Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 20 marca 2017





KAMILA I SENNE MARZENIA XXIII. Przecież dobrze wiemy jak to się skończy.

Druga klasa pod jej opieką. Pierwsza, którą dostała sześć lat temu, gdy jako świeżo upieczona nauczycielka przystępowała do zawodowej pracy, już dawno opuściła mury liceum. Teraz nadchodził czas na kolejną.
Tak ten czas leciał. Miała już trzydzieści dwa lata, dzieci chodziły do przedszkola, Daniel obiecywał, że to już ostatni sezon grania w piłkę. A ona miała pod sobą coraz młodszych uczniów.
Uczniów, którzy traktowali ją dwojako, co sprawiało jej sporo kłopotów. Bo nie chciała ani jednego, ani drugiego. Chciała być normalną nauczycielką, nie wzbudzającą wielkich emocji, ale nie mogła z tym wygrać. Z tym, czyli z podejściem grona uczniowskiego do jej osoby.
Z gronem w zasadzie całej szkoły, ale wystarczyło spojrzeć na jej własną klasę, by dostrzec, że i ta mikrospołeczność prezentowała oba podejścia.

Pierwsze, to nieśmiałość, wycofanie. Część uczniów bała się jej, albo trochę inaczej, czuła, że ona sama akurat tę grupę onieśmiela. Swoją postawą, swoim wzrokiem, swoim takim raczej oziębłym zdecydowaniem. Zdążyła już dawno zauważyć, że robi wrażenie na mężczyznach, nawet takie. Szczególnie na tych młodszych, których doświadczenie z płcią przeciwną zaczynało się i kończyło, na krótkim przywitaniu klasowych koleżanek po przyjściu do szkoły. Zdawała sobie sprawę, że dla nich jest kimś w rodzaju księżniczki, niemal bogini, o której pewnie rozmyślali codziennie a co myśleli konkretnie? Wolała nie wiedzieć.
W każdym razie wolałaby, by byli bardziej ośmieleni. Ale jak mogła to zrobić? I czy nie zostałoby to odebrane opacznie?
Okularnik Karol, nieco pryszczaty Dominik, czy choćby zwykły, ale zamknięty w sobie Michał. Oni wszyscy niemal bali się do niej podejść, wyczuwała, że w jej obecności, stresują się, spuszczają wzrok i jeszcze cokolwiek.
No i była grupa druga. Ta, która za cel honoru postawiła sobie puszczenie od czasu do czasu jakichś drobnych aluzji. Aluzji związanych właśnie z jej fizycznością, urodą, tego, że była niezłą dupą, czy nawet czymś więcej.
Do tej grupy należeli przede wszystkim długowłosy Kuba, dobrze zbudowany, nieco agresywny, mający zawsze coś do powiedzenia Bartek, czy przede wszystkim Oskar. Ten ostatni, zasługiwałby akurat na osobną książkę.
Oni, bardziej pewni siebie, zdecydowani, pewnie dużo bardziej ogarnięci w kontaktach z dziewczynami, pozwalali sobie na coś więcej. Fakt, bez przesady, ale jednak. I tak, jak tych pierwszych wolałaby ośmielić, tak by traktowali ją po prostu, jak normalną nauczycielkę języka polskiego, tak, tych drugich wypadałoby utemperować, co szło jej opornie. Nie umiała znaleźć jakiegoś złotego środka, podejrzewała nawet, że takowy pewnie nie istnieje. Albo inaczej, musiałaby się z nim przebijać do wnętrza każdego z chłopaków, z osobna, po kolei a to było jednak nierealne.
 W każdym razie zachowanie tak jednej, jak i drugiej grupy sprawiało, że ona sama czuła się momentami mniej, lub bardziej niekomfortowo. Zdecydowanie zbyt często w powietrzu pojawiała się erotyka, zupełnie niepożądana w takich pomieszczeniach, jak szkolne sale. Erotyka, no bo przecież chorobliwa nieśmiałość, wycofanie, członków tej pierwszej grupy też miało podłoże erotyczne.
I jakoś dziwnym trafem, w tym roku, gdy jej klasa stała się maturalną, wisząca w powietrzu erotyka dawała o sobie znać z większą częstotliwością.
- Kończymy – odezwała się, przerywając rozmyślania i zerkając na zegarek. – Za dwie minuty przerwa, niczego nowego już nie wymyślicie.
W klasie rozległ się szmer, kolejne osoby wstawały z krzeseł i udawały się w kierunku nauczycielskiego biurka, by zostawić kartkę. Kamila cierpliwie zbierała je, słysząc, jak szkolną ciszę przerwał dźwięk dzwonka.
Hałas w sali wzrósł. Kolejne osoby oddawały kartki i opuszczały klasę, zostawało w niej coraz mniej uczniów, ale i oni już się zbierały. Zaaferowana ułożyła zebrane kartki w zgrabną kupkę i wstała z krzesła, widząc, że przy uczniowskim stoliku został tylko jeden chłopak.
- Oskar, miałeś całe czterdzieści pięć minut… - ponagliła go z lekką irytacją w głosie.
- Już oddaję – usłyszała mruknięcie.
Chłopak faktycznie wstał, podszedł, oddał kartkę i wrócił po szkolny plecak. Nie czekając na niego, ruszyła w kierunku drzwi, mocując się przez chwilę z kluczem. Stare żelastwo pamiętające jeszcze poprzedni ustrój. Zaaferowana nie usłyszała kroków za sobą.
- Do widzenia – rozległ się głos Oskara.
- Do widzenia – odparła machinalnie wciąż mocując się z kluczem.
Trwało to tylko chwilę, ale wystarczyło. Zszokowana poczuła za sobą nagle napór męskiego ciała i obejmujące jej biodra dłonie. Drgnęła jak oparzona, gdy dotarło do niej, że poczuła na swoich pośladkach coś twardszego. Wyrwała się z jego objęć, zwracając raptownie w stronę ucznia.
- Choć coś we mnie krzyczy by powiedzieć raczej dzień dobry – usłyszała swoiste wyjaśnienie.
Zdeprymowana nawet nie wiedziała jak zareagować. Zdenerwowana patrzyła w jego spokojne oczy. Znów wygrał. I tym co zrobił i swoją postawą. Zachował stoicki spokój, wyprowadzając ją samą nie po raz pierwszy z równowagi.
Nie mogła tego tak zostawić. Zamachnęła się i otwartą dłonią uderzyła ucznia w twarz.

Nie mógł nie wzbudzić uwagi już wtedy, na samym początku. Już to pierwsze spojrzenie wystarczyło. Mimo, że miał ledwie szesnaście lat.
Nawet nie tyle, że bardzo przystojny. Przede wszystkim jego postawa. Dość spokojny, ale to był taki charakterystyczny spokój, nie oznaczający tego, że Oskar dystansował się od wszystkiego i zamykał na resztę. Nie, po prostu spokojnie wykładał co było do wyłożenia i czekał aż inni przyjmą jego punkt widzenia. To był spokój połączony z pewnością siebie, zdecydowaniem, determinacją. Nie potrzebował robić wokół siebie hałasu. Jego stanowczy spokój wystarczał, by osiągnąć cel.
I to samo hipnotyzowało innych. Z paroma wyjątkami, którym nie w smak był ktoś taki jak Oskar. Ale koledzy klasowi, choć niektórzy też mieli silne charaktery, jak Bartek, prędzej, czy później znajdowali wspólny język z Oskarem. Może decydował o tym koniunkturalizm, nie wiedziała, chociaż czasem zastanawiała się nad tym. Ale nie zatruwała sobie życia.
W każdym razie, widziała, że Oskar stał się niemal bożyszczem, mało, że klasy, to praktycznie całej szkoły. Jako nauczycielka, wyłączona z tego grona, w którym działy się interesujące rzeczy, nie mogła nie widzieć, albo chociaż nie kojarzyć oczywistych faktów. Tym bardziej, że sama, chcąc, nie chcąc zwracała uwagę na Oskara i wszystko co się koło niego działo z jakąś podwójną uwagą.
Widocznie ten chłopak miał moc, oddziałującą także na nią.
Z czego to wynikało? Z tych cech charakteru? Czy może z jego urody? Fakt, przecież zawsze podchodziła ze sporą rezerwą do takich chłopaków, przystojnych, opalonych, przyzwoicie zbudowanych, dodatkowo Oskar był jeszcze trochę wyższy od niej. Nie lubiła takich, którzy dostali od losu wszystko i stając się panami sytuacji, manipulowali wszystkim, co tylko dało się zmanipulować. Głównie kolegów, by wzmocnić swoją pozycję w hierarchii i dziewczyny, by… Wiadomo co.
Więc? Może dała się porwać jego popularności. Tego, że ma pod opieką kogoś takiego, kto wywołał sporo szumu w szkole, nie tylko wśród uczennic i to nawet starszych, ale także wśród nauczycielek.
Kamila niejednokrotnie słyszała, jak koleżanki w pokoju nauczycielskim komentują Oskara. Bez jakiejś paranoi rzecz jasna, ale jednak. Choć czasem usłyszała niby skargę, że Oskar zachował się wobec którejś z nich zbyt prowokacyjnie. Ale i tak żadna z koleżanek nie brała tego na poważnie, raczej cieszyły się, że młody, przystojny licealista potrafił powiedzieć jakiś niedwuznaczny komplement akurat im.
No a tak naprawdę całe zainteresowanie Kamili osobą Oskara zawdzięczała przede wszystkim jego zachowaniu w stosunku do niej. Może nie zwracałaby na niego uwagi tak mocno, gdyby nie tyle wydarzeń z tych ostatnich niemal trzech lat nauki. Bo choć potrafił zachować się, powiedzmy, prowokacyjnie w stosunku do innych nauczycielek, to jednak najbardziej w stosunku do swej własnej wychowawczyni.
Więc… Jak to wszystko szło?

A zaczęło się… Normalnie. Niecałe trzy lata temu, we wrześniu odnotowała fakt, że ma w swojej klasie przystojniaka, który już od samego początku mógłby wystartować w ewentualnym konkursie na mistera szkoły i to tyle. I ten przystojniak wyróżniał się nie tylko ciemnymi włosami, świetną karnacją, przenikliwym spojrzeniem i przyzwoitą budową ciała. Także walorami zewnętrznymi.
Pierwszy bliższy kontakt nastąpił kilkanaście tygodni później, przy okazji jakiegoś apelu szkolnego, który miała przygotować jej klasa. Na pytanie wychowawczyni, kto podjąłby się roli kogoś, kto ogarnie wszystkie aspekty, po dodaniu, że powinna to być osoba, która ma najlepszy kontakt z innymi, pełni rolę kogoś w rodzaju lidera, spojrzenia i uśmieszki skoncentrowały się na Oskarze. Podjął się tego i wybrnął co najmniej nieźle. Stojąc nieco z boku, Kamila mogła lepiej ogarnąć osobę swojego ucznia i poznać jego cechy. Niektóre zrobiły na niej pewne wrażenie.
W styczniu, na koniec pierwszego semestru doszło do zaskakującego wydarzenia.
Ni stąd, ni zowąd, jedna z uczennic, charakteryzująca się obfitym jak na ten wiek biustem Ewelina oznajmiła wychowawczyni, że przenosi się do innej szkoły. Tak po prostu, nie podając żadnych szczegółów. Niby nic wielkiego, takie sytuacje się zdarzały, ale Kamilę coś tknęło. Nie potrafiła przejść nad tym do porządku dziennego, Ewelina należała do aktywnych uczennic, udzielających się w różnych klasowych projektach i zdążyła sobie zrobić sporo koleżanek. Decyzja o odejściu do innego liceum zaskoczyła Kamilę.
Gryzło ją to trochę, ale przecież nie mogła zmusić dziewczyny do otworzenia się i zaspokojenia jej własnej ciekawości. Mimo wszystko, zaczęła już zapominać o całej sprawie i samej uczennicy, gdy Kika tygodni później, krocząc szkolnym korytarzem z dziennikiem lekcyjnym pod pachą, usłyszała głos jednej ze swoich podopiecznych.
- Wykończysz ją jak Ewelinę!
Zerknęła w bok. To Agnieszka, długowłosa blondynka wytknęła coś Oskarowi. Ale co? O jakiego rodzaju wykończenie chodziło? Poprosiła Agnieszkę o zostanie po lekcji. Gdy wszyscy opuścili salę lekcyjną, mogła rozpocząć przesłuchanie. Po kilku słowach otwarcia mogła przystąpić do ataku.
- Byłaś blisko z Eweliną, jak dobrze pamiętam, tak?
- No raczej tak.
- Dziwi mnie, że nie chciała zdradzić powodów swojego odejścia – zaczęła ostrożniej, ale widząc, że Agnieszka nie komentuje jej wypowiedzi, została zmuszona do zadania konkretnego pytania. – Co miały znaczyć twoje słowa do Oskara, przed lekcją?
- Które słowa?
- Mówiłaś, że on wykończy kogoś jak Ewelinę.
- Ach… To dość skomplikowane.
- Wiesz… Zasadniczo nie lubię mieszać się w sprawy wewnątrz uczniowskie, ale Ewelina była fajną dziewczyną i zaskoczyło mnie jej nagłe odejście. A z tego co powiedziałaś, wynika, że coś było nie tak. Coś nie tak w tej klasie, której jestem wychowawczynią.
- Skoro Ewelina pani nie powiedziała, to dlaczego ja mam mówić? – zobaczyła, jak Agnieszka wierci się niespokojnie na krześle.
- Nie musisz, nie zmuszam – zastrzegła od razu, wiedząc doskonale, że prędzej zaprowadzi ją do celu perswazja, niż rozkaz. – Po prostu jeśli w klasie coś jest nie tak, to chciałabym o tym wiedzieć.
- Oskar podobał się Ewelinie – oznajmiła Agnieszka po chwili milczenia. – W sumie, tak jak wszystkim, czy prawie wszystkim. Ale jej podobał się szczególnie. I po jakimś czasie zaprosiła go na wesele kuzynki, bo nie miała z kim pójść.
- Tak…? – Kamila lekko zachęciła uczennicę do kontynuowania opowieści.
- No i poszli i dobrze się bawili… Tylko, że dla Oskara była to raczej rozrywkowa impreza a dla niej… Te kilka godzin z nim, jako partnerem, chłopakiem… Odleciała i to sporo za mocno.
- Acha… - kiwnęła głową nauczycielka rozumiejąc już mniej więcej o co chodzi. Historia stara, jak świat, ale…
- Ale to nie wszystko – kontynuowała Agnieszka, zaskakując lekko Kamilę. – Na tym weselu Oskar poznał rodzinę Agnieszki, tą dalszą też. I tam poznał taką Angelikę od strony męża tej kuzynki. No i on z tą Angeliką…
- Tak? – chrząknęła lekko, wyczuwając, że zamilknięcie Agnieszki może oznaczać tylko jedno, ale z jakiegoś powodu, chciała usłyszeć konkrety.
- No więc Oskar nie dość, że odrzucił zaloty Eweliny, to jeszcze szybko nawiązał kontakt z tą Angeliką i… Zacieśnił z nią kontakty…
- Rozumiem – skomentowała krótko Kamila. To już było wystarczająco czytelne.
- No i Ewelina nie mogła tego znieść, bo to był podwójny cios.
- Czyli odejście Eweliny, to wina Oskara, tak mam to odebrać?
- No nie do końca – sprzeciwiła się Agnieszka. – Tak naprawdę Oskar jej niczego nie obiecał. To był tylko chwilowy kontakt, na weselu i to wszystko. To Ewelina odleciała za daleko, wyobrażając sobie Bóg wie co. Dlatego tak mocno potłukła się po tym upadku, że musiała odejść z klasy, ze szkoły.
Kamila kiwnęła głową, pozwalając uczennicy opuścić salę. Ot, jeden z miliona ludzkich dramatów, jakie zdarzają się codziennie. Ale rozmyślała o tym przez cały dzień, w drodze do domu, podczas robienia obiadu, popołudniowej zabawy z dziećmi, wieczornej sesji z telewizją, czy wreszcie, gdy położyła się do łóżka. W niemal każdej minucie tego dnia widziała przed sobą spokojną twarz klasowego przystojniaka i umęczone oblicze ciemnowłosej Eweliny.
Ten obraz pojawiał się jeszcze wielokrotnie tej zimy i wiosny, aż do rozdania świadectw. Nie wiedziała co o tym myśleć. Fakt, Oskar był tak naprawdę niewinny, nie zachował się nieuczciwie, ale… Ale sam fakt istnienia kogoś takiego, jak on, kto jednym spojrzeniem potrafił wywrócić świat nastoletniej dziewczyny do góry nogami działał na jego niekorzyść.
Tak, to był dość absurdalny powód, dla którego mogła być na niego zła, dla którego mogła traktować go z niechęcią, czasem uszczypliwie. I za każdym razem, gdy uświadamiała sobie, że zachowuje się nieprofesjonalnie i czyni krzywdę niewinnemu, tak naprawdę uczniowi, czuła się z tym nieswojo.
Tym bardziej, że on niemal nie dawał jej powodów do niechęci. Choć czasem zauważała na sobie jego wzrok podczas lekcji języka polskiego, czy godziny wychowawczej. Patrzył na nią… W sumie, to z reguły wszyscy się na nią patrzyli, szczególnie jeśli chodzi o licealistów płci męskiej. Ale jego spojrzenia wydawały się jej szczególne. Może dlatego, że gdy ona odpowiadała spojrzeniem przeciętnemu uczniowi, ten najczęściej chował wzrok, kierował oczy w inne miejsce. A Oskar nie.
I to byłoby tyle z pierwszego roku nauki tej klasy, gdyby nie zakończenie roku szkolnego. Tradycyjnie, podczas rozdawania świadectw, licealiści wręczali swojej wychowawczyni kwiatki. Ale jeden z nich był szczególny. Czerwona róża z dedykacją „dla najlepszej”. Zaskoczona czuła na sobie przenikliwy wzrok Oskara, gdy wręczał jej ten sympatyczny upominek. Zbił ją z tropu i zdekoncentrował. A potem pewnie z satysfakcją obserwował jak oblicze nauczycielki przybiera lekko czerwony kolor.
Stać ją było tylko na wymuszony, delikatny uśmiech i podziękowanie wygłoszone nieco zacinającym się głosem.

