Łączna liczba wyświetleń

środa, 11 listopada 2015





KAMILA I SENNE MARZENIA XV. Szkolna wycieczka.

Spokojnie siedziała sobie na dyżurce. Dyżurka… To chyba najbardziej odpowiednie określenie do niewielkiego pokoju w olbrzymim ośrodku wypoczynkowym w Pyrzowicach na południu województwa.
Była tutaj wraz z grupą kilkunastu osób z grona pedagogicznego i niema dwoma setkami uczniów i uczennic z liceum. Taka mega wycieczka szkolna pod koniec roku licealnego, w połowie czerwca. Dla najbardziej zasłużonych klas. Konkretnie tych, których uczniowie osiągnęli najwyższą średnią arytmetyczną ocen. W ten sposób załapały się trzy drugie klasy i trzy pierwsze. Do tego piętnastu nauczycieli obojga płci, z przewagą kobiet.
W gronie klas nagrodzonych wycieczką, nie było jej własnej, ale dyrektor poprosił ją o uczestnictwo w wycieczce. Nie odmówiła. Trzy dni relaksu, od czwartku, do soboty, były jak najbardziej pożądane.
Ośrodek był wielki, młodzież dorastała. A dorastająca młodzież robi wiele dziwnych i niekoniecznie mądrych rzeczy. Stąd grono pedagogiczne wymyśliło sobie dyżurowanie w późno wieczornych a w zasadzie nocnych godzinach, gdy większość jednak już śpi. Przynajmniej jeśli chodzi o nauczycieli.

Kamila zgodziła się, by wziąć dyżur w pierwszy dzień wycieczki. Nie przeszkadzało jej to, mogła posiedzieć do trzeciej. Jako trzydziestodwulatka była najmłodsza na wycieczce, ale nie odbierała tego, jak jakąś złośliwość starszych koleżanek po fachu. A nawet gdyby, to taka kara mogłaby być wzięta w cudzysłów.
Siedzenie w pokoju, przy otwartym oknie zapewniającym pożądaną klimatyzację i odpalonym laptopie nie stanowiło dla niej żadnego problemu.
Ubrana w lekką czarną spódniczkę w białe groszki oraz jasna koszulkę, wygodnie ułożyła nogi na krześle naprzeciw i zgłębiała tajemnice facebooka. A konkretnie jej koleżanek, tudzież sklepów z obuwiem, sukienkami, rzadziej bielizną. Z uwagi na multum tego typu profili na tym portalu, czas biegł szybko.
Jak każda kobieta lubiła tego typu rzeczy. Lubiła dobrze wyglądać. Dobrze… Elegancko, zmysłowo, subtelnie, ponętnie, z klasą. W niektórych sytuacjach erotycznie.
Na chwilę skrzywiła się, widząc ładującą się galerię zdjęć na jakimś profilu z damską bielizną. Nie, te sznureczki, których nie dało się nawet nazwać stringami, to żadna erotyka. To zwykłe porno, którego nie akceptowała, tym bardziej, że z jej poglądami zgadzał się także Daniel. Zawsze twierdził, że dziewczyna powinna mieć bieliznę, która więcej zakrywa, niż odkrywa. Właśnie po to, by odkrywanie ciała kobiety dawało więcej przyjemności.
Delikatny uśmiech wrócił na twarz, gdy na kolejnym profilu, znalazła fotkę majtek, gdzie z tyłu widniała surowa a jednocześnie dość ponętna twarz jakiejś modelki, ucharakteryzowanej na… Nauczycielkę? Właśnie takie skojarzenie odniosła. Tak, ciekawe, czy pan i władca przestraszyłby się twarzy nauczycielki zakazującej ściągania bielizny z pośladków właścicielki.
Drgnęła, usłyszawszy dość stanowcze pukanie do drzwi i jakieś odgłosy, świadczące, że interesantów jest więcej, niż jeden. Zerknęła na komputerowy zegar w dolnym rogu. Dochodziła druga w nocy. Że grono osiemnastolatków będzie miało na tej wycieczce ciekawsze rzeczy do roboty, niż sen, było jasne. Że będą starali się unikać grona pedagogicznego, też. Skoro jednak zapukali do drzwi, to chyba mieli jakiś powód. 
- Filip? – rozpoznała od razu wysokiego rudzielca z dwoma kolegami obok. – Co ty… - zmarszczyła brwi, widząc krew na twarzy.
A więc nie osiemnastolatkowie, tylko ci rok młodsi, pierwszoklasiści. Ale, czy ta różnica wieku miała naprawdę jakieś znaczenie na takiej wycieczce?
- Mogę wejść? – zapytał spokojnie i nie czekając na odpowiedź wtoczył się dość niepewnie do niewielkiego pokoju. Razem z nim weszli dwaj jego koledzy z klasy.
- Coś się stało? Niech pomyślę, jakaś awantura? – zapytała nauczycielka. Szybko oceniła stan poszkodowanego. Nie było to nic poważnego, krew ciekła z niewielkiej rany nad okiem. Chyba ktoś go trafił w łuk brwiowy. O ile sam nie przywalił w jakiś mur po pijaku. Ale sprawiał wrażenie trzeźwego.
- A… Takie tam – skrzywił się, nie chcąc widocznie kontynuować tematu.
- Skoro już przychodzisz tu, to muszę wiedzieć co się stało. Nie może dochodzić do takich sytuacji naruszenia porządku na terenie, na którym jesteście pod naszą opieką, między uczniami. I to tak, żebyśmy my o tym nie wiedzieli – powiedziała z pewnym naciskiem, wchodząc w skórę wychowawcy szkolnego.
- No, trochę… - skrzywił się lekko, wyraźnie nie chcąc za wiele mówić, ale dość zdecydowana mina nauczycielki sprawiła, że uległ. – Trochę tak… Że… Że taki jeden… - znów urwał.
- Dobra, za chwilę wyjaśnisz. Teraz daj, opatrzę to – zdecydowała.
- Dobra chłopaki, na razie – dał kolegom do zrozumienia, że ich obecność nie jest już niezbędna.
Opatrzenie polegało zasadniczo na obmyciu czoła Filipa. Po tym zabiegu, okazało się, że rana jest niewielka i szybko powinna się zagoić.
- Ale Basia zauważy – skomentowała Kamila, mając na myśli dość dobrze znaną jej matkę chłopaka. Była to jej dalsza, starsza o równe dziesięć lat kuzynka. – Wiec musze wiedzieć co się stało. Z kim się tłukłeś?
- Dlaczego chcesz wiedzieć? – Filip dość łatwo przeszedł na „ty”, choć czynił to niezwykle rzadko i nigdy w szkole. Cóż pokrewieństwo było niewielkie, więc tam zwracał się do nauczycielki oficjalnie. Tutaj być może sytuacja, w której się znalazł wytrąciła go z równowagi i tak właśnie zareagował.
- W ucho też dostałeś, że nie rozumiesz co do ciebie mówię? – docięła mu nieco złośliwie Kamila. – Matka będzie pytać. Zresztą musimy wiedzieć o takich sytuacjach, dziejących się na tym terenie, to chyba jasne?
Ponownie usiadła na krześle przed biurkiem z laptopem i tak samo, jak wcześniej, oparła stopy na drugim krześle. Nie było w tym nic z niegościnności. Na wyposażeniu pokoju znajdowało się jeszcze jedno krzesło, które gestem wskazała Filipowi. Ten przysunął je bliżej nauczycielki i ciężko opadł na nie.
- Warkocz – znów się skrzywił.
- Co, Warkocz? – zapytała, chociaż już się domyślała wszystkiego.
- No, Warkocz, mówię przecież…
- To on zaczął?
- W zasadzie tak. Graliśmy sobie w kosza na boisku. I przyszedł z ekipą i zaczął się pluć. No, ciskać… Że mamy zejść…
- Są przecież inne boiska.
- Też mu to powiedziałem. To on, że tamte za daleko i nie będzie tyle łaził, zresztą są pozajmowane. A potem zaczął puszczać krzywe teksty no… Sama pewnie wiesz…
- Nie wiem – odpowiedziała Kamila, niezupełnie zgodnie z prawdą. Zasadniczo nie wcinała się między problemy uczniowskie, ale przechodząc korytarzami podczas przerw, czy też prowadząc lekcje mogła wiele zaobserwować. Więc widziała, że rudy kolor włosów działa na niektórych jak magnes. Niekoniecznie w pozytywnym znaczeniu.
- No, żebym zdjął piegi i takie tam – wzruszył ramionami.
Stłumiła lekki uśmiech i przyjrzała mu się lekko. Nie sprawiał wrażenia człowieka żalącego się na cały świat. Po prostu opowiadał historię ostatnich godzin. Dość beznamiętnie, nie chwaląc się udziałem w bójce, ani nie płacząc, że dostał w zęby.
Czyli zachowywał się normalnie. Poczytała mu to za plus.
Zresztą on wyglądał normalnie. To najlepsze określenie. Wysoki, szczupły, rudy, piegowaty, z normalną twarzą. Dość pogodną, przyjemną, nierzadko się uśmiechającą, ale bez przesady. Określenia „pedalski”, zniewieściały, na pewno do niego nie pasowały. Twardziela też nie miał zamiaru zgrywać. Był po prostu normalny.
- Za dużo sobie pozwala – skwitowała wypowiedź Filipa.
- Odwala mu. On taki jest, jego starym nie brakuje hajsu, widziałaś, że przyjeżdża do szkoły nowym Audi?
- Tak, wiem – odparła krótko.
Kończący drugą klasę liceum Kuba, znany w całej szkole, jako Warkocz, był zbyt popularny, by nie wiedzieć o nim kilku drobnych szczegółów, o których wspomniał Filip. Jego ojciec był znanym dentystą a on sam... Średnio wysoki, nieco niższy od Filipa, o ciemnych, długich włosach, które dały mu pseudonim. Przystojny, na pewno. Przynajmniej względnie. A że umiał się odezwać i ostatnio czym wozić, tak kolegów, jak dziewczyny, to na brak popularności nie narzekał. Popularności pod każdym względem.
- To wszystko jest patykiem pisane. Ma ekipą, bo ma kasę. Tak samo z laskami. Jak mu się noga powinie, to straci wszystko – rozgadał się nieco Filip, ale po chwili zreflektował. – Ja mu tam nie zazdroszczę, wolę swoje życie. Ładny tyłeczek.
- Co…? Ach… - Kamila drgnęła lekko. Słuchając krótkiego wywodu syna swojej kuzynki, śmigała trochę po odpalonych już wcześniej stronach i nieopatrznie wyświetliła profil z bielizną. Poczuła lekkie skrępowanie, które jednak szybko minęło. Co tam, to przecież nie pornos. - Możesz kupić mi takie na Dzień Nauczyciela – postarała się o niezbyt wyszukaną ripostę.
- Nie widzę problemu, ale wtedy musiałabyś pokazać, jak prezent pasuje na tobie – odparł bez zastanowienia a na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek. .
- Czyżby? – podchwyciła, niewinny, mimo wszystko temat Kamila. – Może jeszcze na środku klasy?
- To też, gdybyśmy kupili prezent grupowo. To znaczy, klasowo.
- Grupowo powiadasz… - chciała rzucić złośliwa ripostę, ale zreflektowała się, czując, jak niedwuznacznie zabrzmiała jej reakcja i zmieniła temat. – Powiedz lepiej, jak tam w Stali?
- A, w Stali – jakby ożywił się nieco. Wiedziała dlaczego. Koszykówka to było jego życie. I zrobił coś, co przyjęła z lekką konsternacją. Pochylił się nieco, jakby pochłonięty całkowicie tak bliskim mu tematem stracił kontrolę nad swymi reakcjami i położył swe palce na nogach Kamili. Konkretnie w okolicy kości piszczelowej. Delikatnie uderzał w nie, jakby grał na pianinie. – No w juniorach całkiem nieźle, chociaż konkurencja jest. Skład mamy niezły, walczymy o tytuł mistrza wojewódzkiego, wiesz? Za trzy tygodnie finały, cztery najlepsze drużyny. Ale co potem, nie wiem, bo jednak wiesz… Trochę brakuje mi wzrostu, no i nie tylko. A do tego…
- ile już masz? – przerwała mu ten monolog, jakby nic nie robiąc sobie z palców Filipa wygrywającego jakąś niesłyszalną melodyjkę na jej nogach.
- Wzrostu? Sto dziewięćdziesiąt. Mało, tak to tylko na rozgrywce mogę grać w seniorach a to chyba nie dla mnie. No i jeszcze nie ta waga, tak mówi przynajmniej trener – pochłonięty tematem koszykówki sprawiał wrażenie, jakby zupełnie nie wiedział co robi. Kamila w pewnym sensie poczuła się tym urzeczona. Nie dość, że lubiła mężczyzn z prawdziwą pasją, tak jak Daniela z jego zamiłowaniem do piłki i historii, to jeszcze dość delikatny dotyk jego palców, wpływał na nią całkiem przyjemnie. Poczuła miły dreszczyk na swym ciele.
- Czyli nie zwiążesz się w przyszłości z koszykówką?
- No nie wiem, nie wiem… - widać było po nim, że bardzo by tego chciał, ale też trzeźwo przyjmował do siebie wszystkie przeciwności. – Chciałbym, to jest moje życie, ale tam to trzeba być naprawdę dobrym. Matka truje coś o studiach, coś tam z ekonomią, ale nie wiem, nie wiem… - roztargniony wciąż wydawał się być myślami daleko stąd. Na koszykarskim boisku, z piłką w dłoni. Pewnie atakował teraz kosz rywala w jakiejś decydującej akcji, nie zdając sobie sprawy z tego, co wyczyniają jego palce. Kamila uśmiechnęła się z sympatią, ale uznała, że czas przywrócić go do rzeczywistości.
- Może przestałbyś już wygrywać mi Mozarta na moich nogach?
- Hm…? Acha, no tak – niefrasobliwy uśmiech pojawił się i na jego twarzy. Cofnął się nieco, jakby speszony, ale nie odmówił sobie rzucenia wzrokiem na nagie nogi nauczycielki. Zresztą Kamila też z uwagą przyjrzała się jego długim, choć raczej delikatnym, chłopięcym palcom.
- No właśnie – dokończyła. – I chyba czas, żebyś poszedł już spać do siebie.

Obudziła się dość późno. Nic dziwnego, skoro późno poszła spać.
Zrobiła sobie skromne śniadanie i wróciła myślami do wczorajszych wydarzeń, związanych z Filipem. Od Filipa, niedaleko było do Warkocza. A jeśli Warkocz, to… Mimowolnie przypomniało się jej coś równie ważnego.
Konkretnie coś czego doświadczyła niespełna dwa tygodnie temu, gdy na swoim biurku znalazła złożoną na pół zwykłą kartkę z czymś w rodzaju wypracowania, chociaż niczego takiego nie kazała nikomu pisać a na dodatek kartka była nie podpisana a samo „wypracowanie” okazało się krótkie.
Chwyciła ją i wtedy ze środka wypadło zdjęcie. Schyliła się, by je podnieść i lekko zamarła. Fotka przedstawiała ją samą w spódniczce, na balkonie własnego mieszkania. Ktoś zrobił to foto z ukrycia.
Z uwagą przyjrzała się tekstowi. Wzrokiem szybko prześlizgiwała się po średnio czytelnych bazgrołach:
„Był sobie chłopak, piękny, bogaty i przedsiębiorczy. Miał wiele dziewczyn, lecz nade wszystko pragnął jednej. Pięknej, mądrej i starszej. A przede wszystkim niezdobytej, bo siedzącej za murem i surowo karcącej wszelkie próby zdobycia”.
Przerwała na chwilę, myśląc błyskawicznie. Skojarzenie było dość jasne. Chodziło o nią? Starszą od uczniów nauczycielkę, siedzącej za biurkiem, próbującą w zarodku kasować jakiekolwiek niedwuznaczne uwagi rzucane czasem przez odważniejszych uczniów?
Czytała dalej.
„Chłopak rozpaczliwie szukał sposobu i znalazł. W miejscu, gdy królewna opuściła swoje królestwo i znalazła się na terenie, na którym wszyscy byli sobie równi”
Gdyby nie zdjęcie, które znalazła wcześniej, zaśmiałaby się. O co tu chodzi? Czy nie o wycieczkę?
„Wtedy chłopak użył całej swojej nieludzkiej mocy. A gdy i jej nie starczyło, zagroził użyciem siły. Wtedy królewna oddała mu się w całości. A stało się to u progu lata, zaś triumfator oprócz królewny, otrzymał jeszcze wysoką nagrodę pieniężną, na którą złożyła się reszta społeczeństwa. Zwycięzca zyskał nieśmiertelną sławę i bogactwo. Odjechał żółtym wozem, pozostawiając w poniżeniu królewnę i jej zasmuconego, niedoświadczonego pazia”.
Wzruszyła ramionami. Tekst, jego styl a i do tego fotka wpłynęły na nią denerwująco. Składając do kupy to wszystko, wynikało, że chodzi o nią i o jakiegoś ucznia, który planował ją poderwać i wykorzystać. A w efekcie zgarniałby jeszcze dla siebie pulę z jakiegoś zakładu…
 Nie wiedziała co o tym myśleć. Nie wyobrażała sobie by ulec jakiemukolwiek uczniowi. O kogo mogło chodzić? Ech, nieważne…
Teraz, w piątkowe południe w Pyrzowicach znów przyszło jej to do głowy. Czy tym kimś miał być Warkocz? Charakterystyka pasowałaby do niego. Czy to oznacza, że założył się z kimś, że ją przeleci? Też coś… Godne politowania. Na co on się porywał?
Ale jeśli w grę miało dojść zastosowanie przemocy, sprawa stawała się poważniejsza. Czy naprawdę ktoś by się odważył? Na gwałt, bądź jakiś paskudny szantaż?
Jeden dzień wycieczki minął, nie odnotowała żadnego nienaturalnego zainteresowania z czyjejkolwiek strony.
No i ostatnia zagwozdka. Kto to wszystko napisał? Ktoś, kto dowiedział się o tym i ruszyło go sumienie? Jeśli ten ktoś uznał, że sprawa jest poważna, to należało ją potraktować poważnie. Choć, z drugiej strony może jakiś dzieciak trochę przesadził z reakcją po usłyszeniu jakichś plotek i wyobraźnia podyktowała mu o wiele za dużo.
No, ale jeszcze jedno. Po co ktoś trudził się robieniem dziwnej fotki, zamiast napisać w kartce bezpośrednio o kogo chodzi?
Nie no, to wszystko stawało się coraz bardziej absurdalne. Może najzwyczajniej w świecie, ktoś postanowił zabawić się jej kosztem?
Dobra, dość tego, czas na mały relaks.

