Łączna liczba wyświetleń

sobota, 6 maja 2017



KAMILA I SENNE MARZENIA XXV. Następna szkolna wycieczka cz.II.
Rozdział 5. Rozwiązane zagadki.

Niedzielny poranek nad Antonówkiem był spokojny jak zawsze. Mimo, że gości nie brakowało, to wszyscy jak jeden mąż spali w swoich łóżkach. Długo. W większości do południa i dopiero wtedy zaczął się bardziej ożywiony ruch.
Adrian stał przy oknie, patrząc, jak alejkami co jakiś czas suną znajome mu twarze, opuszczające przybytek. Większość maturzystów przybyła tu na dwadzieścia cztery godziny, teraz wracali do miasta. On nie. Miał jeszcze jedną dobę.
Stał w oknie i co chwilę wybuchał śmiechem. Nie z powodu tego co widział. Po prostu co sekundę wracały wspomnienia z ostatniego akordu wczorajszej nocy. Czyli wycieczki do burdelu.
Poszli. On, Bartek, Kuba, Karol, jeszcze dwie osoby z klasy. Do nich przyłączyło się jeszcze paru innych z równoległych klas, nawet stonowany Maciej, czy zbakany Filip, dość wyraźnie rozdrażniony, jak i pobudzony.
Na miejscu stanęli przed panią zarządzającą całym interesem i ani be, ani me. W końcu Bartek, jak przystało na pomysłodawcę, wspólnie z Filipem przejęli pałeczkę. Nieskładnie, plącząc się, próbowali wyjaśnić o co im chodzi, trafiając na mocno zdegustowane spojrzenie barmanki. Zdegustowane, które za chwilę przerodziło się w rozbawione. To ich zdeprymowało jeszcze bardziej. A zacytowany przez nich biblijny psalm doprowadził kobietę do histerycznego śmiechu.
Zwiali jak niepyszni. To znaczy główni bohaterowie, bo mający sceptyczny stosunek do całej akcji Adrian nie czuł żadnego rozczarowania. Acz coś mu mówiło, że jego dedukcja była dobra, przynajmniej z tym psalmem. Tylko może nie chodziło o ten burdel a o coś innego? W sumie przecież co mogła mieć wspólnego z burdelem spokojna i poważana nauczycielka języka polskiego? To zdecydowanie nie grało.
Machnął ręką przerywając rozmyślania. Trudno, widocznie rozwiązanie zagadki przerastało jego możliwości. Skoro tak, nie było się nad nią co męczyć.
Ubrał się i wyszedł z chatki. Spotkał parę znajomych osób, niektórzy zostawali w ośrodku jeszcze do wieczora. Wspólnie ruszyli w kierunku jednego z barów celu wchłonięcia śniadanio-obiadu. Zamówił sobie hamburgera, potem drugiego. Nasycony porozmawiał jeszcze z kolegami o różnych głupotach i postanowił przejść się na plażę.
Nie potrzebował długiego spaceru, by dostrzec w oddali znajomo wyglądające towarzystwo. Postanowił podejść, czując ożywcze bicie serca. Każdy krok upewniał go w tym, że to co widzi jest prawdą a nie ułudą.
Widział dwie nauczycielki i jednego mężczyznę, męża jednej z nich. Trochę wahał się, czy nie przerywać im tego wypoczynku, ale… Cóż, jeżeli nie będzie mile widziany to po prostu przywita się i grzecznie odejdzie. A to co zobaczy…
Cała trójka korzystała z pełnego słońca i świetnej pogody. Tym razem już nie sam pan Daniel zalegał na kocu, ale obie nauczycielki także. I młoda pani Dominika i przede wszystkim pani Kamila. Z ruchów jakie czyniły obie panie, wywnioskował, że musiały przyjść tutaj raptem kilka minut przed nim samym.
- Dzień dobry – rzucił w końcu, gdy znalazł się obok towarzystwa, nawiązując kontakt wzrokowy. Pierwsze co zrobił, to prześlizgnął się wzrokiem po prawie nagim ciele swojej wychowawczyni. Starał się nie czynić tego nachalnie, ale widok szkolnej piękności w samych majtkach i staniku był nieziemski. Widział, że ona zauważyła jego wzrok i to sprawiło, że przeniósł spojrzenie w inne miejsce. No cóż, druga z nauczycielek, historyczka, także wyglądała apetycznie.
- W sam raz, możesz nam coś zarapować – przywitał go beztrosko Daniel.
- Nie jestem przekonany, by osoby trochę starsze interesowały się akurat tym gatunkiem i to jeszcze w moim wykonaniu – zareagował skromnie.
- Starsi, powiadasz? – skrzywił twarz Daniel. – Dwadzieścia pięć lat temu, jak dzisiejszych hiphopowców nie było jeszcze w planach, z tobą włącznie, kolego, kupiłem sobie kasetę Naughty by Nature a potem poleciały inne. Na trzy lata przed tym, zanim Liroy nagrał „Scyzoryka” i rozpoczęła się cała zajawka. Tak więc twoi rówieśnicy mogą mi buty czyścić w tym względzie – zakończył bezceremonialnie a Adrian dostrzegł, że jego słowa przyprawiły o uśmiech na twarzy drugą z nauczycielek. O dziwo..
- Ja tam lubię włączyć coś starszego, ale przyznam, że nie znam się na tym aż tak dobrze a chętnie bym poznał – odpowiedział szybko, widząc w tym szansę na dłuższy pobyt w tym towarzystwie.
- No to wskakuj do wody a potem siadaj z nami – usłyszał w odpowiedzi.
- Na pewno nie przeszkadzam? – zapytał grzecznie.
- Chyba, że twoja dziewczyna jest na ciebie za coś obrażona. Ja tam nie wiem, spytaj jej – Daniel popisał się typową dla siebie odpowiedzią.
- A jest?
- No właśnie, za co miałabym być? – odezwała się w końcu Kamila.
Adrian wyczuł, że mimo wszystko jego towarzystwo przyprawia nauczycielkę o pewne zmieszanie, ale nie mógł już odejść. Jednak ta studniówka nie skończyła się wczoraj, jeszcze trwała. Wciąż mógł cieszyć się obecnością ulubionej i niezwykle pięknej polonistki.
W czasie, gdy obie panie udały się do wody, Adrian długo rozmawiał z Danielem o starym, amerykańskim hip hopie, o tekstach, o bitach, o wytwórniach, o wpływach, o wszystkim. Z każdą sekundą maturzysta uświadamiał sobie, że jego własna wiedza o kulturze jest znikoma w porównaniu z tym co wiedział o niej rozmówca.
- Teraz to już nie to – Daniel użył charakterystycznego dla każdego pokolenia zwrotu. – To już komercja i plastik. Zresztą to się zaczęło jeszcze latach dziewięćdziesiątych i rosło z każdym następnym rokiem. Ale zawsze było jeszcze podziemie, takie labele, jak Def Jux, Stones Throw, Subversive, Anticon, Battle Axe, Rhymesayers i kupa innych. Było czego słuchać. Mainstreamu nie słucham już od dawna a podziemia też już od paru lat nie sprawdzam. Nie mam czasu i w ogóle… Ale słucham starszych numerów.
- Wy dalej o tym hip hopie? – wychodząca z wody Kamila przybrała znudzony wyraz twarzy, jednocześnie poprawiając sobie majtki. Adrian zauważył, że nie sprawiała wrażenia zdekoncentrowanej prezentowaniem się mu w tak skąpym stroju. Może te kilkanaście minut w wodzie sprawiło, że oswoiła się z jego obecnością.
- Teraz ty możesz przejąć pałeczkę, w końcu czegoś się przy mnie przez te lata nauczyłaś.
- Acha, czekaj, czekaj… Damn… I hear voices In my head… Niggaz that’s live, niggaz that’s dead! – pomachała zabawnie rękoma nauczycielka naśladując raperskie gesty i śmiejąc się na koniec.
Adrian drgnął ożywiony, bo wychowawczyni w tym wcieleniu, dość wyluzowana, nie tak sztywna jak w szkole, wyglądała absolutnie nieziemsko. Nie dość, że na sekundę zabawiła się w raperkę, to jeszcze w takim stroju… Aż pożałował, że za chwilę usiadła na kocu.
Była przez chwilę taka inna. Nie taka zasadnicza jak w szkole.
- To Blaq Poet, „Voices”, jedyny numer, który zna – poinformował młodszego kolegę Daniel.
- Bo nie ma tygodnia, w którym by mi go nie puścił – Kamila chyba po raz pierwszy zwróciła się bezpośrednio do Adriana. Sprawiała wrażenie wyluzowanej. Zastanowił się na moment, na ile jest to luz naturalny a na ile sztuczny.
Zresztą… To już były ostatnie dni, gdy mógł się określać jej uczniem. Może to dlatego?
- A i tak do dzisiaj zna tylko refren i ani słowa z żadnej zwrotki – zrewanżował się ripostą Daniel.
Adrian wtrącił coś, by nie wyjść na ostatniego ignoranta, Daniel odpowiedział. Kamila machnęła ręką i rozłożyła się wygodnie na brzuchu, wystawiając tylnie części swojego ciała na słońce.
- Byłoby dobrze, gdybyś się wysmarowała czymś – zasugerował Daniel.
- Czekałam niecierpliwie, ale nie chciałam przerywać konwersacji. Pomożesz?
- Ja wskakuję do wody – Daniel zareagował, jakby wręcz czekał na to pytanie. – Ale masz swojego chłopaka, niech on się zajmuje takimi rzeczami.
Adrian drgnął słysząc tą wypowiedź. Spojrzał poważnie, nie mając pewności, czy jest to uszczypliwość, czy konkretna propozycja.
- Stary a lubi się wygłupiać, nic nowego… - odpowiedź Kamili nasunęła Adrianowi wniosek, że i ona sama jest nieco zmieszana, tak jakby jednak potraktowała propozycję męża poważnie.
- Nic, naprawdę… Nie przeszkadzam wam – Daniel wstał i skierował się ku wodzie.
- Chętnie pomogę – zaoferował się Adrian, czując, że zabrzmiało to jak mruknięcie. Nic dziwnego, propozycja wywołała w nim zrozumiałe emocje.
Dostrzegł tylko, że nauczycielka lekko wzruszyła ramionami. Nie był do końca pewny co to oznaczało.
Raz kozie śmierć. Nieco zdeprymowany sięgnął dłonią po leżącą obok buteleczkę i uniósł się, zbliżając do nauczycielki. Serce zabiło mu mocniej. Nie trzeba było dotykać, sam widok, licealnej wychowawczyni leżącej pod nim w samych majtkach i staniku wystarczył, by… Z pewnością każdy z kolegów chciałby zamienić się z nim miejscami.
- To zaczynam – obwieścił siląc się na luz.
A przecież tu nie kończyło się na samym patrzeniu na to boskie ciało. Próbując zebrać się w garść, z płynem w dłoni delikatnie dotknął łydki leżącej pod nim nauczycielki. Zauważył, że delikatnie mięśnie nóg pani profesor lekko się napięły. Uśmiechnął się do siebie. Była pewnie tak samo skrępowana jak i on.
Przysiadł bardziej za nią, rozsmarowując olejek po nogach. Pani profesor chyba oswoiła się z sytuacją nie reagując tak nerwowo, ale katem okaz zauważył, że uniosła nieco głowę. Nie oglądała się za siebie, ale zachowywała się tak, jakby miała ochotę kontrolować sytuację.
Łydki, jak łydki, ale prawdziwe emocje zaczęły się, gdy wjechał powyżej kolan. Tam było jeszcze lepiej, powierzchnia ciała większa, miękka, przyjemniejsza w dotyku. Tak, nie tyle smarował, ile pieścił nogi pięknej nauczycielki. Ta świadomość doprowadziła go do tego, że jego członek momentalnie stwardniał. Zawstydził się tego, ale nie potrafił nad tym zapanować.
Sytuacja popchnęła go do tego, by przyklęknąć za panią Kamilą, gdzieś w okolicach kolan. Rękoma wjechał na jej plecy. Uzmysłowił sobie, że nauczycielka też mogła to tak odebrać. Że on ją pieścił a nie smarował. Trudno, nie mógł inaczej. Nie spieszyło mu się, każda sekunda kontaktu z nagim prawie ciałem pani profesor była rozkoszna, jak chyba nic innego w jego dotychczasowym życiu.
- Adrian – usłyszał w końcu coś w rodzaju napomnienia.
- Dbam tylko o panią – odpowiedział z lekkim uśmiechem. Wiedział, że odpowiedź może zostać różnie zinterpretowana, ale nie zabrzmiała jakoś chamsko. Chyba.
Smarował plecy, ale jego wzrok nie potrafił się oderwać od pośladków opiętych tylko strojem kąpielowym. Świadomość, że tuż pod sobą ma tyłek pani profesor, sprawiała, że jego członek, miast maleć, twardniał jeszcze silniej. Ale nie robił nic, by to powstrzymać. To było ponad jego siły. Chociaż nigdy nie uważał się za typowego małoletniego napaleńca, tym razem przegrywał ze sobą i z cudem w postaci niemal nagiej klasowej wychowawczyni.
Starał się wychwycić każdy szczegół jej ud, szczególnie w tych najwyższych miejscach. Każdy szczegół kształtu jej pośladków. Kiedy zorientował się, że jego dłonie jakby kierowane jakąś magiczną siłą powędrowały w stronę gumki od majtek, jakby chciały opuścić je choć trochę w dół, przestraszył się nieco i otrzeźwiał. Z bólem serca zszedł z nauczycielki.
- Oby się przyjęło – mruknął coś w rodzaju bezsensownego komentarza i usiadł obok pani profesor.
Zauważył, że ta ułożyła się trochę wygodniej. Widocznie też była na swój sposób zestresowana tą sytuacją. Uśmiechnął się do siebie.
Milczeli przez chwilę. Siedział tak, by nauczycielka nie mogła zauważyć wybrzuszenia w spodenkach. Penis nie chciał opaść, bo w umyśle Adriana wciąż żywe były wspomnienia sprzed chwili, gdy swoimi dłońmi pieściła plecy i nogi polonistki.
- Widzę, że nie męczy cię nic po imprezie – zagadnęła w końcu Kamila przerywając ciszę.
- Nie, ja nie piję zbyt dużo. W zasadzie niemal w ogóle. Nie jest mi to potrzebne. Co innego reszta.
- Domyślam się…
- Wczoraj zresztą, większość po pijaku, próbowała rozwiązać tą zagadkę, którą nam pani zadała przed studniówką.
- I co? Rozwiązali?
- Chyba tak… - gdy wygłosił te słowa, zobaczył, że nauczycielka uniosła głowę znad ramion i zerknęła na niego uważnie. – Albo tak im się tylko wydawało.
- Możesz jaśniej? – poprosiła.
- No cóż… Doszliśmy do wniosku, że to pierwsze to psalm biblijny… - znów dostrzegł jakiś chyba nerwowy ruch pani profesor. – To znaczy ja doszedłem, ale nie mam pojęcia czy to prawda. W każdym razie Bartek i reszta próbowała do tego coś dopasować, pod tym kątem…
- No i co?
- No i skojarzyli słowa tego psalmu z tym burdelem tutaj. No i poszli do niego.
- Naprawdę? – tym razem dostrzegł na jej twarzy uśmiech. - I co się stało?
- No nic… Poszli, coś tam wydukali u pani… Prowadzącej i nic nie wskórali. I poszli z powrotem.
-Ciekawy pomysł – skwitowała a uśmiech nie znikał z jej twarzy.
W rzeczy samej, Kamila czuła ulgę. Nie przyszło jej na myśl to, że może się tam zjawić cała gromada ludzi.
- Ciekawy a zagadka jeszcze ciekawsza. Mogłaby się pani zlitować nad niektórymi uczniami…
- Nie leży to w mojej gestii – rozłożyła dłonie. – Poza tym satysfakcja jest większa jak się samemu rozwiąże.
- A gdy minie odpowiedni czas, poda pani rozwiązanie?
- Obawiam się, że nie. – skwitowała krótko.
Usłyszeli pluski w wodzie. Wyszli z niej i Dominika i za nią Daniel. Zbliżyli się i zalegli na kocach. Adrian z jednej strony, z ulgą uświadomił sobie, że jego przyrodzenie uspokoiło się trochę. Z drugiej zaczynał żałować, że nie spróbował posiedzieć na półnagiej pani profesor trochę dłużej.

Dojechali. Zgodnie z planem, o piętnastej trzydzieści. Do meczu pozostało dziewięćdziesiąt minut. Wystarczająco wiele czasu, aby opuścić autokar, przebrać się w szatni i przeprowadzić rozgrzewkę.
Filip wyszedł lekkim krokiem. Bardziej udawanym, niż oddającym faktyczny stan jego ducha. Miał rozterki, nic dziwnego. Raptem dzień wcześniej podjął ważną decyzję życiową a przy jej okazji, także inną, nie dość, że przestępczą z punktu widzenia prawa, to przede wszystkim, cóż… Sprzedał swoich kolegów.
Odrzucił od siebie natychmiast tę myśl. Każdy z nich zrobiłby to samo. Znał ich trochę i wiedział. Można mówić o sportach zespołowych, śmiech… Zespołowe to one były może za komuny, bo wtedy nie było transferów, każdy był przywiązany do swojego klubu prawie jak niewolnik i zmiana barw praktycznie nie wchodziła w grę. Tym samym, każdy grając dla siebie, grał dla klubu.
A teraz? Każdy co rok zmienia barwy, każdy gra dla swoich statystyk, dla podniesienia swojej wartości, aby złapać lepszy kontrakt. Jak na miejscu, to dobrze, ale równie dobrze w innym mieście, w innym klubie, ba, nawet w innej lidze.
Przegrają mecz i co? I nic, wszyscy będą już myśleć o następnym sezonie, albo tutaj w trzeciej lidze, albo w innych klubach, jeśli będą mieli takie oferty. Nikogo nie obchodzi, czy będzie ten awans, czy nie. Nikogo z koszykarzy. Może dyrekcję klubu, kibiców, pewnie tak. Ale oni, to inna bajka.
Wyskoczył z autokaru. Mimo stosunkowo wczesnej pory, pod halą w Lesznie było względnie tłoczno. Oprócz ich gromady, kręciło się jeszcze kilkanaście osób. Nieco dalej, zauważył kolejkę kibiców wchodzących już na halę.
Śladem kolegów, wyjął swą torbę z luku bagażowego i powolnym krokiem ruszył w stronę obiektu sportowego. Przed halą zatrzymał się, wraz z kolegami, czekając aż ktoś otworzy drzwi i skieruje ich do szatni. Rozglądał się i poczuł jakiś irracjonalny niepokój.
Z dwadzieścia metrów dalej, w małej, pewnie zamkniętej uliczce stały dwa samochody. Kręciło się wokół nich kilku mężczyzn i kobieta. Z pozoru elegancka a jednak ubrana tym razem zwyczajnie, w jeansy i ciemną bluzę. Długie blond włosy, miała tym razem upięte w kok. O czymś zawzięcie dyskutowała z jakimś krępym czarnowłosym facetem trochę pewnie od niej starszym.
Nie wiedział czemu, ale poczuł się dziwnie na jej widok. Jakoś niepewnie.
Koledzy z drużyny zaczęli wchodzić powoli do budynku. On poruszał się powoli, starając się jak najdłużej patrzeć na wysoką blondynkę. Ciekawe, czy nie zrobiła go w konia trochę. Czy nie podpuściła wczoraj, uśmiechając się tylko po to, by osiągnąć swój cel? Czy może jednak… Nie no, nie była chyba aż taka wredna. Skoro zapewniała, że spotkają się tutaj nie raz i ona mu pomoże w kilku sprawach… Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Lekki niepokój wrócił, gdy jej spojrzenia padło na niego, raz i drugi. A potem, gdy ruszyła w jego stronę wraz z krępym mężczyzną. Po co? Tutaj, na oczach kolegów, wchodzących powoli do szatni? Po co ktoś ma to widzieć? Uśmiech zniknął.
- Filip Kostrzewski, tak? – nie ona a ten krępy skierował do niego swe słowa. Filip poczuł przenikający go chłód.
- Tak – odpowiedział krótko.
- Jesteśmy z policji. Pojedziesz z nami.
- Jak to z wami…? Po co? Mam mecz… - wybąkał niezdarnie, ale tamten go nawet nie słuchał.
- Zapomnij o meczu. Jeśli nie wiesz, to jesteś zatrzymany pod zarzutem korupcji.
Zdrętwiał, nie mogąc się ruszyć. Wielkimi oczami wpatrywał się w niższego mężczyznę.
- I jeszcze coś. Zanim odjedziemy, zostaniesz poddany testom na obecność narkotyków. No… Ruszamy.

- I co teraz? – zapytała Kamila, kończąc kolację. Siedzieli w domku. Nie chciało im się wychodzić, skromny posiłek można było spożyć i tu.
- To znaczy…? – Daniel nie wysilił się na ruszenie mózgiem.
- Za chwilę dwudziesta czwarta. Wiesz, gdzie mam być…
- No i…? Przestraszyłaś się, czy coś?
Milczała przez chwilę patrząc na męża. Wciąż miała w głowie słowa dyrektora i sytuację sprzed dwóch lat. Czy naprawdę był to dobry moment, by realizować dziką fantazję?
- Nie o to do końca mi chodzi. Pomijając fakt, że prawie wszyscy już wyjechali i pewnie po prostu poleżę sobie na łóżku. Chodzi mi o Dominikę.
- Dalej nie rozumiem – wyznał szczerze.
- Nie udawaj, dobra?
- Nie udaję. Do czego zmierzasz? Żebym ją przeleciał? Żebyś ty ją przeleciała, albo ona ciebie? Tak bardzo cię to wkręciło?
Milczała chwilę.
- Lubię ją, nie ukrywam. Jestem zazdrosna, to jeszcze bardziej… No, ale… - nie dokończyła, nie musiała.
- Nie będę robił niczego na siłę – wzruszył ramionami. – Jeśli ona nie chce, jeśli jest za bardzo skrępowana. Zresztą ona chyba jest za bardzo staroświecka. I patrzy na to inaczej. Jeśli ma coś do mnie, to nie jest to chęć wskoczenia mi do łóżka. Ona chciałaby czegoś więcej. Jeśli już – zastrzegł.
- Wiem, też tak myślę – poruszyła się niecierpliwie na krześle. – Ale… - znów nie dokończyła.
- Powiedz mi tak naprawdę szczerze, ale naprawdę – podkreślił z naciskiem. – o co ci chodzi w tym wszystkim, dlaczego tak to wszystko nakręcasz? Mów i to wszystko.
- Po prostu, lubię ją, tak jak powiedziałam… I nie ukrywam, tak jak jestem zazdrosna o ciebie, to jednak w tej sytuacji… Boże, jakby to beznadziejnie nie zabrzmiało, to… To pasujecie do siebie. Boje się tego, ale na swój sposób urzeka mnie to. Naprawdę. Macie dość podobne zainteresowania, umiecie znaleźć wspólny język a Dominika nie jest łatwym rozmówcą, ty zresztą też nie. Ja ją naprawdę lubię i wiem, że ona ma dość ciężko, bo to ładna dziewczyna, ale nie umie trafić na swojego chłopaka, takiego, który spojrzałby na nią przez pryzmat tego co ma w głowie, w sobie, po prostu. A ty ją podszedłeś trochę inaczej, właśnie. Zakręciłeś ją sobą, nie dając jej chyba w ogóle do zrozumienia, że jest niezłą laską. I myślę, że to najbardziej jej się w tobie spodobało. I uwierz mi, uwiodłeś ją tym, jeśli nawet tego nie wiesz. Więc już wiesz. Widzę was, widzę ją, jak się zachowuje. Gdybyś chciał, to zrobiłbyś z nią wszystko co byś chciał, pewnie to samo co ze mną trzynaście lat temu. Gdybyś chciał. Nawet jeśli tego nie widzisz.
- Hm… - na twarzy Daniela pojawił się uśmiech, spowodowany długim wywodem żony. – Widzisz, w tym sęk, że ja jestem, jaki jestem. Widzę ją i w ogóle, ale po prostu nie czuję tego, tak na maksa, że chciałbym coś z nią. Jak by to nie zabrzmiało, jak z harlequina, ty mi przesłaniasz cały świat. Nawet, jeśli widzę w niej fajną laskę i w ogóle.
Milczała, nie komentując. Poczuła tylko ciarki na ciele. Czy można było lepszego dowodu uczucia, niż ten, który został jej dostarczony przed sekundą?
- Wiec, gdy ja pójdę, to ty… Ani ona… - po raz kolejny urwała, nie kończąc.
- Kamila… – zmarszczył lekko brwi. – Nie rób sobie jaj…
Kiwnęła głową. Tak było. Pod tym względem miała do niego absolutną pewność. Nie zrobiłby niczego za jej plecami.
Zerknęła na zegarek, dochodziła dwudziesta. Wstała i wrzuciła pozostałości po jedzeniu do pojemnika na śmieci. Potem uznała, że najwyższy czas na prysznic.
Wiedziała, że choć pozostało jej trochę czasu, to teraz minuty zaczną mijać coraz szybciej.

- Co robimy? – zapytał Sylwek.
Adrian wzruszył ramionami. Nie wiedział. Nad Antonówkiem zapadał już zmrok. Co można było robić, skoro zostali oni sami we dwójkę? Praktycznie wszystkie klasy zmyły się już dawno do domów. Czy to bezpośrednio po imprezie, czy dzisiaj w południe, bądź chwilę po.
- Nie chce mi się pić – uprzedził propozycję kolegi.
To prawda, wczoraj wziął tyle, ile trzeba i wystarczyło. Drugi dzień z rzędu? Nie dla niego.
- Będziemy tu siedzieć i oglądać kabarety na Polsacie?
- Czego chcesz od kabaretów? – przekornie zapytał Adrian, ale wolał nie kontynuować. Faktycznie nie była to najlepsza opcja spędzania niedzielnego wieczoru. Tylko, że tutaj, w tym gronie innej nie było.
- Głowisz się nad tą zagadką? – nie ustępował Sylwek.
- Ja wiem… - wzruszył ramionami Adrian. – Głowiłem się wczoraj, czy tam wcześniej. Teraz mam to gdzieś. Zresztą nawet nie wiem, czy warto.
Utknął na tym pierwszym etapie. Był prawie pewny że chodzi o ten psalm. Ale co dalej? Co miały znaczyć pozostałe cyfry i liczby?
- Głupia ta zagadka, nie wiem o co chodzi – skomentował Sylwek. – Zresztą, masz rację, nie wiadomo co to za nagroda z tego wszystkiego by wyszła.
Milczeli chwilę. Adrian raz jeszcze wrócił do zagadki, ale Sylwek przerwał jego rozmyślania.
- To co? Jak nie ma tu co robić, to może zdaj od razu klucze i wracamy do miasta?
To chyba była najlepsza opcja.
- Masz furę? Mogę zadzwonić w każdej chwili po Pawła. Przyjedzie tu w piętnaście minut. To jak?
- Dobra, zwijamy się – zdecydował krótko, wstając z łóżka.
Piętnaście minut później obaj, z plecakami na dłoniach, szli w kierunku bramy wjazdowej na ośrodek. Milczeli. I dobrze, Adrian tysięczny raz wrócił do zagadki.
Jeśli psalm, to burdel. To byłoby logiczne. Chociaż nie musiało. Ale trzymał się tego tropu, bo nic innego nie przychodziło mu do głowy. Ale cyferki? 7-24? Dwadzieścia cztery godziny na dobę? Bez sensu. Nie dość, że burdel nie był otwarty w takich porach, tylko przez jakąś określoną cześć dnia, to przecież byli wczoraj i nic z tego nie wyniknęło.
- Jest Paweł – oznajmił Sylwek.
- Jest – usłyszeli głos kolegi. – Dla takich lamusów, mogę pracować nawet i siódmego dnia w tygodniu. Ładujcie się.
Siódmego dnia? Wchodząc do samochodu Adrian zatrzymał się nagle. Siódmy dzień, pełna doba? Nie… Siódmy dzień, godzina dwudziesta czwarta?
- No, wskakuj – ponaglił go Sylwek.
Burdel. Siódmego dnia o dwudziestej czwartej. Dzisiaj, w niedzielę o samej północy. W pokoju numer dziesięć.
To było to? To dzisiaj właśnie za nieco ponad dwie godziny, ten, który rozwiązał zagadkę, mógł odebrać tam nagrodę? Ale jaką?
Głupie pytanie. Jaką nagrodę można odebrać w burdelu?
- Zapnijcie pasy – nakazał Paweł. – Nie chcę bulić mandatu.
Kurwa… A może by tak…? Chociaż, to go nie kręciło, bo… Bo nie. Na co mu jakaś dziwka, obmacana i w ogóle wyruchana wcześniej przez dziesiątki a pewnie i setki amatorów? W tym starych żuli, dziadków nie mogących patrzeć na swoje zatłuszczone pięćdziesięcioletnie baby, czy sfrustrowanych grubasów balujących za hajs z imienin?
Ale… Co z tym wszystkim miała Kamila? Znała odpowiedź a mimo to, podała taką zagadkę, czekając na rozwiązanie. Co ona… Ktoś jej to kazał? Musiała się zgodzić? Ona? Kamila? O co w tym wszystkim chodziło? Jakie było jej powiązanie?
- Trzymajcie się mocno, bo mi się spieszy – zakomenderował kierowca i wcisnął pedał gazu.