Drugi rok nauki początkowo niewiele różnił się od pierwszego. Znów te spojrzenia, próby jego wejścia w lekcję, gdy była tylko okazja, to znaczy, gdy nadarzał się moment, by wyskoczyć z jakąś aluzją. Ale trzeba przyznać, że nie rzucał jakichś świńskich tekstów i to jeszcze znanych od dziesiątek lat. Starał się zaskakiwać czymś świeżym.
- Jednym słowem, pani Izabela była łatwa jak dwa razy dwa – nie wytrzymał kiedyś Bartek, przy omawianiu „Lalki”, chcąc oczywiście popisać się przed nauczycielką.
- Naprawdę, tylko taki pogląd mogłeś z tego wyciągnąć? – zwróciła się do ucznia, ale nim odpowiedział, ubiegł go Oskar.
- Łatwa to nie, ale można przyjąć, że w stosunku do określonej grupy mężczyzn stawiała mniejszy opór, niż Francja Niemcom w czterdziestym…
Zmusił klasę do śmiechu a i ją samą trochę kosztowało, by nie pójść w ślady podopiecznych. Takimi zaskakującymi wejściami popisał się jeszcze nie jeden raz.
Kolejną cegiełkę dołożył podczas zimowej wycieczki do Karpacza.
Drugiego wieczoru chyba cała męska społeczność jej klasy zaszyła się w jednym z pokoi oddając różnym rozrywkom, z których tą najchętniej wykorzystywaną było oczywiście picie alkoholu. Był styczeń, rocznikowo wszyscy osiągali pełnoletniość, choć de facto większości brakowało do tego jeszcze iluś tygodni, czy miesięcy.
Kamila zastanawiała się jak podejść do tej sytuacji. Czy zrobić z siebie stanowczą panią profesor, która robi hałas o to, że jej uczniowie łamią regulamin, czy też przymknąć oko, wychodząc z założenia, że młodzież ma swoje prawa, o ile ich nie wykorzystuje ponad normę. Więc dopóki siedzieli tam w tym pokoju i zachowywali się choćby względnie przyzwoicie…
Leżała w łóżku, gdy spokój został zakłócony przez nadejście smsa. Sięgnęła po komórkę i przeczytała. Z trudem wierząc w to co widzi.
Nadawcą był Oskar. Miał jej numer telefonu, tak jak i reszta klasy. Takie czasy.
„Wraz z kolegami zapraszamy do pokoju nr 17. Jest wszystko, brakuje nam tylko prawdziwej kobiety”.
Zatkało ją. W jej czasach, taka odzywka do nauczyciela, nauczycielki… I co miała zrobić? Wejść tam i rozwrzeszczeć się na całe towarzystwo, czy wyluzować, obrócić w żart?
„Jeśli miałabym przyjść, to tylko po to by sprawdzić waszą trzeźwość a tego wolelibyśmy uniknąć, prawda?”
Odłożyła telefon na stół i ułożyła wygodnie, gdy raptem trzy minuty później usłyszała pukanie do drzwi. Wstała, wkładając spodnie i otworzyła. Na korytarzu stał szelmowsko uśmiechnięty Oskar.
- Postanowiłem ułatwić pani zadanie i przyszedłem osobiście na kontrolę trzeźwości.
Wzięła głęboki wdech, czując, że jest na granicy. Spojrzała złowrogo na licealistę, ale… Ale pewnie wyszło z tego coś innego. Czuła lekki rumieniec wypływający na twarz. Nie mogła pozwolić, by ten chłopak robił sobie z niej takie żarty.
- Tak? No to idziemy do waszego pokoju.
Badanie Oskara nie miało sensu, widziała, że był trzeźwy a przynajmniej nie nawalony. Nie zważając na niego, dumnym krokiem pokonała odległość dzielącą jej pokój od izby, w której imprezowali uczniowie.
Nacisnęła klamkę i weszła do środka.
- Ooooo…. – powitał ją donośny szmer i radosne uśmieszki na twarzach uczniów.
Ściągnęła twarz. Może niektórzy byli trzeźwi, ale klasowi wodzireje, jak przede wszystkim Bartek, czy w mniejszym stopniu Kuba, albo Arek wyglądali na mniej, lub bardziej zmęczonych. Na stolikach widziała puszki po piwie.
- Dobrze, że pani weszła – mruknął ktoś, ale nawet nie zarejestrowała tego, bo pałeczkę natychmiast przejął wyraźnie nabuzowany, silny, dość agresywny, choć także inteligentny, króciutko ostrzyżony Bartek.
- Właśnie. Dobrze, bo może teraz to my panią czegoś nauczymy?
Roześmiał się przy tym a wraz z nim kilku kolegów. Nawet na twarzach tych spokojniejszych pojawiły się uśmiechy, bo choć byli inni, to ciekawiło ich, jak poradzi sobie piękna nauczycielka z tak niedwuznacznym tekstem.
To był ten moment. Moment, w którym przyparta do ściany musiała pokazać kto tu rządzi. Nawet jeżeli brakowało jej konceptu na to jak rozegrać sytuację. Na całe szczęście, nim wściekła otworzyła usta, rozległ się zdecydowany głos Oskara.
- Ale z was zjeby. Pani Kamila nie musi się od nikogo uczyć Zawstydziłaby was tak, że płakalibyście długo w nocy.
Trochę uciszył towarzystwo i Kamila mogła odetchnąć. Oszczędził jej prawdopodobnego steku bluzg. Ominęło ją to przez kilka pierwszych lat nauki w szkole, teraz na szczęście też, choć była o krok. Widząc, że towarzystwo nieco się uspokoiło, wygłosiła krótki, rzeczowy komentarz i opuściła pokój. Wraz z nią nieoczekiwanie Oskar. Dopiero po chwili zajarzyła, że idzie tuż za nią, w kierunku jej pokoju.
Zatrzymała się przed właściwymi drzwiami.
- Jak widzisz sama trafiłam . Dziękuję za towarzystwo.
Wciąż trochę zdenerwowana ostatnimi minutami, położyła dłoń na klamce. Nim wykonała jakiś ruch, dłoń Oskara wylądowała na jej własnej.
- Dobranoc, pani Kamilo.
Zaskoczona wydarzeniem, nie cofnęła ręki, jakby zahipnotyzowana czekając aż Oskar przesunie palce po jej dłoni i odczepi się sam. Dopiero wtedy spojrzała mu prosto w oczy.
- Dobranoc.
Nie spuszczając z niego wzroku, wślizgnęła się do pokoju, zamknęła drzwi, ściągnęła spodnie i rozstrojona wskoczyła do łóżka.
Powrót do szkoły znów oznaczał powrót do spojrzeń Oskara. Długich, wbijających się w jej twarz, w jej oczy. Zaczynała rozumieć, że podoba mu się, tak jak wielu innym. Ale, o ile spojrzenia pozostałych uczniów ignorowała, albo przechodziła nad nimi do porządku dziennego, tak te wywierały na niej głębszy ślad.
Próbowała czasem się z nimi mocować, ale szybko zrezygnowała, po tym, gdy któregoś dnia, wikłając się we wzrokowy pojedynek z Oskarem, zaplątała się we własnym wywodzie, wywołując śmiech wśród uczniów. Szybko przeszła nad tym do porządku dziennego, ale gdy później uświadomiła sobie, że w tej sytuacji doznała pewnej porażki, pokazała, że Oskar w tym pojedynku zwyciężył starszą nauczycielkę, poczuła się mocno niekomfortowo.
Na koniec roku, powtórzyła się sytuacja z pierwszej klasy. Dostała różę z kolejną dedykacją. „Dla najlepszej i nie tylko, to już pewne”. Znów wprawiło ją to w zmieszanie, ale pocieszyła się tym, że najbliższe dwa miesiące ma tylko dla siebie, bez zarówno czarującego, jak i kłopotliwego ucznia, który, choć nie chciała się do tego przyznać, zdążył namieszać trochę w jej głowie. Przynajmniej w takim stopniu, że zastanawiała się czasami, do czego on zmierza?
Była w błędzie.

Nie dalej, niż w drugim tygodniu wakacji, spacerując sobie z dwojgiem czteroletnich dzieci po parku, napatoczyła się na znajomą postać przemierzającą parkowe alejki rowerem.
Spotkanie było niby nic nieznaczące, ale… Było jedno ale. To było tak naprawdę pierwsze spotkanie poza murami szkoły a Oskar… Mimo, że trochę krępowała ją ta rozmowa, bo Oskar nie poprzestał na zdawkowym „dzień dobry” i przez chwilę towarzyszył swojej licealnej wychowawczyni w tym spacerku i zasadniczo nie pamiętała nawet już teraz o czym rozmawiali, to spotkanie to wywarło na niej mocne wrażenie.
Może dlatego, że w widząc ją prywatnie, w mniej oficjalnym wdzianku, z dwójką dzieci na wakacyjnym spacerze, wdarł się w jakiś sposób w jej życie prywatne. Ale nie tylko dlatego. Choć ciężko było jej przytoczyć choćby jedno zdanie jakie padło w czasie tej rozmowy, to nie mogła zapomnieć jego postawy. Także jego ciała, bo w krótkich spodenkach do kolan i lekkiej koszulce prezentował się już bardziej męsko, niż chłopięco. Miał osiemnaście lat, ukończone zresztą na początku czerwca, o czym pamiętała. Jego silne, opalone nogi o zgrabnym kształcie, apetyczne przedramiona, przyzwoicie zbudowane bicepsy, względnie szerokie barki, przyjemny zarys klatki piersiowej… To wszystko widziała tak naprawdę pierwszy raz i właśnie wtedy dostrzegła w nim mężczyznę a nie chłopaka, licealna ucznia. Młodego, ledwie osiemnastoletniego, ale jednak mężczyznę.
Fizyczność, fizycznością, ale liczył się też inny aspekt. To on nie uląkł się zniewalającej piękności i chwacko prowadził dialog, nawet w pewien sposób nie dając jej dojść do głosu. Choć rozmawiali o sprawach drugorzędnych, to jednak nie bawił się w żadne kretynizmy. Porażała ją jego pewność siebie i siła charakteru. Nie było ani jednej sekundy, w której dostrzegłaby zawahanie. I co ważne, ta pewność siebie, nie opierała się na jakiejś chamskiej bezczelności. Może raz, czy dwa wyhaczyła jakieś aluzje damsko-męskie, ale w wysublimowany sposób.
Z jednej strony dostrzegała w nim pożeracza niewieścich serc, człowieka, od którego lepiej trzymać się z dala. Z drugiej… Co, jeśli się myliła? Nie każdy facet, który tak wygląda i zachowuje się w taki sposób musi być jakimś pożałowania godnym typkiem zaliczającym kolejne lokalne piękności.
I co najgorsze niemal non stop patrzył jej w oczy. Dotychczas to ona swoim wzrokiem dusiła w zarodku męską pewność siebie, szczególnie jeśli chodziło o młodych licealistów a tym razem… To on hipnotyzował ją, nie unikając kontaktu wzrokowego a wręcz przeciwnie, zmuszając ją do opuszczania powiek, kierowania wzroku, gdzie indziej.
Trwało to jakieś dziesięć minut, po czym pojechał zostawiając ją z burzą myśli. Dotarło do niej, że jest adorowana i… Tak, potrzebowała tego. Nawet w wykonaniu nastolatka. Jakby mało jej było męskich spojrzeń każdego dnia, choćby wtedy w parku, podczas spaceru. Oskar zachowywał się inaczej, jego adorowanie imponowało jej. Może trochę jak jakiejś głupiej małolacie, ale nie myślała o tym w tych kategoriach.
Wywarł na niej wrażenie, ale też jednak bez jakiejś przesady. Mimo wszystko, miała swoją rodzinę. Od czasu do czasu jednak, między praniem a zajmowaniem się dziećmi, w jej głowie pojawiał się na sekundę wizerunek osiemnastoletniego podopiecznego.
Mimo, że od spotkania w parku mijały dni i tygodnie, niewiele się zmieniało. Także pogoda, która rozpieszczała tego roku mieszkańców chyba całego kraju nad Wisłą. Któregoś sierpniowego dnia Kamila, wzięła dwójkę dzieci i pojechała taksówką nad niespecjalnie popularny zalew wodny. Rzadko uczęszczała nad jeziora, ale to, z wspomnianego wcześniej powodu, miało tą zaletę, że dawało spokój.
Wysiadła wraz z dziećmi z taksówki, resztę drogi pokonując piechotą. W którymś momencie usłyszała za sobą rower. Stanęła przepuszczając rowerzystę i poczuła jak na jej twarz występuje rumieniec.
- Dzień dobry – do jej uszu dobiegł dość radosny głos.
Odpowiedziała skrępowana. Postanowiła wziąć się w garść i nie dopuścić do takiej rozmowy jak kilka tygodni wcześniej w parku. Nie w tym przypadku. Chyba wyczuł to i nie przeszkadzał. Odjechał minutę później a ona odetchnęła z ulgą. 
Na miejscu ludzi było jak zwykle niewielu, z czego się ucieszyła. Zmęczona, lekko spocona, niemal natychmiast rozebrała się do stroju kąpielowego i wskoczyła do wody, mając na oku dwójkę bawiących się nad brzegiem dzieci. Woda świetnie relaksowała. Żałowała, że nie może odpłynąć dalej, ale i pluskanie się bliżej brzegu dawało jej sporo satysfakcji.
Wyszła z wody, nawet nie zastanawiając się, czy zbiera na sobie spojrzenia niezbyt licznej męskiej części plażowiczów. Tak niezbyt licznej, że dałoby się ich policzyć na palcach jednej ręki. Swą uwagę skupiła na dzieciach a potem udała się w kierunku rozłożonego nieopodal koca, by położyć się w pozycji półleżącej, to jest, opierając się na łokciach i wystawiając swe pół nagie ciało na promienie słoneczne.
Starała się wyciszyć, skoncentrować na kilku sprawach, od czasu do czasu rzucając spojrzenia na baraszkujące bliźnięta. Na chwilę zamknęła oczy, oddając się chwili, która została dość brutalnie przerwana.
- Tak myślałem, że skoro idzie pani w tym kierunku, to koniecznie nad jezioro.
Drgnęła na dźwięk tego głosu, zła za reakcję, ale w jej głowie natychmiast pojawił się mętlik, przy którym ta złość nie była niczym nadzwyczajnym.
- I włączył ci się w głowie Sherlock Holmes, by upewnić się w swoich podejrzeniach? – rzuciła mu dość ostre, wyzywające spojrzenie.
Bo była zła także na niego. Wiedziała doskonale dlaczego tu przyszedł. Możliwość zobaczenia swojej klasowej wychowawczyni, nieziemsko podobno atrakcyjnej, była zbyt wielką pokusą by się jej oprzeć. Wszyscy chłopacy rozumowali w tych kategoriach, akurat tego jednego mogła być pewna.
Ale co mogła zrobić? Wyprosić go z publicznej plaży? Albo chociaż z jej bezpośredniego towarzystwa? Po to by usiadł dziesięć metrów dalej i gapił się tak, czy siak? Bez sensu.
Coś tam opowiadał a ona czuła się naga. Nie dość, że szkolny uczeń oglądał jej długie nogi, nagie praktycznie w całej okazałości, nagi brzuch, nagie ramiona, to jeszcze tym uczniem był Oskar, szkolny, wręcz lokalny playboy, gwiazdor, zdobywca damskich serc, przystojniak jakich niewielu na tym świecie.
Ona przy nim w samych majtkach i niewielkim staniku. Czy mogło być coś bardziej krępującego i akurat w tej sytuacji poniżającego? Już widziała w myślach Oskara opowiadającego w szkole kolegom, że widział piękną panią nauczycielkę pół nagą. W jakiś, tylko na pozór absurdalny sposób poczuła, że zaliczył ją. Poczuła skurcz w podbrzuszu, gdy ta myśl zagnieździła się w jej głowie.
Tym bardziej, że swoim podejściem nie zniechęciła go. Znów próbował ją osaczyć, przytłoczyć swoim zachowaniem, swoją postawą. Nie dawała się, ale fakty były jednoznaczne, niezależnie od jej postawy, siedziała w jego obecności niemal naga. I to doprowadzało ją momentami do pasji. Ale jeszcze czegoś innego.
Jego spojrzenie ślizgało się po jej ciele dość bezczelnie. Nie krępował się kierując wzrok na jej brzuch, dekolt a przede wszystkim uda. I po jakimś czasie, gdy przyzwyczaiła się do całej sytuacji, zaczynała odczuwać dziwną przyjemność płynącą z jego spojrzeń.
Jego wzrok wyrażał pewne rozbawienie całą sytuacją, ale także pewną ekscytację i podziw, które przyprawiały ją o przyjemny dreszczyk. Tak, co by nie mówić o Oskarze, to on się specjalnie nie uzewnętrzniał, jakoś nie wyjawiał swych odczuć. Był trochę schowany niemalże za podwójną gardą. To on ogniskował na sobie różnego rodzaju uczucia, nie dzieląc się z nikim swoimi. A tu… Tutaj, Kamila doszło do niezwykle przyjemnego i satysfakcjonującego wniosku, że w jakiś sposób zdemolowała jego mur obronny za którym się chował. I zmusiła go do tego, by otworzył się, choć w taki sposób.
Uświadomiwszy to sobie, pozwoliła sobie na wyciąganie nóg, tak, by były jeszcze bardziej na widoku, tak, by mógł na nie spojrzeć z jeszcze większą łatwością. W jakiś sposób grała z nim. Skoro on zwyciężył najpierw zaliczając widok półnagiej nauczycielki, to ona chciała teraz przeciągnąć to zwycięstwo na swoją stronę, próbując wyprowadzić go z równowagi.
Nawet myśl o tym, że zachowuje się nieprzyzwoicie i to z dwóch powodów, nie doprowadziła do rezygnacji z tej gierki. Wręcz przeciwnie, świadomość, że teraz celowo prezentuje mu swoje ciało, sprawiała jej coraz większą rozkosz. Na jej twarzy raz za razem pojawiał się swobodny uśmiech.
Zachowywała się jak nie ona.
- Mamo, idziemy już? – rozległ się głos Oliwii. Zauważyła, że Mieszko także znudził się pobytem nad wodą.
- Dobrze, zbieramy się – oznajmiła dzieciom.
Postawiła się w sytuacji bez wyjścia. Do tej pory, w pozycji pół leżącej, czy siedzącej, chowała przed jego wzrokiem swoje pośladki, opięte tylko strojem kąpielowym. Teraz… Zawahała się, czy aby nie było mu jednak za dobrze. Ale co mogła zrobić? Poprosić go, by się odwrócił, gdy ona wstanie, ocierając się ręcznikiem z plażowego piasku i wciągnie na siebie sukienkę?
To byłoby bardziej krępujące i poniżające, niż to co zrobić miała. Zacisnęła zęby i wstała. Czując, że wzrok ucznia natychmiast kieruje się w to miejsce, które dotychczas było przed jego wzrokiem zasłonięte.
Nie patrząc na niego, poczuła kolejną falę, dużo silniejszego tym razem dreszczyku. Teraz prezentowała mu się w całej okazałości i jej uległy charakter mógł cieszyć się sporą satysfakcją, jeśli uznać to określenie za właściwe. Swoją postawą ułatwiła mu oglądanie jej prawie nagiego ciała bez przeszkód. I dobrze wiedziała gdzie patrzył. Na jej tyłek, starając się dostrzec, czy spod majtek nie wychodzi chociaż jakiś jego malutki fragmencik. A pewnie niestety wychodził. Choćby mikroskopijny, ale jednak.
W milczeniu oddawała się wycieraniu ciała ręcznikiem, czując lekki zawrót głowy, ciekawiąc się, co sobie teraz myślał Oskar, gdy do jej uszu dotarły jego słowa.
- Wiele razy wyobrażałem sobie panią bez ubrania, ale rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania.
Milczała, czując jak serce przyspiesza tym a na twarzy, której na szczęście nie widział, pojawia się mocny rumieniec. Takie słowa w ustach ucznia… Były strasznie krępujące. Mimowolnie zacisnęła pośladki, jakby chroniąc je przed rozpalonym wzrokiem Oskara, którego duszę, mimowolnie rozebrała na czynniki pierwsze, co sprawiło jej pewnie tyle samo satysfakcji, ile jemu oglądanie swojej nauczycielki w takim wydaniu.
- Może bardziej powinieneś sobie skupić na wyobrażaniu sobie klasy maturalnej, co? – rzuciła na pozór spokojnym tonem.
- W sumie to się zgadza, bo wiele rzeczy sobie wyobrażam a w roli głównej zawsze występuje moja ulubiona szkolna nauczycielka.
Ta riposta przygniotła ją. Poczuła, że zrobiło się jej gorąco, ale nie mogła przejść nad tym do porządku dziennego. Nawet ta gierka w jej wykonaniu na tej plaży nie dorastała jego słowom, które wyrażały dokładnie to co wyrażały.
- Mieszko, Oliwia… Chodźcie, idziemy – odezwała się w kierunku dzieci, wkładając sukienkę.
- Już…! – podbiegły natychmiast.
- Do widzenia Oskar – odezwała się silnym głosem, podkreślając tym samym, że spotkanie dobiegło końca i jego towarzystwo w drodze powrotnej jest niespecjalnie pożądane. – I proszę cię, skończ z pewnymi rzeczami – dokończyła trochę spokojniej, patrząc mu w oczy.
- Przecież pani nie chce, żebym skończył – odparł teraz on spokojnym, ale zdecydowanym głosem, nie unikając pojedynku wzrokowego i znów wygrywając go.
Ta riposta pozostawiła w jej psychice głęboki ślad. Wbiła się niczym cierń. Czy ten młokos, wprawdzie zaprawiony pewnie w damsko-męskich bojach, ale jednak wciąż młokos rzucił ten tekst, ot tak, na zasadzie riposty, czy naprawdę wierzył w to co powiedział? Co on sobie wyobrażał? Że jej się to podoba? Te wzrokowe pojedynki, ten mini flirt, że ona… Że ona i on…
Co on sobie myśli? Że jest w stanie uwieść dojrzałą już, mimo wszystko, stateczną nauczycielkę? Czy to, że pewnie mało która dziewczyna odmówiła mu wszelkiego rodzaju rozkoszy, znaczy, że starsza, zamężna nauczycielka będzie taka sama? Taki jest pewny siebie? Tak, wręcz chamsko i bezczelnie? Że ona leci na niego? Że chce się z nim…
Wzdrygnęła się na samą myśl. I to wzdryganie towarzyszyło jej przez resztę wakacji. Przesadził. I to zdecydowanie. Lekceważenie jego zachowań, jak na wycieczce, albo wręcz prowokowanie go do następnych, jak nad jeziorkiem musiało się skończyć. Od września musiała mocno i na poważnie wejść w skórę poważnej nauczycielki.