- Idziesz nad jezioro? Fajnie, też chciałem się wykąpać – usłyszała za sobą męski głos. Odwróciła głowę i ujrzała starszego o ponad dziesięć lat kolegę, nauczyciela fizyki.
- Marek… Prawdę mówiąc chcę być sama…
- Sama się nie wysmarujesz, idę z tobą – odparł silnym, zdecydowanym głosem.
- Marek – spojrzała na niego poważniej, wiedząc skądinąd, że ten wzrok potrafił przyhamować zapędy niektórych facetów. – Nie trudź się. Mam parę rzeczy do zrobienia, przemyślenia. Chcę być sama.
Odwróciła się, nie czekając na odpowiedź kolegi. Nie przepadała za nim. Zgrywał silnego samca alfa, pozował na mocnego faceta. Nie lubiła takich.
Z powodu fizycznych walorów miała niełatwe życie w szkole. Koleżanki bywały zazdrosne, szczególnie te starsze. Koledzy próbowali się do niej zbliżyć, ale ona konsekwentnie trzymała ich na dystans. Efekt był taki, że przedstawicieli obu płci żywili do niej pewną urazę. Wyjątek stanowiło grono kilku osób, ale akurat nikogo z tej grupy nie było na wycieczce.
Nie zamierzała sobie jednak psuć nastroju obecnością kilku niezbyt miłych w stosunku do niej osób z grona pedagogicznego. Ubrana dość luźno, w krótką spódniczkę, doszła na skraj ośrodka wypoczynkowego, którego granicę stanowiło wspomniane jezioro. Po drodze minęła kilka małych grupek licealistów, które witały się z nią uprzejmie.
Znalazła jakieś względnie ustronne miejsce i rozłożyła koc. Ustronne… Z uwagi na pogodę, na plaży nie brakowało ludzi, choć na szczęście nieprzebranych tłumów nie było. Usadowiła się bardziej z boku, mając jakieś trzydzieści metrów za plecami boisko do koszykówki, z którego dobiegały jakieś niespecjalnie głośne odgłosy.
Zdjęła buty, spódniczkę, koszulkę i wskoczyła na chwilę do wody. Nie była za ciepła, więc nie wytrzymała w niej zbyt długo. Wróciła na koc, wystawiając swe ciało na promienie słoneczne.
Nie miała niczego do przemyślenia, nie musiała być sama. Skłamała w krótkiej wymianie zdań z Markiem, nie chcąc dopuścić do tego, by znalazł się tu w jej towarzystwie. Wolała wystawiać się na natarczywe spojrzenia niektórych licealistów, którzy pewnie teraz usiłowali z oddali zlustrować jej nagie plecy, nogi i pośladki zakryte majtkami. Lepsze to, niż traktujący z góry kobiety, pseudo twardziel, nauczyciel fizyki.
Było piątkowe południe. Coś koło trzynastej. Słońce dawało mocno i dobrze. Jej ciało mogło szybciej nabrać kolorów. Kamila czerpała pełną garścią z pogody i co kilkanaście minut przewracała się to na brzuch, to na plecy. Tak minęła chyba godzina.
Gdzieś momentami słyszała, bądź wyczuwała jakiś ruch w pobliżu. Zawsze w sytuacjach, gdy leżała na brzuchu. Domyślała się, że to, któryś z uczniów, niby przechodzący przypadkiem, postanowił z bliska zerknąć na jej ciało. To nie było komfortowe uczucie, ale co mogła zrobić? Unieść głowę i wygłosić jakiś tekst, że nie życzy sobie, by taki tam Kowalski, albo Nowak nie gapił się tak na jej tyłek? Przecież nie może tego zabronić. To jest publiczna plaża a nie jej prywatna.
Musiała się z tym pogodzić, zresztą było to i tak lepsze, niż ewentualne towarzystwo Marka od fizyki.
I tak, zegarek wskazał godzinę czternastą, gdy z dość błogiego nastroju wyrwały ją głośniejsze okrzyki. Nie pozbawione łacińskich naleciałości.
Uniosła głowę. Odgłosy dochodziły z boiska do koszykówki, więc tam skierowała swój wzrok. Dostrzegła grupkę kilku, może dziesięciu chłopaków, dywagujących dość żywiołowo.
Gdy zobaczyła, że na dywagacjach się nie kończy, wstała. Jako nauczycielka nie mogła nie zareagować. Zauważyła jakieś szybsze machnięcie ręką trzydzieści metrów przed sobą. Nie, nie… Wyprostowała się i nie zważając na nic, podbiegła w stronę boiska.
- Panowie spokojnie, przestać! – podniosła stanowczo głos, zwalniając bieg tuż przed boiskiem. – Co robicie? Uspokójcie się!
Minęła bramkę w ogrodzeniu i znalazła się na czerwonym boisku, w towarzystwie dziesięciu osób. Niektóre twarze znała lepiej, inne mniej. Najbardziej te dwie – Filipa i Warkocza. Widocznie postanowili dokończyć wczorajsze negocjacje. No, przynajmniej jeden z nich.
- Co się dzieje? – ponowiła pytanie. – Co się stało? Mówcie natychmiast! – zażądała wyjaśnień.
Nie kwapili się do wyjaśnień. Mimo tego, że któryś z nich czuł się na pewno pokrzywdzony, jakaś tam solidarność i niechęć do skarżenia się komukolwiek z grona nauczycielskiego zwyciężała. Kamila wzięła oddech i wyprostowała się mocno, wbijając stanowczy, jak i surowy wzrok w Filipa. Nie widziała innych środków, które mogłyby poskutkować. I rzeczywiście…
- Graliśmy sobie w czwórkę, to się wpieprzył – wzruszył ramionami rudzielec, cedząc słowa dość niechętnie i uciekając przed wzrokiem polonistki.
- Jakub, to prawda? – przeniosła wzrok na Warkocza, uśmiechającego się dość drwiąco.
- Chcieliśmy tylko zagrać – wytłumaczył. On z kolei nie uciekał przed wzrokiem nauczycielki. Mierzyli się w ten sposób przez chwilę.
- I z tego, że chcieliście sobie po prostu zagrać, wyszła bijatyka? – zapytała w końcu Kamila.
- Jaka tam bijatyka, nie przesadzajmy – wzruszył ramionami Warkocz, wzbudzając delikatne uśmiechy na twarzach swoich kolegów.
- No… Nie widziałam, byście rozmawiali jak dorośli mężczyźni – jej ton nieco złagodniał. Chociaż domyślała się, że za wszystkim stoi Warkocz ze swą ekipą, to nie chciała od razu ferować wyroków, wiedząc, że kategoryczne wzięcie Filipa w obronę, może się obrócić przeciwko niemu.
- A co pani wie o mężczyznach? – zapytał zaczepnie Warkocz a uśmiechy na twarzach jego kolegów poszerzyły się.
Znała ich. Noszący się jak dresiarz Fiodor, czy tyleż inteligentny, co opryskliwy i nieprzyjemny Guma. Jeszcze dobrze zbudowany, krótko ścięty blondyn, Siwy, ale to oportunista, chwilowo trzymający z Warkoczem, ale mogący zmienić front w każdej odpowiedniej dla niego chwili. I Patryk, rok młodszy kuzyn Warkocza, chyba nie tak zdeprawowany jak jego krewny.
 Ustawiła się na wprost Warkocza, słysząc jego prowokacyjny tekst, dopiero w drugiej sekundzie zdając sobie sprawę z tego, że za plecami zostawiła i Fiodora i Gumę. No… Teraz mogli sobie bezkarnie patrzeć na jej pośladki.
Odruchowo poprawiła majtki, uświadamiając sobie, że jest w samym stroju kąpielowym w otoczeniu dziewięciu ubranych luźno chłopaków. Luźno, w spodenki i koszulki, ale jednak.
- Jakub, nie będę wchodzić z tobą w takie konwersacje – starała się trzymać fason. – Wczoraj też prowokowałeś Filipa, więc przypuszczam, że dziś…
- Skarżył się? – Warkocz skrzywił twarz z widoczną oznaka pogardy dla młodszego ucznia.
- Nie, nie skarżył – poprawiła się Kamila w zasadzie sama nie wiedząc, czemu przyjmuje warunki gry oponenta. – Musiałam go opatrzyć, więc wszystko wiem, tak, czy siak.
- W takim stroju, jak dzisiaj? – nie przestawał ironizować Warkocz.
- Nie bądź bezczelny – znów wzmocniła głos nauczycielka. Jednocześnie szóstym zmysłem wyczuła, że po tym pytaniu, oczy stojących za nią licealistów, jak na komendę poszły w dół bezkarnie lustrując jej uda i pośladki. Niemal poczuła jak rozbierają ją wzrokiem. Po jej ciele spłynął niekomfortowy dreszcz. – Niech nie interesuje cię mój strój, tylko twoje własne zachowanie, dobrze?
- Moich kolegów interesuje bardziej, pewnie zaraz pójdą walnąć pamięciówkę – drwiący uśmiech nie znikał mu z twarzy. Pewna bezradność nauczycielki, jak i jej strój dodawały animuszu mu, jak i towarzyszom. Kamila z trudem opanowała wypływający na jej twarz rumieniec. Znała młodzieżowy slang na tyle, by wiedzieć co oznaczały słowa Warkocza.
- Wystarczy tego. Albo dogadacie się miedzy sobą, albo jedni muszą opuścić boisko. Natomiast o tobie Jakub, porozmawiam z twoją wychowawczynią.
Odwróciła się do niego tyłem, starając się, by nie wyglądało to zbyt demonstracyjnie i opuściła teren. Wiedziała, że teraz już pewnie wszyscy zerkają na jej pośladki i resztę półnagiego ciała. Musiała się z tym pogodzić.
Nawet nie zaczekała na Filipa i jego kolegów. Miała mu trochę za złe, że nie wspomógł jej w tej akcji. Rozumiała pewne zasady, ale…
Po kilku krokach usłyszała jeszcze rzucone za nią niezbyt głośno, ale jednak słyszalnie pytanie „a sex analny pani lubi?”. Żachnęła się i podążyła w kierunku swojego miejsca. Wdawanie się w dyskusje na takie tematy byłoby porażką. Tamci nie przejęliby się w żaden sposób, mieliby jedynie sporą frajdę.
Wkładając na siebie spódniczkę i koszulkę westchnęła lekko przypominając sobie nie tak przecież odległe czasy, gdy sama była uczennicą. Różne rzeczy się wtedy robiło, ale nie przypomniała sobie, by ktokolwiek odważył się pytać zaczepnie jakiejś nauczycielki, czy lubi anal.
- Twój jeden pupilek dzisiaj znów dokazywał – dopiero dwie godziny później znalazła nieco starszą nauczycielkę geografii, wychowawczynię jednej z drugich klas.
- Ktoś ze złotego tria? Warkocz? Guma? Fiodor?
- Wszyscy, ale ten pierwszy najbardziej.
- Co konkretnie zrobił?
Kamila streściła pokrótce przebieg wydarzeń. Oprócz Marty, rozmowie przysłuchiwali się również, najstarsza w tym gronie, nauczycielka polskiego pani Iwona i nauczyciel angielskiego, Dominik.
- Opalałaś się przy nich? – zmarszczyła nieco brwi pani Iwona, odzywając się dystyngowanym tonem.
- Przecież to plaża – odparła kulturalnie Kamila, choć zjeżyła się słuchając tych słów wypowiedzianych w formie oskarżenia.
- Powinnaś się starać, by unikać takich miejsc, my przebywamy na plaży gdzie indziej, nie w takiej bliskości – perorowała niezrażona pięćdziesięciolatka.
- Wezmę to pod uwagę – pojednawczo skwitowała Kamila. – Ale wróćmy do rzeczy. Kuba przekracza wszelkie granice. Tak zachowaniem w stosunku do uczniów, jak i nauczycieli.
- Młoda damo – zwróciła się dość protekcjonalnie rówieśniczka Iwony, Barbara, która dosiadła się w trakcie opowieści Kamili. – Młody, jak to młody… Za naszych czasów się to nie zdarzało, oj nie… Ale…
- Ale teraz jest inaczej – wpadła w słowo Iwona. – Poza tym, pan Starzewski, ojciec Jakuba ufundował nową tablicę Mendelejewa w sali chemicznej.
- I czynnie włączył się w obchody rocznicy siedemdziesięciolecia liceum…
- Jego matka jest w radzie miejskiej a przecież staramy się o dotację na budowę pływalni…
- I to wszystko powoduje, że jego zachowanie ujdzie mu płazem? – zapytała wzburzona Kamila siląc się na spokojny ton, bo nie warto było zadzierać ze starymi nauczycielkami.
- Zachował się niepoprawnie, to fakt – przyznała oficjalnym tonem Iwona. – Podobnie zresztą, jak nauczycielka chodząca między młodymi chłopcami w nieadekwatnym stroju – dodała patrząc surowo w oczy Kamili. – Marto, przeprowadź z nim pouczającą rozmowę. No a my…
- A my pójdziemy sobie w końcu zobaczyć ten rezerwat przyrody, po drugiej stronie ulicy, bo do jutra nie wyrobimy – zakończyła sarkastycznym tonem Barbara.
Słysząc to, Kamila powstrzymała swoje uwagi. Rozzłoszczona, pohamowała swoje emocje wymieniając jeszcze kilka zdawkowych uwag z Dominikiem i opuściła lokal.
Nie miała ochoty na powrót do swojego pokoju. Co niby mogła tam robić? Przez kilka minut włóczyła się po ośrodku, mimowolnie obierając kierunek na plażę. Było kilka minut po szesnastej i słońce wciąż prażyło.
Wytrącona z równowagi zachowaniem najpierw Warkocza, potem koleżanek ze szkoły. Bezradnie kiwała głową. Wiedziała dobrze, że w innym przypadku nauczycielki potraktowały sprawę poważniej. A tak… Po prostu miały okazję odegrać się na niej i zrobiły to. Odegrać za to, że ona jest młodsza, ładniejsza, że to za nią oglądają się tabuny licealistów.
No trudno, co zrobić…
- Cześć – usłyszała nagle. – Odniosłem wrażenie, że na mnie też się pogniewałaś.
Zerknęła na wysokiego rudzielca dość pochmurnie. Nie dlatego, że żywiła do niego urazę, to było wciąż pokłosie zakończonej kilka minut wcześniej rozmowy.
- Nie – zaprzeczyła spokojnie. – Rozumiem, że nie mogłeś zachować się jak…
- Jak baba – dokończył. – Takie są zasady…
Ostatnie słowa wypowiedział dość przepraszającym tonem. Widać było, że on sam do końca nie jest pewien, że akceptowanie ich, jest dobrą rzeczą. Ale to już nie miało znaczenia.
- Co robisz? – zapytała, bardziej żeby coś powiedzieć, acz w jej głowie coś zaczęło się kręcić szybciej.
- Nudzę się, w zasadzie chciałem trochę popływać, ale sam nie wiem…
- Chodźmy – zdecydowała nagle. – Dla mnie to też chyba będzie najlepsza opcja.
Zahaczyli o domki wczasowe. Z nich Kamila znów wyciągnęła swój kocyk i oboje udali się w kierunku tego samego miejsca, gdzie uprzednio się opalała.
Filip sugerował rozłożyć się trochę bliżej domków, ale ona nie chciała. Zdecydowanie kierowała się w stronę boiska do koszykówki.
- Acha, to ci przeszkadza, że oni tam są? – zapytała młodego ucznia, kierując wzrok na boisko. Faktycznie, słyszała odgłos odbijanej piłki i widziała tam kilka znanych jej sylwetek
- Nie no… - zaprzeczył gwałtownie. Zbyt gwałtownie, co nie uszło jej uwadze.
- Dobra, nie przejmuj się nimi – rozłożyła kocyk, chyba dokładnie w tym samym punkcie plaży. Nie, trochę bliżej boiska. O, tak najlepiej.
Starając się nie zwracać uwagi na chłopaka, ściągnęła lekkie obuwie, potem koszulkę. Na końcu spódniczkę. Siliła się na luz, ale przyszło jej to jednak z trudem. Już nie chodziło o to, że rozbierała się przy nim, mając za plecami kilku licealistów, którzy być może zdążyli zwrócić uwagę na pojawienie się nauczycielki, ale o to, w jakim celu to zrobiła.
To znaczy jeszcze do końca nie wiedziała, ale… Ale pragnęła w zrównoważyć krzywdy wyrządzone i jej i Filipowi przez tego Warkocza. W jej umyśle drobne pomysły rodziły się w całość.
- Siedzisz tu? – zasugerowała odpowiedź Filipowi widząc, że ten wciąż pozostaje ubrany. – To dobrze, ja wskoczę do wody.
Wymamrotał coś i usiadł na kocu, ale ona już tego nie widziała. Dość szybkim krokiem zbliżyła się do tafli jeziora, by zanurzyć się w niej.
Woda dobrze wpłynęła na jej samopoczucie. Zrelaksowała się trochę, zanurzając po szyję i pływając trochę w lewo, trochę w prawo. Rozmowa z koleżankami odeszła w niepamięć.
Nie chciała zbyt długo przebywać w wodzie, ot tak, żeby zrelaksować się i zwilżyć swe ciało. Pięć minut wystarczyło. Wyszła, udając się wolniejszym krokiem w kierunku koca. Rzuciła dyskretnie okiem w dal na boisko. Ponieważ w kilku miejscach zakryte było plandekami, nie widziała całości, tak samo, jak i gracze nie musieli widzieć jej. Ale co chwilę ktoś przebiegał atakując akurat ten, odkryty kosz.
Więc prędzej, czy później ją zobaczą. Czy skupi na sobie ich uwagę? Pewnie tak.
Rzuciła okiem raz jeszcze, zobaczyła biegnącego po boisku Gumę i Fiodora. A więc Warkocz też musiał być tam. Bardzo dobrze.
Filipowi przybyło odwagi i był już w samych kąpielówkach. Zerknęła także i na jego ciało. Bez podtekstów, ale jednak, co chłopak, to chłopak. Długie, jakżeby inaczej, nogi, dość szczupły tors, taki sam brzuch, ręce. Wszystko w dość jasnym kolorze. Widocznie dopiero zaczynał sezon na opalanie.
- Idę spróbować wody – wyjaśnił i pomknął ku jeziorku.
Kamila wykorzystała ten czas na zorientowanie się w terenie. Za plecami miała boisko do kosza z kilkoma biegającymi chłopakami, do których zdążyła poczuć pewną niechęć. Obok nie było nikogo. Czyli poza tymi za plecami – żadnych świadków.
Wierciła się trochę niepewnie. Widząc zbliżającego się Filipa, wyciągnęła torebki wyciągnęła olejek do opalania.
- Jak woda? – zapytała beztroskim tonem.
- Nie narzekam, ale teraz poleżę sobie – odparł.
- Poczekaj chwilę – poprosiła. – Chcę sobie opalić plecy, wysmaruj mi je, dobrze?
To było pytanie, ale wypowiedziane takim tonem, by nie mógł odmówić.
- Tylko plecy? – zapytał lekko chwackim tonem, biorąc do rąk olejek.
- Nogi też możesz. A coś jeszcze chciałeś? – zapytała niewinnie a zarazem zaczepnie.
- Nie… No nie… - usłyszała lekko zaskoczony głos.
Rozłożyła się wygodnie na brzuchu, zwracająca twarz w kierunku boiska koszykarskiego. Na oczach miała przeciwsłoneczne okulary, tak więc bez przeszkód mogła obserwować reakcję biegających te dwadzieścia kilka metrów dalej licealistów
Z lekkim napięciem oczekiwała dotyku Filipa. Zabrał się do roboty dość pewnie, rozsmarowując olejek na plecach. Raz a potem drugi zahaczył dłońmi o stanik.
- Poczekaj – zatrzymała go na chwilę Kamila. Te słowa zbiegły się z momentem, gdy Filip usiadł na niej okrakiem, gdzieś na wysokości kolan zaś z naprzeciwka dostrzegła wzrok Fiodora a sekundę później dołączył do niego Siwy. – Zrobię tak…
Z lekko bijącym sercem, wykorzystując tę idealną chwilę, sięgnęła dłońmi w tył i po sekundzie rozpięła stanik. Równoważąc to, co uczyniła, przycisnęła nieco ramiona do boków.
Czuła napięcie. Sytuacja, w której pozwala uczniowi, choć bliskiemu, bo synowi swojej kuzynki, na dość intymny zabieg, odbywający się na oczach jego szkolnych kolegów, celem zresztą wzbudzenia w nich pewnej zazdrości, nie należała do codziennych i normalnych. Czuła się trochę jak w… Nie no, nie w pornosie, ale jakimś tam lekkim erotyku, w młodzieżowej komedii amerykańskiej, gdzie głupiutka nauczycielka ochoczo wystawia swe ciało na dotyk jakiegoś szczęśliwca. Nawet jeśli była to część ciała dość niewinna.
Dodatkowo Filip poczynał sobie dość bezpośrednio, klęcząc na niej, co przywołało jej na myśl pewnego rodzaju dominację. Poczuła wypływający na twarz lekki rumieniec, gdy domyśliła się, jak to może wyglądać w oczach zerkających coraz częściej zza płotu licealnych koszykarzy. A sposób, w jaki delikatnie odgarnął włosy na bok, wcierając olejek w kark przyprawił ją o przyjemny dreszczyk.
- OK…- usłyszała lekkie mruknięcie i wyczuła jak ciało rudzielca przesuwa się w tył. Po kilku sekundach dotknął jej nóg, niespiesznie rozmasowując olejek na łydkach. Przy okazji, połaskotał stopy nauczycielki, co przyprawiło ją o drgnięcie i cichy śmiech.
- Masz smarować a nie rozbawiać – odezwała się, lekko zwracając głowę w bok.
- Można jedno połączyć z drugim – odparował, nie bez słuszności i zabrał się do pracy.
A Kamila mimo chwilowego rozbrojenia nie przestawała odczuwać napięcia. Bądź, co bądź jednak obcy chłopak masował jej łydki, przenosząc się chwilę później ponad kolana. Czuła jak palce rudowłosego ucznia zaczynają dość delikatnie dotykać, nieco bardziej wrażliwych stref jej ciała. Straciła na chwilę koncentrację, czując, jak jej pewność siebie, ulatuje w dal. Zastanowiła się, czy dobrze zrobiła, decydując się na takie zagranie. Dyskretnie zerkała przed siebie, widząc rzucających na nich spojrzenia licealistów, ale nie odczuwała z tego powodu takiej satysfakcji, jak sobie to wcześniej wyobraziła.
Zdecydowanie bardziej czuła skrępowanie, czy pewien niepokój. Ten dotyk Filipa jeżdżącego niespiesznie swymi dłońmi już wysoko, po udach, dochodząc pod same pośladki w pewien sposób dominował ją. Jego ręce wślizgiwały się delikatnie między nogi. Miast satysfakcji, czuła napięcie i pewne zniewolenie wynikające z obawy, że te dłonie za chwilę mogą zajechać za wys…
Drgnęła. Może przesadzała, ale mogłaby przysiąc, że w tym momencie brakło im najwyżej centymetra by zahaczyć o jej schowaną pod majtkami waginę.
Zawahała się. Zapragnęła, by ta krępująca sytuacja dobiegła końca, ale z drugiej strony, jakby zawstydziła się tego, że on może odebrać to właśnie jako jej porażkę. Że doprowadził ją do tego zawstydzenia.
Zamknęła oczy i jeszcze przez chwilę pozwalała mu wcierać olejek w jej uda. Już otwierała usta, gdy usłyszała jego słowa, wypowiedziane nadzwyczaj swobodnym, choć z lekka ironicznym tonem.
- Pod majtkami też?
- Na pewno nie pod moimi – zripostowała. – Chyba wystarczy.
Dość nieoczekiwanie poczuła klepnięcie w uda i ręce cofnęły się. Razem z nimi Filip, który beztrosko ułożył się wokół niej. Pewnie nie zdawał sobie sprawy, jak tym jednym gestem zdekoncentrował swą ciotkę i nauczycielkę w jednej osobie.
Leżała przez chwilę bez ruchu, pozwalając by jej ciało chłonęło promienie słoneczne. Uspokoiła się, choć nie przyszło to jej zbyt łatwo. Hm, jeśli taka sytuacja doprowadzała ją do stresu, to gdzie tu mowa o jakichś bardziej wyrafinowanych, hardkorowych, wręcz mrocznych fantazjach, które raz na jakiś czas, wieczorami pojawiały się w jej głowie?
Nagle znów przypomniał się jej ten niby list znaleziony na klasowym biurku. Może by zahaczyć o to Filipa? To znaczy, nie o list, ile o całą sprawę. Tylko jak? Powiedzieć, że ktoś chce ją przelecieć? Nie no, trzeba by inaczej…
- Powiedz mi –zwróciła się w końcu do Filipa. – Kto jest największym playboyem w szkole? Takim wiesz… - zawahała się.
- Ruchaczem? – bez problemu znalazł bardziej odpowiednie słowo. – A po co chcesz wiedzieć?
- Tak tylko pytam, bo mam pewien problem – zasygnalizowała. – Ale nie chcę o tym mówić, po prostu coś mnie trapi.
- To duża szkoła, kilkaset osób, wszystkich nie znam, poza takimi co się rzucają w oczy.
- No to chyba wiesz, kto jest najbardziej popularny wśród dziewczyn w naszej szkole?
- Trzech by takich było – odpowiedział po kilku sekundach zastanowienia. – Warkocz na pewno. Do tego Rembrandt chyba…
- Masz na myśli Jarka z maturalnej? Takiego grubszego trochę?
- Dokładnie, grubas, ale wygadany, silny, stanowczy, miał respekt. Podobno – uściślił.
- A ten trzeci?
- Robert z drugiej, taki punk, nie wiem, czy prowadzisz z nim lekcje. On jest synem sekretarki – dodał tonem wyjaśnienia.
- To już kojarzę go… Nie, nie prowadzę – wyjaśniła, chociaż było to zbędne.
Zdecydowanie ważniejszą konkluzją było to, że ani Jarka, ani Roberta nie było na tym obozie. To już coś wyjaśniało.
- A powiedz jeszcze… - zawahała się, przeklinając siebie za to. Wolała mówić bardziej luźnym tonem, nie zdradzającym żadnego zaangażowania, ale za nic nie mogła się na taki zdobyć. – Zdarzały się jakieś głupie sytuacje, że ktoś się o kogoś założył?
- Nie rozumiem. Założył o co? – spojrzał spokojnie.
Dałaby głowę, że celowo wpuszcza ją w ten temat. Nie, nie. Nie był aż taki nieogarnięty, jakiego teraz zgrywał.
- No założył, na przykład o jakąś fajną dziewczynę, że ją… Zaliczy, no…
- A o ciebie ktoś się kiedyś zakładał, jak byłaś w liceum? – nieco poirytowana dostrzegła na jego twarzy lekko złośliwy uśmiech.
- Nie – odpowiedziała nie do końca zgodnie z prawdą. – Możesz odpowiedzieć?
- Nie mam pojęcia – wyznał rudzielec i zabrzmiało to szczerze. – Czasem mówimy o jakichś fajnych laskach, ale nikt z kumpli się o nic nie zakładał. Może kiedyś tam coś padło, ale w żartach.
No tak, to było do przewidzenia. Pierwszoklasista, będący pewnie poza głównym nurtem, w szkole liczącej kilkaset osób. Miał prawo nie wiedzieć wielu rzeczy.
Nie dowiedziała się niczego sensownego. Ale z pozyskanych informacji można było wyciągnąć jakiś mglisty wniosek. Mianowicie taki, że jeżeli liścik zawierał prawdziwe intencje, to owym chłopakiem „pięknym, bogatym i przedsiębiorczym”, był prawie na pewno Warkocz.
Tyle, że upływał już drugi dzień wycieczki a on nie dał ani jednego powodu, że zależy mu na jakichkolwiek amorach z panią profesor. Ba, jego zachowanie na boisku do kosza…
Milczała przez kilka minut, przetrawiając wszystko na spokojnie. Nie, to musiała być jakaś piramidalna bzdura. Tu nic nie trzymało się kupy.
Zerknęła przed siebie, na boisku był spokój. To znaczy ekipa Warkocza już nie grała, chłopacy siedzieli pod koszem, od czasu do czasu rzucając spojrzenia w jej kierunku.
Sięgnęła dłońmi do tyłu zapięła stanik i przewróciła na plecy, wystawiając teraz na słońce przednią część ciała.
- Z przodu też mogę cię wysmarować? – zapytał lekko żartobliwym tonem Filip.
Nie odpowiedziała, z lekkim zdumieniem i chyba nieco większą złością przyjmując do wiadomości, że w zasadzie… No, chciałaby… Tylko, czy bardziej na złość tamtym, czy też, żeby zaspokoić głód swojego ciała?
A może będzie jeszcze jakaś okazja by wkurzyć Warkocza i jego ekipę?
Wzruszyła ramionami i sięgnęła po olejek do opalania.

- Gramy?
Krótka propozycja rzucona przez dwóch kolegów Filipa, którzy pojawili się nad jeziorem w momencie gdy rudzielec, wraz z nauczycielką stali ubrani jak trzeba, nie mogła spotkać się z odmową.
- A oni? – Filip wskazał dłonią wciąż koczujących pod jednym z koszy Warkocza, Gumę, Fiodora i Patryka.
- Siedzą. Poza tym są dwa kosze a przecież w trójkę, czy nawet w czwórkę – jeden z kolegów, Dawid, zerknął na nauczycielkę. – Nie będziemy biegać po całym boisku.
- Chodź z nami – zachęcił Filip Kamilę, nawet przy kolegach zwracając się do niej, jak do ciotki, nie nauczycielki.
- Mam robić za kibica? Czy czirliderkę? – zażartowała.
- Porzucasz trochę z nami, zagramy jakiś meczyk, albo coś – nie ustępował Filip.
Nie miała na to specjalnej ochoty, ta forma wypoczynku była jej raczej obca, ale z drugiej strony nie miała większego wyboru. Do swojego grona, zraziła się kilka godzin wcześniej a alternatywa w postaci zaszycia się w pokoju i sięgnięcia po książkę, którą przywiozła na wycieczkę też w tej chwili jakoś nie zachęcała.
Poszli w czwórkę. Kamila wyłapała jakieś pół złośliwe, pół zazdrosne spojrzenie Gumy. Uśmiechnęła się w duchu. Domyśliła się, co jest tego powodem.
Oczywiście, gdy weszli na boisko, to ekipa Warkocza momentalnie podniosła się z asfaltu i wszyscy jak jeden maż zaczęli rzucać do kosza. Filip wzruszył ramionami i wraz z Dawidem, oraz Alanem przeszli na drugą stronę.
Kilka rzutów rozgrzewkowych, kilka wejść Filipa pod kosz, kilka rzutów z dystansu. Ot, taki początek. I kilka uszczypliwych tekstów rzuconych z drugiej strony.
- Może mecz? Czterech, na czterech – rzucił z pewną drwiną w głosie, ubrany, jakżeby inaczej, w dres, Fiodor..
- Umiecie grać tylko przeciw dziewczynom? – odparł spokojnie dużo niższy od Filipa, blondyn, Alan.
- Racja, wszyscy jesteście jak dziewczyny – popisał się opryskliwą ripostą Fiodor.
- Po trzech, to już nie dalibyście rady – spokojnie kontrował Alan.
- Jest nas czterech, wszyscy mają grać, nikogo nie będziemy wyrzucać.
- To niech wejdzie na rezerwę, co to za problem?
Chwila milczenia… W końcu odezwał się Warkocz.
- No dobra, ale my już się nagraliśmy dziś. Potrzebna jest jakaś stawka, żeby się zmobilizować.
- Ale dygacie – nie wytrzymał Filip. Widocznie, w towarzystwie nauczycielki czuł się pewniej. Ewentualne rękoczyny nie wchodziły w grę.
- Jeżeli nie chcecie przystąpić do meczu o stawkę, to znaczy, że wy dygacie – nie bez racji, dość logicznie odpowiedział Guma..
- Chłopaki, moglibyście raz dogadać się, jak ludzie dorośli – postanowiła dorzucić swoje trzy grosze Kamila, wchodząc w skórę nauczycielki.
- Wobec mogłaby nam pani w tym pomóc – odpowiedział szybko Warkocz.
- Właśnie próbuję to czynić…
- Musiałaby się poświęcić pani bardziej – odparł Warkocz a gdy Kamila spojrzała pytająco, dokończył. – Zagramy o pani towarzystwo. O to, przy którym stoliku będzie pani siedzieć na dzisiejszej imprezie pod Elevatorem.
Fakt, jeszcze tego wieczoru za kilka godzin miała rozpocząć się mała impreza dla licealistów i nauczycieli. Mała… Na około dwieście osób.
Na sekundę ją zamurowało. Powstrzymała się jednak przed ostrzejszym wystąpieniem.
- Traktujesz mnie jak rzecz, o którą można zagrać mecz? – zapytała spokojnie.
- Skądże – zaprzeczył skwapliwie. – Przecież… To znaczy, chcę w ten sposób zmobilizować przeciwnika do walki.
- I nie znasz innego sposobu?
- Skoro inne nie działają… - rozłożył ręce.
Zapadło dziwne milczenie. Niektórych zaskoczyło to, że nauczycielka nie zareagowała chyba tak, jak powinna. Inni uśmiechnęli się pod nosem, słysząc propozycję Warkocza. Twarz Filipa przybrała wyraz oburzenia, ale i on powstrzymał się przed komentarzem.
Także Kamila lekko się speszyła. Zasadniczo powinna uciąć w zalążku tego typu propozycje. Ale… Raz, nie była ona przecież jakaś niemoralna. Dwa, nie chciała za bardzo wyjść na przegraną w pojedynku z Kubą. Trzy, przecież w drugiej drużynie grał Filip. Nie znała się na koszykówce, ale rozumiała, że jako gracz profesjonalnej drużyny sportowej, na razie wprawdzie juniorskiej, ale jednak, może zrobić znaczną różnicę.
- Jak sobie wyobrażasz to towarzystwo przy stoliku? – zwróciła się do Warkocza, zakreślając, w odpowiednim miejscu cudzysłów w powietrzu.
- No normalnie a jak? – zrobił przesadnie niewinną minę. – Będzie pani naszym gościem, posiedzi z nami, powiedzmy do… Do pierwszej? Pewnie, nim to wszystko się zacznie będzie dziesiąta, więc trzy godziny… Czy to coś złego?
- Do północy – uściśliła stanowczym głosem a towarzystwo poruszyło się niespokojnie. To oznaczało zgodę. Zgodę na coś generalnie niewinnego, ale jednak…
- Dobra – wzruszył ramionami Warkocz a jego ciemne oczy świdrowały sylwetkę nauczycielki. – Nie będę się bił o ilość czasu.
I tak, niemal z sekundy na sekundę, obie, trzyosobowe drużyny, ustawiły się naprzeciwko siebie. Kamila ledwie zdążyła rzucić spojrzenie, na Filipa. Jego dość spokojny, choć także nieco zawzięty wyraz twarzy, trochę ją uspokoił.
- To jak? Do pięćdziesięciu? – zapytał pro forma Guma. Odpowiedziało mu skinienie głowy Filipa.
Mecz był wyrównany. Wprawdzie na początku Filip pokazał swą przewagę w umiejętnościach koszykarskich a ustępujący tak umiejętnościami, jak i pewną agresją w grze, Dawid z Alanem, grali rozważnie, ich team objął w pewnym momencie sześciopunktowe prowadzenie, ale Warkocz z Patrykiem i Gumą, oraz wchodzącym na zmiany Fiodorem szybko doprowadzali do sytuacji, gdzie wynik oscylował wokół remisu.
I tak wyglądało to do samego końca. Momentami ekipa Warkocza wychodziła na dwupunktowe prowadzenie, ale wtedy skupiony Filip wykonywał jakaś dynamiczna akcję i znów był remis.
- Guma, wchodź na obronę – wysapał zdyszany Fiodor zbiegający z boiska. Była to już sama końcówka, ich drużyna prowadziła czterdzieści osiem, do czterdziestu siedmiu, ale piłkę mieli przeciwnicy.
- Pilnować obwodu, pilnować obwodu! – nieustannie nawoływał Warkocz. Tak, miał rację. Jeśli przeciwnik chciał skończyć ten mecz, to tylko rzutem za trzy punkty. Jeżeli Filip ograłby kogoś z nich pod koszem i trafił, to wciąż mieliby o jeden punkt za mało a piłkę mieliby oni sami.
Filip słyszał rzecz jasna, te nawoływania, zresztą sam przewidział, że rywal będzie bronił się przed rzutem za trzy.
Emocje udzieliły się także Kamili. Chociaż porażka nie oznaczała czegoś wyjątkowo straszliwego, to jednak przymusowe, dwugodzinne towarzystwo Warkocza i jego ekipy w czasie imprezy szkolnej, mogło jej mocno zepsuć humor.
W trakcie meczu, nauczyła się pewnego czytania akcji. Widząc Filipa krążącego Dalego od kosza, rozumiała, że będzie chciał mimo wszystko spróbować rzutu z daleka, by wygrać mecz. Czas jednak upływał a obrona przeciwnika nie ustępowała. W związku z tym Kamila zobaczyła, jak Filip chyba rezygnuje z pomysłu. Mając piłkę w ręce, robi kozioł, długi krok do przodu, potem drugi i…
Ach…! Z bijącym sercem zobaczyła, jak rudzielec najpewniej w wyniku poślizgu stracił równowagę a co gorsza piłkę. Ta, ku jej rozpaczy wpadła w ręce Patryka, który na chwilę oddał ją kuzynowi i pobiegł do kontrataku. Będąc już bliżej kosza rywali, otrzymał podanie od Warkocza, zrobił dwutakt i ku prawdziwej, w tym momencie rozpaczy nauczycielki trafił, kończąc mecz.
- Jeeeest! – wydarł się Guma a w ślad za nim, nieco bardziej stonowani koledzy.
Kamila zachowała kamienną twarz, wiedząc, że zdradzenie swych negatywnych emocji, upokorzyłoby ją podwójnie. Skupiła się na Filipie i pewna złość ustąpiła miejsca współczuciu i żalowi. Tak, bo widząc powoli zbierającego się z boiska Filipa, przemierzającego wolnym krokiem boisko, ze spuszczoną głową, poczuła autentyczna żal, jak rzadko kiedy.
Ona zapłaci dwugodzinnym towarzystwem Warkoczowi. Niech tam. To niewiele w porównaniu z urażona dumą sportową, szczególnie w takich okolicznościach. I rozumiała, że jest mu jeszcze dodatkowo głupio, z powodu przegranego zakładu.
- To do zobaczenia o dziesiątej – rzucił niby od niechcenia Warkocz, nawet nie patrząc na Kamilę, ale wszyscy zrozumieli do kogo przede wszystkim skierował te słowa.