W przybytku było pusto. Dwie dziewczyny i żadnego klienta. I jeszcze barmanka, pełniąca funkcję kierowniczki.
I dobrze. Kamila, choć zdenerwowana, niespiesznym krokiem przemierzyła korytarz, znajdując drogę do odpowiedniego pokoju. Wcześniej towarzyszył jej Daniel, dbając o bezpieczeństwo no i strzegąc, by ktoś za bardzo nie widział. Ale na drodze było pusto.
Zamknęła drzwi. Czuła szybsze bicie serca, ale nie aż takie jak to sobie wyobrażała. Czy faktycznie to mogło się stać? Obserwowała dzisiaj Antonówek, domki, dyskretniej, lub mniej. Wyjechali niemal wszyscy, którzy mieli styczność z zagadką. Został tylko Adrian, ktoś tam chyba jeszcze, ale nie była tego pewna.
Gdyby rozwiązali zagadkę, pewnie zostaliby i czekali. A tak... Jedynym, przynajmniej w teorii, który mógł zapukać do jej drzwi o północy, był Adrian.
Zresztą jego opowieść dzisiaj zaniepokoiła ją. Rozwiązał pierwszy człon zagadki, to już dużo. W pewnym momencie zaczęła obawiać się, że poznał odpowiedzi na wszystkie pytania i po prostu sprawdzał ją. Może nawet bawił się nią. Ale chyba jednak nie.
A jeśli tak? Cóż, poszła na olbrzymie ryzyko. Mógł tu trafić każdy, Bartek, Kuba, Dominik, Marcin, jeszcze inni. Z jednej strony perwersja, spotęgowana olbrzymim ryzykiem. Tym, że zdaje się na taki kontakt z kimś, na kogo w życiu codziennym nawet by nie spojrzała z takim podtekstem. Z drugiej, nagle ze wszystkich sił poczuła, że chciałaby tego uniknąć. Nie pierwszy zresztą raz.
Adrian… Ten mógł być tym wyjątkiem. Ale jakby zareagował? Co by powiedział, co zrobił? On nie był taki jak reszta. Reszta, widząc swoją atrakcyjną panią profesor natychmiast spróbowałaby przystąpić do dzieła. Adrian… Niekoniecznie.
Zresztą cóż… Jeszcze kilkadziesiąt minut i sama będzie mogła się przekonać.
Nie była w stanie położyć się na łóżku. Z minuty, na minutę stawała się kłębkiem nerwów. Adrian, może on, ale… A jeśli nie on? Jeśli Bartek, albo kompletnie nieatrakcyjny Marcin? A nawet, jeśli lubiany Adrian, to co z tego?
Ech, te tysiące myśli na sekundę, spóźnione już chyba. Trzeba było myśleć wcześniej. Jedno było pewne. Granice perwersji zostały przekroczone i to stokrotnie. Znajdowała się w burdelu, w roli dziwki. Może specyficznej, ale jednak dziwki. I być może był na tym świecie ktoś, kto mógłby skorzystać z jej usług.
Zmusiła się do ułożenia, opierając głowę na poduszce. Przed sobą, na ścianie miała zegar. Patrzyła, jak uciekały kolejne minuty, zbliżając ją do nieuchronnego.
Wzięła się w garść. Kij z tym. Nie będzie nikogo. Nikt nie odgadnie. Nikt. Gdyby odgadł, już by tu był. Nie wytrzymałby.
Na pewno nie. Nie może być inaczej. Chyba, że Adrian. Ale on też nie. Nikogo nie będzie, nikt nie przyjdzie.
I gdy ta myśl uspokoiła jej rozkołatane nerwy i pozwoliła ułożyć się w łóżku wygodniej, na korytarzu rozległy się kroki. Wstrzymała na chwilę oddech.
A gdy usłyszała pukanie do drzwi, natychmiast zerwała się na nogi, z trudem utrzymując równowagę a serce zabiło jakby chciało wyskoczyć z piersi.
I gdy drzwi się otworzyły, jej usta rozszerzyły się w zupełnie niekontrolowany sposób.
- To ty? – wydukała z siebie kompletnie zaskoczona.

- No to co teraz? – zapytał skonsternowany Filip.
Światła miasta jeszcze nigdy nie wydawały mu się takie przygnębiające. Blondynka milczała. Podjechała samochodem pod komisariat i otworzyła drzwi. Filip wyszedł. Był u siebie, chociaż tyle. I na wolności. Ale…
- Panowie w Lesznie ci nie powiedzieli?
- Mówili coś tam, ale… Tak ogólnikowo – patrzył spode łba. Czuł się niewiarygodnie upokorzony. Nie dość, że wpadł, to jeszcze autorką tego wszystkiego, była ta śliczna blondynka.
Zachowywała się tak… Naturalnie, trochę inaczej, niż w ostatnich dniach. Choć miał wciąż w pamięci jej figurę w samej bieliźnie, jak w pokoju, czy też w stroju kąpielowym, jak na plaży, to teraz wydawała mu się jeszcze… Taka niezdobyta. I piękna. Może dlatego, że i niezdobyta i naturalna.
- Grozi ci kara pozbawienia wolności do lat dwóch. Nie sądzę, byś poszedł do pierdla, bo sądy bywają łagodne, poza tym to tylko jeden mecz a nie cała seria, wiec może się skończyć na zawiasach, jakiejś grzywnie, czy coś tam. W to, jakie decyzje podejmie Polski Związek Koszykówki, już nie wnikam, to nie moja działka.
Tak, nie musiała mówić. Zakaz gry w kosza przez dwa lata, może nawet dożywotni. Nie, tak daleko się chyba nie posuną, ale obalenie testu na narkotyki nie ułatwiało sprawy. Jeszcze bardziej ją skomplikowało. To się skumuluje.
Banicja jak nic.
- Zdruzgotałaś moje marzenia – wycedził powoli. – Dlaczego?
- Ja? – zdziwiła się, albo w niezwykle naturalny sposób udała zdziwioną. – Ja tylko wyskoczyłam z niewinną propozycją. Nikt ci nie kazał jej przyjmować. Mogłeś odesłać mnie w diabły. To nie ja kazałam ci palić trawkę. A sądząc po wynikach, to nie folgowałeś sobie.
- Nie o to pytam – odpowiedział. – Dlaczego ja? Co ci zrobiłem?
- A czy musiałeś coś robić? Skąd wiesz, że to nie była zwykła rutynowa prowokacja, co, misiu?
Do tej pory nie wiedział. Ale coś w jej postawie powiedziało mu, że to nie był przypadek.
- Bo nie była – powtórzył swoje myśli na głos. – Chciałaś mnie udupić. To znaczy nie wiem, czy ty, czy ktoś inny, ale tak było…
- Szkoda, że taki bystry nie byłeś kilka dni temu, albo jeszcze wczoraj – skwitowała. – Ale czy jesteś wart tego, by wiedzieć? Nie sądzę.
- Powiedz – zareagował ostrzej.
- No, no, misiu… Rozkazywać to ty sobie możesz swojej matce, albo jakiejś tam innej sympatycznej ciotce, nie wnikam…
Zrobiła tak wiele znaczącą minę, że odjęło mu mowę. Czy to mogła być prawda?
- Ciotce? – powtórzył? – Skąd ty wiesz o moich ciotkach? Cokolwiek?
- Nic nie wiem – wzruszyła ramionami. – O ciotkach nic. Może tylko o jednej. No, zbieraj się stąd, ja odjeżdżam. Do widzenia.
W głowie miał mętlik, chciał zadać jeszcze ze sto pytań, ale jej zdecydowana postawa, uniemożliwiła mu to. Patrzył, jak zamyka drzwi do samochodu i odjeżdża.
A wraz ze znikającymi światłami samochodu, rozjaśniał się jego umysł. Czuł jak dłonie zaciskają mu się nerwowo. Pewnie dlatego, że wiedział, iż nic już nie może z tym zrobić.

Stała na drżących nogach wpatrując się w postać, która właśnie weszła do pokoju i zamykała za sobą drzwi. Wielu ludzi mogła się tu spodziewać, ale…
- Co za niespodzianka – przywitał ją uroczy uśmiech.
- Jak tu się znalazłaś? – wybąkała z trudem, chyba po raz pierwszy czując, że to jedenaście lat młodsza koleżanka zdobywa przewagę.
- Rozwiązałam zagadkę, proste – wyjaśniła Dominika. – Aczkolwiek nie na tyle, by wiedzieć co tu jest. Coś mnie jednak podkusiło, by sprawdzić. To przecież nic nie kosztuje.
- No tak… - skomentowała mrukliwie Kamila i oczywiście natychmiast w głowie utkwiła jedna rzecz. Czy Dominika będzie chciała odebrać nagrodę? No i czy ona pod to podpada? Zagadka była dla uczniów a nie dla niej. I jak w ogóle dowiedziała się o niej? Czyżby Daniel? A może to on podał jej rozwiązanie?
- Daniel nie miał z tym nic wspólnego – odezwała się historyczka, jakby czytając w głowie starszej koleżanki.
- Niech będzie – kiwnęła głową Kamila. – I co teraz? – zdenerwowana zapytała wprost, nie chcąc bawić się w lawirowanie.
Wszystko nagle stało się bardziej krępujące, niż się spodziewała. Gdyby wpadł tu któryś z rozochoconych maturzystów… Ale dać się zaskoczyć w ten sposób szkolnej koleżance?
- To tak wyglądał ten zakład, tak…? – wzrok Dominiki prześlizgnął się po pół nagim ciele Kamili. Ta znów poczuła się nieco upokorzona. Tym bardziej, że historyczka zachowywała się dużo pewniej, niż poprzedniego wieczoru w saunie. – W sumie, nie wiem co tobą kierowało, ale to czego byłam świadkiem, wtedy, w lesie, to, jak pan Daniel zrobił to wszystko, to chyba już nic nie powinno mnie dziwić. Ale mimo wszystko… Nie spodziewałam się tego po tobie. Nie, żebym mówiła to w negatywnym kontekście – zastrzegła od razu. – Każdy ma swoje życie i za nie odpowiada a mi nic do tego. Ale jednak… To jest bardzo hardkorowe, co zaplanowaliście. I przyznam, że tak jak rozumiem takie akcje, jak tą, którą zrobił pan Daniel, bo ona dotyczyła tylko was dwoje, tak teraz… - przerwała monolog biorąc oddech.
- Teraz pewnie myślisz, że robimy takie rzeczy, czy podobne na co dzień – pospieszyła z obroną Kamila, czując wypływający na twarz rumieniec.
- Nie, nie myślę tak. Na tyle cię znam, że przypuszczam, iż długo to dojrzewa w twojej głowie, nim się zdecydujesz. A pan Daniel jest z gatunku takich mężczyzn, którzy jednak pewnie nie zmuszają do takich rzeczy, raczej nakłaniają, sugerują, ale nie rozkazują. Albo po prostu sami kreują sytuacje, w wyniku których ty… - znów urwała, poprawiła nerwowym ruchem dłoni włosy i dokończyła. – No w każdym razie, jeżeli już jesteśmy w takiej sytuacji, to wyznam. Tego chyba najbardziej ci zazdroszczę. Tego władcy, który jest jedyny w swoim rodzaju i który mnie się zamarzył.
Zapanowała cisza i obie kobiety patrzyły sobie w oczy. Kamila poczuła olbrzymi mętlik w głowie. Po raz pierwszy w życiu znalazła się w takiej sytuacji. To ona nieustannie adorowana, musiała przyprawiać o ból głowy swojego męża. A teraz… Teraz stała przed dziewczyną, młodą, ładną, inteligentną, kobiecą, z pewnością atrakcyjną, która…
- Zakochałaś się w nim – ni to stwierdziła, ni zapytała, cichym tonem.
- Nie – zaprzeczyła dość gwałtownie Dominika, ale Kamila uznała, że nie brzmi to tak do końca szczerze. – Nie powiem, zauroczyłam w pewien sposób, jeśli chcesz wiedzieć. Ale to, że on jest twój, sprawia, że muszę odrzucić cokolwiek innego, wiesz dobrze.
Kamila milczała, czując, że serce bije jej mocniej. Te słowa, znów przywróciły jej wiarę w męża, znów dały dowód na jego wyjątkowość. Ale i czy Dominika nie była taka sama? I jeżeli Kamila kiedykolwiek miała się zdecydować, czy pozwolić na coś takiego, jak… To czy właśnie nie stała przed nią najwłaściwsza osoba? Chociaż ciężko było o tym myśleć w kategoriach seksualnych stricte. Tu nie chodziło o to. Ale może właśnie dlatego?
Na początku to Dominika wchodząc do pokoju, rozwiązując zagadkę zdobyła przewagę. Ale teraz role się odwróciły. Młoda nauczycielka stała przed nią, jakby mniej pewna po tym wyznaniu. Patrzyła jej w oczy, ale i spuszczała wzrok w dół. Kamila poczuła chyba wszystkie możliwe uczucia świata na raz.
- Rozbierz się – zarządziła.
- Nie, Kamila, przestań – usłyszała protest. – Nie po to tu przyszłam, to nie o to mi cho…
- Nie o tym mówię – przerwała jej. – Rozbierz się a ja wykonam telefon, dobrze?
- Jaki telefon? – zapytała zdezorientowana historyczka.
- Rozbierz się, chociaż do bielizny, tak jak ja – powtórzyła po raz trzeci, tym razem z naciskiem. – No, nie zostawiaj mnie tak samej, dobrze?
Nacisk odniósł skutek, bo zauważyła, że wciąż nie wiedząca o co jej chodzi Dominika niepewnie zaczyna zdejmować z siebie wierzchnie okrycie.
Odwróciła głowę, chwytając za telefon. Bez trudu znalazła odpowiedni numer i po tym, gdy w słuchawce rozległ się znany jej głos, wyrzuciła z siebie tylko kilka słów.
- No, wpadnij. Jest jeden drobny kłopot.

- Nie pomyliłeś drzwi? – usłyszał głos ciotki.
Stała oparta o framugę. W jej pytaniu nie czaił się żaden wyrzut, po prostu była nieco zdziwiona jego wizytą.
- Nie – odpowiedział Adrian. – Po prostu kilka spraw mnie gryzie i chciałem poznać odpowiedzi na nie.
- Jakich spraw? – zapytała Wiktoria, wchodząc do pokoju i biorąc go pod rękę. – Chodźmy do mnie, Natalia powinna już spać.
Adrian rzucił jeszcze okiem na zasypiającą sześcioletnią dziewczynkę. Była długowłosą blondynką jak i jej matka. Co dostała po ojcu? Nie wiedział, bo nigdy go nie poznał. Tak samo jak i mała.
- Przede wszystkim o co chodziło z tym Filipem? Dlaczego kazałaś mi pilnować go? W tym sensie, by wciąż był najarany?
- To tylko taka prowokacja policyjna a w zasadzie koszykarska. Niech jego przykład podziała odpowiednio na innych młodych koszykarzy.
- No wiem, ale nie o to pytam – zniecierpliwił się chłopak. – Pytam o powody. Czy w komendzie wymyślono tą prowokację i wytypowano Filipa? Przecież to absurd i w ogóle jakieś chamskie…
- Nie, oczywiście, że to nie było tak. To bardziej skomplikowana sprawa.
- Czy więc możesz mi ją wyjaśnić?
- Północ już wybiła, czyż sam nie powinieneś już iść spać?
- Wkurzasz mnie – wyznał szczerze. Wiedział, że wielu ludzi czuje respekt do ciotki pracującej w policji, ale on należał do tych nielicznych, którzy czuli go w dużo mniejszym stopniu. Odnosił wrażenie, że ciotka lubiła go, co już samo w sobie zaliczało się do sukcesów.
- Lista ludzi z całego kraju, których wkurzam jest dłuższa niż mur chiński – roześmiała się cicho. I bardzo uroczo, musiał to przyznać.
- Powiesz mi w końcu?
- Powiedzmy, że na Filipa było zlecenie. Zadowolony?
- Zlecenie? – zmarszczył brwi. – Jakie zlecenie? Od kogo?
- No, zlecenie… Może to za duże słowo, ale powiedzmy, że zrobił coś złego i komuś podpadł.
- Ale co zrobił konkretnie? I komu podpadł? – gorączkował się zaskoczony chłopak.
- Nie mogę zdradzić, tajemnica służbowa – rozłożyła ręce, patrząc mu w oczy, choć wiedziała, że musiała mocno naciągnąć swoje słowa.
- Hm… - zawahał się. – Bo jak siedzieliśmy przed studniówką w tym barze tam, po koncercie… To sam Filip się coś tam przechwalał o Kamili… Że coś ten tego, tyle, że go inni wyprostowali. I w sumie nie wiem co o tym myśleć.
- Bawisz się w detektywa? Zastąpisz ciotkę w policji, jak już pójdę na emeryturę? – zakpiła wysoka blondynka. – Ja tam nie wnikam w wybryki twojej nauczycielki, wybacz – teraz skrzyżowała ręce na piersiach.
- Nie no… Ja po prostu chciałbym wiedzieć. W końcu przyłożyłem do tego rękę, nie?
- Dam ci wobec tego jedną radę, dobrze?
- Jaką?
- Dobierz się do tyłka swojej nauczycielce a ona ci pewnie wszystko ładnie wyśpiewa. No. A teraz zmykaj już, dobrze?

Zaskoczony Daniel zamknął za sobą drzwi, kiwając z uznaniem głową. Widok żony i jej młodszej koleżanki, siedzących w samej bieliźnie…
- Rozumiem, że spóźniłem się? – zagadnął chwacko z uśmieszkiem na twarzy.
- Nie, jesteś w samą porę – odpowiedziała Kamila. – Dominika chciałaby ci coś wyznać.
- Ja? Dlaczego? – zdziwiła się młoda historyczka a na jej twarzy pojawił się lekki rumieniec.
- No dlatego, że mogłabyś powiedzieć Danielowi, to co mnie przed kilkunastoma minutami.
- Nie ma się co wstydzić – natychmiast połapał się Daniel, choć nie miał pojęcia o co konkretnie chodzi.
- Coś mi się wydaje, że wstydzi się mojej obecności i wolałaby beze mnie – skwitowała Kamila wstając z łóżka.
- Ale ty oczywiście nie masz zamiaru wyjść – skomentował Daniel. – I rzecz jasna cię do tego nie namawiam.
- To chyba oczywiste.
Zapadło chwilowe milczenie a spojrzenia małżonków padły na wciąż siedzącą na skraju łóżka Dominikę. Ta pod tymi spojrzeniami zmieszała się jeszcze mocniej.
- No dobrze – odezwała się w końcu, spoglądając w twarz Daniela. – Przed pana przyjściem rozmawiałyśmy i powiedziałam Kamili, że zazdroszczę jej przede wszystkim tego, że potrafi pan organizować takie akcje, jak wtedy, w lesie… Tego, że jest pan takim władcą. A właściwie nie tyle jest, ile potrafi nim być w określonych momentach. Chociaż w sumie wygląda pan niepozornie, to znaczy nie wygląda pan na takiego władczego. To takie złudne i przez to hm… Czarujące – dodała z niepewnym uśmiechem.
- Wstań – odpowiedział krótko Daniel a jego ton i przede wszystkim to, że zareagował w taki sposób, nie odnosząc się jakoś bezpośrednio do jej słów, podziałał na nią mocno.
Uśmiech szybko zniknął z jej twarzy i posłusznie wstała.
- Wczoraj Kamila robiła spacer po saunie, teraz chciałbym, żebyś zrobiła to ty.
- Ja byłam w nieco bardziej skąpym stroju. A w zasadzie bez niego – przypomniała brunetka.
- To rozbierz koleżankę – polecił Daniel.
Obie kobiety spojrzały na niego z uwagą, nie wiedząc, czy mówi poważnie. Kamila poczuła szybsze bicie serca. To, co przejawiało się w jej umyśle od jakiegoś czasu, teraz stawało się faktem. Powoli docierało do niej, że za chwile nie będzie już odwrotu.
Wzięła głęboki oddech.
- Skoro ty rozbierałaś mnie wtedy, to… - nie dokończyła, przypominając znaną wszystkim sytuację.
Dominika nie powiedziała nic, choć jej twarz przybrała poważny wyraz. Drgnęła, gdy poczuła na sobie dłonie koleżanki, ale nie zaprotestowała, gdy Kamila rozpięła jej stanik i delikatnie zdjęła z niej. Nie zaprotestowała też, gdy poczuła jak palce starszej nauczycielki równie delikatnie wsunęły się pod jej majtki i zaczęły opuszczać w dół i tę część bielizny.
Kilka, kilkanaście sekund i historyczka stała naga. Zrobiło się jej bardzo dziwnie. Nie tak wyobrażała sobie swoje pierwsze doświadczenia erotyczne. Pierwsze, nie licząc tych sprzed roku.
- No… - odezwała się cicho Kamila, manewrując tak, że Dominika zwróciła się twarzą ku Danielowi. – A teraz przekazuję cię mojemu mężowi.
Jakże dziwnie to zabrzmiało w uszach młodej nauczycielki… Nie tak miał wyglądać pierwszy raz. Z żonatym? Nie z kochającym chłopakiem?
W każdym razie stała kompletnie nago a wzrok stojącego przed nią mężczyzny, bezczelnie ślizgający się po jej nagim ciele przyprawiał ją o ciarki. Zamknęła oczy, odczuwając z tego tytułu i pewną przyjemność, jak i upokorzenie. Może pomogłoby, gdyby ktoś jeszcze w tym pomieszczeniu, był nagi tak jak ona. Ale nie był.
- Nie zostawię cię chyba tak samej – Daniel jakimś cudem domyślił się tego, co siedziało jej w głowie i zaczął rozpinać koszulę.
Z trudem przełknęła ślinę, zdając sobie sprawę, że każda sekunda zbliża ją do tego czegoś… Że praktycznie stoi przed faktem dokonanym. Że już za chwilę…
I wtedy Daniel zaskoczył wszystkich.
- Pozwolisz, że zanim cokolwiek… - nie dokończył i jednym korkiem znalazł się przy żonie. Nie stąd, ni zowąd objął ją mocno w talii i przywarł do niej ustami, całując z takim zdecydowaniem, z taką namiętnością i właśnie władzą, że pod zaskoczoną żoną ugięły się nogi a i sama Dominika patrzyła na to z otwartymi oczami.
A gdy oderwał się, Kamilę było stać tylko na głębokie westchnienie. Ale Daniel nie próżnował. Zwrócił się w kierunku młodszej z pań a ta zobaczyła w jego oczach siłę i zdecydowanie.
Dominika stała jak sparaliżowana, zdając się całkowicie na jego ruchy. Poczuła jak serce zaczyna tłuc jak oszalałe. Tego właśnie chciała. To było to coś, czym imponował jej ten mężczyzna. Władza, siła, zdecydowanie. To coś, co sprawiało, że ona sama poczuła się kompletnie bezbronna.
Bezbronna i niezdolna do wyrażenia jakiegokolwiek protestu. A Daniel nie patyczkował się. Chwycił ją mocno za biodra i uniósł z łatwością w górę. Patrzyła na niego jak zahipnotyzowana, mając w pamięci jego zachowanie sprzed chwili. Zachowanie, które wywarło na niej tak olbrzymie wrażenie. I teraz zniewalało ją do niezwykłego stopnia.
Tak bardzo, że bez mrugnięcia okiem dała się rzucić na łóżko. Nerwowa próba złączenia nóg trwała tylko sekundę, bo Daniel zdecydowanym ruchem znalazł się między nimi, rozkładając je szeroko. Chcąc, nie chcąc, miała go między sobą a on swoim wzrokiem wiercił dziurę w jej podbrzuszu, delektując się widokiem nagiej cipki. Cipki, która już w tym momencie, poprzez nadmiar wilgoci była gotowa na przyjęcie go w sobie.
Z jednej strony pragnęła zapomnieć o obecności jego żony raptem metr dalej, z drugiej, chciała spojrzeć w jej twarz, szalenie ciekawa, co czuje teraz ona. Ale nie mogła jej dostrzec. Wysokie biurko zasłaniało sylwetkę Kamili a już sekundę później przestała sobie zawracać nią głowę skupiając się na czymś innym.
Konkretnie na pochylającym się nad nią Danielem, obcałowującym jej ramiona, piersi, drażniącym sutki w taki sposób, że z jej ust wydobył się pierwszy tej nocy cichy jęk. I na czymś co zaczynało napierać na jej bezbronną cipkę.
Zastygła w bezruchu, otwierając oczy szeroko a swoje dłonie oparła na barkach Daniela. W ten sposób oddała mu się w całości, choć coś w niej próbowało złączyć rozłożone nogi raz jeszcze. Było to już rzecz jasna niemożliwe. A jej cipka rozszerzała się coraz mocniej z powodu wchodzącego w nią twardego członka.
Drgnęła czując ten moment i jęknęła. Daniel wstrzymał się na chwilę i wycofał. A potem ponowił atak. I raz jeszcze, za każdym razem próbując przebić się dalej. A ona naprzemiennie zamykała i otwierała oczy, nie bardzo wiedząc, czy zdać się tylko na zmysł dotyku i niewidzialnej, ale odczuwalnej namiętności, czy też widzieć wszystko i nie uronić z tego ani jednego obrazka.
Jakiś ruch z boku uświadomił jej, że Kamila postanowiła zmienić miejsce i obejrzeć całe widowisko z bliska, mając w zasięgu wzroku wszystkie aspekty, ale jej to już nie przeszkadzało. Nie skupiała się nad tym. Skoncentrowała się na dotyku nagiego ciała Daniela, na jego zapachu, na tej męskości i pożądaniu, które wreszcie biło od niego i które nakręcało ją tak samo jak i inne czynniki. Fakt, że ten mężczyzna pożądał jej, był kolejnym bodźcem do tego, by jej wnętrze stawało się coraz wilgotniejsze i przyjmowało penisa coraz głębiej.
Nie liczyła się z możliwością orgazmu, ale nie o to chodziło. Dużo ważniejszy był sam akt. Ruchy jego penisa w niej. Był tam, penetrował ją. Ją, Dominikę. Coś, co wcześniej było jakąś odległą od realiów fantazją, spełniało się teraz. W końcu, wreszcie…
I tą rzeczywistością żyła, chłonęła ją, jak gąbka wodę. Tym, że oddaje się Danielowi całkowicie, całym swym „ja”. Tym, że jego ruchy nabierają przyspieszenia, tym, że to wszystko dzieje się na oczach jego żony. Przecież i ona też mgła przystąpić do nich, ale nie zrobiła tego. Czemu? Czy dlatego, że nie chciała jej psuć tego pierwszego razu? Może i tak.
- Oooch… - z jej ust wychodziły co jakiś czas urywane, ciche jęki. Tylko na początku wstydziła się ich. Teraz, gdy czuła już zbliżający się finał, przyjmowała je za coś normalnego.
Jeszcze raz serce zabiło mocniej, gdy Daniel uniósł się nad nią, chwycił mocniej za uda, co spowodowało, że tempo posuwania znacznie się zwiększyło. W tej pozycji znów panował nad nią, gwałcąc wzrokiem całą jej nagość, ale czy to miało już jakieś znaczenie? Tak, jak i spojrzenia jego żony?
Nie… Serce biło mocniej, gdy zdominowana poczuła, coraz szybsze ruchy a potem nagle wszystko się zatrzymało.
Koniec. Zamknęła oczy i choć odczuwała coraz większy ból, to jednak moment, gdy penis wysunął się z jej wnętrza, został przez nią przyjęty z dużym żalem. Może wynikającym z tego, że to był pierwszy i ostatni raz? Nie była pewna, w jej umyśle pojawiła się jakaś nadzieja, ale… Ale to nie był chyba najlepszy moment, by zajmować się takimi rozmyślaniami.
- No i dla mnie nic nie zostawiłeś – usłyszała głos Kamili. Chyba wyrażał lekko zakamuflowane pretensje.
Widocznie tak bardzo rozochociła się sytuacja sprzed kilku minut, tym niesamowitym pocałunkiem. Długim, namiętnym, żarliwym. Takim, że Dominika, mimo, że to ją spotkał większy „zaszczyt”, czuła o niego zazdrość. Ten widok wciąż siedział w jej głowie.
- Starość, nie radość, służę pomocą w inny sposób – wyluzowany głos Daniela, zmusił Dominikę, by otworzyła oczy.
Milczeli wszyscy, patrząc po kolei na siebie. Sytuacja stała się trochę niezręczna. Daniel, uniósł się w końcu z łóżka, podciągając wcześniej bieliznę i spodnie.
- Najchętniej bym nie wstawała – mruknęła Dominika, naciągając koc na nagie ciało.
- W sumie też bym już poszedł spać – zgodził się Daniel.
- W burdelu? – przywróciła ich do rzeczywistości Kamila. – Proponuję ubrać się i wrócić do siebie.
- W trójkę? – zapytał Daniel z niedwuznacznym uśmieszkiem.
Obie dziewczyny dobrze zrozumiały co miał na myśli. Nie chodziło rzecz jasna o powrót w trójkę, tylko o wspólne nocowanie w jednym z pokoi w ośrodku.
Żadna nie odpowiedziała. Skrepowana Dominika odrzuciła okrycie i wstała z łóżka. Wstydziła się swojej nagości, ale uznała, że nie ma co robić już z tego powodu żadnych cyrków. Czuła na sobie spojrzenie Kamili i częściej Daniela. Krępowało ją to, tak jak i w pewien sposób nakręcało. To drugie poczuła mocniej, gdy Daniel wykorzystywał być może ostatnią okazję, by uszczypnąć ją w pośladek, bądź nawet strzelić lekkiego klapsa. Przy chyba lekkiej dezaprobacie żony.
Pięć minut później wszyscy byli w drodze do ośrodka wypoczynkowego.