Jasne…
- Drażni mnie. Naprawdę – wyznała, oddychając ciężko. Przewróciła się na bok, opierając głowę na ramieniu Daniela.
- Drażni, bo nie wiesz, czy pieprzyłaś się teraz ze mną, czy z nim? – zakpił mąż, zaciągając się papierosem. Przez uchylone okno wpadało chłodne październikowe powietrze.
- Nie kpij – spojrzała z urazą. – W takich sytuacjach kocham się tylko z tobą.
- A w jakich z kim innym? – prowokował w swoim stylu, uśmiechając się głupio, jak tylko on umiał.
- Łapiesz za słówka. Możemy wrócić do tematu?
- No wróćmy… Aż się dziwię twojej wylewności.
- Dlaczego? Przecież zawsze chciałeś mnie rozbierać. Nie tyle z ubrania, tylko z tego co się dzieje we mnie, w środku.
- No dobrze, to rozbieraj się. Chciałabyś, by cię zaliczył, przechodząc do historii szkoły?
- W żadnym wypadku – podkreśliła zdecydowanie. – Nie insynuuj mi tego. Nie o to chodzi.
- No dobrze – przytulił się mocno do żony, masując delikatnie ręką jej nagi, jak i pozostałe części ciała brzuch. W ten sprytny sposób zawsze zniewalał Kamilę jeszcze bardziej, niż zwykle, nakłaniając ją do bardziej intymnych wyznań. – Więc o co?
- On gra. To nie jest chyba jakaś zwykła fascynacja, tylko gra.
- Bawi się? Szuka mocniejszych wrażeń, niż tylko puknięcie boskiej nauczycielki? Tak jak ja?
- A żebyś wiedział. To jest tak, że… Na przykład inni tylko się gapią a potem odwracają wzrok. Jeszcze inni, jak Bartek, rzucą czasem jakiś tekst, nawet sprośny, ale raczej celem tego, by mieć radochę, że dopiekło się nauczycielce a nie z nadzieją na coś tam. A Oskar… On się zachowuje tak, jakby miał konkretny cel i szykował grunt pod niego.
- Dlaczego tak myślisz?
- Nie jestem pewna, ale tak mi się wydaje. Najbardziej świadczy o tym jego charakter. Sprawia wrażenie, że wszystko jest poukładane, że nic nie zostawia przypadkowi. No i ogólnie jest inteligentny, ogarnięty, wie o co chodzi, zna się na pewno na kobietach i teraz próbuje wykorzystać tą znajomość na celu z wyższej półki.
- A co na to ten cel z wyższej półki? Wyobrażałaś już sobie, że dajesz mu się przelecieć? – zagadnął bezceremonialnie.
- Nie, ale jeśli będziesz mi to wmawiał to zacznę – odgryzła się.
- Pomimo tego, że tacy faceci zawsze cię odpychali?
- No i odpychają nadal, więc nie sugeruj mi niczego. Ale wiesz, to jest dość takie klaustrofobiczne. Jesteśmy zamknięci przez kilka godzin w tygodniu w jednej sali i wtedy wiesz… Na swój sposób się duszę.
- Acha… Utkał pajęczyna i zacieśnia sieć…
- No coś w tym stylu. Przed lekcją zawsze widzę jego wzrok już w myślach. Wiem, że się będzie gapił i myślał o jednym.
- To może mu się zrewanżuj jakoś? – Daniel zgasił papierosa w popielniczce.
- Nie rozumiem…?
- No na przykład, skoro sobie do tej pory nie wyobrażałaś… To obciągnij mi teraz i myśl o tym, że to ten Oskar.
- Uhm… Tak, kochanie, to ty będziesz musiał sobie poradzić samemu. Gaś światło – nakazała rozdrażniona przewracając się na drugi bok.

Nie dawał o sobie zapomnieć. Robił to ot tak, by sprawdzić swoją męskość, czy też celowo, upatrując swojej szansy na coś tam? Absurdalne. Naprawdę mógł o tym myśleć?
W każdym razie w jego zachowaniu niewiele się zmieniło, choć ona sama, stała się jakby nieco ostrzejsza, trzymając klasę na dystans. Swoją postawą ogólnie rzecz biorąc. Jakby chcąc pokazać kto tu rządzi i kto trzyma pieczę nad wszystkim, urządzała kartkówki częściej, niż w innych klasach, z którymi prowadziła zajęcia.
Tradycją szkoły, jak chyba każdej innej było to, że w ostatnich dniach grudnia, przed świąteczną przerwa urządza się klasową wigilię. Jej podopieczni nie byli wyjątkiem. Dziewiętnastego grudnia nie było już zajęć, uczniowie przyszli odbębnić te dwie, trzy godzinki wspólnie razem przy choince, łamiąc się opłatkiem i składając sobie życzenia.
Rzecz jasna, uczestniczyła w tym i ona sama. Łamiąc się opłatkiem ściskała dłoń kolejnych wychowanków, widząc, że co niektórzy mają do niej naprawdę spory dystans. Może właśnie dzięki jej postawie z poprzednich tygodni? Gdy między sobą ściskali się, obejmowali, przytulali, całowali, swoją nauczycielkę traktowali z większą rezerwą.
Czuła z tego tytułu nawet pewną satysfakcję. Aż do momentu, gdy trochę z zaskoczenia przypadło zmierzyć się jej z Oskarem. Wykorzystał on moment lekkiego rozgardiaszu panującego w szkolnej sali.
- Wesołych świąt i pięknego sylwestra, pani profesor! – rzucił i nie czekając na reakcję nauczycielki, objął ją lekko, całując w policzek.
Trwało to krótko, więc, nim ta zdążyła sobie uświadomić gest Oskara, ten zdążył już się odkleić. Szybko spróbowała zamaskować zmieszanie jego czynem, tak naprawdę nie jakimś aż tak bardzo krępującym, gdyby nie jeden fakt.
Taki mianowicie, że widziała to wszystko spora część klasy. I wszyscy chyba zareagowali na to jakoś, śmiejąc się, uśmiechając, klaszcząc, czy mówiąc coś. Dotarło do niej, że została w tym momencie potraktowana przedmiotowo. Wyglądało to tak, jakby Oskar chwilę wcześniej poinformował, że zbliży się do klasowej wychowawczyni dużo bardziej, niż reszta. I wygrał. Spełnił to, co sobie pewnie założył, bo co mógł zrobić więcej? Przytulił się do pięknej kobiety, ucałował ją, choć tylko w policzek, to jednak… Na swój sposób wygrał, lekko ją upokarzając tym. Tym, że bezceremonialnie wziął, to co sobie postanowił wziąć, tak jakby to należało do niego i już.
Nie mogła przestać rozmyślać o tym zajściu przez cały dzień. Gdyby zrobił to ktoś inny, przeszłaby nad tym do porządku dziennego, ale nie, w tym przypadku.
Zresztą pamiętała to dłużej. Gdy wróciła do szkoły w styczniu i patrzyła w oczy szkolnego przystojniaka numer jeden, miała przed sobą wizję, gdy ten bezceremonialnie na oczach całej klasy bierze sobie to czego sobie życzył. Czasami przeklinała wtedy swój wrodzony konserwatyzm, który sprawiał, że nie umiała wyrzucić z pamięci tego może niecodziennego, ale przecież nie aż tak szokującego incydentu.
W każdym razie chłopak dopiął celu na tyle, że zagwoździł się w jej umyśle niemal na stałe.
Minął styczeń, przyszedł luty i najważniejsze towarzyskie wydarzenie licealistów. Studniówka.
Trzecie w jej życiu. Raz, dwanaście lat temu, jako maturzystka, dwa, trzy lata wcześniej ze swą pierwszą klasą. Teraz kolejna. Nie wywoływała już w niej takich emocji, choć lubiła imprezy a konkretnie rzecz biorąc tańce. Ale raczej w klubie, niż w sali, przy obecności kolegów i koleżanek z grona pedagogicznego oraz ponad stu licealistów wraz z osobami towarzyszącymi.
Raczej siedziała w towarzystwie opiekunów i męża, obserwując szalejącą na parkiecie i przy stołach młodzież. Ale czuła się dziwnie.
Jej podopieczni przybyli na bal z osobami towarzyszącymi. Prześlizgnęła się wzrokiem po nich i widziała raczej zwykłych, przeciętnych osobników obojga płci. Może dwie, trzy osoby wydały się jej bardziej interesujące. I to wszystko. Z jednym rzecz jasna wyjątkiem.
- Twój chłopak musiał się wykazać i tu – usłyszała lekko zgryźliwy komentarz jednej z koleżanek.
Prawda. Partnerka Oskara, wysoka, szczupła, zjawiskowa blondynka z olśniewającą fryzurą ukradła imprezę dziewczynom. Kamila nie znała jej, ale mogłaby przysiąc, że to jakaś modelka. Z pewnością mając takie atuty, dziewczyna spokojnie mogła robić karierę w tej branży.
Ale było coś jeszcze. Oboje zachowywali się tak, jakby inni nie istnieli. Zajmowali się niemal wyłącznie sobą. Kamila przez długi czas obserwowała Oskara, przynajmniej na tyle, na ile było to możliwe. Niemal nie widział klasowych kolegów, koleżanek, także tych z innych klas. Swój cały czas poświęcał Karolinie, bo imię blondynki szybko obiegło salę.
Popijając drinka Kamila patrzyła i z trudem odrywała wzrok. A kiedy odrywała, wracała do tej pary, jakby coś ją uzależniło. Ich zachowanie sprawiło, że odbierała ich jako zjawisko nie z tej ziemi. Wysyłali sygnał typu, „bawcie się dobrze, ale nas to nie interesuje, jesteśmy najlepsi, najpiękniejsi, najwspanialsi, mamy tylko siebie i to jest najważniejsze, jesteśmy ponad wami”. Coś w tym stylu. Bez jakiejś zresztą wybujałej arogancji, czy coś. Po prostu. Tak robili, bo tak czuli, może zresztą nieświadomie.
Zmarszczyła lekko brwi, widząc gdy, w którejś godzinie Oskar przykłada wargi do ust Karoliny łącząc się z nią w ten sposób na dłuższy czas. Przygryzła wargę.
Czemu tak to na nią działało? Co czuła? Zazdrość? O Oskara? Że taki piękniś zamiast zajmować się zwykłą dziewczyną z sąsiedztwa, sprowadził sobie na studniówkę prawdziwą księżniczkę? I że śmie ją obcałowywać? A Karolina? Myśli, że jak jest taka piękna, to musi od razu kleić się do najprzystojniejszego faceta na świecie?
Przygaszone światło jeszcze bardziej oddziaływało na wyobraźnię. Z nieco pochmurną twarzą wbijała się wzrokiem w parę siedzącą kilkanaście metrów dalej, jakby chcąc wychwycić najdrobniejszy szczegół. Pocałunki, namiętne spojrzenia, ręce wsuwane we włosy, może gdzieś jeszcze.
Wstali w końcu od stolika i zniknęli gdzieś. Kamila wstała również. Wypity drink trochę odbierał jej trzeźwość umysłu, ale nie miała ochoty na tańce. Przeprosiła męża, informując o, że musi udać się do toalety.
Szła a zachowanie równowagi sprawiało jej lekki problem. Czy to wpływ drinka, czy namolne obserwacje Oskara i Karoliny? Nie bawiły ją uczniowskie spojrzenia. Pierwszy raz mieli okazję zobaczyć swoją panią w innej kreacji, niż przez poprzednie trzy lata w szkole. Starała się to zrozumieć.
Weszła do pustej toalety i zamknęła w kabinie. Spokojnie załatwiła swoją potrzebę. Już miała wstać, gdy usłyszała otwierające się dość dynamicznie drzwi. Pewnie, któraś z uczennic przeholowała z…
- Tutaj, mówię ci – z osłupieniem usłyszała dość zdecydowany męski głos. I od razu go rozpoznała.
- Oskar, to krępujące – do jej uszu dobiegł kolejny. Chociaż nie rozpoznała po nim właścicielki, to nietrudno było się domyślić do kogo należy.
Wstrzymała oddech, gdy usłyszała kolejne odgłosy. Wtargnięcie do kabiny obok i zdyszane oddechy. A potem jakieś szelesty. Sugerujące, że coś dzieje się z ubraniami. No tak…
- Och… - cichy jęk wdarł się pomiędzy te odgłosy a siedząca wciąż na muszli Kamila drgnęła jak szalona. Na miłość boską, przecież to nie może być…
- No i jak…? – ten głos należał do Oskara. Choć cichy, wyrażała się w nim jego pewność siebie i zdecydowanie.
- Duży jest, mój Boże… - odpowiedź podana roztrzęsionym tonem, nie pozostawiała złudzeń.
- Za chwilę poczujesz to lepiej… - znów jakaś seria ruchów, drobnych szelestów i…
- Oooooch… - lekki, przeciągły jęk sprawił, że mięśnie Kamili napięły się a usta otworzyły szerzej.
Z szeroko otwartymi oczami wsłuchiwała się w odgłosy dochodzące z kabiny obok. Strzępki dialogu, cichutkie jęki Karoliny i owe odgłosy nie pozostawiały złudzeń. Stała się mimowolnym świadkiem tego, jak jej uczeń, największy przystojniak w szkole, tuż za cienką ścianą posuwał swoją partnerkę, tę zjawiskową modelkę.
Zrobiło się jej gorąco. Z jednej strony wrodzona dyskrecja sprawiała, że poczuła obawę przed tym, że oni zorientują się, że nie są sami. Wręcz powstrzymywała oddech, by nie zdradził jej obecności. Ale z drugiej, nadstawiała uszu by nie uronić ani jednego odgłosu dochodzącego do niej.
To było coś niesamowitego. Wyobraźnia natychmiast zaczęła jej podsuwać odpowiednie obrazki. Obrazki nagiego, albo choćby półnagiego Oskara, jego opalone, dobrze zbudowane, młodzieńcze ciało, które teraz tak działało na tą piękną blondynkę, że ta…
- Oskar… - znów rozległo się zmysłowe, pełne pożądania i uległości jęknięcie.
A Kamila poczuła między udami wilgoć. I nie panowała nad tym. Była podniecona i w pewnym momencie nawet tak mocno, że poczuła jak jej ciało drży. Z trudem powstrzymywała się od nerwowych ruchów. Ta sytuacja rozpaliła ją, chociaż targały nią sprzeczne emocje. Od wściekłości na oboje… Na Karolinę, że ośmieliła się dać dupy, jej przystojnemu uczniowi i na niego samego, że rżnie jakąś pustą laleczkę.
- O, kurwa…! – tym razem rozległ się męski, pełen emocji głos, który sprawił, że serce podskoczyło jak oszalałe.
W cipce miała już niemal prawdziwą powódź, tym bardziej, że z odgłosy uzmysłowiły jej, że ruchy obojga stają się coraz bardziej dynamiczne, coraz agresywniejsze. Jęki chyba częstsze, jakby nie bacząc na to, że ktoś może wejść. Ale nie wszedł. Byli tylko oni oboje, pieprzący się i niemal trzęsąca się z podniecenia licealna nauczycielka w kabinie obok.
- Aaaach…! – wydarł się głośniej Oskar, sprawiając rozkosz nie tylko sobie. W kabinie obok Kamila schowała twarz w dłoniach, czując jak jej ciału pulsuje i drży.
Gdy oni doprowadzali się do porządku, ona sama zakryła usta dłonią, aby nie wydobył się z nich cichutki jęk. Tak bardzo wpłynęła na nią ta sytuacja.
Wyszli z kabiny a potem opuścili toaletę. A ona siedziała wciąż z majtkami do kolan, czując, jak wilgoć wypływająca z jej cipki spływa po udzie. Siedziała jeszcze tak długo rozpamiętując całe wydarzenie a w jej głowie pojawiały się niedorzeczne wizje.
Ogarnęła się w końcu, gdy spojrzała na telefon i dostrzegła, że na zegarze wybiła już godzina pierwsza. Podciągnęła majtki, dokonała niezbędnych poprawek, umyła dłonie i wyszła na korytarz. Z trudem przybrała jakiś sensowny wyraz twarzy. Pomogła jej w tym zabawna wizja, pod tytułem, co by było gdyby w trakcie akcji Oskara z Karoliną, nagle rozdzwonił się jej telefon.
- Nie wiem, gdzie się włóczyłaś, ale wesoło ci, więc… - przywitała ją wiele mówiącym uśmiechem jedna z koleżanek.
Zbyła ją jakąś wymówką, nie wyprowadzając za bardzo z błędu. Nie dbała o to co pomyśli. Rozejrzała się, nie widząc Daniela. Pojawił się dopiero kilkanaście minut po niej.
Chociaż starała się zachowywać pozory i wyglądać normalnie, nie potrafiła wrócić do równowagi. Przeżyte zdarzenie wywarło na niej zbyt duży wpływ. Uśmiechając się do koleżanki, czy rozmawiając o czymś z Danielem, wciąż miała w głowie wizje Oskara pieprzącego Karolinę. Wchodzącego w nią mocno, twardo, silnie, zdecydowanie. Zniewalającego ją swoją wielkością. Nawet ją, tak przecież olśniewającą dziewczynę, która tutaj mogłaby pewnie uwieść każdego mężczyznę.
Z trudem uwalniała się od tych myśli, wracając do rzeczywistości. Nie raz i nie dwa nerwowo zaciskała uda. I prawdę mówiąc cierpliwie wyczekiwała tylko do wyjścia z imprezy.
Gdy zegar pokazał drugą trzydzieści, spojrzała pytająco na męża. Daniel nie był amatorem takich imprez i dzisiaj nie było inaczej. Coś tam wypił, coś zjadł, pogadał z kimś średnio interesującym i od jakiegoś czasu też myślał, by w końcu wrócić do domu.
- Wychodzimy, nie? – ni to zapytał, ni oznajmił.
Dwadzieścia minut później, już we własnym pokoju nie wytrzymała. Spojrzała na Daniela raz, potem drugi. Przeszła z jednego końca pokoju na drugi uwodzicielskim krokiem. Subtelnie, z pełnym rozmysłem. Potem oparła się dłońmi o stół, wypinając lekko pośladki a nawet kręcąc nimi. W końcu zauważył.
- O tej godzinie? – wygłosił mało rozsądny komentarz.
- A rozumiem, że szanowny pan najchętniej teraz zaległ by na łożu, tak?
- Właśnie tak – potwierdził, rozbierając się, ale przy okazji także i żonę, nie pozbawiając jej nadziei. Gdy ubranie opadło już na podłogę, Daniel błyskawicznie wskoczył do łóżka, zalegając wygodnie.
- I na to tylko cię stać? – zapytała z lekką irytacją.
- Tak, moja droga. Niech raz ciebie będzie na coś stać – odparł uszczypliwie z charakterystycznym dla niego wyrazem twarzy.
Zrozumiała. Podeszła bliżej a potem weszła nie tylko na łóżko, ale także na Daniela. Ujęła w dłoń niezbyt efektownie prezentującego się penisa, masując go lekko, tak aby jego wygląd stał się bardziej okazały. Ze względu na zmęczenie męża zajęło jej to trochę czasu, ale w końcu przybrał satysfakcjonujące ją rozmiary.
Usiadła okrakiem i nie czekając na nic, po prostu wbiła się na niego. Rozumiała lekką uszczypliwość męża. Praktycznie zawsze o wszystkim decydował on. Ona zdawała się na jego zachcianki pozostając bierna. Nieczęsto sama cokolwiek inicjowała a pozycja, w której teraz się znalazła była prawdziwą rzadkością.
Ujeżdżała męża, okręcając się wokół jego penisa. Jego właścicielowi też się to pewnie podobało, bo odczuła jak członek stwardniał jeszcze bardziej, osiągając już odpowiedni stan. Ciekawe jednak, czy podobałoby mu się także to, co teraz tkwiło w jej głowie.
Bo tkwiło to, co przeżyła krótko po północy. To było powodem, dla którego musiała się teraz wyładować. Ujeżdżając Daniela, przed zamkniętymi powiekami widziała siebie samą siedzącą w kabinie na muszli, gdy obok niej działo się, to co się działo.
Nie odpłynęła na tyle, by wyobrazić sobie siebie samą w miejsce Karoliny. Nie, to byłoby zdecydowanie nie fair wobec męża. Zresztą, chociaż w jej głowie rysowały się absurdalne wizje, to nie posunęła się aż tak daleko, by wyobrażać sobie teraz samą siebie pieprzoną przez własnego ucznia. Choćby tak super przystojnego jak Oskar.
Niemniej jego wyobrażenie, jak w tej toalecie posuwa blondwłosą piękność, której zazdrościła mu pewnie cała męska sala, doprowadziło ją do silnego orgazmu. Szybszego, niż Daniel, który musiał się jeszcze chwilę natrudzić, by osiągnąć pełnię satysfakcji. Ale w końcu osiągnął a i ona wreszcie w jakiś sposób uspokojona mogła z ulgą zejść z Daniela, położyć się na boku i zasnąć.