Miała na sobie lekką spódniczkę i koszulkę. Spóźniła się kilka minut. To tak trochę specjalnie, żeby im w jakiś tam sposób utrzeć nosa. Nie będzie dwóch godzin w towarzystwie nauczycielki, najwyżej godzina, pięćdziesiąt pięć.
Ale mimo wszystko humor jej dopisywał w sposób przynajmniej przyzwoity. Bez przesady, to nie striptiz na stole. Poza tym, co to znaczy „towarzyszyć im”? Przecież impreza jest otwarta, każdy może się przysiąść a z drugiej strony ona może wyjść do baru kupić coś do picia, albo na parkiecik, poruszać się trochę.
Więc, nie będzie źle…
Ze spokojnym wyrazem twarzy, znalazła odpowiedni stolik z daleka. Zebrała się w sobie, co nie wymagało większego wysiłku.
- No i jak tam panowie? – pewnie rozsiadła się na krzesełku. Tak jak trzeba, z pewnością siebie, ale bez silenia się na sztuczny luz. – W jaki sposób zabawicie mnie przez te dwie godzinki?
Fiodor spojrzał spode łba, ale Warkocz odprawił go dość lekceważącym gestem.
- Może rozmową o literaturze? – zagadnął spokojnie.
- Kuba, nie jesteś uczniem najgorszym z możliwych, ale nie podejrzewam cię o jakieś ciągotki w stronę literatury – odparowała, zwracając wzrok ku uczniowi.
- Zasadniczo ma pani rację. I jej nie ma. Nie szukam rozrywki w Dostojewskim, czy innym tam… kim, no..? Zoli na przykład, jego pamiętam. No, ale coś tam przeczytałem. Thrillery, kryminały, Fantasy. Wiem, że pani to oleje, jako literaturę podrzędną, rozrywkową, ale liczy się sam fakt.
- Nie, nie oleję – zaprzeczyła. Raz, mimo wszystko, nie mogła za bardzo dogryzać uczniowi jej szkoły, dwa, że sama, mimo swojej profesji, nie była jakaś zapaloną fanką literatury wyższych lotów. Sama również częściej chwytała za Harlana Cobena, Mary Higgins Clark, albo Agathę Christie.
Chciała dodać coś więcej, ale Warkocz nie pozwolił na to.
- Przede wszystkim zacznijmy od tego, że chciałem przeprosić za swoje zachowanie z dzisiejszego popołudnia. Rozumiem, że trzyma pani stronę Filipa, ale to nie było tak jednostronne, jak sobie to pewnie pani wyobraziła. W każdym razie jednak, przepraszam.
- Acha tak… - trochę ją te przeprosiny zaskoczyły i nie do końca wiedziała jak zareagować. Przecież nie wypadało odrzucać, byłoby to niemiłe. Z drugiej strony, w głowie włączył się mały alarm. Czy ta zmiana frontu w wykonaniu Warkocza, ma związek z listem? Postanowiła być bardziej uważna. – Przyjmuję – spojrzała mu w oczy. – Choć wyznaję tezę, że przeprasza się uczynkiem, nie słowami. Po prostu na drugi raz rób tak, by nie musieć przepraszać.
- Postaram się – odparł poważnie Kuba. – A co do uczynków… W pewien sposób mogę zrobić coś teraz. Otóż pamiętam, jak wspominała pani w klasie, że na studiach zgubiła pani książkę Dumasa „Trzej muszkieterowie” i z uwagi, że miała do niej pani duży sentyment, nie mogła tego odżałować.
- Ale masz pamięć – zareagowała z zaskoczeniem. – Nigdy bym cię o to nie podejrzewała – wyznała szczerze a alarm w mózgu to nikł, to się zwiększał. – Tak, dostałam tę książkę jeszcze w podstawówce za dobre wyniki w szóstej klasie i prawdę mówiąc, była to jedyna powieść historyczna, która mi się tak spodobała i … - zamilkła na chwilę, czując ruch Warkocza za plecami.
- Proszę – wręczył jej mały pakunek. – To dla pani.
- Dla mnie… - ni stwierdziła, ni zapytała, przeżywając kolejne zaskoczenie. Nim zdążyła rozwinąć opakowanie, wiedziała co tam musi być. Tak, zobaczyła kolorową okładkę, nazwisko autora i tytuł.
- To nie jest oczywiście ten sam egzemplarz, ale skoro pani tak to lubiła…
- Oj, Kuba… - zaskoczona nie wiedziała co powiedzieć, trzymając w dłoniach książkę. Przyjmowanie podarków od uczniów nie było mile widziane, ale akurat książka była prezentem chyba najbardziej sympatycznym i neutralnym z możliwych.
- Tak, wiem… zostawię panią chwilowo samą, pójdę do baru.
Przy dźwiękach muzyki, w towarzystwie coraz swobodniej zachowującego się tłumu, gapiła się w książkę. Jeśli to miał być romantyczny prezent, to owszem, takowym był.
No i poczuła pewne zamieszanie. Prezent w pewien sposób zmienił jej postrzeganie Warkocza. Może rzeczywiście nie był taki zły? Zresztą nie miał opinii złego, tylko trochę niepoprawnego, czasem zachowującego się nieodpowiednio, ale znowu jakichś poważniejszych wykroczeń nie popełnił. W szkole nie brakowało chłopaków z gorszą opinią.
Z drugiej alarm w mózgu brzęczał nieustannie. List, list, list…
No, ale co „list”? Myśli, że kupił jej książkę i ona z tego powodu ściągnie majtki? Bzdura. To myślenie na poziomie jakiegoś niedorobionego dzieciaka a nie podrywacza, jednak z pewną klasą, jakim musiał być Warkocz. Zaśmiała się w duchu na myśl o takiej niedorzeczności.
- Przyjemnie spojrzeć na pani roześmianą twarz, tym bardziej, jeśli okazałoby się, że przyłożyłem do tego rękę – głos Kuby wyrwał ją z rozmyślań. Zrozumiała, że wewnętrzny śmiech, odbił się na jej twarzy i natychmiast się opanowała.
Czas mijał błyskawicznie. Warkocz podtrzymywał rozmowę a ku uldze Kamili, jego dwa, niezbyt przyjemni towarzysze, Guma i Fiodor nie pojawiali się w zasięgu jej wzroku zbyt często. Co zadziwiające, Kuba nie był zbyt nachalny, wiec i Kamila lekko się wyluzowała i dała wciągnąć w rozmowę na różne tematy. Zrobiło się na tyle przyjemnie, że odrzuciła swe wcześniejsze koncepcje na taktyczne wyjścia do baru, czy na parkiet. Nie było takiej potrzeby
Choć to pierwsze miało swój pozytyw. Była trzeźwa i nie poniżyła się w pewien sposób, pijąc alkohol w towarzystwie ucznia, na oczach dziesiątek innych. No i dzięki temu kontrolowała się bez problemu.
Więc gdy wybiła północ, nie zachowała się ostentacyjnie, jak przewidywała wcześniej, by w pół słowa, spojrzeć znacząco na zegarek i pójść w siną dal. Opuściła towarzystwo Kuby niemalże pół godziny później, niż stanowił o tym warunek zakładu.
Udała się w kierunku stolików zajmowanych przez pedagogów. Po drodze rozmyślała nad ostatnimi godzinami. Warkocz zachował się sensownie, bez nachalności, głupich uwag. A więc…? Czy list był jakąś dziecinadą? Czy może swój arcytalent miał pokazać dopiero ostatniego dnia pobytu w Pyrzowicach?
Cóż, nie było sensu się nad tym zastanawiać w tym momencie.

Dopiero dobrze po godzinie, przypomniała sobie o Filipie.
Może dlatego, że impreza w gronie kolegów i koleżanek z pracy przebiegała dużo fajniej, niż przewidywała. Niż popołudniowa rozmowa ze starszymi nauczycielkami. Nawet Marek nie okazał się tak nachalny a wręcz przeciwnie, nie pchając się ze swym towarzystwem, różnymi żartami i zabawnymi odzywkami umiał rozbawić całą resztę.
Dopiero sylwetka Filipa siedzącego gdzieś dalej ze swoimi koleżkami, Dawidem i Alanem sprawiła, że nieco spoważniała.
Zrozumiała, że chłopak doznał dzisiaj silnego afrontu. Przegrał mecz w kosza ze szczególnie nielubianą ekipą i dodatkowo nie upilnował powierzonej sobie kobiety. Kamila znała mężczyzn na tyle, by wiedzieć, że jest to dla nich ujma.
Wstała, przechodząc przez niewielki parkiet. Wybrała taki moment, gdy koledzy zniknęli, zostawiając Filipa samego.
- Co tak siedzisz, zobacz ile samotnych koleżanek, czemu nie podskoczysz do którejś? – zapytała dość pogodnym tonem, nie chcąc brzmieć za bardzo jak jakaś współczująca opiekunka, bo Filip, choć skwaszony, na pewno nie sprawiał wrażenia kogoś, kto potrzebuje rady zapłakanej matki.
- A może moja laska wolała towarzystwo innego chłopaka? – spytał, próbując nadać swemu głosowi zaczepny ton. Nie do końca zrozumiała. Czyżby chodziło o nią samą i jej, wbrew oczekiwaniom, dość przyjemnie spędzony czas przy stoliku Warkocza?
- Tak? – umysł pracował szybko. – A co, jeśli teraz może wybrałaby towarzystwo kogoś innego?
- Nie potrzebuję łaski, jakby co – zastrzegł, unosząc się dumą. Chciał jeszcze coś dodać po namyśle, ale Kamila nie pozwoliła mu.
- Nie robię żadnej łaski, ale z chęcią zatańczyłabym – zaproponowała swobodnie.
- To jest problem, bo ja nie umiem – wyznał szczerze rudzielec.
- Nie bądź taki – chwyciła go stanowczo za dłoń i niemal siłą zaciągnęła na parkiet, na którym bujało się kilkanaście osób. No, może trochę więcej. – Daj się ponieść muzyce – uśmiechnęła się, wkładając w uśmiech cały swój czar.
- Ale ja nie umiem… - opierał się, lecz posłusznie zaczął zabawnie podrygiwać, tak, że uśmiech nauczycielki poszerzył się jeszcze mocniej.
- Głupiś – skwitowała luźno, szukając sposobu, by nieco rozerwać dość sztywnego licealistę. Uznała, że piosenka lecąca właśnie w głośnikach, nienajgorzej nadaje się na jakiś duet.
Znalazła się nieco bliżej Filipa, ale ten wciąż pozostawał mało zdecydowany. Czuła, że onieśmiela go trochę. Albo nie tyle ona, ile cała ta sytuacja. Albo i jedno i drugie. Ale z biegiem czasu ogarnął się trochę i bujał trochę swobodniej, rozglądając jednak wkoło, jakby chcąc się upewnić, że nie robi z siebie tak do końca debila.
Ale spojrzenia pewnie go deprymowały. Kamila, przynajmniej w jakimś stopniu wiedziała, jak bardzo jest popularna wśród licealistów i liczyła się z tym, co nastąpiło. Że jej wyjście na parkiet i pół nieporadny taniec w parze z jednym z uczniów wzbudzi spore zainteresowanie wielu innych. Jego kolegów i koleżanek. Jej zresztą też.
Była dobrą tancerką i choć z reguły wolała trzymać się w cieniu, to ostatecznie nie czuła się zdeprymowana. Ale Filip pewnie tak. Widziała to po nim.
- Chodź tu bliżej – z błyskiem w oku nakazała niesfornemu uczniowi i ich ciała zetknęły się. Złapała go za ręce i nie puszczała. Wiedziała, ze Filip wciąż jest nie w sosie i w ten sposób pomagała mu. Domyślała się, czym dla młodego ucznia, może być publiczny taniec z atrakcyjną nauczycielką. Wyciągnięcie odpowiednich wniosków nie było trudne, sama potrafiła wrócić pamięcią na chwilę do swoich lat szkolnych i pomyśleć, czym dla niej mógłby być taniec z najfajniejszym nauczycielem. Problem, ze w jej czasach, takiego raczej nie było. Ale gdyby był…
Więc swobodnie zbliżała się do Filipa i oddalała od niego, wymuszając, by sekundę później przyciągał ją do siebie. To był jedyny motyw, w którym wykazywał zdecydowanie, więc pozwalała mu na to. Niech wykorzysta swój największy atut.
Na moment przylgnęła do niego mocniej, opierając swe dłonie na jego barkach, tańcząc wolniej. Za żadne skarby nie przyznałaby się, że robi to przede wszystkim dla niego, żeby trochę urósł w oczach obserwujących go kolegów i koleżanek. Filip nie był taką ofermą, która wyszłaby z taką prośbą, miał swój honor i dumę. Był po prostu normalny.
Dlatego też ta motywacja była jedną z kilku. Bo sama miała tez ochotę na taniec, lubiła tak spędzać czas a że Daniel miał do tego identyczne podejście jak Filip, czyniła to rzadko.
I dlatego po zakończonym numerze, jak najbardziej spontanicznie, przylgnęła do syna swojej kuzynki i złożyła mu na policzku soczystego buziaka. Widziała, że speszył się lekko, co mocno ją rozbroiło.
Zaśmiała się, jak najbardziej szczerze. W pewien sposób uwodziła go, przejmowała inicjatywę. Nie robiła tego nigdy w życiu, zawsze jako uległa dziewczyna, sama była podrywana. Dlatego ta sytuacja, choć rzecz jasna absolutnie niewinna, stanowiła miłą odmianę i bardzo ją rozochociła. Tym bardziej, gdy zauważyła, że Filip nabrał trochę werwy.
- Kręcimy się dalej? – zaproponowała widząc jego lepszy humor. Odpowiedź wydawała się oczywista.
I rzeczywiście, kręcili się, Filip, jakby z sekundy na sekundę stawał się odważniejszy. Jego dłonie, jakby pewniej i silniej przytrzymywały nauczycielkę, obejmowały ją w talii. Chwytały za biodra. Wyluzowana Kamila czuła z tego tytułu spora satysfakcję. Wiedziała, że podoba się Filipowi, że on dotyka ją tak, niezupełnie niewinnie. Wyczuwała w jego ruchach trochę pewnego pożądania. I ją też w pewien sposób to kręciło. Taka niewinna, subtelna erotyka.
- Jedziemy dalej? – ponowiła pytanie, gdy skończył się kolejny numer.
- Zmęczyłem się – usłyszała dość zaskakująca odpowiedź. Tym bardziej, że Filip raczej nie sprawiał wrażenia zdyszanego. Czyżby jednak nie potrafiła sprawić, by wyluzował się do końca i nie zważał na fakt, że stał się gwiazdą wieczoru? Czy raczej już nocy…
- Nie ściemniaj, sportowcem jesteś – próbowała po podpuścić.
- Tak, ale wolałbym się przejść gdzieś.
- Gdzie? – znów poczuła lekkie zaskoczenie.
- Chodźmy nad jeziorko – zaproponował.
- Ciemno jest, co tam chcesz robić? – wbiła w niego swe duże oczy.
- Po prostu, będzie trochę spokojniej.
Zawahała się na moment. Było jej dobrze tu, na parkiecie. Tyle, że jeśli on nie chciał… Nie miała ochoty na tańce z jakimś rozbrykanym uczniem, który mógłby podbić do niej za chwilę. Tym bardziej z kolegą z pracy.
- Dobrze – oderwała się od niego i oboje opuścili imprezę.
W ciągu minuty zginęły gdzieś za ich plecami światła Elevatora. Szli wolnym krokiem, brzegiem jeziorka.
Kamila w dobrym nastroju była od dłuższego czasu, Filipowi też się on poprawił. Widziała to i odczuwała zarówno pewną satysfakcję jak i radość, że do tego doprowadziła.
Tym samym klimat był odpowiedni i nigdzie się nie spieszyli. Towarzystwo krewniaka odpowiadało Kamili zupełnie. Dużo bardziej, niż kolegów i koleżanek z grona pedagogicznego. O innych uczniach i uczennicach nie mówiąc. Dodatkowo nieco chłodniejszy wiaterek przyjemnie muskał nagie części jej ciała, doprowadzając ją nawet do przyjemnej gęsiej skórki. To wszystko w rytm paplaniny Filipa o milionie różnych rzeczy. Trochę o jakimś nowym filmie, trochę o rowerze, który chciał sobie po wakacjach kupić, ale najwięcej o koszykówce.
Aż doszli do znanego im dobrze miejsca. Na lewo w głębi był plac do kosza, widoczny, mimo ciemności. Zatrzymali się.
Kamila nie wiedziała do końca, czy ten przyjemny dreszczyk, to efekt pogody i ogólnie panujących warunków, czy też sprawka przyjemnej dla ucha paplaniny niesfornego rudzielca.
- Jak fajnie… - wyrwało się jej z ust. – Az chciałabym popływać z tego wszystkiego.
- Po tak gorącym dniu – zgodził się Filip. – Lepiej by się spało.
- Niestety nie mam stroju kąpielowego – wygłosiła.
- No to chyba ominie cię kąpiel – odparł niezdarnie.
Spojrzała na niego krytycznie. Z zaskoczeniem przyjęła do wiadomości fakt, że oczekiwała zupełnie innej odpowiedzi, która w po jej słowach narzucała się sama. A przynajmniej powinna się narzucać dorastającemu nastolatkowi w towarzystwie podobno atrakcyjnej kobiety.
Ech, Filip, Filip…
Wobec takiego obrotu sprawy, musiała temat pociągnąć sama.
- Ciemno jest – zapodała dość sugestywnym tonem.
- Ciemno, ale bezpiecznie – Filip wyskoczył, niczym jego imiennik z konopi. – Tutaj przy brzegu jest płytko, nie miałoby prawa dojść do żadnego wypadku.
Kamila spojrzała na niego zdegustowana, z drugiej strony czując, że niewiele brakuje jej do śmiechu. 
- Miałam na myśli raczej to, że skoro na dobrą sprawę niczego nie widać, to i niektóre uprzedzenia bywają zbędne.
- Ach… - usłyszała głos krewniaka, który jakby się zreflektował i na chwilę zamyślił. – Masz na myśli to… No wie…
- Niczego nie mam na myśli – ostudziła go nieco. – Odejdę sobie na trzy kroki a ty rób co chcesz – oznajmiła, wprowadzając swój zamiar w życie.
Tak, tak, jakby co, to on to wymyślił. Jej tu nie było, ona nic nie mówiła.
Bardziej usłyszała, niż zobaczyła, że chłopak faktycznie się rozbiera. Wolała nie patrzeć w jego stronę, zresztą nie zobaczyłaby praktycznie niczego.
- A ty? – usłyszała niewinne pytanie. Zerknęła trochę niepewnie. Stał obok, wszystko wskazywało na to, że nagi.
- Wskakuj do wody – ponagliła go. Zobaczyła gest w stylu machnięcia dłonią a chwilę później plusk wody.
Ciemność, ciemnościami, ale wolała uniknąć sytuacji, gdy rozbiera się do naga przed jednym ze swych uczniów.
Z uwagi na luźne ubranie, niewiele czasu zajęło jej to wszystko. Po kilkudziesięciu sekundach, stała nago, rozglądając się z uwagą wokół. Nikogo nie było, niczego nie było słychać, chociaż… W tej sytuacji, teraz każdy najdrobniejszy szelest wywołany podmuchem wiatru sugerowałby w jej umyśle obecność tłumu podglądaczy.
Na lekko drżących nogach, przy akompaniamencie szybciej bijącego serca, wkroczyła do wody. Niemal od razu poczuła pewną błogość. I chęć zanurzenia swego nagiego ciała jak najgłębiej. Tak aby woda zrelaksowała ja kompletnie. I tak aby nikt niczego…
- A wiesz co…? – usłyszała głos jakieś dwa metry po prawej stronie. – Tak popłyniemy trochę w lewo, trochę w prawo, trochę przed siebie… I potem nie trafimy – do jej uszu dobiegł cichy śmiech.
- To będziesz skazany na chronienie swojej nagiej nauczycielki przed wzrokiem innych i odprowadzenie jej grzecznie do domku – oznajmiła filuternie.
- A kto odprowadzi mnie?
- Nie martw się, jak ktoś zobaczy gołego faceta biegającego po ośrodku, to zadzwoni na policję, przyjadą od razu – uśmiechnęła się szeroko.
Chowała swe ciało pod taflą wody, tak by ponad nią nie pojawiły się jej piersi. Było to trochę niewygodne i z drugiej strony niepotrzebne.
Niewygodne, bo przebywać cały czas w wodzie z wystającą szyją i głową nie należało do najfajniejszych rzeczy. Dlatego od czasu, do czasu się wynurzała, robiąc to jednak tak, by mieć Filipa za swymi plecami.
Niepotrzebne, bo po prostu było ciemno. Tak naprawdę dało się zauważyć jakieś zarysy sylwetki. Gdy chłopak odpływał kilka metrów dalej, praktycznie kompletnie traciła go z oczu. Więc siłą rzeczy i on nie był w stanie pooglądać jej nagich cycków.
Więc z upływem kolejnych minut wynurzała się ponad taflę coraz śmielej. W razie czego, gdy odczuwała, że Filip jest bliżej, zasłaniała swój biust rękoma. Ale takie sytuacje miały miejsce rzadko. Filip, jakby nie przejmując się obecnością nagiej nauczycielki, odpływał na bok. A ona mogła relaksować się do woli.
Było w tym wszystkim coś magicznego. Nastrój, pogoda, atmosfera, woda, ciemność, nagość. Nagość tak jej, jak i ucznia a jednocześnie krewniaka. Aż nie chciało się wychodzić z wody.
- A może wyskoczymy pograć w kosza, co ty na to? – usłyszała głośniejszy plusk wody i Filip pojawił metr obok niej.
- Oczywiście nago – uzupełniła. – Szkoda, że nie wymyśliłeś tego kilka godzin wcześniej, jak graliście z Warkoczem – odruchowo założyła ręce na piersiach.
- Co się tak chowasz? – skomentował jej gest. – Ja dumnie prężę swoją chudą klatę a ty…
- Nie zadawaj głupich pytań dzieciaku – skarciła go lekko, ale prawdę mówiąc ten przytyk z erotycznym podtekstem raczej sprawił jej przyjemność, niż coś przeciwnego.
Krążył wokół niej przez chwilę. Instynktownie czuła, że ma ochotę na jakiś kontakt fizyczny, ale nie może się przełamać. Że chętnie objąłby ją gdzieś w tam w ramionach, może „przypadkiem” zderzyłby się z jej ciałem, ale… Ale chyba uznał, że byłoby to zbyt czytelne i po prostu głupie.
Te jego niby próby, podobnie, jak w przypadku rzuconego wcześniej tekstu, bardziej rozbrajały ją, niż wkurzały. Ten pozytywny, raczej spokojny i dość wyluzowany chłopak, z pewnym poczuciem humoru i rzadko schodzącym z buzi uśmiechem robił jej w pewien sposób dobrze. On i jego towarzystwo.
Jeśli można powiedzieć o takich sytuacjach, że ktoś na coś zasłużył, to tak, on zasłużył na to, by popluskać się ciemną nocą w jeziorze, w towarzystwie swojej nagiej ciotki, licealnej nauczycielki.
- Co ty tak krążysz? – podpuściła go w końcu. – Zmiataj mi stąd, już! – z tymi słowy, opuściła dłonie znad swych piersi i zgarniając w nie wodę i kierując ją w stronę Filipa.
- A to tak… - usłyszała od oblanego. Teraz on postanowił się zrewanżować i oblał ciotkę jeszcze większym strumieniem, niż ta jego.
- Aajjj! – pisnęła Kamila, czując wilgoć na swej twarzy i przede wszystkim we włosach. – Masz! – powtórzyła swój manewr sprzed chwili, starając się, by agresor ucierpiał mocniej, niż przy pierwszym razie.
Tak, oblewali się przez chwilę. Chyba nie do końca świadomie prowokowała bardziej zbliżeniową sytuację i doczekała się. Po którymś ataku z jej strony, Filip postanowił nie dać ciotce okazji do rewanżu, zbliżył się do niej i chwycił za jej ramiona. Nim zdążyła zaprotestować, poczuła jak silniejszy chłopak zanurza ją pod wodą. No, no…
- Filip…! – uniosła głos nieco wyżej, gdy po sekundzie wydostała się na powierzchnię. – Nie przesadzaj za bardzo – mruknęła nieco ciszej.
- Ty zaczęłaś – odparował argumentem znanym wszystkim dzieciakom tego świata, od piaskownicy.
Wymyślny, nie ma co… Ale przynajmniej nie wykorzystał tej okazji, do niby przypadkowego macnięcia jej po biuście, czy gdzieś tam jeszcze.
- Wychodzimy – oznajmiła.
Nie zaprotestował. Widocznie nacieszył się już wystarczająco wodą i towarzystwem nagiej ciotki.
- Chodź tu, z boku – nakazała, odwracając się za siebie. Mimo ciemności, wolała by był obok niej a nie za jej plecami.
- Myślałem, że to ty prowadzisz tą wyprawę po ubrania – usłyszała w odpowiedzi, ale po chwili Filip był już po jej prawej stronie.
Gdzieś tam w oddali zamarzyły przed nimi plandeki otaczające boisko do kosza. Znalezienie ubrań było w tej sytuacji dziecinnie łatwe.
- Tylko nie wkładaj moich – swobodnie z bardziej wyczuwalnym, niż zauważalnym uśmiechem odezwał się Filip.
Nie włożyła. Filip też nie. Ich ciała były mokre.
- Musimy tu posiedzieć parę minut i wyschnąć – podjęła decyzję.
Usiadła na piasku, podciągając nogi wysoko i opierając ręce o kolana. Filip siadł obok niej w podobnej pozycji. No cóż ta sytuacja była… Chyba jeszcze bardziej erotyczna niż naga kąpiel w jeziorku. Kamila poczuła pewien rodzaj przyjemnej rozkoszy.
Tym bardziej, że Filip trochę wiercąc się, przesunął się nieco do przodu i w bok, tak, że miał Kamilę bardziej frontem, niż bokiem. Rzecz jasna, nic specjalnego widzieć nie mógł i z powodu ciemności i pozycji Kamili, ale jednak…
- Czemu pytałaś mnie o Warkocza? – odezwał się po chwili milczenia.
- Co? – nie zrozumiała, co miał na myśli.
- Na plaży. Kiedy wypytywałaś o tych playboyów…
- Aha… Już powiedziałam, że nie mogę mówić. A czemu cię to interesuje? – odwróciła pytanie.
- Mówiłaś, że masz jakiś problem. No to pytam, jaki…
Zawahała się na moment.
- Wesz co… Mówiłam, że nie mogę wszystkiego… Ale, hm… Wyobraź sobie taką sytuację, że jest jakaś fajna uczennica, o którą niektórzy się zabijają, robiąc jakieś nieprzyzwoite rzeczy – kombinowała, by powiedzieć coś, ale nie za dużo i przede wszystkim nie o sobie.
- Nie wiem, nie znam takiej – bardziej wyczuła, niż zobaczyła wzruszenie ramion Filipa. – Chłopaki napalają się na różne laski, jest ich trochę w budzie, ale… Nie mam pojęcia o jakiej sytuacji mówisz.
- Tak, wiem - machinalnie skinęła głową.
No jasne, że nie wiedział. Przecież nie chodziło o żadną uczennicę, tylko o nią, nauczycielkę. Dlatego nie było sensu ciągnąć tematu w tą stronę. Nie prowadził donikąd.
Już chciała zrywać się z piasku, gdy…
- A Warkocz nie wraca z nami, wiesz?
Wzruszyła ramionami. Co ją to obchodziło? Nie był z jej klasy, miał kogo innego nad sobą.
- Jego stary przyśle mu szofera z własną furą, rozumiesz? Chwalił się, że dostał żółtego Chevroleta. I jutro nim odjedzie a nie z nami autokarem.
Sekunda wystarczyła, by serce zamarło. Jak to szło? „Odjedzie żółtym wozem…” I coś tam dalej jeszcze.
- Jesteś pewny? – zapytała śmiertelnie poważnie.
- No tak, nam opowiada – znów wyczuła wzruszenie ramion. – Przecież, gdyby w takiej sytuacji ściemniał, wyszedłby na idiotę.
Racja, racja…
- No patrz… Dobrze, że mi powiedziałeś, ta informacja… - przerwała, wiedząc, że nie powinna mówić zbyt wiele.
- Ta informacja bardzo ci pomogła? – podchwycił. – No powiedz, niech też pocieszę się twoim szczęściem…
- Tak, pomogła – uderzyła się dłońmi w kolana. – Ale pozwolisz, że zachowam szczegóły dla siebie.
- Zachowaj, skoro to taka tajemnica – usłyszała spokojny głos, ale nacechowany jednak jakimiś emocjami. – Ale w takim razie, może zdradzisz mi inną tajemnicę?
- Jaką? – zdziwiła się i zaciekawiła.
- Opowiedz mi swój pierwszy raz – walnął prosto z mostu.
- Dobrze rozumiem, zboczeńcu mały…?
- Tylko nie mały… - usłyszała, gdy przerwała, by nieco zszokowana zaczerpnąć tchu.
- Za mały jesteś na takie opowieści.
- A na kąpiel z tobą, już nie? – usłyszała cichy śmiech.
- Uważaj sobie – pogroziła mu palcem, nie mając żadnej pewności, że on to widzi. – Dlaczego to cię interesuje?
- A dlaczego ciebie interesują ruchacze z naszej szkoły? – odpłacił pięknym za nadobne.
- No tak, to jest argument – kiwnęła głową. – Ale za mały.
- Wcale nie. Poza tym, ja ci powiedziałem coś, co okazało się być ważnym.
- Ale to dwie różne rzeczy… Pytasz o sprawy bardzo intymne.
- Wiem przecież. Ale nie oczekuję jakiegoś soczystego opisu… No wiesz… - znów dałaby sobie głowę uciąć, że rozmówca się uśmiecha.
- Acha… Tylko tak po prostu…
- No właśnie, tak po prostu…
Po pierwszym szoku, jego nagabywanie zaczęło jej sprawiać bardziej przyjemność. Acz i wpędzało ją również w zakłopotanie.
- Kurde, za dobra jestem dla ciebie – droczyła się z nim.
- To tak jak ja – usłyszała ripostę. – Dbam o twą opaleniznę, gram o twój honor w kosza, udzielam ci ważnych dla szkoły informacji a w zamian… - nie dokończył.
Nie dokończył, bo pewnie w rozrachunku wyszłoby na to, że i tak więcej zyskał, niż stracił. Więc taktycznie postawił kropkę.
- Ostatni raz proszę, bo jak nie to nie – zmienił nieco strategię, zachowując powagę głosu. – Ot, chcę parę zdań, ogólnie tak, bez pikantnych szczegółów. No tam, niech będą, ze dwa…
Rozbroiło ją ostatnie zdanie wypowiedziane lekkim tonem. Zamknęła na chwilę oczy, zastanawiając się, czy dobrze robi. Jednocześnie przywołała w pamięci pewien czerwcowy wieczór sprzed jedenastu lat.
- Miałam dwadzieścia jeden… - powiedziała na głos, zdradzając pierwszą tajemnicę. – Tego wieczoru, czekałam na Daniela, aż wróci z wyjazdowego meczu. Niestety, najpierw przybyli nieoczekiwani goście. To byli policjanci. Poinformowali mnie, że w drużynie piłkarskiej znajdują się jacyś dilerzy, że Daniel też jest w to zamieszany i mają nakaz przeszukania mieszkania.
- Dobre – mruknął z uznaniem Filip. A jej samej stanęła teraz przed oczyma sylwetka Wiktorii.
- Przeszukali, coś tam znaleźli. Potem wyszło, że to nie należało do Daniela a oni to podrzucili – dodała szybko, aby chłopak nie wyrobił sobie złego zdania o jej mężu. – I zaczęli przeszukiwać także mnie, chociaż nie mieli do tego powodu…
- Policjanci? – zdziwił się Filip.
- Policjantka – poprawiła się. – Ogólnie zachowywała się dość arogancko a jej towarzysz również. Byłam już mocno wkurzona, gdy do domu wpadł Daniel i poustawiał ich jak trzeba.
- To znaczy, jak poustawiał? Nie rozumiem…
- No… Wyjaśnił im – zaakcentowała czasownik. – Że zachowywali się niezbyt profesjonalnie i dodatkowo podrzucali materiały… Zagroził im, że o wszystkim poinformuje ich przełożonych i wygonił z mieszkania. Odetchnęłam z ulgą.
- I stał się twym bohaterem – usłyszała głos Filipa, w którym pobrzmiewała chyba lekka nutka zazdrości.
- Tak, jakby… Jak już poszli, to wyjaśnił w zasadzie wszystko. Że on nie ma nic wspólnego z czymś takim. I błyskawicznie zmienił wątek rozmowy na temat mojego wyglądu i mnie samą – poruszyła się trochę niespokojnie, jakby rozgrzana wspomnieniami sprzed lat.
- Co powiedział?
- Że wyglądam nadzwyczaj pięknie, bosko i takie tam… - machnęła ręką, jakby chcąc zatrzymać tamte słowa Daniela, tylko dla siebie. – No i od słowa, do słowa – urwała się, czując jak na jej twarz wypływa lekki rumieniec.
- No powiedz… Chociaż w dwóch zdaniach.
- A co tu można powiedzieć…? Rozebrał mnie i kochaliśmy się. To wszystko – ucięła temat, spuszczając nieco wzrok.
- A jakieś pikantne szczegóły, które miały być? – wyczuła, że głos Filipa zdradza pewne podniecenie. Raczej zrozumiałe, choć niespecjalnie jej się to spodobało. – No na przykład w jakiej pozycji, czy cię bolało, czy było ci dobrze…
- Było mi bardzo dobrze – odparła silnym tonem, jakby chcąc na siłę przełamać wstyd. – Bolało tylko trochę a kochaliśmy się klasycznie. To wszystko – powtórzyła, sięgając dłonią po ubranie.
- Miałaś orgazm?
- Ubieraj się i idziemy – ucięła równie zdecydowanym tonem jak poprzednio.
Zamilkł na takie dictum. Usłyszała szelest piasku. To był znak, że wstał i zaczął się ubierać. Ona sama szybko wciągnęła na siebie majtki a potem stanik. Na koniec całą resztę. O, dziwo poszło jej to szybciej, niż nieco gramolącemu się chłopakowi.
Nie mówiąc już zbyt wiele, udali się w stronę domków. Pożegnali, bez przedłużania i poszli w swoją stronę.
Już leżąc w łóżku, rozmyślała. Wiedziała, że miło spędziła ten czas, ale czuła się dziwnie. Oprócz jakiejś przyjemności i satysfakcji, jaką sprawiły jej tańce z Filipem, potem wspólna, naga kąpiel i na koniec intymne opowieści, czuła coś jeszcze. Jakiś niepokój, może jakiś żal za dawnymi czasami. Krótka opowiastka sięgająca tak bliskiej jej historii sprzed jedenastu lat, trochę ją rozkojarzyła.
Dodatkowo te wszystkie przeżycia, rozbieranie się przed Filipem i zwierzanie się mu z tak osobistej rzeczy, jak pierwszy raz z Danielem, sprawiły, że poczuła pewne uzależnienie od niego. Pewną bliskość.
Ciekawe co by było, gdyby jutro zaczął domagać się opisu najbardziej hardkorowego rżnięcia w jej wykonaniu?
Zaśmiała się cicho i zamknęła oczy, zasypiając.