Rozdział 6. Hip hop pełen namiętności.

Właściciele klubu „Manhattan” w czwartkowy wieczór z pewnością nie byli zachwyceni niską frekwencją, ale mogli się takiej spodziewać. Koncert trzech lokalnych wykonawców hiphopowych przyciągnął najwyżej dwieście osób. Dobrze więc, że zorganizowali ten koncert w czwartek, bo strat i tak nie przyniósł a weekend pozostał wolny na sensowniejsze imprezy.
Adrian był nieco stremowany, ale przechadzając się po scenie szybko przeszedł nad swoim występem do porządku dziennego. Pomógł mu w tym zresztą nastrój. Zgodnie z oczekiwaniami ostatni egzamin maturalny okazał się najłatwiejszym i spokojnie mógł czekać na zakończenie roku szkolnego i rozdanie świadectw w sobotę.
Przybił piątki z kilkoma chłopakami, którzy też mieli koncertować tego dnia. Znali się dobrze, w tym niezbyt wielkim przecież mieście nie mogło być inaczej. Kilka minut rozmowy wystarczyło, by zmienić plan koncertu. Zamiast występować po kolei, jeden po drugim, uznali, że wejdą na scenę wszyscy, wymiennie wykonując swoje kawałki.
W końcu nie było ich wielu. Adrian, drugi raper, Gustaw, również solo i duet Unda Headz. W sumie czterech MC, którzy z powodzeniem mogli zmieścić się na scenie.
- W wakacje będzie duży podziemny koncert w Kaliszu – poinformował Gustaw, pociągając łyk z puszki z piwem. – Takie mam info od ziomka stamtąd, co to organizuje.
- Kto wystąpi? – zainteresował się Adrian.
- Z założenia jest to przegląd sceny z południa Wielkopolski, ale będzie parę osób z kraju, ogólnie – wyłożył znajomy. – Ten ziomek mówił, że widziałby od nas dwóch, trzech wykonawców. Ja mam zaklepany występ, mogę mu zarekomendować was.
- No to już masz tych wszystkich trzech wykonawców tutaj – zaśmiał się Adrian.
Zerknął na zegarek, było już dobrze po dwudziestej. Można było zaczynać. DJ puszczał jakieś kawałki z adaptera, nieliczna publika gnieździła się pod sceną.
Wstał i uważniej przeleciał wzrokiem po publice. Choć hip hop stał się popularny dwie dekady temu i dziś średnia wieku jego słuchaczy była dużo wyższa, niż kiedyś, to pod sceną w większości hasali rówieśnicy, czy nawet nieco młodsi. Osób po dwudziestce było niewiele. Dominowała płeć męska, ale nie aż tak wyraźnie. Sporo dziewczyn w tym gronie i niemało całkiem fajnych.
- Siema wiara – rozpoczął Gustaw, wykrzykując niemal słowa do mikrofonu. – Mała zmiana planów, uzgodniliśmy tutaj, że wystąpimy wszyscy razem, bo jest nas tyle, że spokojnie pomieścimy się na scenie – zaśmiał się luzacko. – Będziemy grali swoje kawałki na zmianę i dzięki temu nie zanudzicie się szybko!
Odpowiedział mu lekki hałas i publika ciaśniej stłoczyła się pod sceną. Adrian rzucił okiem w dal. Tam, gdzie publiczność była już rzadsza. Jego wzrok zatrzymał się a brwi zmarszczyły. Twarz przekrzywiła w geście autentycznego zdziwienia, choć wciąż nie był pewny, czy oczy go nie mylą.

