KAMILA I SENNE MARZENIA XXII. Żołnierze opuszczonej królowej.
Rozdział 1
Trzech ich
było i miała do nich słabość. Trzech chłopaków w jej klasie, różniących się
jeden od drugiego jak woda i ogień, ale mimo to zdumiewająco się
uzupełniających i mimo tych różnic, trzymających ze sobą solidarnie. Trzech
chłopaków w morzu dwudziestu czterech dziewczyn.
Prawie
dwumetrowy, ciemnowłosy Mateusz. Pamiętała go jeszcze z gimnazjum, gdzie nie
wyróżniał się jakoś poza wzrostem. Aczkolwiek dopiero w ostatnich miesiącach
tak wystrzelił a przy okazji poprawił nieco sylwetkę i z chłopaka jakich wielu,
stał się całkiem przyzwoitym młodym mężczyzną. Chociaż ze zmianami fizycznymi
nie poszły w parze zmiany duchowe. Pozostał raczej spokojnym chłopakiem, nie
wcinającym się w jakieś poważniejsze dyskusje.
Niższy o
dobre trzydzieści centymetrów, długowłosy blondyn, Sebastian. Z jednej strony
niepozorny fizycznie, niewysoki i szczupły a z drugiej przyciągający wzrok dość
ładną, niemal dziewczęcą buzią i jeszcze ładniejszymi, niebieskimi, śmiejącymi
się niemal non stop oczami. Chłopak pełen paradoksów, ot, choćby przez to, że
jako jeden z nielicznych w szkole, słuchał muzyki metalowej.
I wreszcie
Patryk, jakby najbardziej wyważony spośród nich, dorównujący wzrostem swojej
licealnej wychowawczyni, zbudowany normalnie, blondyn jak Sebastian, ale o
krótszych włosach. I najodważniejszy z nich, lubiący rzucić niejeden raz mniej,
lub bardziej głupi tekst w kierunku swoich nauczycielek.
Jak choćby
wtedy…
- W
przyszłym tygodniu zaczynamy omawiać „Lalkę” Prusa, mam nadzieję, że wszyscy
już się uporali…? Następną zaś lekturą będzie „Potop” Sienkiewicza. W
bibliotece, z tego co wiem, brakuje trochę tych książek, ale macie rodziców,
wujostwo, znajomych... W ostateczności sugeruję ściągniecie pliku PDF z
internetu. Sugeruję, choć nie polecam. W każdym razie nie przyjmuję żadnych
usprawiedliwień, typu nie miałem skąd wziąć… Jasne?
Po sali
przebiegł lekki szmer, narastający momentami i wyrażający spodziewaną przez nią
dezaprobatę do planu szkolnego. Odczekała chwilę.
- Rozumiem,
że wasza reakcja wynika z niechęci do czytania klasyki literatury a nie do tego
o czym wspomniałam, tak? Jeśli macie jakieś pytania, to proszę bardzo,
pytajcie, jestem do waszej dyspozycji – przybrała zachęcającą pozę.
- Ja mam –
wyrwał się Patryk.
- Słucham –
powtórzyła, kierując oczy w twarz chłopaka.
- Czy w szkole
zawsze ma pani na sobie majtki? – zapytał niewinnie, wzbudzając natychmiast
śmiech, jak i jęk niedowierzania w sali lekcyjnej.
I jak mogła
zareagować? Wkurzyć się i zastosować natychmiastowy opieprz? Nie przepadała za
tego typu metodami, zawsze w podobnych sytuacjach wolała wybrnąć z opałów,
posługując się jakąś ripostą. Udaną mniej, lub bardziej. Zachowała więc zimną
krew.
- Jeżeli
masz problem z niedoborem bielizny, to kupię ci przy najbliższej okazji.
Dobrze?
- Nie, nie
o to mi chodziło… – odparował nieco speszony, zasadniczo zadowolony już samym
poruszeniem takiego tematu a dodatkowo zastopowany nową falą śmiechu i drobnych
szyderstw ze strony klasowych koleżanek.
- Nie
interesuje mnie zatem o co ci chodziło, koniec lekcji – ucięła natychmiast spoglądając
na zegarek.
Pogrywał
sobie w ten sposób rzadko i jeśli już to niespecjalnie udanie. Może dlatego nie
przesadzała z krytyką jego zachowania, tym bardziej, że mimo wszystko dał się
lubić. Tak jak i jego dwaj koledzy. I wiedziała, że maja oni do niej również
pozytywny stosunek. Niekoniecznie wynikający z jej powszechnie znanych
fizycznych walorów.
A i jej
samej kiedyś coś wpadło do głowy. Coś, co zresztą zasugerował Daniel,
domagający się, jak to on, jakiegoś choćby średnio perwersyjnego wydarzenia.
Zresztą Daniel, Danielem, ale ona sama w przypływie dobrego humoru zapragnęła
pomieszać trochę Patrykowi w głowie.
Zauważyła,
że drugoklasista często lubi bawić się długopisem, trzymając go w pobliżu ust,
lub wkładając między nie. Rozmawiając przy tym z osobami z najbliższego
otoczenia.
Podczas
którejś zatem lekcji, wysłała mężowi smsa, z prośbą o to by zadzwonił. Gdy
usłyszała jak komórka wibruje, włączyła niezauważenie przycisk odbioru rozmowy,
tak, że Daniel słyszał wszystko co dzieje się w klasie. Wstała, czując
przyspieszone tętno, kierując się w stronę drzwi wyjściowych.
- Wychodzę
na chwilę… - poinformowała zebranych i ostrzegawczym tonem wskazała palcem na
krótkowłosego blondyna, standardowo ssącego długopis. – Patryk, ja też lubię
seks oralny, ale nie rozmawiam przy tym.
Otwierając
drzwi wyjściowe, z trudem powstrzymała uśmiech na twarzy. Zachowanie Patryka,
który z bezgranicznym zdumieniem na twarzy, rozejrzał się gwałtownie dookoła,
jakby chciał krzyknąć „hej, czy wy naprawdę słyszeliście, co ona powiedziała?!”
rozśmieszyło ją niesamowicie, mimo napięcia jakie czuła w tej sytuacji.
-
Słyszałeś? – odetchnęła głębiej, opierając się o ścianę na korytarzu.
-
Wspaniale, za to cię kocham – usłyszała męski, głęboki głos, który szczególnie
przez telefon brzmiał niezwykle pobudzająco. – Wiesz, że za chwilę będziesz
miała ripostę?
- Jaką? –
zainteresowała się.
- Nie wiem,
może dopyta cię o ten oral, ale obstawiam, że dostaniesz pytanie, czy lubisz
też anal.
- I co
polecasz?
- A to już
twój problem, z którym musisz zmierzyć się sama – głos Daniela brzmiał nieco
kpiąco. – Dobra, dobra, ale nie wiem, bo przecież nie wiem z czym się spotkasz
jak wrócisz.
- Jak
zwykle, co najprzyjemniejsze bierzesz dla siebie a to co najgorsze zostawiasz
mnie… Typowy facet.
- No już…
Nie obrażaj się ślicznotko. Wracaj do klasy i podkręć chłopaka.
Wyłączyła
rozmowę, stojąc jeszcze przez chwilę przy ścianie. Zerknęła na wiszący pod
sufitem zegar. Lekcja już się kończyła. Odczekała moment i niemal równo z
dzwonkiem wróciła do klasy.
-
Pamiętajcie o sprawdzianie pojutrze. Do widzenia – podniosła nieco głos
przekrzykując rumor w klasie i podchodząc do biurka. Wzięła dziennik lekcyjny w
dłonie, czekając aż sala opustoszeje.
- Pani
profesor… A mnie jeszcze interesuje, czy lubi też pani seks analny? – usłyszała
od znajdującego się na szarym końcu Patryka.
- Jeśli
interesuje cię anal, to zapukaj do trzeciej C. Tam chyba znajdziesz amatorów
tego typu przyjemności. A teraz zmykaj, do widzenia! – nie dała mu ani czasu,
ani możliwości na pociągnięcie tematu.
Tak,
trzecia C. To był zupełnie inny temat. I zupełnie inne klasa. Z zupełnie innymi
wrażeniami. Taka antypoda w stosunku do jej własnej.
Nie dość,
że sama z siebie, jakimś dziwnym trafem zrzeszała największą ilość chłopaków a
wśród dziewczyn też przeważały takie z gatunku pustych i niesympatycznych, to
jeszcze znaleźli się w niej przybysze spoza Europy.
Fala
imigrantów, uchodźców, czy jak niektórzy sugerowali, najeźdźców, która kilka
lat wcześniej zalała kontynent, przynosiła teraz plony. Niekoniecznie zgodne z
oczekiwanymi przez rdzennych mieszkańców tej części świata. I część z nich
trafiła do tego liceum, nie przejmując się zresztą, że nie mieli żadnych
papierków świadczących o tym, że wcześniejsze stopnie nauczania mają już zaliczone.
Część, bo
było ich tylko kilku, dokładnie czterech. Ale to wystarczyło, bo robili rabanu
za dziesięciu. A jeżeli w ich ślady szli rdzenni młodzi Polacy, to wyglądało to
już źle.
Miała z
nimi urwanie głowy, bo żadne środki nie pomagały. Nie była w stanie
wyegzekwować od nich żadnej wiedzy i nawet masowo wstawiane do dziennika
lekcyjnego jedynki niczego w tym zakresie nie zmieniały.
Nie to, że
zachowywali się podczas lekcji jak małpy, bez przesady. Ale czasami dostawali
jakiejś głupawki, czasami potrafili rzucić mięsem, albo innym tekstem
wymierzonym w nauczycielkę. Dodatkowo sporo wywijali na przerwach dając się we
znaki uczniom z innych klas, w szczególności dziewczynom.
Protesty
nauczycieli składane do dyrektora nie przynosiły żadnego skutku. Pan Zbigniew
zawsze rozkładał ręce.
- Takie
jest zarządzenie ministerstwa oświaty i tego nie przeskoczę.
No wiec
kulało się to jakoś a sama Kamila odliczała tygodnie do czasu, aż niechciane
towarzystwo opuści mury liceum raz na zawsze, gdy nadszedł czas studniówki.
Z jednej
strony średnio miała ochotę na imprezę, z drugiej, mając trzydzieści pięć lat
na karku i męża w ogóle unikającego takich wydarzeń, nie chciała odpuścić.
Wszystkie
pięć klas bawiło się na całego, ale ta środkowa z nich, C, wyróżniała się
najbardziej. Czwórka muzułmanów z Syrii, Egiptu i Jordanii przybyła solidarnie
bez partnerek, wychodząc z założenia, że dziewczyn brakować nie będzie. No cóż,
brakowało, bo zdecydowana większość przybyła z chłopkami, czy innymi osobami
towarzyszącymi. Z tego tytułu momentami dochodziło do jakichś zgrzytów.
Nie
wtrącała się w nie, uznając, że to zmartwienie wychowawcy klasy a szczególnie
dyrektorstwa.
W okolicach
północy opuściła salę udając się do toalety a potem wyszła na dwór, oddychając
przez chwilę zimnym, lutowym powietrzem.
Wróciła,
wchodząc na ciemny korytarz, dlatego grupkę chłopaków dostrzegła dopiero w
ostatniej chwili.
- Pani
Kamilo, mam jedno pytanie – zaczął najniższy z nich, ale za to najbardziej
ekspresyjny Samir, charakteryzujący się mocno wysuniętą szczęką.
Było ich
pięciu. Cała czwórka muzułmanów w komplecie, plus Oskar, dość przystojny, ba,
nawet bardzo przystojny czarnowłosy chłopak, z niewiadomych względów
towarzyszący im od początków szkoły. Nie
przepadała za nim tak samo, jak za tą czwórką. Choć nie spotkała się do tej
pory z jakimś większym przejawem chamstwa z jego strony, nie ufała mu. Był taki
jak oni, odnosiła wrażenie graniczące z pewnością, że napala się na nią, może
nawet jeszcze bardziej, niż jego koledzy o orientalnej urodzie.
- Tak? –
przystanęła mimo woli, podświadomie nie oczekując niczego dobrego.
- Ja i moi
koledzy chcielibyśmy, żeby tak, przed maturami… Nam pani obciągnęła – wyjaśnił
bezczelnie wbijając się wzrokiem w jej twarz.
Śmiech
kolegów przesądził. Mogła odejść ignorując tą chamską zaczepkę, ale nie…
Ambicja i honor nie pozwalały na to. To nie była niewinna zaczepka o majtkach,
rzucona kilkanaście tygodni wcześniej przez Patryka. Poczuła ogarniający ją
gniew.
- Posłuchaj
gówniarzu… Może u siebie mogłeś sobie pozwalać na takie teksty, ale tutaj w
Europie…
- Przecież
tutaj w Europie, wszystkie są takie same – przerwał jej ostro. – Ten pani mąż
na pewno nie ma takiej pały, jak nasze, więc…
Nie
dokończył, bo chamska zaczepka w połączeniu z ubliżeniem Danielowi przesądziła
o wszystkim. Nie wahając się ani chwili, wymierzyła Syryjczykowi siarczysty
policzek.
- Ma na
pewno większy mózg, niż ty, gówniarzu – rzuciła, robiąc krok w przód.
Ale nie
zdążyła postawić nogi na posadzce, gdy cała czwórka niemal rzuciła się na nią,
przypierając do ściany.
Mimo, że
gniew potęgował jej siły, to jednocześnie została zaskoczona. Brak początkowego
oporu doprowadził do tego, że och dłonie znalazły się na jej sukience. Poczuła
dotyk na bokach ud, na brzuchu, nawet na piersiach. Upokorzony Samir bezczelnie
przylgnął do niej, wpijając się ustami w jej szyję. Opór nie pomagał.
- Bezczelna
suko! – wysapał, gdy oderwał się od niej, rzucając agresywnie słowa w jej
twarz. – Nie będziesz bezkarnie biła muzułmanina, rozumiesz? Nauczymy cię porządku,
nauczycielko…!
Znów
przylgnął do jej szyi, ktoś zasłonił jej usta, którymi nieco już przestraszona próbowała
wezwać pomocy a czyjaś dłoń sięgnęła między jej uda, przesuwając w górę,
zadzierając sukienkę i docierając do majtek. Wyczuła napór czyichś palców na
cipce, chronionej tylko cienkim materiałem bielizny.
Wytężyła
siły raz jeszcze, rozpychając się, uderzając kolanem w kogoś, wymachując dłońmi
jak oszalała. Wyrwała się i niemal uciekła w głąb sali. Na szczęście ta była
niedaleko i tu była bezpieczna, bo przecież nie mogli zachowywać się wobec niej
tak, jak na ciemnym korytarzu.
Wzburzona
nie zapomniała o incydencie, informując o nim natychmiast Daniela a potem
dyrektora szkoły. Pierwszy się wkurzył, ale uznał, że robienie czegokolwiek
może skończyć się w obecnej sytuacji prawnej jakimiś konsekwencjami. Drugi po
prostu przyjął do wiadomości to co się stało, obiecując rozmowę z winowajcami.
Do rozmowy
doszło, ale nie z piątką agresorów. Już w kwietniu, gdy niemal zapomniała o
całej sprawie, została poproszona przez pana Zbigniewa do siebie.
Weszła i
stwierdziła, że dyrektor nie jest sam. Towarzyszył mu starszy mężczyzna o
arabskiej urodzie patrzący na nią średnio przychylnym wzrokiem.
- Jest
problem, pani Kamilo – zaczął pan Zbigniew, gdy usiadła naprzeciw niego.
- Jaki?
- Chodzi o
ten incydent ze studniówki. Panowie Samir, Mounir, Mokhtar i Sulejman
zaskarżyli panią o pobicie.
- Gdzie
zaskarżyli, nie rozumiem…?
- No
właśnie w tym problem. Zwrócili się do wielkiego muftiego Polski. On zajął się
tą sprawą i wydał werdykt.
- Ale jak
to, nie rozumiem… Przecież to ja byłam poszkodowaną, zgodnie z tym co panu
zgłosiłam.
- Tak, ale
oni twierdzą, że było inaczej. Twierdzą, że uderzyła pani bez powodu jednego z
nich, Samira. Wielki mufti wyznaczył osobę do prowadzenia śledztwa, to właśnie
ta osoba, pan Ahmed – wskazał na stojącego obok mężczyznę, który nawet nie
skłonił się nie przywitanie. – Pan Ahmed przeanalizował sprawę i doszedł do
wniosku, że nie jest jednoznaczna.
- Zaraz,
zaraz… I co z tego wynika? Gwiżdżę sobie na postanowienia jakiegoś tam związku
muzułmańskiego – zareagowała ostro.
- Pani
Kamilo, niech pani trochę uspokoi ton, to jest poważna sytuacja… Pan Ahmed
przeprowadził dochodzenie, po czym podzielił się wnioskami z ministerstwem oświaty.
Minister wysłał swojego przedstawiciela, pana Redziszewskiego, niestety
nieobecnego tutaj, ale jego podpis ma pani na wyroku w tej sprawie – dyrektor
machnął kartką papieru.
- Jakiego
wyroku? Jak on brzmi? – z jednej strony rozgniewana, z drugiej nieco
zaniepokojona, rzuciła okiem na kartkę.
- Otóż…
Przestudiowana monitoring, który zdaje się niczego nie rozwiązywać. Nie dość,
że w tych warunkach niewiele widać, to jeszcze zapis pokazuje, że prawdziwe
mogą być wersje i pani i uczniów. Prawdy niestety nie da się ustalić a zeznania
są sprzeczne.
- No więc…?
Skoro tak, to wątpliwości działają na korzyść oskarżonego, tak? – rzuciła
uspokojona, bo wszystko wskazywało, że nic jej nie grozi. - Jestem oburzona
zachowaniem pańskich podopiecznych – wytknęła Ahmedowi, który spojrzał na nią z
jeszcze większą niechęcią, ale nim zdążył się odezwać uprzedził go dyrektor.
- Tak,
działają, ale w świetle praw muzułmańskich wygląda to trochę inaczej, dlatego
panowie reprezentujący związek muzułmanów i ministerstwo oświaty wydały wyrok w
tej sprawie, który chciałbym przedstawić.
- Ale jaki
wyrok, skoro niczego mi nie udowodniona? – zaniepokoiła się znów.
- Niech
pani posłucha… W związku z dochodzeniem prowadzonym w sprawie incydentu, do
którego doszło w trakcie zabawy studniówkowej w mieście… I tak dalej – dyrektor
przebiegł wzorkiem po kolejnych linijkach. – Mając na uwadze dobro licealnej
nauczycielki, jak i naszych gości z państw wschodnich, nie widzimy innej
możliwości, by sprawiedliwość dokonała się przez Sąd Boży.
- Sąd Boży?
– zdumiała się. – Co to za bzdury, panie Zbigniewie…
- Proszę
nie lekceważyć wyroków, pani Kamilo, naprawdę… - przerwał jej pan Zbigniew. –
Warunki Sądu Bożego przedstawi pani, pan Ahmed.
- Sąd Boży
to forma pojedynku. Zwycięzcą będzie ten, którego wskaże nam Allah – skłonił
się wreszcie. – O, Allah Akbar…! – skłonił się raz jeszcze. – Zasady wyglądają
następująco. Obie strony spotkają się w lesie, na terenie wojskowym. Oskarżona,
uzbrojona w karabin z pociskami gazowymi będzie musiała dotrzeć do magazynów
bronionych przez poszkodowanych.
- W
karabin?! To żart?
- W karabin
na pociski gazowe, to coś w rodzaju paintballa – wyjaśnił szybko pan Zbigniew.
– One są skuteczniejsze, eliminują przeciwnika na stałe. To znaczy na godzinę
gdzieś, co w tym przypadku jest wystarczające.
-
Poszkodowani będą także uzbrojeni w taką samą broń – dokończył Ahmed.
- Zaraz… -
zdumiona nie dowierzała w to co słyszy. – Mam przejść przez las do jakichś
magazynów? W których oni będą koczować, by na mnie czekać? Przecież nie mam
szans.
- Magazyny
stoją po całej wschodniej stronie lasu, jest ich sześć, dlatego nie ma
fizycznej możliwości, by po prostu stali przed nimi czekając na panią –
wyjaśniał dyrektor. – Pani zadaniem jest przejście przez las i dotarcie do
jednego z magazynów. Tam telefonicznie poinformuje pani jednego z arbitrów o
wykonaniu zadania. To zakończy sprawę.
- A oni…?
Co mają zrobić?
- Oni mają
panią przed tym powstrzymać. Czy to karabinami, czy w inny sposób. Jeśli im się
to uda, wygrają oni.
- A jeśli
wygrają? To co wtedy? To też kończy sprawę?
- Nie do
końca… - chrząknął pan Zbigniew.
- Jeżeli
Sąd Boży potwierdzi pani winę, to znaczy, że zatriumfuje prawo muzułmańskie. W
ten sposób zostanie pani zobowiązana do zadośćuczynienia względem tych, których
pani niesłusznie oskarżyła.
-
Zadośćuczynienia? Jakiego? – zapytała tak rozgniewana, jak i zaniepokojona. Nie
czekała na odpowiedź, domyślając się już jak będzie brzmiała.
- Dokładnie
takiego, jakiego sobie zażyczą, chcąc doznać pełnej satysfakcji po niewinnym
oskarżeniu. O, Allah Akbar! – skłonił się Ahmed.
- Rozumiem…
I ich ma być czterech a ja sama?
- Ich
pięciu. – poprawił Ahmed. – Samir, Mounir, Mokhtar, Sulejman i jeszcze ich
kolega Oskar, który znajdował się wśród grupy. Pani była sama, nikogo innego ta
sprawa nie dotyczy.
- Przecież
to niesprawiedliwe.
-
Oczywiście, że sprawiedliwe – zaprzeczył Ahmed. – Sprawiedliwie, gdyż dotyczy
tylko tych, którzy zostali potencjalnie obrażeni.
- I nie ma
innego wyjścia z tym wszystkim? – zapytała robiąc coraz większe oczy.
- Może pani
przystąpić do starcia z pomocnikami. Ale są dwa zastrzeżenia. Po pierwsze muszą
to być ludzie związani z całą sprawą, czyli poszkodowani. Nie może pani wynająć
profesjonalnych żołnierzy, czy innych. A po drugie, oni wchodząc w tą sprawę,
akceptują postanowienia wyroku, czyli w przypadku porażki, także podlegają
dowolnej karze wymyślonej przez zwycięzców.
- Jedynym
wyjściem dla pani byłoby, gdyby pani zrezygnowała z posady nauczycielki, wtedy
sprawę rozpatrzyłby polski sąd cywilny – wyjaśnił dyrektor kończąc zebranie.
Oszołomiona
nie mogła przestać o tym myśleć. Co tu się do cholery, wyprawiło?
Wiedziała,
że nie zrezygnuje z pracy nauczycielki. Mimo wszystko lubiła ją, poza tym
brakowało innych perspektyw. Musiała zatem pogodzić się z perspektywą tego nad
wyraz oryginalnego pojedynku. Starcia na karabiny i naboje gazowe.
Starcia, do
którego miała stanąć sama. A termin wyznaczony na ostatni dzień kwietnia
zbliżał się wielkimi krokami. Daniel nie mógł w niczym pomóc, zresztą przebywał
w tym czasie w Ameryce południowej negocjując jakiś transfer. Zresztą cóż by
wymyślił? Musiała uporać się z tym wszystkim sama.
I z dnia na
dzień czuła się coraz bardziej osamotniona. Nie było znikąd ratunku, nie licząc
ewentualnego odejścia z pracy.
Bo niby
mogła szukać jakichś sprzymierzeńców, ale jakich? Mogliby to być ewentualnie
nauczyciele, czy uczniowie, poszkodowani w jakiś tam sposób. Ale żaden nie
chciał. Realna możliwość porażki odstraszała kolegów z pracy. Nie chcieli
pomóc. Rozczarowała się nimi.
Nawet
koleżanki…
- Spróbuj
się z nimi dogadać jakoś i oszczędzisz sobie tych nerwów – rzuciła Marta
podczas rozmowy w pokoju nauczycielskim trzy dni przed wyznaczonym terminem.
-
Wyobrażasz sobie na jakich warunkach musiałabym się z nimi dogadać? – zapytała
jednoznacznie dając do zrozumienia co ma na myśli.
- No cóż…
Pięciu chłopaków… Chociaż przystojni są, reprezentują inną kulturę… Są
obdarzeni… - dodała ciszej.
Żachnęła
się tylko zbulwersowana słysząc taką odpowiedź.
Ani koledzy
z pracy, ani koleżanki. Ani uczniowie, odważni tylko do tego, by rzucić pytanie
„A co pani oferuje w zamian?”.
Zdenerwowana
machnęła ręką. Za nic. Jeżeli ma się poddać, to po walce. Pokaże im słowiańską
waleczność i odwagę.
Tak,
waleczność i odwagę… Skąd? Ona, licealna nauczycielka? Kiepsko wysportowana,
nie mająca żadnego obycia z bronią? Boże drogi, przecież nie ma żadnych,
absolutnie żadnych szans!
Dopiero
teraz docierało to do niej z całą mocą. Dopiero teraz wizje tego, jak leży
gdzieś tam w trawie, czy w magazynie, wśród pastwiących się nad nią
nienasyconych Arabów i tego jednego chłopaka z Polski, Oskara, który od trzech
lat się na nią napalał i wszystko wskazywało na to, że teraz, zupełnie
nieoczekiwanie…
No właśnie.
Od tamtego incydentu nie prowadziła już zajęć z trzecią C, została zastąpiona
przez inna polonistkę, ale na korytarzu mijała ich czasem, albo pod wyjściem.
Tak jak
teraz, dokładnie na dzień przed starciem. Wyszła spóźniona, było pusto. Tylko
dalej, pod bramą, on, Oskar. Tak jakby czekał na kogoś. Bo chyba czekał. Nigdy
nie widziała go samego. Albo był w otoczeniu kolegów, albo w towarzystwie
którejś z jego licznych fanek.
Czekał
celowo. I wiedziała, że będzie napawał się jej stanem, ale takiego tekstu się
nie spodziewała.
-
Przypuszczam, że jest już pani przygotowana, na to jutro zerżnę panią w dupę? –
rzucił bezczelnie.
Zwolniła
nieco krok, spoglądając mu w twarz. Do tego doprowadzono, by maturzysta rzucał
takimi tekstami w twarz szkolnej nauczycielce. Była bezbronna, nawet jeśli
chodzi o jakąkolwiek polemikę. Przecież użeranie się nie miało żadnego sensu.
Jego bezczelny, napalony wzrok obezwładniał ją. I poniżał. Z całą pewnością
wyobrażał już sobie to, o czym wspomniał przed chwilą.
Odwróciła
oczy, ruszając w kierunku domu.
- Niech
pani nie wkłada jutro majtek, nie będą pani do niczego potrzebne! – usłyszała
jeszcze za sobą.
Niech to…
Może lepiej jednak rzucić pracę i poszukać czegoś innego?
Biła się z
tymi myślami przez całą drogę do domu. Była niemal załamana. Prawie nie
zauważyła towarzystwa przed wejściem.
- Dzień
dobry – usłyszała.
Podniosła
głowę, widząc trzech chłopaków. Stali patrząc na nią z powagą, jak i pewnym
chyba współczuciem. Albo i determinacją. Czego chcieli?
Wyprostowała
się. Skarciła się za to, że wygląda jak siedem nieszczęść. Jeszcze nie, jeszcze
za wcześnie.
-
Przyszliśmy do pani z pewną propozycją, chcemy porozmawiać – rzucił Patryk.
Nawet on
wyglądał poważnie. Wpuściła ich do środka. Rozsiedli się wygodnie w pokoju.
- Chcemy
pani pomóc jutro – rzucił Patryk, nie bawiąc się w żadne wprowadzenia.
- Pomóc? W
jaki sposób? – zapytała, nie oczekując zbyt wiele.
-
Normalnie. Jako uczniowie pani klasy, czujemy się poszkodowani wyrokiem, więc
chcemy pomóc pani w tej walce. Bezpośrednio.
- Wszyscy
trzej? – upewniła się z lekką nadzieją w głosie, mieszającą się z
powątpiewaniem. Ich pomoc zawsze stanowiła jakąś wartość, ale sytuacja w
dalszym ciągu była trudna. Ot, trochę uciekła z miana beznadziejnej.
- Tak,
wszyscy – zapewnił Patryk a pozostali dwaj, skinęli głowami.
- Cieszę
się, naprawdę – powiedziała poważnie. – Ale czy wiecie o konsekwencjach, z
jakimi możecie się spotkać?
- Wiemy –
machnął ręką Patryk, jakby lekceważył je sobie. – Trudno, raz się żyje. Ale nie
pozwolimy na to by działa się niesprawiedliwość i by została pani skrzywdzona.
- Jesteśmy
gotowi przelać za panią krew – dodał dumnie Sebastian, odgarniając długie blond
włosy z drobnej, trochę dziecinnej twarzy.
- Może was
spotkać za to coś naprawdę złego – wolała im to uświadomić.
- Wiemy –
powtórzył Patryk, jakby lekko zniecierpliwiony. – Nie damy, po prostu nie damy…
Chcę postrzelać do tych sukinsynów!
- Spokojnie
– ostudziła jego gorącą głowę. – Dziękuję wam naprawdę, tym bardziej, jeśli
chcecie to zrobić bezinteresownie.
- No
bezinteresownie, przecież nie będzie pani nam za to płacić…
- No, mogła
by pani pojechać z nami do Antonówka na wycieczkę… - mruknął niewinnie
Sebastian.
- Wolę nie
składać żadnych deklaracji, jeśli jesteśmy jeszcze przed tym wszystkim,
wiecie…? Ale… - urwała nieco wzruszona i podbudowana ich postawą, po tych
wszystkich upokorzeniach jakie przeżyła w tym miesiącu. – Jeżeli to się uda, to
nie powiem wam „nie”, czego byście sobie nie życzyli – zapewniła solennie,
takim tonem, jak niemal oni sami przed chwilą.
- Będziemy
pani najwierniejszymi żołnierzami – przyrzekł zapalony Sebastian.
Odetchnęła
z lekką ulgą, gdy wyszli. Zawsze to coś. Ale wiedziała, że do finału daleka
jeszcze droga i przeciwnicy będą dużo bardziej agresywni i zdeterminowani. I że
noc, którą ją czeka przed jutrzejszym dniem będzie praktycznie nieprzespana.
Rozdział 2
A dzień
wstał piękny, słoneczny. Tylko, że dla niej to słońce świeciło złowrogo.
Nie poszła
do pracy. Wymówiła się jakoś. Nie chciała wyłapywać na sobie tych wszystkich
spojrzeń. Spojrzeń kolegów z pracy, uczniów na szkolnym korytarzu.
Wyobrażających sobie, jak po przegranym pojedynku jest gwałcona po kolei przez
pięciu napalonych byczków.
W domu tez
nie mogła znaleźć dla siebie miejsca. To oczywiste. Żołądek strajkował, nie
jadła prawie nic. Gdy słońce powoli zaczęło zachodzić, wyszła z domu, czując,
że ma nogi jak z waty.
Kilka minut
przed dwudziestą była na miejscu. U progu lasu. Z daleka dostrzegła cztery
osoby.
Odetchnęła
z ulgą. Jednak nie zawiedli. Od razu rozpoznała postacie swoich uczniów.
Czwartą osobą był jeden z dwóch arbitrów pojedynku.
- Dobrze,
że jesteście – rzuciła na przywitanie. O dziwo wyglądali na zadowolonych. Jakby
wciąż nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia. A może to jej przybycie i jej
przywitanie tak na nich wpłynęło?
- Do
rzeczy, proszę państwa, bo mamy za dwie minuty dwudziestą – odezwał się
arbiter. – Przypomnę wszystkie zasady. Po pierwsze, zadaniem oskarżonej jest
zdobycie choćby jednego z magazynów. Zdobycie magazynu przez kogokolwiek innego
nie kończy sądu, gdyż pomocnicy mogą służyć tylko do celu eliminacji wrogów i
niczego więcej. Po drugie, dysponujecie karabinami i każdy z was ma po
trzydzieści sztuk amunicji gazowej. Trafienie przeciwnika takim pociskiem
eliminuje go z walki dobrze na ponad godzinę, czyli praktycznie z całego starcia.
Po trzecie, grę kończy albo wasze wybicie przeciwników co do jednego, bądź
zmuszenie ich do poddania się, albo też, gdy oni pojmą, albo hm… Zastrzelą
pozwaną. Pojmą i zaprezentują jednemu z arbitrów pojedynku. To chyba wszystko.
Zamilkł na
chwilę, idąc w kierunku lasu.
- To jest
las – wyjaśnił mało odkrywczym tonem. – Magazyny są po drugiej stronie, jakieś
dwa kilometry stąd, z hakiem. Zresztą las jest szeroki na dobry kilometr, tak
na oko. Może jest duży, może nie, jak dla kogo… Jest już prawie ciemno, w lesie
będzie w ogóle mało widać. Nie macie prawa używać żadnych noktowizorów, czy
sprzętu w tym stylu.
Przerwał
znów, rozglądając się po twarzach uczestników starcia.
- Skoro nie
ma pytań, to ja usuwam się w cień – spojrzał na zegarek. – Wybiła dwudziesta,
starcie zostało rozpoczęte, powodzenia!
Kamila
błyskawicznie poczuła podwyższone tętno. A więc kości zostały rzucone. Odwrotu
już nie było.
- Robimy
jakąś taktykę? – zapytał Sebastian.
- Ja bym to
zrobił tak – odezwał się Patryk, na którym zagrożenie najwidoczniej nie robiło
żadnego wrażenia. – Do lasu idzie kilka ścieżek na całej szerokości… Więc
musimy się rozdzielić. Jeśli będziemy trzymali się w grupie i osłaniali,
zidentyfikują nas szybko i wtedy wystarczy jeden celny strzał i będzie po wszystkim.
- Ale
pojedynczo…? – zaniepokoił się lekko długowłosy blondyn. – Wtedy jak nas
powystrzelają wiesz… W jeden na jeden, to dopiero będzie pogrom.
- Ale tylko
wtedy jest szansa. Oni też się rozdzielą i tak wejdą w las. Musimy to wyczekać,
posuwać się ostrożnie i nasłuchiwać hałasów. No i nie strzelać do siebie.