Można spać w sobotę do południa? Można, jeśli nie ma się żadnych obowiązków.
Dodatkowo, po przebudzeniu, można jeszcze wylegiwać się w łóżku i przemyśleć ostatnie wydarzenia.
A najważniejsze, to list… Jeżeli nikt nie robił sobie jakichś jaj, to było już jasne, że dotyczył on Warkocza. To on miał byś tym, który miał ją puknąć na tej wycieczce. Nie do wiary… Jak on to sobie wyobrażał? Przecież to nierealne.
Dodatkowo, piątek minął i nie posunął się naprzód. Bo chyba trudno za jakiś wyraźniejszy postęp, uznać względnie dobre wrażenie jakie sprawił podczas imprezy w Elevatorze. Od dobrego wrażenia, do bzykania jest szalenie długa droga.
No nieważne, zastanawiała się co teraz zrobić? Czy przez cały dzień unikać go i patrzeć, jak czyni jakieś ewentualne nadludzkie wysiłki, by się do niej zbliżyć, czy też wręcz przeciwnie, szukać jego towarzystwa i obserwować jego zachowanie. To, czy faktycznie będzie działał w tym kierunku, co przynajmniej upewniłoby ją do autentyczności listu.
Po namyśle… Nie podjęła żadnej decyzji.
Choć chwilę później musiała takową podjąć. Odezwał się sygnał komórki. Zerknęła. Dzwoniła Marta.
- Kamila… Drugie klasy idą na zwiedzanie – racja, przypomniała sobie, że miało być coś takiego. – Jest tu niedaleko taki pałacyk. Chcesz iść z nami?
- Drugie klasy, mówisz? – zapytała, raczej niepotrzebnie, bo skojarzenie „druga klasa, równa się Warkocz”, przyszło naturalnie.
- Tak, drugie. Pierwsze zostają. To jak?
- Nie, dzięki – gorączkowo szukała wymówki, ale niczego na szybko nie wymyśliła. – Mam coś do zrobienia, no…
Zapewniła sobie kilka godzin spokoju. No i a propos wcześniejszych rozmyślań… Co na to wszystko Warkocz? Wrócą po południu, zostanie mu jakieś kilkanaście godzin na zrealizowanie celu. Włącznie z nocą. Jak on tego dokona?
Momentami była bardziej zaciekawiona, niż zdegustowana.
Nie chciało jej się wstawać z łóżka. Zrobiła to tylko na chwilę, sięgając z lodówki colę. Zimny napój pobudził ją, ale ona sama była już pobudzona tą całą sytuacją, tym wczorajszym dziwnym dniem.
Przez chwilę spacerowała po pokoju. Tak jak poszła spać, czyli nago. Świadomość spacerowania nago w obcym pomieszczeniu wpływała na nią dość podniecająco. Czyli utrzymywał się jej stan, który osiągnęła jeszcze wczoraj.
Bo to wszystko, te zatargi z Warkoczem, ten list, jej interwencja na boisku koszykarskim, w skąpym stroju kąpielowym miedzy ubranymi uczniami, wieczorna impreza w Elevatorze, towarzystwo Kuby, tańce z Filipem, wreszcie naga, dość rozkoszna kąpiel w jeziorku i zwierzanie się bliskiemu, ale jednak obcemu, młodemu chłopakowi ze swoich intymnych przeżyć wpływało na nią w jakiś tam sposób zniewalająco.
Przekroczyła dużo barier.
Położyła się w łóżku. Zasadniczo nigdy nie uprawiała masturbacji. Z wyjątkiem kilkunastu momentów. To nie był sposób na rozładowanie się. Ale czasami na bezrybiu i rak ryba. Teraz czuła to samo. Naga, pod kołdrą, w obcym miejscu. To też wpływało na nią.
Niemal od razu, bez wprowadzania, zaczęła masować swą cipkę. Leniwie, spokojnie. Nie była aż tak napalona, by od razu wzmacniać tempo. Te wszystkie wydarzenia wprowadziły ją w fajny stan, ale bez przesady. Masowała okolice pochwy, próbując wedrzeć się nieco głębiej, ale na próbach poprzestając.
Początkowo nie myślała o niczym konkretnym. Te wszystkie wydarzenia zlewały się w jedno. Kilka, kilkanaście obrazów, niczym fotografie przemykały przez jej umysł, zmieniając się co chwilę. To Filip wcierający olejek w jej uda. To ekipa Warkocza taksująca ją wzrokiem, gdy stała w samych majtkach i staniku na boisku koszykarskim. To Filip chwytający ją za ramiona i próbujący zanurzyć w wodzie. To ona sama, opowiadająca swojemu uczniowi o tym, jak pierwszy raz kochała się z Danielem.
Tak, to był dobry moment, by przyspieszyć tempo.
Odrzuciła kołdrę nieco niżej, uwalniając większość swojego ciała. Powoli zaczęło się ono przesuwać po łóżku. To dobrze, to była już oznaka pewnego transu. Teraz po prostu brakowało nad nią tylko fajnego kochanka, który rozłożyłby jej uda jeszcze szerzej. Ba, rozłożył… rozwarł szeroko jednym, zdecydowanym ruchem i nie pytając ją o zdanie, wbił się swoim sztywnym kutasem w sam głąb jej wilgotnej cipki.
Ta myśl podnieciła ją.
Choć niejednego faceta uznałaby za przystojnego, wartościowego, atrakcyjnego, to jednak zawsze miała opory, by przy tych nieczęstych chwilach masturbacji, myśleć właśnie o nich. Czuła się wtedy, jakby zdradzała Daniela. Więc nie. Nie myślała o nich. Tym bardziej, że jacy by nie byli, to najważniejszy w życiu był jej mąż.
- Uhm… - mruknęła lekko, wyobrażając sobie, jak pojawia się tu Daniel, rzuca jakiś sardoniczny, złośliwy tekst w swoim stylu i czym prędzej rusza na pomoc stęsknionej żonie. A ta przyjmuje go szeroko rozłożona, posłusznie…
Tylko kto tu komu był posłuszny? To on zaspokajałby ją, posłusznie, jak wierny mąż swą kochaną żonę.
Jej palce coraz gwałtowniej zaczęły wdzierać się w cipkę, tak jak czyniłby to Daniel. Wszedłby on na całą swą długość a potem spokojnie wyszedł. Następnie zaatakował znów agresywnie i po chwilowym odczekaniu wycofałby się spokojnie. Te dwa ruchy wystarczyłyby w zupełności, by ona nie była w stanie myśleć już o niczym innym. A przecież on powtórzyłby ten manewr jeszcze nieraz.
Ona, pozująca na dość pewną siebie, niezależną, pełną kobiecości damę, w tym momencie byłaby po prostu niewolnicą swojego władcy, który młóciłby ją swym rozgrzanym penisem sprawiającym rozkosz tak jemu jak i chyba jeszcze bardziej, jej.
Tak jak teraz jej palce, okrężnymi ruchami podrażniały cipkę, czując jak zaczyna pulsować. Nagie ciało Kamil zaczęło się wyginać. Nie miała zahamowań. Z jej ust wydobyło się kilka cichych jęków. Sama nie spodziewała się, że ta masturbacja będzie taka… Satysfakcjonująca. Zwolniła na chwilę, jakby chcąc jeszcze podrażnić samą siebie. Jakby jeszcze chciała poczekać na orgazm. Ale moment później przyspieszyła i pomknęła do przodu osiągając rozkosz. Nadspodziewanie dużą.
Przez chwilę leżała w łóżku, nago, rozwalona, jak jakaś lafirynda. Rozbawiło ją trochę to porównanie. Z biegiem minut doszła do siebie na tyle, że przestała rozmyślać o absurdach, typu, zamknięte na klucz drzwi się otwierają i staje w nich… Marek od fizyki? Filip? Warkocz?
Eee…
Wstała, ubrała się, zrobiła mocno spóźnione śniadanie i odpaliła laptopa, buszując po necie. Tak minęła jedna godzina, druga, nawet trzecia. Zerknęła na zegarek, dochodziła szesnasta.
Włożyła na siebie krótkie spodenki a potem koszulkę i uznając, że warto przekąsić jakiś skromny obiad, udała się drzwi. Niestety, gdy tylko otwarła je, niemal zderzyła się z unoszącym właśnie rękę mężczyzną.
- Ooo, przepraszam. Wychodzisz? Przecież mówiłem, że wpadnę.
Zdezorientowana, przypomniała sobie wczorajszy wieczór w gronie pedagogicznym. No tak, fizyk rzucał tam różne teksty.
- Pamiętam Marek, ale jestem trochę głodna i chciałam wyjść coś zjeść – odezwała się w nadziei, że to odstraszy nauczyciela. Niestety….
- Dobrze się składa – przysunął się do niej, jak przystało na samozwańczego samca alfa. – Też jestem głodny, zjemy cos razem.

