Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 25 grudnia 2016




KAMILA I SENNE MARZENIA XXII. Żołnierze opuszczonej królowej.

Rozdział 1

Trzech ich było i miała do nich słabość. Trzech chłopaków w jej klasie, różniących się jeden od drugiego jak woda i ogień, ale mimo to zdumiewająco się uzupełniających i mimo tych różnic, trzymających ze sobą solidarnie. Trzech chłopaków w morzu dwudziestu czterech dziewczyn.
Prawie dwumetrowy, ciemnowłosy Mateusz. Pamiętała go jeszcze z gimnazjum, gdzie nie wyróżniał się jakoś poza wzrostem. Aczkolwiek dopiero w ostatnich miesiącach tak wystrzelił a przy okazji poprawił nieco sylwetkę i z chłopaka jakich wielu, stał się całkiem przyzwoitym młodym mężczyzną. Chociaż ze zmianami fizycznymi nie poszły w parze zmiany duchowe. Pozostał raczej spokojnym chłopakiem, nie wcinającym się w jakieś poważniejsze dyskusje.
Niższy o dobre trzydzieści centymetrów, długowłosy blondyn, Sebastian. Z jednej strony niepozorny fizycznie, niewysoki i szczupły a z drugiej przyciągający wzrok dość ładną, niemal dziewczęcą buzią i jeszcze ładniejszymi, niebieskimi, śmiejącymi się niemal non stop oczami. Chłopak pełen paradoksów, ot, choćby przez to, że jako jeden z nielicznych w szkole, słuchał muzyki metalowej.
I wreszcie Patryk, jakby najbardziej wyważony spośród nich, dorównujący wzrostem swojej licealnej wychowawczyni, zbudowany normalnie, blondyn jak Sebastian, ale o krótszych włosach. I najodważniejszy z nich, lubiący rzucić niejeden raz mniej, lub bardziej głupi tekst w kierunku swoich nauczycielek.

Jak choćby wtedy…
- W przyszłym tygodniu zaczynamy omawiać „Lalkę” Prusa, mam nadzieję, że wszyscy już się uporali…? Następną zaś lekturą będzie „Potop” Sienkiewicza. W bibliotece, z tego co wiem, brakuje trochę tych książek, ale macie rodziców, wujostwo, znajomych... W ostateczności sugeruję ściągniecie pliku PDF z internetu. Sugeruję, choć nie polecam. W każdym razie nie przyjmuję żadnych usprawiedliwień, typu nie miałem skąd wziąć… Jasne?
Po sali przebiegł lekki szmer, narastający momentami i wyrażający spodziewaną przez nią dezaprobatę do planu szkolnego. Odczekała chwilę.
- Rozumiem, że wasza reakcja wynika z niechęci do czytania klasyki literatury a nie do tego o czym wspomniałam, tak? Jeśli macie jakieś pytania, to proszę bardzo, pytajcie, jestem do waszej dyspozycji – przybrała zachęcającą pozę.
- Ja mam – wyrwał się Patryk.
- Słucham – powtórzyła, kierując oczy w twarz chłopaka.
- Czy w szkole zawsze ma pani na sobie majtki? – zapytał niewinnie, wzbudzając natychmiast śmiech, jak i jęk niedowierzania w sali lekcyjnej.
I jak mogła zareagować? Wkurzyć się i zastosować natychmiastowy opieprz? Nie przepadała za tego typu metodami, zawsze w podobnych sytuacjach wolała wybrnąć z opałów, posługując się jakąś ripostą. Udaną mniej, lub bardziej. Zachowała więc zimną krew.
- Jeżeli masz problem z niedoborem bielizny, to kupię ci przy najbliższej okazji. Dobrze?
- Nie, nie o to mi chodziło… – odparował nieco speszony, zasadniczo zadowolony już samym poruszeniem takiego tematu a dodatkowo zastopowany nową falą śmiechu i drobnych szyderstw ze strony klasowych koleżanek.
- Nie interesuje mnie zatem o co ci chodziło, koniec lekcji – ucięła natychmiast spoglądając na zegarek.
Pogrywał sobie w ten sposób rzadko i jeśli już to niespecjalnie udanie. Może dlatego nie przesadzała z krytyką jego zachowania, tym bardziej, że mimo wszystko dał się lubić. Tak jak i jego dwaj koledzy. I wiedziała, że maja oni do niej również pozytywny stosunek. Niekoniecznie wynikający z jej powszechnie znanych fizycznych walorów.
A i jej samej kiedyś coś wpadło do głowy. Coś, co zresztą zasugerował Daniel, domagający się, jak to on, jakiegoś choćby średnio perwersyjnego wydarzenia. Zresztą Daniel, Danielem, ale ona sama w przypływie dobrego humoru zapragnęła pomieszać trochę Patrykowi w głowie.
Zauważyła, że drugoklasista często lubi bawić się długopisem, trzymając go w pobliżu ust, lub wkładając między nie. Rozmawiając przy tym z osobami z najbliższego otoczenia.
Podczas którejś zatem lekcji, wysłała mężowi smsa, z prośbą o to by zadzwonił. Gdy usłyszała jak komórka wibruje, włączyła niezauważenie przycisk odbioru rozmowy, tak, że Daniel słyszał wszystko co dzieje się w klasie. Wstała, czując przyspieszone tętno, kierując się w stronę drzwi wyjściowych.
- Wychodzę na chwilę… - poinformowała zebranych i ostrzegawczym tonem wskazała palcem na krótkowłosego blondyna, standardowo ssącego długopis. – Patryk, ja też lubię seks oralny, ale nie rozmawiam przy tym.
Otwierając drzwi wyjściowe, z trudem powstrzymała uśmiech na twarzy. Zachowanie Patryka, który z bezgranicznym zdumieniem na twarzy, rozejrzał się gwałtownie dookoła, jakby chciał krzyknąć „hej, czy wy naprawdę słyszeliście, co ona powiedziała?!” rozśmieszyło ją niesamowicie, mimo napięcia jakie czuła w tej sytuacji.
- Słyszałeś? – odetchnęła głębiej, opierając się o ścianę na korytarzu.
- Wspaniale, za to cię kocham – usłyszała męski, głęboki głos, który szczególnie przez telefon brzmiał niezwykle pobudzająco. – Wiesz, że za chwilę będziesz miała ripostę?
- Jaką? – zainteresowała się.
- Nie wiem, może dopyta cię o ten oral, ale obstawiam, że dostaniesz pytanie, czy lubisz też anal.
- I co polecasz?
- A to już twój problem, z którym musisz zmierzyć się sama – głos Daniela brzmiał nieco kpiąco. – Dobra, dobra, ale nie wiem, bo przecież nie wiem z czym się spotkasz jak wrócisz.
- Jak zwykle, co najprzyjemniejsze bierzesz dla siebie a to co najgorsze zostawiasz mnie… Typowy facet.
- No już… Nie obrażaj się ślicznotko. Wracaj do klasy i podkręć chłopaka.
Wyłączyła rozmowę, stojąc jeszcze przez chwilę przy ścianie. Zerknęła na wiszący pod sufitem zegar. Lekcja już się kończyła. Odczekała moment i niemal równo z dzwonkiem wróciła do klasy.
- Pamiętajcie o sprawdzianie pojutrze. Do widzenia – podniosła nieco głos przekrzykując rumor w klasie i podchodząc do biurka. Wzięła dziennik lekcyjny w dłonie, czekając aż sala opustoszeje.
- Pani profesor… A mnie jeszcze interesuje, czy lubi też pani seks analny? – usłyszała od znajdującego się na szarym końcu Patryka.
- Jeśli interesuje cię anal, to zapukaj do trzeciej C. Tam chyba znajdziesz amatorów tego typu przyjemności. A teraz zmykaj, do widzenia! – nie dała mu ani czasu, ani możliwości na pociągnięcie tematu.
Tak, trzecia C. To był zupełnie inny temat. I zupełnie inne klasa. Z zupełnie innymi wrażeniami. Taka antypoda w stosunku do jej własnej.
Nie dość, że sama z siebie, jakimś dziwnym trafem zrzeszała największą ilość chłopaków a wśród dziewczyn też przeważały takie z gatunku pustych i niesympatycznych, to jeszcze znaleźli się w niej przybysze spoza Europy.
Fala imigrantów, uchodźców, czy jak niektórzy sugerowali, najeźdźców, która kilka lat wcześniej zalała kontynent, przynosiła teraz plony. Niekoniecznie zgodne z oczekiwanymi przez rdzennych mieszkańców tej części świata. I część z nich trafiła do tego liceum, nie przejmując się zresztą, że nie mieli żadnych papierków świadczących o tym, że wcześniejsze stopnie nauczania mają już zaliczone. 
Część, bo było ich tylko kilku, dokładnie czterech. Ale to wystarczyło, bo robili rabanu za dziesięciu. A jeżeli w ich ślady szli rdzenni młodzi Polacy, to wyglądało to już źle.
Miała z nimi urwanie głowy, bo żadne środki nie pomagały. Nie była w stanie wyegzekwować od nich żadnej wiedzy i nawet masowo wstawiane do dziennika lekcyjnego jedynki niczego w tym zakresie nie zmieniały.
Nie to, że zachowywali się podczas lekcji jak małpy, bez przesady. Ale czasami dostawali jakiejś głupawki, czasami potrafili rzucić mięsem, albo innym tekstem wymierzonym w nauczycielkę. Dodatkowo sporo wywijali na przerwach dając się we znaki uczniom z innych klas, w szczególności dziewczynom.
Protesty nauczycieli składane do dyrektora nie przynosiły żadnego skutku. Pan Zbigniew zawsze rozkładał ręce.
- Takie jest zarządzenie ministerstwa oświaty i tego nie przeskoczę.
No wiec kulało się to jakoś a sama Kamila odliczała tygodnie do czasu, aż niechciane towarzystwo opuści mury liceum raz na zawsze, gdy nadszedł czas studniówki.
Z jednej strony średnio miała ochotę na imprezę, z drugiej, mając trzydzieści pięć lat na karku i męża w ogóle unikającego takich wydarzeń, nie chciała odpuścić.
Wszystkie pięć klas bawiło się na całego, ale ta środkowa z nich, C, wyróżniała się najbardziej. Czwórka muzułmanów z Syrii, Egiptu i Jordanii przybyła solidarnie bez partnerek, wychodząc z założenia, że dziewczyn brakować nie będzie. No cóż, brakowało, bo zdecydowana większość przybyła z chłopkami, czy innymi osobami towarzyszącymi. Z tego tytułu momentami dochodziło do jakichś zgrzytów.
Nie wtrącała się w nie, uznając, że to zmartwienie wychowawcy klasy a szczególnie dyrektorstwa.
W okolicach północy opuściła salę udając się do toalety a potem wyszła na dwór, oddychając przez chwilę zimnym, lutowym powietrzem.
Wróciła, wchodząc na ciemny korytarz, dlatego grupkę chłopaków dostrzegła dopiero w ostatniej chwili.
- Pani Kamilo, mam jedno pytanie – zaczął najniższy z nich, ale za to najbardziej ekspresyjny Samir, charakteryzujący się mocno wysuniętą szczęką.
Było ich pięciu. Cała czwórka muzułmanów w komplecie, plus Oskar, dość przystojny, ba, nawet bardzo przystojny czarnowłosy chłopak, z niewiadomych względów towarzyszący im od  początków szkoły. Nie przepadała za nim tak samo, jak za tą czwórką. Choć nie spotkała się do tej pory z jakimś większym przejawem chamstwa z jego strony, nie ufała mu. Był taki jak oni, odnosiła wrażenie graniczące z pewnością, że napala się na nią, może nawet jeszcze bardziej, niż jego koledzy o orientalnej urodzie.
- Tak? – przystanęła mimo woli, podświadomie nie oczekując niczego dobrego.
- Ja i moi koledzy chcielibyśmy, żeby tak, przed maturami… Nam pani obciągnęła – wyjaśnił bezczelnie wbijając się wzrokiem w jej twarz.
Śmiech kolegów przesądził. Mogła odejść ignorując tą chamską zaczepkę, ale nie… Ambicja i honor nie pozwalały na to. To nie była niewinna zaczepka o majtkach, rzucona kilkanaście tygodni wcześniej przez Patryka. Poczuła ogarniający ją gniew.
- Posłuchaj gówniarzu… Może u siebie mogłeś sobie pozwalać na takie teksty, ale tutaj w Europie…
- Przecież tutaj w Europie, wszystkie są takie same – przerwał jej ostro. – Ten pani mąż na pewno nie ma takiej pały, jak nasze, więc…
Nie dokończył, bo chamska zaczepka w połączeniu z ubliżeniem Danielowi przesądziła o wszystkim. Nie wahając się ani chwili, wymierzyła Syryjczykowi siarczysty policzek.
- Ma na pewno większy mózg, niż ty, gówniarzu – rzuciła, robiąc krok w przód.
Ale nie zdążyła postawić nogi na posadzce, gdy cała czwórka niemal rzuciła się na nią, przypierając do ściany.
Mimo, że gniew potęgował jej siły, to jednocześnie została zaskoczona. Brak początkowego oporu doprowadził do tego, że och dłonie znalazły się na jej sukience. Poczuła dotyk na bokach ud, na brzuchu, nawet na piersiach. Upokorzony Samir bezczelnie przylgnął do niej, wpijając się ustami w jej szyję. Opór nie pomagał.
- Bezczelna suko! – wysapał, gdy oderwał się od niej, rzucając agresywnie słowa w jej twarz. – Nie będziesz bezkarnie biła muzułmanina, rozumiesz? Nauczymy cię porządku, nauczycielko…!
Znów przylgnął do jej szyi, ktoś zasłonił jej usta, którymi nieco już przestraszona próbowała wezwać pomocy a czyjaś dłoń sięgnęła między jej uda, przesuwając w górę, zadzierając sukienkę i docierając do majtek. Wyczuła napór czyichś palców na cipce, chronionej tylko cienkim materiałem bielizny.
Wytężyła siły raz jeszcze, rozpychając się, uderzając kolanem w kogoś, wymachując dłońmi jak oszalała. Wyrwała się i niemal uciekła w głąb sali. Na szczęście ta była niedaleko i tu była bezpieczna, bo przecież nie mogli zachowywać się wobec niej tak, jak na ciemnym korytarzu.
Wzburzona nie zapomniała o incydencie, informując o nim natychmiast Daniela a potem dyrektora szkoły. Pierwszy się wkurzył, ale uznał, że robienie czegokolwiek może skończyć się w obecnej sytuacji prawnej jakimiś konsekwencjami. Drugi po prostu przyjął do wiadomości to co się stało, obiecując rozmowę z winowajcami.
Do rozmowy doszło, ale nie z piątką agresorów. Już w kwietniu, gdy niemal zapomniała o całej sprawie, została poproszona przez pana Zbigniewa do siebie.
Weszła i stwierdziła, że dyrektor nie jest sam. Towarzyszył mu starszy mężczyzna o arabskiej urodzie patrzący na nią średnio przychylnym wzrokiem.
- Jest problem, pani Kamilo – zaczął pan Zbigniew, gdy usiadła naprzeciw niego.
- Jaki?
- Chodzi o ten incydent ze studniówki. Panowie Samir, Mounir, Mokhtar i Sulejman zaskarżyli panią o pobicie.
- Gdzie zaskarżyli, nie rozumiem…?
- No właśnie w tym problem. Zwrócili się do wielkiego muftiego Polski. On zajął się tą sprawą i wydał werdykt.
- Ale jak to, nie rozumiem… Przecież to ja byłam poszkodowaną, zgodnie z tym co panu zgłosiłam.
- Tak, ale oni twierdzą, że było inaczej. Twierdzą, że uderzyła pani bez powodu jednego z nich, Samira. Wielki mufti wyznaczył osobę do prowadzenia śledztwa, to właśnie ta osoba, pan Ahmed – wskazał na stojącego obok mężczyznę, który nawet nie skłonił się nie przywitanie. – Pan Ahmed przeanalizował sprawę i doszedł do wniosku, że nie jest jednoznaczna. 
- Zaraz, zaraz… I co z tego wynika? Gwiżdżę sobie na postanowienia jakiegoś tam związku muzułmańskiego – zareagowała ostro.
- Pani Kamilo, niech pani trochę uspokoi ton, to jest poważna sytuacja… Pan Ahmed przeprowadził dochodzenie, po czym podzielił się wnioskami z ministerstwem oświaty. Minister wysłał swojego przedstawiciela, pana Redziszewskiego, niestety nieobecnego tutaj, ale jego podpis ma pani na wyroku w tej sprawie – dyrektor machnął kartką papieru.
- Jakiego wyroku? Jak on brzmi? – z jednej strony rozgniewana, z drugiej nieco zaniepokojona, rzuciła okiem na kartkę.
- Otóż… Przestudiowana monitoring, który zdaje się niczego nie rozwiązywać. Nie dość, że w tych warunkach niewiele widać, to jeszcze zapis pokazuje, że prawdziwe mogą być wersje i pani i uczniów. Prawdy niestety nie da się ustalić a zeznania są sprzeczne.
- No więc…? Skoro tak, to wątpliwości działają na korzyść oskarżonego, tak? – rzuciła uspokojona, bo wszystko wskazywało, że nic jej nie grozi. - Jestem oburzona zachowaniem pańskich podopiecznych – wytknęła Ahmedowi, który spojrzał na nią z jeszcze większą niechęcią, ale nim zdążył się odezwać uprzedził go dyrektor.
- Tak, działają, ale w świetle praw muzułmańskich wygląda to trochę inaczej, dlatego panowie reprezentujący związek muzułmanów i ministerstwo oświaty wydały wyrok w tej sprawie, który chciałbym przedstawić.
- Ale jaki wyrok, skoro niczego mi nie udowodniona? – zaniepokoiła się znów.
- Niech pani posłucha… W związku z dochodzeniem prowadzonym w sprawie incydentu, do którego doszło w trakcie zabawy studniówkowej w mieście… I tak dalej – dyrektor przebiegł wzorkiem po kolejnych linijkach. – Mając na uwadze dobro licealnej nauczycielki, jak i naszych gości z państw wschodnich, nie widzimy innej możliwości, by sprawiedliwość dokonała się przez Sąd Boży.
- Sąd Boży? – zdumiała się. – Co to za bzdury, panie Zbigniewie…
- Proszę nie lekceważyć wyroków, pani Kamilo, naprawdę… - przerwał jej pan Zbigniew. – Warunki Sądu Bożego przedstawi pani, pan Ahmed.
- Sąd Boży to forma pojedynku. Zwycięzcą będzie ten, którego wskaże nam Allah – skłonił się wreszcie. – O, Allah Akbar…! – skłonił się raz jeszcze. – Zasady wyglądają następująco. Obie strony spotkają się w lesie, na terenie wojskowym. Oskarżona, uzbrojona w karabin z pociskami gazowymi będzie musiała dotrzeć do magazynów bronionych przez poszkodowanych.
- W karabin?! To żart?
- W karabin na pociski gazowe, to coś w rodzaju paintballa – wyjaśnił szybko pan Zbigniew. – One są skuteczniejsze, eliminują przeciwnika na stałe. To znaczy na godzinę gdzieś, co w tym przypadku jest wystarczające.
- Poszkodowani będą także uzbrojeni w taką samą broń – dokończył Ahmed.
- Zaraz… - zdumiona nie dowierzała w to co słyszy. – Mam przejść przez las do jakichś magazynów? W których oni będą koczować, by na mnie czekać? Przecież nie mam szans.
- Magazyny stoją po całej wschodniej stronie lasu, jest ich sześć, dlatego nie ma fizycznej możliwości, by po prostu stali przed nimi czekając na panią – wyjaśniał dyrektor. – Pani zadaniem jest przejście przez las i dotarcie do jednego z magazynów. Tam telefonicznie poinformuje pani jednego z arbitrów o wykonaniu zadania. To zakończy sprawę.
- A oni…? Co mają zrobić?
- Oni mają panią przed tym powstrzymać. Czy to karabinami, czy w inny sposób. Jeśli im się to uda, wygrają oni.
- A jeśli wygrają? To co wtedy? To też kończy sprawę?
- Nie do końca… - chrząknął pan Zbigniew.
- Jeżeli Sąd Boży potwierdzi pani winę, to znaczy, że zatriumfuje prawo muzułmańskie. W ten sposób zostanie pani zobowiązana do zadośćuczynienia względem tych, których pani niesłusznie oskarżyła.
- Zadośćuczynienia? Jakiego? – zapytała tak rozgniewana, jak i zaniepokojona. Nie czekała na odpowiedź, domyślając się już jak będzie brzmiała.
- Dokładnie takiego, jakiego sobie zażyczą, chcąc doznać pełnej satysfakcji po niewinnym oskarżeniu. O, Allah Akbar! – skłonił się Ahmed.
- Rozumiem… I ich ma być czterech a ja sama?
- Ich pięciu. – poprawił Ahmed. – Samir, Mounir, Mokhtar, Sulejman i jeszcze ich kolega Oskar, który znajdował się wśród grupy. Pani była sama, nikogo innego ta sprawa nie dotyczy.
- Przecież to niesprawiedliwe.
- Oczywiście, że sprawiedliwe – zaprzeczył Ahmed. – Sprawiedliwie, gdyż dotyczy tylko tych, którzy zostali potencjalnie obrażeni.
- I nie ma innego wyjścia z tym wszystkim? – zapytała robiąc coraz większe oczy.
- Może pani przystąpić do starcia z pomocnikami. Ale są dwa zastrzeżenia. Po pierwsze muszą to być ludzie związani z całą sprawą, czyli poszkodowani. Nie może pani wynająć profesjonalnych żołnierzy, czy innych. A po drugie, oni wchodząc w tą sprawę, akceptują postanowienia wyroku, czyli w przypadku porażki, także podlegają dowolnej karze wymyślonej przez zwycięzców.
- Jedynym wyjściem dla pani byłoby, gdyby pani zrezygnowała z posady nauczycielki, wtedy sprawę rozpatrzyłby polski sąd cywilny – wyjaśnił dyrektor kończąc zebranie.
Oszołomiona nie mogła przestać o tym myśleć. Co tu się do cholery, wyprawiło?
Wiedziała, że nie zrezygnuje z pracy nauczycielki. Mimo wszystko lubiła ją, poza tym brakowało innych perspektyw. Musiała zatem pogodzić się z perspektywą tego nad wyraz oryginalnego pojedynku. Starcia na karabiny i naboje gazowe.
Starcia, do którego miała stanąć sama. A termin wyznaczony na ostatni dzień kwietnia zbliżał się wielkimi krokami. Daniel nie mógł w niczym pomóc, zresztą przebywał w tym czasie w Ameryce południowej negocjując jakiś transfer. Zresztą cóż by wymyślił? Musiała uporać się z tym wszystkim sama.
I z dnia na dzień czuła się coraz bardziej osamotniona. Nie było znikąd ratunku, nie licząc ewentualnego odejścia z pracy.
Bo niby mogła szukać jakichś sprzymierzeńców, ale jakich? Mogliby to być ewentualnie nauczyciele, czy uczniowie, poszkodowani w jakiś tam sposób. Ale żaden nie chciał. Realna możliwość porażki odstraszała kolegów z pracy. Nie chcieli pomóc. Rozczarowała się nimi.
Nawet koleżanki…
- Spróbuj się z nimi dogadać jakoś i oszczędzisz sobie tych nerwów – rzuciła Marta podczas rozmowy w pokoju nauczycielskim trzy dni przed wyznaczonym terminem.
- Wyobrażasz sobie na jakich warunkach musiałabym się z nimi dogadać? – zapytała jednoznacznie dając do zrozumienia co ma na myśli.
- No cóż… Pięciu chłopaków… Chociaż przystojni są, reprezentują inną kulturę… Są obdarzeni… - dodała ciszej.
Żachnęła się tylko zbulwersowana słysząc taką odpowiedź.
Ani koledzy z pracy, ani koleżanki. Ani uczniowie, odważni tylko do tego, by rzucić pytanie „A co pani oferuje w zamian?”.
Zdenerwowana machnęła ręką. Za nic. Jeżeli ma się poddać, to po walce. Pokaże im słowiańską waleczność i odwagę.
Tak, waleczność i odwagę… Skąd? Ona, licealna nauczycielka? Kiepsko wysportowana, nie mająca żadnego obycia z bronią? Boże drogi, przecież nie ma żadnych, absolutnie żadnych szans!
Dopiero teraz docierało to do niej z całą mocą. Dopiero teraz wizje tego, jak leży gdzieś tam w trawie, czy w magazynie, wśród pastwiących się nad nią nienasyconych Arabów i tego jednego chłopaka z Polski, Oskara, który od trzech lat się na nią napalał i wszystko wskazywało na to, że teraz, zupełnie nieoczekiwanie…
No właśnie. Od tamtego incydentu nie prowadziła już zajęć z trzecią C, została zastąpiona przez inna polonistkę, ale na korytarzu mijała ich czasem, albo pod wyjściem.
Tak jak teraz, dokładnie na dzień przed starciem. Wyszła spóźniona, było pusto. Tylko dalej, pod bramą, on, Oskar. Tak jakby czekał na kogoś. Bo chyba czekał. Nigdy nie widziała go samego. Albo był w otoczeniu kolegów, albo w towarzystwie którejś z jego licznych fanek.
Czekał celowo. I wiedziała, że będzie napawał się jej stanem, ale takiego tekstu się nie spodziewała.
- Przypuszczam, że jest już pani przygotowana, na to jutro zerżnę panią w dupę? – rzucił bezczelnie.
Zwolniła nieco krok, spoglądając mu w twarz. Do tego doprowadzono, by maturzysta rzucał takimi tekstami w twarz szkolnej nauczycielce. Była bezbronna, nawet jeśli chodzi o jakąkolwiek polemikę. Przecież użeranie się nie miało żadnego sensu. Jego bezczelny, napalony wzrok obezwładniał ją. I poniżał. Z całą pewnością wyobrażał już sobie to, o czym wspomniał przed chwilą.
Odwróciła oczy, ruszając w kierunku domu.
- Niech pani nie wkłada jutro majtek, nie będą pani do niczego potrzebne! – usłyszała jeszcze za sobą.
Niech to… Może lepiej jednak rzucić pracę i poszukać czegoś innego?
Biła się z tymi myślami przez całą drogę do domu. Była niemal załamana. Prawie nie zauważyła towarzystwa przed wejściem.
- Dzień dobry – usłyszała.
Podniosła głowę, widząc trzech chłopaków. Stali patrząc na nią z powagą, jak i pewnym chyba współczuciem. Albo i determinacją. Czego chcieli?
Wyprostowała się. Skarciła się za to, że wygląda jak siedem nieszczęść. Jeszcze nie, jeszcze za wcześnie.
- Przyszliśmy do pani z pewną propozycją, chcemy porozmawiać – rzucił Patryk.
Nawet on wyglądał poważnie. Wpuściła ich do środka. Rozsiedli się wygodnie w pokoju.
- Chcemy pani pomóc jutro – rzucił Patryk, nie bawiąc się w żadne wprowadzenia.
- Pomóc? W jaki sposób? – zapytała, nie oczekując zbyt wiele.
- Normalnie. Jako uczniowie pani klasy, czujemy się poszkodowani wyrokiem, więc chcemy pomóc pani w tej walce. Bezpośrednio.
- Wszyscy trzej? – upewniła się z lekką nadzieją w głosie, mieszającą się z powątpiewaniem. Ich pomoc zawsze stanowiła jakąś wartość, ale sytuacja w dalszym ciągu była trudna. Ot, trochę uciekła z miana beznadziejnej.
- Tak, wszyscy – zapewnił Patryk a pozostali dwaj, skinęli głowami.
- Cieszę się, naprawdę – powiedziała poważnie. – Ale czy wiecie o konsekwencjach, z jakimi możecie się spotkać?
- Wiemy – machnął ręką Patryk, jakby lekceważył je sobie. – Trudno, raz się żyje. Ale nie pozwolimy na to by działa się niesprawiedliwość i by została pani skrzywdzona.
- Jesteśmy gotowi przelać za panią krew – dodał dumnie Sebastian, odgarniając długie blond włosy z drobnej, trochę dziecinnej twarzy.
- Może was spotkać za to coś naprawdę złego – wolała im to uświadomić.
- Wiemy – powtórzył Patryk, jakby lekko zniecierpliwiony. – Nie damy, po prostu nie damy… Chcę postrzelać do tych sukinsynów!
- Spokojnie – ostudziła jego gorącą głowę. – Dziękuję wam naprawdę, tym bardziej, jeśli chcecie to zrobić bezinteresownie.
- No bezinteresownie, przecież nie będzie pani nam za to płacić…
- No, mogła by pani pojechać z nami do Antonówka na wycieczkę… - mruknął niewinnie Sebastian.
- Wolę nie składać żadnych deklaracji, jeśli jesteśmy jeszcze przed tym wszystkim, wiecie…? Ale… - urwała nieco wzruszona i podbudowana ich postawą, po tych wszystkich upokorzeniach jakie przeżyła w tym miesiącu. – Jeżeli to się uda, to nie powiem wam „nie”, czego byście sobie nie życzyli – zapewniła solennie, takim tonem, jak niemal oni sami przed chwilą.
- Będziemy pani najwierniejszymi żołnierzami – przyrzekł zapalony Sebastian.
Odetchnęła z lekką ulgą, gdy wyszli. Zawsze to coś. Ale wiedziała, że do finału daleka jeszcze droga i przeciwnicy będą dużo bardziej agresywni i zdeterminowani. I że noc, którą ją czeka przed jutrzejszym dniem będzie praktycznie nieprzespana.

Rozdział 2

A dzień wstał piękny, słoneczny. Tylko, że dla niej to słońce świeciło złowrogo.
Nie poszła do pracy. Wymówiła się jakoś. Nie chciała wyłapywać na sobie tych wszystkich spojrzeń. Spojrzeń kolegów z pracy, uczniów na szkolnym korytarzu. Wyobrażających sobie, jak po przegranym pojedynku jest gwałcona po kolei przez pięciu napalonych byczków.
W domu tez nie mogła znaleźć dla siebie miejsca. To oczywiste. Żołądek strajkował, nie jadła prawie nic. Gdy słońce powoli zaczęło zachodzić, wyszła z domu, czując, że ma nogi jak z waty.
Kilka minut przed dwudziestą była na miejscu. U progu lasu. Z daleka dostrzegła cztery osoby.
Odetchnęła z ulgą. Jednak nie zawiedli. Od razu rozpoznała postacie swoich uczniów. Czwartą osobą był jeden z dwóch arbitrów pojedynku.
- Dobrze, że jesteście – rzuciła na przywitanie. O dziwo wyglądali na zadowolonych. Jakby wciąż nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia. A może to jej przybycie i jej przywitanie tak na nich wpłynęło?
- Do rzeczy, proszę państwa, bo mamy za dwie minuty dwudziestą – odezwał się arbiter. – Przypomnę wszystkie zasady. Po pierwsze, zadaniem oskarżonej jest zdobycie choćby jednego z magazynów. Zdobycie magazynu przez kogokolwiek innego nie kończy sądu, gdyż pomocnicy mogą służyć tylko do celu eliminacji wrogów i niczego więcej. Po drugie, dysponujecie karabinami i każdy z was ma po trzydzieści sztuk amunicji gazowej. Trafienie przeciwnika takim pociskiem eliminuje go z walki dobrze na ponad godzinę, czyli praktycznie z całego starcia. Po trzecie, grę kończy albo wasze wybicie przeciwników co do jednego, bądź zmuszenie ich do poddania się, albo też, gdy oni pojmą, albo hm… Zastrzelą pozwaną. Pojmą i zaprezentują jednemu z arbitrów pojedynku. To chyba wszystko.
Zamilkł na chwilę, idąc w kierunku lasu.
- To jest las – wyjaśnił mało odkrywczym tonem. – Magazyny są po drugiej stronie, jakieś dwa kilometry stąd, z hakiem. Zresztą las jest szeroki na dobry kilometr, tak na oko. Może jest duży, może nie, jak dla kogo… Jest już prawie ciemno, w lesie będzie w ogóle mało widać. Nie macie prawa używać żadnych noktowizorów, czy sprzętu w tym stylu.
Przerwał znów, rozglądając się po twarzach uczestników starcia.
- Skoro nie ma pytań, to ja usuwam się w cień – spojrzał na zegarek. – Wybiła dwudziesta, starcie zostało rozpoczęte, powodzenia!
Kamila błyskawicznie poczuła podwyższone tętno. A więc kości zostały rzucone. Odwrotu już nie było.
- Robimy jakąś taktykę? – zapytał Sebastian.
- Ja bym to zrobił tak – odezwał się Patryk, na którym zagrożenie najwidoczniej nie robiło żadnego wrażenia. – Do lasu idzie kilka ścieżek na całej szerokości… Więc musimy się rozdzielić. Jeśli będziemy trzymali się w grupie i osłaniali, zidentyfikują nas szybko i wtedy wystarczy jeden celny strzał i będzie po wszystkim.
- Ale pojedynczo…? – zaniepokoił się lekko długowłosy blondyn. – Wtedy jak nas powystrzelają wiesz… W jeden na jeden, to dopiero będzie pogrom.
- Ale tylko wtedy jest szansa. Oni też się rozdzielą i tak wejdą w las. Musimy to wyczekać, posuwać się ostrożnie i nasłuchiwać hałasów. No i nie strzelać do siebie. Dlatego rozdzielimy się i pójdziemy innymi ścieżkami, by wiedzieć, że jak kogoś widzimy to jest to wróg. I walimy mu w dupsko – wyjaśnił obrazowo nabuzowany Patryk.
- Też tak myślę – skomentował krótko wysoki Mateusz przyglądając się karabinowi.
- To jak się rozdzielamy? – zapytał Sebastian.
- Pani Kamila musi pójść, którąś z bocznych, bo oni mimowolnie będą pilnować środka. Więc na spotkanie z nimi wyjdziemy my. Ty pierwszy.
- Dlaczego? – zapytał nieufnie.
- Jesteś najniższy, przemkniesz jakoś, wybadasz teren, może zwrócisz ich uwagę? Może wepniesz się przy jakiejś okazji na drzewko i rozejrzysz się po okolicy? Pułapek się nie bój, nie mieli czasu by takowe przygotować.
- Jasne, na pewno coś w tych ciemnościach dostrzegę…
- No nieważne, zawsze coś. Zawsze możesz nasłuchiwać. I jeszcze coś. Możesz naprawdę ściągnąć ich uwagę robiąc wiele hałasu, biegając między drzewami. Tak, żebyś ściągnął na siebie może nawet dwóch z nich. Pamiętajmy, że jesteśmy słabsi liczebnie.
- A wy?
- My pójdziemy po bokach. Powiedzmy, że Mati tą skrajna południową, ja na północ od ciebie. I pani Kamila najbardziej na północ, tą skrajną.
- Te dróżki nie są takie znowu proste, kręcą się, wiją, kończą…
- Tak, ale to tym lepiej, bo i oni nie wyjdą nam tak na wprost. A do tego, lepiej dla nas, bo jeszcze jedna rzecz… Idziemy, starając się kierować na północ, tak, żeby im bliżej końca lasu, tym bliżej pani Kamili, bliżej tego ostatniego magazynu. Bo jak się nie spotkamy z nimi nigdzie po drodze, to tam rozegra się ostateczna batalia. Pod magazynami. Dobra to chyba tyle. Naszym zadaniem jest eliminacja tamtych. Jak zaliczymy pięć trupów, to wygrywamy i wracamy po panią Kamilę.
- Wracamy…?
- Tak, pani Kamila wejdzie może z piętnaście minut po nas. My idziemy pierwsi, jako awangarda. Pani Kamila jest najważniejsza, nie może iść pierwsza, wręcz przeciwnie, pójdzie ostatnia.
Zamilkli. Patryk wyłożył chyba wszystko dostatecznie jasno.
- Co pani na to? – zwrócił się do milczącej, stojącej dwa metry z boku nauczycielki Sebastian.
- Nie mam innego pomysłu… - szepnęła, jakby to wszystko ocierało do niej ze zwielokrotnioną mocą. I jakby ten mroczny las przytłaczał ją niesamowicie.
- No to ruszamy – rzucił Mateusz.
- Ruszamy – powtórzył Patryk. – W imię ojca i syna… Chłopaki, walić jak do kaczek! Pamiętajcie, litość to zbrodnia! – splunął siarczyście.

