wkurzający są – potwierdził kolega. – Banda typów z Warszawy. Pedały i tyle.
- Ci nie są z Warszawy, tylko z Zielonej Góry – wskazał palcem zdumiony Łukasz. Zdumiony, bo rzadko zdarzało mu się widzieć kolegę używającego tak ostrych określeń.
- Jeden pies – burknął na nowo Dominik.
- Tej a może tak cię wkurzają, bo jeszcze dzisiaj nie zobaczyłeś swej idolki? – zakpił.
Nie doczekał odpowiedzi. Zobaczył tylko, że Dominik zmieszał się lekko, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
- Dość się napatrzyłeś wczoraj, jeszcze będziesz miał okazję. Nie wiem nawet czy smaży się w tym gorącym hotelu, grając w jakieś pierdoły na necie, czy łazi gdzieś po wyspie. Aż się nie spodziewałem, że  z niej taki obieżyświat. Biega, trenuje chyba na siłce, całkiem ładnie się prezentuje w tych swoich strojach sportowych – rozgadał się Łukasz, wykorzystując milczenie kolegi.
- Nie wyobrażam sobie Matuszewskiej napieprzającej kilka kilometrów w tym słońcu.
Wybuchli śmiechem obydwaj. Pani Matuszewska, nauczycielka chemii, miała większy brzuch, niż Ryszard Kalisz i faktycznie nie wyglądała na taką, która przebiegłaby choćby sto metrów.
- Padłaby na zawał – skomentował Łukasz.
Siedzieli przez chwilę na ławce pod hotelem ze szklankami coli w dłoniach. Znów zobaczyli wychodzącą grupę poznanych dwa dni wcześniej chłopaków z plecakami. Były wypchane czymś tam.
- Pewnie browary – domyślił się Łukasz. – Tylko gdzie oni z tym idą? O tej porze? Nawet jakby chcieli jakieś ognisko zrobić to i tak za wcześnie.
- Wczoraj dymili na korytarzu, coś tam do Kamili. Chciałem wyjść, ale zanim się zdecydowałem, ona zareagowała.
- I dobrze, że nie wyszedłeś. Ich było pewnie siedmiu, tak jak teraz, więc nie zgrywaj takiego bohatera.
- Wkurzają mnie.
Znów siedzieli przez chwilę w milczeniu patrząc jak sylwetki chłopaków znikają między krzewami a potem drzewami.
- Patrz – szturchnął kolegę Łukasz. – Te ziomki spod Sandomierza są na boisku. Zagramy z nimi w kosza?
Dominik nic nie mówiąc zerknął w stronę boiska, po czym dopił colę do końca, wstał i ruszył śladem kolegi.