Wyładowała się, ale ta sytuacja wciąż siedziała w jej mózgu. I sytuacja i przede wszystkim Oskar. Wszedł w umysł i nie potrafiła go stamtąd wygonić. Była za to na siebie zła.
To samo w szkole, może nawet bardziej. Nie, żeby miała jakieś erotyczne fantazje w związku z tym, po prostu osoba Oskara oddziaływała na nią coraz silniej. Drażniło ją to i to co najmniej z dwóch powodów. Raz, że dawało to wyraz jej własnej słabości, dwa, że zawsze czuła niechęć do takich chłopaków, którzy dostali od losu to wszystko co mieli i wykorzystywali w nienajlepszy, albo czasem wręcz w chamski sposób.
Zawsze stroniła od takich, wykluczając ich na samym początku a teraz… Nie mogła, może także dlatego, że to był jej uczeń. Była skazana na niego cztery godziny w tygodniu, plus piąta, jeśli licząc wychowawczą.
Tak minął luty, marzec i tak zbliżał się koniec kwietnia. Każdego niemal dnia w szkole napotykała na sobie spokojny wzrok Oskara. Spokojny, ale stanowczy i pewny siebie. Przemykający po jej figurze, gdy z dziennikiem lekcyjnym pod pachą podchodziła do drzwi, przed którymi gromadziła się jej klasa. Mimo tego, że ubierała się jak na nauczycielkę przystało, nie raz w takich momentach czuła się pod tym spojrzeniem naga.
No i zaglądający w jej oczy podczas prowadzenia lekcji. Przy lepszym nastroju przechodziła nad tym do porządku dziennego, ignorując go zupełnie, przy gorszym, wyprowadzał ją z równowagi.
Takie były czasy, że młodzież zachowywała się nadzwyczaj swobodnie i w zachowaniach i słowach. Nie przeszkadzało im towarzystwo obcych osób. Z takiego założenia wyszły siedzące podczas godziny wychowawczej, w pierwszej ławce, dwie uczennice z jej klasy, Dominika i Martyna. Korzystając z tego, że w sali panował luz, bo nauczycielka miała sporo papierkowej roboty, licealiści zajmowali się swoimi sprawami. Najczęściej pogawędkami między sobą.
Zajęta pracą Kamila pewnie nie skupiłaby się na rozmowie dwóch uczennic, gdyby nie to, że do jej uszu dobiegło znajome imię.
- Mnie to nie odpowiada, ja bym tak nie mogła – to był głos Dominiki. – Wolę swojego Łukasza.
- Jest spokojniejszy? – głos Martyny zdradzał lekką wesołość. – Może dużo tracisz.
Roześmiały się obie, choć dało się wyczuć w tym śmiechu pewnie wstyd i skrępowanie. Zamilkły na sekundę.
- No, ale powiedz sama, czy taka władczość i to co zrobił…
- Ale nie do końca wiem co, wiesz, to mnie aż tak nie interesuje – odpowiedziała Dominika.
- Ja wiem, bo znam jej koleżankę, ona chodzi do naszej szkoły, ta Iza z chemicznej… Ona mi opowiedziała.
- Iza zna tą Patrycję, tak? W sumie to ja nie kojarzę tej…
- No Patrycja to jest taka laska z drugiego… Ale wiesz, ładna, ale spokojna, porządna, raczej.
- No i co?
- No i Oskar ją wyrwał. A ona miała swoje zasady, że wiesz… Że nie jest taka jak inne. No, że jest taka jak ty – zakończyła wywód lekkim śmiechem Martyna. Kamila spojrzała dyskretnie na obie uczennice. Zauważyła wstydliwy rumieniec na twarzy Dominiki.
- Śmiej się, śmiej… I co?
- No i Oskar niby nie nalegał, tak, że sama Patrycja się w pewien sposób od niego uzależniła. Tak, że wiesz, nawet na studniówkę, Oskar poszedł z tą Karoliną, wiesz, tą koleżanka niby, co opowiadał. A z Patrycją nie, bo nie chciał się narzucać.
- Głupio zrobił.
- Głupio, czy nie – nasłuchująca Kamila bardziej wyczuła machnięcie ręką, niż zobaczyła. – W każdym razie Patrycja, choć wciąż mu na nic nie pozwalała, to jednak, wiesz… Bała się stracić Oskara.
- Tak?
- No i w końcu się przełamała i po jakiejś tam poważnej ich rozmowie, to wiesz… Zrobili, ale…
Martyna ściszyła lekko głos a Kamila wytężyła uszy, zdając sobie sprawę, że długopis, którym wypisywała coś w dzienniku, od dobrej minuty stoi w miejscu, kreśląc bezmyślnie jedną cyfrę.
- .. Ale, jak opowiadała mi ta Iza, wziął ją tak wiesz… W całości. Tak, że ona, porządna panna została zerżnięta jak trzeba i nie odmówiła mu niczego. Przy pierwszym razie, no to wyobraź sobie…
- Ładnie ta Iza ci naopowiadała…
- No bo wiesz, Patrycja, teraz, jak ją Oskar zostawił, wygadała wszystko Izie a my się zgadałyśmy ostatnio w sobotę w „Manhattanie” przy piwku i tak wyszło…
- No i widzisz… Taki playboy to nie dla mnie. Łukasz przynajmniej traktuje mnie jak kobietę.
- No ja nie mówię przecież, ale wyobraź sobie, jaka siła w nim jest. Patrycja, wiesz, zarzekała, że dopiero po ślubie i takie tam… A on ją naobracał na wszystkie strony i wiesz…
Śmiech i nieco głośniejszy gwar zakłócił rozmowę dwóch uczennic a i Kamilę przywrócił do świadomości.
- Halo, spokój proszę, panowie! – dla podkreślenia wagi swych słów uderzyła dziennikiem o blat stołu.
Nawet nie sprawdziła efektu swego apelu, bo w jej głowie kolejny raz zagnieździł się Oskar. Zacisnęła zęby rozdrażniona. Znów, kolejne wydarzenie, które na nią wpłynęło i takie, które pewnie odciśnie na niej jakieś piętno. Tak jak w przypadku tych wszystkich spojrzeń, wycieczki do Karpacza, róż na koniec kolejnego roku szkolnego, spotkania a parku, potem na plaży, czy wreszcie seksu z tą modelką w trakcie studniówki.
Pokręciła mimowolnie głową. Ten chłopak tak samo drażnił ją jak i fascynował. Wręcz przyprawiał o szybszy oddech. Czy naprawdę taki musi być? Nie mógł sobie znaleźć zwykłej dziewczyny, jakiejś Aśki z bloku obok, czy sąsiedniej klasy, dobrze wychowanej, uczącej się, ambitnej, zasadniczej? I stworzyć z nią jakiś względnie poważny związek? Tylko podrywał to jakąś modelkę, to inną super dziewczynę z sąsiedniego liceum i delektował się swoją władzą nad nimi? I może jeszcze szkolną nauczycielkę?
Bezczelny cham. Super przystojny, z silną osobowością, chodzący własnymi ścieżkami i czerpiący pełnymi garściami to co oferowała mu natura. Bezczelny.
Zerknęła dyskretnie na niego. To był jeden z tych nielicznych momentów, gdy mogła uczynić to swobodnie. Nie widział jej, zajęty był rozmową z Bartkiem i Kubą. Rozmawiali żywo, chociaż dość cicho. Byli zajęci sobą. Mogła spojrzeć na jego twarz, gestykulację, zachowanie, ocenić sposób wyrażania jego emocji. Tak, aż obserwacje przerwał szkolny dzwonek.

- Zdecydowanie pozwalasz sobie na zbyt wiele – powstrzymała się od krzyku, nie chcąc wzbudzać sensacji, ale jej głos zabrzmiał surowo. – Tak możesz traktować swoje koleżanki, jeśli ci na to pozwolą, ale ja jestem jeszcze twoją nauczycielką, rozumiesz?
- Czy naprawdę ten sympatyczny gest musiał się spotkać z taką reakcją? – zapytał o dziwo spokojnie, pocierając policzek.
- Nie będę z tobą rozmawiać na ten temat – ucięła krótko, starając się powstrzymać rumieniec wypływający na twarz. To, w jaki sposób się do niej przytulił i to, że przy okazji poczuła coś twardego, rozzłościło ją, ale i jednocześnie zawstydziło. – Wyjdź!
- Wychodzę – oznajmił, kierując kroki w stronę korytarza, ale, gdy Kamila uznała, że jest już po wszystkim, odwrócił się nagle i dodał. – Myślę, że pani wie dobrze i ja też. Oboje wiemy… Oboje wiemy, jak się to wszystko skończy.
Wyszedł zostawiając zdumioną tym razem nauczycielkę za plecami. Nie wiedziała co chciał powiedzieć, to znaczy, skojarzenie było jedno, ale tak absurdalne, że… Że znów przyszło jej uznać go za nad wyraz bezczelnego.
Późnym wieczorem w domu wzięła się za poprawianie kartkówek. Nie mogła zwlekać, koniec roku był bliski, trzeba było wziąć się za to wszystko porządnie, tym bardziej, że musiała wystawić oceny końcowe jeszcze jednej maturalnej klasie, w której też nauczała języka polskiego.
Przerzucała kartki jedną za drugą, poprawiając błędy, wystawiając oceny, aż dotarła do takiej, która… Wyglądała dziwnie. Zamiast pytań i odpowiedzi, zobaczyła jakiś dłuższy tekst. Przybliżyła kartkę do oczu.
I znieruchomiała. Już pierwsze przeczytane zdanie skupiło jej uwagę na tym co miała przed sobą. Skoncentrowała się i powoli zaliczała kolejne linijki tekstu.
„Wiedział, że zazdrościli mu tej zjawiskowej blondynki. Wszyscy bez wyjątku. I ci, którzy byli w stałych związkach i ci, którzy przyprowadzili ze sobą jakieś koleżanki, czy nawet kuzynki a także ci, którzy mieli jakieś naprawdę fajne dziewczyny. Żadna z nich nie równała się z Karoliną. Jej zwiewna sukienka, odsłaniając długie nogi, jej śliczna buzia i przede wszystkim długie, rozpuszczone, lekko pofalowane włosy, zniewalały wszystkich. Z miejsca podbijała serca maturzystów.
Jakby zareagowali, gdyby wiedzieli, że to nie on ją tu przyciągnął, tylko ona sama prosiła wręcz o to, by znaleźć się na tej studniówce u jego boku?
Nieważne. Siedział przy stole i wyłapywał te wszystkie spojrzenia. Spojrzenia nie tylko chłopaków, ale i dziewczyn, zazdrosnych o to, że jakaś obca przybłęda na ich imprezie przyćmiła je wszystkie swoim blaskiem.
Wyłapywał te spojrzenia, nawet te dyskretne. Przyłapał w końcu i jej. Pomogła mu w tym sceneria, przygaszone nieco światła. Mógł zachowywać się swobodnie, zajmując się na pozór tylko sobą i jego towarzyszką. Ale widział więcej, niż się to komuś mogło wydawać. I widział także jej spojrzenia. Zaciekawione, obojętne, nieprzyjazne, pochmurne, zaintrygowane. Jej oczy wyrażały to wszystko a pewnie i jeszcze więcej.
W końcu Karolina, używając całej swej mocy, zdołała odwrócić jego uwagę. Pocałowała go mocno, potem drugi raz i trzeci. Położyła swą dłoń na jego nodze. Dłoń poruszała się niecierpliwie, zaciskając na jego udach. Taki sygnał wysyłała. Wiedział o co chodzi.
Wstali i opuścili salę. Zdążył jeszcze rzucić spojrzenia za siebie. Ona siedziała, ale patrzyła w ich stronę.
Wyszli, ale przyhamował trochę. Usunął się w bok, nie zważając na niecierpliwe gesty Karoliny. Zobaczył jak ona także wychodzi. Nie widziała ich, zbyt duży panował tłok, zbyt duże zamieszanie. Swoim dumnym krokiem przecinała salę w niewiadomym kierunku. Ale chwile później już się domyślił. Umiejętnie kierował swoją partnerką tak, by jak najdłużej mieć na oku ją. I widział gdzie się kieruje. 
I podjął decyzję. Chwycił partnerkę za dłoń i podążył przed siebie. Oboje, zdyszani, podnieceni wbiegli do damskiej toalety. Karolina zawahała się, ale on nie miał skrupułów. Szybko ocenił sytuację. Na cztery kabiny, drzwi do trzech było otwarte. Wiedział gdzie wejść. Wszedł do tej, która znajdowała się obok tej jedynej, w której drzwi były zamknięte.
Wyczuł, że Karolina straciła nieco rezon, ale on nie mógł już odpuścić. Wykorzystał całą swą moc. Błyskawicznie rozpiął koszulę, potem zrzucił podkoszulek. Ta magia musiała zadziałać. Tak samo, jak jego siła, moc, zdecydowanie i pożądanie, które ona usiała odczuć. I odczuła, ulegając mu w całej rozciągłości.
A on uwielbiał to. Lubił, gdy dziewczyna oddaje mu się w całości. O to w tym wszystkim chodziło.
Mimo jej nieśmiałych protestów, bezceremonialnie uniósł w górę jej sukienkę. Zobaczył jej piękne ciało praktycznie w całej okazałości. Długie, zgrabne nogi i jasna bieliznę. Nie próżnował, natychmiast ściągnął z niej te majtki.
Nie czekając na nic, rozpiął spodnie i opuścił je w dół wraz z bokserkami. Jego silnie już sterczący penis, wydobył się na zewnątrz. Zerknęła w dół a jej rozpalone spojrzenie w tym miejscu przyprawiło go o sporą satysfakcję.
„Duży…”, wyjąkała.
Odwrócił ją do siebie tyłem i podrzucił jej sukienkę w górę, tak, że jego oczom ukazał się niewielki, szczupły, ale zgrabny tyłek modelki. Chwycił ja mocno za biodra, sprawiając, że dziewczyna wypięła się w jego stronę. Tego chciał. Bez ceregieli wprowadził penisa w jej ciasną cipkę.
Jej jęki podniecały go i przyprawiły o poczucie zwycięstwa. Już teraz. Rżnął dziewczynę, która była nieosiąganym marzeniem dla wszystkich tu obecnych. Rżnął ją, podczas, gdy cała reszta mogła tylko na nią popatrzeć. Ewentualnie zobaczyć jej fotki w bieliźnie gdzieś w internecie.
Rżnął ją, niemal od samego początku mocno, wyraźnie dając dowód, kto tu jest panem sytuacji, kto tu rządzi, kto tu ma jęczeć pod jego ruchami. Pieprzył tak, że było dobrze jej, ale przede wszystkim jemu. Ale to było mało. Nawet taka piękność była dla niego czymś niewystarczającym. Liczyło się jeszcze coś innego.
To, że w czasie tej kosmicznej jazdy z pięknością, na jaką nikogo innego nie byłoby stać, największą rozkosz sprawiał mu fakt, że ona jest obok. W tej kabinie, do której drzwi były zamknięte. Wiedział, był pewny, że ona tam siedzi i słyszy wszystko. I chcąc, nie chcąc, czuje podniecenie, takie samo jak i on.
I był pewien, że tak jak ona siedząc obok, daje mu teraz piorunujący orgazm, tak samo, on sam, pieprząc swoją partnerkę, da jej orgazm, czy to w tej chwili, czy później w nocy.”
Odetchnęła głęboko, powstrzymując drżenie. Ale szybszego bicia serca nie była w stanie powstrzymać. Boże… Choć sam opis był jakiś taki, to… To wszystko było jasne. On wiedział wtedy, że ona tam jest. Co za przeklęty diabeł. Miał ją na widelcu przez cały ten czas, widział, jak ona gapi się to na niego, to na nią. Nawet widział, co jej spojrzenia wyrażają. A potem przeleciał te swoja modelką w kiblu celowo, bo ona sama tym była obok. I on o tym wiedział. Przeleciał ją i może w tym czasie myślał o tym, że pieprzy się z nią, z Kamilą.
Znów odetchnęła głęboko, czując jak jej policzki płoną. Z jednej strony jej niechęć do Oskara osiągnęła najwyższy chyba możliwy stan a z drugiej, te wszystkie wspomnienia, te wydarzenia z trzech lat, ta jego osoba… Znów zagnieździły się w jej umyśle i wiedziała już, że szybko z niego nie wyjdą.
Zaklęła w myślach. Co za bezczelny cham i dupek. Jak śmiał doprowadzić do takiej sytuacji na studniówce i jeszcze zasugerować, że to wydarzenia doprowadziło do tego, że ona sama może tam... Albo w nocy z mężem. Cham!
Jak śmiał w ogóle wyobrażać sobie, ją nagą i że może pieprzy ją. Ją, porządną nauczycielkę, wierną swoim zasadom. Niech Bóg przeklnie wszystkich takich przystojniaczków, robiących dziewczynom wodę z mózgu…
Wstała z krzesła, ale natychmiast na nie opadła, czując drżenie nóg. Rozejrzała się po pokoju. Daniel spał od dawna. Zrezygnowała z głupiego pomysłu obudzenia go. Westchnęła głęboko. Jej prawa dłoń bezwiednie wylądowała na brzuchu a potem wsunęła się pod dresowe spodnie i majtki. Raz jeszcze westchnęła, gdy poczuła wilgoć na swych palcach. Zamknęła oczy, gdy palce zaczęły wykonywać okrężne ruchy na jej cipce.