Na uginających się kolanach weszła w ciemny las odczekawszy wcześniej dokładnie piętnaście minut. Z karabinem w dłoniach nie czuła się ani trochę pewniej. Może w stosunku do jakiegoś ewentualnego zwierzaka. Ale nie do ludzi. Ciężko było jej przyjąć, że ma z tego walić do ludzi, nawet jeżeli naboje powodowały tylko coś w rodzaju utraty przytomności.
Kilka kroków, tak, żeby znaleźć się między drzewami. I co dalej? Prosto, jak wskazywała ścieżka, czy w bok, gdzieś w trawę, krzaki? Przecież… Że też o tym nie pomyśleli na początku. Wróg będzie na nich czekał właśnie na ścieżkach, czyż nie?
Przeszła jeszcze kawałek, może ze sto metrów, może kolejne sto, wiedząc, że jest jeszcze za wcześnie by trafić na przeciwnika i powoli zaczęła schodzić z niebezpiecznej, bo wijącej się ścieżki.
Księżyc kiepsko oświetlał las, ale dobrze, że był i on, bo przynajmniej coś dało się zobaczyć.
A co jeśli tamci zostawili pusty las, skupiając się na magazynach? Teoretycznie istniała taka możliwość. Ale wtedy musieliby jeden z nich odpuścić. Chyba, że któreś stoją jakoś bliżej.
Nie, nie zrobili tego. Weszli w las i będą na nich polować. Na nią. Tylko, że w tych warunkach ciężko zobaczyć coś dalej, niż na kilka metrów. Tylko momentami, gdy drzewa przerzedzały się i do lasu wpadała księżycowa poświata.
Kroczyła ostrożnie, starając się nie robić żadnego hałasu. Bała się coraz mocniej. Nie wiedziała czego bardziej. Bo wróg i stawka sądu, to jedno. Ale ciemny, mroczny las ze swą ponurą atmosferą, to drugie.
Każdy, odgłos, każdy dźwięk, każdy szelest wywołany przez ptaszka, jaszczurkę, czy cokolwiek innego zwracał jej uwagę. Ale pewnie tak samo każdego z dziewięciu ludzi w tym mrocznym lesie.
Boże, co za klimat, co za uczucie… Jak na prawdziwej wojnie.
Bo to była wojna i musiała to przyjąć do wiadomości. Wojna o jej cześć i honor. Albo wygra i uratuje się, albo przegra i zostanie zhańbiona na wieki.
Ile już przeszła? Minęło chociaż z pół kilometra? To byłby sukces. Nie wiedziała. Mogłaby wiedzieć, gdyby znała czas, jakim pokonała drogę, ale w tych warunkach nie chciała zdradzać się w żaden sposób a wyświetlacz komórki byłby widoczny ze sporej odległości. Tym bardziej, jeżeli ktoś z nich byłby już tu, gdzieś…
Nie, chyba jeszcze za wcześnie… Przecież mogliby tu być, gdyby pobiegli. Ale biec w ciemnym lesie, wystawiając się na ewentualny ostrzał? Nie zrobili tego. Na pewno.
Choć z drugiej strony, ona weszła do lasu spóźniona.
Podjęła szybszy marsz, wchodząc ponownie na ścieżkę i czując, że nerwy ma jak na postronku. Nie ma ich tu jeszcze i tyle. Jeszcze sto, dwieście, może trzysta metrów i zaczną się kłopoty. Teraz jeszcze nie.
Trzy, cztery minuty później zwolniła i zeszła ze ścieżki, widząc, ze można iść między drzewami. No to szła. Coraz wolniejszym krokiem. Rozumiejąc, że jeżeli tamci zastosowali podobną taktykę, to powoli nadchodził czas starcia.
A co z resztą? Mateuszem, Sebastianem, Patrykiem? Czy oni zaliczyli już jakieś spotkania z przeciwnikiem? Jak daleko zaszli? Wyruszali przecież prędzej, po kolei, co pięć minut. Powinni być dalej, niż ona. Może już w połowie drogi.
A może któryś z nich został już wyeliminowany?
Drgnęła nie po raz pierwszy, słysząc wyraźniejszy szelest między drzewami. Reagowała tak non stop. Wcześniej lekceważyła to jeszcze jakoś wiedząc, że to nie mógł być wróg. Teraz nie było już żadnej pewności. To był już ten moment, gdy spotkanie wydawało się coraz bardziej prawdopodobne.
Już chciała postawić nogę, gdy szelest powtórzył się. Zamarła, wstrzymując oddech. Czy tu ktoś jest? Czy tylko jakieś leśne żyjątko?
Nagle ciszę przerwał huk. Tak, huk. Słaby, delikatny, ledwo słyszalny, ale jednak wyraźny huk broni. Owszem, mieli tłumiki na lufach, ale Kamila doskonale wiedziała, że tłumik nie powoduje żadnego efektu, typu pstryknięcie kontaktu. To tylko filmy z Hollywood tak to przedstawiały. W rzeczywistości, brzmiało to właśnie… Właśnie tak. Słyszalne z odległości pewnie tych kilkuset metrów, gdzieś z głębi lasu.
Nie poruszyła się i wtedy zobaczyła przesuwającą się postać.
To musiał być wróg. Zatrzymał się, jak i ona, usłyszawszy wystrzał, ale paradoksalnie ten huk go uspokoił. Bo chyba uznał, że coś dzieje się tam daleko stąd a nie tutaj. I ruszył dalej, nie zaniedbując pewnych środków ostrożności, ale jednak dość pewnie.
Z trudem powstrzymała jęk, gdy przeszedł może jakieś dwa metry obok niej. Napięcie stało się nie do zniesienia. Musiała zareagować, chociaż nawet stąd nie wiedziała z kim konkretnie ma do czynienia. Ale był dość wysoki, zatem Patryk i Sebastian odpadali. A Mateusz operował daleko na południu. Więc to był wróg i chcąc mieć bezpieczne tyły…
Podjęła decyzję w mgnieniu oka, wiedząc, że liczy się każda sekunda. Poruszyła się, unosząc karabin. On wyczuł hałas, ale zareagował zbyt późno. Nacisnęła spust i przeciwnik padł jak rażony gromem.
- Ach….! – tego jęku naładowanego dawką niezwykłych emocji już nie była w stanie powstrzymać.
Jeden wyeliminowany. Nawet nie wiedziała który. Nerwy grały jak oszalałe, że jedyne co umiała zrobić, to tylko szybkie korki w przód, w kierunku wschodnim, w stronę magazynów. Ważne, że jeden z przeciwników zakończył swój udział. Sulejman? Mounir? Do cholery z tym…!
Dobra, dobra… Co by się nie działo, nie podobno, by było tu ich dwóch, nie…? Miała otwartą drogę. Przynajmniej przez jakiś czas.
Przyspieszyła kroku, czując, że jej rozumowanie jest racjonalne. Boże, ile jeszcze? Czy to już połowa drogi? Dobre i to…
Szła, dość szybko, nie zwalniając. Minuta, na pewno druga, potem trzecia. Każda minuta na równym terenie w takim tempie to byłoby praktycznie sto metrów. Tutaj z pewnością nie. Ale te kilka minut nieco bardziej intensywnego marszu…? Wliczając w to poprzednie, musiała już ponoć pierwszy kilometr, tak? Tak, na pewno.
Zwolniła, gdy do jej uszu doszedł odgłos kolejnego strzału gdzieś tam. A kilkanaście sekund następny. I jeszcze jeden. Nawet jakaś mała kanonada. Kto to tam tak walczył…? Ach, gdyby wiedziała, czy są jakieś trupy i po czyjej stronie…
Natychmiast przyspieszyła kroku. Skoro walka jest tam, to znaczy, że nie będzie jej tutaj. Chociaż ten, którego odstrzeliła też tak chyba myślał i skończył źle. Ale ona nie! Nie skończy źle. Szła, momentami podbiegając, patrząc uważnie, by nie wyrżnąć nosem w jakieś drzewo.
Przystanęła w końcu. Nie dość, że nie mogła tak przejść całego lasu, to potrzebowała odpoczynku. Oddychała ciężej. W ostatnich minutach jakby mniej skupiała się na odgłosach lasu. Teraz musiała. Nie słyszała niczego, aż…
- Ma pani szczęście, że to tylko ja a nie oni – usłyszała głośniejszy szept za sobą.
Drgnęła błyskawicznie, spanikowana. Dopiero po sekundzie zrozumiała, że to głos Patryka. Odetchnęła z ulgą.
- Co się dzieje? – zasypała go pytaniami szepcząc, chociaż emocje potęgowały jej szept. – Co to była za strzelanina? Co z pozostałymi?
- Nie mam większego pojęcia – wyznał. – Wiem tylko, że Sebastian zrobił to co do niego należało i zajął sobą kogoś. Ta strzelanina sprzed kilku minut to jego sprawka. Ale nie wiem jakie efekty, czy trafił kogoś, czy trafili jego…
- A Mateusz?
- Nie wiem co z nim. Za daleko na południe poszedł. Jeśli mu się udało, to powoli będzie kierował się w naszą stronę.
- Ja… Wyeliminowałam jednego z nich – przyznała niepytana.
- Kogo? – zdziwił się.
Opowiedziała skrótowo. Milczeli przez chwilę analizując informacje.
- A więc w tym rejonie nie może ich być zbyt wielu – oświadczyła w końcu Kamila. – Jeden był i go już nie ma. Może kręci się tu ktoś jeszcze. Ech, gdybyśmy wiedzieli ilu zostało przy życiu. I gdybyśmy spotkali się z Sebastianem i Mateuszem teraz. Szanse byłyby większe. Oni mają kierować się w tą stronę, tak?
- Tak – przyznał Patryk. – Ale w tych warunkach możemy minąć się o trzydzieści metrów i nie wiedzieć o tym.
- Więc musimy iść…
- Tak, musimy. Ale zrobimy to trochę inaczej.
- Co masz na myśli?
- Wystawię się… - oświadczył zdecydowanie, choć szeptał, jak i ona. – Pójdę jakieś dziesięć metrów przed panią. Jeżeli natkniemy się na kogoś od nich i będę miał niefart, to przynajmniej pani będzie o tym wiedzieć.
- Co mi po tym, że zostaniesz wyeliminowany? – zapytała nie do końca rozumiejąc.
- To, że tamten, jeśli mnie zastrzeli faktycznie, do czego zresztą nie musi dojść… Zaniecha środków ostrożności, wychodząc z tego założenia co ten, którego pani zastrzeliła no i pani sama po tym zastrzeleniu... Że byłem sam i nie ma się czego bać. Wtedy pani będzie go mieć jak na widelcu.
- Oby… - westchnęła.
Jego rozumowanie było dość słuszne. Ruszyli więc, klucząc między drzewami. Szli w milczeniu, ostrożnie, nie spiesząc się. Nie było za bardzo takiej potrzeby. Teraz mieli pewną przewagę.
Szli. Patryk przodem, ona kilka metrów za nim, starając się nie robić hałasu i nie tracić Patryka z pola widzenia. Liczyła kroki z nerwów, choć to liczenie było bezsensowne. To nie asfalt, gdzie określona ilość kroków daje jakąś wyliczalną odległość. Tutaj, w lesie…
Ale dobre i to. Wiedziała, że zalicza kolejne dziesiątki metrów do celu. To już był na pewno ten moment, w którym można było włączyć tak zwane wsteczne odliczanie. Ile do magazynu? Kilometr? Na pewno niecały. Może osiemset metrów? Może już tylko sześćset?
Żywiła się tą nadzieją. Przeszli już spory kawałek. W ogóle zaszła daleko. To już nie było to co kilkadziesiąt minut wcześniej, gdy robiła pierwsze kroki. Nie, nie… Musiała już pokonać sporą odległość. Może nawet już trzy czwarte drogi? Może została już tylko ostatnia ćwiartka?
Tak, czy inaczej to jeszcze dobre pół kilometra. Nadzieja rosła z każdym krokiem. Tym bardziej, że wciąż widziała, albo przynajmniej czuła idącego przed nią ucznia.
I szła za nim. I kolejne kroki przybliżały ją do celu. I kolejne upływające sekundy i minuty przynosiły coraz większą wiarę w zwycięstwo.
Boże, ile to jeszcze…? Przecież tu już lada moment powinna zobaczyć jakieś wyjście z lasu. OK, trochę nadrobili drogi, wijąc, klucząc niezbyt prostą drogą, ale nie aż tak… Niech to będzie już tylko dwieście metrów.
Przystanęła nagle zwracając chyba instynktownie uwagę na jakiś szelest, albo coś… I sekundę później padł strzał.
- Kurwa… - usłyszała tylko ten jeden wyraz wypowiedziany słabym głosem i zrozumiała, że Patryk padł. Tak, bardziej zrozumiała i usłyszała, niż zobaczyła.
Wstrzymała oddech w panice. Została sama a skoro tak… Czy spełni się to co przepowiedział? Że przeciwnik zlekceważy teraz zasady bezpieczeństwa?
Nie oddychała niemal. Nasłuchując jakichś odgłosów, które ujawniły się chwilę po wystrzale. Szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w leśny mrok, starając się wychwycić wroga.
Nie widziała zbyt wiele. Prawdę mówiąc nie widziała nic. Kierowała się słuchem. Słyszała jego kroki, jego oddech, jakieś ruchy. To, że pewnie podszedł do leżącego Patryka, chcąc się upewnić…
Nie miała wyboru. Musiała zaryzykować. Tak nakazywał jej instynkt. Gdyby tego nie zrobiła, to on by gdzieś tu przebywał a ona długo nie mogłaby zrobić ani kroku, nie wiedząc, gdzie się podział.
Uniosła karabin i strzeliła. Raz, drugi, trzeci, czwarty. Waląc praktycznie na oślep w ciemność, dla pewności.
Cisza… Cisza, choć wcześniej usłyszała hałas. Taki, jakby ciało osuwało się na ziemie. Tak się to jej skojarzyło. Czy to było złudzenie, czy faktycznie odstrzeliła kolejnego wroga?
Wychyliła głowę w kierunku ścieżki i wtedy zobaczyła… Zobaczyła blade światło przebijające się zza linii drzew. Może sto, może dwieście metrów przed nią. To były światła lamp pod magazynami.
Nie miała pewności, czy trafiła, czy nie, ale raczej tak. A jeśli tak i cel był już tak blisko…
Wzięła głęboki oddech i niesamowitym tempem ruszyła ścieżką. Biegła. Biegła najszybciej jak tylko się dało, trzymając karabin w dłoniach. Nie było dwustu metrów, nie było stu pięćdziesięciu. Nie było już nawet stu. Światło znajdowało się coraz bliżej. Z każdym ruchem, z każdą sekundą była bliżej celu, który przez ostatnie tygodnie wydawał się niemal absolutnie nierealny. A tamten za nią nie strzelał, więc jednak musiała go trafić.
Biegła jak szalona, nie zważając, że obrywa czasem jakąś gałęzią w twarz. Nie powstrzymywała już jęków. To nawet nie było zmęczenie, raczej nadmiar nieziemskich emocji. Jeszcze pięćdziesiąt metrów, jeszcze dwadzieścia…
Ciężko sapiąc wypadła zza linii krzaków. Magazyn znajdował się na polance niemal dokładnie naprzeciw niej. Może pięćdziesiąt metrów. Niecałe dziesięć sekund stąd. Dziesięć sekund do wolności.
I gdy szybsze bicie serca zaczęło oznajmiać, że triumf jest na wyciągnięcie ręki, gdy zrobiła pierwszy krok, poczuła narastający błyskawicznie hałas i coś na nią spadło, niczym dziki zwierz. Ale to nie był żaden zwierz. Przynajmniej teoretycznie.
- Hahaha… Mam cię suko…! – usłyszała podniecony i triumfalny głos Oskara nad sobą.
Przygwożdżona do ziemi nie była w stanie powstrzymać wdzierającej się do jej serca rozpaczy. Tak blisko…! Przeszła cały las, położyła trupem dwóch wrogów. I tu nagle znalazł się trzeci. Skąd tu tylu ich?!
- Kurwa mać…! – sapał Oskar nad jej twarzą. – Wiedziałem… Jak tylko widziałem, że te twoje matoły… To znaczy pani matoły kierują się na północ, to wiedziałem, że ty… To znaczy pani też tam pójdzie. I opłaciło się.
Dyszał ciężko a ona kompletnie unieruchomiona pod jego uściskiem poczuła napływające do oczu łzy. Za jakie grzechy… Tak blisko i tak daleko… Taki niefart…
- Wprawdzie powinniśmy poinformować o tym kolegę arbitra, ale… Ale on sobie poczeka no nie?
Początkowo myślała, że gada do siebie, że pastwi się nad nią, ale za chwilę zobaczyła zmierzającą w ich stronę postać. Przerażona zamknęła oczy. To był Samir.
- A tamci? – zapytał, w odpowiedzi na słowa kolegi.
- Jacy tamci? Sprzątnięci, chyba wszyscy. A jak nie, to daleko stąd. Tego wysokiego zresztą sam położyłem, po tym, jak ustrzelił Mokhtara – pochwalił się nie bez dumy Oskar.
- Ten mały kluczył i wkurwiał mnie, ale też chyba dostał – oświadczył Samir, impulsywnie poruszając wysuniętą w przód szczęką.
Zamknęła oczy raz jeszcze, czując, że to już koniec. Jeśli ich relacje były prawdziwe, to nie było już nikogo, kto by mógł przyjść jej z pomocą. Teraz już naprawdę.
Oskar wstał, wyszarpując z jej ręki broń. Nie poruszyła się. Nie dość, że zmęczona po tym olbrzymim wysiłku, to jeszcze zniszczona psychicznie. Została sama. Zdana na łaskę tych dwóch. Jeśli dobrze rozumowała w tym stanie, to padło trzech przeciwników, no i jej trzej podopieczni. Zostało tylko ich troje. Oni dwa i ona rozłożona bezradnie na ziemi.
- Co chcecie ze mną zrobić? – odezwała się słabym głosem.
- Słyszysz? Pyta, co chcemy zrobić… - usłyszała kpiący głos Oskara.
- Może ma dla nas jakieś ciekawe propozycje? Posłuchamy? – zapytał tak samo drwiąco Samir.
- Wygraliście, macie tą satysfakcję… Więc to już koniec. Tyle wystarczy…
- Nie… Nie wystarczy – sprzeciwił się ostrym tonem Syryjczyk. – Chcemy cię wynagrodzić!
- Czym? – zapytała, choć sekundę później dotarło do niej, że tylko się zgrywa i że może mieć na myśli, tylko…
- Tym, że będzie pani miała możliwość obcowania z arabskim kutasem – wyjaśnił bezceremonialnie. – Wiem, że wam, Europejkom się to podoba, więc pani też. Czyż nie mam racji?
- Nie, nie masz – zaprotestowała, starając się unieść na łokciach. Czuła ból w kościach, w mięśniach. Była straszliwie osłabiona tym wszystkim.
- Dość gadania – odparł zdecydowanie Oskar. – Arbiter sobie poczeka. Skoro ja czekałem trzy lata, to i on tym bardziej.
To mówiąc, usiadł bezceremonialnie na niej i nie czekając na cokolwiek, zadarł w górę jej bluzkę, wraz z koszulką.
- Po co pani stanik, nie rozumiem… - zdziwił się ordynarnie. – A zaraz sprawdzę, czy jest pani praktyczna i faktycznie nie włożyła majtek.
Ale wpierw przylgnął ustami do jej szyi, całując zachłannie. Zszokowana tempem wydarzeń rejestrowała to jakby z opóźnieniem. To, że jej stanik odrywa się od ciała, bo oprawca nie zadał sobie trudu, by rozpiąć go. Po prostu uniósł i przesunął w górę, uwalniając jej piersi na widok. Bo tu w nienajlepszym, ale jednak, świetle latarni były widoczne.
Tak samo z opóźnieniem dotarło do niej, że inne ręce, należące oczywiście do Samira, rozpinają zamek w jej spodniach, ściągając je w dół. Że jego dłonie masują jej nagie uda. Że powoli, jakby torturując właścicielkę dobierają się do majtek.
- A wiec tak wyglądają cycki niezdobytej królowej… I pamiętaj, że to wszystko w imieniu prawa! – usłyszała jadowity i jednocześnie triumfujący szept Oskara, który zmroził jej ciało. – Taki był wyrok w tej sprawie a Bóg chciał tak, że to my wygraliśmy. Nie ma mowy o żadnym gwałcie pani profesor…!
Z jej ust wydobył się jęk, gdy ten bezczelny przystojniak przywarł ustami do jej nagich piersi, biorąc w nie sutki. Nie była w stanie zdobyć się na jakikolwiek protest. Była zbyt zmęczona, zbyt zniszczona, stłamszona, rozbita emocjonalnie.
Nie stawiała oporu, leżąc nieruchomo, czując jak dłonie Samira zaciskają się na gumce od majtek chcąc ściągnąć je w dół.
I wtedy padł strzał. Najpierw jeden. Nie wiedziała co się dzieje, skąd i dlaczego. Ale dłonie trzymające za majtki puściły.
Puścił też nacisk Oskara. Ten zdezorientowany odwrócił się i wtedy rozległ się drugi strzał.
Dostrzegła jak Oskar padł jak kłoda. Zaszokowana nieoczekiwanymi wydarzeniami nie potrafiła ich zrozumieć. Wszystko stało się jasne, gdy zobaczyła nad sobą postać o długich blond włosach.
- Sebastian?! – zdumiała się jękliwym głosem. – Mówili, że cię trafili…!
- Nie dałem się, choć było blisko. On był blisko – poprawił się, wskazując na leżącego Samira. – Ale oszukałem go, udałem tylko a potem podążyłem na północ ich śladem.
Milczała zszokowana, nie wiedząc co powiedzieć. Sprawy znów się odmieniły. Zaczęło to dopiero do niej docierać. Tak, jak to, że leży na ziemi z opuszczonymi w dół spodniami i przede wszystkimi nagimi piersiami i nie jest w stanie wykonać prawie żadnego ruchu. Choć widziała, że wzrok jej ucznia koncentruje się nieśmiało właśnie na tych piersiach.
Powinna czuć się upokorzona, ale nie… Zamiast tego zaczęła rozumieć, że jednak… Mimo tej chwilowej wydawałoby się klęski, wygrała. Naprawdę.
Totalnie osłabiona i zszokowana potrzebowała czasu, by naciągnąć stanik na piersi, obciągnąć bluzkę a potem usiąść i podciągnąć spodnie.
- Wygraliśmy – szepnęła rozemocjonowana.
- Jeszcze nie. Jeszcze ktoś może nadejść – usłyszała głos Sebastiana, który przecież nie znał wszystkich szczegółów.
Ale ona je znała. Już wiedziała. Trochę czasu jej zajęło, nim stanęła na drżących nogach.
- Do magazynu – wyszeptała tak samo drżącym głosem – Musimy wykonać telefon.
I wspierając się na ramieniu niższego o pół głowy ucznia, udała się stronę budynku, by obwieścić całemu światu swoje zwycięstwo.

