KAMILA I SENNE MARZENIA XXV. Następna szkolna
wycieczka cz.II.
Rozdział 5. Rozwiązane zagadki.
Niedzielny
poranek nad Antonówkiem był spokojny jak zawsze. Mimo, że gości nie brakowało,
to wszyscy jak jeden mąż spali w swoich łóżkach. Długo. W większości do
południa i dopiero wtedy zaczął się bardziej ożywiony ruch.
Adrian stał
przy oknie, patrząc, jak alejkami co jakiś czas suną znajome mu twarze,
opuszczające przybytek. Większość maturzystów przybyła tu na dwadzieścia cztery
godziny, teraz wracali do miasta. On nie. Miał jeszcze jedną dobę.
Stał w
oknie i co chwilę wybuchał śmiechem. Nie z powodu tego co widział. Po prostu co
sekundę wracały wspomnienia z ostatniego akordu wczorajszej nocy. Czyli
wycieczki do burdelu.
Poszli. On,
Bartek, Kuba, Karol, jeszcze dwie osoby z klasy. Do nich przyłączyło się
jeszcze paru innych z równoległych klas, nawet stonowany Maciej, czy zbakany
Filip, dość wyraźnie rozdrażniony, jak i pobudzony.
Na miejscu
stanęli przed panią zarządzającą całym interesem i ani be, ani me. W końcu
Bartek, jak przystało na pomysłodawcę, wspólnie z Filipem przejęli pałeczkę.
Nieskładnie, plącząc się, próbowali wyjaśnić o co im chodzi, trafiając na mocno
zdegustowane spojrzenie barmanki. Zdegustowane, które za chwilę przerodziło się
w rozbawione. To ich zdeprymowało jeszcze bardziej. A zacytowany przez nich
biblijny psalm doprowadził kobietę do histerycznego śmiechu.
Zwiali jak
niepyszni. To znaczy główni bohaterowie, bo mający sceptyczny stosunek do całej
akcji Adrian nie czuł żadnego rozczarowania. Acz coś mu mówiło, że jego
dedukcja była dobra, przynajmniej z tym psalmem. Tylko może nie chodziło o ten
burdel a o coś innego? W sumie przecież co mogła mieć wspólnego z burdelem
spokojna i poważana nauczycielka języka polskiego? To zdecydowanie nie grało.
Machnął
ręką przerywając rozmyślania. Trudno, widocznie rozwiązanie zagadki przerastało
jego możliwości. Skoro tak, nie było się nad nią co męczyć.
Ubrał się i
wyszedł z chatki. Spotkał parę znajomych osób, niektórzy zostawali w ośrodku
jeszcze do wieczora. Wspólnie ruszyli w kierunku jednego z barów celu
wchłonięcia śniadanio-obiadu. Zamówił sobie hamburgera, potem drugiego.
Nasycony porozmawiał jeszcze z kolegami o różnych głupotach i postanowił
przejść się na plażę.
Nie
potrzebował długiego spaceru, by dostrzec w oddali znajomo wyglądające
towarzystwo. Postanowił podejść, czując ożywcze bicie serca. Każdy krok
upewniał go w tym, że to co widzi jest prawdą a nie ułudą.
Widział
dwie nauczycielki i jednego mężczyznę, męża jednej z nich. Trochę wahał się,
czy nie przerywać im tego wypoczynku, ale… Cóż, jeżeli nie będzie mile widziany
to po prostu przywita się i grzecznie odejdzie. A to co zobaczy…
Cała trójka
korzystała z pełnego słońca i świetnej pogody. Tym razem już nie sam pan Daniel
zalegał na kocu, ale obie nauczycielki także. I młoda pani Dominika i przede
wszystkim pani Kamila. Z ruchów jakie czyniły obie panie, wywnioskował, że
musiały przyjść tutaj raptem kilka minut przed nim samym.
- Dzień
dobry – rzucił w końcu, gdy znalazł się obok towarzystwa, nawiązując kontakt
wzrokowy. Pierwsze co zrobił, to prześlizgnął się wzrokiem po prawie nagim
ciele swojej wychowawczyni. Starał się nie czynić tego nachalnie, ale widok
szkolnej piękności w samych majtkach i staniku był nieziemski. Widział, że ona
zauważyła jego wzrok i to sprawiło, że przeniósł spojrzenie w inne miejsce. No
cóż, druga z nauczycielek, historyczka, także wyglądała apetycznie.
- W sam
raz, możesz nam coś zarapować – przywitał go beztrosko Daniel.
- Nie
jestem przekonany, by osoby trochę starsze interesowały się akurat tym
gatunkiem i to jeszcze w moim wykonaniu – zareagował skromnie.
- Starsi,
powiadasz? – skrzywił twarz Daniel. – Dwadzieścia pięć lat temu, jak
dzisiejszych hiphopowców nie było jeszcze w planach, z tobą włącznie, kolego,
kupiłem sobie kasetę Naughty by Nature a potem poleciały inne. Na trzy lata
przed tym, zanim Liroy nagrał „Scyzoryka” i rozpoczęła się cała zajawka. Tak
więc twoi rówieśnicy mogą mi buty czyścić w tym względzie – zakończył
bezceremonialnie a Adrian dostrzegł, że jego słowa przyprawiły o uśmiech na
twarzy drugą z nauczycielek. O dziwo..
- Ja tam
lubię włączyć coś starszego, ale przyznam, że nie znam się na tym aż tak dobrze
a chętnie bym poznał – odpowiedział szybko, widząc w tym szansę na dłuższy
pobyt w tym towarzystwie.
- No to
wskakuj do wody a potem siadaj z nami – usłyszał w odpowiedzi.
- Na pewno
nie przeszkadzam? – zapytał grzecznie.
- Chyba, że
twoja dziewczyna jest na ciebie za coś obrażona. Ja tam nie wiem, spytaj jej –
Daniel popisał się typową dla siebie odpowiedzią.
- A jest?
- No
właśnie, za co miałabym być? – odezwała się w końcu Kamila.
Adrian
wyczuł, że mimo wszystko jego towarzystwo przyprawia nauczycielkę o pewne
zmieszanie, ale nie mógł już odejść. Jednak ta studniówka nie skończyła się
wczoraj, jeszcze trwała. Wciąż mógł cieszyć się obecnością ulubionej i
niezwykle pięknej polonistki.
W czasie,
gdy obie panie udały się do wody, Adrian długo rozmawiał z Danielem o starym,
amerykańskim hip hopie, o tekstach, o bitach, o wytwórniach, o wpływach, o
wszystkim. Z każdą sekundą maturzysta uświadamiał sobie, że jego własna wiedza
o kulturze jest znikoma w porównaniu z tym co wiedział o niej rozmówca.
- Teraz to
już nie to – Daniel użył charakterystycznego dla każdego pokolenia zwrotu. – To
już komercja i plastik. Zresztą to się zaczęło jeszcze latach
dziewięćdziesiątych i rosło z każdym następnym rokiem. Ale zawsze było jeszcze
podziemie, takie labele, jak Def Jux, Stones Throw, Subversive, Anticon, Battle
Axe, Rhymesayers i kupa innych. Było czego słuchać. Mainstreamu nie słucham już
od dawna a podziemia też już od paru lat nie sprawdzam. Nie mam czasu i w
ogóle… Ale słucham starszych numerów.
- Wy dalej
o tym hip hopie? – wychodząca z wody Kamila przybrała znudzony wyraz twarzy,
jednocześnie poprawiając sobie majtki. Adrian zauważył, że nie sprawiała
wrażenia zdekoncentrowanej prezentowaniem się mu w tak skąpym stroju. Może te
kilkanaście minut w wodzie sprawiło, że oswoiła się z jego obecnością.
- Teraz ty
możesz przejąć pałeczkę, w końcu czegoś się przy mnie przez te lata nauczyłaś.
- Acha,
czekaj, czekaj… Damn… I hear voices In my head… Niggaz that’s live, niggaz
that’s dead! – pomachała zabawnie rękoma nauczycielka naśladując raperskie
gesty i śmiejąc się na koniec.
Adrian
drgnął ożywiony, bo wychowawczyni w tym wcieleniu, dość wyluzowana, nie tak
sztywna jak w szkole, wyglądała absolutnie nieziemsko. Nie dość, że na sekundę
zabawiła się w raperkę, to jeszcze w takim stroju… Aż pożałował, że za chwilę
usiadła na kocu.
Była przez
chwilę taka inna. Nie taka zasadnicza jak w szkole.
- To Blaq
Poet, „Voices”, jedyny numer, który zna – poinformował młodszego kolegę Daniel.
- Bo nie ma
tygodnia, w którym by mi go nie puścił – Kamila chyba po raz pierwszy zwróciła
się bezpośrednio do Adriana. Sprawiała wrażenie wyluzowanej. Zastanowił się na
moment, na ile jest to luz naturalny a na ile sztuczny.
Zresztą… To
już były ostatnie dni, gdy mógł się określać jej uczniem. Może to dlatego?
- A i tak
do dzisiaj zna tylko refren i ani słowa z żadnej zwrotki – zrewanżował się
ripostą Daniel.
Adrian
wtrącił coś, by nie wyjść na ostatniego ignoranta, Daniel odpowiedział. Kamila
machnęła ręką i rozłożyła się wygodnie na brzuchu, wystawiając tylnie części
swojego ciała na słońce.
- Byłoby
dobrze, gdybyś się wysmarowała czymś – zasugerował Daniel.
- Czekałam
niecierpliwie, ale nie chciałam przerywać konwersacji. Pomożesz?
- Ja
wskakuję do wody – Daniel zareagował, jakby wręcz czekał na to pytanie. – Ale
masz swojego chłopaka, niech on się zajmuje takimi rzeczami.
Adrian
drgnął słysząc tą wypowiedź. Spojrzał poważnie, nie mając pewności, czy jest to
uszczypliwość, czy konkretna propozycja.
- Stary a
lubi się wygłupiać, nic nowego… - odpowiedź Kamili nasunęła Adrianowi wniosek,
że i ona sama jest nieco zmieszana, tak jakby jednak potraktowała propozycję
męża poważnie.
- Nic,
naprawdę… Nie przeszkadzam wam – Daniel wstał i skierował się ku wodzie.
- Chętnie
pomogę – zaoferował się Adrian, czując, że zabrzmiało to jak mruknięcie. Nic
dziwnego, propozycja wywołała w nim zrozumiałe emocje.
Dostrzegł
tylko, że nauczycielka lekko wzruszyła ramionami. Nie był do końca pewny co to
oznaczało.
Raz kozie
śmierć. Nieco zdeprymowany sięgnął dłonią po leżącą obok buteleczkę i uniósł
się, zbliżając do nauczycielki. Serce zabiło mu mocniej. Nie trzeba było
dotykać, sam widok, licealnej wychowawczyni leżącej pod nim w samych majtkach i
staniku wystarczył, by… Z pewnością każdy z kolegów chciałby zamienić się z nim
miejscami.
- To
zaczynam – obwieścił siląc się na luz.
A przecież
tu nie kończyło się na samym patrzeniu na to boskie ciało. Próbując zebrać się
w garść, z płynem w dłoni delikatnie dotknął łydki leżącej pod nim
nauczycielki. Zauważył, że delikatnie mięśnie nóg pani profesor lekko się
napięły. Uśmiechnął się do siebie. Była pewnie tak samo skrępowana jak i on.
Przysiadł
bardziej za nią, rozsmarowując olejek po nogach. Pani profesor chyba oswoiła
się z sytuacją nie reagując tak nerwowo, ale katem okaz zauważył, że uniosła
nieco głowę. Nie oglądała się za siebie, ale zachowywała się tak, jakby miała
ochotę kontrolować sytuację.
Łydki, jak
łydki, ale prawdziwe emocje zaczęły się, gdy wjechał powyżej kolan. Tam było
jeszcze lepiej, powierzchnia ciała większa, miękka, przyjemniejsza w dotyku.
Tak, nie tyle smarował, ile pieścił nogi pięknej nauczycielki. Ta świadomość
doprowadziła go do tego, że jego członek momentalnie stwardniał. Zawstydził się
tego, ale nie potrafił nad tym zapanować.
Sytuacja
popchnęła go do tego, by przyklęknąć za panią Kamilą, gdzieś w okolicach kolan.
Rękoma wjechał na jej plecy. Uzmysłowił sobie, że nauczycielka też mogła to tak
odebrać. Że on ją pieścił a nie smarował. Trudno, nie mógł inaczej. Nie
spieszyło mu się, każda sekunda kontaktu z nagim prawie ciałem pani profesor
była rozkoszna, jak chyba nic innego w jego dotychczasowym życiu.
- Adrian –
usłyszał w końcu coś w rodzaju napomnienia.
- Dbam
tylko o panią – odpowiedział z lekkim uśmiechem. Wiedział, że odpowiedź może
zostać różnie zinterpretowana, ale nie zabrzmiała jakoś chamsko. Chyba.
Smarował
plecy, ale jego wzrok nie potrafił się oderwać od pośladków opiętych tylko
strojem kąpielowym. Świadomość, że tuż pod sobą ma tyłek pani profesor,
sprawiała, że jego członek, miast maleć, twardniał jeszcze silniej. Ale nie
robił nic, by to powstrzymać. To było ponad jego siły. Chociaż nigdy nie uważał
się za typowego małoletniego napaleńca, tym razem przegrywał ze sobą i z cudem
w postaci niemal nagiej klasowej wychowawczyni.
Starał się
wychwycić każdy szczegół jej ud, szczególnie w tych najwyższych miejscach.
Każdy szczegół kształtu jej pośladków. Kiedy zorientował się, że jego dłonie
jakby kierowane jakąś magiczną siłą powędrowały w stronę gumki od majtek, jakby
chciały opuścić je choć trochę w dół, przestraszył się nieco i otrzeźwiał. Z
bólem serca zszedł z nauczycielki.
- Oby się
przyjęło – mruknął coś w rodzaju bezsensownego komentarza i usiadł obok pani
profesor.
Zauważył,
że ta ułożyła się trochę wygodniej. Widocznie też była na swój sposób
zestresowana tą sytuacją. Uśmiechnął się do siebie.
Milczeli
przez chwilę. Siedział tak, by nauczycielka nie mogła zauważyć wybrzuszenia w
spodenkach. Penis nie chciał opaść, bo w umyśle Adriana wciąż żywe były
wspomnienia sprzed chwili, gdy swoimi dłońmi pieściła plecy i nogi polonistki.
- Widzę, że
nie męczy cię nic po imprezie – zagadnęła w końcu Kamila przerywając ciszę.
- Nie, ja
nie piję zbyt dużo. W zasadzie niemal w ogóle. Nie jest mi to potrzebne. Co
innego reszta.
- Domyślam
się…
- Wczoraj
zresztą, większość po pijaku, próbowała rozwiązać tą zagadkę, którą nam pani
zadała przed studniówką.
- I co?
Rozwiązali?
- Chyba
tak… - gdy wygłosił te słowa, zobaczył, że nauczycielka uniosła głowę znad
ramion i zerknęła na niego uważnie. – Albo tak im się tylko wydawało.
- Możesz
jaśniej? – poprosiła.
- No cóż…
Doszliśmy do wniosku, że to pierwsze to psalm biblijny… - znów dostrzegł jakiś
chyba nerwowy ruch pani profesor. – To znaczy ja doszedłem, ale nie mam pojęcia
czy to prawda. W każdym razie Bartek i reszta próbowała do tego coś dopasować,
pod tym kątem…
- No i co?
- No i
skojarzyli słowa tego psalmu z tym burdelem tutaj. No i poszli do niego.
- Naprawdę?
– tym razem dostrzegł na jej twarzy uśmiech. - I co się stało?
- No nic…
Poszli, coś tam wydukali u pani… Prowadzącej i nic nie wskórali. I poszli z
powrotem.
-Ciekawy
pomysł – skwitowała a uśmiech nie znikał z jej twarzy.
W rzeczy
samej, Kamila czuła ulgę. Nie przyszło jej na myśl to, że może się tam zjawić
cała gromada ludzi.
- Ciekawy a
zagadka jeszcze ciekawsza. Mogłaby się pani zlitować nad niektórymi uczniami…
- Nie leży
to w mojej gestii – rozłożyła dłonie. – Poza tym satysfakcja jest większa jak
się samemu rozwiąże.
- A gdy
minie odpowiedni czas, poda pani rozwiązanie?
- Obawiam
się, że nie. – skwitowała krótko.
Usłyszeli
pluski w wodzie. Wyszli z niej i Dominika i za nią Daniel. Zbliżyli się i
zalegli na kocach. Adrian z jednej strony, z ulgą uświadomił sobie, że jego
przyrodzenie uspokoiło się trochę. Z drugiej zaczynał żałować, że nie spróbował
posiedzieć na półnagiej pani profesor trochę dłużej.
Dojechali.
Zgodnie z planem, o piętnastej trzydzieści. Do meczu pozostało dziewięćdziesiąt
minut. Wystarczająco wiele czasu, aby opuścić autokar, przebrać się w szatni i
przeprowadzić rozgrzewkę.
Filip
wyszedł lekkim krokiem. Bardziej udawanym, niż oddającym faktyczny stan jego
ducha. Miał rozterki, nic dziwnego. Raptem dzień wcześniej podjął ważną decyzję
życiową a przy jej okazji, także inną, nie dość, że przestępczą z punktu
widzenia prawa, to przede wszystkim, cóż… Sprzedał swoich kolegów.
Odrzucił od
siebie natychmiast tę myśl. Każdy z nich zrobiłby to samo. Znał ich trochę i
wiedział. Można mówić o sportach zespołowych, śmiech… Zespołowe to one były
może za komuny, bo wtedy nie było transferów, każdy był przywiązany do swojego
klubu prawie jak niewolnik i zmiana barw praktycznie nie wchodziła w grę. Tym
samym, każdy grając dla siebie, grał dla klubu.
A teraz?
Każdy co rok zmienia barwy, każdy gra dla swoich statystyk, dla podniesienia
swojej wartości, aby złapać lepszy kontrakt. Jak na miejscu, to dobrze, ale
równie dobrze w innym mieście, w innym klubie, ba, nawet w innej lidze.
Przegrają
mecz i co? I nic, wszyscy będą już myśleć o następnym sezonie, albo tutaj w
trzeciej lidze, albo w innych klubach, jeśli będą mieli takie oferty. Nikogo
nie obchodzi, czy będzie ten awans, czy nie. Nikogo z koszykarzy. Może dyrekcję
klubu, kibiców, pewnie tak. Ale oni, to inna bajka.
Wyskoczył z
autokaru. Mimo stosunkowo wczesnej pory, pod halą w Lesznie było względnie
tłoczno. Oprócz ich gromady, kręciło się jeszcze kilkanaście osób. Nieco dalej,
zauważył kolejkę kibiców wchodzących już na halę.
Śladem
kolegów, wyjął swą torbę z luku bagażowego i powolnym krokiem ruszył w stronę
obiektu sportowego. Przed halą zatrzymał się, wraz z kolegami, czekając aż ktoś
otworzy drzwi i skieruje ich do szatni. Rozglądał się i poczuł jakiś
irracjonalny niepokój.
Z
dwadzieścia metrów dalej, w małej, pewnie zamkniętej uliczce stały dwa
samochody. Kręciło się wokół nich kilku mężczyzn i kobieta. Z pozoru elegancka
a jednak ubrana tym razem zwyczajnie, w jeansy i ciemną bluzę. Długie blond
włosy, miała tym razem upięte w kok. O czymś zawzięcie dyskutowała z jakimś krępym
czarnowłosym facetem trochę pewnie od niej starszym.
Koledzy z
drużyny zaczęli wchodzić powoli do budynku. On poruszał się powoli, starając
się jak najdłużej patrzeć na wysoką blondynkę. Ciekawe, czy nie zrobiła go w
konia trochę. Czy nie podpuściła wczoraj, uśmiechając się tylko po to, by
osiągnąć swój cel? Czy może jednak… Nie no, nie była chyba aż taka wredna.
Skoro zapewniała, że spotkają się tutaj nie raz i ona mu pomoże w kilku
sprawach… Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Lekki
niepokój wrócił, gdy jej spojrzenia padło na niego, raz i drugi. A potem, gdy
ruszyła w jego stronę wraz z krępym mężczyzną. Po co? Tutaj, na oczach kolegów,
wchodzących powoli do szatni? Po co ktoś ma to widzieć? Uśmiech zniknął.
- Filip
Kostrzewski, tak? – nie ona a ten krępy skierował do niego swe słowa. Filip
poczuł przenikający go chłód.
- Tak –
odpowiedział krótko.
- Jesteśmy
z policji. Pojedziesz z nami.
- Jak to z
wami…? Po co? Mam mecz… - wybąkał niezdarnie, ale tamten go nawet nie słuchał.
- Zapomnij
o meczu. Jeśli nie wiesz, to jesteś zatrzymany pod zarzutem korupcji.
Zdrętwiał,
nie mogąc się ruszyć. Wielkimi oczami wpatrywał się w niższego mężczyznę.
- I jeszcze
coś. Zanim odjedziemy, zostaniesz poddany testom na obecność narkotyków. No…
Ruszamy.
- I co
teraz? – zapytała Kamila, kończąc kolację. Siedzieli w domku. Nie chciało im
się wychodzić, skromny posiłek można było spożyć i tu.
- To
znaczy…? – Daniel nie wysilił się na ruszenie mózgiem.
- Za chwilę
dwudziesta czwarta. Wiesz, gdzie mam być…
- No i…?
Przestraszyłaś się, czy coś?
Milczała
przez chwilę patrząc na męża. Wciąż miała w głowie słowa dyrektora i sytuację
sprzed dwóch lat. Czy naprawdę był to dobry moment, by realizować dziką
fantazję?
- Nie o to
do końca mi chodzi. Pomijając fakt, że prawie wszyscy już wyjechali i pewnie po
prostu poleżę sobie na łóżku. Chodzi mi o Dominikę.
- Dalej nie
rozumiem – wyznał szczerze.
- Nie
udawaj, dobra?
- Nie
udaję. Do czego zmierzasz? Żebym ją przeleciał? Żebyś ty ją przeleciała, albo
ona ciebie? Tak bardzo cię to wkręciło?
Milczała
chwilę.
- Lubię ją,
nie ukrywam. Jestem zazdrosna, to jeszcze bardziej… No, ale… - nie dokończyła,
nie musiała.
- Nie będę
robił niczego na siłę – wzruszył ramionami. – Jeśli ona nie chce, jeśli jest za
bardzo skrępowana. Zresztą ona chyba jest za bardzo staroświecka. I patrzy na
to inaczej. Jeśli ma coś do mnie, to nie jest to chęć wskoczenia mi do łóżka.
Ona chciałaby czegoś więcej. Jeśli już – zastrzegł.
- Wiem, też
tak myślę – poruszyła się niecierpliwie na krześle. – Ale… - znów nie
dokończyła.
- Powiedz
mi tak naprawdę szczerze, ale naprawdę – podkreślił z naciskiem. – o co ci
chodzi w tym wszystkim, dlaczego tak to wszystko nakręcasz? Mów i to wszystko.
- Po
prostu, lubię ją, tak jak powiedziałam… I nie ukrywam, tak jak jestem zazdrosna
o ciebie, to jednak w tej sytuacji… Boże, jakby to beznadziejnie nie
zabrzmiało, to… To pasujecie do siebie. Boje się tego, ale na swój sposób
urzeka mnie to. Naprawdę. Macie dość podobne zainteresowania, umiecie znaleźć
wspólny język a Dominika nie jest łatwym rozmówcą, ty zresztą też nie. Ja ją
naprawdę lubię i wiem, że ona ma dość ciężko, bo to ładna dziewczyna, ale nie
umie trafić na swojego chłopaka, takiego, który spojrzałby na nią przez pryzmat
tego co ma w głowie, w sobie, po prostu. A ty ją podszedłeś trochę inaczej,
właśnie. Zakręciłeś ją sobą, nie dając jej chyba w ogóle do zrozumienia, że
jest niezłą laską. I myślę, że to najbardziej jej się w tobie spodobało. I
uwierz mi, uwiodłeś ją tym, jeśli nawet tego nie wiesz. Więc już wiesz. Widzę
was, widzę ją, jak się zachowuje. Gdybyś chciał, to zrobiłbyś z nią wszystko co
byś chciał, pewnie to samo co ze mną trzynaście lat temu. Gdybyś chciał. Nawet
jeśli tego nie widzisz.
