KAMILA I SENNE MARZENIA XV. Szkolna
wycieczka.
Spokojnie
siedziała sobie na dyżurce. Dyżurka… To chyba najbardziej odpowiednie
określenie do niewielkiego pokoju w olbrzymim ośrodku wypoczynkowym w
Pyrzowicach na południu województwa.
Była tutaj
wraz z grupą kilkunastu osób z grona pedagogicznego i niema dwoma setkami
uczniów i uczennic z liceum. Taka mega wycieczka szkolna pod koniec roku
licealnego, w połowie czerwca. Dla najbardziej zasłużonych klas. Konkretnie
tych, których uczniowie osiągnęli najwyższą średnią arytmetyczną ocen. W ten
sposób załapały się trzy drugie klasy i trzy pierwsze. Do tego piętnastu
nauczycieli obojga płci, z przewagą kobiet.
W gronie
klas nagrodzonych wycieczką, nie było jej własnej, ale dyrektor poprosił ją o
uczestnictwo w wycieczce. Nie odmówiła. Trzy dni relaksu, od czwartku, do
soboty, były jak najbardziej pożądane.
Ośrodek był
wielki, młodzież dorastała. A dorastająca młodzież robi wiele dziwnych i
niekoniecznie mądrych rzeczy. Stąd grono pedagogiczne wymyśliło sobie
dyżurowanie w późno wieczornych a w zasadzie nocnych godzinach, gdy większość
jednak już śpi. Przynajmniej jeśli chodzi o nauczycieli.
Kamila
zgodziła się, by wziąć dyżur w pierwszy dzień wycieczki. Nie przeszkadzało jej
to, mogła posiedzieć do trzeciej. Jako trzydziestodwulatka była najmłodsza na
wycieczce, ale nie odbierała tego, jak jakąś złośliwość starszych koleżanek po
fachu. A nawet gdyby, to taka kara mogłaby być wzięta w cudzysłów.
Siedzenie w
pokoju, przy otwartym oknie zapewniającym pożądaną klimatyzację i odpalonym
laptopie nie stanowiło dla niej żadnego problemu.
Ubrana w
lekką czarną spódniczkę w białe groszki oraz jasna koszulkę, wygodnie ułożyła
nogi na krześle naprzeciw i zgłębiała tajemnice facebooka. A konkretnie jej
koleżanek, tudzież sklepów z obuwiem, sukienkami, rzadziej bielizną. Z uwagi na
multum tego typu profili na tym portalu, czas biegł szybko.
Jak każda
kobieta lubiła tego typu rzeczy. Lubiła dobrze wyglądać. Dobrze… Elegancko,
zmysłowo, subtelnie, ponętnie, z klasą. W niektórych sytuacjach erotycznie.
Na chwilę skrzywiła
się, widząc ładującą się galerię zdjęć na jakimś profilu z damską bielizną.
Nie, te sznureczki, których nie dało się nawet nazwać stringami, to żadna
erotyka. To zwykłe porno, którego nie akceptowała, tym bardziej, że z jej
poglądami zgadzał się także Daniel. Zawsze twierdził, że dziewczyna powinna
mieć bieliznę, która więcej zakrywa, niż odkrywa. Właśnie po to, by odkrywanie
ciała kobiety dawało więcej przyjemności.
Delikatny
uśmiech wrócił na twarz, gdy na kolejnym profilu, znalazła fotkę majtek, gdzie
z tyłu widniała surowa a jednocześnie dość ponętna twarz jakiejś modelki,
ucharakteryzowanej na… Nauczycielkę? Właśnie takie skojarzenie odniosła. Tak,
ciekawe, czy pan i władca przestraszyłby się twarzy nauczycielki zakazującej
ściągania bielizny z pośladków właścicielki.
Drgnęła,
usłyszawszy dość stanowcze pukanie do drzwi i jakieś odgłosy, świadczące, że
interesantów jest więcej, niż jeden. Zerknęła na komputerowy zegar w dolnym
rogu. Dochodziła druga w nocy. Że grono osiemnastolatków będzie miało na tej
wycieczce ciekawsze rzeczy do roboty, niż sen, było jasne. Że będą starali się
unikać grona pedagogicznego, też. Skoro jednak zapukali do drzwi, to chyba
mieli jakiś powód.
- Filip? –
rozpoznała od razu wysokiego rudzielca z dwoma kolegami obok. – Co ty… -
zmarszczyła brwi, widząc krew na twarzy.
A więc nie
osiemnastolatkowie, tylko ci rok młodsi, pierwszoklasiści. Ale, czy ta różnica
wieku miała naprawdę jakieś znaczenie na takiej wycieczce?
- Mogę
wejść? – zapytał spokojnie i nie czekając na odpowiedź wtoczył się dość
niepewnie do niewielkiego pokoju. Razem z nim weszli dwaj jego koledzy z klasy.
- Coś się
stało? Niech pomyślę, jakaś awantura? – zapytała nauczycielka. Szybko oceniła
stan poszkodowanego. Nie było to nic poważnego, krew ciekła z niewielkiej rany
nad okiem. Chyba ktoś go trafił w łuk brwiowy. O ile sam nie przywalił w jakiś
mur po pijaku. Ale sprawiał wrażenie trzeźwego.
- A… Takie
tam – skrzywił się, nie chcąc widocznie kontynuować tematu.
- Skoro już
przychodzisz tu, to muszę wiedzieć co się stało. Nie może dochodzić do takich
sytuacji naruszenia porządku na terenie, na którym jesteście pod naszą opieką,
między uczniami. I to tak, żebyśmy my o tym nie wiedzieli – powiedziała z
pewnym naciskiem, wchodząc w skórę wychowawcy szkolnego.
- No,
trochę… - skrzywił się lekko, wyraźnie nie chcąc za wiele mówić, ale dość
zdecydowana mina nauczycielki sprawiła, że uległ. – Trochę tak… Że… Że taki
jeden… - znów urwał.
- Dobra, za
chwilę wyjaśnisz. Teraz daj, opatrzę to – zdecydowała.
- Dobra
chłopaki, na razie – dał kolegom do zrozumienia, że ich obecność nie jest już
niezbędna.
Opatrzenie
polegało zasadniczo na obmyciu czoła Filipa. Po tym zabiegu, okazało się, że
rana jest niewielka i szybko powinna się zagoić.
- Ale Basia
zauważy – skomentowała Kamila, mając na myśli dość dobrze znaną jej matkę
chłopaka. Była to jej dalsza, starsza o równe dziesięć lat kuzynka. – Wiec musze
wiedzieć co się stało. Z kim się tłukłeś?
- Dlaczego
chcesz wiedzieć? – Filip dość łatwo przeszedł na „ty”, choć czynił to niezwykle
rzadko i nigdy w szkole. Cóż pokrewieństwo było niewielkie, więc tam zwracał
się do nauczycielki oficjalnie. Tutaj być może sytuacja, w której się znalazł
wytrąciła go z równowagi i tak właśnie zareagował.
- W ucho
też dostałeś, że nie rozumiesz co do ciebie mówię? – docięła mu nieco złośliwie
Kamila. – Matka będzie pytać. Zresztą musimy wiedzieć o takich sytuacjach,
dziejących się na tym terenie, to chyba jasne?
Ponownie
usiadła na krześle przed biurkiem z laptopem i tak samo, jak wcześniej, oparła
stopy na drugim krześle. Nie było w tym nic z niegościnności. Na wyposażeniu
pokoju znajdowało się jeszcze jedno krzesło, które gestem wskazała Filipowi.
Ten przysunął je bliżej nauczycielki i ciężko opadł na nie.
- Warkocz –
znów się skrzywił.
- Co,
Warkocz? – zapytała, chociaż już się domyślała wszystkiego.
- No,
Warkocz, mówię przecież…
- To on
zaczął?
- W
zasadzie tak. Graliśmy sobie w kosza na boisku. I przyszedł z ekipą i zaczął
się pluć. No, ciskać… Że mamy zejść…
- Są
przecież inne boiska.
- Też mu to
powiedziałem. To on, że tamte za daleko i nie będzie tyle łaził, zresztą są
pozajmowane. A potem zaczął puszczać krzywe teksty no… Sama pewnie wiesz…
- Nie wiem
– odpowiedziała Kamila, niezupełnie zgodnie z prawdą. Zasadniczo nie wcinała
się między problemy uczniowskie, ale przechodząc korytarzami podczas przerw,
czy też prowadząc lekcje mogła wiele zaobserwować. Więc widziała, że rudy kolor
włosów działa na niektórych jak magnes. Niekoniecznie w pozytywnym znaczeniu.
- No, żebym
zdjął piegi i takie tam – wzruszył ramionami.
Stłumiła
lekki uśmiech i przyjrzała mu się lekko. Nie sprawiał wrażenia człowieka
żalącego się na cały świat. Po prostu opowiadał historię ostatnich godzin. Dość
beznamiętnie, nie chwaląc się udziałem w bójce, ani nie płacząc, że dostał w
zęby.
Czyli
zachowywał się normalnie. Poczytała mu to za plus.
Zresztą on
wyglądał normalnie. To najlepsze określenie. Wysoki, szczupły, rudy, piegowaty,
z normalną twarzą. Dość pogodną, przyjemną, nierzadko się uśmiechającą, ale bez
przesady. Określenia „pedalski”, zniewieściały, na pewno do niego nie pasowały.
Twardziela też nie miał zamiaru zgrywać. Był po prostu normalny.
- Za dużo
sobie pozwala – skwitowała wypowiedź Filipa.
- Odwala
mu. On taki jest, jego starym nie brakuje hajsu, widziałaś, że przyjeżdża do
szkoły nowym Audi?
- Tak, wiem
– odparła krótko.
Kończący
drugą klasę liceum Kuba, znany w całej szkole, jako Warkocz, był zbyt
popularny, by nie wiedzieć o nim kilku drobnych szczegółów, o których wspomniał
Filip. Jego ojciec był znanym dentystą a on sam... Średnio wysoki, nieco niższy
od Filipa, o ciemnych, długich włosach, które dały mu pseudonim. Przystojny, na
pewno. Przynajmniej względnie. A że umiał się odezwać i ostatnio czym wozić,
tak kolegów, jak dziewczyny, to na brak popularności nie narzekał. Popularności
pod każdym względem.
- To
wszystko jest patykiem pisane. Ma ekipą, bo ma kasę. Tak samo z laskami. Jak mu
się noga powinie, to straci wszystko – rozgadał się nieco Filip, ale po chwili
zreflektował. – Ja mu tam nie zazdroszczę, wolę swoje życie. Ładny tyłeczek.
- Co…? Ach…
- Kamila drgnęła lekko. Słuchając krótkiego wywodu syna swojej kuzynki, śmigała
trochę po odpalonych już wcześniej stronach i nieopatrznie wyświetliła profil z
bielizną. Poczuła lekkie skrępowanie, które jednak szybko minęło. Co tam, to
przecież nie pornos. - Możesz kupić mi takie na Dzień Nauczyciela – postarała
się o niezbyt wyszukaną ripostę.
- Nie widzę
problemu, ale wtedy musiałabyś pokazać, jak prezent pasuje na tobie – odparł
bez zastanowienia a na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek. .
- Czyżby? –
podchwyciła, niewinny, mimo wszystko temat Kamila. – Może jeszcze na środku
klasy?
- To też,
gdybyśmy kupili prezent grupowo. To znaczy, klasowo.
- Grupowo
powiadasz… - chciała rzucić złośliwa ripostę, ale zreflektowała się, czując,
jak niedwuznacznie zabrzmiała jej reakcja i zmieniła temat. – Powiedz lepiej,
jak tam w Stali?
- A, w
Stali – jakby ożywił się nieco. Wiedziała dlaczego. Koszykówka to było jego
życie. I zrobił coś, co przyjęła z lekką konsternacją. Pochylił się nieco,
jakby pochłonięty całkowicie tak bliskim mu tematem stracił kontrolę nad swymi
reakcjami i położył swe palce na nogach Kamili. Konkretnie w okolicy kości
piszczelowej. Delikatnie uderzał w nie, jakby grał na pianinie. – No w
juniorach całkiem nieźle, chociaż konkurencja jest. Skład mamy niezły, walczymy
o tytuł mistrza wojewódzkiego, wiesz? Za trzy tygodnie finały, cztery najlepsze
drużyny. Ale co potem, nie wiem, bo jednak wiesz… Trochę brakuje mi wzrostu, no
i nie tylko. A do tego…
- ile już
masz? – przerwała mu ten monolog, jakby nic nie robiąc sobie z palców Filipa
wygrywającego jakąś niesłyszalną melodyjkę na jej nogach.
- Wzrostu?
Sto dziewięćdziesiąt. Mało, tak to tylko na rozgrywce mogę grać w seniorach a
to chyba nie dla mnie. No i jeszcze nie ta waga, tak mówi przynajmniej trener –
pochłonięty tematem koszykówki sprawiał wrażenie, jakby zupełnie nie wiedział
co robi. Kamila w pewnym sensie poczuła się tym urzeczona. Nie dość, że lubiła
mężczyzn z prawdziwą pasją, tak jak Daniela z jego zamiłowaniem do piłki i
historii, to jeszcze dość delikatny dotyk jego palców, wpływał na nią całkiem przyjemnie.
Poczuła miły dreszczyk na swym ciele.
- Czyli nie
zwiążesz się w przyszłości z koszykówką?
- No nie
wiem, nie wiem… - widać było po nim, że bardzo by tego chciał, ale też trzeźwo
przyjmował do siebie wszystkie przeciwności. – Chciałbym, to jest moje życie,
ale tam to trzeba być naprawdę dobrym. Matka truje coś o studiach, coś tam z
ekonomią, ale nie wiem, nie wiem… - roztargniony wciąż wydawał się być myślami
daleko stąd. Na koszykarskim boisku, z piłką w dłoni. Pewnie atakował teraz
kosz rywala w jakiejś decydującej akcji, nie zdając sobie sprawy z tego, co
wyczyniają jego palce. Kamila uśmiechnęła się z sympatią, ale uznała, że czas
przywrócić go do rzeczywistości.
- Może
przestałbyś już wygrywać mi Mozarta na moich nogach?
- Hm…? Acha,
no tak – niefrasobliwy uśmiech pojawił się i na jego twarzy. Cofnął się nieco,
jakby speszony, ale nie odmówił sobie rzucenia wzrokiem na nagie nogi
nauczycielki. Zresztą Kamila też z uwagą przyjrzała się jego długim, choć
raczej delikatnym, chłopięcym palcom.
- No
właśnie – dokończyła. – I chyba czas, żebyś poszedł już spać do siebie.
Obudziła
się dość późno. Nic dziwnego, skoro późno poszła spać.
Zrobiła
sobie skromne śniadanie i wróciła myślami do wczorajszych wydarzeń, związanych
z Filipem. Od Filipa, niedaleko było do Warkocza. A jeśli Warkocz, to…
Mimowolnie przypomniało się jej coś równie ważnego.
Konkretnie
coś czego doświadczyła niespełna dwa tygodnie temu, gdy na swoim biurku
znalazła złożoną na pół zwykłą kartkę z czymś w rodzaju wypracowania, chociaż
niczego takiego nie kazała nikomu pisać a na dodatek kartka była nie podpisana
a samo „wypracowanie” okazało się krótkie.
Chwyciła ją
i wtedy ze środka wypadło zdjęcie. Schyliła się, by je podnieść i lekko
zamarła. Fotka przedstawiała ją samą w spódniczce, na balkonie własnego
mieszkania. Ktoś zrobił to foto z ukrycia.
Z uwagą
przyjrzała się tekstowi. Wzrokiem szybko prześlizgiwała się po średnio
czytelnych bazgrołach:
„Był sobie
chłopak, piękny, bogaty i przedsiębiorczy. Miał wiele dziewczyn, lecz nade
wszystko pragnął jednej. Pięknej, mądrej i starszej. A przede wszystkim
niezdobytej, bo siedzącej za murem i surowo karcącej wszelkie próby zdobycia”.
Przerwała
na chwilę, myśląc błyskawicznie. Skojarzenie było dość jasne. Chodziło o nią?
Starszą od uczniów nauczycielkę, siedzącej za biurkiem, próbującą w zarodku
kasować jakiekolwiek niedwuznaczne uwagi rzucane czasem przez odważniejszych
uczniów?
Czytała
dalej.
„Chłopak
rozpaczliwie szukał sposobu i znalazł. W miejscu, gdy królewna opuściła swoje
królestwo i znalazła się na terenie, na którym wszyscy byli sobie równi”
Gdyby nie
zdjęcie, które znalazła wcześniej, zaśmiałaby się. O co tu chodzi? Czy nie o
wycieczkę?
„Wtedy
chłopak użył całej swojej nieludzkiej mocy. A gdy i jej nie starczyło, zagroził
użyciem siły. Wtedy królewna oddała mu się w całości. A stało się to u progu
lata, zaś triumfator oprócz królewny, otrzymał jeszcze wysoką nagrodę
pieniężną, na którą złożyła się reszta społeczeństwa. Zwycięzca zyskał
nieśmiertelną sławę i bogactwo. Odjechał żółtym wozem, pozostawiając w
poniżeniu królewnę i jej zasmuconego, niedoświadczonego pazia”.
Wzruszyła
ramionami. Tekst, jego styl a i do tego fotka wpłynęły na nią denerwująco.
Składając do kupy to wszystko, wynikało, że chodzi o nią i o jakiegoś ucznia,
który planował ją poderwać i wykorzystać. A w efekcie zgarniałby jeszcze dla
siebie pulę z jakiegoś zakładu…
Nie wiedziała co o tym myśleć. Nie wyobrażała
sobie by ulec jakiemukolwiek uczniowi. O kogo mogło chodzić? Ech, nieważne…
Teraz, w piątkowe
południe w Pyrzowicach znów przyszło jej to do głowy. Czy tym kimś miał być
Warkocz? Charakterystyka pasowałaby do niego. Czy to oznacza, że założył się z
kimś, że ją przeleci? Też coś… Godne politowania. Na co on się porywał?
Ale jeśli w
grę miało dojść zastosowanie przemocy, sprawa stawała się poważniejsza. Czy
naprawdę ktoś by się odważył? Na gwałt, bądź jakiś paskudny szantaż?
Jeden dzień
wycieczki minął, nie odnotowała żadnego nienaturalnego zainteresowania z
czyjejkolwiek strony.
No i
ostatnia zagwozdka. Kto to wszystko napisał? Ktoś, kto dowiedział się o tym i
ruszyło go sumienie? Jeśli ten ktoś uznał, że sprawa jest poważna, to należało
ją potraktować poważnie. Choć, z drugiej strony może jakiś dzieciak trochę
przesadził z reakcją po usłyszeniu jakichś plotek i wyobraźnia podyktowała mu o
wiele za dużo.
No, ale
jeszcze jedno. Po co ktoś trudził się robieniem dziwnej fotki, zamiast napisać
w kartce bezpośrednio o kogo chodzi?
Nie no, to
wszystko stawało się coraz bardziej absurdalne. Może najzwyczajniej w świecie,
ktoś postanowił zabawić się jej kosztem?
Dobra, dość
tego, czas na mały relaks.
- Idziesz
nad jezioro? Fajnie, też chciałem się wykąpać – usłyszała za sobą męski głos.
Odwróciła głowę i ujrzała starszego o ponad dziesięć lat kolegę, nauczyciela
fizyki.
- Marek…
Prawdę mówiąc chcę być sama…
- Sama się
nie wysmarujesz, idę z tobą – odparł silnym, zdecydowanym głosem.
- Marek –
spojrzała na niego poważniej, wiedząc skądinąd, że ten wzrok potrafił
przyhamować zapędy niektórych facetów. – Nie trudź się. Mam parę rzeczy do
zrobienia, przemyślenia. Chcę być sama.
Odwróciła
się, nie czekając na odpowiedź kolegi. Nie przepadała za nim. Zgrywał silnego
samca alfa, pozował na mocnego faceta. Nie lubiła takich.
Z powodu
fizycznych walorów miała niełatwe życie w szkole. Koleżanki bywały zazdrosne,
szczególnie te starsze. Koledzy próbowali się do niej zbliżyć, ale ona
konsekwentnie trzymała ich na dystans. Efekt był taki, że przedstawicieli obu
płci żywili do niej pewną urazę. Wyjątek stanowiło grono kilku osób, ale akurat
nikogo z tej grupy nie było na wycieczce.
Nie
zamierzała sobie jednak psuć nastroju obecnością kilku niezbyt miłych w
stosunku do niej osób z grona pedagogicznego. Ubrana dość luźno, w krótką
spódniczkę, doszła na skraj ośrodka wypoczynkowego, którego granicę stanowiło
wspomniane jezioro. Po drodze minęła kilka małych grupek licealistów, które
witały się z nią uprzejmie.
Znalazła
jakieś względnie ustronne miejsce i rozłożyła koc. Ustronne… Z uwagi na pogodę,
na plaży nie brakowało ludzi, choć na szczęście nieprzebranych tłumów nie było.
Usadowiła się bardziej z boku, mając jakieś trzydzieści metrów za plecami
boisko do koszykówki, z którego dobiegały jakieś niespecjalnie głośne odgłosy.
Zdjęła
buty, spódniczkę, koszulkę i wskoczyła na chwilę do wody. Nie była za ciepła,
więc nie wytrzymała w niej zbyt długo. Wróciła na koc, wystawiając swe ciało na
promienie słoneczne.
Nie miała
niczego do przemyślenia, nie musiała być sama. Skłamała w krótkiej wymianie
zdań z Markiem, nie chcąc dopuścić do tego, by znalazł się tu w jej
towarzystwie. Wolała wystawiać się na natarczywe spojrzenia niektórych
licealistów, którzy pewnie teraz usiłowali z oddali zlustrować jej nagie plecy,
nogi i pośladki zakryte majtkami. Lepsze to, niż traktujący z góry kobiety,
pseudo twardziel, nauczyciel fizyki.
Było
piątkowe południe. Coś koło trzynastej. Słońce dawało mocno i dobrze. Jej ciało
mogło szybciej nabrać kolorów. Kamila czerpała pełną garścią z pogody i co
kilkanaście minut przewracała się to na brzuch, to na plecy. Tak minęła chyba
godzina.
Gdzieś
momentami słyszała, bądź wyczuwała jakiś ruch w pobliżu. Zawsze w sytuacjach,
gdy leżała na brzuchu. Domyślała się, że to, któryś z uczniów, niby
przechodzący przypadkiem, postanowił z bliska zerknąć na jej ciało. To nie było
komfortowe uczucie, ale co mogła zrobić? Unieść głowę i wygłosić jakiś tekst,
że nie życzy sobie, by taki tam Kowalski, albo Nowak nie gapił się tak na jej
tyłek? Przecież nie może tego zabronić. To jest publiczna plaża a nie jej prywatna.
Musiała się
z tym pogodzić, zresztą było to i tak lepsze, niż ewentualne towarzystwo Marka
od fizyki.
I tak,
zegarek wskazał godzinę czternastą, gdy z dość błogiego nastroju wyrwały ją
głośniejsze okrzyki. Nie pozbawione łacińskich naleciałości.
Uniosła
głowę. Odgłosy dochodziły z boiska do koszykówki, więc tam skierowała swój
wzrok. Dostrzegła grupkę kilku, może dziesięciu chłopaków, dywagujących dość
żywiołowo.
Gdy
zobaczyła, że na dywagacjach się nie kończy, wstała. Jako nauczycielka nie
mogła nie zareagować. Zauważyła jakieś szybsze machnięcie ręką trzydzieści
metrów przed sobą. Nie, nie… Wyprostowała się i nie zważając na nic, podbiegła
w stronę boiska.
- Panowie
spokojnie, przestać! – podniosła stanowczo głos, zwalniając bieg tuż przed
boiskiem. – Co robicie? Uspokójcie się!
Minęła
bramkę w ogrodzeniu i znalazła się na czerwonym boisku, w towarzystwie
dziesięciu osób. Niektóre twarze znała lepiej, inne mniej. Najbardziej te dwie
– Filipa i Warkocza. Widocznie postanowili dokończyć wczorajsze negocjacje. No,
przynajmniej jeden z nich.
- Co się
dzieje? – ponowiła pytanie. – Co się stało? Mówcie natychmiast! – zażądała
wyjaśnień.
Nie kwapili
się do wyjaśnień. Mimo tego, że któryś z nich czuł się na pewno pokrzywdzony,
jakaś tam solidarność i niechęć do skarżenia się komukolwiek z grona
nauczycielskiego zwyciężała. Kamila wzięła oddech i wyprostowała się mocno,
wbijając stanowczy, jak i surowy wzrok w Filipa. Nie widziała innych środków,
które mogłyby poskutkować. I rzeczywiście…
- Graliśmy
sobie w czwórkę, to się wpieprzył – wzruszył ramionami rudzielec, cedząc słowa
dość niechętnie i uciekając przed wzrokiem polonistki.
- Jakub, to
prawda? – przeniosła wzrok na Warkocza, uśmiechającego się dość drwiąco.
-
Chcieliśmy tylko zagrać – wytłumaczył. On z kolei nie uciekał przed wzrokiem
nauczycielki. Mierzyli się w ten sposób przez chwilę.
- I z tego,
że chcieliście sobie po prostu zagrać, wyszła bijatyka? – zapytała w końcu
Kamila.
- Jaka tam
bijatyka, nie przesadzajmy – wzruszył ramionami Warkocz, wzbudzając delikatne
uśmiechy na twarzach swoich kolegów.
- No… Nie
widziałam, byście rozmawiali jak dorośli mężczyźni – jej ton nieco złagodniał.
Chociaż domyślała się, że za wszystkim stoi Warkocz ze swą ekipą, to nie
chciała od razu ferować wyroków, wiedząc, że kategoryczne wzięcie Filipa w
obronę, może się obrócić przeciwko niemu.
- A co pani
wie o mężczyznach? – zapytał zaczepnie Warkocz a uśmiechy na twarzach jego
kolegów poszerzyły się.
Znała ich. Noszący
się jak dresiarz Fiodor, czy tyleż inteligentny, co opryskliwy i nieprzyjemny
Guma. Jeszcze dobrze zbudowany, krótko ścięty blondyn, Siwy, ale to
oportunista, chwilowo trzymający z Warkoczem, ale mogący zmienić front w każdej
odpowiedniej dla niego chwili. I Patryk, rok młodszy kuzyn Warkocza, chyba nie
tak zdeprawowany jak jego krewny.
Ustawiła się na wprost Warkocza, słysząc jego
prowokacyjny tekst, dopiero w drugiej sekundzie zdając sobie sprawę z tego, że
za plecami zostawiła i Fiodora i Gumę. No… Teraz mogli sobie bezkarnie patrzeć
na jej pośladki.
Odruchowo
poprawiła majtki, uświadamiając sobie, że jest w samym stroju kąpielowym w
otoczeniu dziewięciu ubranych luźno chłopaków. Luźno, w spodenki i koszulki,
ale jednak.
- Jakub,
nie będę wchodzić z tobą w takie konwersacje – starała się trzymać fason. –
Wczoraj też prowokowałeś Filipa, więc przypuszczam, że dziś…
- Skarżył
się? – Warkocz skrzywił twarz z widoczną oznaka pogardy dla młodszego ucznia.
- Nie, nie
skarżył – poprawiła się Kamila w zasadzie sama nie wiedząc, czemu przyjmuje
warunki gry oponenta. – Musiałam go opatrzyć, więc wszystko wiem, tak, czy
siak.
- W takim
stroju, jak dzisiaj? – nie przestawał ironizować Warkocz.
- Nie bądź
bezczelny – znów wzmocniła głos nauczycielka. Jednocześnie szóstym zmysłem
wyczuła, że po tym pytaniu, oczy stojących za nią licealistów, jak na komendę
poszły w dół bezkarnie lustrując jej uda i pośladki. Niemal poczuła jak
rozbierają ją wzrokiem. Po jej ciele spłynął niekomfortowy dreszcz. – Niech nie
interesuje cię mój strój, tylko twoje własne zachowanie, dobrze?