Kamila zawahała się i przystanęła nieco dalej od sceny. Nie chciała przepychać się z jakimiś dzieciakami. Nie w tym wieku, no gdzie…
Ale chwilę później znalazła jakieś spokojniejsze miejsce bardziej z boku. W przyzwoitej odległości od sceny. Oparła się o jakaś barierkę i zerknęła na scenę.
Widziała kilka nieznanych jej osób i dwie, która kojarzyła bardziej. Adriana i jego DJa. Usłyszała zapowiedź jednego z raperów i przyjęła ją z zadowoleniem. Nie chciała marnować czasu na występy jakichś młodych chłopaków, dodatkowo w sytuacji, gdy ta muzyka niemal kompletnie jej nie interesowała.
Skierowała wzrok na młodą publiczność. I ona sama skupiała na sobie zainteresowanie, ale do tego już przywykła. Tym bardziej teraz, gdy wśród gromady zakapturzonych, czy ogólnie rzecz biorąc, specyficznie ubranych postaci wyróżniała się sukienką. Wprawdzie nie jakąś ekstrawagancką, czy wybitnie piękną, ale jednak. W tych warunkach było to coś innego.
Czuła się trochę obco, ale znosiła to dzielnie. Ciekawe, co by powiedział jakiś znajomek, gdyby taki się napatoczył. Ale w tym gronie nikt taki nie miał się prawa pojawić. Chyba, że jakiś uczeń, były, bądź aktualny. Ale nie widziała żadnych znajomych twarzy, przynajmniej w pobliżu.
Dobra, mniejsza z otoczeniem, także z tym, uważniej lustrującym jej nogi… Skoncentrowała się na scenie. Tam już z adapterów szedł jakiś bit, do którego nawijał najwyższy i chyba najstarszy z wykonawców. Nie robił na niej wrażenia. Tak samo, jak i kolejny wykonawca, duet, którego dziwnej, typowo hiphopowej nazwy nawet nie zapamiętała. Ciekawiło ją, czy trzeci będzie Adrian.
Był. I zaczął, tak jak w Antonówku od swego najbardziej znanego kawałka. Z satysfakcją stwierdziła, że przy tym numerze, publika rozbujała się jak najbardziej. Fajnie, jej Adrianek… Zaśmiała się w duchu. Ale uśmiech musiał odbić się także na twarzy, bo zauważyła kilka męskich spojrzeń zdradzających ochotę na bliższe poznanie samotnej, trochę starszej pani. Natychmiast przybrała poważniejszy wyraz twarzy. Bardziej surowy, nauczycielski. Miała nadzieję, że odstraszy tym potencjalnych adoratorów, młodszych od niej w najlepszym przypadku o dekadę.
Chociaż przecież ona sama… Przyszła tu dla kogoś jeszcze młodszego. No, ale raczej nie w tym celu. Ot, po to, żeby… Żeby co? Posłuchać jego muzyki? No, choćby dlatego.
Cierpliwie wyczekiwała aż kolejni wykonawcy zaprezentują swoje numery i ponownie zrobią miejsce Adrianowi. Czasem dłużyło się to jej. Z drugiej, nie do wszystkich kawałków Adriana podchodziła z jakimś większym entuzjazmem. Na pewno wyjątkiem był ten, który zapowiedział w ciekawy sposób.
- Tym, którzy są już po maturach, pewnie się to nie przyda, ale tak się składa, że napisałem ostatnio kawałek o lekturach szkolnych. Ale jest trochę taki, no wiecie… - nie dokończył, dając znak DJowi, by włączył odpowiedni podkład.
Ten był klimatyczny, lekko niepokojący i Kamila wkręciła się. Tak jak i w tekst, którego słuchała z uwagą. Opowiadał on o uczniu wywołanym do tablicy na lekcji polskiego i odczucia tegoż ucznia nawiązywały, tak jak wspomniał Adrian, do lektur szkolnych, czy ogólnie do prozy i poezji.
Z zainteresowaniem słuchała kolejnych wersów.
- Pożeglował ku tablicy, jak po morskich falach statkiem, choć to była tylko szkoła a nie stepy akermańskie. Dobijając do biurka, rzucił kotwicę nad brzegiem, z trudem powstrzymując strach, choć cierpiał jak młody Werter.
„Brawo, moja szkoła”, pochwaliła się dumnie samej sobie, znów przywołując uśmiech satysfakcji na twarz. Strasznie jej się spodobały te zabawy słowem. Pisał naprawdę interesujące teksty, pełne metafor. To było coś… Nie interesowała się hip hopem, zasadniczo nie znała najpopularniejszych wykonawców, pomijając to co czasem usłyszała gdzieś w mediach, bądź to, co zaprezentował mąż, ale odnosiła wrażenie, że brakowało takich wykonawców w głównym nurcie muzycznym. Musieli walczyć o swoje w podziemiu. Jaka szkoda…
Po zakończonym kawałku sama biła brawo. Po raz pierwszy na tym koncercie. I po raz ostatni. Zerknęła na zegarek, dziwiąc się, że czas przeleciał tak szybko. Dochodziła dwudziesta druga. Zastanawiała się co zrobić. Wcześniej planowała jakiś kontakt z Adrianem, jakieś spotkanie. Teraz nie była tego pewna. Oni tam pewnie mieli jakieś swoje pomieszczenie, czy coś i w sumie, jak to miało wyglądać? Podejść ot tak i zapytać, „cześć, czy twoja fanka, może porozmawiać ze swym idolem”?
Znów się uśmiechnęła. Wszystko fajnie, tylko ten czas… Zaczęło się jej nudzić. Wtedy usłyszała ze sceny zapowiedź zakończenia koncertu.
Faktycznie tak było, każdy z wykonawców zagrał jeszcze po jednym utworze i powoli poczęli się zbierać. Miejsce rapowych DJów zajął inny specjalista, zmieniając nieco klimat muzyczny a publiczność pod sceną mocno się przerzedziła. Sporo osób nie miało ochoty na zabawę przy innych rytmach i w ogóle opuściło lokal.
Stała jeszcze przez chwilę, oceniając sytuację i wychwytując co rusz nowe spojrzenia na swojej twarzy, nogach, czy ogólnie sylwetce. A potem wolnym krokiem zbliżyła w kierunku sceny. Tam, między nią a boksami na górze kursowali występujący wcześniej raperzy.
Nie musiała zaczynać rozmowy.
- Gdybym wcześniej wiedział, że pani przyjdzie… Zaprosiłbym panią na scenę, wystąpiłaby pani w chórkach, zaśpiewała coś… - przywitał ją z lekkim uśmiechem na twarzy zdradzającym pewien dystans.
- Gdybyś usłyszał mój śpiew przeszłyby ci od razu wszystkie te pomysły… - nie dokończyła uśmiechając się do maturzysty.
- Dziwnie się pani pewnie czuła w takim towarzystwie… - podrapał się w głowę. – Ale jeśli pani nie przeszkadzało, to chętnie zapraszam na górę. Mamy tam dwa boksy dla wykonawców.
- Dziękuję, ale nie chcę się narzucać – odpowiedziała, choć przecież na takie zaproszenie właśnie liczyła. Niekoniecznie jednak w towarzystwie znajomych Adriana.
- Ale przecież wcale się nie narzucasz… - zaprotestował gorliwie, zagalopowując się nieco.
- Tak jakbyś zapomniał, to jeszcze przez dwa dni oficjalnie jestem twoją wychowawczynią – przypomniała mu delikatnie, acz nieco zaczepnie, uśmiechając się w ten sam sposób.
- Przepraszam, nie chciałem urazić majestatu… Tym bardziej zapraszam na górę, celem rehabilitacji.
- Adrian… - ostrzegła go trochę, nie będąc pewna, czy przypadkiem nie wykpił jej uwagi.
- Nie żartuję, będziemy mogli porozmawiać o współpracy na następnych kawałkach – nakłonił ją na swój sposób.
Trochę się wahała, ale ostatecznie udała się we wskazanym przez ucznia kierunku. Na parterze znajdowało się kilkanaście boksów, takich dla bardziej wymagających gości. W olbrzymiej większości były puste, tylko w dwóch a nich kręciło się kilka osób. Raperzy, którzy przed chwilą zakończyli występ.
- Rozumiem, że przedstawisz mnie kolegom, jako swoją dziewczynę, tak? – starała się podtrzymać wcześniejszy klimat.
- Ach… - umilkł na chwilę zaskoczony chyba tym tekstem, szukając jakiejś riposty. – Jak obieca pani, że będzie się zachowywać grzecznie, jak na dziewczynę przystało…
Wspinając się po schodach miała świadomość, że idący za nią Adrian ma na widoku jej sylwetkę, odsłonięte w niemałym stopniu nogi i bujający się przed nosem tyłek. No trudno, na plaży w Antonówku znalazł się przecież w jeszcze dogodniejszej sytuacji. Zresztą nie przeszkadzało jej to wcale, może nawet wręcz przeciwnie.
- Moja dziewczyna, Kamila – zażartował Adrian, informując głośno kręcących się obok chłopaków. – Ale lepiej nie zwracajcie się do niej bezpośrednio, po imieniu.
Spojrzenia chłopaków, choć różnego kalibru nie wytrąciły jej z równowagi. Zresztą, nie były jakieś niesympatyczne, nie sprawiały wrażenia wulgarnych, nie przywodziły na myśl jednego. Zresztą miała to gdzieś, będąc akurat w takim nastroju przyjmowała je z odrobiną satysfakcji. I rozumiała, że jej towarzystwo przynosi duży splendor Adrianowi.
Zasiedli w boksie. Na stole znajdowały się butelki piwa, puszki. Na stoliku w sąsiednim, zauważyła także wódkę. Wzruszyła ramionami. Cóż, mimo wszystko to dorośli chłopacy, zresztą to nie jej podopieczni, wiec nic jej do tego.
Całe szczęście, że większość towarzystwa znalazła się w tym sąsiednim boksie. Zresztą, było dość ruchliwo, towarzystwo przemieszczało się od jednego, do drugiego, czasem na parkiet, czasem do baru, czy jeszcze gdzieś.
- Napije się pani piwa? – zagadnął Adrian.
- Nie przepadam – potrząsnęła głową.
- To może drink?
- Chcesz upić swoją nauczycielkę?
- Tak, żeby zaczęła pięknie śpiewać.
- Jasne – nie powstrzymała śmiechu. – Jeśli już, to chwyciłabym długopis i zaczęła pisać coś. Masz inspirujące teksty.
- Naprawdę? – ożywił się nieco, ale w tej chwili zaczepił go, któryś z kolegów. Zniknął na chwilę i pojawił się z kolorową szklanką. – Dla pani – wyjaśnił. – Ja nie piję, więc nie wiem, czy proporcje są odpowiedni, ale zawsze można to zmienić.
- Dziękuję – przyjęła to z pewną obawą. Mimo wszystko było jej trochę niezręcznie, ale… Ale posmakowała.
- No to jak z tymi tekstami? – rozsiadł się wygodnie tuż obok, zwracając twarzą w stronę nauczycielki.
Szczęśliwie większość czasu spędzali sami. Kamila zauważyła jeszcze dwie dziewczyny, pewnie towarzyszki innych chłopaków. Widocznie jej wiek, może także jej wygląd, w pewien sposób odstraszał innych imprezowiczów. W sumie, dobrze, że tak było.
- Już powiedziałem. Są takie, że chce się ich posłuchać drugi raz, trzeci. Zachęcają do tego.
- I naprawdę zyskałem nową fankę?
- Wyobraź sobie, że jutro poszukam w internecie twoich kawałków, włącznie z tym przedostatnim, który zagrałeś.
- Chodzi o „Świętego Graala”? To znaczy o ten utwór, w którym uczeń idzie do tablicy? No tak, posiedziałem nad nim parę dobrych godzin.
- I efekt jest fajny, bardzo mnie zachwycił – zapewniła.
- Kurde, dlaczego pani szczędziła mi tych komplementów przez te trzy lata?
- Naprawdę szczędziłam? – przekornie przechyliła głowę. – Nie sądzę a jeśli tak, to widocznie szanowny pan nie zasłużył.
- Nooo… Fakt, może nie było aż tak źle – zgodził się po chwili zastanowienia.
No chyba nie było. Przecież zawsze zaliczała go do najlepszych uczniów w klasie.
- To może napiszemy razem jakiś tekst? – zagadnął.
- No cóż, nie sądzę, bym się do tego nadawała – uśmiech nie schodził z jej twarzy. Zresztą w towarzystwie tak samo, przyjaźnie nastawionego do życia Adriana taki wyraz twarzy narzucał się sam z siebie.
- No nie powie pani, że byle uczeń pisze lepiej, niż elokwentna nauczycielka – sprowokował z krzywym uśmieszkiem.
- Nie wymuszaj komplementów ode mnie, nie jesteś pierwszy lepszy – uniosła brwi, przybierając ostrzegawczą minę. – A po drugie co to ma do rzeczy? Znasz historię lepiej, niż powiedzmy twoi nauczyciele fizyki, czy biologii, bo się tym interesujesz. Tak samo jest z hip hopem. Mogę być polonistką i nie umieć pisać tekstów. Ty jak najbardziej możesz.
- No widzisz… No widzi pani – poprawił się szybko. – To tylko kwestia pewnego wejścia w ten, no… W ten schemat pewien. Miała pani kontakt z poezją, ze Słowackim, Mickiewiczem i milionem innych, wiec wie pani jak pisać, zresztą polonistka musi to umieć. To tylko kwestia wejścia w pewną formułę, nic więcej.
- No, ale poezja różni się jednak od hip hopu, czyż nie? – upiła większy łyk ze szklanki.
- Po pierwsze, teraz już tak niekoniecznie, po drugie, może pani pisać dokładnie o czym pani chce. Jeden może pisać o tym, że pali blunta przed wejściem do szkoły a ktoś inny, że stresuje się, bo są trudne lekcje a ktoś inny napisać utwór miłosny, bo na przykład kolejny dzień w szkole sprawi mu możliwość zobaczenia pięknej dziewczyny z sąsiedniej klasy, w której on się skrycie podkochuje. No… A pani może napisać tekst o tym, że stoi z dziennikiem pod klasą i się wkurza, że znów czeka ją czterdzieści pięć minut z takimi matołami.
- Adrian, proszę cię… - uśmiech na jej twarzy rozszerzył się. Otworzyła usta, ale ożywiony chłopak nie dał jej dokończyć.
- Ale to nawet jest całkiem fajny pomysł. Taki wspólny tekst o wyjściu do szkoły, o wejściu do klasy. Punkt widzenia ucznia i punkt widzenia nauczycielki. Kilka wersów jego, kilka jej a potem jakiś zaskakujący finał. Moim zdaniem, to bardzo interesujące, nie uważa pani?
- A co uważasz za zaskakujący finał? – zagadnęła.
- No nie wiem… Może na przykład nauczycielka proponuje uczniowi randkę na koncercie hiphopowym? – teraz on uśmiechnął się szerzej, za to ona spoważniała.
- Uważasz, że jesteśmy na randce? – zapytała na pozór surowym tonem.
- Nie no, ale tak tylko nawiązuję do kawałka – wyjaśnił szybko, chyba nieco speszony.
- Dobra – machnęła ręką nie chcąc w tym momencie wychodzić na poważną nauczycielkę. Chociaż zastanowiła się, czy byłby tak speszony reakcją innej pani profesor. Może zareagował tak defensywnie, bo ona go tak onieśmielała? Czym? Swoją postawą, urodą? Jakby to nie brzmiało nieskromnie, pewnie tak właśnie było.
- No to jak? – ponowił.
- Adrianku – zaakcentowała, zwracając się dość łagodnie i pieszczotliwie, jakby chcąc zatrzeć wrażenie tej surowej pani nauczycielki. – Obawiam się, że podczas pisania tego tekstu musiałbyś wejść w skórę tak ucznia, jak i owej nauczycielki. Nie miałbyś ze mnie żadnego pożytku – uroczo rozłożyła ręce w geście niemocy.
Poruszył się, jakby z niecierpliwością. Może coś go rozsadzało? Przyjrzała mu się uważniej. Może to ten gest sprzed sekundy? Może w ogóle jej towarzystwo? Wiele na to wskazywało.
Siedziała z nogą założoną na nogę. Już wcześniej wychwyciła jego spojrzenia na kolanach i nagim, choć nie tak wielkim fragmentem ud. Tak, jak z jednej strony nie przepadała za męskimi spojrzeniami na jej odsłonięte części ciała a już na pewno w wykonaniu uczniów, tak teraz czuła lekki dreszczyk.
Było jej przyjemnie, także dlatego, że w taki delikatny sposób czuła się osaczona. Siedziała przy samym murku, wyjście na zewnątrz blokował jej swoim ciałem Adrian. Jego oczy błyszczały. No, niekoniecznie z jej powodu, może bardziej dlatego, że takie emocje wywoływała przede wszystkim pasja, o której mówił. Ale to, że wkładał w nią serce, było widoczne jak na dłoni i ona to odczuwała. Czuła jego ożywienie i to też wpływało na jej wrażenia. Wrażenie osaczenia. Tak przez jego postawę i rzucone ukradkiem spojrzenia na jej odsłonięte części nóg. Dwa, trzy razy, może częściej.
- Szkoda – nie nalegał. – Aczkolwiek powiem szczerze, że gdyby pani tylko zechciała, to pomógłbym, jak tylko umiem. I uważam, że byłaby to bardzo fajna zabawa.
- Którą niestety ci zepsułam – naprawdę w tym momencie odczuła jego pewne rozczarowanie i wyraziła z tego powodu swój żal.
- Tak, nie pozostaje pani zatem nic innego, niż zaśpiewać coś na mojej płycie.
- I może jeszcze wystąpić w teledysku promującym – dodała patrząc pobłażliwie.
- Oczywiście. W bikini – nie mógł sobie odmówić tej lekkiej zawadiackości.
- To chyba nici z współpracy, bo pewnie na końcu zaproponowałbyś mi występ bez – zakończyła sięgając po szklankę, w której pozostało już niewiele napoju. – Dlaczego nic nie pijesz? Twoi koledzy sobie nie folgują.
- Nie piję. Zasadniczo jestem abstynentem. No tak, dwa razy w roku może coś tam – dodał.
- I dzisiejszy dzień nie należy do nich – podsumowała.
Milczeli chwilę. Kamila przechyliła szklankę, odstawiając na stolik pustą.
- No chyba, że chce pani jeszcze jedną, wtedy i ja się skuszę – zareagował Adrian.
- Nie poczuwam się do roli kusicielki, więc grzecznie podziękuję.
Znów zapadło chwilowe milczenie. Czuła, że Adrian chce o coś zapytać, ale nie wiedział jak się do tego zabrać. Już chciała otwierać usta, gdy uprzedził ją.
- Czy może mi pani podać rozwiązanie zagadki sprzed studniówki? – spojrzał jej w oczy nieco poważniej.
- Niestety, już mówiłam, że nie mogę.
- Szkoda. Bo chyba ją rozwiązałem, aczkolwiek nie jestem pewien – wyjaśnił beztrosko.
- Naprawdę? – spojrzała na niego z uwagą.
- Tak mi się wydaje.
- No to pochwal się wynikiem, czekam…
Nie rozumiała. Jeśli ją rozwiązał, to dlaczego wtedy nie przyszedł? Co się stało? A może rozwiązał ją już po fakcie?
- Wyszedłem z założenia, że ten psalm jest trafiony. Ale nie wiedziałem co dalej. W końcu szczęśliwym trafem wpadłem na rozwiązanie, że liczby 7 i 24 oznaczają termin. Niedzielę o godzinie dwudziestej czwartej. A to na dole, to numer pokoju.
- A ten psalm? – chrząknęła.
- No… Chodziło o to, że ten psalm faktycznie kierował w stronę tego burdelu.
Ostatnie słowa zbiegły się z wyczekującym spojrzeniem w jej stronę. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem.
- Więc…? – zagadnął, widząc, że nauczycielka siedzi w milczeniu. – Czy moja koncepcja okazała się trafna?
- A co jeśli ją potwierdzę?
- Zdziwię się, mimo wszystko.
- Dlaczego zdziwisz?
- No bo, wydaje mi się, że to dziwne, by szkolna nauczycielka dawała taki rebus do rozwiązania swoim uczniom. Trochę to takie… Nieetyczne.
- No dobrze – wolała wrócić na nieco inny tor tego tematu. – Kiedy to rozwiązałeś?
- W niedzielę właśnie, trochę przed północą.
- Jeśli wiec rozwiązałeś, to dlaczego nie wykorzystałeś swojej wiedzy do tego by się upewnić w tym, że trafiłeś w dziesiątkę?
Tak, to ją nadzwyczaj ciekawiło. Czy naprawdę był taki zasadniczy, że postanowił nie skorzystać z tego? Czy może mimo rozwiązania zagadki, nie wpadł na to, co będzie nagrodą?
- Rozwiązałem ją, jak już siedzieliśmy w samochodzie i wyjeżdżaliśmy z Antonówka. Poza tym… Jakoś mnie to nie ciągło. Domyśliłem się co może być nagrodą, ale …
- Domyśliłeś się? – weszła mu w słowo, przypatrując się jeszcze uważniej i czując szybsze bicie serca.
- Tak myślę. Że ktoś postanowił sprawić prezent zwycięzcy i zafundować jakąś panią… No, pracującą w tym przybytku. Ale mnie to nie kręci – powtórzył.
A więc tak… Wszystko było OK, tylko nie przewidział konkretnej osoby, która miała być tą nagrodą. Nagle zapaliła się do tego, by poznać jego odpowiedź, co by było, gdyby to przewidział, ale… Ale przecież nie mogła o to zapytać. Dzisiaj nie było już najmniejszego sensu się przyznawać, że w łóżku, w tym pokoju czekała na niego jego nauczycielka a nie żadna prostytutka. No, przynajmniej żadna oficjalna prostytutka…
- Muszę ci pogratulować, trafiłeś – powiedziała ostrożnie, żałując, że nie może dodać niczego więcej. – I gratuluję postawy. Mało kto by zrezygnował.
- Hm, nie wiem, czy mało kto. Może ma pani złe zdanie o facetach – uśmiechnął się.
- Mam takie jakie mam i owszem, uważam, że są porządni, ale też tacy mniej, no nie? – tym razem potrzebowała trochę wysiłku, by również przywołać uśmiech na twarz.
- No dobrze… Wobec tego… Jaki miała pani cel w tym, by podawać nam tą zagadkę? No bo to brzmi, jak…
- Powiedz wprost. Jakbym była burdel mamą i naganiała klientów do domu rozkoszy – skinęła głową z udawaną rezygnacją, czując na twarzy lekki rumieniec.
- Raczej deprawowała młodych chłopaków – skontrował.
- Po prostu takie coś dostałam do zaprezentowania. Nic więcej powiedzieć nie mogę, musisz mi wybaczyć. Ani tego, kto mi to zlecił, ani dlaczego przystałam an to. Zresztą nie są to chyba rzeczy tak interesujące.
- Może są, może nie, nie wiem, ale racja… - wiercił się niecierpliwie, jakby coś mu przyszło do głowy. – Czyli zasłużyłem na nagrodę, której nie odebrałem. Szkoda, że darczyńca nie zaoferował niczego w zamian.
- A cóż byś sobie życzył? – zainteresowała się, czując podświadomie, że pytanie może okazać się pułapką.
- Tego – odpowiedział, kierując wzrok w jej oczy a potem spuszczając w dół. – Bym mógł dotknąć najpiękniejszych nóg jakie w życiu widziałem.
Drgnęła mocno, gdy uświadomiła sobie, że ostatnie słowa, zbiegły się z ruchem jego dłoni, która wylądowała na jej kolanie. Drgniecie spowodowało, że dłoń ześlizgnęła się, ale wróciła natychmiast, jakby przyciągana silnym magnesem.
Poczuła niezwykły mętlik w głowie. Tak jak z jednej strony przyzwoitość natychmiast wykrzyczała w niej, by strącić tą dłoń, tak, ten dotyk był przyjemny. Nieetyczny? A czy leżąc na łóżku w burdelu cztery dni temu postępowała etycznie?
- Adrianie – odezwała się spokojnie. – Są ładniejsze nogi, wbrew temu co mówiłeś, poza tym to nie jest zbyt przyzwoite, nie sądzisz?
- Pewnie tak, tylko, że w niedzielę na plaży… Też było nieprzyzwoite, nieprawda?
Nie zdejmował ręki. Ale nie trzymał jak jakiś stary napaleniec. Nieoczekiwanie postępował bardzo delikatnie. W zasadzie muskał palcami jej nagie kolano, tak, że poczuła mrowienie na skórze. Tak mocne, że zdjęła nogę z nogi, przyjmując inną pozycję. Ale Adrian nie dał się odtrącić. Jego dłoń natychmiast powróciła na jej kolano.
- Adrianie… - z jednej strony nie chciała przerywać tej nad wyraz przyjemnej pieszczoty, z drugiej, nie mogła przecież zostawić tego, ot tak, jakby nic się nie działo. Nagle postanowiła zagrać trochę inaczej. – Naprawdę nie uważasz, że wygląda to jak… Macanie swojej nauczycielki i jest to dla niej zbyt krępujące?
- To nie jest macanie – spojrzał na niej z taką powagą, że wstrzymała oddech. – To są pieszczoty. I dla mnie i dla pani. Chyba, że pani się to nie podoba.
Tak, wstrzymała oddech. To było coś w rodzaju wyznania. Takiego subtelnie erotycznego, ale i coś więcej.
- Dzieciaku, naprawdę… – pochyliła się ku niemu, zdając sobie dopiero po chwili sprawę, że w ten sposób prowokuje jeszcze bardziej, niż używaniem nieprzyzwoitych słów. – To jest dość intymne i przez to krępujące, nie sądzisz?
- Pani Kamilo – odpowiedział a jego twarz znieruchomiała. – Myślę, że te kilka sekund w obliczu tego co było w niedzielę…
Nie dokończył. Obrazek jej samej leżącej na brzuchu, wystawionej na dotyk chłopięcych dłoni Adriana, pieszczących, bo tak to odbierała, jej niemal nagie ciało, przy okazji wcierania olejku, stanął przed jej oczyma, jakby to działo się teraz. Czuła wtedy i zmieszanie i pewnego rodzaju przyjemność. Ale wtedy…
- Wtedy okoliczności były inne – przypomniała mu spokojnie. – Okoliczności i kontekst. Teraz jest inaczej, nie sądzisz?
- Nie – próbował się bronić. – Wtedy była piękna kobieta i teraz też jest.
Westchnęła, chwytając go za przegub dłoni i odsuwając ją. Nie stawiał oporu. To też o czymś świadczyło. Albo nie o czymś, tylko i nim.
Milczeli przez chwilę. Nie wiedziała o czym myślał, ale ona była trochę rozstrojona, choć starała się tego nie okazywać.
Ech… Przecież w niedzielę, o północy, gdyby rozwiązał zagadkę poprawnie, pozwoliłaby mu na dużo gorsze rzeczy… Ostatkiem sił powstrzymała się przed tym, by powiedzieć mu całą prawdę. Kurde, zasługiwał na to…
- Chodź – pochyliła się ku niemu i przerywając ciszę. – Jest już późno, cały parkiet może być nasz.
- Powinna już pani wiedzieć, że nie jestem królem parkietu – zaoponował.
- Czy dostałeś kiedyś piękniejsze zaproszenie od innej kobiety? – przymrużyła oko. - Nie daj się prosić swojej nauczycielce, dobrze? – zagrała mu na emocjach i swojej, kobiecej próżności. – Muzyka jest, można porozmawiać.
Dobrze, że nie dodała, iż muzyka jest taka jak trzeba. Czarne rytmy, ale wolniejsze, nie po to by skakać po całym parkiecie, tylko robić coś zupełnie innego.
Może wtręt o obiecanej rozmowie zaintrygował go, bo wstał i wyszedł z boksu. Ona podążyła za nim rzucając jeszcze spojrzenie w bok. Kolegów jakby ubyło a ci co siedzieli, byli już w nieco innej rzeczywistości.
Przed zejściem na parkiet przepuścił ją. Schodziła powoli, mając na stopach wysokie obuwie a we krwi jednego drinka. Niby niewiele, ale wystarczająco, by krok nie był aż tak pewny, jak przystało na poważną nauczycielkę.
Gdy już znalazła się na dole, widok jaki zastała, przyjęła z zadowoleniem. Raz, że parkiet faktycznie świecił pustkami. W całej sali zostało może z kilkadziesiąt osób. Dwa, było dość ciemno. To sprawiało, że atmosfera zrobiła się wyraźnie intymniejsza. Mieli dla siebie sporo miejsca, nie będąc jakoś na widoku innych.
- Prowadź taniec, wodzu – zatrzymała się na parkiecie, zwracając twarzą ku licealiście.
- Wie pani, że jestem w tym słaby – bronił się, o dziwo bardziej, niż podczas studniówki.
- Nie wiem, w sobotę szło ci nienajgorzej.
- W sobotę były inne okoliczności – wykorzystał jej argument.
- Adrian – przywołała go do porządku. – Ja nie przepadam za jakimiś cwaniakami, krzykaczami, bawidamkami, co to wszystko potrafią, na wszystkim się znają, rwą się do wszystkiego a najlepiej jeszcze do wszystkich dziewczyn na świecie. Mnie tacy nie imponują. Ale jednak facet musi mieć to minimum męskości w takich sytuacjach i nie być ostatnią dupą.
Chyba trochę się zachmurzył. Znów się tym zdziwiła, bo w szkole zachowywał się inaczej. Przez te trzy lata dał się poznać jako ktoś mający duży dystans do siebie. A w tych ostatnich kilkunastu minutach pokazał się z innej strony. Tak, jakby był zdeprymowany, czy po prostu wybity z rytmu.
Cóż, może po prostu trochę za mocno wjechała mu na ambicję? Nawet wyluzowany chłopak może poczuć się nieswojo, gdy kobieta zasugeruje mu brak męskości.
Ale objął ją dość pewnie. Dwoma rękoma w talii. Poruszając się na parkiecie nie tak znowu niezgrabnie, jak zapowiadał. Może dlatego, że mu pomogła. Czując pewne rozochocenie wywołane pewnie rozmową a konkretnie tematami jakie zapodał i przede wszystkim przypomnieniem tej zagadki, położyła swobodnie swe dłonie na jego barkach.
A nawet śmielej, splotła je na jego karku, niczym zakochana dziewczyna, nie przestając patrzeć mu w oczy. Choć w szkole trudno było go wyprowadzić z równowagi i wszelkiego rodzaju pociski przyjmował swobodnie, z uśmiechem na ustach, teraz wyraźnie nie był sobą. Zbyt chyba skrępowany. Dlaczego? Przecież w sobotę był też blisko niej i to na oczach kilkuset maturzystów i nauczycieli.
Splatając swoje dłonie na jego karku, patrzyła mu uważnie w oczy, z delikatnym uśmiechem na twarzy, ciekawa jego reakcji. Wydawał się skrępowany.
- Rozluźnij się – wyszeptała zachęcająco, zbliżając usta do jego ucha i starając się, by jej twarz wyglądała tak przyjaźnie, jak tylko było to możliwe. Zbyt dużą sympatię czuła do swojego ucznia, by odbierał ten moment tak nerwowo. Za wszelka cenę chciała, by się właśnie wyluzował.
Nie odpowiedział, uważnie wpatrując się w jej oczy. Chociaż na tyle było go stać. Choć trzymał ją za biodra mocno i to też sprawiało jej przyjemność. Ale nie taką jak ten niby pojedynek wzrokowy. Bo patrzyli sobie oboje w oczy, starając się coś z nich w tych ciemnościach wyczytać.
Nie wyczytała jednak nic ciekawego. Może właśnie z powodu tych ciemności. Czuła tylko jedno. Że DJ chcąc, nie chcąc wkręcił się w klimat i zapodał odpowiedni utwór. Taki, który ośmielił ją do tego, by zbliżyć się do swego ucznia nieco bardziej. Tak, że czuła dotyk jego ciała a przynajmniej jego fragmentów. Tak, że czuła jego oddech na twarzy.
Może ten niewielki promil alkoholu we krwi też ją ośmielił. A może jeszcze jakieś irracjonalne poczucie winy za to, że on rozwiązał zagadkę, ale tak nie do końca. I dlatego nie skorzystał z nagrody. Bo nie wiedział co tak naprawdę nią jest. Bo gdyby wiedział, to nie zrezygnowałby na pewno. Podpowiadały jej to te mikro promile krążącego we krwi alkoholu.
Poczuła tą odwagę, by przysunąć się bliżej. Ale brakło jej, by opowiedzieć całą historię zagadki. Jednak nie. Co mógłby o niej pomyśleć? Nie lepiej zacząć ten wątek od nowa?
- Powiedz coś – poprosiła szeptem.
- Przecież wszystko wiesz – pozwolił sobie na ominięcie oficjalnej formuły. – Co chciałabyś wiedzieć więcej?
- To jak ci jest, na przykład – palnęła trochę bez przygotowania, ignorując tykanie.
- Wie pani – mimowolnie poprawił się.
Bujała się lekko. Nakręcało ją wszystko. Muzyka, jego obecność, rozmowa, jaką przeprowadzili wcześniej i właśnie jej własne bujanie. Jakby to dziwnie nie brzmiało. Spuściła lekko wzrok i przysunęła się jeszcze bliżej, stykając się z nim całym ciałem. Delikatnie, ale jednak.
- Nie wiem. W każdym razie przykro mi, że nie chcesz się otworzyć – uderzyła właśnie w taką nutę. Aż przygryzła wargę. Nigdy nie lubiła wykorzystywać swoich przewag. Bo wiedziała, że jako atrakcyjna kobieta po trzydziestce ma sporą przewagę nad młodym, w jakiś sposób zapatrzonym w nią nastolatkiem.
A teraz to właśnie robiła.
- Jest pani piękna. Jest pani marzeniem każdego ucznia w naszym liceum i pewnie nie tylko. I dobrze pani o tym wie. Więc po co pani to pyta? – usłyszała w odpowiedzi.
- Nie interesuje mnie opinia innych – ostrożnie szepnęła mu w ucho. – Interesuje mnie twoja opinia. Poza tym niekoniecznie chciałam usłyszeć to, jaka nie jestem piękna.
-Nie wiem dlaczego akurat moja… Poza tym jest jedna rzecz, której pani, pewnie przez zagapienie nie zauważyła.
-Jaka? – zdziwiła się lekko.
- Jak pani myśli, jak może czuć się człowiek, który powie coś od siebie, dużo… A druga osoba po prostu wysłucha i może nawet zareaguje pozytywnie, ale koniec końców i tak prędzej, czy później odwróci się i odejdzie…? Do domu…
Tym ja nieco zaskoczył i zgasił. Jego punkt widzenia był słuszny. Jej prośba o jego uzewnętrznienie się mogła zostać odebrana jako przejaw jej egoizmu. To nie było fair.
Ale z drugiej strony, w swoim wywodzie zawarł chyba wszystko to czego nie powiedział.
Nie odpowiedziała. W milczeniu pochyliła się jeszcze bardziej, składając głowę na jego ramieniu. Tak bujali się w rytm wolniejszej muzyki. Miała świadomość, że trochę przesadza, ale było jej z tym dobrze. Mimo wszystko.
Bo działał na nią i ten klimat i sam Adrian. Cały ten czas spędzony przy fajnej rozmowie i innych rzeczach… Stał się dla niej kimś trochę więcej, niż tylko lubianym uczniem. Kimś bliższym.
A klimat robił swoje. Jej dłonie splecione na jego karku i jego ręce na jej talii. Trzymające trochę mocniej a momentami ślizgające się po jej bokach. Delikatnie, jakby pieszczące jej ciało. Pozwalała mu na to. I ta jej uległość była kolejnym czynnikiem, który na nią mocno wpływał.
Chłonęła jego zapach, tak jak pewnie i on jej. Przytuliła się mocniej, czując go już całym ciałem. Co tam… Jeśli w takich kategoriach można mówić o jakichś zasługach, to tak, zasługiwał na to.
Tak, uzmysłowiła sobie z pewnym zaskoczeniem, że porwał ją ten klimat i to naprawdę mocno. Fakt, że tańczyła powoli, przytulona do mocno lubianego ucznia, czując całe jego ciało, pozwalając, by i on czuł jej miękkości, nawet te bardziej intymne, jak choćby dotyk piersi na swojej klatce… I cała ta otoczka…
Zaczerwieniła się lekko, gdy wtulając się mocniej, wyczuła coś twardszego na wysokości podbrzusza. Odniosła wrażenie, że stropił się tym wydarzeniem i on, ale… Ale nawet wtedy nie zareagowała negatywnie, choć czuła pewne zmieszanie. Zmieszanie połączone z pewną rozkoszną satysfakcją, że potrafiła podziałać w taki sposób na tego chłopaka.
W taki, że jego penis stwardniał. Pewnie nie jakoś wybitnie, ale jednak na tyle, że czuła go na swoim podbrzuszu, przy mocniejszym zbliżeniu. I nie uciekała jakoś, choć też nie przyklejała aż tak mocno. Acz w pewnym momencie zrozumiała, że choć na sekundę chętnie by to uczyniła.
Dobrze, że ciemności sprawiały, że rumieńce na jej warzy były niewidoczne. Nieco szybszy oddech dało się łatwiej zakamuflować.
Ciemności nie powstrzymywały jej przed wpatrywaniem się w jego oczy i usta. Nagle wydały się jej bardzo atrakcyjne. Dość szerokie, trochę zaciśnięte. Takie męskie. Dlaczego zwróciła na nie uwagę? Czy to efekt trudnego do zapomnienia soczystego pocałunku Daniela z niedzieli? Odniosła wtedy wrażenie, że ten pocałunek jeszcze większe wrażenie sprawił na Dominice.
Nie, dość o nich. Ale nie mogła przestać myśleć o jego ustach. Widziała, że on też patrzył w jej twarz. Tak samo jak i ona, koncentrując się na jej oczach i ustach.
Rozchyliła lekko wargi zbliżając się w stronę twarzy Adriana. Tylko trochę, ale… Ale tak, żeby zrozumiał coś, żeby on też wykazał się aktywnością. Ale albo nie rozumiał, albo… Coś innego. A ona tak tego nagle zapragnęła, nie bacząc na to, że jest jej uczniem, że ona przecież… No i co z tego wszystkiego, skoro tak niewiele brakło, by cztery dni wcześniej robił z nią rzeczy, przy których cmoknięcie w usta było po prostu niczym?
- Późno, będziemy musieli powoli uciekać – szepnęła, nie mając pewności, czy Adrian słyszy wszystko jak trzeba, ale tymi słowami dała sobie pretekst do tego co miało nastąpić.
Zbliżyła wargi tak, że nie mógł już nie zrozumieć. Z walącym jak młot sercem, pocałowała go delikatnie, spokojnie, nie spiesząc się z oddaleniem. Gdy to zrobiła, spojrzała w jego szerzej otwarte oczy, w których wyczytała akurat nie zaskoczenie, ale pożądanie.
To dobrze, bo to usprawiedliwiło kolejny pocałunek. I jeszcze jeden. Smak jego ust… Był urzekający. Może straciła kontrolę nad sobą może ta ochota była zbyt silna, by się powstrzymać. Bo wiedziała, że chce tego. Mocno. I pocałowała go po raz kolejny. Przywierając do jego ust na dłużej.
Przy wszystkich tych próbach stał nieruchomo, jak zaczarowany. Ledwo oddawał te pocałunki, jakby ciesząc się samym faktem, że jest całowany przez swą własną, piękną nauczycielkę. To też ją urzekło. Ale z drugiej strony brak jego poważniejszej reakcji lekko ją rozczarował. Pocałowała go raz jeszcze i odstąpiła.
- Adrianie… - chrząknęła nieco drżącym głosem. – Skoro się pożegnaliśmy… To czas wracać do domów.
Wtedy dopiero zareagował. I to tak, że poczuła spore oszołomienie. Pod wpływem nagłego impulsu, przysunął ją do siebie i to on ją pocałował. Silnie, mocno, rozwierając jej wargi. Kompletnie zaskoczona poddała się tej rozkoszy całkowicie.
Tak całkowicie, że nawet nie zareagowała, kiedy między wargami poczuła jego język. To znaczy zareagowała. Jeszcze bardziej przyspieszonym biciem serca, wytrzeszczonymi oczami i zdradliwym, ledwo stłumionym jękiem. Ale niczym więcej. Trzymając dłonie na jego barkach oddała pocałunek, czując, że krew w jej żyłach krąży jak szalona.
Trwało to chyba niezbyt długo, ale zdążyła w tym czasie odlecieć w kosmos. Całowała się namiętnie ze swoim uczniem. Namiętnie, oddając się temu absolutnie. Pozwalając by ten młody maturzysta robił z jej ustami i językiem co tylko chciał. Całował ją zachłannie, z prawdziwym uczuciem. A i ona nie pozostawała bierna. Boże, co to było za uczucie… Uczucie odbierane na oczach publiczności, może nielicznej i może zainteresowanej innymi sprawami niż jakimś duetem na parkiecie, ale jednak.
Oderwała się ciężko dysząc, uświadamiając sobie dopiero inne rzeczy, które zdarzyły się podczas tego nieziemskiego pocałunku. Jego twardego penisa na swoim podbrzuszu i jego dłonie na jej pośladkach. Nie ścisnęły ich, po prostu silniej chłopak położył na nich swą dłoń. No, no… To już był hardcore…
- No… - powtórzyła na głos. – To było pożegnanie… Na mnie czas Adrian… I na ciebie, bo rodzice zaczną się niepokoić.
Wyrzuciła te słowa z siebie siląc się na normalny ton, co jej nie wyszło. Oszołomiona, nie czekając na ucznia skierowała się ku wyjściu. Dogonił ją dopiero, gdy znalazła się na zewnątrz.
Zauważyła taksówkę i przywołała do siebie. Dopiero wtedy odważyła się spojrzeć w oczy swojemu uczniowi.
- Nikt się nie będzie niepokoił, ojciec jest w Anglii, matka śpi bo rano wstaje do pracy i tak nie zauważy, o której wrócę – poinformował, jakby akurat to było w tym momencie najważniejsze. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że dawał jej w ten sposób do zrozumienia, że nie chce się jeszcze rozstawać.
Milczała, starając się powstrzymać ciężki oddech. I myślała. Faktycznie żal było jej się tak rozstawać. Ale nie miała ochoty dłużej już tu przebywać. I musiała wracać do domu.
Taksówka podjechała. Kamila raz jeszcze spojrzała w twarz maturzysty. Tym razem on błysnął aktywnością.
- Może jeszcze raz się pożegnamy?
W jego głosie nie było kpiny, czy żartu. Bez większego namysłu cmoknęła go, ale już bezpieczniej, w policzek. Chyba był tym rozczarowany, ale nie okazał tego jakoś dobitniej. W każdym razie nie zwróciła na to uwago, bo gorączkowo nad czymś myślała. Przypomniała sobie jego słowa sprzed chwili i nagle znalazła wyjście.
- W dalszym ciągu chcesz mieć śpiewającą nauczycielkę na płycie? – zagadnęła tonem sprawiającym już bardziej beztroskie wrażenie.
- No… Skoro pani chce… - zaskoczyła go tym pytaniem z całą pewnością.
- To może jutro zaprezentuję ci swoje umiejętności? U ciebie? – rzuciła niby niezobowiązująco, wsiadając do taksówki.
Zamknęła drzwi, nie słysząc już odpowiedzi. Pomachała tylko jeszcze ręką przez szybę.

Rozdział 7. Niekonwencjonalne metody nauczycielki.