Oliwier czuł, ze traci jakąkolwiek pewność siebie. Zaczął mu się udzielać defetyzm Kacpra. Kurwa, co oni zrobili? Dobry, był zawzięty, chciał wziąć rewanż na tej suce, za to, że go uderzyła. No i nie okłamujmy się, nie tylko o rewanż chodziło. Widząc ją, bezwładną, pół nagą, jego oddech przyspieszał. Ale przecież, jakby nie patrzeć wkroczyli na zupełnie inną drogę. Choć bał się dopuścić te myśli bliżej siebie, to one i tak wdzierały się w głąb mózgu. Wkroczyli na drogę przestępstwa.
Napadli na kobietę, obezwładnili ją i związali. A przecież to miał być dopiero początek.
Czy to nie za daleko? Nawet jeśli są tyle kilometrów od domu i sprawa może się jakoś rozmyć? A czy się rozmyje? Czy w obliczu zagrożenia prawnego będzie mógł liczyć na pomoc rodziny, tak jak to bywało w sytuacjach mniejszego kalibru?
- Tak już lepiej – szepnął Kamil.
Spojrzeli na efekt swej pracy. Jeżeli można to było nazwać pracą. Opiekunka leżała związana. A co najważniejsze miała na oczach przepaskę, której z uwagi na więzy nie byłaby w stanie zdjąć. W ten sposób zabezpieczyli się przed rozpoznaniem. 
- Kiepsko to widzę – mruknął nieufnie Kacper, ale w żaden inny sposób nie zareagował. Jego brat, w przeciwieństwie do niego, wpatrywał się w związaną piękność z lubością w oczach.
- To teraz jeszcze wynieśmy ją na zewnątrz do wnęki – zaproponował Kamil.
- Po co? – nie zrozumiał Oliwier.
- Bo tu nam będzie zawadzać. Robimy imprezę, nie? Jeszcze się obudzi za wcześnie, albo coś. A jak oprzytomnieje tam, to i tak zareagujemy na to. Ktoś tam będzie wychodził do niej co parę minut.
- A jeśli nie oprzytomnieje? – wyraził wątpliwość jeden z jego kolegów, Denis.
- Znam się na tym, matka jest lekarką – wzruszył ramionami z pewnością siebie Kamil. – Już niedługo dojdzie do siebie.
Skoro tak powiedział… Zrobili to, chociaż jej obecność tutaj, jej odkryte niektóre części ciała…
Zostali sami w nowoodkrytej sali. Rozmawiali o rożnych rzeczach. Było ich siedmiu, wiec tematy się nie kończyły. Tym bardziej, że nie kończył się tez spory zapas alkoholu. Wcześnie zaczęli, ale też powód był poważny. To był udany dzień. Przecież dokonali poważnego odkrycia i może tu gdzieś za ich plecami była ta tajemnicza komnata ze skarbami cara Samuela.
- Myślicie, że ona odda nam te monetę? – zapytał niecierpliwie wiercący się Jakub, drugi z towarzyszy Kamila.
- W tym cały cyrk, żeby ją przekonać – odparł lider grupy z Zielonej Góry.
- Oby tak się stało – dodał Oliwier. – To co znajduje się tu gdzieś obok może być warte tysiące, albo i miliony euro. Albo jeszcze więcej.
- Bądź spokojny kolego – Oliwier poczuł alkoholowy zapach wydobywający się z ust Kamila. Nowy kolega uniósł w górę szklankę z piwem – Za skarb!
Wypili duszkiem.
Tak, skarb skarbem, ale myśli Oliwiera krążyły wokół czegoś innego. Pewnie zresztą nie tylko jego. Może nie Kacpra, który był dość racjonalny, ale Kamila pewnie tak. Bo widział, jak wczoraj reagował on na opowieści o tym co stało się na plaży, widział jak patrzył na nią i wczoraj na korytarzu i dzisiaj na plaży. I nie tylko Kamil. Pewnie jego dwójka kolegów też. Tak samo jak Hasan i Krystian. Ich myśli krążyły nad…
- Idź zobacz, czy już jest świadoma – polecił Kamil Denisowi.
Oliwier potarł pot z czoła. Tak, przecież to było nie do uwierzenia. Skarb, skarbem, ale teraz tutaj mieli obok siebie ją… Ją skrępowaną, bezwolną, uległą, półnagą. I byli zdeterminowani przeprowadzić z nią poważną rozmowę. Dobra o skarbie, ale… Ale jeśli nie będzie chciała zdradzić, przyznać się, to co wtedy? Jakich środków perswazji użyją?
W rozgorączkowanej głowie Oliwiera pojawiała się praktycznie tylko jedna wizja. Ciekawe, czy inni mieli to samo. W każdym razie czuł jak jego spodnie stają się trochę zbyt ciasne.
Tak, z minuty na minutę, z upływem kolejnych opróżnianych butelek piwa, nie mógł już uciec od wizji, które wciskał mu jego umysł. Coraz rzadziej brał udział w rozmowie, zatapiając się we własnych myślach.
Kurde, czy tylko on tak miał? Czy innych nie ruszało to, że ta piękność leży związana tuż obok i oni mogą z nią zrobić…
Wzdrygnął się.
Czy oni traktują ją tylko jako dostarczycielkę informacji o zagubionej monecie? Czy nie widzą jak ona wygląda, jakie ma ciało, jak skąpo jest ubrana? Tego, że jest zdana tylko na nich?
Nie, chyba widzą. Wracał do rzeczywistości, gdy usłyszał jak ktoś rzuca jakiś niedwuznaczny tekst zaśmiewając się. To Denis. Potem Kamil. I Krystian też.
Ale czy się odważą? No kurwa…!
- Chyba się już zmęczyłeś – Oliwier usłyszał skierowane do siebie słowa Kamila.
Dziwny typ. Nie wiedział co o nim myśleć. Trochę ukradł mu rolę lidera grupy. Nawet Krystian znalazł z nim wspólny język i częściej rozmawiał z nim, niż z Oliwierem. Nie podobało mu to się. To on, Oliwier miał tu rządzić, decydować o wszystkim. Także o tym, co stanie się ze śpiącą królewną. Chociaż czasem podejmowanie takich decyzji jest jeszcze gorsze od klasówki z polskiego.
- Która już jest? – powoli sięgnął po komórkę.
- Coś koło dziewiętnastej – uprzedził go uprzejmie Denis.
- A jakby to zrobić inaczej, wystraszyć ją? – zapytał nagle Hasan.
- Co masz na myśli? – oprosił o wyjaśnienia Oliwier.
- Ona nie wie kto… I nie zobaczy nas. Możemy poudawać starszych, jakichś obcych, podnieść głosy, takie tam… Tak, by ona nie domyśliła się z kim ma do czynienia, by nie poznała nas po głosach, by w ogóle myślała, że to jacyś obcy mafiosi, czy coś…
Tak, to był pomysł. Oliwier z uznaniem spojrzał na kolegę. 
Zamilkli na chwilę. Oliwier wiedział już dobrze co było powodem. Tak jak i u niego, tak u nich, alkohol wywołał pożądane skutki. Impreza imprezą, skarb skarbem, ale liczyło się teraz to, że tam za drzwiami leży związana piękność, która...
- Czas zaczynać – nie, Kamil nie zapytał. On podjął decyzję. W imieniu wszystkich, także Oliwiera. Ten znów spojrzał z niechęcią na dość dobrze zbudowanego, pewnego siebie chłopaka. Zielonogórzanin zaczął wywoływać w nim pewien niepokój. Oliwier widział. Wypił dużo. Na pewno więcej, niż on. Ale trzymał się dobrze a wręcz wydawało się, że wzrósł jego poziom jakiejś tam agresji, impulsywności. W tym stanie mógł być nieobliczalny.
Ot samozwańczy lider. Co będzie chciał zrobić, do czego doprowadzić? W jakim kierunku potoczy się sytuacja?
- To ja o tym decyduję – słowa Oliwiera wyciekły z jego ust a on sam zdawał się nie mieć nad tym kontroli. – Wprowadzimy ją, związaną, z przepaską na oczach. I przepytamy.
Zmierzył się wzrokowo z Kamilem. Wyczuł w oczach tamtego, jakby zdziwienie a także chęć na słowny pojedynek. Ale niedawno poznany towarzysz odpuścił. Uśmiechnął się tylko.
- No to zaczynamy – powtórzył.
Zapanowała pełna napięcia cisza. Jeden z drugim nerwowo zatarli dłonie.
Oszołomiona Kamila z wolna doszła do siebie. Ale jej stan daleki był od normalności. Nie wiedziała do końca co się stało. Z wolna przypominała sobie szczegóły. Plażę, brak telefonu, tropienie potencjalnego sprawcy. I budynek z czasów cara Samuela. A potem… Potem nic.
Na tyle, na ile pozwalał jej wolno pracujący mózg, starała się przypomnieć, to czego nie pamiętała. Nie zdążyła. Z lękiem usłyszała jakiś rumor tuż obok siebie i cichy odgłos kroków. Poczuła czyjeś ciepłe ręce na swym ramionach, na biodrach. Jęknęła lekko.
- Wstań – nakazał jej jakiś zduszony głos.
Dopiero teraz dotarło do niej, że jest związana. Ręce były skrępowane z tyłu z dodatkowo miała opaskę na oczach. Nie widziała nikogo, nie wiedziała gdzie jest, nie wiedziała kim jest ten, kto nakazał jej wstać.
W co ona się wplątała?
Z nerwowym biciem serca podniosła się z podłoża przy pomocy jakiejś osoby, którejś ktoś jeszcze pomagał.