Dlatego rozdzielimy się i pójdziemy innymi ścieżkami, by wiedzieć, że jak kogoś
widzimy to jest to wróg. I walimy mu w dupsko – wyjaśnił obrazowo nabuzowany
Patryk.
- Też tak
myślę – skomentował krótko wysoki Mateusz przyglądając się karabinowi.
- To jak
się rozdzielamy? – zapytał Sebastian.
- Pani
Kamila musi pójść, którąś z bocznych, bo oni mimowolnie będą pilnować środka.
Więc na spotkanie z nimi wyjdziemy my. Ty pierwszy.
- Dlaczego?
– zapytał nieufnie.
- Jesteś
najniższy, przemkniesz jakoś, wybadasz teren, może zwrócisz ich uwagę? Może
wepniesz się przy jakiejś okazji na drzewko i rozejrzysz się po okolicy?
Pułapek się nie bój, nie mieli czasu by takowe przygotować.
- Jasne, na
pewno coś w tych ciemnościach dostrzegę…
- No
nieważne, zawsze coś. Zawsze możesz nasłuchiwać. I jeszcze coś. Możesz naprawdę
ściągnąć ich uwagę robiąc wiele hałasu, biegając między drzewami. Tak, żebyś
ściągnął na siebie może nawet dwóch z nich. Pamiętajmy, że jesteśmy słabsi
liczebnie.
- A wy?
- My
pójdziemy po bokach. Powiedzmy, że Mati tą skrajna południową, ja na północ od
ciebie. I pani Kamila najbardziej na północ, tą skrajną.
- Te dróżki
nie są takie znowu proste, kręcą się, wiją, kończą…
- Tak, ale
to tym lepiej, bo i oni nie wyjdą nam tak na wprost. A do tego, lepiej dla nas,
bo jeszcze jedna rzecz… Idziemy, starając się kierować na północ, tak, żeby im
bliżej końca lasu, tym bliżej pani Kamili, bliżej tego ostatniego magazynu. Bo
jak się nie spotkamy z nimi nigdzie po drodze, to tam rozegra się ostateczna
batalia. Pod magazynami. Dobra to chyba tyle. Naszym zadaniem jest eliminacja
tamtych. Jak zaliczymy pięć trupów, to wygrywamy i wracamy po panią Kamilę.
- Wracamy…?
- Tak, pani
Kamila wejdzie może z piętnaście minut po nas. My idziemy pierwsi, jako
awangarda. Pani Kamila jest najważniejsza, nie może iść pierwsza, wręcz
przeciwnie, pójdzie ostatnia.
Zamilkli.
Patryk wyłożył chyba wszystko dostatecznie jasno.
- Co pani
na to? – zwrócił się do milczącej, stojącej dwa metry z boku nauczycielki
Sebastian.
- Nie mam
innego pomysłu… - szepnęła, jakby to wszystko ocierało do niej ze
zwielokrotnioną mocą. I jakby ten mroczny las przytłaczał ją niesamowicie.
- No to
ruszamy – rzucił Mateusz.
- Ruszamy –
powtórzył Patryk. – W imię ojca i syna… Chłopaki, walić jak do kaczek!
Pamiętajcie, litość to zbrodnia! – splunął siarczyście.
Na
uginających się kolanach weszła w ciemny las odczekawszy wcześniej dokładnie
piętnaście minut. Z karabinem w dłoniach nie czuła się ani trochę pewniej. Może
w stosunku do jakiegoś ewentualnego zwierzaka. Ale nie do ludzi. Ciężko było
jej przyjąć, że ma z tego walić do ludzi, nawet jeżeli naboje powodowały tylko
coś w rodzaju utraty przytomności.
Kilka
kroków, tak, żeby znaleźć się między drzewami. I co dalej? Prosto, jak
wskazywała ścieżka, czy w bok, gdzieś w trawę, krzaki? Przecież… Że też o tym
nie pomyśleli na początku. Wróg będzie na nich czekał właśnie na ścieżkach,
czyż nie?
Przeszła
jeszcze kawałek, może ze sto metrów, może kolejne sto, wiedząc, że jest jeszcze
za wcześnie by trafić na przeciwnika i powoli zaczęła schodzić z
niebezpiecznej, bo wijącej się ścieżki.
Księżyc
kiepsko oświetlał las, ale dobrze, że był i on, bo przynajmniej coś dało się
zobaczyć.
A co jeśli
tamci zostawili pusty las, skupiając się na magazynach? Teoretycznie istniała
taka możliwość. Ale wtedy musieliby jeden z nich odpuścić. Chyba, że któreś
stoją jakoś bliżej.
Nie, nie
zrobili tego. Weszli w las i będą na nich polować. Na nią. Tylko, że w tych
warunkach ciężko zobaczyć coś dalej, niż na kilka metrów. Tylko momentami, gdy
drzewa przerzedzały się i do lasu wpadała księżycowa poświata.
Kroczyła
ostrożnie, starając się nie robić żadnego hałasu. Bała się coraz mocniej. Nie
wiedziała czego bardziej. Bo wróg i stawka sądu, to jedno. Ale ciemny, mroczny
las ze swą ponurą atmosferą, to drugie.
Każdy,
odgłos, każdy dźwięk, każdy szelest wywołany przez ptaszka, jaszczurkę, czy
cokolwiek innego zwracał jej uwagę. Ale pewnie tak samo każdego z dziewięciu
ludzi w tym mrocznym lesie.
Boże, co za
klimat, co za uczucie… Jak na prawdziwej wojnie.
Bo to była
wojna i musiała to przyjąć do wiadomości. Wojna o jej cześć i honor. Albo wygra
i uratuje się, albo przegra i zostanie zhańbiona na wieki.
Ile już
przeszła? Minęło chociaż z pół kilometra? To byłby sukces. Nie wiedziała.
Mogłaby wiedzieć, gdyby znała czas, jakim pokonała drogę, ale w tych warunkach
nie chciała zdradzać się w żaden sposób a wyświetlacz komórki byłby widoczny ze
sporej odległości. Tym bardziej, jeżeli ktoś z nich byłby już tu, gdzieś…
Nie, chyba
jeszcze za wcześnie… Przecież mogliby tu być, gdyby pobiegli. Ale biec w
ciemnym lesie, wystawiając się na ewentualny ostrzał? Nie zrobili tego. Na
pewno.
Choć z
drugiej strony, ona weszła do lasu spóźniona.
Podjęła
szybszy marsz, wchodząc ponownie na ścieżkę i czując, że nerwy ma jak na
postronku. Nie ma ich tu jeszcze i tyle. Jeszcze sto, dwieście, może trzysta
metrów i zaczną się kłopoty. Teraz jeszcze nie.
Trzy,
cztery minuty później zwolniła i zeszła ze ścieżki, widząc, ze można iść między
drzewami. No to szła. Coraz wolniejszym krokiem. Rozumiejąc, że jeżeli tamci
zastosowali podobną taktykę, to powoli nadchodził czas starcia.
A co z
resztą? Mateuszem, Sebastianem, Patrykiem? Czy oni zaliczyli już jakieś
spotkania z przeciwnikiem? Jak daleko zaszli? Wyruszali przecież prędzej, po
kolei, co pięć minut. Powinni być dalej, niż ona. Może już w połowie drogi.
A może
któryś z nich został już wyeliminowany?
Drgnęła nie
po raz pierwszy, słysząc wyraźniejszy szelest między drzewami. Reagowała tak
non stop. Wcześniej lekceważyła to jeszcze jakoś wiedząc, że to nie mógł być
wróg. Teraz nie było już żadnej pewności. To był już ten moment, gdy spotkanie
wydawało się coraz bardziej prawdopodobne.
Już chciała
postawić nogę, gdy szelest powtórzył się. Zamarła, wstrzymując oddech. Czy tu
ktoś jest? Czy tylko jakieś leśne żyjątko?
Nagle ciszę
przerwał huk. Tak, huk. Słaby, delikatny, ledwo słyszalny, ale jednak wyraźny
huk broni. Owszem, mieli tłumiki na lufach, ale Kamila doskonale wiedziała, że
tłumik nie powoduje żadnego efektu, typu pstryknięcie kontaktu. To tylko filmy
z Hollywood tak to przedstawiały. W rzeczywistości, brzmiało to właśnie…
Właśnie tak. Słyszalne z odległości pewnie tych kilkuset metrów, gdzieś z głębi
lasu.
Nie
poruszyła się i wtedy zobaczyła przesuwającą się postać.
To musiał
być wróg. Zatrzymał się, jak i ona, usłyszawszy wystrzał, ale paradoksalnie ten
huk go uspokoił. Bo chyba uznał, że coś dzieje się tam daleko stąd a nie tutaj.
I ruszył dalej, nie zaniedbując pewnych środków ostrożności, ale jednak dość
pewnie.
Z trudem
powstrzymała jęk, gdy przeszedł może jakieś dwa metry obok niej. Napięcie stało
się nie do zniesienia. Musiała zareagować, chociaż nawet stąd nie wiedziała z
kim konkretnie ma do czynienia. Ale był dość wysoki, zatem Patryk i Sebastian
odpadali. A Mateusz operował daleko na południu. Więc to był wróg i chcąc mieć
bezpieczne tyły…
Podjęła
decyzję w mgnieniu oka, wiedząc, że liczy się każda sekunda. Poruszyła się,
unosząc karabin. On wyczuł hałas, ale zareagował zbyt późno. Nacisnęła spust i
przeciwnik padł jak rażony gromem.
- Ach….! –
tego jęku naładowanego dawką niezwykłych emocji już nie była w stanie
powstrzymać.
Jeden
wyeliminowany. Nawet nie wiedziała który. Nerwy grały jak oszalałe, że jedyne
co umiała zrobić, to tylko szybkie korki w przód, w kierunku wschodnim, w
stronę magazynów. Ważne, że jeden z przeciwników zakończył swój udział.
Sulejman? Mounir? Do cholery z tym…!
Dobra,
dobra… Co by się nie działo, nie podobno, by było tu ich dwóch, nie…? Miała
otwartą drogę. Przynajmniej przez jakiś czas.
Przyspieszyła
kroku, czując, że jej rozumowanie jest racjonalne. Boże, ile jeszcze? Czy to
już połowa drogi? Dobre i to…
Szła, dość
szybko, nie zwalniając. Minuta, na pewno druga, potem trzecia. Każda minuta na
równym terenie w takim tempie to byłoby praktycznie sto metrów. Tutaj z
pewnością nie. Ale te kilka minut nieco bardziej intensywnego marszu…?
Wliczając w to poprzednie, musiała już ponoć pierwszy kilometr, tak? Tak, na pewno.
Zwolniła,
gdy do jej uszu doszedł odgłos kolejnego strzału gdzieś tam. A kilkanaście
sekund następny. I jeszcze jeden. Nawet jakaś mała kanonada. Kto to tam tak
walczył…? Ach, gdyby wiedziała, czy są jakieś trupy i po czyjej stronie…
Natychmiast
przyspieszyła kroku. Skoro walka jest tam, to znaczy, że nie będzie jej tutaj.
Chociaż ten, którego odstrzeliła też tak chyba myślał i skończył źle. Ale ona
nie! Nie skończy źle. Szła, momentami podbiegając, patrząc uważnie, by nie
wyrżnąć nosem w jakieś drzewo.
Przystanęła
w końcu. Nie dość, że nie mogła tak przejść całego lasu, to potrzebowała
odpoczynku. Oddychała ciężej. W ostatnich minutach jakby mniej skupiała się na
odgłosach lasu. Teraz musiała. Nie słyszała niczego, aż…
- Ma pani
szczęście, że to tylko ja a nie oni – usłyszała głośniejszy szept za sobą.
Drgnęła
błyskawicznie, spanikowana. Dopiero po sekundzie zrozumiała, że to głos
Patryka. Odetchnęła z ulgą.
- Co się
dzieje? – zasypała go pytaniami szepcząc, chociaż emocje potęgowały jej szept.
– Co to była za strzelanina? Co z pozostałymi?
- Nie mam
większego pojęcia – wyznał. – Wiem tylko, że Sebastian zrobił to co do niego
należało i zajął sobą kogoś. Ta strzelanina sprzed kilku minut to jego sprawka.
Ale nie wiem jakie efekty, czy trafił kogoś, czy trafili jego…
- A
Mateusz?
- Nie wiem
co z nim. Za daleko na południe poszedł. Jeśli mu się udało, to powoli będzie
kierował się w naszą stronę.
- Ja…
Wyeliminowałam jednego z nich – przyznała niepytana.
- Kogo? –
zdziwił się.
Opowiedziała
skrótowo. Milczeli przez chwilę analizując informacje.
- A więc w
tym rejonie nie może ich być zbyt wielu – oświadczyła w końcu Kamila. – Jeden
był i go już nie ma. Może kręci się tu ktoś jeszcze. Ech, gdybyśmy wiedzieli
ilu zostało przy życiu. I gdybyśmy spotkali się z Sebastianem i Mateuszem
teraz. Szanse byłyby większe. Oni mają kierować się w tą stronę, tak?
- Tak –
przyznał Patryk. – Ale w tych warunkach możemy minąć się o trzydzieści metrów i
nie wiedzieć o tym.
- Więc
musimy iść…
- Tak,
musimy. Ale zrobimy to trochę inaczej.
- Co masz
na myśli?
- Wystawię
się… - oświadczył zdecydowanie, choć szeptał, jak i ona. – Pójdę jakieś
dziesięć metrów przed panią. Jeżeli natkniemy się na kogoś od nich i będę miał
niefart, to przynajmniej pani będzie o tym wiedzieć.
- Co mi po
tym, że zostaniesz wyeliminowany? – zapytała nie do końca rozumiejąc.
- To, że
tamten, jeśli mnie zastrzeli faktycznie, do czego zresztą nie musi dojść…
Zaniecha środków ostrożności, wychodząc z tego założenia co ten, którego pani
zastrzeliła no i pani sama po tym zastrzeleniu... Że byłem sam i nie ma się
czego bać. Wtedy pani będzie go mieć jak na widelcu.
- Oby… -
westchnęła.
Jego
rozumowanie było dość słuszne. Ruszyli więc, klucząc między drzewami. Szli w
milczeniu, ostrożnie, nie spiesząc się. Nie było za bardzo takiej potrzeby.
Teraz mieli pewną przewagę.
Szli.
Patryk przodem, ona kilka metrów za nim, starając się nie robić hałasu i nie
tracić Patryka z pola widzenia. Liczyła kroki z nerwów, choć to liczenie było
bezsensowne. To nie asfalt, gdzie określona ilość kroków daje jakąś wyliczalną
odległość. Tutaj, w lesie…
Ale dobre i
to. Wiedziała, że zalicza kolejne dziesiątki metrów do celu. To już był na
pewno ten moment, w którym można było włączyć tak zwane wsteczne odliczanie.
Ile do magazynu? Kilometr? Na pewno niecały. Może osiemset metrów? Może już
tylko sześćset?
Żywiła się
tą nadzieją. Przeszli już spory kawałek. W ogóle zaszła daleko. To już nie było
to co kilkadziesiąt minut wcześniej, gdy robiła pierwsze kroki. Nie, nie…
Musiała już pokonać sporą odległość. Może nawet już trzy czwarte drogi? Może
została już tylko ostatnia ćwiartka?
Tak, czy
inaczej to jeszcze dobre pół kilometra. Nadzieja rosła z każdym krokiem. Tym
bardziej, że wciąż widziała, albo przynajmniej czuła idącego przed nią ucznia.
I szła za
nim. I kolejne kroki przybliżały ją do celu. I kolejne upływające sekundy i
minuty przynosiły coraz większą wiarę w zwycięstwo.
Boże, ile
to jeszcze…? Przecież tu już lada moment powinna zobaczyć jakieś wyjście z
lasu. OK, trochę nadrobili drogi, wijąc, klucząc niezbyt prostą drogą, ale nie
aż tak… Niech to będzie już tylko dwieście metrów.
Przystanęła
nagle zwracając chyba instynktownie uwagę na jakiś szelest, albo coś… I sekundę
później padł strzał.
- Kurwa… -
usłyszała tylko ten jeden wyraz wypowiedziany słabym głosem i zrozumiała, że
Patryk padł. Tak, bardziej zrozumiała i usłyszała, niż zobaczyła.
Wstrzymała
oddech w panice. Została sama a skoro tak… Czy spełni się to co przepowiedział?
Że przeciwnik zlekceważy teraz zasady bezpieczeństwa?
Nie
oddychała niemal. Nasłuchując jakichś odgłosów, które ujawniły się chwilę po
wystrzale. Szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w leśny mrok, starając się
wychwycić wroga.
Nie
widziała zbyt wiele. Prawdę mówiąc nie widziała nic. Kierowała się słuchem.
Słyszała jego kroki, jego oddech, jakieś ruchy. To, że pewnie podszedł do
leżącego Patryka, chcąc się upewnić…
Nie miała
wyboru. Musiała zaryzykować. Tak nakazywał jej instynkt. Gdyby tego nie
zrobiła, to on by gdzieś tu przebywał a ona długo nie mogłaby zrobić ani kroku,
nie wiedząc, gdzie się podział.
Uniosła
karabin i strzeliła. Raz, drugi, trzeci, czwarty. Waląc praktycznie na oślep w
ciemność, dla pewności.
Cisza…
Cisza, choć wcześniej usłyszała hałas. Taki, jakby ciało osuwało się na ziemie.
Tak się to jej skojarzyło. Czy to było złudzenie, czy faktycznie odstrzeliła
kolejnego wroga?
Wychyliła
głowę w kierunku ścieżki i wtedy zobaczyła… Zobaczyła blade światło
przebijające się zza linii drzew. Może sto, może dwieście metrów przed nią. To
były światła lamp pod magazynami.
Nie miała
pewności, czy trafiła, czy nie, ale raczej tak. A jeśli tak i cel był już tak
blisko…
Wzięła
głęboki oddech i niesamowitym tempem ruszyła ścieżką. Biegła. Biegła
najszybciej jak tylko się dało, trzymając karabin w dłoniach. Nie było dwustu
metrów, nie było stu pięćdziesięciu. Nie było już nawet stu. Światło znajdowało
się coraz bliżej. Z każdym ruchem, z każdą sekundą była bliżej celu, który
przez ostatnie tygodnie wydawał się niemal absolutnie nierealny. A tamten za
nią nie strzelał, więc jednak musiała go trafić.
Biegła jak
szalona, nie zważając, że obrywa czasem jakąś gałęzią w twarz. Nie
powstrzymywała już jęków. To nawet nie było zmęczenie, raczej nadmiar
nieziemskich emocji. Jeszcze pięćdziesiąt metrów, jeszcze dwadzieścia…
Ciężko
sapiąc wypadła zza linii krzaków. Magazyn znajdował się na polance niemal
dokładnie naprzeciw niej. Może pięćdziesiąt metrów. Niecałe dziesięć sekund
stąd. Dziesięć sekund do wolności.
I gdy
szybsze bicie serca zaczęło oznajmiać, że triumf jest na wyciągnięcie ręki, gdy
zrobiła pierwszy krok, poczuła narastający błyskawicznie hałas i coś na nią
spadło, niczym dziki zwierz. Ale to nie był żaden zwierz. Przynajmniej
teoretycznie.
- Hahaha…
Mam cię suko…! – usłyszała podniecony i triumfalny głos Oskara nad sobą.
Przygwożdżona
do ziemi nie była w stanie powstrzymać wdzierającej się do jej serca rozpaczy.
Tak blisko…! Przeszła cały las, położyła trupem dwóch wrogów. I tu nagle
znalazł się trzeci. Skąd tu tylu ich?!
- Kurwa
mać…! – sapał Oskar nad jej twarzą. – Wiedziałem… Jak tylko widziałem, że te
twoje matoły… To znaczy pani matoły kierują się na północ, to wiedziałem, że
ty… To znaczy pani też tam pójdzie. I opłaciło się.
Dyszał
ciężko a ona kompletnie unieruchomiona pod jego uściskiem poczuła napływające
do oczu łzy. Za jakie grzechy… Tak blisko i tak daleko… Taki niefart…
- Wprawdzie
powinniśmy poinformować o tym kolegę arbitra, ale… Ale on sobie poczeka no nie?
Początkowo
myślała, że gada do siebie, że pastwi się nad nią, ale za chwilę zobaczyła
zmierzającą w ich stronę postać. Przerażona zamknęła oczy. To był Samir.
- A tamci?
– zapytał, w odpowiedzi na słowa kolegi.
- Jacy
tamci? Sprzątnięci, chyba wszyscy. A jak nie, to daleko stąd. Tego wysokiego
zresztą sam położyłem, po tym, jak ustrzelił Mokhtara – pochwalił się nie bez
dumy Oskar.
- Ten mały
kluczył i wkurwiał mnie, ale też chyba dostał – oświadczył Samir, impulsywnie
poruszając wysuniętą w przód szczęką.
Zamknęła
oczy raz jeszcze, czując, że to już koniec. Jeśli ich relacje były prawdziwe,
to nie było już nikogo, kto by mógł przyjść jej z pomocą. Teraz już naprawdę.
Oskar
wstał, wyszarpując z jej ręki broń. Nie poruszyła się. Nie dość, że zmęczona po
tym olbrzymim wysiłku, to jeszcze zniszczona psychicznie. Została sama. Zdana
na łaskę tych dwóch. Jeśli dobrze rozumowała w tym stanie, to padło trzech
przeciwników, no i jej trzej podopieczni. Zostało tylko ich troje. Oni dwa i
ona rozłożona bezradnie na ziemi.
- Co
chcecie ze mną zrobić? – odezwała się słabym głosem.
- Słyszysz?
Pyta, co chcemy zrobić… - usłyszała kpiący głos Oskara.
- Może ma
dla nas jakieś ciekawe propozycje? Posłuchamy? – zapytał tak samo drwiąco
Samir.
-
Wygraliście, macie tą satysfakcję… Więc to już koniec. Tyle wystarczy…
- Nie… Nie
wystarczy – sprzeciwił się ostrym tonem Syryjczyk. – Chcemy cię wynagrodzić!
- Czym? –
zapytała, choć sekundę później dotarło do niej, że tylko się zgrywa i że może
mieć na myśli, tylko…
- Tym, że
będzie pani miała możliwość obcowania z arabskim kutasem – wyjaśnił
bezceremonialnie. – Wiem, że wam, Europejkom się to podoba, więc pani też. Czyż
nie mam racji?
- Nie, nie
masz – zaprotestowała, starając się unieść na łokciach. Czuła ból w kościach, w
mięśniach. Była straszliwie osłabiona tym wszystkim.
- Dość
gadania – odparł zdecydowanie Oskar. – Arbiter sobie poczeka. Skoro ja czekałem
trzy lata, to i on tym bardziej.
To mówiąc,
usiadł bezceremonialnie na niej i nie czekając na cokolwiek, zadarł w górę jej
bluzkę, wraz z koszulką.
- Po co
pani stanik, nie rozumiem… - zdziwił się ordynarnie. – A zaraz sprawdzę, czy
jest pani praktyczna i faktycznie nie włożyła majtek.
Ale wpierw
przylgnął ustami do jej szyi, całując zachłannie. Zszokowana tempem wydarzeń
rejestrowała to jakby z opóźnieniem. To, że jej stanik odrywa się od ciała, bo
oprawca nie zadał sobie trudu, by rozpiąć go. Po prostu uniósł i przesunął w
górę, uwalniając jej piersi na widok. Bo tu w nienajlepszym, ale jednak,
świetle latarni były widoczne.
Tak samo z
opóźnieniem dotarło do niej, że inne ręce, należące oczywiście do Samira,
rozpinają zamek w jej spodniach, ściągając je w dół. Że jego dłonie masują jej
nagie uda. Że powoli, jakby torturując właścicielkę dobierają się do majtek.
- A wiec
tak wyglądają cycki niezdobytej królowej… I pamiętaj, że to wszystko w imieniu
prawa! – usłyszała jadowity i jednocześnie triumfujący szept Oskara, który
zmroził jej ciało. – Taki był wyrok w tej sprawie a Bóg chciał tak, że to my
wygraliśmy. Nie ma mowy o żadnym gwałcie pani profesor…!
Z jej ust
wydobył się jęk, gdy ten bezczelny przystojniak przywarł ustami do jej nagich
piersi, biorąc w nie sutki. Nie była w stanie zdobyć się na jakikolwiek
protest. Była zbyt zmęczona, zbyt zniszczona, stłamszona, rozbita emocjonalnie.
Nie
stawiała oporu, leżąc nieruchomo, czując jak dłonie Samira zaciskają się na
gumce od majtek chcąc ściągnąć je w dół.
I wtedy
padł strzał. Najpierw jeden. Nie wiedziała co się dzieje, skąd i dlaczego. Ale
dłonie trzymające za majtki puściły.
Puścił też
nacisk Oskara. Ten zdezorientowany odwrócił się i wtedy rozległ się drugi
strzał.
Dostrzegła
jak Oskar padł jak kłoda. Zaszokowana nieoczekiwanymi wydarzeniami nie
potrafiła ich zrozumieć. Wszystko stało się jasne, gdy zobaczyła nad sobą
postać o długich blond włosach.
-
Sebastian?! – zdumiała się jękliwym głosem. – Mówili, że cię trafili…!
- Nie dałem
się, choć było blisko. On był blisko – poprawił się, wskazując na leżącego
Samira. – Ale oszukałem go, udałem tylko a potem podążyłem na północ ich
śladem.
Milczała
zszokowana, nie wiedząc co powiedzieć. Sprawy znów się odmieniły. Zaczęło to
dopiero do niej docierać. Tak, jak to, że leży na ziemi z opuszczonymi w dół
spodniami i przede wszystkimi nagimi piersiami i nie jest w stanie wykonać
prawie żadnego ruchu. Choć widziała, że wzrok jej ucznia koncentruje się
nieśmiało właśnie na tych piersiach.
Powinna
czuć się upokorzona, ale nie… Zamiast tego zaczęła rozumieć, że jednak… Mimo
tej chwilowej wydawałoby się klęski, wygrała. Naprawdę.
Totalnie
osłabiona i zszokowana potrzebowała czasu, by naciągnąć stanik na piersi,
obciągnąć bluzkę a potem usiąść i podciągnąć spodnie.
-
Wygraliśmy – szepnęła rozemocjonowana.
- Jeszcze
nie. Jeszcze ktoś może nadejść – usłyszała głos Sebastiana, który przecież nie
znał wszystkich szczegółów.
Ale ona je
znała. Już wiedziała. Trochę czasu jej zajęło, nim stanęła na drżących nogach.
- Do
magazynu – wyszeptała tak samo drżącym głosem – Musimy wykonać telefon.
I
wspierając się na ramieniu niższego o pół głowy ucznia, udała się stronę
budynku, by obwieścić całemu światu swoje zwycięstwo.
Rozdział 3
Jedna noc
wystarczyła. Rozemocjonowana wszystkim tym co się wydarzyło w ostatnich
tygodniach a przede wszystkim ostatniej nocy, mimo potężnego zmęczenia, długo
nie mogła zasnąć. Ale, gdy już się obudziła mocno w sobotnie południe
pierwszego maja…
Niemal
wyskoczyła z łóżka, czując, że rozpiera ją niesamowita energia. Czuła się
rześko i jak… Zwyciężczyni. Taką była. Pokonała straszliwe zagrożenie.
Opuszczona przez wszystkich, zostawiona na pastwę losu. Sama. No dobra, nie tak
do końca sama. W zasadzie, gdyby nie jej trzej uczniowie…
Wolała nie
myśleć co by było. Więc nie myślała, bo przecież zagrożenie minęło. Arbiter
przyznał jej zwycięstwo i uznał, że sprawa jest zakończona.
- Cudownie
– skomentowała to wszystko sama do siebie pałaszując większą, niż zwykle porcję
obiadu. Musiała odreagować brak apetytu w ostatnich dniach.
A którąś
godzinę później, wyruszyła do Antonówka, pamiętając o zaproszeniu chłopaków.
Miała
ochotę spędzić miło czas. Pytanie, czy towarzystwo było odpowiednie… Z jednej
strony czuła imprezowy nastrój, z drugiej…
- Jest taki
koncert na świeżym powietrzu – usłyszała przez telefon głos Patryka. – Będziemy
my, pani też powinna przyjechać, bo wczoraj przecież nie uczciliśmy zwycięstwa
tak jak trzeba.
Jasne, gdy
ona wraz z Sebastianem, wypełniała formalności, Mateusz z Patrykiem zbierali
się w ciemnym lesie z zadanych im postrzałów. Nim się pewnie zebrali, ona
leżała już we własnym, przytulnym domowym łóżku.
No więc
teraz…
- Świetnie,
że pani jest – powitał ją uśmiechnięty Sebastian.
- Ale
dzisiaj nie będzie pani robić z siebie nauczycielki i napije się z nami tak po
ludzku? – zapytał bezpośrednio Patryk.
- Napije?
Po ludzku? – i na jej twarzy pojawił się uśmiech. – Wiem, że ostatnimi czasy
wiele się zmieniło i różne obyczaje upadły, ale naprawdę uważasz, że to dobry
pomysł?
- Tak, nie
widzę problemu w tym, by królowa poszła na imprezę ze swoimi najwierniejszymi
żołnierzami – odparł w swoim stylu.
- Nie widzę
coś trzeciego z rycerzy – zmieniła nieco temat.
- Mateusz
teraz pewnie gęsto tłumaczy się swojej dziewczynie z hołdów wierności złożonej
innej – zaśmiał się Patryk.
-
Dziewczynie? – zdziwiła się lekko i zaciekawiła.
- Tak. To
Patrycja z drugiej A. Zna ją chyba pani?
- Ona? –
zdziwiła się jeszcze bardziej i poczuła pewną przyjemność z informacji jaką
dostała. Patrycję uważała za pilną, rozsądną uczennicą, do tego była z
pewnością całkiem ładna. Kto, jak kto, ale Mateusz zasługiwał na taką
dziewczynę.
Chyba
pasowali do siebie. Niech im się wiedzie. Życzyła im tego z całego serca.
- No i co
teraz? – zapytała.
- Teraz
impreza. Zaczyna się o osiemnastej, jeszcze przy słońcu. Tylko jest to impreza
taka dla dorosłych… - zastrzegł niedwuznacznie Patryk.
- Jak to,
dla dorosłych? – nie zrozumiała.
- No nie do
końca tak, może… Chodzi o to, że obowiązuje stroje plażowe. Stroje kąpielowe
dokładnie rzecz biorąc.
- Ach tak…
- zdziwiła się po raz kolejny, zaśmiewając się lekko. – Czy to konieczne?
- Pewnie
nikt do nikogo za inny strój strzelał nie będzie… Ale skoro wszyscy…
Jasne…
Fakt, mimo
kalendarzowej daty było bardzo ciepło. Może nie wybitnie gorąco, ale jednak.
Strój kąpielowy przyjemnie chłodził.
Dwaj
licealiści, udostępnili jej swój domek. Nie było sensu wynajmować indywidualnie
swojego własnego, skoro miała tu być niezbyt długo. Nie wiedziała co będzie
później, ale przecież nie planowała tu dłuższego wypoczynku.
Oni w
moment wskoczyli w szorty, ona potrzebowała nieco więcej czasu. W łazience
przebrała się w odpowiedni strój i nie zwlekając za długo, wyszła w nim na
zewnątrz.
- Świetnie,
że widzę wreszcie panią w takim wydaniu – Patryk nie przepuścił okazji do
wygłoszenia odpowiedniego komentarza, obrzucając jednocześnie jej ciało uważnym
wzrokiem.
- Cieszę
się, że ci się podoba - za to ona odpowiedziała zupełnie nie po swojemu.
Naturalnie była skrępowana tym strojem w obecności swych uczniów, ale zbyt
dobry humor nie pozwalał jej na jakiś nauczycielski dydaktyzm
- Sebie
pewnie podobało się wczoraj bardziej – dociął nieco bardziej.
Rzuciła
okiem w stronę niewysokiego, długowłosego licealisty. Jego spojrzenie również
było czujne, choć w jego oczach błyszczały jak zwykle wesołe iskierki, tym
razem jednak wyrażające lekką niepewność co do reakcji nauczycielki.
Ale nie
zareagowała. Choć wspomnienie wczorajszego wieczoru, gdy leżała bezsilnie na
trawie z opuszczonymi spodniami i odsłoniętym biustem na oczach jednego ze
swych uczniów zdeprymowało ją nieco.
Ale tylko
na chwilę. Humor był dobry a temat rozmowy się zmienił. Dodatkowo klimat,
pogoda, impreza… To wszystko znów robiło jej dobrze.
Czuła, że
odmłodniała. Tak jakby miała nie trzydzieści pięć a co najmniej dziesięć lat
mniej. Choć w sumie, czy to robiło różnicę? Przecież nigdy nie była zwariowaną
nastolatką, zawsze wykazywała się rozwagą, przemyślnością. A przynajmniej
starała się czymś takim wykazywać.
No, ale
tak, czy owak… Raczej chodziło o to, jakby ktoś zdjął z jej pleców wszelkie
możliwe troski.
Muzyka
leciała ze sceny. Nie jakieś wściekłe techno, trance, ani nowoczesne pseudo
hity, tylko fajne kawałki do pobujania się. Robiła to z przyjemnością a uśmiech
nie schodził z jej twarzy. Niczym jakiś magnes przyciągał on w jej stronę wzrok
kolejnych chłopaków.
Zbliżali
się czasem do niej, ale ona nie dawała im żadnej nadziei wycofując się, albo
machając dłonią w odmownym geście. Nie byli jej do niczego potrzebni. Nie dla
nich tu przyjechała. A imprezować mogła bez męskiego towarzystwa. Wystarczyły
do tego dobre rytmy.
- Niech
pani pamięta, że ma już pani swoich żołnierzy dzisiaj – usłyszała w którymś
momencie głos Patryka.
Zaśmiała
się lekko Wyczuła zazdrość. Zazdrość osiemnastolatka i jego towarzysza również.
O to, że są u boku pięknej podobno kobiety, ale z uwagi na ich małoletniość nie
zwracają jej uwagi w należyty sposób. Bo w oko mogą wpaść jej nieco starsi i
nieco przystojniejsi. Rozumiała doskonale ten mechanizm.
- Zapewniam
cię Patryku, że będę o tym pamiętać przez cały wieczór. Mówię poważnie –
dodała, czując, że potraktował jej wypowiedź trochę jako żart.