I gdy nadszedł ostatni weekend kwietnia, Kamila wrzuciła na siebie sukienkę, może nieco krótszą, niż zazwyczaj w szkole. Bo nie do szkoły szła, tylko do lokalu. Owszem, w towarzystwie maturzystów ze swojej klasy, ale w tym momencie nie musiała być już taka zasadnicza. Impreza miała niezobowiązujący charakter i była po prostu imprezą pożegnalną. Zameldowali się na niej wszyscy uczniowie, jak i klasowa wychowawczyni.
Miała lekkie opory, bo znając swoją klasę a przynajmniej jej część, liczyła się z tym, że niektórzy uczczenie końca roku szkolnego wezmą sobie do serca aż zbyt mocno. A wolała raczej uniknąć oglądania niektórych uczniów w stanie wybitnej nietrzeźwości.
Ale gdzieś w tym wszystkim czaiła się nutka niepewności. Na imię miała Oskar. Od czasu, gdy przeczytała jego opowiadanie, które napisał w ramach kartkówki, zupełnie nie na temat, widziała go już tylko dwa razy. Raz na jednej z lekcji w tym tygodniu a drugi, wczoraj, w piątek, podczas oficjalnego zakończenia roku szkolnego dla uczniów ostatnich klas. Starała się w ogóle nie patrzeć na niego, wątek specyficznej kartkówki, ominęła zupełnie, bo co miała zrobić? Poprosić, by został po lekcji i omówić z nim coś? Ale co i w jaki sposób?
To już był koniec roku i koniec tego czegoś, co można było nazwać pewnego rodzaju udręką. Jeszcze tylko trzy tygodnie matur i finał, Oskar miał zniknąć z jej życia raz na zawsze.
Chociaż, mimowolnie czuła pewien żal. Co by jednak nie mówić, przy całym jego zachowaniu, burzy, którą wniósł w jej życie, to wszystko to…
Zatopiła się w pewnych rozmyślaniach siedząc przy długim stole w lokalu „Syrena”, z rzadka zaczepiana przez uczennice i jeszcze rzadziej, uczniów. Uznała, że koniec roku, pożegnanie z klasą i inne takie czynniki, sprawiają, że mogła sobie pozwolić na drinka, którego teraz popijała.
No bo tak… Z jednej strony tacy chłopacy jak on… Ale z drugiej… Owszem, butny, pewny siebie, zadufany można by rzec. Ale jakby nie patrzeć, wniósł trochę kolorytu w jej życie. Zburzył ten porządek.
Od jedenastu lat była z Danielem. Było świetnie, ale przecież pewne rzeczy spowszedniały. Choć nigdy nie była napuszoną dziewczynką, to potrzebowała pewnych oznak męskiej adoracji. Dla Daniela jej piękna buzia, długie nogi, zgrabny tyłek stały się codziennością. Dla jej uczniów, takich jak Oskar, były czymś innym. Starała się zrozumieć i jego motywacje i swoją własną kobiecą próżność, choćby w minimalnym wydaniu.
Choć czy ta próżność miała być zaspokajana pożądliwym patrzeniem się w jej opięty spodniami, spódniczką, czy też majtkami, jak wtedy na plaży, tyłek? Czy potrzebowała aż takiego, przynajmniej w pewnym sensie, hardkoru? No bo wszystko fajnie, ale to był jej uczeń.
Od względnie niewinnych wydarzeń, mających miejsce w pierwszej i drugiej klasie, po te już bardziej hardkorowe w trzeciej. Jego perfidia… Ale, czy naprawdę można to określić perfidnym zachowaniem? Zachował się kilka razy nie tak, gdy objął ją w klasie, napierając swoim… Gdy napisał to co napisał, wyjawiając całą tajemnicę ze studniówki… To było nieładne, ale… A jeśli to jej wina? Tego, że może samą sobą sprowokowała poniekąd ucznia do takiego zachowania?
Wiedziała, że była atrakcyjna i zdawała sobie sprawę, że może być obiektem fantazji niektórych uczniów. Może po prostu tak musiało być? Może inni też tacy byli, ale zabrakło im śmiałości, pewności siebie, zdecydowania, determinacji? Tego wszystkiego, co reprezentował sobą Oskar?
Gdyby taki Karol był taki pewny siebie, taki władczy, to czy nie zachował by się podobnie? A co, jeśli nie, bo może ma inne standardy…
- Pani profesor, czy możemy sobie zrobić kilka pożegnalnych zdjęć z panią? Ale tu, na parkiecie? – usłyszała głos jednej z dziewczyn.
Wstała, usiłując odbiec od myśli. Średnio się to jej udało.
Po dziewczynach, do wspólnych fotek dołączyli chłopacy. Niektórzy śmielej obejmowali ją w talii, czemu nie umiała się sprzeciwić. Domyślała się, że niektórym niekoniecznie chodziło o fotki z nauczycielką, tylko fajną laską, która przy okazji była ich szkolną wychowawczynią. A teraz tutaj prezentuje się w sukience odsłaniając trochę więcej nóg, niż zazwyczaj.
Trochę krępował ją ten jej strój, ale atmosfera, wypity drink i muzyka nie pozwoliły opuścić jej parkietu. W gronie uczennic podrygiwała lekko. Momentami bardziej. Skończyła przedstawienie, gdy poniesiona trochę muzyką, zawirowała odważniej a sukienka poszła bardziej w górę. Natychmiast opamiętała się, przykrywając uśmiechem własne zmieszanie. Dobra, majtek raczej nie odsłoniła, ale pokazywanie swoich nagich nóg w całej okazałości nie było chyba najlepszym pomysłem.
Nieco zarumieniona wychwyciła spojrzenia Bartka. Tak, on też się na nią napalał, była tego pewna. Albo prawie pewna, kij z tym. Ale nie posunął się ponad kilka nieprzyzwoitych tekstów w czasie lekcji.
Potem spojrzała na Kubę. On pewnie to samo. Ale to był jednak milczek. Mocno hamował się w wyrażaniu własnych opinii.
I Oskar. Zetkniecie wzrokiem z nim sprawiło, że uśmiech zniknął z jej twarzy. Pewnie widział jej wpadkę. No cóż, Bogiem a prawdą, widział trochę więcej. Rok wcześniej. Nawiasem mówiąc ciekawiło ją, czy poinformował o tym fakcie kolegów? Wiedziała, że chłopacy lubią się przechwalać takimi rzeczami, zresztą dziewczyny jeszcze bardziej.
Idąc w kierunku stolika nagle dopadła ją myśl, by może tak porozmawiać z nim o tym wszystkim? By wyjaśnić wszystkie rzeczy. Fajne i niefajne, dziwne i niepożądane. Atmosfera imprezy chyba temu sprzyjała, przecież wszyscy rozmawiali ze wszystkimi, ona także mogła. Nawet jeśli to miała być rozmowa trochę poważniejsza i o bardziej krępujących sytuacjach, niż głupawe pogawędki o niczym, jak do tej pory z licealistkami.
Jej kroki skierowały się w to miejsce, nim mozg podjął decyzję. Nie mogła tego odwołać, acz poczuła skrępowanie. Coś w jej umyśle podpowiedziało, że widok nauczycielki siadającej obok najprzystojniejszego ucznia w szkole, który swoja renomą pewnie daleko poza tą szkołę wybiegał, mogło stać się przyczyną domyślnych uśmieszków, złośliwych tekstów wypowiadanych szeptem i takie tam…
Ale nie było już odwrotu. Część uczniów zdążyła opuścić imprezę, zrobiło się trochę luźniej. Usiłując ogarnąć skrępowanie, dodała sobie otuchy i pewnym gestem usiadła na wolnym krzesełku obok szkolnego playboya.
- Mam zbyt dobry humor, by widzieć, jak ktoś siedzi i nie bawi się w ogóle – zagadnęła bezceremonialnie, przywołując przyjazny wyraz twarzy.
- A już myślałem, że jest pani na mnie obrażona – odpowiedział, chyba celowo kierując ich na właściwy tor rozmowy. Zastanowiła się przez chwilę, czy, dla przekory tego nie zignorować.
- Nie obrażam się tak łatwo – zapewniła. – Aczkolwiek twoje zachowanie przekroczyło pewne normy i pewnie masz tego świadomość.
- Mam – odparł tonem, który wskazywał, że swojego zachowania dopuszczał się z pełną premedytacją i nie ma najmniejszego zamiaru za nic przepraszać. Wyczuła to, ale jednocześnie uznała, że nie wynika to z jego złej woli, ile z charakteru.
- No właśnie… A ja nie lubię zostawiać za sobą niezamkniętych spraw. Tymczasem twoje zachowanie sprawia, że tak się dzieje.
- Chciałaby bym pani wyjaśnił? Naprawdę?
- Chciałabym zrozumieć twoje motywacje…
- Chętnie mógłbym powiedzieć coś więcej. Ale tak jak pani czegoś nie lubi, tak nie lubię i ja.
- Co masz na myśli? – spojrzała baczniej.
- To, że nie lubię się uzewnętrzniać bez wzajemności. Lubię rozmowy. Rozmowy a nie wyznania. Nie kręci mnie zwierzanie się komuś, kto wszystko skwituje jednym słowem i sobie pójdzie.
- Ach tak… - skomentowała wolno, czując lekkie zaskoczenie. O co mu chodziło? – Rozumiem, ale nie mam zielonego pojęcia, jakiego wyznania, że przyjmę twoją terminologię, oczekujesz ode mnie? Przecież ja nie mam niczego do powiedzenia.
- Nie chodzi mi o żadne konkretne wyznanie, po prostu chcę wiedzieć, że jeśli jedna strona niczego nie ukrywa i rozmawia, to tego samego oczekuje od drugiej. Ta druga też jest do tego zobowiązana. Po prostu, jeżeli ja się otwieram, to oczekuję, że druga strona też ma taki obowiązek.
- A co chcesz wiedzieć ode mnie? – zapytała wprost.
- Zasadniczo nic – skrzywił lekko twarz. – Po prostu chcę wiedzieć, by pani mówiła tak samo szczerze jak ja. Stoi?
- Chcę być uczciwa wobec ciebie tak samo jak ty wobec mnie –zadeklarowała, nie widząc w tym żadnego niebezpieczeństwa.
- W porządku. Przyniosę tylko coli i drinka dla pani, dobra?
Odszedł a ona nawet nie zdążyła zaprotestować. W sumie było to już bez różnicy.
Rozejrzała się po sali. Nie, mimo wszystko, nie przyciągała chyba tylu spojrzeń. Uczniowie i uczennice zajęci byli przede wszystkim sobą. Może ktoś tam czasem rzucił okiem na nią. Nic nadzwyczajnego, tak jak w szkole.
Przyszedł. Od razu wychyliła spory łyk. Ciekawiło ją co powie. Ale nie mówił nic. Zaczął od komentarza dotyczącego uczniów. Potem zszedł na matury. Popijała drinka, nie chcąc mu przerywać. Nie chciała wyjść na natrętną, dopytując się własnego ucznia, co mu chodziło po głowie, gdy pisał to opowiadanie, zamiast kartkówki?
Ale po kilkunastu minutach ten czas musiał nadejść.
- Wyłapujesz tyle żeńskich spojrzeń, że musi ci się w głowie kręcić – siląc się na luz rzuciła w końcu taki komentarz, gdy znów wrócili rozmową na to, co działo się na sali.
- Uważa pani, że powinienem zlitować się nad tymi spojrzeniami? – spojrzał na nią uważnie.
- To chyba nie litość powinna być powodem – utrzymała wzrok, przyjmując wygodniejszą pozycję na krześle z nogą założoną na drugą.
Zauważyła jego, niby przypadkowe spojrzenie, które padło na kilkanaście centymetrów jej odsłoniętego uda.
Choć z jednej strony wolałaby być teraz ubrana trochę porządniej, to z drugiej, wbrew sobie poczuła obezwładniającą w pewien sposób przyjemność.
- Właśnie. W ten sposób rodzi się bezradność.
- Bezradność? – nie zrozumiała o co mu chodzi.
- Tak. Gdy ktoś wie, że szanse są iluzoryczne. Może tylko patrzeć i nic więcej.
Patrzyła w jego czarne, błyszczące oczy starając się zrozumieć to co powiedział.
- Nieładnie komentujesz w ten sposób swoje… Klasowe koleżanki i pewnie inne…
- Źle mnie pani zrozumiała. Nie o nich mówiłem.
- A o kim?
- Nie ja jeden przyciągam wzrok.
Wciąż nie spuszczał z niej oczu, tak jak i ona z niego. Starała się nie przegrać tego pojedynku. Nie chciała dać mu powodów do satysfakcji.
- Mówisz enigmatycznie – starała się go nakłonić do zwierzeń.
- Nieprawda. Powiedziałem jasno i wyraźnie. Są kobiety, które przyciągają wzrok dużo częściej, niż ja.
- Wiem o tym – kiwnęła głową, dopiero sekundę później rozumiejąc, jak to zabrzmiało, ale było już za późno, bo nie zdążyła otworzyć ust.
- Wiem doskonale, że pani wie – pociągnął łyk coli z pustoszejącej szklanki.
- Nie to miałam na myśli – zaprzeczyła skwapliwie. – Nie chodziło o mnie.
- Aczkolwiek czuje to pani na sobie każdego dnia. I wypomina mi, że ja też i że powinienem zachować się inaczej.
- Tego nie sugerowałam… - jej mózg pracował wolniej. Może pod wpływem drugiego wypitego drinka, może pod wpływem spojrzenia Oskara a może przez temat rozmowy jaki obrali. – Jeśli tak to odebrałaś, to przepraszam, ale…
- Ale pani przyciąga wzrok jak magnes. I takim chłopakom z jednej klasy, drugiej, czy trzeciej, nie pozostaje nic innego, jak tylko patrzyć. Chyba, że znajdą się inni, którzy działają.
- I co jest motorem tego działania? – chyba niechcący dała się złapać w sidła, ale jakoś nie mogła się z tego wyplątać.
- Jedni się zakochują, innym chodzi o coś innego, może… - odparł dość dyplomatycznie, ale niedwuznacznie.
Czuła lekki mętlik w głowie. Czuła też jego spojrzenie lądujące na jej nogach. Tak, jak w szkole krępowało by ją to niemiłosiernie, tak teraz też krępowało, ale czuła z tego tytułu lekki dreszczyk emocji. Nie zabraniała mu tego patrzenia.
- I te wszystkie wydarzenia, które stały się twoim udziałem… - zaczęła i urwała chcąc, by trochę przyspieszył akcję, ale jednocześnie wygadał się sam.
- Niech pani zapyta o konkretne wydarzenie – nie ułatwiał jej zadania.
- No na przykład… - zrozumiała, że jego zmuszanie jej do tego, by ona sama wróciła do niegrzecznych historii, sprawiało mu frajdę, ale zignorowała to. – Na przykład możesz mi wyjaśnić to co napisałeś na kartkówce. Jaki to miało sens?
- To nie musiało mieć sensu. Może po prostu uczyniłem zwierzenie?
Znów patrzyli sobie w oczy, ale tym razem przegrała. Świadomość, do jakiego tematu zeszli, powrót pamięcią do chwili, gdy ona siedzi na muszli a w kabinie obok Oskar pieprzy Karolinę, wiedząc, że jego nauczycielka jest tuż za ścianą, była zbyt przytłaczająca.
- Pytam dlaczego to zrobiłeś?
- Ale co? Nie wiem, o które zdarzenia pani konkretnie pyta.
- O to, po co chciałeś, żebym wtedy… Tam, byłam także ja.
Czuła, że na jej twarz wypływa rumieniec. Nic dziwnego, skoro rozmowa zeszła na taki tor. Nie umiała tego powstrzymać i miała nadzieję, że nie jest za bardzo widoczny.
- Może porozmawiajmy o tym lepiej na parkiecie? Lubi pani tańczyć? – zapytał.
- Lubię, ale nie mam ochoty – spojrzała mimowolnie na jego sylwetkę, zastanawiając się, jaki byłby w tańcu. Świadomość przekonania się o tym na własnej skórze, poznania tego nieznanego wycinku Oskara było nęcące, ale zrezygnowała. Wiedziała, że skupiłaby na sobie wszystkie możliwe spojrzenia.
- Przecież nie będziemy robić z siebie widowiska – zaoponował. – Zapraszam panią, to przecież coś normalnego.
Jeszcze przed sekundą odrzucała to. Teraz nie potrafiła zaprotestować. Cała ona.
Wstał pierwszy. Mogła przez sekundę zobaczyć go w całości, ubranego w krótkie, granatowe spodenki do kolan, sportowe buty i jasną koszulkę. Ładnie pachniał. Nie, że się wyperfumował, po prostu był czysty.
Z oporem, ale dała się zaciągnąć na parkiet. Ale wolała ustawić się gdzieś z boku, niż w centrum, gdzie szalała jedna z jej uczennic.
Oskar objął ją lekko w talii. Na tyle mogła mu pozwolić. Jej dłonie spoczęły na jego ramionach. Poczuła się idiotycznie, ale uznała, że nagła rezygnacja z tego pomysłu, byłaby dla niej jeszcze bardziej krępująca. Wolała robić raczej dobrą minę do złej gry.
- Dowiem się teraz? – zapytała po chwili, drobiąc krokami i bujając lekko w rytm muzyki.
- Przecież odpowiedź jest prosta. Jeśli chodzi o to wszystko, co było w ciągu trzech lat. Robiłem to po to, bo mi się pani spodobała – wypalił bez ogródek, swoim spokojnym, rzeczowym tonem.
- Acha… - spuściła wzrok, czując się niezręcznie. – Ale… To nie tłumaczy niektórych twoich zachowań. Tego ze studniówki, tego w klasie, przy drzwiach… Tego co napisałeś.
- To jest właśnie bezradność.
- Jaka znowu bezradność? O czym mówisz?
- Bezradność. Dzieli nas wszystko. Wiek, czego nie wypominam… Status. Pani jest nauczycielką, ja tylko uczniem. Do tego pani ma inne życie, ja inne. Pani jest piękna a ja…
- Tobie też wiele nie można odmówić – skomentowała to, nieco przymuszona, ale także, by zrewanżować się za komplement.
- Być może, ale co z tego? To za mało. W każdym razie działałem.
- Działałeś? – powtórzyła, dyskretnie rozglądając się wkoło.
- Tak. Patrzyłem na panią a i pani na mnie – przerwał na chwilę, chcąc zobaczyć jej reakcję. – To była jedyna rzecz, która dawała mi nadzieję. Stąd inne uczynki.
- Nie rozumiem… Stąd pomysł na to by zaciągnąć swoją dziewczynę do toalety, gdy widziałeś, że ja tam byłam?
- O tym może później… Oddajmy się tej chwili, dobrze?