Widząc tylko ciemność i czując spore osłabienie z trudem stawiała kroki. Na szczęście nie musiała robić ich wielu. Chwilę późnij znalazła się w jakimś pomieszczeniu. Poczuła odór alkoholu i obecność innych osób. Nie wiedziała ilu, ale już sama ta świadomość wpłynęła na nią mocno deprymująco.
Tak samo deprymowało ją panujące przez chwilę milczenie.
No bo chłopacy stając twarzą w twarz z tym wyzwaniem nie wiedzieli jak zacząć.
- Zdaje się, że ma pani coś co do nas należy – w końcu prosto z mostu walnął Kamil, usiłując nadać swemu głosowi bardziej męski ton, ale nie wiedział, czy po tej dawce alkoholu mu to wychodzi.
- Kim jesteście? – zapytała Kamila, odczekując chwilę, aż słowa dotarły do niej. Nie rozumiała o co chodzi, ale w tej chwili ważniejsze było to, na kogo trafiła.
- Jesteśmy właścicielami rzeczy, która sobie pani wzięła – odparł natychmiast Kamil.
- Jakiej rzeczy? I jakimi właścicielami? Przecież jesteście tu, na wycieczce i to ja straciłam coś a wy… - urwała by zaczerpnąć tchu.
No tak. To był kiepski pomysł udawać kogoś innego, niż wycieczkowicze, próbując dojść do porozumienia z opiekunką w języku polskim a nie bułgarskim…
- Nasi bułgarscy koledzy… - próbował ratować sytuację Kamil. – Zostawili tu coś dla nas. I jak przybyliśmy okazało się, że tego czegoś nie ma. Jedyną osobą, która się tu kręciła jest pani.
- Po pierwsze nie zwykłam toczyć żadnych rozmów w takim stanie – w przeciwieństwie do chłopaków, Kamila zaczynała odzyskiwać pewność siebie, dochodząc do wniosku, że prześladowcy są jej mniej, lub bardziej, znani. – Rozwiążcie mnie i to natychmiast. Po drugie, nie mam pojęcia o co wam chodzi – usiłowała podnieść głos, ale w tym stanie wychodziło jej to kiepsko.
Próbowała wyrywać się z rąk przytrzymujących ją osób, o których wiedziała już, że są piętnastoletnimi chłopakami, ale tamci trzymali ją jednak mocno. Zbyt mocno jak na jej stan fizyczny.
- Będzie lepiej, jak pani od razu powie. Lepiej dla nas i dla pani – oznajmił Kamil.
- Nie mam zamiaru niczego opowiadać jakimś chłystkom – odparowała natychmiast. – Nie dość, że nie wiem o co wam chodzi, to jeszcze nie pozwolę się traktować w ten sposób. Rozwiążcie mnie natychmiast!
- Tylko, że nie pani dyktuje tu warunki – uniósł głos rozpędzający się powoli ta sytuacją Kamil. – I zaraz to pokażemy. Chłopaki – skinął głową w kierunku przytrzymujących opiekunkę.
Oliwier od początku siedział jak na gwoździach, gdy widział Kubę i Denisa trzymających tą piękność za ramiona. Chociaż tyle. A teraz poczuł skaczące ciśnienie, gdy zobaczył jak Kamil wstaje i zbliża się do skrępowanej brunetki.
- Zrobimy tak – usłyszał głos kolegi i zobaczył, że rozwiązuje jej dłonie. Ale tylko na chwilę. Błyskawicznie nakazał koleżkom, by przytrzymali je w górze. Mimo protestów nauczycielki, udało im się to. A wtedy Kamil mocując się z trudem, przywiązał je do jakichś drewnianych kawałków wystających po bokach z sufitu.
Teraz serce zabiło Oliwierowi mocniej.
Oto miał on, jak i reszta towarzystwa, piękną nauczycielkę niemal rozkrzyżowaną. Stojącą na wprost przed nimi, z rękoma uniesionymi wysoko w górę i przywiązanymi. Teraz… Teraz nie mogła stawiać oporu w ogóle. Chyba, że nogami. Ale to akurat nie było dla nich takie groźne jak ręce.
Stawiała jeszcze opór cichymi krzykami, ale to akurat w ogóle nie stanowiło dla nich zagrożenia. Ba, Oliwier odniósł wrażenie, że jej bezbronność raczej rozzuchwaliła, przede wszystkim trójkę zielonogórzan, ale i Krystiana.
No cóż, jego samego też.
Siedząc na wprost niej, rozkrzyżowanej, patrzył na jej ciało odziane tylko sportowymi spodenkami i stanikiem. Miał jak na dłoni jej długie, opalone nogi, nagi brzuch i smukłe ramiona.
Wyglądała jak bogini. I ta bogini stała teraz związana, skrępowana a oni… Oni mogli zrobić z nią wszystko. Jeśliby tylko nie chciała zdradzić, gdzie schowała miedzianą monetę. Wtedy mieliby powód i byliby kompletnie usprawiedliwieni. Jakżeby inaczej.
Krew się w nim wzburzyła. Zazdrościł Kamilowi, że ten pomacał sobie trochę tak neutralnych miejsc jak ręce. Ale to były jej ręce. Warte więcej, niż gołe cycki jakiejś innej baby.
W ogóle od tej postaci, wysokiej, pięknej, smukłej, praktycznie pół nagiej, związanej i bezsilnie usiłującej się uwolnić, tchnęło jakimś niewyobrażalnym erotyzmem.
No chyba, że to zasługa tych kilku już wypitych piw. Ale nie… Przecież na trzeźwo działała tak samo. Pamiętał to choćby z wczoraj.
- Głupia pipa – syknięcie Kamila przywróciło Oliwiera do świata żywych. Choć czy na pewno?
Widział przecież oczy Kamila, jego ziomków, Krystiana. Oczy naładowane agresją, podnieceniem. Oliwier już rozumiał. Rozumiał, że przestała ich interesować i moneta i skarb cara Samuela. Interesowała ich tylko rozkrzyżowana opiekunka w skąpych majtkach i staniku. Rozkrzyżowana, związana, bezsilna, bezbronna. Zdana tylko na nich. Na nich, którzy mogli uczynić z nią wszystko.
Oliwier też coś czuł. Silnie sterczącego penisa. I nieprawdopodobną dawkę erotyzmu. Nie wiedział co go powstrzymuje przed przejęciem roli lidera. Czy za duża dawka alkoholu? Czy może jakieś tlące się w środku obawy przed reperkusjami prawnymi?
- Puścicie mnie, czy pogada z wami policja? – usłyszeli głos Kamili. – To wasza ostatnia szansa, abyście się opamiętali. Rozwiążcie mnie natychmiast!
Jej ciało poruszyło się w takt niemal wykrzyczanych przez nią słów a to jeszcze bardziej rozzuchwaliło chłopaków. Te ruchy wskazywały raczej na jej bezradność. Tym gestem, związana piękność wykazała raczej swą bezsilność. Jej groźby nie mogły zadziałać.
- Wzięłaś monetę, która należy do nas – bezceremonialnie odezwał się Kamil. – Oddaj nam ją, albo tego pożałujesz.
Oliwier ze zdumieniem słuchał tych ostrych słów. Coraz mocniej był przekonany, że to wszystko zmierza do jednego. Zrozumiał, że pijany Kamil jest niebezpieczny i nieobliczalny.
- Dość tego! – próbował ryknąć, ale z jego ust wydobył się po prostu tylko silniejszy głos, zdradzający zresztą, że jego właściciel sam wypił niewiele mniej, niż adwersarz. Adwersarz, bo nim stawał się Kamil.
Ryk nie wziął się znikąd. Oliwier z osłupieniem i podnieceniem zobaczył, jak ręka Kamila przykleja się do nagiego brzucha związanej piękności.
- O co ci chodzi kolego? – zwrócił się oficjalnym tonem Kamil.
- O to, że to ja ją pierwszy wypatrzyłem i to ja mam do niej prawa, nie? – wypalił Oliwier, nie bacząc na to, że na głos zdradza wszystkim wszystko co tylko zdradzić mógł. Także jej.
- Zaraz, zaraz – bełkot Kamila stawał się coraz mniej bełkotliwy a coraz bardziej silny i zdecydowany. Oliwier nagle zaczynał rozumieć, że jego przywództwo to już historia. Że kolega z Zielonej Góry nie będzie tak skłonny do odpuszczenia łupu wojennego.
- Nie ma żadnego zaraz – zaoponował natychmiast. – To mój kolega zaczął tę akcję i mój ją dokończył. To wszystko. Nie masz prawa jej dotykać!
Ruszył w stronę Kamili samemu nie wiedząc co zrobi. No bo co? Odepchnie Kamila od prawie nagiego ciała olśniewającej piękności, której głos nie mógł przebić się przez tą awanturę?
Zamiast tego stało się coś innego. Zamroczony alkoholem Oliwier spostrzegł się, gdy leżał już na ziemi odepchnięty silnym ruchem przez oponenta.
- Nikogo to nie obchodzi, wiesz…? – zaciągnął wyraźnie nietrzeźwy Kamil. – I mało tego! – huknął nagle, powstrzymując tym samym zbierającego się z ziemi Oliwiera. – Ja, kurwa będę decydował kogo dotykam i gdzie! I co z nim robię! Patrz, kurwa!
Sięgnął ręką przed siebie a zamroczony, tak alkoholem, jak i ciosem Oliwier z rozwartymi ustami patrzył, jak ręka Kamila szybkim, silnym, zdecydowanym ruchem zrywa ze związanej piękności stanik, drąc go tym samym w strzępy.
Ale nikt już nie przejmował się stanikiem. Wszyscy jak jeden mąż patrzyli w nagie piersi, rozpaczliwie wiercącej się piękności.

