KAMILA I SENNE MARZENIA XVII. Wyspa na
Morzu Czarnym.
Spocona
zwolniła tempo. Boże, co za upał. Ale swoje przebiegła. Jak na zwykłą kurę domową,
której nagle do głowy przyszedł pomysł na zabawę w bieganie nie było źle. Nie
miała żadnego licznika ze sobą, więc nie wiedziała, ile przebiegła, ale nie był
to krótki dystans.
Ciekawe, co
jej da ten tydzień… Gdy wróci do domu, Daniel z pewnością będzie zadowolony, bo
przy tej temperaturze, ciało szybko nabierze odpowiednich kolorów. A czy i
figura ulegnie poprawie? Nie no, tydzień to zdecydowanie za mało, ale przecież
coś tam zaczęła ćwiczyć już przed wyjazdem, jeszcze w Polsce. No a i tutaj było
coś na kształt siłowni, do której jednak momentami było ciężko się dopchać.
Zwolniła
kroku. Jakieś trzysta metrów przed nią rozciągał się niewielki kompleks
wypoczynkowy a tuż za nim błyszczała tafla Morza Czarnego. Gdzieś tam daleko,
na horyzoncie zaznaczała się linia brzegowa Bułgarii.
Spokojnie,
lecz i z niechęcią schodziła ze wzgórza, łagodnie opadającego ku brzegowi
wyspy. Z niechęcia, bo oznaczało to powrót do obowiązków. Choć po prawdzie
mówiąc, jakich obowiązków? Młodzież była tak niesforna, rozpuszczona, że próba
okiełznania jej graniczyła z cudem. Widziała to już podczas podróży, dlatego
teraz odpuszczała, tak jak i inni wychowawcy, czy raczej opiekunowie.
Było ich
tu, to znaczy, tych opiekunów, dziesięcioro. Dzieciaków w wieku gimnazjalnym
niemal setka. Młodzież z różnych stron Polski od Sanoka, po Jelenią Górę. Ten
rozrzut geograficzny tyczył się również wychowawców.
Załapała
się trochę przez przypadek. Nie była tu do końca sama. Namówiła ją, jej młoda
koleżanka, Dominika. Ach, Dominika… Kamila znów zamyśliła się nad wysoką,
młodziutką blond… Nie, teraz już szatynką. Raptem dwudziestoczteroletnią.
Zaskoczył
ją jej widok rok temu, we wrześniu. Jej niedawna uczennica z prowadzonej przez
nią klasy, wróciła po czterech latach do swego liceum w roli nauczycielki.
Poszła drogą swej licealnej wychowawczyni. Może poza specjalizacją. Kamila była
polonistką, Dominika historyczką.
Historyczka,
tak… Jak to wszystko ładnie wiązało się z pewnym mężczyzną… Mężczyzną jej
życia, historykiem, wprawdzie tylko z pasji a nie z wykształcenia, ale jednak.
Mężczyzną, który – tego była absolutnie pewna – kiedyś tam, wpadł w oko jej
uczennicy.
A potem
nawet widywał się z nią. Sporadycznie, jak zastrzegał a Kamila, mimo wszystko
mu ufała. Widywał w kancelarii, gdzie pracował także brat Dominiki.
A teraz ta
Dominika, co by nie powiedzieć, bardzo sympatyczna dziewczyna, widywała się już
nie z Danielem, tylko z nią. Codziennie, w pokoju nauczycielskim, na szkolnym
korytarzu.
Choć z
początku, Kamila miała do niej pewien dystans, to jednak szatynka zjednała ją
sobie. Sympatyczna, spokojna, raczej stonowana, wyważona. W zasadzie trochę
przypominała jej nią samą. I trochę zdjęła z niej odium najpopularniejszej
nauczycielki w szkole. Była na tyle ładną dziewczyną, że część dotychczasowych
fanów królowej lodu, czyli Kamili, odwróciła się od niej, wpatrując się z nieco
wyższą i młodszą o dziesięć lat koleżankę.
A to
zdrajcy… Kamila zaśmiała się do siebie na tę myśl. Dobra, dość o Dominice.
Było tu też
dwóch gimnazjalistów, ze szkoły, w której dorabiała, oprócz nauki w liceum.
Gimnazjalistów, którzy zareagowali na ogłoszenie w szkole o koloniach w
Bułgarii. No… Może nie tyle oni, ile ich rodzice. A i sama Kamila wkręciła się
w ten tygodniowy wyjazd, mając na uwadze pensję dorównującą niemal
nauczycielskiej.
To
zdecydowało. Choć teraz nie była pewna, czy zdecydowałaby się raz jeszcze.
Czasami są takie sytuacje, że żadna kasa nie zachęca do podjęcia pracy.
A może
demonizowała? Może za bardzo wymagała świętego spokoju a to przecież młodzież,
która ma swoje prawa? Nie będą przecież siedzieli grzecznie w pokojach przez
cały tydzień, grając w jakieś gry na komputerach, czy innych smartfonach, co
mogliby uskuteczniać nie ruszając się z Polski?
Kompleks
zbliżał się z każdym krokiem a ona rzuciła okiem w lewo. Na plaży rozłożyło się
kilka grupek, w sumie z kilkanaście osób. Młodzież nie próżnowała. I dobrze,
lepsze to, niż jakieś głupie imprezy. Acz pewnie i na nie przyjdzie czas. I to
chyba już dzisiaj.
Wychwytując
kilka rzuconych na nią spojrzeń, odwróciła głowę i udała się w kierunku dużego
budynku.
- Siemanko,
widzę, że trzymacie się tylko w dwójkę. Nie znacie tu nikogo? – do młodych
gimnazjalistów z Wielkopolski podeszło czterech chłopaków.
- Was też
jest niewiele więcej – wzruszył ramionami niższy z chłopaków, blondyn z
grzywką, Łukasz.
- No, ale
my już zawarliśmy jakieś znajomości i tak konsolidujemy ten obóz, skoro mamy tu
spędzić tydzień. Tak będzie lepiej, no nie?
Łukasz
wzruszył ramionami, zerkając w bok. Jego towarzysz, wysoki, jak na
piętnastolatka, Dominik w ogóle się nie odzywał. On taki był. Mimo wzrostu i
ogólnego wrażenia, był nad wyraz spokojnym chłopakiem, nie szukającym z nikim
zwady. Nie czuł też nigdy potrzeby gadania o byle bzdetach.
- Jakby co,
ja jestem Oliwier – przedstawił się ten, sprawiający wrażenie lidera. – Ten
obok mnie to Hasan, tamten Krystian a ostatni to Kacper.
- Bracia? –
zainteresował się Łukasz, komentując dwóch ostatnich, którzy byli do siebie
bardzo podobni. Różnili się nieznacznie, Krystian był łysy a Kacper miał
krótkie czarne włosy. Dodatkowo ten pierwszy wyglądał na takiego, który spędził
parę godzin w życiu na siłowni.
- Bliźniacy
– wyjaśnił Krystian. – My idziemy dalej, dołączycie do nas? – to pytanie
skierował do swych ziomków, Oliwiera i Hasana.
- Za
chwilę, pogadamy jeszcze – odparł ten pierwszy i kontynuował. – Skąd jesteście?
-
Południowa Wielkopolska – odparł lakonicznie Łukasz – A wy?
- Warszawa
– odparł Oliwier tonem, który wskazywał na poczucie dumy. – Ale nie jesteśmy
tacy – dodał po chwili. – Mogliśmy lecieć do Egiptu, czy gdzieś tam, ale
wybraliśmy obóz w naszym bratnim, socjalistycznym kraju.
-
Socjalistycznym? – zmarszczył brwi Łukasz. – Myślałem, że już od
kilkudziesięciu lat nie.
- Racja,
ale kiedyś było inaczej. I dzisiaj trzeba dążyć do tego by społeczeństwa
naszych krajów znów zbliżyły się do siebie.
- Mówisz
tak… Jesteś członkiem jakiejś organizacji?
- Jestem z
Antify. Hasan też.
- Antifa…
To ci, jak im tam… Anarchiści?
- Dokładnie
tak. Mamy swoje cele w życiu, nie jak cała ta bezideowa…
- Hołota –
dokończył Łukasz. Chciał jeszcze coś dodać, ale wzrok Oliwiera pomknął za jego
plecy.
- Dobra
dupa, dobra… Wiedziałem, że tu na obozie będą laseczki, ale, że akurat takie i
to te starsze... Skąd ona się wzięła?
Leżący do
tej pory na kocu Łukasz usiadł i obejrzał się do tyłu. Na znajdującej się
jakieś dwadzieścia metrów od nich ścieżce wiodącej do budynku, w którym
kwaterowali, zobaczył znajomą postać. Wysoką, smukłą, opaloną, z długimi,
czarnymi włosami, związanymi akurat w koński ogon. Postać ta ubrana w krótkie
spodenki i sportowy stanik, prezentowała się nadzwyczaj efektownie.
- A z
Wielkopolski, jak i my – odparł Łukasz. – To nasza nauczycielka.
- Wasza
nauczycielka? – powtórzył Oliwier. - Wśród opiekunów są też nauczycielki?
- Nie wiem,
nie wnikam. Wiem, że ona jest. Uczy w liceum, jak i naszym gimnazjum.
- O, kurwa,
jak by mnie taka uczyła… Czego uczy?
-
Polskiego. I mnie akurat nie, mam lekcje z kimś innym.
- To masz
pecha, bracie… Zajebista jest, ale ma nogi do ruchania… – Oliwier rzucił okiem
na zgrabną półnaga sylwetkę nauczycielki, wpatrując się w nią z tak wielką
fascynacją, że nie wyczuł żadnego ruchu obok siebie. – Do szkoły chyba nie
chodzi w takim stroju?
- A u was w
Warszawie chodzą? – kpiarsko zapytał Łukasz.
- No nie…
Co za dupa… Jak znam życie, pewnie zadaje się z jakimś nietolerancyjnym,
zacofanym, kapitalistycznym biznesmenem, żerującym na biedakach. Kurwa, już ja
bym jej lekcji udzielił… Nie ona mi, tylko ja jej. Rzuciłbym ją na to biurko
klasowe, zdarł z niej ten stanik, chociaż cycki ma chyba małe, jak widzę. Zdarł
majtki i bym ja instruował z polskiego swoim…
Niespodziewany
cios zakończył jego przemówienie. Oszołomiony, przez kilka sekund nie mógł
zrozumieć co się stało. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że ten nie
odzywający się do tej pory dryblas, wstał i z całej siły przywalił mu otwartą
dłonią w łeb. Czuł ból. Z respektem spojrzał na drugiego z Wielkopolan.
-
Zapomniałem powiedzieć, że Dominik akurat ma z nią lekcje, jak najbardziej i
jest to jego ulubiona nauczycielka – poinformował Łukasz nie mogąc powstrzymać
uśmiechu rozciągającego mu usta. – Generalnie Domino jest oazą spokoju, ale raz
w roku zdarzy mu się zdenerwować. Więc chyba wyczerpałeś jego limit na
najbliższy okres.
- Wyluzuj
kolego – ton Oliwiera stał się dużo bardziej ugodowy, z namiastką płaczliwości.
– Na żartach się nie znasz?
- Nie –
odparł krótko Dominik i ze spokojnym wyrazem twarzy, jakby zawstydzony
zaistniałą sytuacją wrócił na koc.
Nudziła
się. Wzięła ze sobą dwie książki, ale nie potrafiła się w nie jakoś wgłębić.
Nie wiedziała co w tym przeszkadza, czy to klimat tej wyspy, cztery kilometry
od bułgarskiego brzegu, czy też klimat ośrodka. Konkretnie głośnej muzyki,
dobiegającej z największej sali, znajdującej się na tym samym korytarzu. A
dokładnie na jego końcu.
Klimat tego
miejsca faktycznie nie działał na nią zbyt pobudzająco. Wyspa miała w
przybliżeniu okrągły kształt, jej linia brzegowa wynosiła niespełna dziesięć
kilometrów, wiec nie była za mała. Ale tylko jej zachodnia część, od strony
Bułgarii była cywilizowana. W tej części zbudowano ośrodek wypoczynkowy.
Ośrodek.
Szumna nazwa. Duży budynek przypominający więzienie, na dole którego znajdowała
się recepcja z barem i restauracją. Właściciel, wraz z małżonką i dwójką nastoletnich
dzieci byli jedynymi mieszkańcami wyspy. Poza nimi, nie mieszkał tu nikt.
Zresztą i oni rezydowali tylko w okresie letnim, gdy ktoś wynajmował pokoje.
Poza
budynkiem nie było tu specjalnie niczego więcej. Dwa małe boiska do gry w piłkę
nożną, jedno uniwersalne, na którym można było zagrać tak w kosza, jak i
siatkę, oraz dwa korty do tenisa. Wszystko dalekie od ideału, choć z drugiej
strony nie w jakimś dramatycznym stanie.
Poza
budynkiem i owym niezbyt bogatym terenem z boiskami, nie było tu w zasadzie
nic, poza wąskim pasem plaży rozciągającym się dookoła wyspy. Kilkadziesiąt
metrów od brzegu zaczynały się różnego rodzaju chaszcze, drzewa, nawet jakieś
urwisko. Teren w głąb wyspy wznosił się w górę, jej szczyt na samym środku
wynosił pewnie z pięćdziesiąt metrów nad powierzchnią morza.
Nie paliło
się jej by tam wchodzić. Ale biegając zapuściła się nieco pod górką, potem z
niej zbiegając. Dość surowy klimat wzbudził w niej niechęć. Przyjemniej było biegać
po plaży.
Z uwagi na
zerową obecność ludzi, bieganie było bezpieczne. Przynajmniej tak jej się
wydawało. Ale przede wszystkim tak zapewniali i właściciele budynku i niektórzy
z opiekunów.
Więc ufała
im i to pierwszego dnia się potwierdziło. Ale z drugiej strony nie mogła się
oprzeć jakiemuś nieprzyjemnemu wrażeniu. Temu, że tu nie do końca wszystko jest
w porządku. Czym mogły być spowodowane te myśli? Sama nie wiedziała. Pewnie
zwykły kobiecy irracjonalizm.
Ale ten
klimat jakiś… Wyschnięte rośliny na wzgórzu to znaczy tam, gdzie teren zaczynał
się wznosić. I jakiś obskurny budynek stojący na jego szczycie. Nie przyjrzała
mu się, nie zainteresował jej zbytnio, ale nie sprawiał miłego wrażenia.
Może
dlatego zapytała o niego w recepcji.
- To stary
budynek, powstał podobno ponad tysiąc lat temu, w czasach cara Samuela –
wytłumaczyła córka właścicieli. – Jest nawet dość znany, bo znalazła się część
historyków, czy innych poszukiwaczy sensacji, twierdząca, że tu na tej wyspie,
car Samuel ukrył część skarbów w trakcie najazdu wojsk Bizancjum, pod wodzą
cesarza Bazylego. Ale nikt nigdy niczego nie znalazł. Być może faktycznie car
ukrył, ale gdy zagrożenie minęło, wziął je powrotem ze sobą.
- A czy
jest jakaś możliwość, by na wyspie przebywał ktoś a wy nie mielibyście o tym
żadnego pojęcia?
- Tylko
teoretycznie – wtrąciła jej matka. – Ci co przychodzą szukać tego skarbu,
przychodzą legalnie, zajmują pokój, płacą niewielkie pieniądze i mają spokój i
dach nad głową. A czy ktoś mógłby zajmować się tu czymś nielegalnym? To raczej
bez sensu. Do wyspy trzeba dopłynąć jakąś łodzią, czy motorówką. To jest
widoczne, to jest hałas, ciężko tego nie zauważyć. Poza tym, w letnim okresie,
z uwagi na te obozy, wyspa jest pod sekretną ochroną policji.
No tak, to
brzmiało przekonująco.
Teraz znów
usiłowała zagłębić się w lekturze starej książki Alistaira MacLeana. Zaraziła
się do niego poprzez Daniela, który opowiadał, że w młodości, w okresie
przejściowym między podstawówką a liceum dał się porwać temu znakomitemu
autorowi.
Ale kolejne
kartki „Złotych wrót” przewracały się dość ciężko. Coraz częściej unosiła głowę
znad książki i wsłuchiwała się w narastający na końcu korytarza.
- Naprawdę,
Hasan ma dużego kutasa, mówię ci – perorował bez skrupułów Oliwier do
niewysokiej blondynki z dużymi, jak na ten wiek piersiami.
- Sprawdzałeś?
– zaśmiała się w odpowiedzi.
- Takie
rzeczy się wie, my nie mamy przed sobą tajemnic. Właśnie taki powinien być
świat, wszyscy razem a nie pozamykani w swoich domach na cztery spusty.
-
Nawiedzony jesteś – machnęła ręką blondynka.
-
Nawiedzeni są ci, którzy śmieją się z ideologii anarchistycznej. Jej odrzucenie
skutkowało szeregiem wojen. Właśnie dlatego, że jesteśmy podzieleni sztucznymi
granicami, zamiast mieszać się ze sobą.
- I w
ramach tego mieszania się, mam pokazywać cycki obcym przybyszom?
- A nie
podoba ci się ten chłopak? – zapytał swobodnie Oliwier. – Zobacz, przystojny,
ciemnowłosy o brązowej skórze. Powinien zakosztować polskiej gościnności, nie
uwa…
Nie zdążył
skończyć, bo rozeźlona blondynka prychnęła gniewnie w jego kierunku i znalazła
sobie inne miejsce na imprezie. W gronie dobrze z trzydziestu osób nie było o
to trudno.
-
Nietolerancyjny ten naród, wybacz Hasan – zwrócił się w kierunku kolegi. - Ale
nie ta, to inna.
- Nie
przesadzasz z wyrywaniem dup na bycie anarchistą? – zwrócił mu uwagę bardziej
wysportowany z bliźniaków, Krystian.
- Jestem
sobą. Po prostu. Nie będę im opowiadał bajek o limuzynach i wielkich
pieniądzach. I wkurwia mnie to, że za chwilę nie będzie innej drogi, żeby
znaleźć sobie dupę do ruchania, czy czegoś innego.
Cała trójka
odwróciła się, widząc nadchodzącego Kacpra. Drugi z bliźniaków nie był sam. Razem
z nim nadszedł jakiś niewysoki czarnowłosy dzieciak.
- Siemano
Orlin – Oliwier wstał i wylewnym gestem przywitał młodego chłopaka. Znał go.
Był to syn właścicieli tego niby hotelu. Rok od nich młodszy. – Jak ci się
podobają polskie laski?
- Za młody,
przyszedł na imprezę, po prostu – wyjaśnił za niego Kacper.
- No chyba,
że tak… A impreza?
Dogadywali
się mieszanym językiem polsko-bułgarsko-rosyjsko-angielskim. Jakoś to szło. W
każdym razie nie mieli większych problemów ze zrozumieniem tego co mają na
myśli.
- Lepiej
zapytaj go o ten skarb – Hasan szturchnął kolegę w bok.
- To by
była dobra opcja. Znaleźć tyle pieniędzy i podzielić się z nimi wszystkimi
organizacjami antyfaszystowskimi… Orlin… Jest tutaj ten skarb, czy nie?
- Tego nie
wie nikt – odparł kruczowłosy młodzieniec. – Raczej tak na poważnie nikt w to
nie wierzy, ale jednak pewne przesłanki są.
- Jakie?
- Jest taka
jedna historia… Prawie dziesięć lat temu, jak byłem jeszcze bardzo mały,
pojawił się na wyspie jakiś poszukiwacz. Spędził tu trzy dni. Drugiego dnia,
wykrył coś.
- Co? –
zapytali równocześnie Oliwier i Kacper.
- Znalazł
jakaś monetę. Dużą, miedzianą. I zapewniał, że pochodziła ona z czasów cara
Samuela. Był tego pewny, cieszył się. I tą monetę zgubił. Szalał przez cały
następny dzień. Przeszukał wyspę raz jeszcze, najmocniej na wzgórzu. Nawet na
końcu oskarżył mojego ojca o kradzież. Na co ten kazał mu się pakować i
wyjeżdżać.
- Nie
znalazł jej już?
- Nie.
Wyjechał bez niej. Ojciec był pewny, że wróci tu za kilka dni z jakimiś
towarzyszami. Ale nie wrócił już nigdy. Nie wiem co się z nim stało.
- Ta
moneta… - zastanowił się Oliwier. – Ona mogła tu być przypadkowo przecież. Ot,
zwykłe znalezisko.
- W tym
rzecz, że to, przynajmniej według tego poszukiwacza, nie była zwykła moneta.
Widzieliście w ogóle tą budowlę schowaną na samym wzgórzu między kawałkiem
skały a drzewami?
- Tak
trochę…
- To jest
budowla sprzed ponad tysiąca lat. Pasuje stylem do innych z tamtych czasów i
tego raczej nikt nie podważa. Tyle, że… Nic w niej nie ma. Przynajmniej
pozornie.
- Jak to?
Nie rozumiem…
- Prowadzą
do niej normalne wrota, które można otworzyć. Nie da się jednak wejść do
środka. To znaczy, można trafić tylko do niezbyt wielkiej wnęki, w której są
wyryte jakieś dziwne rzeczy. Jakieś malowidła i inne takie. Są też jakieś
wgłębienia…
- No i? –
wciąż nie rozumiał Oliwier.
- Te
wgłębienia są różnorodne. I chodzi o to, jak przekazuje legenda, że trzeba
włożyć monetę we właściwe. Wtedy otworzy się przejście dalej. Do sali, w której
ukryte są skarby. Ale szansa jest tylko jedna. Jak źle włożysz, uruchomisz
jakiś mechanizm, który wszystko rozwali.