Zaskoczył ją. Czuła, że nie jest w pełni sił. Dwa drinki, to jak na nią nie było mało, do tego ta otoczka i rozmowa z Oskarem na takie tematy. No i … No i w końcu miała tego szkolnego playboya tylko dla siebie. Była z nim tak blisko. Zdumiała się na chwilę i wręcz przeraziła, gdy uświadomiła sobie, że mimo całej niechęci, czuła z tego tytułu całkiem niemałą satysfakcję.
Minuta, dwie, bujania się w rytm muzyki, nie uspokoiły jej. Z jakiegoś powodu chciała usłyszeć ciąg dalszy.
- Chciałeś w ten sposób zwrócić na mnie swoją uwagę? – zapytała.
- Chce pani szczerości? – spojrzał w jej oczy.
- Oczywiście, chyba, że to tajemnica…
- Nie… Chciałem być z panią. Wtedy tam. Chciałem by to pani była na miejscu Karoliny. To było niemożliwe i jedyne co mi pozostało, to właśnie takie rozwiązanie.
Krew zagotowała się w jej żyłach po tym wyznaniu. Normalnie powinna odprawić go natychmiast i zakończyć rozmowę. Ale nie mogła. To byłoby nie w porządku.
- Rozumiem. Zależało ci po prostu… - nie dokończyła, czując jeszcze głębszy rumieniec, ale nie musiała kończyć.
- Nie, to nie tak. Ja nie chciałem pani tylko do tego. Chciałem panią, bo jest pani cudem. Nie fajną laską, czy coś… Cudem, pod każdym względem.
Zamknęła oczy. Poczuła się dziwnie. Czy to naprawdę było możliwe, by ten playboy, lekceważący sobie ludzkie uczucia, robił to wszystko, bo się w niej zakochał?
- Oskar, nie wiem, czy dobrze rozumuję, ale wiesz, że to niemożliwe… Przecież… - westchnęła głęboko, urywając.
- Wiem dobrze. Właśnie to jest ta bezradność, o której mówiłem a pani nie rozumiała – usłyszała spokojną odpowiedź, ale coś jej mówiło, że Oskar wewnątrz siebie wcale nie był spokojny.
Czuła mętlik, nie po raz pierwszy. Jak mogła to rozwiązać? Jak pomóc mu z czymś, w czym się męczył? Wszystko wskazywało na to, że on chyba naprawdę… Niemożliwe. Ale…?
Nie wiedziała co o tym myśleć. Bujała się w rytm muzyki, unikając jego wzroku. A on zachowywał się jak mężczyzna. Nie był natrętny, jego ręce znajdowały się grzecznie wciąż w tym samym miejscu.
- Nie wiem co ci powiedzieć, ale… Jesteś młody, przystojny, znajdziesz sobie wiele dziewczyny…
- Znaleźć sobie dziewczynę to nie problem – odpowiedział. – Ale znaleźć kobietę życia i sprawić by stała się moją kobietą… Tu zaczynają się schody, jak pani sama widzi.
- Boże Oskar – niemal roześmiała się nerwowo, czując powagę sytuacji. Wkręciło ją to. – Ja jestem trzynaście lat starsza, naprawdę… Widzisz, że to nie miałoby żadnego sensu, zresztą o czym my mówimy, Boże…
Milczał, nie odpowiadając. Kręcili się wokół siebie, nie przekraczając pewnych granic. To też na nią wpływało.
- Przepraszam Oskar, muszę wyjść na chwilę – szepnęła głośniej i oderwała się od chłopaka, kierując w stronę toalety.
Widziała, że idzie za nią, powoli, jakby ubezpieczając ją na swój sposób. Wolała uniknąć sytuacji, by ktokolwiek widział, że wychodzi z sali razem z najprzystojniejszym uczniem w liceum, ale nie udało się. Dał jej swobodę ruchów, ale nie był na tyle daleko.
Na korytarzu zwolniła. Było tu dość ciemno, docierało tylko światło z sali. Szła ostrożnym krokiem, co wykorzystał Oskar doganiając ją.
- Mam nadzieję, że docenia pani moją szczerość – poczuła jego zapach.
- Oczywiście Oskar – odpowiedziała krótko, wypatrując uważnie drzwi do damskiego WC.
- Wobec tego ja też mam pytanie, tak jak się umówiliśmy.
- Słucham – z ulgą zobaczyła drzwi na wyciagnięcie ręki. Przystanęła na chwilę, otwierając je.
- Jaka była pani reakcja tam, wtedy?
- Co masz na myśli? – zaskoczona znieruchomiała.
- Co pani czuła? – przystanął i on. – Nie chcę sugerować niczego, tylko po prostu wiedzieć, czy się to pani… - nie dokończył.
- Oskar, za dużo chyba…
- Ja pani powiedziałem wszystko – przerwał dość gwałtownie. – Teraz niech pani wypełni swoja obietnicę i odpowie szczerze na to pytanie.
Milczała patrząc prosto w jego oczy. Mimo pewnych ciemności widziała, że błyszczą. Stanowczością, siłą, ale i pożądaniem. Naprawdę chciał poznać odpowiedź.
- Byłam skrępowana – wbrew sobie wyznała, choć to nie było takie intymne, ale… - Skrępowana, że to coś… Dzieje się tam. I domyśliłam się, że to ty. Ale nie tylko skrępowana… - urwała po raz kolejny.
- Była pani podniecona? – zapytał bez ogródek.
- Tak, byłam – wypaliła po sekundzie milczenia, czerwieniejąc na twarzy. Krew uderzyła jej do głowy. – Byłam. Wystarczy?
- Czy tak bardzo, że zaczęła się pani masturbować?
- Przesadzasz Oskar – chciała wejść do środka, ale jego postawa utrudniała to jej.
- Chcę wiedzieć, czy kiedykolwiek masturbowała się pani, myśląc o mnie.
Zaparło jej oddech.
- Tak, jeden raz – wypaliła tak rozdrażniona, jeśli w ogóle było ją na takie uczucie stać, jak i  przede wszystkim zawstydzona do granic. – Tyle wystarczy?
Czuła jak jej ciało pulsuje. Ten młody playboy wyciągnął z niej tak intymną i zawstydzającą informację. To było wyznanie. Nie mogła utrzymać wzroku. Wyrwała się z tej matni, otworzyła drzwi do toalety i wślizgnęła do niej, zamykając drzwi za sobą.
Z trudem kierowała się do jednej z dwóch kabin, czując, jak nogi załamują się pod nią. Wyciągnęła rękę, otwierając drzwi, gdy otworzyły się drzwi do pomieszczenia. Oszołomiona spojrzała za siebie. Zobaczyła Oskara.
- Co ty robisz? – osłupiała, zaprotestowała dość niewyraźnym głosem.
- To – odparł krótko, obejmując ją w tali i wprowadzając do kabiny. Jej słabe nogi nie stawiły oporu. Nim zdążyła zaprotestować, znajdowała się w kabinie a Oskar zamykał właśnie do niej drzwi.
- Oskar, na miłość boską… - była bardziej oszołomiona, niż przerażona. – Co ty chcesz zrobić?
- Już pani to powiedziałem – patrzył na nią roziskrzonym wzrokiem, który obezwładniał ją niesamowicie. – Oboje wiemy jak to się skończy. Ja panią kocham a pani…
Osłupiała, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczyma i ustami. To było nie do pomyślenia by uczeń w taki sposób zwracał się do nauczycielki i to jeszcze w tak bulwersującej sytuacji. A jeszcze bardziej nie do pomyślenia było to, że nie było jej stać na zdecydowany protest.
Oskar przylgnął ustami do jej szyi. Spróbowała się bronić, ale była zbyt słaba.
- Przecież chce pani tego, tak samo, jak ja – powtórzył jeszcze jeden ze swoich tekstów, które tak dobrze pamiętała. Z plaży.
- Nie chcę, rozumiesz? – bardziej jęknęła, niż powiedziała. – Przestań, proszę
Starała się go odepchnąć, zadziałało na moment. Oderwał się od jej szyi, ciężko dysząc. Zresztą i ona oddychała równie ciężko. Wykorzystał ten moment na to by wsunąć dłoń między jej nogi. Ścisnęła uda, ale mało skutecznie. Jego dłoń bez ceregieli pięła się w samą górę. Drgnęła, gdy dotarła do jej majtek.
- Oskar, ile razy mam mówić, człowieku… - wysapała drżącym głosem, przerywając milczenie w czasie tej walki. – Co cię napadło, czy mam użyć innych metod?!
- Niech się pani nie broni, bo chce pani tego samego. A na początek…
Nie dokończył, brutalnie torując sobie drogę miedzy jej udami. Jęknęła, gdy jego palce przejechały po dolnej części majtek, jeszcze próbowała się wyrwać, ale… Ale jego dotyk, na swój irracjonalny sposób uspokoił ją. Tak, uspokoił, bo jego palce jeździły po majtkach, a w zasadzie poprzez nie, po cipce. Ale to były palce a nie coś innego.
Czy to zmieniało postać rzeczy aż tak bardzo? Że mogła dać się bezlitośnie macać swojemu uczniowi, tylko dlatego, że użył do tego swoich palców a nie penisa?
Jęknęła cicho, zaprzestając niemalże walki. Palce Oskara sprawiały jej rozkosz, ale nie tak wielką jak coś innego. Zdecydowanie bardziej zniewalał ją ona sam. Najpierw oszołomił ją słowami a teraz postawą. Stał tuż przed nią i przede wszystkim patrzył. A ten jego wzrok… Piękny, zabójczy, wpatrywał się w nią zdecydowanie a przede wszystkim z taką siłą, z takim iskrzeniem, że dawała się zahipnotyzować jak mała, naiwna dziewczynka.
Bo chyba tak było. Uspokojona, tym, że on po prostu ją pieści, robi jej dobrze, pozwalała mu na to, choć wciąż jeszcze próbowała wyrywać się do jakiejś walki i uwolnić swe dłonie, skrzyżowane nad jej głowa i przytrzymywane przez drugą z rąk Oskara. Ale on nie ustępował. I teraz drugą dłonią, tą operującą między udami, wdarł się jeszcze nieco wyżej, ściągając jej majtki nieco w dół. Tak, że gdy znów zaczął jej dotykać, nie miał już przeszkody w postaci materiału.
Teraz, zdecydowanie i bezpośrednio pieścił jej naga cipkę.
Zamknęła oczy, nie mogąc poradzić sobie z tymi wszystkimi uczuciami, które opętały jej ciało i umysł. Wstyd i skrępowanie, poczucie nieprzyzwoitości i pożądanie. To wszystko i jeszcze inne. Oddawała się temu z grzeszną perwersją, czując, że z każdą sekundą jej opór maleje, zastępowany przez żądzę tego, by Oskar… Sama nie wiedziała jak to nazwać. By zrobił jej dobrze? By doprowadził ją do końca? Co mogło mieścić się w jego głowie a co w jej? Co on planował a na co ona mogła mu pozwolić?
Pozwolić, co za określenie… Pozwolić na to, by jej uczeń coraz silniej masował jej cipkę a ona oddawała się temu z coraz większą rozkoszą, zamykając oczy i wzdychając mocniej?
Bo było jej coraz przyjemniej, nawet wbrew sobie. A on to chyba wyczuł, jak doświadczony, choć przecież taki młody ogier. I przerwał, co przyjęła z rozczarowaniem. Puścił jej dłonie, ale nawet nie potrafiła tego wykorzystać. Bo do otwarcia oczu zmusił ją gwałtowny ruch i szelest. Zobaczyła Oskara stojącego przed nią już bez koszulki.
Spojrzała tak ze wstydem, jak i pożądaniem. Prezentował się co najmniej dobrze a jego skóra pachniała mężczyzną. Rozpalonym, pożądającym. Ale jej patrzenie trwało tylko sekundę. Oskar znów przylgnął do niej, sięgając ustami w kierunku dekoltu, z czym poradził sobie zadziwiająco sprawnie i w błyskawicznym jak na te warunki tempie dotarł do jej piersi. Oszołomiona poczuła jego usta zaciskające się na jednym z sutków.
- Aj, proszę… - wyjęczała cicho.
Ale na nic zdały się jej jęki a dodatkowo coś innego zwróciło jej uwagę. Otóż Oskar, nie wypuszczając z ust jej piersi, skierował swe dłonie w dół a razem z nimi, zjechały tam też jej majtki. A potem… Potem poczuła jakieś ruchy i z sekundowym opóźnieniem uświadomiła sobie co oznaczają. Oskar zsunął także z siebie spodenki wraz z bokserkami.
- Nie, za dużo, przestań…! – wyszeptała przenikliwym tonem, próbując raz jeszcze stawić opór.
- Nie! – zareagował tak gwałtownie, że aż znieruchomiała. Jego oczy płonęły takim blaskiem, że nie była w stanie się im oprzeć. Tak, to te oczy, jego twarz wyrażająca najwyższe podniecenie… Wpatrując się w nie, nie stawiała oporu. Poczuła, że przegrała, że jest zdobyta. I poczuła coś twardego wchodzącego w jej wilgotną cipkę. Chociaż nie mieściło się to w głowie, to nie była w stanie wykonać najmniejszego gestu sprzeciwu.
Może dlatego, że niemal straciła zmysły, ogarnął ją taki żar pożądania, że pierwsze ruchy pieprzącego ją Oskara przyprawiły ją o to, co…
- Aaaach… - jęknęła przeciągle, zaciskając uda z potworną siłą i obejmując nimi w tym szaleństwie jego korpus. Zawiesiła się niemal na nim obejmując rękoma jego kark. W taki sposób przeżywała swój nieoczekiwany, piorunujący orgazm. Tak szybko? Z jakiego powodu? Przez tą całą otoczkę? Rozmowę z Oskarem? Jego słowa? Czy wreszcie przez tą tak niespodziewaną a jednocześnie niezwykle perwersyjną scenerię?
Nieważne. I tak nie miała żadnych sił by o tym myśleć. Nie była w stanie w ogóle myśleć o niczym. Straciła poczucie rzeczywistości. Tak kończyło się trzy lata umizgów, starań, podejść, czasem w mniej a czasem w bardziej wyszukanej formie. Kończyło się tym, że twardy jak stal i faktycznie duży, jak odczuwała, penis Oskara z pełną swobodą wbijał się w cipkę bezbronnej, niemal bezwładnej nauczycielki.
Dopiął swego. Rżnął ją tak jak tego chciał. Tak jak chciał rżnąć tą Patrycję, Karolinę a pewnie i inne dziewczyny. Ale ją rżnął z innego powodu. Tak jej przecież powiedział. Ale nie zajmowała się tym. Wbijając się ustami w jego ramię, chłonęła jego pchnięcia. Takie jak trzeba, takie na jakie było stać młodego, napalonego przystojniaka pieprzącego teraz swą nauczycielkę. Silne, mocne, zdecydowane, wchodzące aż do samego końca, tak, że oprócz niewypowiedzianej rozkoszy, sprawiały jej także ból.
Jakby straciła rozum, oddając się tej niezwykłej perwersji polegającej na tym, że daje się rżnąć swojemu uczniowi, że daje przyzwolenie aby ten swoim dużym kutasem zdobywał jej wilgotną jak rzadko kiedy cipkę na własność.
Oddała mu się w pełni, obejmując go wciąż rękoma i zaciskając uda wokół niego. A on radził sobie z tym bez trudu. Czuła jego westchnięcia, sapnięcia, nawet trochę głośniejsze. I to, oprócz coraz bardziej dynamicznych ruchów było powodem, dla którego poczuła jeszcze jeden skurcz.
- Aaaaaach…. – jęknęła, może trochę ciszej, niż poprzednio, ale tonem, który zdradzał jeszcze większe obezwładnienie. Bo taka była. Obezwładniona. Pędzący niczym ferrari po autostradzie, Oskar zmierzał ku finiszowi tak jak i ona. Jak urzeczona chłonęła jego ruchy doprowadzające go do orgazmu. Oderwała usta od jego ramion, z rozszerzonymi oczami wpatrując się w jego wielkie oczy. Co to był za widok. W takim momencie…
- Jezu… - sapnął głośniej a ona już bardziej świadoma tego wszystkiego jak urzeczona wpatrywała się w napięte do granic mięśnie jego nagiego ciała. Przez krótką chwilę pożałowała, że nie miała naprzeciw siebie lustra. Tak bardzo chciałaby widzieć napięte mięśnie jego ud, jego nagie pośladki…
Oderwał się od niej, wpatrując tak jak i ona w niego. Powoli wracali do rzeczywistości. Choć z trudem utrzymywała się na nogach, powoli ogarniała, co tu się tak naprawdę stało. To, na co pozwoliła, do czego dopuściła.
Wracała świadomość, wracało myślenie… Tam obok, bawili się wciąż jej uczniowie. Aż dziw, że żadna uczennica nie odwiedziła w tym czasie toalety. Dziw i wielkie szczęście.
- Wyjdź, natychmiast! – rzuciła w jego stronę.
Chyba zrozumiał o co jej chodziło. Zerknęła dyskretnie jak podciąga spodenki, jak wkłada na siebie koszulkę. Usłyszała jakieś niezdarne słowa, których nawet nie zrozumiała, ogarniając swój wygląd. Nawet nie widziała jak wyszedł, po prostu nagle zniknął.
Usiadła na muszli, zatapiając twarz w dłoniach. Jej ciałem wstrząsały potworne drgawki. Ogrom perwersji, jaki się tutaj dokonał, sprawiał, że nie potrafiła ogarnąć tego co zrobiła.
Tego, że sumując wszystko, co tylko, po prostu dała się w końcu przelecieć temu przystojniakowi. Jednemu z tych, którzy nigdy nie mieli prawa nawet dotknąć jej dłoni.
Ogarnęła się z trudem. Wstała i wyszła z kabiny, zatrzymując przed umywalką. Drgnęła przestraszona słysząc otwierające się drzwi. Zobaczyła w nich Martynę.
- Zniknęła nam pani gdzieś – odezwała się uczennica z uśmiechem.
- Wiem, nienajlepiej się poczułam – wytłumaczyła, siląc się na normalny ton a potem coś przyszło jej do głowy. – Mam do ciebie prośbę. Czy mogłabyś przynieść moja torebkę? Wisi na krześle, wiesz gdzie siedziałam…
- Oczywiście, przyniosę – zapewniła maturzystka.
Zjawiła się niespełna minutę później i zniknęła w kabinie. Kamila wykorzystała ten moment. Wyszła na korytarz i skierowała się w drugą stronę, przeciwną do sali. Z trudem przychodziło jej zachować równy krok, ale tu na szczęście nikt jej nie widział.
A na zewnątrz było jej już prawie wszystko jedno. Zdawała sobie sprawę, że może przyciągać spojrzenia, ale ludzi było już niewielu. Szybko przywołała taksówkę, wsiadła do niej i pojechała prosto do domu.