- Hm… - na
twarzy Daniela pojawił się uśmiech, spowodowany długim wywodem żony. – Widzisz,
w tym sęk, że ja jestem, jaki jestem. Widzę ją i w ogóle, ale po prostu nie
czuję tego, tak na maksa, że chciałbym coś z nią. Jak by to nie zabrzmiało, jak
z harlequina, ty mi przesłaniasz cały świat. Nawet, jeśli widzę w niej fajną
laskę i w ogóle.
Milczała,
nie komentując. Poczuła tylko ciarki na ciele. Czy można było lepszego dowodu
uczucia, niż ten, który został jej dostarczony przed sekundą?
- Wiec, gdy
ja pójdę, to ty… Ani ona… - po raz kolejny urwała, nie kończąc.
- Kamila… –
zmarszczył lekko brwi. – Nie rób sobie jaj…
Kiwnęła
głową. Tak było. Pod tym względem miała do niego absolutną pewność. Nie
zrobiłby niczego za jej plecami.
Zerknęła na
zegarek, dochodziła dwudziesta. Wstała i wrzuciła pozostałości po jedzeniu do
pojemnika na śmieci. Potem uznała, że najwyższy czas na prysznic.
Wiedziała,
że choć pozostało jej trochę czasu, to teraz minuty zaczną mijać coraz
szybciej.
- Co
robimy? – zapytał Sylwek.
Adrian
wzruszył ramionami. Nie wiedział. Nad Antonówkiem zapadał już zmrok. Co można
było robić, skoro zostali oni sami we dwójkę? Praktycznie wszystkie klasy zmyły
się już dawno do domów. Czy to bezpośrednio po imprezie, czy dzisiaj w południe,
bądź chwilę po.
- Nie chce
mi się pić – uprzedził propozycję kolegi.
To prawda,
wczoraj wziął tyle, ile trzeba i wystarczyło. Drugi dzień z rzędu? Nie dla
niego.
- Będziemy
tu siedzieć i oglądać kabarety na Polsacie?
- Czego
chcesz od kabaretów? – przekornie zapytał Adrian, ale wolał nie kontynuować.
Faktycznie nie była to najlepsza opcja spędzania niedzielnego wieczoru. Tylko,
że tutaj, w tym gronie innej nie było.
- Głowisz
się nad tą zagadką? – nie ustępował Sylwek.
- Ja wiem…
- wzruszył ramionami Adrian. – Głowiłem się wczoraj, czy tam wcześniej. Teraz
mam to gdzieś. Zresztą nawet nie wiem, czy warto.
Utknął na
tym pierwszym etapie. Był prawie pewny że chodzi o ten psalm. Ale co dalej? Co
miały znaczyć pozostałe cyfry i liczby?
- Głupia ta
zagadka, nie wiem o co chodzi – skomentował Sylwek. – Zresztą, masz rację, nie
wiadomo co to za nagroda z tego wszystkiego by wyszła.
Milczeli
chwilę. Adrian raz jeszcze wrócił do zagadki, ale Sylwek przerwał jego
rozmyślania.
- To co?
Jak nie ma tu co robić, to może zdaj od razu klucze i wracamy do miasta?
To chyba
była najlepsza opcja.
- Masz
furę? Mogę zadzwonić w każdej chwili po Pawła. Przyjedzie tu w piętnaście
minut. To jak?
- Dobra,
zwijamy się – zdecydował krótko, wstając z łóżka.
Piętnaście
minut później obaj, z plecakami na dłoniach, szli w kierunku bramy wjazdowej na
ośrodek. Milczeli. I dobrze, Adrian tysięczny raz wrócił do zagadki.
Jeśli
psalm, to burdel. To byłoby logiczne. Chociaż nie musiało. Ale trzymał się tego
tropu, bo nic innego nie przychodziło mu do głowy. Ale cyferki? 7-24?
Dwadzieścia cztery godziny na dobę? Bez sensu. Nie dość, że burdel nie był
otwarty w takich porach, tylko przez jakąś określoną cześć dnia, to przecież
byli wczoraj i nic z tego nie wyniknęło.
- Jest
Paweł – oznajmił Sylwek.
- Jest –
usłyszeli głos kolegi. – Dla takich lamusów, mogę pracować nawet i siódmego
dnia w tygodniu. Ładujcie się.
Siódmego
dnia? Wchodząc do samochodu Adrian zatrzymał się nagle. Siódmy dzień, pełna
doba? Nie… Siódmy dzień, godzina dwudziesta czwarta?
- No,
wskakuj – ponaglił go Sylwek.
Burdel.
Siódmego dnia o dwudziestej czwartej. Dzisiaj, w niedzielę o samej północy. W
pokoju numer dziesięć.
To było to?
To dzisiaj właśnie za nieco ponad dwie godziny, ten, który rozwiązał zagadkę,
mógł odebrać tam nagrodę? Ale jaką?
Głupie
pytanie. Jaką nagrodę można odebrać w burdelu?
- Zapnijcie
pasy – nakazał Paweł. – Nie chcę bulić mandatu.
Kurwa… A
może by tak…? Chociaż, to go nie kręciło, bo… Bo nie. Na co mu jakaś dziwka,
obmacana i w ogóle wyruchana wcześniej przez dziesiątki a pewnie i setki
amatorów? W tym starych żuli, dziadków nie mogących patrzeć na swoje
zatłuszczone pięćdziesięcioletnie baby, czy sfrustrowanych grubasów balujących
za hajs z imienin?
Ale… Co z
tym wszystkim miała Kamila? Znała odpowiedź a mimo to, podała taką zagadkę,
czekając na rozwiązanie. Co ona… Ktoś jej to kazał? Musiała się zgodzić? Ona?
Kamila? O co w tym wszystkim chodziło? Jakie było jej powiązanie?
-
Trzymajcie się mocno, bo mi się spieszy – zakomenderował kierowca i wcisnął
pedał gazu.
W przybytku
było pusto. Dwie dziewczyny i żadnego klienta. I jeszcze barmanka, pełniąca
funkcję kierowniczki.
I dobrze.
Kamila, choć zdenerwowana, niespiesznym krokiem przemierzyła korytarz,
znajdując drogę do odpowiedniego pokoju. Wcześniej towarzyszył jej Daniel,
dbając o bezpieczeństwo no i strzegąc, by ktoś za bardzo nie widział. Ale na
drodze było pusto.
Zamknęła
drzwi. Czuła szybsze bicie serca, ale nie aż takie jak to sobie wyobrażała. Czy
faktycznie to mogło się stać? Obserwowała dzisiaj Antonówek, domki,
dyskretniej, lub mniej. Wyjechali niemal wszyscy, którzy mieli styczność z
zagadką. Został tylko Adrian, ktoś tam chyba jeszcze, ale nie była tego pewna.
Gdyby
rozwiązali zagadkę, pewnie zostaliby i czekali. A tak... Jedynym, przynajmniej
w teorii, który mógł zapukać do jej drzwi o północy, był Adrian.
Zresztą
jego opowieść dzisiaj zaniepokoiła ją. Rozwiązał pierwszy człon zagadki, to już
dużo. W pewnym momencie zaczęła obawiać się, że poznał odpowiedzi na wszystkie
pytania i po prostu sprawdzał ją. Może nawet bawił się nią. Ale chyba jednak
nie.
A jeśli
tak? Cóż, poszła na olbrzymie ryzyko. Mógł tu trafić każdy, Bartek, Kuba,
Dominik, Marcin, jeszcze inni. Z jednej strony perwersja, spotęgowana olbrzymim
ryzykiem. Tym, że zdaje się na taki kontakt z kimś, na kogo w życiu codziennym
nawet by nie spojrzała z takim podtekstem. Z drugiej, nagle ze wszystkich sił
poczuła, że chciałaby tego uniknąć. Nie pierwszy zresztą raz.
Adrian… Ten
mógł być tym wyjątkiem. Ale jakby zareagował? Co by powiedział, co zrobił? On
nie był taki jak reszta. Reszta, widząc swoją atrakcyjną panią profesor
natychmiast spróbowałaby przystąpić do dzieła. Adrian… Niekoniecznie.
Zresztą
cóż… Jeszcze kilkadziesiąt minut i sama będzie mogła się przekonać.
Nie była w
stanie położyć się na łóżku. Z minuty, na minutę stawała się kłębkiem nerwów.
Adrian, może on, ale… A jeśli nie on? Jeśli Bartek, albo kompletnie
nieatrakcyjny Marcin? A nawet, jeśli lubiany Adrian, to co z tego?
Ech, te
tysiące myśli na sekundę, spóźnione już chyba. Trzeba było myśleć wcześniej.
Jedno było pewne. Granice perwersji zostały przekroczone i to stokrotnie.
Znajdowała się w burdelu, w roli dziwki. Może specyficznej, ale jednak dziwki.
I być może był na tym świecie ktoś, kto mógłby skorzystać z jej usług.
Zmusiła się
do ułożenia, opierając głowę na poduszce. Przed sobą, na ścianie miała zegar.
Patrzyła, jak uciekały kolejne minuty, zbliżając ją do nieuchronnego.
Wzięła się
w garść. Kij z tym. Nie będzie nikogo. Nikt nie odgadnie. Nikt. Gdyby odgadł,
już by tu był. Nie wytrzymałby.
Na pewno
nie. Nie może być inaczej. Chyba, że Adrian. Ale on też nie. Nikogo nie będzie,
nikt nie przyjdzie.
I gdy ta
myśl uspokoiła jej rozkołatane nerwy i pozwoliła ułożyć się w łóżku wygodniej,
na korytarzu rozległy się kroki. Wstrzymała na chwilę oddech.
A gdy
usłyszała pukanie do drzwi, natychmiast zerwała się na nogi, z trudem
utrzymując równowagę a serce zabiło jakby chciało wyskoczyć z piersi.
I gdy drzwi
się otworzyły, jej usta rozszerzyły się w zupełnie niekontrolowany sposób.
- To ty? –
wydukała z siebie kompletnie zaskoczona.
Światła
miasta jeszcze nigdy nie wydawały mu się takie przygnębiające. Blondynka
milczała. Podjechała samochodem pod komisariat i otworzyła drzwi. Filip
wyszedł. Był u siebie, chociaż tyle. I na wolności. Ale…
- Panowie w
Lesznie ci nie powiedzieli?
- Mówili
coś tam, ale… Tak ogólnikowo – patrzył spode łba. Czuł się niewiarygodnie
upokorzony. Nie dość, że wpadł, to jeszcze autorką tego wszystkiego, była ta
śliczna blondynka.
Zachowywała
się tak… Naturalnie, trochę inaczej, niż w ostatnich dniach. Choć miał wciąż w
pamięci jej figurę w samej bieliźnie, jak w pokoju, czy też w stroju
kąpielowym, jak na plaży, to teraz wydawała mu się jeszcze… Taka niezdobyta. I
piękna. Może dlatego, że i niezdobyta i naturalna.
- Grozi ci
kara pozbawienia wolności do lat dwóch. Nie sądzę, byś poszedł do pierdla, bo
sądy bywają łagodne, poza tym to tylko jeden mecz a nie cała seria, wiec może
się skończyć na zawiasach, jakiejś grzywnie, czy coś tam. W to, jakie decyzje
podejmie Polski Związek Koszykówki, już nie wnikam, to nie moja działka.
Tak, nie
musiała mówić. Zakaz gry w kosza przez dwa lata, może nawet dożywotni. Nie, tak
daleko się chyba nie posuną, ale obalenie testu na narkotyki nie ułatwiało
sprawy. Jeszcze bardziej ją skomplikowało. To się skumuluje.
Banicja jak
nic.
-
Zdruzgotałaś moje marzenia – wycedził powoli. – Dlaczego?
- Ja? –
zdziwiła się, albo w niezwykle naturalny sposób udała zdziwioną. – Ja tylko
wyskoczyłam z niewinną propozycją. Nikt ci nie kazał jej przyjmować. Mogłeś
odesłać mnie w diabły. To nie ja kazałam ci palić trawkę. A sądząc po wynikach,
to nie folgowałeś sobie.
- A czy
musiałeś coś robić? Skąd wiesz, że to nie była zwykła rutynowa prowokacja, co,
misiu?
Do tej pory
nie wiedział. Ale coś w jej postawie powiedziało mu, że to nie był przypadek.
- Bo nie
była – powtórzył swoje myśli na głos. – Chciałaś mnie udupić. To znaczy nie
wiem, czy ty, czy ktoś inny, ale tak było…
- Szkoda,
że taki bystry nie byłeś kilka dni temu, albo jeszcze wczoraj – skwitowała. –
Ale czy jesteś wart tego, by wiedzieć? Nie sądzę.
- Powiedz –
zareagował ostrzej.
- No, no,
misiu… Rozkazywać to ty sobie możesz swojej matce, albo jakiejś tam innej
sympatycznej ciotce, nie wnikam…
Zrobiła tak
wiele znaczącą minę, że odjęło mu mowę. Czy to mogła być prawda?
- Ciotce? –
powtórzył? – Skąd ty wiesz o moich ciotkach? Cokolwiek?
- Nic nie
wiem – wzruszyła ramionami. – O ciotkach nic. Może tylko o jednej. No, zbieraj
się stąd, ja odjeżdżam. Do widzenia.
W głowie
miał mętlik, chciał zadać jeszcze ze sto pytań, ale jej zdecydowana postawa,
uniemożliwiła mu to. Patrzył, jak zamyka drzwi do samochodu i odjeżdża.
A wraz ze
znikającymi światłami samochodu, rozjaśniał się jego umysł. Czuł jak dłonie
zaciskają mu się nerwowo. Pewnie dlatego, że wiedział, iż nic już nie może z
tym zrobić.
Stała na
drżących nogach wpatrując się w postać, która właśnie weszła do pokoju i
zamykała za sobą drzwi. Wielu ludzi mogła się tu spodziewać, ale…
- Co za
niespodzianka – przywitał ją uroczy uśmiech.
- Jak tu
się znalazłaś? – wybąkała z trudem, chyba po raz pierwszy czując, że to
jedenaście lat młodsza koleżanka zdobywa przewagę.
-
Rozwiązałam zagadkę, proste – wyjaśniła Dominika. – Aczkolwiek nie na tyle, by
wiedzieć co tu jest. Coś mnie jednak podkusiło, by sprawdzić. To przecież nic
nie kosztuje.
- No tak… -
skomentowała mrukliwie Kamila i oczywiście natychmiast w głowie utkwiła jedna
rzecz. Czy Dominika będzie chciała odebrać nagrodę? No i czy ona pod to
podpada? Zagadka była dla uczniów a nie dla niej. I jak w ogóle dowiedziała się
o niej? Czyżby Daniel? A może to on podał jej rozwiązanie?
- Daniel
nie miał z tym nic wspólnego – odezwała się historyczka, jakby czytając w
głowie starszej koleżanki.
- Niech
będzie – kiwnęła głową Kamila. – I co teraz? – zdenerwowana zapytała wprost,
nie chcąc bawić się w lawirowanie.
Wszystko
nagle stało się bardziej krępujące, niż się spodziewała. Gdyby wpadł tu któryś
z rozochoconych maturzystów… Ale dać się zaskoczyć w ten sposób szkolnej
koleżance?
- To tak
wyglądał ten zakład, tak…? – wzrok Dominiki prześlizgnął się po pół nagim ciele
Kamili. Ta znów poczuła się nieco upokorzona. Tym bardziej, że historyczka
zachowywała się dużo pewniej, niż poprzedniego wieczoru w saunie. – W sumie,
nie wiem co tobą kierowało, ale to czego byłam świadkiem, wtedy, w lesie, to,
jak pan Daniel zrobił to wszystko, to chyba już nic nie powinno mnie dziwić.
Ale mimo wszystko… Nie spodziewałam się tego po tobie. Nie, żebym mówiła to w
negatywnym kontekście – zastrzegła od razu. – Każdy ma swoje życie i za nie
odpowiada a mi nic do tego. Ale jednak… To jest bardzo hardkorowe, co
zaplanowaliście. I przyznam, że tak jak rozumiem takie akcje, jak tą, którą
zrobił pan Daniel, bo ona dotyczyła tylko was dwoje, tak teraz… - przerwała
monolog biorąc oddech.
- Teraz
pewnie myślisz, że robimy takie rzeczy, czy podobne na co dzień – pospieszyła z
obroną Kamila, czując wypływający na twarz rumieniec.
- Nie, nie
myślę tak. Na tyle cię znam, że przypuszczam, iż długo to dojrzewa w twojej
głowie, nim się zdecydujesz. A pan Daniel jest z gatunku takich mężczyzn,
którzy jednak pewnie nie zmuszają do takich rzeczy, raczej nakłaniają,
sugerują, ale nie rozkazują. Albo po prostu sami kreują sytuacje, w wyniku
których ty… - znów urwała, poprawiła nerwowym ruchem dłoni włosy i dokończyła.
– No w każdym razie, jeżeli już jesteśmy w takiej sytuacji, to wyznam. Tego
chyba najbardziej ci zazdroszczę. Tego władcy, który jest jedyny w swoim
rodzaju i który mnie się zamarzył.
Zapanowała
cisza i obie kobiety patrzyły sobie w oczy. Kamila poczuła olbrzymi mętlik w
głowie. Po raz pierwszy w życiu znalazła się w takiej sytuacji. To ona
nieustannie adorowana, musiała przyprawiać o ból głowy swojego męża. A teraz…
Teraz stała przed dziewczyną, młodą, ładną, inteligentną, kobiecą, z pewnością
atrakcyjną, która…
-
Zakochałaś się w nim – ni to stwierdziła, ni zapytała, cichym tonem.
- Nie –
zaprzeczyła dość gwałtownie Dominika, ale Kamila uznała, że nie brzmi to tak do
końca szczerze. – Nie powiem, zauroczyłam w pewien sposób, jeśli chcesz
wiedzieć. Ale to, że on jest twój, sprawia, że muszę odrzucić cokolwiek innego,
wiesz dobrze.
Kamila
milczała, czując, że serce bije jej mocniej. Te słowa, znów przywróciły jej
wiarę w męża, znów dały dowód na jego wyjątkowość. Ale i czy Dominika nie była
taka sama? I jeżeli Kamila kiedykolwiek miała się zdecydować, czy pozwolić na
coś takiego, jak… To czy właśnie nie stała przed nią najwłaściwsza osoba?
Chociaż ciężko było o tym myśleć w kategoriach seksualnych stricte. Tu nie
chodziło o to. Ale może właśnie dlatego?
Na początku
to Dominika wchodząc do pokoju, rozwiązując zagadkę zdobyła przewagę. Ale teraz
role się odwróciły. Młoda nauczycielka stała przed nią, jakby mniej pewna po
tym wyznaniu. Patrzyła jej w oczy, ale i spuszczała wzrok w dół. Kamila poczuła
chyba wszystkie możliwe uczucia świata na raz.
- Rozbierz
się – zarządziła.
- Nie,
Kamila, przestań – usłyszała protest. – Nie po to tu przyszłam, to nie o to mi
cho…
- Nie o tym
mówię – przerwała jej. – Rozbierz się a ja wykonam telefon, dobrze?
- Jaki
telefon? – zapytała zdezorientowana historyczka.
- Rozbierz
się, chociaż do bielizny, tak jak ja – powtórzyła po raz trzeci, tym razem z
naciskiem. – No, nie zostawiaj mnie tak samej, dobrze?
Nacisk
odniósł skutek, bo zauważyła, że wciąż nie wiedząca o co jej chodzi Dominika
niepewnie zaczyna zdejmować z siebie wierzchnie okrycie.
Odwróciła
głowę, chwytając za telefon. Bez trudu znalazła odpowiedni numer i po tym, gdy
w słuchawce rozległ się znany jej głos, wyrzuciła z siebie tylko kilka słów.
- No,
wpadnij. Jest jeden drobny kłopot.
- Nie
pomyliłeś drzwi? – usłyszał głos ciotki.
Stała
oparta o framugę. W jej pytaniu nie czaił się żaden wyrzut, po prostu była
nieco zdziwiona jego wizytą.
- Nie –
odpowiedział Adrian. – Po prostu kilka spraw mnie gryzie i chciałem poznać
odpowiedzi na nie.
- Jakich
spraw? – zapytała Wiktoria, wchodząc do pokoju i biorąc go pod rękę. – Chodźmy
do mnie, Natalia powinna już spać.
Adrian
rzucił jeszcze okiem na zasypiającą sześcioletnią dziewczynkę. Była długowłosą
blondynką jak i jej matka. Co dostała po ojcu? Nie wiedział, bo nigdy go nie
poznał. Tak samo jak i mała.
- Przede
wszystkim o co chodziło z tym Filipem? Dlaczego kazałaś mi pilnować go? W tym
sensie, by wciąż był najarany?
- To tylko
taka prowokacja policyjna a w zasadzie koszykarska. Niech jego przykład
podziała odpowiednio na innych młodych koszykarzy.
- No wiem,
ale nie o to pytam – zniecierpliwił się chłopak. – Pytam o powody. Czy w
komendzie wymyślono tą prowokację i wytypowano Filipa? Przecież to absurd i w
ogóle jakieś chamskie…
- Nie,
oczywiście, że to nie było tak. To bardziej skomplikowana sprawa.
- Czy więc
możesz mi ją wyjaśnić?
- Północ
już wybiła, czyż sam nie powinieneś już iść spać?
- Wkurzasz
mnie – wyznał szczerze. Wiedział, że wielu ludzi czuje respekt do ciotki
pracującej w policji, ale on należał do tych nielicznych, którzy czuli go w dużo
mniejszym stopniu. Odnosił wrażenie, że ciotka lubiła go, co już samo w sobie
zaliczało się do sukcesów.
- Lista
ludzi z całego kraju, których wkurzam jest dłuższa niż mur chiński – roześmiała
się cicho. I bardzo uroczo, musiał to przyznać.
- Powiesz
mi w końcu?
-
Powiedzmy, że na Filipa było zlecenie. Zadowolony?
- No,
zlecenie… Może to za duże słowo, ale powiedzmy, że zrobił coś złego i komuś
podpadł.
- Ale co
zrobił konkretnie? I komu podpadł? – gorączkował się zaskoczony chłopak.
- Nie mogę
zdradzić, tajemnica służbowa – rozłożyła ręce, patrząc mu w oczy, choć
wiedziała, że musiała mocno naciągnąć swoje słowa.
- Hm… -
zawahał się. – Bo jak siedzieliśmy przed studniówką w tym barze tam, po koncercie…
To sam Filip się coś tam przechwalał o Kamili… Że coś ten tego, tyle, że go
inni wyprostowali. I w sumie nie wiem co o tym myśleć.
- Bawisz
się w detektywa? Zastąpisz ciotkę w policji, jak już pójdę na emeryturę? –
zakpiła wysoka blondynka. – Ja tam nie wnikam w wybryki twojej nauczycielki,
wybacz – teraz skrzyżowała ręce na piersiach.
- Nie no…
Ja po prostu chciałbym wiedzieć. W końcu przyłożyłem do tego rękę, nie?
- Dam ci
wobec tego jedną radę, dobrze?
- Jaką?
- Dobierz
się do tyłka swojej nauczycielce a ona ci pewnie wszystko ładnie wyśpiewa. No.
A teraz zmykaj już, dobrze?
Zaskoczony
Daniel zamknął za sobą drzwi, kiwając z uznaniem głową. Widok żony i jej
młodszej koleżanki, siedzących w samej bieliźnie…
- Rozumiem,
że spóźniłem się? – zagadnął chwacko z uśmieszkiem na twarzy.
- Nie,
jesteś w samą porę – odpowiedziała Kamila. – Dominika chciałaby ci coś wyznać.
- Ja?
Dlaczego? – zdziwiła się młoda historyczka a na jej twarzy pojawił się lekki
rumieniec.
- Nie ma
się co wstydzić – natychmiast połapał się Daniel, choć nie miał pojęcia o co
konkretnie chodzi.
- Coś mi
się wydaje, że wstydzi się mojej obecności i wolałaby beze mnie – skwitowała
Kamila wstając z łóżka.
- Ale ty
oczywiście nie masz zamiaru wyjść – skomentował Daniel. – I rzecz jasna cię do
tego nie namawiam.
- To chyba
oczywiste.
Zapadło
chwilowe milczenie a spojrzenia małżonków padły na wciąż siedzącą na skraju
łóżka Dominikę. Ta pod tymi spojrzeniami zmieszała się jeszcze mocniej.