- Ach,
legenda… I wszystko za sprawą jednej monety, której nikt nie widział? Poza tym
poszukiwaczem?
Orlin
zamilkł na chwilę. Widać, że poczuł się niepewnie, co zbiegło się z
pogłośnieniem, puszczanej przez DJa jakiejś muzyki w stylu techno.
- Kurwa,
puścili by coś porządnego – skrzywił się wygolony praktycznie na zero Krystian.
- Jakiś hip
hop, najlepiej polski – dorzucił Kacper.
- Albo
punka – dodał Oliwier. – A tu? Gadać się nie da przez to gówno.
Rozglądali
się wokół, jakby głośniejsze dźwięki ich obudziły. Jakby chcąc zerknąć na
towarzystwo, o którym przez chwilę zapomnieli. Zlustrować wzrokiem tych, którzy
przybyli, ze szczególnym uwzględnieniem przybyszów płci żeńskiej.
-
Wychowawcy mają to gdzieś – skomentował wyraźnie ucieszony Krystian,
obserwując, jak jego rówieśnicy i rówieśniczki z gimnazjów wlewają w siebie
litry alkoholu.
- Dziwisz
się? Harują za te kilka groszy przez cały rok szkolny. A tu kto ich pilnuje?
Nie ma dyrektorów, kuratorów. Tu mają to w dupie. Pewnie sami chleją w swoich
pokojach.
- Same –
poprawił go Hasan. – Wychowawców tu nie ma, no, jest jeden. Reszta to baby.
- Racja.
Ciekawe co robi ta dupeczka z Wielkopolski, co ją dziś widzieliśmy na plaży?
Też chleje? Sama? Może z kimś? – dywagował Oliwier.
- A może
chce byśmy ją zaprosili na chlanie? – Krystian kiwnął głową w kierunku drzwi.
- To ona –
zdziwił się Oliwier widząc w wejściu wysoką brunetkę. – Czego tu szuka?
- Może
mojego kutasa? – zadrwił Krystian.
Zerknęli z
ciekawością na wychowawczynię. Nie oni jedni zresztą. Jej przybycie zauważyła
także pozostała część imprezowiczów. Jedni zawiesili na niej swój wzrok nieco
dłużej, inni wzruszyli ramionami i wrócili do przerwanych czynności.
- Nie chcę
być nad wyraz opiekuńcza – usłyszeli jej głos. Niezbyt ostry, czy stanowczy,
lecz nie wykazujący też jakiejś defensywy. – Ale jesteście trochę za głośno.
Mam na myśli muzykę.
- Jesteśmy
na obozie – zaoponował ktoś. Ale muzyka zdecydowanie przycichła.
- Ale nie
jesteście tu sami. Jest już po dwudziestej drugiej i niektórzy chcą iść spać.
- Pani
chodzi spać tak wcześnie? – zaciekawił się jakiś pocieszny grubasek w
okularach, wywołując śmiech u niektórych.
-
Dwudziesta druga to nie jest wcześnie. Poza tym mam na myśli nie tylko siebie.
- Ale
nikogo więcej tu nie ma. Ci co chcą spać, śpią. O ile nie robią czegoś innego –
wzruszył ramionami ktoś inny.
- Ruchają
się – wypalił grubasek, wywołując tym razem większą salwę śmiechu.
- Co się
cieszysz, jeśli nie z tobą? – przywołał go do porządku jakiś czarnowłosy,
wysoki chłopak.
- W każdym
razie, byłabym zadowolona, gdyby muzyka była trochę ciszej, niż to miało miejsce
wcześniej – przerwała ten dialog Kamila. – Mam nadzieję, że nie sprawi to wam
problemów.
- Sprawi
jak najbardziej – z sali rozległ się basowy głos jakiegoś wyraźnie już
wypitego, barczystego szatyna. – Jesteśmy na obozie, zapłaciliśmy i będziemy
bawić się jak chce większość. Bo większość chce się bawić. Ci co chcą iść spać
o tej porze mają problem.
- Nie lubię
polemizować z podpitymi piętnastolatkami… Będzie lepiej, jeśli jednak
zastosujesz się do mojej prośby. Myślę, że twoi rodzice nie byliby zachwyceni,
gdyby dowiedzieli się co wyprawia tu ich syn – odpaliła Kamila, czując, że tego
typu argument byłby dobry pięćdziesiąt lat temu, ale już nie dziś. Nie pomyliła
się, bo gdy tylko postawiła kropkę, na twarzy szatyna pojawił się szeroki
uśmiech.
- To dzwoń,
kurwa – wypalił bezceremonialnie. – A najlepiej zadzwoń na policję. Na komendę
w Stalowej Woli. Tam jest teraz mój ojciec, komendant! – triumfalnie pociągnął
spory łyk piwa ze szklanki.
Wszyscy z
ciekawością zerknęli na wychowawczynię, która wyraźnie znalazła się w
defensywie.
- Ale tutaj
go nie ma i rządzi ktoś inny – odparowała nieco bardziej zdecydowanym tonem. –
Wiec czy chcesz tego, czy nie, będziesz się musiał dostosować.
- Bzdury –
żachnął się. – Wszyscy tutaj życzymy sobie głośnej techniawki, nie? – zwrócił
się głośno do zgromadzonego wokół towarzystwa. Odpowiedziały mu mniej, lub
bardziej nieśmiałe potakiwania.
- Musisz
nauczyć się żyć z tym, że nie ty jesteś najważniejszy, trzeba uszanować innych…
- urwała, zdając sobie sprawę, że taki tekst w tym akurat miejscu nie ma żadnej
siły przebicia.
- Ale pani
pieprzy – uśmiechnął się szeroko, oblizując wargi. – Idź pani spać i nie
zawracaj nam gitary! – wzruszył ramionami a coraz bardziej rozbrykane
towarzystwo przyjęło jego bezpośredni zwrot ze śmiechem.
-
Wolałabym, żebyś pokazał jednak inne oblicze – nie traciła pozornego
przynajmniej spokoju Kamila.
- A ja
wolałbym, żeby pani też coś pokazała. Na przykład swoje majtki. O ile je pani
ma pod ta spódniczką – tym razem śmiech był już głośniejszy.
Kamila
zamilkła na takie dictum. Jej usta się zacisnęły, ale wiedziała, że nic nie
zwojuje. To nie szkoła, gdzie mogła raczej z łatwością zapanować nad uczniami a
już na pewno nad tymi, rzucającymi takie teksty. Tutaj na obozie dla
rozbrykanej, z reguły bogatej młodzieży było zupełnie inaczej.
- No i co?
Pokaż co masz pod spódniczką, to wtedy ja… Zarządzę porządek – zacinał się już
nieco. Widać było, że impreza i alkohol zrobiły swoje.
- Pogadam z
kim trzeba i nie będzie ci tak wesoło – odparła sucho, wycofując się z sali.
- Pokaż
dupę, suko! – rozzuchwalił się szatyn, rzucając za odchodzącą opiekunką
wulgarny tekst.
- Cienka,
nie dała rady małolatowi – zawyrokował Krystian sekundę po zajściu.
- Nam też
by nie dała? Jakbyśmy ją w czwórkę? – Oliwier niedwuznacznie dał do zrozumienia
kolegom, co ma na myśli.
- Zaaranżuj
taką sytuację, to pogadamy – wzruszył ramionami chwacko Krystian i sięgnął po
piwo.
Tym razem
poszła biegać później niż wczorajszego dnia. Powód był jeden – kiepsko
przespana noc. Albo po prostu zbyt późne zaśnięcie spowodowane i wysoką
temperaturą i głośną muzyką w budynku, jak i scysją z podpitym małolatem, na
którego nie mogła znaleźć sposobu. W efekcie obudziła się niemal o jedenastej.
Potem chwila na ogarnięcie się, śniadanie w hotelowym barze i odpoczynek po
nim. Gdy wyruszała w trasę, było już po trzynastej.
Dominika
jakoś nie towarzyszyła jej w tym zajęciu. W ogóle młodsza koleżanka wyglądała
trochę tak, jakby przeraziła się nieco tym rozpasaniem małolatów. Jakby z góry
uznała, że użeranie się z nimi nie ma najmniejszego sensu i jest skazane na
porażkę. Wobec czego, miast zajmować się względną kontrolą, przebywała w swoim
pokoiku, w towarzystwie książki.
Kamila nie
nalegała na jej towarzystwo. Szanowała wybór koleżanki. Trudno, jej sprawa.
Zresztą już wcześniej, w szkole, Dominika dała się poznać bardziej jako
introwertyczka, raczej zamknięta w sobie. Owszem, przyjacielska, ale nie
dopuszczająca do siebie niespecjalnie znanych jej osób. Ciekawe co było tego
powodem? Czy to tak z natury, czy może jakieś nieciekawe przeżycia z
przeszłości? Przywołując z pamięci swą licealną klasę sprzed kilku lat, Kamila
faktycznie pamiętała, że Dominika, mimo, że ładna, była jednak trochę zahukana,
zamknięta.
Kamila miała
ambicje, by obiec wyspę dookoła. Ale wiedziała, że to zbyt trudne wyzwanie.
Niespełna dziesięć kilometrów to jednak spory kawałek drogi. Do tego, niemała
część przebieżki musiałaby odbyć się na piaszczystej plaży.
Więc trochę
biegła, trochę spacerowała. Trochę po plaży, trochę po bardziej podniesionych
terenach, gdzie podłoże było utwardzone. W ten sposób po kilkunastu minutach
znalazła się po drugiej stronie wyspy. Wschodniej. Tutaj wczoraj nie była.
Wyspa niby
ta sama, ale klimat jakby fajniejszy. Może ta cisza wokół, może woda bardziej
czysta, może brak widoku na jakikolwiek ląd, może ten widok bezmiaru wody
wszędzie. Może ta pewność, że w pobliżu nie ma żywej duszy, może to słońce
przed którym akurat tu, nie dało się skryć w żaden sposób.
Przeszła
spokojniej po piaszczystym brzegu, podejmując decyzję, że wróci tu jeszcze
dziś, może po obiedzie, poopalać się trochę i popływać.
Tymczasem
opuściła to przyjemne miejsce. Poczuła zmęczenie wpierw biegnąc z potem
maszerując po piaszczystej nawierzchni. Postanowiła wspiąć się wyżej, na wzgórze.
Tak szła, mijając pojedyncze drzewa, wyglądające jakoś dużo lepiej, niż te po
drugiej stronie wyspy. Ogólnie teren był bardziej krzaczasty a im wyżej, tym
więcej po drodze było rożnych drzew i roślinności.
Nie zrażała
się jednak i kroczyła dalej ścieżką. Kilka minut później przystanęła. Jej oczom
ukazała się tajemnicza budowla wpleciona gdzieś między drzewa i krzaki. Tak
jakby mówiły one, że za nic nie pozwolą wydrzeć sobie tej tajemnicy, którą
skrywa ta… Szopa?
No bo z
pozoru tak wyglądała. Jak szopa. Szopa sprzed tysiąclecia. Otoczona zmarniałym,
niemal zburzonym murkiem. No w każdym razie było to niewielkie pomieszczenie.
Kamila podeszła do niej od zachodniej strony. Teraz zobaczyła drewniane drzwi.
Zawahała
się. Coś ją podkusiło. Z jednej strony, to miejsce wywoływało dziwne odczucia,
z drugiej… Za dużo horrorów? Nie no, bez przesady. Pewnie po zapadnięciu zmroku
wolałaby nie wchodzić, ale teraz, w środku dnia? Spojrzała w górę. Słońce
prażyło bezlitośnie.
Podjęła
decyzję. Pewnym krokiem ruszyła wprzód i pchnęła wrota. Otwarły się z cichym
skrzypnięciem.
W środku
nie było nic. Na pozór. Dopiero, gdy jej oczy przywykły do ciemności wzdrygnęła
się. Zobaczyła jakieś malowidła na drewnianych ścianach. Takie robiące raczej
niezbyt przyjemne wrażenie.
Co tam
było? Jakieś średniowieczne wyobrażenia piekła, jakieś postacie, pewnie
świętych, jakieś dzieci, jakieś chyba zbłąkane dusze. Może w Średniowieczu
dawało to komuś radość. U niej, tu i teraz wywoływało raczej przygnębiające
wrażenie.
W sumie to
dość dziwne. Po co te malowidła w jakimś tymczasowym budynku, gdzie rzekomo,
przed ponad dziesięcioma wiekami przeniesiono część skarbu cara Samuela? Bez
sensu trochę. To miała być kryjówka a nie jakaś świątynia. OK, duchowość w
Średniowieczu była sprawą dziesięć razy ważniejszą, niż dziś, ale malowanie
takich rzeczy na ścianach zwykłej kryjówki wydawało się kompletnie nielogiczne.
Trudno, nie
rozwiąże tej kwestii. Zresztą szybko przestało ją to obchodzić.
Wbijając
wzrok w ściany dostrzegła w nich także jakieś dziury, otwory. Nie wiedziała do
czego służyły. Podeszła bliżej ściany, przypatrując się tym wszystkim odkryciom
z bliska. Zaśmiała się w duchu, odnotowując fakt, że chyba właśnie uległa
pokusie odnalezienia średniowiecznego skarbu.
Położyła
rękę na ścianie. A potem uderzyła w nią lekko, mając zamiar wyjść.
Odwróciła
już głowę i zrobiła pierwszy krok ku wyjściu, gdy usłyszała jakiś cichy dźwięk.
Coś musiało spaść po tym uderzeniu. Spojrzała w dół. Całe szczęście, podłoże
było tutaj twarde.
Jej oczy coś
wypatrzyły. Pochyliła się w dół a potem przyklękła.
- Dlaczego
nie powiedziałeś nam o tym wczoraj? – żywiołowo zapytał Oliwier.
- Bo temat
się skończył, potem weszła ta wasza… - bąknął Orlin.
- A
dlaczego mówisz nam to teraz? – tym razem roztropne pytanie rzucił Kacper.
- A długo
mam czekać na kogoś, kto mógłby mi pomóc w tym? Powiedziałem, zresztą niewiele
to zmienia.
Milczeli
przez chwilę, przetrawiając zasłyszaną wiadomość.
- Czyli
znalazłeś te monetę? – Oliwier postanowił się upewnić. – A dlaczego zostawiłeś
ją tam na miejscu?
- W domu
nie miałbym jej gdzie schować. Znalazłaby ją matka, albo ojciec i byliby
zainteresowani. Może jeszcze zaczęliby mnie podejrzewać, że to ja wtedy
okradłem tego poszukiwacza.
- Ale nie
okradłeś?
- Mówiłem
już przecież – zniecierpliwił się Bułgar. – Jak dorastałem to często buszowałem
latem po wyspie, bo nie ma tu nic innego do roboty. Przechodziłem tam nie raz i
nie dwa. I kiedyś pochmurnego dnia, znalazłem coś dziwnego w krzakach, może
pięćdziesiąt metrów od drzwi do budowli. To była moneta.
- Ale nie
masz pewności, że to ta? – indagował Kacper.
- Skąd mam
mieć? –wzruszył ramionami Orlin. – Tak tylko przypuszczam.
- Co
robimy? – zapytał Hasan.
Znów
zapadło chwilowe milczenie.
- Mieliśmy
iść pograć w kosza – rzucił łysy Krystian.
- No
mieliśmy – podrapał się w za uchem Oliwier. – Tylko, że zaszły takie a nie inne
okoliczności… Która jest godzina?
- Zaraz
czternasta – zerknął na wyświetlacz komórki Kacper.
- Obiad
niedługo – przypomniał Hasan.
- No nie
wierzę, że taki mikrus jak ty, myśli teraz o żarciu – rzucił złośliwie
Krystian.
-
Stwierdzam tylko, że góra może poczekać – odparł sucho zaczepiony.
- Znowu
ona! – krzyknął nagle Oliwier. – I znowu w tym samym wdzianku. Ech, co za
dupa…!
Faktycznie,
ich oczom ukazała się Kamila schodząca spokojnym krokiem w kierunku hotelu.
Widzieli, że nie oni jedni rzucali na nią spojrzenia. Nic dziwnego. Wysoka
brunetka w krótkich, ciasnych spodenkach i sportowym staniku prezentowała się
zjawiskowo. A oni mieli to szczęście, że tym razem mogli obejrzeć ją z bliska.
Stali wszak przed drzwiami do hotelu a w tą stronę zmierzała wszakże opiekunka.
- Dzień
dobry! – rzucił hardo uśmiechnięty Oliwier.
- Dzień
dobry – usłyszał spokojną odpowiedź i Wielkopolanka zniknęła za drzwiami. Nim
jednak to uczyniła, cała piątka, jak jeden mąż otaksowała jej opięte ciasnymi
spodenkami pośladki.
- Ja
pierdole, co za dupa – rzucił Oliwier, na tyle głośno, że przedmiot owych
wynurzeń, mógł go usłyszeć. Dlatego na twarzach bliźniaków pojawił się uśmiech.
- Co ty się
tak na nią napalasz? – zapytał Kacper.
- A ty nie?
- No dobra,
ale bez przesady. Wolę się napalać na realne laski a nie na kobiety koło
trzydziestki, czy coś. Nie ruszysz takiej, pojmij realia…
- A coś
taki pewny? – postawił się Oliwier, szybko zdając sobie sprawę z
niedorzeczności swych słów. – No dobra, nawet jeśli, to przynajmniej można
sobie popatrzeć i… Nogi ma pierwszorzędne.
- A dupsko
nie? – rzucił fachowo Krystian.
- No też,
też… Ale mi się najbardziej nogi podobają. Albo cycki.
- Dobra,
skończmy o cyckach – Kacper przywrócił do rzeczywistości chłopaków. – Co w
końcu robimy?
- Musi ci
się nieźle nudzić, skoro proponujesz mi grę w szachy – zdziwiła się Kamila,
siadając w hotelowej świetlicy, czy czymś w tym stylu naprzeciw wysokiego chłopaka.
- Po prostu
chce się nauczyć grać – dowcipkował stojący obok Łukasz.
- To nie
ode mnie, jestem w tym beznadziejna.
- To może
zagramy o jakąś stawkę? – uśmiechnął się nieśmiało wysoki uczeń.
- O jaką,
spryciarzu? – wykrzywiła twarz Kamila, udając surową nauczycielkę. Tutaj mogła
sobie pozwolić na trochę luzu wobec ucznia, który zresztą i tak w szkole nie
sprawiał nigdy problemów wychowawczych.
- Cos by
się wymyśliło – mruknął nieco speszony chłopak i wykonał pierwszy ruch.
Fakt był
faktem, choć Dominik nie należał do żadnych orłów, radził sobie w pojedynku z
nauczycielką lepiej, niż ona. Kamila grała dość tragicznie, bez jakiegoś
sensownego pomysłu, bez żadnej strategii.
- Mąż mnie
kiedyś nauczył. To znaczy nauczył ruchów figur. O reszcie już zapomniał –
kręciła głową, żarliwie tłumacząc się ze swojego poziomu i żartobliwie
krytykując Daniela.
Dominik nie
znał litości i z satysfakcją dał nauczycielce mata po niespełna dziesięciu
minutach. Z miejsca zaproponował drugą partię, którą również wygrał, choć tym
razem, po dużo poważniejszym boju.
- Dość
tego, jak nie umiem, to nie gram. Dziękuję i gratuluję – kiwnęła głową w
kierunku Dominika, wyrażając w ten sposób uznanie.
- To może w
warcaby, bo to akurat umiem ja – zaproponował wciąż stojący obok Łukasz.
- Nie –
odparła zdecydowanie widząc, że uczeń, mimo najszczerszych chęci nie umie
utrzymać swego wzroku i jeździ swymi oczyma po jej nogach. – Teraz ja mam coś
do zrobienia.
Z tymi
słowy odwróciła się, mając świadomość, że obaj uczniowie lustrują w tym momencie
jej pośladki. Nic dziwnego, bo wciąż była w kusym stroju sportowym. Po powrocie
z joggingu nie chciało się jej przebierać na obiad. No i nic dziwnego, bo
przecież nie oni pierwsi w życiu gapili się na jej tyłek, ani nie oni jedyni
tutaj.
Udała się
do swego pokoju i szybko wzięła potrzebne rzeczy. Nie było ich wiele. Koc,
ręcznik i strój kąpielowy. Spakowała to wszystko do niewielkiego plecaka i
ruszyła w drogę.
Z jednej
strony czuła lekkie zmęczenie, ale z drugiej opcja poopalania się samotnie na drugim
końcu wyspy, w dużo bardziej, przynajmniej jej zdaniem, przyjemniejszych
klimatach była bardzo kusząca. Więc, nie zważając na trochę bolące mięśnie nóg,
szła dzielnie do przodu, aż po około trzydziestominutowym marszu dotarła do
celu.
Rozejrzała
się raz jeszcze, po bardziej zielonej okolicy, po bezkresnym morzu,
nieograniczonym żadnym lądem na horyzoncie i rozłożyła koc. A potem zawahała
się.
Wzięła ze
sobą strój, ale tak pro forma. Teraz doszła do wniosku, że w tych
okolicznościach przyrody strój nie musi być aż tak konieczny.
Rozejrzała
się raz jeszcze wokół. Tu była ta część wyspy, na którą nikt się zasadniczo nie
zapuszczał. A nawet jeśli, to przecież, jeżeli szedłby od strony plaży, miałaby
okazję zobaczyć go wcześniej. Czy to z jednej, czy z drugiej strony. Gorzej,
gdyby nadchodził z głębi. Ale kto by tam buszował bez celu między drzewami?