Dominika wałęsała się po najbliższej okolicy hotelu, unikając większych zbiorowisk. Nie potrzebowała towarzystwa. Może poza jedną osobą.
Słońce powoli zachodziło. Nad woda przebywało kilka grupek nastolatków. Parę osób biegało po boisku do kosza. Pojedynczy wycieczkowicze przechadzali się w jedną, bądź drugą stronę. Przed jej oczami przewijało się wiele twarzy, ale nie widziała wśród nich tej, którą coraz bardziej chciała zobaczyć.
Krótka rozmowa z Kamilą w pokoju nieco wytrąciła ją z równowagi. Nie mogła już skupić się na czytaniu.
Powrót do miejskiego liceum, tym razem w roli nauczycielki, był dla niej kłopotliwy. Ciężko było przestawić się na traktowanie niedawnych wykładowców, jako kolegów z pracy. Niełatwo było jej zwracać się do uczącego ją przez trzy lata matematyka per „Czarek”, zamiast „panie profesorze”. Akurat do niego nauczyła się mówić po imieniu, bo Czarek, to tam… Ale do statecznych matron, pani Basi od geografii, pani Haliny od biologii i innych? W życiu.
A była jeszcze jedna osoba, z którą na swój sposób bała się zetknąć. Bała, jak i jednocześnie, podekscytowana pragnęła. Takie ambiwalentne odczucia. Chodziło o nauczycielkę, z którą rok przed podjęciem pracy w liceum, przeżyła niezwykłą przygodę. Przygodę a w zasadzie intrygę, uknutą przez jej męża.
Ta przygoda, była niezwykle hardkorowa i Dominika czuła się niezwykle biorąc w niej udział. Praktycznie, jak w jakiejś bajce, tak, jakby się to jej śniło. Niemal do końca nie wierzyła, że pan Daniel to zrealizuje. A jednak. I zrobił coś niesamowitego, coś, co sprawiało, że na samo wspomnienie o tym wszystkim czuła szybsze bicie serca.
Ale też nie sama przygoda była czymś najważniejszym. Była tylko częścią tego wspomnienia, bo te wypełniała przede wszystkim dwójka głównych bohaterów, pan Daniel i jego żona. Jej licealna nauczycielka języka polskiego, która miała stać się koleżanką z pracy.
To było niezwykłe uczucie. Obawiała się trochę tego kontaktu, ale Kamila przyjęła ją dobrze. Ba, nawet stała się jej chyba najlepszą koleżanką. W każdym razie, właśnie z nią dogadywała się najlepiej. Nic dziwnego, bo z innymi rozmawiała niewiele. Nie potrzebowała tego. Zawsze była zamkniętym w sobie, trochę odludkiem.
A ta para składała się z dwojga osób, które fascynowały ją w wysokim stopniu. I niegdysiejsza pani profesor Kamila, bożyszcze chyba wszystkich licealistów, piękna, wysoka, zrównoważona, trochę lodowata, trzymająca raczej zapatrzonych w nią uczniów na dystans. I pan Daniel, którego pierwszy raz widziała jeszcze w czasach nauki w liceum. Niby zwykły facet, który nie wywoływał jakiejś sensacji wśród jej koleżanek. Ale ona dostrzegła w nim coś intrygującego. I to coś potwierdziło się, gdy zaczęła widywać go w kancelarii adwokackiej a potem uczestnicząc w tek akcji, w której upozorował samo uprowadzenie, by sprawić swej żonie taki, niezwykle oryginalny, jak i perwersyjny prezent. Z pewnością było to największe przeżycie w życiu Dominiki, która w zasadzie była statystką, ale tak nie do końca. Przecież wydawała polecenia swojej niedawnej nauczycielce, rozbierając ją do naga, potem związując a potem nawet… Rumieniła się, przypominając sobie te krótkie chwile, gdy jeździła swymi dłońmi po nagim ciele pięknej wychowawczyni.
Ale gdy podjęła pracę w szkole, mimo nawiązania przyjaznych kontaktów a Kamilą, nigdy nie rozmawiały o tym wydarzeniu. Kamila nigdy tego nie poruszyła, ona tym bardziej. Wstydziła się, choć wracała do niego myślami niemal każdego dnia. Nie odważyła się jednak nigdy nawiązać do tej historii. W sumie co miała powiedzieć? Że chętnie dowiedziałaby się, czy pan Daniel jeszcze kiedyś wprowadził w życie coś podobnego?
Aż do dzisiaj. Krótko, bo tylko na chwilę. Kamila rzuciła tekst a potem wycofała się. Wyszła pobiegać, ale pozostawionej samotnie w pokoju Dominice wspomnienia wróciła ze zdwojoną siłą. I teraz próbowała zebrać w sobie odwagę, by porozmawiać o tym wszystkim co się wtedy wydarzyło. To było zbyt mocne, by zostawić to bez słowa. Czuła, że musi się odważyć. I miała nadzieję, że Kamila nie utnie tematu machnięciem ręki.
Przerzucała wzrokiem z lewa na prawo, ale nigdzie nie widziała swojej koleżanki. Dziwne. Nie było jej w hotelu, ani w swoim pokoju, ani w jadalni, nigdzie. Tak samo tutaj. Czyżby zasiedziała się gdzieś na plaży, po drugiej stronie wyspy? Mogła, ale czy aż tak długo? Przecież minęło już dobrych kilka godzin.
Upewniła się o tym, zerkając na zegarek. To trwało zdecydowanie za długo. Poczuła lekki niepokój.
Ruszyła w kierunku boiska. Właśnie kilku chłopaków schodziło z placu do gry w kosza. Zwróciła uwagę na znajome twarze.
- Chłopaki, nie widzieliście gdzieś pani Kamili? – zwróciła się do dwójki chłopaków. Podczas podróży zdążyła ich poznać, jako uczniów gimnazjum, w którym dorabiała koleżanka.
- W ogóle jej dzisiaj nie widzieliśmy – usłyszała odpowiedź niższego, Łukasza.
- Naprawdę…? Gdzie ona się podziewa?
- Codziennie biega na drugi koniec wyspy…
- No tak, ale nie może przecież biegać w nieskończoność – odparła logicznie Dominika. – Wyszła z hotelu koło piętnastej, to już z sześć godzin minęło…
- I do tej pory nie wróciła? – tym razem usłyszała zaniepokojenie w głosie tego wyższego.
- Nie może pani do niej zadzwonić? – wpadł na najprostszy pomysł Łukasz.
Westchnęła cicho. Jakkolwiek dziwnie by to brzmiało, nie preferowała takich rozwiązań. Jakby na swój sposób krepowała się. Może dlatego, że były koleżankami, ale nie aż takimi przyjaciółkami, które wydzwaniają do siebie.
Ale wiedziała, że tym razem telefon jest najrozsądniejszym wyjściem.
- Nie odbiera – poinformowała gimnazjalistów po dwóch próbach.
- Albo pływa w morzu, albo… - nie dokończył Dominik.
- Albo zgubiła i teraz szuka – podsunął inną myśl Łukasz.
- Nie podoba mi się to – dość zdecydowanym tonem skwitowała Dominika. – Najchętniej przeszłabym się tam. W sumie wyspa nie jest taka wielka.
- Nie jest długa, fakt. Ale jeśli weszła na wzniesienie na przykład…
- A czego miałaby tam szukać?
- Nie wiem – bronił się Łukasz. – Może szuka tego skarbu cara Samuela, czy jak mu tam?
- Ach, mówisz o tym budynku dziwnym…
Zapadło chwilowe milczenie. Dominika zamyśliła się na kilka sekund, czując na sobie spojrzenia dwóch posłusznie stojących obok niej chłopaków. Ich postawa wpłynęła na nią.
- To co? Pójdziemy? – rzuciła, wiedząc już, że nie odmówią.