W niedzielę nie była sobą. Wręcz zszokowana, nie przyjmowała do wiadomości tego co się stało. Dobrze, ze dzieciaki czyniły tylko hałasu, iż była zmuszona zajmować się nimi niemal non stop, bo od tego szoku i tysiąca różnych myśli zdecydowanie ogłupiałaby. 
Być może tysiące innych kobiet, nawet nauczycielek potrafiłoby przejść nad tym co się stało do porządku dziennego, ale ona nie. Przez cały dzień starała się myśleć o wszystkim, tylko nie o tym, co było w sobotę.
Dopiero w poniedziałek nastrój poprawił się. Może nie tyle nastrój, ile do głosu nieco bardziej doszło trzeźwe spojrzenie. Tylko nieco, ale dobre i to. Tym bardziej, że Daniel udał się do pracy a dzieci do przedszkola. Miała kilka godzin dla siebie. Usiadła, odpalając telewizor i gapiąc się w niego bezmyślnie. Grał po to, żeby grać, ona rozpamiętywała coś zupełnie innego.
Stało się. To co nigdy nie miała prawa się stać. Mało, że poszła na całość z uczniem, to jeszcze z takim. Playboyem wyrywającym laski na jedną noc. Albo na więcej, ale tylko i wyłącznie w jednym celu. Nawet jeśli opowiadał jej co innego. Jak mogła w to uwierzyć? Co się stało, że wyparowały z jej pamięci niedawne opowieści Martyny i Dominiki, zasłyszane na lekcji wychowawczej? Tak łatwo dała się podejść lowelasowi? Ona, która obiecywała sobie, że nigdy, przenigdy, zwłaszcza z kimś takim jak jeden z tych?
A nawet jeżeli on był inny i faktycznie widział w niej coś więcej, to co…? Czy to usprawiedliwiało ją? Ani to, ani ta odrobina przemocy, którą ją zniewolił i utrudnił opanowanie sytuacji. Przecież mogła się przełamać i zakończyć tą sprawę. Ale tego nie zrobiła. Nawet, jeśli jego pożądanie wynikało z uczuć wyższych, to co z tego? Przecież nie mogło to wpłynąć na zamazanie całego obrazu.
A obraz całego incydentu był taki, że szkolny przystojniak z łatwością zdobywający laski, jakie tylko chciał, po trzech latach starań, prób zwracania na siebie uwagi, przeleciał poważną, szanowana już, mimo, że jeszcze stosunkowo młodą, nauczycielkę. Przeleciał. Zerżnął. Jak to wszystko brzmi. Tym bardziej, że ona dała mu się zerżnąć.
Zamykała oczy, przypominając sobie sobotni wieczór. Czy chciała, czy nie, te obrazy wciąż stawały przed jej oczami. Oskar wbijający się ustami w jej pierś. Pieszczący dłonią jej cipkę. Zsuwający z niej majtki. I wprowadzający w nią swojego silnego, wielkiego kutasa. Zaciskała uda, tak, teraz. Tylko odrobinę za późno.
Oddychała ciężko. Coś z tym musiała zrobić. Godzina, dwie, trzy minęły a ona siedziała w fotelu i przed oczyma miała siebie samą rżniętą przez napalonego playboya.
Było prawie południe i w tym momencie rozległ się sygnał telefonu. Zerknęła na wyświetlacz i wzięła głęboki oddech. Drżącą ręką wcisnęła odpowiedni przycisk.
- Słucham – odezwała się cicho.
- Dzień dobry – usłyszała znajomy głos. – Ulotniła się pani tak szybko wtedy, że się zaniepokoiłem. Czy wszystko jest w porządku?
- Oskar… Czy nie możemy o tym zapomnieć?
- Zapomnieć? Mógłbym tu zacytować jakieś głupawe wierszyki o tym, że nie da się zapomnieć takiej dziewczyny jak ty, pani, ale… Ale to w tym przypadku, to nie jest żadna głupota.
- Owszem, to co zrobiliśmy to głupota – zamknęła oczy, wypowiadając te słowa. Wciąż do niej nie docierało, że musi używać takich określeń jak „zrobiliśmy”. Jak to brzmiało…
- Ja mam zupełnie inne zdanie. Zachowałem kompletnie inne wspomnienia, pani profesor… - wyczuła w jego głosie nutkę żalu. Na swój sposób poruszyło ją to.
- Oskar, wiesz dobrze co mam na myśli… To nie miało prawa się zdarzyć, niezależnie od wspomnień…
Zapadło chwilowe milczenie, które przerwał chłopak.
- Najlepiej będzie, jak spotkamy się. Mogę do pani przyjechać, albo…
- Nie przyjeżdżaj, to nie ma sensu – przerwała mu natychmiast.
- No dobrze, wobec tego bardzo chciałbym, by pani przyjechała do mnie.
- Ale w jakim celu? Boże, Oskar…
- W takim, że porozmawiamy o tym. To jest najważniejsze. I sama pani o tym wie.
Teraz ona milczała. To, mimo wszystko, nie było takie głupie.
- Jesteś teraz w domu? – zapytała.
- Tak, jestem, czekam na panią, może pani przyjechać zaraz.
- Dobrze, może to coś da… Podasz mi adres?
- Proszę bardzo – wsłuchała się w nazwą ulicy i numer domu. – Czy mogę spodziewać się pani względnie szybko?
- Postaram się. Do zobaczenia.
- A jeszcze jedno – wszedł jej szybko w słowo, widocznie mając cos jeszcze. – Miałbym do pani jedną prośbę. Może dziwną i może się pani nie spodoba. Ale skoro ja dla pani coś zrobiłem, to chciałbym, żeby i pani, w miarę możliwości…
- Co takiego? – starała się ukryć westchnięcie.
- Bo tak… Chciałbym, żeby przyjechała pani w tej sukience z soboty, albo innej, podobnej. No i jeszcze coś… Jest tak fajnie na dworze i w ogóle… Chciałbym, żeby była ubrana pani tylko w tą sukienkę i nic więcej…
- Oskar, możesz nie wydurniać się? Czy zapominasz do kogo mówisz? Wiele razy przesadzałeś, ale teraz…
- Nie da się bardziej przesadzić, niż w sobotę pani profesor – przerwał jej dość zdecydowanie. – Czekam na panią. Niech pani przyjedzie jak najszybciej.
Rozłączył się a ona wstała z fotela, znów czując ciężką głowę. Wspomnienia z soboty, tak żywe przecież, wróciły jeszcze silniejsze.
Była rozstrojona, ale i podekscytowana. Mimo wszystko. Dlatego nie przesadzała z przygotowaniami. Trzydzieści minut później siedziała w taksówce, która podwiozła ją pod dom maturzysty.
- Dzień dobry – przywitał ją raz jeszcze.
Spojrzała na niego uważnie. Krępował ją i przyprawiał o szybsze bicie serca, ale patrzyła uważnym wzrokiem, chcąc wyczytać z jego twarzy cokolwiek. Cóż, był facetem, podszedł do tego zupełnie inaczej. Chociaż miała nadzieję, że jednak nie.
Zaprowadził ją do swego pokoju. Przez krótką chwilę, mogła otaksować jego sylwetkę, po raz pierwszy chyba, tak oficjalnie. Wyglądał w sumie jak w sobotę, ubrany identycznie, z jednym wyjątkiem. Nie miał na sobie koszulki. Tylko spodenki.
- Aż tak ci gorąco? – zapytała z przyganą.
- Przy pani…? – spojrzał w jej oczy a ona odwróciła wzrok.
- Nie baw się w takie sentencje, nie chcę użyć przymiotnika, którego sam użyłeś przez telefon, ale sam wiesz…
- Przy pani nie są to żadne sentencje – wyglądał na poważnego. – To jest to, co mnie ogarnia. A prawdę mówiąc ciepło jest.
Faktycznie, jak na ostatni dzień kwietnia było ciepło, nawet bardzo.
Nim usiadła, zdążyła wyłapać na sobie spojrzenie Oskara, którym z kolei on otaksował jej sylwetkę. Sukienkę, buty na wysokim obcasie i pończochy na nogach. Jego spojrzenie przyjęła z jednej strony z niechęcią, z drugiej, sprawiło jej przyjemność. Z lekka zniewalającą.
- Kawa, herbata? – zapytał, wskazując jej miejsce na fotelu.
- Dziękuję, masz może jakiś napój?
- Przyniosę coś.
Zniknął a ona wciąż stała. Czuła opory przed tym, by usiąść. Tak po prostu. Była jakoś zbyt napięta. To był jej pierwszy raz. Pierwszy raz, którego nigdy miało nie być. Pierwszy raz, w którym przez jej głowę przemknęła myśl „a więc to tak wygląda pierwsza wizyta po…”. Westchnęła.
Starała się o tym nie myśleć, nie w tych kategoriach, ale nie mogła od tego uciec. Nawet, gdy wszedł Oskar, stała zdenerwowana, przypatrując się mu pod tym kątem, jak zachowuje się po tym, gdy udało mu się przelecieć jakąś laskę.
- Zaraz chyba oszaleję… - mruknęła, nie powstrzymując się nawet przed obecnością chłopaka.
- To przeze mnie? – wyprostował się, stawiając uprzednio szklankę na biurku. – Przez to co było w sobotę.
- Wolałabym, byś tego nie przypominał…
- Ale dlaczego? Nie wiem, jak pani, mnie było rewelacyjnie.
- To nie o to chodzi – czuła, że bawi się z nią. Był zbyt bystry, musiał przecież wiedzieć, że i jej było akurat w tym momencie dobrze. Dał jej dwa orgazmy, musiał to zarejestrować.
- A o co?
Dobrze wiedział o co. Ale pytał celowo. Jakby chciał utrzymać ją w tej postawie. Widział, że była spięta, na pewno. I on nie pomagał jej rozładować atmosfery. Też nie usiadł, stał naprzeciw, patrząc to w jej oczy, to w inne punkty jej figury. Przytłaczało to ją.
Patrzyła na niego i sama nie umiała rozpocząć. I z każdą sekundą czuła jego przewagę a swoją uległość. Nie tak powinna zachowywać się nauczycielka p trzydziestce w starciu z licealistą. Ale jeśli to był ktoś taki, to co wtedy?
- Osiągnąłeś swój cel – wydukała w końcu, wypowiadając słowa, które pierwsze przyszły jej na myśl. Choć nie takich powinna była użyć.
- Źle to pani formułuje – styl jego wypowiedzi przytłaczał ją jeszcze mocniej. Wypowiadał się lekko, sprawnie i pewnie. I w tym punkcie był górą. – Cel nie jest tym określeniem, jakiego powinniśmy użyć w tym przypadku.
- A jakie słowo jest prawidłowe?
- To mało istotne, w każdym razie nie takie. Powiem teraz tylko, że cieszę się bardzo, że panią widzę.
Te słowa, jak i jego wzrok prześlizgujący się po jej sukience przyprawiły ją o lekki dreszczyk. Ten skurczybyk znów wodził ją za nos a ona nie umiała nic z tym zrobić. Ale wodził ją w sposób przyprawiający o ciarki na skórze.
- Miło mi z tego powodu, ale to nie o tym mieliśmy tu rozmawiać.
- A czym? Czy nie jest dobrze wspomnieć, to co się stało?
- Wręcz przeciwnie, lepiej dla nas obojga zapomnieć. Masz inny punkt widzenia i to rozumiem, ale zrozum i mnie.
- Rozumiem i to bardzo dobrze. I oddzielając to wszystko, to…
- Nie da się rozdzielić tego co się stało, rozumiesz? Nie można oddzielić tej jednej chwili od tego, że ja jestem nauczycielką z mężem i dziećmi a ty moim uczniem.
- Rozumiem, ale mimo wszystko pozostaję przy swoim. Jest co najmniej jeden dowód na to.
- Jaki dowód?
- Taki, że pani tu przyjechała. Nie może pani o tym zapomnieć, po prostu powiedzieć, żebyśmy wymazali to z pamięci, że nic się nie stało i kropka. Wtedy powiedziałaby mi to pani przez telefon. Zobaczylibyśmy się jeszcze raz, na maturze i koniec. Ale dla pani to za mało. Tak jak i dla mnie.
- Więc po co tu przyjechałam twoim zdaniem, co?
Westchnął lekko.
- Chce pani koniecznie wiedzieć, jak ja do tego podchodzę. Tego się pani chciała dowiedzieć. Zresztą ja chciałbym wiedzieć to samo o pani.
Zatkało ja po raz kolejny. Przeczytał ją zbyt dobrze. Czy naprawdę ona była tak przewidywalna, czy on aż tak wybornym graczem?
- Mylisz się trochę… - zaczęła wolno, ale nie było jej dane dokończyć.
- Nie mylę się ani trochę – sprzeciwił się twardo. – Po co pani gra, zresztą jak każda kobieta? Nie umie pani przyznać, że to panią interesuje? To takie krępujące? Dobrze, rozumiem, że krępujące, ale po tym co zaszło w sobotę? Nie może pani przyznać jak było, jakie to wywarło na pani wrażenie? Nie zdaje sobie pani sprawy, że nalegając na zapomnienie, zachowuje się pani jak… No właśnie, jak kto? Jak panna, która miała swoje dziesięć minut i ucieka do innego?
- Bo ja mam innego – przypomniała z trudem, stłamszona tą lawiną słów. – I jest trochę inaczej, niż myślisz.
- Nic pani nie wie, jak myślę. I niczego nie dowiemy się, jeśli nie będziemy wobec siebie szczerzy. Tak, jak w sobotę. Już o tym wspominałem. Albo to coś znaczyło, albo nie. Jeśli nie, to nie, proszę bardzo, może pani wyjść i pozostawić po sobie wrażenie, takie, jak powiedziałem. Albo jednak coś znaczyło i wtedy porozmawiajmy, jak dorośli ludzie.
Zaskoczył ją znów. A może jednak…? Może faktycznie to było coś więcej? W jakiś sposób w jej sercu zapaliła się pewna iskierka.
- Co chciałbyś wiedzieć – zapytała.
- Chciałbym, żeby była pani otwarta. Tak, jak w sobotę, chociaż wtedy była to tylko namiastka. Ale ja nie oczekuję czegoś wybitnie więcej.
- Pytaj zatem – poddała się, spuszczając wzrok. Nie tak to miało wyglądać a jednak on znów ją zdominował i znów postawił na swoim.
Widziała to. Odetchnął, jakby wygrał właśnie jakąś batalię. Podszedł bliżej.
- Pytam zatem. Czy było pani dobrze?
- Przecież wiesz. Nie wiem po co pytasz – starała się trzymać resztki fasonu.
- Może wiem, może nie. Chcę szczerości i otwartości. Zawsze – podkreślił.
Przytłaczał i zniewalał ją wszystkim. Tym jaki był. Swoim nimbem niesamowitego przystojniaka, któremu żadna dziewczyna nie miała prawa się oprzeć. Swoja bliskością, półnagością. Zapachem, który z tej odległości był łatwo wyczuwalny.
Ale przede wszystkim tą jedną rzeczą, jedną, jedyną, która ani przez sekundę nie potrafiła uciec z jej głowy. Tym, że stała przed uczniem, któremu dała dupy. Który zdobył ją, zaliczył, wyruchał. Ją, która nigdy nie miała prawa do tego dopuścić.
I chciał zdobyć ją jeszcze bardziej, zdominować do samego końca, zmuszając do takiego wyznania.
- Tak, Oskar, w tamtej chwili było mi dobrze. Wystarczy?
Starała się unikać jego wzroku, jednocześnie kątem oka rejestrując jakieś zmiany na jego twarzy. Nie wyczytała zbyt wiele. Nie zobaczyła triumfalnego uśmiechu, czegokolwiek.
- Wolałbym więcej, ale to wystarczy. Widocznie musi. Gorąco tu – wygłosił nieoczekiwanie.
Nim zdążyła zrozumieć o co mu chodzi, odstąpił od niej i zdjął z siebie spodenki, rzucając je na łóżko.
- Co ty robisz? – zapytała zaskoczona, trochę zniesmaczona, trochę zaniepokojona, czując szybszy skok serca.
- Nie podoba się pani? – odwrócił się ku niej i zbliżył.
Wzdrygnęła się lekko, przyjmując obronną pozycję. Nie to, że nie podobało, bo widok Oskara w takim wydaniu był z pewnością nęcący, ale w tej sytuacji? Po tych wszystkich wydarzeniach, ze szczególnym uwzględnieniem soboty? Biorąc pod uwagę stosunku na linii uczeń – nauczycielka, które wciąż mocno tkwiły jej w głowie?
- Nie, ubierz się – odpowiedziała., potrząsając głową
- Hm, myślę, że jednak woli mnie pani w takim wydaniu – stał na tyle blisko, że mogła widzieć każdy centymetr jego niemal całkowicie nagiego ciała. Jej spojrzenie mimowolnie powędrowała ku drobnej wypukłości w obcisłych bokserkach. Zawstydzona, natychmiast odwróciła głowę.
- Jeśli nie ubierzesz się, to wyjdę – zagroziła. – Zresztą, chyba wszystko wyjaśnione.
Zrobiła krok w przód, potem drugi, omijając Oskara, który ku jej zdziwieniu nie zaprotestował. Ale to były tylko pozory. Gdy znalazła się przed nim, natychmiast chwycił ją jedną ręką w talii a drugą, bezczelnie zadarł sukienkę, nie dość obcisłą, w górę. Zszokowana uświadomiła sobie, ze…
- Proszę, jednak przystała pani na moją prośbę – usłyszała tak zaskoczony, jak i przede wszystkim podekscytowany głos wyrażający nutkę triumfu. – Czyli było pani jeszcze lepiej, niż myślałem.
To było zbyt upokarzające. Spróbowała się wyrwać, ale Oskar trzymał ją z całą siłą. Namacalnie czuła jego siłę i podniecenie, które przyprawiały ją tak o strach jak i totalne zniewolenie.
- Puść mnie dzieciaku, natychmiast – wycedziła przez zęby, z trudem powstrzymując jęk.
- Puszczę. Zaraz – dodał, po czym, nie bacząc na nic, podciągnął sukienkę do samej góry.
- Oskar, do diabła! – krzyknęła cicho, próbując stawić opór, ale chłopak wytężył wszystkie swe siły, wobec których była całkowicie bezradna.
- Chcę zobaczyć coś czego nie widziałem wtedy. Ciebie zupełnie nagą – nie uszło jej uwagi to, że po raz pierwszy zwrócił się do niej per „ty”. Już nie była szanowną panią profesor, licealną nauczycielką. Była super laską, którą on miał zawładnąć.
- Nie jesteśmy na ty, dobrze? – próbowała zaprotestować silnym głosem, ale ani to specjalnie nie wyszło, ani na nic się nie zdało. Sukienka, wbrew oporowi i napływającym do oczu łzom bezsilności, z łatwością przeszła przez jej głowę i oto stała przed swym uczniem kompletnie naga. Nie licząc obuwia na stopach.
Zasłoniła dłońmi swe piersi i łono, gdy ustawił ją przodem do siebie. Dyszał ciężko. Podnieciła go ta szamotanina, zdecydowanie wyczuwała to. I zaraz dał ku temu dowód, chwytając jej dłonie i rozsuwając je, mimo prób oporu. Zamknęła oczy, gdy swoim wzrokiem bezczelnie gwałcił jej nagie piersi i wzgórek łonowy.
Uwolnił jej dłonie, które opuściła wzdłuż ciała, niezdarnie próbując się zasłonić. To już nie miało sensu.
- No i co? – przerwała przedłużające się milczenie, patrząc ze złością w twarz upokarzającego ją szkolnego playboya.
- Jesteś piękna, Kamila. Mam nadzieję, że i moje ciało ci się podoba… - wyłożył głosem zdradzającym napięcie. – Uklęknij przede mną.
Wstrzymała oddech, słysząc tą bezczelną propozycję. Do głowy przyszło jej tylko jedno rozwiązanie. To, które zademonstrowała już całkiem niedawno w sali lekcyjnej. Zamachnęła się, uderzając Oskara dłonią w twarz.
- Bezczelny jes…
Nie dokończyła. Zupełnie nieoczekiwanie, Oskar oddał jej to uderzenie. Poczuła tak olbrzymi szok, że nie zareagowała. Może dlatego, zaraz zarobiła kolejnego płaskacza z drugiej strony.
- Nie wkurwiaj mnie pani profesor – usłyszała głos naładowany takimi emocjami i taka furią, że poczuła się niemal sparaliżowana. – Chcesz zobaczyć mojego długiego kutasa i obciągnąć mi. Klękaj!
Nie czekał na jej reakcję. Chwycił za głową i niemal rzucił nauczycielkę na kolana. Zszokowana do granic Kamila nie była w stanie podjąć reakcji obronnej. Sekunda wystarczyła by klęczała nago przed swym przystojnym uczniem. Też nagim, bo jego niecierpliwe dłonie zsunęły z bioder bokserki. Naprzeciw Kamili znalazł się jego nieźle już sterczący, faktycznie duży penis.
- No widzisz… - usłyszała pełen satysfakcji sporej rozkoszy komentarz, gdy Oskar zobaczył, że jego działanie wpłynęło na nauczycielkę tak, że ta bezwolnie rozchyliła usta, pozwalając, by rosnący wciąż penis znalazł się w środku. – Taaak…
Tak, bo zaczerwieniona na twarzy i drżąca na ciele Kamila bez słowa protestu wzięła penisa w usta. Nie czuła w sobie siły, by przeciwstawić się agresji a przede wszystkim tej zniewalającej furii Oskara. Zresztą nie myślała o niczym. O obronie, o tym, czy chce, czy nie. Oskar zdecydował a ona zdominowana siłą, zdecydowaniem i słowami rozpalonego ucznia oblizywała jego kutasa, czując go na języku i w ustach.
- Inaczej do mnie mówiłeś… - stać ją było tylko na wygłoszenie takiego tekstu, w którym musiał pewnie wyczuć nutkę żalu.
- Bo na to zasługiwałaś a teraz stawiałaś opór – odpowiedział łagodniej, co w pierwszej chwili zmotywowało ją do przejechania ustami wzdłuż sterczącego już jak trzeba penisa. Przejechania, raz, drugi, trzeci i jeszcze. Z zamkniętymi oczyma, dość biernie, niczym sparaliżowana, ale jednak obciągała swojemu uczniowi. Z wolna jednak docierał do niej ten absurd. Nie po to tu przyszła, nie tak miało być, nie… Oderwała usta od penisa, otwierając oczy i spoglądając w twarz ucznia.
- Oskar, przestańmy, wróćmy do…
- Do czego? – zapytał lekko zniecierpliwionym tonem.
- Że nie powinniśmy tego robić – o dziwo, stać ją było na logiczne formułowanie myśli. Skąd? Czy było to spowodowane tym, że Oskar na chwilę odpuścił, że nie był tak agresywny, zdecydowany, silny?
Chyba to wyczuł. Pozwolił jej wstać, gdy wypowiadała te słowa, ale na tym się skończyło.
- Porozmawiamy, ale najpierw skończymy to, kochanie… - to określenie w jego ustach wypadło tak, że raczej poczuła niesmak, niż jakiekolwiek bardziej pozytywne uczucie. Ale znów poczuła jego wyższość. Znów dotarło do niej, że stoi naga przed swym nagim uczniem, ledwo przed chwilą obciągając jego wyraźnie sterczącego, pulsującego kutasa.
- Oskar, czy tylko myślisz tylko o tym…? – wiedziała, że odwiedzenie go od tego co już zostało rozpoczęte będzie trudne, potrzebowała do tego własnej siły, ale w tej sytuacji nie było ją stać na zbyt wiele. Tym bardziej, że Oskar nie patyczkował się.
- Nie, nie tylko. Ale teraz, gdy już powiedzieliśmy A…
Tak, nie patyczkował się. Znów obezwładnił ją swoja furią, swoim szalonym błyskiem w nieziemskich oczach. Chwycił ją za dłonie i mimo jej protestu, wykręcił je nieco, popychając w stronę biurka.
Zatkało ją znów i poczuła skurcz w podbrzuszu. Rozpłaszczyła się brzuchem i piersiami na blacie, wypinając nagi tyłek w kierunku stojącego za nią ucznia.
- Oskar, chyba nie chcesz mnie zgwałcić, prawda? – aż zachłysnęła się po tych słowach. Zgwałcić…
- Inna jest definicja gwałtu. Nie ma go wtedy, gdy obie osoby tego chcą – wypalił a ona wzdrygnęła się, gdy ponownie, tak jak w sobotę, poczuła jego palce na swojej cipce. – No i widzisz, znów jest mokra.
- To o niczym nie świadczy, ja nie chcę – napięła mięśnie, ale to było niczym w porównaniu z siłą i furią ucznia, który z łatwością poradził sobie z wiercącą się nauczycielką.
- Auuu, boże…! – jęknęła głośno, gdy na jej wypięty pośladek spadł klaps. Ale Oskara to nie ruszało, strzelił jeszcze w dupsko jeszcze kilka razy.
- Masz zajebistą dupę, kochanie – usłyszała za sobą.
Ale to nie był koniec. Wiedziała, że będzie chciał ją zdobyć w całości, tak jak nagle przypomniała się jej podsłuchana rozmowa miedzy Martyną a Dominiką. Co mogłoby spełniać tę definicję lepiej, niż to, że teraz miał nauczycielkę przed sobą, nagą, z wypiętym tyłkiem, czekającą na to, by napierający penis ucznia…
- Aaaach… - jęknęła po raz kolejny, czując jak jej cipka otwiera się przed zdecydowanym szturmem czegoś twardego i długiego. Stojący między jej szeroko rozstawionymi nogami Oskar uniemożliwiał jakąkolwiek interwencję, czuła tylko, jak jego penis zdobywa kolejne centymetry jej cipki.
- Tak jest… - pełen satysfakcji glos Oskara poniżył ją jeszcze bardziej. A jego penis…
- Oskar, wyjdź, proszę! – drgnęła, czując, że ona wpycha się jeszcze dalej, co owocowała nie tylko niechcianą przyjemnością, ale i bólem. – Robisz mi krzywdę!
- Kobiety lubią taki ból – nic sobie nie zrobił z jej prośby. Jedną dłonią przytrzymywał jej ręce na plecach, zniewalając ją fizycznie, drugą trzymał za biodro a swoimi silnymi udami, zaczął wykonywać posuwiste ruchy, dominując ją ostatecznie.
Opuściła głowę na blat, czując klęskę i jego zdecydowany triumf. Nie było już odwrotu, nie było ratunku. Wszedł w nią i wiedziała, że już nie wyjdzie, dopóki nie zazna spełnienia. Dopóki nie wyrucha swojej szkolnej nauczycielki raz jeszcze, tym razem dużo bardziej władczo, zdecydowanie, niż wtedy.
Poddała mu się. Nie tak to miało wyglądać, nie tak to miało się skończyć a nawet jeśli, to w innych okolicznościach. A tak… Jeśli odczuwała przyjemność, to tylko z powodu tych mrocznych perwersji, skrywanych gdzieś głęboko. Tych, które wychodziły na jaw teraz, gdy kompletnie zniewolona, kompletnie naga, dawała się rżnąć szkolnemu uczniowi, lokalnemu playboyowi, traktującemu dziewczyny przedmiotowo. Rozkosz czerpała z tego faktu, jak i wtedy, gdy czuła, że jej zniewolone ciało przesuwa się bezwładnie po biurku, w rytm dynamicznych ruchów Oskara.
Ruchów jego napiętych ud, ruchów jego długiego penisa, który wypełniał jej cipkę po sam koniec, sprawiając jej tym tak rozkosz jak i ból. Poczuła się tak zdegradowana, że nawet takie okoliczności, byłaby w stanie – o zgrozo – zaakceptować, gdyby nie…
- Pieprzymy się już drugi raz pani profesor – usłyszała za sobą zdyszany głos Oskara. – Dokonałem cudu, prawda? Niech pani sama przyzna!
Milczała, wypuszczając ze swych ust tylko cichsze, bądź głębsze jęki, gdy on swoimi kolejnymi ruchami docierał w głąb cipki. Boże, z jednej strony, jego penis w jej cipce robił jej naprawdę dobrze, ale…
- Grzmocę cię już drugi raz – usłyszała ponownie. – Wyobrażałaś to sobie kiedyś? Na przykład, gdy zobaczyłaś mnie po raz pierwszy w klasie… Albo, gdy byliśmy na tej plaży i ci coś powiedziałem… Abo, gdy podsłuchiwałaś mnie w kiblu…
- Och…! – wyrwało się z jej ust mocniej, gdy Oskar dotarł jeszcze bardziej w głąb. Ale nie skomentowała jego tekstu, nasłuchując jednak i czując, że zaraz usłyszy coś niezwykłego. Tylko czy to miało być, to czego ona sama oczekiwała…
- Tak, właśnie… Jęcz… Oboje jesteśmy super zajebiści, prawda? Ty jesteś pięknością, niezdobytym marzeniem całej szkoły. Wszyscy chcieliby cię rżnąć, ale udało się tylko mnie… Chyba tylko, nie? Chyba tak… Nie sądzę byś wcześniej dała dupy innemu uczniowi. Za trudna jesteś…
Milczała, czując mimowolnie rosnący niepokój. Jego słowa nie podobały się jej, ale nie mogła nic temu zaradzić. Chyba, że rzucał je ot, tak, żeby zwiększyć jeszcze bardziej poczucie swojego triumfu. Daniel czasami też tak robił, by wyrazić w ten sposób swoją władzę. Ale Daniel mógł, bo to on był…
- Za trudna i co? I dajesz mi dupy… Jednak… Przyszedłem, zobaczyłem cię, poznałem i postanowiłem zerżnąć. I co…? I robię to…
Niepokój przeszedł w rodzącą się panikę. Czy teraz pokazywał swój prawdziwy charakter? To co robiła, było i tak karygodne, ale zawsze było lepiej, gdyby okazało się, że to chodziło o jakieś wyższe uczucia, nawet w tej sytuacji absurdalne, ale jednak, niż po prostu zwykłe wyruchanie szkolnej nauczycielki…
- Żałosna jesteś, głupia suko! – usłyszała słowa Oskara, mrożące krew w jej żyłach. – Naprawdę myślałaś, że to chodzi o jakąś miłość? Stara a naiwna… Podchodziłem a okazało się, że wystarczyło kilka ciepłych słów… No i to, że jestem tak zajebisty – nie oszczędził sobie narcystycznego komplementu. – Wiedziałem, już dawno, ale tak naprawdę dzięki tobie wiem, że mogę teraz wyruchać dokładnie każdą super dupę na tym świecie. Każdą…!
- Oskar, natychmiast wyjdź ze mnie! – ostatkiem sił wygłosiła żądanie, unosząc głowę znad blatu, na tyle, ile mogła. Niemal zamarła po jego słowach.
Ale nie poskutkowało. Wręcz przeciwnie. Furia Oskara po raz kolejny dała o sobie znać. Puścił jej biodro, chwytając ostro za włosy. Drugą dłonią wciąż przytrzymywał jej splecione na plecach dłonie. A przede wszystkim wzmocnił jeszcze bardziej natężenie ruchów swoich ud, dzięki którym jego penis młócił ją już bezlitośnie.
- Głupia suko! – powtórzył znacznie silniejszym głosem. – Po prostu chciałem cię zerżnąć i rżnę cię…! Taka byłaś lodowata, taka niedostępna dla innych, dla wszystkich… Dla mnie też, ale co teraz? Jęczysz pod moim kutasem, jak stara kurwa!
- Aaaach…! To boli, Oskar, przestań…! – jęknęła przeciągle, bo ruchy Oskara zaczynały sprawiać jej coraz większy ból.
- Zrobiłem ci widowisko na studniówce, byłaś świadkiem porno, może inni też by tak chcieli? – pytał silnym tonem, nie zważając na jej jęki i prośby. – No to niech mają, jak chcą. Heeeej! – wydarł się głośniej.
Zszokowana tymi słowami, nie rozumiała o co mu chodzi. Zajęta własnymi problemami, uczuciami bólu, sterowana kompletnie żądzami Oskara, nie zwróciła uwagi na otwierające się do jego pokoju drzwi. Nie słyszała nic, poza własnymi odgłosami, nie odczuwała niczego, poza coraz mniejszą przyjemnością i coraz większym bólem.
- Aaaaaach…! Oskar, proszę…! – wydarła się głośniej, niemal płaczliwie, czując jak furia pieprzącego ją Oskara osiągnęła szczyt. Posuwał ją ostro, zbliżając się już pewnie do finiszu, wciąż brutalnie trzymając ją mocno za włosy. – Oskar, na litość…! – nagle głos uwiązł jej w gardle.
Najpierw wyczula ruchy a potem zobaczyła… Jedna sylwetka, druga, trzecia… W pokoju byli jacyś… Nie, nie jacyś. Szeroko otwartymi oczami, zobaczyła najpierw Bartka, potem długowłosego Kubę. Jeszcze jakiś uczeń z jej klasy, potem kolejny. I ktoś kogo nie znała i jeszcze ktoś.
- Ooooch… - jęknęła, sama nie wiedząc, czy to z powodów ostatnich ruchów Oskara młócącego bezlitośnie jej cipkę, czy z powodu pojawienia się niepożądanych osób, co doprowadziło ją niesamowitego szoku. Ledwo zdążyła się zastanowić co mogli pomyśleć jej uczniowie, widząc swą szkolną wychowawczynię, rżniętą bez ceregieli przez ich kolegę, gdy Oskar nagle przestał. Ale na tym się nie skończyło.
- Na kolana, suko! – i nie zważając na nic a najmniej na nią samą, zrzucił ją niemal ze stołu. Bezsilna, nie była w stanie utrzymać się na nogach, lądując na kolanach, tak jak zażądał Oskar.
- Tak kończą takie dostojne nauczycielki – zamroczona, usłyszała jego głos na sekundę przed tym, gdy z jego sterczącego penisa wystrzeliła biała lawa, lądując centralnie na jej twarzy.
Krzyknęła, próbując się zasłonić, ale wolną ręką odsunął jej dłoń i drugi wystrzał znów poszedł na jej twarz. Potem jeszcze spadło kilka kolejnych kropel i ostatnie.
Poczuła napływające do oczu łzy. To było upodlenie, jakiego nie mogła się spodziewać. Stateczna, porządna, konserwatywna nauczycielka upodlona w taki sposób, z wielu powodów, których zresztą nie dało się już wyliczyć a do tego jeszcze…
- Który mówił, że się nie da? – jak przez mgłę usłyszała agresywny i jednocześnie triumfalny głos szkolnego playboya. – Patrzcie co się robi z takimi damami!
W ślad za ostatnimi słowami, poszło uderzenie. Zszokowana, poczuła otwartą dłoń Oskara, wymierzającego jej policzek. Potem drugi. I jeszcze trzeci. Lał ją, jak ostatnią kurwę. Ją, która myślała, że on się w niej zakochał.
- Oskar…! – ryknęła niemal a on przystopował. Mimo ogłuszenia, czuła nad sobą jego ciężki oddech. I nerwowe ruchy obserwatorów.
Wszyscy byli świadkami tej sceny. Nie dość, ze została potraktowana w taki sposób, to jeszcze na ich oczach, w ich obecności.
Nie wiedziała czego chcą i czego oczekują. Czy nagle i oni zapragnęli ją też… Poczuła przypływ strachu. Ustąpił on chwilę później, gdy uświadomiła sobie, że co, jak co, ale nikt jej gwałcić nie będzie. Jeśli nawet zachce, to znajdzie argumenty, by temu zapobiec.
Co nie zmieniało faktu, że marzyła tylko o jednym. By wydostać się stąd, nie patrząc w ich oczy, wyrażające pewnie wszystkie możliwe negatywne odczucia.
Naga stanęła na drżących nogach, kierując się w stronę łóżka, na której leżała jej sukienka. Nie zareagowała na soczystego klapsa, którym obdarował ją Oskar a potem jeszcze ktoś. I jeszcze jeden. Lewo widząc drogę, z resztkami spermy na twarzy, ze łzami w oczach, na uginających się nogach, znalazła drogę do wyjścia