Małe dzieciaki miałyby z tego radochę, ale czy piętnastolatki też? Eee…
Rozłożyła
koc w takim miejscu, by mieć jak najdalszy wgląd w lewy i prawy bok. A potem
rozpięła stanik, rzucając go w bok. To samo za chwilę stało się ze spodenkami.
Nie miała
pod spodem bielizny, więc stała naga na bułgarskiej wyspie. Rozejrzała się
wokół jeszcze kilka razy, czując nieco przyspieszone bicie serca. Tak, takie
paradowanie nago, w miejscu, było, nie było, publicznym miało swoje uroki. I
pewna przyjemność płynąca ze swego skrywanego ekshibicjonizmu, z ryzyka, że
ktoś jednak może zobaczyć jej nagie ciało, ciało, które było przeznaczone
wyłącznie dla męża, była jedną z nich.
Nie
położyła się na kocu. Pierwsze co zrobiła, to weszła do wody. Do kolan, do
wysokości ud, do pasa, do piersi. Woda była ciepła, praktycznie idealna.
Sprawiła jej sporo przyjemności, zasadniczo tak wiele, że nie chciała opuszczać
akwenu.
W końcu
jednak wyszła z morza i położyła się na kocu wystawiając swe nagie ciało na
słońce. Z uwagi na to, że było coś koło piętnastej trzydzieści, stało ono
praktycznie w najwyższym punkcie i grzało ile wlezie przypiekając jej nogi,
plecy a przede wszystkim wypięte pośladki.
Wzięła ze
sobą książkę, ale nie potrafiła się skupić na czytaniu. Co kilkadziesiąt sekund
jej głowa chodziła to w lewo, czy w prawo, uważnie obserwując przestrzeń. I
zamiast czerpania przyjemności z pochłaniania kolejnych stron powieści
MacLeana, czerpała rozkosz płynącą ze swego niepozbawionego przecież sporej
dawki uległości ekshibicjonizmu.
Tak,
jeszcze z pół godziny, potem jutro i jeszcze pojutrze i Daniel na pewno będzie
bardzo zadowolony z wyglądu żony. A szczególnie z wyglądu jej pięknie opalonego
tyłka.
Wstała,
ruszyła w kierunku morza, chcąc zwilżyć swe ciało i po chwili wróciła, kładąc
się teraz na wznak. Zamknęła oczy, z bijącym sercem nasłuchując ewentualnych
odgłosów świadczących o pojawieniu się jakichś intruzów. Ale takowi się nie
pojawiali. Jej czujność jakby usypiała. Z minuty, na minutę odczuwała coraz
mniejszą potrzebę do otwierania oczu i rozglądania się wokół. Nie było takiej
potrzeby, ale przede wszystkim, rozleniwiona słońcem silnie ogrzewającym jej
nagie ciało, nie miała na to żadnej ochoty.
„Dziwka”,
pomyślała, zaśmiewając się w duchu. Tak, była konserwatystką i wychodziła z
założenia że intymne części jej ciała może oglądać tylko i wyłącznie jej mąż.
Tymczasem leżała tu na bułgarskiej wyspie, kompletnie naga, wystawiona na wzrok
jakiegoś potencjalnego, małoletniego podglądacza.
Który,
gdzie by nie był, zbyt wiele by nie dostrzegł, zasadniczo musiałby zbliżyć się
na odległość kilku metrów. No, ale sam fakt…
Po
kolejnych kilkunastu minutach przewróciła się raz jeszcze na brzuch. I raz
jeszcze zerknęła w lewo i w prawo. Wszędzie było pusto.
Na zegarku
była już szesnasta, więc chciała wykorzystać jeszcze to słońce, na wszelki
wypadek, gdyby jutro, czy pojutrze coś stanęło na przeszkodzie. Zależało jej na
pięknej opaleniźnie pośladków. Niech Daniel ma swą niespodziankę, niech potem
złoży im, należyty hołd.
Znów
zaśmiała się w duchu a jednocześnie poczuła przypływ pewnego podniecenia. To
przyjemnie grzejące słońce, to jej nagie ciało w publicznym miejscu, gdzie
któryś kilometr dalej obozowało około sto osób i te myśli o Danielu. Poczuła,
że ma ochotę na to by jej pan i władca wypieścił to ciało tak, jak tylko on
umie. On i nikt inny.
I w tym
momencie z letargu wyrwał ją jakiś szmer. Uniosła lekko głowę i poczuwszy
gwałtowne uderzenie serca, błyskawicznie sięgnęła po leżący obok ręcznik.
- Nie ma,
nie ma… Nie rozumiem, ja pierdolę – kręcił głową Oliwier.
- Czego tu
nie rozumieć? Ktoś zwinął – wzruszył ramionami Kacper.
- To jest
jakieś pojebane. Szukają tej monety jacyś poszukiwacze i nie mogą znaleźć z
wyjątkiem jednego. Potem dziwnym trafem odkrywa ją ten dzieciak. I gdy chce nam
ją pokazać, okazuje się, że nie ma. No pojebane… Jak to inaczej nazwać?
Stali na
wzgórzu gapiąc się w zrujnowany murek i drzwi do czegoś w rodzaju szopy. Przed
chwilą Orlin jednoznacznie stwierdził, że moneta, która odnalazł jakiś czas
temu i zostawił we wnęce, zniknęła.
- Kurwa a
było tak blisko – westchnął łysy Krystian.
- Jakie
blisko? – wzruszył ramionami bliźniak. – Nie słyszałeś co mówił wczoraj? Tam jest
ileś otworów i trzeba znaleźć właściwy. Za pierwszym razem, inaczej wszystko
runie.
- Skąd
wiesz, że nie znaleźlibyśmy?
- To idź i
znajdź ten właściwy. Jak moneta się odnajdzie, reszta będzie tylko igraszką –
zakpił Kacper.
- Nie
kłóćcie się – poprosił Oliwier. – Kto to mógł zrobić, jak myślicie?
- Ta
dziewczyna – odezwał się Orlin stojący kilka metrów dalej, z boku.
- Jaka
dziewczyna? Kto?
- Ta
czarna, co biega – wyjaśnił rano.
- Ach, ta
dupa… Dlaczego tak uważasz? – spojrzał uważnie Oliwier.
- Bo tylko
ona tu biega. Reszta się tu nie zapuszcza. A ona wczoraj pytała moją matkę o
tereny po tej stronie wyspy.
- To trochę
mało…
- I
widziałem ją dzisiaj, jak biegła w tym kierunku.
- No tak,
ale co ona wie o tej monecie i jak ją niby znalazła?
- Nie wiem,
ale jest jeszcze coś – Orlin kiwnął głową w kierunku chłopaków a ci podeszli do
niego szybko. – Patrzcie.
Spojrzeli.
Na podłożu od północno wschodniej strony wyspy widać było ślady butów.
Niewyraźne, ale jednak. Nie były zbyt wielkie, co przywodziło na myśl kobietę.
- Wyglądają
jak sportowe – ocenił fachowym okiem Krystian.
- To by
wskazywało na nią. Uprawia ten jogging, mogła wbiec na górkę, tu jest
twardziej, niż na dole, gdzie wszędzie masz piasek – dedukował Oliwier.
- Co wy się
bawicie w Winnetou – dowcipkował Kacper.
- W kogo? –
nie zrozumiał Krystian.
- Trzeba
było zerknąć do książki jednej i drugiej, zamiast biegać non stop na siłkę –
odparował bliźniak.
- Dobra,
spokój – uciął dyskusję Oliwier. – Czyli fakty są takie, że najprawdopodobniej
to ona tu weszła i znalazła monetę. Ale jak? Leżała przed wrotami? – zagadnął
podejrzliwym tonem Orlina.
- Nie, była
schowana w środku, w małej szczelinie, w ścianie.
- I co?
Podeszła tam i wyjęła sobie, jak gdyby nigdy nic? – Oliwier wzruszył ramionami
z niedowierzaniem. – Kurwa, w tej historii nic a nic nie trzyma się kupy.
- To może
zejdźmy na dół? – zaproponował Kacper. – Tak jak prowadzą te ślady, zobaczymy,
może się upewnimy, że to ktoś kto biegał wokół wyspy a nie kto inny.
Wobec braku
sprzeciwu ruszyli. Tutaj i tak nie mieli już nic do zrobienia.
Nie uszli
jednak kilkudziesięciu metrów, gdy prowadzący towarzystwo Kacper, zatrzymał
się, wskazując przed siebie.
- Dobrze
widzę? Tam ktoś jest?
Spojrzeli.
W dali na plaży rzeczywiście dostrzegli zarys jakiejś postaci.
- Kto to? –
wytężył wzrok Oliwier. – Chyba jakaś laska opala się na plaży. Dlaczego tutaj?
Ej, zaraz…
Zobaczyli,
że postać daleko przed nimi, wstaje, kierując się w stronę morza. Z daleka
mogli dostrzec jakiś niewyraźny kontur. Stali niepewnie przez chwilę.
- Ty, to
nie jest ta… - odezwał się niepewnie Krystian.
- To ta
dupa, nie? – zapytał Oliwier.
- Mógłbyś
ją w końcu nazwać jakoś normalniej – łagodnie zwrócił uwagę Kacper.
- Racja,
ona ma na imię Kamila. Ale to ona, nie? Jest chyba wysoka, ma czarne włosy,
związane. Tak jak podczas biegania. Zejdźmy niżej – zdecydował lider grupy.
Zeszli.
Zatrzymali się przy kolejnym punkcie widokowym. Jakieś pięć metrów nad plażą i prawie
ze sto od osoby, która wyraźnie wylegiwała na piasku.
- Nie no,
to jednak ona… - Oliwier nie był pewny swej oceny, dlatego znów postawił na
dedukcję. – Żadna laska z kadry tak nie wygląda, żadna tu nie przychodzi. A
żadna małolata z gimnazjum to też nie jest.
- Powiem
więcej – uściślił Kacper. – Ona tam opala się nago.
- Też
odnoszę takie wrażenie – poparł go Hasan.
- No kurwa
mać…! – nie wytrzymał Oliwier. – Ta dupa nago? Cienko widać. Ale chyba macie
rację.
- Może
wstanie jeszcze i zobaczymy? – zapytał Krystian.
-
Oszalałeś? Ona tam jest nago a my tu mamy stać i patrzeć z prawie stu metrów? –
Oliwier poczuł szybsze uderzenia serca.
- Chcesz
tam pójść? Po co? Myślisz, że ona tam tak leży goła, bo czeka na ciebie? –
zadrwił łysy koleżka.
- Nie wiem
na kogo czeka, ale skoro jest szansa na to, by zobaczyć jej gołe dupsko z
odległości metra, to ja nie mam zamiaru tu stać – odparł impulsywnie.
- Co ty się
tak na nią napaliłeś?
- Tylko
pedał może się na nią nie napalać. To znaczy... Homoseksualista – poprawił się
szybko, zerkając wokół, czy koledzy nie dostrzegli nieprzyjemnego lapsusa.
- Patrzcie
–wskazał palcem Kacper.
Zobaczyli
jak omawiana postać przewraca się na brzuch. Widzieli większą część ciała z
olbrzymiej odległości, czyli niewyraźnie i krótko. Ale to co zobaczyli upewniło
ich w jednym.
- Jest naga,
chyba, że ma na sobie w chuj skąpe stringi – stwierdził z satysfakcją Kacper.
- No to
idziemy – zdecydował Oliwier.
- I co
zrobisz? Powiesz, że chcesz ją przelecieć? – zadrwił kolega.
- To już
zobaczymy. Ale może chociaż popatrzymy na jej cycki. Chcecie to zostańcie.
Kacper
spojrzał na ruszającego w przód krótko ściętego, czarnowłosego, przyzwoicie
zbudowanego kolegę. W sumie to miał chyba rację. Przecież to i tak obca osoba.
Co im zrobi? Nic a oni mogliby sobie zaliczyć widok nagiej piękności.
- Czekaj –
wyrwał się Krystian a do niego szybko dołączył Hasan.
Szli
uważnie, ale i niecierpliwie. Wchodząc między wyższe krzaki na moment utracili
Kamilę ze swoich oczu. Pojawiła się z minutę, czy dwie później, gdy
powierzchnia opadła i znaleźli się praktycznie na samej plaży.
Spojrzeli
przed siebie, czując narastające podniecenie. Tak impulsywny Oliwier, jak i
racjonalny Kacper. Jakieś czterdzieści metrów przed nimi leżała piękna kobieta
o nieziemskiej figurze i kuszącym ciele. Piękna i przede wszystkim naga. Stąd
widzieli już wyraźniejszy zarys jej figury. Przede wszystkim zarys jej
wypiętych pośladków.
- O, kurwa
– szepnął wyraźnie rozpalony Oliwier. – Tylko cicho, rozumiecie?
Rozumieli,
tak jak i on. Ruszyli powoli, zmniejszając dystans. Trzydzieści pięć metrów,
trzydzieści… Oliwier czuł, że jego koledzy są w pewien sposób podnieceni, ale z
pewnością nie tak jak on. Jego hormony szalały. Zobaczył tę kobietę wczoraj na
plaży, jak wracała z joggingu i nie mógł przestać o niej myśleć. Była z
pewnością jedną z najlepszych dup jakie widział w życiu. A teraz widział już
jej zarys nagiego ciała z niemal trzydziestu metrów. To jeszcze nic, ale jeden
krok, drugi… Boże spraw, aby…
Niestety,
Bóg nie usłuchał. Gdy do celu brakowało jakieś dwadzieścia pięć metrów, kobieta
uniosła głowę znad ramion i zobaczyła ich.
- Kurwa… -
jęknął z zawodem Oliwier.
Zobaczył
jak na nagie ciało wielkopolskiej piękności spada ręcznik. No to nie zobaczy
sobie… Ale teraz nie było już powodu by się ukrywać. Wyprostował się i szybszym
krokiem podszedł do obozowej opiekunki.
Kamila
ogarnęła się szybko, ale uczucie niepokoju nie zniknęło. Zdążyła zarzucić
ręcznik na tyłek i przewiązać się tak, że stanowił on coś w rodzaju części
ubrania. Ale był dość krótki. Odsłaniał jej nogi niemal w całości a przecież
nie miała na sobie majtek. Gdyby przyjęła jakąś niezręczną pozycję, mogliby
zobaczyć różne szczegóły. O ile już wcześniej nie widzieli.
Nie, chyba jednak
nie. Byli względnie daleko, chociaż nie aż tak. Na pewno widzieli zarys jej
ciała i może jednak w jakimś stopniu z daleka, jej pośladki też. Poczuła
wypływający na twarz rumieniec i przeklęła w myślach swą spóźnioną reakcję.
Wciąż czuła
szybsze bicie serca. Ich zachowanie było dziwne. Szli sobie beztrosko ku niej,
jakby nie mogli dyskretnie stanąć dalej, odwrócić się i pójść sobie. Czego
chcieli? Na dodatek, ten pierwszy przyspieszył kroku.
- Co was tu
sprowadza? – zapytała pierwsza siląc się na spokój i przyjmując wpół leżącą
pozycję. Tak, że była do nich trochę bokiem. Dyskretnie sprawdziła, czy na światło
dzienne nie wychodzą jakieś intymne szczegóły. Nie wychodziły, choć brakowało
raptem kilku centymetrów.
Przystanęli
nad jej kocem, wprawiając ją w pewną dezorientację.
-
Zobaczyliśmy, że ktoś leży, pomyśleliśmy, że potrzebuje pomocy – odparł szybko lider
grupy. Kamila rozpoznała go sprzed hotelu.
Nie podobał
się jej. Od razu wyczuła że jest nabuzowany. Przez trzydzieści cztery lata
swego życia nauczyła się poznawać sytuacje, w których jej oddziaływanie na płeć
męską przekraczało normę.
Ta należała
właśnie do nich. Szczęśliwie był to tylko piętnastolatek. Nie ta siła, nie ten
wiek, nie ta śmiałość.
- Jasne –
odparła grzecznym tonem, jednoznacznie dając znak, że nie przyjmuje tego
wytłumaczenia. – Skoro widzicie, że wszystko jest w porządku, możecie iść swoja
drogą.
- Ale
akurat my szliśmy swoją drogą i doszliśmy do celu, nie…? – przeciągnął ostatnie
słowo, zwracając twarz w kierunku kolegów. – Plaża jest dla wszystkich,
zmieścimy się na niej razem.
- Z
pewnością tak – odpowiedziała grzecznie, jak i stanowczo. – Spokojnie
zmieścicie się kawałek dalej.
- Dobrze,
nie nagabujemy – uniósł dłonie w geście obronnym. – Pójdziemy sobie.
Kamila
odetchnęła z lekką ulgą, gdy nieoczekiwanie zobaczyła, jak krótko ścięty brunet
siada tuż obok na jej kocu.
- Co robisz?
– zapytała ostrzejszym tonem?
- Nim
pójdziemy chcę o coś zapytać. Dlaczego zakryła się pani przed nami?
- To nie
twoja sprawa, dobrze? Czy ja pytam, dlaczego ty jesteś ubrany?
- Proszę
bardzo, jeżeli sobie pani zażyczy, pozbędziemy się ubrań i będziemy towarzyszyć
pani na tym piasku.
- Nie
interesuje mnie wasze towarzystwo. Czy to jasne?
- Jasne –
zgodził się nadspodziewanie łatwo. – Ale jest jeszcze coś.
- Nie
interesuje mnie żadne coś!
- To jest
Hasan – Oliwier wskazał na niewysokiego, szczupłego bruneta o lekko brązowej
skórze. – Pochodzi z krajów Maghrebu, od lat mieszka w Warszawie. I wypadałoby
mu pokazać polską gościnność.
- To mu
pokazuj – zniecierpliwiła się Kamila.
- My już mu
pokazaliśmy. Teraz pani powinna uchylić rąbka tajemnicy i rzucić ręcznik.
Nim
kompletnie zaskoczona bezczelną propozycją warszawiaka zdołała odpowiedzieć,
poczuła jego dłoń na swojej łydce, a potem kolanie.
Oszołomiona
poczuła, jak jego dłoń ściska jej udo nieco powyżej kolana i próbuje przesunąć
się w górę. To wszystko trwało pewnie sekundę, tyle zajęło jej ogarnięcie tego
zaskoczenia a wręcz szoku.
Wykorzystując
drugą nogę odepchnęła natarczywego gimnazjalistę a następnie uniosła się na
kolana. I wykorzystała odpowiednią odległość między nią a odepchniętym
chłopakiem. Rozemocjonowana, z całej siły uderzyła go otwartą dłonią w
policzek.
- Wynoście
się stąd natychmiast! – podniosła głos, starając się by nie brzmiał on zbyt
histerycznie. Jej wzrok mówił jednak pewnie więcej, niż słowa.
I
przeważył. Chłopak chyba został zaskoczony zdecydowaną reakcją opiekunki. Na co
on w ogóle liczył? Nie wiedziała, ale zobaczyła, że wstaje i coś tam mamrocząc
odwraca się od niej, dołączając do kolegów. I razem, niespiesznie, ale jednak,
oddalają się w zachodnim kierunku. Patrzyła, aż ich postacie zniknęły z pola
widzenia.
Wciąż była
podekscytowana tym co się stało. Wkurzyło ją to wszystko. Za jej czasów… Nie
wyobrażała sobie, by ktoś podszedł do nauczyciela i zachował się w ten sposób.
No dobrze, tutaj nie była nauczycielką, tylko opiekunką, wychowawcą. Ale to
niewiele zmieniało.
Kręciła
głową. Nagle ten zakątek, chyba jedyny taki fajny na tej wyspie, stracił sporo
ze swego uroku.
Rozpamiętywała
ostatnie kilka minut, ale jej umysł powoli uspokajał się. W sumie mogła się już
ogarnąć.
Rozejrzała
się wokół. Wszystko wskazywało, ze tamci faktycznie poszli do hotelu i znów
była sama. Ale tym razem postępowała ostrożniej. Najpierw wsunęła na siebie
stanik, potem spodenki a dopiero na końcu zdjęła ręcznik.
Wrzuciła go
wraz z kocem i książką do plecaka i wolnym krokiem ruszyła w stronę hotelu.
- Trzeba
było zapytać o tą monetę – zagadnął Kacper.
Spojrzał na
zegarek. Była już dwudziesta trzecia a impreza trwała w najlepsze. Nic
dziwnego, przecież wakacje daleko od domu. Ale muzyka grała nieco ciszej.
Zainterweniował właściciel hotelu. W sumie dobrze, dało się pogadać bez
krzyczenia w ucho.
- Mogę
jutro – odpalił Oliwier, pociągając spory łyk piwa ze szklanki.
- Hehe,
jasne – roześmiał się rozmówca. – Podejdź do niej raz jeszcze a zarobisz znów w
gębę. I to jeszcze mocniej.
- Wkurwiła
mnie – odparował. – Ale co sobie pomacałem te nogi… – uśmiechnął się i on.
- Sekunda
macania za taki nokaut? Dzięki, nie dla mnie.
- Tak by
nie powiedziała. Jeśli zwinęła ją, to może miała w tym jakiś cel. A może sama
nie wie co to za skarb.
- Klucz do
skarbu – poprawił Kacper. – Który może istnieje a może nie.
- Istnieje
– powiedział z przekonaniem Oliwier. – Ale o tym jutro, teraz zajmijmy się
Moniką, bo już chyba miękną jej nogi.
Poznana
wczoraj niewysoka blondynka z dużym biustem wróciła na miejsce. Usiadła
pomiędzy Oliwierem a Hasanem.
- Wysikana?
– zagadnął swobodnie Oliwier.
- Ty zawsze
jesteś taki bezpośredni? – zaśmiała się.