- No dobrze
– odezwała się w końcu, spoglądając w twarz Daniela. – Przed pana przyjściem
rozmawiałyśmy i powiedziałam Kamili, że zazdroszczę jej przede wszystkim tego,
że potrafi pan organizować takie akcje, jak wtedy, w lesie… Tego, że jest pan
takim władcą. A właściwie nie tyle jest, ile potrafi nim być w określonych
momentach. Chociaż w sumie wygląda pan niepozornie, to znaczy nie wygląda pan
na takiego władczego. To takie złudne i przez to hm… Czarujące – dodała z
niepewnym uśmiechem.
- Wstań –
odpowiedział krótko Daniel a jego ton i przede wszystkim to, że zareagował w
taki sposób, nie odnosząc się jakoś bezpośrednio do jej słów, podziałał na nią
mocno.
Uśmiech
szybko zniknął z jej twarzy i posłusznie wstała.
- Wczoraj
Kamila robiła spacer po saunie, teraz chciałbym, żebyś zrobiła to ty.
- Ja byłam
w nieco bardziej skąpym stroju. A w zasadzie bez niego – przypomniała brunetka.
- To
rozbierz koleżankę – polecił Daniel.
Obie
kobiety spojrzały na niego z uwagą, nie wiedząc, czy mówi poważnie. Kamila
poczuła szybsze bicie serca. To, co przejawiało się w jej umyśle od jakiegoś
czasu, teraz stawało się faktem. Powoli docierało do niej, że za chwile nie
będzie już odwrotu.
Wzięła
głęboki oddech.
- Skoro ty
rozbierałaś mnie wtedy, to… - nie dokończyła, przypominając znaną wszystkim
sytuację.
Dominika
nie powiedziała nic, choć jej twarz przybrała poważny wyraz. Drgnęła, gdy
poczuła na sobie dłonie koleżanki, ale nie zaprotestowała, gdy Kamila rozpięła
jej stanik i delikatnie zdjęła z niej. Nie zaprotestowała też, gdy poczuła jak
palce starszej nauczycielki równie delikatnie wsunęły się pod jej majtki i
zaczęły opuszczać w dół i tę część bielizny.
Kilka,
kilkanaście sekund i historyczka stała naga. Zrobiło się jej bardzo dziwnie.
Nie tak wyobrażała sobie swoje pierwsze doświadczenia erotyczne. Pierwsze, nie
licząc tych sprzed roku.
- No… -
odezwała się cicho Kamila, manewrując tak, że Dominika zwróciła się twarzą ku
Danielowi. – A teraz przekazuję cię mojemu mężowi.
Jakże
dziwnie to zabrzmiało w uszach młodej nauczycielki… Nie tak miał wyglądać
pierwszy raz. Z żonatym? Nie z kochającym chłopakiem?
W każdym
razie stała kompletnie nago a wzrok stojącego przed nią mężczyzny, bezczelnie
ślizgający się po jej nagim ciele przyprawiał ją o ciarki. Zamknęła oczy,
odczuwając z tego tytułu i pewną przyjemność, jak i upokorzenie. Może
pomogłoby, gdyby ktoś jeszcze w tym pomieszczeniu, był nagi tak jak ona. Ale
nie był.
- Nie
zostawię cię chyba tak samej – Daniel jakimś cudem domyślił się tego, co
siedziało jej w głowie i zaczął rozpinać koszulę.
Z trudem
przełknęła ślinę, zdając sobie sprawę, że każda sekunda zbliża ją do tego
czegoś… Że praktycznie stoi przed faktem dokonanym. Że już za chwilę…
I wtedy
Daniel zaskoczył wszystkich.
-
Pozwolisz, że zanim cokolwiek… - nie dokończył i jednym korkiem znalazł się
przy żonie. Nie stąd, ni zowąd objął ją mocno w talii i przywarł do niej
ustami, całując z takim zdecydowaniem, z taką namiętnością i właśnie władzą, że
pod zaskoczoną żoną ugięły się nogi a i sama Dominika patrzyła na to z
otwartymi oczami.
A gdy
oderwał się, Kamilę było stać tylko na głębokie westchnienie. Ale Daniel nie
próżnował. Zwrócił się w kierunku młodszej z pań a ta zobaczyła w jego oczach
siłę i zdecydowanie.
Dominika
stała jak sparaliżowana, zdając się całkowicie na jego ruchy. Poczuła jak serce
zaczyna tłuc jak oszalałe. Tego właśnie chciała. To było to coś, czym imponował
jej ten mężczyzna. Władza, siła, zdecydowanie. To coś, co sprawiało, że ona
sama poczuła się kompletnie bezbronna.
Bezbronna i
niezdolna do wyrażenia jakiegokolwiek protestu. A Daniel nie patyczkował się.
Chwycił ją mocno za biodra i uniósł z łatwością w górę. Patrzyła na niego jak
zahipnotyzowana, mając w pamięci jego zachowanie sprzed chwili. Zachowanie,
które wywarło na niej tak olbrzymie wrażenie. I teraz zniewalało ją do
niezwykłego stopnia.
Tak bardzo,
że bez mrugnięcia okiem dała się rzucić na łóżko. Nerwowa próba złączenia nóg
trwała tylko sekundę, bo Daniel zdecydowanym ruchem znalazł się między nimi,
rozkładając je szeroko. Chcąc, nie chcąc, miała go między sobą a on swoim
wzrokiem wiercił dziurę w jej podbrzuszu, delektując się widokiem nagiej cipki.
Cipki, która już w tym momencie, poprzez nadmiar wilgoci była gotowa na przyjęcie
go w sobie.
Z jednej
strony pragnęła zapomnieć o obecności jego żony raptem metr dalej, z drugiej,
chciała spojrzeć w jej twarz, szalenie ciekawa, co czuje teraz ona. Ale nie
mogła jej dostrzec. Wysokie biurko zasłaniało sylwetkę Kamili a już sekundę później
przestała sobie zawracać nią głowę skupiając się na czymś innym.
Konkretnie
na pochylającym się nad nią Danielem, obcałowującym jej ramiona, piersi,
drażniącym sutki w taki sposób, że z jej ust wydobył się pierwszy tej nocy
cichy jęk. I na czymś co zaczynało napierać na jej bezbronną cipkę.
Zastygła w
bezruchu, otwierając oczy szeroko a swoje dłonie oparła na barkach Daniela. W
ten sposób oddała mu się w całości, choć coś w niej próbowało złączyć rozłożone
nogi raz jeszcze. Było to już rzecz jasna niemożliwe. A jej cipka rozszerzała
się coraz mocniej z powodu wchodzącego w nią twardego członka.
Drgnęła
czując ten moment i jęknęła. Daniel wstrzymał się na chwilę i wycofał. A potem
ponowił atak. I raz jeszcze, za każdym razem próbując przebić się dalej. A ona
naprzemiennie zamykała i otwierała oczy, nie bardzo wiedząc, czy zdać się tylko
na zmysł dotyku i niewidzialnej, ale odczuwalnej namiętności, czy też widzieć
wszystko i nie uronić z tego ani jednego obrazka.
Jakiś ruch
z boku uświadomił jej, że Kamila postanowiła zmienić miejsce i obejrzeć całe
widowisko z bliska, mając w zasięgu wzroku wszystkie aspekty, ale jej to już
nie przeszkadzało. Nie skupiała się nad tym. Skoncentrowała się na dotyku
nagiego ciała Daniela, na jego zapachu, na tej męskości i pożądaniu, które
wreszcie biło od niego i które nakręcało ją tak samo jak i inne czynniki. Fakt,
że ten mężczyzna pożądał jej, był kolejnym bodźcem do tego, by jej wnętrze
stawało się coraz wilgotniejsze i przyjmowało penisa coraz głębiej.
Nie liczyła
się z możliwością orgazmu, ale nie o to chodziło. Dużo ważniejszy był sam akt.
Ruchy jego penisa w niej. Był tam, penetrował ją. Ją, Dominikę. Coś, co
wcześniej było jakąś odległą od realiów fantazją, spełniało się teraz. W końcu,
wreszcie…
I tą
rzeczywistością żyła, chłonęła ją, jak gąbka wodę. Tym, że oddaje się Danielowi
całkowicie, całym swym „ja”. Tym, że jego ruchy nabierają przyspieszenia, tym,
że to wszystko dzieje się na oczach jego żony. Przecież i ona też mgła
przystąpić do nich, ale nie zrobiła tego. Czemu? Czy dlatego, że nie chciała
jej psuć tego pierwszego razu? Może i tak.
- Oooch… -
z jej ust wychodziły co jakiś czas urywane, ciche jęki. Tylko na początku
wstydziła się ich. Teraz, gdy czuła już zbliżający się finał, przyjmowała je za
coś normalnego.
Jeszcze raz
serce zabiło mocniej, gdy Daniel uniósł się nad nią, chwycił mocniej za uda, co
spowodowało, że tempo posuwania znacznie się zwiększyło. W tej pozycji znów
panował nad nią, gwałcąc wzrokiem całą jej nagość, ale czy to miało już jakieś
znaczenie? Tak, jak i spojrzenia jego żony?
Nie… Serce
biło mocniej, gdy zdominowana poczuła, coraz szybsze ruchy a potem nagle
wszystko się zatrzymało.
Koniec.
Zamknęła oczy i choć odczuwała coraz większy ból, to jednak moment, gdy penis
wysunął się z jej wnętrza, został przez nią przyjęty z dużym żalem. Może
wynikającym z tego, że to był pierwszy i ostatni raz? Nie była pewna, w jej
umyśle pojawiła się jakaś nadzieja, ale… Ale to nie był chyba najlepszy moment,
by zajmować się takimi rozmyślaniami.
- No i dla
mnie nic nie zostawiłeś – usłyszała głos Kamili. Chyba wyrażał lekko
zakamuflowane pretensje.
Widocznie
tak bardzo rozochociła się sytuacja sprzed kilku minut, tym niesamowitym
pocałunkiem. Długim, namiętnym, żarliwym. Takim, że Dominika, mimo, że to ją
spotkał większy „zaszczyt”, czuła o niego zazdrość. Ten widok wciąż siedział w
jej głowie.
- Starość,
nie radość, służę pomocą w inny sposób – wyluzowany głos Daniela, zmusił
Dominikę, by otworzyła oczy.
Milczeli
wszyscy, patrząc po kolei na siebie. Sytuacja stała się trochę niezręczna.
Daniel, uniósł się w końcu z łóżka, podciągając wcześniej bieliznę i spodnie.
-
Najchętniej bym nie wstawała – mruknęła Dominika, naciągając koc na nagie
ciało.
- W sumie
też bym już poszedł spać – zgodził się Daniel.
- W
burdelu? – przywróciła ich do rzeczywistości Kamila. – Proponuję ubrać się i
wrócić do siebie.
- W trójkę?
– zapytał Daniel z niedwuznacznym uśmieszkiem.
Obie
dziewczyny dobrze zrozumiały co miał na myśli. Nie chodziło rzecz jasna o
powrót w trójkę, tylko o wspólne nocowanie w jednym z pokoi w ośrodku.
Żadna nie
odpowiedziała. Skrepowana Dominika odrzuciła okrycie i wstała z łóżka.
Wstydziła się swojej nagości, ale uznała, że nie ma co robić już z tego powodu
żadnych cyrków. Czuła na sobie spojrzenie Kamili i częściej Daniela. Krępowało
ją to, tak jak i w pewien sposób nakręcało. To drugie poczuła mocniej, gdy
Daniel wykorzystywał być może ostatnią okazję, by uszczypnąć ją w pośladek,
bądź nawet strzelić lekkiego klapsa. Przy chyba lekkiej dezaprobacie żony.
Pięć minut
później wszyscy byli w drodze do ośrodka wypoczynkowego.
Rozdział 6. Hip hop pełen namiętności.
Właściciele
klubu „Manhattan” w czwartkowy wieczór z pewnością nie byli zachwyceni niską
frekwencją, ale mogli się takiej spodziewać. Koncert trzech lokalnych
wykonawców hiphopowych przyciągnął najwyżej dwieście osób. Dobrze więc, że
zorganizowali ten koncert w czwartek, bo strat i tak nie przyniósł a weekend
pozostał wolny na sensowniejsze imprezy.
Adrian był
nieco stremowany, ale przechadzając się po scenie szybko przeszedł nad swoim
występem do porządku dziennego. Pomógł mu w tym zresztą nastrój. Zgodnie z
oczekiwaniami ostatni egzamin maturalny okazał się najłatwiejszym i spokojnie
mógł czekać na zakończenie roku szkolnego i rozdanie świadectw w sobotę.
Przybił
piątki z kilkoma chłopakami, którzy też mieli koncertować tego dnia. Znali się
dobrze, w tym niezbyt wielkim przecież mieście nie mogło być inaczej. Kilka
minut rozmowy wystarczyło, by zmienić plan koncertu. Zamiast występować po
kolei, jeden po drugim, uznali, że wejdą na scenę wszyscy, wymiennie wykonując
swoje kawałki.
W końcu nie
było ich wielu. Adrian, drugi raper, Gustaw, również solo i duet Unda Headz. W
sumie czterech MC, którzy z powodzeniem mogli zmieścić się na scenie.
- W wakacje
będzie duży podziemny koncert w Kaliszu – poinformował Gustaw, pociągając łyk z
puszki z piwem. – Takie mam info od ziomka stamtąd, co to organizuje.
- Kto
wystąpi? – zainteresował się Adrian.
- Z
założenia jest to przegląd sceny z południa Wielkopolski, ale będzie parę osób
z kraju, ogólnie – wyłożył znajomy. – Ten ziomek mówił, że widziałby od nas
dwóch, trzech wykonawców. Ja mam zaklepany występ, mogę mu zarekomendować was.
- No to już
masz tych wszystkich trzech wykonawców tutaj – zaśmiał się Adrian.
Zerknął na
zegarek, było już dobrze po dwudziestej. Można było zaczynać. DJ puszczał
jakieś kawałki z adaptera, nieliczna publika gnieździła się pod sceną.
Wstał i
uważniej przeleciał wzrokiem po publice. Choć hip hop stał się popularny dwie
dekady temu i dziś średnia wieku jego słuchaczy była dużo wyższa, niż kiedyś,
to pod sceną w większości hasali rówieśnicy, czy nawet nieco młodsi. Osób po
dwudziestce było niewiele. Dominowała płeć męska, ale nie aż tak wyraźnie.
Sporo dziewczyn w tym gronie i niemało całkiem fajnych.
- Siema
wiara – rozpoczął Gustaw, wykrzykując niemal słowa do mikrofonu. – Mała zmiana
planów, uzgodniliśmy tutaj, że wystąpimy wszyscy razem, bo jest nas tyle, że
spokojnie pomieścimy się na scenie – zaśmiał się luzacko. – Będziemy grali
swoje kawałki na zmianę i dzięki temu nie zanudzicie się szybko!
Odpowiedział
mu lekki hałas i publika ciaśniej stłoczyła się pod sceną. Adrian rzucił okiem
w dal. Tam, gdzie publiczność była już rzadsza. Jego wzrok zatrzymał się a brwi
zmarszczyły. Twarz przekrzywiła w geście autentycznego zdziwienia, choć wciąż
nie był pewny, czy oczy go nie mylą.
Kamila
zawahała się i przystanęła nieco dalej od sceny. Nie chciała przepychać się z
jakimiś dzieciakami. Nie w tym wieku, no gdzie…
Ale chwilę
później znalazła jakieś spokojniejsze miejsce bardziej z boku. W przyzwoitej
odległości od sceny. Oparła się o jakaś barierkę i zerknęła na scenę.
Widziała
kilka nieznanych jej osób i dwie, która kojarzyła bardziej. Adriana i jego DJa.
Usłyszała zapowiedź jednego z raperów i przyjęła ją z zadowoleniem. Nie chciała
marnować czasu na występy jakichś młodych chłopaków, dodatkowo w sytuacji, gdy
ta muzyka niemal kompletnie jej nie interesowała.
Skierowała
wzrok na młodą publiczność. I ona sama skupiała na sobie zainteresowanie, ale
do tego już przywykła. Tym bardziej teraz, gdy wśród gromady zakapturzonych,
czy ogólnie rzecz biorąc, specyficznie ubranych postaci wyróżniała się
sukienką. Wprawdzie nie jakąś ekstrawagancką, czy wybitnie piękną, ale jednak.
W tych warunkach było to coś innego.
Czuła się
trochę obco, ale znosiła to dzielnie. Ciekawe, co by powiedział jakiś znajomek,
gdyby taki się napatoczył. Ale w tym gronie nikt taki nie miał się prawa
pojawić. Chyba, że jakiś uczeń, były, bądź aktualny. Ale nie widziała żadnych
znajomych twarzy, przynajmniej w pobliżu.
Dobra,
mniejsza z otoczeniem, także z tym, uważniej lustrującym jej nogi…
Skoncentrowała się na scenie. Tam już z adapterów szedł jakiś bit, do którego
nawijał najwyższy i chyba najstarszy z wykonawców. Nie robił na niej wrażenia.
Tak samo, jak i kolejny wykonawca, duet, którego dziwnej, typowo hiphopowej nazwy
nawet nie zapamiętała. Ciekawiło ją, czy trzeci będzie Adrian.
Był. I
zaczął, tak jak w Antonówku od swego najbardziej znanego kawałka. Z satysfakcją
stwierdziła, że przy tym numerze, publika rozbujała się jak najbardziej.
Fajnie, jej Adrianek… Zaśmiała się w duchu. Ale uśmiech musiał odbić się także
na twarzy, bo zauważyła kilka męskich spojrzeń zdradzających ochotę na bliższe
poznanie samotnej, trochę starszej pani. Natychmiast przybrała poważniejszy
wyraz twarzy. Bardziej surowy, nauczycielski. Miała nadzieję, że odstraszy tym
potencjalnych adoratorów, młodszych od niej w najlepszym przypadku o dekadę.
Chociaż
przecież ona sama… Przyszła tu dla kogoś jeszcze młodszego. No, ale raczej nie
w tym celu. Ot, po to, żeby… Żeby co? Posłuchać jego muzyki? No, choćby dlatego.
Cierpliwie
wyczekiwała aż kolejni wykonawcy zaprezentują swoje numery i ponownie zrobią
miejsce Adrianowi. Czasem dłużyło się to jej. Z drugiej, nie do wszystkich
kawałków Adriana podchodziła z jakimś większym entuzjazmem. Na pewno wyjątkiem
był ten, który zapowiedział w ciekawy sposób.
- Tym,
którzy są już po maturach, pewnie się to nie przyda, ale tak się składa, że
napisałem ostatnio kawałek o lekturach szkolnych. Ale jest trochę taki, no
wiecie… - nie dokończył, dając znak DJowi, by włączył odpowiedni podkład.
Ten był
klimatyczny, lekko niepokojący i Kamila wkręciła się. Tak jak i w tekst,
którego słuchała z uwagą. Opowiadał on o uczniu wywołanym do tablicy na lekcji
polskiego i odczucia tegoż ucznia nawiązywały, tak jak wspomniał Adrian, do
lektur szkolnych, czy ogólnie do prozy i poezji.
Z
zainteresowaniem słuchała kolejnych wersów.
-
Pożeglował ku tablicy, jak po morskich falach statkiem, choć to była tylko
szkoła a nie stepy akermańskie. Dobijając do biurka, rzucił kotwicę nad
brzegiem, z trudem powstrzymując strach, choć cierpiał jak młody Werter.
„Brawo,
moja szkoła”, pochwaliła się dumnie samej sobie, znów przywołując uśmiech
satysfakcji na twarz. Strasznie jej się spodobały te zabawy słowem. Pisał
naprawdę interesujące teksty, pełne metafor. To było coś… Nie interesowała się
hip hopem, zasadniczo nie znała najpopularniejszych wykonawców, pomijając to co
czasem usłyszała gdzieś w mediach, bądź to, co zaprezentował mąż, ale odnosiła
wrażenie, że brakowało takich wykonawców w głównym nurcie muzycznym. Musieli
walczyć o swoje w podziemiu. Jaka szkoda…
Po
zakończonym kawałku sama biła brawo. Po raz pierwszy na tym koncercie. I po raz
ostatni. Zerknęła na zegarek, dziwiąc się, że czas przeleciał tak szybko.
Dochodziła dwudziesta druga. Zastanawiała się co zrobić. Wcześniej planowała
jakiś kontakt z Adrianem, jakieś spotkanie. Teraz nie była tego pewna. Oni tam
pewnie mieli jakieś swoje pomieszczenie, czy coś i w sumie, jak to miało
wyglądać? Podejść ot tak i zapytać, „cześć, czy twoja fanka, może porozmawiać
ze swym idolem”?
Znów się
uśmiechnęła. Wszystko fajnie, tylko ten czas… Zaczęło się jej nudzić. Wtedy
usłyszała ze sceny zapowiedź zakończenia koncertu.
Faktycznie
tak było, każdy z wykonawców zagrał jeszcze po jednym utworze i powoli poczęli
się zbierać. Miejsce rapowych DJów zajął inny specjalista, zmieniając nieco
klimat muzyczny a publiczność pod sceną mocno się przerzedziła. Sporo osób nie
miało ochoty na zabawę przy innych rytmach i w ogóle opuściło lokal.
Stała
jeszcze przez chwilę, oceniając sytuację i wychwytując co rusz nowe spojrzenia
na swojej twarzy, nogach, czy ogólnie sylwetce. A potem wolnym krokiem zbliżyła
w kierunku sceny. Tam, między nią a boksami na górze kursowali występujący
wcześniej raperzy.
Nie musiała
zaczynać rozmowy.
- Gdybym
wcześniej wiedział, że pani przyjdzie… Zaprosiłbym panią na scenę, wystąpiłaby
pani w chórkach, zaśpiewała coś… - przywitał ją z lekkim uśmiechem na twarzy
zdradzającym pewien dystans.
- Gdybyś
usłyszał mój śpiew przeszłyby ci od razu wszystkie te pomysły… - nie dokończyła
uśmiechając się do maturzysty.
- Dziwnie
się pani pewnie czuła w takim towarzystwie… - podrapał się w głowę. – Ale jeśli
pani nie przeszkadzało, to chętnie zapraszam na górę. Mamy tam dwa boksy dla
wykonawców.
- Dziękuję,
ale nie chcę się narzucać – odpowiedziała, choć przecież na takie zaproszenie
właśnie liczyła. Niekoniecznie jednak w towarzystwie znajomych Adriana.
- Ale
przecież wcale się nie narzucasz… - zaprotestował gorliwie, zagalopowując się
nieco.
- Tak
jakbyś zapomniał, to jeszcze przez dwa dni oficjalnie jestem twoją
wychowawczynią – przypomniała mu delikatnie, acz nieco zaczepnie, uśmiechając
się w ten sam sposób.
-
Przepraszam, nie chciałem urazić majestatu… Tym bardziej zapraszam na górę,
celem rehabilitacji.
- Adrian… -
ostrzegła go trochę, nie będąc pewna, czy przypadkiem nie wykpił jej uwagi.
- Nie
żartuję, będziemy mogli porozmawiać o współpracy na następnych kawałkach –
nakłonił ją na swój sposób.
Trochę się
wahała, ale ostatecznie udała się we wskazanym przez ucznia kierunku. Na
parterze znajdowało się kilkanaście boksów, takich dla bardziej wymagających
gości. W olbrzymiej większości były puste, tylko w dwóch a nich kręciło się
kilka osób. Raperzy, którzy przed chwilą zakończyli występ.
- Rozumiem,
że przedstawisz mnie kolegom, jako swoją dziewczynę, tak? – starała się
podtrzymać wcześniejszy klimat.
- Ach… -
umilkł na chwilę zaskoczony chyba tym tekstem, szukając jakiejś riposty. – Jak
obieca pani, że będzie się zachowywać grzecznie, jak na dziewczynę przystało…
Wspinając
się po schodach miała świadomość, że idący za nią Adrian ma na widoku jej
sylwetkę, odsłonięte w niemałym stopniu nogi i bujający się przed nosem tyłek.
No trudno, na plaży w Antonówku znalazł się przecież w jeszcze dogodniejszej
sytuacji. Zresztą nie przeszkadzało jej to wcale, może nawet wręcz przeciwnie.
- Moja
dziewczyna, Kamila – zażartował Adrian, informując głośno kręcących się obok
chłopaków. – Ale lepiej nie zwracajcie się do niej bezpośrednio, po imieniu.