Rozdział 3

Jedna noc wystarczyła. Rozemocjonowana wszystkim tym co się wydarzyło w ostatnich tygodniach a przede wszystkim ostatniej nocy, mimo potężnego zmęczenia, długo nie mogła zasnąć. Ale, gdy już się obudziła mocno w sobotnie południe pierwszego maja…
Niemal wyskoczyła z łóżka, czując, że rozpiera ją niesamowita energia. Czuła się rześko i jak… Zwyciężczyni. Taką była. Pokonała straszliwe zagrożenie. Opuszczona przez wszystkich, zostawiona na pastwę losu. Sama. No dobra, nie tak do końca sama. W zasadzie, gdyby nie jej trzej uczniowie…
Wolała nie myśleć co by było. Więc nie myślała, bo przecież zagrożenie minęło. Arbiter przyznał jej zwycięstwo i uznał, że sprawa jest zakończona.
- Cudownie – skomentowała to wszystko sama do siebie pałaszując większą, niż zwykle porcję obiadu. Musiała odreagować brak apetytu w ostatnich dniach.
A którąś godzinę później, wyruszyła do Antonówka, pamiętając o zaproszeniu chłopaków.
Miała ochotę spędzić miło czas. Pytanie, czy towarzystwo było odpowiednie… Z jednej strony czuła imprezowy nastrój, z drugiej…
- Jest taki koncert na świeżym powietrzu – usłyszała przez telefon głos Patryka. – Będziemy my, pani też powinna przyjechać, bo wczoraj przecież nie uczciliśmy zwycięstwa tak jak trzeba.
Jasne, gdy ona wraz z Sebastianem, wypełniała formalności, Mateusz z Patrykiem zbierali się w ciemnym lesie z zadanych im postrzałów. Nim się pewnie zebrali, ona leżała już we własnym, przytulnym domowym łóżku.
No więc teraz…
- Świetnie, że pani jest – powitał ją uśmiechnięty Sebastian.
- Ale dzisiaj nie będzie pani robić z siebie nauczycielki i napije się z nami tak po ludzku? – zapytał bezpośrednio Patryk.
- Napije? Po ludzku? – i na jej twarzy pojawił się uśmiech. – Wiem, że ostatnimi czasy wiele się zmieniło i różne obyczaje upadły, ale naprawdę uważasz, że to dobry pomysł?
- Tak, nie widzę problemu w tym, by królowa poszła na imprezę ze swoimi najwierniejszymi żołnierzami – odparł w swoim stylu.
- Nie widzę coś trzeciego z rycerzy – zmieniła nieco temat.
- Mateusz teraz pewnie gęsto tłumaczy się swojej dziewczynie z hołdów wierności złożonej innej – zaśmiał się Patryk.
- Dziewczynie? – zdziwiła się lekko i zaciekawiła.
- Tak. To Patrycja z drugiej A. Zna ją chyba pani?
- Ona? – zdziwiła się jeszcze bardziej i poczuła pewną przyjemność z informacji jaką dostała. Patrycję uważała za pilną, rozsądną uczennicą, do tego była z pewnością całkiem ładna. Kto, jak kto, ale Mateusz zasługiwał na taką dziewczynę. 
Chyba pasowali do siebie. Niech im się wiedzie. Życzyła im tego z całego serca.
- No i co teraz? – zapytała.
- Teraz impreza. Zaczyna się o osiemnastej, jeszcze przy słońcu. Tylko jest to impreza taka dla dorosłych… - zastrzegł niedwuznacznie Patryk.
- Jak to, dla dorosłych? – nie zrozumiała.
- No nie do końca tak, może… Chodzi o to, że obowiązuje stroje plażowe. Stroje kąpielowe dokładnie rzecz biorąc.
- Ach tak… - zdziwiła się po raz kolejny, zaśmiewając się lekko. – Czy to konieczne?
- Pewnie nikt do nikogo za inny strój strzelał nie będzie… Ale skoro wszyscy…
Jasne…
Fakt, mimo kalendarzowej daty było bardzo ciepło. Może nie wybitnie gorąco, ale jednak. Strój kąpielowy przyjemnie chłodził.
Dwaj licealiści, udostępnili jej swój domek. Nie było sensu wynajmować indywidualnie swojego własnego, skoro miała tu być niezbyt długo. Nie wiedziała co będzie później, ale przecież nie planowała tu dłuższego wypoczynku.
Oni w moment wskoczyli w szorty, ona potrzebowała nieco więcej czasu. W łazience przebrała się w odpowiedni strój i nie zwlekając za długo, wyszła w nim na zewnątrz.
- Świetnie, że widzę wreszcie panią w takim wydaniu – Patryk nie przepuścił okazji do wygłoszenia odpowiedniego komentarza, obrzucając jednocześnie jej ciało uważnym wzrokiem.
- Cieszę się, że ci się podoba - za to ona odpowiedziała zupełnie nie po swojemu. Naturalnie była skrępowana tym strojem w obecności swych uczniów, ale zbyt dobry humor nie pozwalał jej na jakiś nauczycielski dydaktyzm
- Sebie pewnie podobało się wczoraj bardziej – dociął nieco bardziej.
Rzuciła okiem w stronę niewysokiego, długowłosego licealisty. Jego spojrzenie również było czujne, choć w jego oczach błyszczały jak zwykle wesołe iskierki, tym razem jednak wyrażające lekką niepewność co do reakcji nauczycielki.
Ale nie zareagowała. Choć wspomnienie wczorajszego wieczoru, gdy leżała bezsilnie na trawie z opuszczonymi spodniami i odsłoniętym biustem na oczach jednego ze swych uczniów zdeprymowało ją nieco.
Ale tylko na chwilę. Humor był dobry a temat rozmowy się zmienił. Dodatkowo klimat, pogoda, impreza… To wszystko znów robiło jej dobrze.
Czuła, że odmłodniała. Tak jakby miała nie trzydzieści pięć a co najmniej dziesięć lat mniej. Choć w sumie, czy to robiło różnicę? Przecież nigdy nie była zwariowaną nastolatką, zawsze wykazywała się rozwagą, przemyślnością. A przynajmniej starała się czymś takim wykazywać.
No, ale tak, czy owak… Raczej chodziło o to, jakby ktoś zdjął z jej pleców wszelkie możliwe troski.
Muzyka leciała ze sceny. Nie jakieś wściekłe techno, trance, ani nowoczesne pseudo hity, tylko fajne kawałki do pobujania się. Robiła to z przyjemnością a uśmiech nie schodził z jej twarzy. Niczym jakiś magnes przyciągał on w jej stronę wzrok kolejnych chłopaków.
Zbliżali się czasem do niej, ale ona nie dawała im żadnej nadziei wycofując się, albo machając dłonią w odmownym geście. Nie byli jej do niczego potrzebni. Nie dla nich tu przyjechała. A imprezować mogła bez męskiego towarzystwa. Wystarczyły do tego dobre rytmy.
- Niech pani pamięta, że ma już pani swoich żołnierzy dzisiaj – usłyszała w którymś momencie głos Patryka.
Zaśmiała się lekko Wyczuła zazdrość. Zazdrość osiemnastolatka i jego towarzysza również. O to, że są u boku pięknej podobno kobiety, ale z uwagi na ich małoletniość nie zwracają jej uwagi w należyty sposób. Bo w oko mogą wpaść jej nieco starsi i nieco przystojniejsi. Rozumiała doskonale ten mechanizm.
- Zapewniam cię Patryku, że będę o tym pamiętać przez cały wieczór. Mówię poważnie – dodała, czując, że potraktował jej wypowiedź trochę jako żart.
A ona chyba nie żartowała. Chwilę później, wraz z zamówionym drinkiem w dłoni usiadła przy jednym ze stolików. Rzecz jasna, w towarzystwie swoich wiernych żołnierzy.
- To jak to było wczoraj dokładnie? – zapytała chcąc ustalić cały przebieg bitwy.
- Wszedłem pierwszy, długo nic się nie działo – relacjonował Sebastian. - Potem natknąłem się na kogoś. Strzelaliśmy do siebie, ale bez skutku. Dalej… Dołączył do niego Samir, poznałem go od razu, bo jeszcze nie było tak strasznie ciemno. Uznałem, że to jest dobra okazja, by wyciągnąć ich w naszą, zachodnią stronę lasu, więc wycofałem się, kluczyłem, robiłem hałas, strzelałem. Oni też.
- Ale nie trafiłeś – stwierdziła. – Nie, że ci zarzucam, tylko pytam… - zastrzegła natychmiast.
- Nie, nie trafiłem. Ale potem jeden z nich zszedł trochę w południowym kierunku i Mateusz go dopadł. Tak poszedł pierwszy trup.
- Potem pani Kamila ustrzeliła tego pierwszego – uzupełnił Patryk.
- Następnie poległ Mateusz…
- Potem ja spotkałem się z panią Kamilą…
- To już wiem – przerwała mu. - A co z tobą się działo w tym czasie? – zwróciła się do Sebastiana.
- Odczekałem chwilę, wycofując się i potem ruszyłem do przodu. Wiedziałem, że nie wyciągnąłem ich za daleko, może mi odpuścili, może zlekceważyli a może uznali, że oberwałem.
- Tak wynikało z tego, co powiedział Oskar, czy Samir, już nie pamiętam…
- No i ruszyłem do przodu, bo uznałem, że tu będzie już bezpieczniej. Zresztą nie było na co czekać, bo trochę czasu minęło i wiedziałem, że pani jest już w drodze. I pamiętałem, że mieliśmy się kierować bardziej na północ, żeby spotkać się tam z pozostałymi. Zresztą słyszałem kilka strzałów daleko ode mnie, więc liczyłem, że to jest wyczyszczone…
- Trafiłeś w odpowiednim momencie – przyznała nauczycielka.
- I dzięki temu nie ominęła go nagroda – skomentował zaczepnie Patryk.
- Tak…? – nasrożyła się nieco Kamila ściągając brwi.
- Tak – nie przestraszył się, ale chyba uznał, że szybko musi załagodzić ton wypowiedzi. – Dowiedział się, czy zawsze ma pani na sobie majtki.
- To, że jest to dla ciebie życiowym dylematem, nie musi oznaczać, iż Sebastian ma tak samo – spróbowała poszukać jakiejś riposty.
- No cóż… W każdym jednak razie zobaczył trochę ciekawych rzeczy…
- Widzę, że opowieści rozchodzą się szybko – mruknęła biorąc głęboki łyk alkoholu zmieszanego z fantą.
Nie miała im jednak jakoś wybitnie za złe tych docinków i tego, że wracali do tego momentu. Spróbowała wczuć się w męską duszę i wiedziała, że zobaczenie swojej tak podobno atrakcyjnej nauczycielki mocno rozebranej, musiało zrobić wrażenie na Sebastianie, niezależnie od przykrych okoliczności tego zdarzenia. A zresztą…
- Tak, Sebastian? Podobało ci się to co widziałeś? – sama zaskoczona tym, że drąży ten dość poniżający temat zwróciła się do długowłosego blondyna.
- To zależy co ma pani na myśli… - odparł chyba jeszcze bardziej zaskoczony a na jego twarzy pojawił się dość defensywny uśmiech.
- Zawsze może to pani powtórzyć dla tych, którzy nie mieli okazji widzieć – wszedł do akcji drugi z chłopaków.
- Oj, Patryk, Patryk… - westchnęła tylko, nie mając najmniejszej ochoty na udzielenie mu jakiejkolwiek reprymendy.
Chłopacy, po prostu… Musieli sobie podowcipkować, szczególnie gdy taka wpadka przytrafiła się komuś takiemu jak ich własna nauczycielka. Starała się to rozumieć.
Tak samo jak spojrzenia Patryka, którymi, nie czując chyba żadnego skrępowania, obrzucał jej nagie, długie nogi.
Jakimś dziwnym sposobem, nie miała mu za złe, ani tych niekoniecznie przyjemnych uwag, ani tego, że się tak na nią gapił. Była w zbyt dobrym nastroju. Nie wiedziała co musiałoby się stać, by zareagowała inaczej.
Wzięła jeszcze jednego drinka. Skoro granice przekroczyła już wcześniej…
- Skoro my pijemy piwo przy pani, to i pani może napić się drinka, w czym problem? – Patryk przekonał ją bardzo szybko.
Miał rację. A przecież w tym wszystkim dochodził jej uraz, do tych, którzy wystawili ją na ten obstrzał. Którzy nie chcieli rozwiązać sprawy w poważny sposób a potem pomóc jej w tym wszystkim.
- Dlatego nie powinna się pani krępować – powtórzył Patryk, drapiąc się po nagiej klatce piersiowej, gdy wyłożyła swoje rozterki.
- Tak jak i ty się nie krępujesz ze swoim wzrokiem – uznała, że to dobra okazja, by dociąć temu złośliwemu czasem psotnikowi. Była ciekawa jego reakcji. I zmieszał się, choć trochę.
- Przeszkadza to pani? – zapytał uśmiechając się, ale jakby bardziej z rezerwą.
- To twoje oczy, możesz patrzeć gdzie sobie chcesz… - nie udzieliła jednoznacznej odpowiedzi.
- Acha… A jeśli ręce są moje, to…
Nie dokończył i zaskoczona Kamila poczuła jego dłoń lądującą na swoim udzie. Lekko oniemiała, zaskoczona odwagą ucznia. Nie zareagowała jednak tak jak powinna zareagować nauczycielka. Nagle zamarzyło się jej by zamiast reprymendy, stoczyć pojedynek słowny na jakieś argumenty.
- Ale twoje ręce nie powinny wchodzić na obcy teren, jasne? – spojrzała mu głęboko w oczy, mając świadomość, że w ten sposób często deprymowała swoich uczniów. Ale nie jego. Dłoń nie opuściła jej uda.
- Dłonie, jak i oczy są częścią mnie, mogę z nimi robić co chcę – zaoponował.
- Czy to oznacza, że ja ze swoimi też mogę o robić? – zapytała niewinnym na pozór tonem.
- Tak by wynikało – odpowiedział ostrożnie, wyczuwając pułapkę.
- Wobec tego wszystko będzie w porządku, jeżeli moja dłoń wyląduje na twoim policzku?
- Jeżeli ma pani ochotę na kolejny pojedynek w lesie… - zaśmiał się. – Ale wtedy nie ostanie się już pani żaden żołnierz…
- Patryk… - upomniała go nieco, uznając, że tego argumentu nie przebije.
- Niech będzie pani trochę uprzejma dla swoich żołnierzy – odważnie nie ustępował. – Tylko trochę tak… Ma pani ładną skórę…
Zmieszały ją jego słowa, jak i odwołanie się do ich postawy w ostatnich dniach. Czy było poprawne, by w ten sposób odpłacała się za ich dzielną postawę?
Zmieszały i jednocześnie zadziwiły. Różne teksty słyszała w szkole, w lekcyjnej sali, czy na korytarzu, ale były one wygłaszana jakby obok, tak by nie dało się zidentyfikować mówiącego, albo by były kiepsko słyszalne. A tu Patryk poczynał sobie bardzo odważnie. Naprawdę taki był, czy może te przeżycia ostatnich godzin tak go rozochociły i zbliżyły do licealnej wychowawczyni?.
Tak, miała ładną skórę, dziwaczny komentarz w jego ustach… Ale jego dotyk też był… No, nie tyle ładny, ile przyjemny. Gładził ją delikatnie, od kolan, w górę. Samymi końcówkami palców, wywołując w ten sposób przyjemny dreszczyk na skórze.
Patrzyła mu w oczy a on jej. I…
- I nie ustąpisz, tak? – w głowie jej łomotało. Co to w ogóle miało znaczyć? Dawała się macać w miejscu publicznym, choć przy zapadających już ciemnościach, jednemu ze swych uczniów.
- Nie, nie ustąpię – zapowiedział twardo.
- A jeśli grzecznie poproszę? – zmieniła ton na łagodniejszy. I znów… Co to było? Jej doskonały nastrój, wzmocniony atmosferą imprezy i wypijanym drugim drinkiem?
- To wtedy tak. Ale chciałbym, żeby pani coś nam powiedziała.
- No dobrze, wobec tego proszę, weź rękę i czekam…
- Niech pani powie, z którym z nas umówiła by się pani na randkę bardziej.
Nie potrafiła powstrzymać śmiechu. Zaskoczyło to ją i zmieszało.
- Ale miałeś wziąć dłoń, tak?
- No dobrze – zgodził się niechętnie i faktycznie wycofał.
Czuła drobny rumieniec na twarzy. Wywołany nieoczekiwanie przyjemną pieszczotą ucznia, jak i pewnym poniżeniem wynikającym z pytania, bo przecież…
- Niech pani opowie drobiazgowo – dodał szybko.
No właśnie…
- Zakładając, że randka jest rzecz jasna możliwa, to… No nie wiem… Macie swoje atuty, obaj…
- No to niech pani powie co się pani w nas podoba – wtrącił milczący w ostatnich chwilach Sebastian, nie kryjąc zaciekawienia. Widocznie i on nagrał też pewnej odwagi..
- Po prostu na co by pani poleciała – dorzucił w swoim stylu Patryk.
- Na co bym poleciała…?
- Tak. Niech pani nie szczędzi komplementów, zasłużyliśmy na to – nie ustępował w swojej nieskromności Patryk.
- Zasłużyliście, nie będę się hamować – zapewniła łaskawie. - No więc masz minus za brak skromności Patryku… I plus za odwagę. Jesteś trochę impulsywny, to dobra cecha, o ile nie jest przesadą. Ale potrafisz też myśleć, co udowodniłeś w ostatnich dniach. Zaskoczyłeś mnie tym a kobiety lubią niespodzianki, takie przyjemne rzecz jasna. Potrafisz być liderem. Jesteś chłopcem, ale dość męskim, na szczęście nie takim macho, których nienawidzę… No, ale bywasz też czasem wkurzający…
- Cieszę się z tego powodu…
- No i to by chyba było tyle, prawda? A Sebastian…
- Zaraz… A warunki fizyczne? One nie grają roli?
- Zaraz. Najpierw Sebastian, dobrze?
- Niech będzie, poczekam…
- Sebastian jest skromniejszy, taki bardziej, jak by to powiedzieć… Rozbrajający. Ty jesteś bardziej mężczyzną, Sebastian chłopięcy…
- Mały – wtrącił trochę onieśmielony chłopak.
- Niewysoki – poprawiła go całkiem szczerze. - To też ma znaczenie przy takiej ocenie, ale nie do końca. Chodzi mi o twój wyraz twarzy, ten delikatny uśmiech, twoje oczy. Raczej nie sposób się na ciebie rozgniewać i obrazić. Przynajmniej sobie tego nie wyobrażam. No i słuchasz metalu, co jest pewnym paradoksem, bo nie wyglądasz na takiego. Ale jak widać pozory mylą. I to może być zaskakujące i jednocześnie miłe.
- A ta fizyczność? – niecierpliwił się Patryk.
- No tak… Żaden z was nie jest brzydki, jesteście na swój sposób uroczy… Sebastian, jak już powiedziałam bardziej chłopięco, masz drobniejszą twarz, taką dziecięcą, ale uroczą. Ty, Patryk zresztą też nie taką męską, no cóż, jesteście dopiero nastolatkami…
- A inne części ciała?
- O tym też…?
- No na przykład… Jaką cześć ciała lubi pani najbardziej mężczyzn? Nie chodzi o twarz.
- Nogi – wyrzuciła nieco skrępowana, ale sekundę później przełamała się i rozwinęła temat. – Lubię męskie uda, ładnie zbudowane, ale nie tak kulturystycznie, czy coś. Nie. Raczej szczupłe, czy średnio szczupłe, ale jednak rozwinięte, wyglądające ładnie. Trochę opalone i wtedy…
- Wtedy traci pani głowę – Patryk poruszył się niespokojnie, docinając po raz kolejny szkolnej wychowawczyni, na co ona nawet nie zareagowała. – Miała pani okazję popatrzyć na nasze…
- Patrzyłam raczej gdzie indziej, niż na roznegliżowanych uczniów – odcięła się lekko, ale zaskoczona samą sobą kontynuowała. – Tak, ty masz całkiem ładne Patryku, podobają mi się, nie powiem – uniosła ręce w geście obrony, jakby ktoś ją przymuszał do tego wyznania. Czuła szum w głowie i kolejny rumieniec na twarzy po tych słowach.
- A moje? – dopytywał się Sebastian.
- Ty masz dość szczupłe, trochę za bardzo jak na mój gust, ale nie mówię nie… - roześmiała się cicho, pojmując jak zabrzmiały ostanie słowa.
- Skoro to wszystko to niech pani teraz wybiera, z kim na randkę – nalegał Patryk.
- Już mówiłam to trudny wybór. To jeszcze zależy od rodzaju randki – wypaliła trochę nieostrożnie, co natychmiast podchwycił Patryk.
- To znaczy…? Czy chodzi o randkę na kawę, czy też o randkę na kolację połączoną ze śniadaniem?
- Dowcipniś – spojrzała na niego bez większej urazy. – Naprawdę uważasz, że chadzam na takie randki? Pomijając już fakt, że mam męża…
- Nie, ale nie wiemy, jak to było, zanim pani poznała męża.
- Było tak samo – odpowiedziała krótko i zdecydowanie.
- Czyli nasze cechy nie wystarczyłyby do zaciągnięcia pani do łóżka?
Znów błysnął odwagą, ale jego tekst połączony z delikatnym uśmieszkiem na ustach nie zrobił na niej negatywnego wrażenia. Przeciwnie, postanowiła się lekko podroczyć.
- Żeby zaciągnąć mnie do łóżka, ten ktoś musiałby się wykazać jeszcze czymś więcej – znów spojrzała mu głęboko w oczy, starając się poznać jego reakcję na ten prowokujący tekst.
- Ciekawe czym…
- Musiałby mi dać do zrozumienia, że jestem dla niego najważniejsza. Nie chcę dzielić się z nikim i mam być dla niego… No, chłopaki – poczuła przypływ odwagi w tym zabawnym flircie. – Może wy wymieńcie trzy cechy, które się wam we mnie podobają i kto tam wie… - zrobiła tajemniczy uśmiech, po czym zawstydziła się, spuszczając wzrok i zastanawiając, czy jednak nie przesadziła.
- Jest pani piękna, ma pani ładne nogi i ogólnie da się panią lubić – wyjaśnił dość prosto Patryk.
- Zgrabnie to ująłeś… Ale jakoś mnie to nie przekonuje do randki – droczyła się w najlepsze, przechylając mocno szklankę i odstawiając ją pustą na stół.
- Mnie najbardziej podoba się w pani to, że nie robi pani z siebie gwiazdy – wyłożył Sebastian. – Jest pani piękna, bardzo kobieca, ale właśnie to jaka pani jest a nie jak pani wygląda, stanowi kwintesencję kobiecości. Niezależnie od tego, czy jest pani ubrana, czy trochę mniej…
- Dziękuję, bardzo ładnie Sebastian – poczuła sporą przyjemność płynącą z tych słów, może także dlatego, że były dość zaskakujące w ustach tego raczej nieśmiałego licealisty. – Patryk, chyba przegrałeś.
- Rozumiem. A więc to niestety Sebastian spędzi z panią dzisiejszą noc? – spróbował się oczywiście odgryźć.
- Zazdrościsz mu? – znów spojrzała tym swoim charakterystycznym wzrokiem.
Ale nie dosłyszała odpowiedzi, słysząc jakiś rumor na scenie. Zainteresowała się chwilowo tym. Muzyka, nie grająca od jakiegoś czasu, znów rozbrzmiała w głośnikach i Kamila poczuła ochotę wyjścia na piasek, rozruszania się. Siedzenie przy stoliku, znużyło ją trochę, aczkolwiek rozbrajająca rozmowa o tematach damsko-męskich z dwójką lubianych przez nią uczniów sprawiała jej sporą przyjemność.
- Chodźcie, poruszamy się trochę – rzuciła łagodnym tonem do podopiecznych.
Ale było inaczej. Ta sama pozostała tylko muzyka, zmuszająca wręcz do kręcenia biodrami, co Kamila czyniła niemal od razu po zrobieniu kilku kroków.
Inna była cała reszta. Ściemniło się a światła lamp to jednak nie to samo. Ale to było najmniej istotne. Bardziej liczyło się to, że ta kilkunastominutowa rozmowa a subtelnymi i mniej subtelnymi erotycznymi podtekstami wywarła na niej jakieś piętno. Zrobiło się właśnie tak jakoś bardziej erotycznie.
Bo przecież była na tej plaży prawie naga. W samym stroju kąpielowym, owszem, tak jak praktycznie wszyscy, ale to nie rozwiązywało sprawy. Wiedziała, że w tym stroju przyciąga wiele spojrzeń i już to też stanowiło różnicę. Do tego obok niej znajdowali się dwaj jej uczniowie.
A na wszystko swój wpływ miał także wypity trunek, który szumiał jej w głowie coraz wyraźniej i wprawiał w jeszcze lepszy i jakby swawolniejszy nastrój. Ale ta swawolność nie przejawiała się ochotą przyciągania do siebie różnych facetów. Wolała tego uniknąć. Niech patrzą na jej odkryte ciało, ale z dystansu i to wszystko.
Oczywiście nie uniknęła próby podrywów, ale tak jak uprzednio stanowczo wymigiwała się od nich. Z jednym wyjątkiem.
Doskoczył jakiś przystojniak z kilkunastodniowym zarostem, o urodzie Hiszpana. Miała takich serdecznie dosyć, zwłaszcza teraz, pomimo ich niewątpliwych atutów fizycznych. Ale nie dawał się spławić. Może nie była wystarczająco asertywna? Pewnie tak, nie pierwszy raz.
Widziała, że jego dłonie powoli zaczynają krążyć wokół niej, jakby próbował ją objąć. Dureń. Nie pomagał pełen dezaprobaty wzrok. Chłopak, nieco od niej młodszy, był wyraźnie pod wpływem alkoholu i widocznie to sprawiało, że nie dostrzegał jej zbyt subtelnego „nie”.
Nie wiedziała jakich środków perswazji musiałaby użyć, gdyby nagle między ją a niego nie wkroczył Patryk. Dość zdecydowanie i wyraźnie.
- Nie widzisz, że wkurzasz tą panią? – zwrócił się do wyższego mężczyzny.
Ten chyba zgłupiał na chwilę. Potem się roześmiał a potem…
- Kolego, najpierw dorośnij a kobiety zostaw prawdziwym mężczyznom, w porządku?
- To jest mój mężczyzna – wtrąciła zdecydowanie Kamila. – I nie potrzebuję żadnego więcej.
Tamten zgłupiał raz jeszcze. Nie był pewny, czy nie robią sobie z niego jaj. Widać było że narasta w nim niechęć, może nawet wściekłość. Ale na szczęście skończyło się na tym, że zniknął z pola widzenia.
- Będę pani tu pilnował sobie – oświadczył Patryk stając tuż za nią.
Zaśmiała się cicho uspokojona zniknięciem amanta. Zrozumiała też, że postawa Patryka wynikała bardziej z jego zazdrości o nią a nie z bardziej szlachetnych pobudek i chęci niesienia pomocy nauczycielce, ale co tam. To też było ujmujące.
Poczuła jego dłonie na biodrach, tak jakby na swój dziecinny sposób chciał ją kontrolować, by nie uciekła mu gdzieś, by miał czego bronić. Nie zaprotestowała. Czuła się z tym zadziwiająco dobrze.
Sebastian stał nieco bardziej z boku. Był bardziej nieśmiały, nie przepadał za taką muzyką i chyba nie czuł się w tym klimacie zbyt dobrze.
Za to Patryk pewnie dużo lepiej wykorzystywał sytuacje, łapiąc ją coraz silniej za boki i mając widok na jej opięty majtkami tyłek. Tak, z pewnością spojrzał na niego nie raz… A jego dłonie zaczęły przesuwać się wzdłuż jej ciała. Ale tak raczej spokojnie, trochę pod zebra a potem w dół na uda.
Nie ułatwiała mu tej wędrówki, wyginając się, trochę śmielej. Oczywiście nie tak, jak striptizerki z klubów, czy amerykańskich teledysków, ale też trochę odważniej, niż normalnie wypadałoby to statecznej nauczycielce z liceum. Tym bardziej, że za sobą miała jednego ze swych uczniów, o którego momentami ocierała się przy wypinaniu pośladków.
Ba… Po jakimś czasie zrozumiała oczywistą oczywistość, że to nie ona się ocierała, ile on przybliżył na tyle znacząco, by złapać ją na czymś takim. To znaczy, by ona, wypinając się za którymś razem, otarła się pośladkami o jego podbrzusze. To spryciarz…
I tak jak wiedziała, że tego robić nie powinna, tak poczuła na to dużą ochotę. Na takie quasi erotyczne utarczki. Przyszło jej do głowy, czy nie pozwolić i sobie i jemu na coś więcej.
Zrobiła dyskretnie krok w tył, prostując się, gdy muzyka dobiegła końca. Tak, aby niby niefrasobliwie wpaść w jego objęcia, poczuć jego ciało. Wcisnąć się w jego podbrzusze, aby objął ją od tyłu silniej, niczym chłopak swoją dziewczynę.
I zrobiła to a na dodatek… Psikusa sprawił też prezenter, puszczając jakiś wolniejszy numer. Poczuła rumieniec na twarzy. Ot, niewinne droczenie stało się prawdziwą pułapką. Stała przytulona od tyłu przez Patryka, delikatnie bujając się pod wpływem szumu w głowie i spokojniejszej muzyki i tym bujaniem, mniej, lub bardziej nieświadomie ocierając tyłkiem o jego podbrzusze. I gdyby chciała się uwolnić, to byłoby o to dość ciężko, bo Patryk splótł dłonie na jej brzuchu, przytrzymując ją. Może niezbyt silnie, ale jednak wyczuwała pewną natarczywość, zdecydowanie, chęć zniewolenia pięknej, podobno, nauczycielki.
Nie protestowała. Niech ma… Za to jaki jest i za to co zrobił. Bo, mimo tej jego czasem złośliwości i ostrych tekstów, odbierała go pozytywnie. Tak, jak go opisała wcześniej, z kilkoma pozytywnymi cechami, które jej się podobały.
Jeszcze lepiej zrobiło się jej, gdy jego palce delikatnie samymi końcówkami zaczęły masować jej brzuch. Wiedziała, że to był moment, który stał się zdecydowanie bardziej erotyczny i powinna go była przerwać. Ale coś ją od tego powstrzymywało. Co? Sam Patryk? Jej zobowiązanie wobec niego? Czy aż tak zniewalająca przyjemność płynąca z tego zakazanego a przez to mocno perwersyjnego kontaktu?
Może po prostu potrzebowała mocnego męskiego wsparcia po tym wszystkim?
Ale nie zastanawiała się już nad tym, po prostu czerpiąc przyjemność z tej sytuacji. Tak jak przestało ją obchodzić, czy ktoś widzi, jak kobieta w średnim wieku daje się obłapywać dwa razy młodszemu małolatowi. I to, że tym kimś może być inny licealista, albo jakaś koleżanka z grona pedagogicznego, która przypadkiem trafiła na imprezę w Antonówku.
Ocierała się, nawet coraz silniej, jakby chcąc wyczuć coś, co już zresztą zaczęła wyczuwać. Narastającą na jej pośladkach twardość. Boże, naprawdę to robiła…?
- Chyba się pani podoba, że mi stanął – usłyszała głośniejszy szept za uchem.
Chyba przesadził. A może nie? W każdym razie, nie wyrywając się jego objęć odwróciła się ku niemu, patrząc mu spokojnie w oczy.
- Kogoś takiego jak ty, Patryk, stać na dużo więcej. Tak jak pokazałeś to wczoraj.
Nie wiedziała, czy zrozumiał. W sumie ona sama do końca nie rozumiała. Patrzyła tylko zaskoczona jak głowa Patryka pochyla się, opierając na jej dekolcie, jak jego usta niespodziewanie całują ją tam a jego dłonie próbują zjechać z pleców na majtki.
Dość, wyrwała się. Kątem oka zobaczyła, że całe przedstawienie nie uszło uwadze Sebastiana. W sumie, jak miało ujść, skoro stał dwa metry obok?
- Idziemy – zdecydowała.
Nie sprzeciwili się. Wolnym krokiem ruszyli w stronę domku. Znajdował się niedaleko, wiec szybko dotarli u celu.
Przekroczyła próg pierwsza, czując się trochę ogłuszona. Wiedziała, że obaj, idąc z tyłu gapią się na jej pośladki a ona nie zamierzała nic z tym zrobić. Wciąż odczuwała szum w głowie, imprezowy nastrój, zaprawiony lekką, czy nawet większą dawką erotyzmu.
Nawet nie wiedziała dlaczego chciała tu przyjść. To chyba zmęczenie dało się we znaki. Ale co dalej? Czy zrobiła to podświadomie…?
- Chyba pora wracać do domu – stwierdziła nie za bardzo wiedząc, czy kieruje to do siebie, czy do nich.
- A my nie mamy dość pani widoków – rzucił Patryk przez zaciśnięte wargi.
- Jeszcze wam mało? – zapytał odwracając się w jego stronę.
- Jeszcze niczego nie widzieliśmy – odparł.
- Naprawdę nie? A co chciałbyś zobaczyć?
- Pani striptiz.
Spojrzała mu w oczy, nie odpowiadając długo. I wiedząc, że daje mu tym coraz większą nadzieję, bo porządna kobieta a tym bardziej nauczycielka ucięłaby tę propozycję w zarodku. A ona tego nie zrobiła.
- Patryk, szanujesz mnie choć trochę? – zapytała.
- Bardzo szanuję – zapewnił poważnie a ona, znając przecież jego skłonność do wygłupów, uwierzyła mu.
- Wobec tego powiedz, czy szanowałbyś dalej nauczycielkę, kobietę… Która rozbiera się przed dwoma młodymi chłopakami, na dodatek swoimi uczniami?
- Tak… Tym bardziej, że łączy nas coś więcej… - urwał na sekundę. – Przez to co wydarzyło się wczoraj a przecież sama pani obiecała nam….
- Co obiecałam?
- Że jak to wszystko się uda, to nie powie nam pani „nie” – przypomniał.
- Obiecałam – przyznała. – I chcesz to wykorzystać przeciwko mnie? Zmusić mnie do robienia rzeczy, po których mógłbyś stracić do mnie szacunek?
- Już powiedziałem coś o tym szacunku… A skoro tak, to możemy zrobić odwrotnie. My zrobimy striptiz za panią.
- Jak to? – nie zrozumiała.
- Normalnie. No na przykład… Powiedziała pani, że chętniej umówiłaby się na randkę z Sebastianem, tak?
- Tak powiedziałam, wtedy… - odpowiedziała z wolna wciąż nie wiedząc do czego zmierza.
- Wobec tego, ja, jako drugi w tym rankingu pozwolę sobie zdjąć z pani stanik.
Drgnęła zaskoczona, nie tylko propozycją, ile tokiem myślenia. To się nakombinował… I wyszło mu to nieźle.
Nie odpowiedziała, choć zrobiła nerwowy krok w tył, gdy zobaczyła, jak Patryk rusza w jej kierunku. Nie powstrzymało go to. Zdecydowanym ruchem sięgnął w tył. Poczuła gorąco rozpływające się po jej ciele i luzujący się stanik. Sięgnęła dłonią w kierunku piersi, ale tylko po to by je przykryć, bo sam stanik poleciał już w bok.
- Nie powinna się pani tak wstydzić – usłyszała jego zdyszany, załamujący się głos. Był podniecony i to również na nią oddziaływało.
Nie odpowiedziała, przytrzymując jedynie dłonie na nagich piersiach. Próbował się do nich dobrać, ale jakoś tak bez przekonania. Zbliżył się jednak, unieruchamiając ją.
- No to teraz ty, Seba, czyń swoja powinność – rzucił w kierunku kolegi.
W lot domyśliła się o co chodzi. Wyczuła ruch długowłosego blondyna i drgnęła w jakimś geście obronnym, ale Patryk był od razu przy niej.
- Niech pani nie stawia oporu – ni to poprosił, ni to zażądał. – Tak jak ustaliliśmy, prawda…?
- Ale czy naprawdę uważasz, że obiecując to… Miałam na myśli coś takiego? – zapytała czując w głowie łomot. Tak alkohol, jak i te wszystkie wydarzenia. Z ostatnich dni i dzisiejsze. Te z plaży. I to na co już sobie pozwoliła przed sekundą…
- Ale w sumie wystarczy, że my mieliśmy także coś takiego, nie…? – usłyszała dobiegająca jakby z oddali nieco zachrypnięty głos ucznia.
Z walącym mocno sercem, patrzyła mu w oczy, czując jednocześnie, jak palce drugiego z chłopaków chwytają za gumkę od majtek i powoli, jakby nie mając pewności, czy postępują właściwie, ściągają je z niej. Zgodnie z tym, czego oczekiwał Patryk, nie wykonała najmniejszego gestu oporu.
- Wspaniale – odetchnął chłopak, zerkając w tył. Oszołomiona zerknęła i ona, jakby chcąc się upewnić, że to co czuła wydarzyło się naprawdę. Że dotyk Sebastiana, że przesuwająca się w dół gumka, to nie był żaden sen, tylko…
Westchnęła głęboko, zamykając oczy po tym, gdy tylko zobaczyła Sebastiana trzymającego w dłoniach jej majtki.
- Tyle wystarczy? – zapytała głucho, starając się ukryć podniecenie w głosie. I wszystkie inne emocje, które zniewalały jej umysł.
Tak, podniecenie. Bo mimo wszystko właśnie to czuła. Dorosła nauczycielka pozwoliła się rozebrać jak dziecko dwóm… Właśnie dzieciakom. I stała przed nimi naga, wyczuwając jednocześnie twardość w szortach Patryka.
- Nie – odparł ten ostatni. – Nie odpowiedziała mi pani na ostatnie pytanie, tam na plaży.
Zamknęła oczy a on wykorzystał to, popychając ją w stronę łóżka, jedynego w tym pokoju, za to dość dużego. Nie stawiała oporu. Nie wiedziała, czy to dlatego, że sama nie chciała, czy też z powodu ograniczonych możliwości. Mogła tylko krzyknąć, ale krzyk…
- To krępujące pytanie – wyznała.
- Niech będzie pani z nami szczera.
Nie odpowiedziała, padając na łóżko. On znalazł się na nim od razu za nią. Poczuła tak samo pewną panikę, jak i nieoczekiwaną zwierzęcą rozkosz. Wynikającą głównie z tego co widziała w jego oczach . Tak, ten młody, krótko ścięty, apetycznie zbudowany blondyn z tym szalonym błyskiem w oczach, wyglądał teraz mocno urzekająco i zniewalał ją… Wszystkim. I swoim wyglądem i zachowaniem i szaleństwem w oczach.
Z trudem stłumiła jęk, gdy znalazł się między jej rozłożonymi nogami, uświadamiając sobie, że to jego szaleństwo powoduje, że nie ma już odwrotu od tego niesłychanego wydarzenia…
Potrafiła stłumić jęk, ale drżącego ciała powstrzymać nie mogła. A on błyskawicznie pozbył się szortów, co widziała jakby przez mgłę, choć jej oczy zrobiły się wielkie jak pięć złotych. Spojrzała przed siebie, bo jej spojrzenie przyciągała ta jedna część ciała. Zobaczył to.
- No niech pani powie… Podoba się pani mój twardy kutas?
Jego nieco podniesiony głos drżał z emocji, tak samo jak drżało jej ciało. Z trudem przełknęła ślinę, ale jęku już nie powstrzymała. Choć żadne słowa wciąż nie potrafiły wyjść z jej ust.
Ale ona już na nie czekał. Miał ją przed sobą, leżącą na łóżku, nie stawiającą oporu, patrzącą na niego szeroko otwartymi oczami i przede wszystkim nagą, z jeszcze szerzej rozłożonymi nogami.
I drżącą jak osika. To właśnie zdradzało ją najbardziej. To dawało im dowód na to, że niezdobyta królowa, licealna wychowawczyni, w tych okolicznościach nagle, zupełnie niespodziewanie otworzyła im wrota do raju.
Jego spojrzenie bezlitośnie gwałciło jej cipkę. Było już po wszystkim. Wstrzymała oddech, widząc, jak jego dłoń przytrzymuję sterczącego penisa i prowadzi go w kierunku…
- Aaaach…! – w tym nabożnym niemal oczekiwaniu na wydarzenie nie z tej ziemi nie potrafiła powstrzymać jęku.
Zastygła, czując jak jej otwór powiększa się pod naporem czegoś twardego, mocnego, silnego, sztywnego, wilgotnego, gorącego… Jak to coś wdziera się w głąb niej… Wdziera raczej z łatwością, bo i ona sama była tam przecież wilgotna, ułatwiając natarczywemu najeźdźcy zdobycie.
- O, kurwa…! – jęknął i on, nie folgując sobie.
I pozostał tam gdzie był, nie kładąc się na niej. Tak jakby chciał przede wszystkim widzieć to. To, że jego kutas wszedł w cipkę pięknej nauczycielki, tej samej, którą tak wielu chciałoby… Ale ich nie ma, jest tylko on. I patrzy jak jego penis, z każdym kolejnym ruchem wdziera się coraz głębiej. Najpierw powoli a potem szybciej.
Aż uniosła głowę znad poduszki, opierając się na łokciach, nie chcąc również nic stracić z tego widoku. Widoku przystojnego ucznia, który młócił ją sterczącym jak stal drągiem. Tak mu się to podobało, tak go to rozpalało. Tak jak i ją. Świadomość, że ona i sam ten fakt rżnięcia oddziałują na młodego przystojnego chłopaka w ten sposób podniecała ją tak samo jak i jego.
Jak dobrze, że ją trzymał za uda, że panował nad tym wszystkim, bo jej ciało drżało niesamowicie, zdradziecko obwieszczając Patrykowi, że jego nauczycielka jest już zdobyta, że może zrobić z nią wszystko co tylko przyszło mu do głowy.
Być może młodzi chłopcy nie mieli tej finezji, czy czegoś tam, nie zawsze wiedzieli jak robić to dobrze. Ale akt, że robili to z takim zaangażowaniem, z taką pasją, z taką furią, z takim sercem, doprowadzał ją niemal do omdlenia.
Bo tak, tych atrybutów Patrykowi nie brakowało. Wciąż pozostawał w pozycji klęczącej, trzymając ją za szeroko rozłożone nogi i wciąż delektował się nieziemskim dla obojga widokiem kutasa penetrującego cipkę olśniewającej nauczycielki. Posuwającego ją mocno, silnie, dynamicznie, tak, że…
- Aaaach…! - jej jęki stawały się coraz częstsze, coraz bardziej przeciągłe. Patryk zdobył ją na własność. Nie umiałaby tego przerwać, w żaden sposób. Chciała się z nim pieprzyć, wręcz pragnęła tego. I on te pragnienia spełniał. Ta niezwykła, niewyobrażalna wręcz jeszcze ileś godzin temu sytuacja dokonywała się na jej oczach i doprowadzała niemal do utraty świadomości.
- Chodź tu do mnie… - jęknęła i licealista wreszcie zmienił pozycję, kładąc się na swojej pani profesor. Intensywność jego ruchów jakby zmalała, ale dla niej nie miało to znaczenia. Teraz po prostu czuła go każdym fragmentem swego ciała. Chłonęła zapach jego ciała, patrzyła mu w oczy. Czuła przede wszystkim jego mięśnie, co doprowadzało ją do szału.
- Cudowny jesteś.. .Mój Boże…! – jęknęła, wyrażając tymi słowami to wszystko co czuła. Wręcz nie chciała żeby kończyła. Ona i jej cipka nie miały dosyć. Ale dla chłopaka było to zbyt wiele. Poczuła kilka szybszych ruchów i stało się…
- Aaaach…! – teraz to z jego ust wydarł się dziki jęk, przeradzający niemal w ryk. Tak, że serce podskoczyło jej jak szalone. Reagując zarówno na jego furię jak i napięte mięśnie, które na moment autentycznie zniewoliły ją w młodzieńczym, mocarnym uścisku.
Tak na niego działała, tak zrobiła mu dobrze… Tak jak i on jej, niestety nie spełniając do końca, ale nie czuła się z tego powodu zła.
Leżał na niej jeszcze chwilę a ona delikatnie masowała jego ramiona, barki, plecy. Niesamowite…
Czy po tym wszystkim da się jeszcze wrócić do normalności? A w sumie to co jest normalnością, jeśli przypomnieć sobie ostatnie miesiące i wystawienie licealnej nauczycielki na pastwę kilku dzikusów? I czy to odpowiednia chwila na takie rozmyślenia?
Zszedł z niej w końcu a potem w ogóle z łóżka. Zerknęła jeszcze na jego zgrabne, apetyczne pośladki. Spodobały się jej. Wręcz urzekły.
Leżała rozwalona, niczym dziwka w pornosie, ale po tym przeżyciu jej nogi miały spory problem, by zejść się z powrotem a tu…
- No, no, Sebek… - usłyszała spokojniejszy już głos Patryka, wygłaszający typowy dla niego komentarz. – Teraz to dogodzisz pani profesor…
Jakby przypomniała sobie o obecności drugiego z uczniów… Zerknęła w jego stronę i w lot zrozumiała co miał na myśli Patryk.
Sebastian widocznie poczuł w sobie przypływ odwagi i uznał, że jemu też się coś należy. W związku z tym i on pozbył się szortów i teraz Kamila mogła patrzeć na jego szczupłe przecież ciało, należące do niewysokiego, niższego od niej o pół głowy młodzieńca. Ale jego penis… Sterczał niezwykle efektownie, może poprzez tą trochę nieproporcjonalną do figury chłopaka długość. Nie do wiary, ale był sporo powyżej normy i liczył sobie pewnie te osiemnaście centymetrów.
Zaskoczył ją ten widok. Poczuła pewną tremę. Nigdy przecież nie miała z czymś takim do czynienia. Daniel mieścił się w krajowej normie a ten… Jakie to życie było przewrotne. Trzydziestopięcioletnią kobietę, stremował swoimi rozmiarami osiemnastoletni cherubinek.
Ale nie tylko widok ją zaskoczył. Słowa też.
- Też chciałbyś wykorzystać okazję, tak…? – rzuciła jękliwie drżącym głosem, nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
- Nie – odpowiedział. – Ja zawsze chciałem się z panią kochać.
No właśnie. Te słowa wypowiedziane w takich okolicznościach, w towarzystwie jeszcze jednego chłopaka.
- Po prostu… - dodał. – Chciałbym, żeby pani też chciała.
Urzekło ją to na swój sposób. Nie zależało mu tylko na tym, by włożyć i wyjąć. Chciał czegoś więcej, czegoś…
Tego od czego zaczął. Od pocałunków składanych na jej skórze, gdy już ułożył się na niej, podpierając rękoma. Całował ramiona, szyję, policzki, usta, choć ona jakby wzbraniała się przed tym, ale po chwili delikatnie zaczęła je oddawać. Zawsze wychodziła z założenia, że tak naprawdę pocałunek wynika z uczuć i oddać się temu może tylko z jednym mężczyzną. Tak więc trochę krępowało ją zachowanie Sebastiana, całującego ją coraz zachłanniej.
Nie przepuszczał niemal żadnej okazji, by wycałować każdy fragment ciała. Schodził niżej, zahaczając swoimi miękkimi, sprawiającymi sporą przyjemność ustami, piersi. Właśnie to… Ten miękki, trochę jakby nieporadny dotyk, rozgrzanego, ale i nieco stremowanego dzieciaka, zniewalał ją niezwykle. Znów, jak uprzednio, podczas sytuacji z Patrykiem, uniosła głowę, aby sycić się tym widokiem. Widokiem sympatycznego młodzieńca, zawzięcie, uroczo napawającego się możliwością pieszczenia nagiego ciała swej licealnej wychowawczyni.
A gorączkowe całowanie jej piersi doprowadziło ją ponownie do wrzenia. Poruszyła się niespokojnie i jakby go tym odstraszyła, bo zszedł niżej, całując także brzuch a swoimi dłońmi masując jej ponownie szeroko rozłożone uda. Widocznie jemu też podobały się jej nogi, tak jak Patrykowi.
Oderwał się w końcu, gdy jego usta znalazły się na wzgórku łonowym. Przejechał po nim dłonią, jakby sam napawał się miękkością tej części kobiecego ciała. Albo po prostu radował macaniem nagiej kobiety w tak intymnym miejscu.
W końcu uniósł się wyżej a ona znów mogła zobaczyć jego nabrzmiałego członka. Na całe szczęście nie był jakiś wybitnie gruby, raczej pod tym względem normalny, ale ta długość…
- Tylko nie zrób mi tym krzywdy – szepnęła coraz bardziej podniecona tym, że za chwilę znów poczuje w środku męskiego członka.
W ten sposób dość niechcąco wypowiedziała największy komplement jaki mógł usłyszeć mężczyzna w takiej sytuacji.
Wszedł więc spokojniej, delikatniej, jeszcze wolniej, niż Patryk kilkanaście minut wcześniej. Ale powiercił się przy tym, próbując ułożyć wygodniej i jego członek obijający się o ścianki pochwy, już dał się jej we znaki, tyle, że w dużo bardziej rozkoszny sposób, niż to sobie wyobrażała. Wygięła się lekko do przodu, pojękując cicho.
W ten sposób dała mu znać, że znajduje się w jego władzy. Następny… Ale zrobił to dużo szybciej, niż jego poprzednik.
Jego penis wsuwał się i wysuwał. Wolno, jakby Sebastian faktycznie wziął sobie do serca jej obawy. Ale ona odczuwała to i tak. I przez to miedzy innymi odczuła tak duże uzależnienie od posuwającego ją chłopaka.
Posuwającego… Gdyby ktoś niemal dwa lata temu, na inauguracji nowego rocznika w liceum powiedział jej, że kiedyś, za dwadzieścia miesięcy ten mikry, nieśmiały długowłosy blondynek będzie ją posuwał swoim długim penisem...
A on to robił, jakby trochę śmielej, jakby wsuwając się trochę głębiej, acz czuła, że i tak nie wykorzystuje wszystkich swoich możliwości. Ale to już schodziło na drugi plan…
Bo na pierwszy wysunęła się ta duchowość, to co widziała w jego oczach. Oddychał ciężko, podpierał jedną dłonią, podczas gdy druga błądziła po jej ciele. Wsuwał ją we włosy, gładził twarz, przesuwał z ramion na dekolt, potem na piersi, ściskając je lekko i kręcąc sutkami. Tak, dokładnie, jak ją zapewniał chwilę wcześniej. Chciał się z nią kochać i robił to.
I chociaż nie było tak dynamicznie jak z Patrykiem, chociaż tamten swoją furią, władczością, doprowadzał ją do szaleństwa, to właśnie przy nim... Z nim przeżyła to, co…
- Mocniej…! – jęknęła wysokim tonem, gdy poczuła, że to już blisko. I Sebastian przyspieszył trochę, wbijając się jeszcze głębiej, powodując lekki ból, ale to nie miało znaczenia. Ten ból, był niczym w porównaniu do tej ekstazy, która właśnie…
- Aaaach… Aaaach… Aaaach… Aaaaaach…! – jęknęła przeciągle, zaciskając mięśnie ud, zatrzymując go tym na chwilę. Ale tylko na chwilę, bo on widząc do czego się przyczynił, posuwał ją już bardziej wprawnie, mocniej, szybciej i chwilę później, gdy ona leżała już bezwładnie, zalał jej cipkę spermą.
Zszedł z niej, ale nie z łóżka. W przeciwieństwie do Patryka, ułożył się z boku, pieszcząc delikatnie jej ciało. I wcale nie piersi, czy łono. Skupiał się na ramionach, szyi, twarzy…
- Jest pani cudowna – wyszeptał do ucha. Z jego strony był to popis pewnej odwagi, chociaż, czy w tych okolicznościach można było jeszcze cokolwiek rozpatrywać w kategoriach odwagi?
Leżała, chłonąc ostatnie chwile i oddając się pieszczotom Sebastiana. Naga, na widoku obu uczniów, którzy mogli oglądać ją tak, jak tylko chcieli. Choć po tym wszystkim nie powinno jej to krępować, to jednak krępowało. Tak było i już.
Nie wykonała jednak żadnego ruchu, dopóki nie zobaczyła wstającego z krzesła Patryka, który w ciągu ostatnich minut zamienił się w biernego obserwatora. Podszedł w kierunku drzwi wyjściowych i zgasił światło.
- Wypadałoby się wyspać, nie? – zauważył nie bez słuszności. Jego głos był jakby normalniejszy.
Kamila ocknęła się, sprawdzając zegarek. Było po dwudziestej drugiej.
- Powinnam wrócić do domu – oznajmiła niezbyt pewnym tonem, w którym pobrzmiewały emocje ostatnich wydarzeń.
- A czym skoro już żadne autobusy nie jeżdżą? – Patryk sprowadził ją na ziemię. – Zmieścimy się w trójkę na tym łóżku, pani oczywiście w środku.
Z tymi słowami położył się po jej lewej stronie, na prawej pozostał Sebastian. Sekundę później Kamila poczuła jego dłoń na udzie. Wykonała ruch, jakby chciała ją strącić, ale…
- Nie przyjmuję żadnego „nie” z pani strony – usłyszała po lewej. – Ani dzisiaj, ani juto, jasne?
Dobrze, że było ciemno, bo nie dostrzegł wypełzającego na jej twarz uśmiechu. O dziwo, poczuła, że jest szczęśliwa.
Nawet z nie dającymi jej zasnąć, dłońmi chłopaków po obu stronach jej ciała. A może właśnie dzięki nim?