Spała niewiele. Jakby podekscytowana wydarzeniami czwartkowego wieczoru i tym co miało nastąpić w piątek. Choć w sumie co miało? Miała się z nim spotkać, po prostu. Ale czy po takim zakończeniu imprezy, cokolwiek można było określić wyrażeniem „po prostu”?
Ale choć wstała wcześnie, to nawał domowych obowiązków sprawiał, że wyrobiła się z trudem. Ledwo starczyło jej czasu na wykonanie telefonu i potwierdzenie wizyty. U niego w bloku, równo w południe. Rozmawiając z Adrianem przed jedenastą, odniosła wrażenie, że był jeszcze w łóżku. Może to i lepiej. Wolniej kontaktował i łatwiej było uniknąć trudnych tematów.
Ale w końcu wyszła z domu. Poruszała się wolnym tempem, szczególnie gdy w głowie zaczęły pojawiać się bardziej niebezpieczne wizje. No i tak w ogóle, jak to wyglądało? Ona, nauczycielka szła do mieszkania jednego ze swych uczniów, ba… Praktycznie sama się do niego wprosiła.
Odetchnęła ciężej. Pogoda w niczym nie pomagała. Wiedziała, że jest ciepło, ale nie aż tak. Po kilkunastu minutach wędrówki z pewnym dyskomfortem poczuła, że jest lekko spocona.
Pod samym blokiem przystanęła. Jej spojrzenia padło na osiedlowe boisko. Za piłką, nie bacząc na majowy skwar, ganiało kilkunastu nastolatków. Rzuciła okiem, aby upewnić się, czy przypadkiem wśród tej zgrai nie znajduje się Adrian, albo inny znajomy. Wolała uniknąć jakichś głupich sytuacji.
- Wyszukujesz sobie młodego kochanka? – usłyszała nagle dźwięczny głos. Odwróciła się raptownie.
- Iwona… Cześć – uśmiechnęła się nieco zawstydzona, jakby została przyłapana na jakiejś niecnej czynności. – Miałam taką przygodę w sklepie i stąd to… Ale nie będę ci opowiadać. Mała rośnie? – z uśmiechem zajrzała w głąb wózka pchanego przez jedną ze starych, szkolnych koleżanek.
Porozmawiały przez chwilę o rzeczach poważnych i niespecjalnie. Przede wszystkim o tym, o czym rozmawiają młode matki, czyli o dzieciach. Chociaż para bliźniaków Kamili była o pięć lat starsza od dziecka Iwony, ale to nie przeszkadzało w wymianie fachowych porad. Tak jak wcześniej nauczycielka zagapiła się na osiedlowe boisko, tak teraz dała się całkowicie pochłonąć rozmową o dzieciach.
Nie była w stanie zauważyć zbliżającego się w mgnieniu oka niebezpieczeństwa. Ostrzeżenie koleżanki też przyszło za późno.
- Uważaj! – jej podniesiony ton zbiegł się z uderzeniem piłką w twarz. Szczęśliwie trochę z boku. Ale uderzenie było dość silne i na chwilę oszołomiło wysoką brunetkę.
- Auu! – syknęła głośno. Zamroczona przez chwilę rozcierała sobie twarz, czując, że piłka ubrudziła nieco jej oblicze.
 - Putin, ty zawsze wiesz gdzie wycelować – usłyszała krytyczny głos jednego ze zbliżających się nastolatków.
- Pewnie mu się spodobała – dobiegł ją kolejny, nieco słabszy, ale weselszy.
- Idź Putin, może podryw był skuteczny…
- Pewnie tak skuteczny, jak strzał.
Wśród tych żartobliwych docinków Kamila powoli dochodziła do siebie. Zachmurzona rozejrzała się dookoła, widząc jak piłkarze zbliżają się całą gromadką. Westchnęła lekko. Nieco wkurzona doszła do wniosku, że trudno mieć do kogoś pretensje za ten nieszczęśliwy i przypadkowy incydent.
- Wciąż jest pani ładna, tylko może trochę brudna – usłyszała już całkiem blisko siebie. Młodzi piłkarze widocznie mieli nieco bardziej rozrywkowe podejście do całej sytuacji. Trochę nie podobały się jej te żarty, ale na twarzach chłopaków nie dostrzegła złośliwości.
- Putin, przeproś panią, bo przyszła ciebie pooglądać a ty tak się zachowałeś…
- Chłopaki, nie strójcie sobie żartów – powstrzymała te docinki koleżanka Kamili.
- Ale ta pni wcale nie wygląda na obrażoną. Życie, sport, wypadek – podsumował krótko najwyższy z nich, intensywnie wpatrujący się w poszkodowaną.
- Kogo z nas pani oglądała? – zapytał beztrosko jakiś opalony brunet z grzywką.
- Może przyjdzie pani na nasz następny mecz? Będziemy się bardziej pilnować a Putin nie zagra…
- Tak, przyjdę na pewno – odezwała się w końcu nauczycielka, czując niezręczność wynikającą z dość beztroskiego zachowania chłopaków. – A skoro skończyliście i nie ma czego oglądać, to pójdę.
- Może lepiej, jak się trochę umyjesz? – ponieważ chłopacy zaczęli się oddalać, usłyszała wreszcie głos Iwony.
- Jest aż tak źle? – zapytała z lekkim niepokojem.
- Nie, ale to jeszcze zależy jak daleko idziesz – podsumowała Iwona, u której w tym momencie rozdzwonił się telefon.
- Mam sprawę u znajomego, mieszka tuz obok - odpowiedziała niepewnie, jednak Iwona, zajęta krótką rozmową i tak nie słuchała.
- Kamila, muszę iść, do następnego – koleżanka odłożyła komórkę i ruszyła w drogę, pchając wózek.
- No, cześć – odmruknęła, udając się w znanym sobie kierunku.
Hm, raz kozie śmierć, zresztą nie mogła wyglądać jakoś źle. Co innego jesienią, gdyby piłka była uwalona błotem, czy coś.
Dobra tam, nie było tak źle. Przejrzy się w łazience u Adriana i finał. Choć fakt, że czuła na swojej skórze lekki pot nie ułatwiał jej zadania. No i sam fakt przybycia do niego…
Weszła do klatki, wspięła się po schodach na drugie piętro i stanęła pod właściwymi drzwiami. Nacisnęła dzwonek.
- Dzień dobry – przywitał ją. Widać było, że niemal w ostatniej chwili wyszedł z łazienki.
- Cześć, nie obudziłam cię? – machnęła dłonią, wchodząc do środka i przypatrując się uważnie Adrianowi. Chciała zauważyć, czy i on przypatruje się jej z jakąś uwagą.
- Nie, wstałem jakiś czas temu…
- Posłuchaj, miałam drobny wypadek po drodze – zmieniła temat i streściła historię spod bloku. – Mogłabym skorzystać z łazienki?
- Jasne, czemu nie? – zaprowadził ją natychmiast.
Weszła do środka, przeglądając się w lustrze. Tak naprawdę, nie było widać żadnych śladów uderzenia piłką. Może delikatne zaczerwienienie z boku oka i jeszcze bardziej delikatny brud. Zaśmiała się w duchu. Po co ta wcześniejsza panika? A może to nie o nią chodziło?
Poruszyła kranem a potem odkręciła go. Coś jej nagle przyszło do głowy, jakaś zabawa, czy coś… Bawiła się nim jak mała dziewczynka i odkręciła mocniej. No tak…
- Auuu… - syknęła po raz kolejny tego dnia, odskakując od umywalki.
- Coś nie tak? – usłyszała zza drzwi.
- Hm… Wygląda na to, że ochlapałam się wodą… - poinformowała ucznia.
Ten dyskretnie uchylił drzwi i zajrzał do środka. Faktycznie, pierwsze co mógł dostrzec, to wilgoć na sukience.
- Nie jest tak źle – pocieszył. – Przecież i tak nie przyszła pani chyba na dziesięć minut, więc spokojnie wyschnie – spojrzał w jej oczy a ona nie wyczytała w nich niczego niewłaściwego.
- Nie chcę ci wchodzić na głowę…
-A co miałbym odebrać w taki sposób, bo nie rozumiem? – spojrzał lekko zdezorientowany.
Zawahała się. Poczuła lekką duchotę w mieszkaniu i jeszcze raz pot na skórze. Zerknęła w bok, na całkiem sympatyczną kabinę prysznicową. Coś szalonego nagle urodziło się w jej głowie…
- Wiesz, nie chciałabym ci robić kłopotu… - zaczęła ostrożnie. – Głupio tak w obcym domu… Ale czuję, że jestem trochę nie w formie… Czy mogłabym skorzystać z prysznica? – spojrzała na chłopaka, mając nadzieję, że ten nie potraktuje jej jak jakiejś kretynki.
- Nie ma żadnego problemu – wzruszył ramionami spokojnie, choć mimo wszystko dostrzegła w jego twarzy zaskoczenie tą prośbą. – Woda jest ciepła… Dam pani jakiś świeży ręcznik.
Zniknął i pojawił się po chwili z ręcznikiem. Przyjęła go, po czym poczekała aż wyjdzie a sama zamknęła drzwi i czując narastający w brzuchu przyjemny ucisk zaczęła zdejmować ubranie. Buty, sukienkę, stanik i na końcu majtki.
Wyprostowała się, nie wierząc w to co się dzieje. Czy naprawdę przyszło jej do głowy coś tak głupiego? Prysznic w obcym domu, u swojego ucznia? Co on tam sobie teraz myślał, siedząc w swoim pokoju?
Nago weszła pod prysznic, odkręcając wodę. Nago w obcym mieszkaniu. Z tego oczywiście powodu czuła się dziwnie. Ale ta dziwność była całkiem przyjemna, i uroczo obezwładniająca. Kąpiel w obcym mieszkaniu, należącym do jej ucznia. Jakby teraz do niej to dotarło, że to było takie szalone, takie inne w jej dość zwyczajnym życiu. No bo na miłość boską, czy kiedykolwiek jakaś koleżanka opowiadała jej, że weszła sobie do obcego mieszkania i wzięła prysznic w łazience?
Namydliła ciało a potem pozwoliła, by woda spłukiwała z niego mydło wraz z potem. Strumień nie był gorący i dobrze, w tę pogodę wolała letni. Ba, pozwoliła sobie nawet na to, by sięgnąć po stojący na półce szampon i umyć włosy. To już było wręcz bezczelne. I jednocześnie uświadomiło jej, że w ten sposób skazuje się na dłuższy pobyt w tym mieszkaniu.
Jak zniesie to Adrian? Nie no, akurat to pewnie mu się spodoba. Ale co on w ogóle o tym wszystkim pomyśli? Czy podejdzie do tego jakoś normalnie? Jeśli w ogóle dziewiętnastoletni chłopak może podejść do tego normalnie? Czy może wręcz przeciwnie, siedzi w pokoju, przed komputerem, ze świadomością, że za drzwiami łazienki bierze prysznic naga, dojrzała, podobno bardzo atrakcyjna kobieta?
Zakręciła wodę, wychodząc z kabiny. Rozejrzała się bezradnie wkoło wycierając ciało ręcznikiem. Suszarki nie było, musiała poradzić sobie inaczej. No tak, trochę sobie poczeka, nim włosy wyschną tak, by ponownie wyjść na zewnątrz.
Stała nago w łazience, czując jak skrępowanie walczy z pewnym ekshibicjonizmem. Sukienka wciąż była wilgotna, ciało w tych warunkach też, ręcznik nie pomagał aż tak mocno. Wyglądało na to, że lepiej będzie jeszcze nie wkładać na siebie ubrania.
Więc co…? 
Z przyspieszonym oddechem i drżącymi rękoma, okryła uważnie swe ciało ręcznikiem, zawiązując go dokładnie i przekręciła zamek w drzwiach, wychodząc na korytarz. Wolnym krokiem skierowała się w stronę pokoju Adriana. Wiedziała gdzie jest, mieszkanie było niewielkie a drzwi otwarte. Siedział, tak jak można było przypuszczać przed komputerem, surfując po jakiejś stronie internetowej.
Do głowy wbiła się tylko jedna myśl, że trochę ją pojebało. Dokładnie tak. Z zachmurzonym obliczem wkroczyła do środka. Co mógł sobie pomyśleć na ten widok? Z pewnością jakieś niegrzeczne rzeczy przyszły mu do głowy, ale po pierwsze pewnie to, że jego licealna wychowawczyni jest chyba stuknięta.
- Tylko nie pomyśl, że dostałam piłką w głowę zbyt mocno – zastrzegła. – Po prostu ubranie jest jeszcze mokre i muszę paradować w tym.
- Nic nie szkodzi – zapewnił. No pewnie, jemu nie szkodziło…
- Mam nadzieję, że nie planujesz wizyt jakichś kolegów od nagrywek czy innych – rozejrzała się po pokoju i ułożyła starannie sukienkę na oparciu fotela. Obok niej dyskretnie umieściła także bieliznę.
- Nie… Chociaż prawdę mówiąc naszła mnie nagle dziwna ochota, by urządzić jakąś klasową imprezę w moim pokoju…
- Ha, ha… Bardzo śmieszne, boki zrywać – przekrzywiła twarz, ale nie poczuła rzecz jasna żadnej urazy z powodu jego słów.
- To może chociaż pamiątkowe zdjęcie na koniec szkoły? – nie ustępował a jego oczy śmiały się. O dziwo, był bardziej wyluzowany, niż wczoraj na parkiecie.
- Od biedy mogłabym się zgodzić, gdybyś sam wyskoczył z ubrania…
- Zrobiłbym to dla pani, naprawdę – położył rękę na sercu.
- Dobrze, może zmieńmy temat… - stała niepewnie na środku pokoju, rozglądając się wkoło.
- Proszę siadać - wskazał jej krzesło, obok siebie, tuż przed biurkiem, na którym stał komputer.
- No wiesz, siadanie w tym stroju może skutkować… - nie dokończyła, wiedząc, że taka subtelna uwaga wystarczy.
- Czym? – podchwycił. – Majtek też pani nie ma? – udał zadziwienie.
- Adrian, mogę cię prosić o odrobinę powagi?
- Zabrzmiało jak byśmy byli w szkole…
- Wciąż jeszcze przez te dwadzieścia cztery godziny jestem twoją nauczycielką.
- Nauczycielką bez majtek – uściślił a uśmieszek nie schodził mu z twarzy.  – To mi się nieczęsto zdarzało, proszę wierzyć…
- I będziesz to komentował aż do mojego wyjścia? W ogóle kiedy wraca twoja mama?
- Powinna być przed szesnastą. Mamy dużo czasy, by mogła pani śpiewać co tylko się pani podoba.
- Jasne… - westchnęła z rezygnacją. Nie po to tu przecież przyszła. To był tylko pretekst.
Czuła się… Ulegle. Coraz silniej docierało do niej jak to się skończy. Wciąż miała w pamięci te wszystkie wydarzenia. Noc w burdelu, te minuty oczekiwania na ewentualnego klienta. A jeszcze bardziej wczorajszą imprezę i te niesamowite, namiętne, gwałtowne pocałunki. Ba, tak naprawdę, to było pornograficzne lizanie się. Dlaczego akurat o tym jeszcze nie wspomniał? Przecież wiedziała, że dla niego coś to znaczyło. Na bank. Może zresztą przeżył to jeszcze bardziej, niż ona.
I do tego jeszcze ten klimat tu. Jego pokój i ona w samym ręczniku, odsłaniająca dość niemały fragment nagich ud, na które rzucał spojrzenia, jakby dużo mniej skrępowany, niż wczoraj w klubie. Sam zresztą ubrany był luźno w koszulkę i spodenki do kolan, które i w tej sytuacji odsłaniały jego apetyczne nogi.
Cóż, skoro on nie chciał…
- Mam nadzieję, że nie pamiętasz już tego niepotrzebnego, wczorajszego incydentu – zaczęła ostrożnie.
- Incydentu? Niepotrzebnego? – oderwał się na dobre od komputera, obracając na krześle tak, że miał ją przed sobą. – Dlaczego niepotrzebnego?
- A uważasz, że to odpowiednie, gdy dochodzi do takich sytuacji między nauczycielką a uczniem? No tak, ty pewnie tak uważasz…
- Jesteś nauczycielką jeszcze tylko przez dobę, jak zauważyłaś i to trochę zmienia postać rzeczy – odparł z wyraźnym podekscytowaniem.
- Adrian, nie chcę byś uznał, że jestem starą, nadętą nauczycielką, naprawdę. Ale będzie lepiej, jeśli będziesz zwracał się do mnie oficjalnie, dobrze?
- Nigdy nie powiedziałem, że jest pani stara i nadęta – zapewnił.
Zamilkła. Nie podniósł tematu pocałunków a i ona jakoś nie chciała tego kontynuować. Coś innego ją nurtowało.
- Możesz mi odpowiedzieć na jedno osobiste pytanie?
- Jakie?
- Kim musiałaby być twoja dziewczyna, byś poszedł z nią na całość?
- Ach… - skrzywił twarz. – Nie wiem, dlaczego to panią interesuje. Domyślam się, że traktuje mnie pani jak taka ciekawostkę.
- Broń Boże i nie obrażaj się – zapewniła szybko. – Nie jesteś żadna ciekawostką, tylko człowiekiem, którego znam i lubię. I dlatego mnie to ciekawi a nie to co sugerujesz.
- No dobrze, tylko dalej nie wiem po co to pani.
- Jesteś zły, że pytam o prywatne sprawy? Jeśli tak, to może ja ci coś opowiem później… A jeśli nie, to po prostu uznajmy, że nie było tego pytania.
- Nie jestem zły, ale trochę mnie to dziwi – spojrzał w jej oczy. – No dobrze… Skoro pani pyta kim musiałaby być, to może odpowiem, że na przykład panią?
Oczywiście na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Hm… Rozumiem, że masz na myśli to, że musiałaby być tak… Ładna, jaka ja podobno jestem, tak?
- Nie o urodę chodzi w sensie dosłownym – sprostował. – Raczej o całą taką otoczkę. Pani kobiecość na przykład. Wiele jest ładnych dziewczyn, ale są mało kobiece. Raczej wulgarne, albo odrzucają czymś innym. A pani jest kobieca i ma pani dobrze poukładane w głowie. Chyba – nie byłby sobą, gdyby nie dodał zawadiackiego komentarza na koniec.
- No nie wiem, czy mam, nie mnie to oceniać – i ona przyjęła to z uśmiechem. – Czasem i ja robie idiotyczne rzeczy, chociaż nie musisz o nich wiedzieć.
- Szkoda, chętnie bym się o jakiejś dowiedział.
- Tak? – powierciła się nerwowo na krześle, poprawiając pozycję. – No na przykład prysznic w obcym domu i przebywanie w nim, mając na sobie ręcznik... To się zalicza do takich.
- Ja bym to nazwał kuszącym, wbrew temu co pani mówiła wczoraj, albo inaczej, ale raczej nie idiotycznym.
- Nie kuszę – zastrzegła, tak jak poprzedniego wieczora. – Ale są inne rzeczy. Jedna niedawna – spuściła wzrok, bijąc się szaleńczo z myślami. Jakaś siedząca głęboko w niej naiwna uczciwość nakazywała mówić dalej. – Skoro zadeklarowałam, że opowiem ci coś tak prywatnego, to chyba powinnam. Chyba, że nie chcesz.
- Chętnie posłucham – wyraz jego twarzy był poważniejszy.
Mięśnie jej nóg napinały się. Powodowane było to pewnie nerwowością, jak i jego wzrokiem niemal nie schodzącym z tej odsłoniętej części jej ciała. Czuła się rozebrana. No, w sumie taka była. Ale czuła się niemal, jakby nie miała na sobie także tego ręcznika. A za chwilę miała rozebrać się jeszcze bardziej. Wprawdzie nie fizycznie, ale duchowo a to wcale nie było lepsze.
- Tylko obiecaj mi, że to zostanie między nami – zastrzegła.
- Może pani na to liczyć – odpowiedział krótko.
- Nie wiem jak zacząć – nerwowy uśmiech zniknął z jej twarzy tak szybko jak się pojawił. – Chodzi mi o tę zagadkę, wiesz? Otóż, jak powiedziałam, rozwiązałeś ją dobrze, tylko nie do końca. Z jednym się trochę pomyliłeś.
- Z czym?
- Z tym na samym końcu. Chodziło mi o osobę, która miała oczekiwać na zwycięzcę.
- Kto nią miał być? – spojrzał uważniej. Chyba się domyślał, ale nie mógł uwierzyć i czekał na jej potwierdzenie.
- Poczekaj… Wolałabym ci trochę opowiedzieć coś, żebyś nie odebrał tego zbyt ostro. Otóż, ja zasadniczo jestem normalna, żeby nie było… Ale czasem z mężem mamy dziwne pomysły. Rzadko, nawet bardzo rzadko a ten ostatni to już w ogóle był harcowe i całe szczęście, że się nie zrealizował.
- To pani…? – usłyszała pytanie wyrażone lekko chrapliwym tonem.
- Chodzi o to – przyspieszyła z tłumaczeniem. – Że chcieliśmy wnieść trochę adrenaliny. Wiesz, młody jesteś, może nie do końca to rozumiesz… I przysięgam, naprawdę, nigdy wcześniej nie bawiłam się w tego typu akcje, bo mnie nie interesują. Ale po prostu wpadliśmy na coś takiego… Po prostu są fantazje, które powinny pozostać w marzeniach, jako niezrealizowane. Tym razem chyba posunęliśmy się za daleko i ostatecznie dałam tę zagadkę do rozwiązania. Było to wszystko na tyle bezpiecznie, że była ona dość trudna i szanse, że ktoś ją rozwiąże, nie należały do wielkich.
- Czyli… - chrząknął, zbierając zasłyszane wiadomości. – Pani była nagrodą dla tego, który miał to rozwiązać? Nie pojmuję, prawdę mówiąc… Wystawiła się pani dla kogoś z naszej klasy? Niezależnie, czy byłby to ktoś, kogo pani może i lubi, czy też ktoś, kto się pani kompletnie nie podoba?
Uciekł trochę wzrokiem, jakby dając do zrozumienia, że to wyznanie było tak samo krępujące także dla niego. I jakby to jeszcze przetrawiał. No nic dziwnego w sumie…
- Tak – przyznała z oporem. – Żeby to wszystko miało sens, nie mogłam mieć wpływu na wybór… Chłopaka – niemal ugryzła się w język, by nie użyć słowa „klient”.
- No cóż… - i on poruszył się nerwowo. – To rzeczywiście zadziwiające. I prawdę mówiąc nie mam pojęcia dlaczego mi to pani opowiedziała.
- Jest to związane z pewną kobiecą uległością – wytłumaczyła ostrożnie. – Dlatego się na to zgodziłam, choć teraz, jak już ci mówiłam, widzę jakie to było głupie. I dzięki temu przynajmniej wiem, że nigdy tego nie powtórzę. A powiedziałam ci dlatego, bo chciałam być uczciwa i wyjaśnić tą zagadkę do końca. Zasłużyłeś na to – westchnęła cicho, odwracając wzrok.
Milczeli oboje. On trawił wszystko to co usłyszał a ona… Jakby było mało klimatu, który stworzył się od podatku dnia, od prysznica, od paradowania w samym ręczniku, to jeszcze teraz dopełniła całości, opowiadając takie rzeczy.
Tak jak wcześniej jej ciało napinało się, tak teraz nogi zmiękły. Stopień uległości dopełnił się. Klimat tego miejsca, jej ubioru, tego co właśnie powiedziała a przede wszystkim jego spojrzeń, którymi naprzemiennie świdrował jej oczy i nogi sprawił, że jej ciało przeszedł niezwykle przyjemny dreszcz. A gdy w głowie zaświtało coś, co dojrzewało już od co najmniej kilku minut, ucisk w podbrzuszu stał się niemal nie do zniesienia.
Odczekała kilka sekund, dając czas, by ciało uspokoiło się chociaż trochę.
- Adrian – zwróciła twarz ku niemu, kładąc dłoń na jego kolanie. – To chyba wszystko co chciałam powiedzieć. Nie wiem co o mnie myślisz, pewnie nic dobrego, ale cóż…
- Tego nie powiedziałem – zaprzeczył dość gwałtownie, wchodząc jej w słowo.
- Rozumiem. Tak, czy owak, będzie chyba lepiej jeśli Pojdę już do domu.
- Myślałem, że będzie pani dłużej – odezwał się chyba lekko zdezorientowany.
- Po tym co powiedziałam… - urwała, wstając z miejsca. – Pozwolisz, że się ubiorę.
Starając się opanować drżenie nóg, zrobiła kilka kroków w kierunku fotela. Adrian wstał również, opierając się o biurko.
Stanęła i ona. Tuż przed oparciem fotela, na którym rozłożyła sukienkę. Z trudem powstrzymała drżenie. Zastanawiała się co on pomyślał o jej ostatnich słowach.
Rozsupłała zawiązanie. Ręcznik poluzował się. Powoli przeciągnęła go po plecach, jakby wycierając się jeszcze, choć od wyjścia spod prysznica minęło już sporo czasu. A potem, uznając, że przedłużanie nie ma już sensu, upuściła go na ziemię.
Drżącą ręką sięgnęła po majtki. W głowie szalała tylko jedna myśl, by on stojąc za nią i widząc ciało swojej nauczycielki, kompletnie nagie, nie pozwolił się jej ubrać. Czy zatrybi, czy też to co teraz widział zaszokowało go i sparaliżowało zbyt mocno? Bo przecież widział coś, czego się nie miał prawa spodziewać, chyba, że w jakichś wybujałych fantazjach, o które go raczej nie podejrzewała.
A może sparaliżowała go ona sama? Przecież nie chodziło tylko o to, że była jakiejś ponoć nadzwyczajnej urody. Jej wzrost, ogólnie postawa… To wszystko tremowało trochę mężczyzn.
Ocknęła się z tych rozmyślań, uświadamiając sobie, że stoi bez ruchu od kilku sekund świecąc gołą dupą przed swym uczniem. Jakby mimowolnie dając jeszcze jeden sygnał. Który on wreszcie wykorzystał.
Usłyszała kroki za sobą a potem jego dotyk. Dotyk dłoni na biodrach.
- Po co to wszystko? – do jej uszu dotarło pytanie zadane zadziwiająco względnie spokojnym tonem.
Zdeprymowało ją to. Kolejny raz wzięła głęboki oddech.
- A po co to pytanie, co? Zawsze musisz mieć wszystko wyjaśnione? Teraz pozwól, że się ubiorę.
- Przecież nie chce się pani ubrać. Chodźmy – chwycił ją za rękę i przyciągnął.
- Dokąd? Nigdzie nie idę? – wysiliła się na słaby i wyjątkowo nieszczery opór.
- Tutaj – wskazał łóżko, popychając ją jednocześnie. Choć czuła się coraz bardziej głupio, z tym, że musi grać tak łatwo dostępną, nie oponowała. Wręcz sama, unikając jego dotyku, ułożyła się na łóżku.
Poszedł w jej ślady, zdejmując wcześniej koszulkę. Spojrzała na niego i z ciekawością i z niepewnością. Czy weźmie się do roboty, czy…? Ech, jak to brzmiało. I to jeszcze w jej wykonaniu…
- Nie wiem o co pani chodzi, czy o to, że chce pani spełnić to co chciała w niedzielę, czy o to, że chce pani być moją pierwszą kobietą i potraktować mnie instrumentalnie, nie wiem… - leżąc na boku zwrócił twarz w jej stronę.
- Boże Adrian… Nie chcę robić z siebie Bóg wie kogo, ale masz tutaj… Zresztą nieważne, zawsze tak filozofujesz?
- Po prostu chcę wiedzieć – jego dłoń wylądowała na jej brzuchu. Nie cyckach, nie na łonie, tylko brzuchu. Zamknęła na chwilę oczy, bo to też o czymś świadczyło. A już w ogóle jego kolejne słowa. – Niech pani nie psuje tego wizerunku, który budowała w moich oczach przez te trzy lata. To, że uważam panią za piękną i w ogóle, nie znaczy, że mam ochotę rzucać się jak wściekłe zwierzę.
Teraz zdumiała się tak, że… Ale jednocześnie jego słowa sprawiły, że ciało przeszył przyjemny dreszczyk.
Co to był za chłopak…!
- Nawet nie wiesz, jak mi teraz zaimponowałeś, wiesz? – i ona wreszcie spojrzała na niego.
- Dlaczego?
- Znów nie chcę, żebyś pomyślał o mnie jak o nadymanej lalce, czy coś, ale możesz chyba zrozumieć, co czuję, kiedy widzę te wszystkie spojrzenia na mnie, kiedy słyszę różne teksty, wypowiadane ukradkiem albo nawet i nie… Może jestem przewrażliwiona, ale odnoszę wrażenie, że wszyscy chcieliby tylko jednego. A teraz…? Leżę naga w twoim łóżku a ciebie to nie rusza, kiedy każdy inny na twoim miejscu… - znów westchnęła czując drżenie ciała wywołane całą sytuację, jej ostatnimi słowami i dłonią Adriana na brzuchu przyprawiającą ją o gęsią skórkę.
- Nie powiedziałem, że mnie to nie rusza – sprostował. – Tylko chciałem poznać powód. Niech mi pani poda naprawdę jeden powód, dlaczego? I nawet nie chcę słyszeć o tym, że chciała pani spełnić swoją wyuzdaną fantazję, czy zabawić się z… No, zostać moją pierwszą kobietą – podniósł nieco głos.
- Jesteś mężczyzną, naprawdę – stwierdziła poważnie. – I właśnie dlatego. Nie będę kłamać Adrian, to co powiedziałeś o tym, że byłabym pierwszą, ma pewne znaczenie, ale naprawdę jest to gdzieś z boku. Tak naprawdę zrobiłabym to, gdybyś nie był… Sam wiesz. No chyba, że byłbyś nadętym playboyem, bawidamkiem, wtedy nie miałbyś żadnej szansy u mnie.
- Zawsze chciałem to zrobić z kimś wyjątkowym, najlepiej z miłości, może się pani śmiać, bo to pewnie niecodzienne w ustach faceta, chociaż nie jesteśmy tacy znowu źli, ale… Pani jest wyjątkowa, to pewne, tylko… Ta miłość, to uczucie mi tutaj nie pasuje. Chciałbym się kochać z panią – przeszył wzrokiem jej oczy a ona wstrzymała oddech słysząc te słowa. – Tylko co z tego, skoro po wszystkim ubierze się pani i wróci do męża?
- Adrian, szalony jesteś… - pokręciła głową z niedowierzaniem. – I nawet nie wiesz jak bardzo mi się spodobało to, co powiedziałeś… - szepnęła bardziej zmysłowym tonem, niemal wprost do ucha.
- Co takiego konkretnie? – zaciekawił się.
- To, że chciałbyś się ze mną kochać. Nie rżnąć, nie pieprzyć, jak większość twoich kolegów, czy moich. Czy innych. Chcesz jeszcze bardziej intymnego wyznania?
- Tak… - zachęcił ją również spokojniejszym, cichszym głosem.
- Również chciałabym się z tobą kochać – szepnęła, z trudem uświadamiając sobie, że te słowa przeszły jej przez gardło, ale w tej sytuacji... – Mam nadzieję, że docenisz to, co powiedziała ci starsza kobieta, której powiedzieć czegoś takiego zdecydowanie nie wypada.
Milczał przez kilka sekund a potem ułożył wygodniej na łóżku.
- Pani profesor… - zaczął pytającym tonem.
- Tak…?
- Może jestem niedoświadczony, więc zapytam. Czy spowodowałem, że jest pani w uległym nastroju?
- Tak… - odpowiedziała dość ostrożnie, nie będąc pewną do czego zmierza.
- W bardzo uległym? – przechylił się spoglądając z bliska w jej oczy.
- Adrian, po prostu zapytaj, czego byś chciał…
- Chciałbym, żeby mnie pani całowała, tak jak wczoraj. Tak mocno, namiętnie, z uczuciem – wyjawił dość zaskakująco. – Ale nie usta, tylko w inne części ciała.
- W jakie? – zapytała czując, że krew płynie w żyłach szybciej.
- Podoba się pani moje ciało? Mnie się pani wypytywała, to niech teraz pani powie kilka słów więcej.
- Tak, podoba…
- Miało być kilka słów…
- Masz apetyczne nogi, jeśli chcesz wiedzieć, podobają mi się… Lekko umięśnione, fajnie opalone. Zawsze miałam słabość do tej części męskiego ciała. Ale klatka i brzuch też całkiem sympatyczne.
- To niech pani zacznie od góry – wskazał na klatkę piersiową.
Strasznie dużo kosztował ją ten pocałunek złożony na piersi ucznia. Nie była przygotowana na to. Raczej liczyła, że rzuci się na nią i zrobi co swoje a tu… A tu sama musiała się wykazać.
I kilka sekund wystarczyło, by wczuła się w rolę tak jak trzeba. Nie skłamała mówiąc, że jej stan uległości został doprowadzony do odpowiedniego poziomu. I to on wpływał, że posłusznie spełniała oczekiwania Adriana. A świadomość własnego posłuszeństwa w stosunku do piętnaście lat młodszego ucznia sprawiała, że z każdym pocałunkiem traciła kontrolę i angażowała się coraz silniej.
Co było o tyle łatwe, że ciało Adriana podobało się jej naprawdę. Nie był specjalnie umięśniony, ale te minimum przyzwoitości spełniał. Dodatkowo jego skóra miała przyjemny jasnobrązowy odcień. Z przyjemnością zerknęła na jego uda. Tak jak powiedziała, wyglądały apetycznie.
A i pozycja, w której się znalazła, wpływała na nią. Pochylała się nad coraz niższymi partiami ciała Adriana, całując brzuch a potem omijając bokserki i schodząc grzecznie w dół, zajmując się jego nogami. Poczuła w końcu dłonie licealisty na swoich plecach, delikatnie sunące w stronę pośladków. Tak, delikatnie, jakby mu się faktycznie do niczego nie spieszyło.
Dawała z siebie coraz więcej. Ta perwersyjna sytuacja sprawiała, że całowała jego nogi coraz zachłanniej, coraz namiętniej. Gdy poczuła jego dłonie na pośladkach, dotykające je lekko a potem ugniatające mocniej, nie pytając o nic i nie czekając na jakiekolwiek przyzwolenie, chwyciła za spodenki i ściągnęła je w dół wraz z bokserkami.
Wpatrywała się przez chwilę w leżącego dość swobodnie penisa. Nie był twardy, znajdował się wręcz daleko od tego stanu. Ten chłopak faktycznie był inny…
Miała ochotę… Ale wahała się, nie będąc pewną, czy jemu się to spodoba. Całowała więc okolice jego genitaliów, błądząc po nim ręką. Delikatnie przejechała palcem po penisie, czując, że pieszczenie miękkiego członka sprawia jej sporą przyjemność.
- Pani profesor – usłyszała głos chłopaka.
- Tak…? – odpowiedziała przeciągle.
- Niech pani mi obciągnie, pani profesor.
Zaskoczył ją. Spojrzała jednak z lekką dezaprobatą. Nie przestraszył się. Cóż, widocznie poczuł ochotę na przekonanie się o własnej dominacji i możliwość zwrócenia się do szkolnej nauczycielki w ten sposób zatriumfowała.
- Powtórz to… - poprosiła, chcąc usłyszeć raz jeszcze tę zaskakującą i rozkoszną prośbę.
- Czuję, że ma pani ochotę… Niech mi pani obciągnie. A przedtem chciałbym usłyszeć, że chce tego pani…
- Uhm… - mruknęła zmysłowo, zaskoczona jego prośbą i zaczerwieniona na twarzy spełniła ją. – Tak, Adrian, chcę ci obciągnąć…
Przymuszona do wypowiadania takich słów, po raz kolejny poczuła silny ucisk w dolnych częściach ciała. Delikatnie wysunęła język i pochylając się nad penisem polizała go po całej długości. Raz, drugi i trzeci. Adrian poruszył się niecierpliwie. A więc podziałało.
Ujęła członka w dłoń, tym razem nie liżąc a całując. Nie w żołądź, tylko u podstawy i przechodząc wyżej. Czuła, że twardnieje. Jeszcze nie imponował rozmiarami, jeszcze był dość miękki, ale… Uznała, że tyle wystarczy. Chciała poczuć coś specyficznego. Poczuć jak twardnieje w jej ustach. Od samego niemal początku aż po twardość jak stal.
To było cudowne uczucie. Czuła wszystko co możliwe, od rozkoszy, po poniżenie. Leżała naga na łóżku w mieszkaniu jednego ze swych uczniów i obciągała mu a jego dłonie sprawiały wrażenie coraz bardziej ożywionych. Coraz bardziej niecierpliwie błądziły po jej ciele, zostawiając coraz silniejszy odcisk na jej plecach, czy pośladkach. Tymi ostatnimi zajmował się teraz najczęściej, masując je lekko i ugniatając.
I nie wiedziała, czy to od tego, że ma jej ciało do swojej dyspozycji, czy od jej pieszczot, jego penis w jej ustach twardniał coraz silniej. Nie potrzebował wiele czasu a ona poczuła, że wypełnia ją w dużo większym stopniu i zaczęła przesuwać po nim swoje usta z coraz większą rozkoszą. Był już duży, twardy, stał prosto i mogła się z nim kochać. Albo nawet obciągać, jeśli Adrianowi pasowało takie właśnie określenie.
Zatraciła się w tym. To już było to wszystko. Oboje nadzy, jego dłonie na jej pośladkach i ona z jego penisem w ustach. Stało się to czego oczekiwała i pragnęła bardziej, niż gdyby to z pewnością miało miejsce w niedzielę w Antonówku. Oddawała się temu zajęciu za całą pasją. Całą sobą.
Spotęgowany ekshibicjonizm zaowocował tym, że przesunęła swe ciało tek, że Adrian miał jej tyłek jeszcze bliżej siebie i mógł się z nim zając bez przeszkód. Wykorzystywał to, ściskając pośladki bez końca, czasami też rozszerzając, jakby chciał popatrzeć na drugi otwór. Ale dziwnym trafem nie zajmował się jej cipeczką. Może to i lepiej, bo nic nie dekoncentrowało jej w tym czym się zajmowała.
Jego penis był coraz bardziej śliski. Nie była pewna, czy to za sprawą jej śliny, czy coraz większego podniecenia jego właściciela, ale było to mniej istotne. Za punkt honoru postanowiła sobie doprowadzić wszystko do finału. Obciągała z niesamowitą, nawet jak na nią pasją. Całowała, lizała, ssała, w najgorętszych momentach wydając z siebie pomruki.
Aż poczuła dużo mocniejsze ściśnięcie pośladka wywołujące porządny ból i gwałtowne drgnięcie Adriana. Zdyszana oderwała na chwilę głowę, nie przestając masować penisa. Sperma wystrzeliła, ale coś ją powstrzymało przed przyjęciem finału w usta. Uznała, że nie będzie to mieć dla niego znaczenia.
Uśmiechnęła się nieznacznie z ulgą po tej meczącej jeździe. Z satysfakcja obserwowała efekt swojej pracy. Pierwszy orgazm Adriana. Przynajmniej z udziałem kobiety. Miało to dla niej znaczenie.
Spojrzała w jego twarz. Był wyraźnie rozluźniony. Nic dziwnego. Rozłożył się na łóżku jakoś wygodniej. A ona… Wciąż czuła ekscytację. Jego potrzeby zostały spełnione, jej nie.
Ale nie nalegała. Wciąż czuła i w sobie i w powietrzu pełen namiętności żar. Ułożyła głowę na jego brzuchu, bokiem, delikatnie pieszcząc dłonią jego uda i genitalia. Sama poczuła dłoń Adriana we włosach.
Leżeli tak oboje przez dobrych kilka minut, nie mówiąc nic. Było to dla niej tak samo urocze, jak i dziwne. Urocze, bo wiadomo. Dziwne, bo… On ani nie komentował tego co się stało, ani nie wykorzystywał okazji, by macać jej nagie ciało a przecież spore jego fragmenty z pośladkami na czele, miał na wyciągnięcie ręki. Zamiast tego koncentrował się wyłącznie na jej włosach.
Boże, czyżby on, naprawdę się w niej…?
Drgnęła, uświadomiwszy to sobie, ale nie zdążyła rozwinąć myśli, bo poczuła jak dłoń Adriana zaciska się na jej włosach silniej i przyciąga ją w swoją stronę. Przewróciła się, mając nad sobą sufit.
Ale nie na długo. Adrian uniósł się, przybliżył jej twarz so siebie i nie czekając na nic, pocałował. Nie na sekundę, tylko tak dłużek. Tak, jak wczoraj w „Manhattanie”. Znów lizał się z nią ostro, ale tym razem, to ona była stroną bierniejszą a on dominował i to zdecydowanie. Zamknęła oczy, czując po raz kolejny ożywcze bicie serca, jego siłę, zdecydowanie i uczucie.
Właśnie, uczucie… Oderwał się od niej w końcu. Oboje ciężko dyszeli.
- Fajnie… - usłyszała pierwsze od dłuższego czasu jakiekolwiek słowo.
- No tak, fajnie… - wzruszyła ramionami z przesadną rezygnacją. – Tyle rzeczy mogłeś powiedzieć a tu…
- Chodzi mi o coś innego – dodał szybko a na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek. – Taka sytuacja… Gdy teraz to chyba pani zależy na tym, bym panią przeleciał…
- Przeleciał, jeszcze lepiej… A tobie na tym nie zależy… - spojrzała z udawanym wyrzutem i oderwała od niego. Wstała z łóżka, z trudem utrzymując równowagę. Ponownie skierowała się w stronę fotela, mając nadzieję, tak jak poprzednio, że ją powstrzyma.
Nic takiego się nie stało.
Z pewnym rozczarowaniem, włożyła na siebie majtki, potem stanik a na końcu sukienkę. Przez cały czas czuła na sobie spojrzenie Adriana, który też w końcu wstał podciągając spodenki.
- No to… Było miło i na tyle – spojrzała na niego, gdy stali już przy drzwiach.
- Wyczuwam, że jest pani obrażona, że nie poszło tak jak by pani chciała…
- Skądże – zapewniła, niezgodnie z prawdą. Ale to nie była już pora na robienie jakichś scen. – Do jutra – wyciągnęła dłoń, tak oficjalnie. – Zobaczymy się na pożegnaniu.
Usłyszała jakieś słowa, ale nie zwróciła większej uwagi. Tak. Była może nie tyle obrażona, ile jednak rozczarowana i skonsternowana. Nie takiego przebiegu się spodziewała. Liczyła na coś innego.
I była trochę zła. I z tego powodu, że nie wszystkie jej oczekiwania zostały spełnione i na to, że w ogóle jakieś oczekiwania miała. Może podeszła do tego zbyt sztampowo? To znaczy konkretnie do Adriana? Może faktycznie on był inny i nawet widok nagiej piękności, popularnej na całą szkołę nie zaburzył zdroworozsądkowego myślenia?
Niesamowite… Nie, żeby była zadufana w sobie, żeby zachłysnęła się swoją wybitnością. W żaden sposób. Ale życie i ludzkie reakcje nauczyły ją czegoś innego. Reakcje, jedne bardziej entuzjastyczne, inne stonowane, blokowane przez nieśmiałość. Ale nie w takiej sytuacji. Ciężko było jej sobie wyobrazić kogokolwiek innego, który postąpiłby w ten sposób. W ten, czyli nie biorąc w całości tego co dostał na tacy.
O tym rozmyślała przez całą drogę do domu. Z ulgą przekroczyła próg mieszkania. Przebrała się w coś mniej oficjalnego i zaczęła przygotowywać obiad, w głowie mając wciąż tylko jedno.