A ona chyba
nie żartowała. Chwilę później, wraz z zamówionym drinkiem w dłoni usiadła przy
jednym ze stolików. Rzecz jasna, w towarzystwie swoich wiernych żołnierzy.
- To jak to
było wczoraj dokładnie? – zapytała chcąc ustalić cały przebieg bitwy.
- Wszedłem
pierwszy, długo nic się nie działo – relacjonował Sebastian. - Potem natknąłem
się na kogoś. Strzelaliśmy do siebie, ale bez skutku. Dalej… Dołączył do niego
Samir, poznałem go od razu, bo jeszcze nie było tak strasznie ciemno. Uznałem,
że to jest dobra okazja, by wyciągnąć ich w naszą, zachodnią stronę lasu, więc
wycofałem się, kluczyłem, robiłem hałas, strzelałem. Oni też.
- Ale nie
trafiłeś – stwierdziła. – Nie, że ci zarzucam, tylko pytam… - zastrzegła
natychmiast.
- Nie, nie
trafiłem. Ale potem jeden z nich zszedł trochę w południowym kierunku i Mateusz
go dopadł. Tak poszedł pierwszy trup.
- Potem
pani Kamila ustrzeliła tego pierwszego – uzupełnił Patryk.
- Następnie
poległ Mateusz…
- Potem ja
spotkałem się z panią Kamilą…
- To już
wiem – przerwała mu. - A co z tobą się działo w tym czasie? – zwróciła się do
Sebastiana.
-
Odczekałem chwilę, wycofując się i potem ruszyłem do przodu. Wiedziałem, że nie
wyciągnąłem ich za daleko, może mi odpuścili, może zlekceważyli a może uznali,
że oberwałem.
- Tak
wynikało z tego, co powiedział Oskar, czy Samir, już nie pamiętam…
- No i
ruszyłem do przodu, bo uznałem, że tu będzie już bezpieczniej. Zresztą nie było
na co czekać, bo trochę czasu minęło i wiedziałem, że pani jest już w drodze. I
pamiętałem, że mieliśmy się kierować bardziej na północ, żeby spotkać się tam z
pozostałymi. Zresztą słyszałem kilka strzałów daleko ode mnie, więc liczyłem,
że to jest wyczyszczone…
- Trafiłeś
w odpowiednim momencie – przyznała nauczycielka.
- I dzięki
temu nie ominęła go nagroda – skomentował zaczepnie Patryk.
- Tak…? –
nasrożyła się nieco Kamila ściągając brwi.
- Tak – nie
przestraszył się, ale chyba uznał, że szybko musi załagodzić ton wypowiedzi. –
Dowiedział się, czy zawsze ma pani na sobie majtki.
- To, że
jest to dla ciebie życiowym dylematem, nie musi oznaczać, iż Sebastian ma tak
samo – spróbowała poszukać jakiejś riposty.
- No cóż… W
każdym jednak razie zobaczył trochę ciekawych rzeczy…
- Widzę, że
opowieści rozchodzą się szybko – mruknęła biorąc głęboki łyk alkoholu
zmieszanego z fantą.
Nie miała im
jednak jakoś wybitnie za złe tych docinków i tego, że wracali do tego momentu.
Spróbowała wczuć się w męską duszę i wiedziała, że zobaczenie swojej tak
podobno atrakcyjnej nauczycielki mocno rozebranej, musiało zrobić wrażenie na
Sebastianie, niezależnie od przykrych okoliczności tego zdarzenia. A zresztą…
- Tak,
Sebastian? Podobało ci się to co widziałeś? – sama zaskoczona tym, że drąży ten
dość poniżający temat zwróciła się do długowłosego blondyna.
- To zależy
co ma pani na myśli… - odparł chyba jeszcze bardziej zaskoczony a na jego
twarzy pojawił się dość defensywny uśmiech.
- Zawsze
może to pani powtórzyć dla tych, którzy nie mieli okazji widzieć – wszedł do
akcji drugi z chłopaków.
- Oj,
Patryk, Patryk… - westchnęła tylko, nie mając najmniejszej ochoty na udzielenie
mu jakiejkolwiek reprymendy.
Chłopacy,
po prostu… Musieli sobie podowcipkować, szczególnie gdy taka wpadka przytrafiła
się komuś takiemu jak ich własna nauczycielka. Starała się to rozumieć.
Tak samo
jak spojrzenia Patryka, którymi, nie czując chyba żadnego skrępowania, obrzucał
jej nagie, długie nogi.
Jakimś
dziwnym sposobem, nie miała mu za złe, ani tych niekoniecznie przyjemnych uwag,
ani tego, że się tak na nią gapił. Była w zbyt dobrym nastroju. Nie wiedziała
co musiałoby się stać, by zareagowała inaczej.
Wzięła
jeszcze jednego drinka. Skoro granice przekroczyła już wcześniej…
- Skoro my
pijemy piwo przy pani, to i pani może napić się drinka, w czym problem? –
Patryk przekonał ją bardzo szybko.
Miał rację.
A przecież w tym wszystkim dochodził jej uraz, do tych, którzy wystawili ją na
ten obstrzał. Którzy nie chcieli rozwiązać sprawy w poważny sposób a potem
pomóc jej w tym wszystkim.
- Dlatego
nie powinna się pani krępować – powtórzył Patryk, drapiąc się po nagiej klatce
piersiowej, gdy wyłożyła swoje rozterki.
- Tak jak i
ty się nie krępujesz ze swoim wzrokiem – uznała, że to dobra okazja, by dociąć
temu złośliwemu czasem psotnikowi. Była ciekawa jego reakcji. I zmieszał się,
choć trochę.
-
Przeszkadza to pani? – zapytał uśmiechając się, ale jakby bardziej z rezerwą.
- To twoje
oczy, możesz patrzeć gdzie sobie chcesz… - nie udzieliła jednoznacznej
odpowiedzi.
- Acha… A
jeśli ręce są moje, to…
Nie
dokończył i zaskoczona Kamila poczuła jego dłoń lądującą na swoim udzie. Lekko
oniemiała, zaskoczona odwagą ucznia. Nie zareagowała jednak tak jak powinna
zareagować nauczycielka. Nagle zamarzyło się jej by zamiast reprymendy, stoczyć
pojedynek słowny na jakieś argumenty.
- Ale twoje
ręce nie powinny wchodzić na obcy teren, jasne? – spojrzała mu głęboko w oczy,
mając świadomość, że w ten sposób często deprymowała swoich uczniów. Ale nie
jego. Dłoń nie opuściła jej uda.
- Dłonie,
jak i oczy są częścią mnie, mogę z nimi robić co chcę – zaoponował.
- Czy to
oznacza, że ja ze swoimi też mogę o robić? – zapytała niewinnym na pozór tonem.
- Tak by
wynikało – odpowiedział ostrożnie, wyczuwając pułapkę.
- Wobec
tego wszystko będzie w porządku, jeżeli moja dłoń wyląduje na twoim policzku?
- Jeżeli ma
pani ochotę na kolejny pojedynek w lesie… - zaśmiał się. – Ale wtedy nie
ostanie się już pani żaden żołnierz…
- Patryk… -
upomniała go nieco, uznając, że tego argumentu nie przebije.
- Niech
będzie pani trochę uprzejma dla swoich żołnierzy – odważnie nie ustępował. –
Tylko trochę tak… Ma pani ładną skórę…
Zmieszały
ją jego słowa, jak i odwołanie się do ich postawy w ostatnich dniach. Czy było
poprawne, by w ten sposób odpłacała się za ich dzielną postawę?
Zmieszały i
jednocześnie zadziwiły. Różne teksty słyszała w szkole, w lekcyjnej sali, czy
na korytarzu, ale były one wygłaszana jakby obok, tak by nie dało się
zidentyfikować mówiącego, albo by były kiepsko słyszalne. A tu Patryk poczynał
sobie bardzo odważnie. Naprawdę taki był, czy może te przeżycia ostatnich
godzin tak go rozochociły i zbliżyły do licealnej wychowawczyni?.
Tak, miała
ładną skórę, dziwaczny komentarz w jego ustach… Ale jego dotyk też był… No, nie
tyle ładny, ile przyjemny. Gładził ją delikatnie, od kolan, w górę. Samymi
końcówkami palców, wywołując w ten sposób przyjemny dreszczyk na skórze.
Patrzyła mu
w oczy a on jej. I…
- I nie
ustąpisz, tak? – w głowie jej łomotało. Co to w ogóle miało znaczyć? Dawała się
macać w miejscu publicznym, choć przy zapadających już ciemnościach, jednemu ze
swych uczniów.
- Nie, nie
ustąpię – zapowiedział twardo.
- A jeśli
grzecznie poproszę? – zmieniła ton na łagodniejszy. I znów… Co to było? Jej
doskonały nastrój, wzmocniony atmosferą imprezy i wypijanym drugim drinkiem?
- To wtedy
tak. Ale chciałbym, żeby pani coś nam powiedziała.
- No dobrze,
wobec tego proszę, weź rękę i czekam…
- Niech
pani powie, z którym z nas umówiła by się pani na randkę bardziej.
Nie
potrafiła powstrzymać śmiechu. Zaskoczyło to ją i zmieszało.
- Ale
miałeś wziąć dłoń, tak?
- No dobrze
– zgodził się niechętnie i faktycznie wycofał.
Czuła
drobny rumieniec na twarzy. Wywołany nieoczekiwanie przyjemną pieszczotą
ucznia, jak i pewnym poniżeniem wynikającym z pytania, bo przecież…
- Niech
pani opowie drobiazgowo – dodał szybko.
No właśnie…
-
Zakładając, że randka jest rzecz jasna możliwa, to… No nie wiem… Macie swoje
atuty, obaj…
- No to
niech pani powie co się pani w nas podoba – wtrącił milczący w ostatnich
chwilach Sebastian, nie kryjąc zaciekawienia. Widocznie i on nagrał też pewnej
odwagi..
- Po prostu
na co by pani poleciała – dorzucił w swoim stylu Patryk.
- Na co bym
poleciała…?
- Tak.
Niech pani nie szczędzi komplementów, zasłużyliśmy na to – nie ustępował w
swojej nieskromności Patryk.
-
Zasłużyliście, nie będę się hamować – zapewniła łaskawie. - No więc masz minus
za brak skromności Patryku… I plus za odwagę. Jesteś trochę impulsywny, to
dobra cecha, o ile nie jest przesadą. Ale potrafisz też myśleć, co udowodniłeś
w ostatnich dniach. Zaskoczyłeś mnie tym a kobiety lubią niespodzianki, takie
przyjemne rzecz jasna. Potrafisz być liderem. Jesteś chłopcem, ale dość męskim,
na szczęście nie takim macho, których nienawidzę… No, ale bywasz też czasem
wkurzający…
- Cieszę
się z tego powodu…
- No i to
by chyba było tyle, prawda? A Sebastian…
- Zaraz… A
warunki fizyczne? One nie grają roli?
- Zaraz.
Najpierw Sebastian, dobrze?
- Niech
będzie, poczekam…
- Sebastian
jest skromniejszy, taki bardziej, jak by to powiedzieć… Rozbrajający. Ty jesteś
bardziej mężczyzną, Sebastian chłopięcy…
- Mały –
wtrącił trochę onieśmielony chłopak.
- Niewysoki
– poprawiła go całkiem szczerze. - To też ma znaczenie przy takiej ocenie, ale
nie do końca. Chodzi mi o twój wyraz twarzy, ten delikatny uśmiech, twoje oczy.
Raczej nie sposób się na ciebie rozgniewać i obrazić. Przynajmniej sobie tego
nie wyobrażam. No i słuchasz metalu, co jest pewnym paradoksem, bo nie
wyglądasz na takiego. Ale jak widać pozory mylą. I to może być zaskakujące i
jednocześnie miłe.
- A ta
fizyczność? – niecierpliwił się Patryk.
- No tak…
Żaden z was nie jest brzydki, jesteście na swój sposób uroczy… Sebastian, jak
już powiedziałam bardziej chłopięco, masz drobniejszą twarz, taką dziecięcą,
ale uroczą. Ty, Patryk zresztą też nie taką męską, no cóż, jesteście dopiero
nastolatkami…
- A inne
części ciała?
- O tym
też…?
- No na
przykład… Jaką cześć ciała lubi pani najbardziej mężczyzn? Nie chodzi o twarz.
- Nogi –
wyrzuciła nieco skrępowana, ale sekundę później przełamała się i rozwinęła
temat. – Lubię męskie uda, ładnie zbudowane, ale nie tak kulturystycznie, czy
coś. Nie. Raczej szczupłe, czy średnio szczupłe, ale jednak rozwinięte,
wyglądające ładnie. Trochę opalone i wtedy…
- Wtedy
traci pani głowę – Patryk poruszył się niespokojnie, docinając po raz kolejny
szkolnej wychowawczyni, na co ona nawet nie zareagowała. – Miała pani okazję
popatrzyć na nasze…
- Patrzyłam
raczej gdzie indziej, niż na roznegliżowanych uczniów – odcięła się lekko, ale zaskoczona
samą sobą kontynuowała. – Tak, ty masz całkiem ładne Patryku, podobają mi się,
nie powiem – uniosła ręce w geście obrony, jakby ktoś ją przymuszał do tego
wyznania. Czuła szum w głowie i kolejny rumieniec na twarzy po tych słowach.
- A moje? –
dopytywał się Sebastian.
- Ty masz
dość szczupłe, trochę za bardzo jak na mój gust, ale nie mówię nie… -
roześmiała się cicho, pojmując jak zabrzmiały ostanie słowa.
- Skoro to
wszystko to niech pani teraz wybiera, z kim na randkę – nalegał Patryk.
- Już
mówiłam to trudny wybór. To jeszcze zależy od rodzaju randki – wypaliła trochę
nieostrożnie, co natychmiast podchwycił Patryk.
- To
znaczy…? Czy chodzi o randkę na kawę, czy też o randkę na kolację połączoną ze
śniadaniem?
- Dowcipniś
– spojrzała na niego bez większej urazy. – Naprawdę uważasz, że chadzam na
takie randki? Pomijając już fakt, że mam męża…
- Nie, ale
nie wiemy, jak to było, zanim pani poznała męża.
- Było tak
samo – odpowiedziała krótko i zdecydowanie.
- Czyli
nasze cechy nie wystarczyłyby do zaciągnięcia pani do łóżka?
Znów
błysnął odwagą, ale jego tekst połączony z delikatnym uśmieszkiem na ustach nie
zrobił na niej negatywnego wrażenia. Przeciwnie, postanowiła się lekko
podroczyć.
- Żeby
zaciągnąć mnie do łóżka, ten ktoś musiałby się wykazać jeszcze czymś więcej –
znów spojrzała mu głęboko w oczy, starając się poznać jego reakcję na ten
prowokujący tekst.
- Ciekawe
czym…
- Musiałby
mi dać do zrozumienia, że jestem dla niego najważniejsza. Nie chcę dzielić się
z nikim i mam być dla niego… No, chłopaki – poczuła przypływ odwagi w tym
zabawnym flircie. – Może wy wymieńcie trzy cechy, które się wam we mnie
podobają i kto tam wie… - zrobiła tajemniczy uśmiech, po czym zawstydziła się,
spuszczając wzrok i zastanawiając, czy jednak nie przesadziła.
- Jest pani
piękna, ma pani ładne nogi i ogólnie da się panią lubić – wyjaśnił dość prosto
Patryk.
- Zgrabnie
to ująłeś… Ale jakoś mnie to nie przekonuje do randki – droczyła się w
najlepsze, przechylając mocno szklankę i odstawiając ją pustą na stół.
- Mnie
najbardziej podoba się w pani to, że nie robi pani z siebie gwiazdy – wyłożył
Sebastian. – Jest pani piękna, bardzo kobieca, ale właśnie to jaka pani jest a
nie jak pani wygląda, stanowi kwintesencję kobiecości. Niezależnie od tego, czy
jest pani ubrana, czy trochę mniej…
- Dziękuję,
bardzo ładnie Sebastian – poczuła sporą przyjemność płynącą z tych słów, może
także dlatego, że były dość zaskakujące w ustach tego raczej nieśmiałego
licealisty. – Patryk, chyba przegrałeś.
- Rozumiem.
A więc to niestety Sebastian spędzi z panią dzisiejszą noc? – spróbował się
oczywiście odgryźć.
-
Zazdrościsz mu? – znów spojrzała tym swoim charakterystycznym wzrokiem.
Ale nie
dosłyszała odpowiedzi, słysząc jakiś rumor na scenie. Zainteresowała się
chwilowo tym. Muzyka, nie grająca od jakiegoś czasu, znów rozbrzmiała w
głośnikach i Kamila poczuła ochotę wyjścia na piasek, rozruszania się. Siedzenie
przy stoliku, znużyło ją trochę, aczkolwiek rozbrajająca rozmowa o tematach
damsko-męskich z dwójką lubianych przez nią uczniów sprawiała jej sporą
przyjemność.
- Chodźcie,
poruszamy się trochę – rzuciła łagodnym tonem do podopiecznych.
Ale było inaczej.
Ta sama pozostała tylko muzyka, zmuszająca wręcz do kręcenia biodrami, co
Kamila czyniła niemal od razu po zrobieniu kilku kroków.
Inna była
cała reszta. Ściemniło się a światła lamp to jednak nie to samo. Ale to było
najmniej istotne. Bardziej liczyło się to, że ta kilkunastominutowa rozmowa a
subtelnymi i mniej subtelnymi erotycznymi podtekstami wywarła na niej jakieś
piętno. Zrobiło się właśnie tak jakoś bardziej erotycznie.
Bo przecież
była na tej plaży prawie naga. W samym stroju kąpielowym, owszem, tak jak
praktycznie wszyscy, ale to nie rozwiązywało sprawy. Wiedziała, że w tym stroju
przyciąga wiele spojrzeń i już to też stanowiło różnicę. Do tego obok niej
znajdowali się dwaj jej uczniowie.
A na
wszystko swój wpływ miał także wypity trunek, który szumiał jej w głowie coraz
wyraźniej i wprawiał w jeszcze lepszy i jakby swawolniejszy nastrój. Ale ta
swawolność nie przejawiała się ochotą przyciągania do siebie różnych facetów.
Wolała tego uniknąć. Niech patrzą na jej odkryte ciało, ale z dystansu i to
wszystko.
Oczywiście
nie uniknęła próby podrywów, ale tak jak uprzednio stanowczo wymigiwała się od
nich. Z jednym wyjątkiem.
Doskoczył
jakiś przystojniak z kilkunastodniowym zarostem, o urodzie Hiszpana. Miała
takich serdecznie dosyć, zwłaszcza teraz, pomimo ich niewątpliwych atutów
fizycznych. Ale nie dawał się spławić. Może nie była wystarczająco asertywna?
Pewnie tak, nie pierwszy raz.
Widziała,
że jego dłonie powoli zaczynają krążyć wokół niej, jakby próbował ją objąć.
Dureń. Nie pomagał pełen dezaprobaty wzrok. Chłopak, nieco od niej młodszy, był
wyraźnie pod wpływem alkoholu i widocznie to sprawiało, że nie dostrzegał jej
zbyt subtelnego „nie”.
Nie
wiedziała jakich środków perswazji musiałaby użyć, gdyby nagle między ją a
niego nie wkroczył Patryk. Dość zdecydowanie i wyraźnie.
- Nie
widzisz, że wkurzasz tą panią? – zwrócił się do wyższego mężczyzny.
Ten chyba
zgłupiał na chwilę. Potem się roześmiał a potem…
- Kolego,
najpierw dorośnij a kobiety zostaw prawdziwym mężczyznom, w porządku?
- To jest
mój mężczyzna – wtrąciła zdecydowanie Kamila. – I nie potrzebuję żadnego
więcej.
Tamten
zgłupiał raz jeszcze. Nie był pewny, czy nie robią sobie z niego jaj. Widać
było że narasta w nim niechęć, może nawet wściekłość. Ale na szczęście
skończyło się na tym, że zniknął z pola widzenia.
- Będę pani
tu pilnował sobie – oświadczył Patryk stając tuż za nią.
Zaśmiała
się cicho uspokojona zniknięciem amanta. Zrozumiała też, że postawa Patryka
wynikała bardziej z jego zazdrości o nią a nie z bardziej szlachetnych pobudek
i chęci niesienia pomocy nauczycielce, ale co tam. To też było ujmujące.
Poczuła
jego dłonie na biodrach, tak jakby na swój dziecinny sposób chciał ją
kontrolować, by nie uciekła mu gdzieś, by miał czego bronić. Nie
zaprotestowała. Czuła się z tym zadziwiająco dobrze.
Sebastian
stał nieco bardziej z boku. Był bardziej nieśmiały, nie przepadał za taką
muzyką i chyba nie czuł się w tym klimacie zbyt dobrze.
Za to
Patryk pewnie dużo lepiej wykorzystywał sytuacje, łapiąc ją coraz silniej za boki
i mając widok na jej opięty majtkami tyłek. Tak, z pewnością spojrzał na niego
nie raz… A jego dłonie zaczęły przesuwać się wzdłuż jej ciała. Ale tak raczej
spokojnie, trochę pod zebra a potem w dół na uda.
Nie
ułatwiała mu tej wędrówki, wyginając się, trochę śmielej. Oczywiście nie tak,
jak striptizerki z klubów, czy amerykańskich teledysków, ale też trochę
odważniej, niż normalnie wypadałoby to statecznej nauczycielce z liceum. Tym
bardziej, że za sobą miała jednego ze swych uczniów, o którego momentami
ocierała się przy wypinaniu pośladków.
Ba… Po
jakimś czasie zrozumiała oczywistą oczywistość, że to nie ona się ocierała, ile
on przybliżył na tyle znacząco, by złapać ją na czymś takim. To znaczy, by ona,
wypinając się za którymś razem, otarła się pośladkami o jego podbrzusze. To
spryciarz…
I tak jak
wiedziała, że tego robić nie powinna, tak poczuła na to dużą ochotę. Na takie
quasi erotyczne utarczki. Przyszło jej do głowy, czy nie pozwolić i sobie i
jemu na coś więcej.
Zrobiła
dyskretnie krok w tył, prostując się, gdy muzyka dobiegła końca. Tak, aby niby
niefrasobliwie wpaść w jego objęcia, poczuć jego ciało. Wcisnąć się w jego
podbrzusze, aby objął ją od tyłu silniej, niczym chłopak swoją dziewczynę.
I zrobiła
to a na dodatek… Psikusa sprawił też prezenter, puszczając jakiś wolniejszy
numer. Poczuła rumieniec na twarzy. Ot, niewinne droczenie stało się prawdziwą
pułapką. Stała przytulona od tyłu przez Patryka, delikatnie bujając się pod
wpływem szumu w głowie i spokojniejszej muzyki i tym bujaniem, mniej, lub
bardziej nieświadomie ocierając tyłkiem o jego podbrzusze. I gdyby chciała się
uwolnić, to byłoby o to dość ciężko, bo Patryk splótł dłonie na jej brzuchu,
przytrzymując ją. Może niezbyt silnie, ale jednak wyczuwała pewną natarczywość,
zdecydowanie, chęć zniewolenia pięknej, podobno, nauczycielki.
Nie
protestowała. Niech ma… Za to jaki jest i za to co zrobił. Bo, mimo tej jego
czasem złośliwości i ostrych tekstów, odbierała go pozytywnie. Tak, jak go
opisała wcześniej, z kilkoma pozytywnymi cechami, które jej się podobały.
Jeszcze
lepiej zrobiło się jej, gdy jego palce delikatnie samymi końcówkami zaczęły
masować jej brzuch. Wiedziała, że to był moment, który stał się zdecydowanie
bardziej erotyczny i powinna go była przerwać. Ale coś ją od tego
powstrzymywało. Co? Sam Patryk? Jej zobowiązanie wobec niego? Czy aż tak
zniewalająca przyjemność płynąca z tego zakazanego a przez to mocno
perwersyjnego kontaktu?
Może po
prostu potrzebowała mocnego męskiego wsparcia po tym wszystkim?
Ale nie
zastanawiała się już nad tym, po prostu czerpiąc przyjemność z tej sytuacji.
Tak jak przestało ją obchodzić, czy ktoś widzi, jak kobieta w średnim wieku
daje się obłapywać dwa razy młodszemu małolatowi. I to, że tym kimś może być
inny licealista, albo jakaś koleżanka z grona pedagogicznego, która przypadkiem
trafiła na imprezę w Antonówku.
Ocierała
się, nawet coraz silniej, jakby chcąc wyczuć coś, co już zresztą zaczęła
wyczuwać. Narastającą na jej pośladkach twardość. Boże, naprawdę to robiła…?
- Chyba się
pani podoba, że mi stanął – usłyszała głośniejszy szept za uchem.
Chyba
przesadził. A może nie? W każdym razie, nie wyrywając się jego objęć odwróciła
się ku niemu, patrząc mu spokojnie w oczy.
- Kogoś
takiego jak ty, Patryk, stać na dużo więcej. Tak jak pokazałeś to wczoraj.
Nie
wiedziała, czy zrozumiał. W sumie ona sama do końca nie rozumiała. Patrzyła
tylko zaskoczona jak głowa Patryka pochyla się, opierając na jej dekolcie, jak
jego usta niespodziewanie całują ją tam a jego dłonie próbują zjechać z pleców
na majtki.
Dość,
wyrwała się. Kątem oka zobaczyła, że całe przedstawienie nie uszło uwadze
Sebastiana. W sumie, jak miało ujść, skoro stał dwa metry obok?
- Idziemy –
zdecydowała.
Nie
sprzeciwili się. Wolnym krokiem ruszyli w stronę domku. Znajdował się niedaleko,
wiec szybko dotarli u celu.
Przekroczyła
próg pierwsza, czując się trochę ogłuszona. Wiedziała, że obaj, idąc z tyłu
gapią się na jej pośladki a ona nie zamierzała nic z tym zrobić. Wciąż
odczuwała szum w głowie, imprezowy nastrój, zaprawiony lekką, czy nawet większą
dawką erotyzmu.
Nawet nie
wiedziała dlaczego chciała tu przyjść. To chyba zmęczenie dało się we znaki.
Ale co dalej? Czy zrobiła to podświadomie…?
- Chyba
pora wracać do domu – stwierdziła nie za bardzo wiedząc, czy kieruje to do siebie,
czy do nich.
- A my nie
mamy dość pani widoków – rzucił Patryk przez zaciśnięte wargi.
- Jeszcze
wam mało? – zapytał odwracając się w jego stronę.
- Jeszcze
niczego nie widzieliśmy – odparł.
- Naprawdę
nie? A co chciałbyś zobaczyć?
- Pani
striptiz.
Spojrzała
mu w oczy, nie odpowiadając długo. I wiedząc, że daje mu tym coraz większą
nadzieję, bo porządna kobieta a tym bardziej nauczycielka ucięłaby tę
propozycję w zarodku. A ona tego nie zrobiła.
- Patryk,
szanujesz mnie choć trochę? – zapytała.
- Bardzo
szanuję – zapewnił poważnie a ona, znając przecież jego skłonność do wygłupów,
uwierzyła mu.
- Wobec
tego powiedz, czy szanowałbyś dalej nauczycielkę, kobietę… Która rozbiera się
przed dwoma młodymi chłopakami, na dodatek swoimi uczniami?
- Tak… Tym bardziej,
że łączy nas coś więcej… - urwał na sekundę. – Przez to co wydarzyło się
wczoraj a przecież sama pani obiecała nam….
- Co
obiecałam?
- Że jak to
wszystko się uda, to nie powie nam pani „nie” – przypomniał.
- Obiecałam
– przyznała. – I chcesz to wykorzystać przeciwko mnie? Zmusić mnie do robienia
rzeczy, po których mógłbyś stracić do mnie szacunek?
- Już
powiedziałem coś o tym szacunku… A skoro tak, to możemy zrobić odwrotnie. My
zrobimy striptiz za panią.
- Jak to? –
nie zrozumiała.
-
Normalnie. No na przykład… Powiedziała pani, że chętniej umówiłaby się na
randkę z Sebastianem, tak?
- Tak
powiedziałam, wtedy… - odpowiedziała z wolna wciąż nie wiedząc do czego
zmierza.
- Wobec
tego, ja, jako drugi w tym rankingu pozwolę sobie zdjąć z pani stanik.
Drgnęła
zaskoczona, nie tylko propozycją, ile tokiem myślenia. To się nakombinował… I
wyszło mu to nieźle.
Nie
odpowiedziała, choć zrobiła nerwowy krok w tył, gdy zobaczyła, jak Patryk rusza
w jej kierunku. Nie powstrzymało go to. Zdecydowanym ruchem sięgnął w tył.
Poczuła gorąco rozpływające się po jej ciele i luzujący się stanik. Sięgnęła
dłonią w kierunku piersi, ale tylko po to by je przykryć, bo sam stanik
poleciał już w bok.
- Nie
powinna się pani tak wstydzić – usłyszała jego zdyszany, załamujący się głos.
Był podniecony i to również na nią oddziaływało.
Nie
odpowiedziała, przytrzymując jedynie dłonie na nagich piersiach. Próbował się
do nich dobrać, ale jakoś tak bez przekonania. Zbliżył się jednak,
unieruchamiając ją.
- No to
teraz ty, Seba, czyń swoja powinność – rzucił w kierunku kolegi.
W lot
domyśliła się o co chodzi. Wyczuła ruch długowłosego blondyna i drgnęła w
jakimś geście obronnym, ale Patryk był od razu przy niej.
- Niech
pani nie stawia oporu – ni to poprosił, ni to zażądał. – Tak jak ustaliliśmy,
prawda…?
- Ale czy
naprawdę uważasz, że obiecując to… Miałam na myśli coś takiego? – zapytała
czując w głowie łomot. Tak alkohol, jak i te wszystkie wydarzenia. Z ostatnich
dni i dzisiejsze. Te z plaży. I to na co już sobie pozwoliła przed sekundą…
- Ale w
sumie wystarczy, że my mieliśmy także coś takiego, nie…? – usłyszała
dobiegająca jakby z oddali nieco zachrypnięty głos ucznia.
Z walącym
mocno sercem, patrzyła mu w oczy, czując jednocześnie, jak palce drugiego z
chłopaków chwytają za gumkę od majtek i powoli, jakby nie mając pewności, czy
postępują właściwie, ściągają je z niej. Zgodnie z tym, czego oczekiwał Patryk,
nie wykonała najmniejszego gestu oporu.
- Wspaniale
– odetchnął chłopak, zerkając w tył. Oszołomiona zerknęła i ona, jakby chcąc
się upewnić, że to co czuła wydarzyło się naprawdę. Że dotyk Sebastiana, że
przesuwająca się w dół gumka, to nie był żaden sen, tylko…
Westchnęła
głęboko, zamykając oczy po tym, gdy tylko zobaczyła Sebastiana trzymającego w
dłoniach jej majtki.
- Tyle
wystarczy? – zapytała głucho, starając się ukryć podniecenie w głosie. I
wszystkie inne emocje, które zniewalały jej umysł.
Tak,
podniecenie. Bo mimo wszystko właśnie to czuła. Dorosła nauczycielka pozwoliła
się rozebrać jak dziecko dwóm… Właśnie dzieciakom. I stała przed nimi naga,
wyczuwając jednocześnie twardość w szortach Patryka.
- Nie –
odparł ten ostatni. – Nie odpowiedziała mi pani na ostatnie pytanie, tam na
plaży.
Zamknęła
oczy a on wykorzystał to, popychając ją w stronę łóżka, jedynego w tym pokoju,
za to dość dużego. Nie stawiała oporu. Nie wiedziała, czy to dlatego, że sama
nie chciała, czy też z powodu ograniczonych możliwości. Mogła tylko krzyknąć,
ale krzyk…
- To
krępujące pytanie – wyznała.
- Niech
będzie pani z nami szczera.
Nie odpowiedziała,
padając na łóżko. On znalazł się na nim od razu za nią. Poczuła tak samo pewną
panikę, jak i nieoczekiwaną zwierzęcą rozkosz. Wynikającą głównie z tego co
widziała w jego oczach . Tak, ten młody, krótko ścięty, apetycznie zbudowany
blondyn z tym szalonym błyskiem w oczach, wyglądał teraz mocno urzekająco i
zniewalał ją… Wszystkim. I swoim wyglądem i zachowaniem i szaleństwem w oczach.
Z trudem
stłumiła jęk, gdy znalazł się między jej rozłożonymi nogami, uświadamiając
sobie, że to jego szaleństwo powoduje, że nie ma już odwrotu od tego
niesłychanego wydarzenia…
Potrafiła
stłumić jęk, ale drżącego ciała powstrzymać nie mogła. A on błyskawicznie
pozbył się szortów, co widziała jakby przez mgłę, choć jej oczy zrobiły się
wielkie jak pięć złotych. Spojrzała przed siebie, bo jej spojrzenie przyciągała
ta jedna część ciała. Zobaczył to.
- No niech
pani powie… Podoba się pani mój twardy kutas?
Jego nieco
podniesiony głos drżał z emocji, tak samo jak drżało jej ciało. Z trudem
przełknęła ślinę, ale jęku już nie powstrzymała. Choć żadne słowa wciąż nie
potrafiły wyjść z jej ust.
Ale ona już
na nie czekał. Miał ją przed sobą, leżącą na łóżku, nie stawiającą oporu,
patrzącą na niego szeroko otwartymi oczami i przede wszystkim nagą, z jeszcze
szerzej rozłożonymi nogami.
I drżącą
jak osika. To właśnie zdradzało ją najbardziej. To dawało im dowód na to, że
niezdobyta królowa, licealna wychowawczyni, w tych okolicznościach nagle,
zupełnie niespodziewanie otworzyła im wrota do raju.
Jego
spojrzenie bezlitośnie gwałciło jej cipkę. Było już po wszystkim. Wstrzymała
oddech, widząc, jak jego dłoń przytrzymuję sterczącego penisa i prowadzi go w
kierunku…
- Aaaach…!
– w tym nabożnym niemal oczekiwaniu na wydarzenie nie z tej ziemi nie potrafiła
powstrzymać jęku.