Rozdział 4

Obudził ją szum prysznica. Była w łóżku sama. Mędrkowała chwilę. Chyba nie weszli pod prysznic obaj?
Zagadka rozwiązała się kilkanaście sekund później, gdy usłyszała szuranie w kuchence obok. A więc to tak… Zamknęła oczy, przypominając sobie wydarzenia z poprzedniego wieczoru.
Podciągnęła nogi i nakryła szczelnie kołdrą, przypominając sobie wszystko. Za późno na wstyd. Zresztą… Czy się wstydziła?
Trochę pewnie tak. Raczej nie zdarzało się często w jej życiu pójść do łóżka z dwoma uczniami swej aktualnej klasy. Zasadniczo nie zdarzyło się w ogóle.
To kłóciło się z postawą wpajaną jej od dzieciństwa, od młodości. Z jej wychowaniem. Ale z drugiej strony, po tym wszystkim co się stało w szkole i w ogóle… Puściły jej hamulce. Uznała, że zasady można odrzucić, gdy ma się do czynienia z dwoma chłopakami, którzy absolutnie na to zasłużyli.
I nie tylko zasłużyli, tym że obiecali pomoc w czwartek i dotrzymali słowa w piątek. Pomagając jej w tym ambarasie, jako jedyni. Od zawsze byli przecież fajnymi chłopakami, którzy ani nie sprawiali większych problemów w szkole a i potrafili rozbawić klasę. Nawet jeżeli czynili to poprzez rzucanie trochę irytujących tekstów zaczepnych w stronę nauczycielki.
No i co tu dużo kryć… Mimo, że młodzi, Sebastian wręcz, pomimo wieku dziecięcy, to jednak przystojni, atrakcyjni, o fajnych ciałach. Przyciągali ją także fizycznie. Byli atrakcyjni w najlepszy chyba możliwy sposób, daleko odbiegając od jakiejś tam super męskiej wersji macho.
Szum wody ustał. W pokoju pojawił się Patryk.
- Dzień dobry – na jego twarzy pojawił się uśmiech. Dojrzała w nim poczucie triumfu, zwycięstwa, ale i ciekawości. Ciekawości tego, jak będzie zachowywać się wygrzmocona dzień wcześniej szkolna wychowawczyni.
 - Dzień dobry – odpowiedziała. – Czy żołnierze pomyśleli o śniadaniu dla swojej królowej? – zażartowała.
- Ubodzy jesteśmy, ale Sebastian jakieś kanapki zrobił.
Jak na zawołanie w drzwiach dzielących pokój od kuchni pojawił się długowłosy blondyn z talerzem w dłoniach.
- Sebastian widzę, że nie tylko celnie strzelasz, ale i nie dasz z głodu zginąć – przekomarzała się, z pewnym zdziwieniem odnotowując chowające się gdzieś skrępowanie.
- No i zdaje się, że nie da też zginąć swojemu gatunkowi… - Patryk nie byłby sobą, gdyby nie dorzucił aluzji wiadomego rodzaju.
- Zajmij się swoim - odciął się blondyn.
Kamila przystąpiła do jedzenia a skrępowanie powróciło. W nieco innym wymiarze. Bo chłopacy jedli niewiele, wychodząc chyba z założenia, że w tym wieku spożywa się raczej napoje. Niekoniecznie słodkie, czy gazowane. I zrobiło się jej trochę głupio, gdy tak jadła na ich oczach.
- Jedzcie, nie patrzcie na mnie – ponagliła ich.
- Ja nie jestem głodny – pokręcił głową młody metalowiec.
- Potem będziesz całe życie taki chudy – dociął mu Patryk.
No i ten drugi powód. Oni byli już po prysznicu, ubrani w spodenki i koszulki. Przynajmniej Sebastian, bo Patryk paradował z odkrytym torsem i prawdę mówiąc, wcale mu się nie dziwiła. Miał bardzo fajną klatkę, raczej szczupłą, daleką od miana silnej, męskiej, ale jednak wystarczająco umięśnioną. Akurat tyle, ile lubiła.
No a ona leżała w tym łóżku naga. Tak, jak poszła spać wieczorem.
- Pyszne, dziękuję – skwitowała, po ukończonym posiłku.
Na chwilę zapanowała cisza. Potem uznała, że musi poruszyć ten temat, ciekawa zresztą ich reakcji.
- Nie obrazicie się chyba, jeżeli poproszę was o wyjście? Musiałabym wziąć prysznic.
- Nie obrazimy się, ale nie spełnimy tego – uprzedził Sebastiana Patryk. – Niech pani nie żartuje, że się wstydzi.
No tak…
- To, że wczoraj działy się takie rzeczy, jakie się działy, nie znaczy, że teraz muszą posobne, prawda Patryku?
- W sumie to zgodziłbym się z panią – zabrzmiało to obłudnie, bo już wyczuła wykręt. – Gdyby nie to, że już wczoraj ustaliliśmy, że będziemy trzymać się tego, że nie powie nam pani „nie”, tak jak pani obiecała, prawda, pani Kamilo?
- A czy możemy do tego wrócić za kilkanaście minut, podczas, gdy ja w spokoju wezmę jednak ten prysznic? Zrobisz to dla swojej królowej, czy nie? Obiecuję, że nie uciekam od tego – zapewniła solennie, czując jednak pewne poniżenie, tym, że musiała złożyć taką deklarację.
- No dobrze – zgodził się powoli, chyba jednak zadowolony z tego, że jego głos w tej sprawie jest decydujący. – Wyjdziemy na zewnątrz.
Zniknęli za drzwiami a Kamila mogła w spokoju odrzucić kołdrę, wstać i udać się pod prysznic.
Zajęło jej to wszystko piętnaście minut. Nie spieszyła się, zresztą nie było do czego. Co tu robić w ten leniwy niedzielny, dopiero rozpoczynający się dzień w Antonówku? W sumie, wygląda na to, że będzie ciepło. Może by tak popływać w jeziorze? W każdym razie do domu się nie wybierała. No chyba, że ją wyrzucą. Zachichotała w myślach. Nie, że była nieskromna, ale taka opcja raczej nie wchodziła w grę.
Spokojnie namydliła ciało a potem spłukała je wodą. Umyła też włosy. Długo wycierała się ręcznikiem.
I tu powstał problem. Ubranie pozostało w pokoju. I kostium kąpielowy użyty wczorajszego dnia i to bardziej sensowne, schowane w szafie, której użyczyli jej chłopacy.
Po namyśle uznała, że przewiąże się ręcznikiem. Może jej licealiści nie wrócili do domku, stali na zewnątrz i dadzą się jej przebrać?
Nadzieje okazały się płonne a ręcznik dość krótki. Gdy wyszła zobaczyła ich obu siedzących na łóżku. Spojrzeli na nią, prześlizgując się wzrokiem po jej długich, nagich nogach. Poczuła ten znajomy ucisk w podbrzuszu świadczący o pewnej perwersji, dopiero się rodzącej.
- Jesteście już – rzuciła. – Prawdę mówiąc wolałabym się ubrać w coś lepszego, niż ten ręcznik.
- Prawdę mówiąc, my wolelibyśmy, żeby się pani w nic nie ubierała, tylko zrzuciła ten ręcznik – odparował Patryk.
- Nie masz dość? – udała zdziwienie. – Wczoraj się naoglądałeś…
- Nie mam dość. Sebastian też nie, choć nic nie mówi. Ale jestem pewny, że podziela moje zdanie w tej kwestii.
- Rozumiem. Chcecie wykorzystać okazję do samego końca. Ech, chłopacy… - pokręciła głową z lekkim niezadowoleniem, czując narastające w niej powoli różnego rodzaju emocje.
- Skoro pani wie, to po co brnąć w tłumaczenia? – z twarzy Patryka nie schodził uśmiech wyrażający wciąż pewne poczucie triumfu jak i rodzącego się podniecenia.
Westchnęła cicho. Miała w zanadrzu inne argumenty, ale nie chciała się przekomarzać dla zasady. Powoli docierało do niej, że i dzisiaj nie dadzą jej spokoju. Ale na czym może się to skończyć?
- I nie pozwolisz mi się ubrać, tak? – zapytała, zdając sobie sprawę, że zdradza tym samym swoją narastającą uległość i bierność wobec jego twardej i nieugiętej postawy.
- Pani nogi podobają mi się za bardzo, przykro mi. Może pani usiąść z nami – zaproponował.
- Tylko moje nogi mają dla ciebie znaczenie?
- Wszystko ma znaczenie, ale nogi największe – nie certolił się. Tak jak nie lubiła raczej takich tekstów, tak akurat jakoś wypowiadane przez niego przełykała bez problemu. A nawet sprawiały jej pewną satysfakcję. Chodziło też o styl wypowiedzi, który u niego akceptowała.
- Głupio mi tak stać w tym mokrym ręczniku – wyznała dość nieostrożnie.
- To niech go pani zdejmie, czekamy na to już od dłuższego czasu.
Uśmiechał się i on i Sebastian. Obaj, mimo pozytywnego stosunku do niej, nie mogli przepuścić takiej okazji. Prowokowanie nauczycielki takimi tekstami… Niejeden pewnie marzył o czymś podobnym przez lata a teraz proszę. Marzenia stały się rzeczywistością i nie mogli się jej oprzeć.
- Byłoby mi raźniej, gdybym nie tylko ja była naga – wypaliła, czując jak do głowy przychodzi jej pewien pomysł. Rodziła się w niej ciekawość.
- Chce pani…? – nie dokończył Patryk, spoglądając pytająco.
- Domagaliście się striptizu, teraz możecie go sami wykonać, czyż nie?
- No tak, ale… Pani jest kobietą, ma pani fajniejsze ciało a my… - wzruszył ramionami trochę zdezorientowany licealista.
- A wy co? – udała, że nie rozumie.
- No a my… Nie mamy pewności, czy się pani podobają…
- Gdyby mi się nie podobały, to bym wam tego nie proponowała, prawda? – odpowiedziała logicznie.
Zadziałało. Spojrzeli na siebie. Sebastian wzruszył ramionami.
- Ja tam mogę… - na jego twarzy pojawił się uśmiech, który nie zamaskował pewnego skrępowania.
- Ale nie chodzi o nic artystycznego, chyba…? – zapytał Patryk.
- Twoja klatka Patryku sama w sobie jest artyzmem – odpowiedziała tak jak nauczył ją Daniel. Że rozmówca nie miał pojęcia, czy mówi poważnie, czy też stroi sobie żarty.
Patrzyła jak rozbierają się powoli z ciuchów. Powoli, tak jakby jeden nie chciał wyprzedzić drugiego. Patryk już wcześniej będący bez koszulki stał w tym pojedynku na przegranej pozycji.
Patrzyła i zastanawiała się, co z nią jest nie tak, że nakręca ją widok dwóch rozbierających się osiemnastolatków. Tak, nakręca… No, nie jakoś wybitnie mocno, bo lubiła nakręcanie innego rodzaju, bardziej psychicznego, ale to też było przyjemne.
Patryk, jakby wstydząc się, ściągnął bieliznę odwracając się tyłem do niej. W ten sposób miała wgląd w jego nagie pośladki, które spodobały się już jej wczoraj. I teraz podtrzymała swoją opinię a wręcz jeszcze ją podkręciła. Uznała, że jego tyłek jest nie tyle fajny, ile wręcz rewelacyjny. Nie mogła przestać patrzeć.
A Sebastian zwrócił uwagę inną częścią ciała, choć też tą samą co wczoraj. Jego penis zwisał swobodnie, prezentując się naprawdę okazale. Jeśli już miała okazję oglądać nagich mężczyzn, najczęściej gdzieś w internecie, to zwracała uwagę na takie bardziej neutralne atrybuty, jak klatka, czy nogi. Albo plecy. Jakoś te nagie penisy nie wyglądały zachwycająco. W przypadku Sebastiana było inaczej.
- Z was dwóch, dałoby się stworzyć mężczyznę idealnego… - westchnęła, uznając, że nie ma sensu trzymać swoich przemyśleń w tajemnicy.
- Naprawdę? – Patryk wyglądał na zadziwionego.
- Naprawdę – przyznała, ściszając nieco głos. Rozumiała, że ten komplement od takiej laski jak ona, musi zrobić na nich wrażenie.
- Ale pani wystarczy sama, by być kobietą idealną – zrewanżował się Sebastian.
- Ale się słodko zrobiło – odparła nieco zaczepnie, wiedząc, że żaden z nich się nie obrazi. – To co teraz? – zapytała a jej głos zbiegł się ze słowami innych.
Zapytała, jakby sama się prosząc… No bo cóż mogli zaproponować w takiej sytuacji?
- Powoli – ostudził wszystkich, najniższy Sebastian. – Niech każdy mówi po kolei co mu leży na wątrobie.
- Ja bym chciał, żeby pani zdjęła w końcu ten ręcznik – upierał się Patryk.
- Ja bym za to chciał posłuchać pani wyznań – rzucił z kolei Sebastian.
- Jakich wyznań? – zapytała ze zdziwieniem i jednocześnie uwagą.
- By pani opowiedziała ze swojego punktu widzenia, to wszystko co było wczoraj, jak pani to odebrała. I ogólnie o wszystkim, o nas… Po prostu chciałbym panią rozebrać, ale tak, mentalnie – wyjaśnił trochę nieskładnie, ale zrozumiała bez problemu.
- Ach tak… - poczuła żywsze bicie serca. Takie obnażanie się mentalne właśnie, zdradzanie swoich sekretów, tajemnic, wpływało na nią z reguły bardziej poniżająco, niż te fizyczne.
- Zrobi to pani? – zapytał z nadzieją w głosie.
- Postaram się, naprawdę – zapewniła. – Ale i ja bym czegoś chciała.
- Czego? – zapytali równocześnie obaj.
Milczała przez chwilę, nie wiedząc jak się do tego zabrać. Czuła łomot w głowie, ale widok tych dwóch sympatycznych i przecież jednak atrakcyjnych licealistów, tak bardzo w ostatnich dniach jej bliskich, doprowadził ją do zadziwiającego stanu…
- Nie chce, żebyście uznali mnie za wariatkę, czy jakiegoś zboczeńca w spódnicy, po prostu każdy ma swoje fantazje. A ja was naprawdę lubię, chyba o tym wiecie, skoro stało się to wszystko, no i teraz jesteśmy tutaj w takiej sytuacji… Więc… - nabrała oddechu i skierowała wzrok na Patryka. – Masz naprawdę fajne ciało Patryku, już mówiłam, że podobają mi się twoje nogi, twoje uda, są bardzo przyjemne w widoku. Ale także klatka i coś jeszcze. Twoje pośladki są bardzo takie… Elektryzujące – powiedziała, czując wypływający na twarz rumieniec. Nawet w tej sytuacji, wypowiadanie takich słów pod adresem swojego ucznia, było mocno perwersyjne i wymagało pewnej odwagi.
- Elektryzujące? – Patryk, jakby nie zrozumiał, ale wyraźnie przyjmował słowa nauczycielki z zadowoleniem.
- Są zgrabne, zwarte, silne jednocześnie… I wyglądają apetycznie. Naprawdę, przyznaję Patryku, że nie widziałam w życiu fajniejszych. Owszem, powiesz, że wielu w życiu nie widziałam, bo jeśli już to tylko w internecie, ale jednak…
- Dziękuje, ale co to ma do rzeczy? – pytał zaintrygowany chłopak.
- Otóż… Nigdy nie przepadałam za homoseksualnymi fantazjami, czy to w wydaniu kobiecym, czy tym bardziej męskim, ale widząc takich dwóch, jak wy… Chciałabym po prostu zobaczyć twoje pośladki w akcji. W zasadzie to sama nie wiem, czy widzieć jak one pracują wbijając się w czyjś tyłek, czy też jak w nie same wchodzi coś… - urwała nie kończąc, ale dając jasno do zrozumienia, co ma na myśli.
To się otworzyła szanowna pani nauczycielka… Z obawą stwierdziła, że ich spojrzenia wyrażają to zaskoczenie, to absmak.
- Chce pani, bym przeleciał Sebastiana, albo on mnie? – zapytał w końcu Patryk. 
- Tak to nazwałeś… Chcę zobaczyć jedno, albo drugie. A może i jedno i drugie. W każdym razie, dwóch chłopaków, szczególnie takich jak wy. To byłoby naprawdę cos niezwykłego dla mnie.
Trochę ciężko było jej spojrzeć im w twarz. Tym bardziej, że własna z pewnością zmieniło kolor na bardziej czerwony. Zwierzanie się z takich fantazji własnym uczniom nie należało do łatwych zadań.
- A co wtedy? Co mielibyśmy w zamian?
Oczekiwała tego pytania. I wiedziała co mogłaby odpowiedzieć, ale wahała sie trochę. Jednak ostatecznie uznała, że nie ma się co droczyć.
- Skoro już wczoraj przeżyliśmy wszyscy takie rzeczy, to powiem wprost. Jeżeli zrobilibyście to, to naprawdę nie powiedziałabym wam „nie”, pod każdym chyba względem. Wyłączając jakieś rzeczy, które nie wchodzą w grę z przyczyn oczywistych.
- To znaczy, jakie? – drążył temat Patryk, słuchając z uwagą. Widziała, że to zapewnienie zrobiło na nim mocne wrażenie.
- No na przykład takie, jak wyjście do baru bez ubrania… Czy inne tego typu rzeczy. To chyba jasne.
Spojrzeli na siebie raz jeszcze. Rozumiała, że wstydzili się siebie. Nawet, jeżeli mieli w sobie jakaś cząstkę homoseksualizmu, to było im to wstyd ujawniać. Ale z drugiej strony rzuciła im mocną przynętę.
- Chłopaki, naprawdę… Nie uznam tego za niemęskie, czy coś, to chyba oczywiste… Nie robię sobie z was żartów, to chyba też jasne. Nie chcę as zmuszać, ale naprawdę, takie widoki…
- No niech pani dokończy. Co takie widoki…?
- Takie widoki sprawiłyby mi dużą przyjemność. Chciałabym zobaczyć to.
Znów pomilczeli, rzucając na siebie ukradkowe spojrzenia.
- Pani Kamila prosi, byś wystawił dupę, co ty na to? – rzucił w końcu Patryk.
- Albo ty swoją – odgryzł się długowłosy blondyn. – Przy czym mnie twoja za bardzo nie interesuje.
- Mnie twoja też nie. Ale skoro pani profesor chce…
Milczeli ponownie. Kamila też.
- Jestem w stanie się poświęcić – stwierdził po chwili Patryk.
- Ale biernie, czy czynnie? – zapytał roztropnie Sebastian.
- Może, żeby nie było… Niech najpierw będzie tak a potem odwrotnie – wtrąciła Kamila, czując i rumieniec i bijące mocniej serce. – W ten sposób unikniemy sporów i zadrażnień. Co wy na to? Acha… I nie chodzi o to, że macie… Aż do końca, czy coś. No, ale też jednak wolałabym widzieć trochę więcej, niż tylko kilka ruchów po jednej i drugiej stronie… - skończyła, zawstydzona ściszając głos.
Tak, wydawanie takich instrukcji dwóm małolatom z własnej klasy sprawiało, że znów oblała się rumieńcem.
- Dobra, wypinaj się – podjął decyzję Patryk. - Ja jednak wolałbym być czynny i ustalmy, że odpuścimy… - spojrzał na panią profesor z nadzieją, że ta zrozumie.
- No nie wiem… - kolega nie wydawał się być przekonany.
- Sebastian, jeśli to zrobisz, to postaram się zrobić dla ciebie coś ekstra – wtrąciła zarumieniona Kamila, czując jeszcze większy łomot w głowie. To już zaczynało wyglądać jak jakaś prostytucja, cz jeszcze gorzej, prostytucja w filmie porno..
- A co takiego? – zainteresował się młodzieniec.
- Coś co sobie zażyczysz, nie wiem dokładnie. Może coś czego nie dostanie Patryk…
- Hola, hola… - zaprotestował wyższy z licealistów, ale nie zdążył już rozwinąć swojej myśli, bo chyba wszystko zostało ustalone.
- To niech pani zdejmie ten ręcznik, żeby mnie teraz przekonać – odparł Sebastian.
Po chwili wahania, uporała się z zawiązaniem i zdjęła ręcznik, czując jednak pewne skrępowanie tym, że obaj oczywiście przebiegli wzrokiem po jej nagim ciele.
Patryk wstał, masując członka. Patrzył przy tym na jej ciało tak, że poczuła się mocno przedmiotowo. Ale rozumiała, że pobudza się w ten sposób.
- Ale to trochę za mało – skomentował ni to do siebie, ni do niej i zrobił dwa kroki, stając za nauczycielką. – Nie widziałem jeszcze pani pośladków, pani profesor.
Ta stropiła się nieco tym bezpośrednim wyznaniem, ale nie zaprotestowała, gdy poczuła dłoń swojego ucznia na pośladkach. Macał ją sobie bezkarnie, tak, jakby mu się to należało i wprawiał ją tym w zakłopotanie, jak i podniecenie. Ta uległość działała na nią jak zwykle.
Zamknęła oczy, czując płynącą przez ciało falę rozkosznego poniżenia, gdy jej uczeń macał nagie pośladki licealnej wychowawczyni przez dobre kilkadziesiąt sekund, jak jakąś kurewkę, masując, ściskając a na koniec strzelił kilka klapsów, choć raczej niezbyt mocnych. W końcu oderwał się, przechodząc do zadania.
Słowa były zbędne, pewnie dlatego, że obaj czuli skrępowanie. Choć Kamila wolałaby by było inaczej, rozumiała swoich uczniów.
- Jeśli możecie włożyć w to choć trochę uczucia… - zasugerowała skrępowana, proszącym tonem, zaciskając dłonie.
Patryk trochę marudził, majstrując przy wypiętym tyłku kolegi, ale Kamila niemal nie zwracała na to uwagi. Pochłonął ją widok nagiego licealisty stojącego do niej tyłem. Była zdumiona, że tak ją to podnieca. Ale Patryk miał, jak dla niej ciało idealne. Nogi umięśnione akurat tak jak trzeba, trochę opalone, niespecjalnie owłosione, zresztą plecy też całkiem fajne. Ale przede wszystkim ten tyłek, który przyciągał jej wzrok jakimś magicznym sposobem.
Widziała, że Patryk zaczyna się ruszać. Był w jakiś swój małoletni sposób dominatorem. Wchodził w Sebastiana z trudem, sprawiając koledze chyba jakieś problemy. Może ból. Ale wchodził. Po kilku, czy kilkunastu pchnięciach, sytuacja się ustabilizowała. I ona, patrząc z zapartym oddechem na sterczącego penisa Patryka, znikającego miedzy drobnymi pośladkami długowłosego kolegi z klasy, wróciła do tego co wcześniej.
Do tego, by oglądać ciało Patryka posuwające się rytmicznie w takt posuwania. Na jego ruchy przede wszystkim, na pracujące mięśnie ud, na pośladki… Tak, zaparło jej dech i poczuła wilgoć w cipce. Jej oddech przyspieszył. Na uginających się nogach, podeszła od tyłu do swego ucznia.
- Wyglądasz naprawdę bosko – szepnęła mu do ucha, niemal przerażona swoją otwartością, ale nie potrafiła się powstrzymać i mówiła dalej. – Gdybyś robił coś takie ze mną, gdyś tylko był łaskaw to zrobić, to… Nie potrafię sobie wyobrazić, jak dobrze by mi było.
W ślad za słowami, które, jak wyczuła, wywarły na uczniu naprawdę mocne wrażenie, poszły ruchy jej dłoni, która opadła Ne jeden z jego pośladków masując go, tak jak on uprzednio jej i ściskając. W dotyku też okazał się magiczny, zarówno silny, jak i miękki. Dotykanie go, było dla niej niesamowitym uczuciem, któremu oddawała się z całą lubością i pożądaniem.
- Miało być tak trochę, niekoniecznie do końca, tak? – usłyszała zdyszanego nieco chłopaka.
- Tak – odpowiedziała cicho dość uległym tonem.
- Czy już pani wystarczy?
- Chciałabym cię oglądać tak, jak najdłużej…
- Będzie ku temu okazja – usłyszała zapewnienie. – Ale teraz…
Zobaczyła jak wyciąga penisa spomiędzy pośladków klasowego kolegi i zwraca się ku niej. Nie do końca wiedziała, co miał na myśli, ale domyśliła się, że…
- Teraz pani – dotarł do niej jego naładowany testosteronem głos.
Nie powiedział nic więcej, resztę przekazały dłonie. Chwycił ją za biodra i obrócił tyłem do siebie. Podbudowany, podniecony, z łatwością wszedł ostro pomiędzy jej nogi, zmuszając ją do pochylenia się i wypięcia pośladków.
- Teraz panią zerżnę już tak porządnie – usłyszała z tyłu.
I jego głos i przede wszystkim te dość bezczelne jak na ucznia i władcze słowa, ale także silne dłonie na biodrach, jak i wizja jego nagiego sprzed chwili… To wszystko sprawiło, że nie myślała stawiać oporu a jej cipka ponownie zalała się wilgocią.
Zaś z ust wydobył się krótki jęk wyrażający podekscytowanie i... Oczekiwanie. Które zresztą szybko zostało spełnione. Patryk nie robił żadnych ceregieli i błyskawicznie poczuła jego naprężonego kutasa wbijającego się w jej wilgotną cipkę jak w masło.
- Ooooch…! – wyrwało się jej, gdy penis wdarł się niemal na całą jego długość.
Ale oprócz tego co ją podniecało już wcześniej, doszło coś jeszcze. Jego siła a przede wszystkim zdecydowanie i dominacja. Po prostu brał ją. Bez sztuczek, bez uwodzenia, bez bawienia się w ceregiele. Po prostu chciał zerżnąć swoja licealną nauczycielkę i ją rżnął. Na oczach drugiego kolegi. A ona całkowicie, od pierwszej sekundy poddała się jego ruchom. To była krótka jazda, bo Patryk miał już za sobą akcję z Sebastianem a dodatkowo jeszcze był nakręcony jej słowami sprzed chwili, jej pełną uległości postawą. I tym, że ona dawała mu nie dlatego, że obiecała nie mówić im „nie”, ale dlatego, że sama tego chciała, sama pragnęła.
Trwało to wszystko minutę, może dwie, nie więcej. Ale było strasznie intensywne. Te wszystkie emocje i jeszcze postawa Patryka, który nie przepuścił okazji i strzelił jej kilka klapsów na całkowicie bezbronny tyłek, tym razem bardziej soczystych, niż uprzednio i w końcu, przyspieszając ruchy, spuścił się w jej cipce, nie zdając sobie sprawy, że mimo tego stosunkowo bardzo krótkiego rżnięcia, szanowna nauczycielka była o krok od orgazmu. 
- Aaach... – jęknęła tak z lekkim zawodem, jak i jednak satysfakcją, bo chłopak zerżnął ją mocno. Nie musiała aż tak koniecznie dojść do finiszu, by odczuć tą radość z tego co się działo.
- Ładnie mnie sponiewierałeś… - rzuciła, wiedząc, że niezależnie od tego, czy brzmi to jak komplement, czy oskarżenie, licealista uzna, że chodzi o to pierwsze.
- Miło mi… - sapnął, zmęczony trochę, z uśmiechem pełnym satysfakcji na twarzy.
Faktycznie sponiewierana, położyła się na łóżku, łącząc nogi, aby nie świecić stojącemu na wprost niej Patrykowi gołą cipką. Sebastian stał bardziej z boku, przy jej łóżku, na odległość dłoni miała przed sobą drugi z widoków, który tak ją urzekł. Jego swobodnie zwisającego, długiego penisa, który aż sam się prosił swoim widokiem…
No właśnie…
- Tyle pani słów powiedziała o Patryku, też bym usłyszał coś o sobie – z ust Sebastiana przebijała chyba lekka zazdrość, choć blondynek uśmiechał się nieśmiało.
- I chcesz usłyszeć coś równie perwersyjnego? – podjęła dialog.
- Niekoniecznie to, ale też może być…
- Twój penis wygląda tak, ze aż sam się prosi o to by… By go dotknąć, wypieścić… - ostatnie słowa z trudem przeszły jej przez gardło. A Sebastian zbliżył się do niej jeszcze bardziej, jakby przyciągnięty tymi słowami.
- Dlatego, że jest taki duży? – zapytał.
- Nie tylko… Raczej chodzi ogólnie o jego kształt, o jego… Rozmiar też robi wrażenie, nie powiem, ale… Nigdy nie lubiłam oglądać u mężczyzn akurat tego fragmentu ciała. Mam na myśli internet. A ty… Chyba jesteś pierwszym, na którego mogę tak patrzeć – uczyniła kolejne intymne wyznanie, ale czuła przy tym mniejsze skrępowanie, niż przy poprzednich.
Sebastian milczał, tylko jeszcze uczynił krok w przód. A ona przewróciła się lekko na bok, tak, że jego penis znalazł się już nie tyle na wyciągniecie ręki, ile czegoś znacznie krótszego.
Patrzyła na niego, czując szybsze bicie serca i nie wiedząc, czy starczy jej odwagi. Chociaż, czy było się czym krępować w obliczu tego do czego doszło w ostatnich kilkunastu godzinach?
Jeśli było, to o dziwo Sebastian pomógł jej w podjęciu decyzji. Zrobił jeszcze te pół kroku i wsunął dłoń w jej włosy, siłą rzeczy zmuszając Kamilę do tego, by przysunęła się jeszcze bliżej i…
I wysunęła język, liżąc po delikatnie. Uwielbiała lizać po całej długości, w przypadku Daniela było to trochę utrudnione, miał bowiem nieco krótszego, no, chyba, że przy wzwodzie. Ale teraz… Lizanie miękkiego jeszcze, za to długiego członka przyprawiało ją szybsze krążenie krwi w żyłach.
W sumie to fakt, że robiła to swojemu uczniowi na oczach drugiego znajdującego się niecałe dwa metry dalej, za łóżkiem, mającemu całą sytuację jak na dłoni sam w sobie był takim czynnikiem, który rozwiązywał wszystkie problemy z ewentualnym brakiem odwagi do czegoś...
Lizała zachłanniej, bo, na litość boską, chyba nie było się już czym przejmować... Cudowne było to uczucie i szybko zatraciła się w tym co robi. Perwersja wynikająca z okoliczności całego wydarzenia była teraz już tylko bodźcem napędzającym dodatkowo.
Penis twardniał i to był najlepszy czas, by wzięła go w usta. Czując wciąż dłoń Sebastiana w swych włosach, wsuwała w suta jego penisa centymetr po centymetrze.
- Uhm… - mruknęła lubieżnie i co ważniejsze, autentycznie. Bez żadnego zbędnego udawania.
Nie musiała udawać a i skrępowanie raczej ją napędzało, niż powstrzymywało. Przyssała się do coraz sterczącego już niemal jak drąg penisa, czując, że nie potrafi go do końca okiełznać. Był za duży, naprawdę.
- Niech się pani z nim po prostu kocha… - usłyszała nad sobą.
- Była pani bliska orgazmu? – usłyszała także nagle głos z boku.
Kiwnęła głową, pomrukując lekko.
- To niech pani dokończy – głos Patryka docierał jakby z oddali. – Niech pani obciąga i robi sobie dobrze. Chcę zobaczyć jak się pani masturbuje.
Rumieniec momentalnie wypłynął na jej twarz. Zaszokowana propozycją, nie wiedziała co zrobić. Ale już wcześniej, w trakcie obciągania, jej nogi rozjechały się nieco szerzej.
Palce mimowolnie zeszły w dół, zgodnie z poleceniem licealisty. Na piersi, na brzuch, zabawiając się tam dłużej. A potem…
Nie zaprzestając pieszczot twardego już jak stal członka, jej własne palce trafiły na jej wargi sromowe. Czuła, że sobie z tym nie poradzi. Albo jedno, albo drugie, tak to wyglądało w jej życiu seksualnym do tej pory. A teraz… Miała skupić się tak na obciąganiu, jak i robieniu sobie dobrze.
Szaleństwo…
Ale robiła to, spełniając prośby swoich uczniów. Zresztą nie było to odpowiednie określenie, bo do tego, by wylizać, wypieścić penisa Sebastiana nie potrzebowała namów.
- Faktycznie, jak pani mówiła w szkole, lubi pani seks oralny – Patryk posłał komentarz w swoim stylu, przypominając wydarzenie sprzed kilku miesięcy..
- Uwielbiam. Jeśli chodzi o Sebastiana – oderwała się na chwilę, by oddać mu jakaś ripostę i jednocześnie sprawić przyjemność drobnemu metalowcowi.
Znów zdumiała się. OK, zrobiła już w ostatnich godzinach parę takich rzeczy, iż hipokryzją byłoby okazywać nagłe zawstydzenie. Ale robić jedną z takowych i jeszcze dywagować o tym, niemal jak o na przykład oglądanym właśnie w gronie towarzyskim filmie…?
Aż tak bardzo rozbestwiła się w tej sytuacji? Co było powodem? Jej oddanie się im po tym, jak oni poświęcili się dla niej?
Właśnie to do niej dotarło. Tak, to było to. A, że oprócz tego lubiła ich i byli interesujący, mimo wszystko uroczy…
Znów poczuła wilgoć w środku, gdy o tym pomyślała. Bo to był kolejny krok, do tego by powiedzieć im raz jeszcze, że mogliby robić z nią wszystko.
Ale właśnie robili. Jeden z nich wpychał jej w usta długiego jak mało co penisa a drugi kazał się jej masturbować, co też czyniła, choć pewnie nie z taką rozkoszą, jakiej by oczekiwał.