16 komentarzy:

  1. No to wreszcie wróciła taka prawdziwa Kamila:)
    Opowiadanie się fajnie czytało, emocje stopniowo narastały.
    Spodziewałem się trochę innego zakończenia.
    Szkoda mi że, Kamila znowu dała się tak zrobić w konia. Wolę jak jest trochę bystrzejsza i sama stara się angażować w różne sytuacje damsko męskie.
    Dzięki za opowiadanko, z utęsknieniem czekam na więcej:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Różne są tagi, które kręcą czytelników. Stąd akurat w tym tekście wybrałem taką drogę.
    Zresztą, jak już wcześniej wspomniałem, to opowiadanie, jest (przynajmniej w jakiejś części) na faktach. Ile w nim faktów a ile mojej wyobraźni, niech już zostanie tajemnicą.

    OdpowiedzUsuń
  3. A jednak się pospieszyłeś. Tekst długi i przyjemny lecz dręczy mnie duża liczba literówek.

    Gall_anonim

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie napisane opowiadanie, ale temat zdecydowanie nie dla mnie. Podobnie jak pierwszy komentujący wolę jak to Kamila inicjuje sytuację. Sama z siebie czy też pod wpływem Daniela prowadzi grę.
    Tutaj jest pięknie i realistycznie opisane zwykłe skurwysyństwo.
    Polubiłem Kamilę, tak jak się lubi bohaterów ulubionych książek czy filmów. Mimo, że opowiadanie jak piszesz Autorze oparte jest na faktach to aż mnie mierzi wykorzystanie w nim Kamili. Z tego powodu te opowiadanie nie będzie należeć do moich ulubionych. Ot takie wewnętrzne odczucia.

    Pozdrawiam,
    Artur

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe opowiadanie, ciekawa "odskocznia" od Kamili mającej wpływ na swych uczniów. Choć na początku liczyłem, że Kamila uwiedzie któregoś z tych skromnych i wycofanych podopiecznych. Może się czepiam ale te literówki trochę rażące. Pozdrowienia Mistrzu

    PS. Czekam na kontynuację przygód Olivii ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Doskonale Arturze, że takie właśnie masz odczucia. Ja już motywy do napisania czegoś takiego podałem wyżej (acz i tak nie wszystkie). Po to jest między innymi seria "SM", by można czasem pobiec w trochę inną stronę. I siłą rzeczy niektórzy czytelnicy jedne z tych przygód polubią, inne odrzucą.

    Sorry za literówki, które znajdujecie, widocznie korektor zabawił się po swojemu i mi poprzestawiał różne rzeczy, czego niestety nie zauważyłem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy można się spodziewać następnego opowiadania z Kamilą lub Oliwią?
    Będzie coś na święta?

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak nic nie stanie na przeszkodzie to weekend majowy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Z Oliwią policjantką ?
    Jan

    OdpowiedzUsuń
  10. KISM "Kolejna szkolna wycieczka", 110 stron do czytania.

    OdpowiedzUsuń
  11. Czy opiszesz w paru słowach fabułę przyszłego opowiadania? I pytanie czy opowiadanie będzie bliższe "żołnierzom" gdzie Kamila sama wybiera, czy Twojemu ostatniemu gdzie zostaje upodlona na koniec?

    No i na koniec - wesołych świąt !

    OdpowiedzUsuń
  12. Ani środka, ani tym bardziej końcówki zdradzał nie będę, to chyba oczywiste. Kto chce się dowiedzieć, niech przeczyta całość.

    A więc... "Następna szkolna wycieczka".

    Od wydarzeń opisanych w pierwszej części minęły dwa lata. Kariera Filipa, koszykarza miejscowej drużyny rozwija się zaskakująco dobrze i w okresie decydującej batalii o awans do drugiej ligi, zostanie on zaskoczony nieoczekiwaną ofertą złożoną przez równie piękną, co tajemniczą blondynkę. Tymczasem Kamila musi zmierzyć się z kilkoma problemami. Pierwszym z nich jest fakt, że w wyniku pewnego zakładu złożyła swej maturalnej klasie obietnicę, iż uda się na studniówkę jako osoba towarzysząca jednego z uczniów, który okazuje się chłopakiem o wielu talentach. Drugim, to, że jej była uczennica a obecnie młodsza koleżanka, nauczycielka historii, coraz wyraźniej okazuje zainteresowanie jej mężem. Jakby było mało i sam Daniel dokłada trzy grosze, nakłaniając żonę do zadania swym uczniom oryginalnej zagadki, której rozwiązanie może doprowadzić do nieoczekiwanego i niezwykle perwersyjnego finału, o którym nocami śni piękna nauczycielka.
    Wszystko rozegra się podczas spóźnionej studniówki na plaży ośrodka wypoczynkowego w Antonówku.

    OdpowiedzUsuń
  13. Czyli Kamila znowu da się wykiwać Filipowi lub innemu Oskaropodobnemu, który ją przeleci. Trochę szkoda, że to nie ona będzie rządzić. Zresztą poczytamy, zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  14. Przy takiej objętości opowiadania dobrze by było podzielić na rozdziały. To będzie chyba najdłuższe Twoje opowiadanie?

    OdpowiedzUsuń
  15. Tak, opowiadanie jest podzielone na osiem (jak dobrze pamiętam) rozdziałów.
    Jak będę miał humor to jeszcze je zatytułuję i wrzucę spis treści:).

    Oczywiście jest to zdecydowanie najdłuższy tekst jaki popełniłem, aczkolwiek ukończona jakiś czas temu trzecia część "Żołnierzy" zbliżyła się mocno do tego rekordu, bo zamknąłem ją na 91 stronie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Weekend majowy rozpoczęty.
    Będzie opowiadanie??

    OdpowiedzUsuń