Ból przeszedł natychmiast. Oliwier czul coś zupełnie innego. To, że całe to pomieszczenie nagle wypełniło się erotyzmem. Nic innego nie miało znaczenia. Stara moneta już nikogo nie interesowała.
Stali w siedmiu, patrząc w jedno miejsce. Patrząc na zupełnie bezbronną, choć szamocącą się piękność, nagą. No prawie. Miała na sobie jeszcze majtki, ale docierało już do nich, że to tylko kwestia chwili, kwestia sekund. Skoro jeden z nich odważył się zerwać stanik, to za chwilę, ten sam, albo ktoś inny, rozerwie majtki. 
To, jak do tej pory było gorąco, nie miało porównania z tym, jaka temperatura zapanowała teraz.
- Kurwa mać… - jęknął Krystian. Oliwier widział jego zdradzające podniecenie oczy. W zasadzie, poza Kacprem wszyscy reagowali tak samo.
A ona sam… Czuł pewne upokorzenie z powodu tego, jak potraktował go Kamil. Dodatkowo teraz patrzył jak ręce agresora jeżdżą bezkarnie po nagim ciele Kamili. Po brzuchu, po ramionach, aż…
- Nie dotykaj mnie! – usłyszeli rozkazujący głos szamoczącej się piękności. – I natychmiast rozwiąż, ile razy mam pow…
Dalsze słowa nie przeszły jej przez gardło. Rozzuchwalony Kamil dłonią zakrył jej usta a drugą kontynuował wędrówkę po jej ciele. Oliwier z wypiekami na twarzy patrzył, jak prawa ręka Kamila zaciska się na jednej z nagich piersi skrępowanej opiekunki. Co z tego, że jej piersi były niewielkie? Ważne, że była prawdziwą pięknością, marzeniem wielu mężczyzn a oni mieli ją teraz prawie kompletnie nagą, bezwolną a jeden z nich, Kamil… Ten drań ściskał te piersi, jakby…
Oliwier poczuł olbrzymią zazdrość. Nie, tak być nie mogło. To on dał się jej oczarować, to on ją pierwszy zauważył, to on ją sobie zarezerwował. W myślach, czy nie, nieważne. Natychmiast doskoczył do obojga i uniósł drżącą rękę w górę. Z otwartymi szeroko ustami ścisnął drugą pierś związanej bogini.
- Ach, widzę, że też wiesz co dobre – uśmiechnął się niby przyjacielsko Kamil, ale Oliwier nie ufał mu już za grosz. – A pytałeś o pozwolenie? – wysyczał nagle. – Czyja teraz jest, kto odważył się zerwać z niej stanik? Brakło odwagi, co?!
- Nie potrzebuję twojego pozwolenia – odparł impulsywnie Oliwier, patrząc w oczy rywala. – Będę ją dotykał, kiedy będzie mi się tylko podobać.
Mówiąc to, nie wypuszczał ze swej dłoni jej nagiej piersi. Trzymał kurczowo, jakby była nieopisanym skarbem.
- Przyssałeś się tą łapą, jak do cycka matki – zaśmiał się wzgardliwie Kamil a i na twarzach obecnych pojawiły się uśmiechy, które sprawiły, że Oliwier poczerwieniał. – Jak jesteś taki odważny po fakcie, to powiedz, czy zrobisz teraz coś więcej?
To było chore. Stali przy bezradnie szamoczącej się opiekunce i dywagowali o… Oliwier zrozumiał wszystko. Spojrzenie Kamila padło na majtki. Nie jego oczywiście.
- Nie wierzysz, kurwa? – wulgaryzmem dodał sobie odwagi Oliwie, czując, że sam z trudem utrzymuje równowagę. Nie wiedział, czy to wypity alkohol, czy olbrzymie podniecenie.
- Pewnie, że kurwa, nie – usłyszał odpowiedź i nagle zobaczył coś co mu zaparło dech w piersiach. Kamil puścił pierś Kamili, po to by zdecydowanie przyssać się do niej swoimi ustami. Zdecydowanie i niezwykle agresywnie ssał nagiego sutka nieziemskiej piękności.
Oliwier poczuł jak jego całe ciało drży. Na jego oczach ten typ bezcześcił jego królewnę. Jego. Tak, należała do niego i tylko on miał do niej prawo.
Wiedział, że natychmiast musi zareagować. Musi zrobić coś lepszego. Na uginających się nogach obszedł związaną opiekunkę i stanął za nią. Po czym, chwycił ją za biodra a potem za skrawki materiału. Nie zważając na gwałtowniejsze ruchy Kamili, czując, że dostaje niemal drgawek, pochylił się, ściągając majtki w dół. Przyklęknął wiedząc, że wypity alkohol, niezwykle erotyzująca atmosfera i to co zrobił, nie pozwolą mu wstać. I nie czuł takiej potrzeby. Tuż przed swoim nosem miał długie, efektowne nogi pięknej opiekunki a nad nimi jej nagie pośladki. Kompletnie nagie, bez żadnego niepotrzebnego materiału.
Ogromnie podniecony, czując nieprawdopodobny łomot w głowie, oparł się dłońmi o jej ciało, z trudem utrzymując równowagę. Oparł się, trzymając na jej nogach i przesuwając po nich lubieżnie, zachłannie, swe drżące, spocone dłonie. Aż w końcu wstał. I wtedy od tylu chwycił w ręce coś jeszcze bardziej ponętnego. Jej nagi tyłek. Chwycił i ścisnął mocno, tak aby wszyscy w tym pomieszczeniu wiedzieli, do kogo należy nagie ciało tej piękności.
Słyszał, albo raczej wyczuwał jakieś jęki związanej piękności. Ale ginęły one w odgłosach wydawanych przez pozostałych. Każdy coś tam… Zarechotał nerwowo, westchnął głośniej, powiedział coś głupiego… Ktoś tam, chyba Denis z Kubą zaczęli się przepychać, widząc, że ich lider bezkarnie maca sobie cycki pięknej kobiety.
- Stop! – zarządził nagle Kamil. Widocznie przywództwo włączało mu się coraz mocniej w głowę. – Trzeba jej zatkać gębę, dajcie coś – rozejrzał się, odpuszczając na chwile zakrywanie ust Kamili. Ta natychmiast odetchnęła głębiej.
- Macie ostatnią szansę, natychmiast mnie… - nie zdążyła dokończyć, bo na jej twarzy pojawiła się jakaś szmata. Prześladowca wprawnym ruchem obwiązał jej usta i dalsze słowa nie przedostały się już do adresatów.
- No! – huknął Kamil. – A teraz…
Nie dokończył. Tak jak uprzednio Oliwier przeszedł z drugiej strony, stając bardziej za związaną na wszelkie sposoby postacią i na oczach wciąż drżącego Oliwiera, wymierzył jej solidnego klapsa.
- Dobre! – ucieszył się jeden z jego koleżków, widząc gwałtowne drgnięcie Kamili i słysząc zduszony jęk.
- Dobre? Za mało. Patrzcie kurwa, jak to się robi z takimi dupami!
Oliwier widział, że Kamil był nabuzowany w najwyższy stopniu. Widział, że to on przejął przywództwo w grupie, że to on jest najsilniejszy i rządzi teraz. A przede wszystkim rządzi nagim ciałem skrępowanej piękności.
A rządził w sposób niezwykły. Jego ciężka dłoń spadała na nagie dupsko olśniewającej opiekunki, rozdając jej w ten sposób soczyste klapsy. Naprawdę mocne. Oliwier z osłupieniem patrzył, jak Kamil raz za razem, silnie, mocno z niespotykaną agresją praktycznie leje w dupę tą ślicznotkę. To było tak oburzające, jak i niezwykle podniecające. Praktycznie każdym klapsem zdobywał ją na własność. Tak, że związana Kamila, wijąca się początkowo jak szalona, po jakimś czasie przestała, tak jakby posłusznie oddawała się tej erotycznej torturze, zdając się na zwycięskiego oprawcę.
- Dość kurwa! – sapnął wreszcie nieco zmęczony, ale wciąż jak najbardziej podniecony, ożywiony.
Oliwier widział, jak jego rywal przygląda się z satysfakcją obitemu tyłkowi Kamili. Nie mógł uwierzyć, że to się stało naprawdę. A dodatkowo tam od przodu… Teraz także i Denis i Krystian przykleili się do nagiej piękności a ich dłonie błądziły po jej nagim ciele. Po udach, po brzuchu, po piersiach, po jej nagim wzgórku łonowym. Także i Hasan przedostał się w pobliże, próbując uszczknąć coś dla siebie. Podobnie Kuba, choć brakowało już dla niego miejsca. Tylko Kacper trzymał się nieco z tyłu.
Przez chwilę Oliwier zastanawiał się co czuje Kamila, obmacywana przez pięciu, nawet sześciu chłopaków. Co się dzieje w jej głowie, gdy po jej nagim ciele krąży osiem, dziesięć, dwanaście męskich dłoni.
Ale nie zdążył pomyśleć.
- Trzeba ją położyć tu – doszedł go głos Kamila.
- Jak? Związana jest – zapytał Kuba.
- To ją rozwiążmy i trzymajmy. A zresztą… - Kamil nagłym ruchem, zdarł opaskę z oczu rozkrzyżowanej kobiety. Spojrzeli na nią. Mrugała oczami, ogarniając co się dzieje. Teraz już nie było tajemnicy.
- Po co…? – zapytał zdziwiony Krystian
- Niech patrzy na to, na mnie… A choćby na to… - impulsywny Kamil, energicznym ruchem ściągnął z siebie spodenki wraz z bielizną, prostując się dumnie.
Spojrzeli na niego. Był dość dobrze zbudowany a przez swoją agresję, teraz tym bardziej sprawiał wrażenie mężczyzny. Jego całkiem niemały penis sterczał a jego właściciel, śmiejąc się, otarł się nim o uda starającej się uniknąć tego kontaktu piękności. Nic nie robił sobie z jej uników. Stanął przed nią i szybkim gestem przytulił do niej, wbijając swego twardego penisa w jej podbrzusze.
- Rozwiążcie jej ręce – zarządził, gdy już się odkleił.
Do spółki zrobili co trzeba i natychmiast chwycili jej dłonie, by się nie wyrwała, choć próbowała to robić. Ale nie dali się. Kilka chwil szamotania się i ich siła zatriumfowała. Pokonana Kamila legła rozłożona na prowizorycznym stole, który wcześniej sobie zorganizowali.
- Trzymajcie ją tam mocno! – nakazał zdecydowanym tonem Kamil. A potem zaległa cisza. Taka na sekundę, może dwie, ale jakże wymowna.
Piękna opiekunka leżała pod nimi, kompletnie bezsilna wobec ich agresji i kompletnie naga. Z tyłu Kuba i Denis przytrzymywali ją mocno za ręce, tak, że nie miała najmniejszej szansy się wyrwać. Po bokach stała czwórka warszawiaków patrząc z lubością na nagie, bezbronne ciało wysokiej piękności. A od przodu równie nagi Kamil jednym ruchem rozepchnął jej uda, stając między nimi.
Na ten widok Oliwierowi zaparło dech w piersiach bardziej, niż przy poprzednich sytuacjach.
- Co chcesz zrobić? – wydukał z siebie drżącym głosem.
- Co się głupio pytasz? Przecież widzisz.
- Daj spokój stary – dobiegł ich głos, milczącego do tej pory Kacpra.
- Co się kurwa cykacie, co?! Chuja nam zrobią, chuja! Przelecę ją jak szmatę!
Oliwier zamilkł, patrząc z osłupieniem, jak Kamil zdecydowanie chwyta za uda leżącej piękności, rozsuwając je szeroko. Ich oczom ukazała się cipka. Naga, bezbronna, jakby czekająca na wejście. Oliwier marzył o tym, pragnął tego. Ale o tym, że to on a nie jakiś przybłęda! Te widoki były zabójcze, ale nie mógł pozwolić na to, przecież to on miał do niej prawa, jemu powinno przysługiwać pierwszeństwo.
- Stój, ja byłem pierwszy! – krzyknął głośno.
- Jaki pierwszy, do czego kurwa? Stój z boku i czekaj na swoją kolej.
Oliwier zobaczył jak penis Kamila już praktycznie dotyka cipki i nie wytrzymał. Ruszył w kierunku Kamila chwytając go za barki i próbując odciągnąć. Miał pecha. Nagie, spocone ciało rywala wyślizgnęło się z jego dłoni. A sam Kamil odskoczył na chwilę, zdobywając odpowiedni dystans.
- Masz, kurwa! – wraz z jego słowem poszedł cios. Pieść Kamila trafiła go pod okiem. Oliwier odsunął się, ale nawet nie zdążył zareagować, gdy na jego twarz spadł drugi cios. Na tyle mocny, że Oliwier upadł na ziemię.
- O, kurwa… - jęknął tylko.
- Tak, kurwa! A teraz nie próbuj mi przeszkadzać, bo cię kurwa naprawdę ubiję – ostrzegł go zimnym tonem Kamil.
Zbierający się powoli z ziemi, upokorzony Oliwier patrzył, jak Kamil agresywnie rozsuwa ponownie złączone uda bezradnej piękności, jak bezceremonialnie chwyta ją za nogi, unosząc lekko w górę i rozkładając. Jak ta piękność ze strachem w oczach leży bezradnie rozłożona na stole, oczekując ostatecznego zwycięstwa jej prześladowcy. Jak ten prześladowca zdecydowanym ruchem napiera swoim sztywnym penisem na jej bezbronną cipkę…