- Zawsze –
uśmiechnął się zabójczo, przynajmniej w swoim mniemaniu.
Milczała przez
chwilę. Widać było, że jest rozochocona i w bardziej imprezowym nastroju, niż
poprzedniego wieczora. Jej spojrzenia co chwilę szły w kierunku Hasana.
- Gdzie się
w końcu urodziłeś? – zapytała.
- W
Warszawie. Nie w Afryce.
- A twoi
rodzice…?
- Pochodzą
z Libanu.
- To gdzieś
w Afryce, nie?
- Nie, na
Bliskim Wschodzie.
- Ano tak,
głupia jestem – roześmiała się cicho. Zerkała dyskretnie na boki, wiercąc się.
– I naprawdę posiadasz przymioty swojej ra… No, kultury?
- Co masz
na myśli? – na twarzy Hasana pojawił się uśmiech.
- Wiesz
przecież, nie ściemniaj.
- Nie
ściemniam. I nic nie powiem. Najlepszym sposobem na to, jest przekonać się
osobiście.
- Haha,
jasne… - tym razem uśmiech trwał krócej i zastąpił go inny wyraz twarzy. –
Wszystkim dziewczynom tak pokazujesz?
- Tylko
wybranym – rzucił standardowym tekstem. – Poza tym nie za darmo rzecz jasna.
- A za co?
-
Chciałbym, żebyś pokazała mi to co jest symbolem waszej słowiańskiej dumy –
jego spojrzenie padło na biust. Aż Monika poczuła lekki rumieniec na twarzy. Pociągnęła
kilka łyków piwa.
- Zaraz
znowu popędzisz do kibla – przerwał milczenie Oliwier.
- A jak tak
tu będziesz siedzieć to padniesz. Duszno jest, nie to co na dworze – dorzucił
Hasan.
- Macie
rację. Może wyjdziemy trochę? Tu faktycznie jest za gorąco.
Wstała i
ruszyła w kierunku wyjścia. Oliwier rzucił wzrokiem. Może to wpływ wypitych
trzech browarów, ale Monika wydała mu się ładniejsza, niż wczoraj. Popatrzył na
jej nogi. Dziewczyna miała na sobie krótką, zwiewną spódniczkę, więc zobaczył całkiem
dużo. Lubił tą część kobiecego ciała. Tak jak i piersi, które akurat Monika
miała spore.
Poczuł
drobny zamęt w spodniach. Raz jeszcze spojrzał na nogi. Fajne, zgrabne. Choć
nie tak długie, nie tak opalone, jak…
Przygryzł
wargę. Od wczoraj z jego głowy nie mogła mu wyjść piękna opiekunka a dzisiaj,
przed kilkoma godzinami… Widział ją nago, wprawdzie z pewnej odległości a
później… Później dotknął jej nóg, najpiękniejszych jakie w życiu widział.
Poczuł, że
jego penis zaczyna poważniej twardnieć. Poprawił jego ułożenie w spodniach i
ruszył za dziewczyną i Hasanem. Bracia bliźniacy pozostali w sali.
Na zewnątrz
faktycznie było chłodniej, ale tylko o kilka stopni. Okrążyli dom. Oliwier
gorączkowo zerkał w górę. Wiedział, ile okien należy odliczyć, aby znaleźć to
należące do pokoju zajmowanego przez Kamilę. Nie zobaczył w nim jednak niczego
ciekawego. Nie świeciło się żadne światło. Widocznie jego lokatorka już spała.
- Ej… -
zaaferowany gapieniem się w górę, nie zauważył, że idący przed nim Hasan
przystanął. Oliwier wpadł na niego, odczuwając to boleśnie.
- Monika,
wydaje mi się, że Oliwier też ma się czym pochwalić – zaśmiał się ciemnoskóry
gimnazjalista.
Tu na
zewnątrz panowało słabe oświetlenie, ale można było spokojnie zauważyć to i
owo. Monika przystanęła pod jednym z drzew, znajdujących się na drodze do
plaży.
- No i co?
– zwróciła się do Hasana. – Nie opuściła cię odwaga?
- Mnie nie
– odparł ten natychmiast. – A ciebie?
- Ty się
reklamowałeś – odparowała. – Więc jak?
Hasan nie
odpowiedział. Rozpiął zamek w spodniach i te, poluzowane spadły nieco w dół.
- Reszta
należy do ciebie. Jeśli chcesz zobaczyć.
Byli
ciekawi jak zareaguje. Wyglądało jakby się lekko zawahała. Albo przynajmniej
sprawdzała ich. Ale skapitulowała. W inny jednak sposób niż oczekiwali. Zdjęła
z siebie koszulkę i nim się zorientowali sięgnęła w tył do zapięcia stanika.
Trzy sekundy później mieli na widoku jej nagie piersi.
- I co,
duże? – zapytała z lekkim triumfem w głosie.
- Tak, duże
– odparł bardziej rozpalonym głosem Oliwier, który nie poczekał na głównego w
założeniach bohatera wieczora i sam pospieszył ze swymi dłońmi w kierunku
nagiego biustu blondynki. Zetknięcie się z tym skarbem wywołało w nim dreszcze.
Pamiętał, że jaką super laską nie byłaby ta Kamila, to jednak piętnastoletnia
Monika miała od niej dużo większy biust.
- Nie ty –
trzepnęła go po dłoniach blondynka, ale nie tak stanowczo by sobie odpuścił.
Choć po prawdzie odpuścił jednego. Drugim zajął się Hasan, biorąc go tylko na
chwilę w dłoń by potem przyssać się do niego ustami. Chyba skutecznie, bo
Monika nie stawiała większego oporu a nawet wydała z siebie lekki jęk.
- A pod
spódniczką co masz? – zapytał chrapliwie Oliwier, sięgając dłonią w dół.
- Ej –
zmarszczyła nieco brwi dziewczyna, ale znów raczej tak, dla zasady. Oliwier bez
trudu wdarł się pod spódniczkę, wyczuwając majtki blondynki.
- Nie –
jęknęła, ale tym razem bardziej zdecydowanie. Wyrwała się z naporu obu
chłopaków i odepchnęła ich lekko. Oboje lekko dyszeli, już mocno podnieceni,
ale dała sobie radę. Choć wiedziała, że to tylko na chwilę.
Hasan stał,
jakby nie do końca rozumiejąc, ale zagadka szybko się wyjaśniła. Dziewczyna
postąpiła krok ku niemu i pochyliła się sięgając dłonie w kierunku jego
bielizny. Znieruchomiał. Dotyk dziewczęcej dłoni podziałał na niego dość
paraliżująco. Z pewnym zaskoczeniem jak i podnieceniem zobaczył, jak jego
bokserki zjeżdżają w dół. Jego, już wyraźnie pobudzony penis ujrzał światło
dzienne. Czy raczej wieczorne.
- No
faktycznie – stwierdziła dziewczyna cicho, ale mimo tego dało się wyczuć w jej
głosie aprobatę dla tego co ujrzała. Hasana to nie dziwiło.
Zobaczył
jak blondynka klęka przed nim, Jak bierze jego penisa w dłoń i zaczyna lekko
masować. Widocznie podobało się to jej, bo nie przestała tego robić po kilku
ruchach a wręcz przeciwnie z jej twarzy można było wyczytać również zachwyt
pomieszany z podnieceniem. Uśmiechała się lekko.
Nie mówiąc
ni słowa, pochyliła się ku sterczącemu penisowi i rozchylając wargi wzięła go w
usta. Najpierw tylko żołądź, potem jednak ostrożnie wsuwała sobie go głębiej.
Aż niemal cały zniknął w jej ustach.
Obserwujący
tą scenę Oliwier nie wytrzymał. Szybko znalazł się za dziewczyną i skierował
swą dłoń w kierunku jej spódniczki. Zadarł ją nieco w górę. Przez majtki zaczął
masować wypięte pośladki. Monika nie reagowała. Uczyniła to dopiero wtedy, gdy
zaczął ściągać z niej majtki.
- Przestań
– wzdrygnęła się nieco, wyjmując na chwilę penisa Hasana z ust.
- Przecież
też chcesz aby było ci dobrze, nie? – odparł błyskawicznie Oliwier i przez
kilka sekund masował jej cipkę przez majtki, licząc, że to rozpali blondynkę.
Był to chyba dobry wybór, przynajmniej nie protestowała.
Zajęła się
ponownie dużym penisem kolegi a on, po chwili ponownie zabrał się do majtek i
ściągnął je z dziewczyny, choć wyczuł lekki opór. Nie na tyle jednak, by nie
dał rady. Swym zdecydowaniem osiągnął cel.
Kiepsko w
tych warunkach widział jej nagość, ale jednak widział. To go podnieciło. Wciąż
zabawiał się cipeczką nowopoznanej koleżanki, ale drugą rękę kierował w kierunku
swych spodni. Rozpiął je, opuścił nieco w dół i wydobył na zewnątrz swego
sterczącego członka.
Przysunął
się bliżej do dziewczyny, tak, ze jego penis zetknął się z młodym, jędrnym
tyłeczkiem. O dziwo nie zareagowała. Czy aż tak była pochłonięta wykonywaną
czynnością? Pewnie tak. Drgnęła i o z opóźnieniem, gdy jego członek zetknął się
już bezpośrednio z jej cipką. Ba, gdy zaczął się w nią wsuwać.
- Oliwier –
znów oderwała się od penisa Hasana. – Nie pozwoliłam!
- Nie bądź
taka – mruknął chłopak. Jej głos był słaby. Przez chwilę jej ciało poruszało
się w niemym geście protestu, ale to nie miało już znaczenia. Podniecony wdarł
się w głąb jej cipki i z satysfakcją stwierdził, że jej ciało się napręża a z
jej ust wydobywa się jęk.
Podniecony
faktem, że zdobył kolejną laskę, nie zatrzymał się ani na chwilę. Od razu
wycofał się i ruszył w przód. A potem ponowił ten manewr, drugi raz i trzeci.
Upewnił się, że opory dziewczyny wynikają, ot tak, z jakiejś kokieterii, czy
zasady. De facto, nie ma zamiaru wyrzucać ze swego wnętrza niechcianego
intruza.
I to była
dobra wiadomość. Już wiedział, że sobie porucha do samego końca, że jej też
jest przyjemnie, wypinając dupsko w kierunku Oliwiera i jednocześnie ustami
zajmując się penisem Hasana. Ciekawe, czy to pierwsza taka sytuacja w jej
życiu?
Nie miało
to znaczenia. Uspokojony, jeśli w tej sytuacji można było mówić o spokoju,
Oliwier, tylko przez chwilę posuwał Monikę. Po kilkunastu ruchach zamknął oczy
a jego penis stwardniał. Bo w pijackim zwidzie, czy to wyuzdanych fantazjach,
przed jego oczami pojawiła się ta opiekunka. Ta wysoka, piękna, długonoga
brunetka z Wielkopolski.
Jego
sztywny penis stwardniał jeszcze mocniej. Oliwier przytrzymał dziewczynę
mocniej za biodra i napawał się dźwiękami wychodzącymi z jej ust. Z uwago na
to, że te miała zajęte, miast jęków, do jego uszu dochodziły pomruki. Też
przyjemne.
A on
trzymał ją mocno i posuwał. Zastanawiając się, czy ta Kamila mruczałaby w
podobny sposób. Albo, czy wręcz jęczałaby. Nie wiedział. Ale wiedział, że gdyby
to ją teraz trzymał mocno za biodra…
Stracił
niemal jakąkolwiek kontrolę nad sobą. Widział już praktycznie realnie, wypięty
tyłek Kamili, który on trzyma silnie swymi dłońmi a ona mu to ułatwia. Nawet
nie próbuje uciekać, tylko ochoczo poddaje się jego pchnięciom, uznając, że jej
powinnością jest zadowolić młodego, dynamicznego, pełnego pomysłów, warszawiaka
z poważnej grupy ideologicznej.
- Jesteś
wspaniały, taki młody a taki mądry, inteligentny. Inni w twoim wieku grają w
gry na playstation, czy jakieś inne pierdoły a ty robisz tyle pięknych rzeczy
dla ludzkości. Kobiety powinny ci się oddawać zdecydowanie częściej – wręcz
słyszał w swoim umyśle słowa wielkopolskiej opiekunki wypowiadane przez te jej
zmysłowe usta.
Zresztą,
czy musiał sobie wszystko wyobrażać? Szczególnie jeśli chodziło o budowę jej
ciała? Przecież kilka godzin temu widział jej nagie pośladki, fakt, trochę z
dalszej odległości a więc nie tak szczegółowo, ale jednak, coś tam… A potem
odważnie zmacał jej cudowną, długą nogę. Miał jeszcze w pamięci i ten magiczny
widok i to równie magiczne uczucie.
Nie było
odwrotu. Przyspieszył swe ruchy maksymalnie. To nie Monika, tylko Kamila wydawała
z siebie przytłumione dźwięki. To nie w tyłek Moniki, tylko Kamili wpatrywał
się swymi szeroko rozwartymi oczyma. To w cipkę Kamili wjeżdżał teraz, jak w
masło, czując, jak z jego penisa strzela gorąca lawa.
Odetchnął
mocno, z wolna wracając do świata żywych. Mimo ciemności, zauważył, że twarz
Moniki wyraża raczej ból. Tak mocno ją rżnął? Cholera, dobry jest. Na jego
twarzy pojawił się pełen dumy uśmiech.
Spokojnie
wycofał się o dwa kroki, powoli podciągając bokserki a potem spodnie. Wstał, co
zbiegło się z momentem finiszu Hasana. Oliwier spojrzał na jego penisa. Mimo
pewnych ciemności dało się zauważyć spore rozmiary. Tak, nie kłamał, reklamując
atrybuty kolegi.
- Dobra,
idziemy – zwrócił się do ciemnoskórego towarzysza, czując ochotę by po dobrym
seksie wypić jeszcze jedno piwo.
- Czekajcie
a ja? – usłyszeli głos z tyłu.
- No chyba
nie zabłądzisz, nie? – odburknął leniwie i nie zważając na ubierającą się
blondynkę, ruszył z Hasanem w kierunku imprezy.
Zamroczeni,
ale i zadowoleni z udanej wyprawy, przebijali się przez nieco gęstszy tłumek
obozowiczów. Ludzi, o dziwo przybyło. Choć na zegarach była już pewnie północ.
- Znaleźli
sobie nowych kolegów – Hasan wskazał na pozostawionych wcześniej bliźniaków.
Faktycznie, w dopijaniu kolejnych browarów pomagała im mała grupka innych
imprezowiczów, niespecjalnie znanych im wcześniej.
- Blondynkę
zgubiliście – uprzejmie poinformował ich Kacper.
- Sama się
gdzieś zawieruszyła – machnął ręką Oliwier. – Wesoło wam…
- Wesoło,
bo właśnie nasi nowi koledzy uznali wyższość brunetek nad blondynkami – wskazał
na kilku nowo poznanych towarzyszy.
- Jednej
brunetki – sprecyzował któryś z nich, wywołując uśmiechy na twarzach
pozostałych.
- Jako
bohater ostatniej akcji będziesz miał sporo do powiedzenia – wyraźnie pokpiwał
Kacper, dając do zrozumienia, że chodzi o sytuację z Kamilą. Oliwierowi było to
nie w smak, ale z każdym kolejnym łykiem piwa i luzackimi, imprezowymi tekstami
świeżo poznanych kolegów pochodzących, jak się okazało z Zielonej Góry, uraz
mijał a w to miejsce pojawiały się kolejne wizje, dopełniane przez teksty
zielonogórzan.
- Może
sobie pójdziemy do jej pokoju, co? – dowcipkował, ten który uchodził za lidera
nowopoznanych, dość dobrze zbudowany, krótkowłosy Kamil.
- Ciekawe
co by zrobiła – zastanawiał się Oliwier.
- Chyba
nic, bo pewnie drzwi ma zamknięte na klucz – przygasił go rozumnie Kacper.
-
Sprawdzimy? – nie dawał się zbić z tropu Oliwier.
Nawalonym
już porządnie chłopakom, nie trzeba było mówić dwa razy. Gromadnie wyszli na
korytarz podśmiewując się z planowanej akcji. Mimo problemów z trzeźwością nie
potrzebowali dłuższego czasy, by znaleźć odpowiednie drzwi. Kamila sprawiający
wrażenie najodważniejszego nacisnął klamkę.
- Zamknięte
– wygłosił z pewnym rozczarowaniem.
- Jebana,
pewnie wie, jak bym ją wyruchał – wyrwało się mocno już podchmielonemu
Oliwierowi.
- A jeśli
nie wie? Przekaż jej to – towarzysz gestem wskazał na drzwi.
- W taki
dzień, w piękny dzień – śpiewał głośno na cały korytarz Oliwier, czując, że
plącze mu się język. – Bym cię kurwo, wyruchał cię…
Końcówka
utonęła w zbiorowym śmiechu. Dla podkreślenia wagi swych słów, Oliwier
przywalił dłonią w zamknięte drzwi.
I gdy już
wszyscy odwracali głowy, chcąc trafić z powrotem na imprezę, rozległ się dźwięk
przeklęczanego zamku, drzwi stanęły otworem a w nich lokatorka w długiej
koszuli, niemal do kolan.
- Czy
pomyliliście drogę? – zapytała tonem, w którym nie dało się wyczuć jakiejś
wściekłości, ale odległy był on od kurtuazji i uprzejmości.
- Szukamy
tylko jakiegoś fajnego miejsca na imprezę – wypalił Krystian, równie nietrzeźwy
jak i inni.
- Tu go nie
znajdziecie. Radzę wam iść spać i przestać błaznować, bo jutro inni opiekunowie
zostaną powiadomieni, tak jak i wasi rodzice – raz jeszcze spróbowała użyć
argumentu, który wczoraj okazał się zupełnie nietrafionym.
- To może
za to znajdziemy tu prawdziwą kobietę, której teraz potrzebujemy? – odezwał się
najodważniejszy Kamil, wzbudzając śmieszek wśród kolegów.
-
Przestańcie błaznować, dobrze? Bo zobaczycie… - Kamila uznała, że temat się
wyczerpał a i ona sama ma rozpaczliwie małą ilość argumentów na uspokojenie
towarzystwa, więc cofnęła się do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Nim to jednak
zdążyła uczynić, z korytarza dobiegły kolejne głosy.
- Co
zobaczymy? Może znowu pani gołą dupę? – to był głos tego, który dzisiaj
próbował pomacać jej ciało.
Wzburzona
przystanęła, ale sekundę później uznała, że użeranie się z tymi gówniarzami nie
ma sensu. To nie szkoła, tu nie ma prawie żadnych środków do zaprowadzenia
porządku.
Wzruszyła
ramionami i wskoczyła do łóżka. Wiedziała, że minie dobra godzina, nim zdoła
zasnąć.
Czwarty
dzień pobytu na wyspie nie różnił się od poprzednich. Przynajmniej jeśli chodzi
o początek.
Przebiegnięcie
tych kilku kilometrów tuż przed południem, stało się już rutyną. Tym razem
jednak siłownia stała pusta, co wykorzystała natychmiast. Parę machnięć
ciężarkami, kilka innych ćwiczeń. Ba, nawet odważyła się dźwignąć sztangę parę
razy. Oczywiście nie była jakoś wybitnie obciążona, ale jednak.
Te
praktycznie dwie godziny aktywnego wypoczynku wprawiły ją w dobry humor. Nawet
wydarzenia z poprzedniego dnia zeszły w cień. I słusznie. Nie będzie sobie
zatruwać pobytu z powodu jakichś małoletnich baranów, wkraczających akurat w
dorosłość. Bezkarnych, bo tak nauczyli ich rodzice.
Nie
widziała ich jakoś tego dnia ani podczas przebieżki, ani, gdy włóczyła się po
hotelu. I dobrze. Sama, spocona po ćwiczeniach, zaległa w pokoju na łóżku,
chwytając za „Złote wrota”. Tak wytrzymała do obiadu.
Ale nim
zeszła na obiad, postanowiła zapukać do drzwi pokoju znajdującego się kawałek
dalej. Byłoby trochę niezręcznie, gdyby nie zajrzała choć na kilka minut do
młodszej koleżanki.
- Gorzej,
niż Daniel, bo nawet on gra trochę w piłkę a ty w ogóle nie ruszasz się z tego
hotelu – stwierdziła z lekkim przekąsem, widząc szatynkę leżąca na łóżku,
tyłkiem do góry i zaczytaną w jakiejś książce.
- Przecież
byłam wczoraj na plaży, mówiłam ci – obroniła się Dominika, z lekkim,
defensywnym uśmiechem na twarzy. – Nie moja wina, że ty w tym czasie opalałaś
się po drugiej stronie wyspy.
Jej głos
był wyraźnie łagodny, spokojny, subtelny. Zdradzał, że jego właścicielka stara
się kierować rozsądkiem i niełatwo wpada w emocje.
- To, że
masz super sylwetkę, nie znaczy, że nie mogłabyś pobiegać – uśmiechem odparła i
Kamila.
- Na pewno
nie mam takiej, jak ty – odparła błyskawicznie nieco zawstydzona koleżanka. –
Ale nie zależy mi na tym. Wolę inną rozrywkę – niedwuznacznym gestem dała do
zrozumienia, że ma na myśli książkę.
- A co cię
tak wchłonęło? – zainteresowała się Kamila.
- „Walka o
Hiszpanię” Beevora – Dominika pokazała okładkę. – To o wojnie domowej w
Hiszpanii w latach trzydziestych, wciągnął mnie ten temat ostatnio.