Spojrzenia
chłopaków, choć różnego kalibru nie wytrąciły jej z równowagi. Zresztą, nie
były jakieś niesympatyczne, nie sprawiały wrażenia wulgarnych, nie przywodziły
na myśl jednego. Zresztą miała to gdzieś, będąc akurat w takim nastroju
przyjmowała je z odrobiną satysfakcji. I rozumiała, że jej towarzystwo przynosi
duży splendor Adrianowi.
Zasiedli w
boksie. Na stole znajdowały się butelki piwa, puszki. Na stoliku w sąsiednim,
zauważyła także wódkę. Wzruszyła ramionami. Cóż, mimo wszystko to dorośli
chłopacy, zresztą to nie jej podopieczni, wiec nic jej do tego.
Całe
szczęście, że większość towarzystwa znalazła się w tym sąsiednim boksie.
Zresztą, było dość ruchliwo, towarzystwo przemieszczało się od jednego, do
drugiego, czasem na parkiet, czasem do baru, czy jeszcze gdzieś.
- Napije
się pani piwa? – zagadnął Adrian.
- Nie
przepadam – potrząsnęła głową.
- To może
drink?
- Tak, żeby
zaczęła pięknie śpiewać.
- Jasne –
nie powstrzymała śmiechu. – Jeśli już, to chwyciłabym długopis i zaczęła pisać
coś. Masz inspirujące teksty.
- Naprawdę?
– ożywił się nieco, ale w tej chwili zaczepił go, któryś z kolegów. Zniknął na
chwilę i pojawił się z kolorową szklanką. – Dla pani – wyjaśnił. – Ja nie piję,
więc nie wiem, czy proporcje są odpowiedni, ale zawsze można to zmienić.
- Dziękuję
– przyjęła to z pewną obawą. Mimo wszystko było jej trochę niezręcznie, ale…
Ale posmakowała.
- No to jak
z tymi tekstami? – rozsiadł się wygodnie tuż obok, zwracając twarzą w stronę
nauczycielki.
Szczęśliwie
większość czasu spędzali sami. Kamila zauważyła jeszcze dwie dziewczyny, pewnie
towarzyszki innych chłopaków. Widocznie jej wiek, może także jej wygląd, w
pewien sposób odstraszał innych imprezowiczów. W sumie, dobrze, że tak było.
- Już
powiedziałem. Są takie, że chce się ich posłuchać drugi raz, trzeci. Zachęcają
do tego.
- I
naprawdę zyskałem nową fankę?
- Wyobraź
sobie, że jutro poszukam w internecie twoich kawałków, włącznie z tym
przedostatnim, który zagrałeś.
- Chodzi o
„Świętego Graala”? To znaczy o ten utwór, w którym uczeń idzie do tablicy? No
tak, posiedziałem nad nim parę dobrych godzin.
- I efekt
jest fajny, bardzo mnie zachwycił – zapewniła.
- Kurde,
dlaczego pani szczędziła mi tych komplementów przez te trzy lata?
- Naprawdę
szczędziłam? – przekornie przechyliła głowę. – Nie sądzę a jeśli tak, to
widocznie szanowny pan nie zasłużył.
- Nooo…
Fakt, może nie było aż tak źle – zgodził się po chwili zastanowienia.
No chyba
nie było. Przecież zawsze zaliczała go do najlepszych uczniów w klasie.
- To może
napiszemy razem jakiś tekst? – zagadnął.
- No cóż,
nie sądzę, bym się do tego nadawała – uśmiech nie schodził z jej twarzy.
Zresztą w towarzystwie tak samo, przyjaźnie nastawionego do życia Adriana taki
wyraz twarzy narzucał się sam z siebie.
- No nie
powie pani, że byle uczeń pisze lepiej, niż elokwentna nauczycielka –
sprowokował z krzywym uśmieszkiem.
- Nie
wymuszaj komplementów ode mnie, nie jesteś pierwszy lepszy – uniosła brwi,
przybierając ostrzegawczą minę. – A po drugie co to ma do rzeczy? Znasz
historię lepiej, niż powiedzmy twoi nauczyciele fizyki, czy biologii, bo się
tym interesujesz. Tak samo jest z hip hopem. Mogę być polonistką i nie umieć
pisać tekstów. Ty jak najbardziej możesz.
- No
widzisz… No widzi pani – poprawił się szybko. – To tylko kwestia pewnego
wejścia w ten, no… W ten schemat pewien. Miała pani kontakt z poezją, ze
Słowackim, Mickiewiczem i milionem innych, wiec wie pani jak pisać, zresztą
polonistka musi to umieć. To tylko kwestia wejścia w pewną formułę, nic więcej.
- No, ale
poezja różni się jednak od hip hopu, czyż nie? – upiła większy łyk ze szklanki.
- Po
pierwsze, teraz już tak niekoniecznie, po drugie, może pani pisać dokładnie o
czym pani chce. Jeden może pisać o tym, że pali blunta przed wejściem do szkoły
a ktoś inny, że stresuje się, bo są trudne lekcje a ktoś inny napisać utwór
miłosny, bo na przykład kolejny dzień w szkole sprawi mu możliwość zobaczenia
pięknej dziewczyny z sąsiedniej klasy, w której on się skrycie podkochuje. No…
A pani może napisać tekst o tym, że stoi z dziennikiem pod klasą i się wkurza,
że znów czeka ją czterdzieści pięć minut z takimi matołami.
- Adrian,
proszę cię… - uśmiech na jej twarzy rozszerzył się. Otworzyła usta, ale
ożywiony chłopak nie dał jej dokończyć.
- Ale to
nawet jest całkiem fajny pomysł. Taki wspólny tekst o wyjściu do szkoły, o
wejściu do klasy. Punkt widzenia ucznia i punkt widzenia nauczycielki. Kilka
wersów jego, kilka jej a potem jakiś zaskakujący finał. Moim zdaniem, to bardzo
interesujące, nie uważa pani?
- A co
uważasz za zaskakujący finał? – zagadnęła.
- No nie
wiem… Może na przykład nauczycielka proponuje uczniowi randkę na koncercie hiphopowym?
– teraz on uśmiechnął się szerzej, za to ona spoważniała.
- Uważasz,
że jesteśmy na randce? – zapytała na pozór surowym tonem.
- Nie no,
ale tak tylko nawiązuję do kawałka – wyjaśnił szybko, chyba nieco speszony.
- Dobra –
machnęła ręką nie chcąc w tym momencie wychodzić na poważną nauczycielkę.
Chociaż zastanowiła się, czy byłby tak speszony reakcją innej pani profesor.
Może zareagował tak defensywnie, bo ona go tak onieśmielała? Czym? Swoją
postawą, urodą? Jakby to nie brzmiało nieskromnie, pewnie tak właśnie było.
- No to
jak? – ponowił.
- Adrianku
– zaakcentowała, zwracając się dość łagodnie i pieszczotliwie, jakby chcąc
zatrzeć wrażenie tej surowej pani nauczycielki. – Obawiam się, że podczas
pisania tego tekstu musiałbyś wejść w skórę tak ucznia, jak i owej
nauczycielki. Nie miałbyś ze mnie żadnego pożytku – uroczo rozłożyła ręce w
geście niemocy.
Poruszył
się, jakby z niecierpliwością. Może coś go rozsadzało? Przyjrzała mu się
uważniej. Może to ten gest sprzed sekundy? Może w ogóle jej towarzystwo? Wiele
na to wskazywało.
Siedziała z
nogą założoną na nogę. Już wcześniej wychwyciła jego spojrzenia na kolanach i
nagim, choć nie tak wielkim fragmentem ud. Tak, jak z jednej strony nie
przepadała za męskimi spojrzeniami na jej odsłonięte części ciała a już na
pewno w wykonaniu uczniów, tak teraz czuła lekki dreszczyk.
Było jej
przyjemnie, także dlatego, że w taki delikatny sposób czuła się osaczona.
Siedziała przy samym murku, wyjście na zewnątrz blokował jej swoim ciałem
Adrian. Jego oczy błyszczały. No, niekoniecznie z jej powodu, może bardziej
dlatego, że takie emocje wywoływała przede wszystkim pasja, o której mówił. Ale
to, że wkładał w nią serce, było widoczne jak na dłoni i ona to odczuwała.
Czuła jego ożywienie i to też wpływało na jej wrażenia. Wrażenie osaczenia. Tak
przez jego postawę i rzucone ukradkiem spojrzenia na jej odsłonięte części nóg.
Dwa, trzy razy, może częściej.
- Szkoda –
nie nalegał. – Aczkolwiek powiem szczerze, że gdyby pani tylko zechciała, to
pomógłbym, jak tylko umiem. I uważam, że byłaby to bardzo fajna zabawa.
- Którą
niestety ci zepsułam – naprawdę w tym momencie odczuła jego pewne rozczarowanie
i wyraziła z tego powodu swój żal.
- I może
jeszcze wystąpić w teledysku promującym – dodała patrząc pobłażliwie.
-
Oczywiście. W bikini – nie mógł sobie odmówić tej lekkiej zawadiackości.
- To chyba
nici z współpracy, bo pewnie na końcu zaproponowałbyś mi występ bez –
zakończyła sięgając po szklankę, w której pozostało już niewiele napoju. –
Dlaczego nic nie pijesz? Twoi koledzy sobie nie folgują.
- Nie piję.
Zasadniczo jestem abstynentem. No tak, dwa razy w roku może coś tam – dodał.
- I
dzisiejszy dzień nie należy do nich – podsumowała.
Milczeli
chwilę. Kamila przechyliła szklankę, odstawiając na stolik pustą.
- No chyba,
że chce pani jeszcze jedną, wtedy i ja się skuszę – zareagował Adrian.
- Nie
poczuwam się do roli kusicielki, więc grzecznie podziękuję.
Znów
zapadło chwilowe milczenie. Czuła, że Adrian chce o coś zapytać, ale nie
wiedział jak się do tego zabrać. Już chciała otwierać usta, gdy uprzedził ją.
- Czy może
mi pani podać rozwiązanie zagadki sprzed studniówki? – spojrzał jej w oczy
nieco poważniej.
- Niestety,
już mówiłam, że nie mogę.
- Szkoda.
Bo chyba ją rozwiązałem, aczkolwiek nie jestem pewien – wyjaśnił beztrosko.
- Naprawdę?
– spojrzała na niego z uwagą.
- Tak mi
się wydaje.
- No to
pochwal się wynikiem, czekam…
Nie
rozumiała. Jeśli ją rozwiązał, to dlaczego wtedy nie przyszedł? Co się stało? A
może rozwiązał ją już po fakcie?
- Wyszedłem
z założenia, że ten psalm jest trafiony. Ale nie wiedziałem co dalej. W końcu
szczęśliwym trafem wpadłem na rozwiązanie, że liczby 7 i 24 oznaczają termin.
Niedzielę o godzinie dwudziestej czwartej. A to na dole, to numer pokoju.
- A ten
psalm? – chrząknęła.
- No…
Chodziło o to, że ten psalm faktycznie kierował w stronę tego burdelu.
Ostatnie
słowa zbiegły się z wyczekującym spojrzeniem w jej stronę. Mierzyli się przez
chwilę wzrokiem.
- Więc…? –
zagadnął, widząc, że nauczycielka siedzi w milczeniu. – Czy moja koncepcja
okazała się trafna?
- A co
jeśli ją potwierdzę?
- Zdziwię
się, mimo wszystko.
- Dlaczego
zdziwisz?
- No bo,
wydaje mi się, że to dziwne, by szkolna nauczycielka dawała taki rebus do
rozwiązania swoim uczniom. Trochę to takie… Nieetyczne.
- No dobrze
– wolała wrócić na nieco inny tor tego tematu. – Kiedy to rozwiązałeś?
- W
niedzielę właśnie, trochę przed północą.
- Jeśli
wiec rozwiązałeś, to dlaczego nie wykorzystałeś swojej wiedzy do tego by się
upewnić w tym, że trafiłeś w dziesiątkę?
Tak, to ją
nadzwyczaj ciekawiło. Czy naprawdę był taki zasadniczy, że postanowił nie
skorzystać z tego? Czy może mimo rozwiązania zagadki, nie wpadł na to, co
będzie nagrodą?
- Rozwiązałem
ją, jak już siedzieliśmy w samochodzie i wyjeżdżaliśmy z Antonówka. Poza tym…
Jakoś mnie to nie ciągło. Domyśliłem się co może być nagrodą, ale …
-
Domyśliłeś się? – weszła mu w słowo, przypatrując się jeszcze uważniej i czując
szybsze bicie serca.
- Tak
myślę. Że ktoś postanowił sprawić prezent zwycięzcy i zafundować jakąś panią…
No, pracującą w tym przybytku. Ale mnie to nie kręci – powtórzył.
A więc tak…
Wszystko było OK, tylko nie przewidział konkretnej osoby, która miała być tą
nagrodą. Nagle zapaliła się do tego, by poznać jego odpowiedź, co by było,
gdyby to przewidział, ale… Ale przecież nie mogła o to zapytać. Dzisiaj nie
było już najmniejszego sensu się przyznawać, że w łóżku, w tym pokoju czekała
na niego jego nauczycielka a nie żadna prostytutka. No, przynajmniej żadna
oficjalna prostytutka…
- Muszę ci
pogratulować, trafiłeś – powiedziała ostrożnie, żałując, że nie może dodać
niczego więcej. – I gratuluję postawy. Mało kto by zrezygnował.
- Hm, nie
wiem, czy mało kto. Może ma pani złe zdanie o facetach – uśmiechnął się.
- Mam takie
jakie mam i owszem, uważam, że są porządni, ale też tacy mniej, no nie? – tym
razem potrzebowała trochę wysiłku, by również przywołać uśmiech na twarz.
- No
dobrze… Wobec tego… Jaki miała pani cel w tym, by podawać nam tą zagadkę? No bo
to brzmi, jak…
- Powiedz
wprost. Jakbym była burdel mamą i naganiała klientów do domu rozkoszy – skinęła
głową z udawaną rezygnacją, czując na twarzy lekki rumieniec.
- Raczej
deprawowała młodych chłopaków – skontrował.
- Po prostu
takie coś dostałam do zaprezentowania. Nic więcej powiedzieć nie mogę, musisz
mi wybaczyć. Ani tego, kto mi to zlecił, ani dlaczego przystałam an to. Zresztą
nie są to chyba rzeczy tak interesujące.
- Może są,
może nie, nie wiem, ale racja… - wiercił się niecierpliwie, jakby coś mu
przyszło do głowy. – Czyli zasłużyłem na nagrodę, której nie odebrałem. Szkoda,
że darczyńca nie zaoferował niczego w zamian.
- A cóż byś
sobie życzył? – zainteresowała się, czując podświadomie, że pytanie może okazać
się pułapką.
- Tego –
odpowiedział, kierując wzrok w jej oczy a potem spuszczając w dół. – Bym mógł
dotknąć najpiękniejszych nóg jakie w życiu widziałem.
Drgnęła
mocno, gdy uświadomiła sobie, że ostatnie słowa, zbiegły się z ruchem jego
dłoni, która wylądowała na jej kolanie. Drgniecie spowodowało, że dłoń
ześlizgnęła się, ale wróciła natychmiast, jakby przyciągana silnym magnesem.
Poczuła
niezwykły mętlik w głowie. Tak jak z jednej strony przyzwoitość natychmiast
wykrzyczała w niej, by strącić tą dłoń, tak, ten dotyk był przyjemny.
Nieetyczny? A czy leżąc na łóżku w burdelu cztery dni temu postępowała
etycznie?
- Adrianie
– odezwała się spokojnie. – Są ładniejsze nogi, wbrew temu co mówiłeś, poza tym
to nie jest zbyt przyzwoite, nie sądzisz?
- Pewnie
tak, tylko, że w niedzielę na plaży… Też było nieprzyzwoite, nieprawda?
Nie
zdejmował ręki. Ale nie trzymał jak jakiś stary napaleniec. Nieoczekiwanie
postępował bardzo delikatnie. W zasadzie muskał palcami jej nagie kolano, tak,
że poczuła mrowienie na skórze. Tak mocne, że zdjęła nogę z nogi, przyjmując
inną pozycję. Ale Adrian nie dał się odtrącić. Jego dłoń natychmiast powróciła
na jej kolano.
- Adrianie…
- z jednej strony nie chciała przerywać tej nad wyraz przyjemnej pieszczoty, z
drugiej, nie mogła przecież zostawić tego, ot tak, jakby nic się nie działo.
Nagle postanowiła zagrać trochę inaczej. – Naprawdę nie uważasz, że wygląda to
jak… Macanie swojej nauczycielki i jest to dla niej zbyt krępujące?
- To nie
jest macanie – spojrzał na niej z taką powagą, że wstrzymała oddech. – To są
pieszczoty. I dla mnie i dla pani. Chyba, że pani się to nie podoba.
Tak,
wstrzymała oddech. To było coś w rodzaju wyznania. Takiego subtelnie
erotycznego, ale i coś więcej.
-
Dzieciaku, naprawdę… – pochyliła się ku niemu, zdając sobie dopiero po chwili
sprawę, że w ten sposób prowokuje jeszcze bardziej, niż używaniem
nieprzyzwoitych słów. – To jest dość intymne i przez to krępujące, nie sądzisz?
- Pani
Kamilo – odpowiedział a jego twarz znieruchomiała. – Myślę, że te kilka sekund
w obliczu tego co było w niedzielę…
Nie
dokończył. Obrazek jej samej leżącej na brzuchu, wystawionej na dotyk
chłopięcych dłoni Adriana, pieszczących, bo tak to odbierała, jej niemal nagie
ciało, przy okazji wcierania olejku, stanął przed jej oczyma, jakby to działo
się teraz. Czuła wtedy i zmieszanie i pewnego rodzaju przyjemność. Ale wtedy…
- Wtedy
okoliczności były inne – przypomniała mu spokojnie. – Okoliczności i kontekst.
Teraz jest inaczej, nie sądzisz?
Westchnęła,
chwytając go za przegub dłoni i odsuwając ją. Nie stawiał oporu. To też o czymś
świadczyło. Albo nie o czymś, tylko i nim.
Milczeli
przez chwilę. Nie wiedziała o czym myślał, ale ona była trochę rozstrojona,
choć starała się tego nie okazywać.
Ech…
Przecież w niedzielę, o północy, gdyby rozwiązał zagadkę poprawnie, pozwoliłaby
mu na dużo gorsze rzeczy… Ostatkiem sił powstrzymała się przed tym, by
powiedzieć mu całą prawdę. Kurde, zasługiwał na to…
- Chodź –
pochyliła się ku niemu i przerywając ciszę. – Jest już późno, cały parkiet może
być nasz.
- Powinna już
pani wiedzieć, że nie jestem królem parkietu – zaoponował.
- Czy
dostałeś kiedyś piękniejsze zaproszenie od innej kobiety? – przymrużyła oko. -
Nie daj się prosić swojej nauczycielce, dobrze? – zagrała mu na emocjach i
swojej, kobiecej próżności. – Muzyka jest, można porozmawiać.
Dobrze, że
nie dodała, iż muzyka jest taka jak trzeba. Czarne rytmy, ale wolniejsze, nie
po to by skakać po całym parkiecie, tylko robić coś zupełnie innego.
Może wtręt
o obiecanej rozmowie zaintrygował go, bo wstał i wyszedł z boksu. Ona podążyła
za nim rzucając jeszcze spojrzenie w bok. Kolegów jakby ubyło a ci co
siedzieli, byli już w nieco innej rzeczywistości.
Przed
zejściem na parkiet przepuścił ją. Schodziła powoli, mając na stopach wysokie
obuwie a we krwi jednego drinka. Niby niewiele, ale wystarczająco, by krok nie
był aż tak pewny, jak przystało na poważną nauczycielkę.
Gdy już
znalazła się na dole, widok jaki zastała, przyjęła z zadowoleniem. Raz, że
parkiet faktycznie świecił pustkami. W całej sali zostało może z kilkadziesiąt
osób. Dwa, było dość ciemno. To sprawiało, że atmosfera zrobiła się wyraźnie
intymniejsza. Mieli dla siebie sporo miejsca, nie będąc jakoś na widoku innych.
- Prowadź
taniec, wodzu – zatrzymała się na parkiecie, zwracając twarzą ku licealiście.
- Wie pani,
że jestem w tym słaby – bronił się, o dziwo bardziej, niż podczas studniówki.
- W sobotę
były inne okoliczności – wykorzystał jej argument.
- Adrian –
przywołała go do porządku. – Ja nie przepadam za jakimiś cwaniakami,
krzykaczami, bawidamkami, co to wszystko potrafią, na wszystkim się znają, rwą
się do wszystkiego a najlepiej jeszcze do wszystkich dziewczyn na świecie. Mnie
tacy nie imponują. Ale jednak facet musi mieć to minimum męskości w takich
sytuacjach i nie być ostatnią dupą.
Chyba
trochę się zachmurzył. Znów się tym zdziwiła, bo w szkole zachowywał się
inaczej. Przez te trzy lata dał się poznać jako ktoś mający duży dystans do
siebie. A w tych ostatnich kilkunastu minutach pokazał się z innej strony. Tak,
jakby był zdeprymowany, czy po prostu wybity z rytmu.
Cóż, może
po prostu trochę za mocno wjechała mu na ambicję? Nawet wyluzowany chłopak może
poczuć się nieswojo, gdy kobieta zasugeruje mu brak męskości.
Ale objął
ją dość pewnie. Dwoma rękoma w talii. Poruszając się na parkiecie nie tak znowu
niezgrabnie, jak zapowiadał. Może dlatego, że mu pomogła. Czując pewne
rozochocenie wywołane pewnie rozmową a konkretnie tematami jakie zapodał i
przede wszystkim przypomnieniem tej zagadki, położyła swobodnie swe dłonie na
jego barkach.
A nawet
śmielej, splotła je na jego karku, niczym zakochana dziewczyna, nie przestając
patrzeć mu w oczy. Choć w szkole trudno było go wyprowadzić z równowagi i
wszelkiego rodzaju pociski przyjmował swobodnie, z uśmiechem na ustach, teraz
wyraźnie nie był sobą. Zbyt chyba skrępowany. Dlaczego? Przecież w sobotę był
też blisko niej i to na oczach kilkuset maturzystów i nauczycieli.
Splatając
swoje dłonie na jego karku, patrzyła mu uważnie w oczy, z delikatnym uśmiechem
na twarzy, ciekawa jego reakcji. Wydawał się skrępowany.
- Rozluźnij
się – wyszeptała zachęcająco, zbliżając usta do jego ucha i starając się, by
jej twarz wyglądała tak przyjaźnie, jak tylko było to możliwe. Zbyt dużą
sympatię czuła do swojego ucznia, by odbierał ten moment tak nerwowo. Za
wszelka cenę chciała, by się właśnie wyluzował.
Nie
odpowiedział, uważnie wpatrując się w jej oczy. Chociaż na tyle było go stać.
Choć trzymał ją za biodra mocno i to też sprawiało jej przyjemność. Ale nie
taką jak ten niby pojedynek wzrokowy. Bo patrzyli sobie oboje w oczy, starając
się coś z nich w tych ciemnościach wyczytać.
Nie
wyczytała jednak nic ciekawego. Może właśnie z powodu tych ciemności. Czuła
tylko jedno. Że DJ chcąc, nie chcąc wkręcił się w klimat i zapodał odpowiedni
utwór. Taki, który ośmielił ją do tego, by zbliżyć się do swego ucznia nieco
bardziej. Tak, że czuła dotyk jego ciała a przynajmniej jego fragmentów. Tak,
że czuła jego oddech na twarzy.
Może ten
niewielki promil alkoholu we krwi też ją ośmielił. A może jeszcze jakieś
irracjonalne poczucie winy za to, że on rozwiązał zagadkę, ale tak nie do
końca. I dlatego nie skorzystał z nagrody. Bo nie wiedział co tak naprawdę nią
jest. Bo gdyby wiedział, to nie zrezygnowałby na pewno. Podpowiadały jej to te
mikro promile krążącego we krwi alkoholu.
Poczuła tą
odwagę, by przysunąć się bliżej. Ale brakło jej, by opowiedzieć całą historię
zagadki. Jednak nie. Co mógłby o niej pomyśleć? Nie lepiej zacząć ten wątek od
nowa?
- Powiedz
coś – poprosiła szeptem.
- Przecież
wszystko wiesz – pozwolił sobie na ominięcie oficjalnej formuły. – Co
chciałabyś wiedzieć więcej?
- To jak ci
jest, na przykład – palnęła trochę bez przygotowania, ignorując tykanie.