Zastygła,
czując jak jej otwór powiększa się pod naporem czegoś twardego, mocnego,
silnego, sztywnego, wilgotnego, gorącego… Jak to coś wdziera się w głąb niej…
Wdziera raczej z łatwością, bo i ona sama była tam przecież wilgotna,
ułatwiając natarczywemu najeźdźcy zdobycie.
- O,
kurwa…! – jęknął i on, nie folgując sobie.
I pozostał
tam gdzie był, nie kładąc się na niej. Tak jakby chciał przede wszystkim
widzieć to. To, że jego kutas wszedł w cipkę pięknej nauczycielki, tej samej,
którą tak wielu chciałoby… Ale ich nie ma, jest tylko on. I patrzy jak jego
penis, z każdym kolejnym ruchem wdziera się coraz głębiej. Najpierw powoli a
potem szybciej.
Aż uniosła
głowę znad poduszki, opierając się na łokciach, nie chcąc również nic stracić z
tego widoku. Widoku przystojnego ucznia, który młócił ją sterczącym jak stal
drągiem. Tak mu się to podobało, tak go to rozpalało. Tak jak i ją. Świadomość,
że ona i sam ten fakt rżnięcia oddziałują na młodego przystojnego chłopaka w
ten sposób podniecała ją tak samo jak i jego.
Jak dobrze,
że ją trzymał za uda, że panował nad tym wszystkim, bo jej ciało drżało
niesamowicie, zdradziecko obwieszczając Patrykowi, że jego nauczycielka jest
już zdobyta, że może zrobić z nią wszystko co tylko przyszło mu do głowy.
Być może
młodzi chłopcy nie mieli tej finezji, czy czegoś tam, nie zawsze wiedzieli jak
robić to dobrze. Ale akt, że robili to z takim zaangażowaniem, z taką pasją, z
taką furią, z takim sercem, doprowadzał ją niemal do omdlenia.
Bo tak,
tych atrybutów Patrykowi nie brakowało. Wciąż pozostawał w pozycji klęczącej,
trzymając ją za szeroko rozłożone nogi i wciąż delektował się nieziemskim dla
obojga widokiem kutasa penetrującego cipkę olśniewającej nauczycielki.
Posuwającego ją mocno, silnie, dynamicznie, tak, że…
- Aaaach…!
- jej jęki stawały się coraz częstsze, coraz bardziej przeciągłe. Patryk zdobył
ją na własność. Nie umiałaby tego przerwać, w żaden sposób. Chciała się z nim
pieprzyć, wręcz pragnęła tego. I on te pragnienia spełniał. Ta niezwykła,
niewyobrażalna wręcz jeszcze ileś godzin temu sytuacja dokonywała się na jej
oczach i doprowadzała niemal do utraty świadomości.
- Chodź tu
do mnie… - jęknęła i licealista wreszcie zmienił pozycję, kładąc się na swojej
pani profesor. Intensywność jego ruchów jakby zmalała, ale dla niej nie miało
to znaczenia. Teraz po prostu czuła go każdym fragmentem swego ciała. Chłonęła
zapach jego ciała, patrzyła mu w oczy. Czuła przede wszystkim jego mięśnie, co
doprowadzało ją do szału.
- Cudowny
jesteś.. .Mój Boże…! – jęknęła, wyrażając tymi słowami to wszystko co czuła.
Wręcz nie chciała żeby kończyła. Ona i jej cipka nie miały dosyć. Ale dla
chłopaka było to zbyt wiele. Poczuła kilka szybszych ruchów i stało się…
- Aaaach…!
– teraz to z jego ust wydarł się dziki jęk, przeradzający niemal w ryk. Tak, że
serce podskoczyło jej jak szalone. Reagując zarówno na jego furię jak i napięte
mięśnie, które na moment autentycznie zniewoliły ją w młodzieńczym, mocarnym
uścisku.
Tak na
niego działała, tak zrobiła mu dobrze… Tak jak i on jej, niestety nie spełniając
do końca, ale nie czuła się z tego powodu zła.
Leżał na
niej jeszcze chwilę a ona delikatnie masowała jego ramiona, barki, plecy.
Niesamowite…
Czy po tym
wszystkim da się jeszcze wrócić do normalności? A w sumie to co jest
normalnością, jeśli przypomnieć sobie ostatnie miesiące i wystawienie licealnej
nauczycielki na pastwę kilku dzikusów? I czy to odpowiednia chwila na takie
rozmyślenia?
Zszedł z
niej w końcu a potem w ogóle z łóżka. Zerknęła jeszcze na jego zgrabne,
apetyczne pośladki. Spodobały się jej. Wręcz urzekły.
Leżała
rozwalona, niczym dziwka w pornosie, ale po tym przeżyciu jej nogi miały spory
problem, by zejść się z powrotem a tu…
- No, no,
Sebek… - usłyszała spokojniejszy już głos Patryka, wygłaszający typowy dla
niego komentarz. – Teraz to dogodzisz pani profesor…
Jakby
przypomniała sobie o obecności drugiego z uczniów… Zerknęła w jego stronę i w
lot zrozumiała co miał na myśli Patryk.
Sebastian
widocznie poczuł w sobie przypływ odwagi i uznał, że jemu też się coś należy. W
związku z tym i on pozbył się szortów i teraz Kamila mogła patrzeć na jego
szczupłe przecież ciało, należące do niewysokiego, niższego od niej o pół głowy
młodzieńca. Ale jego penis… Sterczał niezwykle efektownie, może poprzez tą
trochę nieproporcjonalną do figury chłopaka długość. Nie do wiary, ale był
sporo powyżej normy i liczył sobie pewnie te osiemnaście centymetrów.
Zaskoczył
ją ten widok. Poczuła pewną tremę. Nigdy przecież nie miała z czymś takim do
czynienia. Daniel mieścił się w krajowej normie a ten… Jakie to życie było
przewrotne. Trzydziestopięcioletnią kobietę, stremował swoimi rozmiarami
osiemnastoletni cherubinek.
Ale nie
tylko widok ją zaskoczył. Słowa też.
- Też
chciałbyś wykorzystać okazję, tak…? – rzuciła jękliwie drżącym głosem, nie
bardzo wiedząc co powiedzieć.
- Nie –
odpowiedział. – Ja zawsze chciałem się z panią kochać.
No właśnie.
Te słowa wypowiedziane w takich okolicznościach, w towarzystwie jeszcze jednego
chłopaka.
- Po
prostu… - dodał. – Chciałbym, żeby pani też chciała.
Urzekło ją
to na swój sposób. Nie zależało mu tylko na tym, by włożyć i wyjąć. Chciał
czegoś więcej, czegoś…
Tego od
czego zaczął. Od pocałunków składanych na jej skórze, gdy już ułożył się na
niej, podpierając rękoma. Całował ramiona, szyję, policzki, usta, choć ona
jakby wzbraniała się przed tym, ale po chwili delikatnie zaczęła je oddawać.
Zawsze wychodziła z założenia, że tak naprawdę pocałunek wynika z uczuć i oddać
się temu może tylko z jednym mężczyzną. Tak więc trochę krępowało ją zachowanie
Sebastiana, całującego ją coraz zachłanniej.
Nie
przepuszczał niemal żadnej okazji, by wycałować każdy fragment ciała. Schodził
niżej, zahaczając swoimi miękkimi, sprawiającymi sporą przyjemność ustami,
piersi. Właśnie to… Ten miękki, trochę jakby nieporadny dotyk, rozgrzanego, ale
i nieco stremowanego dzieciaka, zniewalał ją niezwykle. Znów, jak uprzednio,
podczas sytuacji z Patrykiem, uniosła głowę, aby sycić się tym widokiem.
Widokiem sympatycznego młodzieńca, zawzięcie, uroczo napawającego się
możliwością pieszczenia nagiego ciała swej licealnej wychowawczyni.
A
gorączkowe całowanie jej piersi doprowadziło ją ponownie do wrzenia. Poruszyła
się niespokojnie i jakby go tym odstraszyła, bo zszedł niżej, całując także
brzuch a swoimi dłońmi masując jej ponownie szeroko rozłożone uda. Widocznie
jemu też podobały się jej nogi, tak jak Patrykowi.
Oderwał się
w końcu, gdy jego usta znalazły się na wzgórku łonowym. Przejechał po nim
dłonią, jakby sam napawał się miękkością tej części kobiecego ciała. Albo po
prostu radował macaniem nagiej kobiety w tak intymnym miejscu.
W końcu
uniósł się wyżej a ona znów mogła zobaczyć jego nabrzmiałego członka. Na całe
szczęście nie był jakiś wybitnie gruby, raczej pod tym względem normalny, ale
ta długość…
- Tylko nie
zrób mi tym krzywdy – szepnęła coraz bardziej podniecona tym, że za chwilę znów
poczuje w środku męskiego członka.
W ten
sposób dość niechcąco wypowiedziała największy komplement jaki mógł usłyszeć
mężczyzna w takiej sytuacji.
Wszedł więc
spokojniej, delikatniej, jeszcze wolniej, niż Patryk kilkanaście minut
wcześniej. Ale powiercił się przy tym, próbując ułożyć wygodniej i jego członek
obijający się o ścianki pochwy, już dał się jej we znaki, tyle, że w dużo
bardziej rozkoszny sposób, niż to sobie wyobrażała. Wygięła się lekko do
przodu, pojękując cicho.
W ten
sposób dała mu znać, że znajduje się w jego władzy. Następny… Ale zrobił to
dużo szybciej, niż jego poprzednik.
Jego penis
wsuwał się i wysuwał. Wolno, jakby Sebastian faktycznie wziął sobie do serca
jej obawy. Ale ona odczuwała to i tak. I przez to miedzy innymi odczuła tak
duże uzależnienie od posuwającego ją chłopaka.
Posuwającego…
Gdyby ktoś niemal dwa lata temu, na inauguracji nowego rocznika w liceum
powiedział jej, że kiedyś, za dwadzieścia miesięcy ten mikry, nieśmiały
długowłosy blondynek będzie ją posuwał swoim długim penisem...
A on to
robił, jakby trochę śmielej, jakby wsuwając się trochę głębiej, acz czuła, że i
tak nie wykorzystuje wszystkich swoich możliwości. Ale to już schodziło na
drugi plan…
Bo na pierwszy
wysunęła się ta duchowość, to co widziała w jego oczach. Oddychał ciężko,
podpierał jedną dłonią, podczas gdy druga błądziła po jej ciele. Wsuwał ją we
włosy, gładził twarz, przesuwał z ramion na dekolt, potem na piersi, ściskając
je lekko i kręcąc sutkami. Tak, dokładnie, jak ją zapewniał chwilę wcześniej.
Chciał się z nią kochać i robił to.
I chociaż
nie było tak dynamicznie jak z Patrykiem, chociaż tamten swoją furią,
władczością, doprowadzał ją do szaleństwa, to właśnie przy nim... Z nim
przeżyła to, co…
- Mocniej…!
– jęknęła wysokim tonem, gdy poczuła, że to już blisko. I Sebastian
przyspieszył trochę, wbijając się jeszcze głębiej, powodując lekki ból, ale to
nie miało znaczenia. Ten ból, był niczym w porównaniu do tej ekstazy, która
właśnie…
- Aaaach…
Aaaach… Aaaach… Aaaaaach…! – jęknęła przeciągle, zaciskając mięśnie ud,
zatrzymując go tym na chwilę. Ale tylko na chwilę, bo on widząc do czego się
przyczynił, posuwał ją już bardziej wprawnie, mocniej, szybciej i chwilę
później, gdy ona leżała już bezwładnie, zalał jej cipkę spermą.
Zszedł z
niej, ale nie z łóżka. W przeciwieństwie do Patryka, ułożył się z boku,
pieszcząc delikatnie jej ciało. I wcale nie piersi, czy łono. Skupiał się na
ramionach, szyi, twarzy…
- Jest pani
cudowna – wyszeptał do ucha. Z jego strony był to popis pewnej odwagi, chociaż,
czy w tych okolicznościach można było jeszcze cokolwiek rozpatrywać w
kategoriach odwagi?
Leżała,
chłonąc ostatnie chwile i oddając się pieszczotom Sebastiana. Naga, na widoku
obu uczniów, którzy mogli oglądać ją tak, jak tylko chcieli. Choć po tym
wszystkim nie powinno jej to krępować, to jednak krępowało. Tak było i już.
Nie
wykonała jednak żadnego ruchu, dopóki nie zobaczyła wstającego z krzesła
Patryka, który w ciągu ostatnich minut zamienił się w biernego obserwatora.
Podszedł w kierunku drzwi wyjściowych i zgasił światło.
-
Wypadałoby się wyspać, nie? – zauważył nie bez słuszności. Jego głos był jakby
normalniejszy.
Kamila
ocknęła się, sprawdzając zegarek. Było po dwudziestej drugiej.
- Powinnam
wrócić do domu – oznajmiła niezbyt pewnym tonem, w którym pobrzmiewały emocje
ostatnich wydarzeń.
- A czym
skoro już żadne autobusy nie jeżdżą? – Patryk sprowadził ją na ziemię. –
Zmieścimy się w trójkę na tym łóżku, pani oczywiście w środku.
Z tymi słowami
położył się po jej lewej stronie, na prawej pozostał Sebastian. Sekundę później
Kamila poczuła jego dłoń na udzie. Wykonała ruch, jakby chciała ją strącić,
ale…
- Nie
przyjmuję żadnego „nie” z pani strony – usłyszała po lewej. – Ani dzisiaj, ani
juto, jasne?
Dobrze, że
było ciemno, bo nie dostrzegł wypełzającego na jej twarz uśmiechu. O dziwo,
poczuła, że jest szczęśliwa.
Nawet z nie
dającymi jej zasnąć, dłońmi chłopaków po obu stronach jej ciała. A może właśnie
dzięki nim?
Rozdział 4
Obudził ją
szum prysznica. Była w łóżku sama. Mędrkowała chwilę. Chyba nie weszli pod
prysznic obaj?
Zagadka
rozwiązała się kilkanaście sekund później, gdy usłyszała szuranie w kuchence
obok. A więc to tak… Zamknęła oczy, przypominając sobie wydarzenia z
poprzedniego wieczoru.
Podciągnęła
nogi i nakryła szczelnie kołdrą, przypominając sobie wszystko. Za późno na
wstyd. Zresztą… Czy się wstydziła?
Trochę
pewnie tak. Raczej nie zdarzało się często w jej życiu pójść do łóżka z dwoma
uczniami swej aktualnej klasy. Zasadniczo nie zdarzyło się w ogóle.
To kłóciło
się z postawą wpajaną jej od dzieciństwa, od młodości. Z jej wychowaniem. Ale z
drugiej strony, po tym wszystkim co się stało w szkole i w ogóle… Puściły jej
hamulce. Uznała, że zasady można odrzucić, gdy ma się do czynienia z dwoma
chłopakami, którzy absolutnie na to zasłużyli.
I nie tylko
zasłużyli, tym że obiecali pomoc w czwartek i dotrzymali słowa w piątek.
Pomagając jej w tym ambarasie, jako jedyni. Od zawsze byli przecież fajnymi
chłopakami, którzy ani nie sprawiali większych problemów w szkole a i potrafili
rozbawić klasę. Nawet jeżeli czynili to poprzez rzucanie trochę irytujących
tekstów zaczepnych w stronę nauczycielki.
No i co tu
dużo kryć… Mimo, że młodzi, Sebastian wręcz, pomimo wieku dziecięcy, to jednak
przystojni, atrakcyjni, o fajnych ciałach. Przyciągali ją także fizycznie. Byli
atrakcyjni w najlepszy chyba możliwy sposób, daleko odbiegając od jakiejś tam
super męskiej wersji macho.
Szum wody
ustał. W pokoju pojawił się Patryk.
- Dzień
dobry – na jego twarzy pojawił się uśmiech. Dojrzała w nim poczucie triumfu,
zwycięstwa, ale i ciekawości. Ciekawości tego, jak będzie zachowywać się
wygrzmocona dzień wcześniej szkolna wychowawczyni.
- Dzień dobry – odpowiedziała. – Czy żołnierze
pomyśleli o śniadaniu dla swojej królowej? – zażartowała.
- Ubodzy
jesteśmy, ale Sebastian jakieś kanapki zrobił.
Jak na
zawołanie w drzwiach dzielących pokój od kuchni pojawił się długowłosy blondyn
z talerzem w dłoniach.
- Sebastian
widzę, że nie tylko celnie strzelasz, ale i nie dasz z głodu zginąć –
przekomarzała się, z pewnym zdziwieniem odnotowując chowające się gdzieś
skrępowanie.
- No i
zdaje się, że nie da też zginąć swojemu gatunkowi… - Patryk nie byłby sobą,
gdyby nie dorzucił aluzji wiadomego rodzaju.
- Zajmij
się swoim - odciął się blondyn.
Kamila
przystąpiła do jedzenia a skrępowanie powróciło. W nieco innym wymiarze. Bo
chłopacy jedli niewiele, wychodząc chyba z założenia, że w tym wieku spożywa
się raczej napoje. Niekoniecznie słodkie, czy gazowane. I zrobiło się jej
trochę głupio, gdy tak jadła na ich oczach.
- Jedzcie,
nie patrzcie na mnie – ponagliła ich.
- Ja nie
jestem głodny – pokręcił głową młody metalowiec.
- Potem
będziesz całe życie taki chudy – dociął mu Patryk.
No i ten
drugi powód. Oni byli już po prysznicu, ubrani w spodenki i koszulki.
Przynajmniej Sebastian, bo Patryk paradował z odkrytym torsem i prawdę mówiąc,
wcale mu się nie dziwiła. Miał bardzo fajną klatkę, raczej szczupłą, daleką od
miana silnej, męskiej, ale jednak wystarczająco umięśnioną. Akurat tyle, ile
lubiła.
No a ona
leżała w tym łóżku naga. Tak, jak poszła spać wieczorem.
- Pyszne,
dziękuję – skwitowała, po ukończonym posiłku.
Na chwilę
zapanowała cisza. Potem uznała, że musi poruszyć ten temat, ciekawa zresztą ich
reakcji.
- Nie
obrazicie się chyba, jeżeli poproszę was o wyjście? Musiałabym wziąć prysznic.
- Nie
obrazimy się, ale nie spełnimy tego – uprzedził Sebastiana Patryk. – Niech pani
nie żartuje, że się wstydzi.
No tak…
- To, że
wczoraj działy się takie rzeczy, jakie się działy, nie znaczy, że teraz muszą
posobne, prawda Patryku?
- W sumie
to zgodziłbym się z panią – zabrzmiało to obłudnie, bo już wyczuła wykręt. –
Gdyby nie to, że już wczoraj ustaliliśmy, że będziemy trzymać się tego, że nie
powie nam pani „nie”, tak jak pani obiecała, prawda, pani Kamilo?
- A czy
możemy do tego wrócić za kilkanaście minut, podczas, gdy ja w spokoju wezmę
jednak ten prysznic? Zrobisz to dla swojej królowej, czy nie? Obiecuję, że nie
uciekam od tego – zapewniła solennie, czując jednak pewne poniżenie, tym, że
musiała złożyć taką deklarację.
- No dobrze
– zgodził się powoli, chyba jednak zadowolony z tego, że jego głos w tej
sprawie jest decydujący. – Wyjdziemy na zewnątrz.
Zniknęli za
drzwiami a Kamila mogła w spokoju odrzucić kołdrę, wstać i udać się pod
prysznic.
Zajęło jej
to wszystko piętnaście minut. Nie spieszyła się, zresztą nie było do czego. Co
tu robić w ten leniwy niedzielny, dopiero rozpoczynający się dzień w Antonówku?
W sumie, wygląda na to, że będzie ciepło. Może by tak popływać w jeziorze? W
każdym razie do domu się nie wybierała. No chyba, że ją wyrzucą. Zachichotała w
myślach. Nie, że była nieskromna, ale taka opcja raczej nie wchodziła w grę.
Spokojnie
namydliła ciało a potem spłukała je wodą. Umyła też włosy. Długo wycierała się
ręcznikiem.
I tu
powstał problem. Ubranie pozostało w pokoju. I kostium kąpielowy użyty
wczorajszego dnia i to bardziej sensowne, schowane w szafie, której użyczyli
jej chłopacy.
Po namyśle
uznała, że przewiąże się ręcznikiem. Może jej licealiści nie wrócili do domku,
stali na zewnątrz i dadzą się jej przebrać?
Nadzieje
okazały się płonne a ręcznik dość krótki. Gdy wyszła zobaczyła ich obu
siedzących na łóżku. Spojrzeli na nią, prześlizgując się wzrokiem po jej
długich, nagich nogach. Poczuła ten znajomy ucisk w podbrzuszu świadczący o
pewnej perwersji, dopiero się rodzącej.
- Jesteście
już – rzuciła. – Prawdę mówiąc wolałabym się ubrać w coś lepszego, niż ten
ręcznik.
- Prawdę
mówiąc, my wolelibyśmy, żeby się pani w nic nie ubierała, tylko zrzuciła ten
ręcznik – odparował Patryk.
- Nie masz
dość? – udała zdziwienie. – Wczoraj się naoglądałeś…
- Nie mam
dość. Sebastian też nie, choć nic nie mówi. Ale jestem pewny, że podziela moje
zdanie w tej kwestii.
- Rozumiem.
Chcecie wykorzystać okazję do samego końca. Ech, chłopacy… - pokręciła głową z
lekkim niezadowoleniem, czując narastające w niej powoli różnego rodzaju emocje.
- Skoro
pani wie, to po co brnąć w tłumaczenia? – z twarzy Patryka nie schodził uśmiech
wyrażający wciąż pewne poczucie triumfu jak i rodzącego się podniecenia.
Westchnęła
cicho. Miała w zanadrzu inne argumenty, ale nie chciała się przekomarzać dla
zasady. Powoli docierało do niej, że i dzisiaj nie dadzą jej spokoju. Ale na
czym może się to skończyć?
- I nie
pozwolisz mi się ubrać, tak? – zapytała, zdając sobie sprawę, że zdradza tym
samym swoją narastającą uległość i bierność wobec jego twardej i nieugiętej
postawy.
- Pani nogi
podobają mi się za bardzo, przykro mi. Może pani usiąść z nami – zaproponował.
- Tylko moje
nogi mają dla ciebie znaczenie?
- Wszystko
ma znaczenie, ale nogi największe – nie certolił się. Tak jak nie lubiła raczej
takich tekstów, tak akurat jakoś wypowiadane przez niego przełykała bez
problemu. A nawet sprawiały jej pewną satysfakcję. Chodziło też o styl
wypowiedzi, który u niego akceptowała.
- Głupio mi
tak stać w tym mokrym ręczniku – wyznała dość nieostrożnie.
- To niech
go pani zdejmie, czekamy na to już od dłuższego czasu.
Uśmiechał
się i on i Sebastian. Obaj, mimo pozytywnego stosunku do niej, nie mogli
przepuścić takiej okazji. Prowokowanie nauczycielki takimi tekstami… Niejeden
pewnie marzył o czymś podobnym przez lata a teraz proszę. Marzenia stały się
rzeczywistością i nie mogli się jej oprzeć.
- Byłoby mi
raźniej, gdybym nie tylko ja była naga – wypaliła, czując jak do głowy
przychodzi jej pewien pomysł. Rodziła się w niej ciekawość.
- Chce
pani…? – nie dokończył Patryk, spoglądając pytająco.
-
Domagaliście się striptizu, teraz możecie go sami wykonać, czyż nie?
- No tak,
ale… Pani jest kobietą, ma pani fajniejsze ciało a my… - wzruszył ramionami
trochę zdezorientowany licealista.
- A wy co?
– udała, że nie rozumie.
- No a my…
Nie mamy pewności, czy się pani podobają…
- Gdyby mi
się nie podobały, to bym wam tego nie proponowała, prawda? – odpowiedziała
logicznie.
Zadziałało.
Spojrzeli na siebie. Sebastian wzruszył ramionami.
- Ja tam
mogę… - na jego twarzy pojawił się uśmiech, który nie zamaskował pewnego
skrępowania.
- Ale nie
chodzi o nic artystycznego, chyba…? – zapytał Patryk.
- Twoja
klatka Patryku sama w sobie jest artyzmem – odpowiedziała tak jak nauczył ją
Daniel. Że rozmówca nie miał pojęcia, czy mówi poważnie, czy też stroi sobie
żarty.
Patrzyła
jak rozbierają się powoli z ciuchów. Powoli, tak jakby jeden nie chciał
wyprzedzić drugiego. Patryk już wcześniej będący bez koszulki stał w tym
pojedynku na przegranej pozycji.
Patrzyła i
zastanawiała się, co z nią jest nie tak, że nakręca ją widok dwóch
rozbierających się osiemnastolatków. Tak, nakręca… No, nie jakoś wybitnie mocno,
bo lubiła nakręcanie innego rodzaju, bardziej psychicznego, ale to też było
przyjemne.
Patryk,
jakby wstydząc się, ściągnął bieliznę odwracając się tyłem do niej. W ten
sposób miała wgląd w jego nagie pośladki, które spodobały się już jej wczoraj.
I teraz podtrzymała swoją opinię a wręcz jeszcze ją podkręciła. Uznała, że jego
tyłek jest nie tyle fajny, ile wręcz rewelacyjny. Nie mogła przestać patrzeć.
A Sebastian
zwrócił uwagę inną częścią ciała, choć też tą samą co wczoraj. Jego penis
zwisał swobodnie, prezentując się naprawdę okazale. Jeśli już miała okazję
oglądać nagich mężczyzn, najczęściej gdzieś w internecie, to zwracała uwagę na
takie bardziej neutralne atrybuty, jak klatka, czy nogi. Albo plecy. Jakoś te
nagie penisy nie wyglądały zachwycająco. W przypadku Sebastiana było inaczej.
- Z was
dwóch, dałoby się stworzyć mężczyznę idealnego… - westchnęła, uznając, że nie
ma sensu trzymać swoich przemyśleń w tajemnicy.
- Naprawdę?
– Patryk wyglądał na zadziwionego.
- Naprawdę
– przyznała, ściszając nieco głos. Rozumiała, że ten komplement od takiej laski
jak ona, musi zrobić na nich wrażenie.
- Ale pani
wystarczy sama, by być kobietą idealną – zrewanżował się Sebastian.
- Ale się
słodko zrobiło – odparła nieco zaczepnie, wiedząc, że żaden z nich się nie
obrazi. – To co teraz? – zapytała a jej głos zbiegł się ze słowami innych.
Zapytała,
jakby sama się prosząc… No bo cóż mogli zaproponować w takiej sytuacji?
- Powoli –
ostudził wszystkich, najniższy Sebastian. – Niech każdy mówi po kolei co mu
leży na wątrobie.
- Ja bym
chciał, żeby pani zdjęła w końcu ten ręcznik – upierał się Patryk.
- Ja bym za
to chciał posłuchać pani wyznań – rzucił z kolei Sebastian.
- Jakich
wyznań? – zapytała ze zdziwieniem i jednocześnie uwagą.
- By pani
opowiedziała ze swojego punktu widzenia, to wszystko co było wczoraj, jak pani
to odebrała. I ogólnie o wszystkim, o nas… Po prostu chciałbym panią rozebrać,
ale tak, mentalnie – wyjaśnił trochę nieskładnie, ale zrozumiała bez problemu.
- Ach tak…
- poczuła żywsze bicie serca. Takie obnażanie się mentalne właśnie, zdradzanie
swoich sekretów, tajemnic, wpływało na nią z reguły bardziej poniżająco, niż te
fizyczne.
- Zrobi to
pani? – zapytał z nadzieją w głosie.
- Postaram
się, naprawdę – zapewniła. – Ale i ja bym czegoś chciała.
- Czego? –
zapytali równocześnie obaj.
Milczała
przez chwilę, nie wiedząc jak się do tego zabrać. Czuła łomot w głowie, ale
widok tych dwóch sympatycznych i przecież jednak atrakcyjnych licealistów, tak
bardzo w ostatnich dniach jej bliskich, doprowadził ją do zadziwiającego stanu…
- Nie chce,
żebyście uznali mnie za wariatkę, czy jakiegoś zboczeńca w spódnicy, po prostu
każdy ma swoje fantazje. A ja was naprawdę lubię, chyba o tym wiecie, skoro
stało się to wszystko, no i teraz jesteśmy tutaj w takiej sytuacji… Więc… -
nabrała oddechu i skierowała wzrok na Patryka. – Masz naprawdę fajne ciało
Patryku, już mówiłam, że podobają mi się twoje nogi, twoje uda, są bardzo
przyjemne w widoku. Ale także klatka i coś jeszcze. Twoje pośladki są bardzo
takie… Elektryzujące – powiedziała, czując wypływający na twarz rumieniec.
Nawet w tej sytuacji, wypowiadanie takich słów pod adresem swojego ucznia, było
mocno perwersyjne i wymagało pewnej odwagi.
-
Elektryzujące? – Patryk, jakby nie zrozumiał, ale wyraźnie przyjmował słowa
nauczycielki z zadowoleniem.
- Są
zgrabne, zwarte, silne jednocześnie… I wyglądają apetycznie. Naprawdę,
przyznaję Patryku, że nie widziałam w życiu fajniejszych. Owszem, powiesz, że
wielu w życiu nie widziałam, bo jeśli już to tylko w internecie, ale jednak…
- Dziękuje,
ale co to ma do rzeczy? – pytał zaintrygowany chłopak.
- Otóż…
Nigdy nie przepadałam za homoseksualnymi fantazjami, czy to w wydaniu kobiecym,
czy tym bardziej męskim, ale widząc takich dwóch, jak wy… Chciałabym po prostu
zobaczyć twoje pośladki w akcji. W zasadzie to sama nie wiem, czy widzieć jak
one pracują wbijając się w czyjś tyłek, czy też jak w nie same wchodzi coś… -
urwała nie kończąc, ale dając jasno do zrozumienia, co ma na myśli.
To się
otworzyła szanowna pani nauczycielka… Z obawą stwierdziła, że ich spojrzenia
wyrażają to zaskoczenie, to absmak.
- Chce
pani, bym przeleciał Sebastiana, albo on mnie? – zapytał w końcu Patryk.
- Tak to
nazwałeś… Chcę zobaczyć jedno, albo drugie. A może i jedno i drugie. W każdym
razie, dwóch chłopaków, szczególnie takich jak wy. To byłoby naprawdę cos
niezwykłego dla mnie.
Trochę
ciężko było jej spojrzeć im w twarz. Tym bardziej, że własna z pewnością
zmieniło kolor na bardziej czerwony. Zwierzanie się z takich fantazji własnym
uczniom nie należało do łatwych zadań.
- A co
wtedy? Co mielibyśmy w zamian?
Oczekiwała
tego pytania. I wiedziała co mogłaby odpowiedzieć, ale wahała sie trochę.
Jednak ostatecznie uznała, że nie ma się co droczyć.
- Skoro już
wczoraj przeżyliśmy wszyscy takie rzeczy, to powiem wprost. Jeżeli
zrobilibyście to, to naprawdę nie powiedziałabym wam „nie”, pod każdym chyba
względem. Wyłączając jakieś rzeczy, które nie wchodzą w grę z przyczyn
oczywistych.
- To
znaczy, jakie? – drążył temat Patryk, słuchając z uwagą. Widziała, że to
zapewnienie zrobiło na nim mocne wrażenie.
- No na
przykład takie, jak wyjście do baru bez ubrania… Czy inne tego typu rzeczy. To
chyba jasne.
Spojrzeli
na siebie raz jeszcze. Rozumiała, że wstydzili się siebie. Nawet, jeżeli mieli
w sobie jakaś cząstkę homoseksualizmu, to było im to wstyd ujawniać. Ale z
drugiej strony rzuciła im mocną przynętę.
- Chłopaki,
naprawdę… Nie uznam tego za niemęskie, czy coś, to chyba oczywiste… Nie robię
sobie z was żartów, to chyba też jasne. Nie chcę as zmuszać, ale naprawdę,
takie widoki…
- No niech
pani dokończy. Co takie widoki…?
- Takie
widoki sprawiłyby mi dużą przyjemność. Chciałabym zobaczyć to.
Znów
pomilczeli, rzucając na siebie ukradkowe spojrzenia.
- Pani
Kamila prosi, byś wystawił dupę, co ty na to? – rzucił w końcu Patryk.
- Albo ty
swoją – odgryzł się długowłosy blondyn. – Przy czym mnie twoja za bardzo nie
interesuje.
- Mnie
twoja też nie. Ale skoro pani profesor chce…
Milczeli
ponownie. Kamila też.
- Jestem w
stanie się poświęcić – stwierdził po chwili Patryk.
- Ale
biernie, czy czynnie? – zapytał roztropnie Sebastian.
- Może,
żeby nie było… Niech najpierw będzie tak a potem odwrotnie – wtrąciła Kamila,
czując i rumieniec i bijące mocniej serce. – W ten sposób unikniemy sporów i
zadrażnień. Co wy na to? Acha… I nie chodzi o to, że macie… Aż do końca, czy
coś. No, ale też jednak wolałabym widzieć trochę więcej, niż tylko kilka ruchów
po jednej i drugiej stronie… - skończyła, zawstydzona ściszając głos.
Tak,
wydawanie takich instrukcji dwóm małolatom z własnej klasy sprawiało, że znów
oblała się rumieńcem.
- Dobra,
wypinaj się – podjął decyzję Patryk. - Ja jednak wolałbym być czynny i ustalmy,
że odpuścimy… - spojrzał na panią profesor z nadzieją, że ta zrozumie.
- No nie wiem…
- kolega nie wydawał się być przekonany.
-
Sebastian, jeśli to zrobisz, to postaram się zrobić dla ciebie coś ekstra –
wtrąciła zarumieniona Kamila, czując jeszcze większy łomot w głowie. To już
zaczynało wyglądać jak jakaś prostytucja, cz jeszcze gorzej, prostytucja w
filmie porno..
- A co
takiego? – zainteresował się młodzieniec.
- Coś co
sobie zażyczysz, nie wiem dokładnie. Może coś czego nie dostanie Patryk…
- Hola,
hola… - zaprotestował wyższy z licealistów, ale nie zdążył już rozwinąć swojej
myśli, bo chyba wszystko zostało ustalone.
- To niech
pani zdejmie ten ręcznik, żeby mnie teraz przekonać – odparł Sebastian.
Po chwili
wahania, uporała się z zawiązaniem i zdjęła ręcznik, czując jednak pewne
skrępowanie tym, że obaj oczywiście przebiegli wzrokiem po jej nagim ciele.