- Moich
kolegów interesuje bardziej, pewnie zaraz pójdą walnąć pamięciówkę – drwiący
uśmiech nie znikał mu z twarzy. Pewna bezradność nauczycielki, jak i jej strój
dodawały animuszu mu, jak i towarzyszom. Kamila z trudem opanowała wypływający na
jej twarz rumieniec. Znała młodzieżowy slang na tyle, by wiedzieć co oznaczały
słowa Warkocza.
- Wystarczy
tego. Albo dogadacie się miedzy sobą, albo jedni muszą opuścić boisko.
Natomiast o tobie Jakub, porozmawiam z twoją wychowawczynią.
Odwróciła
się do niego tyłem, starając się, by nie wyglądało to zbyt demonstracyjnie i
opuściła teren. Wiedziała, że teraz już pewnie wszyscy zerkają na jej pośladki
i resztę półnagiego ciała. Musiała się z tym pogodzić.
Nawet nie
zaczekała na Filipa i jego kolegów. Miała mu trochę za złe, że nie wspomógł jej
w tej akcji. Rozumiała pewne zasady, ale…
Po kilku
krokach usłyszała jeszcze rzucone za nią niezbyt głośno, ale jednak słyszalnie
pytanie „a sex analny pani lubi?”. Żachnęła się i podążyła w kierunku swojego
miejsca. Wdawanie się w dyskusje na takie tematy byłoby porażką. Tamci nie
przejęliby się w żaden sposób, mieliby jedynie sporą frajdę.
Wkładając
na siebie spódniczkę i koszulkę westchnęła lekko przypominając sobie nie tak
przecież odległe czasy, gdy sama była uczennicą. Różne rzeczy się wtedy robiło,
ale nie przypomniała sobie, by ktokolwiek odważył się pytać zaczepnie jakiejś
nauczycielki, czy lubi anal.
- Twój
jeden pupilek dzisiaj znów dokazywał – dopiero dwie godziny później znalazła
nieco starszą nauczycielkę geografii, wychowawczynię jednej z drugich klas.
- Ktoś ze
złotego tria? Warkocz? Guma? Fiodor?
- Wszyscy,
ale ten pierwszy najbardziej.
- Co
konkretnie zrobił?
Kamila
streściła pokrótce przebieg wydarzeń. Oprócz Marty, rozmowie przysłuchiwali się
również, najstarsza w tym gronie, nauczycielka polskiego pani Iwona i
nauczyciel angielskiego, Dominik.
- Opalałaś
się przy nich? – zmarszczyła nieco brwi pani Iwona, odzywając się dystyngowanym
tonem.
- Przecież
to plaża – odparła kulturalnie Kamila, choć zjeżyła się słuchając tych słów
wypowiedzianych w formie oskarżenia.
- Powinnaś
się starać, by unikać takich miejsc, my przebywamy na plaży gdzie indziej, nie
w takiej bliskości – perorowała niezrażona pięćdziesięciolatka.
- Wezmę to
pod uwagę – pojednawczo skwitowała Kamila. – Ale wróćmy do rzeczy. Kuba
przekracza wszelkie granice. Tak zachowaniem w stosunku do uczniów, jak i
nauczycieli.
- Młoda
damo – zwróciła się dość protekcjonalnie rówieśniczka Iwony, Barbara, która
dosiadła się w trakcie opowieści Kamili. – Młody, jak to młody… Za naszych
czasów się to nie zdarzało, oj nie… Ale…
- Ale teraz
jest inaczej – wpadła w słowo Iwona. – Poza tym, pan Starzewski, ojciec Jakuba
ufundował nową tablicę Mendelejewa w sali chemicznej.
- I czynnie
włączył się w obchody rocznicy siedemdziesięciolecia liceum…
- Jego
matka jest w radzie miejskiej a przecież staramy się o dotację na budowę
pływalni…
- I to
wszystko powoduje, że jego zachowanie ujdzie mu płazem? – zapytała wzburzona
Kamila siląc się na spokojny ton, bo nie warto było zadzierać ze starymi
nauczycielkami.
- Zachował
się niepoprawnie, to fakt – przyznała oficjalnym tonem Iwona. – Podobnie
zresztą, jak nauczycielka chodząca między młodymi chłopcami w nieadekwatnym
stroju – dodała patrząc surowo w oczy Kamili. – Marto, przeprowadź z nim
pouczającą rozmowę. No a my…
- A my
pójdziemy sobie w końcu zobaczyć ten rezerwat przyrody, po drugiej stronie
ulicy, bo do jutra nie wyrobimy – zakończyła sarkastycznym tonem Barbara.
Słysząc to,
Kamila powstrzymała swoje uwagi. Rozzłoszczona, pohamowała swoje emocje
wymieniając jeszcze kilka zdawkowych uwag z Dominikiem i opuściła lokal.
Nie miała
ochoty na powrót do swojego pokoju. Co niby mogła tam robić? Przez kilka minut
włóczyła się po ośrodku, mimowolnie obierając kierunek na plażę. Było kilka
minut po szesnastej i słońce wciąż prażyło.
Wytrącona z
równowagi zachowaniem najpierw Warkocza, potem koleżanek ze szkoły. Bezradnie
kiwała głową. Wiedziała dobrze, że w innym przypadku nauczycielki potraktowały
sprawę poważniej. A tak… Po prostu miały okazję odegrać się na niej i zrobiły
to. Odegrać za to, że ona jest młodsza, ładniejsza, że to za nią oglądają się
tabuny licealistów.
No trudno,
co zrobić…
- Cześć –
usłyszała nagle. – Odniosłem wrażenie, że na mnie też się pogniewałaś.
Zerknęła na
wysokiego rudzielca dość pochmurnie. Nie dlatego, że żywiła do niego urazę, to
było wciąż pokłosie zakończonej kilka minut wcześniej rozmowy.
- Nie –
zaprzeczyła spokojnie. – Rozumiem, że nie mogłeś zachować się jak…
- Jak baba
– dokończył. – Takie są zasady…
Ostatnie
słowa wypowiedział dość przepraszającym tonem. Widać było, że on sam do końca
nie jest pewien, że akceptowanie ich, jest dobrą rzeczą. Ale to już nie miało
znaczenia.
- Co
robisz? – zapytała, bardziej żeby coś powiedzieć, acz w jej głowie coś zaczęło
się kręcić szybciej.
- Nudzę
się, w zasadzie chciałem trochę popływać, ale sam nie wiem…
- Chodźmy –
zdecydowała nagle. – Dla mnie to też chyba będzie najlepsza opcja.
Zahaczyli o
domki wczasowe. Z nich Kamila znów wyciągnęła swój kocyk i oboje udali się w
kierunku tego samego miejsca, gdzie uprzednio się opalała.
Filip
sugerował rozłożyć się trochę bliżej domków, ale ona nie chciała. Zdecydowanie
kierowała się w stronę boiska do koszykówki.
- Acha, to
ci przeszkadza, że oni tam są? – zapytała młodego ucznia, kierując wzrok na
boisko. Faktycznie, słyszała odgłos odbijanej piłki i widziała tam kilka
znanych jej sylwetek
- Nie no… -
zaprzeczył gwałtownie. Zbyt gwałtownie, co nie uszło jej uwadze.
- Dobra,
nie przejmuj się nimi – rozłożyła kocyk, chyba dokładnie w tym samym punkcie
plaży. Nie, trochę bliżej boiska. O, tak najlepiej.
Starając
się nie zwracać uwagi na chłopaka, ściągnęła lekkie obuwie, potem koszulkę. Na
końcu spódniczkę. Siliła się na luz, ale przyszło jej to jednak z trudem. Już
nie chodziło o to, że rozbierała się przy nim, mając za plecami kilku
licealistów, którzy być może zdążyli zwrócić uwagę na pojawienie się
nauczycielki, ale o to, w jakim celu to zrobiła.
To znaczy
jeszcze do końca nie wiedziała, ale… Ale pragnęła w zrównoważyć krzywdy
wyrządzone i jej i Filipowi przez tego Warkocza. W jej umyśle drobne pomysły
rodziły się w całość.
- Siedzisz
tu? – zasugerowała odpowiedź Filipowi widząc, że ten wciąż pozostaje ubrany. –
To dobrze, ja wskoczę do wody.
Wymamrotał
coś i usiadł na kocu, ale ona już tego nie widziała. Dość szybkim krokiem
zbliżyła się do tafli jeziora, by zanurzyć się w niej.
Woda dobrze
wpłynęła na jej samopoczucie. Zrelaksowała się trochę, zanurzając po szyję i
pływając trochę w lewo, trochę w prawo. Rozmowa z koleżankami odeszła w
niepamięć.
Nie chciała
zbyt długo przebywać w wodzie, ot tak, żeby zrelaksować się i zwilżyć swe
ciało. Pięć minut wystarczyło. Wyszła, udając się wolniejszym krokiem w
kierunku koca. Rzuciła dyskretnie okiem w dal na boisko. Ponieważ w kilku
miejscach zakryte było plandekami, nie widziała całości, tak samo, jak i gracze
nie musieli widzieć jej. Ale co chwilę ktoś przebiegał atakując akurat ten,
odkryty kosz.
Więc
prędzej, czy później ją zobaczą. Czy skupi na sobie ich uwagę? Pewnie tak.
Rzuciła
okiem raz jeszcze, zobaczyła biegnącego po boisku Gumę i Fiodora. A więc
Warkocz też musiał być tam. Bardzo dobrze.
Filipowi
przybyło odwagi i był już w samych kąpielówkach. Zerknęła także i na jego
ciało. Bez podtekstów, ale jednak, co chłopak, to chłopak. Długie, jakżeby
inaczej, nogi, dość szczupły tors, taki sam brzuch, ręce. Wszystko w dość
jasnym kolorze. Widocznie dopiero zaczynał sezon na opalanie.
- Idę
spróbować wody – wyjaśnił i pomknął ku jeziorku.
Kamila
wykorzystała ten czas na zorientowanie się w terenie. Za plecami miała boisko
do kosza z kilkoma biegającymi chłopakami, do których zdążyła poczuć pewną
niechęć. Obok nie było nikogo. Czyli poza tymi za plecami – żadnych świadków.
Wierciła
się trochę niepewnie. Widząc zbliżającego się Filipa, wyciągnęła torebki
wyciągnęła olejek do opalania.
- Jak woda?
– zapytała beztroskim tonem.
- Nie
narzekam, ale teraz poleżę sobie – odparł.
- Poczekaj
chwilę – poprosiła. – Chcę sobie opalić plecy, wysmaruj mi je, dobrze?
To było
pytanie, ale wypowiedziane takim tonem, by nie mógł odmówić.
- Tylko
plecy? – zapytał lekko chwackim tonem, biorąc do rąk olejek.
- Nogi też
możesz. A coś jeszcze chciałeś? – zapytała niewinnie a zarazem zaczepnie.
- Nie… No
nie… - usłyszała lekko zaskoczony głos.
Rozłożyła
się wygodnie na brzuchu, zwracająca twarz w kierunku boiska koszykarskiego. Na
oczach miała przeciwsłoneczne okulary, tak więc bez przeszkód mogła obserwować reakcję
biegających te dwadzieścia kilka metrów dalej licealistów
Z lekkim
napięciem oczekiwała dotyku Filipa. Zabrał się do roboty dość pewnie,
rozsmarowując olejek na plecach. Raz a potem drugi zahaczył dłońmi o stanik.
- Poczekaj
– zatrzymała go na chwilę Kamila. Te słowa zbiegły się z momentem, gdy Filip
usiadł na niej okrakiem, gdzieś na wysokości kolan zaś z naprzeciwka dostrzegła
wzrok Fiodora a sekundę później dołączył do niego Siwy. – Zrobię tak…
Z lekko
bijącym sercem, wykorzystując tę idealną chwilę, sięgnęła dłońmi w tył i po
sekundzie rozpięła stanik. Równoważąc to, co uczyniła, przycisnęła nieco
ramiona do boków.
Czuła
napięcie. Sytuacja, w której pozwala uczniowi, choć bliskiemu, bo synowi swojej
kuzynki, na dość intymny zabieg, odbywający się na oczach jego szkolnych
kolegów, celem zresztą wzbudzenia w nich pewnej zazdrości, nie należała do
codziennych i normalnych. Czuła się trochę jak w… Nie no, nie w pornosie, ale
jakimś tam lekkim erotyku, w młodzieżowej komedii amerykańskiej, gdzie głupiutka
nauczycielka ochoczo wystawia swe ciało na dotyk jakiegoś szczęśliwca. Nawet
jeśli była to część ciała dość niewinna.
Dodatkowo
Filip poczynał sobie dość bezpośrednio, klęcząc na niej, co przywołało jej na
myśl pewnego rodzaju dominację. Poczuła wypływający na twarz lekki rumieniec,
gdy domyśliła się, jak to może wyglądać w oczach zerkających coraz częściej zza
płotu licealnych koszykarzy. A sposób, w jaki delikatnie odgarnął włosy na bok,
wcierając olejek w kark przyprawił ją o przyjemny dreszczyk.
- OK…-
usłyszała lekkie mruknięcie i wyczuła jak ciało rudzielca przesuwa się w tył.
Po kilku sekundach dotknął jej nóg, niespiesznie rozmasowując olejek na
łydkach. Przy okazji, połaskotał stopy nauczycielki, co przyprawiło ją o
drgnięcie i cichy śmiech.
- Masz
smarować a nie rozbawiać – odezwała się, lekko zwracając głowę w bok.
- Można
jedno połączyć z drugim – odparował, nie bez słuszności i zabrał się do pracy.
A Kamila
mimo chwilowego rozbrojenia nie przestawała odczuwać napięcia. Bądź, co bądź
jednak obcy chłopak masował jej łydki, przenosząc się chwilę później ponad
kolana. Czuła jak palce rudowłosego ucznia zaczynają dość delikatnie dotykać,
nieco bardziej wrażliwych stref jej ciała. Straciła na chwilę koncentrację,
czując, jak jej pewność siebie, ulatuje w dal. Zastanowiła się, czy dobrze
zrobiła, decydując się na takie zagranie. Dyskretnie zerkała przed siebie,
widząc rzucających na nich spojrzenia licealistów, ale nie odczuwała z tego
powodu takiej satysfakcji, jak sobie to wcześniej wyobraziła.
Zdecydowanie
bardziej czuła skrępowanie, czy pewien niepokój. Ten dotyk Filipa jeżdżącego
niespiesznie swymi dłońmi już wysoko, po udach, dochodząc pod same pośladki w
pewien sposób dominował ją. Jego ręce wślizgiwały się delikatnie między nogi. Miast
satysfakcji, czuła napięcie i pewne zniewolenie wynikające z obawy, że te
dłonie za chwilę mogą zajechać za wys…
Drgnęła.
Może przesadzała, ale mogłaby przysiąc, że w tym momencie brakło im najwyżej
centymetra by zahaczyć o jej schowaną pod majtkami waginę.
Zawahała
się. Zapragnęła, by ta krępująca sytuacja dobiegła końca, ale z drugiej strony,
jakby zawstydziła się tego, że on może odebrać to właśnie jako jej porażkę. Że
doprowadził ją do tego zawstydzenia.
Zamknęła
oczy i jeszcze przez chwilę pozwalała mu wcierać olejek w jej uda. Już
otwierała usta, gdy usłyszała jego słowa, wypowiedziane nadzwyczaj swobodnym,
choć z lekka ironicznym tonem.
- Pod
majtkami też?
- Na pewno
nie pod moimi – zripostowała. – Chyba wystarczy.
Dość
nieoczekiwanie poczuła klepnięcie w uda i ręce cofnęły się. Razem z nimi Filip,
który beztrosko ułożył się wokół niej. Pewnie nie zdawał sobie sprawy, jak tym
jednym gestem zdekoncentrował swą ciotkę i nauczycielkę w jednej osobie.
Leżała
przez chwilę bez ruchu, pozwalając by jej ciało chłonęło promienie słoneczne.
Uspokoiła się, choć nie przyszło to jej zbyt łatwo. Hm, jeśli taka sytuacja
doprowadzała ją do stresu, to gdzie tu mowa o jakichś bardziej wyrafinowanych,
hardkorowych, wręcz mrocznych fantazjach, które raz na jakiś czas, wieczorami
pojawiały się w jej głowie?
Nagle znów
przypomniał się jej ten niby list znaleziony na klasowym biurku. Może by
zahaczyć o to Filipa? To znaczy, nie o list, ile o całą sprawę. Tylko jak?
Powiedzieć, że ktoś chce ją przelecieć? Nie no, trzeba by inaczej…
- Powiedz
mi –zwróciła się w końcu do Filipa. – Kto jest największym playboyem w szkole?
Takim wiesz… - zawahała się.
-
Ruchaczem? – bez problemu znalazł bardziej odpowiednie słowo. – A po co chcesz
wiedzieć?
- Tak tylko
pytam, bo mam pewien problem – zasygnalizowała. – Ale nie chcę o tym mówić, po
prostu coś mnie trapi.
- To duża
szkoła, kilkaset osób, wszystkich nie znam, poza takimi co się rzucają w oczy.
- No to
chyba wiesz, kto jest najbardziej popularny wśród dziewczyn w naszej szkole?
- Trzech by
takich było – odpowiedział po kilku sekundach zastanowienia. – Warkocz na
pewno. Do tego Rembrandt chyba…
- Masz na
myśli Jarka z maturalnej? Takiego grubszego trochę?
-
Dokładnie, grubas, ale wygadany, silny, stanowczy, miał respekt. Podobno –
uściślił.
- A ten
trzeci?
- Robert z
drugiej, taki punk, nie wiem, czy prowadzisz z nim lekcje. On jest synem
sekretarki – dodał tonem wyjaśnienia.
- To już
kojarzę go… Nie, nie prowadzę – wyjaśniła, chociaż było to zbędne.
Zdecydowanie
ważniejszą konkluzją było to, że ani Jarka, ani Roberta nie było na tym obozie.
To już coś wyjaśniało.
- A powiedz
jeszcze… - zawahała się, przeklinając siebie za to. Wolała mówić bardziej
luźnym tonem, nie zdradzającym żadnego zaangażowania, ale za nic nie mogła się
na taki zdobyć. – Zdarzały się jakieś głupie sytuacje, że ktoś się o kogoś
założył?
- Nie
rozumiem. Założył o co? – spojrzał spokojnie.
Dałaby
głowę, że celowo wpuszcza ją w ten temat. Nie, nie. Nie był aż taki
nieogarnięty, jakiego teraz zgrywał.
- No
założył, na przykład o jakąś fajną dziewczynę, że ją… Zaliczy, no…
- A o ciebie
ktoś się kiedyś zakładał, jak byłaś w liceum? – nieco poirytowana dostrzegła na
jego twarzy lekko złośliwy uśmiech.
- Nie –
odpowiedziała nie do końca zgodnie z prawdą. – Możesz odpowiedzieć?
- Nie mam
pojęcia – wyznał rudzielec i zabrzmiało to szczerze. – Czasem mówimy o jakichś
fajnych laskach, ale nikt z kumpli się o nic nie zakładał. Może kiedyś tam coś
padło, ale w żartach.
No tak, to
było do przewidzenia. Pierwszoklasista, będący pewnie poza głównym nurtem, w
szkole liczącej kilkaset osób. Miał prawo nie wiedzieć wielu rzeczy.
Nie
dowiedziała się niczego sensownego. Ale z pozyskanych informacji można było
wyciągnąć jakiś mglisty wniosek. Mianowicie taki, że jeżeli liścik zawierał
prawdziwe intencje, to owym chłopakiem „pięknym, bogatym i przedsiębiorczym”,
był prawie na pewno Warkocz.
Tyle, że
upływał już drugi dzień wycieczki a on nie dał ani jednego powodu, że zależy mu
na jakichkolwiek amorach z panią profesor. Ba, jego zachowanie na boisku do
kosza…
Milczała
przez kilka minut, przetrawiając wszystko na spokojnie. Nie, to musiała być
jakaś piramidalna bzdura. Tu nic nie trzymało się kupy.
Zerknęła
przed siebie, na boisku był spokój. To znaczy ekipa Warkocza już nie grała,
chłopacy siedzieli pod koszem, od czasu do czasu rzucając spojrzenia w jej
kierunku.
Sięgnęła
dłońmi do tyłu zapięła stanik i przewróciła na plecy, wystawiając teraz na
słońce przednią część ciała.
- Z przodu
też mogę cię wysmarować? – zapytał lekko żartobliwym tonem Filip.
Nie
odpowiedziała, z lekkim zdumieniem i chyba nieco większą złością przyjmując do
wiadomości, że w zasadzie… No, chciałaby… Tylko, czy bardziej na złość tamtym,
czy też, żeby zaspokoić głód swojego ciała?
A może
będzie jeszcze jakaś okazja by wkurzyć Warkocza i jego ekipę?
Wzruszyła
ramionami i sięgnęła po olejek do opalania.
- Gramy?
Krótka
propozycja rzucona przez dwóch kolegów Filipa, którzy pojawili się nad jeziorem
w momencie gdy rudzielec, wraz z nauczycielką stali ubrani jak trzeba, nie
mogła spotkać się z odmową.
- A oni? –
Filip wskazał dłonią wciąż koczujących pod jednym z koszy Warkocza, Gumę,
Fiodora i Patryka.
- Siedzą.
Poza tym są dwa kosze a przecież w trójkę, czy nawet w czwórkę – jeden z
kolegów, Dawid, zerknął na nauczycielkę. – Nie będziemy biegać po całym boisku.
- Chodź z
nami – zachęcił Filip Kamilę, nawet przy kolegach zwracając się do niej, jak do
ciotki, nie nauczycielki.
- Mam robić
za kibica? Czy czirliderkę? – zażartowała.
- Porzucasz
trochę z nami, zagramy jakiś meczyk, albo coś – nie ustępował Filip.
Nie miała
na to specjalnej ochoty, ta forma wypoczynku była jej raczej obca, ale z
drugiej strony nie miała większego wyboru. Do swojego grona, zraziła się kilka
godzin wcześniej a alternatywa w postaci zaszycia się w pokoju i sięgnięcia po
książkę, którą przywiozła na wycieczkę też w tej chwili jakoś nie zachęcała.
Poszli w
czwórkę. Kamila wyłapała jakieś pół złośliwe, pół zazdrosne spojrzenie Gumy.
Uśmiechnęła się w duchu. Domyśliła się, co jest tego powodem.
Oczywiście,
gdy weszli na boisko, to ekipa Warkocza momentalnie podniosła się z asfaltu i
wszyscy jak jeden maż zaczęli rzucać do kosza. Filip wzruszył ramionami i wraz
z Dawidem, oraz Alanem przeszli na drugą stronę.
Kilka
rzutów rozgrzewkowych, kilka wejść Filipa pod kosz, kilka rzutów z dystansu.
Ot, taki początek. I kilka uszczypliwych tekstów rzuconych z drugiej strony.
- Może
mecz? Czterech, na czterech – rzucił z pewną drwiną w głosie, ubrany, jakżeby
inaczej, w dres, Fiodor..
- Umiecie
grać tylko przeciw dziewczynom? – odparł spokojnie dużo niższy od Filipa, blondyn,
Alan.
- Racja,
wszyscy jesteście jak dziewczyny – popisał się opryskliwą ripostą Fiodor.
- Po
trzech, to już nie dalibyście rady – spokojnie kontrował Alan.
- Jest nas
czterech, wszyscy mają grać, nikogo nie będziemy wyrzucać.
- To niech
wejdzie na rezerwę, co to za problem?
Chwila
milczenia… W końcu odezwał się Warkocz.
- No dobra,
ale my już się nagraliśmy dziś. Potrzebna jest jakaś stawka, żeby się
zmobilizować.
- Ale
dygacie – nie wytrzymał Filip. Widocznie, w towarzystwie nauczycielki czuł się
pewniej. Ewentualne rękoczyny nie wchodziły w grę.
- Jeżeli
nie chcecie przystąpić do meczu o stawkę, to znaczy, że wy dygacie – nie bez
racji, dość logicznie odpowiedział Guma..
- Chłopaki,
moglibyście raz dogadać się, jak ludzie dorośli – postanowiła dorzucić swoje
trzy grosze Kamila, wchodząc w skórę nauczycielki.
- Wobec
mogłaby nam pani w tym pomóc – odpowiedział szybko Warkocz.
- Właśnie
próbuję to czynić…
- Musiałaby
się poświęcić pani bardziej – odparł Warkocz a gdy Kamila spojrzała pytająco,
dokończył. – Zagramy o pani towarzystwo. O to, przy którym stoliku będzie pani
siedzieć na dzisiejszej imprezie pod Elevatorem.
Fakt,
jeszcze tego wieczoru za kilka godzin miała rozpocząć się mała impreza dla
licealistów i nauczycieli. Mała… Na około dwieście osób.
Na sekundę
ją zamurowało. Powstrzymała się jednak przed ostrzejszym wystąpieniem.
-
Traktujesz mnie jak rzecz, o którą można zagrać mecz? – zapytała spokojnie.
- Skądże –
zaprzeczył skwapliwie. – Przecież… To znaczy, chcę w ten sposób zmobilizować przeciwnika
do walki.
- I nie
znasz innego sposobu?
- Skoro
inne nie działają… - rozłożył ręce.
Zapadło
dziwne milczenie. Niektórych zaskoczyło to, że nauczycielka nie zareagowała
chyba tak, jak powinna. Inni uśmiechnęli się pod nosem, słysząc propozycję Warkocza.
Twarz Filipa przybrała wyraz oburzenia, ale i on powstrzymał się przed
komentarzem.
Także
Kamila lekko się speszyła. Zasadniczo powinna uciąć w zalążku tego typu
propozycje. Ale… Raz, nie była ona przecież jakaś niemoralna. Dwa, nie chciała
za bardzo wyjść na przegraną w pojedynku z Kubą. Trzy, przecież w drugiej
drużynie grał Filip. Nie znała się na koszykówce, ale rozumiała, że jako gracz
profesjonalnej drużyny sportowej, na razie wprawdzie juniorskiej, ale jednak,
może zrobić znaczną różnicę.
- Jak sobie
wyobrażasz to towarzystwo przy stoliku? – zwróciła się do Warkocza,
zakreślając, w odpowiednim miejscu cudzysłów w powietrzu.
- No
normalnie a jak? – zrobił przesadnie niewinną minę. – Będzie pani naszym
gościem, posiedzi z nami, powiedzmy do… Do pierwszej? Pewnie, nim to wszystko
się zacznie będzie dziesiąta, więc trzy godziny… Czy to coś złego?
- Do
północy – uściśliła stanowczym głosem a towarzystwo poruszyło się niespokojnie.
To oznaczało zgodę. Zgodę na coś generalnie niewinnego, ale jednak…
- Dobra –
wzruszył ramionami Warkocz a jego ciemne oczy świdrowały sylwetkę nauczycielki.
– Nie będę się bił o ilość czasu.
I tak,
niemal z sekundy na sekundę, obie, trzyosobowe drużyny, ustawiły się
naprzeciwko siebie. Kamila ledwie zdążyła rzucić spojrzenie, na Filipa. Jego
dość spokojny, choć także nieco zawzięty wyraz twarzy, trochę ją uspokoił.
- To jak?
Do pięćdziesięciu? – zapytał pro forma Guma. Odpowiedziało mu skinienie głowy
Filipa.
Mecz był
wyrównany. Wprawdzie na początku Filip pokazał swą przewagę w umiejętnościach
koszykarskich a ustępujący tak umiejętnościami, jak i pewną agresją w grze,
Dawid z Alanem, grali rozważnie, ich team objął w pewnym momencie
sześciopunktowe prowadzenie, ale Warkocz z Patrykiem i Gumą, oraz wchodzącym na
zmiany Fiodorem szybko doprowadzali do sytuacji, gdzie wynik oscylował wokół
remisu.
I tak
wyglądało to do samego końca. Momentami ekipa Warkocza wychodziła na
dwupunktowe prowadzenie, ale wtedy skupiony Filip wykonywał jakaś dynamiczna
akcję i znów był remis.
- Guma,
wchodź na obronę – wysapał zdyszany Fiodor zbiegający z boiska. Była to już
sama końcówka, ich drużyna prowadziła czterdzieści osiem, do czterdziestu
siedmiu, ale piłkę mieli przeciwnicy.
- Pilnować
obwodu, pilnować obwodu! – nieustannie nawoływał Warkocz. Tak, miał rację.