Obiad tylko trochę poprawił jej nastrój.
Po zjedzeniu ruszyła w kierunku plaży. Oczywiście w towarzystwie Marka. Zagryzała lekko wargi nie wiedząc jak się go pozbyć.
Normalnie, spacerowanie w takim stroju było dla niej kłopotliwe. Nie przepadała za publicznym rozbieraniem się aż tak mocno. Niewiele zmieniał tu fakt, że był to ośrodek wypoczynkowy i dziewięćdziesiąt procent ludzi było ubranych podobnie do niej, albo jeszcze bardziej skąpo.
Dodatkowo zakłopotanie potęgował fakt kolegi z grona pedagogicznego, tuż obok niej. O ile spojrzenia obcych ludzi mogła przyjąć, o tyle te spojrzenia kierowane tak na nią, jak i na jej towarzysza, wyrażające czasem zazdrość, złościły ją. Chciała wręcz czasem krzyknąć, „spokojnie, to nie jest żaden mój facet, tylko kolega, który się napatoczył”.
No, ale nie krzyczała. Jedyne co mogła tylko zrobić, to stanowcze uciekanie przed jego rękami, gdy próbował ją objąć w talii. Milcząco, ale zdecydowanie dawała temu sprzeciw.
Z drugiej strony, choć nie przepadała za towarzystwem Marka, uznając go za zbyt mocno zadufanego w sobie trochę pewniaka, trochę cwaniaka, to jednak miał on w sobie tyle klasy i charyzmy, że jego namolność nie była aż tak uciążliwa.
- Pójdziemy na plażę. Dzisiaj jest okazja popływać razem, skoro wczoraj się nie dało – perorował, tak jakby podjął decyzję i za siebie i za nią.
- Zobaczymy – odparła krótko przygryzając wargę. Kilkanaście metrów przed sobą zobaczyła ratunek. Dziewczyny ze szkoły grały sobie w dość ustronnym miejscu w siatkówkę. To znaczy, dopiero przymierzały się do rozpoczęcia.
- Dzień dobry! – usłyszała z kilkunastu ust. – Gra pani z nami? – usłyszała z ulgą. Przyjęła propozycję bez zastrzeżeń.
- Dla mnie nie macie miejsca? Jak to? – siłował się na twardziela fizyk.
- Pan może na nas popatrzeć – rezolutnie odparła wysoka Aurelia, jedyna w tym gronie siatkarka z prawdziwego zdarzenia
Mruknął coś, chyba niezadowolony. Tak, mimo wieku sprawiał wrażenie dość silnego faceta. Lekki, wakacyjny wysiłek tym bardziej nie byłby dla niego problemem.
Kamila też nie była do końca zadowolona. Wolałaby, by poszedł gdzie indziej, miast siedzieć tu i patrzeć się na jej półnagie ciało, na jej ruchy, sylwetkę. Ale ostatecznie było to lepsze rozwiązanie, niż spędzanie czasu z nim sam na sam.
Niestety, Marek nie poprzestał na samym wysiadywaniu w otoczeniu kilku licealistek. Non stop zagadywał do nich a także komentował zagrania młodych pasjonatek siatkówki. Najczęściej jednak tyczyło się to Kamili.
- Niech się pani nie przejmuje – odezwała się w którymś momencie jedna z partnerek, Daria. – On nie przepuści żadnej nauczycielce.
- Widzę, że jesteście doskonale poinformowane – roześmiała się Kamila ubawiona tym tekstem. Niektóre dziewczyny też parsknęły śmiechem.
Gra przedłużała się i trochę znużyła nauczycielkę, ale dzielnie trwała na placu boju. Motywował ją do tego widok siedzącego uparcie obok Marka, jakby liczącego na to, że Kamila legnie u jego boku kawałek dalej na plaży, pewnie w jakimś odosobnionym miejscu.
Nie, nie i nie. Dlatego grała. Nawet angażując się w wynik. Tak bardzo, że kiedy następnym razem rozejrzała się wokół, dostrzegła kilku nieznanych jej młodszych i starszych mężczyzn przypatrujących się grającym w siatkówkę skąpo ubranym licealistkom, ale nie zobaczyła nauczyciela fizyki.
Zrezygnował. Odpuścił. W końcu.
Mogła zatem skończyć i ona. Zeszła z boiska, dając się zastąpić inną chętną uczennicą. Zastanawiała się co zrobić z wolnym czasem pozostającym do pożegnalnej imprezy w Elevatorze, gdy…
- O…. Co taki nie w sosie? – nieco zaskoczona zwróciła się do Filipa, który pojawił się nagle u jej boku.
Pytanie nie było bezzasadne. Filip stał wyprostowany w kapturze na głowie, mimo wysokiej temperatury a szczękę miał zaciśniętą, twarz pochmurną a oczy strzelały błyski.
- A nic takiego… A skąd wiesz, że nie w sosie? – zapytał niefrasobliwie.
- Głuptas – Kamili opadły ramiona a na twarzy pojawił się pobłażliwy uśmieszek. – Nawet ślepy by zauważył. No… Powiesz?
- A nic takiego… - powtórzył wzruszając ramionami, ale było widać, że nie utrzyma tego w sobie, więc Kamila czekała, patrząc wyczekująco na niego. – Byliśmy na wycieczce z drugimi klasami. Warkocz też był z nami. Wygadywał różne takie… - urwał.
- Co wygadywał? – zapytała niby beztrosko, jednocześnie nadstawiając uszy, bo skojarzenie było jednoznaczne.
- A no takie, że… Dzisiaj puknie obiekt swoich marzeń, że już wczoraj uczynił znaczący krok i… - znów urwał, wzruszając ramionami.
Kamila wzięła go za rękę i delikatnie wyprowadziła ze zbiorowiska. Wolała kontynuować temat bez świadków. W zasadzie, tu wszędzie dookoła byli jacyś ludzie, ale tam dalej, nad brzegiem jeziora było ich mniej. Ruszyła w tamtym kierunku, idąc wolno z młodym licealistą przy boku.
- Dlaczego wywarło to na tobie takie wrażenie? I nie do końca rozumiem. O kim mówił?
- Wrażenie? Wiesz, nie lubię jak ktoś mówi takie i inne rzeczy o kimś bliskim – teraz na jego twarzy pojawiła się nadzwyczajna skromność, co wyglądało dość groteskowo i Kamila, mimo pewnego zniesmaczenia wynikłego z wieści przekazanych przez koszykarza, z trudem powstrzymała wybuch śmiechu.
- A ten obiekt jego marzeń to ktoś ci bardzo bliski, jak rozumiem?
- Nie udawaj… Wiesz, że chodzi o ciebie - spojrzał jej prosto w oczy.
- Nie udaję, skąd mam wiedzieć? – Owszem, nie wiedziała, lecz się tego domyślała. – I co? Boisz się, że on to zrealizuje?
Pytała swobodnym tonem, wiedząc dobrze, że bezczelne przechwałki Warkocza, są tak niedorzeczne, iż nie warto się nad nimi zastanawiać, ale z miny Filipa wyczytała, że jej ton nie sprawił na nim najlepszego wrażenia. Widocznie odebrał to inaczej. Patrzył na nią… Tak dziwnie, że zmuszona była powiedzieć coś więcej..
- Naprawdę głuptas jesteś. Uważasz, że teksty Warkocza mają choćby minimalne pokrycie w rzeczywistości? Naprawdę myślisz, że on mógłby… - nie dokończyła, bo nie musiała.
- Nie no… - przeszedł trochę do defensywy. – Ale wiesz, jaki on jest… I to, że on mógłby… No wiesz… - teraz zaplątał się Filip. – No i jakby nie patrzeć, wczoraj bawiłaś się w jego towarzystwie doskonale – to zdanie wyrecytował w tempie odrzutowca zostawiającego akurat biały ślad na błękitnym niebie.
- Ej – spojrzała na niego z lekką urazą. – Grzeczna zabawa przy stoliku to jedno a wskakiwanie komuś do łóżka to drugie. Zresztą nie przesadzaj z tą doskonałością.
Nie chciała wymawiać mu, że swoją uwagą nieco przekroczył pewne granice wchodząc na jej teren. Nie, nie zasługiwał na to. Pomijając już fakt, że wczoraj późnym wieczorem, czy może raczej, już w nocy przekroczyli te granice dużo bardziej. I to z jej inicjatywy.
Poza tym na sekundę zastanowiła się nad tym, jak łatwo przeszły przez jej usta słowa o wskakiwaniu do łóżka. Przedwczoraj nie użyłaby w rozmowie z Filipem takich słów. Dzisiaj nie było z tym większego problemu.
- Ale ktoś tam z tej zabawy robi sobie widły – odparł bardziej pojednawczym tonem. – Zresztą nieważne…
- To co on tam jeszcze mówił? – zapytała, chcąc pozostać w temacie.
- Chcesz wiedzieć? Dobra – wyczuła w jego tonie lekką złośliwość, ale nie zdążyła go powstrzymać. – Mówił tak, żebym słyszał. Że zerżnąłby cię w dupę tak, że potem sama byś mu z wdzięczności obciągała…
- Cicho! – zdegustowana przerwała mu, pomagając sobie także gestem ręki. – Spacerując brzegiem jeziora zbliżyli się do kolejnej grupki młodych ludzi. Tym razem Kamila nie miała problemu z rozpoznaniem twarzy, to była grupka uczniów z liceum. Któraś z drugich klas, która wróciła właśnie z wycieczki i rozłożyła się na plaży korzystając z ostatnich promieni słonecznych.
Poczuła jak na jej twarz wypływa rumieniec. Słowa Filipa, którymi określał, co zrobiłby z nią Warkocz, krępowały ją. No, ale sama tego chciała…
Zerknęła przed siebie. Grono licealistów obojga płci, nie zważając na obecność jednej z nauczycielek, swobodnie raczyło się alkoholem pod różnymi postaciami. Dominowały puszki z piwem, ale oko Kamili wychwyciło także butelki pełne wina.
- Moglibyście chociaż trochę kryć się z tym… - zasygnalizowała lekkim tonem, nie chcąc wyjść na starą, zrzędliwą zołzę. Za jej szkolnych czasów tak właśnie byłoby. Widocznie dzisiaj, nikt nie robił już sobie niczego z obecności belfra.
- Oj tam, posiedziałaby pani z nami – odezwał się beztrosko jeden z uczniów, wzbudzając lekki śmiech wśród towarzyszek. Kamila zachmurzyła się nieco.
- Posiedzieć mogę, ale w kulturze a nie tak… - nie bardzo wiedziała co odpowiedzieć. Niby jej liceum, ale nie jej klasa. Niby jej szkoła, ale to była wycieczka i im także należał się pewien luz.
- Ale my kulturalnie zaraz obalimy Komunę – znów odezwał się ten sam uczeń, wskazując z dumą na butelką wina, na której widniała etykieta z nazwą „Komuna”. Jego tekst znów wzbudził śmiech koleżanek.
- Co wy wiecie o komunie… - mruknęła pobłażliwie.
- A pani co wie? – zainteresował się rozmówca. - Wydaje mi się, że pani niewiele z niej pamięta a tak naprawdę pewnie nic. Z którego jest pani rocznika?
- Nie bądź taki ciekawski – ostudziła jego zapędy, chcąc ruszyć dalej. Ale po pierwszym kroku stanęła. Dostrzegła podnosząca się z piasku postać. Warkocz.
- Magda! – krzyknął. – Choć tu zaraz, twój wielbiciel przyszedł.
Znów rozległ się śmieszek, choć mniejszego kalibru, niż poprzednio. Widocznie nie wszyscy wiedzieli o co chodzi, tak jak i sama Kamila. Ale jej uwadze nie uszedł nerwowy ruch Filipa. Spojrzała na niego i zobaczyła, że twarz pierwszoklasisty stężała.
- Ty jesteś tak mądry, że mógłbyś w Milionerach wystąpić – wygłosił niezbyt wyszukaną ripostę, ale Warkocz będący już najwyraźniej pod wpływem jakiegoś trunku i to chyba niejednego, nie zwrócił na to uwagi.
- Nie bądź taki nieśmiały, nie wstydź się przy pani profesor… No, Magda, dalej, chodź…
Kamila zobaczyła, jak z rozłożonego na plaży kocyka wstaje kolejna postać. Tym razem dziewczyna o krótkich ciemnych włosach. Niewysoka, nawet można by rzec, drobna. Ale z pewnością ładna, o błyszczących oczach.
- I co chcesz tym wszystkim osiągnąć, cwaniaku? – Kamila wciąż niezorientowana w sytuacji milczała, ale po głosie Filipa, jak i jego postawie, wyczuła, że jest on mocno napięty i wnosiła z tego, że chodzi o coś ważnego.
- Cześć Filip – zamiast Warkocza, odezwała się Magda, zbliżając się do rudzielca i zachowując tak, jakby kompletnie ignorowała obecność nauczycielki. – Chyba nie gniewasz się wciąż na mnie za tamto?
- Nie można się gniewać na osobę niespełna rozumu – odparował chłopak.
- Oj, tak ostro…
- Bo zasłużyłaś i dobrze o tym wiesz.
- Od Walentynek minęło przecież sporo czasu…
- Niektórzy mają nadzwyczajną łatwość zapominania pewnych rzeczy, inni nie.
- A ja myślałam… – przewróciła oczami Magda, ale tak sztucznie, że Kamila bez trudu rozpoznała, że ma do czynienia z cyniczną grą. – No cóż, trudno. Ale mam nadzieję, że w końcu któraś się ulitowała nad tobą. Choć coś czuję, że jeszcze nie – puściła oko i ze śmiechem na twarzy zaczęła wycofywać się do grona przysłuchujących się z uwagą, uśmiechających się niedwuznacznie licealistów.
- Ciekawe, czy znalazł się choć jeden chłopak, który nie ulitowałby się nad tobą – odpłacił dsię pięknym za nadobne Filip, wypowiadając swe słowa spokojnym tonem, choć Kamila widziała, jak bardzo jest wzburzony.
- Uważaj dzieciaku, do kobiety mówisz – odezwał się Warkocz nadając swemu głosowi ostrzegawczy ton.
- Akurat ty jesteś ostatnim, który mógłby mnie uczyć, jak się zwracać do kobiety – odparował Filip rzucając spojrzenie na Kamilę.
- Ach tak… Kapuś – na twarzy Warkocza pojawił się pogardliwy uśmiech. – A więc…
- Kuba – Kamila uznała, że czas najwyższy wkroczyć do akcji. – Ostrzegam, nie mów lepiej niczego, czego byś później żałował. Weź sobie tę radę naprawdę do serca.
Jej ton był bardziej lodowaty, niż sama chciała. Podziałał. Nie tylko na Warkocza, ale i resztę, bo większość osób spuściła wzrok a i uśmiechy gdzieś się zapodziały. Jedynie najwierniejsi druhowie Warkocza bezczelnie patrzyli na jej długie, odkryte nogi. Ale na to nie mogła już nic poradzić. Poza jednym.
- Chodźmy – pociągnęła za sobą Filipa.
Szli w milczeniu, zostawiając za sobą gromadkę licealistów i słysząc z dala ich ponowne śmiechy. Im jednak do śmiechu nie było. Na moment, każde z nich zatopiło się we własnych myślach.
- Gdzie my właściwie idziemy? – ocknęła się w końcu Kamila. Nie doczekała się odpowiedzi. – Może wracajmy, bo jednak już wieczór nadchodzi i zaraz ta impreza w Elevatorze.
- A musisz na nią iść?
- No nie muszę… ale co mam, w domku siedzieć i gapić się w laptopa?
- Czasem to i lepsze rozwiązanie, niż głupawa zabawa z debilami.
- Masz na myśli to…? – nie dokończyła, dając i tak jasno do zrozumienia, że chodziło o Warkocza, ową Magdę i resztę grupy. Po raz kolejny tego dnia, chwyciła Filipa za ramię i skierowała go w drogę powrotną. Tym razem jednak bardziej dookoła, tak, by nie wpaść raz jeszcze na drugoklasistów.
- Tak, to… - lekko ją przedrzeźnił. – I nie tylko.
- Nie chcę być wścibska – zaczęła delikatnie temat Kamila. – Ale chciałabym wiedzieć o co chodziło z tą Magdą. Możesz mi to opowiedzieć?
- Coś taka ciekawska? – burknął, cytując jej własne słowa sprzed kilku minut.
- Tak, jak ty wczoraj – odcięła się, patrząc z lekkim uśmiechem, chcąc udobruchać nieco zachmurzonego koszykarza. To luźne wspomnienie wczorajszej chwili otwartości sprawiło, że poczuła się jednak trochę nieswojo.
Milczał chwilę wlokąc się powoli po piasku.
- Wiesz, że w liceum mamy pocztę walentynkową czternastego lutego – zaczął w końcu.
- No wiem. I co?
- No i wtedy można wysyłać anonimowo różne życzenia różnym osobom a potem, podczas, którejś lekcji, dyżurni roznoszą te karteczki w klasach, po całej szkole, nie?
- Tak…
- No to też dostałem. Od tej Magdy. Wcześniej znaliśmy się, choć bardzo kiepsko. Tak, na cześć i to tyle. Ale chyba wiedziała, że mi się podoba. Bo wtedy mi się podobała, zresztą chyba nie tylko mi.
- I co ci napisała?
- Że mam piękne oczy i takie tam. A niżej, już większe konkrety. Że przez te oczy, nie myśli o niczym innym, niż o tym, by mnie rozprawiczyć.
- Hm…? – zmarszczyła brwi Kamila.
- No tak tam było. Czemu nie wierzysz?
- Nie to, że nie wierzę, ale…
- Ale dziwisz się, że są tacy co jeszcze nagiej kobiety nie widzieli…?
- Nie wmawiaj mi tego, czego nie powiedziałam – powiedziała ostrzegawczym tonem, unosząc w górę palec. – W ogóle mnie to nie interesuje. Dziwię się tylko skąd ona o tym wiedziała i ciekawi mnie, co ty zrobiłeś.
- Nie wiem, skąd wiedziała. Pewnie nie wiedziała, ot tak, strzeliła, mając na uwadze mój wiek i może coś tam jeszcze – machnął ręką. – Co zrobiłem? Wiesz, miałem ją za sympatyczną, normalną dziewczynę, jak mówiłem, znaliśmy się słabo.
- No i…?
- No i spotkałem się z nią. Ona na początku nawet zachowywała się całkiem miło, chociaż dało się wyczuć, że jest zbakana, znaczy, po trawce – wyjaśnił bardziej przystępnie. – No i się trochę wkręciłem w to. A potem zaczęła się śmiać i to tak, że nie mogła przestać. A jak już przestała, to stwierdziła, że jestem śmieszny i jak mogłem w ogóle w to uwierzyć. No i tak, jak widać się rozniosło.
- Tak kończą cwaniaki, co chcą szybko zaliczyć – nie potrafiła się opanować przed udzieleniem satysfakcjonującej riposty Kamila.
- Mi nie chodziło o zaliczenie – wybronił się chłopak. – Już mówiłem, podobała mi się i myślałem, że ona to wyczuła i to stąd… No, ale myliłem się.
- Nie wiem, jak można być tak łatwowiernym…
- Tak uważasz? A co powiesz na to, że ona dziewicą nie jest i to pewnie od dłuższego czasu a to co jej powiedziałem, tą ripostę… To czysta prawda. Ona nie ma chłopaka, ale w celibacie nie żyje. Zdecydowanie nie – podkreślił mocno.
- No i chciałeś z taką…?
- Ale wtedy nie wiedziałem, znałem ją zbyt słabo. Dowiedziałem się później, jak przeprowadziłem małe śledztwo.
- Teraz masz nauczkę, że śledztwo trzeba prowadzić na samym początku.
- Teraz mam nauczkę, że jeśli chcę dowiedzieć się czegoś o erotyce i pooglądać gołe baby, muszę pójść do jednej ciotki.
Zobaczyła na jego twarzy uśmiech po raz pierwszy od wczorajszego dnia. Z tego powodu podarowała sobie jakiekolwiek riposty, poza spojrzeniem spode łba. Ale zdecydowanie bardziej udawanym, niż faktycznym.
W dużo lepszych nastrojach pożegnali się przed domkiem Kamili, obiecując sobie, że spotkają się na imprezie w Elevatorze.