- Jeśli nie tu, to nie wiem – stwierdził wysoki Dominik wspinając się na wzniesienie.
Przeszli na koniec wyspy, nie stwierdzając obecności Kamili. Wobec czego padł pomysł skierowania się ku budowli cara Samuela.
- O ile nie zrobiła nas w konia i nie przeszła drugą stroną do hotelu – skomentował Łukasz.
- O tym przekonamy się jak wrócimy – zarządziła Dominika. – Teraz sprawdzimy to co jest z dala od hotelu.
- Wrota są otwarte – zauważył Łukasz, stojący już przed tym czymś na wzór szopy. – A tam…
- Ktoś tam jest – mruknął Dominik. – I nawet wiem kto – dodał po chwili.
- Kto? – zapytała Dominika.
- Te typki z Warszawy i jacyś ich koleżce. Nie zna pani – wyjaśnił Łukasz.
- Nie podoba mi się to towarzystwo – stwierdził bez ogródek Dominik.
- Faktycznie, słyszę jakieś hałasy – potwierdziła nauczycielka podchodząc bliżej. – Ale jakoś nie bezpośrednio z szopy, tylko z głębi chyba. Też macie takie wrażenie?
- No, tak jakby… Ale co nas to w sumie obchodzi? Mało prawdopodobne, żeby pani Kamila siedziała tam z nimi.
- Musimy sprawdzić – postanowiła szatynka. – Wchodzimy.
Mimo tych słów, wolała zaczekać, aż to chłopacy zrobią pierwszy krok. Było już mroczno, ta szopa nie sprawiała najprzyjemniejszego wrażenia. Co, jeśli jest tam ktoś zupełnie inny? Może jacyś miejscowi przypłynęli na wyspę?
Wsłuchiwała się w jakieś strzępy głosów. Były one głośne, ale jakby przytłumione, dlatego ciężko było je zrozumieć. Choć jednak wszystko wskazywało na to, że słyszy jakieś polskie słowa.
- A to co? – w mroku usłyszała zdziwiony głos Łukasza. – Tego wejścia tu nie widziałem, jak byłem wcześniej.
Wzrok Dominiki pobiegł za kiepsko widocznym w tych okolicznościach palcem niższego gimnazjalisty. Zauważyła faktycznie coś wystającego z ściany a w szparach pomiędzy nimi błyskało się światło.
- Da się tam wejść? – zapytała, marszcząc brwi.
- Da się – stwierdził pewnym tonem Dominik. – Ale ciężko, bo trzeba to podważyć trochę. Ale jednak da się…
- Czekajcie a jeśli to nie oni? Może posłuchajmy trochę, kto to jest? – zaniepokoiła się lekko.
- To te przygłupy, na bank – usłyszała głos Łukasza. – Kłócą się o coś chyba, nie słyszę tak dobrze, ale to oni.
- No to wejdziemy, chciałabym sprawdzić, co oni robią tu, w tym miejscu o tej godzinie – zawyrokowała nauczycielka.
- Tylko trzeba uważać… A nie, od wewnątrz da się otworzyć – ustalił Dominik.
Powoli, z pewnym wysiłkiem otwierał wejście a głosy dochodzące ze środka uderzyły z całą mocą. Już mieli pewność kto jest w środku, już wiedzieli kogo tam zastaną. Ale doszło jeszcze coś. Coś, co spowodowało, że Dominik wytężył wszystkie swe siły i otworzył wejście tak, że władował się od razu do środka. Za nim Łukasz. Dominika wgramoliła się na końcu. Gdy ogarnęła wzrokiem całą sytuację, zrobił się już prawdziwy kocioł.
W blasku takiego sobie światła, widziała jak Dominik odrywa jakiegoś chłopaka i z całej siły uderza go pięścią w twarz. Tak, że ten odlatuje kawałek, padając zamroczony na podłogę. Widziała, jak z tyłu, zrywają się dwaj chłopacy, niepewni co zrobić w nowej sytuacji. Jak ten moment wykorzystuje leżąca na jakimś niskim stoliku postać, zrywając się. Dominika nie wierzyła własnym oczom.
- Co tu się dzieje?! – krzyknęła głośno.
Zaskoczona i zdekoncentrowana przepuściła kilku wybiegających na zewnątrz chłopaków. Tych, którym to się udało. Chyba pięciu. Dwójka innych leżała rozłożona pod ciosami Dominika, przy lekkiej pomocy Łukasza. Jeden z nich był kompletnie nagi.
Powoli ogarniała temat.
- O matko – usłyszała dyszący szept koleżanki. Nagiej, wymęczonej, spoconej.
To wszystko było tak nierealne, ale widziała to na własne oczy. Rozumiała, że w ostatniej chwili przeszkodzili w czymś, czego nie potrafiła sobie wyobrazić.