Jeśli przeciwnik chciał skończyć ten mecz, to tylko rzutem za trzy punkty.
Jeżeli Filip ograłby kogoś z nich pod koszem i trafił, to wciąż mieliby o jeden
punkt za mało a piłkę mieliby oni sami.
Filip
słyszał rzecz jasna, te nawoływania, zresztą sam przewidział, że rywal będzie
bronił się przed rzutem za trzy.
Emocje
udzieliły się także Kamili. Chociaż porażka nie oznaczała czegoś wyjątkowo
straszliwego, to jednak przymusowe, dwugodzinne towarzystwo Warkocza i jego
ekipy w czasie imprezy szkolnej, mogło jej mocno zepsuć humor.
W trakcie
meczu, nauczyła się pewnego czytania akcji. Widząc Filipa krążącego Dalego od
kosza, rozumiała, że będzie chciał mimo wszystko spróbować rzutu z daleka, by
wygrać mecz. Czas jednak upływał a obrona przeciwnika nie ustępowała. W związku
z tym Kamila zobaczyła, jak Filip chyba rezygnuje z pomysłu. Mając piłkę w
ręce, robi kozioł, długi krok do przodu, potem drugi i…
Ach…! Z
bijącym sercem zobaczyła, jak rudzielec najpewniej w wyniku poślizgu stracił równowagę
a co gorsza piłkę. Ta, ku jej rozpaczy wpadła w ręce Patryka, który na chwilę
oddał ją kuzynowi i pobiegł do kontrataku. Będąc już bliżej kosza rywali,
otrzymał podanie od Warkocza, zrobił dwutakt i ku prawdziwej, w tym momencie
rozpaczy nauczycielki trafił, kończąc mecz.
- Jeeeest!
– wydarł się Guma a w ślad za nim, nieco bardziej stonowani koledzy.
Kamila
zachowała kamienną twarz, wiedząc, że zdradzenie swych negatywnych emocji,
upokorzyłoby ją podwójnie. Skupiła się na Filipie i pewna złość ustąpiła
miejsca współczuciu i żalowi. Tak, bo widząc powoli zbierającego się z boiska
Filipa, przemierzającego wolnym krokiem boisko, ze spuszczoną głową, poczuła
autentyczna żal, jak rzadko kiedy.
Ona zapłaci
dwugodzinnym towarzystwem Warkoczowi. Niech tam. To niewiele w porównaniu z
urażona dumą sportową, szczególnie w takich okolicznościach. I rozumiała, że
jest mu jeszcze dodatkowo głupio, z powodu przegranego zakładu.
- To do
zobaczenia o dziesiątej – rzucił niby od niechcenia Warkocz, nawet nie patrząc
na Kamilę, ale wszyscy zrozumieli do kogo przede wszystkim skierował te słowa.
Miała na
sobie lekką spódniczkę i koszulkę. Spóźniła się kilka minut. To tak trochę
specjalnie, żeby im w jakiś tam sposób utrzeć nosa. Nie będzie dwóch godzin w
towarzystwie nauczycielki, najwyżej godzina, pięćdziesiąt pięć.
Ale mimo
wszystko humor jej dopisywał w sposób przynajmniej przyzwoity. Bez przesady, to
nie striptiz na stole. Poza tym, co to znaczy „towarzyszyć im”? Przecież
impreza jest otwarta, każdy może się przysiąść a z drugiej strony ona może
wyjść do baru kupić coś do picia, albo na parkiecik, poruszać się trochę.
Więc, nie
będzie źle…
Ze
spokojnym wyrazem twarzy, znalazła odpowiedni stolik z daleka. Zebrała się w
sobie, co nie wymagało większego wysiłku.
- No i jak
tam panowie? – pewnie rozsiadła się na krzesełku. Tak jak trzeba, z pewnością
siebie, ale bez silenia się na sztuczny luz. – W jaki sposób zabawicie mnie
przez te dwie godzinki?
Fiodor
spojrzał spode łba, ale Warkocz odprawił go dość lekceważącym gestem.
- Może
rozmową o literaturze? – zagadnął spokojnie.
- Kuba, nie
jesteś uczniem najgorszym z możliwych, ale nie podejrzewam cię o jakieś
ciągotki w stronę literatury – odparowała, zwracając wzrok ku uczniowi.
-
Zasadniczo ma pani rację. I jej nie ma. Nie szukam rozrywki w Dostojewskim, czy
innym tam… kim, no..? Zoli na przykład, jego pamiętam. No, ale coś tam
przeczytałem. Thrillery, kryminały, Fantasy. Wiem, że pani to oleje, jako
literaturę podrzędną, rozrywkową, ale liczy się sam fakt.
- Nie, nie
oleję – zaprzeczyła. Raz, mimo wszystko, nie mogła za bardzo dogryzać uczniowi
jej szkoły, dwa, że sama, mimo swojej profesji, nie była jakaś zapaloną fanką
literatury wyższych lotów. Sama również częściej chwytała za Harlana Cobena,
Mary Higgins Clark, albo Agathę Christie.
Chciała
dodać coś więcej, ale Warkocz nie pozwolił na to.
- Przede
wszystkim zacznijmy od tego, że chciałem przeprosić za swoje zachowanie z
dzisiejszego popołudnia. Rozumiem, że trzyma pani stronę Filipa, ale to nie
było tak jednostronne, jak sobie to pewnie pani wyobraziła. W każdym razie
jednak, przepraszam.
- Acha tak…
- trochę ją te przeprosiny zaskoczyły i nie do końca wiedziała jak zareagować.
Przecież nie wypadało odrzucać, byłoby to niemiłe. Z drugiej strony, w głowie
włączył się mały alarm. Czy ta zmiana frontu w wykonaniu Warkocza, ma związek z
listem? Postanowiła być bardziej uważna. – Przyjmuję – spojrzała mu w oczy. –
Choć wyznaję tezę, że przeprasza się uczynkiem, nie słowami. Po prostu na drugi
raz rób tak, by nie musieć przepraszać.
- Postaram
się – odparł poważnie Kuba. – A co do uczynków… W pewien sposób mogę zrobić coś
teraz. Otóż pamiętam, jak wspominała pani w klasie, że na studiach zgubiła pani
książkę Dumasa „Trzej muszkieterowie” i z uwagi, że miała do niej pani duży
sentyment, nie mogła tego odżałować.
- Ale masz
pamięć – zareagowała z zaskoczeniem. – Nigdy bym cię o to nie podejrzewała –
wyznała szczerze a alarm w mózgu to nikł, to się zwiększał. – Tak, dostałam tę
książkę jeszcze w podstawówce za dobre wyniki w szóstej klasie i prawdę mówiąc,
była to jedyna powieść historyczna, która mi się tak spodobała i … - zamilkła
na chwilę, czując ruch Warkocza za plecami.
- Proszę –
wręczył jej mały pakunek. – To dla pani.
- Dla mnie…
- ni stwierdziła, ni zapytała, przeżywając kolejne zaskoczenie. Nim zdążyła
rozwinąć opakowanie, wiedziała co tam musi być. Tak, zobaczyła kolorową
okładkę, nazwisko autora i tytuł.
- To nie
jest oczywiście ten sam egzemplarz, ale skoro pani tak to lubiła…
- Oj, Kuba…
- zaskoczona nie wiedziała co powiedzieć, trzymając w dłoniach książkę.
Przyjmowanie podarków od uczniów nie było mile widziane, ale akurat książka
była prezentem chyba najbardziej sympatycznym i neutralnym z możliwych.
- Tak,
wiem… zostawię panią chwilowo samą, pójdę do baru.
Przy
dźwiękach muzyki, w towarzystwie coraz swobodniej zachowującego się tłumu,
gapiła się w książkę. Jeśli to miał być romantyczny prezent, to owszem, takowym
był.
No i
poczuła pewne zamieszanie. Prezent w pewien sposób zmienił jej postrzeganie
Warkocza. Może rzeczywiście nie był taki zły? Zresztą nie miał opinii złego,
tylko trochę niepoprawnego, czasem zachowującego się nieodpowiednio, ale znowu
jakichś poważniejszych wykroczeń nie popełnił. W szkole nie brakowało chłopaków
z gorszą opinią.
Z drugiej
alarm w mózgu brzęczał nieustannie. List, list, list…
No, ale co
„list”? Myśli, że kupił jej książkę i ona z tego powodu ściągnie majtki?
Bzdura. To myślenie na poziomie jakiegoś niedorobionego dzieciaka a nie
podrywacza, jednak z pewną klasą, jakim musiał być Warkocz. Zaśmiała się w
duchu na myśl o takiej niedorzeczności.
-
Przyjemnie spojrzeć na pani roześmianą twarz, tym bardziej, jeśli okazałoby
się, że przyłożyłem do tego rękę – głos Kuby wyrwał ją z rozmyślań. Zrozumiała,
że wewnętrzny śmiech, odbił się na jej twarzy i natychmiast się opanowała.
Czas mijał
błyskawicznie. Warkocz podtrzymywał rozmowę a ku uldze Kamili, jego dwa,
niezbyt przyjemni towarzysze, Guma i Fiodor nie pojawiali się w zasięgu jej
wzroku zbyt często. Co zadziwiające, Kuba nie był zbyt nachalny, wiec i Kamila
lekko się wyluzowała i dała wciągnąć w rozmowę na różne tematy. Zrobiło się na
tyle przyjemnie, że odrzuciła swe wcześniejsze koncepcje na taktyczne wyjścia
do baru, czy na parkiet. Nie było takiej potrzeby
Choć to pierwsze
miało swój pozytyw. Była trzeźwa i nie poniżyła się w pewien sposób, pijąc
alkohol w towarzystwie ucznia, na oczach dziesiątek innych. No i dzięki temu
kontrolowała się bez problemu.
Więc gdy
wybiła północ, nie zachowała się ostentacyjnie, jak przewidywała wcześniej, by
w pół słowa, spojrzeć znacząco na zegarek i pójść w siną dal. Opuściła
towarzystwo Kuby niemalże pół godziny później, niż stanowił o tym warunek
zakładu.
Udała się w
kierunku stolików zajmowanych przez pedagogów. Po drodze rozmyślała nad
ostatnimi godzinami. Warkocz zachował się sensownie, bez nachalności, głupich
uwag. A więc…? Czy list był jakąś dziecinadą? Czy może swój arcytalent miał
pokazać dopiero ostatniego dnia pobytu w Pyrzowicach?
Cóż, nie
było sensu się nad tym zastanawiać w tym momencie.
Dopiero
dobrze po godzinie, przypomniała sobie o Filipie.
Może
dlatego, że impreza w gronie kolegów i koleżanek z pracy przebiegała dużo
fajniej, niż przewidywała. Niż popołudniowa rozmowa ze starszymi
nauczycielkami. Nawet Marek nie okazał się tak nachalny a wręcz przeciwnie, nie
pchając się ze swym towarzystwem, różnymi żartami i zabawnymi odzywkami umiał
rozbawić całą resztę.
Dopiero
sylwetka Filipa siedzącego gdzieś dalej ze swoimi koleżkami, Dawidem i Alanem
sprawiła, że nieco spoważniała.
Zrozumiała,
że chłopak doznał dzisiaj silnego afrontu. Przegrał mecz w kosza ze szczególnie
nielubianą ekipą i dodatkowo nie upilnował powierzonej sobie kobiety. Kamila
znała mężczyzn na tyle, by wiedzieć, że jest to dla nich ujma.
Wstała,
przechodząc przez niewielki parkiet. Wybrała taki moment, gdy koledzy zniknęli,
zostawiając Filipa samego.
- Co tak
siedzisz, zobacz ile samotnych koleżanek, czemu nie podskoczysz do którejś? –
zapytała dość pogodnym tonem, nie chcąc brzmieć za bardzo jak jakaś
współczująca opiekunka, bo Filip, choć skwaszony, na pewno nie sprawiał
wrażenia kogoś, kto potrzebuje rady zapłakanej matki.
- A może
moja laska wolała towarzystwo innego chłopaka? – spytał, próbując nadać swemu
głosowi zaczepny ton. Nie do końca zrozumiała. Czyżby chodziło o nią samą i
jej, wbrew oczekiwaniom, dość przyjemnie spędzony czas przy stoliku Warkocza?
- Tak? –
umysł pracował szybko. – A co, jeśli teraz może wybrałaby towarzystwo kogoś
innego?
- Nie
potrzebuję łaski, jakby co – zastrzegł, unosząc się dumą. Chciał jeszcze coś
dodać po namyśle, ale Kamila nie pozwoliła mu.
- Nie robię
żadnej łaski, ale z chęcią zatańczyłabym – zaproponowała swobodnie.
- To jest
problem, bo ja nie umiem – wyznał szczerze rudzielec.
- Nie bądź
taki – chwyciła go stanowczo za dłoń i niemal siłą zaciągnęła na parkiet, na
którym bujało się kilkanaście osób. No, może trochę więcej. – Daj się ponieść
muzyce – uśmiechnęła się, wkładając w uśmiech cały swój czar.
- Ale ja
nie umiem… - opierał się, lecz posłusznie zaczął zabawnie podrygiwać, tak, że
uśmiech nauczycielki poszerzył się jeszcze mocniej.
- Głupiś –
skwitowała luźno, szukając sposobu, by nieco rozerwać dość sztywnego
licealistę. Uznała, że piosenka lecąca właśnie w głośnikach, nienajgorzej
nadaje się na jakiś duet.
Znalazła
się nieco bliżej Filipa, ale ten wciąż pozostawał mało zdecydowany. Czuła, że
onieśmiela go trochę. Albo nie tyle ona, ile cała ta sytuacja. Albo i jedno i
drugie. Ale z biegiem czasu ogarnął się trochę i bujał trochę swobodniej,
rozglądając jednak wkoło, jakby chcąc się upewnić, że nie robi z siebie tak do
końca debila.
Ale
spojrzenia pewnie go deprymowały. Kamila, przynajmniej w jakimś stopniu
wiedziała, jak bardzo jest popularna wśród licealistów i liczyła się z tym, co
nastąpiło. Że jej wyjście na parkiet i pół nieporadny taniec w parze z jednym z
uczniów wzbudzi spore zainteresowanie wielu innych. Jego kolegów i koleżanek.
Jej zresztą też.
Była dobrą
tancerką i choć z reguły wolała trzymać się w cieniu, to ostatecznie nie czuła
się zdeprymowana. Ale Filip pewnie tak. Widziała to po nim.
- Chodź tu
bliżej – z błyskiem w oku nakazała niesfornemu uczniowi i ich ciała zetknęły
się. Złapała go za ręce i nie puszczała. Wiedziała, ze Filip wciąż jest nie w
sosie i w ten sposób pomagała mu. Domyślała się, czym dla młodego ucznia, może
być publiczny taniec z atrakcyjną nauczycielką. Wyciągnięcie odpowiednich
wniosków nie było trudne, sama potrafiła wrócić pamięcią na chwilę do swoich
lat szkolnych i pomyśleć, czym dla niej mógłby być taniec z najfajniejszym
nauczycielem. Problem, ze w jej czasach, takiego raczej nie było. Ale gdyby
był…
Więc
swobodnie zbliżała się do Filipa i oddalała od niego, wymuszając, by sekundę
później przyciągał ją do siebie. To był jedyny motyw, w którym wykazywał zdecydowanie,
więc pozwalała mu na to. Niech wykorzysta swój największy atut.
Na moment
przylgnęła do niego mocniej, opierając swe dłonie na jego barkach, tańcząc
wolniej. Za żadne skarby nie przyznałaby się, że robi to przede wszystkim dla
niego, żeby trochę urósł w oczach obserwujących go kolegów i koleżanek. Filip
nie był taką ofermą, która wyszłaby z taką prośbą, miał swój honor i dumę. Był
po prostu normalny.
Dlatego też
ta motywacja była jedną z kilku. Bo sama miała tez ochotę na taniec, lubiła tak
spędzać czas a że Daniel miał do tego identyczne podejście jak Filip, czyniła
to rzadko.
I dlatego
po zakończonym numerze, jak najbardziej spontanicznie, przylgnęła do syna
swojej kuzynki i złożyła mu na policzku soczystego buziaka. Widziała, że
speszył się lekko, co mocno ją rozbroiło.
Zaśmiała
się, jak najbardziej szczerze. W pewien sposób uwodziła go, przejmowała
inicjatywę. Nie robiła tego nigdy w życiu, zawsze jako uległa dziewczyna, sama
była podrywana. Dlatego ta sytuacja, choć rzecz jasna absolutnie niewinna,
stanowiła miłą odmianę i bardzo ją rozochociła. Tym bardziej, gdy zauważyła, że
Filip nabrał trochę werwy.
- Kręcimy
się dalej? – zaproponowała widząc jego lepszy humor. Odpowiedź wydawała się
oczywista.
I
rzeczywiście, kręcili się, Filip, jakby z sekundy na sekundę stawał się
odważniejszy. Jego dłonie, jakby pewniej i silniej przytrzymywały nauczycielkę,
obejmowały ją w talii. Chwytały za biodra. Wyluzowana Kamila czuła z tego
tytułu spora satysfakcję. Wiedziała, że podoba się Filipowi, że on dotyka ją tak,
niezupełnie niewinnie. Wyczuwała w jego ruchach trochę pewnego pożądania. I ją
też w pewien sposób to kręciło. Taka niewinna, subtelna erotyka.
- Jedziemy
dalej? – ponowiła pytanie, gdy skończył się kolejny numer.
- Zmęczyłem
się – usłyszała dość zaskakująca odpowiedź. Tym bardziej, że Filip raczej nie
sprawiał wrażenia zdyszanego. Czyżby jednak nie potrafiła sprawić, by wyluzował
się do końca i nie zważał na fakt, że stał się gwiazdą wieczoru? Czy raczej już
nocy…
- Nie
ściemniaj, sportowcem jesteś – próbowała po podpuścić.
- Tak, ale
wolałbym się przejść gdzieś.
- Gdzie? –
znów poczuła lekkie zaskoczenie.
- Chodźmy
nad jeziorko – zaproponował.
- Ciemno
jest, co tam chcesz robić? – wbiła w niego swe duże oczy.
- Po
prostu, będzie trochę spokojniej.
Zawahała
się na moment. Było jej dobrze tu, na parkiecie. Tyle, że jeśli on nie chciał…
Nie miała ochoty na tańce z jakimś rozbrykanym uczniem, który mógłby podbić do
niej za chwilę. Tym bardziej z kolegą z pracy.
- Dobrze –
oderwała się od niego i oboje opuścili imprezę.
W ciągu
minuty zginęły gdzieś za ich plecami światła Elevatora. Szli wolnym krokiem,
brzegiem jeziorka.
Kamila w
dobrym nastroju była od dłuższego czasu, Filipowi też się on poprawił. Widziała
to i odczuwała zarówno pewną satysfakcję jak i radość, że do tego doprowadziła.
Tym samym
klimat był odpowiedni i nigdzie się nie spieszyli. Towarzystwo krewniaka
odpowiadało Kamili zupełnie. Dużo bardziej, niż kolegów i koleżanek z grona
pedagogicznego. O innych uczniach i uczennicach nie mówiąc. Dodatkowo nieco
chłodniejszy wiaterek przyjemnie muskał nagie części jej ciała, doprowadzając
ją nawet do przyjemnej gęsiej skórki. To wszystko w rytm paplaniny Filipa o
milionie różnych rzeczy. Trochę o jakimś nowym filmie, trochę o rowerze, który chciał
sobie po wakacjach kupić, ale najwięcej o koszykówce.
Aż doszli
do znanego im dobrze miejsca. Na lewo w głębi był plac do kosza, widoczny, mimo
ciemności. Zatrzymali się.
Kamila nie
wiedziała do końca, czy ten przyjemny dreszczyk, to efekt pogody i ogólnie
panujących warunków, czy też sprawka przyjemnej dla ucha paplaniny niesfornego
rudzielca.
- Jak
fajnie… - wyrwało się jej z ust. – Az chciałabym popływać z tego wszystkiego.
- Po tak
gorącym dniu – zgodził się Filip. – Lepiej by się spało.
- Niestety
nie mam stroju kąpielowego – wygłosiła.
- No to
chyba ominie cię kąpiel – odparł niezdarnie.
Spojrzała
na niego krytycznie. Z zaskoczeniem przyjęła do wiadomości fakt, że oczekiwała
zupełnie innej odpowiedzi, która w po jej słowach narzucała się sama. A
przynajmniej powinna się narzucać dorastającemu nastolatkowi w towarzystwie
podobno atrakcyjnej kobiety.
Ech, Filip,
Filip…
Wobec
takiego obrotu sprawy, musiała temat pociągnąć sama.
- Ciemno
jest – zapodała dość sugestywnym tonem.
- Ciemno,
ale bezpiecznie – Filip wyskoczył, niczym jego imiennik z konopi. – Tutaj przy
brzegu jest płytko, nie miałoby prawa dojść do żadnego wypadku.
Kamila
spojrzała na niego zdegustowana, z drugiej strony czując, że niewiele brakuje
jej do śmiechu.
- Miałam na
myśli raczej to, że skoro na dobrą sprawę niczego nie widać, to i niektóre
uprzedzenia bywają zbędne.
- Ach… -
usłyszała głos krewniaka, który jakby się zreflektował i na chwilę zamyślił. –
Masz na myśli to… No wie…
- Niczego
nie mam na myśli – ostudziła go nieco. – Odejdę sobie na trzy kroki a ty rób co
chcesz – oznajmiła, wprowadzając swój zamiar w życie.
Tak, tak,
jakby co, to on to wymyślił. Jej tu nie było, ona nic nie mówiła.
Bardziej
usłyszała, niż zobaczyła, że chłopak faktycznie się rozbiera. Wolała nie patrzeć
w jego stronę, zresztą nie zobaczyłaby praktycznie niczego.
- A ty? –
usłyszała niewinne pytanie. Zerknęła trochę niepewnie. Stał obok, wszystko
wskazywało na to, że nagi.
- Wskakuj
do wody – ponagliła go. Zobaczyła gest w stylu machnięcia dłonią a chwilę
później plusk wody.
Ciemność,
ciemnościami, ale wolała uniknąć sytuacji, gdy rozbiera się do naga przed
jednym ze swych uczniów.
Z uwagi na
luźne ubranie, niewiele czasu zajęło jej to wszystko. Po kilkudziesięciu
sekundach, stała nago, rozglądając się z uwagą wokół. Nikogo nie było, niczego
nie było słychać, chociaż… W tej sytuacji, teraz każdy najdrobniejszy szelest
wywołany podmuchem wiatru sugerowałby w jej umyśle obecność tłumu podglądaczy.
Na lekko
drżących nogach, przy akompaniamencie szybciej bijącego serca, wkroczyła do
wody. Niemal od razu poczuła pewną błogość. I chęć zanurzenia swego nagiego
ciała jak najgłębiej. Tak aby woda zrelaksowała ja kompletnie. I tak aby nikt
niczego…
- A wiesz
co…? – usłyszała głos jakieś dwa metry po prawej stronie. – Tak popłyniemy
trochę w lewo, trochę w prawo, trochę przed siebie… I potem nie trafimy – do
jej uszu dobiegł cichy śmiech.
- To
będziesz skazany na chronienie swojej nagiej nauczycielki przed wzrokiem innych
i odprowadzenie jej grzecznie do domku – oznajmiła filuternie.
- A kto
odprowadzi mnie?
- Nie martw
się, jak ktoś zobaczy gołego faceta biegającego po ośrodku, to zadzwoni na
policję, przyjadą od razu – uśmiechnęła się szeroko.
Chowała swe
ciało pod taflą wody, tak by ponad nią nie pojawiły się jej piersi. Było to
trochę niewygodne i z drugiej strony niepotrzebne.
Niewygodne,
bo przebywać cały czas w wodzie z wystającą szyją i głową nie należało do
najfajniejszych rzeczy. Dlatego od czasu, do czasu się wynurzała, robiąc to
jednak tak, by mieć Filipa za swymi plecami.
Niepotrzebne,
bo po prostu było ciemno. Tak naprawdę dało się zauważyć jakieś zarysy
sylwetki. Gdy chłopak odpływał kilka metrów dalej, praktycznie kompletnie
traciła go z oczu. Więc siłą rzeczy i on nie był w stanie pooglądać jej nagich
cycków.
Więc z
upływem kolejnych minut wynurzała się ponad taflę coraz śmielej. W razie czego,
gdy odczuwała, że Filip jest bliżej, zasłaniała swój biust rękoma. Ale takie
sytuacje miały miejsce rzadko. Filip, jakby nie przejmując się obecnością nagiej
nauczycielki, odpływał na bok. A ona mogła relaksować się do woli.
Było w tym
wszystkim coś magicznego. Nastrój, pogoda, atmosfera, woda, ciemność, nagość.
Nagość tak jej, jak i ucznia a jednocześnie krewniaka. Aż nie chciało się
wychodzić z wody.
- A może
wyskoczymy pograć w kosza, co ty na to? – usłyszała głośniejszy plusk wody i
Filip pojawił metr obok niej.
-
Oczywiście nago – uzupełniła. – Szkoda, że nie wymyśliłeś tego kilka godzin
wcześniej, jak graliście z Warkoczem – odruchowo założyła ręce na piersiach.
- Co się
tak chowasz? – skomentował jej gest. – Ja dumnie prężę swoją chudą klatę a ty…
- Nie
zadawaj głupich pytań dzieciaku – skarciła go lekko, ale prawdę mówiąc ten
przytyk z erotycznym podtekstem raczej sprawił jej przyjemność, niż coś przeciwnego.
Krążył
wokół niej przez chwilę. Instynktownie czuła, że ma ochotę na jakiś kontakt
fizyczny, ale nie może się przełamać. Że chętnie objąłby ją gdzieś w tam w
ramionach, może „przypadkiem” zderzyłby się z jej ciałem, ale… Ale chyba uznał,
że byłoby to zbyt czytelne i po prostu głupie.
Te jego
niby próby, podobnie, jak w przypadku rzuconego wcześniej tekstu, bardziej
rozbrajały ją, niż wkurzały. Ten pozytywny, raczej spokojny i dość wyluzowany
chłopak, z pewnym poczuciem humoru i rzadko schodzącym z buzi uśmiechem robił
jej w pewien sposób dobrze. On i jego towarzystwo.
Jeśli można
powiedzieć o takich sytuacjach, że ktoś na coś zasłużył, to tak, on zasłużył na
to, by popluskać się ciemną nocą w jeziorze, w towarzystwie swojej nagiej
ciotki, licealnej nauczycielki.
- Co ty tak
krążysz? – podpuściła go w końcu. – Zmiataj mi stąd, już! – z tymi słowy,
opuściła dłonie znad swych piersi i zgarniając w nie wodę i kierując ją w
stronę Filipa.
- A to tak…
- usłyszała od oblanego. Teraz on postanowił się zrewanżować i oblał ciotkę
jeszcze większym strumieniem, niż ta jego.
- Aajjj! –
pisnęła Kamila, czując wilgoć na swej twarzy i przede wszystkim we włosach. –
Masz! – powtórzyła swój manewr sprzed chwili, starając się, by agresor
ucierpiał mocniej, niż przy pierwszym razie.
Tak,
oblewali się przez chwilę. Chyba nie do końca świadomie prowokowała bardziej
zbliżeniową sytuację i doczekała się. Po którymś ataku z jej strony, Filip
postanowił nie dać ciotce okazji do rewanżu, zbliżył się do niej i chwycił za
jej ramiona. Nim zdążyła zaprotestować, poczuła jak silniejszy chłopak zanurza
ją pod wodą. No, no…
- Filip…! –
uniosła głos nieco wyżej, gdy po sekundzie wydostała się na powierzchnię. – Nie
przesadzaj za bardzo – mruknęła nieco ciszej.
- Ty
zaczęłaś – odparował argumentem znanym wszystkim dzieciakom tego świata, od
piaskownicy.
Wymyślny,
nie ma co… Ale przynajmniej nie wykorzystał tej okazji, do niby przypadkowego
macnięcia jej po biuście, czy gdzieś tam jeszcze.
-
Wychodzimy – oznajmiła.
Nie
zaprotestował. Widocznie nacieszył się już wystarczająco wodą i towarzystwem
nagiej ciotki.