- Wie pani
– mimowolnie poprawił się.
Bujała się
lekko. Nakręcało ją wszystko. Muzyka, jego obecność, rozmowa, jaką
przeprowadzili wcześniej i właśnie jej własne bujanie. Jakby to dziwnie nie
brzmiało. Spuściła lekko wzrok i przysunęła się jeszcze bliżej, stykając się z
nim całym ciałem. Delikatnie, ale jednak.
- Nie wiem.
W każdym razie przykro mi, że nie chcesz się otworzyć – uderzyła właśnie w taką
nutę. Aż przygryzła wargę. Nigdy nie lubiła wykorzystywać swoich przewag. Bo
wiedziała, że jako atrakcyjna kobieta po trzydziestce ma sporą przewagę nad
młodym, w jakiś sposób zapatrzonym w nią nastolatkiem.
A teraz to
właśnie robiła.
- Jest pani
piękna. Jest pani marzeniem każdego ucznia w naszym liceum i pewnie nie tylko.
I dobrze pani o tym wie. Więc po co pani to pyta? – usłyszała w odpowiedzi.
- Nie
interesuje mnie opinia innych – ostrożnie szepnęła mu w ucho. – Interesuje mnie
twoja opinia. Poza tym niekoniecznie chciałam usłyszeć to, jaka nie jestem
piękna.
-Nie wiem
dlaczego akurat moja… Poza tym jest jedna rzecz, której pani, pewnie przez
zagapienie nie zauważyła.
-Jaka? –
zdziwiła się lekko.
- Jak pani
myśli, jak może czuć się człowiek, który powie coś od siebie, dużo… A druga
osoba po prostu wysłucha i może nawet zareaguje pozytywnie, ale koniec końców i
tak prędzej, czy później odwróci się i odejdzie…? Do domu…
Tym ja
nieco zaskoczył i zgasił. Jego punkt widzenia był słuszny. Jej prośba o jego
uzewnętrznienie się mogła zostać odebrana jako przejaw jej egoizmu. To nie było
fair.
Ale z
drugiej strony, w swoim wywodzie zawarł chyba wszystko to czego nie powiedział.
Nie
odpowiedziała. W milczeniu pochyliła się jeszcze bardziej, składając głowę na
jego ramieniu. Tak bujali się w rytm wolniejszej muzyki. Miała świadomość, że
trochę przesadza, ale było jej z tym dobrze. Mimo wszystko.
Bo działał
na nią i ten klimat i sam Adrian. Cały ten czas spędzony przy fajnej rozmowie i
innych rzeczach… Stał się dla niej kimś trochę więcej, niż tylko lubianym
uczniem. Kimś bliższym.
A klimat
robił swoje. Jej dłonie splecione na jego karku i jego ręce na jej talii.
Trzymające trochę mocniej a momentami ślizgające się po jej bokach. Delikatnie,
jakby pieszczące jej ciało. Pozwalała mu na to. I ta jej uległość była kolejnym
czynnikiem, który na nią mocno wpływał.
Chłonęła
jego zapach, tak jak pewnie i on jej. Przytuliła się mocniej, czując go już
całym ciałem. Co tam… Jeśli w takich kategoriach można mówić o jakichś
zasługach, to tak, zasługiwał na to.
Tak,
uzmysłowiła sobie z pewnym zaskoczeniem, że porwał ją ten klimat i to naprawdę
mocno. Fakt, że tańczyła powoli, przytulona do mocno lubianego ucznia, czując
całe jego ciało, pozwalając, by i on czuł jej miękkości, nawet te bardziej
intymne, jak choćby dotyk piersi na swojej klatce… I cała ta otoczka…
Zaczerwieniła
się lekko, gdy wtulając się mocniej, wyczuła coś twardszego na wysokości
podbrzusza. Odniosła wrażenie, że stropił się tym wydarzeniem i on, ale… Ale
nawet wtedy nie zareagowała negatywnie, choć czuła pewne zmieszanie. Zmieszanie
połączone z pewną rozkoszną satysfakcją, że potrafiła podziałać w taki sposób
na tego chłopaka.
W taki, że
jego penis stwardniał. Pewnie nie jakoś wybitnie, ale jednak na tyle, że czuła
go na swoim podbrzuszu, przy mocniejszym zbliżeniu. I nie uciekała jakoś, choć
też nie przyklejała aż tak mocno. Acz w pewnym momencie zrozumiała, że choć na
sekundę chętnie by to uczyniła.
Dobrze, że
ciemności sprawiały, że rumieńce na jej warzy były niewidoczne. Nieco szybszy
oddech dało się łatwiej zakamuflować.
Ciemności
nie powstrzymywały jej przed wpatrywaniem się w jego oczy i usta. Nagle wydały
się jej bardzo atrakcyjne. Dość szerokie, trochę zaciśnięte. Takie męskie.
Dlaczego zwróciła na nie uwagę? Czy to efekt trudnego do zapomnienia soczystego
pocałunku Daniela z niedzieli? Odniosła wtedy wrażenie, że ten pocałunek
jeszcze większe wrażenie sprawił na Dominice.
Nie, dość o
nich. Ale nie mogła przestać myśleć o jego ustach. Widziała, że on też patrzył
w jej twarz. Tak samo jak i ona, koncentrując się na jej oczach i ustach.
Rozchyliła
lekko wargi zbliżając się w stronę twarzy Adriana. Tylko trochę, ale… Ale tak,
żeby zrozumiał coś, żeby on też wykazał się aktywnością. Ale albo nie rozumiał,
albo… Coś innego. A ona tak tego nagle zapragnęła, nie bacząc na to, że jest
jej uczniem, że ona przecież… No i co z tego wszystkiego, skoro tak niewiele
brakło, by cztery dni wcześniej robił z nią rzeczy, przy których cmoknięcie w
usta było po prostu niczym?
- Późno,
będziemy musieli powoli uciekać – szepnęła, nie mając pewności, czy Adrian
słyszy wszystko jak trzeba, ale tymi słowami dała sobie pretekst do tego co
miało nastąpić.
Zbliżyła
wargi tak, że nie mógł już nie zrozumieć. Z walącym jak młot sercem, pocałowała
go delikatnie, spokojnie, nie spiesząc się z oddaleniem. Gdy to zrobiła,
spojrzała w jego szerzej otwarte oczy, w których wyczytała akurat nie
zaskoczenie, ale pożądanie.
To dobrze,
bo to usprawiedliwiło kolejny pocałunek. I jeszcze jeden. Smak jego ust… Był
urzekający. Może straciła kontrolę nad sobą może ta ochota była zbyt silna, by
się powstrzymać. Bo wiedziała, że chce tego. Mocno. I pocałowała go po raz
kolejny. Przywierając do jego ust na dłużej.
Przy
wszystkich tych próbach stał nieruchomo, jak zaczarowany. Ledwo oddawał te
pocałunki, jakby ciesząc się samym faktem, że jest całowany przez swą własną,
piękną nauczycielkę. To też ją urzekło. Ale z drugiej strony brak jego
poważniejszej reakcji lekko ją rozczarował. Pocałowała go raz jeszcze i
odstąpiła.
- Adrianie…
- chrząknęła nieco drżącym głosem. – Skoro się pożegnaliśmy… To czas wracać do
domów.
Wtedy
dopiero zareagował. I to tak, że poczuła spore oszołomienie. Pod wpływem
nagłego impulsu, przysunął ją do siebie i to on ją pocałował. Silnie, mocno,
rozwierając jej wargi. Kompletnie zaskoczona poddała się tej rozkoszy
całkowicie.
Tak
całkowicie, że nawet nie zareagowała, kiedy między wargami poczuła jego język.
To znaczy zareagowała. Jeszcze bardziej przyspieszonym biciem serca,
wytrzeszczonymi oczami i zdradliwym, ledwo stłumionym jękiem. Ale niczym
więcej. Trzymając dłonie na jego barkach oddała pocałunek, czując, że krew w
jej żyłach krąży jak szalona.
Trwało to
chyba niezbyt długo, ale zdążyła w tym czasie odlecieć w kosmos. Całowała się
namiętnie ze swoim uczniem. Namiętnie, oddając się temu absolutnie. Pozwalając
by ten młody maturzysta robił z jej ustami i językiem co tylko chciał. Całował
ją zachłannie, z prawdziwym uczuciem. A i ona nie pozostawała bierna. Boże, co
to było za uczucie… Uczucie odbierane na oczach publiczności, może nielicznej i
może zainteresowanej innymi sprawami niż jakimś duetem na parkiecie, ale
jednak.
Oderwała
się ciężko dysząc, uświadamiając sobie dopiero inne rzeczy, które zdarzyły się
podczas tego nieziemskiego pocałunku. Jego twardego penisa na swoim podbrzuszu
i jego dłonie na jej pośladkach. Nie ścisnęły ich, po prostu silniej chłopak
położył na nich swą dłoń. No, no… To już był hardcore…
- No… -
powtórzyła na głos. – To było pożegnanie… Na mnie czas Adrian… I na ciebie, bo
rodzice zaczną się niepokoić.
Wyrzuciła
te słowa z siebie siląc się na normalny ton, co jej nie wyszło. Oszołomiona,
nie czekając na ucznia skierowała się ku wyjściu. Dogonił ją dopiero, gdy
znalazła się na zewnątrz.
Zauważyła
taksówkę i przywołała do siebie. Dopiero wtedy odważyła się spojrzeć w oczy
swojemu uczniowi.
- Nikt się
nie będzie niepokoił, ojciec jest w Anglii, matka śpi bo rano wstaje do pracy i
tak nie zauważy, o której wrócę – poinformował, jakby akurat to było w tym
momencie najważniejsze. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że dawał jej w ten
sposób do zrozumienia, że nie chce się jeszcze rozstawać.
Milczała,
starając się powstrzymać ciężki oddech. I myślała. Faktycznie żal było jej się
tak rozstawać. Ale nie miała ochoty dłużej już tu przebywać. I musiała wracać
do domu.
Taksówka
podjechała. Kamila raz jeszcze spojrzała w twarz maturzysty. Tym razem on
błysnął aktywnością.
- Może
jeszcze raz się pożegnamy?
W jego
głosie nie było kpiny, czy żartu. Bez większego namysłu cmoknęła go, ale już
bezpieczniej, w policzek. Chyba był tym rozczarowany, ale nie okazał tego jakoś
dobitniej. W każdym razie nie zwróciła na to uwago, bo gorączkowo nad czymś
myślała. Przypomniała sobie jego słowa sprzed chwili i nagle znalazła wyjście.
- W dalszym
ciągu chcesz mieć śpiewającą nauczycielkę na płycie? – zagadnęła tonem
sprawiającym już bardziej beztroskie wrażenie.
- No… Skoro
pani chce… - zaskoczyła go tym pytaniem z całą pewnością.
- To może
jutro zaprezentuję ci swoje umiejętności? U ciebie? – rzuciła niby
niezobowiązująco, wsiadając do taksówki.
Zamknęła
drzwi, nie słysząc już odpowiedzi. Pomachała tylko jeszcze ręką przez szybę.
Rozdział 7. Niekonwencjonalne metody nauczycielki.
Spała
niewiele. Jakby podekscytowana wydarzeniami czwartkowego wieczoru i tym co
miało nastąpić w piątek. Choć w sumie co miało? Miała się z nim spotkać, po
prostu. Ale czy po takim zakończeniu imprezy, cokolwiek można było określić
wyrażeniem „po prostu”?
Ale choć
wstała wcześnie, to nawał domowych obowiązków sprawiał, że wyrobiła się z
trudem. Ledwo starczyło jej czasu na wykonanie telefonu i potwierdzenie wizyty.
U niego w bloku, równo w południe. Rozmawiając z Adrianem przed jedenastą,
odniosła wrażenie, że był jeszcze w łóżku. Może to i lepiej. Wolniej
kontaktował i łatwiej było uniknąć trudnych tematów.
Ale w końcu
wyszła z domu. Poruszała się wolnym tempem, szczególnie gdy w głowie zaczęły
pojawiać się bardziej niebezpieczne wizje. No i tak w ogóle, jak to wyglądało?
Ona, nauczycielka szła do mieszkania jednego ze swych uczniów, ba… Praktycznie
sama się do niego wprosiła.
Odetchnęła
ciężej. Pogoda w niczym nie pomagała. Wiedziała, że jest ciepło, ale nie aż
tak. Po kilkunastu minutach wędrówki z pewnym dyskomfortem poczuła, że jest
lekko spocona.
Pod samym
blokiem przystanęła. Jej spojrzenia padło na osiedlowe boisko. Za piłką, nie
bacząc na majowy skwar, ganiało kilkunastu nastolatków. Rzuciła okiem, aby
upewnić się, czy przypadkiem wśród tej zgrai nie znajduje się Adrian, albo inny
znajomy. Wolała uniknąć jakichś głupich sytuacji.
-
Wyszukujesz sobie młodego kochanka? – usłyszała nagle dźwięczny głos. Odwróciła
się raptownie.
- Iwona…
Cześć – uśmiechnęła się nieco zawstydzona, jakby została przyłapana na jakiejś
niecnej czynności. – Miałam taką przygodę w sklepie i stąd to… Ale nie będę ci
opowiadać. Mała rośnie? – z uśmiechem zajrzała w głąb wózka pchanego przez
jedną ze starych, szkolnych koleżanek.
Porozmawiały
przez chwilę o rzeczach poważnych i niespecjalnie. Przede wszystkim o tym, o
czym rozmawiają młode matki, czyli o dzieciach. Chociaż para bliźniaków Kamili
była o pięć lat starsza od dziecka Iwony, ale to nie przeszkadzało w wymianie
fachowych porad. Tak jak wcześniej nauczycielka zagapiła się na osiedlowe
boisko, tak teraz dała się całkowicie pochłonąć rozmową o dzieciach.
Nie była w
stanie zauważyć zbliżającego się w mgnieniu oka niebezpieczeństwa. Ostrzeżenie
koleżanki też przyszło za późno.
- Uważaj! –
jej podniesiony ton zbiegł się z uderzeniem piłką w twarz. Szczęśliwie trochę z
boku. Ale uderzenie było dość silne i na chwilę oszołomiło wysoką brunetkę.
- Auu! –
syknęła głośno. Zamroczona przez chwilę rozcierała sobie twarz, czując, że
piłka ubrudziła nieco jej oblicze.
- Putin, ty zawsze wiesz gdzie wycelować –
usłyszała krytyczny głos jednego ze zbliżających się nastolatków.
- Pewnie mu
się spodobała – dobiegł ją kolejny, nieco słabszy, ale weselszy.
- Idź
Putin, może podryw był skuteczny…
Wśród tych
żartobliwych docinków Kamila powoli dochodziła do siebie. Zachmurzona
rozejrzała się dookoła, widząc jak piłkarze zbliżają się całą gromadką.
Westchnęła lekko. Nieco wkurzona doszła do wniosku, że trudno mieć do kogoś
pretensje za ten nieszczęśliwy i przypadkowy incydent.
- Wciąż
jest pani ładna, tylko może trochę brudna – usłyszała już całkiem blisko
siebie. Młodzi piłkarze widocznie mieli nieco bardziej rozrywkowe podejście do
całej sytuacji. Trochę nie podobały się jej te żarty, ale na twarzach chłopaków
nie dostrzegła złośliwości.
- Putin,
przeproś panią, bo przyszła ciebie pooglądać a ty tak się zachowałeś…
- Chłopaki,
nie strójcie sobie żartów – powstrzymała te docinki koleżanka Kamili.
- Ale ta
pni wcale nie wygląda na obrażoną. Życie, sport, wypadek – podsumował krótko
najwyższy z nich, intensywnie wpatrujący się w poszkodowaną.
- Kogo z
nas pani oglądała? – zapytał beztrosko jakiś opalony brunet z grzywką.
- Może
przyjdzie pani na nasz następny mecz? Będziemy się bardziej pilnować a Putin
nie zagra…
- Tak,
przyjdę na pewno – odezwała się w końcu nauczycielka, czując niezręczność
wynikającą z dość beztroskiego zachowania chłopaków. – A skoro skończyliście i
nie ma czego oglądać, to pójdę.
- Może
lepiej, jak się trochę umyjesz? – ponieważ chłopacy zaczęli się oddalać,
usłyszała wreszcie głos Iwony.
- Jest aż
tak źle? – zapytała z lekkim niepokojem.
- Nie, ale
to jeszcze zależy jak daleko idziesz – podsumowała Iwona, u której w tym
momencie rozdzwonił się telefon.
- Mam
sprawę u znajomego, mieszka tuz obok - odpowiedziała niepewnie, jednak Iwona,
zajęta krótką rozmową i tak nie słuchała.
- Kamila,
muszę iść, do następnego – koleżanka odłożyła komórkę i ruszyła w drogę,
pchając wózek.
- No, cześć
– odmruknęła, udając się w znanym sobie kierunku.
Hm, raz
kozie śmierć, zresztą nie mogła wyglądać jakoś źle. Co innego jesienią, gdyby
piłka była uwalona błotem, czy coś.
Dobra tam,
nie było tak źle. Przejrzy się w łazience u Adriana i finał. Choć fakt, że
czuła na swojej skórze lekki pot nie ułatwiał jej zadania. No i sam fakt
przybycia do niego…
Weszła do
klatki, wspięła się po schodach na drugie piętro i stanęła pod właściwymi
drzwiami. Nacisnęła dzwonek.
- Dzień
dobry – przywitał ją. Widać było, że niemal w ostatniej chwili wyszedł z
łazienki.
- Cześć,
nie obudziłam cię? – machnęła dłonią, wchodząc do środka i przypatrując się
uważnie Adrianowi. Chciała zauważyć, czy i on przypatruje się jej z jakąś
uwagą.
- Nie,
wstałem jakiś czas temu…
-
Posłuchaj, miałam drobny wypadek po drodze – zmieniła temat i streściła
historię spod bloku. – Mogłabym skorzystać z łazienki?
- Jasne,
czemu nie? – zaprowadził ją natychmiast.
Weszła do
środka, przeglądając się w lustrze. Tak naprawdę, nie było widać żadnych śladów
uderzenia piłką. Może delikatne zaczerwienienie z boku oka i jeszcze bardziej
delikatny brud. Zaśmiała się w duchu. Po co ta wcześniejsza panika? A może to
nie o nią chodziło?
Poruszyła
kranem a potem odkręciła go. Coś jej nagle przyszło do głowy, jakaś zabawa, czy
coś… Bawiła się nim jak mała dziewczynka i odkręciła mocniej. No tak…
- Auuu… -
syknęła po raz kolejny tego dnia, odskakując od umywalki.
- Coś nie tak?
– usłyszała zza drzwi.
- Hm…
Wygląda na to, że ochlapałam się wodą… - poinformowała ucznia.
Ten
dyskretnie uchylił drzwi i zajrzał do środka. Faktycznie, pierwsze co mógł
dostrzec, to wilgoć na sukience.
- Nie jest
tak źle – pocieszył. – Przecież i tak nie przyszła pani chyba na dziesięć
minut, więc spokojnie wyschnie – spojrzał w jej oczy a ona nie wyczytała w nich
niczego niewłaściwego.
- Nie chcę
ci wchodzić na głowę…
-A co
miałbym odebrać w taki sposób, bo nie rozumiem? – spojrzał lekko zdezorientowany.
Zawahała
się. Poczuła lekką duchotę w mieszkaniu i jeszcze raz pot na skórze. Zerknęła w
bok, na całkiem sympatyczną kabinę prysznicową. Coś szalonego nagle urodziło
się w jej głowie…
- Wiesz,
nie chciałabym ci robić kłopotu… - zaczęła ostrożnie. – Głupio tak w obcym
domu… Ale czuję, że jestem trochę nie w formie… Czy mogłabym skorzystać z
prysznica? – spojrzała na chłopaka, mając nadzieję, że ten nie potraktuje jej
jak jakiejś kretynki.
- Nie ma
żadnego problemu – wzruszył ramionami spokojnie, choć mimo wszystko dostrzegła
w jego twarzy zaskoczenie tą prośbą. – Woda jest ciepła… Dam pani jakiś świeży
ręcznik.
Zniknął i
pojawił się po chwili z ręcznikiem. Przyjęła go, po czym poczekała aż wyjdzie a
sama zamknęła drzwi i czując narastający w brzuchu przyjemny ucisk zaczęła
zdejmować ubranie. Buty, sukienkę, stanik i na końcu majtki.
Wyprostowała
się, nie wierząc w to co się dzieje. Czy naprawdę przyszło jej do głowy coś tak
głupiego? Prysznic w obcym domu, u swojego ucznia? Co on tam sobie teraz myślał,
siedząc w swoim pokoju?
Nago weszła
pod prysznic, odkręcając wodę. Nago w obcym mieszkaniu. Z tego oczywiście
powodu czuła się dziwnie. Ale ta dziwność była całkiem przyjemna, i uroczo
obezwładniająca. Kąpiel w obcym mieszkaniu, należącym do jej ucznia. Jakby
teraz do niej to dotarło, że to było takie szalone, takie inne w jej dość
zwyczajnym życiu. No bo na miłość boską, czy kiedykolwiek jakaś koleżanka
opowiadała jej, że weszła sobie do obcego mieszkania i wzięła prysznic w
łazience?
Namydliła
ciało a potem pozwoliła, by woda spłukiwała z niego mydło wraz z potem.
Strumień nie był gorący i dobrze, w tę pogodę wolała letni. Ba, pozwoliła sobie
nawet na to, by sięgnąć po stojący na półce szampon i umyć włosy. To już było
wręcz bezczelne. I jednocześnie uświadomiło jej, że w ten sposób skazuje się na
dłuższy pobyt w tym mieszkaniu.
Jak zniesie
to Adrian? Nie no, akurat to pewnie mu się spodoba. Ale co on w ogóle o tym
wszystkim pomyśli? Czy podejdzie do tego jakoś normalnie? Jeśli w ogóle
dziewiętnastoletni chłopak może podejść do tego normalnie? Czy może wręcz
przeciwnie, siedzi w pokoju, przed komputerem, ze świadomością, że za drzwiami
łazienki bierze prysznic naga, dojrzała, podobno bardzo atrakcyjna kobieta?
Zakręciła
wodę, wychodząc z kabiny. Rozejrzała się bezradnie wkoło wycierając ciało
ręcznikiem. Suszarki nie było, musiała poradzić sobie inaczej. No tak, trochę
sobie poczeka, nim włosy wyschną tak, by ponownie wyjść na zewnątrz.
Stała nago
w łazience, czując jak skrępowanie walczy z pewnym ekshibicjonizmem. Sukienka
wciąż była wilgotna, ciało w tych warunkach też, ręcznik nie pomagał aż tak
mocno. Wyglądało na to, że lepiej będzie jeszcze nie wkładać na siebie ubrania.
Więc
co…?
Z
przyspieszonym oddechem i drżącymi rękoma, okryła uważnie swe ciało ręcznikiem,
zawiązując go dokładnie i przekręciła zamek w drzwiach, wychodząc na korytarz.
Wolnym krokiem skierowała się w stronę pokoju Adriana. Wiedziała gdzie jest,
mieszkanie było niewielkie a drzwi otwarte. Siedział, tak jak można było
przypuszczać przed komputerem, surfując po jakiejś stronie internetowej.
Do głowy
wbiła się tylko jedna myśl, że trochę ją pojebało. Dokładnie tak. Z
zachmurzonym obliczem wkroczyła do środka. Co mógł sobie pomyśleć na ten widok?
Z pewnością jakieś niegrzeczne rzeczy przyszły mu do głowy, ale po pierwsze
pewnie to, że jego licealna wychowawczyni jest chyba stuknięta.
- Tylko nie
pomyśl, że dostałam piłką w głowę zbyt mocno – zastrzegła. – Po prostu ubranie
jest jeszcze mokre i muszę paradować w tym.
- Nic nie
szkodzi – zapewnił. No pewnie, jemu nie szkodziło…
- Mam
nadzieję, że nie planujesz wizyt jakichś kolegów od nagrywek czy innych –
rozejrzała się po pokoju i ułożyła starannie sukienkę na oparciu fotela. Obok
niej dyskretnie umieściła także bieliznę.
- Nie… Chociaż
prawdę mówiąc naszła mnie nagle dziwna ochota, by urządzić jakąś klasową
imprezę w moim pokoju…
- Ha, ha…
Bardzo śmieszne, boki zrywać – przekrzywiła twarz, ale nie poczuła rzecz jasna
żadnej urazy z powodu jego słów.