Patryk
wstał, masując członka. Patrzył przy tym na jej ciało tak, że poczuła się mocno
przedmiotowo. Ale rozumiała, że pobudza się w ten sposób.
- Ale to
trochę za mało – skomentował ni to do siebie, ni do niej i zrobił dwa kroki,
stając za nauczycielką. – Nie widziałem jeszcze pani pośladków, pani profesor.
Ta stropiła
się nieco tym bezpośrednim wyznaniem, ale nie zaprotestowała, gdy poczuła dłoń
swojego ucznia na pośladkach. Macał ją sobie bezkarnie, tak, jakby mu się to
należało i wprawiał ją tym w zakłopotanie, jak i podniecenie. Ta uległość
działała na nią jak zwykle.
Zamknęła
oczy, czując płynącą przez ciało falę rozkosznego poniżenia, gdy jej uczeń macał
nagie pośladki licealnej wychowawczyni przez dobre kilkadziesiąt sekund, jak
jakąś kurewkę, masując, ściskając a na koniec strzelił kilka klapsów, choć
raczej niezbyt mocnych. W końcu oderwał się, przechodząc do zadania.
Słowa były
zbędne, pewnie dlatego, że obaj czuli skrępowanie. Choć Kamila wolałaby by było
inaczej, rozumiała swoich uczniów.
- Jeśli
możecie włożyć w to choć trochę uczucia… - zasugerowała skrępowana, proszącym
tonem, zaciskając dłonie.
Patryk
trochę marudził, majstrując przy wypiętym tyłku kolegi, ale Kamila niemal nie
zwracała na to uwagi. Pochłonął ją widok nagiego licealisty stojącego do niej
tyłem. Była zdumiona, że tak ją to podnieca. Ale Patryk miał, jak dla niej
ciało idealne. Nogi umięśnione akurat tak jak trzeba, trochę opalone,
niespecjalnie owłosione, zresztą plecy też całkiem fajne. Ale przede wszystkim
ten tyłek, który przyciągał jej wzrok jakimś magicznym sposobem.
Widziała,
że Patryk zaczyna się ruszać. Był w jakiś swój małoletni sposób dominatorem.
Wchodził w Sebastiana z trudem, sprawiając koledze chyba jakieś problemy. Może
ból. Ale wchodził. Po kilku, czy kilkunastu pchnięciach, sytuacja się
ustabilizowała. I ona, patrząc z zapartym oddechem na sterczącego penisa
Patryka, znikającego miedzy drobnymi pośladkami długowłosego kolegi z klasy,
wróciła do tego co wcześniej.
Do tego, by
oglądać ciało Patryka posuwające się rytmicznie w takt posuwania. Na jego ruchy
przede wszystkim, na pracujące mięśnie ud, na pośladki… Tak, zaparło jej dech i
poczuła wilgoć w cipce. Jej oddech przyspieszył. Na uginających się nogach,
podeszła od tyłu do swego ucznia.
- Wyglądasz
naprawdę bosko – szepnęła mu do ucha, niemal przerażona swoją otwartością, ale
nie potrafiła się powstrzymać i mówiła dalej. – Gdybyś robił coś takie ze mną,
gdyś tylko był łaskaw to zrobić, to… Nie potrafię sobie wyobrazić, jak dobrze
by mi było.
W ślad za
słowami, które, jak wyczuła, wywarły na uczniu naprawdę mocne wrażenie, poszły
ruchy jej dłoni, która opadła Ne jeden z jego pośladków masując go, tak jak on
uprzednio jej i ściskając. W dotyku też okazał się magiczny, zarówno silny, jak
i miękki. Dotykanie go, było dla niej niesamowitym uczuciem, któremu oddawała
się z całą lubością i pożądaniem.
- Miało być
tak trochę, niekoniecznie do końca, tak? – usłyszała zdyszanego nieco chłopaka.
- Tak –
odpowiedziała cicho dość uległym tonem.
- Czy już
pani wystarczy?
-
Chciałabym cię oglądać tak, jak najdłużej…
- Będzie ku
temu okazja – usłyszała zapewnienie. – Ale teraz…
Zobaczyła
jak wyciąga penisa spomiędzy pośladków klasowego kolegi i zwraca się ku niej.
Nie do końca wiedziała, co miał na myśli, ale domyśliła się, że…
- Teraz
pani – dotarł do niej jego naładowany testosteronem głos.
Nie
powiedział nic więcej, resztę przekazały dłonie. Chwycił ją za biodra i obrócił
tyłem do siebie. Podbudowany, podniecony, z łatwością wszedł ostro pomiędzy jej
nogi, zmuszając ją do pochylenia się i wypięcia pośladków.
- Teraz
panią zerżnę już tak porządnie – usłyszała z tyłu.
I jego głos
i przede wszystkim te dość bezczelne jak na ucznia i władcze słowa, ale także
silne dłonie na biodrach, jak i wizja jego nagiego sprzed chwili… To wszystko
sprawiło, że nie myślała stawiać oporu a jej cipka ponownie zalała się
wilgocią.
Zaś z ust
wydobył się krótki jęk wyrażający podekscytowanie i... Oczekiwanie. Które
zresztą szybko zostało spełnione. Patryk nie robił żadnych ceregieli i
błyskawicznie poczuła jego naprężonego kutasa wbijającego się w jej wilgotną
cipkę jak w masło.
- Ooooch…!
– wyrwało się jej, gdy penis wdarł się niemal na całą jego długość.
Ale oprócz
tego co ją podniecało już wcześniej, doszło coś jeszcze. Jego siła a przede
wszystkim zdecydowanie i dominacja. Po prostu brał ją. Bez sztuczek, bez
uwodzenia, bez bawienia się w ceregiele. Po prostu chciał zerżnąć swoja
licealną nauczycielkę i ją rżnął. Na oczach drugiego kolegi. A ona całkowicie, od
pierwszej sekundy poddała się jego ruchom. To była krótka jazda, bo Patryk miał
już za sobą akcję z Sebastianem a dodatkowo jeszcze był nakręcony jej słowami
sprzed chwili, jej pełną uległości postawą. I tym, że ona dawała mu nie
dlatego, że obiecała nie mówić im „nie”, ale dlatego, że sama tego chciała,
sama pragnęła.
Trwało to
wszystko minutę, może dwie, nie więcej. Ale było strasznie intensywne. Te
wszystkie emocje i jeszcze postawa Patryka, który nie przepuścił okazji i
strzelił jej kilka klapsów na całkowicie bezbronny tyłek, tym razem bardziej
soczystych, niż uprzednio i w końcu, przyspieszając ruchy, spuścił się w jej
cipce, nie zdając sobie sprawy, że mimo tego stosunkowo bardzo krótkiego
rżnięcia, szanowna nauczycielka była o krok od orgazmu.
- Aaach...
– jęknęła tak z lekkim zawodem, jak i jednak satysfakcją, bo chłopak zerżnął ją
mocno. Nie musiała aż tak koniecznie dojść do finiszu, by odczuć tą radość z
tego co się działo.
- Ładnie
mnie sponiewierałeś… - rzuciła, wiedząc, że niezależnie od tego, czy brzmi to
jak komplement, czy oskarżenie, licealista uzna, że chodzi o to pierwsze.
- Miło mi…
- sapnął, zmęczony trochę, z uśmiechem pełnym satysfakcji na twarzy.
Faktycznie
sponiewierana, położyła się na łóżku, łącząc nogi, aby nie świecić stojącemu na
wprost niej Patrykowi gołą cipką. Sebastian stał bardziej z boku, przy jej
łóżku, na odległość dłoni miała przed sobą drugi z widoków, który tak ją
urzekł. Jego swobodnie zwisającego, długiego penisa, który aż sam się prosił
swoim widokiem…
No właśnie…
- Tyle pani
słów powiedziała o Patryku, też bym usłyszał coś o sobie – z ust Sebastiana
przebijała chyba lekka zazdrość, choć blondynek uśmiechał się nieśmiało.
- I chcesz
usłyszeć coś równie perwersyjnego? – podjęła dialog.
-
Niekoniecznie to, ale też może być…
- Twój
penis wygląda tak, ze aż sam się prosi o to by… By go dotknąć, wypieścić… -
ostatnie słowa z trudem przeszły jej przez gardło. A Sebastian zbliżył się do
niej jeszcze bardziej, jakby przyciągnięty tymi słowami.
- Dlatego,
że jest taki duży? – zapytał.
- Nie
tylko… Raczej chodzi ogólnie o jego kształt, o jego… Rozmiar też robi wrażenie,
nie powiem, ale… Nigdy nie lubiłam oglądać u mężczyzn akurat tego fragmentu
ciała. Mam na myśli internet. A ty… Chyba jesteś pierwszym, na którego mogę tak
patrzeć – uczyniła kolejne intymne wyznanie, ale czuła przy tym mniejsze
skrępowanie, niż przy poprzednich.
Sebastian
milczał, tylko jeszcze uczynił krok w przód. A ona przewróciła się lekko na
bok, tak, że jego penis znalazł się już nie tyle na wyciągniecie ręki, ile
czegoś znacznie krótszego.
Patrzyła na
niego, czując szybsze bicie serca i nie wiedząc, czy starczy jej odwagi.
Chociaż, czy było się czym krępować w obliczu tego do czego doszło w ostatnich
kilkunastu godzinach?
Jeśli było,
to o dziwo Sebastian pomógł jej w podjęciu decyzji. Zrobił jeszcze te pół kroku
i wsunął dłoń w jej włosy, siłą rzeczy zmuszając Kamilę do tego, by przysunęła
się jeszcze bliżej i…
I wysunęła
język, liżąc po delikatnie. Uwielbiała lizać po całej długości, w przypadku
Daniela było to trochę utrudnione, miał bowiem nieco krótszego, no, chyba, że
przy wzwodzie. Ale teraz… Lizanie miękkiego jeszcze, za to długiego członka
przyprawiało ją szybsze krążenie krwi w żyłach.
W sumie to
fakt, że robiła to swojemu uczniowi na oczach drugiego znajdującego się niecałe
dwa metry dalej, za łóżkiem, mającemu całą sytuację jak na dłoni sam w sobie
był takim czynnikiem, który rozwiązywał wszystkie problemy z ewentualnym
brakiem odwagi do czegoś...
Lizała
zachłanniej, bo, na litość boską, chyba nie było się już czym przejmować...
Cudowne było to uczucie i szybko zatraciła się w tym co robi. Perwersja
wynikająca z okoliczności całego wydarzenia była teraz już tylko bodźcem
napędzającym dodatkowo.
Penis
twardniał i to był najlepszy czas, by wzięła go w usta. Czując wciąż dłoń
Sebastiana w swych włosach, wsuwała w suta jego penisa centymetr po
centymetrze.
- Uhm… -
mruknęła lubieżnie i co ważniejsze, autentycznie. Bez żadnego zbędnego
udawania.
Nie musiała
udawać a i skrępowanie raczej ją napędzało, niż powstrzymywało. Przyssała się
do coraz sterczącego już niemal jak drąg penisa, czując, że nie potrafi go do
końca okiełznać. Był za duży, naprawdę.
- Niech się
pani z nim po prostu kocha… - usłyszała nad sobą.
- Była pani
bliska orgazmu? – usłyszała także nagle głos z boku.
Kiwnęła
głową, pomrukując lekko.
- To niech
pani dokończy – głos Patryka docierał jakby z oddali. – Niech pani obciąga i
robi sobie dobrze. Chcę zobaczyć jak się pani masturbuje.
Rumieniec
momentalnie wypłynął na jej twarz. Zaszokowana propozycją, nie wiedziała co
zrobić. Ale już wcześniej, w trakcie obciągania, jej nogi rozjechały się nieco
szerzej.
Palce
mimowolnie zeszły w dół, zgodnie z poleceniem licealisty. Na piersi, na brzuch,
zabawiając się tam dłużej. A potem…
Nie
zaprzestając pieszczot twardego już jak stal członka, jej własne palce trafiły
na jej wargi sromowe. Czuła, że sobie z tym nie poradzi. Albo jedno, albo
drugie, tak to wyglądało w jej życiu seksualnym do tej pory. A teraz… Miała
skupić się tak na obciąganiu, jak i robieniu sobie dobrze.
Szaleństwo…
Ale robiła
to, spełniając prośby swoich uczniów. Zresztą nie było to odpowiednie
określenie, bo do tego, by wylizać, wypieścić penisa Sebastiana nie
potrzebowała namów.
-
Faktycznie, jak pani mówiła w szkole, lubi pani seks oralny – Patryk posłał
komentarz w swoim stylu, przypominając wydarzenie sprzed kilku miesięcy..
-
Uwielbiam. Jeśli chodzi o Sebastiana – oderwała się na chwilę, by oddać mu
jakaś ripostę i jednocześnie sprawić przyjemność drobnemu metalowcowi.
Znów
zdumiała się. OK, zrobiła już w ostatnich godzinach parę takich rzeczy, iż
hipokryzją byłoby okazywać nagłe zawstydzenie. Ale robić jedną z takowych i
jeszcze dywagować o tym, niemal jak o na przykład oglądanym właśnie w gronie
towarzyskim filmie…?
Aż tak
bardzo rozbestwiła się w tej sytuacji? Co było powodem? Jej oddanie się im po
tym, jak oni poświęcili się dla niej?
Właśnie to
do niej dotarło. Tak, to było to. A, że oprócz tego lubiła ich i byli
interesujący, mimo wszystko uroczy…
Znów poczuła
wilgoć w środku, gdy o tym pomyślała. Bo to był kolejny krok, do tego by
powiedzieć im raz jeszcze, że mogliby robić z nią wszystko.
Ale właśnie
robili. Jeden z nich wpychał jej w usta długiego jak mało co penisa a drugi
kazał się jej masturbować, co też czyniła, choć pewnie nie z taką rozkoszą,
jakiej by oczekiwał.
Prawdę
mówić wolała skupić się na obciąganiu. Wsuwała sterczącego penisa Sebastiana
najgłębiej jak tylko się dało, ale nie potrafiła wsunąć go w całości. Ba,
wchodził może tylko w dwóch trzecich. Niesamowite… Ale jeszcze bardziej
niesamowite było to uczucie gorącego, sterczącego penisa, wypełniającego jej
usta. W pewnym momencie uświadomiła sobie, że podoba się to dużo bardziej jej
samej, niż jemu. Chociaż Sebastian zdradzał oznaki podniecenia, pieszcząc jej
włosy, chwytając za głowę… Ale ona czuła coraz większą wilgoć z tego powodu, że
w jej ustach znajdował się penis lubianego przez nią ucznia. Ucznia, któremu
bardzo chciała się odwdzięczyć za wszystko i nie tylko odwdzięczyć. No po prostu
doprowadzić go do rozkoszy.
Zatraciła
się w obciąganiu, puściły jej hamulce. Dużo bardziej żywiołowo przesuwała
ustami po sztywnym penisie, liżąc go przy okazji w środku. Zaciskała usta, aby
było mu ciaśniej, co miało spotęgować jego doznania. I jednocześnie wciąż
chłonęła jego zapach, jego smak, jego obecność, jego samego wypełniającego całą
jej jamę ustną.
I to
wszystko w akompaniamencie masturbacji, raczej leniwej, ale jednak coraz
przyjemniejszej. Tym bardziej, że jej cipka wciąż pamiętała ostre rżniecie w
wykonaniu Patryka.
- O! –
pisnęła, gdy dotarło do niej, że penis Sebastiana jakby się pobudził, gdy jego
właściciel zaczął poruszać się bardziej nerwowo a i oddech stał się szybszy.
Już wiedziała i skupiła się jeszcze mocniej…
Trysnął
prosto w jej usta. Nic dziwnego, skoro nie wypuściła go z nich. Nie, nie… Nie
chciała uronić ani kropelki spermy. Ona do tego doprowadziła i ona miała to
spijać. Co też uczyniła z pasją niezwykłą nawet jak na nią. A chwilę później…
- Niech
pani sobie przypomni jak ją zerżnąłem – podsunął Patryk, patrząc bezustannie na
nauczycielkę, zataczającą palcem kręgi na coraz wilgotniejszej cipce.
Wystarczyło.
Wspomnienie jego zdecydowania, tego, że potraktował ją jak swoją własność, po
prostu biorąc od tyłu i ruchając wprawdzie krótko, ale bardzo intensywnie… I
jeszcze wyobrażenie tego jak musiały wyglądać w tej sytuacji jego pracujące uda
i pośladki…
Zaczerwieniona
swym upodleniem, tym, że na oczach dwójki uczniów zabawia się sama ze sobą…
Boże, czy można było przeżyć coś jeszcze bardziej perwersyjnego. Oddech
przyspieszył, tak jak i rytm bijącego mocno serca. Oddała się tej chwili
- Aaaach…!
– wyrwało się z jej ust. Niemożliwe, ale jednak. Dokonała spełnienia
masturbacji na ich oczach. Nie był to tak intensywny orgazm, jak w przypadku
tych, które osiągała dzięki mężczyznom, czyli zasadniczo dzięki Danielowi, ale
jednak…
Zmęczona i
swoją aktywnością i orgazmem, zaległa dość bezwładnie na łóżku.
- Nigdy nie
spodziewałem się, że ktoś taki jak pani, odstawi nam takie porno… - stwierdził
Patryk, dobijając ją w typowy dla siebie sposób.
- Taki,
czyli jaki? – zapytała spokojnie po jakiejś chwili. To znaczy siląc się na
pozorny spokój.
- Są
dziewczyny i dziewczyny… Jedne wyglądają tak, drugie siak… Pani zalicza się do
tych, które mimo swych atutów, nie wyglądają na takie właśnie… Takie, czyli
otwarte – wyłożył dość zgrabnie.
Dopiero
teraz zauważyła, że był już ubrany. Wprawdzie tylko w bokserki. Ale to zawsze
coś.
- To
znaczy, że myślisz, iż jestem łatwa, czy co? – zapytała mrużąc oczy i
rozglądając się za ubraniem, bo i Sebastian również włożył na siebie dolną
część bielizny.
- Nie, że
to… Ale, że taka… Dość przystępna. Trochę nie mogę tego pojąć.
- Dlaczego?
Zdobyliście mnie, pomagając mi w tym pojedynku. Wasze osoby jako takie również miały
na to wpływ. Obiecałam wam, to kolejna rzecz. A ty sugerujesz, że to nie mój
pierwszy raz, albo, że wręcz co tydzień robię coś takiego…
Dziwnie w
jej uszach brzmiało to własne usprawiedliwianie tej rozpusty. Mówiła i nie
wierzyła w to, że to wszystko opowiada.
- Nie, nie
sugeruję – zaprzeczył. – A to pierwszy raz?
- Pierwszy
– potwierdziła, sięgając dłonią w kierunku szafki, w której miała ubrania.
- Nie –
powstrzymał ją. – Niech pani tego nie robi.
- Dlaczego?
– zatrzymała się w pół ruchu.
- Dzień się
jeszcze nie skończył. Ba, dopiero zaczął.
- Nie
rozumiem do czego zmierzasz… - spojrzała na niego z uwagą, gdy wstał z krzesła.
– Nasyciliście się mną, czyż nie?
- Trochę
tak, ale nie do końca – wyjaśnił lapidarnie. – Przecież może pani dalej robić
dla nas różne miłe rzeczy, niekoniecznie z naszym bezpośrednim udziałem… -
znalazł sobie zabawę w kluczeniu.
- Co masz
na myśli? – ponowiła pytanie.
- To, że
się pani nie ubierze – odparł zdecydowanie. – Nie wiem jeszcze co będziemy
robić, siedzieć w domku, czy oglądać telewizję, czy rozmawiać po prostu, czy
co… Ale pani ma być naga przez cały ten czas.
Zaskoczył
ją tym żądaniem i nieco zmroził. Chociaż mogła się tego spodziewać. Starsza
kobieta, atrakcyjna przecież i naga… Dziwnym byłoby, gdyby nie chcieli tego
wykorzystać.
Spojrzała
na niego niepewnie, nie wiedząc jak zareagować.
- Jest pani
naszą królową-niewolnicą, czyż nie? Poza tym robi się naprawdę ciepło, nie
zmarznie przecież pani – zapewnił.
- To… Nie
jest zbyt higieniczne – zaprotestowała lekko, czując, że dla dwóch młodych
chłopaków będzie to akurat argument najniższego kalibru.
- A tam… -
zgodnie z przewidywaniami Patryk lekceważąco machnął ręką. – Jak dla mnie może
nam teraz pani kawę zrobić a my sobie popatrzymy z przyjemnością.
Wstała z
łóżka czując się co najmniej dziwnie… A tak naprawdę poniżająco. Mimo wszystko,
mimo tych wszystkich sytuacji z wczorajszego wieczoru i dzisiejszego poranka,
to nie było łatwe do przyjęcia.
Wciąż
przecież miała na uwadze, że to ona jest tu kobietą, starszą a ci dwaj, którzy
wydają jej takie polecenia, to jej uczniowie.
Ale wstała
i zgodnie z sugestią, rozgościła się w niewielkiej kuchni, nastawiając czajnik.
Chociaż wzięła tę cześć pracy na siebie, Patryk nie omieszkał zajrzeć do
pomieszczenia raptem piętnaście sekund później, podejść od tyłu i ścisnąć z
satysfakcję jej nagie pośladki. Znów nie wiedziała jak zareagować, wiec
pozostawiła to bez większej reakcji.
Sebastian,
ubrany już praktycznie w pełni, także w koszulkę, włączył telewizor. Nie
znalazł nic wybitnie ciekawego, więc zostawił jakiś kanał muzyczny, przy którym
cała trójka mogła sobie swobodnie rozmawiać o różnych sprawach.
I
rozmawiali o szkolnych, życiowych i innych, siedząc na łóżku. Ale mimo tych,
dość neutralnych tematów, Kamila czuła na swoim nagim ciele dłoń Patryka. Nie
odpuszczał jej niemal ani na sekundę, dotykając głównie jej nóg, ale także
brzucha, ramion… No i piersi. Masował je delikatnie, chwytając za sutki,
pieszcząc je, ściskając. Nawet czasem doprowadzając ją w ten sposób do jęku.
Wyrażającego raczej ból, niż przyjemność, ale to drugie też szło w parze z
pierwszym.
To były
mocno ambiwalentne odczucia. Choć w głębi ducha uwielbiała tę mroczną stronę
swojego „ja” i traktowanie jej jak posłusznej niewolnicy, to jednak przecież
nie do końca w takim przypadku, gdy jej właścicielami okazywała się dwójka
licealistów. Nie wywoływało to w niej większego podniecenia, ale nie była rzecz
jasna w stanie podejść do tego normalnie, jak do zwykłej sytuacji życiowej. Tym
bardziej, że po kilkudziesięciu minutach rozmowy musiały zejść na inny temat.
Ten wiadomy.
- Mówiła
pani, że jest wierna i tak dalej… A co na to pani mąż? – zapytał Sebastian.
- A
myślisz, że gdyby dał mi zakaz, to byłabym teraz tutaj z wami w takiej
sytuacji? – odpowiedziała pytaniem.
- Rozumiem
– odparł krótko.
- Niech nam
pani coś opowie ze swego życia – poprosił Patryk.
- Ale co
konkretnie?
- No nie
wiem… Swój pierwszy raz na przykład…
- To
intymne sprawy, Patryku… To była miłość i jest nadal. Wolałabym nie mówić o
sprawach, które dotyczą mojego męża, dobrze?
- No to nie
wiem… Na przykład jakieś fantazje, które chciałaby pani spełnić? – jego dłoń
zataczała delikatne kręgi na jej piersiach.
- Spełniłam
chyba wszystkie – odpowiedziała ostrożnie, uznając, że nie muszą o wszystkim
wiedzieć. – Nie mam jakichś dziwacznych fantazji, że muszę się kochać na
przykład na masce samochodu, albo w gdzieś w ekskluzywnym hotelu na najwyższym
piętrze, czy coś…
- Często
się pani masturbuje? – zaciekawił się Sebastian. Zauważyła rumieniec na jego twarzy.
Mimo tego co się wydarzyło, wciąż był w jakimś stopniu skrępowany. Ta jego
wrodzona nieśmiałość dawała znać o sobie.
- Bardzo
rzadko – odpowiedziała zgodnie z prawdą, spuszczając wzrok. – Nie jestem
mężczyzną, nie potrzebuję tego, z wyjątkiem jakichś takich sytuacji, których
nie da się opisać jednym słowem. Można wręcz powiedzieć, że nigdy tego nie
robię.
- A będzie
się pani kiedyś masturbować, myśląc o tym co wydarzyło się tutaj? – kontynuował
trochę nieoczekiwanie.
- Myśląc o
jego długiej pale – uzupełnił w typowy dla siebie sposób Patryk, nim na twarzy
Kamili pojawił się uśmiech wyrażający zakłopotanie.
- Raczej
wątpię Sebastianie. I twoja długość nie ma w tym przypadku żadnego znaczenia.
- A w jakim
ma? – podchwycił Patryk.
- Łapiesz
za słówka…
- No, ale
jak już złapałem… - przy okazji ścisnął natarczywie jej lewe udo.
- Ma w
przypadku wyglądu ogólnego, czy już później, w trakcie… W pierwszym przypadku
wygląda to efektownie i zasadniczo przyjemnie. W drugim… Potrafi sprawić ból.
To tylko mężczyźni uważają, że te piętnaście centymetrów to jest za mało.
Nieprawda, wystarczy dwanaście, albo i mniej. Ważne kto jest właścicielem i jak
te centymetry wykorzystuje.
- Czyli
jest dla mnie nadzieja? – rozdziawił gębę w uśmiechu Patryk, ale mimo tego, jak
i wywodu nauczycielki, dało się wyczuć pewną zazdrość o wymiary klasowego
kolegi.
- Zdaje
się, że twój wcale nie jest taki mały, nie? – postanowiła się lekko podroczyć.
-
Czternaście, niech pani ocenia, jak się sprawił.
- Hm… - nie
wiedziała co odpowiedzieć, nie chcąc mu zbytnio kadzić. – Sam powinieneś umieć
ocenić, czy sprawiłeś kobiecie rozkosz.
- No cóż… -
z satysfakcją zauważyła, że jej odpowiedź wprawiła go w zadumę. Typowy facet…
Choć
skrępowana, bo tego nie dało się uniknąć, czuła się w tej sytuacji, jak na jej
kuriozalność, przyzwoicie. Ich towarzystwo… Nie dość, że była im coś winna, to
jeszcze po prostu ich lubiła. No i doprowadzili ją do uległości, takiej jaką
lubiła, wykorzystując ją w ciekawy sposób, jak choćby przebywanie w ich
obecności bez stroju. Czuła mrowienie w podbrzuszu. Spowodowane brakiem stroju,
tematyką rozmowy, wspomnieniami ostatnich godzin, jak i nie schodzącym z jej
ciała wzrokiem zainteresowanych chłopaków.
No i ręką
Patryka dość swobodnie krążącą po jej nagim ciele. Tym bardziej, że zaczynał
docierać do bardziej zakazanych rejonów. Wciskał się pomiędzy uda i to wysoko,
aczkolwiek zawsze zatrzymując się przed kroczem.
Ciekawiło
ją, czy Patryk zdawał sobie sprawę, że swoimi pieszczotami i tym, że były one
dość nieobliczalne, w równym stopniu deprymował swoją nauczycielkę, jak i ją
rozgrzewał. Czuła, że powoli jej ciało zaczyna drżeć. Rozluźniła nieco uda,
jakby chciała go zachęcić do śmielszej podróży w głąb.
Ale on…
- Niech się
pani położy na łóżku – zaproponował.
- Po co? –
zapytała głupio, bo odpowiedź wydawała się raczej oczywista.
- Dam pani
zadanie do wykonania.
- Jakie? –
zapytała znów nieco zaskoczona a jednocześnie lekko zaniepokojona i
zaintrygowana.
- Niech się
pani położy, to się pani dowie.
Trochę z
oporami spełniła polecenie ucznia. Z oporami, bo mimo wszystko ciężko
przychodziło jej spełniać wszystkie kaprysy, ot tak, jakby to było pstryknięcie
palcem.
- Ale tak
bokiem – poinstruował ją, gdy już się rozłożyła na środku. – Twarzą do
Sebastiana.
Ten w
trakcie rozmowy zdążył już przyjąć postawę pół leżącą, teraz ułożył się
bardziej wygodnie. Natomiast Patryk władował się za nią, z tyłu. W ten sposób
była trochę w kanapce miedzy dwoma uczniami, choć miała co nieco luzu
szczególnie od strony długowłosego blondyna.
Poczuła
palce a potem całą dłoń Patryka na swoich pośladkach. Ugniatał je, ściskał,
nawet rozchylał, jakby chciał dostrzec otwór analny. Trochę ją to krępowało.
Nawet mocniej, niż trochę.
Ale w końcu
jego palce trafiły tam, gdzie oczekiwała tego już od jakiegoś czasu. Między
uda, jeżdżąc po wargach sromowych. Delikatnie, leniwie. Czuła, że raczej bawi
się jej ciałem, nie wiedząc, że ją to wyraźnie rozgrzewa.
- Niech
pani zrobi więcej miejsca – nakazał bardziej zdecydowanym tonem i posłuchała go
bez szemrania, unosząc stopę tak, że jej nogi zrobiły trójkąt z wyciągniętym w
górę kolanem. W ten sposób, leżący za nią Patryk miał swobodny dostęp do jej
cipki.
- Chciałaby
pani poczuć mojego kutasa? – zapytał bezceremonialnie.
- Zwracałam
ci już uwagę Patryku, że stać cię na rozsądniejsze podejście do kobiety –
odpowiedziała, w miarę możliwości zwracając głowę ku niemu.
- A nie
lubi pani takich bezpośrednich tekstów?
- W
określonych warunkach może i mogłabym lubić – odpowiedziała ostrożnie. Mimo
wszystko nie chciała zdradzać wszystkich swoich tajemnic.
- Zna pani
na pamięć inwokację do „Pana Tadeusza”? – zapytał znienacka.
- Hm… -
zatkało ją. – Raczej znam, choć niedokładnie. Dlaczego?
- Mam takie
jedno marzenie. Pani będzie grzecznie recytować a ja będę panią…
Nie
dokończył. Zrozumiała sama, gdy jego palce znalazły się tam, gdzie powinny już
wcześniej. Zamknęła oczy na chwilę, oddając się pieszczotom jej cipki. Dopiero
po sekundzie dotarło do niej co powiedział. Mimo mocno krępującej sytuacji parsknęła
urwanym śmiechem.
- Co ci
przyszło do głowy…? – jej głos był słabszy. To palce Patryka zdobywało ją na
nowo.
- Bardzo
bym chciał, żeby pani znów była panią profesor. Wykładającą lekcję,
opowiadającą coś o lekturach, albo podającą definicje jakichś tam partykuł, czy
innych zaimków. A w tym czasie, ja bym panią nagradzał za prawidłowe
prowadzenie lekcji.
- Szalony
jesteś… - mruknęła, czując coraz większą wilgoć.
Jej własna
uległość i kolejna sytuacja, gdy jeden z uczniów robi jej dobrze a drugi
przygląda się temu, jak i ogólnie jej nagiemu ciału, oraz, co chyba
najważniejsze, jej intymnym reakcjom, doprowadzała ja powoli do pasji. A
przynajmniej do mocniej walącego serca.
- Niech
pani to zrobi – ponowił żądanie. – A za każdy błąd, jaki naliczymy, dostanie
pani klapsa – wyskoczył z kolejnym pomysłem.
- Jesteś
nienormalny… - skwitowała, ale wcale tak nie myślała. Pomysły Patryka były
kreatywne i miał ich pod dostatkiem. A może nie narodziły się w tej sekundzie,
tylko dojrzewały już wcześniej a po prostu teraz znalazły czas na realizację?
- Może. Ale
to już teraz nieistotne. Niech pani zaczyna…
- Litwo,
ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie… Ile cię cenić trzeba ten tylko się dowie,
kto cię stracił… - wypowiadała, nie bawiąc się rzecz jasna w żadne
deklamowanie. W ten sposób, sama ukręciłaby na siebie bata, bo liczyła się z
tym, że pieszczoty Patryka szybko dadzą efekt w postaci załamania się głosu,
zapomnienia tekstu, czy wydania z siebie niekoniecznie artykułowanego jęku.
Choć
wyobrażając sobie taką scenę wcześniej, zaśmiałaby się do rozpuku, to teraz do
śmiechu jej nie było. Zaskakujący, choć absurdalny pomysł Patryka, pobudził ją
wyraźnie. Był na swój sposób niezwykle poniżający. Leżała nago między dwójką
uczniów, jeden z nich pieścił jej cipkę a ona recytowała Mickiewicza.
Zgodnie z
przewidywaniami, Patryk perfidnie wzmógł ruchy, masował jej cipkę intensywniej,
niż chwilę wcześniej. Doprowadził ją tym samym do przerwania recytacji,
zgubienia tekstu i wydania z siebie kilku pomruków, czy urwanych jęków.
- No dalej,
dalej… - mruknął z napięciem, gdy urwała po raz kolejny.
- Tak nas
powrócisz cudem na Ojczyzny łono… Tymczasem przenoś mą duszę utęsknioną… - jej
głos stał się trochę słabszy, ale nie to było powodem kolejnego przestoju.
Wyczuła
nagły ruch z tyłu i naprężające się mięśnie Patryka. No i sekundę później coś
jeszcze…
- Aaaaj…. –
drgnęła mocno, nie powstrzymując jęku, gdy do jej cipki wdarł się sztywny kutas
licealisty. Tak bez przygotowania, bez niczego, tak dość niespodziewanie.
Po prostu
wszedł w nią, nie pytając swojej nauczycielki ano i zgodę, ni o pozwolenie, ani
o nic. Tak ją to zdeprymowało, jak i podnieciło. A tak naprawdę znów poczuła
rozkoszną, obezwładniającą uległość.
- To
jeszcze nie koniec, jeszcze kilka linijek – usłyszała sapiący głos za sobą. –
Niech pani kontynuuje.
- Do tych
pagórków leśnych, do tych łąk zielonych… - trochę drżącym, trochę jękliwym
tonem zastosowała się do nakazu, czując jak silne dłonie Patryka zaciskają się
na jej brzuchu, przyciągając jej ciało do jego.