- Chodź tu,
z boku – nakazała, odwracając się za siebie. Mimo ciemności, wolała by był obok
niej a nie za jej plecami.
- Myślałem,
że to ty prowadzisz tą wyprawę po ubrania – usłyszała w odpowiedzi, ale po
chwili Filip był już po jej prawej stronie.
Gdzieś tam
w oddali zamarzyły przed nimi plandeki otaczające boisko do kosza. Znalezienie
ubrań było w tej sytuacji dziecinnie łatwe.
- Tylko nie
wkładaj moich – swobodnie z bardziej wyczuwalnym, niż zauważalnym uśmiechem
odezwał się Filip.
Nie
włożyła. Filip też nie. Ich ciała były mokre.
- Musimy tu
posiedzieć parę minut i wyschnąć – podjęła decyzję.
Usiadła na
piasku, podciągając nogi wysoko i opierając ręce o kolana. Filip siadł obok
niej w podobnej pozycji. No cóż ta sytuacja była… Chyba jeszcze bardziej
erotyczna niż naga kąpiel w jeziorku. Kamila poczuła pewien rodzaj przyjemnej
rozkoszy.
Tym
bardziej, że Filip trochę wiercąc się, przesunął się nieco do przodu i w bok,
tak, że miał Kamilę bardziej frontem, niż bokiem. Rzecz jasna, nic specjalnego
widzieć nie mógł i z powodu ciemności i pozycji Kamili, ale jednak…
- Czemu
pytałaś mnie o Warkocza? – odezwał się po chwili milczenia.
- Co? – nie
zrozumiała, co miał na myśli.
- Na plaży.
Kiedy wypytywałaś o tych playboyów…
- Aha… Już
powiedziałam, że nie mogę mówić. A czemu cię to interesuje? – odwróciła
pytanie.
- Mówiłaś,
że masz jakiś problem. No to pytam, jaki…
Zawahała
się na moment.
- Wesz co…
Mówiłam, że nie mogę wszystkiego… Ale, hm… Wyobraź sobie taką sytuację, że jest
jakaś fajna uczennica, o którą niektórzy się zabijają, robiąc jakieś
nieprzyzwoite rzeczy – kombinowała, by powiedzieć coś, ale nie za dużo i przede
wszystkim nie o sobie.
- Nie wiem,
nie znam takiej – bardziej wyczuła, niż zobaczyła wzruszenie ramion Filipa. –
Chłopaki napalają się na różne laski, jest ich trochę w budzie, ale… Nie mam
pojęcia o jakiej sytuacji mówisz.
- Tak, wiem
- machinalnie skinęła głową.
No jasne,
że nie wiedział. Przecież nie chodziło o żadną uczennicę, tylko o nią,
nauczycielkę. Dlatego nie było sensu ciągnąć tematu w tą stronę. Nie prowadził
donikąd.
Już chciała
zrywać się z piasku, gdy…
- A Warkocz
nie wraca z nami, wiesz?
Wzruszyła
ramionami. Co ją to obchodziło? Nie był z jej klasy, miał kogo innego nad sobą.
- Jego
stary przyśle mu szofera z własną furą, rozumiesz? Chwalił się, że dostał
żółtego Chevroleta. I jutro nim odjedzie a nie z nami autokarem.
Sekunda
wystarczyła, by serce zamarło. Jak to szło? „Odjedzie żółtym wozem…” I coś tam
dalej jeszcze.
- Jesteś
pewny? – zapytała śmiertelnie poważnie.
- No tak,
nam opowiada – znów wyczuła wzruszenie ramion. – Przecież, gdyby w takiej
sytuacji ściemniał, wyszedłby na idiotę.
Racja,
racja…
- No patrz…
Dobrze, że mi powiedziałeś, ta informacja… - przerwała, wiedząc, że nie powinna
mówić zbyt wiele.
- Ta
informacja bardzo ci pomogła? – podchwycił. – No powiedz, niech też pocieszę
się twoim szczęściem…
- Tak,
pomogła – uderzyła się dłońmi w kolana. – Ale pozwolisz, że zachowam szczegóły
dla siebie.
- Zachowaj,
skoro to taka tajemnica – usłyszała spokojny głos, ale nacechowany jednak
jakimiś emocjami. – Ale w takim razie, może zdradzisz mi inną tajemnicę?
- Jaką? –
zdziwiła się i zaciekawiła.
- Opowiedz
mi swój pierwszy raz – walnął prosto z mostu.
- Dobrze
rozumiem, zboczeńcu mały…?
- Tylko nie
mały… - usłyszała, gdy przerwała, by nieco zszokowana zaczerpnąć tchu.
- Za mały
jesteś na takie opowieści.
- A na
kąpiel z tobą, już nie? – usłyszała cichy śmiech.
- Uważaj
sobie – pogroziła mu palcem, nie mając żadnej pewności, że on to widzi. –
Dlaczego to cię interesuje?
- A
dlaczego ciebie interesują ruchacze z naszej szkoły? – odpłacił pięknym za
nadobne.
- No tak,
to jest argument – kiwnęła głową. – Ale za mały.
- Wcale
nie. Poza tym, ja ci powiedziałem coś, co okazało się być ważnym.
- Ale to
dwie różne rzeczy… Pytasz o sprawy bardzo intymne.
- Wiem
przecież. Ale nie oczekuję jakiegoś soczystego opisu… No wiesz… - znów dałaby
sobie głowę uciąć, że rozmówca się uśmiecha.
- Acha… Tylko
tak po prostu…
- No
właśnie, tak po prostu…
Po
pierwszym szoku, jego nagabywanie zaczęło jej sprawiać bardziej przyjemność.
Acz i wpędzało ją również w zakłopotanie.
- Kurde, za
dobra jestem dla ciebie – droczyła się z nim.
- To tak
jak ja – usłyszała ripostę. – Dbam o twą opaleniznę, gram o twój honor w kosza,
udzielam ci ważnych dla szkoły informacji a w zamian… - nie dokończył.
Nie
dokończył, bo pewnie w rozrachunku wyszłoby na to, że i tak więcej zyskał, niż
stracił. Więc taktycznie postawił kropkę.
- Ostatni
raz proszę, bo jak nie to nie – zmienił nieco strategię, zachowując powagę
głosu. – Ot, chcę parę zdań, ogólnie tak, bez pikantnych szczegółów. No tam,
niech będą, ze dwa…
Rozbroiło
ją ostatnie zdanie wypowiedziane lekkim tonem. Zamknęła na chwilę oczy,
zastanawiając się, czy dobrze robi. Jednocześnie przywołała w pamięci pewien
czerwcowy wieczór sprzed jedenastu lat.
- Miałam
dwadzieścia jeden… - powiedziała na głos, zdradzając pierwszą tajemnicę. – Tego
wieczoru, czekałam na Daniela, aż wróci z wyjazdowego meczu. Niestety, najpierw
przybyli nieoczekiwani goście. To byli policjanci. Poinformowali mnie, że w
drużynie piłkarskiej znajdują się jacyś dilerzy, że Daniel też jest w to
zamieszany i mają nakaz przeszukania mieszkania.
- Dobre –
mruknął z uznaniem Filip. A jej samej stanęła teraz przed oczyma sylwetka
Wiktorii.
-
Przeszukali, coś tam znaleźli. Potem wyszło, że to nie należało do Daniela a
oni to podrzucili – dodała szybko, aby chłopak nie wyrobił sobie złego zdania o
jej mężu. – I zaczęli przeszukiwać także mnie, chociaż nie mieli do tego
powodu…
-
Policjanci? – zdziwił się Filip.
-
Policjantka – poprawiła się. – Ogólnie zachowywała się dość arogancko a jej
towarzysz również. Byłam już mocno wkurzona, gdy do domu wpadł Daniel i
poustawiał ich jak trzeba.
- To
znaczy, jak poustawiał? Nie rozumiem…
- No…
Wyjaśnił im – zaakcentowała czasownik. – Że zachowywali się niezbyt
profesjonalnie i dodatkowo podrzucali materiały… Zagroził im, że o wszystkim
poinformuje ich przełożonych i wygonił z mieszkania. Odetchnęłam z ulgą.
- I stał
się twym bohaterem – usłyszała głos Filipa, w którym pobrzmiewała chyba lekka
nutka zazdrości.
- Tak,
jakby… Jak już poszli, to wyjaśnił w zasadzie wszystko. Że on nie ma nic
wspólnego z czymś takim. I błyskawicznie zmienił wątek rozmowy na temat mojego
wyglądu i mnie samą – poruszyła się trochę niespokojnie, jakby rozgrzana
wspomnieniami sprzed lat.
- Co
powiedział?
- Że
wyglądam nadzwyczaj pięknie, bosko i takie tam… - machnęła ręką, jakby chcąc
zatrzymać tamte słowa Daniela, tylko dla siebie. – No i od słowa, do słowa –
urwała się, czując jak na jej twarz wypływa lekki rumieniec.
- No
powiedz… Chociaż w dwóch zdaniach.
- A co tu
można powiedzieć…? Rozebrał mnie i kochaliśmy się. To wszystko – ucięła temat,
spuszczając nieco wzrok.
- A jakieś
pikantne szczegóły, które miały być? – wyczuła, że głos Filipa zdradza pewne
podniecenie. Raczej zrozumiałe, choć niespecjalnie jej się to spodobało. – No
na przykład w jakiej pozycji, czy cię bolało, czy było ci dobrze…
- Było mi
bardzo dobrze – odparła silnym tonem, jakby chcąc na siłę przełamać wstyd. –
Bolało tylko trochę a kochaliśmy się klasycznie. To wszystko – powtórzyła,
sięgając dłonią po ubranie.
- Miałaś
orgazm?
- Ubieraj
się i idziemy – ucięła równie zdecydowanym tonem jak poprzednio.
Zamilkł na
takie dictum. Usłyszała szelest piasku. To był znak, że wstał i zaczął się
ubierać. Ona sama szybko wciągnęła na siebie majtki a potem stanik. Na koniec
całą resztę. O, dziwo poszło jej to szybciej, niż nieco gramolącemu się
chłopakowi.
Nie mówiąc
już zbyt wiele, udali się w stronę domków. Pożegnali, bez przedłużania i poszli
w swoją stronę.
Już leżąc w
łóżku, rozmyślała. Wiedziała, że miło spędziła ten czas, ale czuła się dziwnie.
Oprócz jakiejś przyjemności i satysfakcji, jaką sprawiły jej tańce z Filipem,
potem wspólna, naga kąpiel i na koniec intymne opowieści, czuła coś jeszcze.
Jakiś niepokój, może jakiś żal za dawnymi czasami. Krótka opowiastka sięgająca
tak bliskiej jej historii sprzed jedenastu lat, trochę ją rozkojarzyła.
Dodatkowo
te wszystkie przeżycia, rozbieranie się przed Filipem i zwierzanie się mu z tak
osobistej rzeczy, jak pierwszy raz z Danielem, sprawiły, że poczuła pewne
uzależnienie od niego. Pewną bliskość.
Ciekawe co
by było, gdyby jutro zaczął domagać się opisu najbardziej hardkorowego rżnięcia
w jej wykonaniu?
Zaśmiała
się cicho i zamknęła oczy, zasypiając.
Można spać
w sobotę do południa? Można, jeśli nie ma się żadnych obowiązków.
Dodatkowo,
po przebudzeniu, można jeszcze wylegiwać się w łóżku i przemyśleć ostatnie
wydarzenia.
A
najważniejsze, to list… Jeżeli nikt nie robił sobie jakichś jaj, to było już
jasne, że dotyczył on Warkocza. To on miał byś tym, który miał ją puknąć na tej
wycieczce. Nie do wiary… Jak on to sobie wyobrażał? Przecież to nierealne.
Dodatkowo,
piątek minął i nie posunął się naprzód. Bo chyba trudno za jakiś wyraźniejszy
postęp, uznać względnie dobre wrażenie jakie sprawił podczas imprezy w
Elevatorze. Od dobrego wrażenia, do bzykania jest szalenie długa droga.
No nieważne,
zastanawiała się co teraz zrobić? Czy przez cały dzień unikać go i patrzeć, jak
czyni jakieś ewentualne nadludzkie wysiłki, by się do niej zbliżyć, czy też
wręcz przeciwnie, szukać jego towarzystwa i obserwować jego zachowanie. To, czy
faktycznie będzie działał w tym kierunku, co przynajmniej upewniłoby ją do
autentyczności listu.
Po namyśle…
Nie podjęła żadnej decyzji.
Choć chwilę
później musiała takową podjąć. Odezwał się sygnał komórki. Zerknęła. Dzwoniła
Marta.
- Kamila…
Drugie klasy idą na zwiedzanie – racja, przypomniała sobie, że miało być coś
takiego. – Jest tu niedaleko taki pałacyk. Chcesz iść z nami?
- Drugie
klasy, mówisz? – zapytała, raczej niepotrzebnie, bo skojarzenie „druga klasa,
równa się Warkocz”, przyszło naturalnie.
- Tak,
drugie. Pierwsze zostają. To jak?
- Nie,
dzięki – gorączkowo szukała wymówki, ale niczego na szybko nie wymyśliła. – Mam
coś do zrobienia, no…
Zapewniła
sobie kilka godzin spokoju. No i a propos wcześniejszych rozmyślań… Co na to
wszystko Warkocz? Wrócą po południu, zostanie mu jakieś kilkanaście godzin na
zrealizowanie celu. Włącznie z nocą. Jak on tego dokona?
Momentami
była bardziej zaciekawiona, niż zdegustowana.
Nie chciało
jej się wstawać z łóżka. Zrobiła to tylko na chwilę, sięgając z lodówki colę.
Zimny napój pobudził ją, ale ona sama była już pobudzona tą całą sytuacją, tym
wczorajszym dziwnym dniem.
Przez
chwilę spacerowała po pokoju. Tak jak poszła spać, czyli nago. Świadomość
spacerowania nago w obcym pomieszczeniu wpływała na nią dość podniecająco. Czyli
utrzymywał się jej stan, który osiągnęła jeszcze wczoraj.
Bo to
wszystko, te zatargi z Warkoczem, ten list, jej interwencja na boisku
koszykarskim, w skąpym stroju kąpielowym miedzy ubranymi uczniami, wieczorna
impreza w Elevatorze, towarzystwo Kuby, tańce z Filipem, wreszcie naga, dość
rozkoszna kąpiel w jeziorku i zwierzanie się bliskiemu, ale jednak obcemu,
młodemu chłopakowi ze swoich intymnych przeżyć wpływało na nią w jakiś tam
sposób zniewalająco.
Przekroczyła
dużo barier.
Położyła
się w łóżku. Zasadniczo nigdy nie uprawiała masturbacji. Z wyjątkiem kilkunastu
momentów. To nie był sposób na rozładowanie się. Ale czasami na bezrybiu i rak
ryba. Teraz czuła to samo. Naga, pod kołdrą, w obcym miejscu. To też wpływało
na nią.
Niemal od
razu, bez wprowadzania, zaczęła masować swą cipkę. Leniwie, spokojnie. Nie była
aż tak napalona, by od razu wzmacniać tempo. Te wszystkie wydarzenia
wprowadziły ją w fajny stan, ale bez przesady. Masowała okolice pochwy,
próbując wedrzeć się nieco głębiej, ale na próbach poprzestając.
Początkowo
nie myślała o niczym konkretnym. Te wszystkie wydarzenia zlewały się w jedno.
Kilka, kilkanaście obrazów, niczym fotografie przemykały przez jej umysł,
zmieniając się co chwilę. To Filip wcierający olejek w jej uda. To ekipa
Warkocza taksująca ją wzrokiem, gdy stała w samych majtkach i staniku na boisku
koszykarskim. To Filip chwytający ją za ramiona i próbujący zanurzyć w wodzie.
To ona sama, opowiadająca swojemu uczniowi o tym, jak pierwszy raz kochała się
z Danielem.
Tak, to był
dobry moment, by przyspieszyć tempo.
Odrzuciła
kołdrę nieco niżej, uwalniając większość swojego ciała. Powoli zaczęło się ono
przesuwać po łóżku. To dobrze, to była już oznaka pewnego transu. Teraz po
prostu brakowało nad nią tylko fajnego kochanka, który rozłożyłby jej uda
jeszcze szerzej. Ba, rozłożył… rozwarł szeroko jednym, zdecydowanym ruchem i
nie pytając ją o zdanie, wbił się swoim sztywnym kutasem w sam głąb jej
wilgotnej cipki.
Ta myśl
podnieciła ją.
Choć
niejednego faceta uznałaby za przystojnego, wartościowego, atrakcyjnego, to
jednak zawsze miała opory, by przy tych nieczęstych chwilach masturbacji,
myśleć właśnie o nich. Czuła się wtedy, jakby zdradzała Daniela. Więc nie. Nie
myślała o nich. Tym bardziej, że jacy by nie byli, to najważniejszy w życiu był
jej mąż.
- Uhm… -
mruknęła lekko, wyobrażając sobie, jak pojawia się tu Daniel, rzuca jakiś
sardoniczny, złośliwy tekst w swoim stylu i czym prędzej rusza na pomoc
stęsknionej żonie. A ta przyjmuje go szeroko rozłożona, posłusznie…
Tylko kto
tu komu był posłuszny? To on zaspokajałby ją, posłusznie, jak wierny mąż swą
kochaną żonę.
Jej palce
coraz gwałtowniej zaczęły wdzierać się w cipkę, tak jak czyniłby to Daniel.
Wszedłby on na całą swą długość a potem spokojnie wyszedł. Następnie zaatakował
znów agresywnie i po chwilowym odczekaniu wycofałby się spokojnie. Te dwa ruchy
wystarczyłyby w zupełności, by ona nie była w stanie myśleć już o niczym innym.
A przecież on powtórzyłby ten manewr jeszcze nieraz.
Ona,
pozująca na dość pewną siebie, niezależną, pełną kobiecości damę, w tym
momencie byłaby po prostu niewolnicą swojego władcy, który młóciłby ją swym
rozgrzanym penisem sprawiającym rozkosz tak jemu jak i chyba jeszcze bardziej,
jej.
Tak jak
teraz jej palce, okrężnymi ruchami podrażniały cipkę, czując jak zaczyna
pulsować. Nagie ciało Kamil zaczęło się wyginać. Nie miała zahamowań. Z jej ust
wydobyło się kilka cichych jęków. Sama nie spodziewała się, że ta masturbacja
będzie taka… Satysfakcjonująca. Zwolniła na chwilę, jakby chcąc jeszcze
podrażnić samą siebie. Jakby jeszcze chciała poczekać na orgazm. Ale moment
później przyspieszyła i pomknęła do przodu osiągając rozkosz. Nadspodziewanie
dużą.
Przez
chwilę leżała w łóżku, nago, rozwalona, jak jakaś lafirynda. Rozbawiło ją
trochę to porównanie. Z biegiem minut doszła do siebie na tyle, że przestała
rozmyślać o absurdach, typu, zamknięte na klucz drzwi się otwierają i staje w
nich… Marek od fizyki? Filip? Warkocz?
Eee…
Wstała,
ubrała się, zrobiła mocno spóźnione śniadanie i odpaliła laptopa, buszując po
necie. Tak minęła jedna godzina, druga, nawet trzecia. Zerknęła na zegarek,
dochodziła szesnasta.
Włożyła na
siebie krótkie spodenki a potem koszulkę i uznając, że warto przekąsić jakiś
skromny obiad, udała się drzwi. Niestety, gdy tylko otwarła je, niemal zderzyła
się z unoszącym właśnie rękę mężczyzną.
- Ooo,
przepraszam. Wychodzisz? Przecież mówiłem, że wpadnę.
Zdezorientowana,
przypomniała sobie wczorajszy wieczór w gronie pedagogicznym. No tak, fizyk
rzucał tam różne teksty.
- Pamiętam
Marek, ale jestem trochę głodna i chciałam wyjść coś zjeść – odezwała się w
nadziei, że to odstraszy nauczyciela. Niestety….
- Dobrze
się składa – przysunął się do niej, jak przystało na samozwańczego samca alfa.
– Też jestem głodny, zjemy cos razem.
Obiad tylko
trochę poprawił jej nastrój.
Po
zjedzeniu ruszyła w kierunku plaży. Oczywiście w towarzystwie Marka. Zagryzała
lekko wargi nie wiedząc jak się go pozbyć.
Normalnie,
spacerowanie w takim stroju było dla niej kłopotliwe. Nie przepadała za publicznym
rozbieraniem się aż tak mocno. Niewiele zmieniał tu fakt, że był to ośrodek
wypoczynkowy i dziewięćdziesiąt procent ludzi było ubranych podobnie do niej,
albo jeszcze bardziej skąpo.
Dodatkowo
zakłopotanie potęgował fakt kolegi z grona pedagogicznego, tuż obok niej. O ile
spojrzenia obcych ludzi mogła przyjąć, o tyle te spojrzenia kierowane tak na
nią, jak i na jej towarzysza, wyrażające czasem zazdrość, złościły ją. Chciała
wręcz czasem krzyknąć, „spokojnie, to nie jest żaden mój facet, tylko kolega,
który się napatoczył”.
No, ale nie
krzyczała. Jedyne co mogła tylko zrobić, to stanowcze uciekanie przed jego
rękami, gdy próbował ją objąć w talii. Milcząco, ale zdecydowanie dawała temu
sprzeciw.
Z drugiej
strony, choć nie przepadała za towarzystwem Marka, uznając go za zbyt mocno
zadufanego w sobie trochę pewniaka, trochę cwaniaka, to jednak miał on w sobie
tyle klasy i charyzmy, że jego namolność nie była aż tak uciążliwa.
- Pójdziemy
na plażę. Dzisiaj jest okazja popływać razem, skoro wczoraj się nie dało –
perorował, tak jakby podjął decyzję i za siebie i za nią.
- Zobaczymy
– odparła krótko przygryzając wargę. Kilkanaście metrów przed sobą zobaczyła
ratunek. Dziewczyny ze szkoły grały sobie w dość ustronnym miejscu w siatkówkę.
To znaczy, dopiero przymierzały się do rozpoczęcia.
- Dzień
dobry! – usłyszała z kilkunastu ust. – Gra pani z nami? – usłyszała z ulgą.
Przyjęła propozycję bez zastrzeżeń.
- Dla mnie
nie macie miejsca? Jak to? – siłował się na twardziela fizyk.
- Pan może
na nas popatrzeć – rezolutnie odparła wysoka Aurelia, jedyna w tym gronie
siatkarka z prawdziwego zdarzenia
Mruknął
coś, chyba niezadowolony. Tak, mimo wieku sprawiał wrażenie dość silnego
faceta. Lekki, wakacyjny wysiłek tym bardziej nie byłby dla niego problemem.
Kamila też
nie była do końca zadowolona. Wolałaby, by poszedł gdzie indziej, miast
siedzieć tu i patrzeć się na jej półnagie ciało, na jej ruchy, sylwetkę. Ale
ostatecznie było to lepsze rozwiązanie, niż spędzanie czasu z nim sam na sam.
Niestety,
Marek nie poprzestał na samym wysiadywaniu w otoczeniu kilku licealistek. Non
stop zagadywał do nich a także komentował zagrania młodych pasjonatek
siatkówki. Najczęściej jednak tyczyło się to Kamili.
- Niech się
pani nie przejmuje – odezwała się w którymś momencie jedna z partnerek, Daria. –
On nie przepuści żadnej nauczycielce.
- Widzę, że
jesteście doskonale poinformowane – roześmiała się Kamila ubawiona tym tekstem.
Niektóre dziewczyny też parsknęły śmiechem.
Gra
przedłużała się i trochę znużyła nauczycielkę, ale dzielnie trwała na placu
boju. Motywował ją do tego widok siedzącego uparcie obok Marka, jakby liczącego
na to, że Kamila legnie u jego boku kawałek dalej na plaży, pewnie w jakimś
odosobnionym miejscu.
Nie, nie i
nie. Dlatego grała. Nawet angażując się w wynik. Tak bardzo, że kiedy następnym
razem rozejrzała się wokół, dostrzegła kilku nieznanych jej młodszych i
starszych mężczyzn przypatrujących się grającym w siatkówkę skąpo ubranym
licealistkom, ale nie zobaczyła nauczyciela fizyki.
Zrezygnował.
Odpuścił. W końcu.
Mogła zatem
skończyć i ona. Zeszła z boiska, dając się zastąpić inną chętną uczennicą.
Zastanawiała się co zrobić z wolnym czasem pozostającym do pożegnalnej imprezy
w Elevatorze, gdy…
- O…. Co
taki nie w sosie? – nieco zaskoczona zwróciła się do Filipa, który pojawił się
nagle u jej boku.
Pytanie nie
było bezzasadne. Filip stał wyprostowany w kapturze na głowie, mimo wysokiej
temperatury a szczękę miał zaciśniętą, twarz pochmurną a oczy strzelały błyski.
- A nic
takiego… A skąd wiesz, że nie w sosie? – zapytał niefrasobliwie.
- Głuptas –
Kamili opadły ramiona a na twarzy pojawił się pobłażliwy uśmieszek. – Nawet
ślepy by zauważył. No… Powiesz?
- A nic
takiego… - powtórzył wzruszając ramionami, ale było widać, że nie utrzyma tego
w sobie, więc Kamila czekała, patrząc wyczekująco na niego. – Byliśmy na
wycieczce z drugimi klasami. Warkocz też był z nami. Wygadywał różne takie… -
urwał.
- Co
wygadywał? – zapytała niby beztrosko, jednocześnie nadstawiając uszy, bo
skojarzenie było jednoznaczne.
- A no
takie, że… Dzisiaj puknie obiekt swoich marzeń, że już wczoraj uczynił znaczący
krok i… - znów urwał, wzruszając ramionami.
Kamila
wzięła go za rękę i delikatnie wyprowadziła ze zbiorowiska. Wolała kontynuować
temat bez świadków. W zasadzie, tu wszędzie dookoła byli jacyś ludzie, ale tam
dalej, nad brzegiem jeziora było ich mniej. Ruszyła w tamtym kierunku, idąc
wolno z młodym licealistą przy boku.
- Dlaczego
wywarło to na tobie takie wrażenie? I nie do końca rozumiem. O kim mówił?
- Wrażenie?
Wiesz, nie lubię jak ktoś mówi takie i inne rzeczy o kimś bliskim – teraz na
jego twarzy pojawiła się nadzwyczajna skromność, co wyglądało dość groteskowo i
Kamila, mimo pewnego zniesmaczenia wynikłego z wieści przekazanych przez
koszykarza, z trudem powstrzymała wybuch śmiechu.
- A ten
obiekt jego marzeń to ktoś ci bardzo bliski, jak rozumiem?
- Nie
udawaj… Wiesz, że chodzi o ciebie - spojrzał jej prosto w oczy.
- Nie
udaję, skąd mam wiedzieć? – Owszem, nie wiedziała, lecz się tego domyślała. – I
co? Boisz się, że on to zrealizuje?
Pytała
swobodnym tonem, wiedząc dobrze, że bezczelne przechwałki Warkocza, są tak
niedorzeczne, iż nie warto się nad nimi zastanawiać, ale z miny Filipa
wyczytała, że jej ton nie sprawił na nim najlepszego wrażenia. Widocznie
odebrał to inaczej. Patrzył na nią… Tak dziwnie, że zmuszona była powiedzieć
coś więcej..
- Naprawdę
głuptas jesteś. Uważasz, że teksty Warkocza mają choćby minimalne pokrycie w
rzeczywistości? Naprawdę myślisz, że on mógłby… - nie dokończyła, bo nie
musiała.
- Nie no… -
przeszedł trochę do defensywy. – Ale wiesz, jaki on jest… I to, że on mógłby…
No wiesz… - teraz zaplątał się Filip. – No i jakby nie patrzeć, wczoraj bawiłaś
się w jego towarzystwie doskonale – to zdanie wyrecytował w tempie odrzutowca
zostawiającego akurat biały ślad na błękitnym niebie.
- Ej –
spojrzała na niego z lekką urazą. – Grzeczna zabawa przy stoliku to jedno a
wskakiwanie komuś do łóżka to drugie. Zresztą nie przesadzaj z tą
doskonałością.