Prawdę mówić wolała skupić się na obciąganiu. Wsuwała sterczącego penisa Sebastiana najgłębiej jak tylko się dało, ale nie potrafiła wsunąć go w całości. Ba, wchodził może tylko w dwóch trzecich. Niesamowite… Ale jeszcze bardziej niesamowite było to uczucie gorącego, sterczącego penisa, wypełniającego jej usta. W pewnym momencie uświadomiła sobie, że podoba się to dużo bardziej jej samej, niż jemu. Chociaż Sebastian zdradzał oznaki podniecenia, pieszcząc jej włosy, chwytając za głowę… Ale ona czuła coraz większą wilgoć z tego powodu, że w jej ustach znajdował się penis lubianego przez nią ucznia. Ucznia, któremu bardzo chciała się odwdzięczyć za wszystko i nie tylko odwdzięczyć. No po prostu doprowadzić go do rozkoszy.
Zatraciła się w obciąganiu, puściły jej hamulce. Dużo bardziej żywiołowo przesuwała ustami po sztywnym penisie, liżąc go przy okazji w środku. Zaciskała usta, aby było mu ciaśniej, co miało spotęgować jego doznania. I jednocześnie wciąż chłonęła jego zapach, jego smak, jego obecność, jego samego wypełniającego całą jej jamę ustną.
I to wszystko w akompaniamencie masturbacji, raczej leniwej, ale jednak coraz przyjemniejszej. Tym bardziej, że jej cipka wciąż pamiętała ostre rżniecie w wykonaniu Patryka.
- O! – pisnęła, gdy dotarło do niej, że penis Sebastiana jakby się pobudził, gdy jego właściciel zaczął poruszać się bardziej nerwowo a i oddech stał się szybszy. Już wiedziała i skupiła się jeszcze mocniej…
Trysnął prosto w jej usta. Nic dziwnego, skoro nie wypuściła go z nich. Nie, nie… Nie chciała uronić ani kropelki spermy. Ona do tego doprowadziła i ona miała to spijać. Co też uczyniła z pasją niezwykłą nawet jak na nią. A chwilę później…
- Niech pani sobie przypomni jak ją zerżnąłem – podsunął Patryk, patrząc bezustannie na nauczycielkę, zataczającą palcem kręgi na coraz wilgotniejszej cipce.
Wystarczyło. Wspomnienie jego zdecydowania, tego, że potraktował ją jak swoją własność, po prostu biorąc od tyłu i ruchając wprawdzie krótko, ale bardzo intensywnie… I jeszcze wyobrażenie tego jak musiały wyglądać w tej sytuacji jego pracujące uda i pośladki…
Zaczerwieniona swym upodleniem, tym, że na oczach dwójki uczniów zabawia się sama ze sobą… Boże, czy można było przeżyć coś jeszcze bardziej perwersyjnego. Oddech przyspieszył, tak jak i rytm bijącego mocno serca. Oddała się tej chwili
- Aaaach…! – wyrwało się z jej ust. Niemożliwe, ale jednak. Dokonała spełnienia masturbacji na ich oczach. Nie był to tak intensywny orgazm, jak w przypadku tych, które osiągała dzięki mężczyznom, czyli zasadniczo dzięki Danielowi, ale jednak…
Zmęczona i swoją aktywnością i orgazmem, zaległa dość bezwładnie na łóżku.
- Nigdy nie spodziewałem się, że ktoś taki jak pani, odstawi nam takie porno… - stwierdził Patryk, dobijając ją w typowy dla siebie sposób.
- Taki, czyli jaki? – zapytała spokojnie po jakiejś chwili. To znaczy siląc się na pozorny spokój.
- Są dziewczyny i dziewczyny… Jedne wyglądają tak, drugie siak… Pani zalicza się do tych, które mimo swych atutów, nie wyglądają na takie właśnie… Takie, czyli otwarte – wyłożył dość zgrabnie.
Dopiero teraz zauważyła, że był już ubrany. Wprawdzie tylko w bokserki. Ale to zawsze coś.
- To znaczy, że myślisz, iż jestem łatwa, czy co? – zapytała mrużąc oczy i rozglądając się za ubraniem, bo i Sebastian również włożył na siebie dolną część bielizny.
- Nie, że to… Ale, że taka… Dość przystępna. Trochę nie mogę tego pojąć.
- Dlaczego? Zdobyliście mnie, pomagając mi w tym pojedynku. Wasze osoby jako takie również miały na to wpływ. Obiecałam wam, to kolejna rzecz. A ty sugerujesz, że to nie mój pierwszy raz, albo, że wręcz co tydzień robię coś takiego…
Dziwnie w jej uszach brzmiało to własne usprawiedliwianie tej rozpusty. Mówiła i nie wierzyła w to, że to wszystko opowiada.
- Nie, nie sugeruję – zaprzeczył. – A to pierwszy raz?
- Pierwszy – potwierdziła, sięgając dłonią w kierunku szafki, w której miała ubrania.
- Nie – powstrzymał ją. – Niech pani tego nie robi.
- Dlaczego? – zatrzymała się w pół ruchu.
- Dzień się jeszcze nie skończył. Ba, dopiero zaczął.
- Nie rozumiem do czego zmierzasz… - spojrzała na niego z uwagą, gdy wstał z krzesła. – Nasyciliście się mną, czyż nie?
- Trochę tak, ale nie do końca – wyjaśnił lapidarnie. – Przecież może pani dalej robić dla nas różne miłe rzeczy, niekoniecznie z naszym bezpośrednim udziałem… - znalazł sobie zabawę w kluczeniu.
- Co masz na myśli? – ponowiła pytanie.
- To, że się pani nie ubierze – odparł zdecydowanie. – Nie wiem jeszcze co będziemy robić, siedzieć w domku, czy oglądać telewizję, czy rozmawiać po prostu, czy co… Ale pani ma być naga przez cały ten czas.
Zaskoczył ją tym żądaniem i nieco zmroził. Chociaż mogła się tego spodziewać. Starsza kobieta, atrakcyjna przecież i naga… Dziwnym byłoby, gdyby nie chcieli tego wykorzystać.
Spojrzała na niego niepewnie, nie wiedząc jak zareagować.
- Jest pani naszą królową-niewolnicą, czyż nie? Poza tym robi się naprawdę ciepło, nie zmarznie przecież pani – zapewnił.
- To… Nie jest zbyt higieniczne – zaprotestowała lekko, czując, że dla dwóch młodych chłopaków będzie to akurat argument najniższego kalibru.
- A tam… - zgodnie z przewidywaniami Patryk lekceważąco machnął ręką. – Jak dla mnie może nam teraz pani kawę zrobić a my sobie popatrzymy z przyjemnością.
Wstała z łóżka czując się co najmniej dziwnie… A tak naprawdę poniżająco. Mimo wszystko, mimo tych wszystkich sytuacji z wczorajszego wieczoru i dzisiejszego poranka, to nie było łatwe do przyjęcia.
Wciąż przecież miała na uwadze, że to ona jest tu kobietą, starszą a ci dwaj, którzy wydają jej takie polecenia, to jej uczniowie.
Ale wstała i zgodnie z sugestią, rozgościła się w niewielkiej kuchni, nastawiając czajnik. Chociaż wzięła tę cześć pracy na siebie, Patryk nie omieszkał zajrzeć do pomieszczenia raptem piętnaście sekund później, podejść od tyłu i ścisnąć z satysfakcję jej nagie pośladki. Znów nie wiedziała jak zareagować, wiec pozostawiła to bez większej reakcji.
Sebastian, ubrany już praktycznie w pełni, także w koszulkę, włączył telewizor. Nie znalazł nic wybitnie ciekawego, więc zostawił jakiś kanał muzyczny, przy którym cała trójka mogła sobie swobodnie rozmawiać o różnych sprawach.
I rozmawiali o szkolnych, życiowych i innych, siedząc na łóżku. Ale mimo tych, dość neutralnych tematów, Kamila czuła na swoim nagim ciele dłoń Patryka. Nie odpuszczał jej niemal ani na sekundę, dotykając głównie jej nóg, ale także brzucha, ramion… No i piersi. Masował je delikatnie, chwytając za sutki, pieszcząc je, ściskając. Nawet czasem doprowadzając ją w ten sposób do jęku. Wyrażającego raczej ból, niż przyjemność, ale to drugie też szło w parze z pierwszym.
To były mocno ambiwalentne odczucia. Choć w głębi ducha uwielbiała tę mroczną stronę swojego „ja” i traktowanie jej jak posłusznej niewolnicy, to jednak przecież nie do końca w takim przypadku, gdy jej właścicielami okazywała się dwójka licealistów. Nie wywoływało to w niej większego podniecenia, ale nie była rzecz jasna w stanie podejść do tego normalnie, jak do zwykłej sytuacji życiowej. Tym bardziej, że po kilkudziesięciu minutach rozmowy musiały zejść na inny temat. Ten wiadomy.
- Mówiła pani, że jest wierna i tak dalej… A co na to pani mąż? – zapytał Sebastian.
- A myślisz, że gdyby dał mi zakaz, to byłabym teraz tutaj z wami w takiej sytuacji? – odpowiedziała pytaniem.
- Rozumiem – odparł krótko.
- Niech nam pani coś opowie ze swego życia – poprosił Patryk.
- Ale co konkretnie?
- No nie wiem… Swój pierwszy raz na przykład…
- To intymne sprawy, Patryku… To była miłość i jest nadal. Wolałabym nie mówić o sprawach, które dotyczą mojego męża, dobrze?
- No to nie wiem… Na przykład jakieś fantazje, które chciałaby pani spełnić? – jego dłoń zataczała delikatne kręgi na jej piersiach.
- Spełniłam chyba wszystkie – odpowiedziała ostrożnie, uznając, że nie muszą o wszystkim wiedzieć. – Nie mam jakichś dziwacznych fantazji, że muszę się kochać na przykład na masce samochodu, albo w gdzieś w ekskluzywnym hotelu na najwyższym piętrze, czy coś…
- Często się pani masturbuje? – zaciekawił się Sebastian. Zauważyła rumieniec na jego twarzy. Mimo tego co się wydarzyło, wciąż był w jakimś stopniu skrępowany. Ta jego wrodzona nieśmiałość dawała znać o sobie.
- Bardzo rzadko – odpowiedziała zgodnie z prawdą, spuszczając wzrok. – Nie jestem mężczyzną, nie potrzebuję tego, z wyjątkiem jakichś takich sytuacji, których nie da się opisać jednym słowem. Można wręcz powiedzieć, że nigdy tego nie robię.
- A będzie się pani kiedyś masturbować, myśląc o tym co wydarzyło się tutaj? – kontynuował trochę nieoczekiwanie.
- Myśląc o jego długiej pale – uzupełnił w typowy dla siebie sposób Patryk, nim na twarzy Kamili pojawił się uśmiech wyrażający zakłopotanie.
- Raczej wątpię Sebastianie. I twoja długość nie ma w tym przypadku żadnego znaczenia.
- A w jakim ma? – podchwycił Patryk.
- Łapiesz za słówka…
- No, ale jak już złapałem… - przy okazji ścisnął natarczywie jej lewe udo.
- Ma w przypadku wyglądu ogólnego, czy już później, w trakcie… W pierwszym przypadku wygląda to efektownie i zasadniczo przyjemnie. W drugim… Potrafi sprawić ból. To tylko mężczyźni uważają, że te piętnaście centymetrów to jest za mało. Nieprawda, wystarczy dwanaście, albo i mniej. Ważne kto jest właścicielem i jak te centymetry wykorzystuje.
- Czyli jest dla mnie nadzieja? – rozdziawił gębę w uśmiechu Patryk, ale mimo tego, jak i wywodu nauczycielki, dało się wyczuć pewną zazdrość o wymiary klasowego kolegi.
- Zdaje się, że twój wcale nie jest taki mały, nie? – postanowiła się lekko podroczyć.
- Czternaście, niech pani ocenia, jak się sprawił.
- Hm… - nie wiedziała co odpowiedzieć, nie chcąc mu zbytnio kadzić. – Sam powinieneś umieć ocenić, czy sprawiłeś kobiecie rozkosz.
- No cóż… - z satysfakcją zauważyła, że jej odpowiedź wprawiła go w zadumę. Typowy facet…
Choć skrępowana, bo tego nie dało się uniknąć, czuła się w tej sytuacji, jak na jej kuriozalność, przyzwoicie. Ich towarzystwo… Nie dość, że była im coś winna, to jeszcze po prostu ich lubiła. No i doprowadzili ją do uległości, takiej jaką lubiła, wykorzystując ją w ciekawy sposób, jak choćby przebywanie w ich obecności bez stroju. Czuła mrowienie w podbrzuszu. Spowodowane brakiem stroju, tematyką rozmowy, wspomnieniami ostatnich godzin, jak i nie schodzącym z jej ciała wzrokiem zainteresowanych chłopaków.
No i ręką Patryka dość swobodnie krążącą po jej nagim ciele. Tym bardziej, że zaczynał docierać do bardziej zakazanych rejonów. Wciskał się pomiędzy uda i to wysoko, aczkolwiek zawsze zatrzymując się przed kroczem.
Ciekawiło ją, czy Patryk zdawał sobie sprawę, że swoimi pieszczotami i tym, że były one dość nieobliczalne, w równym stopniu deprymował swoją nauczycielkę, jak i ją rozgrzewał. Czuła, że powoli jej ciało zaczyna drżeć. Rozluźniła nieco uda, jakby chciała go zachęcić do śmielszej podróży w głąb.
Ale on…
- Niech się pani położy na łóżku – zaproponował.
- Po co? – zapytała głupio, bo odpowiedź wydawała się raczej oczywista.
- Dam pani zadanie do wykonania.
- Jakie? – zapytała znów nieco zaskoczona a jednocześnie lekko zaniepokojona i zaintrygowana.
- Niech się pani położy, to się pani dowie.
Trochę z oporami spełniła polecenie ucznia. Z oporami, bo mimo wszystko ciężko przychodziło jej spełniać wszystkie kaprysy, ot tak, jakby to było pstryknięcie palcem.
- Ale tak bokiem – poinstruował ją, gdy już się rozłożyła na środku. – Twarzą do Sebastiana.
Ten w trakcie rozmowy zdążył już przyjąć postawę pół leżącą, teraz ułożył się bardziej wygodnie. Natomiast Patryk władował się za nią, z tyłu. W ten sposób była trochę w kanapce miedzy dwoma uczniami, choć miała co nieco luzu szczególnie od strony długowłosego blondyna.
Poczuła palce a potem całą dłoń Patryka na swoich pośladkach. Ugniatał je, ściskał, nawet rozchylał, jakby chciał dostrzec otwór analny. Trochę ją to krępowało. Nawet mocniej, niż trochę.
Ale w końcu jego palce trafiły tam, gdzie oczekiwała tego już od jakiegoś czasu. Między uda, jeżdżąc po wargach sromowych. Delikatnie, leniwie. Czuła, że raczej bawi się jej ciałem, nie wiedząc, że ją to wyraźnie rozgrzewa.
- Niech pani zrobi więcej miejsca – nakazał bardziej zdecydowanym tonem i posłuchała go bez szemrania, unosząc stopę tak, że jej nogi zrobiły trójkąt z wyciągniętym w górę kolanem. W ten sposób, leżący za nią Patryk miał swobodny dostęp do jej cipki.
- Chciałaby pani poczuć mojego kutasa? – zapytał bezceremonialnie.
- Zwracałam ci już uwagę Patryku, że stać cię na rozsądniejsze podejście do kobiety – odpowiedziała, w miarę możliwości zwracając głowę ku niemu.
- A nie lubi pani takich bezpośrednich tekstów?
- W określonych warunkach może i mogłabym lubić – odpowiedziała ostrożnie. Mimo wszystko nie chciała zdradzać wszystkich swoich tajemnic.
- Zna pani na pamięć inwokację do „Pana Tadeusza”? – zapytał znienacka.
- Hm… - zatkało ją. – Raczej znam, choć niedokładnie. Dlaczego?
- Mam takie jedno marzenie. Pani będzie grzecznie recytować a ja będę panią…
Nie dokończył. Zrozumiała sama, gdy jego palce znalazły się tam, gdzie powinny już wcześniej. Zamknęła oczy na chwilę, oddając się pieszczotom jej cipki. Dopiero po sekundzie dotarło do niej co powiedział. Mimo mocno krępującej sytuacji parsknęła urwanym śmiechem.
- Co ci przyszło do głowy…? – jej głos był słabszy. To palce Patryka zdobywało ją na nowo.
- Bardzo bym chciał, żeby pani znów była panią profesor. Wykładającą lekcję, opowiadającą coś o lekturach, albo podającą definicje jakichś tam partykuł, czy innych zaimków. A w tym czasie, ja bym panią nagradzał za prawidłowe prowadzenie lekcji.
- Szalony jesteś… - mruknęła, czując coraz większą wilgoć.
Jej własna uległość i kolejna sytuacja, gdy jeden z uczniów robi jej dobrze a drugi przygląda się temu, jak i ogólnie jej nagiemu ciału, oraz, co chyba najważniejsze, jej intymnym reakcjom, doprowadzała ja powoli do pasji. A przynajmniej do mocniej walącego serca.
- Niech pani to zrobi – ponowił żądanie. – A za każdy błąd, jaki naliczymy, dostanie pani klapsa – wyskoczył z kolejnym pomysłem.
- Jesteś nienormalny… - skwitowała, ale wcale tak nie myślała. Pomysły Patryka były kreatywne i miał ich pod dostatkiem. A może nie narodziły się w tej sekundzie, tylko dojrzewały już wcześniej a po prostu teraz znalazły czas na realizację?
- Może. Ale to już teraz nieistotne. Niech pani zaczyna…
- Litwo, ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie… Ile cię cenić trzeba ten tylko się dowie, kto cię stracił… - wypowiadała, nie bawiąc się rzecz jasna w żadne deklamowanie. W ten sposób, sama ukręciłaby na siebie bata, bo liczyła się z tym, że pieszczoty Patryka szybko dadzą efekt w postaci załamania się głosu, zapomnienia tekstu, czy wydania z siebie niekoniecznie artykułowanego jęku.
Choć wyobrażając sobie taką scenę wcześniej, zaśmiałaby się do rozpuku, to teraz do śmiechu jej nie było. Zaskakujący, choć absurdalny pomysł Patryka, pobudził ją wyraźnie. Był na swój sposób niezwykle poniżający. Leżała nago między dwójką uczniów, jeden z nich pieścił jej cipkę a ona recytowała Mickiewicza.
Zgodnie z przewidywaniami, Patryk perfidnie wzmógł ruchy, masował jej cipkę intensywniej, niż chwilę wcześniej. Doprowadził ją tym samym do przerwania recytacji, zgubienia tekstu i wydania z siebie kilku pomruków, czy urwanych jęków.
- No dalej, dalej… - mruknął z napięciem, gdy urwała po raz kolejny.
- Tak nas powrócisz cudem na Ojczyzny łono… Tymczasem przenoś mą duszę utęsknioną… - jej głos stał się trochę słabszy, ale nie to było powodem kolejnego przestoju.
Wyczuła nagły ruch z tyłu i naprężające się mięśnie Patryka. No i sekundę później coś jeszcze…
- Aaaaj…. – drgnęła mocno, nie powstrzymując jęku, gdy do jej cipki wdarł się sztywny kutas licealisty. Tak bez przygotowania, bez niczego, tak dość niespodziewanie.
Po prostu wszedł w nią, nie pytając swojej nauczycielki ano i zgodę, ni o pozwolenie, ani o nic. Tak ją to zdeprymowało, jak i podnieciło. A tak naprawdę znów poczuła rozkoszną, obezwładniającą uległość.
- To jeszcze nie koniec, jeszcze kilka linijek – usłyszała sapiący głos za sobą. – Niech pani kontynuuje.
- Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych… - trochę drżącym, trochę jękliwym tonem zastosowała się do nakazu, czując jak silne dłonie Patryka zaciskają się na jej brzuchu, przyciągając jej ciało do jego.
Jak ten penis zaczyna wsuwać się w głąb jej cipki i wychodzić. Powoli, ale rytmicznie. I oczywiście złośliwie, byle tylko ją jak najsilniej zdekoncentrować w wykonaniu zadania.
- Szeroko nad błękitnym Niemnem… Rozciągnionych… - wypowiadała z coraz większym trudem, bo zdobywały ją ruchy Patryka, choć tym razem dużo wolniejsze. Ale może właśnie dlatego. Bo, to wyglądało tak, jakby czynił to z rozmysłem. Jakby ją testował. Perfidnie dał do wykonania zadanie na którym miała się skupić a w ten sposób ją deprymował. I to na oczach przyglądającemu się i wyraźnie poruszonemu całą sytuacją kolegi.
- Czyli jednak… - usłyszała triumfujący głos za sobą. Głos, który był kolejną cegiełką przyczyniającą się do jej upokorzenia. – Mój kutas jest fajniejszy…
Nie tylko te słowa świadczyły o tym, że poddała mu się w całości. Także jego dłonie, którymi silnie obejmował ją, przytulał. I to, co wbiło się do jej głowy już wcześniej…
Czyli to, że czuła uderzenia jego bioder o swoje ciało, o pośladki. Miała w pamięci ten widok, który tak mocno na nią oddziaływał i teraz, choć siłą rzeczy nie była w stanie tego widzieć, wyobrażała sobie intensywnie jak wyglądają jego uda, jego pośladki, gdy pieprzą ją…
- Aaaach… - nie powstrzymała lekkiego jęku a jej dłoń powędrowała w tył. Chwyciła mocno Patryka za jego udo, wyczuwając jak bardzo jest napięte, silne, sprawne…
- Szkoda, że nie pomyślałem o tym wcześniej – usłyszała za sobą. – Skoro tak bardzo podoba się pani mój tyłek, to nakazałbym go pani wylizać, centymetr, po centymetrze.
Jego głos był oczywiście także nabuzowany, ale, o dziwo, chyba nie aż tak jak jej. Czyżby to wszystko było dla niej większym przeżyciem, niż dla niego? On, osiemnastoletni chłopak pieprząc swa nad wyraz podobno atrakcyjną nauczycielkę, był bardziej opanowany niż ona sama?
- Teraz pewnie nie chciałaby już pani, bym wysuwał z niej kutasa, nie…?
Milczała, poddając się jego ruchom, jak i tym upokarzającym słowom. Jej ciało przesuwało się delikatnie po łóżkowej pościeli w rytm jego ruchów. W rytm poruszającego się w jej cipce kutasa.
Ta świadomość, te słowa i jej dłoń na jego zgrabnych, ale silnych udach… Tak, faktycznie zrobiłaby z jego pośladkami wszystko, co tylko by kazał… Przesunęła dłoń jeszcze bardziej w tył, zaciskając ją na jędrnym pośladku Patryka.
- Uhm… Jest pani blisko, prawda? – zapytał podekscytowany. – No, powiedz!
Pierwszy raz zwrócił się do niej bezpośrednio pomijając formułę stosowaną zwykle w stosunku do starszych osób a jakby tego było mało, odsunął się nieco, by chyba za karę wymierzyć klapsa w jej pośladek. A potem jeszcze ze dwa.
- Jestem… - poniżona wyrzuciła z siebie krótko, bo tak właśnie było.
Nie odzywał się już, chociaż wyczuła, że ma ochotę mówić do niej, te wszystkie poniżające teksty, wyrażające jego triumf. Ale zamilkł, jakby może nie mógł wymyślić czegoś innego. Po prostu skupił się na tym by ją spokojnie posuwać.
Ale to było za mało. Może chciała czegoś szybszego, jakby obawiała się, że w ten sposób jej nie doprowadzi, że zatrzyma się nagle. A może nagle obudziła się w niej ambicja i chęć odegrania się. I pokazanie, że to niekoniecznie on musi być tym, który rżnie ją, tylko…
Wyrwała się nagle z jego objęć i jego penis opuścił jej cipkę. Jakieś gesty protestu, jakieś urwane słowa, ale ona szybko odwróciła się, przewracając go na łóżku. A sama uniosła się i błyskawicznie usiadła na nim okrakiem. Wszystko to w ciągu kilku sekund.
Patrzyła mu w oczy i widziała, że został zaskoczony, że jego pewność nieco się zgubiła. Poczuła z tego tytułu dużą satysfakcję. A chwilę później poczuła coś jeszcze. Jego naprężonego członka, na którego w tej sytuacji nabiła się dużo bardziej, niż w poprzedniej.
Zamknęła oczy, rozkoszując się tym momentem. Pochyliła nad swym uczniem, opierając dłonie na jego klatce piersiowej. I okrężnymi ruchami zaczęła go ujeżdżać tylko na początku powoli, spokojniej, dostosowując ich ciała do tego wszystkiego, ale potem przyspieszyła a jej ciało zaczęło się wyprężać. Wiedziała, że jej uczeń będzie miał sporo satysfakcji, nie tylko z samego faktu, że jest w niej, ale z tego co widzi na jej twarzy.
- Seba… - usłyszała zduszony głos. – Kręć to, kurwa…!
Ale kolega uznał, że byłoby to chyba przekroczenie pewnych granic i nie ruszył się z miejsca. A Kamila mogła wreszcie przeistoczyć się w prawdziwą nauczycielkę ujeżdżającą swojego ucznia, dominującą nad nim. Jak nie ona.
Przyspieszała i opóźniała swą jazdę. To szaleństwo było zbyt piękne, by zepsuć je zbyt szybkim finałem. Tak, jak chwilę wcześniej chciała tego jak najszybciej, tak teraz kontrolowała wszystko i opóźniała.
Choć początkowo Patryk leżał spokojnie, zdając się na jej dominację, to też dostosował się do sytuacji. Jego dłonie obmacywały jej ciało, zaciskając się na piersiach i przysparzając jej dodatkowych bodźców. Ale schodziły też niżej, masując uda, która miał praktycznie pod nosem i chwytając z tyłu jej pośladki. Naprawdę mocno a czasem strzelając klapsa.
- Lubisz taką nauczycielkę, co? – wydostało się z jej ust, mimo pewnych oporów. O jakich tu oporach można było jeszcze mówić po tym wszystkim?
- Lubię… - wysapał a ona znów poczuła jego dłonie, to na piersiach, to na tyłku. Znów dostała klapsa, by potem poczuć jak jej pośladki zostają zgniecione, przez jego rozpalone dłonie.
To musiał być koniec… Przyspieszyła ruchy, ujeżdżając swego ucznia już tak naprawdę, bez oporów, bez skrupułów.
Tak, bez skrupułów. Żadnych. Nieco pochylona nad leżącym uczniem, ruchała się z nim, tracąc na ten okres czasu całkowita kontrolę. Absolutnie poddając się temu zwierzęcemu wręcz szaleństwu. Za żadną cenę nie chciała teraz przywoływać rozsądku. Nie, nie… Chodziło tylko, aby się ruchać, ruchać na całego. Ujeżdżać go, patrzeć na przesuwające się w szalonym tempie po łóżku oba atrakcyjne ciała. Na ich reakcje, których widok doprowadzał ją do amoku. To wszystko w rytm westchnięć, sapnięć i prawdziwych jęków. Tak krótkich, urywanych, jak i przeciągłych.
Piorunujący orgazm wstrząsnął nią dogłębnie. Niemal zastygła w bezruchu wyrzucając twarz w górę i otwierając usta.
Ale on nie dał jej spokoju. Był ten krok za nią i na ile było to możliwe poruszał swoimi udami, aż chwilę później sam znalazł spełnienie w jej mokrej jak rzadko kiedy cipce.
- To był dopiero pornos, co…? – zapytała niewinnie a przynajmniej starając się, by jej ton zabrzmiał właśnie tak.
Koszmarnie zmęczona, zsunęła się z Patryka, zalegając obok, niemal bezwładnie. Zamknęła oczy, uznając, że najchętniej przykryła by się teraz kołdrą. Ale nie dała rady. Równie wymęczony Patryk znalazł siły, by znaleźć się obok i objąć ją ramieniem.
- Nie – powiedział tylko krótko, widząc jej próby zasłonięcia się.
I odpuściła, starając się już nie przejmować swoją nagością. Wyeksponowała ją w ciągu ostatnich kilkunastu godzin tak, że nie było takiej potrzeby.
Leżeli tak w milczeniu, zbierając siły. Wyczuła, jak Sebastian poruszył się niespokojnie raz i drugi, najwidoczniej mocno pobudzony tym co zobaczył, ale nie próbował się do niej zbliżyć. I dobrze, bo chyba nie byłaby już w stanie. Nie dość, że odczuwała zmęczenie, to jeszcze ból, tam w środku. Jej cipka też została przecież porządnie wygrzmocona. Ile…? W sumie cztery razy, licząc wczorajszy wieczór i dzisiejsze przedpołudnie. Dużo. I sporymi momentami, intensywnie.
Leżeli naprawdę długo. Doznała w pewien sposób sporej satysfakcji, że znalazła sposób, by uciszyć Patryka. Choć z drugiej strony, był to sposób o jakim on sam z pewnością marzył dużo bardziej.
Minuty musiały minąć, by zaczęła myśleć o czymś innym, niż o tym, co się tutaj działo przez te ostatnie kilkanaście godzin.
- Chłopaki – odezwała się w końcu cicho. – Kończymy to.
Poklepała po plecach leżącego obok Patryka i uniosła się znad łóżka.
- Niech pani sobie jeszcze trochę pochodzi tak… - sprzeciwił się Patryka, ale jego ton był dość daleki od kategorycznego. – Tak długo jak tu będziemy.
Westchnęła z lekkim zniecierpliwieniem, ale starała się zrozumieć. Przystanęła przy krześle, notując wzrok obu uczniów na jej tyku a gdy się odwróciła, na wzgórku łonowym.
- Jeszcze nie macie dość? – zapytała i sekundę później zmieniła temat. – Będziemy wracać do miasta. Przynajmniej ja – zastrzegła. – I wybaczcie, ale jednak włożę coś na siebie.
Przyjęli to do wiadomości i wiedząc, że każda chwila nagości szkolnej nauczycielki jest już tą ostatnią, nie spuszczali wręcz z niej wzroku. A ona podeszła do szafki i wyjęła z niej bieliznę. Z pewną ulgą wciągnęła na siebie majtki a potem stanik.
- Spieszy się pani do imprezy pożegnalnej maturzystów? – zakpił nieco Patryk.
- Do jakiej…? – wyprostowała się, podchodząc do okna. - Ach tak, coś tam mieli mieć dzisiaj.
- W posiadłości pana Zerkowskiego, ojca Oskara – sprecyzował milczący od kilkudziesięciu minut Sebastian.
- Coś słyszałam. Nawet mam zaproszenie, ale nie podoba mi się ani Oskarek, ani to całe towarzystwo…
- A szkoda, bo pan Zerkowski obiecał coś tam synowi na zakończenie szkoły – odezwał się Patryk
- A co takiego?
- Podobno striptizerki jakieś…
- Oni w ogóle mają jakieś interesy z dyrektorem naszym – włączył się Sebastian. – I to podejrzane.
- Dlaczego tak uważasz? – zapytała, choć domyślała się jego reakcji. Były to przecież sprawy dość ogólnie znane wszystkim.
- No chodzi o to wszystko… O to, że firma Zerkowskiego buduje nam basen w szkole, znaczy, odnawia go, nie…? I odnawia go od iluś lat. Bo to pieniędzy brak, znaczy nie ma dotacji z rady miasta, albo dotacje są za małe, coś tam pokopią, coś rozbiorą a potem znowu wszystko stoi.
- Kopalnia brudnych pieniędzy – podsumował Patryk.
- Tak, coś mi się obiło o uszy… - skwitowała Kamila.
- No więc właśnie. A policja nie umie im się dobrać do dupska, chociaż jakby chcieli, to by pewnie coś znaleźli.
- Nic nie poradzimy – ucięła ten temat nauczycielka. – Ale z tymi striptizerkami, to chyba przesadzili...
- Tak sobie to wywalczyli a szanowny pan dyrektor nie potrafił się sprzeciwić – uzupełnił Sebastian.
- Nic nie wiedziałam – zareagowała zaskoczona Kamila. – To znaczy, że oni tam będą bawić się wszyscy. I uczniowie i dyrekcja i nauczyciele zresztą, w takim towarzystwie… - znów nie dokończyła. 
- Tak ładnie im to pan Zerkowski zorganizował to wszystko, wspólnie z dyrektorem A nam nie… - pożalił się ironicznie Patryk.
Kamila jakby nie słyszała, bo jej myśli uciekły w inną stronę. To znaczy pozostały przy tej imprezie dla maturzystów, ale… Coś jej utkwiło w głowie. Nad czymś się zastanawiała.
Wygrała bitwę z nimi, to powinno wystarczyć. Tym bardziej, że bitwa była niemal z gatunku tych nie do wygrania. Ale zrobiła to i ukarała ich butę, arogancję i pewność siebie. Zatriumfowała także nad niesprawiedliwością całego systemu.
Ale najchętniej zrobiłaby to jeszcze raz. Konkretnie zrobiłaby coś, by ukarać ich jakoś dosadniej, mocniej, by zapamiętali jeszcze bardziej, niż jako atrakcyjną kobietę, którą już mieli na widelcu a ona smyknęła im się z niego i uciekła bezpiecznie w dal.
- Nad czym pani myśli? – zapytał Sebastian.
- Hm… Długo tu macie zamiar być w Antonówku?
- Nie wiem… - spojrzał na kolegę. – Prawdę mówiąc chcieliśmy tylko na tej imprezie być, spotkać się z panią… To chyba wszystko.
Znów się zamyśliła. Zmarszczyła brwi. Hm, gdyby był tu Daniel, może by jej pomógł, może by coś… Ale nie ma go a ona sama… Czy nie przesadza?
- Dochodzi trzynasta, tak? – zerknęła na wyświetlacz w telefonie komórkowym. – Chłopaki… Ja wracam do miasta i wy może też, co? Weźmiemy taksówkę. I może się jeszcze dzisiaj spotkamy, jeżeli chcecie. Co wy na to?