- To może
chociaż pamiątkowe zdjęcie na koniec szkoły? – nie ustępował a jego oczy śmiały
się. O dziwo, był bardziej wyluzowany, niż wczoraj na parkiecie.
- Od biedy
mogłabym się zgodzić, gdybyś sam wyskoczył z ubrania…
- Zrobiłbym
to dla pani, naprawdę – położył rękę na sercu.
- Dobrze,
może zmieńmy temat… - stała niepewnie na środku pokoju, rozglądając się wkoło.
- Proszę
siadać - wskazał jej krzesło, obok siebie, tuż przed biurkiem, na którym stał
komputer.
- No wiesz,
siadanie w tym stroju może skutkować… - nie dokończyła, wiedząc, że taka
subtelna uwaga wystarczy.
- Czym? –
podchwycił. – Majtek też pani nie ma? – udał zadziwienie.
- Adrian,
mogę cię prosić o odrobinę powagi?
-
Zabrzmiało jak byśmy byli w szkole…
- Wciąż
jeszcze przez te dwadzieścia cztery godziny jestem twoją nauczycielką.
-
Nauczycielką bez majtek – uściślił a uśmieszek nie schodził mu z twarzy. – To mi się nieczęsto zdarzało, proszę
wierzyć…
- I
będziesz to komentował aż do mojego wyjścia? W ogóle kiedy wraca twoja mama?
- Powinna
być przed szesnastą. Mamy dużo czasy, by mogła pani śpiewać co tylko się pani
podoba.
- Jasne… -
westchnęła z rezygnacją. Nie po to tu przecież przyszła. To był tylko pretekst.
Czuła się…
Ulegle. Coraz silniej docierało do niej jak to się skończy. Wciąż miała w
pamięci te wszystkie wydarzenia. Noc w burdelu, te minuty oczekiwania na
ewentualnego klienta. A jeszcze bardziej wczorajszą imprezę i te niesamowite,
namiętne, gwałtowne pocałunki. Ba, tak naprawdę, to było pornograficzne lizanie
się. Dlaczego akurat o tym jeszcze nie wspomniał? Przecież wiedziała, że dla
niego coś to znaczyło. Na bank. Może zresztą przeżył to jeszcze bardziej, niż
ona.
I do tego
jeszcze ten klimat tu. Jego pokój i ona w samym ręczniku, odsłaniająca dość
niemały fragment nagich ud, na które rzucał spojrzenia, jakby dużo mniej
skrępowany, niż wczoraj w klubie. Sam zresztą ubrany był luźno w koszulkę i
spodenki do kolan, które i w tej sytuacji odsłaniały jego apetyczne nogi.
- Mam
nadzieję, że nie pamiętasz już tego niepotrzebnego, wczorajszego incydentu –
zaczęła ostrożnie.
-
Incydentu? Niepotrzebnego? – oderwał się na dobre od komputera, obracając na
krześle tak, że miał ją przed sobą. – Dlaczego niepotrzebnego?
- A
uważasz, że to odpowiednie, gdy dochodzi do takich sytuacji między nauczycielką
a uczniem? No tak, ty pewnie tak uważasz…
- Jesteś
nauczycielką jeszcze tylko przez dobę, jak zauważyłaś i to trochę zmienia
postać rzeczy – odparł z wyraźnym podekscytowaniem.
- Adrian,
nie chcę byś uznał, że jestem starą, nadętą nauczycielką, naprawdę. Ale będzie
lepiej, jeśli będziesz zwracał się do mnie oficjalnie, dobrze?
- Nigdy nie
powiedziałem, że jest pani stara i nadęta – zapewnił.
Zamilkła.
Nie podniósł tematu pocałunków a i ona jakoś nie chciała tego kontynuować. Coś
innego ją nurtowało.
- Możesz mi
odpowiedzieć na jedno osobiste pytanie?
- Jakie?
- Kim
musiałaby być twoja dziewczyna, byś poszedł z nią na całość?
- Ach… -
skrzywił twarz. – Nie wiem, dlaczego to panią interesuje. Domyślam się, że
traktuje mnie pani jak taka ciekawostkę.
- Broń Boże
i nie obrażaj się – zapewniła szybko. – Nie jesteś żadna ciekawostką, tylko
człowiekiem, którego znam i lubię. I dlatego mnie to ciekawi a nie to co
sugerujesz.
- No
dobrze, tylko dalej nie wiem po co to pani.
- Jesteś
zły, że pytam o prywatne sprawy? Jeśli tak, to może ja ci coś opowiem później…
A jeśli nie, to po prostu uznajmy, że nie było tego pytania.
- Nie
jestem zły, ale trochę mnie to dziwi – spojrzał w jej oczy. – No dobrze… Skoro
pani pyta kim musiałaby być, to może odpowiem, że na przykład panią?
Oczywiście
na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Hm…
Rozumiem, że masz na myśli to, że musiałaby być tak… Ładna, jaka ja podobno
jestem, tak?
- Nie o
urodę chodzi w sensie dosłownym – sprostował. – Raczej o całą taką otoczkę.
Pani kobiecość na przykład. Wiele jest ładnych dziewczyn, ale są mało kobiece.
Raczej wulgarne, albo odrzucają czymś innym. A pani jest kobieca i ma pani
dobrze poukładane w głowie. Chyba – nie byłby sobą, gdyby nie dodał
zawadiackiego komentarza na koniec.
- No nie wiem,
czy mam, nie mnie to oceniać – i ona przyjęła to z uśmiechem. – Czasem i ja
robie idiotyczne rzeczy, chociaż nie musisz o nich wiedzieć.
- Szkoda,
chętnie bym się o jakiejś dowiedział.
- Tak? –
powierciła się nerwowo na krześle, poprawiając pozycję. – No na przykład
prysznic w obcym domu i przebywanie w nim, mając na sobie ręcznik... To się
zalicza do takich.
- Ja bym to
nazwał kuszącym, wbrew temu co pani mówiła wczoraj, albo inaczej, ale raczej
nie idiotycznym.
- Nie kuszę
– zastrzegła, tak jak poprzedniego wieczora. – Ale są inne rzeczy. Jedna
niedawna – spuściła wzrok, bijąc się szaleńczo z myślami. Jakaś siedząca
głęboko w niej naiwna uczciwość nakazywała mówić dalej. – Skoro zadeklarowałam,
że opowiem ci coś tak prywatnego, to chyba powinnam. Chyba, że nie chcesz.
- Chętnie
posłucham – wyraz jego twarzy był poważniejszy.
Mięśnie jej
nóg napinały się. Powodowane było to pewnie nerwowością, jak i jego wzrokiem
niemal nie schodzącym z tej odsłoniętej części jej ciała. Czuła się rozebrana.
No, w sumie taka była. Ale czuła się niemal, jakby nie miała na sobie także
tego ręcznika. A za chwilę miała rozebrać się jeszcze bardziej. Wprawdzie nie
fizycznie, ale duchowo a to wcale nie było lepsze.
- Tylko
obiecaj mi, że to zostanie między nami – zastrzegła.
- Może pani
na to liczyć – odpowiedział krótko.
- Nie wiem
jak zacząć – nerwowy uśmiech zniknął z jej twarzy tak szybko jak się pojawił. –
Chodzi mi o tę zagadkę, wiesz? Otóż, jak powiedziałam, rozwiązałeś ją dobrze,
tylko nie do końca. Z jednym się trochę pomyliłeś.
- Z tym na
samym końcu. Chodziło mi o osobę, która miała oczekiwać na zwycięzcę.
- Kto nią
miał być? – spojrzał uważniej. Chyba się domyślał, ale nie mógł uwierzyć i
czekał na jej potwierdzenie.
- Poczekaj…
Wolałabym ci trochę opowiedzieć coś, żebyś nie odebrał tego zbyt ostro. Otóż,
ja zasadniczo jestem normalna, żeby nie było… Ale czasem z mężem mamy dziwne
pomysły. Rzadko, nawet bardzo rzadko a ten ostatni to już w ogóle był harcowe i
całe szczęście, że się nie zrealizował.
- To pani…?
– usłyszała pytanie wyrażone lekko chrapliwym tonem.
- Chodzi o
to – przyspieszyła z tłumaczeniem. – Że chcieliśmy wnieść trochę adrenaliny.
Wiesz, młody jesteś, może nie do końca to rozumiesz… I przysięgam, naprawdę,
nigdy wcześniej nie bawiłam się w tego typu akcje, bo mnie nie interesują. Ale
po prostu wpadliśmy na coś takiego… Po prostu są fantazje, które powinny
pozostać w marzeniach, jako niezrealizowane. Tym razem chyba posunęliśmy się za
daleko i ostatecznie dałam tę zagadkę do rozwiązania. Było to wszystko na tyle
bezpiecznie, że była ona dość trudna i szanse, że ktoś ją rozwiąże, nie
należały do wielkich.
- Czyli… -
chrząknął, zbierając zasłyszane wiadomości. – Pani była nagrodą dla tego, który
miał to rozwiązać? Nie pojmuję, prawdę mówiąc… Wystawiła się pani dla kogoś z
naszej klasy? Niezależnie, czy byłby to ktoś, kogo pani może i lubi, czy też
ktoś, kto się pani kompletnie nie podoba?
Uciekł
trochę wzrokiem, jakby dając do zrozumienia, że to wyznanie było tak samo
krępujące także dla niego. I jakby to jeszcze przetrawiał. No nic dziwnego w
sumie…
- Tak –
przyznała z oporem. – Żeby to wszystko miało sens, nie mogłam mieć wpływu na
wybór… Chłopaka – niemal ugryzła się w język, by nie użyć słowa „klient”.
- No cóż… -
i on poruszył się nerwowo. – To rzeczywiście zadziwiające. I prawdę mówiąc nie
mam pojęcia dlaczego mi to pani opowiedziała.
- Jest to
związane z pewną kobiecą uległością – wytłumaczyła ostrożnie. – Dlatego się na
to zgodziłam, choć teraz, jak już ci mówiłam, widzę jakie to było głupie. I
dzięki temu przynajmniej wiem, że nigdy tego nie powtórzę. A powiedziałam ci
dlatego, bo chciałam być uczciwa i wyjaśnić tą zagadkę do końca. Zasłużyłeś na
to – westchnęła cicho, odwracając wzrok.
Milczeli
oboje. On trawił wszystko to co usłyszał a ona… Jakby było mało klimatu, który
stworzył się od podatku dnia, od prysznica, od paradowania w samym ręczniku, to
jeszcze teraz dopełniła całości, opowiadając takie rzeczy.
Tak jak
wcześniej jej ciało napinało się, tak teraz nogi zmiękły. Stopień uległości
dopełnił się. Klimat tego miejsca, jej ubioru, tego co właśnie powiedziała a
przede wszystkim jego spojrzeń, którymi naprzemiennie świdrował jej oczy i nogi
sprawił, że jej ciało przeszedł niezwykle przyjemny dreszcz. A gdy w głowie
zaświtało coś, co dojrzewało już od co najmniej kilku minut, ucisk w podbrzuszu
stał się niemal nie do zniesienia.
Odczekała
kilka sekund, dając czas, by ciało uspokoiło się chociaż trochę.
- Adrian –
zwróciła twarz ku niemu, kładąc dłoń na jego kolanie. – To chyba wszystko co
chciałam powiedzieć. Nie wiem co o mnie myślisz, pewnie nic dobrego, ale cóż…
- Tego nie
powiedziałem – zaprzeczył dość gwałtownie, wchodząc jej w słowo.
- Rozumiem.
Tak, czy owak, będzie chyba lepiej jeśli Pojdę już do domu.
- Myślałem,
że będzie pani dłużej – odezwał się chyba lekko zdezorientowany.
- Po tym co
powiedziałam… - urwała, wstając z miejsca. – Pozwolisz, że się ubiorę.
Starając
się opanować drżenie nóg, zrobiła kilka kroków w kierunku fotela. Adrian wstał
również, opierając się o biurko.
Stanęła i
ona. Tuż przed oparciem fotela, na którym rozłożyła sukienkę. Z trudem
powstrzymała drżenie. Zastanawiała się co on pomyślał o jej ostatnich słowach.
Rozsupłała
zawiązanie. Ręcznik poluzował się. Powoli przeciągnęła go po plecach, jakby wycierając
się jeszcze, choć od wyjścia spod prysznica minęło już sporo czasu. A potem,
uznając, że przedłużanie nie ma już sensu, upuściła go na ziemię.
Drżącą ręką
sięgnęła po majtki. W głowie szalała tylko jedna myśl, by on stojąc za nią i
widząc ciało swojej nauczycielki, kompletnie nagie, nie pozwolił się jej ubrać.
Czy zatrybi, czy też to co teraz widział zaszokowało go i sparaliżowało zbyt
mocno? Bo przecież widział coś, czego się nie miał prawa spodziewać, chyba, że
w jakichś wybujałych fantazjach, o które go raczej nie podejrzewała.
A może
sparaliżowała go ona sama? Przecież nie chodziło tylko o to, że była jakiejś
ponoć nadzwyczajnej urody. Jej wzrost, ogólnie postawa… To wszystko tremowało
trochę mężczyzn.
Ocknęła się
z tych rozmyślań, uświadamiając sobie, że stoi bez ruchu od kilku sekund
świecąc gołą dupą przed swym uczniem. Jakby mimowolnie dając jeszcze jeden
sygnał. Który on wreszcie wykorzystał.
Usłyszała
kroki za sobą a potem jego dotyk. Dotyk dłoni na biodrach.
- Po co to
wszystko? – do jej uszu dotarło pytanie zadane zadziwiająco względnie spokojnym
tonem.
Zdeprymowało
ją to. Kolejny raz wzięła głęboki oddech.
- A po co
to pytanie, co? Zawsze musisz mieć wszystko wyjaśnione? Teraz pozwól, że się
ubiorę.
- Przecież
nie chce się pani ubrać. Chodźmy – chwycił ją za rękę i przyciągnął.
- Dokąd?
Nigdzie nie idę? – wysiliła się na słaby i wyjątkowo nieszczery opór.
- Tutaj –
wskazał łóżko, popychając ją jednocześnie. Choć czuła się coraz bardziej
głupio, z tym, że musi grać tak łatwo dostępną, nie oponowała. Wręcz sama,
unikając jego dotyku, ułożyła się na łóżku.
Poszedł w
jej ślady, zdejmując wcześniej koszulkę. Spojrzała na niego i z ciekawością i z
niepewnością. Czy weźmie się do roboty, czy…? Ech, jak to brzmiało. I to
jeszcze w jej wykonaniu…
- Nie wiem
o co pani chodzi, czy o to, że chce pani spełnić to co chciała w niedzielę, czy
o to, że chce pani być moją pierwszą kobietą i potraktować mnie
instrumentalnie, nie wiem… - leżąc na boku zwrócił twarz w jej stronę.
- Boże
Adrian… Nie chcę robić z siebie Bóg wie kogo, ale masz tutaj… Zresztą nieważne,
zawsze tak filozofujesz?
- Po prostu
chcę wiedzieć – jego dłoń wylądowała na jej brzuchu. Nie cyckach, nie na łonie,
tylko brzuchu. Zamknęła na chwilę oczy, bo to też o czymś świadczyło. A już w ogóle
jego kolejne słowa. – Niech pani nie psuje tego wizerunku, który budowała w
moich oczach przez te trzy lata. To, że uważam panią za piękną i w ogóle, nie
znaczy, że mam ochotę rzucać się jak wściekłe zwierzę.
Teraz
zdumiała się tak, że… Ale jednocześnie jego słowa sprawiły, że ciało przeszył
przyjemny dreszczyk.
Co to był
za chłopak…!
- Nawet nie
wiesz, jak mi teraz zaimponowałeś, wiesz? – i ona wreszcie spojrzała na niego.
- Dlaczego?
- Znów nie
chcę, żebyś pomyślał o mnie jak o nadymanej lalce, czy coś, ale możesz chyba
zrozumieć, co czuję, kiedy widzę te wszystkie spojrzenia na mnie, kiedy słyszę
różne teksty, wypowiadane ukradkiem albo nawet i nie… Może jestem
przewrażliwiona, ale odnoszę wrażenie, że wszyscy chcieliby tylko jednego. A
teraz…? Leżę naga w twoim łóżku a ciebie to nie rusza, kiedy każdy inny na
twoim miejscu… - znów westchnęła czując drżenie ciała wywołane całą sytuację,
jej ostatnimi słowami i dłonią Adriana na brzuchu przyprawiającą ją o gęsią
skórkę.
- Nie
powiedziałem, że mnie to nie rusza – sprostował. – Tylko chciałem poznać powód.
Niech mi pani poda naprawdę jeden powód, dlaczego? I nawet nie chcę słyszeć o
tym, że chciała pani spełnić swoją wyuzdaną fantazję, czy zabawić się z… No,
zostać moją pierwszą kobietą – podniósł nieco głos.
- Jesteś
mężczyzną, naprawdę – stwierdziła poważnie. – I właśnie dlatego. Nie będę
kłamać Adrian, to co powiedziałeś o tym, że byłabym pierwszą, ma pewne
znaczenie, ale naprawdę jest to gdzieś z boku. Tak naprawdę zrobiłabym to,
gdybyś nie był… Sam wiesz. No chyba, że byłbyś nadętym playboyem, bawidamkiem,
wtedy nie miałbyś żadnej szansy u mnie.
- Zawsze
chciałem to zrobić z kimś wyjątkowym, najlepiej z miłości, może się pani śmiać,
bo to pewnie niecodzienne w ustach faceta, chociaż nie jesteśmy tacy znowu źli,
ale… Pani jest wyjątkowa, to pewne, tylko… Ta miłość, to uczucie mi tutaj nie
pasuje. Chciałbym się kochać z panią – przeszył wzrokiem jej oczy a ona
wstrzymała oddech słysząc te słowa. – Tylko co z tego, skoro po wszystkim
ubierze się pani i wróci do męża?
- Adrian,
szalony jesteś… - pokręciła głową z niedowierzaniem. – I nawet nie wiesz jak
bardzo mi się spodobało to, co powiedziałeś… - szepnęła bardziej zmysłowym
tonem, niemal wprost do ucha.
- Co
takiego konkretnie? – zaciekawił się.
- To, że
chciałbyś się ze mną kochać. Nie rżnąć, nie pieprzyć, jak większość twoich
kolegów, czy moich. Czy innych. Chcesz jeszcze bardziej intymnego wyznania?
- Tak… -
zachęcił ją również spokojniejszym, cichszym głosem.
- Również
chciałabym się z tobą kochać – szepnęła, z trudem uświadamiając sobie, że te
słowa przeszły jej przez gardło, ale w tej sytuacji... – Mam nadzieję, że
docenisz to, co powiedziała ci starsza kobieta, której powiedzieć czegoś
takiego zdecydowanie nie wypada.
Milczał
przez kilka sekund a potem ułożył wygodniej na łóżku.
- Pani
profesor… - zaczął pytającym tonem.
- Tak…?
- Może
jestem niedoświadczony, więc zapytam. Czy spowodowałem, że jest pani w uległym
nastroju?
- Tak… -
odpowiedziała dość ostrożnie, nie będąc pewną do czego zmierza.
- W bardzo
uległym? – przechylił się spoglądając z bliska w jej oczy.
- Adrian,
po prostu zapytaj, czego byś chciał…
-
Chciałbym, żeby mnie pani całowała, tak jak wczoraj. Tak mocno, namiętnie, z
uczuciem – wyjawił dość zaskakująco. – Ale nie usta, tylko w inne części ciała.
- W jakie?
– zapytała czując, że krew płynie w żyłach szybciej.
- Podoba
się pani moje ciało? Mnie się pani wypytywała, to niech teraz pani powie kilka
słów więcej.
- Miało być
kilka słów…
- Masz
apetyczne nogi, jeśli chcesz wiedzieć, podobają mi się… Lekko umięśnione,
fajnie opalone. Zawsze miałam słabość do tej części męskiego ciała. Ale klatka
i brzuch też całkiem sympatyczne.
- To niech
pani zacznie od góry – wskazał na klatkę piersiową.
Strasznie
dużo kosztował ją ten pocałunek złożony na piersi ucznia. Nie była przygotowana
na to. Raczej liczyła, że rzuci się na nią i zrobi co swoje a tu… A tu sama
musiała się wykazać.
I kilka
sekund wystarczyło, by wczuła się w rolę tak jak trzeba. Nie skłamała mówiąc,
że jej stan uległości został doprowadzony do odpowiedniego poziomu. I to on
wpływał, że posłusznie spełniała oczekiwania Adriana. A świadomość własnego
posłuszeństwa w stosunku do piętnaście lat młodszego ucznia sprawiała, że z
każdym pocałunkiem traciła kontrolę i angażowała się coraz silniej.
Co było o
tyle łatwe, że ciało Adriana podobało się jej naprawdę. Nie był specjalnie
umięśniony, ale te minimum przyzwoitości spełniał. Dodatkowo jego skóra miała
przyjemny jasnobrązowy odcień. Z przyjemnością zerknęła na jego uda. Tak jak
powiedziała, wyglądały apetycznie.
A i
pozycja, w której się znalazła, wpływała na nią. Pochylała się nad coraz
niższymi partiami ciała Adriana, całując brzuch a potem omijając bokserki i
schodząc grzecznie w dół, zajmując się jego nogami. Poczuła w końcu dłonie
licealisty na swoich plecach, delikatnie sunące w stronę pośladków. Tak,
delikatnie, jakby mu się faktycznie do niczego nie spieszyło.
Dawała z
siebie coraz więcej. Ta perwersyjna sytuacja sprawiała, że całowała jego nogi
coraz zachłanniej, coraz namiętniej. Gdy poczuła jego dłonie na pośladkach,
dotykające je lekko a potem ugniatające mocniej, nie pytając o nic i nie
czekając na jakiekolwiek przyzwolenie, chwyciła za spodenki i ściągnęła je w
dół wraz z bokserkami.
Wpatrywała
się przez chwilę w leżącego dość swobodnie penisa. Nie był twardy, znajdował
się wręcz daleko od tego stanu. Ten chłopak faktycznie był inny…
Miała
ochotę… Ale wahała się, nie będąc pewną, czy jemu się to spodoba. Całowała więc
okolice jego genitaliów, błądząc po nim ręką. Delikatnie przejechała palcem po
penisie, czując, że pieszczenie miękkiego członka sprawia jej sporą
przyjemność.
- Pani
profesor – usłyszała głos chłopaka.
- Tak…? –
odpowiedziała przeciągle.
- Niech
pani mi obciągnie, pani profesor.
Zaskoczył
ją. Spojrzała jednak z lekką dezaprobatą. Nie przestraszył się. Cóż, widocznie
poczuł ochotę na przekonanie się o własnej dominacji i możliwość zwrócenia się
do szkolnej nauczycielki w ten sposób zatriumfowała.
- Powtórz
to… - poprosiła, chcąc usłyszeć raz jeszcze tę zaskakującą i rozkoszną prośbę.
- Czuję, że
ma pani ochotę… Niech mi pani obciągnie. A przedtem chciałbym usłyszeć, że chce
tego pani…
- Uhm… -
mruknęła zmysłowo, zaskoczona jego prośbą i zaczerwieniona na twarzy spełniła
ją. – Tak, Adrian, chcę ci obciągnąć…
Przymuszona
do wypowiadania takich słów, po raz kolejny poczuła silny ucisk w dolnych
częściach ciała. Delikatnie wysunęła język i pochylając się nad penisem
polizała go po całej długości. Raz, drugi i trzeci. Adrian poruszył się niecierpliwie.
A więc podziałało.
Ujęła
członka w dłoń, tym razem nie liżąc a całując. Nie w żołądź, tylko u podstawy i
przechodząc wyżej. Czuła, że twardnieje. Jeszcze nie imponował rozmiarami,
jeszcze był dość miękki, ale… Uznała, że tyle wystarczy. Chciała poczuć coś
specyficznego. Poczuć jak twardnieje w jej ustach. Od samego niemal początku aż
po twardość jak stal.
To było
cudowne uczucie. Czuła wszystko co możliwe, od rozkoszy, po poniżenie. Leżała
naga na łóżku w mieszkaniu jednego ze swych uczniów i obciągała mu a jego
dłonie sprawiały wrażenie coraz bardziej ożywionych. Coraz bardziej
niecierpliwie błądziły po jej ciele, zostawiając coraz silniejszy odcisk na jej
plecach, czy pośladkach. Tymi ostatnimi zajmował się teraz najczęściej, masując
je lekko i ugniatając.