Jak ten
penis zaczyna wsuwać się w głąb jej cipki i wychodzić. Powoli, ale rytmicznie.
I oczywiście złośliwie, byle tylko ją jak najsilniej zdekoncentrować w
wykonaniu zadania.
- Szeroko
nad błękitnym Niemnem… Rozciągnionych… - wypowiadała z coraz większym trudem,
bo zdobywały ją ruchy Patryka, choć tym razem dużo wolniejsze. Ale może właśnie
dlatego. Bo, to wyglądało tak, jakby czynił to z rozmysłem. Jakby ją testował.
Perfidnie dał do wykonania zadanie na którym miała się skupić a w ten sposób ją
deprymował. I to na oczach przyglądającemu się i wyraźnie poruszonemu całą
sytuacją kolegi.
- Czyli
jednak… - usłyszała triumfujący głos za sobą. Głos, który był kolejną cegiełką
przyczyniającą się do jej upokorzenia. – Mój kutas jest fajniejszy…
Nie tylko
te słowa świadczyły o tym, że poddała mu się w całości. Także jego dłonie,
którymi silnie obejmował ją, przytulał. I to, co wbiło się do jej głowy już
wcześniej…
Czyli to,
że czuła uderzenia jego bioder o swoje ciało, o pośladki. Miała w pamięci ten
widok, który tak mocno na nią oddziaływał i teraz, choć siłą rzeczy nie była w
stanie tego widzieć, wyobrażała sobie intensywnie jak wyglądają jego uda, jego
pośladki, gdy pieprzą ją…
- Aaaach… -
nie powstrzymała lekkiego jęku a jej dłoń powędrowała w tył. Chwyciła mocno
Patryka za jego udo, wyczuwając jak bardzo jest napięte, silne, sprawne…
- Szkoda,
że nie pomyślałem o tym wcześniej – usłyszała za sobą. – Skoro tak bardzo
podoba się pani mój tyłek, to nakazałbym go pani wylizać, centymetr, po
centymetrze.
Jego głos
był oczywiście także nabuzowany, ale, o dziwo, chyba nie aż tak jak jej. Czyżby
to wszystko było dla niej większym przeżyciem, niż dla niego? On,
osiemnastoletni chłopak pieprząc swa nad wyraz podobno atrakcyjną nauczycielkę,
był bardziej opanowany niż ona sama?
- Teraz
pewnie nie chciałaby już pani, bym wysuwał z niej kutasa, nie…?
Milczała,
poddając się jego ruchom, jak i tym upokarzającym słowom. Jej ciało przesuwało
się delikatnie po łóżkowej pościeli w rytm jego ruchów. W rytm poruszającego
się w jej cipce kutasa.
Ta
świadomość, te słowa i jej dłoń na jego zgrabnych, ale silnych udach… Tak,
faktycznie zrobiłaby z jego pośladkami wszystko, co tylko by kazał… Przesunęła
dłoń jeszcze bardziej w tył, zaciskając ją na jędrnym pośladku Patryka.
- Uhm… Jest
pani blisko, prawda? – zapytał podekscytowany. – No, powiedz!
Pierwszy
raz zwrócił się do niej bezpośrednio pomijając formułę stosowaną zwykle w
stosunku do starszych osób a jakby tego było mało, odsunął się nieco, by chyba
za karę wymierzyć klapsa w jej pośladek. A potem jeszcze ze dwa.
- Jestem… -
poniżona wyrzuciła z siebie krótko, bo tak właśnie było.
Nie odzywał
się już, chociaż wyczuła, że ma ochotę mówić do niej, te wszystkie poniżające
teksty, wyrażające jego triumf. Ale zamilkł, jakby może nie mógł wymyślić czegoś
innego. Po prostu skupił się na tym by ją spokojnie posuwać.
Ale to było
za mało. Może chciała czegoś szybszego, jakby obawiała się, że w ten sposób jej
nie doprowadzi, że zatrzyma się nagle. A może nagle obudziła się w niej ambicja
i chęć odegrania się. I pokazanie, że to niekoniecznie on musi być tym, który
rżnie ją, tylko…
Wyrwała się
nagle z jego objęć i jego penis opuścił jej cipkę. Jakieś gesty protestu,
jakieś urwane słowa, ale ona szybko odwróciła się, przewracając go na łóżku. A
sama uniosła się i błyskawicznie usiadła na nim okrakiem. Wszystko to w ciągu
kilku sekund.
Patrzyła mu
w oczy i widziała, że został zaskoczony, że jego pewność nieco się zgubiła.
Poczuła z tego tytułu dużą satysfakcję. A chwilę później poczuła coś jeszcze.
Jego naprężonego członka, na którego w tej sytuacji nabiła się dużo bardziej,
niż w poprzedniej.
Zamknęła
oczy, rozkoszując się tym momentem. Pochyliła nad swym uczniem, opierając
dłonie na jego klatce piersiowej. I okrężnymi ruchami zaczęła go ujeżdżać tylko
na początku powoli, spokojniej, dostosowując ich ciała do tego wszystkiego, ale
potem przyspieszyła a jej ciało zaczęło się wyprężać. Wiedziała, że jej uczeń
będzie miał sporo satysfakcji, nie tylko z samego faktu, że jest w niej, ale z
tego co widzi na jej twarzy.
- Seba… -
usłyszała zduszony głos. – Kręć to, kurwa…!
Ale kolega
uznał, że byłoby to chyba przekroczenie pewnych granic i nie ruszył się z
miejsca. A Kamila mogła wreszcie przeistoczyć się w prawdziwą nauczycielkę
ujeżdżającą swojego ucznia, dominującą nad nim. Jak nie ona.
Przyspieszała
i opóźniała swą jazdę. To szaleństwo było zbyt piękne, by zepsuć je zbyt
szybkim finałem. Tak, jak chwilę wcześniej chciała tego jak najszybciej, tak
teraz kontrolowała wszystko i opóźniała.
Choć
początkowo Patryk leżał spokojnie, zdając się na jej dominację, to też
dostosował się do sytuacji. Jego dłonie obmacywały jej ciało, zaciskając się na
piersiach i przysparzając jej dodatkowych bodźców. Ale schodziły też niżej,
masując uda, która miał praktycznie pod nosem i chwytając z tyłu jej pośladki.
Naprawdę mocno a czasem strzelając klapsa.
- Lubisz
taką nauczycielkę, co? – wydostało się z jej ust, mimo pewnych oporów. O jakich
tu oporach można było jeszcze mówić po tym wszystkim?
- Lubię… -
wysapał a ona znów poczuła jego dłonie, to na piersiach, to na tyłku. Znów
dostała klapsa, by potem poczuć jak jej pośladki zostają zgniecione, przez jego
rozpalone dłonie.
To musiał
być koniec… Przyspieszyła ruchy, ujeżdżając swego ucznia już tak naprawdę, bez
oporów, bez skrupułów.
Tak, bez
skrupułów. Żadnych. Nieco pochylona nad leżącym uczniem, ruchała się z nim,
tracąc na ten okres czasu całkowita kontrolę. Absolutnie poddając się temu
zwierzęcemu wręcz szaleństwu. Za żadną cenę nie chciała teraz przywoływać
rozsądku. Nie, nie… Chodziło tylko, aby się ruchać, ruchać na całego. Ujeżdżać
go, patrzeć na przesuwające się w szalonym tempie po łóżku oba atrakcyjne
ciała. Na ich reakcje, których widok doprowadzał ją do amoku. To wszystko w
rytm westchnięć, sapnięć i prawdziwych jęków. Tak krótkich, urywanych, jak i
przeciągłych.
Piorunujący
orgazm wstrząsnął nią dogłębnie. Niemal zastygła w bezruchu wyrzucając twarz w
górę i otwierając usta.
Ale on nie
dał jej spokoju. Był ten krok za nią i na ile było to możliwe poruszał swoimi
udami, aż chwilę później sam znalazł spełnienie w jej mokrej jak rzadko kiedy
cipce.
- To był
dopiero pornos, co…? – zapytała niewinnie a przynajmniej starając się, by jej
ton zabrzmiał właśnie tak.
Koszmarnie
zmęczona, zsunęła się z Patryka, zalegając obok, niemal bezwładnie. Zamknęła
oczy, uznając, że najchętniej przykryła by się teraz kołdrą. Ale nie dała rady.
Równie wymęczony Patryk znalazł siły, by znaleźć się obok i objąć ją ramieniem.
- Nie –
powiedział tylko krótko, widząc jej próby zasłonięcia się.
I
odpuściła, starając się już nie przejmować swoją nagością. Wyeksponowała ją w
ciągu ostatnich kilkunastu godzin tak, że nie było takiej potrzeby.
Leżeli tak
w milczeniu, zbierając siły. Wyczuła, jak Sebastian poruszył się niespokojnie
raz i drugi, najwidoczniej mocno pobudzony tym co zobaczył, ale nie próbował
się do niej zbliżyć. I dobrze, bo chyba nie byłaby już w stanie. Nie dość, że
odczuwała zmęczenie, to jeszcze ból, tam w środku. Jej cipka też została
przecież porządnie wygrzmocona. Ile…? W sumie cztery razy, licząc wczorajszy
wieczór i dzisiejsze przedpołudnie. Dużo. I sporymi momentami, intensywnie.
Leżeli
naprawdę długo. Doznała w pewien sposób sporej satysfakcji, że znalazła sposób,
by uciszyć Patryka. Choć z drugiej strony, był to sposób o jakim on sam z
pewnością marzył dużo bardziej.
Minuty
musiały minąć, by zaczęła myśleć o czymś innym, niż o tym, co się tutaj działo
przez te ostatnie kilkanaście godzin.
- Chłopaki
– odezwała się w końcu cicho. – Kończymy to.
Poklepała
po plecach leżącego obok Patryka i uniosła się znad łóżka.
- Niech
pani sobie jeszcze trochę pochodzi tak… - sprzeciwił się Patryka, ale jego ton
był dość daleki od kategorycznego. – Tak długo jak tu będziemy.
Westchnęła
z lekkim zniecierpliwieniem, ale starała się zrozumieć. Przystanęła przy
krześle, notując wzrok obu uczniów na jej tyku a gdy się odwróciła, na wzgórku
łonowym.
- Jeszcze
nie macie dość? – zapytała i sekundę później zmieniła temat. – Będziemy wracać
do miasta. Przynajmniej ja – zastrzegła. – I wybaczcie, ale jednak włożę coś na
siebie.
Przyjęli to
do wiadomości i wiedząc, że każda chwila nagości szkolnej nauczycielki jest już
tą ostatnią, nie spuszczali wręcz z niej wzroku. A ona podeszła do szafki i
wyjęła z niej bieliznę. Z pewną ulgą wciągnęła na siebie majtki a potem stanik.
- Spieszy
się pani do imprezy pożegnalnej maturzystów? – zakpił nieco Patryk.
- Do
jakiej…? – wyprostowała się, podchodząc do okna. - Ach tak, coś tam mieli mieć
dzisiaj.
- W
posiadłości pana Zerkowskiego, ojca Oskara – sprecyzował milczący od
kilkudziesięciu minut Sebastian.
- Coś
słyszałam. Nawet mam zaproszenie, ale nie podoba mi się ani Oskarek, ani to
całe towarzystwo…
- A szkoda,
bo pan Zerkowski obiecał coś tam synowi na zakończenie szkoły – odezwał się
Patryk
- A co
takiego?
- Podobno
striptizerki jakieś…
- Oni w
ogóle mają jakieś interesy z dyrektorem naszym – włączył się Sebastian. – I to
podejrzane.
- Dlaczego
tak uważasz? – zapytała, choć domyślała się jego reakcji. Były to przecież
sprawy dość ogólnie znane wszystkim.
- No chodzi
o to wszystko… O to, że firma Zerkowskiego buduje nam basen w szkole, znaczy,
odnawia go, nie…? I odnawia go od iluś lat. Bo to pieniędzy brak, znaczy nie ma
dotacji z rady miasta, albo dotacje są za małe, coś tam pokopią, coś rozbiorą a
potem znowu wszystko stoi.
- Kopalnia
brudnych pieniędzy – podsumował Patryk.
- Tak, coś
mi się obiło o uszy… - skwitowała Kamila.
- No więc
właśnie. A policja nie umie im się dobrać do dupska, chociaż jakby chcieli, to
by pewnie coś znaleźli.
- Nic nie
poradzimy – ucięła ten temat nauczycielka. – Ale z tymi striptizerkami, to
chyba przesadzili...
- Tak sobie
to wywalczyli a szanowny pan dyrektor nie potrafił się sprzeciwić – uzupełnił
Sebastian.
- Nic nie
wiedziałam – zareagowała zaskoczona Kamila. – To znaczy, że oni tam będą bawić
się wszyscy. I uczniowie i dyrekcja i nauczyciele zresztą, w takim
towarzystwie… - znów nie dokończyła.
- Tak
ładnie im to pan Zerkowski zorganizował to wszystko, wspólnie z dyrektorem A
nam nie… - pożalił się ironicznie Patryk.
Kamila
jakby nie słyszała, bo jej myśli uciekły w inną stronę. To znaczy pozostały
przy tej imprezie dla maturzystów, ale… Coś jej utkwiło w głowie. Nad czymś się
zastanawiała.
Wygrała
bitwę z nimi, to powinno wystarczyć. Tym bardziej, że bitwa była niemal z
gatunku tych nie do wygrania. Ale zrobiła to i ukarała ich butę, arogancję i
pewność siebie. Zatriumfowała także nad niesprawiedliwością całego systemu.
Ale
najchętniej zrobiłaby to jeszcze raz. Konkretnie zrobiłaby coś, by ukarać ich
jakoś dosadniej, mocniej, by zapamiętali jeszcze bardziej, niż jako atrakcyjną
kobietę, którą już mieli na widelcu a ona smyknęła im się z niego i uciekła
bezpiecznie w dal.
- Nad czym
pani myśli? – zapytał Sebastian.
- Hm… Długo
tu macie zamiar być w Antonówku?
- Nie wiem…
- spojrzał na kolegę. – Prawdę mówiąc chcieliśmy tylko na tej imprezie być,
spotkać się z panią… To chyba wszystko.
Znów się
zamyśliła. Zmarszczyła brwi. Hm, gdyby był tu Daniel, może by jej pomógł, może
by coś… Ale nie ma go a ona sama… Czy nie przesadza?
- Dochodzi
trzynasta, tak? – zerknęła na wyświetlacz w telefonie komórkowym. – Chłopaki…
Ja wracam do miasta i wy może też, co? Weźmiemy taksówkę. I może się jeszcze
dzisiaj spotkamy, jeżeli chcecie. Co wy na to?
Rozdział 5
Trochę
czasu zabrała podróż, trochę przyrządzenie sobie skromnego obiadu, trochę
domowe porządki, tak, że gdy przysiadła i zaczęła myśleć nad pewnymi sprawami,
w międzyczasie wykonując kilka telefonów zapadł wieczór i natarczywy dzwonek do
drzwi zastał ją w trakcie przygotowań.
- Wejdźcie
– uchyliła ostrożnie, upewniając się któż to.
W sumie
najchętniej przytrzymałaby ich na zewnątrz, ale to nie byłoby ładne. Poza tym,
skoro widzieli już ją w bez niczego, to i sytuacja gdy jest w samej bieliźnie,
nie należała do wybitnie wstydliwych.
-
Poczekajcie tu, chyba wam to nie przeszkadza, nie? – wskazała im miejsca na
korytarzu.
Oczywiście,
że im nie przeszkadzało, tym bardziej, że stanęli tak, iż mieli wgląd w
kuchnię, gdzie Kamila, tak jak i w innych przypadkach usiadła przy stole starannie
dopieszczając makijaż. Chwilę później wciągnęła na nogi samonośne pończochy
zauważając pewne poruszenie wśród dwójki obserwatorów. Wstała z miejsca i
energicznie ruszyła w kierunku sypialni a zaabsorbowana kobiecymi sprawami, nie
zwracała niemal w ogóle uwagi na reakcje chłopaków.
Wyciągnęła
ładną sukienkę, nie za długą, nie za krótką… Jak zwykle miała dylematy, ale nie
mogła deliberować nad tym zbyt długo. Więc po trzech minutach wyszła z pokoju,
znów przenosząc się do kuchni.
Tam włożyła
na stopy szpilki i dopiero wtedy spojrzała przed siebie.
- Może być?
– wyprostowała się w stronę milczących chłopaków.
- Co
najmniej… - odparł nieskory do komplementów Patryk.
Widziała
ich twarze i zrozumiała co wyrażały. Chociaż i wczoraj i jeszcze dzisiaj rano widzieli
ją nagą, to teraz przypomnieli sobie, dlaczego tak bardzo chcieli widzieć ją
nagą.
Tak…
Prezentowała się wystarczająco elegancko i kobieco. Zerknęła jeszcze w lustro
kilka razy i chwyciła torebkę.
- Idziemy –
zarządziła.
Droga
przebyta taksówką nie należała do najdłuższych. Posiadłość pana Zerkowskiego,
jednego z najbogatszych ludzi w mieście znajdowała się wprawdzie w innej
dzielnicy, ale miejskie ulice w niedzielny wieczór były opustoszałe i szybko
dojechali na miejsce.
- Ale od
pani pachnie… - odetchnął po wyjściu z taksówki Patryk.
-
Przeszkadza ci to? – zapytała niewinnie. – Myślałam, że cię tym uwiodę –
posłała mu uwodzicielski uśmiech.
Spojrzał na
nią tak, że natychmiast wróciła do rzeczywistości.
Weszli do
środka bez problemu. Ochroniarz przed bramą znalazł jej nazwisko na liście a
obecność obu chłopaków usprawiedliwiła komentarzem, że towarzyszą jej w tej
wizycie. Ochroniarz machnął ręką i cała trójka znalazła się w środku.
Kroczyli
szeroką alejką pośród zieleni nasłuchując narastających odgłosów imprezy. W
końcu ich oczom ukazał się dość duży plac i jeszcze większa gromada ludzi.
Zabrakło pewnej części maturzystów, ale ci, którzy znaleźli czas, by pojawić
się na imprezie, jak i liczna grupa grona pedagogicznego, sprawiały, że dookoła
rozbrzmiewał gwar rozmów w akompaniamencie niezbyt głośno grającej muzyki.
- Mogę
zadać pani jedno bardzo intymne pytanie? – odezwał się Patryk.
- Słucham
ciebie.
- Zdradzi
nam pani w końcu, po co tu przyszliśmy?
- Widzisz…
To jest najsłabszy punkt mojego planu… Tak naprawdę sama tego jeszcze nie wiem
– wyznała rozbrajająco uroczo.
Fakt, jej
plan był… Mocno niedopracowany. Jak by to wszystko rozegrać, żeby…? A w
zasadzie, nie tyle rozegrać, ile skoordynować.
- Dzień
dobry – z uśmiechem na twarzy przywitała się z dyrektorem liceum, otoczonym
kilkoma koleżankami, trochę starszymi od niej. Uśmiech nie był udawany,
wchodziła tu niemal, jak triumfatorka.
- Kamilo,
cieszę się, że cię widzę całą… - przywitał się kulturalnie pan dyrektor.
Miny
koleżanek z pracy nie były tak radosne, za to czujnie obrzucił ją spojrzeniem
pan Marek, nauczyciel fizyki.
- Nie
spodziewałem się, że tu przyjdziesz, ale jeśli brakuje ci towarzystwa, to
zapraszam do barku, częstuj się – spróbował się przykleić, ale Kamila wykonała
zręczny unik.
- Mam
towarzystwo Marek, jest ze mną dwóch moich bohaterów – wskazała na stojących
nieopodal chłopaków.
- Ach…
Skoro przedkładasz ich towarzystwo nad nasze… Cóż, pozostaje mi tylko wyrazić
zazdrość i ból – skłonił się lekko, ale jego oczy zza okularów wyglądały na
zimne.
W tym
momencie powinien odwrócić się i odejść, ale nie uczynił tego. Widocznie nimb
jaki otaczał Kamilę, jej strój, jej zapach, ona sama… Był ponad siły
niektórych. Czuła to, widząc reakcje tak fizyka, jak i niektórych uczniów. Niemal
od razu zauważyli jej wejście i od początku nie spuszczali z niej wzroku.
I to
właśnie sprawiło, że pewne klocki w głowie zaczęły się łączyć w większy
fragment całości.
- Marku, no
nie obrażaj się – zaapelowała dużo łagodniejszym tonem. – Nie chcę wchodzić w
wasze towarzystwo, wiesz przecież, jak niektóre kwoki na mnie patrzą…
- No to po
to tu jestem, by cię obronić, czyż nie? – chwycił przynętę jak małe dziecko. –
Chodź i utrzemy nosa niektórym pindom – dodał spoufalonym tonem.
- Daj
sekundę, muszę z chłopakami porozmawiać.
Zbliżyła
się do nich. Widziała, że nie czują się tutaj najlepiej.
- Pani ma
towarzystwo a my nie za bardzo – westchnął z lekkim oskarżeniem w głosie
Patryk.
- Patryk,
wybacz, ale coś wymyśliłam. I mam taką prośbę do was. Zostawię was samych przez
jakiś czas. Nie mówcie, że nie znajdziecie sobie towarzystwa na ten czas… Nie
macie tutaj jakichś znajomych z tych trzecich klas?
- Kogoś tam
byśmy znaleźli…
- No
widzicie… Proponuję tak… Idźcie do nich, podejdźcie do stołów, raczcie się jedzeniem
i piciem. Tylko nie przesadzajcie z tym ostatnim – dodała ostrzegawczo.
- A jak
panią dopadnie Oskar i banda Muślimów to co wtedy?
- No
przecież nie dopadną mnie tu przy wszystkich, nie sądzisz? – przechyliła głowę.
– Spokojnie, tutaj jestem bezpieczna, ale potem będę potrzebować moich
żołnierzy, zapewniam was.
- No dobra
– poddał się Patryk, choć ona sama oczekiwała raczej riposty w stylu „a co
żołnierze dostaną w zamian?”.
- No –
odetchnęła lekko. – Trzymajcie się sztywno, czy jak wy to tam mówicie… I
zobaczymy się raczej prędzej, niż później.
Dała się
pociągnąć Markowi do stołu, przy którym biesiadowała ta część grona
pedagogicznego, która zdecydowała się przyjść na imprezę do pana Zerkowskiego.
Było tego wszystkiego kilkanaście osób. Zabrakło najstarszych nauczycielek, ale
te, które były i tak liczyły sobie więcej lat, niż ona. Była w tym gronie
najmłodsza. Męska część tego grona, czyli dyrektor, fizyk i nauczyciel
angielskiego, też już liczyła swoje, aczkolwiek w tym przypadku nie miało to znaczenia.
Usiadła,
popijając drinka, podanego przez Marka. Prawdę mówiąc, nie miała większej
ochoty na alkohol, ale mógł być pomocny w wykonaniu planu.
Zresztą
pili wszyscy, bądź prawie wszyscy. Nawet pan Zbigniew wydawał się być
rozluźniony. Wydawał się zresztą być bardzo przychylnie nastawionym do
matematyczki, pani Barbary, która kilka tygodni temu obchodziła pięćdziesiąte
urodziny.
Tak minęło
dobre kilkadziesiąt minut. Po jednym drinku przyszedł czas na drugiego. W
gronie nauczycieli i nauczycielek, mających już trochę w czubie, Kamila mogła
się wyluzować i prowadzić swój plan.
- Miałaś
dużo szczęścia przedwczoraj, z tego co słyszałem. Ostatecznie ci się upiekło –
stwierdził fizyk, poluzowując jednocześnie pasek od spodni.
- Miałam po
prostu doskonałych obrońców – wyjaśniła z uśmiechem. – Ale racja, nawet nie
masz pojęcia, jak było blisko, bym teraz… No… Chyba nie chcesz znać szczegółów
– zaśmiała się luzacko, zgrywając mocno pobudzoną.
- Ja chciałbym poznać. Jak to było? – wtrącił
Jakub, nauczyciel angielskiego.
Nie lubiła
obu. Od początków jej kariery nauczycielskiej starali się adorować ją w mniej,
lub bardziej głupi sposób, nie przyjmując za bardzo do wiadomości, że jest
mężatką i nie interesują jej żadne flirty.
- Wyobraź
sobie – zaakcentowała, biorąc uprzednio spory łyk drinka. – Już mnie mieli na
trawie, już byłam prawie rozebrana. A tu doskoczył jeden z moich chłopaków i
bach! Załatwił ich obu.
- Rozebrana?
– spojrzał z uwagą Marek.
Z
satysfakcją stwierdziła, że jej słowa dochodzą w inne miejsca stołu i rozmowie
przysłuchuje się więcej osób.
- No tak… -
głowa zaczęła się kiwać. – Już mnie mieli.. No, jakby to powiedzieć… O, tak –
zaangażowana, podwinęła nieco sukienkę, ukazując obu siedzącym po bokach panom
koronkę pończoch i oczywiście natychmiast ją poprawiając w asyście
wypływającego na twarz rumieńca. – No… Ściągnęli ze mnie spodnie – wypaliła po
prostu.
- I co? –
dopytywał się Jakub.
- No i
jeden się na mnie uwalił i sięgnął łapą w stanik… - potrząsnęła z oburzeniem
głową. – Miętolił mi cycki, wiecie, jakie to było okropne…? Ale tak jak
mówiłam, jak już byłam przygotowana na najgorsze, podszedł…
- W cycki?
– zapytał, jakby dla pewności Marek.
- No, w
cycki, przecież mówię…
-
Bezczelność – wtrąciła jedna z nauczycielek, ale powiedziała to takim tonem, że
Kamila nie miała pewności, czy był to komentarz dotyczący zachowania agresora,
czy też brak aprobaty, dla polonistki opowiadającej publicznie takie rzeczy.
- Niestety,
nie my uchwaliliśmy takie prawo, pozwalające im na takie rzeczy – podsumowała
Kamila, rozkładając ręce w geście obrony.
- No i
przyszedł jeden z tych twoich żołnierzy i…? – Marek koniecznie chciał poznać
cały fragment.
- I mnie
uwolnił. Pomógł się ubrać i dał mi zwycięstwo.
- Zasłużył
na jakąś specjalną nagrodę – spróbował dociąć fizyk a Kamila nie omieszkała
przepuścić takiej okazji.
-
Oczywiście, że zasłużył. I nawet dostał. Podobnie jak reszta – dodała ciszej,
wzbudzając oczywistą uwagę słuchaczy.
- Jaką
dostał?
- Co? –
drażniła się Kamila, sięgając po szklankę z drinkiem i udając, że nie
dosłyszała pytania.
- Jaką
nagrodę dostał? – powtórzył pytanie Marek a w jego głosie słychać było
zniecierpliwienie.
- A
dlaczego tak się tym interesujesz Marku, co…? Otóż ja zawsze wychodziłam z
założenia, że za dobre uczynki powinno się odpłacać jeszcze lepszymi, więc
uwierz mi że nie sądzę, by zarówno on, jak i jego kolega wyszedł z tego
wszystkiego niezadowolony…
Kończąc,
spojrzała niego szeroko otwartymi oczami, wyrażającymi niewinność. Wiedziała,
że to działa na facetów. Szczególnie, gdy rozmowa zeszła na takie tory, gdzie
męski umysł mógł sobie wyobrazić przede wszystkim jedno.
Zauważyła
także niepewne spojrzenia niektórych nauczycielek. No i nie tylko niepewne.
Także takie wyrażające co najmniej niechęć.
- Upiłaś
się i robisz nas tu w konia – wzruszył na pozór lekceważąco ramionami Jakub,
popijając piwo.
- Nikogo
nie robię w konia – zaperzyła się niczym pijana nastolatka. – To wszystko…
Zostanie już tylko między mną a moimi obrońcami.
- Ale jak
to…? – próbował drążyć temat fizyk, ale z jakiegoś powodu było mu trudno
wyartykułować myśli. – Wiesz jak to brzmi?
- Brzmi tak
jak ma brzmieć – wzruszyła ramionami, pozwalając by głowa na chwilę opadła na
bark fizyka, który ochoczo pospieszył ją z pomocą próbując objąć ramieniem, ale
Kamila zdążyła uciec przed tym w ostatniej chwili.
- Powiesz
nam, czy mamy się tak przepychać do rana? – przejął inicjatywę nauczyciel
angielskiego.
- Mam
opowiedzieć wszystko? – Kamila zmarszczyła brwi, jakby podejmowała jakąś
decyzję.
- Tak by
było najlepiej – Marek skończył piwo, odstawiając szklankę.
- Więc –
nieco ściszyła głos, przechylając się w stronę stołu, wiedząc, że i tak wszyscy
zainteresowani wzmogli słuch. – Zaprosili mnie do Antonówka. To znaczy dzień po
tym. Czyli wczoraj, w sobotę… Tam był taki koncert na powietrzu i… I na tym
koncercie, wiecie… - zrobiła lekką pauzę. – On odbywał się na takich zasadach,
że uczestnicy powinni być w strojach kąpielowych. No wiec nie chcieliśmy się
wyłamywać, rozumiecie, nie…? – kalecząc umyślnie język, rozejrzała się
ukradkiem, napotykając na nieprzyjazne i wyrażające zgorszenie twarze starszych
nauczycielek.
- No i co?
– dopytywał się na pozór obojętnie Jakub, ale jego niecierpliwość była widoczna
gołym okiem.
- No i
posiedzieliśmy trochę, porozmawialiśmy na różne tematy… Te szkraby moje złote
powypytywały mnie o różne takie rzeczy, wiecie… - zaśmiała się cicho, jakby
mocno skrępowana wyznaniem. – Byli ciekawi kilku rzeczy. No a ja im
odpowiadałam. Należało im się za to co zrobili. No i potem…
- A o co wypytywali?
- No na
przykład, czy się masturbuję, takie przyszło do głowy tym postrzeleńcom –
zaśmiała się, świetnie, przynajmniej w jej mniemaniu grając na poły ubawioną,
na poły skrępowaną. – No i potem się pobawiliśmy, potańczyliśmy… Muszę
powiedzieć, że nawet wtedy wybronili mnie przed jednym amantem, który chciał
mnie poznać zbyt blisko – znów się zaśmiała krótko, biorąc kolejny łyk drinka.
- A jak już
potańczyliście… - zachęcił do kontynuowania Marek.
- To
udaliśmy się do ich domku. Bo ja swojego nie wynajęłam, byłam przecież na ich
zaproszenie. Musiałam się przebierać u nich i inne rzeczy, sami wiecie… No i
co…? No i bawiliśmy się dobrze, w sumie kontynuowaliśmy to co na plaży i
wiecie… No i spędziliśmy noc razem, bo gdzie się miałam podziać?
Znów rozejrzała
się po znajomych twarzach. Patrzyły z niesmakiem, pogardą, niechęcią. Z
wyjątkiem tych należących do fizyka i anglisty. Te wyrażały raczej napięcie i
skupienie.
-
Spędziliście noc? – powtórzył Marek.
- Tak,
jakkolwiek by to brzmiało, Marku najdroższy… Już mówiłam, że nie miałam
własnego łóżka.
- Kamila
zachowujesz się jak nie ty i robisz nas w balona – skomentował krytycznym tonem
Jakub, ale nauczycielka czuła, że wcale nie jest pewny swojej tezy.
W tym
momencie muzyka rozległa się głośniej, zagłuszając jej odpowiedź.
Dopiła
drinka, zaśmiała się i głośniejszym tonem obwieściła towarzystwu, że idzie
potańczyć. Wiec poszła, lekko chwiejącym się krokiem, nim ktokolwiek zdążył
zareagować. Dopiero kilkanaście metrów później ogarnęła się i uznała, że ten
teatr nie jest już potrzebny.
Nie
wiedziała, czy uwierzyli, ale nie miało to znaczenia. Ważne, że zasiało wśród
nich to ziarno. Ziarno niepewności. Tą tematykę. Nie musieli uwierzyć, ważne,
by ich myśl zaczęły krążyć wokół jednego.
A ona…
Patrzyła teraz na jeden ze stolików a w zasadzie dużych stołów. Wokół niego
zgromadziło się dobre kilkanaście osób, jak nie więcej a na nim, w rytm muzyki
i oklasków, tańczyły trzy dziewczyny. Z pewnością młode, niebrzydkie,
przynajmniej o względnie atrakcyjnych figurach. No i niemal nagie.
Niemal, bo
fragmenty ich ciał okrywała bielizna. Przynajmniej jeszcze przez chwilę. A
akompaniamencie braw, coraz liczniejszej publiki, na stole zaczęły lądować
kolejne staniki striptizerek. Najpierw wysokiej brunetki, potem obu nieco
niższych pań, krótkowłosej blondynki i rudej o największym biuście.
Przypatrywała
się przez chwilę temu występowi. O dziwo, wśród oglądaczy nie zauważyła nikogo
z jej piątkowych przeciwników. Może mieli lepsze zajęcia i jeszcze
atrakcyjniejsze partnerki?
Cofnęła
się, widząc, że skupia na sobie sporą uwagę. Owszem chciała ją skupić, ale w
inny sposób. Zrobiła kilka kroków wstecz.
- No to
teraz… - powiedziała do siebie, stając na dość dużym placyku, na którym hasało
kilkudziesięciu maturzystów obojga płci. Chociaż nie filtrowała ich wzrokiem,
czuła te spojrzenia na sobie. Hm, wspaniale…
Nie musiała
czekać. Obaj żołnierze pojawili się obok niej w ciągu kilku sekund.
- No
panowie – zainicjowała z szerokim uśmiechem na ustach. – Gotowi na wojnę?
Nie udawała
i nie musiała. Alkohol krążył we krwi, oczywiście nie dając się we znaki, tak
jak to zademonstrowała podczas rozmowy z kolegami z pracy, ale jednak czuła
lekki szum w głowie.
Nogi rwały
się do tańca a dobry humor pomagał jej w tym. Humor nie opuszczający jej od
niemal już czterdziestu ośmiu godzin.
W sumie to
i tak powstrzymywała się przed jakąś wybujałą ekspresją. Ale i tak teraz
rządziła ona. Jak rzadko kiedy w życiu. To było to jedyne miejsce, kiedy mogła
poczuć się władczynią. Poza kuchnią, jak czasami próbował ją wkurzyć Daniel.
Nie trzeba
było kilku piosenek, by nogi same poniosły ją do tańca. Nie, nie… Nastrój był
zbyt dobry a kierowało nią coś jeszcze.