Nie chciała
wymawiać mu, że swoją uwagą nieco przekroczył pewne granice wchodząc na jej
teren. Nie, nie zasługiwał na to. Pomijając już fakt, że wczoraj późnym
wieczorem, czy może raczej, już w nocy przekroczyli te granice dużo bardziej. I
to z jej inicjatywy.
Poza tym na
sekundę zastanowiła się nad tym, jak łatwo przeszły przez jej usta słowa o
wskakiwaniu do łóżka. Przedwczoraj nie użyłaby w rozmowie z Filipem takich
słów. Dzisiaj nie było z tym większego problemu.
- Ale ktoś
tam z tej zabawy robi sobie widły – odparł bardziej pojednawczym tonem. – Zresztą
nieważne…
- To co on
tam jeszcze mówił? – zapytała, chcąc pozostać w temacie.
- Chcesz
wiedzieć? Dobra – wyczuła w jego tonie lekką złośliwość, ale nie zdążyła go
powstrzymać. – Mówił tak, żebym słyszał. Że zerżnąłby cię w dupę tak, że potem
sama byś mu z wdzięczności obciągała…
- Cicho! –
zdegustowana przerwała mu, pomagając sobie także gestem ręki. – Spacerując
brzegiem jeziora zbliżyli się do kolejnej grupki młodych ludzi. Tym razem
Kamila nie miała problemu z rozpoznaniem twarzy, to była grupka uczniów z
liceum. Któraś z drugich klas, która wróciła właśnie z wycieczki i rozłożyła
się na plaży korzystając z ostatnich promieni słonecznych.
Poczuła jak
na jej twarz wypływa rumieniec. Słowa Filipa, którymi określał, co zrobiłby z
nią Warkocz, krępowały ją. No, ale sama tego chciała…
Zerknęła
przed siebie. Grono licealistów obojga płci, nie zważając na obecność jednej z
nauczycielek, swobodnie raczyło się alkoholem pod różnymi postaciami.
Dominowały puszki z piwem, ale oko Kamili wychwyciło także butelki pełne wina.
-
Moglibyście chociaż trochę kryć się z tym… - zasygnalizowała lekkim tonem, nie
chcąc wyjść na starą, zrzędliwą zołzę. Za jej szkolnych czasów tak właśnie
byłoby. Widocznie dzisiaj, nikt nie robił już sobie niczego z obecności belfra.
- Oj tam,
posiedziałaby pani z nami – odezwał się beztrosko jeden z uczniów, wzbudzając
lekki śmiech wśród towarzyszek. Kamila zachmurzyła się nieco.
-
Posiedzieć mogę, ale w kulturze a nie tak… - nie bardzo wiedziała co
odpowiedzieć. Niby jej liceum, ale nie jej klasa. Niby jej szkoła, ale to była
wycieczka i im także należał się pewien luz.
- Ale my
kulturalnie zaraz obalimy Komunę – znów odezwał się ten sam uczeń, wskazując z
dumą na butelką wina, na której widniała etykieta z nazwą „Komuna”. Jego tekst
znów wzbudził śmiech koleżanek.
- Co wy
wiecie o komunie… - mruknęła pobłażliwie.
- A pani co
wie? – zainteresował się rozmówca. - Wydaje mi się, że pani niewiele z niej
pamięta a tak naprawdę pewnie nic. Z którego jest pani rocznika?
- Nie bądź
taki ciekawski – ostudziła jego zapędy, chcąc ruszyć dalej. Ale po pierwszym
kroku stanęła. Dostrzegła podnosząca się z piasku postać. Warkocz.
- Magda! –
krzyknął. – Choć tu zaraz, twój wielbiciel przyszedł.
Znów
rozległ się śmieszek, choć mniejszego kalibru, niż poprzednio. Widocznie nie
wszyscy wiedzieli o co chodzi, tak jak i sama Kamila. Ale jej uwadze nie uszedł
nerwowy ruch Filipa. Spojrzała na niego i zobaczyła, że twarz pierwszoklasisty
stężała.
- Ty jesteś
tak mądry, że mógłbyś w Milionerach wystąpić – wygłosił niezbyt wyszukaną
ripostę, ale Warkocz będący już najwyraźniej pod wpływem jakiegoś trunku i to
chyba niejednego, nie zwrócił na to uwagi.
- Nie bądź
taki nieśmiały, nie wstydź się przy pani profesor… No, Magda, dalej, chodź…
Kamila
zobaczyła, jak z rozłożonego na plaży kocyka wstaje kolejna postać. Tym razem
dziewczyna o krótkich ciemnych włosach. Niewysoka, nawet można by rzec, drobna.
Ale z pewnością ładna, o błyszczących oczach.
- I co
chcesz tym wszystkim osiągnąć, cwaniaku? – Kamila wciąż niezorientowana w
sytuacji milczała, ale po głosie Filipa, jak i jego postawie, wyczuła, że jest
on mocno napięty i wnosiła z tego, że chodzi o coś ważnego.
- Cześć
Filip – zamiast Warkocza, odezwała się Magda, zbliżając się do rudzielca i
zachowując tak, jakby kompletnie ignorowała obecność nauczycielki. – Chyba nie
gniewasz się wciąż na mnie za tamto?
- Nie można
się gniewać na osobę niespełna rozumu – odparował chłopak.
- Oj, tak
ostro…
- Bo
zasłużyłaś i dobrze o tym wiesz.
- Od
Walentynek minęło przecież sporo czasu…
- Niektórzy
mają nadzwyczajną łatwość zapominania pewnych rzeczy, inni nie.
- A ja
myślałam… – przewróciła oczami Magda, ale tak sztucznie, że Kamila bez trudu
rozpoznała, że ma do czynienia z cyniczną grą. – No cóż, trudno. Ale mam
nadzieję, że w końcu któraś się ulitowała nad tobą. Choć coś czuję, że jeszcze
nie – puściła oko i ze śmiechem na twarzy zaczęła wycofywać się do grona
przysłuchujących się z uwagą, uśmiechających się niedwuznacznie licealistów.
- Ciekawe,
czy znalazł się choć jeden chłopak, który nie ulitowałby się nad tobą –
odpłacił dsię pięknym za nadobne Filip, wypowiadając swe słowa spokojnym tonem,
choć Kamila widziała, jak bardzo jest wzburzony.
- Uważaj
dzieciaku, do kobiety mówisz – odezwał się Warkocz nadając swemu głosowi ostrzegawczy
ton.
- Akurat ty
jesteś ostatnim, który mógłby mnie uczyć, jak się zwracać do kobiety –
odparował Filip rzucając spojrzenie na Kamilę.
- Ach tak…
Kapuś – na twarzy Warkocza pojawił się pogardliwy uśmiech. – A więc…
- Kuba –
Kamila uznała, że czas najwyższy wkroczyć do akcji. – Ostrzegam, nie mów lepiej
niczego, czego byś później żałował. Weź sobie tę radę naprawdę do serca.
Jej ton był
bardziej lodowaty, niż sama chciała. Podziałał. Nie tylko na Warkocza, ale i
resztę, bo większość osób spuściła wzrok a i uśmiechy gdzieś się zapodziały.
Jedynie najwierniejsi druhowie Warkocza bezczelnie patrzyli na jej długie,
odkryte nogi. Ale na to nie mogła już nic poradzić. Poza jednym.
- Chodźmy –
pociągnęła za sobą Filipa.
Szli w
milczeniu, zostawiając za sobą gromadkę licealistów i słysząc z dala ich
ponowne śmiechy. Im jednak do śmiechu nie było. Na moment, każde z nich
zatopiło się we własnych myślach.
- Gdzie my
właściwie idziemy? – ocknęła się w końcu Kamila. Nie doczekała się odpowiedzi.
– Może wracajmy, bo jednak już wieczór nadchodzi i zaraz ta impreza w
Elevatorze.
- A musisz
na nią iść?
- No nie
muszę… ale co mam, w domku siedzieć i gapić się w laptopa?
- Czasem to
i lepsze rozwiązanie, niż głupawa zabawa z debilami.
- Masz na
myśli to…? – nie dokończyła, dając i tak jasno do zrozumienia, że chodziło o
Warkocza, ową Magdę i resztę grupy. Po raz kolejny tego dnia, chwyciła Filipa
za ramię i skierowała go w drogę powrotną. Tym razem jednak bardziej dookoła,
tak, by nie wpaść raz jeszcze na drugoklasistów.
- Tak, to…
- lekko ją przedrzeźnił. – I nie tylko.
- Nie chcę
być wścibska – zaczęła delikatnie temat Kamila. – Ale chciałabym wiedzieć o co
chodziło z tą Magdą. Możesz mi to opowiedzieć?
- Coś taka
ciekawska? – burknął, cytując jej własne słowa sprzed kilku minut.
- Tak, jak
ty wczoraj – odcięła się, patrząc z lekkim uśmiechem, chcąc udobruchać nieco
zachmurzonego koszykarza. To luźne wspomnienie wczorajszej chwili otwartości
sprawiło, że poczuła się jednak trochę nieswojo.
Milczał
chwilę wlokąc się powoli po piasku.
- Wiesz, że
w liceum mamy pocztę walentynkową czternastego lutego – zaczął w końcu.
- No wiem.
I co?
- No i
wtedy można wysyłać anonimowo różne życzenia różnym osobom a potem, podczas,
którejś lekcji, dyżurni roznoszą te karteczki w klasach, po całej szkole, nie?
- Tak…
- No to też
dostałem. Od tej Magdy. Wcześniej znaliśmy się, choć bardzo kiepsko. Tak, na
cześć i to tyle. Ale chyba wiedziała, że mi się podoba. Bo wtedy mi się
podobała, zresztą chyba nie tylko mi.
- I co ci
napisała?
- Że mam
piękne oczy i takie tam. A niżej, już większe konkrety. Że przez te oczy, nie
myśli o niczym innym, niż o tym, by mnie rozprawiczyć.
- Hm…? –
zmarszczyła brwi Kamila.
- No tak
tam było. Czemu nie wierzysz?
- Nie to,
że nie wierzę, ale…
- Ale
dziwisz się, że są tacy co jeszcze nagiej kobiety nie widzieli…?
- Nie
wmawiaj mi tego, czego nie powiedziałam – powiedziała ostrzegawczym tonem,
unosząc w górę palec. – W ogóle mnie to nie interesuje. Dziwię się tylko skąd
ona o tym wiedziała i ciekawi mnie, co ty zrobiłeś.
- Nie wiem,
skąd wiedziała. Pewnie nie wiedziała, ot tak, strzeliła, mając na uwadze mój
wiek i może coś tam jeszcze – machnął ręką. – Co zrobiłem? Wiesz, miałem ją za
sympatyczną, normalną dziewczynę, jak mówiłem, znaliśmy się słabo.
- No i…?
- No i
spotkałem się z nią. Ona na początku nawet zachowywała się całkiem miło,
chociaż dało się wyczuć, że jest zbakana, znaczy, po trawce – wyjaśnił bardziej
przystępnie. – No i się trochę wkręciłem w to. A potem zaczęła się śmiać i to
tak, że nie mogła przestać. A jak już przestała, to stwierdziła, że jestem
śmieszny i jak mogłem w ogóle w to uwierzyć. No i tak, jak widać się rozniosło.
- Tak
kończą cwaniaki, co chcą szybko zaliczyć – nie potrafiła się opanować przed
udzieleniem satysfakcjonującej riposty Kamila.
- Mi nie
chodziło o zaliczenie – wybronił się chłopak. – Już mówiłem, podobała mi się i
myślałem, że ona to wyczuła i to stąd… No, ale myliłem się.
- Nie wiem,
jak można być tak łatwowiernym…
- Tak
uważasz? A co powiesz na to, że ona dziewicą nie jest i to pewnie od dłuższego
czasu a to co jej powiedziałem, tą ripostę… To czysta prawda. Ona nie ma
chłopaka, ale w celibacie nie żyje. Zdecydowanie nie – podkreślił mocno.
- No i
chciałeś z taką…?
- Ale wtedy
nie wiedziałem, znałem ją zbyt słabo. Dowiedziałem się później, jak
przeprowadziłem małe śledztwo.
- Teraz
masz nauczkę, że śledztwo trzeba prowadzić na samym początku.
- Teraz mam
nauczkę, że jeśli chcę dowiedzieć się czegoś o erotyce i pooglądać gołe baby,
muszę pójść do jednej ciotki.
Zobaczyła
na jego twarzy uśmiech po raz pierwszy od wczorajszego dnia. Z tego powodu
podarowała sobie jakiekolwiek riposty, poza spojrzeniem spode łba. Ale
zdecydowanie bardziej udawanym, niż faktycznym.
W dużo
lepszych nastrojach pożegnali się przed domkiem Kamili, obiecując sobie, że
spotkają się na imprezie w Elevatorze.
W szpilkach
i zwiewnej sukience czuła się bardzo kobieco. Chociaż nad tymi pierwszymi długo
się zastanawiała. Ale włożyła. Dlaczego? By bardziej upokorzyć Warkocza?
Chyba tak.
Tak właśnie miało być.
Siedziała
przez jakiś czas przy stolikach, w gronie swoich koleżanek i kolegów z pracy.
Rej znów nadawał Marek. Ale w towarzystwie wypadał naprawdę dobrze i nie był
taki upierdliwy. W związku z czym Kamili nie opuszczał dobry humor.
Nawet po
opróżnieniu szklanki piwa, dała mu się porwać na parkiet, uważając
jednocześnie, by nie przyklejał się do niej za bardzo. I to jej się udało.
Lekko
rozgrzana usiadła znów wyszukując swojego krewniaka. Nie mogła go znaleźć, więc
ruszyła w obchód.
Spojrzenia
tak męskie, jak i żeńskie, upewniały ją w tym, że jej kreacja robiła wrażenia
na imprezowiczach. Gdyby była w szkole, czułaby mocne skrępowanie. Teraz, na
wycieczce, ustępowało ono dość wyraźnie demonstrowanej pewności siebie. Trochę
oszukiwanej, bo tak naprawdę nigdy nie należała do osób pewnych siebie, swojej
wartości. Ale zademonstrować to, potrafiła.
Może
jeszcze wpływ wypitego piwa. W zasadzie nie przepadała za akurat tym napojem,
jeśli już, raczyła się drinkami, ale dziś, jakoś tak pod wpływem Marty, nauczycielki
geografii…
W każdym
razie czuła się dość pewnie, jeszcze bardziej tą pewność siebie demonstrowała,
przechadzając się w dość seksownej kreacji między stolikami licealistów i
wzbudzając w nich lekką sensację. Starała się jednak nie zwracać na to uwagi,
koncentrując się na poszukiwaniach ofiary.
Znalazła
go, jak zwykle gdzieś na uboczu. W towarzystwie tych, co zawsze, Dawida i
Alana. I jeszcze tam kogoś.
- Chodź –
niemal nakazała mu, chwytając za rękę.
- Znowu to
samo co wczoraj? Wiesz, że nie przepadam – pierwsze słowa zdradzały niechęć, ale
drugie zabrzmiały łagodniej.
- Chodź! –
powtórzyła, pochylając się ku rudzielcowi, mając świadomość, że sukienka z
tyłu, odsłania trochę większą część nóg. Nie zareagowała na to, wiedząc, że te
widoki i tak są bezpieczne. Nachyliła się po to by poczuł zapach jej perfum i
usłyszał łagodniejszy, taki subtelny szept. – Nie odmówisz chyba, gdy na
parkiet prosi cię niezła laska a w dodatku ciotka, nie?
Uśmiechała
się lekko przy tych słowach, starając się przybrać intrygujący wyraz twarzy.
Seksowny, ale nie w stylu jakiejś głupiej niemieckiej porno gwiazdki. Nawet nie
tyle seksowny, ile kobiecy.
Słowa,
które wypowiedziała, szczególnie te, którymi określiła samą siebie, uświadomiły
jej, gdzie znajduje się powód jej poświęcenia.
Wróciła
spokojnym krokiem, znów czując na sobie wiele spojrzeń. Obawiała się trochę
reakcji Filipa na nie. Wiedziała, że młodzian nie lubił wysuwać się na pierwszy
plan a będąc przy jej boku siłą rzeczy…
Ale ku
swojej uldze, zobaczyła na parkiecie już sporo ludzi. Więc i Filip mógł się
bardziej wyluzować, nie będąc aż tak bardzo na świeczniku.
- Znowu
chcesz ze mnie zrobić pośmiewisko – westchnął, gdy już znaleźli się u celu.
- Nie rób z
siebie takiej ofiary – uśmiechnęła się do niego pobłażliwie.
- To od
razu w parze – zastrzegł.
Wolała
inaczej, ale trudno. Rozumiała jego obawy. Solo czułby się mocno skrępowany.
Dlatego od razu wolał schować się przy jej boku.
Schować,
dobre… Pierwszy od wieków partner w tańcu, wyższy od niej dobrze o pół głowy.
Tym razem
nie było energiczniejszych pląsów, jak wczoraj. Tym razem było spokojniej. Może
dlatego, ze chciał tego nie tylko on. I nie tylko ona. Także DJ, który puścił
jakiś wolniejszy kawałek.
Kamila
wykorzystała to przytulając się do Filipa śmielej, niż podczas poprzedniej
imprezy. Zdawała sobie sprawę, że jej atrakcyjność fizyczna, w połączeniu ze
zmysłowym zapachem i kobiecym strojem działają na młodzieńca i ciężko mu
odeprzeć jej inicjatywę. Zresztą nie wyglądał na takiego. Może początkowo minę
miał poważną, jakby nie był pewny, czego ta Kamila chce od niego, ale potem
zachował się jak zachowałaby się pewnie większość mężczyzn w takiej sytuacji.
Chwycił ją za biodra.
Kołysała
się spokojnie z dłońmi opartymi na ramionach młodego koszykarza. Nie musiała
rozglądać się wokół, by wiedzieć, zza stolików spogląda na nią niejedna para
oczu. Nie była jednak w stanie sprawdzić, czy patrzą na nią te właściwe. A
właściwie nie tyle na nią, ile na Filipa. Bo tego najbardziej pragnęła.
Tym
bardziej, że Filip poczynał sobie dość odważnie, obejmując ją w talii i
przyciągając do siebie. Nie za mocno, ale jednak wyczuwalnie. Czuła jego oddech
na swój twarzy, momentami nawet na szyi, co było o tyle krępujące, jak i
przyjemne. Pozwalała mu na tą bliskość.
Jego dłonie
zaś, dość subtelnie, delikatnie, ale stanowczo, jeździły po niższych partiach
jej pleców. To też było miłe uczucie. Nie mówił nic, tak jak i ona. Po prostu
tańczyli, przytuleni do siebie. W pewnym momencie skonstatowała, że chyba
trochę za mocno.
Zawahała się,
ale tylko na moment. Jeśli nawet wywołuje swym zachowaniem trochę zbyt wielką
sensację, to jest to warte, tego co mogli w tym momencie czuć Warkocz i jego
koledzy. No i Magda. Jeżeli oczywiście to wszystko widzieli. Nie miała takiej
pewności, więc postanowiła dać im czas. Nie spieszyło się jej do przerwania
tego intymnego kontaktu, tym bardziej, że sprzyjała temu muzyka lecąca z
głośników.
- Wiesz, że
wykorzystujesz mnie – odezwał się wreszcie Filip, szepcząc jej do ucha.
- Dlaczego
tak uważasz?
- Robisz to
po to, by dać mi satysfakcję. By upokorzyć tamtych… - nie dokończył, bo było
jasne, kogo ma na myśli.
- Ach… A
jeśli tak, to czujesz się urażony? – zapytała, z lekkim niepokojem oczekując
odpowiedzi. Wiedziała, że jaki by nie był, to miał swój charakter i mógł
odebrać jej zachowanie trochę niewłaściwie.
- Nie do
końca mi się to widzi, ale nie mam nic przeciwko – wyczuła wzruszenie
ramionami. – Ale skoro już podjęłaś taką grę, to może pozwolisz na coś więcej?
- Na co? –
zapytała, lekko marszcząc brwi.
- No na
przykład na to, bym lekko przejechał palcami po twoich pośladkach…
- Filip –
oderwała się nieco od niego patrząc mu w twarz. – To taniec, subtelny, zmysłowy
a nie porno dla ubogich.
- Przecież
to nie porno, nie przesadzajmy, tylko tak delikatnie… A jeśli nie to, to
chociaż mogłabyś dać dłuższego buziaka. Tak, w usta.
Spojrzała z
lekką dezaprobatą, ale nie zganiła go za te słowa. Wyczuła w jego głosie lekkie
podniecenie. Starał się je ukryć, ale nie wyszło mu to najlepiej.
- Naprawdę
uważasz, że to dobra opcja, by jeden z moich uczniów, w dodatku krewny, macał
mnie po tyłku? Publicznie, na oczach dziesiątek znajomych uczniów i
nauczycieli? – zapytała spokojnie.
-
Nauczyciele nas nie widzą, zasłaniają nas inni. A ci inni… Pomyślą wiele
rzeczy, ale nie to, że to niestosowne.
Tym razem
spojrzała pobłażliwie. Miała zbyt dobry humor. A ta propozycja… Była
niestosowna, ale nie aż tak niemoralna, jak… Nie no, chyba już zaczynała trochę
zacierać granice między normalnością a jej przeciwieństwem. Ale…
- Opuść
ręce trochę niżej. Trochę – zastrzegła.
Miał je na
jej talii. Teraz, po chwilowej przerwie, przytulił się do niej znów. Może nawet
trochę mocniej, niż poprzednio.
Przez
chwilę trzymał dłonie tak jak wcześniej, jakby sam się przestraszył swojej
propozycji. Ale po jakimś czasie Kamila poczuła jego palce kilka centymetrów
niżej, na górnych partiach pośladków. Poczuła się tak skrępowana, jak i w
pewien, typowy dla siebie sposób, zniewolona.
Jakby nieco
mocniej wtuliła się w jego ciało, tak jakby był to Daniel. No, ale na Boga, to
był Filip, krewniak, syn kuzynki i ogólnie rzecz biorąc fajny, sympatyczny
chłopak. A i jego wzrost sprawiał jej sporą przyjemność. Jak każda kobieta
preferowała wyższych mężczyzn. Los sprawił, że zakochała się w kimś, kto liczbę
centymetrów miał identyczną jak i ona. Trudno, nie to było przecież
najważniejsze. Ale brakowało jej takich nieistotnych, wydawałoby się pierdół.
Jak spokojny taniec z wyższym mężczyzną. W tym przypadku chłopakiem.
Tak, ona
robiła to dla niego, ale i on będąc tym, kim był, sprawiał jej nieświadomie
sporą przyjemność. Dlatego nie zareagowała, gdy poczuła, że palce niesfornego
rudzielca zjeżdżają jeszcze niżej. To znaczy zareagowała, ale tylko lekkim,
niemal niewyczuwalnym drgnięciem. Nie zaprotestowała. Czuła bardzo delikatny
dotyk jego palców na swoich pośladkach. I to bezustannie. Ba, jeździł po nich.
Powoli, delikatnie, tak, że i on chyba niewiele czuł. Bo chyba tak naprawdę
czuł tylko dotyk materiału sukienki i nic więcej. Dlatego też nie protestowała.
Ciekawiło
ją tylko, czy widzi to Warkocz i Magda. I reszta ich bandy. Czy widzą to, jak
ich wyśmiewany, lekceważony kolega ze szkoły, przesuwa swe palce po tyłku
najpiękniejszej podobno nauczycielki w liceum.
Kurde,
jeśli nie widzieli oni, to widzieli inni uczniowie. I to jednak nie było takie
fajne. Tym bardziej, że Filip chyba za bardzo dał się ponieść emocjom i jego
nacisk nieznacznie się zwiększył.
Zmieszała
się. Nie chciała przerywać, choć czuła, że jednak musi. Ale jego odwaga, pewna
nieustępliwość, zaskoczyły ją i sprawiły, że poczuła pewnego rodzaju
podniecenie. Nie spodziewała się jednak tego po nim. Jakby nie patrzeć przejął
pewną inicjatywę. I to lekko ją nakręciło.
Ale gdy
poczuła, że jego wszystkie dziesięć palców wpija się w jej pośladki już mocniej,
wiedziała, że to koniec. Tym bardziej, że zbiegło się to z końcem piosenki.
- Filip –
szepnęła nieco głośniej, odrywając się nieco od niego a przede wszystkim
sięgając dłońmi w tył, by zastopować jego ręce. Zrozumiał.
- To
jeszcze tylko ten obiecany buziak na pożegnanie pięknych tańców – uśmiechnął
się lekko, ale wyczuła, że wciąż jest podniecony. Nie jakoś wybitnie, ale
jednak. Jego oczy iskrzyły się a oddech stał się nieco szybszy.
- Niczego
ci nie obiecywałam.
- Ej…
Piękne ciotki nie powinny dawać się prosić rudym koszykarzom – uśmiechając się,
przypomniał nauczycielce, jej własne słowa.
- Nie
wygłupiaj się – skarciła go lekko, ale już wiedziała, że to zrobi. Zbliżyła swą
twarz do jego i cmoknęła go prosto w usta. – Jeszcze się spotkamy!
Z tymi
słowy odwróciła się, zostawiając rudzielca samego, ale chłonąc jeszcze jego
reakcję po tym, mimo wszystko, niewinnym buziaku. Skierowała się w stronę
własnego stolika, dyskretnie szukając wzrokiem Warkocza i jego towarzyszy.
Niestety, nie osiągnęła celu. Na parkiecie panował tłok i jedni imprezowicze
przesłaniali innych.
Była
rozemocjonowana. Tak, naprawdę. Nie jakoś mocno, ale jednak te kilkanaście
minut w ramionach Filipa i jego zachowanie… Trochę przyspieszyły krążenie krwi
w jej żyłach.
- No
wreszcie, którego z naszych podopiecznych podrywałaś? – usłyszała głos Marka,
tradycyjnie pełniącego rolę wodzireja przy stoliku.
- Może
przeprosiła się z Kubą – starsza nauczycielka polskiego, Iwona, nie przepuściła
okazji, by nie dopiec lekko młodszej koleżance.
- To zaraz
przeprosimy się i my. Pójdę po piwa – oznajmił Marek.
Kamila
usiadła przy stoliku zajmując się sobą. Nie było Marty. Dostrzegła ją hasającą
po parkiecie w towarzystwie jakiegoś ucznia, nie ustępującego wzrostem
Filipowi. Ten widok sprawił, że Kamila poczuła się niemal całkowicie
rozgrzeszona ze swych wyczynów.
Niestety
jej brak sprawiał, że nie bardzo miała się do kogo odezwać. Przy stolikach
siedziały tylko Iwona i dwie nauczycielki w jej wieku. Niespecjalnie nastawione
przyjaźnie do Kamili. Zastanawiała się nad dalszą częścią imprezy, gdy…
- Oto i
obiecany towar – usłyszała głos nauczyciela fizyki a na stole tuż przed nią
pojawiła się szklanka wypełniona po brzegi złocistym napojem. – Skoro nie
chciałaś się opalać ze mną, to chociaż piwo wypijesz.
Uśmiechnęła
się lekko. Sprawiła mu pewien zawód i była z tego tytułu zadowolona. A piwo
mogła wypić. Bo na to, po tańcach z Filipem miała największą ochotę. Pociągnęła
spory łyk.
-
Matematycy piją na potęgę, ale polonistki im chyba nie ustępują – rzucił swobodnie
Marek.
- A fizycy?
– zainteresowała się Kamila.
- Fizycy do
oporu – odparł bez namysłu.
Zaśmiała
się. Wolała nie zostawać z Markiem sam na sam, lecz w towarzystwie był nie
tylko znośny, ale wręcz pożądany. Zwłaszcza, gdy w perspektywie miała towarzystwo
starych, fałszywych nauczycielek.
Dlatego
dała mu prowadzić coś w rodzaju monologu przez najbliższych kilka minut. Tak, w
towarzystwie był fajny, nie nachalny, normalny. No dobra, trochę namolny,
wyraźnie adorujący ją, ale nie przesadnie i w tej scenerii mogła to przełknąć.
- Czarek a
słyszałeś to? – odwrócił się do kolegi matematyka. – Jak się nazywa twarz
matematyka? Oblicze – zaśmiał się, ale siedzący dalej Czarek nie usłyszał chyba
dokładnie i zmarszczył brwi w wyrazie zapytania. – Co za osioł, muszę do niego
podejść, przepraszam na chwilę – z tymi słowami przeniósł się kilka metrów
dalej.