Wbrew temu, co zagnieździło się w mózgu Kamili, Adrian miał podczas całej wizyty spory problem z zachowaniem trzeźwego umysłu. Ale coś go blokowało. Pomijając wszystkie te zaskakujące wydarzenia, jak choćby wyznanie nauczycielki o tym co miało stać się w Antonówku, chodziło jeszcze o jedną rzecz, która nie mogła wyjść mu z głowy a o którą bał się zapytać.
Chodził nerwowo po mieszkaniu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Gdy usłyszał jak matka wróciła do domu, uznał, że nie wytrzyma dalej. Mimo nawoływań rodzicielki, że zaraz obiad, wsiadł na rower i przejechał parę ulic dalej, do zupełnie innej dzielnicy.
Wiedział gdzie znajduje się blok, który chciał odwiedzić. Znał też numer klatki i mieszkania. Był tu już kiedyś. Raz, ale wystarczyło by zapamiętać.
Stanął, zapiał rower i podszedł do domofonu. Wcisnął guzik.
- Cześć, Adrian z tej strony – gdy rozpoznał znajomy głos. – Możesz zejść na dół?
Wyczuł, że koleżka był zaskoczony. W sumie nic dziwnego, nie byli żadnymi bliskimi przyjaciółmi, ani nawet jakimiś kolegami. Ot, znali się trochę, spotkali arę razy w klubach. Kuba angażował się na scenie muzycznej, wprawdzie w innym gatunku muzycznym, ale mieli okazję spotkać się podczas paru imprez i poznać trochę bliżej.
No a poza tym, jego dziewczyna była sąsiadką Adriana.
Odczekał niecierpliwie dwie minuty. W końcu starszy o rok znajomy zszedł na dół. Drzwi od klatki otwarły się i Adrian zobaczył wyrażającą zdziwienie twarz długowłosego chłopaka.
- To, że masz już wakacje, nie znaczy, że inni mają – długowłosy przywitał się z Adrianem, podając dłoń. – Jak matura?
- Zdana – skwitował krótko Adrian. – I to nawet nieźle.
- I co teraz?
- Wyższa Szkoła Hip Hopu – twarz Adriana rozszerzyła się w uśmiechu.
- Tej a właśnie – ożywił się długowłosy. – Wiesz, wiara ode mnie z grupy doszła do wniosku, że mogłaby nagrać jakiś kawałek na nasz nowy album z jakimś raperem. Nie chciałbyś być tym „jakimś”?
- No… A co w zamian? – Adrian podrapał się w głowę, udając, że rozważa propozycję.
- W zamian możemy ci rozwalić gitarami twój – odparował znajomy drapiąc się pod pachami.
- To ja może wolałbym coś innego – oświadczył ostrożnie maturzysta.
- A co takiego?
- Informacji.
- Takie cuda… Na jaki temat?
- Dwa lata temu, jak jeszcze chodziłeś do liceum, doszło podobno do jakiegoś interesującego wydarzenia na wycieczce szkolnej – zaczął Adrian uważnie patrząc w twarz rozmówcy. – I czegoś o tym chciałbym się dowiedzieć.
- Wydarzenia…? O czym mówisz? – długowłosy zmrużył oczy. – Nawet jeśli doszło, to skąd o tym wiesz? I czemu cię to interesuje?
- Wiem od rudego. Filipa, tego koszykarza – nie spuszczał z niego wzroku.
- Jeśli wiesz od niego, to po co ci ja?
- Po to, że on może ściemniać. On mówi jedno, jego kumple co innego. A ja muszę wiedzieć.
- Czemu musisz? – teraz długowłosy wbił wzrok w rozmówcę.
- Warkocz, proszę… Nie pytaj. Jest taka sytuacja, że muszę i tyle.
- Haha… Też się w niej zakochałeś? No to jesteś stracony.
- Powiesz mi, czy będę musiał dalej kombinować?
- Mogę ci powiedzieć, co wiem, ale na cholerę ci to? Nie mam z tego żadnego pożytku…
- A po co ci pożytek? – zdenerwował się Adrian. – Nie możesz być po prostu kumplem? Co mam ci teraz przypominać, jak cię w tamtym roku holowałem do chaty przez pół miasta, bo sam nie byłeś w stanie a twoi kumple poszli w swoją stronę, jeśli w ogóle mogli?
- Dobra, dobra, chłopie, wyluzuj… - Warkocz uniósł w górę ręce, niczym w geście obronnym. – Co chcesz wiedzieć?
- Czy to prawda co się tam stało. To znaczy, że to się stało.
- Czekaj chwilę – Warkocz sięgnął do kieszeni, wyciągnął paczkę papierosów i zapalił jednego.
- No? – ponaglił Adrian.
- Nie powiem ci, bo nie mam pewności. Następnego dnia, w zasadzie nad samym rankiem, przed wyjazdem, rudy pokazał nam filmik. No i wszystko wskazywało, że to prawda.
- A co wskazywało, że nie?
- To, że jakiś czas później zaczął zaprzeczać i prosić wszystkich, którzy przegrali sobie filmik, żeby go skasowali.
- Co dokładnie mówił? – wyrzucił z siebie kolejne pytanie.
- Stary, nie pamiętam już. Że był faktycznie blisko, czy coś, ale ostatecznie to nie ona, tylko ktoś inny, podobny. No fakt, z filmiku jakby nie patrzeć nie dało się tego dostrzec na sto procent, że to ona. Jakość była taka jaka była a jej twarzy nigdzie nie udało się uchwycić.
Adrian milczał. Nie dowiedział się niczego nowego. W zasadzie wszystko to, co dokładnie tydzień temu, w piątek, podczas wieczornych rozmów po mini koncercie w Antonówku.
- Masz jeszcze ten filmik? – zapytał nagle w przypływie nadziei.
- Zależy kto pyta… - odpowiedział ostrożnie Warkocz zaciągając się papierosowym dymem.
- Czyli masz… Boisz się czegoś, czy co?
- Wiesz… Umowa była taka, że kasujemy, poza tym wiesz… Rozpowszechnianie tego czegoś wiąże się z określonymi konsekwencjami. A skoro ta sprawa jest tak dyskusyjna…
- Prześlij mi – powiedział niemal rozkazującym tonem.
- Przecież powiedziałem coś przed chwilą – skrzywił twarz Warkocz wyraźnie się drocząc.
- Mi akurat możesz zaufać – nie ustępował maturzysta. – Nie rób jaj, tylko prześlij a ja po obejrzeniu skasuję, dobra?
- Jak tam chcesz – wzruszył ramionami znajomek. – Widzę, że ostro cię wzięło. Tylko nie bądź potem rozczarowany.

- Dominika jest jakby to powiedzieć… Inna, niż zawsze – stwierdziła Kamila zabierając się do wieczornej toalety.
- Jednak też? No i tobie coś dzisiaj nie wyszło. Coś kiepsko z wami, dziewczyny – skwitował Daniel w swoim stylu.
- Tak, też – Kamila, mimo nienajlepszego humoru postanowiła nie wchodzić w słowne pojedynki z mężem.
- No, ale w czym to się objawia? – zapytał poważniej. – Chce czegoś więcej, tak jak się obawiałem, czy jakoś inaczej to wygląda? Jest zadowolona, czy przygnębiona.
- No właśnie i taka i taka. Ma wahania nastrojów.
Milczeli przez moment.
- No dobrze. I co ty na to? – zapytał po chwili Daniel.
- A co ja na to mogę? – odpowiedziała w przesadnie zdziwionym stylu.
- No ty byłaś organizatorką całego zamieszania. Teraz na twojej głowie jest to, aby jej postawić szlaban, albo przeciwnie, podnieść go wysoko w górę.
- A swojej opinii nie wygłosisz?
- Przecież znasz ją od lat trzynastu – wzruszył ramionami. – Gdyby Dominika mnie nie kręciła w żaden sposób to bym w to w ogóle nie wchodził. Więc, owszem, mam do niej pozytywny stosunek, ale tylko tyle i nic więcej. Ale nie powiem, trochę szkoda mi jej.
- Tak? I nie chciałbyś, aby zacieśniać z nią znajomość co jakiś czas? – spojrzała z uwagą.
- Nie kpij… Nawet jeśli coś takiego można byłoby ciągnąć dalej, choć mnie to nie interesuje praktycznie w ogóle – zastrzegł. – To jak długo? Ona widzi we mnie coś więcej a ja jej tego nie dam. W pewien sposób marnujemy jej życie.
- Za daleko to zaszło… - przyznała z wolna Kamila.
Rzadko wracała myślami do wydarzeń sprzed pięciu dni. Jej odczucia były mocno ambiwalentne. Tak, z jednej strony niespodziewanie mocno nakręcił ją widok Daniela panującego w całości nad inna kobietą, młodą, z pewnością atrakcyjną. Ale z drugiej, to był właśnie jej mąż. Podniecenie z jednej strony, zazdrość z drugiej…
- Dobra, rozwiążemy to później – machnął ręką Daniel. – Nie czas na to.
- A na co teraz jest czas? – zapytała opierając się o framugę i składając ręce na piersiach.
- Na ciebie – odparł krótko podchodząc bliżej.
Sięgnął dłonią między jej nogi, ściągając majtki w dół. Nie broniła się w żaden sposób. Przecież sama tego chciała.
I wziął ją tak, jak tego chciała. Ani jakoś ostrzej, ani bez gry wstępnej, która obojgu wydała się zbędna. Potrzebowała tego. To znaczy jego. Jego dowodu miłości. Po tych wydarzeniach z ostatnich dni i jeszcze dzisiejszego południa. Po prostu jego zdeterminowanego, błyszczącego spojrzenia, dłoni trzymających ją mocno i penisa wchodzącego w jej cipkę w taki rytmie w jakim właśnie wchodził.
Nie musiało być długo. Te kilka minut jazdy w normalnym tempie wystarczyło. Poczuła się zarazem spełniona jak i uspokojona.
Po wszystkim pożałowała tylko, że zamiast śladem Daniela, udać się do łóżka, musiała jeszcze zaliczyć kolejny tego dnia prysznic.

Rozdział 8. Ostatni dzień w szkole.

Adrian stał na środku auli a razem z nim około sto pięćdziesiąt osób, kończących w tym właśnie dniu szkołę średnią. Nie licząc iluś pechowców, którym na maturze powinęła się noga.
Spojrzał za okno. Było pochmurnie. Tak, jakby pogoda dostosowała się do tej uroczystości. Bo nie było czego ukrywać, kończyli pewien okres w życiu i byli tego świadomi. Radowali się nieliczni, resztę maturzystów ogarniał jakiś sentymentalny żal.
Jego zresztą też.
Starał się o tym nie myśleć. Zamiast tego nieustannie patrzył w siedzące w pierwszym rzędzie, bądź znajdujące się na scenie grono nauczycielskie. Wyszukiwał jednej nauczycielki, ale na daremno. Było dobrze schowana gdzieś między swoimi.
W końcu jednak i ona wyszła na scenę, przygotowując się do rozdania świadectw maturzystom ze swojej własnej klasy. Wbijał w nią wzrok, usiłując znaleźć odpowiedzi na kilka pytań. Przede wszystkim na to, czy wczorajsze wydarzenie wywarło na nią jakiś wpływ.
Chociaż to głupie… Jeśli wywarło, to przecież niemożliwe, by okazywała to tutaj, na oczach nauczycieli i uczniów. Blisko dwustu osób. No jasne…
Ignorował zaczepki ze strony kolegów i koleżanek. Nie brał udziału w rozmowach. Bo w sumie, gdyby nie to, że miał taki charakter a nie inny, nie mógłby rozmawiać o niczym innym, niż o tym, co miało miejsce dwadzieścia cztery godziny wcześniej.
Zbliżając się w kolejce do podwyższenia, już w ogóle nie spuszczał oczu z nauczycielki. Co ona czuła, wczoraj, teraz…? Jak zachowa się, gdy przyjdzie jej spojrzeć w oczy temu, któremu wczoraj…
Ogarnął się, opanował, widząc, że przed nim stoją już tylko dwie dziewczyny. Odczekał z niecierpliwością kilkadziesiąt sekund, aż pani Kamila wyczytała jego nazwisko i podszedł i on. Nic się nie zmieniło. Na jej twarzy dostrzegł lekki uśmiech, tak jak w przypadku wręczenia świadectw poprzednikom. Pożegnalny uścisk dłoni był nawet mocny, ale…
- Gratuluję Adrianie – usłyszał tylko i potem to samo z ust stojącego metr dalej dyrektora szkoły.
Pożegnalny… Poczuł skurcz w gardle. Czy to właśnie tak się skończy? Czy to już, teraz? Jeszcze kilka słów na osobności z całą klasą i to koniec? Dotarło to do niego z całą mocą. Nie, nie mogło tak być.
Patrzył na to jak wygląda. Elegancko, z klasą, kobieco, w białej koszuli, ciasnej, ciemnej spódniczce do kolan, z lekkim makijażem, zaczesanymi włosami, wysoka, wymuszająca w ten sposób pewien dystans i respekt. Piękna, po prostu piękna. Zjawiskowa wręcz. Ideał ideałów. I ona wczoraj miała w ustach jego penisa…
Nie by w stanie oderwać oczu. Zmusił się w końcu do tego, gdy zrozumiał, że wygląda i zachowuje się jak ostatni idiota. Na szczęście ich klasa była ostatnią. Dyrektor zaprosił jeszcze wszystkich do swoich klas na ostatnie spotkanie z nauczycielami.
Ale akurat oni nawet nie weszli do sali, w której przez trzy lata najwspanialsza nauczycielka pod słońcem prowadziła z nimi lekcje języka polskiego.
- Nie wiem, czy jest sens – usłyszał głośniejszy, niż zwykle głos wychowawczyni. – Widzę, że niektórym z was się spieszy, więc… No, jakby to powiedzieć – na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, jeszcze bardziej dodający właścicielce uroku, tak, jakby go jej brakowało… - Dziękuję wszystkim za te trzy lata. Rozumiem, że nie wszystkim było tak miło i być może ja też przyłożyłam do tego rękę, jeśli tak to przepraszam…
Kilka osób zaśmiało się. Tak, wszyscy byli podekscytowani. Z różnych powodów.
- No to jeszcze ta impreza… - rzuciła któraś z uczennic.
- No tak… Tak jak to było proponowane, to rzeczywiście możemy gdzieś pójść na lody i inne rarytasy. Jeżeli ustaliliście już termin…
- W przyszły piątek w ‘Zefirze”, tam z reguły jest sporo miejsca – poinformował ktoś inny.
- To i ja postaram się pojawić, mam nadzieję, że nic poważnego mi nie wypadnie, no i spotkamy się w trochę luźniejszej atmosferze. A teraz, cóż… - splotła dłonie na wysokości dolnych partii brzucha, rozglądając się wokół. – Nikogo nie zatrzymuję. Jeżeli są osoby, z którymi już się nie zobaczę, to życzę miłych wakacji i szczęścia w życiu. To chyba wszystko…
Adrian milczał. Wpatrywał się w wychowawczynię, szukając momentu, w którym zostałaby sama. W sumie koledzy i koleżanki dość szybko zaczęli kierować się w stronę wyjścia, albo po prostu zajmować sobą nawzajem. Zauważył, że pani profesor wykonała gest, jakby sama chciała się oddalić. Nie mógł czekać dłużej.
- Pani Kamilo – odezwał się, zatrzymując ją w pół kroku. – Ja chciałbym jeszcze w jednej sprawie, na osobności – rzucił okiem w stronę klasowych drzwi dając jasno do zrozumienia, o co mu chodziło.
Z ulgą stwierdził, że nauczycielka, mimo zawahania, wyciągnęła klucz i otworzyła drzwi. Wszedł do środka a ona za nim. Odwrócił się natychmiast i patrzył jak zamyka drzwi. Sięgnął dłonią i przekręcił zatrzask. Spojrzała na niego zaskoczona, ale i chyba lekko poirytowana.
- Jest pani na mnie zła za wczoraj?
Stał naprzeciw niej, tuż przy drzwiach. W ten sposób była uwięziona między nim a korytarzem. Pewna ulgę przyniósł mu fakt, że nie próbowała zmienić tej niekorzystnej sytuacji. Starał się analizować błyskawicznie i to wskazywało na to, że jednak chyba miał na nią jakiś wpływ.
- Dlaczego mam być zła?
- Takie odniosłem wrażenie. Że chciała pani czegoś innego.
- Niełatwo mi się rozmawia o tym w takiej konfiguracji – odparła dając jasno do zrozumienia, że czuje się uwięziona.
- Wczoraj rozmawialiśmy w innej – starał się mówić normalnym głosem, choć w środku w nim kipiało.
- Wczoraj, było wczoraj – nie wytrzymała jego spojrzenia i robiąc unik, przeszła obok niego, kierując się w stronę biurka.
- Nie mam prawa narzucać pani czegokolwiek, ale niech pani nie stosuje takiej retoryki.
- A to dlaczego? – zaciekawiła się.
- Bo w czwartek była pani inna, wczoraj inna i inaczej wyglądały nasze kontakty. A dzisiaj jest pani, taka…
- No słucham. Jaka? – oparła się o biurko, krzyżując ręce na piersiach i patrząc na niego przenikliwie z przekrzywioną nieco głową.
- Oschła. I to być może z mojego powodu. Takie odnoszę wrażenie, że wczoraj nie skończyło się tak, jakby pani tego chciała.
- Już o tym mówiłam, że wczoraj to było wczoraj a dzisiaj jest inny dzień.
- I to wszystko wyjaśnia? – w jego głosie zabrzmiała gorycz. – Tak ma to brzmieć, wczoraj chodziła pani po moim pokoju z gołym dupskiem, obciągała mi pani a dzisiaj nie chce mnie znać?