- No,
panowie… Bądźcie prawdziwymi mężczyznami – sprowokowała ich, nie przestając się
uśmiechać. To był ten moment, kiedy wypity alkohol uderzał najmocniej.
Zresztą nie
potrzebowała go wcale. Ale skoro już płynął w jej żyłach… Oddała mu się bez
reszty, tak jak muzyce płynącej z głośników. Poniósł ją rytm.
Nie zważała
na swój image, na to, jak wystroiła się, jak wypachniła, jak wyglądała, jakie
robiła wrażenie na uczniach. Zamknęła oczy i trzymając za dłonie z dwójką
niezłomnych obrońców kręciła w kółko, dając się ponieść temu co płynęło z
głośników.
Jej ciałem
rządziły inne emocje. Emocje idące w parze z tym, czego sama chciała, czego
sama oczekiwała. Więc nie zwlekała. Nie czekając, nim upłyną długie minuty,
chwyciła za dłonie Sebastiana, przybliżając się do niego.
-
Sebastian… - wyrzuciła z siebie, na poły uwodzicielskim, na poły trochę
skrępowanym tonem. – Dziękuję ci za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Przede
wszystkim za to, że wyciągnąłeś mnie z opresji, z łap tych ostatnich
szubrawców… Mam nadzieję, że to czym ci odpłaciłam zadowoliło cię w pełni,
tak…?
- No raczej
tak… - usłyszała wyrażający zaskoczenie głos, dobiegający jakby nieco z oddali.
I nim
ktokolwiek zdążył zareagować, przybliżyła swe usta do twarzy swojego klasowego
ucznia, przywierając do niego mocno, nawet unosząc nogę w górę, tak jakby
chciała go objąć kolanem. Usta jej i długowłosego młodzieńca złączyły się w
jedność. Całowała go namiętnie, tak namiętnie, jak było ją na to stać. Mimo
tego, że wiedziała, iż w tym momencie wpatruje się w nią co najmniej
kilkadziesiąt par oczu.
A
zaskoczony Sebastian poddawał się temu biernie, tak jakby nauczycielka gwałciła
go swymi ustami. Może trochę tak było, ale nie ustępowała. Czuła, że musi, że
chce mu oddać to, na co zasłużył jak najbardziej. To przecież on sprawił, że
była tu radosna, szczęśliwa, zwycięska. Całowała go z pasją, namiętnie, nie
potrzebując do tego żadnego środka wspomagającego, mimo, że takowy płynął w jej
żyłach.
Całowała
się tak władczo, jakby… Zresztą czuła go swymi ustami i podobało się to jej.
Bardzo. Jego miękkie usta poniekąd obezwładniały ją. Dziwna sytuacja, biorąc
pod uwagę fakt, że to przecież ona sama była inicjatorką.
Oderwała
się dysząc lekko, ciekawa reakcji chłopaka. Dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że
była w stanie poderwać prawdziwego mężczyznę a nie tylko nastoletniego ucznia.
Ale dla niej, to ten osiemnastolatek zasługiwał na to miano. Nie ci wyżelowani,
wymodelowani i inne takie…
Odwróciła
się czując satysfakcję z tego, co wyczytała w oczach Sebastiana, jak i tego, że
bardziej wyczuła, niż usłyszała szmer, nawet przy tej głośno grającej muzyce.
Wiedziała, że patrzyli, że widzieli. Ale to nic. O to przecież także jej
chodziło.
I teraz
czekało na nią trudniejsze zadanie. Patryk. Ten, który tak ją rozbrajał,
szczególnie w ostatnich dniach, chociaż przez te już praktycznie dwa lata nie
szczędził jej czasem drobnych upokorzeń, bywając złośliwym. Także przecież i
podczas ostatniego weekendu w Antonówku.
- Patryku –
zaczęła słodko obejmując go, tak jak uprzednio jego klasowego kolegę i znów
stwierdzając z satysfakcją, że jej zachowanie nie pozostaje bez wpływu na młodego
licealistę. – Wiesz doskonale, że masz cudowny tyłeczek, który mogłabym pieścić
godzinami. No… Zadowolony?
I nie
czekając na odpowiedź, również szybko przykleiła się do ust drugiego z uczniów
oddając się temu pocałunkowi z jeszcze większą namiętnością i pasją. Coś w nim
było… To znaczy w Patryku. Z jednej strony łobuz, z drugiej w jakiś sposób
obezwładniał ją, tak fizycznie, jak i duchowo. W jakiś sposób toczyła z nim
pojedynek. Tak jak teraz, chcąc swym pocałunkiem doprowadzić go do… Swojego
zwycięstwa?
Nieważne.
Całowała się z nim, wpychając język w jego usta, całując się zachłannie, niczym
podekscytowana kochanka. Bo tak się czuła. Niby scena, która miała po prostu
odegrać a nakręciła ją, jak jakąś małolatę. Całowała się z nim, czując w
przypływie nagłej paniki, że traci kontrolę. Na szczęście nie straciła jej do
końca. Choć pocałunek był namiętny i trwał długo, wiedziała, w którym momencie
się oderwać.
Do jej uszu
dobiegły jakieś wrzaski, gwizdy, czy coś. Nie zważała na to, choć domyślała
się, że to reakcja publiczności na jej wyczyny. Zamknęła oczy i oddawała się
rytmom, nie sprzeciwiając się, gdy jej uczniowie znajdowali się zbyt blisko jej
ciała. Nie zważała na reakcje otoczenia, na odgłosy, na spojrzenia. Wiedziała,
że zrobiła wszystko by stać się sensacją tego wieczoru i była z tego tytułu
bardzo zadowolona.
- Widzę, że
mógłbym jeszcze panią bzyknąć – usłyszała z ust Patyka, ale nie zareagowała.
Ani uśmiechem, ani przyganą. Niech sobie mówił, to co przyszło mu do głowy.
Jego prawo.
Tańczyła
leniwie raczej, wypinając się bardziej, niż drobiąc krokami. Taka muzyka. Na
tyle pozwalał szanowanej nauczycielce jej własny stan. Ocknęła się, gdy ujrzała
obok siebie Marka patrzącego na nią średnio przyjaznym wzrokiem.
- Zbigniew
prosi cię do siebie. I was też – przekazał krótko nie znoszącym sprzeciwu
tonem.
- A wypchaj
się – usłyszała z ust Patryka, ale tak, by nauczyciel fizyki jednak tego nie
słyszał. Uśmiechnęła się z sympatią i posłusznie podążyła śladem starszego
kolegi z grona pedagogicznego. Jej uczniowie również.
Kątem oka
uchwyciła wreszcie kilka postaci, których do tej pory nie zauważyła. Stali w
większej grupce, Oskar, Samir, Mounir i jeszcze inni. Stali i patrzeli a ich
twarze zdawały się wyrażać ambiwalentne odczucia. Z jednej strony niechęć do
szkolnej nauczycielki, spowodowana pewnie porażką w sytuacji, gdy już widzieli
się zwycięzcami, z drugiej podekscytowanie tym, co zobaczyli przed chwilą, tym,
jak się prezentowała w tej kreacji, tak odbiegającej jednak od tego co zwyczajowo
miała na sobie podczas lekcji.
- Pani
Kamilo, niech pani usiądzie – odezwał się dość surowym tonem dyrektor, gdy
ponownie dotarła do stolika zajmowanego przez kolegów i koleżanki z pracy.
Dostrzegła
także kilka innych osób, Jedną z nich był właściciel posiadłości i jeden z
najbogatszych ludzi w mieście, pan Zerkowski, szpakowaty, w wieku około
pięćdziesięciu lat, z pewnością dość przystojny.
- Dziękuję,
ale jestem w zbyt dobrym nastroju i mam ochotę się ruszać – odpowiedziała
swobodnie.
- W każdym
razie, z uwagi na pani zachowanie jestem zmuszony przeprowadzić postępowanie
wyjaśniające.
- A to z
jakiego powodu? – beztrosko udała zaciekawioną.
- Z
takiego, że zachodzą podejrzenia, iż dopuściła się pani czynów nie mających
zbyt wiele wspólnego z etyką nauczycielską, w stosunku do dwójki uczniów
naszego liceum. Mam na myśli dzień wczorajszy, jak i zachowanie podczas
dzisiejszego przyjęcia.
- Nie
rozumiem, prawdę mówiąc – wyznała. – Przecież kilka tygodni temu, wspólnie z
niejakim panem Ahmedem, uznał pan, że Sąd Boży, po którym nauczycielka może
stać się własnością uczniów liceum, mogących zrobić z nią wszystko co im się
żywnie podoba, jest rozwiązaniem w żaden sposób nie godzących w nieetyczność,
czy jak to tam zwać, prawda?
- Tak, ale…
- usiłował wejść jej w zdanie, ale nie pozwoliła na to, zwiększając głos dla
efektu i czując przyspieszone tętno.
- Wobec
tego, czym to się różni od sytuacji, gdy uczciłam zwycięski bój z moimi
uczniami, obrońcami, pieprząc się z nimi przez całą noc?
Pełne
zgorszenia jęki, westchnięcia i pomruki rozległy się wokół. Jej niby
nieopatrzne wyznanie przystopowało nawet i dyrektora. Do umysłów słuchających dotarło,
że to o czym kilkadziesiąt minut wcześniej opowiadała nie do końca jednoznacznie,
jednak było faktem.
- Pani
Kamilo – zareagował w końcu dyrektor. – To są dwie zupełnie odmienne sprawy…
- Jak to? –
znów przerwała, udając zdziwienie. – Czym różni się wystawianie nauczycielki na
pastwę niewyżytych zboczeńców od tego, że ona robi to samo, tyle, że z własnej,
nieprzymuszonej woli? Przecież efekt jest ten sam.
- Pani
Kamilo, pani nie rozumie. Sąd sądem, tak nakazywały nam przepisy regulujące
sprawy współżycia w grupie wieloetnicznej… Nie mogliśmy nic zrobić. A w tym
przypadku…
- Na pewno
nie mogliście? – jej ton jakby złagodniał. Jakby Kamila nagle zaczęła się
wycofywać.
- Nie
mogliśmy – powtórzył dyrektor.- To wszystko odbyło się zgodnie z panującym
prawem. A pani zachowanie, do którego się pani przyznała, zdecydowania wykracza
poza normy etyczne i prawne.
- Naprawdę?
– zmarkotniała udając zdziwienie. – Myślała, że skoro jedna rzecz jest
dopuszczona, to druga też, tym bardziej, że wszystko dzieje się za
przyzwoleniem obu stron…
- W związku
z tym stawi się pani jutro… Nie, jutro jest przecież święto, więc pojutrze w
gabinecie aby…
- Panie
Zbigniewie, przecież widać, że ta młoda dama nie miała nic złego na myśli i po
prostu pobłądziła – odezwał się pan Zerkowski. – Przecież można tę sprawę
rozwiązać inaczej.
Kamila
zerknęła na niego. Nie wyglądał, jakby miał do niej jakiś uraz spowodowany
porażką syna. Może dlatego, że w swoim życiu oprócz sukcesów, zaliczył także
niejedną porażkę i rozumiał, że nie zawsze można wygrać?
- Co pan
proponuje? – zapytał pan Zbigniew.
- No
Zbyszek… Myślę, że pani nauczycielka w ramach zadośćuczynienia może przecież…
Inaczej, przecież znów można zwrócić się do Sądu Bożego, prawda? Nie bawiąc się
w żadne regulaminy i inne takie gówna – podkreślił dosadnie i rubasznie
poklepując dyrektora liceum w plecy.
- Panie
Zerkowski, może ja jeszcze wejdę na stół, co? – odezwała się nauczycielka
geografii, pani Iwona, wzbudzając śmieszek koleżanek.
- Pięknych
kobiet nigdy za wiele – skomentował kurtuazyjnie biznesmen, jakby ignorując
fakt, że pomijając, już inne rzeczy, waga nauczycielki z pewnością oscylowała
wokół stu kilogramów.
- Panowie
bądźmy poważni – zaapelował dyrektor, starając się przebić przez narastający
gwar.
- Jesteśmy
poważni, ale w tych warunkach… Może zaproszę państwa zainteresowanych do
siebie? – rzucił pomysł biznesmen.
O dziwo,
propozycja została przyjęta bez większego sprzeciwu. W ciągu kilkunastu sekund
wstali i ruszyli w kierunku willi. Biznesmen i dyrektor a wraz z nimi dwaj
nauczyciele, Marek i Jakub. Kamila podążyła też a z nią dwójka uczniów.
Kierowała
nią ciekawość. Chociaż biznesmen rzucił taką uwagę, że skojarzyło się jej z
jednym, to… Mało prawdopodobne. Tak, przy wszystkich? A może uznał ją za jakaś
taką… Łatwą? A dodatkowo jeszcze będącą w tarapatach?
W każdym
razie, nie obawiała się jakoś. Weszła do środka i po jakimś czasie, wszyscy w
komplecie znaleźli się w jakimś pokoju.
- Może
byłoby lepiej, gdybyśmy zostali jednak sami, dorośli, bez uczniów? – zwrócił
się z tym pytaniem pan Zerkowski.
- To moi
wybawcy – sprzeciwiła się Kamila. – Ale, skoro pan tak uważa… Chłopaki,
poczekajcie na korytarzu.
Patryk z
Sebastianem niechętnie opuścili pokój.
- Nie da
się ukryć, że zrobiliśmy sobie kłopot – zagaił biznesmen podchodząc bliżej
nauczycielki. – A w zasadzie pani go sobie sprawiła. Możemy to jednak zawsze
jakoś rozwiązać.
- Co ma pan
konkretnie na myśli? – zapytała, zgrywając naiwną, co zresztą nie uszło uwadze
właściciela posiadłości.
- Myślę, że
skoro potrafiła pani podziękować za pomoc swoim uczniom, to i jest pani skłonna
podziękować także tym, którzy wyciągną pani i z tej matni, w jaką się pani
zapędziła.
Milczała
przez chwilę, niby analizując słowa biznesmena, który wykorzystał ten moment,
by podejść do jednej z półek i włączyć cicho grającą muzykę.
- Prawdę
mówiąc czuję się niewinna – starała się nie wyjść na zbyt łatwą. – I choć teraz
przemawiają do mnie argumenty pana dyrektora, to jednak nie jestem przekonana
co do słuszności tego wszystkiego…
- Robi pani
ceregiele… - przerwał jej biznesmen, ale i jemu wszedł od razu w słowo Jakub.
- Kamila,
wskocz na stół, bo jeszcze Iwona cię zastąpi…
- No,
chociaż tyle możesz zrobić… - poparł go, choć chyba niezbyt chętnie fizyk.
Drgnęła
lekko. Znajdowała się w pokoju, w otoczeniu czterech mężczyzn w wieku średnim,
czy nawet trochę poważniejszym. Wszyscy patrzyli na nią jak na przedmiot. Na
piękną kobietę, która przybyła tu, by zaspokoić ich żądze. Poczuła niesmak.
Spuściła wzrok, co kuriozalnie odebrali, jako przyznanie się do winy.
- Wiem, że
to krępujące, ale to, przez co pani przeszła w ostatnich dniach… - nie
dokończył biznesmen, biorąc ją pod ramię.
Tak, to co
przeszła… Chyba, to, że dawała dupy. W sensie, skoro już dała się zerżnąć dwóm
uczniom, to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by mogli ją przelecieć także
oni czterej, czyż nie?
- Panie
Zerkowski, panie dyrektorze… Czy to oficjalne…? To znaczy, czy jeśli… -
chrząknęła udając nerwowość i zmieszanie. – Czy, jeżeli tak, to wszystko wróci
do normy i nie zostanie wszczęte przeciwko mnie żadne postępowanie?
- Ja to
pani gwarantuję – biznesmen nie dał odezwać się dyrektorowi. – Mam duży wpływ
na Zbyszka, może mi pani zaufać.
Przypomniała
sobie słowa uczniów o podejrzanych kontaktach obu panów. Choć nie ufała
Zerkowskiemu za grosz, wiedziała, że w tym przypadku nie rozminął się z prawdą.
- Ale ja…
Nie do końca mam teraz ochotę – przełknęła ślinę, robiąc z siebie małą,
zagubioną dziewczynkę.
- Teraz to
się przejmujesz… Nie rób scen i daj nam spektakl – wypalił Jakub.
Jakby
niechętnie postąpiła krok w przód. Ale uginające się nogi były faktem. Choć
wszystko zmierzało w odpowiednim kierunku, tak jak tego chciała, to przecież
ten etap nie należał do łatwych. Delikatnie mówiąc.
Uniosła
nogę, wchodząc na krzesło a potem wskoczyła na stół, z trudem utrzymując
równowagę w tych szpilkach. Muzyka zrobiła się nieco głośniejsza.
- Ach tak…
- mruknęła, ni to dla dodania sobie odwagi, ni to dla tego by po prostu coś
powiedzieć. Bo czterej milczący panowie zgromadzeni wokół stołu w pewien sposób
paraliżowali ją i onieśmielali. Mimo wszystko.
Była
przecież tylko Kamilą, która w ostatnich dniach porwała się z motyką na słońce.
Udało się jej w piątek, wybrnęła z wszystkiego w sobotę. A co będzie dzisiaj?
Z bijącym
sercem, na uginających się nogach, zaczęła poruszać się w rytm muzyki, czując,
że wychodzi to jej idiotycznie. Jakieś uwagi kolegów z grona pedagogicznego i
biznesmena nie zmieniły jej nastroju.
Drżącą ręką
rozpięła sukienkę, opuszczając ją w dół. Tak, jakby to wydarzenie miało
wyglądać lepiej, niż kretyński taniec na stole na oczach trzech znajomych z
pracy i właściciela willi. Poczuła krew uderzającą jej do głowy. W ciągu kilku
sekund ukazała im się, na ich oczach w samej bieliźnie. W majtkach, staniku i
pończochach, które pewnie dodatkowo ich nakręciły.
- No, no… -
usłyszała z dołu. Więc teraz miała już pewność.
Tym
bardziej, że obaj koledzy poczynali sobie chwacko. Wiedziała, że mają na nią
apetyt od zawsze. Dokładnie od dziewięciu lat, bo tyle czasu minęło, nim
zaczęła tu pracować. I teraz po tych dziewięciu latach, mieli wreszcie okazję
zobaczyć ją w takim wydaniu.
Poczuła
ogarniające ją poniżenie, narastające dodatkowo w zastraszającym tempie. Tak,
że przestraszyła się na moment, czy aby nie straci kontroli nad tym wszystkim.
- Uhm… -
wydała z siebie lekki pomruk, gdy dłoń Jakuba lubieżnie chwyciła ją za łydkę,
sunąc w kierunku kolana.
Uwolniła
się od niej i zamknęła oczy. Nie chciała dać się macać, chociaż akurat tamte
rejony, to jeszcze nie było nic nad wyraz intymnego. Ale nawet to… Każdy ich
dotyk, robił z niej kurewkę. Kurewkę rozbierającą się dla nich, zmuszoną do
poniżenia, do zrobienia im dobrze. Im, mężczyznom, panom tego świata. Chcącym
poczuć także władzę nad niezdobytą do tej pory pięknością.
Wyczuwała
ich pożądanie, które zaczęło przybierać zbyt mocny obrót. A przecież musiała
kontynuować. Sięgnęła dłonią do tyłu. Przez jakiś czas majstrowała przy
zapięciu, próbując przedłużyć ten moment do oporu. Ale nie mogła ciągnąć tego w
nieskończoność. Stanik poluzował się, ramiączka zaczęły zwisać swobodnie.
Jeszcze kilka ruchów i nieuniknione stało się faktem. Stanik poleciał w dół, a
jej piersi… Były nagie.
- Ma pani
talent, jak cholera! – usłyszała zachwycony głos Zerkowskiego.
Jasne,
talent… Wystarczyło po prostu by piękna kobieta pokazała trochę, no… Raczej
sporo więcej nagiego ciała i to wystarczyło, by określić ją mianem
utalentowanej. W pokazywaniu cycków czterem podnieconym mężczyznom. No chyba,
że miał na myśli jej przeciąganie tego momentu, ale chyba nie…
Czerwona na
twarzy tańczyła a w zasadzie poruszała się zmysłowo, czując, że jeszcze chwila
i drżące kolana nie utrzymają jej w tej postawie. Momentami odruchowo
zasłaniała piersi, ale nie mogła tego czynić stale. I uwalniała je na ten męski
wzrok, tych, którzy niemal dekadę czekali na podobne widoki.
Dłoń Jakuba
natarczywie przesunęła się powyżej kolan, zaciskając się na udzie Kamili, jakby
próbował ją unieruchomić. Czuła coraz większe osaczenie. W duchu odliczała
sekundy, gdy to wszystko powinno się skończyć. No, na miłość boską, w zasadzie
już powinno się skończyć…
A tymczasem
Jakub nie poprzestał. Z prawdziwym już przestrachem zobaczyła, jak w mgnieniu
oka wskakuje na stół, stając za nią. Serce uderzyło jak młot. Co miała zrobić?
Bo w głowie huczała już tylko jedna myśl, by ratować się z opresji. A tymczasem
dłonie Jakuba przejechały po jej udach, ramionach i zdecydowanie, mimo jej
oporu, prześlizgnęły się w przód, bez ceregieli chwytając jej nagie piersi.
- Ach… -
wzdrygnęła się przed tym niechcianym kontaktem, uściskiem, który z jednej
strony zabolał a z drugiej poniżył chyba zbyt bardzo. – Puść! – nakazała
natychmiast.
Ale nie puścił,
gwałcąc jej nagi biust swym natarczywym, lubieżnym dotykiem. Niemal skazana na
pożarcie, oczekiwała, kiedy nauczyciel angielskiego nasyci się piersiami, o,
tak jak teraz… Kiedy puści je, jego dłonie zjadą w dół, chwytając za majtki i
zdzierając je z niej…
Gdy w tym
momencie drzwi do pokoju otwarły się i do środka weszła kobieta… No, kobieta,
jak tysiące innych.
- Kim pani
jest? – Kamila usłyszała nieprzyjazny głos biznesmena.
- Dobry
wieczór… Właściwie to przepraszam za najście, ale nie było innego sposobu.
Nazywam się Sylwia Chmielewska i jestem przedstawicielką kuratorium oświaty w
województwie.
- A co pani
tu robi? – zapytał zdziwiony biznesmen marszcząc brwi.
- Przybyłam
tutaj, chcąc zadać kilka pytań… Nie panu oczywiście, tylko znanemu mi tutaj,
panu Zbigniewowi Przeworskiemu, dyrektorowi liceum. Choć widzę, że i pozostałym
panom też należałoby zadać kilka pytań podobnej treści…
W pokoju
zapanowała cisza a Kamila zobaczyła, ze o ile obaj nauczyciele nie przejęli się
wybitnie obecnością pani Chmielewskiej, to dyrektor solidnie się wystraszył.
- A nie
może pani kiedy indziej? – zareagował właściciel willi.
-
Teoretycznie mogę, ale chciałam na własne oczy zobaczyć o czym mi doniesiono,
bo nie wierzyłam… W każdym razie, czy to pan, pani Zbigniewie jest
organizatorem tego przyjęcia dla młodzieży szkolnej, które odbywa się z
udziałem zaproszonych striptizerek?
- Ja jestem
organizatorem – wtrącił pan Zerkowski.
- Rozumiem,
ale pan Zbigniew, jako dyrektor szkoły, do której uczęszcza ta młodzież zgromadzona
w tej posiadłości, jest również organizatorem a przynajmniej
współorganizatorem, tak?
- To
znaczy, ja… - zaczął z wolna pan Zbigniew, ale nie dokończył.
- W każdym
razie, jeśli nie chce się pan do tego przyznać, miał pan świadomość, że na tym
przyjęciu pojawią się striptizerki i nic pan nie zrobił w tym kierunku, prawda?
- Ale… To
nie tak… - próbował oponować dyrektor.
- Twierdzi
pan, że nie tak, ale ja na placu widzę coś zupełnie innego – odpowiadała niemal
zupełnie beznamiętnym tonem kuratorka. – No cóż… A pozostali panowie, także to
widzieli i nie poczuli się w obowiązku zareagować, tak?
Odpowiedziało
jej milczenie, przerywane jakimś niepewnym chrząkaniem.
Drzwi wciąż
były otwarte, tuż za nimi Kamila zobaczyła zaglądających do środka chłopaków. Sama
wciąż stała na stole, zasłaniając nagi biust rękoma.
- A pani… -
odezwała się wreszcie kuratorka w jej stronę. – Pani jest także nauczycielką, o
czym mi doniesiono, prawda? Co pani robi, jeśli mogę wiedzieć?
- Hm… -
odparła z wahaniem, próbując chociaż trochę zagrać. – Zaproponowano mi takie
rozwiązanie… Pewnego problemu.
-
Rozwiązanie problemu? – powtórzyła pani kurator. – Czy może się pani wyrazić
jaśniej?
- Mieliśmy
pewne nieporozumienia dotyczące pewnych wydarzeń i obecni tutaj panowie
zaproponowali, abym rozwiązała te nieporozumienia w taki właśnie sposób… -
perorowała udając niepewność i zagubienie.
- Rozumiem
– chrząknęła tym razem pani kurator. – Rozumiem także, że obecna chwila jest
mocno nieodpowiednia na złożenie obszernego raportu. Zobaczymy się zatem we
wtorek. Niemniej, już teraz chciałabym poinformować, że wszystkim tu panom
zawieszam prawo do wykonywania zawodu. Oficjalną decyzję na piśmie dostarczę we
wtorek. Wtedy też wysłucham co ma do powiedzenia każda ze stron. To tyle z
mojej strony.
Wyszła w
drzwiach niemal zderzyła się z kolejną dwójką przybyłych osób. Ładną, wysoką
blondynką w jeansach i kurtce, oraz nieco niższym, za to mocniej zbudowanym,
krótkowłosym brunetem.
- Pan
Zerkowski, tak? – w pokoju rozległ się dźwięczny głos blondynki.
- Tak a
pani? – burknął biznesmen niezadowolony z zajścia.
- Wydział
dochodzeniowy – machnęła niedbale legitymacją służbową.
- Czego
pani ode mnie chce? – biznesmen wyglądał bardziej na zaskoczonego, niż
przestraszonego. – I to jeszcze o tej porze?
- Zaraz się
pan dowie. A pan, jak się domyślam, to pan Przeworski, dyrektor liceum, tak? –
wskazała palcem w kierunku pana Zbigniewa.
- Tak… -
mruknął wskazany, wyraźnie przybity słowami poprzedniej z kobiet .
- Panie
Zerkowski, pojedzie pan z nami, złożyć wyjaśnienia dotyczące spółki Comfortex i
jej rozliczeń z urzędem miasta w sprawie budowy szkolnego basenu w liceum
zarządzanym przez pana Przeworskiego – wytłumaczyła zgrabnie.
- Jakich
rozliczeń? – tym razem wyglądał już na bardziej zaniepokojonego. – I dlaczego
teraz w niedzielę wieczór? Nie można tego załatwić w normalny dzień, rano?
-
Otrzymaliśmy nowe materiały dowodowe i byłoby lepiej, gdyby zapoznał się pan z
nimi jak najszybciej. Pan Przeworski również pojedzie z nami – skinęła głową w
kierunku dyrektora.
- Myśli
pani, że mam ochotę jeździć z wami, bo taki macie kaprys? – rozłościł się
właściciel willi.
- Niech się
pan modli lepiej, żeby to wszystko faktycznie okazało się naszym kaprysem a nie
pana poważnymi kłopotami, skoro w pana rachunkach brakuje ośmiuset tysięcy
złotych – poinformowała go dźwięcznym i pewnym głosem, wbijając w niego wzrok
tak, że biznesmen zaniechał protestu. – A tak, przy okazji… Co ta pani robi
tutaj?
- To
striptizerka… - rzucił jeden z nauczycieli.
- Naprawdę?
– blondynka udała teatralne zdziwienie. – Tak się składa, ze ja znam tą panią i
wiem doskonale, że nie jest żadną striptizerką, lecz nauczycielką. Pytam zatem
raz jeszcze, co tu się stało?
-
Nauczycielki też mogą bawić się w striptiz, nie? – wzruszył ramionami nauczyciel
fizyki nie chcąc dać się pomiatać jakiejś blondynce z policji.
- Ale coś
nie jestem do końca przekonana o tym, że… Mogę wiedzieć, co tu się stało?
- Mieliśmy
porozmawiać o mojej przyszłości nauczycielki w liceum – wyjaśniła zgrabnie
Kamila, z trudem powstrzymując wypełzający na twarz uśmiech.
- I ta
rozmowa właśnie tak miała wyglądać, jak widzę…?
- Panowie
zaproponowali mi, że jeżeli porozmawiam z nimi w ten właśnie sposób, to moja
przyszłość będzie wyglądać optymistycznie…
- Ach tak…
Szantaż, molestowanie…? Dość tego, wszyscy jedziecie z nami! – blondynka głosem
nie znoszącym sprzeciwu wskazała palcem na obu nauczycieli.
- Niech
pani przystopuje, bo pracuje pani w polskiej policji a nie w gestapo –
zaoponował rozsierdzony Marek.
- To niech
pan się popuka w głowę i zrozumie, że jest pan nauczycielem w liceum a nie
szantażystą młodszych koleżanek, jasne? – policjantka dostosowała się tonem
głosu do fizyka, natychmiast temperując go. - Michał, bierzemy całą czwórkę.
Pomimo
pewnych protestów, czterech mężczyzn opuściło pokój, wraz z dwojgiem
policjantów. Kamila ostrożnie postawiła stopę na krześle, schodząc wreszcie ze
stołu. Nim znalazła się bezpiecznie na podłodze, w pokoju pojawiła się dwójka
wiernych żołnierzy.
- Znów
widzimy pani cycki – zareagował wesołym tonem Patryk.
- Nie stać
cię na jakieś głębsze sformułowania? – zbierała się opornie, czując, że jej
ciało jest roztrzęsione po tych wszystkich przeżyciach.
- Stać
mnie. Na przykład na takie, że do północy zostało jeszcze trochę czasu.
- I co z
tego wynika?
- To, że
mogłaby być pani do końca niedzieli zobowiązana… No, to, że w dalszym ciągu
powinna czuć pani opór, chcąc powiedzieć nam „nie”.
Zatrzymała
się ze stanikiem w dłoni, spoglądając na ucznia.
- A jeśli
jednak wypowiem to słowo?
- Może to
nawet i lepiej – podszedł do niej a ona wyczuła, że jest podniecony. To, że
przeleciał ją już dwukrotnie tego dnia, nie pozbawiło go widocznie sił i ochoty
na coś jeszcze…
- Dlaczego
lepiej?- zapytała zaskoczona.
- Bo mi się
wydaje, że pani… No nie jest taka znowu pobożna, jak nam by się to mogło
wydawać.
- Co masz
na myśli? – zapytała przybierając nieco bardziej surowy ton.
- To, że na
przykład tutaj, dała się pani szybko rozebrać do rosołu. Kto wie, może gdyby ta
kuratorka weszła minutę później, byłaby pani i bez majtek już… No i ogólnie tak
zaczyna mi się wydawać, że lubi pani pewną drapieżność…
-
Drapieżność?
- No chodzi
mi o to, że gdyby pani powiedziała „nie”, to i tak oczekiwałaby pani… No dobra,
że chciałaby pani, abyśmy wzięli panią siłą.
Zastygła w
chwilowym milczeniu po tym wywodzie, spoglądając uważnie na ucznia.
- Jesteś
jednak w błędzie Patryku. Będzie lepiej, jak się jednak ubiorę, dobrze? Wydaje
mi się, że mieliście dzisiaj wystarczająco dużo przyjemności.
- A jeśli
nam się nie wydaje? – poczuła silny dotyk rak Patryka, którymi unieruchomił jej
ramiona.
A oprócz
tego dotyku poczuła także dreszczyk przebiegający jej ciało.
- To
trudno… - spojrzała na niego poważnie. – Rozumiesz chyba doskonale, że to nie
mogło trwać w nieskończoność, prawda?
- A mnie
się wydaje, że chciałaby pani poczuć w sobie drąga Sebastiana.
- Patryk! –
ofuknęła go niezbyt surowo, ale jednak zdecydowanie, odsuwając się w bok, gdy
jego dłonie znalazły się na jej barkach i karku.
- Przecież
mówiła pani, że należy mu się coś ekstra, nie pamięta pani już?
Wyraz
twarzy Sebastiana uświadomił jej, że i on przysłuchuje się tej rozmowie z
uwagą. Był zbyt spokojny i nieśmiały, mimo wszystko. A przecież… Szybko zrobiła
sobie rachunek a pamięci i wyszło jej, że dziś rano, Patryk przeleciał ją dwa
razy a Sebastian trysnął w niej tylko raz. Dodatkowo to do Patryka należało
ostatnie słowo, gdy pieprzył ją najpierw z boku a potem to ona wzięła sprawy w
swoje ręce, robiąc porno, które podziałało z pewnością i na drugiego ucznia.
- Dostał
ekstra, coś, czego ty nie dostałeś… - wytłumaczyła zgrabnie, mając na myśli to,
że zaspokoiła go ustami. – Poza tym, nie uważasz, że takie targowanie się o to,
że komuś się coś należy jest słabe i trochę mało honorowe?
Zostawiła
go z tą myślą, usiłując powoli włożyć stanik. Nie było jej to dane. Nie minęło
kilka sekund, gdy Patryk znalazł odpowiedź.
- Dlatego
nie ma się po co targować, po prostu weźmiemy to co się nam należy.
Jego głos a
przede wszystkim słowa, zaskoczyły ją i na moment zniewoliły. Ocknęła się
sekundę później, gdy poczuła jak jego dłonie zsuwają z niej majtki.
- Patryk…!
– zareagowała, próbując podciągnąć majtki, ale on okazał się silniejszy.
A w
zasadzie nie tylko silniejszy, ale przede wszystkim zdecydowany i agresywny.
Chwycił ją za dłonie, unieruchamiając bez problemu. Jego siła, zdecydowanie,
agresja, wręcz taka mała furia zmroziły ją. W mgnieniu oka rozłożył ją na
stole, przyklękając z tyłu i przytrzymując jej dłonie, tak, że nie mogła
wykonać żadnego ruchu.