Kamila
odetchnęła głębiej i sięgnęła po piwo, bo szklanka wciąż była wypełniona. Ku
jej zaskoczeniu, poczuła nagle czyjąś rękę powstrzymującą jej dłoń, przed zbliżeniem
szklanki do ust. Skonsternowana spojrzała na ładującego się obok człowieka.
- Nie pij!
– usłyszała cichy, ale zdecydowany głos Filipa. – On coś dosypał do piwa!
- Coo…? –
otworzyła oczy szerzej a jej twarz przybrała wyraz tak zaskoczenia, jak i nieufności.
– Chyba sobie żartujesz…
- Nie, nie
żartuję, sam widziałem.
- Filip… To
Marek, kolega z pracy. Jaki jest, taki jest, ale nie mów, że on…
- Posłuchaj
– spojrzał na nią z taką powagą, że zamilkła. – Poszedłem za robą i widziałem
jak kupował to piwo. Na chwilę odstawił je a potem dosypał coś do jednej ze
szklanek. I tą właśnie podał tobie.
Skonsternowana
poczuła jak jej ciało przeszywa zimny dreszcz a twarz nieruchomieje. Chociaż
wciąż nie potrafiła dopuścić do siebie myśli, że Marek mógł się zdobyć na coś
takiego, nie mogła zlekceważyć słów Filipa, który wyglądał bardzo poważnie.
- Odstaw to
piwo i kup sobie nowe. Zobaczysz jak się będzie dalej zachowywał, przekonasz
się, że mam rację.
Miał rację,
przynajmniej teraz. W ten sposób niczym nie ryzykowała a faktycznie mogła się
przekonać o intencjach kolegi z pracy.
Zerknęła w
bok, fizyk dyskutował o czymś zawzięcie z matematykiem kilka metrów dalej.
- Zrobisz
to za mnie? Wolę się nie ruszać z miejsca – poprosiła Filipa, sięgając po
portfel.
Spełnił jej
prośbę i trzy minuty później miała przed sobą nową szklankę. Od razu wzięła
kilka głębszych łyków. Pełna szklanka wzbudziłaby podejrzenia fizyka.
Szczęśliwie
z tej pierwszej, nie wypiła zbyt wiele. Właśnie tylko kilka głębszych łyków.
- Dzięki –
szepnęła do chłopaka. – Sama jestem ciekaw… - urwała, nie chcąc wnikać głębiej
w temat, który nie dotyczył już jej rudego krewniaka. On zresztą to zrozumiał i
zniknął.
Marek
wrócił po kilku minutach i w najlepsze opowiadał co mu ślina na język
przyniosła. Nie zraziła go nawet, nieco chłodniejsza postawa koleżanki, która
już nie śmiała się tak ochoczo z jego tekstów.
Ale,
spokojnie popijając piwo, pozwalała mu na te popisy. Obserwowała go dyskretnie
starając się wychwycić niektóre szczegóły. Na przykład to, czy zwraca większą
uwagę, gdy ona popija piwo. Albo, czy z upływem minut skraca się jakiś kontakt
fizyczny między nimi.
Skracał.
Ale nie reagowała. Starała się upewnić w swoich podejrzeniach. A choć Marek
nachylał się ku niej, dotykając momentami włosów, zerkając w dekolt, nie
przekroczył żadnej granicy. Więc czekała. Starając się trochę grać. To znaczy,
nieco częściej uśmiechać i udawać rozbawioną.
Zresztą nie
udawała. Pierwszy szok trochę minął i teraz, gdy miała wszystko pod kontrolą,
mogła sobie pozwolić na większy luz. A poza tym, drugie, dopijane właśnie piwo
też robiło swoje.
-
Wyskoczymy raz jeszcze? – zaproponował swobodnie.
Zgodziła
się. Tym bardziej, że na muzyka, choć bardziej stonowana, nie zachęcała do
żadnych przytulańców. Więc spokojnie trzymała Marka na dystans. Chociaż i tu
starał się go skracać.
Z jednej
strony nie chciała dawać większej satysfakcji temu zadufanemu w sobie
babiarzowi, z drugiej, widywała już gorszych typów w swym życiu a poza tym
potrzebowała się trochę wyszaleć. Za chwilę powrót do domu i człowieka, który
był dla niej wszystkim, ale tańców i hulanek nie znosił.
W pamięci
wciąż miała słowa Filipa, o tym, że tenże fizyk zachował się najpewniej
niezwykle podle. Ale wciąż nie mogła tego przyjąć tak naprawdę. Marek, Markiem,
kobieciarz, flirciarz, bawidamek i wodzirej. Ale ciężko było uwierzyć, że mógł
się dopuścić czegoś podobnego. Dlatego wciąż miał u niej pewne zaufanie. Mocno
ograniczone, ale jednak.
Tym samym,
mimo wszystko, bawiła się z nim i przy nim. Nie pozwalając jednak przekroczyć
pewnej granicy. Bawiła się na parkiecie, najpierw spokojniej, potem żwawiej a
na końcu już bardziej dynamicznie. I tak minęło dobre pół godziny, jak nie
lepiej.
Czuła szum
w głowie, to był ten moment kiedy alkohol uderzał najmocniej. Ale tylko szum,
nic więcej. Albo Filip się mylił i Marek niczego nie dosypał, albo po prostu
wypiła zbyt mało. W każdym razie wszystko wskazywało na to, że była bezpieczna.
Z drugiej
strony jednak szum spotęgował się, gdy DJ zaczynał puszczać coraz szybsze,
coraz bardziej dynamiczne kawałki a na parkiecie zrobiło się tłoczno.
Minimalnie zakłócało to jej świadomość.
- Uhm,
chyba czas zejść – mruknęła pod nosem.
Na nieco
uginających się nogach, lekko podekscytowana podeszła do stolika, przy którym
siedziało grono pedagogiczne. W drodze do niego wyprzedził ją fizyk.
- Marek,
wymęczyłeś Kamilę tak, że… Mogliście jakiś pociąg zrobić na parkiecie – rzuciła
suchym tonem jedna ze starszych nauczycielek.
- Zawsze
możesz jeszcze jej pokazać ten pociąg, który tam stoi – dodała inna, bardziej
swobodnym tonem.
- Jaki
pociąg? – zapytała Kamila. Coś jej świtało, ale…
- Kawałek
dalej, tam, w parku stoi lokomotywa – wytłumaczył Czarek, matematyk. – Nie
widziałaś? No tak, wolałaś grywać w kosza z dzieciakami – zaśmiał się, ale bez
złośliwości.
- Przecież
to wstyd wyjechać stąd i nie widzieć tej zabytkowej piękności, chodź, pokażę –
Marek zdecydowanym ruchem ujął Kamilę za ramię.
- Gdzie to
jest? Daleko?
Wahała się.
Z jednej strony, wygibasy na parkiecie zmęczyły ją trochę, z drugiej, nie miała
ochoty przesiadywać w towarzystwie niektórych obecnych tu starszych koleżanek.
Była w kropce.
- Kilkaset
metrów, pięć minut drogi – wyjaśnił silnym tonem Marek. – Nie jesteś chyba aż
taką emerytką jak niektóre damy, że nie dojdziesz.
Uśmiechnęła
się w duchu na ten zawoalowany przytyk w kierunku starszych koleżanek. Nie była
do końca przekonana do propozycji fizyka, ale ten zdecydował za nią. Ujął ją
pod rękę i poszli.
Park
znajdował się po drugiej stronie ośrodka, po stronie, w której nie przebywała.
Zawsze ruszała w tą drugą stronę, tam, gdzie była plaża, boisko do kosza,
więcej ludzi. Nic dziwnego, że nie widziała do tej pory owej lokomotywy.
Szła wolno.
Wpływała na to nieco piaszczysta powierzchnia, na której z trudem utrzymywała
się w swych szpilkach, no i zmęczenie.
Odniosła wrażenie, że Markowi to nie przeszkadzało. Nie dawał jej dojść do
głosu, zasypując ją żartami i opowiadając inne teksty. Tak, był władczy, to na
pewno plus. Ale miał sporo innych cech, które ją od niego odrzucały.
Ra jeszcze
skontrolowała swoją świadomość. Wszystko była chyba w porządku. Pewien szum w
głowie, lekki zawrót. Było w sumie tak jak zawsze, po takiej dawce alkoholu.
Czuła się dość swobodnie. Na tyle, by chociaż w jakiś sposób kontrolować
poczynania Marka.
Mimo, że
byli w parku, nie było tu żadnych asfaltowych alejek. Podłoże stanowił piasek.
Zresztą nie weszli głęboko w park, szli raptem kilkanaście metrów od linii
brzegowej jeziora.
Kilkaset
metrów od Elevatora było trochę ciszej, ale Kamila czuła jednak dudnienie w
głowie. Czas spędzony na hałaśliwej imprezie zrobił swoje. Kontrastował nieco z
klimatem. Błyszczącą w świetle księżyca taflą jeziora po lewej stronie i
wysokimi, choć niezbyt gęsto stojącymi drzewami po prawej.
- Zaraz w
nią wjedziesz – uprzedził pobłażliwym tonem Marek. Kamila uniosła głowę.
Faktycznie lokomotywa nagle wyrosła przed nią. Dobrze wkomponowana między
drzewami, w późnowieczornych ciemnościach, była niemal niewidoczna.
- A więc to
jest to dzieło sztuki – powiedziała, ot, tak, żeby się odezwać. Lokomotywa, jak
lokomotywa. Ładnie wyglancowana, błyszcząca, nawet w tym mdłym świetle.
Widywała takowe na fotkach. Ta, jakoś nie robiła większego wrażenia.
- Wejdziemy
do środka? – zapytał, ale bardziej zaproponował Marek.
- Można?
- Można,
jest otwarta, można wskoczyć do kabiny. No dalej! – zachęcił koleżankę.
Znów się
zawahała. Nieco zmęczona, osłabiona, nie miała ochoty wdrapywać się wyżej. Ale
Marek nie dał jej wyboru. Tak słowami, jak i gestem. Chwycił ją w pasie i
pomógł wskoczyć wyżej. Kamila z trudem ustała na podeście. Pomyślała, że, gdyby
to był dzień, stojący na dole Marek miałby teraz niezłe widoki. Na szczęście
był już późny wieczór, ale i tak zrobiła trzy kroki, wchodząc do kabiny
maszynisty.
Usłyszała
za sobą hałas. To fizyk poszedł jej śladami i już sekundę później poczuła jego
obecność w kabinie. Szczerze mówiąc dopiero teraz dotarło do niej, w jakiej
sytuacji się znalazła.
Ale było
jeszcze coś, co jej nie dawało spokoju. To było to wrażenie, kiedy po raz
pierwszy zobaczyła lokomotywę. Tylko nie umiała sprecyzować o co chodzi.
- No, droga
panno, teraz to można by odpalić wajchę i ruszyć złotym pociągiem do Ameryki –
jego głos stał się nieco subtelniejszy, ale nie to zwróciło jej uwagę.
- Złotym? –
powtórzyła.
- No,
złotym. Jest żółty, taki imitowany na złoto.
- Żółty? –
zapytała głośniej, czując jak napinają się jej mięśnie. Nagle wszystko
wywróciło się do góry nogami. Chciała zrobić krok w tył, ale…
- Chyba za
dużo wypiłaś, że nie widziałaś – Marek stał tuż za nią i chwycił ją za biodra.
– To złoty pociąg, atrakcja Pyrzowic. Złoty, de facto żółty.
Żółty…
W jednej
chwili, w jej głowie stanęło to wszystko. Natarczywość Marka, jakiś środek
dosypany do piwa i przede wszystkim list znaleziony na klasowym biurku.
To tak?
Czyżby to nie Warkocz, którego zachowanie zresztą nie wskazywało na nic
poważnego, nie licząc podarunku na wczorajszej imprezie? Przecież poza tym
jednym gestem, Warkocz robił praktycznie wszystko by ją do siebie zniechęcić.
To nie mógł być on.
A więc…?
Marek stał
za nią, trzymając swe dłonie na jej biodrach a ona potrzebowała tych kilku
sekund by wszystkie myśli w jej głowie ułożyły się tak jak trzeba. W tym czasie
jedna z jego dłoni przeniosła się w inne miejsce. Poczuła ją we włosach a na
karku gorący oddech fizyka.
- Marek… -
szepnęła. Nie chciała robić hałasu, chociaż nie znała powodu. Przecież wokół
nikogo nie było a zresztą być może hałas byłby właśnie wskazany. Ale może to
jeszcze nie to, może to tylko przypadek…
Nie
odpowiedział. Zamiast słów, poczuła pocałunek na karku. Otumaniona tak
alkoholem i wnioskami, zareagowała z opóźnieniem. Jego obie dłonie znów
znalazły się na biodrach, przesuwając się w górę.
- Marek,
przestań, co ty robisz? – zażądała natychmiast, nieco silniejszym tonem.
- Robię to,
czego sama chcesz – odpowiedział a jego głos charczał, co świadczyło o
podnieceniu. – Przecież sama prowokujesz, kusisz, swoim strojem, zachowaniem,
tańcem… Nie mów, że nie rozgrzałaś się jeszcze…
Jego dłonie
podjechały w górę, starając się objąć biust, ale nie pozwoliła już na to.
Szowinistyczne słowa Marka i sugestia o braku rozgrzania, którą skojarzyła z
próbą otumanienia jej jakimś środkiem, pobudziły ją do działania. Zdecydowanym
ruchem, wyrwała się z jego objęć.
- Dość
tego, wychodzę. Nie idź za mną – ostrzegła go zdecydowanym tonem.
Zobaczyła,
że fizyk zawahał się, jakby zdumiony jej oporem. Być może faktycznie zdziwił
się tym, że jego perfidny plan nie wypalił. Że proszek nie zadziałał.
- Czekaj,
Kamila, jeszcze chwilę, przecież… - urwał.
Jaką
chwilę? Aż tajemniczy środek zacznie działać? Niedoczekanie.
Zrobiła
krok ku wyjściu, ale znów poczuła na biodrach silne dłonie kolegi z pracy.
- Puść,
mówiłam! – odezwała się zdecydowanie i raz jeszcze wyrwała z jego uścisku.
Podminowana,
ruszyła zbyt szybko. Stopa trafiła w próżnię i Kamila poczuła, że leci w dół.
Grzmotnęła
w piasek. Szczęśliwie, wysokość była niewielka, ale…
- Auuu… -
jęknęła płaczliwie. Poczuła szarpnięcie w stopie, jakby skręciła ją. Z bólu,
przeturlała się po piasku, chwytając za prawą stopę.
- Kamila,
co ty robisz? – głos Marka przywrócił ją do rzeczywistości. Usłyszała szelest,
zeskoczył z lokomotywy i stanął nad nią. Oprócz bólu poczuła jeszcze coś w
rodzaju paniki.
- Kamila?
Wszystko gra? – do jej uszu dobiegł kolejny, znajomy głos. Z ciemności
wynurzyła się wysoka postać.
- Co ty tu
robisz? – usłyszała głos Marka, który w pierwszej sekundzie zabrzmiał jak
groźny huk, by potem przejść w defensywę.
- Spacerują
sobie i widzę, że ciotka ma problemy. Co się stało? Upadłaś, źle stanęłaś?
Ciemno jak cholera… - dywagacje Filipa przyniosły jej niezwykłą ulgę.
- Nic mi
nie jest – zapewniła pospiesznie, mijając się z prawdą. – Chociaż trochę boli…
- zaczęła kombinować jak wyjść z twarzą i nie robić afery z powodu tego
wszystkiego.
Przecież,
mimo wszystko, nie mogła zarzucić Markowi próby gwałtu. Ot, zwykły podryw, może
nachalny, ale jednak. A środki w piwie? Nie ma już po nim śladu, nie da się
niczego udowodnić.
- Pomogę ci
– Filip ubiegł Marka. – Oprzesz się o mnie i pójdziemy, pasuje?
- Chętnie,
jesteś wysoki, to akurat bardzo się przyda – zapewniła gorliwie, zbierając się
z piasku. Otrzepała się lekko, ale wiedziała, że ubranie nie będzie należeć do
czystych.
Swoim
zdaniem wytrąciła Markowi broń z ręki. Kątem oka zobaczyła, jak fizyk zostaje w
tyle. Pewnie nie przywykł do takiego traktowania. Cóż zasłużył na to.
- Powiesz
mi co się stało? – zapytał rudzielec, gdy znaleźli się już dwadzieścia metrów
dalej.
- Ty
mógłbyś powiedzieć, jak się tu znalazłeś. Nie wierzę w przypadki.
- Naprawdę?
A to, że fizyk, który próbował cię upić jakimś świństwem zabiera cię na
wycieczką na ciemną stronę obozu, to co było? Przypadek, że się zgodziłaś?
- Wiesz… -
zmarkotniała nieco. – Wiele myślałam, ale nie to, że spróbuje siłą… Myślałam,
że skoro zobaczy, że mu nie wyszło z tym gównem tam, to będzie się zachowywał
normalnie.
- No i
teraz leżałabyś tam bezbronna w ciemnościach z nim – odparował Filip. – Chyba
mocno cię boli, może zrobimy inaczej?
Nim
zaoponowała, poczuła jak jego ręce schodzą niżej, obejmują ją i już… W mgnieniu
oka znalazła się na jego rękach.
- Prawdziwy
rycerz z ciebie – powiedziała, lekko zaczepnie. Rzucając jednak okiem na
chłopaka, zobaczyła, że przyjął to chyba za bardzo do siebie. – Nie obrażaj
się, mówię poważnie – poprawiła się szybko.
I tak było,
bo w uszach dźwięczały jej ostatnie słowa Filipa. Gdyby się tam nie pojawił, to
ona byłaby tam teraz w ciemnościach, nie dość, że przeciwko silnemu,
podnieconemu mężczyźnie, to jeszcze kontuzjowana. Niemal kompletnie bezbronna.
Wszystko zależałoby od Marka.
Brr…
Nieco
mocniej objęła go ręką. Wyczuł to, bo pochylił głowę ku niej.
- Wisisz mi
jeszcze jednego buziaka. Ale takiego naprawdę mocnego, bo bez niego nie odejdę
– pogroził a ona się niemal roześmiała.
Takie
swawolne teksty mogła rzucać do swoich wujków, gdy miała pięć lat. Nie, gdy
była już dorastającą, poważną siedemnastolatką. Widocznie Filip rozbrykał się
nieco. Może był inny, może ona, jako ciotka, nie aż tak mocno starsza,
rozbestwiła go trochę.
Nie było
jej wygodnie, więc trochę wierciła się na rękach krewniaka. Ten jakby wyczuł to
i gdy już podeszli pod bardziej oświetlone miejsca, postawił z powrotem na
twardym podłożu.
- Tyle
chyba dojdziesz? – zapytał.
- Dojdę –
zapewniła. – Tym bardziej, że idziemy do mnie. Ubrudziłam się, muszę obejrzeć
stopę, nie mam ochoty na żadne towarzystwo – fakt, w znajdującym się
kilkadziesiąt metrów dalej Elevatorze, doskonale było widać rozbawione
towarzystwo.
- Wciąż cię
boli?
- Mniej –
przyznała z ulgą. – Ale zobaczyć muszę.
Poszli
trochę szybszym tempem, niż uprzednio. Kamila trochę utykała, ale to już nie
było to, co kilka minut temu. Bez większych problemów dotarła do domku i weszła
do środka. Od razu kierując się do łazienki. Filip podążył za nią.
- I jak?
- Nic
takiego, powinno mi przejść. Jeśli nie jutro, to pojutrze – odparła masując
stopę. – Co najwyżej mogę zapomnieć o szpilkach na kilka dni.
- Pożyczę
ci moje reeboki.
- No dzięki
wielkie, mam zapasowe buty, nie jestem taka biedna – uśmiechnęła się szeroko.
- Drobiazg…
- Muszę się
wykąpać – widok brudnej od piasku sukienki, sprawił, że zerknęła także uważniej
na swe odsłonięte nogi.
- Chętnie
ci pomogę – odezwał się chwacko, ale potem zreflektował. - Też by mi się
przydało po dzisiejszym dniu.
- To
wskakuj – ruchem głowy wskazała mu kabinę a potem zerknęła na rudzielca.
Znieruchomiał.
- Jak? A
ty?
- Co ja? –
zapytała, drażniąc się z nim.
- Będziesz
tu też? – usłyszała wypowiedziane niepewnym tonem pytanie, które znów
doprowadziło ją do uśmiechu.
- Tak,
będę. Wstydzisz się?
- Nie no…
Tylko…
- Tylko co?
Wczoraj nie miałeś takich oporów. A nie, trochę miałeś – uśmiechała się lekko,
z wyraźną sympatią.
- Wczoraj
było inaczej, no, ale, skoro zapraszasz – odparował, starając się pozgrywać
luzaka.
Kamila
spojrzała, jak wysoki rudzielec, ściąga z siebie koszulkę. Zobaczyła jego
klatkę piersiową, szczupłą, ale z zarysowanymi miernie, bo miernie, mięśniami.
To samo tyczyło się ramion. Następnie, usiadł obok niej i ściągnął buty, wraz
ze skarpetkami. Wreszcie w dół poszły spodenki.
- W
bokserkach się kąpiesz? – Kamila uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Nie
pozwolę ci oglądać mojego tyłka za darmo – odparował zawadiacko. – No i czekam
na ciebie, skoro obiecałaś.
- Nie
obiecałam, że wejdę do kabiny razem z tobą – zaoponowała.
- Acha,
będziesz tylko patrzeć jak ja się kąpię? Będziesz mnie pilnować, żebym sobie
krzywdy nie zrobił? To nie ja tu jestem małym dzieckiem – posłał ripostę.
Jej uśmiech
nieco przygasł. Nie z powodu riposty, tylko z innego. W jej głowie wciąż żywe
były wspomnienia ostatnich kilkunastu minut. No i te wcześniejsze, gdy
powstrzymał ją od wypicia piwa. No i jeszcze wcześniejsze, gdy na plaży starł
się z Warkoczem i przede wszystkim z Magdą. Zastanawiała się przez chwilę…
- Mogłabym
ci posłać inna ripostę – odpowiedziała powoli, wstając i patrząc mu w oczy. –
Ale znaj dobre serce swojej ciotki, przemilczę to.
- Jestem
wdzięczny – teraz jego uśmiech przygasł, jakby domyślił się takowej. Kamila
znów poczuła pewien dyskomfort, czując, że niechcący uraziła chłopaka.
- No dobrze
– mruknęła i spuszczając wzrok, zrzuciła z siebie sukienkę. Zrobiła dwa kroki
do przodu i znalazła się w kabinie. – Chcesz jeszcze jedno zaproszenie?
- Widzę, że
sama uprawiasz prysznic w bieliźnie – odciął się Filip meldując się za nią w
kabinie.
Kamila
poczuła lekki zawrót głowy. Kabina, jak kabina, duża nie była. Czuła obecność
krewniaka za sobą niemal namacalnie. Jeżeli mieli wziąć prysznic razem, to ich
ciała zetkną się ze sobą nie raz. Wprawdzie wiedziała, że za chwilę zrobi coś
odważnego, ale dotyk niektórych części ciała mógł być jeszcze bardziej
krępujący…
- Mylisz
się – odpowiedziała.
Jej dłonie
powędrowały w tył, sięgając do zapięcia. Uznała, że lepiej niewiele myśleć nad
tym co robi a po prostu to zrobić. Stanik się poluzował. Ściągnęła go z piersi
i rzuciła przez drzwi na kosz z bielizną.
Westchnęła
lekko. Była dość bezpieczna, wszak stała tyłem do niego. Jej piersi były
zasłonięte, ale nie ma bata, prędzej, czy później musiałby coś zobaczyć. A
przecież stanik to jedno a jeszcze zostały…
- Jak tam
twoje bokserki? – zapytała, nie odwracając głowy.
Poczuła
ruchy za sobą. Raczej spokojne. Domyśliła się ich a sekundę później zobaczyła,
jak bokserki lecą na kosz śladem stanika.
-
Ściągniesz sama, czy zdasz się na mnie? – pytanie zostało rzucone na pozór
lekkim tonem, cichym głosem, ale Kamila bezbłędnie wyczuła lekkie drganie.
- Ciasno tu
trochę – mruknęła. Filip jakby na to czekał. Poczuła jego ręce na biodrach,
majstrujące coś przy majtkach. – Ej… - ostrzegła go nieco podniesionym tonem.
- Skoro
ciasno, to chciałem tylko pomóc…
- Dobra,
sama sobie poradzę – odpowiedziała i nieporadnie pochylając się, z szybszym
biciem serca, uporała się z ostatnią częścią garderoby. Rzucając ją w bok,
poczuła dreszcz na skórze.
Chociaż
uczyniła to na pozór z lekkim sercem, jakby w formie podzięki i w stosunku do
kogoś bliskiego, to jednak natury nie udało się oszukać. Stała nago, mając za
plecami siedemnastoletniego krewniaka. Też nagiego.
Czym
prędzej odkręciła wodę. Ta, lecąc na jej ciało, przyczyniła się do silnej
gęsiej skórki na nim. Zamknęła oczy, jakby nie chcąc być świadkiem tego, czego
się dopuściła.
W głowie
szumiało jej, nie tak mocno jak podczas zwiedzania w lokomotywie, ale jednak
alkohol wciąż oddziaływał. Nogi nie stanowiły pewnej podpory.
- Woda leci
tylko na ciebie. Mnie olewa – poskarżył się w dowcipnym stylu Filip.
Prychnęła
lekko, trochę ze śmiechu, trochę ze stresu. Przesunęła się nieco w bok, nie
jakby nie zastanawiając się co to oznacza. On wcisnął się obok niej, ocierając
ciałem o jej własne. Kolejna granica została przekroczona.
Ukradkiem
zerkała, jak Filip chłonął wodę, jak chwycił mydło, smarując się nim po całym
ciele. Zamknął oczy, wiec jakby odważniej zlustrowała jego sylwetkę. Jej
spojrzenie padło także w dół, przyciągane jak magnes. Ale penisa, który nie sprawiał
wrażenia jakoś wybitnie pobudzonego widziała tylko przez ułamek sekundy.
Natychmiast przywróciła się do rzeczywistości, kierując wzrok przed siebie.
Ale ten
powrót nie był łatwy. Przecież wciąż znajdowała się w kabinie prysznicowej z
siedemnastolatkiem. Naga, jak i on. I dyskretnie zakładała dłonie na biust, tak
jakby on wcześniej, nie mógł rzucić okiem na jej nagie pośladki. Z powodu
ciasnoty, dokładne ich obejrzenie było z pewnością utrudnione, no, ale…
Nie zdążyła
poczuć rumieńca wypływającego na twarz, gdy Filip uznał, że nasycił się wodą.
- OK,
oddaję co twoje – zerknął na nią i odsunął, wracając do poprzedniej pozycji.
Rumieniec i
dreszczyk nasiliły się. Woda znów leciała nad nią. Zamknęła oczy, czując, że
spojrzenie Filipa może teraz bezkarnie ślizgać się po jej nagim ciele.
Przynajmniej po jej tylnich częściach.
Odruchowo
zacisnęła pośladki. Usłyszała jakiś deprymując hałas za sobą. Może zaśmiał się
cicho? Nie wiedziała.
- Może umyć
ci plecy? – usłyszała z tyłu.
Nie
odpowiedziała, dalej wystawiając twarz ku wodzie. Kilka sekund później poczuła
jego dłonie na swych ramionach. Nie powstrzymała kolejnej fali gęsiej skórki.
- Hm, fajnie…
- nie wiedziała czego dotyczy mruknięcie z tyłu. Czy tej gęsiej skórki, czy
tego, że dotykał jej ciała, czy czegoś innego.
Lekko
znieruchomiała, nieświadomie delektując się dotykiem jego dłoni. Trochę
nieśmiało namydlił jej plecy, ramiona. Nie odważył zjechać się poniżej talii.
Ale widać to mydlenie spodobało mu się mocno, bo nie przestawał.
- Zaraz
będę bielsza niż albinos – zwróciła się do niego z lekką przekorą.