Ruch na wyspie tego przedpołudnia był, jak w centrum Sofii. Prawie. Od rana między wyspą a miasteczkiem położonym nad brzegiem Morza Czarnego kursowały policyjne motorówki.
Dominika obserwowała ten widok kręcąc się w pobliżu hotelu. Wiele osób cieszyłoby się z tego rozgardiaszu, bo to zawsze coś ciekawego w tej wakacyjnej nudzie. Ona nie. Bo wiedziała, ile za ten brak nudy mogła zapłacić jej koleżanka.
Wysoka nauczycielka patrzyła, jak bułgarscy policjanci zabierają ze sobą do miasta kilku chłopaków. Potem przyjeżdżają na wyspę raz jeszcze, odbierając zeznanie także tych, którzy pozostali. Głównie Dominika i Łukasza. Na końcu jej samej.
Nie spieszyło się jej do hotelu. Wolała włóczyć się tutaj. Nie wiedziała dlaczego. Może po tej wczorajszej akcji, poczuła się jakoś pewniej? Choć przecież nie zrobiła niczego fizycznie, to jednak pomogła. Gdyby nie jej pomysł na obejście wyspy, na wejście do tej budowli cara Samuela. Miała swą cząstkę w tym, że nie doszło d tak poważnego przestępstwa.
Przechadzała się samotnie. Nie miała ochoty na książkę. Najpierw ta wczorajsza, choć krótka rozmowa z Kamilą a potem te wydarzenia. Nie miała głowy na hiszpańskie opowieści wojenno-dyplomatyczne.
Zerknęła na wodę. Do wyspy zbliżała się kolejna motorówka. Znowu? Czego jeszcze chcą? Odwróciła wzrok, kierując się powoli w stronę hotelu. Brak równowagi jednym, ale żołądek miał swoje prawa. Dochodziła piętnasta i wypadałoby zjeść jakiś obiad.
Przed hotelem rzuciła jeszcze raz spojrzenie na taflę wody. Motorówka wyłączyła silnik, cumując przy brzegu. Zobaczyła, że tym razem nie jest to policyjny sprzęt. Z motorówki wyskoczyła jakaś postać i raźnym krokiem kierowała się w stronę hotelu.
Dominika przystanęła, wytężając wzrok. Postać ginęła w cieniu, wśród niewielkich drzewek, ale… Zobaczyła ją, gdy wyszła na mały betonowy chodnik raptem kilka metrów przed hotelem. Poczuła, że serce bije jej mocniej. Coś w niej spowodowało, że nagle wyprostowała się jak struna.
- Dzień dobry – odezwała się pierwsza, z uwagą wpatrując się w oczy przybysza.
- Cześć – odpowiedział trochę niedbale, zatrzymując się. Był nieco zdyszany. – Pełnisz wartę wokół hotelu?
- Tak, jakby – uśmiechnęła się szeroko. – Szybko pan reaguje. Chyba wynajął pan samolot prezydencki.
- Piłkarz musi mieć szybką reakcję.
- Ale pan już chyba nie gra…? A tak, tego się nie zapomina.
- Tak jak twoich długich nóg – otaksował jej sylwetkę w taki sposób, że poczuła dreszcz. Niezwykłe, na pewno był zdenerwowany tym wszystkim, ale umiał to ukryć, jak prawdziwy mężczyzna i jeszcze poczęstować ją szybkim, bardzo naturalnie brzmiącym komplementem.
- Niech pan nie żartuje – odpowiedziała siląc się na powagę. – Pana żona czuje się na szczęście dobrze, ale mimo tego, to ona teraz potrzebuje pana i takich słów.
- Takie słowa słyszała ostatnio pewnie w nadmiarze – odparł dość zgryźliwie. – Ale przypuszczam, że jest w porządku, skoro siedzi w pokoju sama i nie potrzebuje towarzystwa.
- Tak, na szczęście nie doszło do prawdziwej katastrofy – odparła, ostrożnie dobierając słowa.
- I to twoja zasługa w tym – kiwnął głową patrząc na nią, aż spuściła oczy w dół. – Jestem głodny, wiec zjadłbym coś. Możesz zamówić obiad dla nas?
Kiwnęła potakująco głowa a on zniknął w drzwiach. Dominika wolnym krokiem podążyła za nim, opierając się o framugę i śledząc sylwetkę wbiegającego na schody mężczyzny. Przez jej głowę przebiegały różne myśli.
Najczęściej ta, w której zapewniała go, że jeśli było coś, czego nie dostał w życiu od żony, to ona dałaby mu to z podwójną ochotą.