Rozdział 5

Trochę czasu zabrała podróż, trochę przyrządzenie sobie skromnego obiadu, trochę domowe porządki, tak, że gdy przysiadła i zaczęła myśleć nad pewnymi sprawami, w międzyczasie wykonując kilka telefonów zapadł wieczór i natarczywy dzwonek do drzwi zastał ją w trakcie przygotowań.
- Wejdźcie – uchyliła ostrożnie, upewniając się któż to.
W sumie najchętniej przytrzymałaby ich na zewnątrz, ale to nie byłoby ładne. Poza tym, skoro widzieli już ją w bez niczego, to i sytuacja gdy jest w samej bieliźnie, nie należała do wybitnie wstydliwych.
- Poczekajcie tu, chyba wam to nie przeszkadza, nie? – wskazała im miejsca na korytarzu.
Oczywiście, że im nie przeszkadzało, tym bardziej, że stanęli tak, iż mieli wgląd w kuchnię, gdzie Kamila, tak jak i w innych przypadkach usiadła przy stole starannie dopieszczając makijaż. Chwilę później wciągnęła na nogi samonośne pończochy zauważając pewne poruszenie wśród dwójki obserwatorów. Wstała z miejsca i energicznie ruszyła w kierunku sypialni a zaabsorbowana kobiecymi sprawami, nie zwracała niemal w ogóle uwagi na reakcje chłopaków.
Wyciągnęła ładną sukienkę, nie za długą, nie za krótką… Jak zwykle miała dylematy, ale nie mogła deliberować nad tym zbyt długo. Więc po trzech minutach wyszła z pokoju, znów przenosząc się do kuchni.
Tam włożyła na stopy szpilki i dopiero wtedy spojrzała przed siebie.
- Może być? – wyprostowała się w stronę milczących chłopaków.
- Co najmniej… - odparł nieskory do komplementów Patryk.
Widziała ich twarze i zrozumiała co wyrażały. Chociaż i wczoraj i jeszcze dzisiaj rano widzieli ją nagą, to teraz przypomnieli sobie, dlaczego tak bardzo chcieli widzieć ją nagą.
Tak… Prezentowała się wystarczająco elegancko i kobieco. Zerknęła jeszcze w lustro kilka razy i chwyciła torebkę.
- Idziemy – zarządziła.
Droga przebyta taksówką nie należała do najdłuższych. Posiadłość pana Zerkowskiego, jednego z najbogatszych ludzi w mieście znajdowała się wprawdzie w innej dzielnicy, ale miejskie ulice w niedzielny wieczór były opustoszałe i szybko dojechali na miejsce.
- Ale od pani pachnie… - odetchnął po wyjściu z taksówki Patryk.
- Przeszkadza ci to? – zapytała niewinnie. – Myślałam, że cię tym uwiodę – posłała mu uwodzicielski uśmiech.
Spojrzał na nią tak, że natychmiast wróciła do rzeczywistości.
Weszli do środka bez problemu. Ochroniarz przed bramą znalazł jej nazwisko na liście a obecność obu chłopaków usprawiedliwiła komentarzem, że towarzyszą jej w tej wizycie. Ochroniarz machnął ręką i cała trójka znalazła się w środku.
Kroczyli szeroką alejką pośród zieleni nasłuchując narastających odgłosów imprezy. W końcu ich oczom ukazał się dość duży plac i jeszcze większa gromada ludzi. Zabrakło pewnej części maturzystów, ale ci, którzy znaleźli czas, by pojawić się na imprezie, jak i liczna grupa grona pedagogicznego, sprawiały, że dookoła rozbrzmiewał gwar rozmów w akompaniamencie niezbyt głośno grającej muzyki.
- Mogę zadać pani jedno bardzo intymne pytanie? – odezwał się Patryk.
- Słucham ciebie.
- Zdradzi nam pani w końcu, po co tu przyszliśmy?
- Widzisz… To jest najsłabszy punkt mojego planu… Tak naprawdę sama tego jeszcze nie wiem – wyznała rozbrajająco uroczo.
Fakt, jej plan był… Mocno niedopracowany. Jak by to wszystko rozegrać, żeby…? A w zasadzie, nie tyle rozegrać, ile skoordynować.
- Dzień dobry – z uśmiechem na twarzy przywitała się z dyrektorem liceum, otoczonym kilkoma koleżankami, trochę starszymi od niej. Uśmiech nie był udawany, wchodziła tu niemal, jak triumfatorka.
- Kamilo, cieszę się, że cię widzę całą… - przywitał się kulturalnie pan dyrektor.
Miny koleżanek z pracy nie były tak radosne, za to czujnie obrzucił ją spojrzeniem pan Marek, nauczyciel fizyki.
- Nie spodziewałem się, że tu przyjdziesz, ale jeśli brakuje ci towarzystwa, to zapraszam do barku, częstuj się – spróbował się przykleić, ale Kamila wykonała zręczny unik.
- Mam towarzystwo Marek, jest ze mną dwóch moich bohaterów – wskazała na stojących nieopodal chłopaków.
- Ach… Skoro przedkładasz ich towarzystwo nad nasze… Cóż, pozostaje mi tylko wyrazić zazdrość i ból – skłonił się lekko, ale jego oczy zza okularów wyglądały na zimne.
W tym momencie powinien odwrócić się i odejść, ale nie uczynił tego. Widocznie nimb jaki otaczał Kamilę, jej strój, jej zapach, ona sama… Był ponad siły niektórych. Czuła to, widząc reakcje tak fizyka, jak i niektórych uczniów. Niemal od razu zauważyli jej wejście i od początku nie spuszczali z niej wzroku.
I to właśnie sprawiło, że pewne klocki w głowie zaczęły się łączyć w większy fragment całości.
- Marku, no nie obrażaj się – zaapelowała dużo łagodniejszym tonem. – Nie chcę wchodzić w wasze towarzystwo, wiesz przecież, jak niektóre kwoki na mnie patrzą…
- No to po to tu jestem, by cię obronić, czyż nie? – chwycił przynętę jak małe dziecko. – Chodź i utrzemy nosa niektórym pindom – dodał spoufalonym tonem.
- Daj sekundę, muszę z chłopakami porozmawiać.
Zbliżyła się do nich. Widziała, że nie czują się tutaj najlepiej.
- Pani ma towarzystwo a my nie za bardzo – westchnął z lekkim oskarżeniem w głosie Patryk.
- Patryk, wybacz, ale coś wymyśliłam. I mam taką prośbę do was. Zostawię was samych przez jakiś czas. Nie mówcie, że nie znajdziecie sobie towarzystwa na ten czas… Nie macie tutaj jakichś znajomych z tych trzecich klas?
- Kogoś tam byśmy znaleźli…
- No widzicie… Proponuję tak… Idźcie do nich, podejdźcie do stołów, raczcie się jedzeniem i piciem. Tylko nie przesadzajcie z tym ostatnim – dodała ostrzegawczo.
- A jak panią dopadnie Oskar i banda Muślimów to co wtedy?
- No przecież nie dopadną mnie tu przy wszystkich, nie sądzisz? – przechyliła głowę. – Spokojnie, tutaj jestem bezpieczna, ale potem będę potrzebować moich żołnierzy, zapewniam was.
- No dobra – poddał się Patryk, choć ona sama oczekiwała raczej riposty w stylu „a co żołnierze dostaną w zamian?”.
- No – odetchnęła lekko. – Trzymajcie się sztywno, czy jak wy to tam mówicie… I zobaczymy się raczej prędzej, niż później.
Dała się pociągnąć Markowi do stołu, przy którym biesiadowała ta część grona pedagogicznego, która zdecydowała się przyjść na imprezę do pana Zerkowskiego. Było tego wszystkiego kilkanaście osób. Zabrakło najstarszych nauczycielek, ale te, które były i tak liczyły sobie więcej lat, niż ona. Była w tym gronie najmłodsza. Męska część tego grona, czyli dyrektor, fizyk i nauczyciel angielskiego, też już liczyła swoje, aczkolwiek w tym przypadku nie miało to znaczenia.
Usiadła, popijając drinka, podanego przez Marka. Prawdę mówiąc, nie miała większej ochoty na alkohol, ale mógł być pomocny w wykonaniu planu.
Zresztą pili wszyscy, bądź prawie wszyscy. Nawet pan Zbigniew wydawał się być rozluźniony. Wydawał się zresztą być bardzo przychylnie nastawionym do matematyczki, pani Barbary, która kilka tygodni temu obchodziła pięćdziesiąte urodziny.
Tak minęło dobre kilkadziesiąt minut. Po jednym drinku przyszedł czas na drugiego. W gronie nauczycieli i nauczycielek, mających już trochę w czubie, Kamila mogła się wyluzować i prowadzić swój plan.
- Miałaś dużo szczęścia przedwczoraj, z tego co słyszałem. Ostatecznie ci się upiekło – stwierdził fizyk, poluzowując jednocześnie pasek od spodni.
- Miałam po prostu doskonałych obrońców – wyjaśniła z uśmiechem. – Ale racja, nawet nie masz pojęcia, jak było blisko, bym teraz… No… Chyba nie chcesz znać szczegółów – zaśmiała się luzacko, zgrywając mocno pobudzoną.
-  Ja chciałbym poznać. Jak to było? – wtrącił Jakub, nauczyciel angielskiego.
Nie lubiła obu. Od początków jej kariery nauczycielskiej starali się adorować ją w mniej, lub bardziej głupi sposób, nie przyjmując za bardzo do wiadomości, że jest mężatką i nie interesują jej żadne flirty.
- Wyobraź sobie – zaakcentowała, biorąc uprzednio spory łyk drinka. – Już mnie mieli na trawie, już byłam prawie rozebrana. A tu doskoczył jeden z moich chłopaków i bach! Załatwił ich obu.
- Rozebrana? – spojrzał z uwagą Marek.
Z satysfakcją stwierdziła, że jej słowa dochodzą w inne miejsca stołu i rozmowie przysłuchuje się więcej osób.
- No tak… - głowa zaczęła się kiwać. – Już mnie mieli.. No, jakby to powiedzieć… O, tak – zaangażowana, podwinęła nieco sukienkę, ukazując obu siedzącym po bokach panom koronkę pończoch i oczywiście natychmiast ją poprawiając w asyście wypływającego na twarz rumieńca. – No… Ściągnęli ze mnie spodnie – wypaliła po prostu.
- I co? – dopytywał się Jakub.
- No i jeden się na mnie uwalił i sięgnął łapą w stanik… - potrząsnęła z oburzeniem głową. – Miętolił mi cycki, wiecie, jakie to było okropne…? Ale tak jak mówiłam, jak już byłam przygotowana na najgorsze, podszedł…
- W cycki? – zapytał, jakby dla pewności Marek.
- No, w cycki, przecież mówię…
- Bezczelność – wtrąciła jedna z nauczycielek, ale powiedziała to takim tonem, że Kamila nie miała pewności, czy był to komentarz dotyczący zachowania agresora, czy też brak aprobaty, dla polonistki opowiadającej publicznie takie rzeczy.
- Niestety, nie my uchwaliliśmy takie prawo, pozwalające im na takie rzeczy – podsumowała Kamila, rozkładając ręce w geście obrony.
- No i przyszedł jeden z tych twoich żołnierzy i…? – Marek koniecznie chciał poznać cały fragment.
- I mnie uwolnił. Pomógł się ubrać i dał mi zwycięstwo.
- Zasłużył na jakąś specjalną nagrodę – spróbował dociąć fizyk a Kamila nie omieszkała przepuścić takiej okazji.
- Oczywiście, że zasłużył. I nawet dostał. Podobnie jak reszta – dodała ciszej, wzbudzając oczywistą uwagę słuchaczy.
- Jaką dostał?
- Co? – drażniła się Kamila, sięgając po szklankę z drinkiem i udając, że nie dosłyszała pytania.
- Jaką nagrodę dostał? – powtórzył pytanie Marek a w jego głosie słychać było zniecierpliwienie.
- A dlaczego tak się tym interesujesz Marku, co…? Otóż ja zawsze wychodziłam z założenia, że za dobre uczynki powinno się odpłacać jeszcze lepszymi, więc uwierz mi że nie sądzę, by zarówno on, jak i jego kolega wyszedł z tego wszystkiego niezadowolony…
Kończąc, spojrzała niego szeroko otwartymi oczami, wyrażającymi niewinność. Wiedziała, że to działa na facetów. Szczególnie, gdy rozmowa zeszła na takie tory, gdzie męski umysł mógł sobie wyobrazić przede wszystkim jedno.
Zauważyła także niepewne spojrzenia niektórych nauczycielek. No i nie tylko niepewne. Także takie wyrażające co najmniej niechęć.
- Upiłaś się i robisz nas tu w konia – wzruszył na pozór lekceważąco ramionami Jakub, popijając piwo.
- Nikogo nie robię w konia – zaperzyła się niczym pijana nastolatka. – To wszystko… Zostanie już tylko między mną a moimi obrońcami.
- Ale jak to…? – próbował drążyć temat fizyk, ale z jakiegoś powodu było mu trudno wyartykułować myśli. – Wiesz jak to brzmi?
- Brzmi tak jak ma brzmieć – wzruszyła ramionami, pozwalając by głowa na chwilę opadła na bark fizyka, który ochoczo pospieszył ją z pomocą próbując objąć ramieniem, ale Kamila zdążyła uciec przed tym w ostatniej chwili.
- Powiesz nam, czy mamy się tak przepychać do rana? – przejął inicjatywę nauczyciel angielskiego.
- Mam opowiedzieć wszystko? – Kamila zmarszczyła brwi, jakby podejmowała jakąś decyzję.
- Tak by było najlepiej – Marek skończył piwo, odstawiając szklankę.
- Więc – nieco ściszyła głos, przechylając się w stronę stołu, wiedząc, że i tak wszyscy zainteresowani wzmogli słuch. – Zaprosili mnie do Antonówka. To znaczy dzień po tym. Czyli wczoraj, w sobotę… Tam był taki koncert na powietrzu i… I na tym koncercie, wiecie… - zrobiła lekką pauzę. – On odbywał się na takich zasadach, że uczestnicy powinni być w strojach kąpielowych. No wiec nie chcieliśmy się wyłamywać, rozumiecie, nie…? – kalecząc umyślnie język, rozejrzała się ukradkiem, napotykając na nieprzyjazne i wyrażające zgorszenie twarze starszych nauczycielek.
- No i co? – dopytywał się na pozór obojętnie Jakub, ale jego niecierpliwość była widoczna gołym okiem.
- No i posiedzieliśmy trochę, porozmawialiśmy na różne tematy… Te szkraby moje złote powypytywały mnie o różne takie rzeczy, wiecie… - zaśmiała się cicho, jakby mocno skrępowana wyznaniem. – Byli ciekawi kilku rzeczy. No a ja im odpowiadałam. Należało im się za to co zrobili. No i potem…
- A o co wypytywali?
- No na przykład, czy się masturbuję, takie przyszło do głowy tym postrzeleńcom – zaśmiała się, świetnie, przynajmniej w jej mniemaniu grając na poły ubawioną, na poły skrępowaną. – No i potem się pobawiliśmy, potańczyliśmy… Muszę powiedzieć, że nawet wtedy wybronili mnie przed jednym amantem, który chciał mnie poznać zbyt blisko – znów się zaśmiała krótko, biorąc kolejny łyk drinka.
- A jak już potańczyliście… - zachęcił do kontynuowania Marek.
- To udaliśmy się do ich domku. Bo ja swojego nie wynajęłam, byłam przecież na ich zaproszenie. Musiałam się przebierać u nich i inne rzeczy, sami wiecie… No i co…? No i bawiliśmy się dobrze, w sumie kontynuowaliśmy to co na plaży i wiecie… No i spędziliśmy noc razem, bo gdzie się miałam podziać?
Znów rozejrzała się po znajomych twarzach. Patrzyły z niesmakiem, pogardą, niechęcią. Z wyjątkiem tych należących do fizyka i anglisty. Te wyrażały raczej napięcie i skupienie.
- Spędziliście noc? – powtórzył Marek.
- Tak, jakkolwiek by to brzmiało, Marku najdroższy… Już mówiłam, że nie miałam własnego łóżka.
- Kamila zachowujesz się jak nie ty i robisz nas w balona – skomentował krytycznym tonem Jakub, ale nauczycielka czuła, że wcale nie jest pewny swojej tezy.
W tym momencie muzyka rozległa się głośniej, zagłuszając jej odpowiedź.
Dopiła drinka, zaśmiała się i głośniejszym tonem obwieściła towarzystwu, że idzie potańczyć. Wiec poszła, lekko chwiejącym się krokiem, nim ktokolwiek zdążył zareagować. Dopiero kilkanaście metrów później ogarnęła się i uznała, że ten teatr nie jest już potrzebny.
Nie wiedziała, czy uwierzyli, ale nie miało to znaczenia. Ważne, że zasiało wśród nich to ziarno. Ziarno niepewności. Tą tematykę. Nie musieli uwierzyć, ważne, by ich myśl zaczęły krążyć wokół jednego.
A ona… Patrzyła teraz na jeden ze stolików a w zasadzie dużych stołów. Wokół niego zgromadziło się dobre kilkanaście osób, jak nie więcej a na nim, w rytm muzyki i oklasków, tańczyły trzy dziewczyny. Z pewnością młode, niebrzydkie, przynajmniej o względnie atrakcyjnych figurach. No i niemal nagie.
Niemal, bo fragmenty ich ciał okrywała bielizna. Przynajmniej jeszcze przez chwilę. A akompaniamencie braw, coraz liczniejszej publiki, na stole zaczęły lądować kolejne staniki striptizerek. Najpierw wysokiej brunetki, potem obu nieco niższych pań, krótkowłosej blondynki i rudej o największym biuście.
Przypatrywała się przez chwilę temu występowi. O dziwo, wśród oglądaczy nie zauważyła nikogo z jej piątkowych przeciwników. Może mieli lepsze zajęcia i jeszcze atrakcyjniejsze partnerki?
Cofnęła się, widząc, że skupia na sobie sporą uwagę. Owszem chciała ją skupić, ale w inny sposób. Zrobiła kilka kroków wstecz.
- No to teraz… - powiedziała do siebie, stając na dość dużym placyku, na którym hasało kilkudziesięciu maturzystów obojga płci. Chociaż nie filtrowała ich wzrokiem, czuła te spojrzenia na sobie. Hm, wspaniale…
Nie musiała czekać. Obaj żołnierze pojawili się obok niej w ciągu kilku sekund.
- No panowie – zainicjowała z szerokim uśmiechem na ustach. – Gotowi na wojnę?
Nie udawała i nie musiała. Alkohol krążył we krwi, oczywiście nie dając się we znaki, tak jak to zademonstrowała podczas rozmowy z kolegami z pracy, ale jednak czuła lekki szum w głowie.
Nogi rwały się do tańca a dobry humor pomagał jej w tym. Humor nie opuszczający jej od niemal już czterdziestu ośmiu godzin.
W sumie to i tak powstrzymywała się przed jakąś wybujałą ekspresją. Ale i tak teraz rządziła ona. Jak rzadko kiedy w życiu. To było to jedyne miejsce, kiedy mogła poczuć się władczynią. Poza kuchnią, jak czasami próbował ją wkurzyć Daniel.
Nie trzeba było kilku piosenek, by nogi same poniosły ją do tańca. Nie, nie… Nastrój był zbyt dobry a kierowało nią coś jeszcze.
- No, panowie… Bądźcie prawdziwymi mężczyznami – sprowokowała ich, nie przestając się uśmiechać. To był ten moment, kiedy wypity alkohol uderzał najmocniej.
Zresztą nie potrzebowała go wcale. Ale skoro już płynął w jej żyłach… Oddała mu się bez reszty, tak jak muzyce płynącej z głośników. Poniósł ją rytm.
Nie zważała na swój image, na to, jak wystroiła się, jak wypachniła, jak wyglądała, jakie robiła wrażenie na uczniach. Zamknęła oczy i trzymając za dłonie z dwójką niezłomnych obrońców kręciła w kółko, dając się ponieść temu co płynęło z głośników.
Jej ciałem rządziły inne emocje. Emocje idące w parze z tym, czego sama chciała, czego sama oczekiwała. Więc nie zwlekała. Nie czekając, nim upłyną długie minuty, chwyciła za dłonie Sebastiana, przybliżając się do niego.
- Sebastian… - wyrzuciła z siebie, na poły uwodzicielskim, na poły trochę skrępowanym tonem. – Dziękuję ci za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Przede wszystkim za to, że wyciągnąłeś mnie z opresji, z łap tych ostatnich szubrawców… Mam nadzieję, że to czym ci odpłaciłam zadowoliło cię w pełni, tak…?
- No raczej tak… - usłyszała wyrażający zaskoczenie głos, dobiegający jakby nieco z oddali.
I nim ktokolwiek zdążył zareagować, przybliżyła swe usta do twarzy swojego klasowego ucznia, przywierając do niego mocno, nawet unosząc nogę w górę, tak jakby chciała go objąć kolanem. Usta jej i długowłosego młodzieńca złączyły się w jedność. Całowała go namiętnie, tak namiętnie, jak było ją na to stać. Mimo tego, że wiedziała, iż w tym momencie wpatruje się w nią co najmniej kilkadziesiąt par oczu.
A zaskoczony Sebastian poddawał się temu biernie, tak jakby nauczycielka gwałciła go swymi ustami. Może trochę tak było, ale nie ustępowała. Czuła, że musi, że chce mu oddać to, na co zasłużył jak najbardziej. To przecież on sprawił, że była tu radosna, szczęśliwa, zwycięska. Całowała go z pasją, namiętnie, nie potrzebując do tego żadnego środka wspomagającego, mimo, że takowy płynął w jej żyłach.
Całowała się tak władczo, jakby… Zresztą czuła go swymi ustami i podobało się to jej. Bardzo. Jego miękkie usta poniekąd obezwładniały ją. Dziwna sytuacja, biorąc pod uwagę fakt, że to przecież ona sama była inicjatorką.
Oderwała się dysząc lekko, ciekawa reakcji chłopaka. Dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że była w stanie poderwać prawdziwego mężczyznę a nie tylko nastoletniego ucznia. Ale dla niej, to ten osiemnastolatek zasługiwał na to miano. Nie ci wyżelowani, wymodelowani i inne takie…
Odwróciła się czując satysfakcję z tego, co wyczytała w oczach Sebastiana, jak i tego, że bardziej wyczuła, niż usłyszała szmer, nawet przy tej głośno grającej muzyce. Wiedziała, że patrzyli, że widzieli. Ale to nic. O to przecież także jej chodziło.
I teraz czekało na nią trudniejsze zadanie. Patryk. Ten, który tak ją rozbrajał, szczególnie w ostatnich dniach, chociaż przez te już praktycznie dwa lata nie szczędził jej czasem drobnych upokorzeń, bywając złośliwym. Także przecież i podczas ostatniego weekendu w Antonówku.
- Patryku – zaczęła słodko obejmując go, tak jak uprzednio jego klasowego kolegę i znów stwierdzając z satysfakcją, że jej zachowanie nie pozostaje bez wpływu na młodego licealistę. – Wiesz doskonale, że masz cudowny tyłeczek, który mogłabym pieścić godzinami. No… Zadowolony?
I nie czekając na odpowiedź, również szybko przykleiła się do ust drugiego z uczniów oddając się temu pocałunkowi z jeszcze większą namiętnością i pasją. Coś w nim było… To znaczy w Patryku. Z jednej strony łobuz, z drugiej w jakiś sposób obezwładniał ją, tak fizycznie, jak i duchowo. W jakiś sposób toczyła z nim pojedynek. Tak jak teraz, chcąc swym pocałunkiem doprowadzić go do… Swojego zwycięstwa?
Nieważne. Całowała się z nim, wpychając język w jego usta, całując się zachłannie, niczym podekscytowana kochanka. Bo tak się czuła. Niby scena, która miała po prostu odegrać a nakręciła ją, jak jakąś małolatę. Całowała się z nim, czując w przypływie nagłej paniki, że traci kontrolę. Na szczęście nie straciła jej do końca. Choć pocałunek był namiętny i trwał długo, wiedziała, w którym momencie się oderwać.
Do jej uszu dobiegły jakieś wrzaski, gwizdy, czy coś. Nie zważała na to, choć domyślała się, że to reakcja publiczności na jej wyczyny. Zamknęła oczy i oddawała się rytmom, nie sprzeciwiając się, gdy jej uczniowie znajdowali się zbyt blisko jej ciała. Nie zważała na reakcje otoczenia, na odgłosy, na spojrzenia. Wiedziała, że zrobiła wszystko by stać się sensacją tego wieczoru i była z tego tytułu bardzo zadowolona.
- Widzę, że mógłbym jeszcze panią bzyknąć – usłyszała z ust Patyka, ale nie zareagowała. Ani uśmiechem, ani przyganą. Niech sobie mówił, to co przyszło mu do głowy. Jego prawo.
Tańczyła leniwie raczej, wypinając się bardziej, niż drobiąc krokami. Taka muzyka. Na tyle pozwalał szanowanej nauczycielce jej własny stan. Ocknęła się, gdy ujrzała obok siebie Marka patrzącego na nią średnio przyjaznym wzrokiem.
- Zbigniew prosi cię do siebie. I was też – przekazał krótko nie znoszącym sprzeciwu tonem.
- A wypchaj się – usłyszała z ust Patryka, ale tak, by nauczyciel fizyki jednak tego nie słyszał. Uśmiechnęła się z sympatią i posłusznie podążyła śladem starszego kolegi z grona pedagogicznego. Jej uczniowie również.
Kątem oka uchwyciła wreszcie kilka postaci, których do tej pory nie zauważyła. Stali w większej grupce, Oskar, Samir, Mounir i jeszcze inni. Stali i patrzeli a ich twarze zdawały się wyrażać ambiwalentne odczucia. Z jednej strony niechęć do szkolnej nauczycielki, spowodowana pewnie porażką w sytuacji, gdy już widzieli się zwycięzcami, z drugiej podekscytowanie tym, co zobaczyli przed chwilą, tym, jak się prezentowała w tej kreacji, tak odbiegającej jednak od tego co zwyczajowo miała na sobie podczas lekcji.
- Pani Kamilo, niech pani usiądzie – odezwał się dość surowym tonem dyrektor, gdy ponownie dotarła do stolika zajmowanego przez kolegów i koleżanki z pracy.
Dostrzegła także kilka innych osób, Jedną z nich był właściciel posiadłości i jeden z najbogatszych ludzi w mieście, pan Zerkowski, szpakowaty, w wieku około pięćdziesięciu lat, z pewnością dość przystojny.
- Dziękuję, ale jestem w zbyt dobrym nastroju i mam ochotę się ruszać – odpowiedziała swobodnie.
- W każdym razie, z uwagi na pani zachowanie jestem zmuszony przeprowadzić postępowanie wyjaśniające.
- A to z jakiego powodu? – beztrosko udała zaciekawioną.
- Z takiego, że zachodzą podejrzenia, iż dopuściła się pani czynów nie mających zbyt wiele wspólnego z etyką nauczycielską, w stosunku do dwójki uczniów naszego liceum. Mam na myśli dzień wczorajszy, jak i zachowanie podczas dzisiejszego przyjęcia.
- Nie rozumiem, prawdę mówiąc – wyznała. – Przecież kilka tygodni temu, wspólnie z niejakim panem Ahmedem, uznał pan, że Sąd Boży, po którym nauczycielka może stać się własnością uczniów liceum, mogących zrobić z nią wszystko co im się żywnie podoba, jest rozwiązaniem w żaden sposób nie godzących w nieetyczność, czy jak to tam zwać, prawda?
- Tak, ale… - usiłował wejść jej w zdanie, ale nie pozwoliła na to, zwiększając głos dla efektu i czując przyspieszone tętno.
- Wobec tego, czym to się różni od sytuacji, gdy uczciłam zwycięski bój z moimi uczniami, obrońcami, pieprząc się z nimi przez całą noc?
Pełne zgorszenia jęki, westchnięcia i pomruki rozległy się wokół. Jej niby nieopatrzne wyznanie przystopowało nawet i dyrektora. Do umysłów słuchających dotarło, że to o czym kilkadziesiąt minut wcześniej opowiadała nie do końca jednoznacznie, jednak było faktem.
- Pani Kamilo – zareagował w końcu dyrektor. – To są dwie zupełnie odmienne sprawy…
- Jak to? – znów przerwała, udając zdziwienie. – Czym różni się wystawianie nauczycielki na pastwę niewyżytych zboczeńców od tego, że ona robi to samo, tyle, że z własnej, nieprzymuszonej woli? Przecież efekt jest ten sam.
- Pani Kamilo, pani nie rozumie. Sąd sądem, tak nakazywały nam przepisy regulujące sprawy współżycia w grupie wieloetnicznej… Nie mogliśmy nic zrobić. A w tym przypadku…
- Na pewno nie mogliście? – jej ton jakby złagodniał. Jakby Kamila nagle zaczęła się wycofywać.
- Nie mogliśmy – powtórzył dyrektor.- To wszystko odbyło się zgodnie z panującym prawem. A pani zachowanie, do którego się pani przyznała, zdecydowania wykracza poza normy etyczne i prawne.
- Naprawdę? – zmarkotniała udając zdziwienie. – Myślała, że skoro jedna rzecz jest dopuszczona, to druga też, tym bardziej, że wszystko dzieje się za przyzwoleniem obu stron…
- W związku z tym stawi się pani jutro… Nie, jutro jest przecież święto, więc pojutrze w gabinecie aby…
- Panie Zbigniewie, przecież widać, że ta młoda dama nie miała nic złego na myśli i po prostu pobłądziła – odezwał się pan Zerkowski. – Przecież można tę sprawę rozwiązać inaczej.
Kamila zerknęła na niego. Nie wyglądał, jakby miał do niej jakiś uraz spowodowany porażką syna. Może dlatego, że w swoim życiu oprócz sukcesów, zaliczył także niejedną porażkę i rozumiał, że nie zawsze można wygrać?
- Co pan proponuje? – zapytał pan Zbigniew.
- No Zbyszek… Myślę, że pani nauczycielka w ramach zadośćuczynienia może przecież… Inaczej, przecież znów można zwrócić się do Sądu Bożego, prawda? Nie bawiąc się w żadne regulaminy i inne takie gówna – podkreślił dosadnie i rubasznie poklepując dyrektora liceum w plecy.
- Panie Zerkowski, może ja jeszcze wejdę na stół, co? – odezwała się nauczycielka geografii, pani Iwona, wzbudzając śmieszek koleżanek.
- Pięknych kobiet nigdy za wiele – skomentował kurtuazyjnie biznesmen, jakby ignorując fakt, że pomijając, już inne rzeczy, waga nauczycielki z pewnością oscylowała wokół stu kilogramów.
- Panowie bądźmy poważni – zaapelował dyrektor, starając się przebić przez narastający gwar.
- Jesteśmy poważni, ale w tych warunkach… Może zaproszę państwa zainteresowanych do siebie? – rzucił pomysł biznesmen.
O dziwo, propozycja została przyjęta bez większego sprzeciwu. W ciągu kilkunastu sekund wstali i ruszyli w kierunku willi. Biznesmen i dyrektor a wraz z nimi dwaj nauczyciele, Marek i Jakub. Kamila podążyła też a z nią dwójka uczniów.
Kierowała nią ciekawość. Chociaż biznesmen rzucił taką uwagę, że skojarzyło się jej z jednym, to… Mało prawdopodobne. Tak, przy wszystkich? A może uznał ją za jakaś taką… Łatwą? A dodatkowo jeszcze będącą w tarapatach?
W każdym razie, nie obawiała się jakoś. Weszła do środka i po jakimś czasie, wszyscy w komplecie znaleźli się w jakimś pokoju.
- Może byłoby lepiej, gdybyśmy zostali jednak sami, dorośli, bez uczniów? – zwrócił się z tym pytaniem pan Zerkowski.
- To moi wybawcy – sprzeciwiła się Kamila. – Ale, skoro pan tak uważa… Chłopaki, poczekajcie na korytarzu.
Patryk z Sebastianem niechętnie opuścili pokój.
- Nie da się ukryć, że zrobiliśmy sobie kłopot – zagaił biznesmen podchodząc bliżej nauczycielki. – A w zasadzie pani go sobie sprawiła. Możemy to jednak zawsze jakoś rozwiązać.
- Co ma pan konkretnie na myśli? – zapytała, zgrywając naiwną, co zresztą nie uszło uwadze właściciela posiadłości.
- Myślę, że skoro potrafiła pani podziękować za pomoc swoim uczniom, to i jest pani skłonna podziękować także tym, którzy wyciągną pani i z tej matni, w jaką się pani zapędziła.
Milczała przez chwilę, niby analizując słowa biznesmena, który wykorzystał ten moment, by podejść do jednej z półek i włączyć cicho grającą muzykę.
- Prawdę mówiąc czuję się niewinna – starała się nie wyjść na zbyt łatwą. – I choć teraz przemawiają do mnie argumenty pana dyrektora, to jednak nie jestem przekonana co do słuszności tego wszystkiego…
- Robi pani ceregiele… - przerwał jej biznesmen, ale i jemu wszedł od razu w słowo Jakub.
- Kamila, wskocz na stół, bo jeszcze Iwona cię zastąpi…
- No, chociaż tyle możesz zrobić… - poparł go, choć chyba niezbyt chętnie fizyk.
Drgnęła lekko. Znajdowała się w pokoju, w otoczeniu czterech mężczyzn w wieku średnim, czy nawet trochę poważniejszym. Wszyscy patrzyli na nią jak na przedmiot. Na piękną kobietę, która przybyła tu, by zaspokoić ich żądze. Poczuła niesmak. Spuściła wzrok, co kuriozalnie odebrali, jako przyznanie się do winy.
- Wiem, że to krępujące, ale to, przez co pani przeszła w ostatnich dniach… - nie dokończył biznesmen, biorąc ją pod ramię.
Tak, to co przeszła… Chyba, to, że dawała dupy. W sensie, skoro już dała się zerżnąć dwóm uczniom, to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by mogli ją przelecieć także oni czterej, czyż nie?