Zupełnie
nieoczekiwanie jego dłonie znalazły się na ramionach i prześlizgnęły nieco
bardziej w przód. A potem cofnęły się, masując jej kark i szyję.
- Filip, te
miejsca mogę sobie sama umyć…
- Ja tylko
poprawiam – odparł i nie przejmując się słowami nauczycielki, delikatnie
chwycił jej włosy, odsuwając je nieco w bok i odsłaniając w ten sposób kark.
Począł naciskać na niego, początkowo delikatnie a potem nieco mocniej.
Kamila
stała, niemal jak sparaliżowana. Lejąca się ciepła woda pieściła jej ciało z
przodu a dłonie Filipa z tyłu. To było bardzo przyjemne uczucie. Przyjemne,
choć krępujące. Wciąż pamiętała, jak niecodzienna jest to sytuacja.
Krępujące
było coś jeszcze. Filip, jakby w zapale niesienia pomocy, postąpił pół kroku w
przód i Kamila poczuła dotyk niektórych części ciała. W tym także delikatne
pacnięcie na pośladkach. I wiedziała, że na pewno nie były to jego dłonie,
które trzymał przecież w górze. Znów znieruchomiała.
Jego penis
na jej tyłku… Nie wiedziała, czy to bardziej krępujące, czy rozkoszne. Znów
zacisnęła je nieco mocniej. Ale ten penis nie ustępował. Pierwsze uczucie
zwyciężyło.
- Filip,
możesz chyba już skończyć. Dość się już napatrzyłeś – zwróciła się dość
łagodnym tonem do krewniaka.
- Oj, tak
bardzo ci dziś pomogłem, że chyba mogę jeszcze – zaprotestował nie do końca
poważnie.
Westchnęła
lekko. Wiedziała, że jego protest jest bardziej żartobliwy i że spokojnie
mogłaby tą sprawę załatwić, ale odpuściła. Miał rację. Jego obecność w
niektórych sytuacjach dzisiaj była nieoceniona.
A poza tym
do głosu dochodziła jeszcze jedno uczucie. Przywoływała w pamięci zdarzenia, do
którego doszło po południu. Jego starcie z Magdą.
Wzburzyło
ją to trochę wtedy, choć nie dała do końca tego po sobie poznać. To znaczy
zachowała się ostro w stosunku do Warkocza, ale nie do Magdy. A po tym, czego
była świadkiem i co później usłyszała od Filipa, sprawiło, że jej niechęć
przerosła Warkocza. Zaś i na Filipa spojrzała inaczej.
Stała,
czując na sobie przyjemny dotyk dłoni Filipa. Dużo przyjemniejszy, niż wczoraj
na plaży.
- Inne
miejsca też chcesz namydlić? – zapytała, starając się, by głos nie brzmiał ani
ostentacyjnie, ani zachęcająco, ani ulegle, ani szyderczo. By brzmiał
normalnie.
Jego dłonie
zatrzymały się.
- A które?
- A te,
których nie mydliłam chociażby – teraz pozwoliła sobie na lekką ironię.
- Wielu nie
mydliłaś – usłyszała w odpowiedzi mruknięcie.
- Nie
traktuj tego tak dosłownie znowu – ostrzegła go lekko, wiedząc dobrze, że
namydliła się tylko z przodu, w sensie brzuch i piersi.
Z biciem
serca uświadomiła sobie, że on klęka za nią. Teraz już nie było żadnych
wątpliwości, na wysokości twarzy miał jej nagie pośladki.
Ale swe
dłonie położył na udach. Jego ręce błądziły na nich, jak w poprzednim wypadku o
wiele dłużej, niż potrzeba, wprawiając właścicielkę w żwawsze bicie serca. Woda
wciąż leciała na jej ciało. To uczucie było zniewalające. Gorąca woda z przodu
i niecierpliwie dłonie młodego chłopaka z tyłu.
- Wystarczy
– przekazała, próbując obmyć nogi.
- Jeszcze
tu – odparł i zrobił to, czego podświadomie oczekiwała. Wcisnął swe dłonie w
jej pośladki. Bez ceregieli, jak podczas tańca. Ot, tak, jakby faktycznie
wypadało je porządnie umyć.
Drgnęła jak
oparzona, odsuwając się dalej i odwróciła głowę, posyłając jednoznaczne
spojrzenie. Zrozumiał i nie ponowił już tego ataku.
Ale gdy wróciła do normalnej pozycji, on znowu
przysunął się do niej. Widocznie jego dłonie nie potrafiły ot tak pożegnać się
z jej nagim ciałem. Oparł je na ramionach i przesuwał po nich. Podobnie jak
wcześniej masował także jej kark i szyję. Starała się kontrolować, ale ciężko
było wyprzeć ze świadomości fakt, iż to uczucie było mocno rozkoszne.
- Kończymy,
nie? – zapytała sucho.
Nie
odpowiedział.
Tak, ta
zabawa, jeśli można to było w ten sposób określić, już dawno wykroczyła poza
niewinny prysznic krewniaków. Jeżeli wspólny prysznic trzydziestodwuletniej
kobiety z piętnaście lat młodszym synem jej kuzynki można było nazwać
niewinnym.
- Czemu ty
sobie nie mogłeś znaleźć normalnej dziewczyny, hm? – zapytała spokojnie,
zakręcając kurek. – Tylko z tą idiotką… Mało to dziewczyn na świecie?
Znów nie
odpowiedział, wzruszając tylko ramionami. Wyszedł z kabiny, chwytając pierwszy
wolny ręcznik. Ale nie wytarł się. Poczekał na ciotkę.
Ta wyszła z
dłońmi na biuście, starając się, aby nie mógł zerknąć w dół pooglądać jej
podbrzusza. Trochę zaskoczona, sięgnęła dłonią w przód, ale ręcznik pozostał w
dłoniach Filipa.
-
Spokojnie, ja cię wytrę – zakomunikował.
Poczuła
jeszcze większe zaskoczenie i konsternację. W pierwszym odruchu chciała rzecz
jasna zaprotestować, ale Filip nie pozwolił.
Wiec
pozwoliła ona Na to by wytarł ją z tyłu. Ramiona i plecy. Potem boki, włącznie
z udami. Gdy spróbował wytrzeć jej pośladki, przerwała.
- To już zrobię
sama, dobrze?
Posłuchał.
W kilkanaście sekund powycierała się porządnie, stojąc tyłem do rudzielca.
Gdy
odwróciła się, zobaczyła, że i on kończył wycieranie drugim ręcznikiem.
Spojrzał na nią, zatrzymując ręcznik na wysokości swojego przyrodzenia. Oczy
Kamili mimowolnie skierowały się w tamtą stronę.
Spojrzała
na kosz bielizną, na którym znajdowały się jej rzeczy. Ale także i Filipa. Na
jego leżące spodenki, koszulkę. Na stojące poniżej buty. Ot, zwykłe ubranie.
Jakoś ten widok w zadziwiający sposób ją rozczulił. W jakiś niewyjaśniony
sposób uświadomił jej, że on jest tylko dzieciakiem. Dzieciakiem jej kuzynki.
Potraktowanym
dzisiaj zdecydowanie źle i niesprawiedliwie, przez rówieśników. A jednak
potrafił zachować się wspaniale i wtedy potrafiąc się odgryźć jak i później,
kiedy oddał jej nieocenione usługi.
Westchnęła
po raz kolejny i spojrzała mu w oczy.
-
Wychodzimy?
Nie
odpowiedział, zdziwiony. Powód zdziwienia był jasny. Pierwszą rzeczą, którą
powinni zrobić, było włożenia na siebie ubrania. Potem wyjście.
Nie
czekając na niego ruszyła przed siebie powolnym krokiem. Wciąż odczuwała pewien
ból, w stopie, co naturalnie spowalniało jej ruchy. Ale te, były przede
wszystkim paraliżowane przez świadomość, że Filip w tej sytuacji może oglądać
bez przeszkód jej całą naga sylwetkę z tyłu. Długie nogi, włącznie z
pośladkami.
Czy będzie
musiała mówić coś więcej?
Spokojnie
usiadła na łóżku, on obok niej. Nie wykonał żadnego gestu, poza tym, że rzucił
spojrzenie na po raz pierwszy odsłonięte nagie piersi swej ciotki.
Kamila
także spojrzała na niego a potem położyła swą dłoń na jego udzie. Ze zdumieniem
uświadomiła sobie, że w tej sytuacji jest bardziej podniecona niż on. Chyba. Bo
on jednak nie zdradzał czegoś takiego. Przynajmniej w jakimś sensownym stopniu.
Choć czy
powinna się sobie dziwić? Ekshibicjonizm, uległość… To zawsze wpływało na jej
stan podniecenia.
- Pierwszy
raz widziałeś kobietę nago? – zapytała, widząc, że rudzielec mimo wszystko nie
kwapi się do czegoś więcej. Może zestresowany, może niekumany.
- Czy to
takie ważne?
- No nie,
ale… Nie chciałam cię obrazić.
- Nie
obraziłaś mnie. Tylko nie wiem teraz, czy to tak z litości, czy jak… A ja tego
nie potrzebuję.
- A czego
potrzebujesz?
- Tego o
czym wspomniałem w drodze do domu – wciąż odważnie patrzył jej w oczy. – Tego,
żebyś mnie mocno pocałowała.
Zawahała
się. To był nieco inny wymiar. Pocałunek jest zawsze z miłości. No prawie
zawsze. Czyli jednak zarezerwowany dla Daniela.
Ale czy goły
tyłek, gole cycki i inne rzeczy też nie były dla niego zarezerwowane?
Nie zdążyła
się zastanowić, gdy to wreszcie on przejął inicjatywę i pochylając się ku niej,
znalazł drogę do ust. Najpierw po prostu zetknął się z nimi. Potem zaatakował
mocniej. Kamila wzbraniała się. Ale nie mogła tak. Dotyk męskich ust podziałał
na nią mocno. Otwarła swoje. Już nie całowali się, tylko lizali. Tak, na
poważnie. Filip stał się wręcz agresywny. Wręcz przytrzymał ręką jej głowę, by
nie uciekła gdzieś a sam zachłannie, natarczywie i z wielkim uczuciem wbijał
się językiem w jej usta.
Oderwała
się ciężko dysząc. Wielu rzeczy się spodziewała, ale nie tego, że pocałunek z
siedemnastolatkiem potrwa tak długo i zrobi na niej takie wrażenie.
- Jeszcze
raz? – zapytał chrapliwie Filip i nie czekając na odpowiedź, zaatakował
oszołomioną nauczycielkę ponownie. A przy okazji chwycił ją za rękę i
poprowadził w kierunku własnego podbrzusza. Kamila wyczuła swoimi palcami jego
penisa. Już na pewno twardszego, niż w łazience. Na pewno większego. Choć wciąż
nie stojącego jak trzeba. Ale był jednak sztywniejszy, gorący, apetyczny. Tak
jak on pod prysznicem nie chciał przestać macać jej pleców, czy karku, tak
teraz ona nie mogła wypuścić z dłoni jego penisa.
- Filip –
znów oderwała się zdyszana, nie ukrywając emocji w głosie. – Jak, ty do cholery,
nie masz żadnej dziewczyny?
- To już
teraz nieważne – odparł impulsywnie i pchnął ją na łóżko.
Kamila
opadła biernie i wręcz rozłożyła w nim wygodnie, przynajmniej tak, na ile
pozwalało jej oszołomienie. Z zaskoczeniem zobaczyła, że Filip wstaje i ucieka
do łazienki. Wrócił po chwili kładąc coś na szafce, koło drzwi wejściowych. Nie
widziała co to. Zobaczyła tylko jego nagość i sterczącego penisa.
- Co chcesz
zrobić? – zapytała nieprzytomnie i bezsensownie. Przecież to ona od momentu
propozycji wspólnego prysznica prowadziła całą akcję a teraz pytała się jak
jakaś idiotka.
Dlatego on,
jak przystało na mądrzejszego, nie odpowiedział. Po prostu wszedł na łóżko i
bez ceregieli położył na niej.
- Nie
przesadzasz?
Nie
wiedziała czy było to rozsądne pytanie, bo przecież karty zostały już rozdane.
Wspólna nagość pod prysznicem, która mogła powstrzymać przecież z dziesięć
razy, nagość tutaj, w pokoju, namiętne pocałunki, no i jej własne myśli już od
dłuższego czasu. Przynajmniej od akcji z Warkoczem i Magdą.
Ale teraz,
kiedy niecierpliwym ruchem, swoimi kolanami rozłożył jej nogi, kiedy w jego
oczach dostrzegła szaleństwo pomieszane z determinacją, zrozumiała, że od tej
drogi nie ma już odwrotu. Że to co było tylko niewinnymi myślami, jakimś
planem, który mógłby podnieść morale sympatycznego krewniaka, którego bardzo
polubiła, staje się naprawdę faktem. Poczuła, że jej ciało niemal wiotczeje.
Tak bardzo, że nie byłaby w tym momencie stawić oporu kilkulatkowi. A co
dopiero rozpalonemu nastolatkowi.
Bo wreszcie
zobaczyła to co zobaczyć chciała. Albo poczuć. Jego podniecenie wypisane w jego
twarzy, odczuwalne w jego ruchach.
Więc z
olbrzymim trudem docierało do niej, to, że jej nogi są już rozłożone, że ona
całym swoim ciałem jest między nimi, że…
- Och… -
wzdrygnęła się jak szalona. Ten pierwszy kontakt podziała na nią elektryzująco.
Ale
przecież inaczej być nie mogło. Jej cipka rozszerzała się pod naporem Filipa. A
konkretnie rzecz jasna, pod naporem jego penisa rozbijającego ścianki pochwy.
Zrobiła to!
Dopuszczała to do siebie wcześniej, nawet układała w myślach jakiś plan. Ale
bardziej była to pewna fantazja, niż coś co miało się zdarzyć naprawdę. A
tymczasem…
Tymczasem
to się działo faktycznie. Leżała na łóżku naga, z rozłożonymi nogami a w cipce
czuła silnie sterczącego, śliskiego penisa, wsuniętego w nią po same jądra.
Jej oczy,
wbrew niej samej, zrobiły się tak wielkie, jak oczy Filipa.
- Poczułaś
– usłyszała jego cichy głos, nacechowany emocjami a na jego twarzy zobaczyła
delikatny uśmiech. Tak, on też był podniecony. Trudno, by było inaczej.
Przecież ruchnięcie starszej o piętnaście lat nauczycielki, dodatkowo podobno
nad wyraz atrakcyjnej, musiało być dla niego podniecające.
Dotarło to
do niej wreszcie z całymi konsekwencjami. Leżała nago na łóżku a między jej
nogami, czy też mówiąc wprost, w jej cipce buszował penis rudego ucznia. I nie
było już odwrotu.
Chociaż
nie, nie buszował. Ku jej zaskoczeniu, po wbiciu się w nią, penis zatrzymał się
i nie wykonał żadnego ruchu. Spojrzała zdziwiona w twarz Filipa. Twarz
pochylającą się nad nią, zbliżającą się aż ich nosy otarły się o siebie.
Poczuła jego gorący oddech.
- No co
jest? – zapytała cicho, nieco zdekoncentrowana siląc się na lekki ton.
Patrzyła
jak swobodniej układa się między jej nogami, tak, że one rozjeżdżają się na
boki jeszcze bardziej. Jak jego dłonie zaciskają się na jej rękach,
unieruchamiając jej właścicielkę.
Wreszcie
zachowywał się jak mężczyzna a nie spokojny, raczej cichy, momentami, może
nawet nieco fajtłapowaty dzieciak. Skąd ta zmiana? Czy to co się teraz działo,
tak na niego wpłynęło?
- Bo chcę
się tym delektować – usłyszała kompletnie zaskakującą odpowiedź. – Nie spieszy
mi się. A tak, w środku… Jest mi dobrze. A tobie nie?
- Nie
spieszy? – wybąkała zaskoczona. Takiej odpowiedzi mogła oczekiwać od starego
wyrafinowanego wyjadacza a nie od siedemnastoletniego młokosa, który właśnie
debiutował.
Zobaczyła
jak jego głowa pochyla się nad nią jeszcze bardziej a usta całują jej ramiona,
szyję, policzki. Widocznie traktował to bardziej romantycznie, jak przystało na
jego pierwszy raz. Nie tak jak ona…
Ale to co
robił, działało na nią bardzo mocno. Zamknęła oczy.
Z jednej
strony spodziewała się szybkiego numerku. Tego, że on wejdzie w nią, wykona
kilka ruchów i z powodu ogromnego podniecenia wystrzeli szybciej, niż karabin.
I to wszystko zakończy się w ciągu chwili, tak jakby tego nie było. Ot,
wydarzyło się, wdarł się w nią na moment, ale zaraz uciekł. I nie było tematu.
Na to była
przygotowana, tak sobie to wyobrażała.
Z drugiej,
te czułostki, te pocałunki, to przetrzymywanie penisa w jej cipce bez ruchu,
działało na nią nad wyraz pobudzająco. Tak jakby zamiast udostępnienia na
chwilę swego ciała, będącemu niejako w potrzebie krewniakowi, doszło do
naprawdę fajnej sytuacji, z której odniesie ona dużą przyjemność.
Tylko, czy
nie będzie się jej wstydzić? Czy będzie się łatwo otworzyć na to, by oddać się
mu całkowicie, zamiast po prostu dać się dość mechanicznie przelecieć?
Szaleństwo…!
Czyż to, że leży pod nim, czując w sobie jego penisa, nie jest wystarczającym
oddaniem? Czy trzeba się wstydzić ewentualnych oznak rozkoszy, szeroko
otwartych oczu, szybszego oddechu, pojękiwań, czy wręcz jakiegoś wydarcia się?
- Ale masz
fajną cipkę – usłyszała chrapliwy głos. Poczuła jak jego tors odrywa się trochę
od niej a sam Filip patrzy w dół, jakby delektując się widokiem nagiego
wzgórka.
- Czemu
fajną? – otworzyła oczy. Jego mimowolne ruchy w środku sprawiły, że cichutko
westchnęła.
- Ten pasek
mi się podoba – głos mu lekko drżał. – To taka oznaka kobiecości. Z reguły
starsze kobiety sobie nie depilują a ty masz tak pół na pół.
- Skąd
wiesz, czy nie depilują, skoro żadnej nie widziałeś? – zapytała, choć przez
myśl przebiegła chęć by skarcić go za te „starsze kobiety”.
- A właśnie
dlatego to ze mną robisz? – znieruchomiał znów, kładąc się na niej, ponownie
zbliżając twarz.
- A
dlaczego pytasz? – wolała raczej uciec od tematu.
-
Odpowiedz, proszę – odparł. – Chcę wiedzieć. Skoro jesteśmy w takiej sytuacji,
to powinienem wiedzieć wszystko.
Milczała
spoglądając w jego oczy, w jego rude włosy średniej długości opadające lekko na
policzek.
-
Odpowiedz, bo będę cię torturował – zagroził jękliwie, lekko się uśmiechając. –
Patrz.
Zaczął
wykonywać swoim podbrzuszem okrężne ruchy, aczkolwiek jego penis wciąż pozostawał
w całej długości, w jej cipce. Jego ruchy sprawiły jej nieoczekiwaną i dużą
przyjemność. Takie zachowanie chłopaka, który do tej pory nie miał kontaktów z
dziewczynami było iście zaskakujące. To naprawdę zaczynało jej sprawiać dużą
rozkosz.
- Torturuj
mnie… - też potrafiła się wysilić na uśmiech i to dość zawadiacki. Ta historia
zaczęła biec zupełnie innym torem, niż sobie wyobrażała.
- Czyli mam
rację – usłyszała w odpowiedzi.
Zamknęła
oczy.
-
Specjalnie to robisz – cichy szept skierowany do ucha przerwał na chwilę jej
rozmyślania. – Wiem, że poświęcasz się dla mnie… Wolałbym byś miała inne
motywacje, ale… Dlatego chcę ci też zrobić dobrze wiesz? – jego dłoń znalazła
się na jej nagich piersiach. Masował je przez chwilę a potem ścisnął sutki, Najpierw
delikatniej, później mocniej. Drgnęła po raz kolejny. Filip coraz bardziej
przejmował inicjatywę. Najbardziej chyba tym, że jego penis wciąż tkwił
nieruchomo w jej coraz bardziej rozgrzanej cipce, co doprowadzało ją powoli do
pasji. To było cos niesamowitego. Jak on mógł tak wytrzymać? On, taki
niedoświadczony?
- Chcę
usłyszeć, że jest ci dobrze – usłyszała Filipa. Znów zaczął poruszać się
ruchami okrężnymi. Teraz odczuła to jeszcze bardziej. Jej ciało zaczęło powoli
żyć swoim życiem. Nie słuchało jej. Coraz bardziej zdawało się na ruchy
siedemnastolatka. Rudego koszykarza, ucznia z jej własnego liceum, członka
rodziny, który tkwił w niej swoim penisem i łapczywie obmacywał jej nagie
ciało.
Co za siła
popchnęła ją do tego czynu?
- Jest mi
dobrze – wypaliła w końcu, czując swoje napinające się mięśnie.
Nie do
uwierzenia. To ona prowadziła tę sytuację, ona miała tu w pewien sposób
rządzić, to znaczy w takim sensie, że decydowała o wszystkim. A tu… Nagle
odmieniło się. Jego nieoczekiwane zachowanie, tak odbiegające od stereotypu
prawiczka rozpaliło ją i zniewoliło.
Leżała pod
nim, czując jak jej ciało drży. Czując jego oddech na swoich piersiach, szyi,
twarzy.
A on
wreszcie ruszył, doprowadzając ją do jeszcze większego drżenia. Wysunął penisa
niemal całkowicie. Powoli, spokojnie. I odczekawszy sekundę zaatakował znów.
Ostrzej, szybciej. Więc, choćby starała się jak mogła…
- Aaach…. –
nie potrafiła powstrzymać przeciągłego jęku.
Było już po
wszystkim. W tym sensie, że choć to ona w pewien sposób prowadziła akcję, to
teraz on przejął nad nią kontrolę. On, siedemnastoletni debiutant.
Jeszcze
kilka razy powtórzył ten sam manewr. Wolniej do tyłu i szybciej do przodu. Te
kilka ruchów, sprawiły, że jeśli wcześniej miała jakieś braki wilgoci w środku,
to teraz mogła narzekać jedynie na jej nadmiar.
Te ruchy
sprawiły, że oddała mu się w całości. To było potworne zaskoczenie. To ona
miała decydować, pouczać, czy coś tam. Nie, było zupełnie inaczej. To on
praktycznie od samego początku zawładnął nią i jej ciałem.
Było to nad
wyraz rozkoszne uczucie. Leżała na łóżku z rozłożonymi nogami a młody
rudzielec, swoimi pchnięciami dbał o to, żeby nie tylko jemu było dobrze, ale i
jej. I było.
Było
niesamowicie. Jego penis, może niezbyt imponujących rozmiarów zaspokajał ją całkowicie.
Jak zdecydowana większość kobiet nie potrzebowała żadnych drągów. Potrzebowała
by właściciel zwykłego na pozór członka, umiał go używać. Tak jak Daniel. I
tak, jak się okazało, Filip.
Wchodził
bardziej regularnie a ona przesuwała się w górę łóżka w rytm jego ruchów. Ta
świadomość jeszcze bardziej ją podnieciła. Niespodziewanie poczuła, że jest
blisko orgazmu. Ale wtedy…
- Kamila…
Chcę inaczej… Odwróć się i wypnij.
Ach tak… Za
dużo pornosów, które teraz chciałby zrealizować z ciotką?
Penis
opuścił jej cipkę i natychmiast poczuła tęsknotę za nim. Nie w tym momencie.
Dlatego, bez ceregieli, przyjęła pożądaną pozycję.
Ukryła
twarz w poduszce, co umożliwiło jej wypięcie pośladków wysoko. Wiedziała, że
przyjęcie takiej pozycji, zawsze, ale to zawsze podniecało Daniela. Wtedy czuł
on swą dominację jeszcze bardziej. Wtedy miłość przeradzała się w dziki seks. A
Filip…?
Poczuła
dłonie na biodrach w jej rozgrzanej cipce znów pojawił się sztywny penis. A
więc wszystko było tak jak i z mężem. A ona, teraz, w tej pozycji poczuła się
jeszcze bardziej zniewolona. Bo Filip trzymał ją za biodra zadziwiająco mocno.
I to ten fakt, bardziej, niż same jego szybsze, niż poprzednio pchnięcia,
doprowadziły ją do wyczekiwanego orgazmu.
- Aaaach…!
– znieruchomiała na chwilę tak mocno, że nawet pchnięcia Filipa nie potrafiły
przesunąć jej ciała. Ale dla niego nie miało to znaczenia. Gapił się na jej
nagi tyłek, trzymał mocno za biodra, rżnął jak swoją własność. Tak, rżnął, bo
wchodził coraz szybciej i coraz mocniej. Głębiej nie, bo nie mógł i chyba
dobrze. Jego penis pasował do niej idealnie. Był rozgrzany i młócił ją jak
zboże. Pomyślała, że gdyby chłopak wytrzymał jeszcze dłuższa chwilę, to
doprowadziłby ją do kolejnego orgazmu.
- Zwolnij!
– poprosiła go na pół krzykliwie, na pół jękliwie.
Posłuchał.
Nie wiedziała, czy się domyślił, ale posłuchał. Teraz, ona sama, na ile mogła w
tej pozycji przejęła inicjatywę, sama przesuwając się w przód i w tył, sama
nabijając się na sterczącego penisa. Ta nowa zabawa przysporzyła jej porcję
kolejnych nieziemskich bodźców.
I stało się
czego oczekiwała. Filip nie wytrzymał i po chwilowym przestoju, znów zaatakował
mocniej a ona wykorzystała to, przeżywając drugi orgazm.
Zbiegł się
z momentem, w którym Filip przytrzymał ją za biodra najmocniej jak się dało,
wręcz ścisnął je i wystrzelił w niej ładunkiem swojej spermy.
- O,
Kamila… - niby jęknął, niby sapnął a może i krzyknął.
Jego penis
opuszczał jej cipkę powoli, tak jakby nie potrafił się z nią rozstać. Ale
wyszedł. Kamila , choć też już zmęczona, tym niespodziewanie emocjonującym
wydarzeniem, wciąż nieruchomo wypinała swoje pośladki w stronę chłopaka. Tak,
jakby przedłużała okres swojej wyuzdanej perwersji. Tak, jakby dać się zerżnąć
młodszemu o piętnaście lat krewniakowi było za mało. Tak, żeby mógł jeszcze
nasycić się wypiętymi pośladkami swojej pięknej podobno ciotki i nauczycielki w
jednym. O ile nie nasycił się jeszcze.
Nie, jednak
nie. Jego dłonie już teraz, w przeciwieństwie do sytuacji pod prysznicem, jak
najzupełniej legalnie masowały jej tyłek, lekko ugniatały go i ściskały. W
końcu strzelił klapsa a potem drugiego. To otrzeźwiło właścicielkę. Przewróciła
się na drugą stronę. To znaczy na plecy i szybko poszukała kołdry celem
nakrycia się.
- Tak, teraz
jesteś wstydliwa… - skomentował to a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Ale
nie szyderczy. Zwykły, normalny.
- Zgasisz
światło? – zapytała.
- Czyli
zostaję u ciebie na noc?
Nie
odpowiedziała. Sama nie wiedziała. W dotychczasowym życiu, czymś naturalnym
było to, że po seksie zasypiała w jednym łóżku z mężem. Ale teraz było nieco
inaczej.
- A nie
chcesz? – chyba źle postawiła pytanie.
Sięgnął
dłonią w kierunku wyłącznika i w pokoju zapanowała ciemność. Kamila poczuła
ruchy obok siebie i Filip wpakował się pod kołdrę, tuż obok. Momentalnie
przykleił się do niej i położył jedną rękę na brzuchu.
Długo tak
nie wytrzymał. Dłoń skierowała się w górę, delikatnie zahaczając o nagie piersi
Kamili. Jednocześnie rudzielec złożył delikatny pocałunek na jej policzku.
Wzdrygnęła się nieco.
- No co?
Teraz już nie chcesz? – usłyszała nad uchem.