- Ach tak –
skomentowała krótko Kamila, czując jakiś niezbyt miły dreszczyk na ciele.
Wiedziała z jakiego powodu.
Daniel
sporo opowiadał jej o swoim zainteresowaniu historią. Od zawsze ją lubił, ale w
czasach szkolnych ograniczał się do wysłuchiwania wykładów nauczycieli i
przejrzenia podręcznika. Ewentualnie do przeczytania sporadycznie wynajdowanych
artykułów w gazetach. Historia stała się jego pasją dużo później. A tematem, który
przechylił szalę i wciągnął go najmocniej, był właśnie przewrót wojskowych w
gorącej Hiszpanii.
Kolejne
podobieństwo, czyżby przypadek? A może to ona przesadza? Westchnęła w myślach.
- Wiem coś
o tym, Daniel sporo mi o tym opowiadał, to jego ulubiony temat historyczny –
poinformowała koleżankę.
- Pan
Daniel wspomniał mi o tym kiedyś, gdy rozmawialiśmy w kancelarii – swobodnie
odpowiedziała Dominika.
Kamila
poczuła, że jej ciało nieco sztywnieje. Nie no, bez przesady, ale…
- I o czym
ci jeszcze opowiadał? – zrobiła wiele, by jej ton nie zabrzmiał jakoś ponuro,
niechętnie, nieufnie, ale czuła, że jej się to nie udało.
- Niestety
niezbyt wiele. Z reguły był zajęty. Może dwa, trzy razy rozmawialiśmy dłużej.
To było wtedy, gdy dowiedział się, że studiuję historię. No i opowiadał o
swoich ulubionych tematach, epokach, wydarzeniach. O wojnie secesyjnej,
pierwszej krucjacie i właśnie wojnie domowej w Hiszpanii. Podobno ostatnio
nakręcił się na rozbicie dzielnicowe w Polsce, ale nie wiem nawet, jak daleko
zgłębił tą epokę, bo od tego czasu już go nie widziałam.
- Tak,
nakupował chyba z kilkanaście książek, biografii książąt dzielnicowych, głównie
wielkopolskich, ale nie tylko. Trochę go porąbało – wysiliła się na uśmiech,
chociaż chyba nie musiała. Wszystko co powiedziała Dominika, zgadzało się z
tym, co mówił kiedyś Daniel.
- Haha… Pan
Daniel jest zafiksowany, tak jak ja – Dominika uśmiechnęła się rozbrajająco.
W tym
momencie nawet uśmiech Kamili stał się bardziej naturalny. Też poczuła się
rozbrojona tym „panowaniem” Danielowi. Dominika była kulturalną dziewczyną,
dobrze wychowaną, nie za bardzo przystającą do dzisiejszej młodzieży. Kamila
pamiętała jej pierwsze dni w liceum w roli nauczycielki. Nawet do niej zwracała
się per „pani”, dopiero po jakimś czasie przechodząc na ty, mimo, że Kamila
zachęcała ją do tego od samego początku.
Po prostu
Dominika była skromną dziewczyną, której z trudem przyszło zaakceptować fakt,
że jej nauczycielka języka polskiego z liceum jest już teraz koleżanką z pracy.
Tak jak i reszta nauczycieli. Przy czym jednak do wielu z nich nadal zwracała
się oficjalnie a nie koleżeńsko.
- Myślę, że
mielibyście sobie sporo do powiedzenia – skwitowała niewinnym na pozór tonem
starsza z nauczycielek.
- Co masz
na myśli? – Kamila zauważyła, że uśmiech na twarzy koleżanki nieco przygasł.
Jakby wyczuła, że niekoniecznie o tematy historyczne tu chodzi.
- To, że
jak na niewielki stopień znajomości, przygotowaliście taką akcję, jak wtedy –
wyrzuciła z siebie spokojnym tonem Kamila. Wyrzuciła to, co od dawna siedziało
jej w głowie. Coś, co było między nimi, ale od prawie roku, od momentu podjęcia
pracy w liceum przez Dominikę, żadna z nich nie odważyła się poruszyć.
- Masz do
mnie o to pretensje? – zapytała po chwili milczenia szatynka, patrząc poważnie
w twarz starszej koleżanki.
- Nie, nie
mam. Mam świadomość, że to wszystko urodziło się w głowie mojego sfiksowanego
męża, nie w twojej. Tylko trochę dziwi mnie to, że tak szybko, mimo miernego
stażu znajomości znaleźliście wspólny język w sprawie jednak dość trudnej.
- Odnoszę
wrażenie, że chcesz powiedzieć coś, ale krążysz wokół tematu – Dominika
popisała się dość zaskakującą, jak na nią, bezpośredniością.
Kamila
milczała przez moment, jakby tym milczeniem chcąc sprawić, by to wrażenie
Dominiki zbliżało się do pewności. Ale potem…
- Nie, nie
chcę – wzruszyła lekko ramionami, rzucając spojrzenie za okno. – Nie dasz się
namówić na bieganie?
- Naprawdę…
Nie mogę się oderwać od książki. Może innym razem? Jeszcze przecież nie
wyjeżdżamy.
- Z twoim
podejściem, nabierzesz ochoty, gdy znajdziemy się w autokarach – uśmiechnęła
się krótko Kamila, wstając z miejsca.
- Obiecuję
ci, że pokręcimy się jeszcze po wyspie, ale później, dobrze?
Nieco
zaskoczona Kamila uświadomiła sobie, że ton głosu Dominiki zabrzmiał
przepraszająco, tak jakby … No właśnie, co?
- Liczę na
to. Miłej lektury – skinęła głową i opuściła pokój młodszej koleżanki.
Dość szybko
zjadła obiad a po nim o czternastej trzydzieści, postanowiła powtórzyć
wczorajszy spacer na drugi koniec wyspy. Spakowała niezbędne rzeczy, jak
poprzedniego dnia i ruszyła w trasę.
- Mogłaby
by pani popływać razem z nami… - zaproponował uśmiechnięty Łukasz.
- Dziękuję
za zaproszenie – odparła z przyjacielskim uśmiechem. – Ale wolę robić to sama.
Szła
niespiesznym tempem, z satysfakcją czując ból mięśni przede wszystkim w nogach.
Tak, Danielu, to przede wszystkim dla ciebie… Spróbuj powiedzieć, za te trzy,
bądź cztery dni, że nie widać żadnego efektu, że nie widać żadnych zalążków
mięśni… Padniesz trupem i już nie wstaniesz.
Ale
opalonych wybitnie pośladków chyba nie będzie. Chociaż te kilkadziesiąt minut
wczoraj dało jakieś tam efekty. A może jeszcze coś dzisiaj… Jakimś cudem.
Cudem, bo
gdy doszła do tego samego miejsca co wczoraj, zdjęła z siebie tylko spodenki i
koszulkę. Nic więcej. Bała się. Nie będą jakieś małolaty oglądać jej nagiego
tyłka.
Rozejrzała
się wokół. Było dość cicho tak jak wczoraj, w każdym razie żadnego znaku, by
gdzieś w pobliżu przebywali jacyś ludzie. Ale wczoraj też takowego nie było. A
przecież kawałek za plecami miała wznoszący się w górę teren przysłonięty
rożnego rodzaju roślinnością, w tym drzewami. Nietrudno było się tam ukryć.
Oczywiście potencjalny podglądacz miałby utrudnione zadanie i niespecjalnie
dobry widok, ale jednak…
Trudno, nie
sprawi Danielowi aż takiego prezentu, jakiego by chciała, ale przecież nie
wszystko stracone.
Bo po
chwilowej kąpieli i zwilżeniu swego ciała zaległa na kocu w stroju kąpielowym.
Dyskretnie jednak obciągnęła majtki tak, że jej pośladki niemal w całości
wystawione zostały na zabójcze promienie słoneczne.
Takim
sposobem musiała się zadowolić. I nie było nad czym płakać. Słońce przyjemnie
grzało w plecy, nogi a także pośladki. Zaś ją samą pochłonęły kolejne kartki
książki MacLeana.
- Mam
wątpliwości, że dobrze zrobiliśmy mówiąc im o tym – zwierzał się koledze
Oliwier.
- Ale masz
problem – wzruszył ramionami Kacper. – Wybij sobie z głowy, że cokolwiek tu
znajdziesz. Tu jest od groma wgłębień i jedna szansa, by włożyć monetę w
odpowiednie. A poza tym, nawet i monety nie ma. I nie wiadomo, czy będzie.
Oliwier
zamilkł na taką ripostę. Kolega miał chyba rację. To, że opowiedzieli historię
tym kilku nowopoznanym chłopakom z Zielonej Góry niczego nie zmieniało.
Niczego. Tak, jak udowodnił to przed sekundą Kacper.
Więc teraz
stali przed wejściem w siedem osób. Wejściem otwartym, nie mając koncepcji na
cokolwiek więcej.
- A ta
laska? – zapytał nagle Kamil.
- Co z nią?
– odpowiedział pytaniem Kacper.
- Wiecie na
pewno, że ona go wzięła?
- Na pewno
to nie… Ale kto inny mógłby?
- No
mógłby… Wyspa nie jest znowu taka wielka, siedzieć tam po drugiej stronie w
hotelu całą dobę, to trochę wkurwiające… Nie wszyscy mogą grać na okrągło w
kosza, pływać, leżeć na plaży…
- No tak,
dlatego mówię, że niekoniecznie na pewno. Ale jednak mało możliwe, by kto inny.
Zapadła
chwila milczenia.
- Jest
szansa, że przyjdzie tu? W sensie opalać się – wytłumaczył swoje pytanie Kamil.
- Jak ją
Hasan zauważy to da znać.
- Po coś go
tam wysłaliśmy, nie? – wzruszył ramionami Krystian.
- Od tego
są czarnuchy- mruknął Kamil.
Ten ton,
jak i przede wszystkim zwrot nie spodobały się Oliwierowi.
- Nie
podoba ci się nasz kolega? – zapytał spokojnie.
- Czy ja
mówię, że mi się nie podoba? – wzruszył ramionami zagadnięty. – Coś taki
poważny?
- Bo jestem
członkiem grupy antyfaszystowskiej i nie toleruję wszelkich przejawów rasizmu –
oznajmił oficjalnym tonem Oliwier. – Jeżeli masz uprzedzenie do innych, to nie
możesz przebywać w naszym towarzystwie.
- Heh –
roześmiał się, choć w lekko wymuszony sposób Kamil. – Wyluzuj koleś, na żartach
się nie znasz? Przecież to jasne, że…
Nie
skończył. Wszyscy usłyszeli odgłos szybko poruszających się stóp. Ktoś biegł.
Mógł to być tylko Hasan.
- Przyszła,
opala się w tym samym miejscu co wczoraj – poinformował resztę towarzystwa.
- Nago? –
zainteresował się, któryś z kolegów Kamila.
- Na razie
nie. Sami zobaczcie.
Zeszli w
dół, między zieleniną. Jakąś trochę sympatyczniejszą, niż po ich stronie wyspy.
Nie spieszyli się, acz świadomość, ze ta olśniewająca opiekunka jest znów
tutaj, sama i bez ubrania, podziałała na nich mocno. No, szkoda tylko, że
jednak jakąś tam cząstkę tego ubrania na sobie podobno zachowała.
Po kilku
minutach, znaleźli się na skraju wzgórza, sporo niżej, od miejsca, gdzie
znajdowała się „szopa” z legendarnym skarbem cara Samuela. Ale wciąż parę
dobrych metrów nad poziomem morza.
- No,
faktycznie jest – odezwał się Kamil patrząc w prawo.
- Podejdźmy
jeszcze bliżej, ile się da – zasugerował Oliwier.
Zrobili to.
Znaleźli miejsce, z trzydzieści, czterdzieści metrów nieco w bok od miejsca, w
którym leżała obozowa opiekunka. Widok nieco przysłaniały jakieś rośliny, ale z
drugiej strony, oni byli zbyt trudni do zauważenia.
Widzieli,
że leży na brzuchu a przed sobą ma otwartą książkę. Właśnie przewróciła kolejną
kartkę.
- Niewiele
widać – ocenił nieco rozczarowany Kamil. – no i jest ubrana. Szkoda. Wczoraj
też tak mieliście?
- Wczoraj
zeszliśmy na plażę i co nieco widzieliśmy – przypomniał mu Oliwier.
- Dzisiaj
też by można ją zaskoczyć, co by powiedziała? – zaśmiał się cicho Kamil.
- Nic, jest
w stroju… Acz pewnie by się wkurzyła widząc nas, po tym wczorajszym…
- Ciekawe,
czy by spanikowała? Siedmiu chłopaków, jakbyśmy ją tak otoczyli… - fantazjował
nieco rozpalający się zielonogórzanin.
- Może
sprawdzimy, kto wie…
Tymczasem
jednak, chowając się za naturalnymi przeszkodami, obserwowali piękne ciało
opiekunki. Przynajmniej tyle ile się dało. A że dało się niewiele, niektórzy
poczęli się niecierpliwić i nawoływać do zmiany zajęcia. Gdy nagle…
- Wstaje –
oznajmił Hasan.
Faktycznie,
zobaczyli jak wstaje, prostując się przed nimi, sięga dłonią w tył wykonując
ruch, jakby obciągała majtki a potem odwróciła się. Stała jeszcze tak chwilę,
rozglądając się wokół by w końcu podejść do wody i zniknąć w niej.
- Nieźle
pływa. I daleko – ocenił fachowym okiem Krystian.
- Kurde,
szkoda, że się dzisiaj nie zdecydowała na to co wczoraj… Czajcie co by to było,
gdyby tak wskoczyła nago do wody? Od razu bym podbiegł do jej koca i zapieprzył
ubranie. Chyba padłaby na atak serca –
fantazjował gorączkowo Oliwier.
- No a my
byśmy jakąś wymianę zaproponowali. I wtedy faktycznie moglibyśmy wiele zobaczyć
– śmiał się Kamil.
- A może
zwiniemy jej coś? – zamyślił się Oliwier.
- Co? –
wtrącił Kacper. – Ubranie? Bez sensu, poradzi sobie w stroju. Książkę chcesz
jej ukraść? Tak nie umiesz czytać…
- A co, to
już się zobaczy. Hasan – przywołał głową kolegę.
Znudziło ją
leżenie. Słońce przypiekło mocno i uznała, że czas najwyższy już wskoczyć do
wody. Co też uczyniła.
Wcale nie
czarna woda Morza Czarnego orzeźwiła ją. Poczuła ochotę popłynąć gdzieś dalej.
Jakieś takie sto metrów w jedna stronę, potem drugą. Skoro pobiegała i
poćwiczyła, to jeszcze pływanie mogło uzupełnić ten zestaw ćwiczeń.
Popłynęła.
Dzięki temu miała okazję zerknąć na wyspę z innej perspektywy. Płynęła wprost przed
siebie, względnie daleko, nie bojąc się, ze straci kondycję czy coś. Wprawdzie
tej, jako mało wysportowana dziewczyna nigdy nie miała zbyt wiele, ale nie była
aż taką fizyczną ciamajdą.
Przez
chwilę pomyślała o rzeczach zostawionych na plaży. Trudno, ale przecież raczej
nikogo nie ma. Zresztą co tam wzięła ze sobą? Niczego wartościowego. Książka,
komórka spodenki i koszulka. Nic, czego utrata mogłaby jakoś mocno zaboleć.
Unosząc
głowę nad wodą zaśmiała się lekko. Gdyby to było wczoraj… Owszem wczoraj weszła
do wody, ale tylko na kilka metrów, by się zwilżyć. Wszystko co na kocu miała
pod pełną kontrolą. Włącznie ze swym ubraniem.
A może
gdyby nie wczorajsze odwiedziny czwórki intruzów, dzisiaj zaryzykowałaby kąpiel
nago? Odpływając na taki kawał? No, no, to by było poważne ryzyko. Ryzyko, że
wróciłaby do hotelu naga. To by miały małolaty ubaw.
Było jej
dobrze i pływała jeszcze dłuższą chwilę, z każdą jednak sekundą skracając
dystans do brzegu. W końcu wyszła z wody udając się w kierunku swego kocyka.
Usiadła na
chwilę, czując jak słoneczne promienie błyskawicznie łapią jej skórę. To było
przyjemne, Chociaż być może było nawet za gorąco.
Ale coś jej
nie grało. Chociaż nie wiedziała co. Może to jakieś irracjonalne przeczucie?
Nie, chyba nie. Rozejrzała się wkoło i nie zobaczyła niczego podejrzanego.
Wzruszyła ramionami. Potem rozejrzała się raz jeszcze. A potem znów. I wtedy
coś zobaczyła.
Za sobą. Na
piasku od strony wyspy. Piasek wyglądał jakoś nienaturalnie. Tak jakby był tu
ktoś i jednocześnie zadał sobie trochę trudu by ślad po sobie zamazać.
Przyjrzała
się uważniej. Tak, wszystko by na to wskazywało. Rozejrzała się gwałtownie po
najbliższym otoczeniu. Pierwsza w oczy rzuciła się książka. Spodenki i koszulka
były tez. Pusty plecak również. No nie taki pusty, bo w środku powinna być
przecież…
Ale nie
było. Przetrząsnęła uważniej, ale wynik nie uległ zmianie. Rozejrzała się
dokładniej po kocyku. Ale nie było. Ktoś zwinął jej komórkę.
Poczuła
narastające zdenerwowanie. I dwa pytania w głowie. Kto i po co? No, po co…
Pewnie komuś sprzeda, co tam.
Ale kto?
Czy to ta sama grupka co wczoraj? Z tym Oliwierem i wyglądającym na Araba
Hasanem? Możliwe. Czyżby ją śledzili? Czyżby liczyli, że dzisiaj znowu zobaczą
jej nagie ciało?
To wielce
prawdopodobne. Gówniarzeria nudziła się na tej wyspie a skoro dzień wcześniej
wypatrzyli atrakcyjną kobietę opalającą się bez ubrania to pewnie nadzieja na
powtórkę przyciągnęła ich tu i dzisiaj. I wykorzystali te kilkanaście minut,
gdy ona pływała sobie z dala od koca.
Tak, to by
było logiczne. Ale jeśli jednak nie? Jeżeli to był ktoś inny?
Zerknęła
raz jeszcze na piasek i podjęła decyzję. Ubrała się, schowała książkę do
plecaka i ruszyła do przodu. Patrząc nie tyle przed siebie, ile pod swoje nogi.
Szła śladem, słabo widocznym, ale jednak. Śladem prowadzącym w kierunku
wzgórza. To tam podążył tajemniczy złodziej. A ona pomyślała, że warto chociaż
spróbować dowiedzieć się kto to.
Pokonując
teren, zorientowała się, że ślad prowadzi w kierunku tej tajemniczej budowli z
czasów cara Samuela. Może to zatem ktoś inny? Ktoś zupełnie nieznany, kto
akurat postanowił zrobić tam sobie jakąś kryjówkę? Ale jaką? Przecież była tam
wczoraj i poza niewielką wnęką niespecjalnie większą, niż tradycyjna polska
szopa, nie było niczego co by na to wskazywało.
Jej
zaintrygowane, zachmurzone oblicze rozpogodziło się na chwilę, gdy dotarło do
niej, że bawi się w tego tam... Winnetou. Jednego z bohaterów Daniela w
dzieciństwie. By się mąż uśmiał z tego zapewne. No a może nawet biłby brawo
widząc żonę zawzięcie tropiącą złodzieja?
Jak odzyska
zgubę i wyjaśni sprawę, to nie ma bata, będzie ją chwalił i jeszcze napisze o
niej jakieś opowiadanie.
Chociaż tu,
na twardszym podłożu trop stawał się nieczytelny, przynajmniej dla jej
niewprawionego oka, albo wręcz ginął, to była przekonana, że idzie w dobrym
kierunku. W stronę „szopy”.
Stanęła
przed nią chwilę później. Raz jeszcze spojrzała na podłoże. Tutaj widziała
większy bałagan, to znaczy większa ilość śladów. Pewnie była tu większa grupka.
Co w zasadzie upewniałoby ją w przekonaniu co do sprawców.
Tak, jak
wczoraj dość niepewnie podeszła do budowli. Przekroczyła walący się mur i
przystanęła. Co jest za tymi wrotami? To co wczoraj, czyli nic? A może jednak
ktoś? Złodziej wraz z grupą? Pół biedy, jeżeli to ci dowcipnisie z obozu.
Gorzej, gdy ktoś inny, spoza grupy.
Raz kozie
śmierć. Przecież przez te trzy dni, nie zauważyła tu nikogo, ani niczego
podejrzanego. Gdyby to był jakiś poważniejszy, tajemniczy gang, to nie
zawracałby sobie głowy kradzieżą jakiegoś tam telefonu.
Otworzyła
wrota. Przed sobą ujrzała ciemność, niemal nieprzeniknioną. Zrobiła krok w
przód, potem drugi, nim jej wzrok przyzwyczaił się do mroku.
Był to
błąd.
W mgnieniu
oka poczuła na sobie kilka rąk. Na swojej szyi. Zaciskały się, aż kompletnie
zaskoczona i spanikowana Kamila straciła oddech i bezwładnie opadła na ziemię.
- I po co
to było? – wzruszył ramionami Kacper. Zawsze był spokojny, ale tym razem nie
mógł ukryć emocji targających jego wnętrzem. – Myślicie, że to jakaś zabawa dla
dzieci?
- Ale
pierdolisz – nie wytrzymał Oliwier. – Zobacz na to co znaleźliśmy. Posunęliśmy
się dalej, niż ci wszyscy poszukiwacze. A to dopiero początek!
Mówił o
izbie. Nie o wnęce, tylko izbie. Odkryli ją przez zupełny przypadek.