W szpilkach i zwiewnej sukience czuła się bardzo kobieco. Chociaż nad tymi pierwszymi długo się zastanawiała. Ale włożyła. Dlaczego? By bardziej upokorzyć Warkocza?
Chyba tak. Tak właśnie miało być.
Siedziała przez jakiś czas przy stolikach, w gronie swoich koleżanek i kolegów z pracy. Rej znów nadawał Marek. Ale w towarzystwie wypadał naprawdę dobrze i nie był taki upierdliwy. W związku z czym Kamili nie opuszczał dobry humor.
Nawet po opróżnieniu szklanki piwa, dała mu się porwać na parkiet, uważając jednocześnie, by nie przyklejał się do niej za bardzo. I to jej się udało.
Lekko rozgrzana usiadła znów wyszukując swojego krewniaka. Nie mogła go znaleźć, więc ruszyła w obchód.
Spojrzenia tak męskie, jak i żeńskie, upewniały ją w tym, że jej kreacja robiła wrażenia na imprezowiczach. Gdyby była w szkole, czułaby mocne skrępowanie. Teraz, na wycieczce, ustępowało ono dość wyraźnie demonstrowanej pewności siebie. Trochę oszukiwanej, bo tak naprawdę nigdy nie należała do osób pewnych siebie, swojej wartości. Ale zademonstrować to, potrafiła.
Może jeszcze wpływ wypitego piwa. W zasadzie nie przepadała za akurat tym napojem, jeśli już, raczyła się drinkami, ale dziś, jakoś tak pod wpływem Marty, nauczycielki geografii…
W każdym razie czuła się dość pewnie, jeszcze bardziej tą pewność siebie demonstrowała, przechadzając się w dość seksownej kreacji między stolikami licealistów i wzbudzając w nich lekką sensację. Starała się jednak nie zwracać na to uwagi, koncentrując się na poszukiwaniach ofiary.
Znalazła go, jak zwykle gdzieś na uboczu. W towarzystwie tych, co zawsze, Dawida i Alana. I jeszcze tam kogoś.
- Chodź – niemal nakazała mu, chwytając za rękę.
- Znowu to samo co wczoraj? Wiesz, że nie przepadam – pierwsze słowa zdradzały niechęć, ale drugie zabrzmiały łagodniej.
- Chodź! – powtórzyła, pochylając się ku rudzielcowi, mając świadomość, że sukienka z tyłu, odsłania trochę większą część nóg. Nie zareagowała na to, wiedząc, że te widoki i tak są bezpieczne. Nachyliła się po to by poczuł zapach jej perfum i usłyszał łagodniejszy, taki subtelny szept. – Nie odmówisz chyba, gdy na parkiet prosi cię niezła laska a w dodatku ciotka, nie?
Uśmiechała się lekko przy tych słowach, starając się przybrać intrygujący wyraz twarzy. Seksowny, ale nie w stylu jakiejś głupiej niemieckiej porno gwiazdki. Nawet nie tyle seksowny, ile kobiecy.
Słowa, które wypowiedziała, szczególnie te, którymi określiła samą siebie, uświadomiły jej, gdzie znajduje się powód jej poświęcenia.
Wróciła spokojnym krokiem, znów czując na sobie wiele spojrzeń. Obawiała się trochę reakcji Filipa na nie. Wiedziała, że młodzian nie lubił wysuwać się na pierwszy plan a będąc przy jej boku siłą rzeczy…
Ale ku swojej uldze, zobaczyła na parkiecie już sporo ludzi. Więc i Filip mógł się bardziej wyluzować, nie będąc aż tak bardzo na świeczniku.
- Znowu chcesz ze mnie zrobić pośmiewisko – westchnął, gdy już znaleźli się u celu.
- Nie rób z siebie takiej ofiary – uśmiechnęła się do niego pobłażliwie.
- To od razu w parze – zastrzegł.
Wolała inaczej, ale trudno. Rozumiała jego obawy. Solo czułby się mocno skrępowany. Dlatego od razu wolał schować się przy jej boku.
Schować, dobre… Pierwszy od wieków partner w tańcu, wyższy od niej dobrze o pół głowy.
Tym razem nie było energiczniejszych pląsów, jak wczoraj. Tym razem było spokojniej. Może dlatego, ze chciał tego nie tylko on. I nie tylko ona. Także DJ, który puścił jakiś wolniejszy kawałek.
Kamila wykorzystała to przytulając się do Filipa śmielej, niż podczas poprzedniej imprezy. Zdawała sobie sprawę, że jej atrakcyjność fizyczna, w połączeniu ze zmysłowym zapachem i kobiecym strojem działają na młodzieńca i ciężko mu odeprzeć jej inicjatywę. Zresztą nie wyglądał na takiego. Może początkowo minę miał poważną, jakby nie był pewny, czego ta Kamila chce od niego, ale potem zachował się jak zachowałaby się pewnie większość mężczyzn w takiej sytuacji. Chwycił ją za biodra.
Kołysała się spokojnie z dłońmi opartymi na ramionach młodego koszykarza. Nie musiała rozglądać się wokół, by wiedzieć, zza stolików spogląda na nią niejedna para oczu. Nie była jednak w stanie sprawdzić, czy patrzą na nią te właściwe. A właściwie nie tyle na nią, ile na Filipa. Bo tego najbardziej pragnęła.
Tym bardziej, że Filip poczynał sobie dość odważnie, obejmując ją w talii i przyciągając do siebie. Nie za mocno, ale jednak wyczuwalnie. Czuła jego oddech na swój twarzy, momentami nawet na szyi, co było o tyle krępujące, jak i przyjemne. Pozwalała mu na tą bliskość.
Jego dłonie zaś, dość subtelnie, delikatnie, ale stanowczo, jeździły po niższych partiach jej pleców. To też było miłe uczucie. Nie mówił nic, tak jak i ona. Po prostu tańczyli, przytuleni do siebie. W pewnym momencie skonstatowała, że chyba trochę za mocno.
Zawahała się, ale tylko na moment. Jeśli nawet wywołuje swym zachowaniem trochę zbyt wielką sensację, to jest to warte, tego co mogli w tym momencie czuć Warkocz i jego koledzy. No i Magda. Jeżeli oczywiście to wszystko widzieli. Nie miała takiej pewności, więc postanowiła dać im czas. Nie spieszyło się jej do przerwania tego intymnego kontaktu, tym bardziej, że sprzyjała temu muzyka lecąca z głośników.
- Wiesz, że wykorzystujesz mnie – odezwał się wreszcie Filip, szepcząc jej do ucha.
- Dlaczego tak uważasz?
- Robisz to po to, by dać mi satysfakcję. By upokorzyć tamtych… - nie dokończył, bo było jasne, kogo ma na myśli.
- Ach… A jeśli tak, to czujesz się urażony? – zapytała, z lekkim niepokojem oczekując odpowiedzi. Wiedziała, że jaki by nie był, to miał swój charakter i mógł odebrać jej zachowanie trochę niewłaściwie.
- Nie do końca mi się to widzi, ale nie mam nic przeciwko – wyczuła wzruszenie ramionami. – Ale skoro już podjęłaś taką grę, to może pozwolisz na coś więcej?
- Na co? – zapytała, lekko marszcząc brwi.
- No na przykład na to, bym lekko przejechał palcami po twoich pośladkach…
- Filip – oderwała się nieco od niego patrząc mu w twarz. – To taniec, subtelny, zmysłowy a nie porno dla ubogich.
- Przecież to nie porno, nie przesadzajmy, tylko tak delikatnie… A jeśli nie to, to chociaż mogłabyś dać dłuższego buziaka. Tak, w usta.
Spojrzała z lekką dezaprobatą, ale nie zganiła go za te słowa. Wyczuła w jego głosie lekkie podniecenie. Starał się je ukryć, ale nie wyszło mu to najlepiej.
- Naprawdę uważasz, że to dobra opcja, by jeden z moich uczniów, w dodatku krewny, macał mnie po tyłku? Publicznie, na oczach dziesiątek znajomych uczniów i nauczycieli? – zapytała spokojnie.
- Nauczyciele nas nie widzą, zasłaniają nas inni. A ci inni… Pomyślą wiele rzeczy, ale nie to, że to niestosowne.
Tym razem spojrzała pobłażliwie. Miała zbyt dobry humor. A ta propozycja… Była niestosowna, ale nie aż tak niemoralna, jak… Nie no, chyba już zaczynała trochę zacierać granice między normalnością a jej przeciwieństwem. Ale…
- Opuść ręce trochę niżej. Trochę – zastrzegła.
Miał je na jej talii. Teraz, po chwilowej przerwie, przytulił się do niej znów. Może nawet trochę mocniej, niż poprzednio.
Przez chwilę trzymał dłonie tak jak wcześniej, jakby sam się przestraszył swojej propozycji. Ale po jakimś czasie Kamila poczuła jego palce kilka centymetrów niżej, na górnych partiach pośladków. Poczuła się tak skrępowana, jak i w pewien, typowy dla siebie sposób, zniewolona.
Jakby nieco mocniej wtuliła się w jego ciało, tak jakby był to Daniel. No, ale na Boga, to był Filip, krewniak, syn kuzynki i ogólnie rzecz biorąc fajny, sympatyczny chłopak. A i jego wzrost sprawiał jej sporą przyjemność. Jak każda kobieta preferowała wyższych mężczyzn. Los sprawił, że zakochała się w kimś, kto liczbę centymetrów miał identyczną jak i ona. Trudno, nie to było przecież najważniejsze. Ale brakowało jej takich nieistotnych, wydawałoby się pierdół. Jak spokojny taniec z wyższym mężczyzną. W tym przypadku chłopakiem.
Tak, ona robiła to dla niego, ale i on będąc tym, kim był, sprawiał jej nieświadomie sporą przyjemność. Dlatego nie zareagowała, gdy poczuła, że palce niesfornego rudzielca zjeżdżają jeszcze niżej. To znaczy zareagowała, ale tylko lekkim, niemal niewyczuwalnym drgnięciem. Nie zaprotestowała. Czuła bardzo delikatny dotyk jego palców na swoich pośladkach. I to bezustannie. Ba, jeździł po nich. Powoli, delikatnie, tak, że i on chyba niewiele czuł. Bo chyba tak naprawdę czuł tylko dotyk materiału sukienki i nic więcej. Dlatego też nie protestowała.
Ciekawiło ją tylko, czy widzi to Warkocz i Magda. I reszta ich bandy. Czy widzą to, jak ich wyśmiewany, lekceważony kolega ze szkoły, przesuwa swe palce po tyłku najpiękniejszej podobno nauczycielki w liceum.
Kurde, jeśli nie widzieli oni, to widzieli inni uczniowie. I to jednak nie było takie fajne. Tym bardziej, że Filip chyba za bardzo dał się ponieść emocjom i jego nacisk nieznacznie się zwiększył.
Zmieszała się. Nie chciała przerywać, choć czuła, że jednak musi. Ale jego odwaga, pewna nieustępliwość, zaskoczyły ją i sprawiły, że poczuła pewnego rodzaju podniecenie. Nie spodziewała się jednak tego po nim. Jakby nie patrzeć przejął pewną inicjatywę. I to lekko ją nakręciło.
Ale gdy poczuła, że jego wszystkie dziesięć palców wpija się w jej pośladki już mocniej, wiedziała, że to koniec. Tym bardziej, że zbiegło się to z końcem piosenki.
- Filip – szepnęła nieco głośniej, odrywając się nieco od niego a przede wszystkim sięgając dłońmi w tył, by zastopować jego ręce. Zrozumiał.
- To jeszcze tylko ten obiecany buziak na pożegnanie pięknych tańców – uśmiechnął się lekko, ale wyczuła, że wciąż jest podniecony. Nie jakoś wybitnie, ale jednak. Jego oczy iskrzyły się a oddech stał się nieco szybszy.
- Niczego ci nie obiecywałam.
- Ej… Piękne ciotki nie powinny dawać się prosić rudym koszykarzom – uśmiechając się, przypomniał nauczycielce, jej własne słowa.
- Nie wygłupiaj się – skarciła go lekko, ale już wiedziała, że to zrobi. Zbliżyła swą twarz do jego i cmoknęła go prosto w usta. – Jeszcze się spotkamy!
Z tymi słowy odwróciła się, zostawiając rudzielca samego, ale chłonąc jeszcze jego reakcję po tym, mimo wszystko, niewinnym buziaku. Skierowała się w stronę własnego stolika, dyskretnie szukając wzrokiem Warkocza i jego towarzyszy. Niestety, nie osiągnęła celu. Na parkiecie panował tłok i jedni imprezowicze przesłaniali innych.
Była rozemocjonowana. Tak, naprawdę. Nie jakoś mocno, ale jednak te kilkanaście minut w ramionach Filipa i jego zachowanie… Trochę przyspieszyły krążenie krwi w jej żyłach.
- No wreszcie, którego z naszych podopiecznych podrywałaś? – usłyszała głos Marka, tradycyjnie pełniącego rolę wodzireja przy stoliku.
- Może przeprosiła się z Kubą – starsza nauczycielka polskiego, Iwona, nie przepuściła okazji, by nie dopiec lekko młodszej koleżance.
- To zaraz przeprosimy się i my. Pójdę po piwa – oznajmił Marek.
Kamila usiadła przy stoliku zajmując się sobą. Nie było Marty. Dostrzegła ją hasającą po parkiecie w towarzystwie jakiegoś ucznia, nie ustępującego wzrostem Filipowi. Ten widok sprawił, że Kamila poczuła się niemal całkowicie rozgrzeszona ze swych wyczynów.
Niestety jej brak sprawiał, że nie bardzo miała się do kogo odezwać. Przy stolikach siedziały tylko Iwona i dwie nauczycielki w jej wieku. Niespecjalnie nastawione przyjaźnie do Kamili. Zastanawiała się nad dalszą częścią imprezy, gdy…
- Oto i obiecany towar – usłyszała głos nauczyciela fizyki a na stole tuż przed nią pojawiła się szklanka wypełniona po brzegi złocistym napojem. – Skoro nie chciałaś się opalać ze mną, to chociaż piwo wypijesz.
Uśmiechnęła się lekko. Sprawiła mu pewien zawód i była z tego tytułu zadowolona. A piwo mogła wypić. Bo na to, po tańcach z Filipem miała największą ochotę. Pociągnęła spory łyk.
- Matematycy piją na potęgę, ale polonistki im chyba nie ustępują – rzucił swobodnie Marek.
- A fizycy? – zainteresowała się Kamila.
- Fizycy do oporu – odparł bez namysłu.
Zaśmiała się. Wolała nie zostawać z Markiem sam na sam, lecz w towarzystwie był nie tylko znośny, ale wręcz pożądany. Zwłaszcza, gdy w perspektywie miała towarzystwo starych, fałszywych nauczycielek.
Dlatego dała mu prowadzić coś w rodzaju monologu przez najbliższych kilka minut. Tak, w towarzystwie był fajny, nie nachalny, normalny. No dobra, trochę namolny, wyraźnie adorujący ją, ale nie przesadnie i w tej scenerii mogła to przełknąć.
- Czarek a słyszałeś to? – odwrócił się do kolegi matematyka. – Jak się nazywa twarz matematyka? Oblicze – zaśmiał się, ale siedzący dalej Czarek nie usłyszał chyba dokładnie i zmarszczył brwi w wyrazie zapytania. – Co za osioł, muszę do niego podejść, przepraszam na chwilę – z tymi słowami przeniósł się kilka metrów dalej.
Kamila odetchnęła głębiej i sięgnęła po piwo, bo szklanka wciąż była wypełniona. Ku jej zaskoczeniu, poczuła nagle czyjąś rękę powstrzymującą jej dłoń, przed zbliżeniem szklanki do ust. Skonsternowana spojrzała na ładującego się obok człowieka.
- Nie pij! – usłyszała cichy, ale zdecydowany głos Filipa. – On coś dosypał do piwa!
- Coo…? – otworzyła oczy szerzej a jej twarz przybrała wyraz tak zaskoczenia, jak i nieufności. – Chyba sobie żartujesz…
- Nie, nie żartuję, sam widziałem.
- Filip… To Marek, kolega z pracy. Jaki jest, taki jest, ale nie mów, że on…
- Posłuchaj – spojrzał na nią z taką powagą, że zamilkła. – Poszedłem za robą i widziałem jak kupował to piwo. Na chwilę odstawił je a potem dosypał coś do jednej ze szklanek. I tą właśnie podał tobie.
Skonsternowana poczuła jak jej ciało przeszywa zimny dreszcz a twarz nieruchomieje. Chociaż wciąż nie potrafiła dopuścić do siebie myśli, że Marek mógł się zdobyć na coś takiego, nie mogła zlekceważyć słów Filipa, który wyglądał bardzo poważnie.
- Odstaw to piwo i kup sobie nowe. Zobaczysz jak się będzie dalej zachowywał, przekonasz się, że mam rację.
Miał rację, przynajmniej teraz. W ten sposób niczym nie ryzykowała a faktycznie mogła się przekonać o intencjach kolegi z pracy.
Zerknęła w bok, fizyk dyskutował o czymś zawzięcie z matematykiem kilka metrów dalej.
- Zrobisz to za mnie? Wolę się nie ruszać z miejsca – poprosiła Filipa, sięgając po portfel.
Spełnił jej prośbę i trzy minuty później miała przed sobą nową szklankę. Od razu wzięła kilka głębszych łyków. Pełna szklanka wzbudziłaby podejrzenia fizyka.
Szczęśliwie z tej pierwszej, nie wypiła zbyt wiele. Właśnie tylko kilka głębszych łyków.
- Dzięki – szepnęła do chłopaka. – Sama jestem ciekaw… - urwała, nie chcąc wnikać głębiej w temat, który nie dotyczył już jej rudego krewniaka. On zresztą to zrozumiał i zniknął.
Marek wrócił po kilku minutach i w najlepsze opowiadał co mu ślina na język przyniosła. Nie zraziła go nawet, nieco chłodniejsza postawa koleżanki, która już nie śmiała się tak ochoczo z jego tekstów.
Ale, spokojnie popijając piwo, pozwalała mu na te popisy. Obserwowała go dyskretnie starając się wychwycić niektóre szczegóły. Na przykład to, czy zwraca większą uwagę, gdy ona popija piwo. Albo, czy z upływem minut skraca się jakiś kontakt fizyczny między nimi.
Skracał. Ale nie reagowała. Starała się upewnić w swoich podejrzeniach. A choć Marek nachylał się ku niej, dotykając momentami włosów, zerkając w dekolt, nie przekroczył żadnej granicy. Więc czekała. Starając się trochę grać. To znaczy, nieco częściej uśmiechać i udawać rozbawioną.
Zresztą nie udawała. Pierwszy szok trochę minął i teraz, gdy miała wszystko pod kontrolą, mogła sobie pozwolić na większy luz. A poza tym, drugie, dopijane właśnie piwo też robiło swoje.
- Wyskoczymy raz jeszcze? – zaproponował swobodnie.
Zgodziła się. Tym bardziej, że na muzyka, choć bardziej stonowana, nie zachęcała do żadnych przytulańców. Więc spokojnie trzymała Marka na dystans. Chociaż i tu starał się go skracać.
Z jednej strony nie chciała dawać większej satysfakcji temu zadufanemu w sobie babiarzowi, z drugiej, widywała już gorszych typów w swym życiu a poza tym potrzebowała się trochę wyszaleć. Za chwilę powrót do domu i człowieka, który był dla niej wszystkim, ale tańców i hulanek nie znosił.
W pamięci wciąż miała słowa Filipa, o tym, że tenże fizyk zachował się najpewniej niezwykle podle. Ale wciąż nie mogła tego przyjąć tak naprawdę. Marek, Markiem, kobieciarz, flirciarz, bawidamek i wodzirej. Ale ciężko było uwierzyć, że mógł się dopuścić czegoś podobnego. Dlatego wciąż miał u niej pewne zaufanie. Mocno ograniczone, ale jednak.
Tym samym, mimo wszystko, bawiła się z nim i przy nim. Nie pozwalając jednak przekroczyć pewnej granicy. Bawiła się na parkiecie, najpierw spokojniej, potem żwawiej a na końcu już bardziej dynamicznie. I tak minęło dobre pół godziny, jak nie lepiej.
Czuła szum w głowie, to był ten moment kiedy alkohol uderzał najmocniej. Ale tylko szum, nic więcej. Albo Filip się mylił i Marek niczego nie dosypał, albo po prostu wypiła zbyt mało. W każdym razie wszystko wskazywało na to, że była bezpieczna.
Z drugiej strony jednak szum spotęgował się, gdy DJ zaczynał puszczać coraz szybsze, coraz bardziej dynamiczne kawałki a na parkiecie zrobiło się tłoczno. Minimalnie zakłócało to jej świadomość.
- Uhm, chyba czas zejść – mruknęła pod nosem.
Na nieco uginających się nogach, lekko podekscytowana podeszła do stolika, przy którym siedziało grono pedagogiczne. W drodze do niego wyprzedził ją fizyk.
- Marek, wymęczyłeś Kamilę tak, że… Mogliście jakiś pociąg zrobić na parkiecie – rzuciła suchym tonem jedna ze starszych nauczycielek.
- Zawsze możesz jeszcze jej pokazać ten pociąg, który tam stoi – dodała inna, bardziej swobodnym tonem.
- Jaki pociąg? – zapytała Kamila. Coś jej świtało, ale…
- Kawałek dalej, tam, w parku stoi lokomotywa – wytłumaczył Czarek, matematyk. – Nie widziałaś? No tak, wolałaś grywać w kosza z dzieciakami – zaśmiał się, ale bez złośliwości.
- Przecież to wstyd wyjechać stąd i nie widzieć tej zabytkowej piękności, chodź, pokażę – Marek zdecydowanym ruchem ujął Kamilę za ramię.
- Gdzie to jest? Daleko?
Wahała się. Z jednej strony, wygibasy na parkiecie zmęczyły ją trochę, z drugiej, nie miała ochoty przesiadywać w towarzystwie niektórych obecnych tu starszych koleżanek. Była w kropce.
- Kilkaset metrów, pięć minut drogi – wyjaśnił silnym tonem Marek. – Nie jesteś chyba aż taką emerytką jak niektóre damy, że nie dojdziesz.
Uśmiechnęła się w duchu na ten zawoalowany przytyk w kierunku starszych koleżanek. Nie była do końca przekonana do propozycji fizyka, ale ten zdecydował za nią. Ujął ją pod rękę i poszli.
Park znajdował się po drugiej stronie ośrodka, po stronie, w której nie przebywała. Zawsze ruszała w tą drugą stronę, tam, gdzie była plaża, boisko do kosza, więcej ludzi. Nic dziwnego, że nie widziała do tej pory owej lokomotywy.
Szła wolno. Wpływała na to nieco piaszczysta powierzchnia, na której z trudem utrzymywała się w  swych szpilkach, no i zmęczenie. Odniosła wrażenie, że Markowi to nie przeszkadzało. Nie dawał jej dojść do głosu, zasypując ją żartami i opowiadając inne teksty. Tak, był władczy, to na pewno plus. Ale miał sporo innych cech, które ją od niego odrzucały.
Ra jeszcze skontrolowała swoją świadomość. Wszystko była chyba w porządku. Pewien szum w głowie, lekki zawrót. Było w sumie tak jak zawsze, po takiej dawce alkoholu. Czuła się dość swobodnie. Na tyle, by chociaż w jakiś sposób kontrolować poczynania Marka.
Mimo, że byli w parku, nie było tu żadnych asfaltowych alejek. Podłoże stanowił piasek. Zresztą nie weszli głęboko w park, szli raptem kilkanaście metrów od linii brzegowej jeziora.
Kilkaset metrów od Elevatora było trochę ciszej, ale Kamila czuła jednak dudnienie w głowie. Czas spędzony na hałaśliwej imprezie zrobił swoje. Kontrastował nieco z klimatem. Błyszczącą w świetle księżyca taflą jeziora po lewej stronie i wysokimi, choć niezbyt gęsto stojącymi drzewami po prawej.
- Zaraz w nią wjedziesz – uprzedził pobłażliwym tonem Marek. Kamila uniosła głowę. Faktycznie lokomotywa nagle wyrosła przed nią. Dobrze wkomponowana między drzewami, w późnowieczornych ciemnościach, była niemal niewidoczna.
- A więc to jest to dzieło sztuki – powiedziała, ot, tak, żeby się odezwać. Lokomotywa, jak lokomotywa. Ładnie wyglancowana, błyszcząca, nawet w tym mdłym świetle. Widywała takowe na fotkach. Ta, jakoś nie robiła większego wrażenia.
- Wejdziemy do środka? – zapytał, ale bardziej zaproponował Marek.
- Można?
- Można, jest otwarta, można wskoczyć do kabiny. No dalej! – zachęcił koleżankę.
Znów się zawahała. Nieco zmęczona, osłabiona, nie miała ochoty wdrapywać się wyżej. Ale Marek nie dał jej wyboru. Tak słowami, jak i gestem. Chwycił ją w pasie i pomógł wskoczyć wyżej. Kamila z trudem ustała na podeście. Pomyślała, że, gdyby to był dzień, stojący na dole Marek miałby teraz niezłe widoki. Na szczęście był już późny wieczór, ale i tak zrobiła trzy kroki, wchodząc do kabiny maszynisty.
Usłyszała za sobą hałas. To fizyk poszedł jej śladami i już sekundę później poczuła jego obecność w kabinie. Szczerze mówiąc dopiero teraz dotarło do niej, w jakiej sytuacji się znalazła.
Ale było jeszcze coś, co jej nie dawało spokoju. To było to wrażenie, kiedy po raz pierwszy zobaczyła lokomotywę. Tylko nie umiała sprecyzować o co chodzi.
- No, droga panno, teraz to można by odpalić wajchę i ruszyć złotym pociągiem do Ameryki – jego głos stał się nieco subtelniejszy, ale nie to zwróciło jej uwagę.
- Złotym? – powtórzyła.
- No, złotym. Jest żółty, taki imitowany na złoto.
- Żółty? – zapytała głośniej, czując jak napinają się jej mięśnie. Nagle wszystko wywróciło się do góry nogami. Chciała zrobić krok w tył, ale…
- Chyba za dużo wypiłaś, że nie widziałaś – Marek stał tuż za nią i chwycił ją za biodra. – To złoty pociąg, atrakcja Pyrzowic. Złoty, de facto żółty.
Żółty…
W jednej chwili, w jej głowie stanęło to wszystko. Natarczywość Marka, jakiś środek dosypany do piwa i przede wszystkim list znaleziony na klasowym biurku.
To tak? Czyżby to nie Warkocz, którego zachowanie zresztą nie wskazywało na nic poważnego, nie licząc podarunku na wczorajszej imprezie? Przecież poza tym jednym gestem, Warkocz robił praktycznie wszystko by ją do siebie zniechęcić. To nie mógł być on.
A więc…?
Marek stał za nią, trzymając swe dłonie na jej biodrach a ona potrzebowała tych kilku sekund by wszystkie myśli w jej głowie ułożyły się tak jak trzeba. W tym czasie jedna z jego dłoni przeniosła się w inne miejsce. Poczuła ją we włosach a na karku gorący oddech fizyka.
- Marek… - szepnęła. Nie chciała robić hałasu, chociaż nie znała powodu. Przecież wokół nikogo nie było a zresztą być może hałas byłby właśnie wskazany. Ale może to jeszcze nie to, może to tylko przypadek…
Nie odpowiedział. Zamiast słów, poczuła pocałunek na karku. Otumaniona tak alkoholem i wnioskami, zareagowała z opóźnieniem. Jego obie dłonie znów znalazły się na biodrach, przesuwając się w górę.
- Marek, przestań, co ty robisz? – zażądała natychmiast, nieco silniejszym tonem.
- Robię to, czego sama chcesz – odpowiedział a jego głos charczał, co świadczyło o podnieceniu. – Przecież sama prowokujesz, kusisz, swoim strojem, zachowaniem, tańcem… Nie mów, że nie rozgrzałaś się jeszcze…
Jego dłonie podjechały w górę, starając się objąć biust, ale nie pozwoliła już na to. Szowinistyczne słowa Marka i sugestia o braku rozgrzania, którą skojarzyła z próbą otumanienia jej jakimś środkiem, pobudziły ją do działania. Zdecydowanym ruchem, wyrwała się z jego objęć.
- Dość tego, wychodzę. Nie idź za mną – ostrzegła go zdecydowanym tonem.
Zobaczyła, że fizyk zawahał się, jakby zdumiony jej oporem. Być może faktycznie zdziwił się tym, że jego perfidny plan nie wypalił. Że proszek nie zadziałał.
- Czekaj, Kamila, jeszcze chwilę, przecież… - urwał.
Jaką chwilę? Aż tajemniczy środek zacznie działać? Niedoczekanie.
Zrobiła krok ku wyjściu, ale znów poczuła na biodrach silne dłonie kolegi z pracy.
- Puść, mówiłam! – odezwała się zdecydowanie i raz jeszcze wyrwała z jego uścisku.
Podminowana, ruszyła zbyt szybko. Stopa trafiła w próżnię i Kamila poczuła, że leci w dół.
Grzmotnęła w piasek. Szczęśliwie, wysokość była niewielka, ale…
- Auuu… - jęknęła płaczliwie. Poczuła szarpnięcie w stopie, jakby skręciła ją. Z bólu, przeturlała się po piasku, chwytając za prawą stopę.
- Kamila, co ty robisz? – głos Marka przywrócił ją do rzeczywistości. Usłyszała szelest, zeskoczył z lokomotywy i stanął nad nią. Oprócz bólu poczuła jeszcze coś w rodzaju paniki.
- Kamila? Wszystko gra? – do jej uszu dobiegł kolejny, znajomy głos. Z ciemności wynurzyła się wysoka postać.
- Co ty tu robisz? – usłyszała głos Marka, który w pierwszej sekundzie zabrzmiał jak groźny huk, by potem przejść w defensywę.
- Spacerują sobie i widzę, że ciotka ma problemy. Co się stało? Upadłaś, źle stanęłaś? Ciemno jak cholera… - dywagacje Filipa przyniosły jej niezwykłą ulgę.
- Nic mi nie jest – zapewniła pospiesznie, mijając się z prawdą. – Chociaż trochę boli… - zaczęła kombinować jak wyjść z twarzą i nie robić afery z powodu tego wszystkiego.
Przecież, mimo wszystko, nie mogła zarzucić Markowi próby gwałtu. Ot, zwykły podryw, może nachalny, ale jednak. A środki w piwie? Nie ma już po nim śladu, nie da się niczego udowodnić.
- Pomogę ci – Filip ubiegł Marka. – Oprzesz się o mnie i pójdziemy, pasuje?
- Chętnie, jesteś wysoki, to akurat bardzo się przyda – zapewniła gorliwie, zbierając się z piasku. Otrzepała się lekko, ale wiedziała, że ubranie nie będzie należeć do czystych.
Swoim zdaniem wytrąciła Markowi broń z ręki. Kątem oka zobaczyła, jak fizyk zostaje w tyle. Pewnie nie przywykł do takiego traktowania. Cóż zasłużył na to.
- Powiesz mi co się stało? – zapytał rudzielec, gdy znaleźli się już dwadzieścia metrów dalej.
- Ty mógłbyś powiedzieć, jak się tu znalazłeś. Nie wierzę w przypadki.
- Naprawdę? A to, że fizyk, który próbował cię upić jakimś świństwem zabiera cię na wycieczką na ciemną stronę obozu, to co było? Przypadek, że się zgodziłaś?
- Wiesz… - zmarkotniała nieco. – Wiele myślałam, ale nie to, że spróbuje siłą… Myślałam, że skoro zobaczy, że mu nie wyszło z tym gównem tam, to będzie się zachowywał normalnie.
- No i teraz leżałabyś tam bezbronna w ciemnościach z nim – odparował Filip. – Chyba mocno cię boli, może zrobimy inaczej?
Nim zaoponowała, poczuła jak jego ręce schodzą niżej, obejmują ją i już… W mgnieniu oka znalazła się na jego rękach.
- Prawdziwy rycerz z ciebie – powiedziała, lekko zaczepnie. Rzucając jednak okiem na chłopaka, zobaczyła, że przyjął to chyba za bardzo do siebie. – Nie obrażaj się, mówię poważnie – poprawiła się szybko.
I tak było, bo w uszach dźwięczały jej ostatnie słowa Filipa. Gdyby się tam nie pojawił, to ona byłaby tam teraz w ciemnościach, nie dość, że przeciwko silnemu, podnieconemu mężczyźnie, to jeszcze kontuzjowana. Niemal kompletnie bezbronna. Wszystko zależałoby od Marka.
Brr…
Nieco mocniej objęła go ręką. Wyczuł to, bo pochylił głowę ku niej.
- Wisisz mi jeszcze jednego buziaka. Ale takiego naprawdę mocnego, bo bez niego nie odejdę – pogroził a ona się niemal roześmiała.
Takie swawolne teksty mogła rzucać do swoich wujków, gdy miała pięć lat. Nie, gdy była już dorastającą, poważną siedemnastolatką. Widocznie Filip rozbrykał się nieco. Może był inny, może ona, jako ciotka, nie aż tak mocno starsza, rozbestwiła go trochę.
Nie było jej wygodnie, więc trochę wierciła się na rękach krewniaka. Ten jakby wyczuł to i gdy już podeszli pod bardziej oświetlone miejsca, postawił z powrotem na twardym podłożu.
- Tyle chyba dojdziesz? – zapytał.
- Dojdę – zapewniła. – Tym bardziej, że idziemy do mnie. Ubrudziłam się, muszę obejrzeć stopę, nie mam ochoty na żadne towarzystwo – fakt, w znajdującym się kilkadziesiąt metrów dalej Elevatorze, doskonale było widać rozbawione towarzystwo.
- Wciąż cię boli?
- Mniej – przyznała z ulgą. – Ale zobaczyć muszę.
Poszli trochę szybszym tempem, niż uprzednio. Kamila trochę utykała, ale to już nie było to, co kilka minut temu. Bez większych problemów dotarła do domku i weszła do środka. Od razu kierując się do łazienki. Filip podążył za nią.
- I jak?
- Nic takiego, powinno mi przejść. Jeśli nie jutro, to pojutrze – odparła masując stopę. – Co najwyżej mogę zapomnieć o szpilkach na kilka dni.
- Pożyczę ci moje reeboki.
- No dzięki wielkie, mam zapasowe buty, nie jestem taka biedna – uśmiechnęła się szeroko.
- Drobiazg…
- Muszę się wykąpać – widok brudnej od piasku sukienki, sprawił, że zerknęła także uważniej na swe odsłonięte nogi.
- Chętnie ci pomogę – odezwał się chwacko, ale potem zreflektował. - Też by mi się przydało po dzisiejszym dniu.
- To wskakuj – ruchem głowy wskazała mu kabinę a potem zerknęła na rudzielca. Znieruchomiał.
- Jak? A ty?
- Co ja? – zapytała, drażniąc się z nim.
- Będziesz tu też? – usłyszała wypowiedziane niepewnym tonem pytanie, które znów doprowadziło ją do uśmiechu.
- Tak, będę. Wstydzisz się?
- Nie no… Tylko…
- Tylko co? Wczoraj nie miałeś takich oporów. A nie, trochę miałeś – uśmiechała się lekko, z wyraźną sympatią.
- Wczoraj było inaczej, no, ale, skoro zapraszasz – odparował, starając się pozgrywać luzaka.
Kamila spojrzała, jak wysoki rudzielec, ściąga z siebie koszulkę. Zobaczyła jego klatkę piersiową, szczupłą, ale z zarysowanymi miernie, bo miernie, mięśniami. To samo tyczyło się ramion. Następnie, usiadł obok niej i ściągnął buty, wraz ze skarpetkami. Wreszcie w dół poszły spodenki.
- W bokserkach się kąpiesz? – Kamila uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Nie pozwolę ci oglądać mojego tyłka za darmo – odparował zawadiacko. – No i czekam na ciebie, skoro obiecałaś.
- Nie obiecałam, że wejdę do kabiny razem z tobą – zaoponowała.
- Acha, będziesz tylko patrzeć jak ja się kąpię? Będziesz mnie pilnować, żebym sobie krzywdy nie zrobił? To nie ja tu jestem małym dzieckiem – posłał ripostę.
Jej uśmiech nieco przygasł. Nie z powodu riposty, tylko z innego. W jej głowie wciąż żywe były wspomnienia ostatnich kilkunastu minut. No i te wcześniejsze, gdy powstrzymał ją od wypicia piwa. No i jeszcze wcześniejsze, gdy na plaży starł się z Warkoczem i przede wszystkim z Magdą. Zastanawiała się przez chwilę…
- Mogłabym ci posłać inna ripostę – odpowiedziała powoli, wstając i patrząc mu w oczy. – Ale znaj dobre serce swojej ciotki, przemilczę to.
- Jestem wdzięczny – teraz jego uśmiech przygasł, jakby domyślił się takowej. Kamila znów poczuła pewien dyskomfort, czując, że niechcący uraziła chłopaka.
- No dobrze – mruknęła i spuszczając wzrok, zrzuciła z siebie sukienkę. Zrobiła dwa kroki do przodu i znalazła się w kabinie. – Chcesz jeszcze jedno zaproszenie?
- Widzę, że sama uprawiasz prysznic w bieliźnie – odciął się Filip meldując się za nią w kabinie.
Kamila poczuła lekki zawrót głowy. Kabina, jak kabina, duża nie była. Czuła obecność krewniaka za sobą niemal namacalnie. Jeżeli mieli wziąć prysznic razem, to ich ciała zetkną się ze sobą nie raz. Wprawdzie wiedziała, że za chwilę zrobi coś odważnego, ale dotyk niektórych części ciała mógł być jeszcze bardziej krępujący…
- Mylisz się – odpowiedziała.
Jej dłonie powędrowały w tył, sięgając do zapięcia. Uznała, że lepiej niewiele myśleć nad tym co robi a po prostu to zrobić. Stanik się poluzował. Ściągnęła go z piersi i rzuciła przez drzwi na kosz z bielizną.
Westchnęła lekko. Była dość bezpieczna, wszak stała tyłem do niego. Jej piersi były zasłonięte, ale nie ma bata, prędzej, czy później musiałby coś zobaczyć. A przecież stanik to jedno a jeszcze zostały…
- Jak tam twoje bokserki? – zapytała, nie odwracając głowy.
Poczuła ruchy za sobą. Raczej spokojne. Domyśliła się ich a sekundę później zobaczyła, jak bokserki lecą na kosz śladem stanika.
- Ściągniesz sama, czy zdasz się na mnie? – pytanie zostało rzucone na pozór lekkim tonem, cichym głosem, ale Kamila bezbłędnie wyczuła lekkie drganie.
- Ciasno tu trochę – mruknęła. Filip jakby na to czekał. Poczuła jego ręce na biodrach, majstrujące coś przy majtkach. – Ej… - ostrzegła go nieco podniesionym tonem.
- Skoro ciasno, to chciałem tylko pomóc…
- Dobra, sama sobie poradzę – odpowiedziała i nieporadnie pochylając się, z szybszym biciem serca, uporała się z ostatnią częścią garderoby. Rzucając ją w bok, poczuła dreszcz na skórze.  
Chociaż uczyniła to na pozór z lekkim sercem, jakby w formie podzięki i w stosunku do kogoś bliskiego, to jednak natury nie udało się oszukać. Stała nago, mając za plecami siedemnastoletniego krewniaka. Też nagiego.
Czym prędzej odkręciła wodę. Ta, lecąc na jej ciało, przyczyniła się do silnej gęsiej skórki na nim. Zamknęła oczy, jakby nie chcąc być świadkiem tego, czego się dopuściła.
W głowie szumiało jej, nie tak mocno jak podczas zwiedzania w lokomotywie, ale jednak alkohol wciąż oddziaływał. Nogi nie stanowiły pewnej podpory.
- Woda leci tylko na ciebie. Mnie olewa – poskarżył się w dowcipnym stylu Filip.
Prychnęła lekko, trochę ze śmiechu, trochę ze stresu. Przesunęła się nieco w bok, nie jakby nie zastanawiając się co to oznacza. On wcisnął się obok niej, ocierając ciałem o jej własne. Kolejna granica została przekroczona.
Ukradkiem zerkała, jak Filip chłonął wodę, jak chwycił mydło, smarując się nim po całym ciele. Zamknął oczy, wiec jakby odważniej zlustrowała jego sylwetkę. Jej spojrzenie padło także w dół, przyciągane jak magnes. Ale penisa, który nie sprawiał wrażenia jakoś wybitnie pobudzonego widziała tylko przez ułamek sekundy. Natychmiast przywróciła się do rzeczywistości, kierując wzrok przed siebie.
Ale ten powrót nie był łatwy. Przecież wciąż znajdowała się w kabinie prysznicowej z siedemnastolatkiem. Naga, jak i on. I dyskretnie zakładała dłonie na biust, tak jakby on wcześniej, nie mógł rzucić okiem na jej nagie pośladki. Z powodu ciasnoty, dokładne ich obejrzenie było z pewnością utrudnione, no, ale…
Nie zdążyła poczuć rumieńca wypływającego na twarz, gdy Filip uznał, że nasycił się wodą.
- OK, oddaję co twoje – zerknął na nią i odsunął, wracając do poprzedniej pozycji.
Rumieniec i dreszczyk nasiliły się. Woda znów leciała nad nią. Zamknęła oczy, czując, że spojrzenie Filipa może teraz bezkarnie ślizgać się po jej nagim ciele. Przynajmniej po jej tylnich częściach.
Odruchowo zacisnęła pośladki. Usłyszała jakiś deprymując hałas za sobą. Może zaśmiał się cicho? Nie wiedziała.
- Może umyć ci plecy? – usłyszała z tyłu.
Nie odpowiedziała, dalej wystawiając twarz ku wodzie. Kilka sekund później poczuła jego dłonie na swych ramionach. Nie powstrzymała kolejnej fali gęsiej skórki.
- Hm, fajnie… - nie wiedziała czego dotyczy mruknięcie z tyłu. Czy tej gęsiej skórki, czy tego, że dotykał jej ciała, czy czegoś innego.
Lekko znieruchomiała, nieświadomie delektując się dotykiem jego dłoni. Trochę nieśmiało namydlił jej plecy, ramiona. Nie odważył zjechać się poniżej talii. Ale widać to mydlenie spodobało mu się mocno, bo nie przestawał.
- Zaraz będę bielsza niż albinos – zwróciła się do niego z lekką przekorą.
Zupełnie nieoczekiwanie jego dłonie znalazły się na ramionach i prześlizgnęły nieco bardziej w przód. A potem cofnęły się, masując jej kark i szyję.
- Filip, te miejsca mogę sobie sama umyć…
- Ja tylko poprawiam – odparł i nie przejmując się słowami nauczycielki, delikatnie chwycił jej włosy, odsuwając je nieco w bok i odsłaniając w ten sposób kark. Począł naciskać na niego, początkowo delikatnie a potem nieco mocniej.
Kamila stała, niemal jak sparaliżowana. Lejąca się ciepła woda pieściła jej ciało z przodu a dłonie Filipa z tyłu. To było bardzo przyjemne uczucie. Przyjemne, choć krępujące. Wciąż pamiętała, jak niecodzienna jest to sytuacja.
Krępujące było coś jeszcze. Filip, jakby w zapale niesienia pomocy, postąpił pół kroku w przód i Kamila poczuła dotyk niektórych części ciała. W tym także delikatne pacnięcie na pośladkach. I wiedziała, że na pewno nie były to jego dłonie, które trzymał przecież w górze. Znów znieruchomiała.
Jego penis na jej tyłku… Nie wiedziała, czy to bardziej krępujące, czy rozkoszne. Znów zacisnęła je nieco mocniej. Ale ten penis nie ustępował. Pierwsze uczucie zwyciężyło.
- Filip, możesz chyba już skończyć. Dość się już napatrzyłeś – zwróciła się dość łagodnym tonem do krewniaka.
- Oj, tak bardzo ci dziś pomogłem, że chyba mogę jeszcze – zaprotestował nie do końca poważnie.
Westchnęła lekko. Wiedziała, że jego protest jest bardziej żartobliwy i że spokojnie mogłaby tą sprawę załatwić, ale odpuściła. Miał rację. Jego obecność w niektórych sytuacjach dzisiaj była nieoceniona.
A poza tym do głosu dochodziła jeszcze jedno uczucie. Przywoływała w pamięci zdarzenia, do którego doszło po południu. Jego starcie z Magdą.
Wzburzyło ją to trochę wtedy, choć nie dała do końca tego po sobie poznać. To znaczy zachowała się ostro w stosunku do Warkocza, ale nie do Magdy. A po tym, czego była świadkiem i co później usłyszała od Filipa, sprawiło, że jej niechęć przerosła Warkocza. Zaś i na Filipa spojrzała inaczej.
Stała, czując na sobie przyjemny dotyk dłoni Filipa. Dużo przyjemniejszy, niż wczoraj na plaży.
- Inne miejsca też chcesz namydlić? – zapytała, starając się, by głos nie brzmiał ani ostentacyjnie, ani zachęcająco, ani ulegle, ani szyderczo. By brzmiał normalnie.
Jego dłonie zatrzymały się.
- A które?
- A te, których nie mydliłam chociażby – teraz pozwoliła sobie na lekką ironię.
- Wielu nie mydliłaś – usłyszała w odpowiedzi mruknięcie.
- Nie traktuj tego tak dosłownie znowu – ostrzegła go lekko, wiedząc dobrze, że namydliła się tylko z przodu, w sensie brzuch i piersi.
Z biciem serca uświadomiła sobie, że on klęka za nią. Teraz już nie było żadnych wątpliwości, na wysokości twarzy miał jej nagie pośladki.
Ale swe dłonie położył na udach. Jego ręce błądziły na nich, jak w poprzednim wypadku o wiele dłużej, niż potrzeba, wprawiając właścicielkę w żwawsze bicie serca. Woda wciąż leciała na jej ciało. To uczucie było zniewalające. Gorąca woda z przodu i niecierpliwie dłonie młodego chłopaka z tyłu.
- Wystarczy – przekazała, próbując obmyć nogi.
- Jeszcze tu – odparł i zrobił to, czego podświadomie oczekiwała. Wcisnął swe dłonie w jej pośladki. Bez ceregieli, jak podczas tańca. Ot, tak, jakby faktycznie wypadało je porządnie umyć.
Drgnęła jak oparzona, odsuwając się dalej i odwróciła głowę, posyłając jednoznaczne spojrzenie. Zrozumiał i nie ponowił już tego ataku.
 Ale gdy wróciła do normalnej pozycji, on znowu przysunął się do niej. Widocznie jego dłonie nie potrafiły ot tak pożegnać się z jej nagim ciałem. Oparł je na ramionach i przesuwał po nich. Podobnie jak wcześniej masował także jej kark i szyję. Starała się kontrolować, ale ciężko było wyprzeć ze świadomości fakt, iż to uczucie było mocno rozkoszne.
- Kończymy, nie? – zapytała sucho.
Nie odpowiedział.
Tak, ta zabawa, jeśli można to było w ten sposób określić, już dawno wykroczyła poza niewinny prysznic krewniaków. Jeżeli wspólny prysznic trzydziestodwuletniej kobiety z piętnaście lat młodszym synem jej kuzynki można było nazwać niewinnym.
- Czemu ty sobie nie mogłeś znaleźć normalnej dziewczyny, hm? – zapytała spokojnie, zakręcając kurek. – Tylko z tą idiotką… Mało to dziewczyn na świecie?
Znów nie odpowiedział, wzruszając tylko ramionami. Wyszedł z kabiny, chwytając pierwszy wolny ręcznik. Ale nie wytarł się. Poczekał na ciotkę.
Ta wyszła z dłońmi na biuście, starając się, aby nie mógł zerknąć w dół pooglądać jej podbrzusza. Trochę zaskoczona, sięgnęła dłonią w przód, ale ręcznik pozostał w dłoniach Filipa.
- Spokojnie, ja cię wytrę – zakomunikował.
Poczuła jeszcze większe zaskoczenie i konsternację. W pierwszym odruchu chciała rzecz jasna zaprotestować, ale Filip nie pozwolił.
Wiec pozwoliła ona Na to by wytarł ją z tyłu. Ramiona i plecy. Potem boki, włącznie z udami. Gdy spróbował wytrzeć jej pośladki, przerwała.
- To już zrobię sama, dobrze?
Posłuchał. W kilkanaście sekund powycierała się porządnie, stojąc tyłem do rudzielca. 
Gdy odwróciła się, zobaczyła, że i on kończył wycieranie drugim ręcznikiem. Spojrzał na nią, zatrzymując ręcznik na wysokości swojego przyrodzenia. Oczy Kamili mimowolnie skierowały się w tamtą stronę.
Spojrzała na kosz bielizną, na którym znajdowały się jej rzeczy. Ale także i Filipa. Na jego leżące spodenki, koszulkę. Na stojące poniżej buty. Ot, zwykłe ubranie. Jakoś ten widok w zadziwiający sposób ją rozczulił. W jakiś niewyjaśniony sposób uświadomił jej, że on jest tylko dzieciakiem. Dzieciakiem jej kuzynki.
Potraktowanym dzisiaj zdecydowanie źle i niesprawiedliwie, przez rówieśników. A jednak potrafił zachować się wspaniale i wtedy potrafiąc się odgryźć jak i później, kiedy oddał jej nieocenione usługi.
Westchnęła po raz kolejny i spojrzała mu w oczy.
- Wychodzimy?
Nie odpowiedział, zdziwiony. Powód zdziwienia był jasny. Pierwszą rzeczą, którą powinni zrobić, było włożenia na siebie ubrania. Potem wyjście.
Nie czekając na niego ruszyła przed siebie powolnym krokiem. Wciąż odczuwała pewien ból, w stopie, co naturalnie spowalniało jej ruchy. Ale te, były przede wszystkim paraliżowane przez świadomość, że Filip w tej sytuacji może oglądać bez przeszkód jej całą naga sylwetkę z tyłu. Długie nogi, włącznie z pośladkami.
Czy będzie musiała mówić coś więcej?
Spokojnie usiadła na łóżku, on obok niej. Nie wykonał żadnego gestu, poza tym, że rzucił spojrzenie na po raz pierwszy odsłonięte nagie piersi swej ciotki.
Kamila także spojrzała na niego a potem położyła swą dłoń na jego udzie. Ze zdumieniem uświadomiła sobie, że w tej sytuacji jest bardziej podniecona niż on. Chyba. Bo on jednak nie zdradzał czegoś takiego. Przynajmniej w jakimś sensownym stopniu.
Choć czy powinna się sobie dziwić? Ekshibicjonizm, uległość… To zawsze wpływało na jej stan podniecenia.
- Pierwszy raz widziałeś kobietę nago? – zapytała, widząc, że rudzielec mimo wszystko nie kwapi się do czegoś więcej. Może zestresowany, może niekumany.
- Czy to takie ważne?
- No nie, ale… Nie chciałam cię obrazić.
- Nie obraziłaś mnie. Tylko nie wiem teraz, czy to tak z litości, czy jak… A ja tego nie potrzebuję.
- A czego potrzebujesz?
- Tego o czym wspomniałem w drodze do domu – wciąż odważnie patrzył jej w oczy. – Tego, żebyś mnie mocno pocałowała.
Zawahała się. To był nieco inny wymiar. Pocałunek jest zawsze z miłości. No prawie zawsze. Czyli jednak zarezerwowany dla Daniela.
Ale czy goły tyłek, gole cycki i inne rzeczy też nie były dla niego zarezerwowane?
Nie zdążyła się zastanowić, gdy to wreszcie on przejął inicjatywę i pochylając się ku niej, znalazł drogę do ust. Najpierw po prostu zetknął się z nimi. Potem zaatakował mocniej. Kamila wzbraniała się. Ale nie mogła tak. Dotyk męskich ust podziałał na nią mocno. Otwarła swoje. Już nie całowali się, tylko lizali. Tak, na poważnie. Filip stał się wręcz agresywny. Wręcz przytrzymał ręką jej głowę, by nie uciekła gdzieś a sam zachłannie, natarczywie i z wielkim uczuciem wbijał się językiem w jej usta.
Oderwała się ciężko dysząc. Wielu rzeczy się spodziewała, ale nie tego, że pocałunek z siedemnastolatkiem potrwa tak długo i zrobi na niej takie wrażenie.
- Jeszcze raz? – zapytał chrapliwie Filip i nie czekając na odpowiedź, zaatakował oszołomioną nauczycielkę ponownie. A przy okazji chwycił ją za rękę i poprowadził w kierunku własnego podbrzusza. Kamila wyczuła swoimi palcami jego penisa. Już na pewno twardszego, niż w łazience. Na pewno większego. Choć wciąż nie stojącego jak trzeba. Ale był jednak sztywniejszy, gorący, apetyczny. Tak jak on pod prysznicem nie chciał przestać macać jej pleców, czy karku, tak teraz ona nie mogła wypuścić z dłoni jego penisa.
- Filip – znów oderwała się zdyszana, nie ukrywając emocji w głosie. – Jak, ty do cholery, nie masz żadnej dziewczyny?
- To już teraz nieważne – odparł impulsywnie i pchnął ją na łóżko.
Kamila opadła biernie i wręcz rozłożyła w nim wygodnie, przynajmniej tak, na ile pozwalało jej oszołomienie. Z zaskoczeniem zobaczyła, że Filip wstaje i ucieka do łazienki. Wrócił po chwili kładąc coś na szafce, koło drzwi wejściowych. Nie widziała co to. Zobaczyła tylko jego nagość i sterczącego penisa.
- Co chcesz zrobić? – zapytała nieprzytomnie i bezsensownie. Przecież to ona od momentu propozycji wspólnego prysznica prowadziła całą akcję a teraz pytała się jak jakaś idiotka.
Dlatego on, jak przystało na mądrzejszego, nie odpowiedział. Po prostu wszedł na łóżko i bez ceregieli położył na niej.
- Nie przesadzasz?
Nie wiedziała czy było to rozsądne pytanie, bo przecież karty zostały już rozdane. Wspólna nagość pod prysznicem, która mogła powstrzymać przecież z dziesięć razy, nagość tutaj, w pokoju, namiętne pocałunki, no i jej własne myśli już od dłuższego czasu. Przynajmniej od akcji z Warkoczem i Magdą.
Ale teraz, kiedy niecierpliwym ruchem, swoimi kolanami rozłożył jej nogi, kiedy w jego oczach dostrzegła szaleństwo pomieszane z determinacją, zrozumiała, że od tej drogi nie ma już odwrotu. Że to co było tylko niewinnymi myślami, jakimś planem, który mógłby podnieść morale sympatycznego krewniaka, którego bardzo polubiła, staje się naprawdę faktem. Poczuła, że jej ciało niemal wiotczeje. Tak bardzo, że nie byłaby w tym momencie stawić oporu kilkulatkowi. A co dopiero rozpalonemu nastolatkowi.
Bo wreszcie zobaczyła to co zobaczyć chciała. Albo poczuć. Jego podniecenie wypisane w jego twarzy, odczuwalne w jego ruchach.
Więc z olbrzymim trudem docierało do niej, to, że jej nogi są już rozłożone, że ona całym swoim ciałem jest między nimi, że…
- Och… - wzdrygnęła się jak szalona. Ten pierwszy kontakt podziała na nią elektryzująco.
Ale przecież inaczej być nie mogło. Jej cipka rozszerzała się pod naporem Filipa. A konkretnie rzecz jasna, pod naporem jego penisa rozbijającego ścianki pochwy.
Zrobiła to! Dopuszczała to do siebie wcześniej, nawet układała w myślach jakiś plan. Ale bardziej była to pewna fantazja, niż coś co miało się zdarzyć naprawdę. A tymczasem…
Tymczasem to się działo faktycznie. Leżała na łóżku naga, z rozłożonymi nogami a w cipce czuła silnie sterczącego, śliskiego penisa, wsuniętego w nią po same jądra.
Jej oczy, wbrew niej samej, zrobiły się tak wielkie, jak oczy Filipa.
- Poczułaś – usłyszała jego cichy głos, nacechowany emocjami a na jego twarzy zobaczyła delikatny uśmiech. Tak, on też był podniecony. Trudno, by było inaczej. Przecież ruchnięcie starszej o piętnaście lat nauczycielki, dodatkowo podobno nad wyraz atrakcyjnej, musiało być dla niego podniecające.
Dotarło to do niej wreszcie z całymi konsekwencjami. Leżała nago na łóżku a między jej nogami, czy też mówiąc wprost, w jej cipce buszował penis rudego ucznia. I nie było już odwrotu.
Chociaż nie, nie buszował. Ku jej zaskoczeniu, po wbiciu się w nią, penis zatrzymał się i nie wykonał żadnego ruchu. Spojrzała zdziwiona w twarz Filipa. Twarz pochylającą się nad nią, zbliżającą się aż ich nosy otarły się o siebie. Poczuła jego gorący oddech.
- No co jest? – zapytała cicho, nieco zdekoncentrowana siląc się na lekki ton.
Patrzyła jak swobodniej układa się między jej nogami, tak, że one rozjeżdżają się na boki jeszcze bardziej. Jak jego dłonie zaciskają się na jej rękach, unieruchamiając jej właścicielkę.
Wreszcie zachowywał się jak mężczyzna a nie spokojny, raczej cichy, momentami, może nawet nieco fajtłapowaty dzieciak. Skąd ta zmiana? Czy to co się teraz działo, tak na niego wpłynęło?
- Bo chcę się tym delektować – usłyszała kompletnie zaskakującą odpowiedź. – Nie spieszy mi się. A tak, w środku… Jest mi dobrze. A tobie nie?
- Nie spieszy? – wybąkała zaskoczona. Takiej odpowiedzi mogła oczekiwać od starego wyrafinowanego wyjadacza a nie od siedemnastoletniego młokosa, który właśnie debiutował.
Zobaczyła jak jego głowa pochyla się nad nią jeszcze bardziej a usta całują jej ramiona, szyję, policzki. Widocznie traktował to bardziej romantycznie, jak przystało na jego pierwszy raz. Nie tak jak ona…
Ale to co robił, działało na nią bardzo mocno. Zamknęła oczy.
Z jednej strony spodziewała się szybkiego numerku. Tego, że on wejdzie w nią, wykona kilka ruchów i z powodu ogromnego podniecenia wystrzeli szybciej, niż karabin. I to wszystko zakończy się w ciągu chwili, tak jakby tego nie było. Ot, wydarzyło się, wdarł się w nią na moment, ale zaraz uciekł. I nie było tematu.
Na to była przygotowana, tak sobie to wyobrażała.
Z drugiej, te czułostki, te pocałunki, to przetrzymywanie penisa w jej cipce bez ruchu, działało na nią nad wyraz pobudzająco. Tak jakby zamiast udostępnienia na chwilę swego ciała, będącemu niejako w potrzebie krewniakowi, doszło do naprawdę fajnej sytuacji, z której odniesie ona dużą przyjemność.  
Tylko, czy nie będzie się jej wstydzić? Czy będzie się łatwo otworzyć na to, by oddać się mu całkowicie, zamiast po prostu dać się dość mechanicznie przelecieć?
Szaleństwo…! Czyż to, że leży pod nim, czując w sobie jego penisa, nie jest wystarczającym oddaniem? Czy trzeba się wstydzić ewentualnych oznak rozkoszy, szeroko otwartych oczu, szybszego oddechu, pojękiwań, czy wręcz jakiegoś wydarcia się?
- Ale masz fajną cipkę – usłyszała chrapliwy głos. Poczuła jak jego tors odrywa się trochę od niej a sam Filip patrzy w dół, jakby delektując się widokiem nagiego wzgórka.
- Czemu fajną? – otworzyła oczy. Jego mimowolne ruchy w środku sprawiły, że cichutko westchnęła.
- Ten pasek mi się podoba – głos mu lekko drżał. – To taka oznaka kobiecości. Z reguły starsze kobiety sobie nie depilują a ty masz tak pół na pół.
- Skąd wiesz, czy nie depilują, skoro żadnej nie widziałeś? – zapytała, choć przez myśl przebiegła chęć by skarcić go za te „starsze kobiety”.
- A właśnie dlatego to ze mną robisz? – znieruchomiał znów, kładąc się na niej, ponownie zbliżając twarz.
- A dlaczego pytasz? – wolała raczej uciec od tematu.
- Odpowiedz, proszę – odparł. – Chcę wiedzieć. Skoro jesteśmy w takiej sytuacji, to powinienem wiedzieć wszystko.
Milczała spoglądając w jego oczy, w jego rude włosy średniej długości opadające lekko na policzek.
- Odpowiedz, bo będę cię torturował – zagroził jękliwie, lekko się uśmiechając. – Patrz.
Zaczął wykonywać swoim podbrzuszem okrężne ruchy, aczkolwiek jego penis wciąż pozostawał w całej długości, w jej cipce. Jego ruchy sprawiły jej nieoczekiwaną i dużą przyjemność. Takie zachowanie chłopaka, który do tej pory nie miał kontaktów z dziewczynami było iście zaskakujące. To naprawdę zaczynało jej sprawiać dużą rozkosz.
- Torturuj mnie… - też potrafiła się wysilić na uśmiech i to dość zawadiacki. Ta historia zaczęła biec zupełnie innym torem, niż sobie wyobrażała.
- Czyli mam rację – usłyszała w odpowiedzi.
Zamknęła oczy.
- Specjalnie to robisz – cichy szept skierowany do ucha przerwał na chwilę jej rozmyślania. – Wiem, że poświęcasz się dla mnie… Wolałbym byś miała inne motywacje, ale… Dlatego chcę ci też zrobić dobrze wiesz? – jego dłoń znalazła się na jej nagich piersiach. Masował je przez chwilę a potem ścisnął sutki, Najpierw delikatniej, później mocniej. Drgnęła po raz kolejny. Filip coraz bardziej przejmował inicjatywę. Najbardziej chyba tym, że jego penis wciąż tkwił nieruchomo w jej coraz bardziej rozgrzanej cipce, co doprowadzało ją powoli do pasji. To było cos niesamowitego. Jak on mógł tak wytrzymać? On, taki niedoświadczony?
- Chcę usłyszeć, że jest ci dobrze – usłyszała Filipa. Znów zaczął poruszać się ruchami okrężnymi. Teraz odczuła to jeszcze bardziej. Jej ciało zaczęło powoli żyć swoim życiem. Nie słuchało jej. Coraz bardziej zdawało się na ruchy siedemnastolatka. Rudego koszykarza, ucznia z jej własnego liceum, członka rodziny, który tkwił w niej swoim penisem i łapczywie obmacywał jej nagie ciało.
Co za siła popchnęła ją do tego czynu?  
- Jest mi dobrze – wypaliła w końcu, czując swoje napinające się mięśnie.
Nie do uwierzenia. To ona prowadziła tę sytuację, ona miała tu w pewien sposób rządzić, to znaczy w takim sensie, że decydowała o wszystkim. A tu… Nagle odmieniło się. Jego nieoczekiwane zachowanie, tak odbiegające od stereotypu prawiczka rozpaliło ją i zniewoliło.
Leżała pod nim, czując jak jej ciało drży. Czując jego oddech na swoich piersiach, szyi, twarzy.
A on wreszcie ruszył, doprowadzając ją do jeszcze większego drżenia. Wysunął penisa niemal całkowicie. Powoli, spokojnie. I odczekawszy sekundę zaatakował znów. Ostrzej, szybciej. Więc, choćby starała się jak mogła…
- Aaach…. – nie potrafiła powstrzymać przeciągłego jęku.
Było już po wszystkim. W tym sensie, że choć to ona w pewien sposób prowadziła akcję, to teraz on przejął nad nią kontrolę. On, siedemnastoletni debiutant.
Jeszcze kilka razy powtórzył ten sam manewr. Wolniej do tyłu i szybciej do przodu. Te kilka ruchów, sprawiły, że jeśli wcześniej miała jakieś braki wilgoci w środku, to teraz mogła narzekać jedynie na jej nadmiar.
Te ruchy sprawiły, że oddała mu się w całości. To było potworne zaskoczenie. To ona miała decydować, pouczać, czy coś tam. Nie, było zupełnie inaczej. To on praktycznie od samego początku zawładnął nią i jej ciałem.
Było to nad wyraz rozkoszne uczucie. Leżała na łóżku z rozłożonymi nogami a młody rudzielec, swoimi pchnięciami dbał o to, żeby nie tylko jemu było dobrze, ale i jej. I było.
Było niesamowicie. Jego penis, może niezbyt imponujących rozmiarów zaspokajał ją całkowicie. Jak zdecydowana większość kobiet nie potrzebowała żadnych drągów. Potrzebowała by właściciel zwykłego na pozór członka, umiał go używać. Tak jak Daniel. I tak, jak się okazało, Filip.
Wchodził bardziej regularnie a ona przesuwała się w górę łóżka w rytm jego ruchów. Ta świadomość jeszcze bardziej ją podnieciła. Niespodziewanie poczuła, że jest blisko orgazmu. Ale wtedy…
- Kamila… Chcę inaczej… Odwróć się i wypnij.
Ach tak… Za dużo pornosów, które teraz chciałby zrealizować z ciotką?
Penis opuścił jej cipkę i natychmiast poczuła tęsknotę za nim. Nie w tym momencie. Dlatego, bez ceregieli, przyjęła pożądaną pozycję.
Ukryła twarz w poduszce, co umożliwiło jej wypięcie pośladków wysoko. Wiedziała, że przyjęcie takiej pozycji, zawsze, ale to zawsze podniecało Daniela. Wtedy czuł on swą dominację jeszcze bardziej. Wtedy miłość przeradzała się w dziki seks. A Filip…?
Poczuła dłonie na biodrach w jej rozgrzanej cipce znów pojawił się sztywny penis. A więc wszystko było tak jak i z mężem. A ona, teraz, w tej pozycji poczuła się jeszcze bardziej zniewolona. Bo Filip trzymał ją za biodra zadziwiająco mocno. I to ten fakt, bardziej, niż same jego szybsze, niż poprzednio pchnięcia, doprowadziły ją do wyczekiwanego orgazmu.
- Aaaach…! – znieruchomiała na chwilę tak mocno, że nawet pchnięcia Filipa nie potrafiły przesunąć jej ciała. Ale dla niego nie miało to znaczenia. Gapił się na jej nagi tyłek, trzymał mocno za biodra, rżnął jak swoją własność. Tak, rżnął, bo wchodził coraz szybciej i coraz mocniej. Głębiej nie, bo nie mógł i chyba dobrze. Jego penis pasował do niej idealnie. Był rozgrzany i młócił ją jak zboże. Pomyślała, że gdyby chłopak wytrzymał jeszcze dłuższa chwilę, to doprowadziłby ją do kolejnego orgazmu.
- Zwolnij! – poprosiła go na pół krzykliwie, na pół jękliwie.
Posłuchał. Nie wiedziała, czy się domyślił, ale posłuchał. Teraz, ona sama, na ile mogła w tej pozycji przejęła inicjatywę, sama przesuwając się w przód i w tył, sama nabijając się na sterczącego penisa. Ta nowa zabawa przysporzyła jej porcję kolejnych nieziemskich bodźców.
I stało się czego oczekiwała. Filip nie wytrzymał i po chwilowym przestoju, znów zaatakował mocniej a ona wykorzystała to, przeżywając drugi orgazm.
Zbiegł się z momentem, w którym Filip przytrzymał ją za biodra najmocniej jak się dało, wręcz ścisnął je i wystrzelił w niej ładunkiem swojej spermy.
- O, Kamila… - niby jęknął, niby sapnął a może i krzyknął.
Jego penis opuszczał jej cipkę powoli, tak jakby nie potrafił się z nią rozstać. Ale wyszedł. Kamila , choć też już zmęczona, tym niespodziewanie emocjonującym wydarzeniem, wciąż nieruchomo wypinała swoje pośladki w stronę chłopaka. Tak, jakby przedłużała okres swojej wyuzdanej perwersji. Tak, jakby dać się zerżnąć młodszemu o piętnaście lat krewniakowi było za mało. Tak, żeby mógł jeszcze nasycić się wypiętymi pośladkami swojej pięknej podobno ciotki i nauczycielki w jednym. O ile nie nasycił się jeszcze.
Nie, jednak nie. Jego dłonie już teraz, w przeciwieństwie do sytuacji pod prysznicem, jak najzupełniej legalnie masowały jej tyłek, lekko ugniatały go i ściskały. W końcu strzelił klapsa a potem drugiego. To otrzeźwiło właścicielkę. Przewróciła się na drugą stronę. To znaczy na plecy i szybko poszukała kołdry celem nakrycia się.
- Tak, teraz jesteś wstydliwa… - skomentował to a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Ale nie szyderczy. Zwykły, normalny.
- Zgasisz światło? – zapytała.
- Czyli zostaję u ciebie na noc?
Nie odpowiedziała. Sama nie wiedziała. W dotychczasowym życiu, czymś naturalnym było to, że po seksie zasypiała w jednym łóżku z mężem. Ale teraz było nieco inaczej.
- A nie chcesz? – chyba źle postawiła pytanie.
Sięgnął dłonią w kierunku wyłącznika i w pokoju zapanowała ciemność. Kamila poczuła ruchy obok siebie i Filip wpakował się pod kołdrę, tuż obok. Momentalnie przykleił się do niej i położył jedną rękę na brzuchu.
Długo tak nie wytrzymał. Dłoń skierowała się w górę, delikatnie zahaczając o nagie piersi Kamili. Jednocześnie rudzielec złożył delikatny pocałunek na jej policzku. Wzdrygnęła się nieco.
- No co? Teraz już nie chcesz? – usłyszała nad uchem.
Nie odpowiedziała. Faktycznie, powoli nadchodziło otrzeźwienie, takie już na poważnie. Ale z drugiej strony, nie mogła ot tak odtrącić go. Zrobiła, to co zrobiła, ale było przecież nad wyraz niesamowicie. To była jego zasługa.
- A będziesz mnie macał przez całą noc? – zapytała nieco zaczepnie, ale i zaciekawiona co odpowie.
- Myślę, że chciałabyś tego.
Westchnęła. Poczuła jego drugą dłoń. Nie robiły nic złego, nie szturmowały tej części ciała, która została w ostatnich minutach najbardziej wymęczona. Zajmowały się jej brzuchem, piersiami. Niezbyt mocno, raczej delikatnie.
- A co jeśli się mylisz?
- Nie mylę się – usłyszała nadzwyczaj pewną odpowiedź. – Byłoby mi miło, gdybyś w ten sam sposób zajęła się mną, ale nie oczekuję tego.
No, chyba wymagał trochę za dużo. Czy może ona nie jest teraz za ostra z takimi osądami?
Zamknęła oczy, oddając się pieszczotom Filipa. Skoro już raz oddała mu swe ciało pod jego władzę, to raczej teraz też nie powinna mu odmawiać.
I to była jej ostatnia myśl przed zaśnięciem.