- Panie Zerkowski, panie dyrektorze… Czy to oficjalne…? To znaczy, czy jeśli… - chrząknęła udając nerwowość i zmieszanie. – Czy, jeżeli tak, to wszystko wróci do normy i nie zostanie wszczęte przeciwko mnie żadne postępowanie?
- Ja to pani gwarantuję – biznesmen nie dał odezwać się dyrektorowi. – Mam duży wpływ na Zbyszka, może mi pani zaufać.
Przypomniała sobie słowa uczniów o podejrzanych kontaktach obu panów. Choć nie ufała Zerkowskiemu za grosz, wiedziała, że w tym przypadku nie rozminął się z prawdą.
- Ale ja… Nie do końca mam teraz ochotę – przełknęła ślinę, robiąc z siebie małą, zagubioną dziewczynkę.
- Teraz to się przejmujesz… Nie rób scen i daj nam spektakl – wypalił Jakub.
Jakby niechętnie postąpiła krok w przód. Ale uginające się nogi były faktem. Choć wszystko zmierzało w odpowiednim kierunku, tak jak tego chciała, to przecież ten etap nie należał do łatwych. Delikatnie mówiąc.
Uniosła nogę, wchodząc na krzesło a potem wskoczyła na stół, z trudem utrzymując równowagę w tych szpilkach. Muzyka zrobiła się nieco głośniejsza.
- Ach tak… - mruknęła, ni to dla dodania sobie odwagi, ni to dla tego by po prostu coś powiedzieć. Bo czterej milczący panowie zgromadzeni wokół stołu w pewien sposób paraliżowali ją i onieśmielali. Mimo wszystko.
Była przecież tylko Kamilą, która w ostatnich dniach porwała się z motyką na słońce. Udało się jej w piątek, wybrnęła z wszystkiego w sobotę. A co będzie dzisiaj?
Z bijącym sercem, na uginających się nogach, zaczęła poruszać się w rytm muzyki, czując, że wychodzi to jej idiotycznie. Jakieś uwagi kolegów z grona pedagogicznego i biznesmena nie zmieniły jej nastroju.
Drżącą ręką rozpięła sukienkę, opuszczając ją w dół. Tak, jakby to wydarzenie miało wyglądać lepiej, niż kretyński taniec na stole na oczach trzech znajomych z pracy i właściciela willi. Poczuła krew uderzającą jej do głowy. W ciągu kilku sekund ukazała im się, na ich oczach w samej bieliźnie. W majtkach, staniku i pończochach, które pewnie dodatkowo ich nakręciły.
- No, no… - usłyszała z dołu. Więc teraz miała już pewność.
Tym bardziej, że obaj koledzy poczynali sobie chwacko. Wiedziała, że mają na nią apetyt od zawsze. Dokładnie od dziewięciu lat, bo tyle czasu minęło, nim zaczęła tu pracować. I teraz po tych dziewięciu latach, mieli wreszcie okazję zobaczyć ją w takim wydaniu.
Poczuła ogarniające ją poniżenie, narastające dodatkowo w zastraszającym tempie. Tak, że przestraszyła się na moment, czy aby nie straci kontroli nad tym wszystkim.
- Uhm… - wydała z siebie lekki pomruk, gdy dłoń Jakuba lubieżnie chwyciła ją za łydkę, sunąc w kierunku kolana.
Uwolniła się od niej i zamknęła oczy. Nie chciała dać się macać, chociaż akurat tamte rejony, to jeszcze nie było nic nad wyraz intymnego. Ale nawet to… Każdy ich dotyk, robił z niej kurewkę. Kurewkę rozbierającą się dla nich, zmuszoną do poniżenia, do zrobienia im dobrze. Im, mężczyznom, panom tego świata. Chcącym poczuć także władzę nad niezdobytą do tej pory pięknością.
Wyczuwała ich pożądanie, które zaczęło przybierać zbyt mocny obrót. A przecież musiała kontynuować. Sięgnęła dłonią do tyłu. Przez jakiś czas majstrowała przy zapięciu, próbując przedłużyć ten moment do oporu. Ale nie mogła ciągnąć tego w nieskończoność. Stanik poluzował się, ramiączka zaczęły zwisać swobodnie. Jeszcze kilka ruchów i nieuniknione stało się faktem. Stanik poleciał w dół, a jej piersi… Były nagie.
- Ma pani talent, jak cholera! – usłyszała zachwycony głos Zerkowskiego.
Jasne, talent… Wystarczyło po prostu by piękna kobieta pokazała trochę, no… Raczej sporo więcej nagiego ciała i to wystarczyło, by określić ją mianem utalentowanej. W pokazywaniu cycków czterem podnieconym mężczyznom. No chyba, że miał na myśli jej przeciąganie tego momentu, ale chyba nie…
Czerwona na twarzy tańczyła a w zasadzie poruszała się zmysłowo, czując, że jeszcze chwila i drżące kolana nie utrzymają jej w tej postawie. Momentami odruchowo zasłaniała piersi, ale nie mogła tego czynić stale. I uwalniała je na ten męski wzrok, tych, którzy niemal dekadę czekali na podobne widoki.
Dłoń Jakuba natarczywie przesunęła się powyżej kolan, zaciskając się na udzie Kamili, jakby próbował ją unieruchomić. Czuła coraz większe osaczenie. W duchu odliczała sekundy, gdy to wszystko powinno się skończyć. No, na miłość boską, w zasadzie już powinno się skończyć…
A tymczasem Jakub nie poprzestał. Z prawdziwym już przestrachem zobaczyła, jak w mgnieniu oka wskakuje na stół, stając za nią. Serce uderzyło jak młot. Co miała zrobić? Bo w głowie huczała już tylko jedna myśl, by ratować się z opresji. A tymczasem dłonie Jakuba przejechały po jej udach, ramionach i zdecydowanie, mimo jej oporu, prześlizgnęły się w przód, bez ceregieli chwytając jej nagie piersi.
- Ach… - wzdrygnęła się przed tym niechcianym kontaktem, uściskiem, który z jednej strony zabolał a z drugiej poniżył chyba zbyt bardzo. – Puść! – nakazała natychmiast.
Ale nie puścił, gwałcąc jej nagi biust swym natarczywym, lubieżnym dotykiem. Niemal skazana na pożarcie, oczekiwała, kiedy nauczyciel angielskiego nasyci się piersiami, o, tak jak teraz… Kiedy puści je, jego dłonie zjadą w dół, chwytając za majtki i zdzierając je z niej…
Gdy w tym momencie drzwi do pokoju otwarły się i do środka weszła kobieta… No, kobieta, jak tysiące innych.
- Kim pani jest? – Kamila usłyszała nieprzyjazny głos biznesmena.
- Dobry wieczór… Właściwie to przepraszam za najście, ale nie było innego sposobu. Nazywam się Sylwia Chmielewska i jestem przedstawicielką kuratorium oświaty w województwie.
- A co pani tu robi? – zapytał zdziwiony biznesmen marszcząc brwi.
- Przybyłam tutaj, chcąc zadać kilka pytań… Nie panu oczywiście, tylko znanemu mi tutaj, panu Zbigniewowi Przeworskiemu, dyrektorowi liceum. Choć widzę, że i pozostałym panom też należałoby zadać kilka pytań podobnej treści…
W pokoju zapanowała cisza a Kamila zobaczyła, ze o ile obaj nauczyciele nie przejęli się wybitnie obecnością pani Chmielewskiej, to dyrektor solidnie się wystraszył.
- A nie może pani kiedy indziej? – zareagował właściciel willi.
- Teoretycznie mogę, ale chciałam na własne oczy zobaczyć o czym mi doniesiono, bo nie wierzyłam… W każdym razie, czy to pan, pani Zbigniewie jest organizatorem tego przyjęcia dla młodzieży szkolnej, które odbywa się z udziałem zaproszonych striptizerek?
- Ja jestem organizatorem – wtrącił pan Zerkowski.
- Rozumiem, ale pan Zbigniew, jako dyrektor szkoły, do której uczęszcza ta młodzież zgromadzona w tej posiadłości, jest również organizatorem a przynajmniej współorganizatorem, tak?
- To znaczy, ja… - zaczął z wolna pan Zbigniew, ale nie dokończył.
- W każdym razie, jeśli nie chce się pan do tego przyznać, miał pan świadomość, że na tym przyjęciu pojawią się striptizerki i nic pan nie zrobił w tym kierunku, prawda?
- Ale… To nie tak… - próbował oponować dyrektor.
- Twierdzi pan, że nie tak, ale ja na placu widzę coś zupełnie innego – odpowiadała niemal zupełnie beznamiętnym tonem kuratorka. – No cóż… A pozostali panowie, także to widzieli i nie poczuli się w obowiązku zareagować, tak?
Odpowiedziało jej milczenie, przerywane jakimś niepewnym chrząkaniem.
Drzwi wciąż były otwarte, tuż za nimi Kamila zobaczyła zaglądających do środka chłopaków. Sama wciąż stała na stole, zasłaniając nagi biust rękoma.
- A pani… - odezwała się wreszcie kuratorka w jej stronę. – Pani jest także nauczycielką, o czym mi doniesiono, prawda? Co pani robi, jeśli mogę wiedzieć?
- Hm… - odparła z wahaniem, próbując chociaż trochę zagrać. – Zaproponowano mi takie rozwiązanie… Pewnego problemu.
- Rozwiązanie problemu? – powtórzyła pani kurator. – Czy może się pani wyrazić jaśniej?
- Mieliśmy pewne nieporozumienia dotyczące pewnych wydarzeń i obecni tutaj panowie zaproponowali, abym rozwiązała te nieporozumienia w taki właśnie sposób… - perorowała udając niepewność i zagubienie.
- Rozumiem – chrząknęła tym razem pani kurator. – Rozumiem także, że obecna chwila jest mocno nieodpowiednia na złożenie obszernego raportu. Zobaczymy się zatem we wtorek. Niemniej, już teraz chciałabym poinformować, że wszystkim tu panom zawieszam prawo do wykonywania zawodu. Oficjalną decyzję na piśmie dostarczę we wtorek. Wtedy też wysłucham co ma do powiedzenia każda ze stron. To tyle z mojej strony.
Wyszła w drzwiach niemal zderzyła się z kolejną dwójką przybyłych osób. Ładną, wysoką blondynką w jeansach i kurtce, oraz nieco niższym, za to mocniej zbudowanym, krótkowłosym brunetem.
- Pan Zerkowski, tak? – w pokoju rozległ się dźwięczny głos blondynki.
- Tak a pani? – burknął biznesmen niezadowolony z zajścia.
- Wydział dochodzeniowy – machnęła niedbale legitymacją służbową.
- Czego pani ode mnie chce? – biznesmen wyglądał bardziej na zaskoczonego, niż przestraszonego. – I to jeszcze o tej porze?
- Zaraz się pan dowie. A pan, jak się domyślam, to pan Przeworski, dyrektor liceum, tak? – wskazała palcem w kierunku pana Zbigniewa.
- Tak… - mruknął wskazany, wyraźnie przybity słowami poprzedniej z kobiet .
- Panie Zerkowski, pojedzie pan z nami, złożyć wyjaśnienia dotyczące spółki Comfortex i jej rozliczeń z urzędem miasta w sprawie budowy szkolnego basenu w liceum zarządzanym przez pana Przeworskiego – wytłumaczyła zgrabnie.
- Jakich rozliczeń? – tym razem wyglądał już na bardziej zaniepokojonego. – I dlaczego teraz w niedzielę wieczór? Nie można tego załatwić w normalny dzień, rano?
- Otrzymaliśmy nowe materiały dowodowe i byłoby lepiej, gdyby zapoznał się pan z nimi jak najszybciej. Pan Przeworski również pojedzie z nami – skinęła głową w kierunku dyrektora.
- Myśli pani, że mam ochotę jeździć z wami, bo taki macie kaprys? – rozłościł się właściciel willi.
- Niech się pan modli lepiej, żeby to wszystko faktycznie okazało się naszym kaprysem a nie pana poważnymi kłopotami, skoro w pana rachunkach brakuje ośmiuset tysięcy złotych – poinformowała go dźwięcznym i pewnym głosem, wbijając w niego wzrok tak, że biznesmen zaniechał protestu. – A tak, przy okazji… Co ta pani robi tutaj?
- To striptizerka… - rzucił jeden z nauczycieli.
- Naprawdę? – blondynka udała teatralne zdziwienie. – Tak się składa, ze ja znam tą panią i wiem doskonale, że nie jest żadną striptizerką, lecz nauczycielką. Pytam zatem raz jeszcze, co tu się stało?
- Nauczycielki też mogą bawić się w striptiz, nie? – wzruszył ramionami nauczyciel fizyki nie chcąc dać się pomiatać jakiejś blondynce z policji.
- Ale coś nie jestem do końca przekonana o tym, że… Mogę wiedzieć, co tu się stało?
- Mieliśmy porozmawiać o mojej przyszłości nauczycielki w liceum – wyjaśniła zgrabnie Kamila, z trudem powstrzymując wypełzający na twarz uśmiech.
- I ta rozmowa właśnie tak miała wyglądać, jak widzę…?
- Panowie zaproponowali mi, że jeżeli porozmawiam z nimi w ten właśnie sposób, to moja przyszłość będzie wyglądać optymistycznie…
- Ach tak… Szantaż, molestowanie…? Dość tego, wszyscy jedziecie z nami! – blondynka głosem nie znoszącym sprzeciwu wskazała palcem na obu nauczycieli.
- Niech pani przystopuje, bo pracuje pani w polskiej policji a nie w gestapo – zaoponował rozsierdzony Marek.
- To niech pan się popuka w głowę i zrozumie, że jest pan nauczycielem w liceum a nie szantażystą młodszych koleżanek, jasne? – policjantka dostosowała się tonem głosu do fizyka, natychmiast temperując go. - Michał, bierzemy całą czwórkę.
Pomimo pewnych protestów, czterech mężczyzn opuściło pokój, wraz z dwojgiem policjantów. Kamila ostrożnie postawiła stopę na krześle, schodząc wreszcie ze stołu. Nim znalazła się bezpiecznie na podłodze, w pokoju pojawiła się dwójka wiernych żołnierzy.
- Znów widzimy pani cycki – zareagował wesołym tonem Patryk.
- Nie stać cię na jakieś głębsze sformułowania? – zbierała się opornie, czując, że jej ciało jest roztrzęsione po tych wszystkich przeżyciach.
- Stać mnie. Na przykład na takie, że do północy zostało jeszcze trochę czasu.
- I co z tego wynika?
- To, że mogłaby być pani do końca niedzieli zobowiązana… No, to, że w dalszym ciągu powinna czuć pani opór, chcąc powiedzieć nam „nie”.
Zatrzymała się ze stanikiem w dłoni, spoglądając na ucznia.
- A jeśli jednak wypowiem to słowo?
- Może to nawet i lepiej – podszedł do niej a ona wyczuła, że jest podniecony. To, że przeleciał ją już dwukrotnie tego dnia, nie pozbawiło go widocznie sił i ochoty na coś jeszcze…
- Dlaczego lepiej?- zapytała zaskoczona.
- Bo mi się wydaje, że pani… No nie jest taka znowu pobożna, jak nam by się to mogło wydawać.
- Co masz na myśli? – zapytała przybierając nieco bardziej surowy ton.
- To, że na przykład tutaj, dała się pani szybko rozebrać do rosołu. Kto wie, może gdyby ta kuratorka weszła minutę później, byłaby pani i bez majtek już… No i ogólnie tak zaczyna mi się wydawać, że lubi pani pewną drapieżność…
- Drapieżność?
- No chodzi mi o to, że gdyby pani powiedziała „nie”, to i tak oczekiwałaby pani… No dobra, że chciałaby pani, abyśmy wzięli panią siłą.
Zastygła w chwilowym milczeniu po tym wywodzie, spoglądając uważnie na ucznia.
- Jesteś jednak w błędzie Patryku. Będzie lepiej, jak się jednak ubiorę, dobrze? Wydaje mi się, że mieliście dzisiaj wystarczająco dużo przyjemności.
- A jeśli nam się nie wydaje? – poczuła silny dotyk rak Patryka, którymi unieruchomił jej ramiona.
A oprócz tego dotyku poczuła także dreszczyk przebiegający jej ciało.
- To trudno… - spojrzała na niego poważnie. – Rozumiesz chyba doskonale, że to nie mogło trwać w nieskończoność, prawda?
- A mnie się wydaje, że chciałaby pani poczuć w sobie drąga Sebastiana.
- Patryk! – ofuknęła go niezbyt surowo, ale jednak zdecydowanie, odsuwając się w bok, gdy jego dłonie znalazły się na jej barkach i karku.
- Przecież mówiła pani, że należy mu się coś ekstra, nie pamięta pani już?
Wyraz twarzy Sebastiana uświadomił jej, że i on przysłuchuje się tej rozmowie z uwagą. Był zbyt spokojny i nieśmiały, mimo wszystko. A przecież… Szybko zrobiła sobie rachunek a pamięci i wyszło jej, że dziś rano, Patryk przeleciał ją dwa razy a Sebastian trysnął w niej tylko raz. Dodatkowo to do Patryka należało ostatnie słowo, gdy pieprzył ją najpierw z boku a potem to ona wzięła sprawy w swoje ręce, robiąc porno, które podziałało z pewnością i na drugiego ucznia.
- Dostał ekstra, coś, czego ty nie dostałeś… - wytłumaczyła zgrabnie, mając na myśli to, że zaspokoiła go ustami. – Poza tym, nie uważasz, że takie targowanie się o to, że komuś się coś należy jest słabe i trochę mało honorowe?
Zostawiła go z tą myślą, usiłując powoli włożyć stanik. Nie było jej to dane. Nie minęło kilka sekund, gdy Patryk znalazł odpowiedź.
- Dlatego nie ma się po co targować, po prostu weźmiemy to co się nam należy.
Jego głos a przede wszystkim słowa, zaskoczyły ją i na moment zniewoliły. Ocknęła się sekundę później, gdy poczuła jak jego dłonie zsuwają z niej majtki.
- Patryk…! – zareagowała, próbując podciągnąć majtki, ale on okazał się silniejszy.
A w zasadzie nie tylko silniejszy, ale przede wszystkim zdecydowany i agresywny. Chwycił ją za dłonie, unieruchamiając bez problemu. Jego siła, zdecydowanie, agresja, wręcz taka mała furia zmroziły ją. W mgnieniu oka rozłożył ją na stole, przyklękając z tyłu i przytrzymując jej dłonie, tak, że nie mogła wykonać żadnego ruchu.
- Patryk, o Jezu…! – zamiast nagany, wygłosiła jękliwym tonem tylko to, czując jak niezwykle sprawnie poradził sobie z nią jej uczeń. Tak, że leżała nago na stole z zsuniętymi nieco majtkami, których nie mogła poprawić.
A przede wszystkim… Jego twarz tuż obok jej twarzy. Jego szybko, gorący oddech uderzający w jej twarz. Właśnie to powodowało, że czuła jego olbrzymią przewagę.
Tak wielką, że obecność Sebastiana poczuła, gdy ten, szybkim ruchem, ściągnął z niej majtki. Jego śmiałość wręcz ją zamurowała.
- Sebastian…! – wykrztusiła tylko, próbując spojrzeć przed siebie, co uniemożliwiał jej Patryk.
- Dawaj Seba, pokaż jej – podniecony Patryka chyba trochę przesadzał, ale może też dzięki temu poczuła jak podniecenie w niezwykle szybkim paraliżuje jej ciało.
Co to było za uczucie…!
Uczucie tej niezwykłej przyjemności, gdy unieruchomiona, ubezwłasnowolniona, leży na stole kompletnie nago z szeroko rozłożonymi przez jednego z agresorów nogami, który teraz jeszcze przymierzał się…
- Aaaach…! – jęknęła cicho, ale przenikliwie, gdy poczuła jak jej wilgotna cipka otwiera się przed intruzem. Dodatkowo intruzem nie byle jakiej wielkości. Taki, który wdarł się pewnie gdzieś na połowę długości, bo tylko na tyle pozwoliła mu ograniczona wilgoć jej cipki. Ale przy drugim ruchu był już dalej. Przy trzecim i czwartym zdobywał kolejny teren. A przy piątym i szóstym…
- Aaaach…! – wyjęczała znów, gdy poczuła jak ten wielki penis wypełnia ją już chyba w całości. Boże, Boże…!
I gdy dotarło do niej, przedmiotem jakiego poniżenia się stała, Patryk…
- Rżnij ją, masz przecież czym…! Rżnij ją całym kutasem, ona tego chce…!
Tak, nie dość, że ona cała a przede wszystkim jej nagie ciało stało się właśnie zabawką dwóch rozpalonych małolatów, którzy wzięli je sobie, nie pytając jej o żadne pozwolenia, to jeszcze Patryk poniżał ją takimi tekstami, komentując wszystko, jakby dotyczyło to jakiejś rówieśniczki a nie starszej niemal dwukrotnie nauczycielki. I mało tego… Długi, stojący jak drąg penis Sebastiana, faktycznie wbijał się w jej cipkę na całą chyba długość, bo doznania jakie przy tym odczuwała…
- Aaaach… Boli… - wyjęczała lekko.
- Boli, ale ona lubi to, więc się nie przejmuj i rżnij! – rzucił natychmiast Patryk, wciąż zniewalając swoim uściskiem ciało nauczycielki.
Skąd on to wiedział…? Na miłość boską, był przecież za młody na to, ale… Ale miał rację. Bolało, to prawda. Ale ten ból był zdecydowanie do zaakceptowania, jeżeli doznawało się przy tym takich wrażeń, jakie właśnie odczuwała. Nie dość, że zniewolona duchowo, psychicznie… To przede wszystkim fizycznie przez dwóch małolatów, jej własnych uczniów, którzy sprawili jej taką niezwykle ożywczą niespodziankę.
I zniewolona tym długim kutasem Sebastiana, który wbijał się w nią coraz szybciej, coraz silniej, jakby jego właściciel był bardzo pobudzony. Ale przede wszystkim wchodził w nią głęboko, niezwykle głęboko…
- O, Boże… Aaaaach…! – jęknęła, najpierw płaczliwie, potem przeciągle, zdając sobie sprawę na to, jak jej jęki działają na chłopaków, jak dzięki nim wzmagają się ruchy Sebastiana, jak właśnie przez to, jego kutas wbija się w nią z coraz większą furią, demolując ją wręcz w środku, przyprawiając o coraz silniejszy ból.
Ból, który i tak był niczym, przy tej rozkoszy. Rozkoszy wynikającej z tego… Niemalże gwałtu, dokonywanego na niej. O, Boże…!
Patryk poluzował chwyt, tak, że jej głowa mogła unieść się w górę i po raz pierwszy ogarnąć cały ten urzekający obraz. Urzekający tak silnie, że wystarczyło tylko kilkanaście sekund widoku pochylającego się nad nią długowłosego licealisty, szeroko rozłożonych nóg, przytrzymywanych przez niego nad wyraz silnie i pewnie oraz jego długiego kutasa naprzemiennie wchodzącego i wychodzącego z jej wilgotnej cipki.
- Aaaaaaaach…! – z jej ust wydobył się przenikliwy jęk a jej dłonie silnie wbiły się w ramiona, znajdującego się bliżej Patryka, tak, że jęknął i on.
- Sebastian…! – jęknęła, jakby w podziękowaniu za to, że ten mikry chłopak po raz drugie w ciągu doby doprowadził ją do orgazmu. I to nie byle jakiego. Choć to już wynikało przede wszystkim z tego wszystkiego co szło obok. Z tej perwersji wynikającej przede wszystkim z faktu, że to nie penis męża buszuje w jej cipce, tylko kogoś zupełnie innego.
Jej ciało zwiotczało, poddając się posłusznie ostatnim ruchom długowłosego licealisty, który kilkanaście sekund później spuścił się w niej, kwitując to wydarzenie głębokim westchnieniem.
Ale mimo tego jego penis jeszcze znajdował się w środku, jeszcze przesuwał się, jakby sam Sebastian bawił się tym faktem, że może zupełnie bezkarnie buszować w kompletnie uległej cipce swojej licealnej nauczycielki.
- Sebastian…! – tym razem głos nauczycielki, choć słaby, stał się jakby bardziej krytyczny. Chyba zbyt mocno odczuła te wszystkie przeżycia.
- Dałeś jej wycisk, chyba ma już dość – nad uchem Kamili rozległ się wyraźnie ucieszony głos Patryka.
- Od kiedy jesteśmy na ty? – zapytała a jej głos brzmiał jak mieszanina westchnięć i przygany. – I mógłbyś mnie wreszcie puścić?
- A co jeżeli ja też mam ochotę na to by wziąć panią siłą? – odparł zawadiacko, nie przejmując się tym, że mówi to do swej licealnej wychowawczyni.
- To, że… Będziesz musiał poczekać. Jeśli w ogóle…
- Na tym polega branie siłą, że nie potrzeba pytać o zgodę, czyż nie?
- Puścisz mnie w końcu?
- Puszczę, ale jeśli przyzna pani oficjalnie dostała pani porządny wycisk od swojego ucznia i że się to pani bardzo spodobało.
- Patryk, do licha…!
- Już, tylko to jedno – nie ustępował.
- Masz wiele z Daniela – po chwili milczenia wygłosiła zaskakujący i to najbardziej dla niej samej komentarz, spoglądając od dołu w górę, w oczy ucznia konsekwentnie nie wypuszczającego jej dłoni z uścisku.
- To chyba komplement, ale tym mnie pani nie przekupi.
- Nie dasz mi spokoju, tak? I będziesz maltretował swoją panią?
- Tak, bo zaraz pewnie usłyszę, że lubi być pani tak maltretowana.
- I co jeszcze…? – zapytała siląc się na sarkazm.
- Że lubi pani tak leżeć rozpłaszczona nago, wystawiając na widok dwóch nastolatków swoje atuty.
- Nie lubię – zaprzeczyła, bardziej z przekory, niż zgodnie ze stanem rzeczywistym.
- No to wracamy do wyjścia. Więc…?
- Na miłość boską, kiedy dasz mi w końcu spokój, co…?
- Jak pani zrobi to o co prosiłem.
- A jak nie?
- To posiedzimy tu trochę, może nawet zaprosimy resztę klasy na zajęcia w tym pomieszczeniu, pewnie im się spodoba, choć w sumie reszta to klasy, to dziewczyny, wiec nie wiem…
- Patryk, jesteś tak upierdliwy… Puścisz mnie w końcu, czy nie? – zażądała nieco silniejszym głosem.
- Nie – odparł twardo i nie ustąpił ani o centymetr, mimo krótkiej szamotaniny, która się wywiązała.
Poddała się szybko, czując, że nie ma sił i wiedząc, że jej bezsilność bardziej nakręca ucznia, zamiast skłaniać go do zaniechania nacisku.
- Co mam powiedzieć? – zapytała w końcu zrezygnowana.
- To co zasugerowałem wyżej, oczywiście zgodnie z tym co pani odczuwa, odczuwała… Niekoniecznie stylem literackim, choć może pani dodać kilka pieprznych przymiotników, tudzież innych części mowy – rozkręcił się tak, że Kamila, mimo pewnej irytacji, ledwo powstrzymała wybuch śmiechu. Poczuła się rozbrojona.
A oprócz tego po raz kolejny poniżona. Rozkosznie poniżona. Zmuszona do czynienia intymnych, poniżających wyznań a stronę jednego z uczniów, przy obecności drugiego. To wszystko w sytuacji, gdy leżała rozpłaszczona na stole kompletnie nago.
Kiedy jeden z uczniów stojących nad nią, zniewalał jej dłonie a drugi stojący przed nią, bezkarnie mógł gapić się w jej absolutną nagość. Włącznie z wystawioną na jego widok cipką.
-I pełnymi zdaniami, tak jak nas pani sama uczyła w szkole – fantazja nie opuszczała Patryka ani na moment.
- Patryk…! – miast przygany wyszło tylko bezsilne westchnienie.
- Już milczę i czekam…
Milczała i ona, próbując jeszcze w mocno nieprzekonujący sposób wyzwolić się z uścisku swojego ucznia. Ale nie dość, że uczyniła to słabo, to w tej pozycji, nie była w stanie niczego zmienić. Ale to wszystko i tak było tylko pretekstem.
Może także dlatego, że stojący przed nią Sebastian pewnie gwałcił wzrokiem jej cipkę, ale jego dłonie pieściły jej stopy. Delikatnie, dość zmysłowo. Absurdalne… I równie zniewalające.
- Sebastian, było mi dobrze – zaczęła krótko i urwała.
- No i…? – nie ustępował Patryk.
- Dałeś mi wycisk, jeśli to określenie ci się podoba… No i sprawiłeś ból swoim… Ale…
- Swoim czym? – przerwał Patryk.
- Swoim penisem – odpowiedziała skrępowana, choć po tym wszystkim co się działo, miejsca na wstyd było chyba niewiele. Ale jednak.
- I to wszystko? – w głosie Patryka usłyszała lekkie rozczarowanie.
- Tak, to wszystko. Naucz się na drugi raz, że kobieta może powiedzieć coś więcej, ale nie trzeba jej do tego przymuszać. Wystarczy, że sama będzie chciała.
- To mogłaby pani zachcieć… - odpowiedział, ale wreszcie poczuła jak uchwyt zelżał.
Dość ociężale zwlokła się ze stołu, czując w kościach i mięśniach to wszystko co wydarzyło się w ciągu ostatnich minut. Włącznie z terroryzowaniem w wykonaniu Patryka.
Nim wciągnęła na siebie ubranie, wyczuła najpierw spojrzenia obu chłopaków, którzy widocznie wciąż byli nienasyceni widokiem jej nagiego ciała a potem jeszcze dłonie Patryka na pośladkach. Nie zareagowała. Była już wyraźnie zobojętniała na to wszystko. Licealista macał jej tyłek a ona nawet na to nie zważała.
Ale czy był sens reagowania na to, po tym wszystkim? Pachniałoby w jakimś stopniu hipokryzją. Choć, czy z drugiej strony, skoro pozwoliła sobie na to raz, to czy powinna od teraz pozwalać już zawsze? Taki sam nonsens.
Wciągnęła matki a Patryk niechętnie odpuścił pośladki. Zapięła stanik a potem schyliła się wkładając sukienkę.
- To sobie potrenowałeś przed romantycznymi spotkaniami z Moniką – odezwał się Patryk w kierunku kolegi.
- Odczep się od Moniki – burknął długowłosy blondyn, ale jego twarz nie wyrażała złości.
- Kto to jest Monika? – zainteresowała się Kamila, dopinając ostatnie szczegóły i kierując się w stronę drzwi.
- Jego koleżanka – Patryk uprzedził Sebastiana, wciągając głęboko świeże powietrze, gdy już cała trójka znalazła się na zewnątrz. – Tak samo metalówa, ale chyba bardziej z gatunku tych kobiecych, podobna do pani – musiał poczynić taką uwagę.
- To tylko koleżanka – wtrącił Sebastian, jakby nie chciał zostać posądzonym o zdradę.
- No przecież mówię… Ale chyba jeszcze niedługo, nie?
Po imprezie nie było ani śladu. Widocznie zamieszanie z organizatorami zaowocowało tym, że uczestnicy też musieli zakończyć zabawę. Na trawniku i placu stały tylko nieuprzątnięte stoły i krzątające się gdzieniegdzie pojedyncze osoby.
- Czyli to tylko ty zostałeś bez dziewczyny? – próbowała dociąć Patrykowi Kamila, gdy cała trójka przekraczała bramę wyjściową posiadłości pana Zerkowskiego.
- Ja…? A myślałem, że taką mam…
Rzucił jej zaniepokojone spojrzenie aż ona sama przez chwilę nie wiedziała co o tym myśleć. Ostatecznie uznała, że nabija się z niej.
- Jasne… - mruknęła odwracając na chwilę głowę.
- Poważnie mówię… - wyraz jego twarzy przeszedł z udawanego zaniepokojenia w równie udawaną niewinność. - Chciałbym jutro… To znaczy pojutrze przyjść do pani po lekcjach, rzucić plecak w kąt i… No wie pani…
- Nie, nie wiem… - wtrąciła dość zdecydowanym tonem, czując, że trochę przegina.
- A tak w ogóle to chyba najwyższy czas, żebyśmy zwracali się do siebie po imieniu, prawda? Przecież to absurdalne, żeby po ty wszystkich wydarzeniach zwracać się do siebie tak oficjalnie…
Dworował sobie w najlepsze a ona nie potrafiła znaleźć na to recepty. Ze zdumieniem poczuła, że odczuwa do niego coraz większą słabość. Do tego łobuza, który jednak mimo wszystko okazał się także bardzo lojalny, wierny, opiekuńczy. Poświęcił się dla niej, musiała o tym pamiętać.
Mimo wszystko już miała na języku jakąś uwagę, aby dał spokój, ale…
- A jak to sobie w ogóle wyobrażasz misiaczku, co? – uśmiechnęła się dość zadziornie. – Że tak przy wszystkich w klasie, będziesz mi po imieniu mówił? Jakby to miało wyglądać według ciebie?
- No na przykład… Wzywa mnie pani do odpowiedzi, żebym omówił coś tam z „Potopu” a ja wstaję i mówię… „Kamilo, wiesz dobrze, że wczoraj uprawiałem dużo seksu i nie jestem przygotowany”…
Zaśmiał się z tego chyba niespecjalnie wyszukanego żartu a ona spojrzała tylko pobłażliwie. Patryk w żaden sposób nie dawał się jednoznacznie sklasyfikować.
- Jesteśmy już po dwudziestej czwartej – oznajmiła. – Wracamy więc do normalności, w porządku? To co się stało, zostaje za nami – zasugerowała raczej, starając się zabrzmieć delikatnie, by nie pomyśleli sobie, że… - Nie wypieram się tego rzecz jasna, ale… Ale mamy swoje życie i musimy się do tego dostosować. Jest to chyba jasne, prawda?
Milczeli przez chwilę wpatrując się w nadjeżdżającą z daleka taksówkę.
- A obieca mi pani chociaż jedno? – zapytał Patryk.
- Co takiego?
- Że chociaż raz w życiu będzie się pani masturbować wspominając mojego penisa w sobie?
Nie no… Był zbyt bezczelny. Jednak.
- Nic nie obiecuję a już na pewno takich rzeczy – odpowiedziała nie siląc się na okazywanie emocji.
Samochód zatrzymał się i otworzyła drzwi. Rozsiadła się z ulgą, myśląc, że o niczym tak nie marzy, jak o tym, by się wreszcie porządnie wyspać.