Mimo, że spodziewała się podobnych słów, uderzyły ją. Zamrugała i wyprostowała się podchodząc bliżej. Widziała, że jej postawa trochę go zdeprymowała. Zrobił krok w tył. Nie wiedziała co zrobić, ale może wyczytał coś w jej oczach i ubiegł jej ruch. Ni stąd, ni zowąd, chwycił ją za dłonie, obrócił i przycisnął do drzwi.
- Adrian, puść mnie natychmiast! – zażądała silniejszym głosem.
- Nie – postawił się twardo. – Jedna rzecz będzie mi pani musiała wyjaśnić.
- Nie mam absolutnie zamiaru ci niczego wyjaśniać, szczególnie wobec twojego zachowania. Puścisz mnie, czy nie?
Tak, trochę się wkurzyła na niego. Co, jak co, ale nie była przyzwyczajona do takich zachowań ze strony podopiecznych.
- Zaraz – nie ustępował, ale jego uścisk zelżał. – Ja byłem wobec pani szczery, opowiadając pewne rzezy, prawda? Chciałbym, żeby mi pani opowiedziała coś szczerze. Czy naprawdę tak wiele wymagam?
- Adrian, nie lubię takiego terroru, dobrze? – oznajmiła spokojniej. – Puść mnie, to ci opowiem, choć nie mam pojęcia o co ci chodzi.
Puścił. Wyprostowała się, poprawiając koszulę. Spojrzała mu w oczy, czekając na jego słowa.
- Co się stało dwa lata temu na pewnej wyciecze z kilkoma klasami? – zapytał.
Tego akurat się nie spodziewała. Poczuła występujący na jej twarz rumieniec. Stara historia wróciła do niej ze zdwojoną siłą. Nie wytrzymała, pod naporem jego oczu, skierowała wzrok gdzieś w bok.
- Skąd w ogóle wiesz o czymś takim? – zapytała. – I dlaczego wierzysz różnym pogłoskom?
- Pani nie mówiła mi osobach trzecich, ja też zostawię to dla siebie, w porządku? Nie wiem, czy to pogłoski, pytam panią. Chcę by mi pani powiedziała.
- Co chcesz konkretnie wiedzieć?
- To, czy te dwa lata temu, była pani z jednym z uczniów… Konkretnie z Filipem. Koszykarzem, rudym. Wie pani dobrze zresztą. Czy była pani z nim…
Urwał, bo sprowokowała go do tego znów wyrywając się z jego osaczenia i przechodząc na środek klasy.
- Zdradź mi dlaczego cię to interesuje – starała się trzymać fason.
- Już powiedziałem. To dla mnie ważne. I powiem pani dlaczego, ale dopiero, gdy usłyszę odpowiedź.
- Ładny szantażyk… - powiedziała to raczej, byleby coś powiedzieć. – To powiedz mi chociaż skąd znasz tą historię?
- Od kilku osób, nieważne kogo – usłyszała odpowiedź. – Nie oni są ważni, zresztą może nawet nie zwróciłbym uwagi na te pogłoski, gdyby nie ta sprawa z nim i z ciotką.
- Jaka sprawa? – zapytała, chociaż przecież wiedziała. Przynajmniej w jakimś stopniu.
- No ta, którą prowadziła ciotka. I wtajemniczyła mnie w nią trochę. Zasugerowała, że mogę go poczęstować marihuaną a z racji tego, że obracam się w takim środowisku a nie innym, mam łatwy dostęp i jest to naturalne. No i w sumie znam też trochę koszykarzy, więc dostałem zadanie by wypytać ich o niego, to znaczy jakieś zwyczaje, gdzie chodzą na imprezy na przykład…
- A więc odegrałeś w tym wszystkim całkiem sporą rolę? – spojrzała mu w oczy, dość zaskoczona jego słowami.
- Trochę tak – przyznał. – W każdym razie, w którymś momencie zacząłem się zastanawiać, dlaczego akurat on? Co było powodem? Bo to wyglądało tak, jakby miał zostać celowo wystawiony. Ale ciotka nie chciała mi powiedzieć. Zamiast tego kazała mi się z tym zwrócić do pani. Więc pytam.
Poczuła się znów osaczona, ale tym razem w inny sposób. Nie fizyczny, tylko duchowy. Szybka analiza tego co usłyszała doprowadziła do jednego wniosku. Nie było sensu tego ukrywać. Adrian połączył ślady prawidłowo.
- I jeśli usłyszysz, że to prawda, to co wtedy?
- Chcę się dowiedzieć, czy to prawda, po prostu.
- Tak… - nie czekała z udzieleniem odpowiedzi dłużej niż sekundę, chcąc mieć to za sobą. – W wyniku pewnych wydarzeń i swojej własnej głupoty posunęłam się za daleko. Nie sądzę, by interesowały cię szczegóły, więc chyba tym poprzestaniemy.
Spojrzała mu w oczy, czując drżenie ciała. Pewność siebie opuściła ją, bo po tym wyznaniu poczuła się, jakby stała przed nim naga.
- No… - dodała, widząc że milczy i przechodząc ponownie w stronę drzwi. – Teraz już pewnie szanowana nauczycielka jest po tych wszystkich sytuacjach ostatnią dziwką, z którą nie chcesz mieć do czynienia, tak?
- Wcale nie – odpowiedział tak zdecydowanie, że uwierzyła mu od razu. – Nie wnikam w szczegóły. Nie o to mi chodziło.
- A o co?
- O to, czy mi to pani powie, czy się pani do tego przyzna – wyjaśnił – Ja nie miałem tej pewności, chociaż wczoraj, przyznaję, oglądałem ten filmik chyba przez dwie godziny, analizując co i jak. Byłem prawie pewny, że to pani, ale tylko prawie…
- Filmik? – zaniepokoiła się, ale tylko trochę. - Pięknie, co jeszcze…?
Podniósł wzrok i zbliżył się do niej, po raz kolejny osaczając ją przy drzwiach. Tym razem poczuła coś innego. Był już spokojniejszy, taki jak prawie zawsze przez te trzy lata. Widocznie to co powiedziała, o dziwo faktycznie wpłynęło na niego pozytywnie. Ale jakim cudem? Toż chyba powinien splunąć jej w twarz…
- To co pani robiła, to pani sprawa i ja w to nie wnikam. Nie pytam o szczegóły, choć wspomniała pani, że na skutek pewnych wydarzeń i ogólnie… Wiec rozumiem. Mi chodziło o coś innego.
- I powiesz mi w końcu? – niemal czuła jego oddech na twarzy.
- Tak. Tak jak pani ma swoje priorytety w stosunku do facetów, o których zresztą coś pani opowiadała, tak ja mam swoje. Nie byłem wczoraj pewien pani intencji. Mimo, że pani zaprzeczała co do jakichś moich delikatnych podejrzeń, to nie mogłem tak do końca pani zaufać. Ja muszę wiedzieć, że ktoś jest wobec mnie uczciwy. Muszę, to jest warunek konieczny. Stąd wczoraj nie mogłem otworzyć się tak jak pani pewnie oczekiwała i stąd dzisiejszy test. Chyba się pani nie obrazi, że tak to nazwałem. W każdym razie okazało się, że powiedziała mi pani prawdę. Trudną prawdę, co jest warte podkreślenia.
- I to był powód…? – zapytała z niedowierzaniem przyjmując to wyznanie.
- Tak, ten. Gdybym był pewny, wczorajszy dzień potoczyłby się trochę inaczej. Co nie znaczy, że żałuję , że się nie potoczył… Tylko, że chyba pani żałuje.
Milczała chwilę, patrząc mu w oczy. Jego bliskość, osaczenie, tym razem nie były aż tak deprymujące jak na początku. Wręcz przeciwnie, zaczęła się w tej konfiguracji, jak to określiła, czuć zadziwiająco przyjemnie.
- To chyba ja jestem ci coś dłużna po tym wszystkim – zareagowała w końcu.
- W jaki sposób dłużna? Dlaczego?
- No choćby za to co robiłeś dla mnie. Czy poniekąd dla mnie, albo raczej z mojego powodu. Mam na myśli tą sprawę i wolałabym, żebyśmy już do niego nie wracali – uznała, że dość jasno dała do zrozumienia, iż chodzi o Filipa.
Kiedy stała przed nim, wróciły nagle te uczucia przyhamowane przez wczorajsze nie do końca satysfakcjonujące ją wydarzenia. Jeszcze wczoraj wieczorem, gdy rozmawiali z Danielem, pomyślała, czy to aby nie dobry moment, aby skończyć z tymi fantazjami dotyczącymi mieszania obcych osób w ich życie. A teraz…
I nie wiedziała, że największy szok jeszcze przed nią.
- Nie chciałabym, by pani traktowała to, jako dług wobec mnie. Tym bardziej, że nie mam pojęcia jaki rodzaj zapłaty miałaby pani na myśli, ale nieważne – urwał, ale ona zdążyła się zaczerwienić.
- Nie to miałam na myśli Adrian. Aczkolwiek dalej uważam, że jestem ci coś winna.
- Ja tak nie myślę – wzruszył swobodnie ramionami. – Ale… - urwał patrząc w nią niezbyt pewnie. – Wiem, że gdyby powtórzyła się sytuacja jak wczoraj, to teraz… Teraz naprawdę chciałbym się z panią kochać.
Nie spuściła wzroku, choć czuła, że rumieniec na twarzy się powiększa zdradzając jej skrępowanie. Nie no…
- Adrian… Przecież nie tutaj… Zresztą co ty w ogóle… - pokiwała desperacko głową, chcąc wyrwać się z tego osaczenia, ale tym razem zatrzymał ją. Mało tego, objął ją mocno w talii i przytulił do siebie, tak, że zaparło jej dech w piersiach.
- O tym, że teraz jestem pewny. I siebie i pani. Jest pani najwspanialszym zjawiskiem. Wiem, że to dla pani niewiele, bo słyszała pewnie pani takie słowa dziesiątki razy, ale nic lepszego nie powiem. I mogę się zwierzyć z czegoś innego. Dzisiaj, gdy odebrałem od pani świadectwo i uświadomiłem sobie, że te słowa… Mogły być ostatnimi jakie od pani w życiu usłyszałem, serce podeszło mi do gardła i jakbym dostał paraliżu. A potem w oczach, niemal stanęły mi łzy…
- Cooo…? – wyjąkała, robiąc oczy wielkie jak balony.
- Właśnie to. Nie mogłem tego tak zostawić. Gdyby się pani nie zgodziła, aby wejść do klasy, chyba bym tu panią zaciągnął siłą. Wie pani dlaczego. Jest pani cudem, po prostu…
Nogi się pod nią ugięły. Takiego wyznania się nie spodziewała. Zrozumiała, teraz już z całą pewnością, że jednak coś dla niego znaczy. Nie jej ładna buzia, zgrabna figura, czy coś tam… Ona, Kamila. Oddech stał się kilka razy głębszy.
- Chcę się z panią kochać – dodał jeszcze. – Choćby tutaj, ale chcę…!
- Adrian, ale… - nie dokończyła bo jej uczeń zamknął jej usta swoimi własnymi. Jeśli myślała o stawianiu oporu, to zaniechała go w ciągu sekundy. Nagle jakby przeniosła się do tych romantyczniejszych momentów, choćby sprzed dwóch dni, gdy całowała się z nim w tak namiętny i szokujący sposób w „Manhattanie”.
Wtedy to był szok, ale teraz utopiła się w jego ustach tak naprawdę, w całości.
- Chcę zobaczyć panią nago – sapnął, gdy oderwał się wreszcie pozostawiając ją w ciężkim szoku. Trzymał ją i czuła się bezpiecznie, bo gdyby nie jego silne dłonie, znalazłaby się niewątpliwie na podłodze.
- Ale Adrian…! – bardziej wyszeptała z przejęciem i cichym krzykiem. – To szkoła, tu są ludzie, przecież…!
- Guzik mnie to obchodzi – przerwał zdecydowanie a ona w jego oczach nie widziała rozbawienia i rozwagi, tak jak tydzień temu, gdy na wzgórzu w Antonówku opowiadał o Inkwizycji. Widziała szaleństwo. Może trochę kontrolowane przez jego wrodzoną rozwagę, ale jednak dominujące.
Kochał ją i pożądał. A ona…
A ona, oparła się o ławkę, gdy swoje ręce skierował ku guzikom w jej koszuli, rozpinając je niecierpliwie. Nie reagowała, otumaniona, zaszokowana. Nie wierzyła, że to się dzieje. To było zupełnie inne przeżycie, niż wczoraj u niego w pokoju.
Ocknęła się w jakiś sposób, gdy koszula leżała obok a on dobierał się do stanika. Chwilę później poczuła, jak jej piersi uwalniają się spod materiału. Znów poczuła czerwień na twarzy.
– Adrian – powstrzymała go drżącym głosem i zdecydowanie wyciągniętą ręką.
Zawahał się, faktycznie zatrzymany na chwilę. A ona… Wstała na tyle, na ile pozwoliły jej własne nogi i… Zamiast zatrzymać ten absurd, sama nie wierząc w to co robi, rozpięła spódniczkę, zdejmując ją z siebie. A chwilę później, jakby nic, ściągnęła z siebie również majtki.
Stanęła wyprostowana. Na dwie trzy sekundy, bo na tyle pozwoliło jej ciało, drżące pod wpływem nieziemskich emocji. Stanęła, wyprostowana i naga. W klasie, w której uczyła od ośmiu lat, w której przez ten okres przewinęło się kilkuset uczniów. Stała w towarzystwie rozpalonego i zakochanego w niej ucznia, prezentując mu swe nagie ciało. Niby tak jak wczoraj a zupełnie inaczej…
- Boże… - jęknęła tylko zdradzając w tej krótkiej chwili całą swą uległość. Jeżeli w ogóle cokolwiek jeszcze pozostało do zdradzenia…
Ucisk w podbrzuszu i uginające się gwałtownie nogi zmusiły ją do tego by usiadła na ławce. Gdy w tym samym momencie, Adrian dużo szybszym tempem pozbył się koszuli i teraz ona mogła podziwiać jego nagość. Jego bardzo przyjemny w odbiorze tors, takie same ramiona. Tak, wyglądał niezwykle apetycznie. Może nie żaden ideał, ale fajnie. To na pewno. Patrzyła z przyjemnością, czując wilgoć w środku.
Tylko nie wiedziała, czy przyjemność to odpowiednie słowo. Przecież w tych warunkach, jej ciałem rządziły wszystkie możliwe emocje. Lekcyjna sala, uczeń, cały ten tydzień, jej nagość, jego ciało, szkoła, kręcące się w innych salach osoby, nauczyciele i uczniowie, ona naga, jej uczeń nagi i to co było już nieuniknione… Cała ta absurdalna perwersja…
Dostała niemal drgawek, w oczach pociemniało, gdy zbliżył się do niej rozpinając spodnie. Z ust wydobył się drżący jęk. Wzrok padł na wydobywającego się z opuszczonych spodni naprężonego penisa. Jego dłonie delikatnie, ale zdecydowanie chwyciły jej uda, rozsuwając je szerzej.
Choć te słowa były zarezerwowane tylko dla jednego mężczyzny w jej życiu, nie mogła się powstrzymać…
- Adrian… Zrób ze mną wszystko co tylko chcesz…
Jej słowa zrobiły na nim odpowiednie wrażenie. A z ust wydobył się niekontrolowany jęk, gdy chwycił jej uda silniej i przyciągnął trochę do siebie.
Panował już nad jej ciałem absolutnie, mając widok na wszystko. Na jej nagie piersi i cipkę. Jego zdecydowanie sprawiło, że jej nogi rozjechały się szeroko w bok. A on… Co przyjęła z zaskoczeniem, ale  i jeszcze większym nakręceniem, jeszcze się nie spieszył. Jeszcze większą uwagą poświęcał pieszczotom nóg, niż tym na co niecierpliwie czekała ona sama.
Gładził jej uda, ściskał mocno, nawet pocałował, przynajmniej w tych miejscach, które były bardziej dostępne. Widocznie, tak jak zdradził wcześniej, ta część ciała podobała mu się niesamowicie mocno.
A może traktował to jako element przyspieszonej gry wstępnej? W każdym razie patrzyła na to wzdychając ciężko. A serce zabiło mocniej, gdy jego usta oderwały się od nóg, a ruchem rąk rozłożył jej nogi jeszcze szerzej jednocześnie trzymając je mocno w dłoniach. Tak, czuła się zniewolona i naprawdę chciała, by zrobił z nią wszystko, wiec dlaczego jeszcze…? Tak zahipnotyzowana, jak i nieco zniecierpliwiona patrzyła na znajdującego się tuż przed jej cipką sterczącego penisa. Drgnęła, gdy otarł się o nią, ale mimo tego wciąż…
- Niech pani to powie, chcę to usłyszeć – usłyszała jakby z oddali jego cichy głos.
- Ale co? – zapytała jękliwie z pewnym zaskoczeniem.
- Że chce pani bym wszedł.
- Już to mówiłam Adrian, że możesz zrobić ze mną…
- Nie tak. Konkretnie, że chce pani tego.
- Wejdź we mnie Adrian – poprosiła niemal. – Chcę cię poczuć. I jego.
Znów drgnęła, czując napór jego członka. Wreszcie… Ale on wciąż… Nie no, wchodził, ale powoli, strasznie powoli. Wręcz milimetr po milimetrze. Tak, jakby jego właściciel napawał się każdą sekundą tego momentu, każdym mikrodystansem, który udało mu się pokonać.
Nakręciło ją to nieprawdopodobnie silnie. Rozszerzyła oczy. Co to był za spektakl…
Robił to niesamowicie, niepodobna, żeby celowo, bo nie był przecież wytrawnym graczem, tylko po prostu zakochanym chłopakiem. Robił to więc tak, bo tak chciał. Tak czuł. Oddziaływało to na nią niewiarygodnie. Drżała, niczym nastolatka przed pierwszym razem z chłopakiem swojego życia. Gdy tak naprawdę robiła to z kimś, kto zwracał się do niej per „pani”.
- Rób tak… - ledwo usłyszała własny szept. – Oddaję ci się cała, nie widzisz…?
- Widzę… - jego cichy głos również brzmiał inaczej, niż zwykle.
A jego penis był już coraz głębiej. Po tym długim preludium teraz wchodził w nią trochę szybciej. Aż dotarł do końca, wyrywając kolejny cichy, przeciągły jęk z jej ust. I zatrzymał się. Chyba po to by swoim podekscytowanym wzrokiem spojrzeć w jej oczy, która ona pod wpływem tego spojrzenia zamknęła.
Ale tylko na chwilę, bo gdy znów zaczął się niej poruszać coś nakazało jej je otworzyć. Nie chciała uronić ani sekundy z tego przeżycia. Chciała zapamiętać każdy moment, każde wycofanie penisa i każde natarcie.
Dlatego oparła się nieco na łokciach, by widzieć to wszystko lepiej. By widzieć coś niemożliwego. Twardego penisa jej ucznia wdzierającego się w nią powoli, spokojnie, namiętnie, ale też nieuchronnie, zdecydowanie. Z jej cipki niemal się lało, gdy z uwagą przypatrywała się jego posunięciom. Gdy patrzyła na to i przyjmowała do świadomości cały kontekst tego wydarzenia.
Pomrukiwała lekko. To, że oddała mu się w całości było dla niej czymś nieprawdopodobnym i nie zmieniały tego niedawne wydarzenia z Antonówka, czy wczorajszego dnia.
To wszystko… Jego penis poruszający się w jej cipce coraz szybciej, jego dłonie silnie trzymające jej uda. Te uda, rozwarte szeroko… Jej ciało przesuwające się nieznacznie po szkolnej ławce w rytm ruchów Adriana, dominującego nad jej nagim ciałem, nad nią samą, nad swoją licealną nauczycielką, porządną, kobiecą, zasadniczą, której w normalnych czasach nigdy nie przyszłoby do głowy coś podobnego…
- Aaaach…! – wydarło się z jej ust głośniej a ona poczuła dość nieoczekiwany skurcz, zaciskające się mięśnie i to, że ciało na chwilę zdecydowanie przejmuje kontrolę nad nią samą.
Opadła na ławkę chwilę później, spełniona, ale przecież jego penis buszował w niej wciąż. Doszła szybciej, niż on. W pewnym stopniu odebrała to poniżająco. On, debiutujący i to w jeszcze pewnie bardziej dla niego podniecającej sytuacji, wciąż dążył do spełnienia, gdy ona poddała się temu szybciej.
Ta świadomość nakręciła ją jeszcze mocniej. Znów, choć jakby bardziej na trzeźwo skupiła się na obserwowaniu tego co się dzieje. Znów oparła się na łokciach patrząc, to na penisa wsuwającego się w jej cipkę, to na jego lekko spocony już tors, to w jego oczy, albo i lekko rozchylone usta, które już kilka razy całowała z pasją i namiętnością. A teraz wydobywał się z nich przyspieszony oddech, który czuła na twarzy. Znów poczuła, że się zbliża…
Tym bardziej, gdy sekundę później przesunął dłonie wzdłuż jej ud, przyciągając je do siebie jeszcze mocniej, jeszcze silniej zaznaczając swoją dominację i jeszcze szybciej penetrując jej cipkę. Wiedziała już co to oznacza. Że od momentu, gdy on po raz pierwszy eksploduje w kobiecie dzielą ją powoli sekundy.
Jej usta rozwarły się szerzej i poczuła drugi w ciągu tej chwili orgazm by chwilę później poczuć, że z twardego penisa wylewa się do jej wnętrza lepka ciecz.
- Boże… - odetchnął głęboko wreszcie on urywanym głosem.
Jego penis powoli wysunął się z wnętrza a on sam wyprostował się, ale tylko na chwilę. Sama Kamila poczuła się niezwykle osłabiona. Mimo świadomości, że znajduje się w szkole, ułożyła się wygodniej na ławce niczym w bezpiecznym, domowym łóżku.
Bardziej wyczuła, niż zobaczyła, że Adrian przyklęknął z boku, obok niej całując pieszczotliwie w ramię. A jego dłonie wylądowały na brzuchu, udach, przesuwając się delikatnie i jakby leniwie.
Zamknęła oczy, chłonąc to wszystko co się wydarzyło w ostatnich minutach i co się działo teraz.