Warkocz zerknął za szybę. Było już jasno. Pora jeszcze wczesna, godzina szósta, ale sporo ludzi nie spało. Wyjazd mieli zaplanowany na siódmą. Tak wczesna pobudka była dla wielu udręką, ale nie dla tych, którzy siedzieli tu w świetlicy, od której gospodarz, który dopiero układał się w łóżku dał im klucze.
Spojrzał jeszcze raz ścianę, na której, niczym w kinie leciał film. Znał go już, widział wcześniej, jako pierwszy. Zresztą pozostali również. Po prostu puszczono go drugi raz, bo żaden z oglądających go kilkunastu chłopaków się nim nie nasycił.
Nie czekał do końca. Otworzył drzwi i opuścił świetlicę. Wyszedł na zewnątrz wyciągając papierosa. Na zewnątrz siedział samotnie wysoki chłopak. Warkocz dosiadł się po przeciwnej stronie. Przez chwilę żaden z nich nic nie mówił.
- Nie wierzę, kurwa, nie wierzę… - wycharczał w końcu Kuba.
- A w to, że poślizgnąłem się na boisku w decydującej akcji, wierzysz?
Zaśmiali się obaj.
- Ile wygrałeś w końcu?
- Tysiąc pięćset.
- Ładnie – pokiwał głową Warkocz a potem zaciągnął się mocno papierosem, tak, że chwycił go krótki kaszel. – Ale mi chyba musisz coś z tego odpalić, nie?
- Ty jesteś bogaty.
- Tu nie o chodzi o pieniądze, jako takie – pokręcił głową Warkocz. - Pomogłem ci. Bez mojej pomocy, pewnie nie byłoby tego wszystkiego…
- No tak, miałeś sprawiać wrażenie. I sprawiałeś. Tym prezentem, spoko… - wyliczał Filip. – A ta akcja z Magdą… Odniosłem wrażenie, ze ona miała na to największy wpływ. Czyli, jeśli komuś coś wiszę, to Madzi…
- Kuźwa… - Warkocz wciąż kręcił głową. – Ale musiałeś naściemniać w tym wszystkim. Nie wiem, jak to zrobiłeś, że sam się nie zakręciłeś w tych bujdach.
- Eee… Żaden problem – i po chwili milczenia Filip zapytał. – Czemu sam nie wystartowałeś?
- A po co? – wzruszył ramionami długowłosy licealista. – Raz, że mam Karolinę, to wyklucza wszelkie akcje. A dwa… Przecież to nie miało sensu. Bzyknąć nauczycielkę i to jeszcze taką, konserwę, trzymającą wszystkich na spory dystans. Przecież to nierealne. Ty miałeś lepsze wejścia, dlatego ci się udało – uprzedził odpowiedź rudzielca.
Zaciągnął się papierosem i odezwał się znów.
- Masz łeb wszystko dopracowałeś… Nawet ten liścik. Za cholerę nie wpadłbym na coś takiego.
- To była taka zagrywka. Mówiłem ci już wcześniej, że spełni swoją rolę. Że stworzy takie poletko pod orkę. Że będzie o tym myśleć. Trochę bałem się, że nie zadziała, dlatego dorzuciłem fotkę.
- A skąd wiesz, że zadziałał? Mówiła ci coś o nim?
- Zasadniczo nie – odparł koszykarz. – Ale w piątek, jak leżeliśmy na plaży, to mnie wypytywała o największych ruchaczy w szkole. To na bank miało związek z tym listem. Siedział jej w głowie.
- I co jej odpowiedziałeś?
- Nic specjalnego. No, rzecz jasna wskazałem ciebie jako tego naj – zaśmiał się Filip.
- I potem się miała na baczności przede mną… - dokończył Warkocz. – Gdybym się w to bawił, to teraz leżałbyś trupem – posłał mu przekorne spojrzenie.
- Też jesteś wygrany – odpowiedział poważnie rudzielec. – Masz Karolinę, fajna laska. I masz ją na co dzień.
Znów pomilczeli przez chwilę.
- Ty – przypomniało się nagle coś Warkoczowi. – A ten Marek… Co on odjebał? Nie mów, że coś takiego miałeś w planach, bo w to już nie uwierzę.
- Nie no, on się nawinął przypadkowo. Też mu się podoba, zresztą, komu nie? Przecież to było widać od razu, że próbuje się do niej przykleić. Marka nie znasz? Laskom na lekcjach rzuca różne teksty, było jasne, że w takiej sytuacji, na wspólnej wycieczce będzie się dobierał do Kamili. Ale nie wiedziałem jak go ugryźć.
- No, ale ugryzłeś…?
- Coś mi strzeliło do łba. Widziałem, jak kupuje te browary i mnie olśniło. Podskoczyłem do niej i powiedziałem, że coś tam jej dosypał. Chyba nie do końca uwierzyła. Ale odstawiła piwo. A potem poszli do tej lokomotywy i tam Marek się trochę rozbestwił. Więc wszystko wyglądało tak, jakby faktycznie chciał ją wyruchać za każdą cenę. No i wtedy pewnie…
- No i wtedy zostałeś jej rycerzem – Warkocz nieświadomie powtórzył słowa Kamili.
Zgasił papierosa i akurat w tym momencie otworzyły się drzwi od świetlicy i zaczęła się z niej powoli wysypywać grupa chłopaków. Niejeden z nich gapił się na swój telefon.
- Wszyscy sobie ponagrywali? – zaśmiał się Filip.
- Zostałeś właśnie porno gwiazdą – Warkocz też pokazał zęby. – Jak to się stało, że nie widziała?
- Wyskoczyłem na chwilę do łazienki a potem ustawiłem kamerkę na komodzie. Ona była w takim stanie, jakiegoś zniewolenia, niemal paraliżu. Jakby średnio kontaktowała i pomyślałem, że to jedyna szansa by to udokumentować. Że nie powinna zauważyć. I nie zauważyła.
Skończyli.
Filip spojrzał na twarze licealistów. W większości kolegów Warkocza z klasy, ale byli też inni. Na ich twarzach malowały się uśmiechy. Widocznie, mimo zazdrości, którą niewątpliwie czuli, oglądanie porno video z ich niezwykle atrakcyjną nauczycielką w roli głównej dawało im sporo satysfakcji.
Filip zauważył także Mariusza, niemal stukilowego drugoklasistę o kręconych, czarnych jak smoła włosach i niezdrowej cerze. Syn zamożnych przedsiębiorców, pan i władca jedynego miejsca w szkole, gdzie chłopaki rządzili się po swojemu, czyli kibla, toczył się w jego kierunku. Na jego twarzy wypisana była olbrzymia zazdrość, której właściciel nie był w stanie ukryć. Filip czuł, że Mariusz będzie starał się powiedzieć coś złośliwego i nie pomylił się.
- Heh, twoja armata nie jest największego kalibru… - próbował złożyć usta w śmiech.
- Moja armata ustrzeliła wczoraj najatrakcyjniejszy cel w Wielkopolsce a co w tym czasie robiła twoja? – odparł głośno, wywołując śmiech, tych bardziej wyluzowanych drugoklasistów. Mariusz poczerwieniał i poza kilkoma burknięciami nie powiedział niczego sensownego.
Z biegiem kolejnych minut grupka chłopaków powiększała się. Nie wszystkich informowano o tym co zdarzyło się poprzedniej nocy, ale takiej sensacji nie dało się utrzymać w tajemnicy i niebawem nawet ci najbardziej wyizolowani z towarzystwa licealiści wiedzieli wszystko. Ba, nawet pościągali sobie filmik na telefony.
- Siódma za dziesięć minut – odezwał się Warkocz. – Cholernie chciałbym ją zobaczyć przed wyjazdem. I zobaczyć jej minę, gdy zobaczy, że jestem i nigdzie nie odjechałem żółtym Chevroletem.
Nie zdążył się roześmiać, gdy ktoś szturchnął go w bok. Odwrócił się i zobaczył nadchodzącą wąską ścieżką, smukłą, wysoką postać.