30 komentarzy:

  1. Super opowiadanie :) świetny pomysł, chociaż koniec zbyt szybki i brakuje mi trochę więcej pikanterii na samym końcu :) nie mogę się doczekać kolejnego opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejne świetnie opowiadanie, ciekawa i płynna akcja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Człowieku... Zastanawiałeś się kiedyś nad "nieerotyką"? Rozdział drugi zajebisty. Pomysł na opowiadanie tez super i na czasie :). Sam przez 15 minut zastanawiałem się nad najlepszą taktyką w lesie i nad tym jak bym to ja zaplanował. Rlopowiqdanie tak długie że śmiało mogłeś podzielić na dwa. I tak byłyby odpowiednich rozmiarów. Chylę czoła i życzę więcej weny. Chcę kiedyś poczytać coś innego od ciebie. Coś z akcją. Nie musi być długie. To opowiadanie jest moim faworytem wśród wszystkich twoich i nie tylko twoich.

    Pozdrawiam Gall_Anonim

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, już wspomniałem w komentarzach przy "KISM 1", zresztą w innych też. Próbowałem, ale nie było takiego zapału, człowiek potrafił utknąć po kilku napisanych stronach.

    Być może, któregoś dnia wkleję cykl o przygodach Oliwii w Średniowieczu (tzn, to co do tej pory napisałem, czyli trzy części), ale to chyba nie jest to.

    Nie do końca wiem jakiej "akcji" oczekujesz. Czy chodzi o coś w stylu "sensacja, thriller", czy też, żeby po prostu "coś się działo", czyli na przykład coś w rodzaju quasi kryminału, czy jakiejś zagadki. Nie jest łatwo coś takiego wymyślić, żeby wyszedł z tego później jakiś związek z erotyką (przynajmniej jeśli dywagujemy teraz w kontekście tego bloga i mojej bohaterki) a jeśli już, to są to rzeczy dawno przez kogoś opisane i to nie raz.

    W każdym razie, jeśli opowiadanie Ci się podobało aż tak bardzo, nie widzę przeszkód, byś udostępnił link gdziekolwiek, jeśli masz ku temu możliwości i ochotę. Z góry dzięki.

    Pozdro.

    PS. Czekam jeszcze na kilka komentarzy (o ile takowe się pojawią) i napiszę jeszcze coś więcej o opowiadaniu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super opowiadanie!!!
    Dobrze,że zostawiłem je sobie na po świąteczny deser.
    Pomysł opowiadania bardzo mi się podoba, akcja szalenie ciekawa. Czyta się płynnie i wielka szkoda, że to już koniec.
    Może jakaś dalsza kontynuacja tej opowieści?
    Można by było wykorzystać Daniela. Podobają mi się jego pomysły:)
    Mógłby się też pojawić trzeci z bohaterów, jemu chyba też należy się nagroda?
    Tak, więc niecierpliwie czekam na kolejne opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż, skoro szybko zostałem wywołany do tablicy (to a propos postscriptum w poprzednim komentarzu)...

    Tak, stworzyłem takich bohaterów, z którymi nie chciałem się rozstawać, już w trakcie pisania. Tym samym doszedłem do wniosku, że mogliby się przydać w innych opowieściach. Aczkolwiek - odniosę się tu do obu poprzednich komentatorów - nie musi to oznaczać (i raczej nie oznacza) kontynuacji akcji, jak w tekście zamieszczonym wyżej (choć taka kontynuacja będzie w jakimś minimalnym stopniu).

    W jakiś sposób ci młodzi "żołnierze" natchnęli mnie do pisania dalej. I co z tego wynika...
    Otóż to, że ledwo skończyłem pisać powyższe opowiadanie, niemal od razu zacząłem pisać kolejną część. Ta utknęła gdzieś na piętnastej stronie, właśnie z powodu tego, że chciałbym je ożywić nieco bardziej finezyjną fabułą, wiec na ukończenie chwilę poczeka, ale myślę, że prędzej, czy później zostanie ukończona, tym bardziej, że...
    Że wykorzystując przerwę w pisaniu drugiej części, zacząłem pisać trzecią. I powiem więcej - jest ona już praktycznie ukończona (brakuje tylko zamknięcia). Nie wiem, czy to już dobry moment, by ją reklamować, ale o ile, brakuje może akcji jak w prologu (to jest karabinów i zagrożenia w postaci nieprzyjemnych typów), to jest to część, które nie dość, że pomysł ogólny jest nowatorski, w takim sensie, że oparty na czymś, czego zdecydowanie jeszcze na blogu nie było. I co za tym idzie, te wszystkie (czy powiedzmy, prawie wszystkie) niuanse we wnętrzu tekstu są również w dużej mierze świeże.
    I jak komuś jeszcze byłoby mało, to jest już wizja na część numer cztery, przy czym tak zasadniczo brak akcji jako takiej, wiec trochę się zastanawiam, aczkolwiek pomysł ogólny jak i owe środkowe niuanse i różne "upiększacze" znów byłyby, przynajmniej w jakiejś części oryginalne.

    Tym samym też, narodził się w głowie pomysł, co do owej "nieszczęsnej" książki. Gdybym miał takową wydać, to właśnie ten cykl nadawałby się do tego najlepiej. Cztery części po 50-80 stron każda, powiązane ze sobą nie tylko bohaterką, ale i bohaterami, względnie oryginalne, z pewną dawką świeżości - to byłoby chyba to.

    No, ale na razie trzeba jeszcze dopieścić dwójkę, pomyśleć trochę nad czwórką i wtedy zaczniemy myśleć na poważnie o wydaniu tego na papierze.

    W takich chwilach niestety brakuje mi właśnie drugiej osoby, która podsunęłaby mi, czy choćby zasugerowała jakieś rozwiązania, pomysły na sensowniejszą akcję - mam tu na myśli właśnie część drugą. Jeżeli jest więc ktoś minimum kreatywny, kto chciałby spróbować, to może napisać do mnie maila. Podzielę się tym co napisałem i być może on znajdzie jakieś rozwiązanie.

    No i to by było na tyle. Natomiast jeśli kogoś interesują statystyki, to mam trzy dość ciekawe rzeczy.
    1. W dniu wczorajszym, czyli w drugie święto, licznik bił jak oszalały i ostatecznie odnotował dokładnie 996 wejść, co jest zdecydowanie rekordem wszechczasów, jeśli chodzi o mój blog.
    2. Również wczoraj, na liście najchętniej czytanych opowiadań, "Szkolna wycieczka" zluzowała dotychczasowego, wielomiesięcznego lidera, czyli "Niespokojny urlop".
    3. To do tych, którzy utyskują na mniejszą ilość publikacji tekstów, nie zważając na ich objętość. Otóż - celem informacji - pierwsze osiem opowiadań z cyklu "KISM" liczyło sobie w całości dokładnie sto stron. Mimo, że od owej ósmej części liczba opowiadań nie poszła jakoś wybitnie w górę, to przedwczoraj, w pierwsze święto, zbliżając się do ukończenia trzeciej części "Żołnierzy", przekroczyłem w moim pliku w wordzie, magiczną barierę tysiąca zapisanych stron.

    I tym razem, to naprawdę wszystko, jeśli chodzi o ten komentarz:).

    OdpowiedzUsuń
  7. Chapeau bas, panie Falanga. Nic więcej konstruktywnego nie napiszę.

    Pzdr.
    Siema

    OdpowiedzUsuń
  8. Mistrzostwo świata. Aż człowiek żałował, że opowiadanie się kończyło nie dość, że fabuła w ostatnim rozdziale też była bdb to moim zdaniem tak jak sceny erotyczne została przyspieszona/skrócona. Mógłbym to czytać godzinami. Wiem, że łatwo powiedzieć i może na zakończenie nie chciałeś się powtarzać, ale z samego ostatniego rozdziału wyszłoby kolejne świetne opowiadania.
    Nie mogę nie zadać tego pytania.
    Kiedy następna część? Z tymi bohaterami z ich przeszłością.
    Ahhh no jak żyć, kiedy trzeba tyle czekać. Kamila nigdy się nie znudzi. Legenda polskiej internetowej społeczności erotycznej.

    Pozdrawiam i kłaniam się nisko
    Tomek

    OdpowiedzUsuń
  9. Po raz kolejny raz bardzo dobra robota.
    Fabuła orginalna, temat poruszony po raz pierwszy w Polsce.
    Jan

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy następna część z tej mini serii? Hm... Nigdy...?:)
    Będzie, ale późno. Może za rok, zobaczymy.

    Jak już zaznaczyłem wyżej, jeżeli uda mi się tą mini serię napisać w całości (na razie jest plan konspekt na cztery teksty), to postaram się wydać to w formie drukowanej, tym samym, siłą rzeczy, nie będę się spieszył z zamieszczaniem kolejnych części na blogu. Jest to chyba dla wszystkich jasne i zrozumiałe.

    Po drugie, ową następną część trzeba jeszcze napisać. Na razie kończę trzecią. Do drugiej wrócę, gdy na porządnie wzbogacę i uporządkuję fabułę.

    Co do oryginalnej fabuły... Myślę, że trzecia cześć też ma takową, choć nie odbiegającą tak daleko od erotyki, ale jednak taką, której chyba do tej pory nikt się nie podjął a już na pewno w takim wydaniu. Co jest chyba dodatkowo o tyle fajne, że udało mi się w niej połączyć dwie trudne sprawy, które z pozoru nie dawały się połączyć. No i to tyle o "trójce".

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie chcę być zbyt nachalny ale kiedy można się spodziewać następnego opowiadania z Kamilą?
    Mam nadzieję, że nie będzie to na Święta Wielkanocne.

    OdpowiedzUsuń
  12. Kolega planuje inne serie? Powrót do Niewolnicy na przykład?

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie wiem kiedy następne opowiadanie. Może faktycznie w okolicach Wielkanocy, może wcześniej.
    Tzn, wcześniej będzie coś z Oliwią w roli głównej. To będzie jedyna nowa seria.
    Powrotu do "Niewolnicy" nie planuję, bo to nie ma sensu - wszystko zostało już napisane. Aczkolwiek chciałbym napisać opowiadanie, które poniekąd nawiązywałoby do tego, tyle, że w serii "Żołnierzy".

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej,

    Pozdrowienia i :* dla autora.
    Jako że niedawno skończyłam wszystkie części przygód Kamili mogę zaliczyć ostatnią do 1 z 3 najlepszych moim skromnym zdaniem. Sama historia długa ale nie nużąca i wciąga jak najlepsza książka a przeczytałam ich bardzo dużo. I nie mam na myśli jakiś kobiecych, szmir i harlekinów ale Koontz-a czy Cussier-a pełnych przygód... Ostatnią część w całości czytałam aż 3 razy. Przyznam że czekałam na nią jak na prezenty na święta. A kiedy w końcu wyszła zakopałam się w fotelu pod kocem z kubkiem herbaty w cieple kominka. Czytałem długo ale mimo to nie odczuwałam zmęczenia i znużenia. Wręcz przeciwnie i to z wielkimi wypiekami na twarzy i skrytymi uśmieszkami - tak przynajmniej opisał mnie mój chłopak. Co do książki to jeśli wyjdzie będę musiała ją mieć. to chyba tyle :D

    ps. Razem z chłopakiem wpadłam na pomysł aby w oczekiwaniu na resztę może co jakiś czas dostaniemy jakieś małe fragmenty aby zaostrzyć apetyt przed "obiadem", ale to tylko taki pomysł chodzi jak myślę to ten pomysł spodoba się innym. To tyle jeszcze raz dziękuje autorowi za wiele rumianych policzków i lubieżnych wyobrażeń spowodowanych czytaniem ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeśli zatem coś z tych rumianych policzków się urodzi, to mam nadzieję, że otrzyma imię "Falanga":).

    Przyszło mi do głowy już wcześniej, by wklejać właśnie jakieś takie podgrzewające atmosferę fragmenty, ale z drugiej strony, jest groźba, że zrobiłby się z tego za duży spoiler i niektórym czytelnikom mogłoby się to nie spodobać, więc odpuściłem. Myślę, że wystarczą zastosowane przeze mnie do tej pory kilka razy zwiastuny.

    Pozdrawiam również.

    OdpowiedzUsuń
  16. Hihi :)
    przyznam że było by oryginalne, a co do reszty to w takim razie będę czekała:*

    OdpowiedzUsuń
  17. Cześć

    Chyba jedno z najlepszych opowiadań erotycznych jakie zdarzyło mi się czytać. Dużo akcji, bardzo dużo. W paru miejscach odniosłem wrażenie, że autor aż sam się przestraszył tej ilości tekstu i w niektórych miejscach trochę przyśpieszał, skracał opisy. Mam tu na myśli koncert i początek akcji w domku. Kilka zdań i Kamila już rozkłada nogi. Jak na nią to trochę to za szybko poszło. Kolejna sytuacja to dyskoteka. Wygląda to tak, jakby autor szybko chciał dojść do momentu wkroczenia kuratorki i Wiktorii. Nie ma tego rozkręcania emocji, przygotowywania akcji.
    Mimo tego, fabuła rewelacyjna dlatego czasami umknęła mi z tego opowiadania erotyka, ale może to tylko pierwsze wrażenie.
    Pomysł z podziałem na rozdziały - super.
    Czy we wspominanej książce papierowej będą również tak fajnie dobrane zdjęcia? Jeśli tak - pisze się.
    życzę weny na kolejne tak dobre opowiadania

    OdpowiedzUsuń
  18. Faktycznie, przy większej ilości tekstu pojawia się problem z odpowiednim rozłożeniem akcentów i może być tak, że niektóre sytuacje poszły zbyt szybko. Konkretnie ta w domku, bo chyba faktycznie, po długiej rozmowie przy stoliku, uznałem, że prowadzenie wszystkiego od nowa nie ma raczej sensu.
    W drugim przypadku (czyli akcji w willi), moim skromnym zdaniem proporcje zostały zachowane i wszystko było jak trzeba. Ale każdy ma oczywiście prawo do własnej opinii.

    Zdjęć w książce oczywiście nie będzie. Przyczyny są chyba jasne. Nie dość, że nie mam do nich praw autorskich (co innego publikacja na luźnym blogu, gdzie zawsze mogę fotki skasować, co innego konkretne wydawnictwo papierowe), to wrzucenie kilkuset kolorowych fotek w książkę, podniosłoby jej cenę pewnie z dwukrotnie.

    Dzięki za komentarz i pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  19. Cześć,

    przeczytałem jeszcze raz opowiadanie. Rzeczywiście, na imprezie u Zerkowskiego była fajnie poprowadzona akcyjka. Nie za szybko. Tak jak lubię. Wycofuję się z tego co napisałem. Przepraszam autora, ale w domku, jednak za szybko. Koncert to koncert, przytulanie to jedno, a danie dupy to zupełnie inna sprawa. Mimo to opowiadanie rewelacyjne.
    Oby więcej takich.
    Szkoda, że książka nie będzie miała zdjęć. Może ktoś z czytających ma zdolności artystyczne i mógłby zrobić kilka szkiców do książki? Jakieś grafiki?
    pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  20. Pomijając temat szkiców w ewentualnej książce (raczej mam sceptyczne podejście, choć nie mówię "nie"), to od dłuższego czasu chodzi mi po głowie opcja komiksu (spokojnie można by przerobić wiele moich opowiadań). Tyle, że sam rysować nie umiem i musiałbym zdać się na jakiś program komputerowy, oczywiście bardziej sensowny, typu macro smith poser, czy jakoś tak.

    No ale nie znam się, do tego czasu brak. Szukanie ludzi w internecie też, nie dość, że niełatwe, to jeszcze tak naprawdę myślę, że tylko ja oddałbym te komiksy tak jak trzeba, więc jestem w kropce.

    Niemniej, jeżeli ktoś jest zainteresowany tym tematem i umiałby jakoś pomóc, to zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  21. Panie Falanga, kolejne opowiadanie pewnie będzie w wielkanoc ?
    Jan

    OdpowiedzUsuń
  22. Trochę wcześniej. W lutym coś z Oliwią a Kamila wróci pewnie w marcu.

    OdpowiedzUsuń
  23. W opowiadaniu jest wszystko co lubię. Trochę mi żal, że nie było sceny jak obaj chłopcy zabawiali się z Kamilą, byli w niej, albo takiej gdzie Kamila musi w krótkiej spódniczce, bez majtek spacerować po ośrodku. Spotykając przy okazji innych uczniów, ale chyba nie można mieć wszystkiego.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  24. Dość ciężko opisuje się sceny ekshibicjonistyczne, jeżeli nie wynika z nich coś konkretnego.
    Niemniej jednak ostatnio nabrałem przekonania do tego typu scen (także w jakimś stopniu dzięki ankiecie) i napiszę tylko, że pod tym względem w większości z najbliższych opowiadań będzie się działo.

    Co do ostatniego sformułowania, to fakt, chyba nie można mieć wszystkiego. Pomijając już fakt, że każdy z czytelników ma swój indywidualny ideał opowiadania erotycznego, to gdybym jednak miał napisać coś w stylu biblii erotyki, to taki tekst byłby ostatnim na blogu. Bo gdyby wszystko zostało już opisane, kontynuacja nie miałaby sensu...:)

    OdpowiedzUsuń
  25. Panie Falanga będzie opowiadanie w lutym ?

    OdpowiedzUsuń
  26. Odpowiedź jest trzy komentarze wyżej.

    OdpowiedzUsuń
  27. A którego lutego? A co ważniejsze o czym będzie marcowe opowiadanie z Kamilą?

    OdpowiedzUsuń
  28. Myślę, że za dwa tygodnie.

    W temacie opowiadania o Kamili, zwiastuna tym razem nie zrobię. Napiszę tylko, że będzie to opowiadanie w pewnym stopniu oparte na faktach.

    OdpowiedzUsuń
  29. Ekhem, także tego...

    OdpowiedzUsuń
  30. Kiedy kolejna część?

    OdpowiedzUsuń