Znała adres, ale przemyślała sto razy, czy jechać. Uznała jednak, że lepszej okazji mieć już nie będzie. Kamila siedziała w szkole na pożegnaniu klas maturalnych. Ona sama nie była tam potrzebna. Nie prowadziła żadnej klasy, w trakcie roku nie miała zajęć z żadnych z tych klas.
Wiedziała, że takie narzucanie się jest mało kobiece i strasznie głupie, ale… Co, jeżeli on może właśnie to lubił? To, że kobieta daje taki znak, że czuje wobec niego taką uległość? No, bo to czuła, choć czasami nie chciała. Przegrywała z tym, z jego uczuciem do niego, albo nie tyle uczuciem, ile fascynacją.
Nie tak miało wyglądać jej życie osobiste, nie tak to sobie wyobrażała, gdy sama była jeszcze uczennicą liceum. Ale życie jak zwykle pokazało inną ścieżkę i teraz sama musiała zdecydować, czy podążyć nią, czy wybrać inną. Wybór był niewielki, na tę chwilę innej ścieżki nie widziała.
Podekscytowana, na drżących nogach, tym bardziej przez buty na wysokim obcasie, ubrana mimo chłodu w odsłaniającą w pełnej krasie jej długie nogi krótką sukienkę, przycisnęła dzwonek.
- Tato, koleżanka mamy…! – usłyszała dziewczęcy pisk.
- Wejdź – w otwartych drzwiach ukazał się Daniel, subtelnie lustrujący jej figurę, tak, że poczuła dreszcz na skórze. – Oliwia, pobaw się trochę z Mieszkiem, dobrze?
- Dobrze – odparowała posłusznie mała i zniknęła w pokoju dziecięcym.
- Nie spodziewałem się twojej wizyty… - zaczął wolno.
- Kiedyś mówił pan, że mogę skorzystać z pana biblioteki, kiedy tylko będę miała ochotę – przerwała mu siląc się na uśmiech. – Prawdę mówiąc potrzebuję czegoś, co akurat pan ma i jeśli byłby pan miły…
- Jasne – wpuścił ją do swojego pokoju.
Wydawał sie chyba trochę rozbawiony tym „panowaniem”. W zasadzie ją też to krępowało, znali się już trochę, robili różne rzeczy, jak wiadomo… A mimo tego jakoś nie zaproponował jej, choć wiedziała, że na pewno by się nie obraził, gdyby zaczęła mówić do niego po imieniu. Ale jako dobrze wychowana osoba, nie wykonała pierwszego kroku.
- Co to za książka? – zapytał.
- „Ostatnia krucjata” Warrena Carrolla, mówił pan kiedyś, że ją ma, tak jak chyba wszystkie książki o hiszpańskiej wojnie domowej, które ukazały się w Polsce.
- Wszystkich nie mam, chyba jakieś dziesięć, ale tą akurat jak najbardziej – otworzył przeszkloną szafkę i wyciągnął właściwą pozycję. – Szybko ci pójdzie, niewielka jest – skomentował krótko, po czym spojrzał na nią. – Poczekasz na Kamilę? Kawa, herbata?
- Nie chcę zajmować wiele czasu – spuściła głowę, czując mocniej bijące serce. Była zła na siebie. I za to, że chce mówić takie rzeczy i za to, że nie umie ich z siebie wydusić.
Stanęła za oparciem dużego fotela, jakby chroniąc się tam przed jego spojrzeniem.
- Jesteś zdenerwowana, jak widzę – skomentował spokojnym głosem, który akurat jej nie uspokajał. Wolałaby widzieć na jego twarzy większe emocje.
- Dziwi się pan? – wzięła głęboki oddech i spojrzała w jego oczy.
- Nie, wcale nie – zapewnił. – Rozumiem cię.
- Nie jestem tego pewna, bo pan zachowuje się dużo inaczej – skomentowała z lekkim wyrzutem w głosie.
Milczał przez chwilę. Zrobił kilka kroków, tak, że znalazł się za nią. Poruszyła się niepewnie.
- Mówiłem ci już kiedyś, że masz rewelacyjne nogi?
Znów przez jej ciało przeszedł dreszczyk. Dobrze, że chociaż to usłyszała. Ale…
- Tak, dziękuję. Ale nie o moich nogach chciałabym rozmawiać.
- Nie odwracaj się – zaoponował, widząc jej ruch. – Stój tak jak stoisz, za fotelem, dobrze?
- Dlaczego? – zdziwiła się, ale posłusznie spełniła jego prośbę. Albo żądanie.
- Dlatego, że chcę, abyś teraz uniosła sukienkę w górę, tak, żebym zobaczył twoje majtki.
Krew uderzyła jej do głowy. To chyba nie tak miało być…
- Panie Danielu, ale już mówiłam, że…
- Unieś ją, Dominika – teraz ton jego głosu był dużo bardziej zdecydowany. Choć nie wypowiedział tego zbyt głośno.
Czując burzę w głowie, sięgnęła dłońmi w bok i zadarła sukienkę w górę, siłą rzeczy wypinając nieco pośladki. Zarumieniła się niczym dziewica, którą przecież już od tygodnia nie była…
Ale czy to tak wiele zmieniało?
Poczuła jego ruch za sobą. Rzuciła głową w bok, starając się zrozumieć jego intencje. Zamiast tego poczuła jego dłonie obejmujące uda od zewnątrz. A potem dobierające się do majtek. Drgnęła.
- Panie Danielu, naprawdę nie po to tu…
- Przyszłaś nie umawiając się wcześniej i wiedząc, że Kamili nie będzie. No i odsłaniając swój najwspanialszy atut – usłyszała bezpardonową odpowiedź. No tak, to było łatwe do rozwiązania. Ależ ona jest głupia…
-Ale naprawdę wolałam cos powiedzieć i coś usłyszeć – zapewniła drżącym głosem, czując jak jego palce wślizgują się pod majtki. Nie wiedziała dlaczego, ale nie umiała się temu przeciwstawić.
- Mów więc, słucham cię – usłyszała cichy głos wdzierający się do ucha.
Westchnęła, nie umiejąc już opanować ani drżenia głosu, ani drżenia nóg.
- Czy dla pana to wszystko naprawdę znaczyło tylko tyle? To co przeżyliśmy w Antonówku i to wszystko w ogóle…?
- Gdyby jedynym twoim atutem były tylko piękne nogi, nie byłoby tego wszystkiego, bądź pewna – odpowiedział a jego palce coraz śmielej władały nad jej pośladkami, wślizgując się pomiędzy uda.
Usiłowała je zacisnąć, ale nie pozwolił na to. Stanął tuż za nią, stykając się z nią swoim ciałem i zdecydowanym ruchem rozstawił jej nogi jeszcze szerzej.
Zaparło jej dech w piersiach. Poczuła się obezwładniona. Co ją krępowało i jednocześnie przynosiło dużo silniejszą rozkosz. Czegoś takiego nie przeżyła. I robił to z nią ten człowiek, który miał taką żonę…
- Może pan zostawić w spokoju moje majtki? – wysiliła się na sprzeciw, który był sprzeciwem tylko dla zasady.
- Mogę. Najlepiej niech i one dadzą nam obojgu spokój – odpowiedział i chwilę później chwycił za skrawek bielizny ściągając ją błyskawicznie w dół. Drgnęła, próbując się odwrócić, ale wszystko na próżno. Sekundę później rzucił majtki na fotel.
- Tak się nie da rozmawiać – zaprotestowała i zamilkła, czując jego palce już bezpośrednio między udami. Właśnie tam. Powoli, niespiesznie, jeździły na samej krawędzi warg sromowych. Z wrażenia zamknęła oczy.
- O wszystkim można rozmawiać Dominiko – usłyszała dużo bardziej subtelny głos. – Powiedz wszystko co ci leży na sercu.
- Boże… - jęknęła zduszonym głosem, czując, że jego palce poczynają sobie coraz śmielej, zataczając kręgi już wokół cipeczki. Oparła się mocno o fotel, pochylając jednocześnie, by nie stracić równowagi, bo słabnące nogi przestały być jakąkolwiek podporą.
- Mów… - zachęcił ją.
- Wie pan przecież, że to wszystko co przeżyliśmy, czy to bezpośrednio, czy… Tak jak wtedy w lesie… Tym mi pan strasznie zaimponował… - wyznała drżącym głosem, czując jak cipeczka robi się coraz bardziej mokra a palce pana Daniela masują jej otwór.
- I domyślam się, że sama chciałabyś, bym zrobił ci taką niespodziankę kiedyś?
- Ale nie tylko… To jest coś więcej i pan dobrze o tym wie, prawda? – zebrała się w sobie na tyle, na ile pozwalały jej zdecydowane ruchy stojącego za nią mężczyzny.
- Domyślam się – usłyszała stonowany głos.
- Ja nie mogę tego tak zostawić, tak po prostu, że wtedy w niedzielę… I już więcej nic, tak jakby nic się nie stało, nic nie było… Ja tak nie umiem…
- A skąd wniosek, że ja tak to traktuję? – drgnęła poczuwszy solidnego klapsa na wypiętym, gołym dupsku.
- Nie wiem… - zawahała się słysząc te słowa i znów czując szybsze uderzenie serca. – Ale od niedzieli nawet się nie widzieliśmy…
- Mamy swoje życie Dominiko, oboje. I tak, chodzi też o Kamilę, nie możesz o tym zapominać.
- Nie zapominam…
- Tylko ignorujesz…
- Nie, wcale nie – zaprzeczyła, niemal kładąc się na fotelu i wypinając jeszcze bardziej, gdy palec starszego mężczyzny zaczął wsuwać się w jej wnętrze. Dłonie zacisnęły się a z ust wydobył krótki, urwany jęk.
Straciła zdolność mówienia. Przynajmniej na chwilę, oddając się temu uczuciu. Coś, co przez całe życie było dla niej czymś obcym, teraz…
Teraz stało się rzeczywistością. Oddawała się pieszczotom tego mężczyzny, kurczowo zaciskając palce na oparciu fotela. I jednocześnie, bezwstydnie wypinając w jego kierunku swój nagi tyłek. Tak, bezwstydnie…
- Ach… - drgnęła, gdy palec pana Daniela wdarł się głębiej w jej ciasną szparkę.
Znów czuła się zdobywana, znów czuła się pożądana, znów miała swojego pana… Pana, który niecierpliwie wdzierał się w głąb, który robił jej tak dobrze, który nie tylko wbijał się w nią, ale swoimi okrężnymi ruchami…
- Aaaach… - znów nie powstrzymała jęku, czując, że brak sił sprawił, iż górna część ciała opadła na oparcie fotela, dzięki czemu jej pośladki jeszcze bardziej wypięły się w kierunku męża przyjaciółki.
- Powiedz, czy podoba ci się to co robię – usłyszała za sobą.
- Bardzo… - jęknęła. I czując, że lepszego momentu może nie być, kontynuowała, mimo problemów ze złapaniem tchu. – Chciałabym, żeby mi pan robił tak każdego dnia… Naprawdę… Boże…! – jęknęła znów, gdy jego palec jakby ożywiony tym wyznaniem zaczął poruszać się w niej jeszcze energiczniej. Tak bardzo, że aż zawstydziła się na moment tego morza wilgoci w niej samej.
- Wyprostuj się – usłyszała za sobą.
Ale w obliczu tych emocji gramoliła się zbyt wolno, więc z walącym jak młot sercem poczuła jak pan Daniel chwycił ją za włosy i uniósł w górę, przybliżając ją do siebie, co skwitowała kolejnym jękiem. A potem… Potem obrócił ją ku sobie nie przestając znęcać się nad jej wilgotną jak Morze Bałtyckie cipką
Jej nogi drżały tak mocno, że nie postawiłaby złamanego grosza na to, że utrzyma się na nich. Ale wtedy pan Daniel objął ją wolną ręką i…
- Jeśli uważasz, że liczą się tylko twoje nogi… To pomyśl sobie, że mam żonę, którą chciałaby mieć połowa facetów w tym mieście – mówił swoim charakterystycznym, głębokim głosem a ona zamknęła oczy, chłonąc te słowa. Otworzyła jednocześnie usta, oddychając głęboko. – Ale ja nie jestem w niej, tylko w tobie.
Była porządną dziewczyną z zasadami, tak jej się przynajmniej wydawało. Wiedziała, że robi coś nie do końca czystego. Ale była też kobietą i jak każda domagała się uwagi, atencji, uznania, komplementów. Jego słowa wbijające się w jej świadomość… To, że on faktycznie miał taką żonę, ale teraz pieścił ją, Dominikę…
I ledwo co o tym pomyślała, gdy…
Gdy jego usta przywarły do niej. Oszołomiona nawet nie stawiała oporu a chwilę później poczuła, że odjeżdża. Pan Daniel całował ją może subtelnie, zmysłowo, ale jednocześnie władczo i zdecydowanie. Jego dłoń na jej talii przytrzymywała ją przed niechybnym upadkiem a jego druga dłoń a w zasadzie należący do niej palec wibrował w środku, jak…
- Aaaaaaach…! – oderwała się od jego ust a z jej własnych wydarł się cichy, ale jednocześnie przeraźliwy jęk. I długi.
Niemal tak długi jak orgazm, który właśnie przeszył jej ciało. Pierwszy orgazm w życiu. To do czego doszło w Antonówku było niezapomnianym przeżyciem, jej pierwszym razem, ale dopiero teraz, dopiero tutaj, w tej scenerii, w sytuacji jeden na jeden bez zbędnych świadków…
- Boże…! – wykrztusiła z siebie i z pewną ulga poczuła, że palec pana Daniela przestał ją tak torturować.
Wysunął się z jej cipki a ona sama… Wsparła się na jego ramieniu, wiedząc doskonale, że nie znajdzie w sobie żadnych sił, by w najbliższym czasie ustać na swych nogach.
Milczeli oboje. Długo. Milczała, choć oddałaby pół życia, by dowiedzieć się czym to było dla niego. Wiedziała dobrze, że na pewno nie czymś tak silnym jak dla niej. Ale… ale chyba też nie czymś zwyczajnym. Nie, nie… Niemożliwe.
Stała, jakby nie zwracając w ogóle uwagi na to, że jej majtki leżały na fotelu a on delikatnie bawił się jej pośladkami. Pozwalała mu na to. Na to, by je masował, ściskał… Mógł to robić. On mógł.
- No… - odezwał się w końcu Daniel. – To teraz poczekamy sobie na policję… To znaczy na Kamilę, tak?
Posłusznie kiwnęła głową. Niezależnie od wszystkiego, wiedziała, że nie może tak dłużej być. Chciała go. Nawet za taką cenę, za cenę dzielenia się nim z inną kobietą. Ale chciała. Wiedziała, że jest w stanie pójść chyba na wszystkie ustępstwa.

Minuty upływały a sytuacja się nie zmieniała. Kamila wciąż leżała na ławce a dłonie Adriana błądziły leniwie po jej nagim ciele. Choć teraz jednak mniej leniwie i już nie po tak neutralnych miejscach jak wcześniej. Częściej przenosiły się na piersi delikatnie podrażniając sutki, by potem zjechać na dół w kierunku łona, jakby sprawdzając jego miękkość.
A może bawił się tym, jakby chłonął swoją pierwszą w życiu kobietę. I to jaką. W każdym razie pozwalała mu na to, nie czując w sobie siły, by się sprzeciwić, zresztą te pieszczoty, choć ją, mimo wszystko krępowały, to jednak przede wszystkim utrzymywały ją w stanie błogości.
Aż żałowała, że nie są właśnie w prawdziwym łóżku, bo czuła, że pozwalałaby mu na te zabawy jej ciałem bez końca.
Jego, coraz bardziej intensywne pieszczoty przywróciły ją jednak bardziej do życia. Przesunęła się nieco na ławce, powstrzymując go a potem uniosła głowę, napotykając jego wzrok, dużo spokojniejszy, niż w ciągu ostatnich kilkudziesięciu minut, ale wciąż nie pozbawiony oznak podekscytowania.
- Zbieramy się Adrian – powiedziała cicho, usiłując wstać.
No to zebrała się, chociaż z trudem, stając na nogach. Sięgnęła dłonią po leżące obok ubranie, ale nie pozwolił jej na to, przyciskając mocno do siebie. Uległa mu na chwilę, czując ciepło jego również nagiej klatki piersiowej, siłę jego ramion i dłonie, jakby odważniej sięgające w dół w kierunku wzgórka łonowego.
- Gdyby to ode mnie miało zależeć, to kontynuowałbym – zasugerował z nieznacznym uśmiechem.
Spojrzała tylko na niego z lekkim westchnieniem i oderwała się, biorąc w dłonie bieliznę. Tym razem już odpuścił, choć nie pozbawił się przyjemności pobawienie się jej nagim jeszcze przez moment tyłkiem. Ścisnął go raz i drugi a potem nawet strzelił kilka niezbyt mocnych klapsów.
- Adrian – upomniała go, bojąc się, że usłyszy to ktoś na korytarzu.
Choć w sumie biorąc pod uwagę, jak bardzo straciła kontrolę podczas, hm… Tych wcześniejszych chwil, jego klepanie nie było w żaden sposób niebezpieczne. Ale odpuścił, tym bardziej, że miała na sobie już majtki, potem włożyła stanik i pozostałą cześć ubrania. Także i on doprowadził się do porządku.
Sięgnęła do torebki po lusterko. Wszystko wyglądało OK. Można było wychodzić. Spojrzała na towarzysza.
Nie mówiąc praktycznie nic, opuścili salę a później korytarzem skierowali się ku wyjściu. Chłodne powietrze ożywiło Kamilę. Odetchnęła pełną piersią. Wyczuwała, że Adrian nie pozwoli się jej tak szybko pożegnać, wiec przystanęła za bramą, patrząc w kierunku ucznia. No… Jakby nie patrzeć, byłego ucznia.
- Pewnie chciałaby pani usłyszeć, że się cieszę i w ogóle… - zaczął.
- Nie. Chciałabym usłyszeć tylko to co chcesz powiedzieć i nic więcej – odpowiedziała w miarę pewnym głosem.
- No więc… Jak już powiedziałem pani w klasie, nie chciałbym, aby było to nasze ostatnie spotkanie – patrzył jej silnie w oczy a ona wyczytała w nich także sporą dozę obawy.
- Czyli właśnie w ten sposób przekazałeś mi, że się cieszysz i że ci się spodobało – spuściła nieco wzrok, wiedząc, że przesadza.
- Niech pani tak nie mówi – zareagował. – Dobrze pani wie, że nie o to mi chodzi.
- Czyli o to nie…? – zadrwiła lekko.
- Droczy się pani ze mną a to dla mnie zbyt ważne – odparł cierpko. Wprawdzie dostrzegła na jego twarzy uśmiech, ale przebijało z niej także jeszcze cierpienie. Zrozumiała to dobrze.
- Droczę, nie obrażaj się – przyznała. – Więc poważnie… Jak wiesz, to czego byś chciał, nie jest takie proste, prawda?
- Chciałbym z panią robić różne rzeczy – powiedział wprost. – Ale najbardziej, po prostu panią widzieć i z panią rozmawiać. Choćby na jakiejś imprezie hiphopowej, koncercie, czy po prostu gdziekolwiek. Ot, choćby przy nagraniu jakiegoś kawałka, w którym miała pani zaśpiewać, albo napisać tekst wspólnie…
- Nie rozpędzaj się za bardzo – powstrzymała go, ale i jej twarz przybrała pogodny wyraz. – Dobrze Adrianie, sam wiesz, że nie mogę ci wiele obiecać, prawda?
- Wiem przecież… - ale jego twarz wyrażała coś trochę innego. Rozumiała to.
- Więc powiem, że to o co prosisz, nie jest takie nierealne – dobierała słowa ostrożnie. – Postaram się Adrian i nie mówię tego tak wiesz… Na odpieprz.
- Wierzę pani – na jego twarzy pojawiła się tak ulga, jak i powaga.
Milczeli przez sekundę. Wiedziała, że on nie chce się rozstawać. Ale ona…
- Muszę iść – powiedziała. – Do zobaczenia.
- Wie pani, że bardzo panią lubię – odrzekł wbijając się wzrokiem w jej oczy, aż poczuła ciarki na skórze.
- Też cię lubię Adrianie – odpowiedziała, starając się, by zabrzmiało to poważnie.
Skinęła głową i ruszyła przed siebie. Ona zakończyła po prostu rok szkolny. Dla niego było to coś innego. Rozumiała to. Tym bardziej, że nagle stanęły przed jej oczami obrazki sprzed ilu…? Już piętnastu lat? Gdy ona sama pewnej majowej soboty opuściła budynek tego samego zresztą liceum, ze świadectwem maturalnym w ręku. Boże…. Aż tyle?
Chociaż nigdy nie należała do osób wybitnie sentymentalnych, nagle poczuła ścisk w gardle wyrażający tęsknotę, żal, za tamtymi czasami, koleżankami, kolegami, tamtymi problemami, młodością…
Odwróciła się gwałtownie, szukając sylwetki Adriana. Szedł w drugą stronę, odwrócony tyłem, dzierżąc w dłoni świadectwo, tak jak ona sama piętnaście lat wcześniej.
Patrzyła a potem odwróciła się i spokojniejszym krokiem udała się na autobusowy przystanek.

18 komentarzy:

  1. Fajnie było ale się skończyło:(

    Czekam więc na następne opowiadanie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na ciąg dalszy. Fantastyczna historia. Kamila z Adrianem i Dominika z Danielem powrócą w kontunuacji tej historii?
    Tu było wszystko. Fabuła, uczucia i też ten smutek, kiedy przeczytłem ostatnie słowo tekstu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wątpię by nastąpiła kontynuacja. Coś tam wprawdzie się w głowie narysowało, ale zdecydowanie zbyt mało. Choć wiadomo "nigdy nie mów nigdy".

    OdpowiedzUsuń
  4. Na to liczę, że jednak coś więcej się w głowie Ci się mistrzu urodzi :) oczywiście trzeba zadać pytanie, kiedy poznamy inne historie z życia Kamili?

    OdpowiedzUsuń
  5. Będą dwa opowiadania w wakacje. Jedno gdzieś na koniec czerwca, drugie w sierpniu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawe czy w kolejnych opowiadaniach Kamila się "rozkręci". Może zacznie "dorabiać" w "Dolinie Zła" lub innej agencji? Jak dla mnie to trochę szkoda nie do końca wykorzystanej szansy w przebieralni przy wybieraniu sukienki na studniówkę - a mogło się wiele dziać:). Już myślałem, że wybierze na imprezę dla Adriana tę krótką czerwoną.

    A jak postępy z serią "Żołnierze"?

    Czekam na kolejne historie i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kamila w przebieralni... To była czwarta strona opowiadania. Początek jakiegoś zalążka akcji. Co mogło się wydarzyć, że tak z ciekawości zapytam?

    Kamila w jakiś sposób się rozkręci. Zależy co przez to rozumieć, bo jednak drugiego etatu jak dotąd nie zaplanowała:).

    Zasadniczo pojawiał się kilka razy motyw by Kamila jednorazowo zabawiła się niemal wprost w prostytutkę, brakowało jednak konkretnego pomysłu. Poza tym takie ewentualne "dorabianie", to już nie erotyka, tylko pornos. I jako taki chyba nie za bardzo spodobałby się czytelnikom, jak i zresztą mnie samemu.
    BTW, opcja Kamili-prostytutki stwarzałaby łatwą szansę na to, by cała historia kończyła się zwycięstwem "złego", co chyba również nie spodobałoby się wszystkim.
    Ale jeżeli ktoś ma jakieś ciut bardziej przemyślane pomysły dotyczące tej kwestii, to zachęcam, by się nimi podzielił.
    Zawsze można wymyślić jakąś tajemną umowę między Kamilą a licealistami i taką formę zapłaty w postaci super ocen danego ucznia, ale nie wiem, czy to jest to.
    Zaś bardziej realistyczna wizja Kamili siedzącej w takim przybytku i przyjmującej co jakiś czas spasionego, nietrzeźwego i niezbyt przyjemnie pachnącego grubasa po pięćdziesiątce ze wsi... Jakoś mnie to nie kręci.

    Jeszcze do do strojów - otóż od czasu, gdy zacząłem ilustrować opowiadania fotkami (czyli niemal od początku serii KISM), zrezygnowałem praktycznie całkowicie ze szczegółowego opisywania strojów a już zupełnie kolorów. Wiąże się to z tym, że nie dysponuję zbyt bogatą kolekcją odpowiednich zdjęć i najczęściej muszę się zadowalać po prostu tym, że mam jakieś fajne foto kobiety w sukience i to tyle. Potem robi się problem, gdy w opowiadaniu Kamila miałaby być w białej sukience a ja dysponuję zdjęciami, gdzie te sukienki są na przykład czarna, czerwona i zielona.
    Może przesadzam, nie wiem. Ale trochę by mnie to raziło.

    U "Żołnierzy" bez zmian. Trzecie część dawno napisana a druga stoi na siedemnastej stronie i ani myśli ruszyć w przód.

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajnie by było jakby, Kamila rozstała się z Danielem i związała z Adrianem, a Daniel z Dominiką.

    OdpowiedzUsuń
  9. Taka opcja nie wchodzi w grę. Nie dość, że nie pasuje mi to ze względów osobistych, to po prostu namieszałaby za mocno.
    Choć nie powiem, byłoby to coś ożywczego.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mistrzu to może jakiś romans np Daniel zdradzajacy Kamile z dziewczynami z drużyny? I jej rewanż w postaci uwodzenia licealistów? A w finale gang bang jak w serii Kamila Niewolnica gdy Daniel pozwalał by wykorzystywali ją jego juniorzy ?

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Daniel nie zdradza (Kamila zreszta tez - ma przyzwolenie). A sama fabula, ktora proponujesz, jest dosc srednio logiczna.

    Jesli juz, to Daniel zajalby sie Dominika (bo to jest dosc specyficzna sytuacja), ewentualnie Wiktoria. Do tej ostatniej mialem juz zreszta pewne przymiarki (albo w czasie "terazniejszym", albo jakis powrot do przeszlosci, czasow licealnych i cos w stylu "A gdyby tak II".

    OdpowiedzUsuń
  12. Opowiadanie inne, akcja prawie jak w normalnym świecie. W końcu Daniel pokazał, że ma jaja. Myślałem, że się tego nie doczekam. Do tej pory tylko pozwalał obrabiać Kamilę małolatom, ale w końcu pokazał że ma jaja. Skurwysyństwo Filipa zostało ukarane, a sprawiedliwi nagrodzeni. No i Marek ze swoją głupotą. Ciekawe przypomnienie dawnych historii. hehe, bawiąc uczy :)
    Początek romansu Adriana i Kamili, podobnie jak cała akcja Daniela i Dominiki - super. Napisałem początek, bo mam nadzieję, że to nie koniec. Co do Daniela myślałem, że będzie mniej jego dominujących zachowań w stosunku do Dominiki. Liczyłem na romantyczny skok w bok, ale widzę, że Harlequina tu chyba nie będzie. Autorze, czy masz pomysł jak pociągnąć motyw Adriana i Kamili, aby nie powtórzyć serii z Sebastianem? Może jakiś wspólny wyjazd całej czwórki w góry? Juhasi, ciupagi, zimny strumyk i po górach bez bielizny? hihi. Zresztą, rywalizacja Kamili i Dominiki o Daniela lub Adriana byłaby ciekawa. Z dialogów i obecnej relacji w całej czwórce jest już dużo zazdrości, dobrze byłoby dołożyć do pieca. Szczególnie Kamili, aby jeszcze bardziej popchnęło ją to w kierunku Adriana. A może Adrian by ją zabrał na jakiś wyjazd z kolegami i koleżankami. Na przykład na jakąś małą łódkę, może pod namioty?
    W sumie, ciężko się do czegokolwiek przyczepić w tym opowiadaniu. Jest po prostu fajne,realistyczne i dobrze przedstawione. A to, że jest mniej seksu niż dotychczas, jakoś mi szczególnie nie przeszkadza.
    Czekam na dalszy ciąg.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ciekawe spostrzeżenie z tym harlequinem, bo akurat ja odniosłem wrażenie, że w którymś momencie zrobiło się trochę cukierkowato, ale cóż... Każdy ma własne spojrzenie i Bogu dzięki.

    Jak już wspomniałem wyżej, nie mam zasadniczo żadnego pomysłu na ewentualną "Ostatnią wycieczkę", poza naprawdę jakimiś mglistymi obrazkami, mimo tego, że po zakończeniu opowiadania, napisałem trzy, cztery strony kolejnej części, ale po kilku tygodniach wszystko trafiło do kosza.

    Te mgliste obrazki, to Daniel z Kamilą na krótkich wakacjach gdzieś w Hiszpanii, do tego Adrian wykorzystujący możliwość nagrania clipu rapowego w tym klimacie no i być może z nietuzinkową pięknością w tymże clipie. A jako czwarta, nie Dominika, tylko ciotka z policji, która ma do swoje trzy grosze do wtrącenia, bo - znów - jak zaznaczyłem wyżej, silnie chodzi za mną coś, by uczynić Wiktorię postacią numer jeden jakiegoś tekstu, albo w jakimś powrocie do przeszłości (z cyklu "A gdyby tak..."), albo właśnie w tym.
    Z tym, że konkretnego pomysłu nie ma, bo chyba nie chodzi o to, by cała czwórka zebrała się w pokoju hotelowym i zagrała sobie w coś (czy też zrobiła coś w ten deseń), niczym w "Urodzinach Daniela". To już było.

    Seksu raczej nie ma mniej, jest chyba pięć takich scen, czyli dużo więcej, niż w poprzednich opowiadaniach. Zwyczajnie ten tekst jest dużo dłuższy i skupia się także na innych aspektach (szczególnie w pierwszej części).

    Dzięki za komentarz, pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  14. Słodko się zrobiło, bo są tylko duety. Scena z sauny gdzie były trzy osoby nie pociągnięta dalej. Mimo to jest ok. Dużo więcej tekstu i skupiania się na innych aspektach spowodował, że jakby mniej widać ostrzejszej erotyki. Soft jest i to fajny.
    Przez tą dużą ilość innych aspektów został zbudowany fajny klimat pod dalsze historie. Wiadomo jaki jest Adrian, czego oczekuje i co ma w głowie. Kamila jest w tej sytuacji bardziej rozerotyzowana w tej relacji. I to jest podkład pod coś dalszego. Niech Adrian zabiera Kamilę na wspólne wakacje i tam niech go Kamila uczy seksu, lubieżnych zachowań. Może Adrian ma fotograficzną pasję i zaprosi Kamilę na wspólny wyjazd na warsztaty fotograficzne, gdzie Kamila zostanie jedną z najbardziej pożądanych modelek. Niekoniecznie aktów, ale wcześniej może jakaś lekka erotyka. Kamila może chcieć realizować swój skrywany ekshibicjonizm, albo zacząć trochę "deprawować" innych, młodych, zakompleksionych uczestników warsztatów.
    Uważam, że szkoda byłoby stracić fajnie rozpoczętą historię.

    OdpowiedzUsuń
  15. Poniekąd ta historia jest tak samo rozpoczęta jak i zakończona. Mam na myśli to, że mnie jednak najlepiej pisze się opowiadania do tego "pierwszego razu". Chociaż trzecia część "Żołnierzy", jakby temu zaprzeczyła.

    Jeden z motywów, który proponujesz został już wykorzystany w jednym z opowiadań, które ukażą się niedługo, choć chyba nie aż w taki sposób, by nie rozwinąć go w innym.

    Także osoba Adriana została wykorzystana przy tworzeniu innego opowiadania, gdzie jednak wszystko toczy się tak, jakby "Szkolnej wycieczki" nie było, ot, po prostu Adrian będzie bohaterem jednego z tekstów.

    W sumie pociągnąłbym temat dalej, tym bardziej, że zawsze tak mam po jakichś sensowniejszych komentarzach, tyle, że brak trochę fabuły pozaerotycznej. Też narodziła mi się jakaś myśl a propos jednego z komentarzy wyżej, że na czas jakiegoś krótkiego urlopu w Hiszpanii Daniel bierze taki powiedzmy trzydniowy "rozwód" z Kamilą i ta wiąże się z Adrianem a Daniel z Dominiką (lub Wiktorią). Gdzie byłaby okazja do tego, by Kamila pozwalałaby wyżyć się maturzyście a Daniel zająłby się "treningiem" Dominiki, jak uprzednio robił to z Kamilą.

    A jakiś wstęp do tego wszystkiego, żeby nie było tak nic za darmo? Może pan Marek od fizyki zdobyłby ów, kompromitujący Kamilę filmik i do akcji musiałby wkroczyć Adrian, albo z młodą nauczycielką historii, albo z ciotką z policji? Oczywiście nie tak do końca bezinteresownie, czego efektem mogłyby być owe wakacje w Hiszpanii.
    Nie wiem, można pewne sprawy przemyśleć. Bo może jest to też okazja do tego, by wykorzystać Kamilę jako prostytutkę dla Adriana.

    A jeśli chodzi o "tag" ekshibicjonizmu i ogólnie pewnej nagości, to myślę, że sympatycy tego "tagu" będą chyba zadowoleni najbliższymi opowiadaniami. Obawiam się, że może nawet nastąpić pewien przesyt, bo będą podobne do siebie, ale trudno, ocenicie sami.

    A kolejne opowiadanie na pewno w czerwcu. Daty nie znam, jak będę miał chwilę czasu to zamieszczę.

    OdpowiedzUsuń
  16. Opowiadania do pierwszego razu? A cała seria Kamila niewolnica? Dobrze się czyta, nie widać nudy i braku pomysłów.
    Zamiast Wiktorii czy Dominiki do pomocy przy zrobieniu Marka lepiej dać jakiegoś młodszego kuzyna Adriana. Kamila musiałaby się obu chłopakom odwdzięczyć w Hiszpanii. Najlepiej na wyjeździe większej grupy młodzieży. Wtedy Adrian mógłby mieć swoją prostytutkę, a Kamila swojego Klienta, a może sutenera?

    OdpowiedzUsuń
  17. "Niewolnica" to były pierwsze teksty, więc czułem się z tym jednak nieco inaczej.
    Mam coraz większa awersję do tworzenia coraz to nowszych bohaterów (stąd między innymi pożyczanie ich do innych opowiadań), dodatkowo Adrian zdecydowanie wolałby Kamilę dla siebie a już na pewno nie dla większej grupy. Jeden Daniel w życiu Kamili wystarczy, drugi byłby tylko niepotrzebnym klonem.

    OdpowiedzUsuń
  18. Już niedługo koniec czerwca a nowego opowiadania nie widać:(

    Kiedy coś się ukaże?

    OdpowiedzUsuń