Ktoś a
konkretnie Hasan dotknął którejś płyty w murze na dole, gdy chowali się przed
nadchodzącą opiekunką i ku ich zdumieniu uruchomił tym samym jakiś mechanizm. Zobaczyli
jak w dole wnęki otwierają się niewielkie, ukryte drzwi. Niestety za nimi nie
było żadnej sali skarbów, jak już zaczynali fantazjować, tylko zwykła sala,
może dwa razy większa, niż powierzchnia w „szopie”, ale to zawsze było jakieś
odkrycie.
- To tak
działa ten mechanizm – ogarniał temat Kamil, zaglądając od drugiej strony. -
Czyli od tamtej strony nie da się tego otworzyć, chyba, że przez przypadek, tym
klockiem, jak to Hasan zrobił. Ale tak normalnie, to tylko od wewnątrz.
- Dobra,
izba izbą – zdenerwował się nieco Kacper. – Ale co z tym problemem?
Wskazał
głową w kierunku właśnie zniesionej do sali, nieprzytomnej opiekunki.
- Wy to
wymyśliliście, wy się teraz bawcie – dodał na poły ironicznie, na poły smutno. Z
przerażeniem zaczynał ogarniać, że on, jako jedyny był w stanie uświadomić
sobie konsekwencje tego czynu.
Wewnątrz,
mimo wszystko było ciepło, choć kamienie chłodne. Dało się wytrzymać. Nie
wiadomo jednak jak w nocy.
- W nocy
możemy tu sobie zrobić niezłą imprezę z dala od hotelu i mędrkujących opiekunek
– rysował przyszłość Oliwier. – Ściągniemy sobie litry alko, trochę żarcia i
jeszcze jakaś muza by się przydała, jakaś sensowniejsza.
- Ta, muza…
To sobie poszukaj, czy car Samuel nie zainstalował tu przypadkiem tysiąc lat
temu jakiegoś gniazdka elektrycznego – pokpiwał Kacper.
- Dobra,
chłopaki nie kłóćcie się – przerwał Kamil. – Teraz trzeba zrobić parę rzeczy.
Przede wszystkim wrócić do hotelu i załatwić coś, no… - przerwał i tak jak
poprzednio Kacper, teraz sam rzucił głową w kierunku leżącej nieruchomo
brunetki.
- A co
chcesz zrobić? – zapytał nieufnie Kacper.
- Skoro
powiedzieliśmy A… To trzeba i powiedzieć B, nie uważasz?
- Pewnie
tak. Tylko na czym to B ma polegać?
Nie uzyskał
odpowiedzi. Kamil przez chwilę podrapał się w głowę.
- Idziemy
wszyscy do hotelu – zdecydował. – Po drodze powiem co i jak. A ona niech tu
zostanie. Nie obudzi się za szybko. A jak się obudzi i zniknie… To nie będziemy
mieli problemu.
Nie
mieliby. Tyle, że chyba nikt, może poza Kacprem, nie chciał, by piękna
opiekunka zniknęła bez śladu.
- Łażą w te
i we wte… - burknął pod nosem Dominik, widząc szwendającą się pod hotelem
kilkuosobową grupkę chłopaków.
- I to cię
tak wkurza? – zapytał Łukasz.
-
Wkurzający są – potwierdził kolega. – Banda typów z Warszawy. Pedały i tyle.
- Ci nie są
z Warszawy, tylko z Zielonej Góry – wskazał palcem zdumiony Łukasz. Zdumiony, bo
rzadko zdarzało mu się widzieć kolegę używającego tak ostrych określeń.
- Jeden
pies – burknął na nowo Dominik.
- Tej a
może tak cię wkurzają, bo jeszcze dzisiaj nie zobaczyłeś swej idolki? – zakpił.
Nie
doczekał odpowiedzi. Zobaczył tylko, że Dominik zmieszał się lekko, uciekając
wzrokiem gdzieś w bok.
- Dość się
napatrzyłeś wczoraj, jeszcze będziesz miał okazję. Nie wiem nawet czy smaży się
w tym gorącym hotelu, grając w jakieś pierdoły na necie, czy łazi gdzieś po
wyspie. Aż się nie spodziewałem, że z
niej taki obieżyświat. Biega, trenuje chyba na siłce, całkiem ładnie się
prezentuje w tych swoich strojach sportowych – rozgadał się Łukasz,
wykorzystując milczenie kolegi.
- Nie
wyobrażam sobie Matuszewskiej napieprzającej kilka kilometrów w tym słońcu.
Wybuchli
śmiechem obydwaj. Pani Matuszewska, nauczycielka chemii, miała większy brzuch,
niż Ryszard Kalisz i faktycznie nie wyglądała na taką, która przebiegłaby
choćby sto metrów.
- Padłaby
na zawał – skomentował Łukasz.
Siedzieli
przez chwilę na ławce pod hotelem ze szklankami coli w dłoniach. Znów zobaczyli
wychodzącą grupę poznanych dwa dni wcześniej chłopaków z plecakami. Były
wypchane czymś tam.
- Pewnie
browary – domyślił się Łukasz. – Tylko gdzie oni z tym idą? O tej porze? Nawet
jakby chcieli jakieś ognisko zrobić to i tak za wcześnie.
- Wczoraj
dymili na korytarzu, coś tam do Kamili. Chciałem wyjść, ale zanim się
zdecydowałem, ona zareagowała.
- I dobrze,
że nie wyszedłeś. Ich było pewnie siedmiu, tak jak teraz, więc nie zgrywaj
takiego bohatera.
- Wkurzają
mnie.
Znów
siedzieli przez chwilę w milczeniu patrząc jak sylwetki chłopaków znikają
między krzewami a potem drzewami.
- Patrz –
szturchnął kolegę Łukasz. – Te ziomki spod Sandomierza są na boisku. Zagramy z
nimi w kosza?
Dominik nic
nie mówiąc zerknął w stronę boiska, po czym dopił colę do końca, wstał i ruszył
śladem kolegi.
Oliwier
czuł, ze traci jakąkolwiek pewność siebie. Zaczął mu się udzielać defetyzm
Kacpra. Kurwa, co oni zrobili? Dobry, był zawzięty, chciał wziąć rewanż na tej
suce, za to, że go uderzyła. No i nie okłamujmy się, nie tylko o rewanż
chodziło. Widząc ją, bezwładną, pół nagą, jego oddech przyspieszał. Ale
przecież, jakby nie patrzeć wkroczyli na zupełnie inną drogę. Choć bał się
dopuścić te myśli bliżej siebie, to one i tak wdzierały się w głąb mózgu.
Wkroczyli na drogę przestępstwa.
Napadli na
kobietę, obezwładnili ją i związali. A przecież to miał być dopiero początek.
Czy to nie
za daleko? Nawet jeśli są tyle kilometrów od domu i sprawa może się jakoś
rozmyć? A czy się rozmyje? Czy w obliczu zagrożenia prawnego będzie mógł liczyć
na pomoc rodziny, tak jak to bywało w sytuacjach mniejszego kalibru?
- Tak już
lepiej – szepnął Kamil.
Spojrzeli
na efekt swej pracy. Jeżeli można to było nazwać pracą. Opiekunka leżała związana.
A co najważniejsze miała na oczach przepaskę, której z uwagi na więzy nie
byłaby w stanie zdjąć. W ten sposób zabezpieczyli się przed rozpoznaniem.
- Kiepsko
to widzę – mruknął nieufnie Kacper, ale w żaden inny sposób nie zareagował.
Jego brat, w przeciwieństwie do niego, wpatrywał się w związaną piękność z
lubością w oczach.
- To teraz
jeszcze wynieśmy ją na zewnątrz do wnęki – zaproponował Kamil.
- Po co? –
nie zrozumiał Oliwier.
- Bo tu nam
będzie zawadzać. Robimy imprezę, nie? Jeszcze się obudzi za wcześnie, albo coś.
A jak oprzytomnieje tam, to i tak zareagujemy na to. Ktoś tam będzie wychodził
do niej co parę minut.
- A jeśli
nie oprzytomnieje? – wyraził wątpliwość jeden z jego kolegów, Denis.
- Znam się
na tym, matka jest lekarką – wzruszył ramionami z pewnością siebie Kamil. – Już
niedługo dojdzie do siebie.
Skoro tak
powiedział… Zrobili to, chociaż jej obecność tutaj, jej odkryte niektóre części
ciała…
Zostali
sami w nowoodkrytej sali. Rozmawiali o rożnych rzeczach. Było ich siedmiu, wiec
tematy się nie kończyły. Tym bardziej, że nie kończył się tez spory zapas
alkoholu. Wcześnie zaczęli, ale też powód był poważny. To był udany dzień.
Przecież dokonali poważnego odkrycia i może tu gdzieś za ich plecami była ta
tajemnicza komnata ze skarbami cara Samuela.
- Myślicie,
że ona odda nam te monetę? – zapytał niecierpliwie wiercący się Jakub, drugi z
towarzyszy Kamila.
- W tym
cały cyrk, żeby ją przekonać – odparł lider grupy z Zielonej Góry.
- Oby tak
się stało – dodał Oliwier. – To co znajduje się tu gdzieś obok może być warte
tysiące, albo i miliony euro. Albo jeszcze więcej.
- Bądź
spokojny kolego – Oliwier poczuł alkoholowy zapach wydobywający się z ust
Kamila. Nowy kolega uniósł w górę szklankę z piwem – Za skarb!
Wypili
duszkiem.
Tak, skarb
skarbem, ale myśli Oliwiera krążyły wokół czegoś innego. Pewnie zresztą nie
tylko jego. Może nie Kacpra, który był dość racjonalny, ale Kamila pewnie tak.
Bo widział, jak wczoraj reagował on na opowieści o tym co stało się na plaży,
widział jak patrzył na nią i wczoraj na korytarzu i dzisiaj na plaży. I nie
tylko Kamil. Pewnie jego dwójka kolegów też. Tak samo jak Hasan i Krystian. Ich
myśli krążyły nad…
- Idź
zobacz, czy już jest świadoma – polecił Kamil Denisowi.
Oliwier
potarł pot z czoła. Tak, przecież to było nie do uwierzenia. Skarb, skarbem,
ale teraz tutaj mieli obok siebie ją… Ją skrępowaną, bezwolną, uległą, półnagą.
I byli zdeterminowani przeprowadzić z nią poważną rozmowę. Dobra o skarbie,
ale… Ale jeśli nie będzie chciała zdradzić, przyznać się, to co wtedy? Jakich
środków perswazji użyją?
W
rozgorączkowanej głowie Oliwiera pojawiała się praktycznie tylko jedna wizja.
Ciekawe, czy inni mieli to samo. W każdym razie czuł jak jego spodnie stają się
trochę zbyt ciasne.
Tak, z
minuty na minutę, z upływem kolejnych opróżnianych butelek piwa, nie mógł już
uciec od wizji, które wciskał mu jego umysł. Coraz rzadziej brał udział w
rozmowie, zatapiając się we własnych myślach.
Kurde, czy
tylko on tak miał? Czy innych nie ruszało to, że ta piękność leży związana tuż
obok i oni mogą z nią zrobić…
Wzdrygnął
się.
Czy oni
traktują ją tylko jako dostarczycielkę informacji o zagubionej monecie? Czy nie
widzą jak ona wygląda, jakie ma ciało, jak skąpo jest ubrana? Tego, że jest
zdana tylko na nich?
Nie, chyba
widzą. Wracał do rzeczywistości, gdy usłyszał jak ktoś rzuca jakiś
niedwuznaczny tekst zaśmiewając się. To Denis. Potem Kamil. I Krystian też.
Ale czy się
odważą? No kurwa…!
- Chyba się
już zmęczyłeś – Oliwier usłyszał skierowane do siebie słowa Kamila.
Dziwny typ.
Nie wiedział co o nim myśleć. Trochę ukradł mu rolę lidera grupy. Nawet
Krystian znalazł z nim wspólny język i częściej rozmawiał z nim, niż z
Oliwierem. Nie podobało mu to się. To on, Oliwier miał tu rządzić, decydować o
wszystkim. Także o tym, co stanie się ze śpiącą królewną. Chociaż czasem
podejmowanie takich decyzji jest jeszcze gorsze od klasówki z polskiego.
- Która już
jest? – powoli sięgnął po komórkę.
- Coś koło
dziewiętnastej – uprzedził go uprzejmie Denis.
- A jakby
to zrobić inaczej, wystraszyć ją? – zapytał nagle Hasan.
- Co masz
na myśli? – oprosił o wyjaśnienia Oliwier.
- Ona nie
wie kto… I nie zobaczy nas. Możemy poudawać starszych, jakichś obcych, podnieść
głosy, takie tam… Tak, by ona nie domyśliła się z kim ma do czynienia, by nie
poznała nas po głosach, by w ogóle myślała, że to jacyś obcy mafiosi, czy coś…
Tak, to był
pomysł. Oliwier z uznaniem spojrzał na kolegę.
Zamilkli na
chwilę. Oliwier wiedział już dobrze co było powodem. Tak jak i u niego, tak u
nich, alkohol wywołał pożądane skutki. Impreza imprezą, skarb skarbem, ale
liczyło się teraz to, że tam za drzwiami leży związana piękność, która...
- Czas
zaczynać – nie, Kamil nie zapytał. On podjął decyzję. W imieniu wszystkich,
także Oliwiera. Ten znów spojrzał z niechęcią na dość dobrze zbudowanego,
pewnego siebie chłopaka. Zielonogórzanin zaczął wywoływać w nim pewien
niepokój. Oliwier widział. Wypił dużo. Na pewno więcej, niż on. Ale trzymał się
dobrze a wręcz wydawało się, że wzrósł jego poziom jakiejś tam agresji, impulsywności.
W tym stanie mógł być nieobliczalny.
Ot
samozwańczy lider. Co będzie chciał zrobić, do czego doprowadzić? W jakim
kierunku potoczy się sytuacja?
- To ja o
tym decyduję – słowa Oliwiera wyciekły z jego ust a on sam zdawał się nie mieć
nad tym kontroli. – Wprowadzimy ją, związaną, z przepaską na oczach. I
przepytamy.
Zmierzył
się wzrokowo z Kamilem. Wyczuł w oczach tamtego, jakby zdziwienie a także chęć
na słowny pojedynek. Ale niedawno poznany towarzysz odpuścił. Uśmiechnął się
tylko.
- No to
zaczynamy – powtórzył.
Zapanowała
pełna napięcia cisza. Jeden z drugim nerwowo zatarli dłonie.
Oszołomiona
Kamila z wolna doszła do siebie. Ale jej stan daleki był od normalności. Nie
wiedziała do końca co się stało. Z wolna przypominała sobie szczegóły. Plażę,
brak telefonu, tropienie potencjalnego sprawcy. I budynek z czasów cara
Samuela. A potem… Potem nic.
Na tyle, na
ile pozwalał jej wolno pracujący mózg, starała się przypomnieć, to czego nie
pamiętała. Nie zdążyła. Z lękiem usłyszała jakiś rumor tuż obok siebie i cichy
odgłos kroków. Poczuła czyjeś ciepłe ręce na swym ramionach, na biodrach.
Jęknęła lekko.
- Wstań –
nakazał jej jakiś zduszony głos.
Dopiero
teraz dotarło do niej, że jest związana. Ręce były skrępowane z tyłu z
dodatkowo miała opaskę na oczach. Nie widziała nikogo, nie wiedziała gdzie
jest, nie wiedziała kim jest ten, kto nakazał jej wstać.
W co ona
się wplątała?
Z nerwowym
biciem serca podniosła się z podłoża przy pomocy jakiejś osoby, którejś ktoś
jeszcze pomagał.
Widząc
tylko ciemność i czując spore osłabienie z trudem stawiała kroki. Na szczęście
nie musiała robić ich wielu. Chwilę późnij znalazła się w jakimś pomieszczeniu.
Poczuła odór alkoholu i obecność innych osób. Nie wiedziała ilu, ale już sama
ta świadomość wpłynęła na nią mocno deprymująco.
Tak samo
deprymowało ją panujące przez chwilę milczenie.
No bo
chłopacy stając twarzą w twarz z tym wyzwaniem nie wiedzieli jak zacząć.
- Zdaje
się, że ma pani coś co do nas należy – w końcu prosto z mostu walnął Kamil,
usiłując nadać swemu głosowi bardziej męski ton, ale nie wiedział, czy po tej
dawce alkoholu mu to wychodzi.
- Kim
jesteście? – zapytała Kamila, odczekując chwilę, aż słowa dotarły do niej. Nie
rozumiała o co chodzi, ale w tej chwili ważniejsze było to, na kogo trafiła.
- Jesteśmy
właścicielami rzeczy, która sobie pani wzięła – odparł natychmiast Kamil.
- Jakiej
rzeczy? I jakimi właścicielami? Przecież jesteście tu, na wycieczce i to ja
straciłam coś a wy… - urwała by zaczerpnąć tchu.
No tak. To
był kiepski pomysł udawać kogoś innego, niż wycieczkowicze, próbując dojść do
porozumienia z opiekunką w języku polskim a nie bułgarskim…
- Nasi
bułgarscy koledzy… - próbował ratować sytuację Kamil. – Zostawili tu coś dla
nas. I jak przybyliśmy okazało się, że tego czegoś nie ma. Jedyną osobą, która
się tu kręciła jest pani.
- Po
pierwsze nie zwykłam toczyć żadnych rozmów w takim stanie – w przeciwieństwie
do chłopaków, Kamila zaczynała odzyskiwać pewność siebie, dochodząc do wniosku,
że prześladowcy są jej mniej, lub bardziej, znani. – Rozwiążcie mnie i to
natychmiast. Po drugie, nie mam pojęcia o co wam chodzi – usiłowała podnieść
głos, ale w tym stanie wychodziło jej to kiepsko.
Próbowała
wyrywać się z rąk przytrzymujących ją osób, o których wiedziała już, że są
piętnastoletnimi chłopakami, ale tamci trzymali ją jednak mocno. Zbyt mocno jak
na jej stan fizyczny.
- Będzie
lepiej, jak pani od razu powie. Lepiej dla nas i dla pani – oznajmił Kamil.
- Nie mam
zamiaru niczego opowiadać jakimś chłystkom – odparowała natychmiast. – Nie
dość, że nie wiem o co wam chodzi, to jeszcze nie pozwolę się traktować w ten
sposób. Rozwiążcie mnie natychmiast!
- Tylko, że
nie pani dyktuje tu warunki – uniósł głos rozpędzający się powoli ta sytuacją
Kamil. – I zaraz to pokażemy. Chłopaki – skinął głową w kierunku
przytrzymujących opiekunkę.
Oliwier od
początku siedział jak na gwoździach, gdy widział Kubę i Denisa trzymających tą
piękność za ramiona. Chociaż tyle. A teraz poczuł skaczące ciśnienie, gdy
zobaczył jak Kamil wstaje i zbliża się do skrępowanej brunetki.
- Zrobimy
tak – usłyszał głos kolegi i zobaczył, że rozwiązuje jej dłonie. Ale tylko na
chwilę. Błyskawicznie nakazał koleżkom, by przytrzymali je w górze. Mimo
protestów nauczycielki, udało im się to. A wtedy Kamil mocując się z trudem, przywiązał
je do jakichś drewnianych kawałków wystających po bokach z sufitu.
Teraz serce
zabiło Oliwierowi mocniej.
Oto miał
on, jak i reszta towarzystwa, piękną nauczycielkę niemal rozkrzyżowaną. Stojącą
na wprost przed nimi, z rękoma uniesionymi wysoko w górę i przywiązanymi.
Teraz… Teraz nie mogła stawiać oporu w ogóle. Chyba, że nogami. Ale to akurat
nie było dla nich takie groźne jak ręce.
Stawiała
jeszcze opór cichymi krzykami, ale to akurat w ogóle nie stanowiło dla nich
zagrożenia. Ba, Oliwier odniósł wrażenie, że jej bezbronność raczej
rozzuchwaliła, przede wszystkim trójkę zielonogórzan, ale i Krystiana.
No cóż,
jego samego też.
Siedząc na
wprost niej, rozkrzyżowanej, patrzył na jej ciało odziane tylko sportowymi
spodenkami i stanikiem. Miał jak na dłoni jej długie, opalone nogi, nagi brzuch
i smukłe ramiona.
Wyglądała
jak bogini. I ta bogini stała teraz związana, skrępowana a oni… Oni mogli
zrobić z nią wszystko. Jeśliby tylko nie chciała zdradzić, gdzie schowała
miedzianą monetę. Wtedy mieliby powód i byliby kompletnie usprawiedliwieni.
Jakżeby inaczej.
Krew się w
nim wzburzyła. Zazdrościł Kamilowi, że ten pomacał sobie trochę tak neutralnych
miejsc jak ręce. Ale to były jej ręce. Warte więcej, niż gołe cycki jakiejś
innej baby.
W ogóle od
tej postaci, wysokiej, pięknej, smukłej, praktycznie pół nagiej, związanej i
bezsilnie usiłującej się uwolnić, tchnęło jakimś niewyobrażalnym erotyzmem.
No chyba,
że to zasługa tych kilku już wypitych piw. Ale nie… Przecież na trzeźwo
działała tak samo. Pamiętał to choćby z wczoraj.
- Głupia
pipa – syknięcie Kamila przywróciło Oliwiera do świata żywych. Choć czy na
pewno?