Nie
odpowiedziała. Faktycznie, powoli nadchodziło otrzeźwienie, takie już na
poważnie. Ale z drugiej strony, nie mogła ot tak odtrącić go. Zrobiła, to co
zrobiła, ale było przecież nad wyraz niesamowicie. To była jego zasługa.
- A
będziesz mnie macał przez całą noc? – zapytała nieco zaczepnie, ale i
zaciekawiona co odpowie.
- Myślę, że
chciałabyś tego.
Westchnęła.
Poczuła jego drugą dłoń. Nie robiły nic złego, nie szturmowały tej części
ciała, która została w ostatnich minutach najbardziej wymęczona. Zajmowały się
jej brzuchem, piersiami. Niezbyt mocno, raczej delikatnie.
- A co
jeśli się mylisz?
- Nie mylę
się – usłyszała nadzwyczaj pewną odpowiedź. – Byłoby mi miło, gdybyś w ten sam
sposób zajęła się mną, ale nie oczekuję tego.
No, chyba
wymagał trochę za dużo. Czy może ona nie jest teraz za ostra z takimi osądami?
Zamknęła
oczy, oddając się pieszczotom Filipa. Skoro już raz oddała mu swe ciało pod
jego władzę, to raczej teraz też nie powinna mu odmawiać.
I to była
jej ostatnia myśl przed zaśnięciem.
Warkocz
zerknął za szybę. Było już jasno. Pora jeszcze wczesna, godzina szósta, ale
sporo ludzi nie spało. Wyjazd mieli zaplanowany na siódmą. Tak wczesna pobudka
była dla wielu udręką, ale nie dla tych, którzy siedzieli tu w świetlicy, od
której gospodarz, który dopiero układał się w łóżku dał im klucze.
Spojrzał
jeszcze raz ścianę, na której, niczym w kinie leciał film. Znał go już, widział
wcześniej, jako pierwszy. Zresztą pozostali również. Po prostu puszczono go
drugi raz, bo żaden z oglądających go kilkunastu chłopaków się nim nie nasycił.
Nie czekał
do końca. Otworzył drzwi i opuścił świetlicę. Wyszedł na zewnątrz wyciągając
papierosa. Na zewnątrz siedział samotnie wysoki chłopak. Warkocz dosiadł się po
przeciwnej stronie. Przez chwilę żaden z nich nic nie mówił.
- Nie
wierzę, kurwa, nie wierzę… - wycharczał w końcu Kuba.
- A w to,
że poślizgnąłem się na boisku w decydującej akcji, wierzysz?
Zaśmiali
się obaj.
- Ile
wygrałeś w końcu?
- Tysiąc
pięćset.
- Ładnie –
pokiwał głową Warkocz a potem zaciągnął się mocno papierosem, tak, że chwycił
go krótki kaszel. – Ale mi chyba musisz coś z tego odpalić, nie?
- Ty jesteś
bogaty.
- Tu nie o
chodzi o pieniądze, jako takie – pokręcił głową Warkocz. - Pomogłem ci. Bez
mojej pomocy, pewnie nie byłoby tego wszystkiego…
- No tak,
miałeś sprawiać wrażenie. I sprawiałeś. Tym prezentem, spoko… - wyliczał Filip.
– A ta akcja z Magdą… Odniosłem wrażenie, ze ona miała na to największy wpływ.
Czyli, jeśli komuś coś wiszę, to Madzi…
- Kuźwa… -
Warkocz wciąż kręcił głową. – Ale musiałeś naściemniać w tym wszystkim. Nie
wiem, jak to zrobiłeś, że sam się nie zakręciłeś w tych bujdach.
- Eee…
Żaden problem – i po chwili milczenia Filip zapytał. – Czemu sam nie
wystartowałeś?
- A po co?
– wzruszył ramionami długowłosy licealista. – Raz, że mam Karolinę, to wyklucza
wszelkie akcje. A dwa… Przecież to nie miało sensu. Bzyknąć nauczycielkę i to
jeszcze taką, konserwę, trzymającą wszystkich na spory dystans. Przecież to
nierealne. Ty miałeś lepsze wejścia, dlatego ci się udało – uprzedził odpowiedź
rudzielca.
Zaciągnął
się papierosem i odezwał się znów.
- Masz łeb
wszystko dopracowałeś… Nawet ten liścik. Za cholerę nie wpadłbym na coś
takiego.
- To była
taka zagrywka. Mówiłem ci już wcześniej, że spełni swoją rolę. Że stworzy takie
poletko pod orkę. Że będzie o tym myśleć. Trochę bałem się, że nie zadziała,
dlatego dorzuciłem fotkę.
- A skąd
wiesz, że zadziałał? Mówiła ci coś o nim?
-
Zasadniczo nie – odparł koszykarz. – Ale w piątek, jak leżeliśmy na plaży, to
mnie wypytywała o największych ruchaczy w szkole. To na bank miało związek z
tym listem. Siedział jej w głowie.
- I co jej
odpowiedziałeś?
- Nic
specjalnego. No, rzecz jasna wskazałem ciebie jako tego naj – zaśmiał się
Filip.
- I potem
się miała na baczności przede mną… - dokończył Warkocz. – Gdybym się w to
bawił, to teraz leżałbyś trupem – posłał mu przekorne spojrzenie.
- Też
jesteś wygrany – odpowiedział poważnie rudzielec. – Masz Karolinę, fajna laska.
I masz ją na co dzień.
Znów
pomilczeli przez chwilę.
- Ty –
przypomniało się nagle coś Warkoczowi. – A ten Marek… Co on odjebał? Nie mów,
że coś takiego miałeś w planach, bo w to już nie uwierzę.
- Nie no,
on się nawinął przypadkowo. Też mu się podoba, zresztą, komu nie? Przecież to
było widać od razu, że próbuje się do niej przykleić. Marka nie znasz? Laskom
na lekcjach rzuca różne teksty, było jasne, że w takiej sytuacji, na wspólnej
wycieczce będzie się dobierał do Kamili. Ale nie wiedziałem jak go ugryźć.
- No, ale
ugryzłeś…?
- Coś mi
strzeliło do łba. Widziałem, jak kupuje te browary i mnie olśniło. Podskoczyłem
do niej i powiedziałem, że coś tam jej dosypał. Chyba nie do końca uwierzyła.
Ale odstawiła piwo. A potem poszli do tej lokomotywy i tam Marek się trochę
rozbestwił. Więc wszystko wyglądało tak, jakby faktycznie chciał ją wyruchać za
każdą cenę. No i wtedy pewnie…
- No i
wtedy zostałeś jej rycerzem – Warkocz nieświadomie powtórzył słowa Kamili.
Zgasił
papierosa i akurat w tym momencie otworzyły się drzwi od świetlicy i zaczęła
się z niej powoli wysypywać grupa chłopaków. Niejeden z nich gapił się na swój
telefon.
- Wszyscy
sobie ponagrywali? – zaśmiał się Filip.
- Zostałeś
właśnie porno gwiazdą – Warkocz też pokazał zęby. – Jak to się stało, że nie
widziała?
- Wyskoczyłem
na chwilę do łazienki a potem ustawiłem kamerkę na komodzie. Ona była w takim
stanie, jakiegoś zniewolenia, niemal paraliżu. Jakby średnio kontaktowała i
pomyślałem, że to jedyna szansa by to udokumentować. Że nie powinna zauważyć. I
nie zauważyła.
Skończyli.
Filip
spojrzał na twarze licealistów. W większości kolegów Warkocza z klasy, ale byli
też inni. Na ich twarzach malowały się uśmiechy. Widocznie, mimo zazdrości,
którą niewątpliwie czuli, oglądanie porno video z ich niezwykle atrakcyjną
nauczycielką w roli głównej dawało im sporo satysfakcji.
Filip
zauważył także Mariusza, niemal stukilowego drugoklasistę o kręconych, czarnych
jak smoła włosach i niezdrowej cerze. Syn zamożnych przedsiębiorców, pan i
władca jedynego miejsca w szkole, gdzie chłopaki rządzili się po swojemu, czyli
kibla, toczył się w jego kierunku. Na jego twarzy wypisana była olbrzymia
zazdrość, której właściciel nie był w stanie ukryć. Filip czuł, że Mariusz
będzie starał się powiedzieć coś złośliwego i nie pomylił się.
- Heh,
twoja armata nie jest największego kalibru… - próbował złożyć usta w śmiech.
- Moja
armata ustrzeliła wczoraj najatrakcyjniejszy cel w Wielkopolsce a co w tym
czasie robiła twoja? – odparł głośno, wywołując śmiech, tych bardziej
wyluzowanych drugoklasistów. Mariusz poczerwieniał i poza kilkoma burknięciami
nie powiedział niczego sensownego.
Z biegiem
kolejnych minut grupka chłopaków powiększała się. Nie wszystkich informowano o
tym co zdarzyło się poprzedniej nocy, ale takiej sensacji nie dało się utrzymać
w tajemnicy i niebawem nawet ci najbardziej wyizolowani z towarzystwa
licealiści wiedzieli wszystko. Ba, nawet pościągali sobie filmik na telefony.
- Siódma za
dziesięć minut – odezwał się Warkocz. – Cholernie chciałbym ją zobaczyć przed
wyjazdem. I zobaczyć jej minę, gdy zobaczy, że jestem i nigdzie nie odjechałem
żółtym Chevroletem.
Nie zdążył
się roześmiać, gdy ktoś szturchnął go w bok. Odwrócił się i zobaczył nadchodzącą
wąską ścieżką, smukłą, wysoką postać.
Większość
rzeczy spakowała już w sobotę, przed imprezą, więc dzisiaj wrzuciła tylko do
torby szczoteczkę do zębów i inne temu podobne drobiazgi. Nie było problemu z
upchnięciem, bo nie należała do kobiet, które na krótki wyjazd muszą brać
dziesięć różnych kreacji.
Opuściła
domek, upewniając się, że wszystko ma ze sobą i oddała klucz gdzie trzeba.
Bagaż nie należał do ciężkich, wiec wiedziała, że pokonanie tych kilkuset
metrów do bramy wyjazdowej z ośrodka, gdzie czekały autokary, nie będzie dla
niej wybitnie uciążliwe.
Mimo tego,
posuwała się dość wolno. Obozowe wydarzenia, których była świadkiem, ba
uczestnikiem musiały wywrzeć wpływ. Rzecz jasna, tym, które najmocniej łupało
głowę, było to sprzed kilku godzin.
Mimo, że
sama podświadomie dążyła do tego, by po tych wszystkich wydarzeniach, tak upokarzających
dla Filipa, jak i tych, którymi jej pomógł i to bardzo, pokazać, że mu lepszą
stronę życie, podziękować w jakiś sposób i podnieść morale, to po przebudzeniu,
miała sporo wątpliwości. Ba, żeby tylko wątpliwości. Co za eufemizm, w stosunku
do tego czego się dopuściła… No, bo poza tym, początkowo miała w planach tyle,
żeby pokazać mu trochę nagości. A czym się skończyło?
W ogóle
pamiętała, że Filip wyszedł z jej domku gdzieś około czwartej. Szepnął, że musi
się przygotować do wyjazdu. Rozespana, była w stanie ledwo otworzyć oczy, by
stwierdzić, że jest czwarta nad ranem i sekundę później znów spać jak zabita.
Z jednej
strony najlepiej było o tym wszystkim nie myśleć. Ale nie dało się.
No trudno, nie
zdradziła Daniela, chyba, że tylko teoretycznie. Znała męża i wiedziała, że on
z tego nic nie zrobi, wręcz przeciwnie zaciekawi się tym zdarzeniem. Miał taki
fetysz i tyle. To był punkt wyjścia, od którego w ogóle wszystko się zaczęło.
Bo gdyby Daniel wymagał od niej wierności absolutnej, to do niczego by nie
doszło. Dla niej było to oczywiste.
No to jeden
punkt rozwiązany, ale pozostałe?
Co teraz
będzie? Czy Filip nie rozbryka się za bardzo? Sprawiał wrażenie dobrze
ułożonego chłopaka, niegłupiego, porządnego, normalnego, ogólnie rzecz biorąc
pozytywnego. Ale czy po bzyknięciu nauczycielki, w dodatku tak podobno
atrakcyjnej, nie uderzy mu trochę woda sodowa do głowy?
No i, czy
nie posunie się dalej, na przykład do tego, by sprawdzić, że może spróbować
jeszcze raz, czy wręcz uczynić sobie z niej stałą kochankę? Nie no, chyba nie…
Zresztą co to za rozkminki, przecież w tej sytuacji, bez żadnego problemu
wyłożyłaby swoje racje i ostudziła jego zapały.
No wiec
kwestie przyszłości są raczej rozstrzygnięte. Pozostały kwestie moralne.
Bo,
pomijając całą sytuację typu nauczycielka i uczeń, albo ciotka i syn kuzynki,
to chodziło przede wszystkim o jej własną osobowość, poglądy, zasady. Była z
natury konserwatystką, monogamistką. Nie potrzebowała innych mężczyzn.
Absolutnie. No a wczoraj… Poszła do łóżka z kimś innym. Dla wielu ludzi, także
kobiet, byłoby to nic nie znaczące wydarzenia, drobnostka, nad którą nie warto
byłoby się rozwodzić. Ale ona była inna. Nie potrafiła przejść nad tym do
porządku dziennego.
Miała w
głowie tę świadomość, że przed kilkoma godzinami ruchała się z kimś innym.
Innym, niż jej mąż.
Przygryzła
wargę, spoglądając w przód. Zobaczyła stojącą na polanie grupę kilkudziesięciu
osób a za nimi autokary. To jeszcze nie wszyscy, z różnych stron zaraz dojdzie
reszta, niektórzy na ostatnią chwilę. Trochę za wcześnie ten wyjazd, ale tak
zdecydowała dyrekcja, aby w poniedziałek w szkole wyglądać normalnie, być
wypoczętym, wyspanym.
Nie miała
wątpliwości. Skrupuły moralne zostaną. Nie przejdzie nad tym do porządku
dziennego. Taka była. Drogo zapłaci za chwilę hm… Słabości? Nie, przecież nie
to było powodem. Za chęć niesienia pomocy lubianemu przez siebie krewniakowi?
No trudno,
skoro taka miała być cena… Pomyślała, że popełniony przez nią zły uczynek, w
pewien sposób stał się dobrym uczynkiem.
Pozostały
jeszcze wspomnienia samego aktu. Na przypomnienie sobie o nim, na jej twarzy
pojawił się uśmiech. Przecież to wszystko wczoraj… Było piękne. No tak, to
chyba najwłaściwsze słowo.
- Dzień
dobry, humor pani dopisuje – odezwał się pierwszy z uczniów, gdy wkraczała na
polanę, między zgromadzonych na niej licealistów.
Zauważyła,
że na twarzach niektórych wycieczkowiczów pojawił się szeroki uśmiech.
- Widzę, że
sami jesteście bardzo zadowoleni – odparła, zachowując pozytywny wyraz twarzy.
Nie
usłyszała odpowiedzi, poza jakimiś mruknięciami. Ktoś tam parsknął śmiechem,
ale nie zwracała już na to uwagi.
Szła dalej,
dostrzegając Filipa. Zatrzymała się na sekundę nieco zmieszana, nie zmieniając
jednak wyrazu twarzy. Wprawdzie nikt tu nie mógł się domyślić tego co zaszło
między nią a nim zeszłej nocy, ale wolała zachowywać się naturalnie. Zresztą
także przed samym Filipem.
Zaskoczyło
ją to, że tuż obok niego stoją Warkocz i jego koledzy z klasy. W ogóle było tam
dość tłoczno.
No to niech
sobie tam stoi. Z opresji wybawiła ją Marta, pojawiając się obok. Miała jakieś
towarzystwo, nie musiała stać jak dupa.
Kilkanaście
minut później siedzieli już wszyscy w autokarach, które miały zawieść ich do
domów. Szykowała się trzygodzinna podróż. Nie jakoś wybitnie długa, ale też nie
za krótka.
Została
przydzielona do autokaru jednej z drugich klas. Siadła w przedzie obok Czarka,
matematyka. Z jednej strony to dobrze, bo nie należał on do typów zawracających
głowę. Z drugiej, próby zagłębienia się w lekturze książki, którą wzięła ze
sobą na wycieczkę, nie miały szans powodzenia. Przez piętnaście kilometrów
zgłębiła tylko jeden akapit.
Nie była w
stanie się skoncentrować na książce. Wciąż myślała o tym co się stało.
Dodatkowo gromada drugoklasistów, była jakoś bardziej rozbrykana, niż trzy dni
temu, w trakcie jazdy do Pyrzowic. Zerknęła za siebie raz, drugi, trzeci.
Zobaczyła, że większość z nich trzyma w dłoni telefony.
- Oni bez
tych komórek i smartfonów nie przeżyliby pięciu minut – mruknęła, odwróciwszy
się.
- A reagują
tak, jakby pierwszy raz oglądali jakiegoś pornosa – odparł bezceremonialnie
Czarek.
Wzruszyła
ramionami. Też odniosła takie wrażenie. Jakieś odgłosy, jakieś gwałtowne
śmiechy. Ktoś tam na sekundę puścił coś głośniej, co spotykało się tak ze
śmiechem, jak i protestami reszty. Potem sytuacja się powtarzała. I tak w kółko
przez całą drogę.
„Dzieciaki”,
westchnęła w myślach i przymknęła oczy, zastanawiając się, jak reagowałoby całe
towarzystwo, gdyby zamiast zwykłego pornosa oglądało na przykład filmik z jej
udziałem. Ot, choćby z wczoraj.
Opowiadanie bardzo fajnie poprowadzone. Ciekawa, rozbudowana akcja. Przyjemnie się czyta. No i jak zwykle świetnie dobrane zdjęcia. Jedyny minus... to, zabawne, ale chyba za bardzo polubiłem Kamilę więc takie perfidne zachowanie Filipa na koniec trochę mi nie pasuje ;) W "Elitarnej ..." sprawiedliwości stało się zadość, a tu... Chyba, że będzie ciąg dalszy :D
OdpowiedzUsuńPaweł
Chciałem taki suspens na koniec, żeby nie było zbyt sztampowo. Ot, coś nowego.
OdpowiedzUsuńW jakiejś normalniejszej serii też by mi to nie pasowało i pewnie bym tak tego nie zostawił, ale... Brakło mi Wiktorii pod ręką:)
Poza tym, jak już wspomniałem, piszę aktualnie sequel jednego z opowiadań serii KISM (rozpędziłem się tak, że będzie najpewniej trzyczęściowy), więc moze kropka i w tym opowiadaniu nie jest jeszcze ostatnią:).
Z chęcią dowiem się, czy taka formuła (długie opowiadanie, moje rekordowe, na 57 stron w wordzie) jest OK, czy jednak za długie. Zdaję sobie sprawę, że są tacy, którzy chcieliby coś szybszego, lecz pewnie nie brak innych, którzy lubią poczytać coś, co rozkręca się wolniej a być może wręcz, dużo wolniej.
Chciałbym w swoim wątku poruszyć kilka wątków.
UsuńPo pierwsze moim zdaniem opowiadanie jest fenomenalne, w moim osobistym odczuciu jest to Twoje najlepsze opowiadanie od czasów słynnego "Urugwaja". Akcja napisana w sposób fantastyczny, jak dla mnie akcja rozwija się bardzo dobrze, nie szybkie bzykanie i koniec tylko jest fenomenalna fabuła, wciągająca, trzymająca w napięciu. Udało Ci się w jednym opowiadaniu połączyć wręcz wszystkie moim zdaniem najlepsze erotyczne wątki, naga kąpiel w jeziorze, wspólna kąpiel, tańce itp.
Dodatkowo pięknie udało Ci się ukazać kwintesencję Kamili, jeżeli trzeba bierze sprawy w swoje ręce "sytuacja nad jeziorem " czy jej uległość w końcowej fazie.
Widać u Ciebie bardzo dużą lekkość pióra w pisaniu o Kamili.
Długo kazałes czekać na to opowiadanie ale każdy dzień, każda godzina, każda minuta, każda sekunda była warta tego czekania.
Ja osobiście tak jak wspomniałem wyżej, uwielbiam dluzsze opowiadania z powoli rozkrecajaca sie akcja wiec ja jestem jak najbardziej za takimi opowiadaniami. Powiem Ci szczerze ze jeżeli będzie kontynuacja tego opowiadania to będę bardzo szczęśliwy i zadowolony, ale zdaje sobie sprawę ze takie opowiadania nie powstają z dnia na dzień.
Życzę dalszej weny do pisania i jak największej liczby czytelników.
Pozdrawiam. Adrian
Dzięki za opinię.
UsuńA był taki moment, że zawiesiłem pisanie na dobrych kilka tygodni, bo uznałem, że trochę się rozciąga a poza tym brakło jakichś fajniejszych pomysłów na drugi dzień wycieczki. Szukałem jakichś ciekawszych wątków pobocznych i dopiero, gdy przyszedł mi do głowy ten wątek z Markiem, ruszyłem do przodu.
Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze pojawi się opowiadanie podobne tego (chodzi mi o długość tekstu i jakoś bardziej rozwiniętą fabułę), powody są oczywiste - brak czasu i konkretniejszych pomysłów. Wprawdzie jak już pisałem, będzie długi sequel jednego z poprzednich opowiadań, ale ten będzie miał jednak nieco inny charakter, niż "Szkolna wycieczka".
Zaś ewentualny sequel tego tekstu, nie musi oznaczać, że będzie równie długi i nieco pokrętny - tak tylko zaznaczam.
No, to chyba tyle.
Pozdrawiam również.
A mi się opowiadanie bardzo podoba. Podejrzewałem , że Kamila wyląduje na stole rżnieata w duecie. Jednak ciężko byłoby dołączyć kogoś, no chyba że byłoby to polecenie Daniela. To też jest fajne.
OdpowiedzUsuńA i jestem za długimi opowiadaniami.
Kris
Mistrzu,
OdpowiedzUsuńkiedy będzie można liczyć na ciąg dalszy KISM?
P
Przecież dopiero co dodałem powyższe:).
OdpowiedzUsuńCieszcie się nim i konsumujcie, bo czasy, gdy opowiadanie wchodziło raz na trzy tygodnie już nie wrócą. Dużo większa szansa jest na to, że jeszcze kilka i koniec kariery.
Następny tekst, jak wcześniej pisałem, w okolicach 25 grudnia. Nie sądzę by coś w tej kwestii się zmieniło.
A gdyby tak Michał Anioł wyrzeźbił Bachusa i przestał? Dawid wtedy nigdy by nie powstał. A gdyby Forlan zrezygnował z gry w kadrze przed MŚ w 2010 roku? A gdyby King po napisaniu Lśnienia przestał pisać? A gdyby Lem zdecydował jednak poświęcić się medycynie?
OdpowiedzUsuń... może wynalazłby lekarstwo na raka?:)
OdpowiedzUsuńRozumiem, ze to zachęta do pisania. Jest jednak kilka problemów.
Mam swoje życie - to przede wszystkim. Ale nawet nie to jest głównym powodem.
Przede wszystkim bowiem, jeśli chce się pisać liczne opowiadania, to trzeba mieć czytelnikowi coś do zaoferowania. Nie chodzi przecież o powielanie starych sztuczek, starych schematów. Trzeba albo jakiejś głębszej fabuły, albo jakichś nowszych zagrywek, rożnych niuansów, pewnej innowacji. Gdyby było takie proste wydawałbym z pięć książek rocznie, zgarniając za to jakiś hajs.
Z pisania na blogu hajsu nie ma, autor tak naprawdę żyje tylko z komentarzy, gdzie akurat tutaj, połowa wpisów pod co drugim tekstem, to pytania "kiedy następne?". Nie, żebym się czepiał, czy broń Boże wyłudzał jakieś komentarze, stwierdzam tylko fakt.
Zresztą komentarze z jednej strony natchną do pracy, z drugiej jednak nie sprawią, że w mózgu rozbłyśnie błyskawica i nagle ułoży się w nim rewelacyjny tekst na pięćdziesiąt stron.
Pomysłów ogólnych na teksty mam sporo z co najmniej dziesięć, ale co z tego? To są tylko szkielety, je trzeba mocno dopracować, dopieścić, tak by nie było standardowo, by czytelnik nie domyślił się w środku drugiego akapitu, że (posłużę się cytatem z góry) "aha, Kamila wyląduje na stole rżnięta w duecie". "Niestety" ostatnio mam zajawkę, by czytelnika trochę wkręcić, sprowadzić na manowce, by dać mu kilka opcji na zakończenie historyjki, by do końca nie był pewny kto dostąpi "zaszczytu", albo chociaż z jakiego powodu, czy w jakiej sytuacji, itp, tak jak to było w "Niespokojnym urlopie", czy też tutaj, w "Szkolnej wycieczce".
Tyle, że do tego jest potrzebna konkretna fabuła. A nie da się jej wymyślić ot tak. Mogę na przykład wymyślić sobie historyjkę, że Kamila spaceruje sobie po plaży dla nudystów w Chorwacji i nagle trafia na grupkę uczniów z jej szkoły, którzy znaleźli się w tym samym miejscu, bo wygrali powiatowy turniej piłkarski i nagrodą była wycieczka właśnie do Chorwacji. Tylko, że to zasadniczo jest zwykłe porno a nie erotyka z fabułą i jakimiś emocjami. I choć zdarzały mi się takie teksty, to jednak wolę pisać coś dłuższego, rozkręcającego się powoli, być może (to już każdy czytelnik sam poczuje, albo i nie) stopniując napięcie i wywołując emocje.
Tyle, że tu wracamy do punktu wyjścia. Potrzeba fabuły, konkretnej fabuły, z różnymi drobiazgami.
Mam nadzieję, że wytłumaczyłem wszystko dość jasno.
Sam czasami popełnię jakieś opowiadanie (no ale z innego gatunku) więc rozumiem, o co ci chodzi. Ja z kolei chcę powiedzieć, że w takim razie pisz raz na rok, raz na dwa lata, od weny do weny. Nie trzymaj sie terminów, nic nie obiecuj, po prostu jak masz ochotę i pomysł to siadaj i pisz (oczywiście tylko w wolnej chwili). Bez presji. Jak dla mnie nowe opowiadanie może pojawiać się co roku 2 stycznia.
OdpowiedzUsuńNo... Aż tak źle nie będzie:). Tak sobie policzyłem, że biorąc pod uwagę te opowiadania, których ukończenie jest bliżej, niż dalej, to miałbym osiem tekstów. No, ale nie wiem kiedy je ukończę i czy w ogóle. Na razie ukończone w zasadzie są trzy. Z czego dwa stanowią część trylogii, wiec i tak nie nadają się do publikacji.
OdpowiedzUsuńDo tego dysponuję jednym ciekawym tekstem w tych klimatach, który jest o tyle ciekawy, że jest... autentyczny. Otóż jest to opowieść nauczycielki, która szeroko opisała mi swoją znajomość z jednym uczniem. I zastanawiam się, czy by tego nie wrzucić kiedyś.
Jesteś mistrzem stary! Powinieś pomyśleć czy nie warto zająć się pisaniem zawodowo!
OdpowiedzUsuńJest szansa w grudniu na nowe opowiadanie?
OdpowiedzUsuńTak, konkretnie 26 grudnia w samo południe:)
OdpowiedzUsuńSuper! :D
OdpowiedzUsuńPozostaje tylko "obstawiać", którego z wcześniejszych opowiadań to będzie sequel. A może uchylisz rąbka tajemnicy? :)
OdpowiedzUsuńSequele na razie stoją w miejscu. Można by rzec, że to akurat będzie prequel, chociaż też nie do końca. W każdym razie będzie trochę inaczej.
OdpowiedzUsuńDzięki mistrzu. Jak mówią can't wait to read it. I tak jak są filmy z gatunku must see to opowiadania z Kamilą są z gatunku must read :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się całkowicie i popieram od A do Ż :)
OdpowiedzUsuńCo do prequela to obstawiajmy, którego z poprzednich opowiadań. A może to taki prequel całej serii?
Napisałem, że prequel nie do końca. Nie pisałem więcej, bo po co psuć zabawę? Dlatego też nie traktujcie tego "prequela" nazbyt poważnie. Całość wyjaśni się w sobotę:).
OdpowiedzUsuń