I nie
wiedziała, czy to od tego, że ma jej ciało do swojej dyspozycji, czy od jej
pieszczot, jego penis w jej ustach twardniał coraz silniej. Nie potrzebował
wiele czasu a ona poczuła, że wypełnia ją w dużo większym stopniu i zaczęła
przesuwać po nim swoje usta z coraz większą rozkoszą. Był już duży, twardy,
stał prosto i mogła się z nim kochać. Albo nawet obciągać, jeśli Adrianowi
pasowało takie właśnie określenie.
Zatraciła
się w tym. To już było to wszystko. Oboje nadzy, jego dłonie na jej pośladkach
i ona z jego penisem w ustach. Stało się to czego oczekiwała i pragnęła
bardziej, niż gdyby to z pewnością miało miejsce w niedzielę w Antonówku.
Oddawała się temu zajęciu za całą pasją. Całą sobą.
Spotęgowany
ekshibicjonizm zaowocował tym, że przesunęła swe ciało tek, że Adrian miał jej
tyłek jeszcze bliżej siebie i mógł się z nim zając bez przeszkód. Wykorzystywał
to, ściskając pośladki bez końca, czasami też rozszerzając, jakby chciał
popatrzeć na drugi otwór. Ale dziwnym trafem nie zajmował się jej cipeczką.
Może to i lepiej, bo nic nie dekoncentrowało jej w tym czym się zajmowała.
Jego penis
był coraz bardziej śliski. Nie była pewna, czy to za sprawą jej śliny, czy
coraz większego podniecenia jego właściciela, ale było to mniej istotne. Za
punkt honoru postanowiła sobie doprowadzić wszystko do finału. Obciągała z
niesamowitą, nawet jak na nią pasją. Całowała, lizała, ssała, w najgorętszych
momentach wydając z siebie pomruki.
Aż poczuła
dużo mocniejsze ściśnięcie pośladka wywołujące porządny ból i gwałtowne
drgnięcie Adriana. Zdyszana oderwała na chwilę głowę, nie przestając masować
penisa. Sperma wystrzeliła, ale coś ją powstrzymało przed przyjęciem finału w
usta. Uznała, że nie będzie to mieć dla niego znaczenia.
Uśmiechnęła
się nieznacznie z ulgą po tej meczącej jeździe. Z satysfakcja obserwowała efekt
swojej pracy. Pierwszy orgazm Adriana. Przynajmniej z udziałem kobiety. Miało
to dla niej znaczenie.
Spojrzała w
jego twarz. Był wyraźnie rozluźniony. Nic dziwnego. Rozłożył się na łóżku jakoś
wygodniej. A ona… Wciąż czuła ekscytację. Jego potrzeby zostały spełnione, jej
nie.
Ale nie
nalegała. Wciąż czuła i w sobie i w powietrzu pełen namiętności żar. Ułożyła
głowę na jego brzuchu, bokiem, delikatnie pieszcząc dłonią jego uda i genitalia.
Sama poczuła dłoń Adriana we włosach.
Leżeli tak
oboje przez dobrych kilka minut, nie mówiąc nic. Było to dla niej tak samo
urocze, jak i dziwne. Urocze, bo wiadomo. Dziwne, bo… On ani nie komentował
tego co się stało, ani nie wykorzystywał okazji, by macać jej nagie ciało a
przecież spore jego fragmenty z pośladkami na czele, miał na wyciągnięcie ręki.
Zamiast tego koncentrował się wyłącznie na jej włosach.
Boże,
czyżby on, naprawdę się w niej…?
Drgnęła,
uświadomiwszy to sobie, ale nie zdążyła rozwinąć myśli, bo poczuła jak dłoń
Adriana zaciska się na jej włosach silniej i przyciąga ją w swoją stronę.
Przewróciła się, mając nad sobą sufit.
Ale nie na
długo. Adrian uniósł się, przybliżył jej twarz so siebie i nie czekając na nic,
pocałował. Nie na sekundę, tylko tak dłużek. Tak, jak wczoraj w „Manhattanie”.
Znów lizał się z nią ostro, ale tym razem, to ona była stroną bierniejszą a on
dominował i to zdecydowanie. Zamknęła oczy, czując po raz kolejny ożywcze bicie
serca, jego siłę, zdecydowanie i uczucie.
Właśnie,
uczucie… Oderwał się od niej w końcu. Oboje ciężko dyszeli.
- Fajnie… -
usłyszała pierwsze od dłuższego czasu jakiekolwiek słowo.
- No tak,
fajnie… - wzruszyła ramionami z przesadną rezygnacją. – Tyle rzeczy mogłeś
powiedzieć a tu…
- Chodzi mi
o coś innego – dodał szybko a na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek. –
Taka sytuacja… Gdy teraz to chyba pani zależy na tym, bym panią przeleciał…
-
Przeleciał, jeszcze lepiej… A tobie na tym nie zależy… - spojrzała z udawanym
wyrzutem i oderwała od niego. Wstała z łóżka, z trudem utrzymując równowagę.
Ponownie skierowała się w stronę fotela, mając nadzieję, tak jak poprzednio, że
ją powstrzyma.
Nic takiego
się nie stało.
Z pewnym
rozczarowaniem, włożyła na siebie majtki, potem stanik a na końcu sukienkę.
Przez cały czas czuła na sobie spojrzenie Adriana, który też w końcu wstał
podciągając spodenki.
- No to…
Było miło i na tyle – spojrzała na niego, gdy stali już przy drzwiach.
- Wyczuwam,
że jest pani obrażona, że nie poszło tak jak by pani chciała…
- Skądże –
zapewniła, niezgodnie z prawdą. Ale to nie była już pora na robienie jakichś
scen. – Do jutra – wyciągnęła dłoń, tak oficjalnie. – Zobaczymy się na
pożegnaniu.
Usłyszała
jakieś słowa, ale nie zwróciła większej uwagi. Tak. Była może nie tyle obrażona,
ile jednak rozczarowana i skonsternowana. Nie takiego przebiegu się
spodziewała. Liczyła na coś innego.
I była
trochę zła. I z tego powodu, że nie wszystkie jej oczekiwania zostały spełnione
i na to, że w ogóle jakieś oczekiwania miała. Może podeszła do tego zbyt
sztampowo? To znaczy konkretnie do Adriana? Może faktycznie on był inny i nawet
widok nagiej piękności, popularnej na całą szkołę nie zaburzył
zdroworozsądkowego myślenia?
Niesamowite…
Nie, żeby była zadufana w sobie, żeby zachłysnęła się swoją wybitnością. W
żaden sposób. Ale życie i ludzkie reakcje nauczyły ją czegoś innego. Reakcje,
jedne bardziej entuzjastyczne, inne stonowane, blokowane przez nieśmiałość. Ale
nie w takiej sytuacji. Ciężko było jej sobie wyobrazić kogokolwiek innego, który
postąpiłby w ten sposób. W ten, czyli nie biorąc w całości tego co dostał na
tacy.
O tym
rozmyślała przez całą drogę do domu. Z ulgą przekroczyła próg mieszkania.
Przebrała się w coś mniej oficjalnego i zaczęła przygotowywać obiad, w głowie
mając wciąż tylko jedno.
Wbrew temu,
co zagnieździło się w mózgu Kamili, Adrian miał podczas całej wizyty spory
problem z zachowaniem trzeźwego umysłu. Ale coś go blokowało. Pomijając
wszystkie te zaskakujące wydarzenia, jak choćby wyznanie nauczycielki o tym co
miało stać się w Antonówku, chodziło jeszcze o jedną rzecz, która nie mogła
wyjść mu z głowy a o którą bał się zapytać.
Chodził
nerwowo po mieszkaniu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Gdy usłyszał jak matka
wróciła do domu, uznał, że nie wytrzyma dalej. Mimo nawoływań rodzicielki, że
zaraz obiad, wsiadł na rower i przejechał parę ulic dalej, do zupełnie innej
dzielnicy.
Wiedział
gdzie znajduje się blok, który chciał odwiedzić. Znał też numer klatki i
mieszkania. Był tu już kiedyś. Raz, ale wystarczyło by zapamiętać.
Stanął,
zapiał rower i podszedł do domofonu. Wcisnął guzik.
- Cześć,
Adrian z tej strony – gdy rozpoznał znajomy głos. – Możesz zejść na dół?
Wyczuł, że
koleżka był zaskoczony. W sumie nic dziwnego, nie byli żadnymi bliskimi
przyjaciółmi, ani nawet jakimiś kolegami. Ot, znali się trochę, spotkali arę
razy w klubach. Kuba angażował się na scenie muzycznej, wprawdzie w innym
gatunku muzycznym, ale mieli okazję spotkać się podczas paru imprez i poznać
trochę bliżej.
No a poza
tym, jego dziewczyna była sąsiadką Adriana.
Odczekał
niecierpliwie dwie minuty. W końcu starszy o rok znajomy zszedł na dół. Drzwi
od klatki otwarły się i Adrian zobaczył wyrażającą zdziwienie twarz
długowłosego chłopaka.
- To, że
masz już wakacje, nie znaczy, że inni mają – długowłosy przywitał się z
Adrianem, podając dłoń. – Jak matura?
- Zdana –
skwitował krótko Adrian. – I to nawet nieźle.
- I co
teraz?
- Wyższa
Szkoła Hip Hopu – twarz Adriana rozszerzyła się w uśmiechu.
- Tej a
właśnie – ożywił się długowłosy. – Wiesz, wiara ode mnie z grupy doszła do
wniosku, że mogłaby nagrać jakiś kawałek na nasz nowy album z jakimś raperem.
Nie chciałbyś być tym „jakimś”?
- W zamian
możemy ci rozwalić gitarami twój – odparował znajomy drapiąc się pod pachami.
- To ja
może wolałbym coś innego – oświadczył ostrożnie maturzysta.
- A co
takiego?
-
Informacji.
- Takie
cuda… Na jaki temat?
- Dwa lata
temu, jak jeszcze chodziłeś do liceum, doszło podobno do jakiegoś
interesującego wydarzenia na wycieczce szkolnej – zaczął Adrian uważnie patrząc
w twarz rozmówcy. – I czegoś o tym chciałbym się dowiedzieć.
-
Wydarzenia…? O czym mówisz? – długowłosy zmrużył oczy. – Nawet jeśli doszło, to
skąd o tym wiesz? I czemu cię to interesuje?
- Wiem od
rudego. Filipa, tego koszykarza – nie spuszczał z niego wzroku.
- Jeśli
wiesz od niego, to po co ci ja?
- Po to, że
on może ściemniać. On mówi jedno, jego kumple co innego. A ja muszę wiedzieć.
- Czemu
musisz? – teraz długowłosy wbił wzrok w rozmówcę.
- Warkocz,
proszę… Nie pytaj. Jest taka sytuacja, że muszę i tyle.
- Haha… Też
się w niej zakochałeś? No to jesteś stracony.
- Powiesz
mi, czy będę musiał dalej kombinować?
- Mogę ci
powiedzieć, co wiem, ale na cholerę ci to? Nie mam z tego żadnego pożytku…
- A po co
ci pożytek? – zdenerwował się Adrian. – Nie możesz być po prostu kumplem? Co
mam ci teraz przypominać, jak cię w tamtym roku holowałem do chaty przez pół
miasta, bo sam nie byłeś w stanie a twoi kumple poszli w swoją stronę, jeśli w
ogóle mogli?
- Dobra,
dobra, chłopie, wyluzuj… - Warkocz uniósł w górę ręce, niczym w geście
obronnym. – Co chcesz wiedzieć?
- Czy to
prawda co się tam stało. To znaczy, że to się stało.
- Czekaj
chwilę – Warkocz sięgnął do kieszeni, wyciągnął paczkę papierosów i zapalił
jednego.
- Nie
powiem ci, bo nie mam pewności. Następnego dnia, w zasadzie nad samym rankiem,
przed wyjazdem, rudy pokazał nam filmik. No i wszystko wskazywało, że to
prawda.
- A co
wskazywało, że nie?
- To, że
jakiś czas później zaczął zaprzeczać i prosić wszystkich, którzy przegrali
sobie filmik, żeby go skasowali.
- Co
dokładnie mówił? – wyrzucił z siebie kolejne pytanie.
- Stary,
nie pamiętam już. Że był faktycznie blisko, czy coś, ale ostatecznie to nie
ona, tylko ktoś inny, podobny. No fakt, z filmiku jakby nie patrzeć nie dało
się tego dostrzec na sto procent, że to ona. Jakość była taka jaka była a jej
twarzy nigdzie nie udało się uchwycić.
Adrian
milczał. Nie dowiedział się niczego nowego. W zasadzie wszystko to, co
dokładnie tydzień temu, w piątek, podczas wieczornych rozmów po mini koncercie
w Antonówku.
- Masz
jeszcze ten filmik? – zapytał nagle w przypływie nadziei.
- Zależy
kto pyta… - odpowiedział ostrożnie Warkocz zaciągając się papierosowym dymem.
- Czyli
masz… Boisz się czegoś, czy co?
- Wiesz…
Umowa była taka, że kasujemy, poza tym wiesz… Rozpowszechnianie tego czegoś
wiąże się z określonymi konsekwencjami. A skoro ta sprawa jest tak dyskusyjna…
- Prześlij
mi – powiedział niemal rozkazującym tonem.
- Przecież
powiedziałem coś przed chwilą – skrzywił twarz Warkocz wyraźnie się drocząc.
- Mi akurat
możesz zaufać – nie ustępował maturzysta. – Nie rób jaj, tylko prześlij a ja po
obejrzeniu skasuję, dobra?
- Jak tam
chcesz – wzruszył ramionami znajomek. – Widzę, że ostro cię wzięło. Tylko nie
bądź potem rozczarowany.
- Dominika
jest jakby to powiedzieć… Inna, niż zawsze – stwierdziła Kamila zabierając się
do wieczornej toalety.
- Jednak
też? No i tobie coś dzisiaj nie wyszło. Coś kiepsko z wami, dziewczyny –
skwitował Daniel w swoim stylu.
- Tak, też
– Kamila, mimo nienajlepszego humoru postanowiła nie wchodzić w słowne
pojedynki z mężem.
- No, ale w
czym to się objawia? – zapytał poważniej. – Chce czegoś więcej, tak jak się
obawiałem, czy jakoś inaczej to wygląda? Jest zadowolona, czy przygnębiona.
- No
właśnie i taka i taka. Ma wahania nastrojów.
Milczeli
przez moment.
- No
dobrze. I co ty na to? – zapytał po chwili Daniel.
- A co ja
na to mogę? – odpowiedziała w przesadnie zdziwionym stylu.
- No ty
byłaś organizatorką całego zamieszania. Teraz na twojej głowie jest to, aby jej
postawić szlaban, albo przeciwnie, podnieść go wysoko w górę.
- A swojej
opinii nie wygłosisz?
- Przecież
znasz ją od lat trzynastu – wzruszył ramionami. – Gdyby Dominika mnie nie
kręciła w żaden sposób to bym w to w ogóle nie wchodził. Więc, owszem, mam do
niej pozytywny stosunek, ale tylko tyle i nic więcej. Ale nie powiem, trochę
szkoda mi jej.
- Tak? I
nie chciałbyś, aby zacieśniać z nią znajomość co jakiś czas? – spojrzała z
uwagą.
- Nie kpij…
Nawet jeśli coś takiego można byłoby ciągnąć dalej, choć mnie to nie interesuje
praktycznie w ogóle – zastrzegł. – To jak długo? Ona widzi we mnie coś więcej a
ja jej tego nie dam. W pewien sposób marnujemy jej życie.
- Za daleko
to zaszło… - przyznała z wolna Kamila.
Rzadko
wracała myślami do wydarzeń sprzed pięciu dni. Jej odczucia były mocno
ambiwalentne. Tak, z jednej strony niespodziewanie mocno nakręcił ją widok
Daniela panującego w całości nad inna kobietą, młodą, z pewnością atrakcyjną.
Ale z drugiej, to był właśnie jej mąż. Podniecenie z jednej strony, zazdrość z
drugiej…
- A na co
teraz jest czas? – zapytała opierając się o framugę i składając ręce na
piersiach.
- Na ciebie
– odparł krótko podchodząc bliżej.
Sięgnął
dłonią między jej nogi, ściągając majtki w dół. Nie broniła się w żaden sposób.
Przecież sama tego chciała.
I wziął ją
tak, jak tego chciała. Ani jakoś ostrzej, ani bez gry wstępnej, która obojgu
wydała się zbędna. Potrzebowała tego. To znaczy jego. Jego dowodu miłości. Po
tych wydarzeniach z ostatnich dni i jeszcze dzisiejszego południa. Po prostu
jego zdeterminowanego, błyszczącego spojrzenia, dłoni trzymających ją mocno i
penisa wchodzącego w jej cipkę w taki rytmie w jakim właśnie wchodził.
Nie musiało
być długo. Te kilka minut jazdy w normalnym tempie wystarczyło. Poczuła się
zarazem spełniona jak i uspokojona.
Po
wszystkim pożałowała tylko, że zamiast śladem Daniela, udać się do łóżka,
musiała jeszcze zaliczyć kolejny tego dnia prysznic.
Rozdział 8. Ostatni dzień w szkole.
Adrian stał
na środku auli a razem z nim około sto pięćdziesiąt osób, kończących w tym
właśnie dniu szkołę średnią. Nie licząc iluś pechowców, którym na maturze
powinęła się noga.
Spojrzał za
okno. Było pochmurnie. Tak, jakby pogoda dostosowała się do tej uroczystości.
Bo nie było czego ukrywać, kończyli pewien okres w życiu i byli tego świadomi.
Radowali się nieliczni, resztę maturzystów ogarniał jakiś sentymentalny żal.
Jego
zresztą też.
Starał się
o tym nie myśleć. Zamiast tego nieustannie patrzył w siedzące w pierwszym
rzędzie, bądź znajdujące się na scenie grono nauczycielskie. Wyszukiwał jednej
nauczycielki, ale na daremno. Było dobrze schowana gdzieś między swoimi.
W końcu
jednak i ona wyszła na scenę, przygotowując się do rozdania świadectw
maturzystom ze swojej własnej klasy. Wbijał w nią wzrok, usiłując znaleźć
odpowiedzi na kilka pytań. Przede wszystkim na to, czy wczorajsze wydarzenie
wywarło na nią jakiś wpływ.
Chociaż to
głupie… Jeśli wywarło, to przecież niemożliwe, by okazywała to tutaj, na oczach
nauczycieli i uczniów. Blisko dwustu osób. No jasne…
Ignorował
zaczepki ze strony kolegów i koleżanek. Nie brał udziału w rozmowach. Bo w
sumie, gdyby nie to, że miał taki charakter a nie inny, nie mógłby rozmawiać o
niczym innym, niż o tym, co miało miejsce dwadzieścia cztery godziny wcześniej.
Zbliżając
się w kolejce do podwyższenia, już w ogóle nie spuszczał oczu z nauczycielki. Co
ona czuła, wczoraj, teraz…? Jak zachowa się, gdy przyjdzie jej spojrzeć w oczy
temu, któremu wczoraj…
Ogarnął
się, opanował, widząc, że przed nim stoją już tylko dwie dziewczyny. Odczekał z
niecierpliwością kilkadziesiąt sekund, aż pani Kamila wyczytała jego nazwisko i
podszedł i on. Nic się nie zmieniło. Na jej twarzy dostrzegł lekki uśmiech, tak
jak w przypadku wręczenia świadectw poprzednikom. Pożegnalny uścisk dłoni był
nawet mocny, ale…
- Gratuluję
Adrianie – usłyszał tylko i potem to samo z ust stojącego metr dalej dyrektora
szkoły.
Pożegnalny…
Poczuł skurcz w gardle. Czy to właśnie tak się skończy? Czy to już, teraz?
Jeszcze kilka słów na osobności z całą klasą i to koniec? Dotarło to do niego z
całą mocą. Nie, nie mogło tak być.
Patrzył na
to jak wygląda. Elegancko, z klasą, kobieco, w białej koszuli, ciasnej, ciemnej
spódniczce do kolan, z lekkim makijażem, zaczesanymi włosami, wysoka,
wymuszająca w ten sposób pewien dystans i respekt. Piękna, po prostu piękna.
Zjawiskowa wręcz. Ideał ideałów. I ona wczoraj miała w ustach jego penisa…
Nie by w
stanie oderwać oczu. Zmusił się w końcu do tego, gdy zrozumiał, że wygląda i
zachowuje się jak ostatni idiota. Na szczęście ich klasa była ostatnią.
Dyrektor zaprosił jeszcze wszystkich do swoich klas na ostatnie spotkanie z
nauczycielami.
Ale akurat
oni nawet nie weszli do sali, w której przez trzy lata najwspanialsza
nauczycielka pod słońcem prowadziła z nimi lekcje języka polskiego.
- Nie wiem,
czy jest sens – usłyszał głośniejszy, niż zwykle głos wychowawczyni. – Widzę,
że niektórym z was się spieszy, więc… No, jakby to powiedzieć – na jej twarzy
pojawił się lekki uśmiech, jeszcze bardziej dodający właścicielce uroku, tak,
jakby go jej brakowało… - Dziękuję wszystkim za te trzy lata. Rozumiem, że nie
wszystkim było tak miło i być może ja też przyłożyłam do tego rękę, jeśli tak
to przepraszam…
Kilka osób
zaśmiało się. Tak, wszyscy byli podekscytowani. Z różnych powodów.
- No to
jeszcze ta impreza… - rzuciła któraś z uczennic.
- No tak…
Tak jak to było proponowane, to rzeczywiście możemy gdzieś pójść na lody i inne
rarytasy. Jeżeli ustaliliście już termin…
- W
przyszły piątek w ‘Zefirze”, tam z reguły jest sporo miejsca – poinformował
ktoś inny.
- To i ja
postaram się pojawić, mam nadzieję, że nic poważnego mi nie wypadnie, no i
spotkamy się w trochę luźniejszej atmosferze. A teraz, cóż… - splotła dłonie na
wysokości dolnych partii brzucha, rozglądając się wokół. – Nikogo nie
zatrzymuję. Jeżeli są osoby, z którymi już się nie zobaczę, to życzę miłych
wakacji i szczęścia w życiu. To chyba wszystko…
Adrian
milczał. Wpatrywał się w wychowawczynię, szukając momentu, w którym zostałaby
sama. W sumie koledzy i koleżanki dość szybko zaczęli kierować się w stronę
wyjścia, albo po prostu zajmować sobą nawzajem. Zauważył, że pani profesor
wykonała gest, jakby sama chciała się oddalić. Nie mógł czekać dłużej.
- Pani
Kamilo – odezwał się, zatrzymując ją w pół kroku. – Ja chciałbym jeszcze w
jednej sprawie, na osobności – rzucił okiem w stronę klasowych drzwi dając jasno
do zrozumienia, o co mu chodziło.
Z ulgą
stwierdził, że nauczycielka, mimo zawahania, wyciągnęła klucz i otworzyła
drzwi. Wszedł do środka a ona za nim. Odwrócił się natychmiast i patrzył jak
zamyka drzwi. Sięgnął dłonią i przekręcił zatrzask. Spojrzała na niego
zaskoczona, ale i chyba lekko poirytowana.
- Jest pani
na mnie zła za wczoraj?
Stał
naprzeciw niej, tuż przy drzwiach. W ten sposób była uwięziona między nim a
korytarzem. Pewna ulgę przyniósł mu fakt, że nie próbowała zmienić tej
niekorzystnej sytuacji. Starał się analizować błyskawicznie i to wskazywało na
to, że jednak chyba miał na nią jakiś wpływ.
- Takie
odniosłem wrażenie. Że chciała pani czegoś innego.
- Niełatwo
mi się rozmawia o tym w takiej konfiguracji – odparła dając jasno do
zrozumienia, że czuje się uwięziona.
- Wczoraj
rozmawialiśmy w innej – starał się mówić normalnym głosem, choć w środku w nim
kipiało.
- Wczoraj,
było wczoraj – nie wytrzymała jego spojrzenia i robiąc unik, przeszła obok
niego, kierując się w stronę biurka.
- Nie mam
prawa narzucać pani czegokolwiek, ale niech pani nie stosuje takiej retoryki.
- A to
dlaczego? – zaciekawiła się.
- Bo w
czwartek była pani inna, wczoraj inna i inaczej wyglądały nasze kontakty. A
dzisiaj jest pani, taka…
- No
słucham. Jaka? – oparła się o biurko, krzyżując ręce na piersiach i patrząc na
niego przenikliwie z przekrzywioną nieco głową.