Widział
przecież oczy Kamila, jego ziomków, Krystiana. Oczy naładowane agresją,
podnieceniem. Oliwier już rozumiał. Rozumiał, że przestała ich interesować i
moneta i skarb cara Samuela. Interesowała ich tylko rozkrzyżowana opiekunka w
skąpych majtkach i staniku. Rozkrzyżowana, związana, bezsilna, bezbronna. Zdana
tylko na nich. Na nich, którzy mogli uczynić z nią wszystko.
Oliwier też
coś czuł. Silnie sterczącego penisa. I nieprawdopodobną dawkę erotyzmu. Nie
wiedział co go powstrzymuje przed przejęciem roli lidera. Czy za duża dawka
alkoholu? Czy może jakieś tlące się w środku obawy przed reperkusjami prawnymi?
- Puścicie
mnie, czy pogada z wami policja? – usłyszeli głos Kamili. – To wasza ostatnia
szansa, abyście się opamiętali. Rozwiążcie mnie natychmiast!
Jej ciało
poruszyło się w takt niemal wykrzyczanych przez nią słów a to jeszcze bardziej
rozzuchwaliło chłopaków. Te ruchy wskazywały raczej na jej bezradność. Tym
gestem, związana piękność wykazała raczej swą bezsilność. Jej groźby nie mogły
zadziałać.
- Wzięłaś
monetę, która należy do nas – bezceremonialnie odezwał się Kamil. – Oddaj nam
ją, albo tego pożałujesz.
Oliwier ze
zdumieniem słuchał tych ostrych słów. Coraz mocniej był przekonany, że to
wszystko zmierza do jednego. Zrozumiał, że pijany Kamil jest niebezpieczny i
nieobliczalny.
- Dość
tego! – próbował ryknąć, ale z jego ust wydobył się po prostu tylko silniejszy
głos, zdradzający zresztą, że jego właściciel sam wypił niewiele mniej, niż
adwersarz. Adwersarz, bo nim stawał się Kamil.
Ryk nie
wziął się znikąd. Oliwier z osłupieniem i podnieceniem zobaczył, jak ręka
Kamila przykleja się do nagiego brzucha związanej piękności.
- O co ci
chodzi kolego? – zwrócił się oficjalnym tonem Kamil.
- O to, że
to ja ją pierwszy wypatrzyłem i to ja mam do niej prawa, nie? – wypalił
Oliwier, nie bacząc na to, że na głos zdradza wszystkim wszystko co tylko
zdradzić mógł. Także jej.
- Zaraz,
zaraz – bełkot Kamila stawał się coraz mniej bełkotliwy a coraz bardziej silny
i zdecydowany. Oliwier nagle zaczynał rozumieć, że jego przywództwo to już
historia. Że kolega z Zielonej Góry nie będzie tak skłonny do odpuszczenia łupu
wojennego.
- Nie ma
żadnego zaraz – zaoponował natychmiast. – To mój kolega zaczął tę akcję i mój
ją dokończył. To wszystko. Nie masz prawa jej dotykać!
Ruszył w
stronę Kamili samemu nie wiedząc co zrobi. No bo co? Odepchnie Kamila od prawie
nagiego ciała olśniewającej piękności, której głos nie mógł przebić się przez
tą awanturę?
Zamiast
tego stało się coś innego. Zamroczony alkoholem Oliwier spostrzegł się, gdy
leżał już na ziemi odepchnięty silnym ruchem przez oponenta.
- Nikogo to
nie obchodzi, wiesz…? – zaciągnął wyraźnie nietrzeźwy Kamil. – I mało tego! –
huknął nagle, powstrzymując tym samym zbierającego się z ziemi Oliwiera. – Ja,
kurwa będę decydował kogo dotykam i gdzie! I co z nim robię! Patrz, kurwa!
Sięgnął
ręką przed siebie a zamroczony, tak alkoholem, jak i ciosem Oliwier z
rozwartymi ustami patrzył, jak ręka Kamila szybkim, silnym, zdecydowanym ruchem
zrywa ze związanej piękności stanik, drąc go tym samym w strzępy.
Ale nikt
już nie przejmował się stanikiem. Wszyscy jak jeden mąż patrzyli w nagie
piersi, rozpaczliwie wiercącej się piękności.
Dominika
wałęsała się po najbliższej okolicy hotelu, unikając większych zbiorowisk. Nie
potrzebowała towarzystwa. Może poza jedną osobą.
Słońce
powoli zachodziło. Nad woda przebywało kilka grupek nastolatków. Parę osób
biegało po boisku do kosza. Pojedynczy wycieczkowicze przechadzali się w jedną,
bądź drugą stronę. Przed jej oczami przewijało się wiele twarzy, ale nie
widziała wśród nich tej, którą coraz bardziej chciała zobaczyć.
Krótka
rozmowa z Kamilą w pokoju nieco wytrąciła ją z równowagi. Nie mogła już skupić
się na czytaniu.
Powrót do
miejskiego liceum, tym razem w roli nauczycielki, był dla niej kłopotliwy.
Ciężko było przestawić się na traktowanie niedawnych wykładowców, jako kolegów
z pracy. Niełatwo było jej zwracać się do uczącego ją przez trzy lata
matematyka per „Czarek”, zamiast „panie profesorze”. Akurat do niego nauczyła
się mówić po imieniu, bo Czarek, to tam… Ale do statecznych matron, pani Basi
od geografii, pani Haliny od biologii i innych? W życiu.
A była
jeszcze jedna osoba, z którą na swój sposób bała się zetknąć. Bała, jak i
jednocześnie, podekscytowana pragnęła. Takie ambiwalentne odczucia. Chodziło o
nauczycielkę, z którą rok przed podjęciem pracy w liceum, przeżyła niezwykłą
przygodę. Przygodę a w zasadzie intrygę, uknutą przez jej męża.
Ta
przygoda, była niezwykle hardkorowa i Dominika czuła się niezwykle biorąc w
niej udział. Praktycznie, jak w jakiejś bajce, tak, jakby się to jej śniło.
Niemal do końca nie wierzyła, że pan Daniel to zrealizuje. A jednak. I zrobił
coś niesamowitego, coś, co sprawiało, że na samo wspomnienie o tym wszystkim
czuła szybsze bicie serca.
Ale też nie
sama przygoda była czymś najważniejszym. Była tylko częścią tego wspomnienia,
bo te wypełniała przede wszystkim dwójka głównych bohaterów, pan Daniel i jego
żona. Jej licealna nauczycielka języka polskiego, która miała stać się
koleżanką z pracy.
To było
niezwykłe uczucie. Obawiała się trochę tego kontaktu, ale Kamila przyjęła ją
dobrze. Ba, nawet stała się jej chyba najlepszą koleżanką. W każdym razie,
właśnie z nią dogadywała się najlepiej. Nic dziwnego, bo z innymi rozmawiała
niewiele. Nie potrzebowała tego. Zawsze była zamkniętym w sobie, trochę
odludkiem.
A ta para
składała się z dwojga osób, które fascynowały ją w wysokim stopniu. I
niegdysiejsza pani profesor Kamila, bożyszcze chyba wszystkich licealistów,
piękna, wysoka, zrównoważona, trochę lodowata, trzymająca raczej zapatrzonych w
nią uczniów na dystans. I pan Daniel, którego pierwszy raz widziała jeszcze w
czasach nauki w liceum. Niby zwykły facet, który nie wywoływał jakiejś sensacji
wśród jej koleżanek. Ale ona dostrzegła w nim coś intrygującego. I to coś
potwierdziło się, gdy zaczęła widywać go w kancelarii adwokackiej a potem
uczestnicząc w tek akcji, w której upozorował samo uprowadzenie, by sprawić
swej żonie taki, niezwykle oryginalny, jak i perwersyjny prezent. Z pewnością
było to największe przeżycie w życiu Dominiki, która w zasadzie była statystką,
ale tak nie do końca. Przecież wydawała polecenia swojej niedawnej
nauczycielce, rozbierając ją do naga, potem związując a potem nawet… Rumieniła
się, przypominając sobie te krótkie chwile, gdy jeździła swymi dłońmi po nagim
ciele pięknej wychowawczyni.
Ale gdy
podjęła pracę w szkole, mimo nawiązania przyjaznych kontaktów a Kamilą, nigdy
nie rozmawiały o tym wydarzeniu. Kamila nigdy tego nie poruszyła, ona tym
bardziej. Wstydziła się, choć wracała do niego myślami niemal każdego dnia. Nie
odważyła się jednak nigdy nawiązać do tej historii. W sumie co miała powiedzieć?
Że chętnie dowiedziałaby się, czy pan Daniel jeszcze kiedyś wprowadził w życie
coś podobnego?
Aż do
dzisiaj. Krótko, bo tylko na chwilę. Kamila rzuciła tekst a potem wycofała się.
Wyszła pobiegać, ale pozostawionej samotnie w pokoju Dominice wspomnienia
wróciła ze zdwojoną siłą. I teraz próbowała zebrać w sobie odwagę, by
porozmawiać o tym wszystkim co się wtedy wydarzyło. To było zbyt mocne, by
zostawić to bez słowa. Czuła, że musi się odważyć. I miała nadzieję, że Kamila
nie utnie tematu machnięciem ręki.
Przerzucała
wzrokiem z lewa na prawo, ale nigdzie nie widziała swojej koleżanki. Dziwne.
Nie było jej w hotelu, ani w swoim pokoju, ani w jadalni, nigdzie. Tak samo
tutaj. Czyżby zasiedziała się gdzieś na plaży, po drugiej stronie wyspy? Mogła,
ale czy aż tak długo? Przecież minęło już dobrych kilka godzin.
Upewniła
się o tym, zerkając na zegarek. To trwało zdecydowanie za długo. Poczuła lekki
niepokój.
Ruszyła w
kierunku boiska. Właśnie kilku chłopaków schodziło z placu do gry w kosza.
Zwróciła uwagę na znajome twarze.
- Chłopaki,
nie widzieliście gdzieś pani Kamili? – zwróciła się do dwójki chłopaków.
Podczas podróży zdążyła ich poznać, jako uczniów gimnazjum, w którym dorabiała
koleżanka.
- W ogóle
jej dzisiaj nie widzieliśmy – usłyszała odpowiedź niższego, Łukasza.
-
Naprawdę…? Gdzie ona się podziewa?
-
Codziennie biega na drugi koniec wyspy…
- No tak,
ale nie może przecież biegać w nieskończoność – odparła logicznie Dominika. –
Wyszła z hotelu koło piętnastej, to już z sześć godzin minęło…
- I do tej
pory nie wróciła? – tym razem usłyszała zaniepokojenie w głosie tego wyższego.
- Nie może
pani do niej zadzwonić? – wpadł na najprostszy pomysł Łukasz.
Westchnęła
cicho. Jakkolwiek dziwnie by to brzmiało, nie preferowała takich rozwiązań.
Jakby na swój sposób krepowała się. Może dlatego, że były koleżankami, ale nie
aż takimi przyjaciółkami, które wydzwaniają do siebie.
Ale
wiedziała, że tym razem telefon jest najrozsądniejszym wyjściem.
- Nie
odbiera – poinformowała gimnazjalistów po dwóch próbach.
- Albo
pływa w morzu, albo… - nie dokończył Dominik.
- Albo
zgubiła i teraz szuka – podsunął inną myśl Łukasz.
- Nie
podoba mi się to – dość zdecydowanym tonem skwitowała Dominika. – Najchętniej
przeszłabym się tam. W sumie wyspa nie jest taka wielka.
- Nie jest
długa, fakt. Ale jeśli weszła na wzniesienie na przykład…
- A czego
miałaby tam szukać?
- Nie wiem
– bronił się Łukasz. – Może szuka tego skarbu cara Samuela, czy jak mu tam?
- Ach,
mówisz o tym budynku dziwnym…
Zapadło
chwilowe milczenie. Dominika zamyśliła się na kilka sekund, czując na sobie
spojrzenia dwóch posłusznie stojących obok niej chłopaków. Ich postawa wpłynęła
na nią.
- To co?
Pójdziemy? – rzuciła, wiedząc już, że nie odmówią.
Ból
przeszedł natychmiast. Oliwier czul coś zupełnie innego. To, że całe to
pomieszczenie nagle wypełniło się erotyzmem. Nic innego nie miało znaczenia. Stara
moneta już nikogo nie interesowała.
Stali w
siedmiu, patrząc w jedno miejsce. Patrząc na zupełnie bezbronną, choć szamocącą
się piękność, nagą. No prawie. Miała na sobie jeszcze majtki, ale docierało już
do nich, że to tylko kwestia chwili, kwestia sekund. Skoro jeden z nich odważył
się zerwać stanik, to za chwilę, ten sam, albo ktoś inny, rozerwie majtki.
To, jak do
tej pory było gorąco, nie miało porównania z tym, jaka temperatura zapanowała
teraz.
- Kurwa
mać… - jęknął Krystian. Oliwier widział jego zdradzające podniecenie oczy. W
zasadzie, poza Kacprem wszyscy reagowali tak samo.
A ona sam…
Czuł pewne upokorzenie z powodu tego, jak potraktował go Kamil. Dodatkowo teraz
patrzył jak ręce agresora jeżdżą bezkarnie po nagim ciele Kamili. Po brzuchu,
po ramionach, aż…
- Nie
dotykaj mnie! – usłyszeli rozkazujący głos szamoczącej się piękności. – I
natychmiast rozwiąż, ile razy mam pow…
Dalsze
słowa nie przeszły jej przez gardło. Rozzuchwalony Kamil dłonią zakrył jej usta
a drugą kontynuował wędrówkę po jej ciele. Oliwier z wypiekami na twarzy
patrzył, jak prawa ręka Kamila zaciska się na jednej z nagich piersi
skrępowanej opiekunki. Co z tego, że jej piersi były niewielkie? Ważne, że była
prawdziwą pięknością, marzeniem wielu mężczyzn a oni mieli ją teraz prawie
kompletnie nagą, bezwolną a jeden z nich, Kamil… Ten drań ściskał te piersi,
jakby…
Oliwier
poczuł olbrzymią zazdrość. Nie, tak być nie mogło. To on dał się jej oczarować,
to on ją pierwszy zauważył, to on ją sobie zarezerwował. W myślach, czy nie,
nieważne. Natychmiast doskoczył do obojga i uniósł drżącą rękę w górę. Z
otwartymi szeroko ustami ścisnął drugą pierś związanej bogini.
- Ach,
widzę, że też wiesz co dobre – uśmiechnął się niby przyjacielsko Kamil, ale
Oliwier nie ufał mu już za grosz. – A pytałeś o pozwolenie? – wysyczał nagle. –
Czyja teraz jest, kto odważył się zerwać z niej stanik? Brakło odwagi, co?!
- Nie
potrzebuję twojego pozwolenia – odparł impulsywnie Oliwier, patrząc w oczy
rywala. – Będę ją dotykał, kiedy będzie mi się tylko podobać.
Mówiąc to,
nie wypuszczał ze swej dłoni jej nagiej piersi. Trzymał kurczowo, jakby była
nieopisanym skarbem.
-
Przyssałeś się tą łapą, jak do cycka matki – zaśmiał się wzgardliwie Kamil a i
na twarzach obecnych pojawiły się uśmiechy, które sprawiły, że Oliwier
poczerwieniał. – Jak jesteś taki odważny po fakcie, to powiedz, czy zrobisz
teraz coś więcej?
To było
chore. Stali przy bezradnie szamoczącej się opiekunce i dywagowali o… Oliwier
zrozumiał wszystko. Spojrzenie Kamila padło na majtki. Nie jego oczywiście.
- Nie
wierzysz, kurwa? – wulgaryzmem dodał sobie odwagi Oliwie, czując, że sam z
trudem utrzymuje równowagę. Nie wiedział, czy to wypity alkohol, czy olbrzymie
podniecenie.
- Pewnie,
że kurwa, nie – usłyszał odpowiedź i nagle zobaczył coś co mu zaparło dech w
piersiach. Kamil puścił pierś Kamili, po to by zdecydowanie przyssać się do
niej swoimi ustami. Zdecydowanie i niezwykle agresywnie ssał nagiego sutka
nieziemskiej piękności.
Oliwier
poczuł jak jego całe ciało drży. Na jego oczach ten typ bezcześcił jego
królewnę. Jego. Tak, należała do niego i tylko on miał do niej prawo.
Wiedział,
że natychmiast musi zareagować. Musi zrobić coś lepszego. Na uginających się
nogach obszedł związaną opiekunkę i stanął za nią. Po czym, chwycił ją za
biodra a potem za skrawki materiału. Nie zważając na gwałtowniejsze ruchy
Kamili, czując, że dostaje niemal drgawek, pochylił się, ściągając majtki w
dół. Przyklęknął wiedząc, że wypity alkohol, niezwykle erotyzująca atmosfera i
to co zrobił, nie pozwolą mu wstać. I nie czuł takiej potrzeby. Tuż przed swoim
nosem miał długie, efektowne nogi pięknej opiekunki a nad nimi jej nagie
pośladki. Kompletnie nagie, bez żadnego niepotrzebnego materiału.
Ogromnie
podniecony, czując nieprawdopodobny łomot w głowie, oparł się dłońmi o jej
ciało, z trudem utrzymując równowagę. Oparł się, trzymając na jej nogach i
przesuwając po nich lubieżnie, zachłannie, swe drżące, spocone dłonie. Aż w
końcu wstał. I wtedy od tylu chwycił w ręce coś jeszcze bardziej ponętnego. Jej
nagi tyłek. Chwycił i ścisnął mocno, tak aby wszyscy w tym pomieszczeniu
wiedzieli, do kogo należy nagie ciało tej piękności.
Słyszał,
albo raczej wyczuwał jakieś jęki związanej piękności. Ale ginęły one w
odgłosach wydawanych przez pozostałych. Każdy coś tam… Zarechotał nerwowo,
westchnął głośniej, powiedział coś głupiego… Ktoś tam, chyba Denis z Kubą
zaczęli się przepychać, widząc, że ich lider bezkarnie maca sobie cycki pięknej
kobiety.
- Stop! –
zarządził nagle Kamil. Widocznie przywództwo włączało mu się coraz mocniej w
głowę. – Trzeba jej zatkać gębę, dajcie coś – rozejrzał się, odpuszczając na
chwile zakrywanie ust Kamili. Ta natychmiast odetchnęła głębiej.
- Macie
ostatnią szansę, natychmiast mnie… - nie zdążyła dokończyć, bo na jej twarzy
pojawiła się jakaś szmata. Prześladowca wprawnym ruchem obwiązał jej usta i
dalsze słowa nie przedostały się już do adresatów.
- No! –
huknął Kamil. – A teraz…
Nie dokończył.
Tak jak uprzednio Oliwier przeszedł z drugiej strony, stając bardziej za
związaną na wszelkie sposoby postacią i na oczach wciąż drżącego Oliwiera,
wymierzył jej solidnego klapsa.
- Dobre! –
ucieszył się jeden z jego koleżków, widząc gwałtowne drgnięcie Kamili i słysząc
zduszony jęk.
- Dobre? Za
mało. Patrzcie kurwa, jak to się robi z takimi dupami!
Oliwier
widział, że Kamil był nabuzowany w najwyższy stopniu. Widział, że to on przejął
przywództwo w grupie, że to on jest najsilniejszy i rządzi teraz. A przede
wszystkim rządzi nagim ciałem skrępowanej piękności.
A rządził w
sposób niezwykły. Jego ciężka dłoń spadała na nagie dupsko olśniewającej
opiekunki, rozdając jej w ten sposób soczyste klapsy. Naprawdę mocne. Oliwier z
osłupieniem patrzył, jak Kamil raz za razem, silnie, mocno z niespotykaną
agresją praktycznie leje w dupę tą ślicznotkę. To było tak oburzające, jak i
niezwykle podniecające. Praktycznie każdym klapsem zdobywał ją na własność.
Tak, że związana Kamila, wijąca się początkowo jak szalona, po jakimś czasie
przestała, tak jakby posłusznie oddawała się tej erotycznej torturze, zdając
się na zwycięskiego oprawcę.
- Dość
kurwa! – sapnął wreszcie nieco zmęczony, ale wciąż jak najbardziej podniecony,
ożywiony.
Oliwier
widział, jak jego rywal przygląda się z satysfakcją obitemu tyłkowi Kamili. Nie
mógł uwierzyć, że to się stało naprawdę. A dodatkowo tam od przodu… Teraz także
i Denis i Krystian przykleili się do nagiej piękności a ich dłonie błądziły po
jej nagim ciele. Po udach, po brzuchu, po piersiach, po jej nagim wzgórku
łonowym. Także i Hasan przedostał się w pobliże, próbując uszczknąć coś dla
siebie. Podobnie Kuba, choć brakowało już dla niego miejsca. Tylko Kacper
trzymał się nieco z tyłu.
Przez
chwilę Oliwier zastanawiał się co czuje Kamila, obmacywana przez pięciu, nawet
sześciu chłopaków. Co się dzieje w jej głowie, gdy po jej nagim ciele krąży
osiem, dziesięć, dwanaście męskich dłoni.
Ale nie
zdążył pomyśleć.
- Trzeba ją
położyć tu – doszedł go głos Kamila.
- Jak?
Związana jest – zapytał Kuba.
- To ją
rozwiążmy i trzymajmy. A zresztą… - Kamil nagłym ruchem, zdarł opaskę z oczu
rozkrzyżowanej kobiety. Spojrzeli na nią. Mrugała oczami, ogarniając co się
dzieje. Teraz już nie było tajemnicy.
- Po co…? –
zapytał zdziwiony Krystian
- Niech
patrzy na to, na mnie… A choćby na to… - impulsywny Kamil, energicznym ruchem
ściągnął z siebie spodenki wraz z bielizną, prostując się dumnie.