- Patryk, o
Jezu…! – zamiast nagany, wygłosiła jękliwym tonem tylko to, czując jak
niezwykle sprawnie poradził sobie z nią jej uczeń. Tak, że leżała nago na stole
z zsuniętymi nieco majtkami, których nie mogła poprawić.
A przede
wszystkim… Jego twarz tuż obok jej twarzy. Jego szybko, gorący oddech
uderzający w jej twarz. Właśnie to powodowało, że czuła jego olbrzymią
przewagę.
Tak wielką,
że obecność Sebastiana poczuła, gdy ten, szybkim ruchem, ściągnął z niej
majtki. Jego śmiałość wręcz ją zamurowała.
-
Sebastian…! – wykrztusiła tylko, próbując spojrzeć przed siebie, co
uniemożliwiał jej Patryk.
- Dawaj
Seba, pokaż jej – podniecony Patryka chyba trochę przesadzał, ale może też
dzięki temu poczuła jak podniecenie w niezwykle szybkim paraliżuje jej ciało.
Co to było
za uczucie…!
Uczucie tej
niezwykłej przyjemności, gdy unieruchomiona, ubezwłasnowolniona, leży na stole
kompletnie nago z szeroko rozłożonymi przez jednego z agresorów nogami, który
teraz jeszcze przymierzał się…
- Aaaach…!
– jęknęła cicho, ale przenikliwie, gdy poczuła jak jej wilgotna cipka otwiera
się przed intruzem. Dodatkowo intruzem nie byle jakiej wielkości. Taki, który
wdarł się pewnie gdzieś na połowę długości, bo tylko na tyle pozwoliła mu
ograniczona wilgoć jej cipki. Ale przy drugim ruchu był już dalej. Przy trzecim
i czwartym zdobywał kolejny teren. A przy piątym i szóstym…
- Aaaach…!
– wyjęczała znów, gdy poczuła jak ten wielki penis wypełnia ją już chyba w
całości. Boże, Boże…!
I gdy
dotarło do niej, przedmiotem jakiego poniżenia się stała, Patryk…
- Rżnij ją,
masz przecież czym…! Rżnij ją całym kutasem, ona tego chce…!
Tak, nie
dość, że ona cała a przede wszystkim jej nagie ciało stało się właśnie zabawką
dwóch rozpalonych małolatów, którzy wzięli je sobie, nie pytając jej o żadne
pozwolenia, to jeszcze Patryk poniżał ją takimi tekstami, komentując wszystko,
jakby dotyczyło to jakiejś rówieśniczki a nie starszej niemal dwukrotnie
nauczycielki. I mało tego… Długi, stojący jak drąg penis Sebastiana, faktycznie
wbijał się w jej cipkę na całą chyba długość, bo doznania jakie przy tym
odczuwała…
- Aaaach…
Boli… - wyjęczała lekko.
- Boli, ale
ona lubi to, więc się nie przejmuj i rżnij! – rzucił natychmiast Patryk, wciąż
zniewalając swoim uściskiem ciało nauczycielki.
Skąd on to
wiedział…? Na miłość boską, był przecież za młody na to, ale… Ale miał rację.
Bolało, to prawda. Ale ten ból był zdecydowanie do zaakceptowania, jeżeli
doznawało się przy tym takich wrażeń, jakie właśnie odczuwała. Nie dość, że
zniewolona duchowo, psychicznie… To przede wszystkim fizycznie przez dwóch
małolatów, jej własnych uczniów, którzy sprawili jej taką niezwykle ożywczą
niespodziankę.
I
zniewolona tym długim kutasem Sebastiana, który wbijał się w nią coraz
szybciej, coraz silniej, jakby jego właściciel był bardzo pobudzony. Ale przede
wszystkim wchodził w nią głęboko, niezwykle głęboko…
- O, Boże…
Aaaaach…! – jęknęła, najpierw płaczliwie, potem przeciągle, zdając sobie sprawę
na to, jak jej jęki działają na chłopaków, jak dzięki nim wzmagają się ruchy
Sebastiana, jak właśnie przez to, jego kutas wbija się w nią z coraz większą
furią, demolując ją wręcz w środku, przyprawiając o coraz silniejszy ból.
Ból, który
i tak był niczym, przy tej rozkoszy. Rozkoszy wynikającej z tego… Niemalże
gwałtu, dokonywanego na niej. O, Boże…!
Patryk
poluzował chwyt, tak, że jej głowa mogła unieść się w górę i po raz pierwszy
ogarnąć cały ten urzekający obraz. Urzekający tak silnie, że wystarczyło tylko
kilkanaście sekund widoku pochylającego się nad nią długowłosego licealisty,
szeroko rozłożonych nóg, przytrzymywanych przez niego nad wyraz silnie i pewnie
oraz jego długiego kutasa naprzemiennie wchodzącego i wychodzącego z jej
wilgotnej cipki.
-
Aaaaaaaach…! – z jej ust wydobył się przenikliwy jęk a jej dłonie silnie wbiły
się w ramiona, znajdującego się bliżej Patryka, tak, że jęknął i on.
-
Sebastian…! – jęknęła, jakby w podziękowaniu za to, że ten mikry chłopak po raz
drugie w ciągu doby doprowadził ją do orgazmu. I to nie byle jakiego. Choć to
już wynikało przede wszystkim z tego wszystkiego co szło obok. Z tej perwersji
wynikającej przede wszystkim z faktu, że to nie penis męża buszuje w jej cipce,
tylko kogoś zupełnie innego.
Jej ciało
zwiotczało, poddając się posłusznie ostatnim ruchom długowłosego licealisty,
który kilkanaście sekund później spuścił się w niej, kwitując to wydarzenie
głębokim westchnieniem.
Ale mimo
tego jego penis jeszcze znajdował się w środku, jeszcze przesuwał się, jakby
sam Sebastian bawił się tym faktem, że może zupełnie bezkarnie buszować w
kompletnie uległej cipce swojej licealnej nauczycielki.
-
Sebastian…! – tym razem głos nauczycielki, choć słaby, stał się jakby bardziej
krytyczny. Chyba zbyt mocno odczuła te wszystkie przeżycia.
- Dałeś jej
wycisk, chyba ma już dość – nad uchem Kamili rozległ się wyraźnie ucieszony
głos Patryka.
- Od kiedy
jesteśmy na ty? – zapytała a jej głos brzmiał jak mieszanina westchnięć i
przygany. – I mógłbyś mnie wreszcie puścić?
- A co
jeżeli ja też mam ochotę na to by wziąć panią siłą? – odparł zawadiacko, nie
przejmując się tym, że mówi to do swej licealnej wychowawczyni.
- To, że…
Będziesz musiał poczekać. Jeśli w ogóle…
- Na tym
polega branie siłą, że nie potrzeba pytać o zgodę, czyż nie?
- Puścisz
mnie w końcu?
- Puszczę,
ale jeśli przyzna pani oficjalnie dostała pani porządny wycisk od swojego
ucznia i że się to pani bardzo spodobało.
- Patryk,
do licha…!
- Już,
tylko to jedno – nie ustępował.
- Masz
wiele z Daniela – po chwili milczenia wygłosiła zaskakujący i to najbardziej
dla niej samej komentarz, spoglądając od dołu w górę, w oczy ucznia
konsekwentnie nie wypuszczającego jej dłoni z uścisku.
- To chyba
komplement, ale tym mnie pani nie przekupi.
- Nie dasz
mi spokoju, tak? I będziesz maltretował swoją panią?
- Tak, bo
zaraz pewnie usłyszę, że lubi być pani tak maltretowana.
- I co
jeszcze…? – zapytała siląc się na sarkazm.
- Że lubi
pani tak leżeć rozpłaszczona nago, wystawiając na widok dwóch nastolatków swoje
atuty.
- Nie lubię
– zaprzeczyła, bardziej z przekory, niż zgodnie ze stanem rzeczywistym.
- No to
wracamy do wyjścia. Więc…?
- Na miłość
boską, kiedy dasz mi w końcu spokój, co…?
- Jak pani
zrobi to o co prosiłem.
- A jak
nie?
- To
posiedzimy tu trochę, może nawet zaprosimy resztę klasy na zajęcia w tym
pomieszczeniu, pewnie im się spodoba, choć w sumie reszta to klasy, to
dziewczyny, wiec nie wiem…
- Patryk,
jesteś tak upierdliwy… Puścisz mnie w końcu, czy nie? – zażądała nieco
silniejszym głosem.
- Nie –
odparł twardo i nie ustąpił ani o centymetr, mimo krótkiej szamotaniny, która
się wywiązała.
Poddała się
szybko, czując, że nie ma sił i wiedząc, że jej bezsilność bardziej nakręca
ucznia, zamiast skłaniać go do zaniechania nacisku.
- Co mam
powiedzieć? – zapytała w końcu zrezygnowana.
- To co
zasugerowałem wyżej, oczywiście zgodnie z tym co pani odczuwa, odczuwała… Niekoniecznie
stylem literackim, choć może pani dodać kilka pieprznych przymiotników, tudzież
innych części mowy – rozkręcił się tak, że Kamila, mimo pewnej irytacji, ledwo
powstrzymała wybuch śmiechu. Poczuła się rozbrojona.
A oprócz
tego po raz kolejny poniżona. Rozkosznie poniżona. Zmuszona do czynienia
intymnych, poniżających wyznań a stronę jednego z uczniów, przy obecności
drugiego. To wszystko w sytuacji, gdy leżała rozpłaszczona na stole kompletnie
nago.
Kiedy jeden
z uczniów stojących nad nią, zniewalał jej dłonie a drugi stojący przed nią,
bezkarnie mógł gapić się w jej absolutną nagość. Włącznie z wystawioną na jego
widok cipką.
-I pełnymi
zdaniami, tak jak nas pani sama uczyła w szkole – fantazja nie opuszczała
Patryka ani na moment.
- Patryk…!
– miast przygany wyszło tylko bezsilne westchnienie.
- Już
milczę i czekam…
Milczała i
ona, próbując jeszcze w mocno nieprzekonujący sposób wyzwolić się z uścisku
swojego ucznia. Ale nie dość, że uczyniła to słabo, to w tej pozycji, nie była
w stanie niczego zmienić. Ale to wszystko i tak było tylko pretekstem.
Może także
dlatego, że stojący przed nią Sebastian pewnie gwałcił wzrokiem jej cipkę, ale
jego dłonie pieściły jej stopy. Delikatnie, dość zmysłowo. Absurdalne… I równie
zniewalające.
-
Sebastian, było mi dobrze – zaczęła krótko i urwała.
- No i…? –
nie ustępował Patryk.
- Dałeś mi
wycisk, jeśli to określenie ci się podoba… No i sprawiłeś ból swoim… Ale…
- Swoim
czym? – przerwał Patryk.
- Swoim
penisem – odpowiedziała skrępowana, choć po tym wszystkim co się działo,
miejsca na wstyd było chyba niewiele. Ale jednak.
- I to
wszystko? – w głosie Patryka usłyszała lekkie rozczarowanie.
- Tak, to
wszystko. Naucz się na drugi raz, że kobieta może powiedzieć coś więcej, ale
nie trzeba jej do tego przymuszać. Wystarczy, że sama będzie chciała.
- To
mogłaby pani zachcieć… - odpowiedział, ale wreszcie poczuła jak uchwyt zelżał.
Dość
ociężale zwlokła się ze stołu, czując w kościach i mięśniach to wszystko co
wydarzyło się w ciągu ostatnich minut. Włącznie z terroryzowaniem w wykonaniu
Patryka.
Nim
wciągnęła na siebie ubranie, wyczuła najpierw spojrzenia obu chłopaków, którzy
widocznie wciąż byli nienasyceni widokiem jej nagiego ciała a potem jeszcze dłonie
Patryka na pośladkach. Nie zareagowała. Była już wyraźnie zobojętniała na to
wszystko. Licealista macał jej tyłek a ona nawet na to nie zważała.
Ale czy był
sens reagowania na to, po tym wszystkim? Pachniałoby w jakimś stopniu
hipokryzją. Choć, czy z drugiej strony, skoro pozwoliła sobie na to raz, to czy
powinna od teraz pozwalać już zawsze? Taki sam nonsens.
Wciągnęła
matki a Patryk niechętnie odpuścił pośladki. Zapięła stanik a potem schyliła
się wkładając sukienkę.
- To sobie
potrenowałeś przed romantycznymi spotkaniami z Moniką – odezwał się Patryk w kierunku
kolegi.
- Odczep
się od Moniki – burknął długowłosy blondyn, ale jego twarz nie wyrażała złości.
- Kto to
jest Monika? – zainteresowała się Kamila, dopinając ostatnie szczegóły i
kierując się w stronę drzwi.
- Jego
koleżanka – Patryk uprzedził Sebastiana, wciągając głęboko świeże powietrze,
gdy już cała trójka znalazła się na zewnątrz. – Tak samo metalówa, ale chyba
bardziej z gatunku tych kobiecych, podobna do pani – musiał poczynić taką
uwagę.
- To tylko
koleżanka – wtrącił Sebastian, jakby nie chciał zostać posądzonym o zdradę.
- No
przecież mówię… Ale chyba jeszcze niedługo, nie?
Po imprezie
nie było ani śladu. Widocznie zamieszanie z organizatorami zaowocowało tym, że
uczestnicy też musieli zakończyć zabawę. Na trawniku i placu stały tylko nieuprzątnięte
stoły i krzątające się gdzieniegdzie pojedyncze osoby.
- Czyli to
tylko ty zostałeś bez dziewczyny? – próbowała dociąć Patrykowi Kamila, gdy cała
trójka przekraczała bramę wyjściową posiadłości pana Zerkowskiego.
- Ja…? A
myślałem, że taką mam…
Rzucił jej
zaniepokojone spojrzenie aż ona sama przez chwilę nie wiedziała co o tym
myśleć. Ostatecznie uznała, że nabija się z niej.
- Jasne… -
mruknęła odwracając na chwilę głowę.
- Poważnie
mówię… - wyraz jego twarzy przeszedł z udawanego zaniepokojenia w równie
udawaną niewinność. - Chciałbym jutro… To znaczy pojutrze przyjść do pani po
lekcjach, rzucić plecak w kąt i… No wie pani…
- Nie, nie
wiem… - wtrąciła dość zdecydowanym tonem, czując, że trochę przegina.
- A tak w
ogóle to chyba najwyższy czas, żebyśmy zwracali się do siebie po imieniu,
prawda? Przecież to absurdalne, żeby po ty wszystkich wydarzeniach zwracać się
do siebie tak oficjalnie…
Dworował
sobie w najlepsze a ona nie potrafiła znaleźć na to recepty. Ze zdumieniem
poczuła, że odczuwa do niego coraz większą słabość. Do tego łobuza, który
jednak mimo wszystko okazał się także bardzo lojalny, wierny, opiekuńczy.
Poświęcił się dla niej, musiała o tym pamiętać.
Mimo
wszystko już miała na języku jakąś uwagę, aby dał spokój, ale…
- A jak to
sobie w ogóle wyobrażasz misiaczku, co? – uśmiechnęła się dość zadziornie. – Że
tak przy wszystkich w klasie, będziesz mi po imieniu mówił? Jakby to miało
wyglądać według ciebie?
- No na
przykład… Wzywa mnie pani do odpowiedzi, żebym omówił coś tam z „Potopu” a ja
wstaję i mówię… „Kamilo, wiesz dobrze, że wczoraj uprawiałem dużo seksu i nie
jestem przygotowany”…
Zaśmiał się
z tego chyba niespecjalnie wyszukanego żartu a ona spojrzała tylko pobłażliwie.
Patryk w żaden sposób nie dawał się jednoznacznie sklasyfikować.
- Jesteśmy
już po dwudziestej czwartej – oznajmiła. – Wracamy więc do normalności, w
porządku? To co się stało, zostaje za nami – zasugerowała raczej, starając się
zabrzmieć delikatnie, by nie pomyśleli sobie, że… - Nie wypieram się tego rzecz
jasna, ale… Ale mamy swoje życie i musimy się do tego dostosować. Jest to chyba
jasne, prawda?
Milczeli
przez chwilę wpatrując się w nadjeżdżającą z daleka taksówkę.
- A obieca
mi pani chociaż jedno? – zapytał Patryk.
- Co
takiego?
- Że
chociaż raz w życiu będzie się pani masturbować wspominając mojego penisa w
sobie?
Nie no… Był
zbyt bezczelny. Jednak.
- Nic nie
obiecuję a już na pewno takich rzeczy – odpowiedziała nie siląc się na
okazywanie emocji.
Samochód
zatrzymał się i otworzyła drzwi. Rozsiadła się z ulgą, myśląc, że o niczym tak
nie marzy, jak o tym, by się wreszcie porządnie wyspać.
Super opowiadanie :) świetny pomysł, chociaż koniec zbyt szybki i brakuje mi trochę więcej pikanterii na samym końcu :) nie mogę się doczekać kolejnego opowiadania :)
OdpowiedzUsuńKolejne świetnie opowiadanie, ciekawa i płynna akcja.
OdpowiedzUsuńCzłowieku... Zastanawiałeś się kiedyś nad "nieerotyką"? Rozdział drugi zajebisty. Pomysł na opowiadanie tez super i na czasie :). Sam przez 15 minut zastanawiałem się nad najlepszą taktyką w lesie i nad tym jak bym to ja zaplanował. Rlopowiqdanie tak długie że śmiało mogłeś podzielić na dwa. I tak byłyby odpowiednich rozmiarów. Chylę czoła i życzę więcej weny. Chcę kiedyś poczytać coś innego od ciebie. Coś z akcją. Nie musi być długie. To opowiadanie jest moim faworytem wśród wszystkich twoich i nie tylko twoich.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Gall_Anonim
Tak, już wspomniałem w komentarzach przy "KISM 1", zresztą w innych też. Próbowałem, ale nie było takiego zapału, człowiek potrafił utknąć po kilku napisanych stronach.
OdpowiedzUsuńByć może, któregoś dnia wkleję cykl o przygodach Oliwii w Średniowieczu (tzn, to co do tej pory napisałem, czyli trzy części), ale to chyba nie jest to.
Nie do końca wiem jakiej "akcji" oczekujesz. Czy chodzi o coś w stylu "sensacja, thriller", czy też, żeby po prostu "coś się działo", czyli na przykład coś w rodzaju quasi kryminału, czy jakiejś zagadki. Nie jest łatwo coś takiego wymyślić, żeby wyszedł z tego później jakiś związek z erotyką (przynajmniej jeśli dywagujemy teraz w kontekście tego bloga i mojej bohaterki) a jeśli już, to są to rzeczy dawno przez kogoś opisane i to nie raz.
W każdym razie, jeśli opowiadanie Ci się podobało aż tak bardzo, nie widzę przeszkód, byś udostępnił link gdziekolwiek, jeśli masz ku temu możliwości i ochotę. Z góry dzięki.
Pozdro.
PS. Czekam jeszcze na kilka komentarzy (o ile takowe się pojawią) i napiszę jeszcze coś więcej o opowiadaniu.
Super opowiadanie!!!
OdpowiedzUsuńDobrze,że zostawiłem je sobie na po świąteczny deser.
Pomysł opowiadania bardzo mi się podoba, akcja szalenie ciekawa. Czyta się płynnie i wielka szkoda, że to już koniec.
Może jakaś dalsza kontynuacja tej opowieści?
Można by było wykorzystać Daniela. Podobają mi się jego pomysły:)
Mógłby się też pojawić trzeci z bohaterów, jemu chyba też należy się nagroda?
Tak, więc niecierpliwie czekam na kolejne opowiadanie.
Cóż, skoro szybko zostałem wywołany do tablicy (to a propos postscriptum w poprzednim komentarzu)...
OdpowiedzUsuńTak, stworzyłem takich bohaterów, z którymi nie chciałem się rozstawać, już w trakcie pisania. Tym samym doszedłem do wniosku, że mogliby się przydać w innych opowieściach. Aczkolwiek - odniosę się tu do obu poprzednich komentatorów - nie musi to oznaczać (i raczej nie oznacza) kontynuacji akcji, jak w tekście zamieszczonym wyżej (choć taka kontynuacja będzie w jakimś minimalnym stopniu).
W jakiś sposób ci młodzi "żołnierze" natchnęli mnie do pisania dalej. I co z tego wynika...
Otóż to, że ledwo skończyłem pisać powyższe opowiadanie, niemal od razu zacząłem pisać kolejną część. Ta utknęła gdzieś na piętnastej stronie, właśnie z powodu tego, że chciałbym je ożywić nieco bardziej finezyjną fabułą, wiec na ukończenie chwilę poczeka, ale myślę, że prędzej, czy później zostanie ukończona, tym bardziej, że...
Że wykorzystując przerwę w pisaniu drugiej części, zacząłem pisać trzecią. I powiem więcej - jest ona już praktycznie ukończona (brakuje tylko zamknięcia). Nie wiem, czy to już dobry moment, by ją reklamować, ale o ile, brakuje może akcji jak w prologu (to jest karabinów i zagrożenia w postaci nieprzyjemnych typów), to jest to część, które nie dość, że pomysł ogólny jest nowatorski, w takim sensie, że oparty na czymś, czego zdecydowanie jeszcze na blogu nie było. I co za tym idzie, te wszystkie (czy powiedzmy, prawie wszystkie) niuanse we wnętrzu tekstu są również w dużej mierze świeże.
I jak komuś jeszcze byłoby mało, to jest już wizja na część numer cztery, przy czym tak zasadniczo brak akcji jako takiej, wiec trochę się zastanawiam, aczkolwiek pomysł ogólny jak i owe środkowe niuanse i różne "upiększacze" znów byłyby, przynajmniej w jakiejś części oryginalne.
Tym samym też, narodził się w głowie pomysł, co do owej "nieszczęsnej" książki. Gdybym miał takową wydać, to właśnie ten cykl nadawałby się do tego najlepiej. Cztery części po 50-80 stron każda, powiązane ze sobą nie tylko bohaterką, ale i bohaterami, względnie oryginalne, z pewną dawką świeżości - to byłoby chyba to.
No, ale na razie trzeba jeszcze dopieścić dwójkę, pomyśleć trochę nad czwórką i wtedy zaczniemy myśleć na poważnie o wydaniu tego na papierze.
W takich chwilach niestety brakuje mi właśnie drugiej osoby, która podsunęłaby mi, czy choćby zasugerowała jakieś rozwiązania, pomysły na sensowniejszą akcję - mam tu na myśli właśnie część drugą. Jeżeli jest więc ktoś minimum kreatywny, kto chciałby spróbować, to może napisać do mnie maila. Podzielę się tym co napisałem i być może on znajdzie jakieś rozwiązanie.
No i to by było na tyle. Natomiast jeśli kogoś interesują statystyki, to mam trzy dość ciekawe rzeczy.
1. W dniu wczorajszym, czyli w drugie święto, licznik bił jak oszalały i ostatecznie odnotował dokładnie 996 wejść, co jest zdecydowanie rekordem wszechczasów, jeśli chodzi o mój blog.
2. Również wczoraj, na liście najchętniej czytanych opowiadań, "Szkolna wycieczka" zluzowała dotychczasowego, wielomiesięcznego lidera, czyli "Niespokojny urlop".
3. To do tych, którzy utyskują na mniejszą ilość publikacji tekstów, nie zważając na ich objętość. Otóż - celem informacji - pierwsze osiem opowiadań z cyklu "KISM" liczyło sobie w całości dokładnie sto stron. Mimo, że od owej ósmej części liczba opowiadań nie poszła jakoś wybitnie w górę, to przedwczoraj, w pierwsze święto, zbliżając się do ukończenia trzeciej części "Żołnierzy", przekroczyłem w moim pliku w wordzie, magiczną barierę tysiąca zapisanych stron.
I tym razem, to naprawdę wszystko, jeśli chodzi o ten komentarz:).
Chapeau bas, panie Falanga. Nic więcej konstruktywnego nie napiszę.
OdpowiedzUsuńPzdr.
Siema
Mistrzostwo świata. Aż człowiek żałował, że opowiadanie się kończyło nie dość, że fabuła w ostatnim rozdziale też była bdb to moim zdaniem tak jak sceny erotyczne została przyspieszona/skrócona. Mógłbym to czytać godzinami. Wiem, że łatwo powiedzieć i może na zakończenie nie chciałeś się powtarzać, ale z samego ostatniego rozdziału wyszłoby kolejne świetne opowiadania.
OdpowiedzUsuńNie mogę nie zadać tego pytania.
Kiedy następna część? Z tymi bohaterami z ich przeszłością.
Ahhh no jak żyć, kiedy trzeba tyle czekać. Kamila nigdy się nie znudzi. Legenda polskiej internetowej społeczności erotycznej.
Pozdrawiam i kłaniam się nisko
Tomek
Po raz kolejny raz bardzo dobra robota.
OdpowiedzUsuńFabuła orginalna, temat poruszony po raz pierwszy w Polsce.
Jan
Kiedy następna część z tej mini serii? Hm... Nigdy...?:)
OdpowiedzUsuńBędzie, ale późno. Może za rok, zobaczymy.
Jak już zaznaczyłem wyżej, jeżeli uda mi się tą mini serię napisać w całości (na razie jest plan konspekt na cztery teksty), to postaram się wydać to w formie drukowanej, tym samym, siłą rzeczy, nie będę się spieszył z zamieszczaniem kolejnych części na blogu. Jest to chyba dla wszystkich jasne i zrozumiałe.
Po drugie, ową następną część trzeba jeszcze napisać. Na razie kończę trzecią. Do drugiej wrócę, gdy na porządnie wzbogacę i uporządkuję fabułę.
Co do oryginalnej fabuły... Myślę, że trzecia cześć też ma takową, choć nie odbiegającą tak daleko od erotyki, ale jednak taką, której chyba do tej pory nikt się nie podjął a już na pewno w takim wydaniu. Co jest chyba dodatkowo o tyle fajne, że udało mi się w niej połączyć dwie trudne sprawy, które z pozoru nie dawały się połączyć. No i to tyle o "trójce".
Pozdrawiam.
Nie chcę być zbyt nachalny ale kiedy można się spodziewać następnego opowiadania z Kamilą?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie będzie to na Święta Wielkanocne.
Kolega planuje inne serie? Powrót do Niewolnicy na przykład?
OdpowiedzUsuńNie wiem kiedy następne opowiadanie. Może faktycznie w okolicach Wielkanocy, może wcześniej.
OdpowiedzUsuńTzn, wcześniej będzie coś z Oliwią w roli głównej. To będzie jedyna nowa seria.
Powrotu do "Niewolnicy" nie planuję, bo to nie ma sensu - wszystko zostało już napisane. Aczkolwiek chciałbym napisać opowiadanie, które poniekąd nawiązywałoby do tego, tyle, że w serii "Żołnierzy".
Hej,
OdpowiedzUsuńPozdrowienia i :* dla autora.
Jako że niedawno skończyłam wszystkie części przygód Kamili mogę zaliczyć ostatnią do 1 z 3 najlepszych moim skromnym zdaniem. Sama historia długa ale nie nużąca i wciąga jak najlepsza książka a przeczytałam ich bardzo dużo. I nie mam na myśli jakiś kobiecych, szmir i harlekinów ale Koontz-a czy Cussier-a pełnych przygód... Ostatnią część w całości czytałam aż 3 razy. Przyznam że czekałam na nią jak na prezenty na święta. A kiedy w końcu wyszła zakopałam się w fotelu pod kocem z kubkiem herbaty w cieple kominka. Czytałem długo ale mimo to nie odczuwałam zmęczenia i znużenia. Wręcz przeciwnie i to z wielkimi wypiekami na twarzy i skrytymi uśmieszkami - tak przynajmniej opisał mnie mój chłopak. Co do książki to jeśli wyjdzie będę musiała ją mieć. to chyba tyle :D
ps. Razem z chłopakiem wpadłam na pomysł aby w oczekiwaniu na resztę może co jakiś czas dostaniemy jakieś małe fragmenty aby zaostrzyć apetyt przed "obiadem", ale to tylko taki pomysł chodzi jak myślę to ten pomysł spodoba się innym. To tyle jeszcze raz dziękuje autorowi za wiele rumianych policzków i lubieżnych wyobrażeń spowodowanych czytaniem ;*
Jeśli zatem coś z tych rumianych policzków się urodzi, to mam nadzieję, że otrzyma imię "Falanga":).
OdpowiedzUsuńPrzyszło mi do głowy już wcześniej, by wklejać właśnie jakieś takie podgrzewające atmosferę fragmenty, ale z drugiej strony, jest groźba, że zrobiłby się z tego za duży spoiler i niektórym czytelnikom mogłoby się to nie spodobać, więc odpuściłem. Myślę, że wystarczą zastosowane przeze mnie do tej pory kilka razy zwiastuny.
Pozdrawiam również.
Hihi :)
OdpowiedzUsuńprzyznam że było by oryginalne, a co do reszty to w takim razie będę czekała:*
Cześć
OdpowiedzUsuńChyba jedno z najlepszych opowiadań erotycznych jakie zdarzyło mi się czytać. Dużo akcji, bardzo dużo. W paru miejscach odniosłem wrażenie, że autor aż sam się przestraszył tej ilości tekstu i w niektórych miejscach trochę przyśpieszał, skracał opisy. Mam tu na myśli koncert i początek akcji w domku. Kilka zdań i Kamila już rozkłada nogi. Jak na nią to trochę to za szybko poszło. Kolejna sytuacja to dyskoteka. Wygląda to tak, jakby autor szybko chciał dojść do momentu wkroczenia kuratorki i Wiktorii. Nie ma tego rozkręcania emocji, przygotowywania akcji.
Mimo tego, fabuła rewelacyjna dlatego czasami umknęła mi z tego opowiadania erotyka, ale może to tylko pierwsze wrażenie.
Pomysł z podziałem na rozdziały - super.
Czy we wspominanej książce papierowej będą również tak fajnie dobrane zdjęcia? Jeśli tak - pisze się.
życzę weny na kolejne tak dobre opowiadania
Faktycznie, przy większej ilości tekstu pojawia się problem z odpowiednim rozłożeniem akcentów i może być tak, że niektóre sytuacje poszły zbyt szybko. Konkretnie ta w domku, bo chyba faktycznie, po długiej rozmowie przy stoliku, uznałem, że prowadzenie wszystkiego od nowa nie ma raczej sensu.
OdpowiedzUsuńW drugim przypadku (czyli akcji w willi), moim skromnym zdaniem proporcje zostały zachowane i wszystko było jak trzeba. Ale każdy ma oczywiście prawo do własnej opinii.
Zdjęć w książce oczywiście nie będzie. Przyczyny są chyba jasne. Nie dość, że nie mam do nich praw autorskich (co innego publikacja na luźnym blogu, gdzie zawsze mogę fotki skasować, co innego konkretne wydawnictwo papierowe), to wrzucenie kilkuset kolorowych fotek w książkę, podniosłoby jej cenę pewnie z dwukrotnie.
Dzięki za komentarz i pozdro.
Cześć,
OdpowiedzUsuńprzeczytałem jeszcze raz opowiadanie. Rzeczywiście, na imprezie u Zerkowskiego była fajnie poprowadzona akcyjka. Nie za szybko. Tak jak lubię. Wycofuję się z tego co napisałem. Przepraszam autora, ale w domku, jednak za szybko. Koncert to koncert, przytulanie to jedno, a danie dupy to zupełnie inna sprawa. Mimo to opowiadanie rewelacyjne.
Oby więcej takich.
Szkoda, że książka nie będzie miała zdjęć. Może ktoś z czytających ma zdolności artystyczne i mógłby zrobić kilka szkiców do książki? Jakieś grafiki?
pozdrowienia
Pomijając temat szkiców w ewentualnej książce (raczej mam sceptyczne podejście, choć nie mówię "nie"), to od dłuższego czasu chodzi mi po głowie opcja komiksu (spokojnie można by przerobić wiele moich opowiadań). Tyle, że sam rysować nie umiem i musiałbym zdać się na jakiś program komputerowy, oczywiście bardziej sensowny, typu macro smith poser, czy jakoś tak.
OdpowiedzUsuńNo ale nie znam się, do tego czasu brak. Szukanie ludzi w internecie też, nie dość, że niełatwe, to jeszcze tak naprawdę myślę, że tylko ja oddałbym te komiksy tak jak trzeba, więc jestem w kropce.
Niemniej, jeżeli ktoś jest zainteresowany tym tematem i umiałby jakoś pomóc, to zapraszam.
Panie Falanga, kolejne opowiadanie pewnie będzie w wielkanoc ?
OdpowiedzUsuńJan
Trochę wcześniej. W lutym coś z Oliwią a Kamila wróci pewnie w marcu.
OdpowiedzUsuńW opowiadaniu jest wszystko co lubię. Trochę mi żal, że nie było sceny jak obaj chłopcy zabawiali się z Kamilą, byli w niej, albo takiej gdzie Kamila musi w krótkiej spódniczce, bez majtek spacerować po ośrodku. Spotykając przy okazji innych uczniów, ale chyba nie można mieć wszystkiego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dość ciężko opisuje się sceny ekshibicjonistyczne, jeżeli nie wynika z nich coś konkretnego.
OdpowiedzUsuńNiemniej jednak ostatnio nabrałem przekonania do tego typu scen (także w jakimś stopniu dzięki ankiecie) i napiszę tylko, że pod tym względem w większości z najbliższych opowiadań będzie się działo.
Co do ostatniego sformułowania, to fakt, chyba nie można mieć wszystkiego. Pomijając już fakt, że każdy z czytelników ma swój indywidualny ideał opowiadania erotycznego, to gdybym jednak miał napisać coś w stylu biblii erotyki, to taki tekst byłby ostatnim na blogu. Bo gdyby wszystko zostało już opisane, kontynuacja nie miałaby sensu...:)
Panie Falanga będzie opowiadanie w lutym ?
OdpowiedzUsuńOdpowiedź jest trzy komentarze wyżej.
OdpowiedzUsuńA którego lutego? A co ważniejsze o czym będzie marcowe opowiadanie z Kamilą?
OdpowiedzUsuńMyślę, że za dwa tygodnie.
OdpowiedzUsuńW temacie opowiadania o Kamili, zwiastuna tym razem nie zrobię. Napiszę tylko, że będzie to opowiadanie w pewnym stopniu oparte na faktach.
Ekhem, także tego...
OdpowiedzUsuńKiedy kolejna część?
OdpowiedzUsuń