28 komentarzy:

  1. Chyba nikt się nie obrazi, że przyspieszyłem publikację o jeden dzień:).

    Teraz jeszcze drobna prośba, z którą zwracam się po raz pierwszy. Otóż chciałbym, aby czytelnicy bloga przeprowadzili w ten świąteczny weekend małą akcję. Jeżeli możecie i nie stanowi to problemu - podzielcie się tym linkiem na FB, czy jakichś forach, na których jesteście zarejestrowani, gdziekolwiek. Możecie wrzucać link do tego tekstu, albo ogólnie do samego bloga - to już Wasz wybór.

    Chciałbym zobaczyć jakie to będzie mieć przełożenie na wyniki wejść i ilość odwiedzających.

    Z góry dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Postaram się opublikować na forach dla początkujących literatów, rozważałeś publikację na pokatne.pl? Dawno już tam nic nie wrzucałeś, przekierowałeś "ruch" na tę stronę, ale może nie każdy wie o tej stronie, to dobra okazja na nowych odbiorców.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z portalem Pokątne raczej zakończyłem współpracę - przynajmniej jeśli chodzi o przygody Kamili. Być może jeśli kiedyś zakończę jakąś serię z Oliwią, opublikuję ją również tam, ale Kamila odpada.

    Osobiście uważam, że największa siłą rażenia dysponuje FB, ale do trzeba mieć kilkuset znajomych a poza tym rozumiem, że niektórzy mogą czuć się skrępowani by wrzucać takie linki na tablicę:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wydaje mi sie ze pierwsze zdanie jest prorocze dla calego tekstu. Spocona zwolnila tempo... i rzeczywiscie mamy do czynienia ze zwolnionym tempem. Czytalo sie wysmienicie. Byly nawet momenty ale troche Kamila potraktowana po macoszemu. A biega i sie opala. Brakowalo mi troche wrzucenia jej w wir akcji. Momentami mialem wrazenie ze to dluugi prolog do nastepnej czesci...

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się z poprzednikiem. No i czytając końcówkę opowiadania, nadal mam wrażenie, że to prolog do następnej części.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, zwalniam tempo i powiem, że to opowiadanie to i tak pikuś w porównaniu z kolejnymi tekstami (przynajmniej dwoma), które piszę i które kiedyś tam się ukażą. Nie wiem czy wszystkim to się będzie podobać, ale jeżeli wg Was czytało się wyśmienicie, to chyba jest to dobry manewr.

    Kamila została wrzucona w ten wir, chyba, że kolega komentator nie do końca tego typu akcję miał na myśli:).

    Opowiadanie samo w sobie, jak każde inne jest osobną częścią, co nie znaczy, że niektórych znajomości (a przynajmniej jednej) nie można rozwinąć w jednej z kolejnych części (a owszem, rozwinę).

    Jeżeli kogoś to interesuje, wejścia w Wielkanoc po 400 dziennie, czyli taki przyzwoity standard biorąc pod uwagę świeży tekst, ale dzisiaj (wtorek) ok 600, czyli dużo ponad normę, za co dziękuję tym, którzy rozpowszechnili linki do bloga gdziekolwiek.

    OdpowiedzUsuń
  7. Koniec opowiadań o Kamili?

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakiś orientacyjny termin wrzucenia kolejnego opowiadania?

    OdpowiedzUsuń
  9. Skąd wniosek, że to koniec? Niczego takiego nie zasugerowałem.

    Następne opowiadanie przypuszczalnie w czerwcu.

    OdpowiedzUsuń
  10. "Tak, zwalniam tempo" - czy czerwcowe opowiadanie będzie o Kamili? Planujesz może kontynuację opowiadań Oliwia Jons i innych publikowanych na jesieni ubiegłego roku?

    OdpowiedzUsuń
  11. Sformułowanie dotyczące zwalniania tempa tyczyło się tego tekstu, w sensie, dłuższej akcji. Zasadniczo to samo będzie w kolejnych o ile je dokończę i opublikuję.

    Tamtych opowiadań na razie nie kontynuuję, w marcu zacząłem pisać nową serią o Oliwii, jeżeli ją skończę to opublikuję.

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajne opowiadanie. Miło się czyta, ale wolę cykle takie jak Kamila niewolnica czy Kamila nauczycielka.

    OdpowiedzUsuń
  13. Na necie mało jest opowiadań z mocnym podtekstem erotycznym. Większość to porno, albo soft. To odnośnie nauczycielki.
    Niewolnica - fajny i przede wszystkim długi cykl. Dobrze i logicznie powiązany. Jedno zdarzenie wynika z drugiego. Parno i duszno, ale ładnie podane.

    OdpowiedzUsuń
  14. W większości opowiadań o Kamili - jeśli nie we wszystkich - są historie mówiące o niej i młodszych chłopakach/mężczyznach. Czy nie zastanawiałeś się nigdy, aby wplątać napisać cykl o dojrzałej Kamili z jej rówieśnikiem lub kimś starszym? Np. Kamili nauczycielka poznaje na wywiadówce rodzica któregoś z uczniów i rodzi się między nimi uczucie...

    OdpowiedzUsuń
  15. Zacznijmy od tego, że jakiekolwiek uczucie, Kamila żywi tylko do jednego mężczyzny i nie ma prawa zmienić się to w żaden sposób:).

    Jeśli zaś chodzi o lżejszą historyjkę "na raz", to nie mam jakiejś nakrętki na tego typu relacje. Raz jeden, kilka miesięcy temu, trochę zachęcony jednym z komentarzy, jak i czymś innym jeszcze, wziąłem się w garść i zacząłem pisać tekst, w którym jednym z bohaterów byłby ktoś starszy, ale potem uznałem, że jest słaby i ostatecznie skasowałem. Czy jeszcze kiedyś wezmę się za coś takiego? Wątpię, chyba, że wpadnie mi do głowy jakaś konkretna fabuła.

    OdpowiedzUsuń
  16. opowiadania w pyte, ale zapowiedź, że będzie coś nowego za dwa miechy.... słabo

    OdpowiedzUsuń
  17. Jeżeli dane mi będzie kiedyś wygrać w kumulacji LOTTO tyle, by rzucić pracę, będę zamieszczał opowiadania częściej.

    A coś nowego będzie jednak szybciej, już w weekend majowy. Tyle, że - to pewnie zła wiadomość dla większości czytelników - będzie to coś innego, z inną bohaterką i w innym klimacie (przede wszystkim czasowym i geograficznym). Ale myślę, że przynajmniej jedna czytelniczka będzie choć trochę ucieszona.

    OdpowiedzUsuń
  18. Oj człowiek już teskni za Kamilą

    OdpowiedzUsuń
  19. Koniec czerwca coraz bliżej:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Nawiązując do Twojego wcześniejszego komentarza z 25 kwietnia, zagraj dziś w lotto :) jest kumulacja!

    OdpowiedzUsuń
  21. A nie mozna z konca czerwca zrobic pierwszy weekend czerwca?

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie. 25 czerwca powinienem już być w domu po wizycie na Euro we Francji i wtedy opowiadanie trafi na blog.

    Od lipca będę publikował małą serię z Oliwią w roli głównej, choć wnioskuję (choćby z braku komentarzy), że ta postać nie cieszy się większym zainteresowaniem, ale mi się po prostu podoba i jeśli nikt nie będzie czytał, to trudno. Seria jest nieukończona (na razie cztery odcinki), ale zacznę publikację i tak. Najwyżej jej nie skończę.

    OdpowiedzUsuń
  23. Jedziesz do Francji na wszystkie mecze Polaków czy tylko na konkretny mecz?

    OdpowiedzUsuń
  24. Tylko do Marsylii na mecz z Ukrainą. Chciałem jeszcze do Paryża na Niemców, ale szanse na taki, w sumie ośmiodniowy urlop były iluzoryczne.

    OdpowiedzUsuń
  25. Udanej zabawy i żebyś miał, a raczej żebyśmy wszyscy mieli co świętować :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Drogi Falango, czy jest szansa, że wrzucisz kilka dni przed taki fragment, jak ostatnio? Taką zapowiedź?

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie. Po prostu wrzucę opowiadanie, pewnie zanim odczytasz komentarz, nowy tekst będzie już na blogu.

    OdpowiedzUsuń