Większość rzeczy spakowała już w sobotę, przed imprezą, więc dzisiaj wrzuciła tylko do torby szczoteczkę do zębów i inne temu podobne drobiazgi. Nie było problemu z upchnięciem, bo nie należała do kobiet, które na krótki wyjazd muszą brać dziesięć różnych kreacji.
Opuściła domek, upewniając się, że wszystko ma ze sobą i oddała klucz gdzie trzeba. Bagaż nie należał do ciężkich, wiec wiedziała, że pokonanie tych kilkuset metrów do bramy wyjazdowej z ośrodka, gdzie czekały autokary, nie będzie dla niej wybitnie uciążliwe.
Mimo tego, posuwała się dość wolno. Obozowe wydarzenia, których była świadkiem, ba uczestnikiem musiały wywrzeć wpływ. Rzecz jasna, tym, które najmocniej łupało głowę, było to sprzed kilku godzin.
Mimo, że sama podświadomie dążyła do tego, by po tych wszystkich wydarzeniach, tak upokarzających dla Filipa, jak i tych, którymi jej pomógł i to bardzo, pokazać, że mu lepszą stronę życie, podziękować w jakiś sposób i podnieść morale, to po przebudzeniu, miała sporo wątpliwości. Ba, żeby tylko wątpliwości. Co za eufemizm, w stosunku do tego czego się dopuściła… No, bo poza tym, początkowo miała w planach tyle, żeby pokazać mu trochę nagości. A czym się skończyło?
W ogóle pamiętała, że Filip wyszedł z jej domku gdzieś około czwartej. Szepnął, że musi się przygotować do wyjazdu. Rozespana, była w stanie ledwo otworzyć oczy, by stwierdzić, że jest czwarta nad ranem i sekundę później znów spać jak zabita.
Z jednej strony najlepiej było o tym wszystkim nie myśleć. Ale nie dało się.
No trudno, nie zdradziła Daniela, chyba, że tylko teoretycznie. Znała męża i wiedziała, że on z tego nic nie zrobi, wręcz przeciwnie zaciekawi się tym zdarzeniem. Miał taki fetysz i tyle. To był punkt wyjścia, od którego w ogóle wszystko się zaczęło. Bo gdyby Daniel wymagał od niej wierności absolutnej, to do niczego by nie doszło. Dla niej było to oczywiste.
No to jeden punkt rozwiązany, ale pozostałe?
Co teraz będzie? Czy Filip nie rozbryka się za bardzo? Sprawiał wrażenie dobrze ułożonego chłopaka, niegłupiego, porządnego, normalnego, ogólnie rzecz biorąc pozytywnego. Ale czy po bzyknięciu nauczycielki, w dodatku tak podobno atrakcyjnej, nie uderzy mu trochę woda sodowa do głowy?
No i, czy nie posunie się dalej, na przykład do tego, by sprawdzić, że może spróbować jeszcze raz, czy wręcz uczynić sobie z niej stałą kochankę? Nie no, chyba nie… Zresztą co to za rozkminki, przecież w tej sytuacji, bez żadnego problemu wyłożyłaby swoje racje i ostudziła jego zapały.
No wiec kwestie przyszłości są raczej rozstrzygnięte. Pozostały kwestie moralne.
Bo, pomijając całą sytuację typu nauczycielka i uczeń, albo ciotka i syn kuzynki, to chodziło przede wszystkim o jej własną osobowość, poglądy, zasady. Była z natury konserwatystką, monogamistką. Nie potrzebowała innych mężczyzn. Absolutnie. No a wczoraj… Poszła do łóżka z kimś innym. Dla wielu ludzi, także kobiet, byłoby to nic nie znaczące wydarzenia, drobnostka, nad którą nie warto byłoby się rozwodzić. Ale ona była inna. Nie potrafiła przejść nad tym do porządku dziennego.
Miała w głowie tę świadomość, że przed kilkoma godzinami ruchała się z kimś innym. Innym, niż jej mąż.
Przygryzła wargę, spoglądając w przód. Zobaczyła stojącą na polanie grupę kilkudziesięciu osób a za nimi autokary. To jeszcze nie wszyscy, z różnych stron zaraz dojdzie reszta, niektórzy na ostatnią chwilę. Trochę za wcześnie ten wyjazd, ale tak zdecydowała dyrekcja, aby w poniedziałek w szkole wyglądać normalnie, być wypoczętym, wyspanym.
Nie miała wątpliwości. Skrupuły moralne zostaną. Nie przejdzie nad tym do porządku dziennego. Taka była. Drogo zapłaci za chwilę hm… Słabości? Nie, przecież nie to było powodem. Za chęć niesienia pomocy lubianemu przez siebie krewniakowi?
No trudno, skoro taka miała być cena… Pomyślała, że popełniony przez nią zły uczynek, w pewien sposób stał się dobrym uczynkiem.
Pozostały jeszcze wspomnienia samego aktu. Na przypomnienie sobie o nim, na jej twarzy pojawił się uśmiech. Przecież to wszystko wczoraj… Było piękne. No tak, to chyba najwłaściwsze słowo.
- Dzień dobry, humor pani dopisuje – odezwał się pierwszy z uczniów, gdy wkraczała na polanę, między zgromadzonych na niej licealistów.
Zauważyła, że na twarzach niektórych wycieczkowiczów pojawił się szeroki uśmiech.
- Widzę, że sami jesteście bardzo zadowoleni – odparła, zachowując pozytywny wyraz twarzy.
Nie usłyszała odpowiedzi, poza jakimiś mruknięciami. Ktoś tam parsknął śmiechem, ale nie zwracała już na to uwagi.
Szła dalej, dostrzegając Filipa. Zatrzymała się na sekundę nieco zmieszana, nie zmieniając jednak wyrazu twarzy. Wprawdzie nikt tu nie mógł się domyślić tego co zaszło między nią a nim zeszłej nocy, ale wolała zachowywać się naturalnie. Zresztą także przed samym Filipem.
Zaskoczyło ją to, że tuż obok niego stoją Warkocz i jego koledzy z klasy. W ogóle było tam dość tłoczno.
No to niech sobie tam stoi. Z opresji wybawiła ją Marta, pojawiając się obok. Miała jakieś towarzystwo, nie musiała stać jak dupa.
Kilkanaście minut później siedzieli już wszyscy w autokarach, które miały zawieść ich do domów. Szykowała się trzygodzinna podróż. Nie jakoś wybitnie długa, ale też nie za krótka.
Została przydzielona do autokaru jednej z drugich klas. Siadła w przedzie obok Czarka, matematyka. Z jednej strony to dobrze, bo nie należał on do typów zawracających głowę. Z drugiej, próby zagłębienia się w lekturze książki, którą wzięła ze sobą na wycieczkę, nie miały szans powodzenia. Przez piętnaście kilometrów zgłębiła tylko jeden akapit.
Nie była w stanie się skoncentrować na książce. Wciąż myślała o tym co się stało. Dodatkowo gromada drugoklasistów, była jakoś bardziej rozbrykana, niż trzy dni temu, w trakcie jazdy do Pyrzowic. Zerknęła za siebie raz, drugi, trzeci. Zobaczyła, że większość z nich trzyma w dłoni telefony.
- Oni bez tych komórek i smartfonów nie przeżyliby pięciu minut – mruknęła, odwróciwszy się.
- A reagują tak, jakby pierwszy raz oglądali jakiegoś pornosa – odparł bezceremonialnie Czarek.
Wzruszyła ramionami. Też odniosła takie wrażenie. Jakieś odgłosy, jakieś gwałtowne śmiechy. Ktoś tam na sekundę puścił coś głośniej, co spotykało się tak ze śmiechem, jak i protestami reszty. Potem sytuacja się powtarzała. I tak w kółko przez całą drogę.
„Dzieciaki”, westchnęła w myślach i przymknęła oczy, zastanawiając się, jak reagowałoby całe towarzystwo, gdyby zamiast zwykłego pornosa oglądało na przykład filmik z jej udziałem. Ot, choćby z wczoraj.

20 komentarzy:

  1. Opowiadanie bardzo fajnie poprowadzone. Ciekawa, rozbudowana akcja. Przyjemnie się czyta. No i jak zwykle świetnie dobrane zdjęcia. Jedyny minus... to, zabawne, ale chyba za bardzo polubiłem Kamilę więc takie perfidne zachowanie Filipa na koniec trochę mi nie pasuje ;) W "Elitarnej ..." sprawiedliwości stało się zadość, a tu... Chyba, że będzie ciąg dalszy :D
    Paweł

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałem taki suspens na koniec, żeby nie było zbyt sztampowo. Ot, coś nowego.
    W jakiejś normalniejszej serii też by mi to nie pasowało i pewnie bym tak tego nie zostawił, ale... Brakło mi Wiktorii pod ręką:)
    Poza tym, jak już wspomniałem, piszę aktualnie sequel jednego z opowiadań serii KISM (rozpędziłem się tak, że będzie najpewniej trzyczęściowy), więc moze kropka i w tym opowiadaniu nie jest jeszcze ostatnią:).
    Z chęcią dowiem się, czy taka formuła (długie opowiadanie, moje rekordowe, na 57 stron w wordzie) jest OK, czy jednak za długie. Zdaję sobie sprawę, że są tacy, którzy chcieliby coś szybszego, lecz pewnie nie brak innych, którzy lubią poczytać coś, co rozkręca się wolniej a być może wręcz, dużo wolniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałbym w swoim wątku poruszyć kilka wątków.
      Po pierwsze moim zdaniem opowiadanie jest fenomenalne, w moim osobistym odczuciu jest to Twoje najlepsze opowiadanie od czasów słynnego "Urugwaja". Akcja napisana w sposób fantastyczny, jak dla mnie akcja rozwija się bardzo dobrze, nie szybkie bzykanie i koniec tylko jest fenomenalna fabuła, wciągająca, trzymająca w napięciu. Udało Ci się w jednym opowiadaniu połączyć wręcz wszystkie moim zdaniem najlepsze erotyczne wątki, naga kąpiel w jeziorze, wspólna kąpiel, tańce itp.
      Dodatkowo pięknie udało Ci się ukazać kwintesencję Kamili, jeżeli trzeba bierze sprawy w swoje ręce "sytuacja nad jeziorem " czy jej uległość w końcowej fazie.
      Widać u Ciebie bardzo dużą lekkość pióra w pisaniu o Kamili.
      Długo kazałes czekać na to opowiadanie ale każdy dzień, każda godzina, każda minuta, każda sekunda była warta tego czekania.
      Ja osobiście tak jak wspomniałem wyżej, uwielbiam dluzsze opowiadania z powoli rozkrecajaca sie akcja wiec ja jestem jak najbardziej za takimi opowiadaniami. Powiem Ci szczerze ze jeżeli będzie kontynuacja tego opowiadania to będę bardzo szczęśliwy i zadowolony, ale zdaje sobie sprawę ze takie opowiadania nie powstają z dnia na dzień.
      Życzę dalszej weny do pisania i jak największej liczby czytelników.
      Pozdrawiam. Adrian

      Usuń
    2. Dzięki za opinię.
      A był taki moment, że zawiesiłem pisanie na dobrych kilka tygodni, bo uznałem, że trochę się rozciąga a poza tym brakło jakichś fajniejszych pomysłów na drugi dzień wycieczki. Szukałem jakichś ciekawszych wątków pobocznych i dopiero, gdy przyszedł mi do głowy ten wątek z Markiem, ruszyłem do przodu.
      Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze pojawi się opowiadanie podobne tego (chodzi mi o długość tekstu i jakoś bardziej rozwiniętą fabułę), powody są oczywiste - brak czasu i konkretniejszych pomysłów. Wprawdzie jak już pisałem, będzie długi sequel jednego z poprzednich opowiadań, ale ten będzie miał jednak nieco inny charakter, niż "Szkolna wycieczka".
      Zaś ewentualny sequel tego tekstu, nie musi oznaczać, że będzie równie długi i nieco pokrętny - tak tylko zaznaczam.
      No, to chyba tyle.
      Pozdrawiam również.

      Usuń
  3. A mi się opowiadanie bardzo podoba. Podejrzewałem , że Kamila wyląduje na stole rżnieata w duecie. Jednak ciężko byłoby dołączyć kogoś, no chyba że byłoby to polecenie Daniela. To też jest fajne.
    A i jestem za długimi opowiadaniami.
    Kris

    OdpowiedzUsuń
  4. Mistrzu,

    kiedy będzie można liczyć na ciąg dalszy KISM?
    P

    OdpowiedzUsuń
  5. Przecież dopiero co dodałem powyższe:).
    Cieszcie się nim i konsumujcie, bo czasy, gdy opowiadanie wchodziło raz na trzy tygodnie już nie wrócą. Dużo większa szansa jest na to, że jeszcze kilka i koniec kariery.
    Następny tekst, jak wcześniej pisałem, w okolicach 25 grudnia. Nie sądzę by coś w tej kwestii się zmieniło.

    OdpowiedzUsuń
  6. A gdyby tak Michał Anioł wyrzeźbił Bachusa i przestał? Dawid wtedy nigdy by nie powstał. A gdyby Forlan zrezygnował z gry w kadrze przed MŚ w 2010 roku? A gdyby King po napisaniu Lśnienia przestał pisać? A gdyby Lem zdecydował jednak poświęcić się medycynie?

    OdpowiedzUsuń
  7. ... może wynalazłby lekarstwo na raka?:)

    Rozumiem, ze to zachęta do pisania. Jest jednak kilka problemów.

    Mam swoje życie - to przede wszystkim. Ale nawet nie to jest głównym powodem.

    Przede wszystkim bowiem, jeśli chce się pisać liczne opowiadania, to trzeba mieć czytelnikowi coś do zaoferowania. Nie chodzi przecież o powielanie starych sztuczek, starych schematów. Trzeba albo jakiejś głębszej fabuły, albo jakichś nowszych zagrywek, rożnych niuansów, pewnej innowacji. Gdyby było takie proste wydawałbym z pięć książek rocznie, zgarniając za to jakiś hajs.

    Z pisania na blogu hajsu nie ma, autor tak naprawdę żyje tylko z komentarzy, gdzie akurat tutaj, połowa wpisów pod co drugim tekstem, to pytania "kiedy następne?". Nie, żebym się czepiał, czy broń Boże wyłudzał jakieś komentarze, stwierdzam tylko fakt.

    Zresztą komentarze z jednej strony natchną do pracy, z drugiej jednak nie sprawią, że w mózgu rozbłyśnie błyskawica i nagle ułoży się w nim rewelacyjny tekst na pięćdziesiąt stron.

    Pomysłów ogólnych na teksty mam sporo z co najmniej dziesięć, ale co z tego? To są tylko szkielety, je trzeba mocno dopracować, dopieścić, tak by nie było standardowo, by czytelnik nie domyślił się w środku drugiego akapitu, że (posłużę się cytatem z góry) "aha, Kamila wyląduje na stole rżnięta w duecie". "Niestety" ostatnio mam zajawkę, by czytelnika trochę wkręcić, sprowadzić na manowce, by dać mu kilka opcji na zakończenie historyjki, by do końca nie był pewny kto dostąpi "zaszczytu", albo chociaż z jakiego powodu, czy w jakiej sytuacji, itp, tak jak to było w "Niespokojnym urlopie", czy też tutaj, w "Szkolnej wycieczce".

    Tyle, że do tego jest potrzebna konkretna fabuła. A nie da się jej wymyślić ot tak. Mogę na przykład wymyślić sobie historyjkę, że Kamila spaceruje sobie po plaży dla nudystów w Chorwacji i nagle trafia na grupkę uczniów z jej szkoły, którzy znaleźli się w tym samym miejscu, bo wygrali powiatowy turniej piłkarski i nagrodą była wycieczka właśnie do Chorwacji. Tylko, że to zasadniczo jest zwykłe porno a nie erotyka z fabułą i jakimiś emocjami. I choć zdarzały mi się takie teksty, to jednak wolę pisać coś dłuższego, rozkręcającego się powoli, być może (to już każdy czytelnik sam poczuje, albo i nie) stopniując napięcie i wywołując emocje.

    Tyle, że tu wracamy do punktu wyjścia. Potrzeba fabuły, konkretnej fabuły, z różnymi drobiazgami.

    Mam nadzieję, że wytłumaczyłem wszystko dość jasno.

    OdpowiedzUsuń
  8. Sam czasami popełnię jakieś opowiadanie (no ale z innego gatunku) więc rozumiem, o co ci chodzi. Ja z kolei chcę powiedzieć, że w takim razie pisz raz na rok, raz na dwa lata, od weny do weny. Nie trzymaj sie terminów, nic nie obiecuj, po prostu jak masz ochotę i pomysł to siadaj i pisz (oczywiście tylko w wolnej chwili). Bez presji. Jak dla mnie nowe opowiadanie może pojawiać się co roku 2 stycznia.

    OdpowiedzUsuń
  9. No... Aż tak źle nie będzie:). Tak sobie policzyłem, że biorąc pod uwagę te opowiadania, których ukończenie jest bliżej, niż dalej, to miałbym osiem tekstów. No, ale nie wiem kiedy je ukończę i czy w ogóle. Na razie ukończone w zasadzie są trzy. Z czego dwa stanowią część trylogii, wiec i tak nie nadają się do publikacji.

    Do tego dysponuję jednym ciekawym tekstem w tych klimatach, który jest o tyle ciekawy, że jest... autentyczny. Otóż jest to opowieść nauczycielki, która szeroko opisała mi swoją znajomość z jednym uczniem. I zastanawiam się, czy by tego nie wrzucić kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jesteś mistrzem stary! Powinieś pomyśleć czy nie warto zająć się pisaniem zawodowo!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jest szansa w grudniu na nowe opowiadanie?

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak, konkretnie 26 grudnia w samo południe:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Pozostaje tylko "obstawiać", którego z wcześniejszych opowiadań to będzie sequel. A może uchylisz rąbka tajemnicy? :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Sequele na razie stoją w miejscu. Można by rzec, że to akurat będzie prequel, chociaż też nie do końca. W każdym razie będzie trochę inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  15. Dzięki mistrzu. Jak mówią can't wait to read it. I tak jak są filmy z gatunku must see to opowiadania z Kamilą są z gatunku must read :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Zgadzam się całkowicie i popieram od A do Ż :)
    Co do prequela to obstawiajmy, którego z poprzednich opowiadań. A może to taki prequel całej serii?

    OdpowiedzUsuń
  17. Napisałem, że prequel nie do końca. Nie pisałem więcej, bo po co psuć zabawę? Dlatego też nie traktujcie tego "prequela" nazbyt poważnie. Całość wyjaśni się w sobotę:).

    OdpowiedzUsuń