Spojrzeli
na niego. Był dość dobrze zbudowany a przez swoją agresję, teraz tym bardziej
sprawiał wrażenie mężczyzny. Jego całkiem niemały penis sterczał a jego
właściciel, śmiejąc się, otarł się nim o uda starającej się uniknąć tego
kontaktu piękności. Nic nie robił sobie z jej uników. Stanął przed nią i
szybkim gestem przytulił do niej, wbijając swego twardego penisa w jej
podbrzusze.
-
Rozwiążcie jej ręce – zarządził, gdy już się odkleił.
Do spółki
zrobili co trzeba i natychmiast chwycili jej dłonie, by się nie wyrwała, choć
próbowała to robić. Ale nie dali się. Kilka chwil szamotania się i ich siła
zatriumfowała. Pokonana Kamila legła rozłożona na prowizorycznym stole, który
wcześniej sobie zorganizowali.
-
Trzymajcie ją tam mocno! – nakazał zdecydowanym tonem Kamil. A potem zaległa
cisza. Taka na sekundę, może dwie, ale jakże wymowna.
Piękna
opiekunka leżała pod nimi, kompletnie bezsilna wobec ich agresji i kompletnie
naga. Z tyłu Kuba i Denis przytrzymywali ją mocno za ręce, tak, że nie miała
najmniejszej szansy się wyrwać. Po bokach stała czwórka warszawiaków patrząc z
lubością na nagie, bezbronne ciało wysokiej piękności. A od przodu równie nagi
Kamil jednym ruchem rozepchnął jej uda, stając między nimi.
Na ten
widok Oliwierowi zaparło dech w piersiach bardziej, niż przy poprzednich
sytuacjach.
- Co chcesz
zrobić? – wydukał z siebie drżącym głosem.
- Co się
głupio pytasz? Przecież widzisz.
- Daj
spokój stary – dobiegł ich głos, milczącego do tej pory Kacpra.
- Co się
kurwa cykacie, co?! Chuja nam zrobią, chuja! Przelecę ją jak szmatę!
Oliwier
zamilkł, patrząc z osłupieniem, jak Kamil zdecydowanie chwyta za uda leżącej
piękności, rozsuwając je szeroko. Ich oczom ukazała się cipka. Naga, bezbronna,
jakby czekająca na wejście. Oliwier marzył o tym, pragnął tego. Ale o tym, że
to on a nie jakiś przybłęda! Te widoki były zabójcze, ale nie mógł pozwolić na
to, przecież to on miał do niej prawa, jemu powinno przysługiwać pierwszeństwo.
- Stój, ja
byłem pierwszy! – krzyknął głośno.
- Jaki
pierwszy, do czego kurwa? Stój z boku i czekaj na swoją kolej.
Oliwier
zobaczył jak penis Kamila już praktycznie dotyka cipki i nie wytrzymał. Ruszył
w kierunku Kamila chwytając go za barki i próbując odciągnąć. Miał pecha.
Nagie, spocone ciało rywala wyślizgnęło się z jego dłoni. A sam Kamil odskoczył
na chwilę, zdobywając odpowiedni dystans.
- Masz,
kurwa! – wraz z jego słowem poszedł cios. Pieść Kamila trafiła go pod okiem.
Oliwier odsunął się, ale nawet nie zdążył zareagować, gdy na jego twarz spadł
drugi cios. Na tyle mocny, że Oliwier upadł na ziemię.
- O, kurwa…
- jęknął tylko.
- Tak,
kurwa! A teraz nie próbuj mi przeszkadzać, bo cię kurwa naprawdę ubiję –
ostrzegł go zimnym tonem Kamil.
Zbierający
się powoli z ziemi, upokorzony Oliwier patrzył, jak Kamil agresywnie rozsuwa
ponownie złączone uda bezradnej piękności, jak bezceremonialnie chwyta ją za
nogi, unosząc lekko w górę i rozkładając. Jak ta piękność ze strachem w oczach
leży bezradnie rozłożona na stole, oczekując ostatecznego zwycięstwa jej
prześladowcy. Jak ten prześladowca zdecydowanym ruchem napiera swoim sztywnym
penisem na jej bezbronną cipkę…
- Jeśli nie
tu, to nie wiem – stwierdził wysoki Dominik wspinając się na wzniesienie.
Przeszli na
koniec wyspy, nie stwierdzając obecności Kamili. Wobec czego padł pomysł
skierowania się ku budowli cara Samuela.
- O ile nie
zrobiła nas w konia i nie przeszła drugą stroną do hotelu – skomentował Łukasz.
- O tym
przekonamy się jak wrócimy – zarządziła Dominika. – Teraz sprawdzimy to co jest
z dala od hotelu.
- Wrota są
otwarte – zauważył Łukasz, stojący już przed tym czymś na wzór szopy. – A tam…
- Ktoś tam
jest – mruknął Dominik. – I nawet wiem kto – dodał po chwili.
- Kto? –
zapytała Dominika.
- Te typki
z Warszawy i jacyś ich koleżce. Nie zna pani – wyjaśnił Łukasz.
- Nie
podoba mi się to towarzystwo – stwierdził bez ogródek Dominik.
-
Faktycznie, słyszę jakieś hałasy – potwierdziła nauczycielka podchodząc bliżej.
– Ale jakoś nie bezpośrednio z szopy, tylko z głębi chyba. Też macie takie
wrażenie?
- No, tak
jakby… Ale co nas to w sumie obchodzi? Mało prawdopodobne, żeby pani Kamila
siedziała tam z nimi.
- Musimy
sprawdzić – postanowiła szatynka. – Wchodzimy.
Mimo tych
słów, wolała zaczekać, aż to chłopacy zrobią pierwszy krok. Było już mroczno,
ta szopa nie sprawiała najprzyjemniejszego wrażenia. Co, jeśli jest tam ktoś
zupełnie inny? Może jacyś miejscowi przypłynęli na wyspę?
Wsłuchiwała
się w jakieś strzępy głosów. Były one głośne, ale jakby przytłumione, dlatego
ciężko było je zrozumieć. Choć jednak wszystko wskazywało na to, że słyszy
jakieś polskie słowa.
- A to co?
– w mroku usłyszała zdziwiony głos Łukasza. – Tego wejścia tu nie widziałem,
jak byłem wcześniej.
Wzrok
Dominiki pobiegł za kiepsko widocznym w tych okolicznościach palcem niższego
gimnazjalisty. Zauważyła faktycznie coś wystającego z ściany a w szparach
pomiędzy nimi błyskało się światło.
- Da się
tam wejść? – zapytała, marszcząc brwi.
- Da się –
stwierdził pewnym tonem Dominik. – Ale ciężko, bo trzeba to podważyć trochę.
Ale jednak da się…
- Czekajcie
a jeśli to nie oni? Może posłuchajmy trochę, kto to jest? – zaniepokoiła się
lekko.
- To te
przygłupy, na bank – usłyszała głos Łukasza. – Kłócą się o coś chyba, nie
słyszę tak dobrze, ale to oni.
- No to
wejdziemy, chciałabym sprawdzić, co oni robią tu, w tym miejscu o tej godzinie
– zawyrokowała nauczycielka.
- Tylko
trzeba uważać… A nie, od wewnątrz da się otworzyć – ustalił Dominik.
Powoli, z
pewnym wysiłkiem otwierał wejście a głosy dochodzące ze środka uderzyły z całą
mocą. Już mieli pewność kto jest w środku, już wiedzieli kogo tam zastaną. Ale
doszło jeszcze coś. Coś, co spowodowało, że Dominik wytężył wszystkie swe siły
i otworzył wejście tak, że władował się od razu do środka. Za nim Łukasz.
Dominika wgramoliła się na końcu. Gdy ogarnęła wzrokiem całą sytuację, zrobił
się już prawdziwy kocioł.
W blasku
takiego sobie światła, widziała jak Dominik odrywa jakiegoś chłopaka i z całej
siły uderza go pięścią w twarz. Tak, że ten odlatuje kawałek, padając
zamroczony na podłogę. Widziała, jak z tyłu, zrywają się dwaj chłopacy,
niepewni co zrobić w nowej sytuacji. Jak ten moment wykorzystuje leżąca na jakimś
niskim stoliku postać, zrywając się. Dominika nie wierzyła własnym oczom.
- Co tu się
dzieje?! – krzyknęła głośno.
Zaskoczona
i zdekoncentrowana przepuściła kilku wybiegających na zewnątrz chłopaków. Tych,
którym to się udało. Chyba pięciu. Dwójka innych leżała rozłożona pod ciosami
Dominika, przy lekkiej pomocy Łukasza. Jeden z nich był kompletnie nagi.
Powoli
ogarniała temat.
- O matko –
usłyszała dyszący szept koleżanki. Nagiej, wymęczonej, spoconej.
To wszystko
było tak nierealne, ale widziała to na własne oczy. Rozumiała, że w ostatniej
chwili przeszkodzili w czymś, czego nie potrafiła sobie wyobrazić.
Ruch na
wyspie tego przedpołudnia był, jak w centrum Sofii. Prawie. Od rana między
wyspą a miasteczkiem położonym nad brzegiem Morza Czarnego kursowały policyjne
motorówki.
Dominika
obserwowała ten widok kręcąc się w pobliżu hotelu. Wiele osób cieszyłoby się z
tego rozgardiaszu, bo to zawsze coś ciekawego w tej wakacyjnej nudzie. Ona nie.
Bo wiedziała, ile za ten brak nudy mogła zapłacić jej koleżanka.
Wysoka
nauczycielka patrzyła, jak bułgarscy policjanci zabierają ze sobą do miasta
kilku chłopaków. Potem przyjeżdżają na wyspę raz jeszcze, odbierając zeznanie
także tych, którzy pozostali. Głównie Dominika i Łukasza. Na końcu jej samej.
Nie spieszyło
się jej do hotelu. Wolała włóczyć się tutaj. Nie wiedziała dlaczego. Może po
tej wczorajszej akcji, poczuła się jakoś pewniej? Choć przecież nie zrobiła
niczego fizycznie, to jednak pomogła. Gdyby nie jej pomysł na obejście wyspy,
na wejście do tej budowli cara Samuela. Miała swą cząstkę w tym, że nie doszło
d tak poważnego przestępstwa.
Przechadzała
się samotnie. Nie miała ochoty na książkę. Najpierw ta wczorajsza, choć krótka
rozmowa z Kamilą a potem te wydarzenia. Nie miała głowy na hiszpańskie opowieści
wojenno-dyplomatyczne.
Zerknęła na
wodę. Do wyspy zbliżała się kolejna motorówka. Znowu? Czego jeszcze chcą?
Odwróciła wzrok, kierując się powoli w stronę hotelu. Brak równowagi jednym,
ale żołądek miał swoje prawa. Dochodziła piętnasta i wypadałoby zjeść jakiś
obiad.
Przed
hotelem rzuciła jeszcze raz spojrzenie na taflę wody. Motorówka wyłączyła
silnik, cumując przy brzegu. Zobaczyła, że tym razem nie jest to policyjny
sprzęt. Z motorówki wyskoczyła jakaś postać i raźnym krokiem kierowała się w
stronę hotelu.
Dominika
przystanęła, wytężając wzrok. Postać ginęła w cieniu, wśród niewielkich
drzewek, ale… Zobaczyła ją, gdy wyszła na mały betonowy chodnik raptem kilka
metrów przed hotelem. Poczuła, że serce bije jej mocniej. Coś w niej
spowodowało, że nagle wyprostowała się jak struna.
- Dzień
dobry – odezwała się pierwsza, z uwagą wpatrując się w oczy przybysza.
- Cześć –
odpowiedział trochę niedbale, zatrzymując się. Był nieco zdyszany. – Pełnisz
wartę wokół hotelu?
- Tak,
jakby – uśmiechnęła się szeroko. – Szybko pan reaguje. Chyba wynajął pan
samolot prezydencki.
- Piłkarz
musi mieć szybką reakcję.
- Ale pan
już chyba nie gra…? A tak, tego się nie zapomina.
- Tak jak
twoich długich nóg – otaksował jej sylwetkę w taki sposób, że poczuła dreszcz.
Niezwykłe, na pewno był zdenerwowany tym wszystkim, ale umiał to ukryć, jak
prawdziwy mężczyzna i jeszcze poczęstować ją szybkim, bardzo naturalnie
brzmiącym komplementem.
- Niech pan
nie żartuje – odpowiedziała siląc się na powagę. – Pana żona czuje się na
szczęście dobrze, ale mimo tego, to ona teraz potrzebuje pana i takich słów.
- Takie
słowa słyszała ostatnio pewnie w nadmiarze – odparł dość zgryźliwie. – Ale
przypuszczam, że jest w porządku, skoro siedzi w pokoju sama i nie potrzebuje
towarzystwa.
- Tak, na
szczęście nie doszło do prawdziwej katastrofy – odparła, ostrożnie dobierając
słowa.
- I to
twoja zasługa w tym – kiwnął głową patrząc na nią, aż spuściła oczy w dół. –
Jestem głodny, wiec zjadłbym coś. Możesz zamówić obiad dla nas?
Kiwnęła
potakująco głowa a on zniknął w drzwiach. Dominika wolnym krokiem podążyła za
nim, opierając się o framugę i śledząc sylwetkę wbiegającego na schody
mężczyzny. Przez jej głowę przebiegały różne myśli.
Najczęściej
ta, w której zapewniała go, że jeśli było coś, czego nie dostał w życiu od
żony, to ona dałaby mu to z podwójną ochotą.
Chyba nikt się nie obrazi, że przyspieszyłem publikację o jeden dzień:).
OdpowiedzUsuńTeraz jeszcze drobna prośba, z którą zwracam się po raz pierwszy. Otóż chciałbym, aby czytelnicy bloga przeprowadzili w ten świąteczny weekend małą akcję. Jeżeli możecie i nie stanowi to problemu - podzielcie się tym linkiem na FB, czy jakichś forach, na których jesteście zarejestrowani, gdziekolwiek. Możecie wrzucać link do tego tekstu, albo ogólnie do samego bloga - to już Wasz wybór.
Chciałbym zobaczyć jakie to będzie mieć przełożenie na wyniki wejść i ilość odwiedzających.
Z góry dzięki.
Postaram się opublikować na forach dla początkujących literatów, rozważałeś publikację na pokatne.pl? Dawno już tam nic nie wrzucałeś, przekierowałeś "ruch" na tę stronę, ale może nie każdy wie o tej stronie, to dobra okazja na nowych odbiorców.
OdpowiedzUsuńZ portalem Pokątne raczej zakończyłem współpracę - przynajmniej jeśli chodzi o przygody Kamili. Być może jeśli kiedyś zakończę jakąś serię z Oliwią, opublikuję ją również tam, ale Kamila odpada.
OdpowiedzUsuńOsobiście uważam, że największa siłą rażenia dysponuje FB, ale do trzeba mieć kilkuset znajomych a poza tym rozumiem, że niektórzy mogą czuć się skrępowani by wrzucać takie linki na tablicę:)
Wydaje mi sie ze pierwsze zdanie jest prorocze dla calego tekstu. Spocona zwolnila tempo... i rzeczywiscie mamy do czynienia ze zwolnionym tempem. Czytalo sie wysmienicie. Byly nawet momenty ale troche Kamila potraktowana po macoszemu. A biega i sie opala. Brakowalo mi troche wrzucenia jej w wir akcji. Momentami mialem wrazenie ze to dluugi prolog do nastepnej czesci...
OdpowiedzUsuńZgadzam się z poprzednikiem. No i czytając końcówkę opowiadania, nadal mam wrażenie, że to prolog do następnej części.
OdpowiedzUsuńTak, zwalniam tempo i powiem, że to opowiadanie to i tak pikuś w porównaniu z kolejnymi tekstami (przynajmniej dwoma), które piszę i które kiedyś tam się ukażą. Nie wiem czy wszystkim to się będzie podobać, ale jeżeli wg Was czytało się wyśmienicie, to chyba jest to dobry manewr.
OdpowiedzUsuńKamila została wrzucona w ten wir, chyba, że kolega komentator nie do końca tego typu akcję miał na myśli:).
Opowiadanie samo w sobie, jak każde inne jest osobną częścią, co nie znaczy, że niektórych znajomości (a przynajmniej jednej) nie można rozwinąć w jednej z kolejnych części (a owszem, rozwinę).
Jeżeli kogoś to interesuje, wejścia w Wielkanoc po 400 dziennie, czyli taki przyzwoity standard biorąc pod uwagę świeży tekst, ale dzisiaj (wtorek) ok 600, czyli dużo ponad normę, za co dziękuję tym, którzy rozpowszechnili linki do bloga gdziekolwiek.
Koniec opowiadań o Kamili?
OdpowiedzUsuńJakiś orientacyjny termin wrzucenia kolejnego opowiadania?
OdpowiedzUsuńSkąd wniosek, że to koniec? Niczego takiego nie zasugerowałem.
OdpowiedzUsuńNastępne opowiadanie przypuszczalnie w czerwcu.
"Tak, zwalniam tempo" - czy czerwcowe opowiadanie będzie o Kamili? Planujesz może kontynuację opowiadań Oliwia Jons i innych publikowanych na jesieni ubiegłego roku?
OdpowiedzUsuńSformułowanie dotyczące zwalniania tempa tyczyło się tego tekstu, w sensie, dłuższej akcji. Zasadniczo to samo będzie w kolejnych o ile je dokończę i opublikuję.
OdpowiedzUsuńTamtych opowiadań na razie nie kontynuuję, w marcu zacząłem pisać nową serią o Oliwii, jeżeli ją skończę to opublikuję.
Fajne opowiadanie. Miło się czyta, ale wolę cykle takie jak Kamila niewolnica czy Kamila nauczycielka.
OdpowiedzUsuńMógłbyś podać powód:)
OdpowiedzUsuńNa necie mało jest opowiadań z mocnym podtekstem erotycznym. Większość to porno, albo soft. To odnośnie nauczycielki.
OdpowiedzUsuńNiewolnica - fajny i przede wszystkim długi cykl. Dobrze i logicznie powiązany. Jedno zdarzenie wynika z drugiego. Parno i duszno, ale ładnie podane.
W większości opowiadań o Kamili - jeśli nie we wszystkich - są historie mówiące o niej i młodszych chłopakach/mężczyznach. Czy nie zastanawiałeś się nigdy, aby wplątać napisać cykl o dojrzałej Kamili z jej rówieśnikiem lub kimś starszym? Np. Kamili nauczycielka poznaje na wywiadówce rodzica któregoś z uczniów i rodzi się między nimi uczucie...
OdpowiedzUsuńZacznijmy od tego, że jakiekolwiek uczucie, Kamila żywi tylko do jednego mężczyzny i nie ma prawa zmienić się to w żaden sposób:).
OdpowiedzUsuńJeśli zaś chodzi o lżejszą historyjkę "na raz", to nie mam jakiejś nakrętki na tego typu relacje. Raz jeden, kilka miesięcy temu, trochę zachęcony jednym z komentarzy, jak i czymś innym jeszcze, wziąłem się w garść i zacząłem pisać tekst, w którym jednym z bohaterów byłby ktoś starszy, ale potem uznałem, że jest słaby i ostatecznie skasowałem. Czy jeszcze kiedyś wezmę się za coś takiego? Wątpię, chyba, że wpadnie mi do głowy jakaś konkretna fabuła.
opowiadania w pyte, ale zapowiedź, że będzie coś nowego za dwa miechy.... słabo
OdpowiedzUsuńJeżeli dane mi będzie kiedyś wygrać w kumulacji LOTTO tyle, by rzucić pracę, będę zamieszczał opowiadania częściej.
OdpowiedzUsuńA coś nowego będzie jednak szybciej, już w weekend majowy. Tyle, że - to pewnie zła wiadomość dla większości czytelników - będzie to coś innego, z inną bohaterką i w innym klimacie (przede wszystkim czasowym i geograficznym). Ale myślę, że przynajmniej jedna czytelniczka będzie choć trochę ucieszona.
Oj człowiek już teskni za Kamilą
OdpowiedzUsuńKoniec czerwca coraz bliżej:)
OdpowiedzUsuńNawiązując do Twojego wcześniejszego komentarza z 25 kwietnia, zagraj dziś w lotto :) jest kumulacja!
OdpowiedzUsuńA nie mozna z konca czerwca zrobic pierwszy weekend czerwca?
OdpowiedzUsuńNie. 25 czerwca powinienem już być w domu po wizycie na Euro we Francji i wtedy opowiadanie trafi na blog.
OdpowiedzUsuńOd lipca będę publikował małą serię z Oliwią w roli głównej, choć wnioskuję (choćby z braku komentarzy), że ta postać nie cieszy się większym zainteresowaniem, ale mi się po prostu podoba i jeśli nikt nie będzie czytał, to trudno. Seria jest nieukończona (na razie cztery odcinki), ale zacznę publikację i tak. Najwyżej jej nie skończę.
Jedziesz do Francji na wszystkie mecze Polaków czy tylko na konkretny mecz?
OdpowiedzUsuńTylko do Marsylii na mecz z Ukrainą. Chciałem jeszcze do Paryża na Niemców, ale szanse na taki, w sumie ośmiodniowy urlop były iluzoryczne.
OdpowiedzUsuńUdanej zabawy i żebyś miał, a raczej żebyśmy wszyscy mieli co świętować :)
OdpowiedzUsuńDrogi Falango, czy jest szansa, że wrzucisz kilka dni przed taki fragment, jak ostatnio? Taką zapowiedź?
OdpowiedzUsuńNie. Po prostu wrzucę opowiadanie, pewnie zanim odczytasz komentarz, nowy tekst będzie już na blogu.
OdpowiedzUsuń