- Oschła. I
to być może z mojego powodu. Takie odnoszę wrażenie, że wczoraj nie skończyło
się tak, jakby pani tego chciała.
- Już o tym
mówiłam, że wczoraj to było wczoraj a dzisiaj jest inny dzień.
- I to
wszystko wyjaśnia? – w jego głosie zabrzmiała gorycz. – Tak ma to brzmieć,
wczoraj chodziła pani po moim pokoju z gołym dupskiem, obciągała mi pani a
dzisiaj nie chce mnie znać?
Mimo, że
spodziewała się podobnych słów, uderzyły ją. Zamrugała i wyprostowała się
podchodząc bliżej. Widziała, że jej postawa trochę go zdeprymowała. Zrobił krok
w tył. Nie wiedziała co zrobić, ale może wyczytał coś w jej oczach i ubiegł jej
ruch. Ni stąd, ni zowąd, chwycił ją za dłonie, obrócił i przycisnął do drzwi.
- Nie –
postawił się twardo. – Jedna rzecz będzie mi pani musiała wyjaśnić.
- Nie mam
absolutnie zamiaru ci niczego wyjaśniać, szczególnie wobec twojego zachowania.
Puścisz mnie, czy nie?
Tak, trochę
się wkurzyła na niego. Co, jak co, ale nie była przyzwyczajona do takich
zachowań ze strony podopiecznych.
- Zaraz –
nie ustępował, ale jego uścisk zelżał. – Ja byłem wobec pani szczery,
opowiadając pewne rzezy, prawda? Chciałbym, żeby mi pani opowiedziała coś
szczerze. Czy naprawdę tak wiele wymagam?
- Adrian,
nie lubię takiego terroru, dobrze? – oznajmiła spokojniej. – Puść mnie, to ci
opowiem, choć nie mam pojęcia o co ci chodzi.
Puścił.
Wyprostowała się, poprawiając koszulę. Spojrzała mu w oczy, czekając na jego
słowa.
- Co się
stało dwa lata temu na pewnej wyciecze z kilkoma klasami? – zapytał.
Tego akurat
się nie spodziewała. Poczuła występujący na jej twarz rumieniec. Stara historia
wróciła do niej ze zdwojoną siłą. Nie wytrzymała, pod naporem jego oczu,
skierowała wzrok gdzieś w bok.
- Skąd w
ogóle wiesz o czymś takim? – zapytała. – I dlaczego wierzysz różnym pogłoskom?
- Pani nie
mówiła mi osobach trzecich, ja też zostawię to dla siebie, w porządku? Nie
wiem, czy to pogłoski, pytam panią. Chcę by mi pani powiedziała.
- Co chcesz
konkretnie wiedzieć?
- To, czy
te dwa lata temu, była pani z jednym z uczniów… Konkretnie z Filipem.
Koszykarzem, rudym. Wie pani dobrze zresztą. Czy była pani z nim…
Urwał, bo
sprowokowała go do tego znów wyrywając się z jego osaczenia i przechodząc na
środek klasy.
- Zdradź mi
dlaczego cię to interesuje – starała się trzymać fason.
- Już
powiedziałem. To dla mnie ważne. I powiem pani dlaczego, ale dopiero, gdy
usłyszę odpowiedź.
- Ładny
szantażyk… - powiedziała to raczej, byleby coś powiedzieć. – To powiedz mi
chociaż skąd znasz tą historię?
- Od kilku
osób, nieważne kogo – usłyszała odpowiedź. – Nie oni są ważni, zresztą może
nawet nie zwróciłbym uwagi na te pogłoski, gdyby nie ta sprawa z nim i z
ciotką.
- Jaka
sprawa? – zapytała, chociaż przecież wiedziała. Przynajmniej w jakimś stopniu.
- No ta,
którą prowadziła ciotka. I wtajemniczyła mnie w nią trochę. Zasugerowała, że
mogę go poczęstować marihuaną a z racji tego, że obracam się w takim środowisku
a nie innym, mam łatwy dostęp i jest to naturalne. No i w sumie znam też trochę
koszykarzy, więc dostałem zadanie by wypytać ich o niego, to znaczy jakieś
zwyczaje, gdzie chodzą na imprezy na przykład…
- A więc
odegrałeś w tym wszystkim całkiem sporą rolę? – spojrzała mu w oczy, dość
zaskoczona jego słowami.
- Trochę
tak – przyznał. – W każdym razie, w którymś momencie zacząłem się zastanawiać,
dlaczego akurat on? Co było powodem? Bo to wyglądało tak, jakby miał zostać
celowo wystawiony. Ale ciotka nie chciała mi powiedzieć. Zamiast tego kazała mi
się z tym zwrócić do pani. Więc pytam.
Poczuła się
znów osaczona, ale tym razem w inny sposób. Nie fizyczny, tylko duchowy. Szybka
analiza tego co usłyszała doprowadziła do jednego wniosku. Nie było sensu tego
ukrywać. Adrian połączył ślady prawidłowo.
- I jeśli
usłyszysz, że to prawda, to co wtedy?
- Chcę się
dowiedzieć, czy to prawda, po prostu.
- Tak… -
nie czekała z udzieleniem odpowiedzi dłużej niż sekundę, chcąc mieć to za sobą.
– W wyniku pewnych wydarzeń i swojej własnej głupoty posunęłam się za daleko.
Nie sądzę, by interesowały cię szczegóły, więc chyba tym poprzestaniemy.
Spojrzała
mu w oczy, czując drżenie ciała. Pewność siebie opuściła ją, bo po tym wyznaniu
poczuła się, jakby stała przed nim naga.
- No… -
dodała, widząc że milczy i przechodząc ponownie w stronę drzwi. – Teraz już
pewnie szanowana nauczycielka jest po tych wszystkich sytuacjach ostatnią
dziwką, z którą nie chcesz mieć do czynienia, tak?
- Wcale nie
– odpowiedział tak zdecydowanie, że uwierzyła mu od razu. – Nie wnikam w
szczegóły. Nie o to mi chodziło.
- A o co?
- O to, czy
mi to pani powie, czy się pani do tego przyzna – wyjaśnił – Ja nie miałem tej
pewności, chociaż wczoraj, przyznaję, oglądałem ten filmik chyba przez dwie
godziny, analizując co i jak. Byłem prawie pewny, że to pani, ale tylko prawie…
- Filmik? –
zaniepokoiła się, ale tylko trochę. - Pięknie, co jeszcze…?
Podniósł
wzrok i zbliżył się do niej, po raz kolejny osaczając ją przy drzwiach. Tym
razem poczuła coś innego. Był już spokojniejszy, taki jak prawie zawsze przez
te trzy lata. Widocznie to co powiedziała, o dziwo faktycznie wpłynęło na niego
pozytywnie. Ale jakim cudem? Toż chyba powinien splunąć jej w twarz…
- To co
pani robiła, to pani sprawa i ja w to nie wnikam. Nie pytam o szczegóły, choć
wspomniała pani, że na skutek pewnych wydarzeń i ogólnie… Wiec rozumiem. Mi
chodziło o coś innego.
- I powiesz
mi w końcu? – niemal czuła jego oddech na twarzy.
- Tak. Tak
jak pani ma swoje priorytety w stosunku do facetów, o których zresztą coś pani
opowiadała, tak ja mam swoje. Nie byłem wczoraj pewien pani intencji. Mimo, że
pani zaprzeczała co do jakichś moich delikatnych podejrzeń, to nie mogłem tak
do końca pani zaufać. Ja muszę wiedzieć, że ktoś jest wobec mnie uczciwy.
Muszę, to jest warunek konieczny. Stąd wczoraj nie mogłem otworzyć się tak jak
pani pewnie oczekiwała i stąd dzisiejszy test. Chyba się pani nie obrazi, że
tak to nazwałem. W każdym razie okazało się, że powiedziała mi pani prawdę.
Trudną prawdę, co jest warte podkreślenia.
- I to był
powód…? – zapytała z niedowierzaniem przyjmując to wyznanie.
- Tak, ten.
Gdybym był pewny, wczorajszy dzień potoczyłby się trochę inaczej. Co nie
znaczy, że żałuję , że się nie potoczył… Tylko, że chyba pani żałuje.
Milczała
chwilę, patrząc mu w oczy. Jego bliskość, osaczenie, tym razem nie były aż tak
deprymujące jak na początku. Wręcz przeciwnie, zaczęła się w tej konfiguracji,
jak to określiła, czuć zadziwiająco przyjemnie.
- To chyba
ja jestem ci coś dłużna po tym wszystkim – zareagowała w końcu.
- No choćby
za to co robiłeś dla mnie. Czy poniekąd dla mnie, albo raczej z mojego powodu.
Mam na myśli tą sprawę i wolałabym, żebyśmy już do niego nie wracali – uznała,
że dość jasno dała do zrozumienia, iż chodzi o Filipa.
Kiedy stała
przed nim, wróciły nagle te uczucia przyhamowane przez wczorajsze nie do końca
satysfakcjonujące ją wydarzenia. Jeszcze wczoraj wieczorem, gdy rozmawiali z
Danielem, pomyślała, czy to aby nie dobry moment, aby skończyć z tymi
fantazjami dotyczącymi mieszania obcych osób w ich życie. A teraz…
I nie
wiedziała, że największy szok jeszcze przed nią.
- Nie
chciałabym, by pani traktowała to, jako dług wobec mnie. Tym bardziej, że nie
mam pojęcia jaki rodzaj zapłaty miałaby pani na myśli, ale nieważne – urwał,
ale ona zdążyła się zaczerwienić.
- Nie to
miałam na myśli Adrian. Aczkolwiek dalej uważam, że jestem ci coś winna.
- Ja tak
nie myślę – wzruszył swobodnie ramionami. – Ale… - urwał patrząc w nią niezbyt
pewnie. – Wiem, że gdyby powtórzyła się sytuacja jak wczoraj, to teraz… Teraz
naprawdę chciałbym się z panią kochać.
Nie
spuściła wzroku, choć czuła, że rumieniec na twarzy się powiększa zdradzając
jej skrępowanie. Nie no…
- Adrian…
Przecież nie tutaj… Zresztą co ty w ogóle… - pokiwała desperacko głową, chcąc
wyrwać się z tego osaczenia, ale tym razem zatrzymał ją. Mało tego, objął ją
mocno w talii i przytulił do siebie, tak, że zaparło jej dech w piersiach.
- O tym, że
teraz jestem pewny. I siebie i pani. Jest pani najwspanialszym zjawiskiem.
Wiem, że to dla pani niewiele, bo słyszała pewnie pani takie słowa dziesiątki
razy, ale nic lepszego nie powiem. I mogę się zwierzyć z czegoś innego.
Dzisiaj, gdy odebrałem od pani świadectwo i uświadomiłem sobie, że te słowa…
Mogły być ostatnimi jakie od pani w życiu usłyszałem, serce podeszło mi do gardła
i jakbym dostał paraliżu. A potem w oczach, niemal stanęły mi łzy…
- Cooo…? –
wyjąkała, robiąc oczy wielkie jak balony.
- Właśnie
to. Nie mogłem tego tak zostawić. Gdyby się pani nie zgodziła, aby wejść do
klasy, chyba bym tu panią zaciągnął siłą. Wie pani dlaczego. Jest pani cudem,
po prostu…
Nogi się
pod nią ugięły. Takiego wyznania się nie spodziewała. Zrozumiała, teraz już z
całą pewnością, że jednak coś dla niego znaczy. Nie jej ładna buzia, zgrabna
figura, czy coś tam… Ona, Kamila. Oddech stał się kilka razy głębszy.
- Chcę się
z panią kochać – dodał jeszcze. – Choćby tutaj, ale chcę…!
- Adrian,
ale… - nie dokończyła bo jej uczeń zamknął jej usta swoimi własnymi. Jeśli
myślała o stawianiu oporu, to zaniechała go w ciągu sekundy. Nagle jakby
przeniosła się do tych romantyczniejszych momentów, choćby sprzed dwóch dni,
gdy całowała się z nim w tak namiętny i szokujący sposób w „Manhattanie”.
Wtedy to
był szok, ale teraz utopiła się w jego ustach tak naprawdę, w całości.
- Chcę
zobaczyć panią nago – sapnął, gdy oderwał się wreszcie pozostawiając ją w
ciężkim szoku. Trzymał ją i czuła się bezpiecznie, bo gdyby nie jego silne
dłonie, znalazłaby się niewątpliwie na podłodze.
- Ale
Adrian…! – bardziej wyszeptała z przejęciem i cichym krzykiem. – To szkoła, tu
są ludzie, przecież…!
- Guzik
mnie to obchodzi – przerwał zdecydowanie a ona w jego oczach nie widziała
rozbawienia i rozwagi, tak jak tydzień temu, gdy na wzgórzu w Antonówku
opowiadał o Inkwizycji. Widziała szaleństwo. Może trochę kontrolowane przez
jego wrodzoną rozwagę, ale jednak dominujące.
Kochał ją i
pożądał. A ona…
A ona,
oparła się o ławkę, gdy swoje ręce skierował ku guzikom w jej koszuli,
rozpinając je niecierpliwie. Nie reagowała, otumaniona, zaszokowana. Nie
wierzyła, że to się dzieje. To było zupełnie inne przeżycie, niż wczoraj u
niego w pokoju.
Ocknęła się
w jakiś sposób, gdy koszula leżała obok a on dobierał się do stanika. Chwilę
później poczuła, jak jej piersi uwalniają się spod materiału. Znów poczuła
czerwień na twarzy.
– Adrian –
powstrzymała go drżącym głosem i zdecydowanie wyciągniętą ręką.
Zawahał
się, faktycznie zatrzymany na chwilę. A ona… Wstała na tyle, na ile pozwoliły
jej własne nogi i… Zamiast zatrzymać ten absurd, sama nie wierząc w to co robi,
rozpięła spódniczkę, zdejmując ją z siebie. A chwilę później, jakby nic,
ściągnęła z siebie również majtki.
Stanęła
wyprostowana. Na dwie trzy sekundy, bo na tyle pozwoliło jej ciało, drżące pod
wpływem nieziemskich emocji. Stanęła, wyprostowana i naga. W klasie, w której
uczyła od ośmiu lat, w której przez ten okres przewinęło się kilkuset uczniów.
Stała w towarzystwie rozpalonego i zakochanego w niej ucznia, prezentując mu
swe nagie ciało. Niby tak jak wczoraj a zupełnie inaczej…
- Boże… -
jęknęła tylko zdradzając w tej krótkiej chwili całą swą uległość. Jeżeli w
ogóle cokolwiek jeszcze pozostało do zdradzenia…
Ucisk w
podbrzuszu i uginające się gwałtownie nogi zmusiły ją do tego by usiadła na
ławce. Gdy w tym samym momencie, Adrian dużo szybszym tempem pozbył się koszuli
i teraz ona mogła podziwiać jego nagość. Jego bardzo przyjemny w odbiorze tors,
takie same ramiona. Tak, wyglądał niezwykle apetycznie. Może nie żaden ideał,
ale fajnie. To na pewno. Patrzyła z przyjemnością, czując wilgoć w środku.
Tylko nie
wiedziała, czy przyjemność to odpowiednie słowo. Przecież w tych warunkach, jej
ciałem rządziły wszystkie możliwe emocje. Lekcyjna sala, uczeń, cały ten
tydzień, jej nagość, jego ciało, szkoła, kręcące się w innych salach osoby,
nauczyciele i uczniowie, ona naga, jej uczeń nagi i to co było już
nieuniknione… Cała ta absurdalna perwersja…
Dostała
niemal drgawek, w oczach pociemniało, gdy zbliżył się do niej rozpinając
spodnie. Z ust wydobył się drżący jęk. Wzrok padł na wydobywającego się z opuszczonych
spodni naprężonego penisa. Jego dłonie delikatnie, ale zdecydowanie chwyciły
jej uda, rozsuwając je szerzej.
Choć te
słowa były zarezerwowane tylko dla jednego mężczyzny w jej życiu, nie mogła się
powstrzymać…
- Adrian…
Zrób ze mną wszystko co tylko chcesz…
Jej słowa
zrobiły na nim odpowiednie wrażenie. A z ust wydobył się niekontrolowany jęk,
gdy chwycił jej uda silniej i przyciągnął trochę do siebie.
Panował już
nad jej ciałem absolutnie, mając widok na wszystko. Na jej nagie piersi i
cipkę. Jego zdecydowanie sprawiło, że jej nogi rozjechały się szeroko w bok. A
on… Co przyjęła z zaskoczeniem, ale i
jeszcze większym nakręceniem, jeszcze się nie spieszył. Jeszcze większą uwagą
poświęcał pieszczotom nóg, niż tym na co niecierpliwie czekała ona sama.
Gładził jej
uda, ściskał mocno, nawet pocałował, przynajmniej w tych miejscach, które były
bardziej dostępne. Widocznie, tak jak zdradził wcześniej, ta część ciała
podobała mu się niesamowicie mocno.
A może
traktował to jako element przyspieszonej gry wstępnej? W każdym razie patrzyła
na to wzdychając ciężko. A serce zabiło mocniej, gdy jego usta oderwały się od
nóg, a ruchem rąk rozłożył jej nogi jeszcze szerzej jednocześnie trzymając je
mocno w dłoniach. Tak, czuła się zniewolona i naprawdę chciała, by zrobił z nią
wszystko, wiec dlaczego jeszcze…? Tak zahipnotyzowana, jak i nieco
zniecierpliwiona patrzyła na znajdującego się tuż przed jej cipką sterczącego
penisa. Drgnęła, gdy otarł się o nią, ale mimo tego wciąż…
- Niech
pani to powie, chcę to usłyszeć – usłyszała jakby z oddali jego cichy głos.
- Ale co? –
zapytała jękliwie z pewnym zaskoczeniem.
- Że chce
pani bym wszedł.
- Już to
mówiłam Adrian, że możesz zrobić ze mną…
- Nie tak.
Konkretnie, że chce pani tego.
- Wejdź we
mnie Adrian – poprosiła niemal. – Chcę cię poczuć. I jego.
Znów
drgnęła, czując napór jego członka. Wreszcie… Ale on wciąż… Nie no, wchodził,
ale powoli, strasznie powoli. Wręcz milimetr po milimetrze. Tak, jakby jego
właściciel napawał się każdą sekundą tego momentu, każdym mikrodystansem, który
udało mu się pokonać.
Robił to
niesamowicie, niepodobna, żeby celowo, bo nie był przecież wytrawnym graczem,
tylko po prostu zakochanym chłopakiem. Robił to więc tak, bo tak chciał. Tak
czuł. Oddziaływało to na nią niewiarygodnie. Drżała, niczym nastolatka przed
pierwszym razem z chłopakiem swojego życia. Gdy tak naprawdę robiła to z kimś,
kto zwracał się do niej per „pani”.
- Rób tak…
- ledwo usłyszała własny szept. – Oddaję ci się cała, nie widzisz…?
- Widzę… -
jego cichy głos również brzmiał inaczej, niż zwykle.
A jego
penis był już coraz głębiej. Po tym długim preludium teraz wchodził w nią
trochę szybciej. Aż dotarł do końca, wyrywając kolejny cichy, przeciągły jęk z
jej ust. I zatrzymał się. Chyba po to by swoim podekscytowanym wzrokiem
spojrzeć w jej oczy, która ona pod wpływem tego spojrzenia zamknęła.
Ale tylko
na chwilę, bo gdy znów zaczął się niej poruszać coś nakazało jej je otworzyć. Nie
chciała uronić ani sekundy z tego przeżycia. Chciała zapamiętać każdy moment,
każde wycofanie penisa i każde natarcie.
Dlatego
oparła się nieco na łokciach, by widzieć to wszystko lepiej. By widzieć coś
niemożliwego. Twardego penisa jej ucznia wdzierającego się w nią powoli,
spokojnie, namiętnie, ale też nieuchronnie, zdecydowanie. Z jej cipki niemal
się lało, gdy z uwagą przypatrywała się jego posunięciom. Gdy patrzyła na to i
przyjmowała do świadomości cały kontekst tego wydarzenia.
Pomrukiwała
lekko. To, że oddała mu się w całości było dla niej czymś nieprawdopodobnym i
nie zmieniały tego niedawne wydarzenia z Antonówka, czy wczorajszego dnia.
To
wszystko… Jego penis poruszający się w jej cipce coraz szybciej, jego dłonie
silnie trzymające jej uda. Te uda, rozwarte szeroko… Jej ciało przesuwające się
nieznacznie po szkolnej ławce w rytm ruchów Adriana, dominującego nad jej nagim
ciałem, nad nią samą, nad swoją licealną nauczycielką, porządną, kobiecą,
zasadniczą, której w normalnych czasach nigdy nie przyszłoby do głowy coś
podobnego…
- Aaaach…!
– wydarło się z jej ust głośniej a ona poczuła dość nieoczekiwany skurcz,
zaciskające się mięśnie i to, że ciało na chwilę zdecydowanie przejmuje
kontrolę nad nią samą.
Opadła na
ławkę chwilę później, spełniona, ale przecież jego penis buszował w niej wciąż.
Doszła szybciej, niż on. W pewnym stopniu odebrała to poniżająco. On,
debiutujący i to w jeszcze pewnie bardziej dla niego podniecającej sytuacji,
wciąż dążył do spełnienia, gdy ona poddała się temu szybciej.
Ta
świadomość nakręciła ją jeszcze mocniej. Znów, choć jakby bardziej na trzeźwo
skupiła się na obserwowaniu tego co się dzieje. Znów oparła się na łokciach
patrząc, to na penisa wsuwającego się w jej cipkę, to na jego lekko spocony już
tors, to w jego oczy, albo i lekko rozchylone usta, które już kilka razy
całowała z pasją i namiętnością. A teraz wydobywał się z nich przyspieszony
oddech, który czuła na twarzy. Znów poczuła, że się zbliża…
Tym
bardziej, gdy sekundę później przesunął dłonie wzdłuż jej ud, przyciągając je
do siebie jeszcze mocniej, jeszcze silniej zaznaczając swoją dominację i
jeszcze szybciej penetrując jej cipkę. Wiedziała już co to oznacza. Że od
momentu, gdy on po raz pierwszy eksploduje w kobiecie dzielą ją powoli sekundy.
Jej usta rozwarły
się szerzej i poczuła drugi w ciągu tej chwili orgazm by chwilę później poczuć,
że z twardego penisa wylewa się do jej wnętrza lepka ciecz.
- Boże… -
odetchnął głęboko wreszcie on urywanym głosem.
Jego penis
powoli wysunął się z wnętrza a on sam wyprostował się, ale tylko na chwilę.
Sama Kamila poczuła się niezwykle osłabiona. Mimo świadomości, że znajduje się
w szkole, ułożyła się wygodniej na ławce niczym w bezpiecznym, domowym łóżku.
Bardziej
wyczuła, niż zobaczyła, że Adrian przyklęknął z boku, obok niej całując
pieszczotliwie w ramię. A jego dłonie wylądowały na brzuchu, udach, przesuwając
się delikatnie i jakby leniwie.
Zamknęła
oczy, chłonąc to wszystko co się wydarzyło w ostatnich minutach i co się działo
teraz.
Znała
adres, ale przemyślała sto razy, czy jechać. Uznała jednak, że lepszej okazji
mieć już nie będzie. Kamila siedziała w szkole na pożegnaniu klas maturalnych.
Ona sama nie była tam potrzebna. Nie prowadziła żadnej klasy, w trakcie roku
nie miała zajęć z żadnych z tych klas.
Wiedziała,
że takie narzucanie się jest mało kobiece i strasznie głupie, ale… Co, jeżeli
on może właśnie to lubił? To, że kobieta daje taki znak, że czuje wobec niego
taką uległość? No, bo to czuła, choć czasami nie chciała. Przegrywała z tym, z
jego uczuciem do niego, albo nie tyle uczuciem, ile fascynacją.
Nie tak
miało wyglądać jej życie osobiste, nie tak to sobie wyobrażała, gdy sama była
jeszcze uczennicą liceum. Ale życie jak zwykle pokazało inną ścieżkę i teraz
sama musiała zdecydować, czy podążyć nią, czy wybrać inną. Wybór był niewielki,
na tę chwilę innej ścieżki nie widziała.
Podekscytowana,
na drżących nogach, tym bardziej przez buty na wysokim obcasie, ubrana mimo
chłodu w odsłaniającą w pełnej krasie jej długie nogi krótką sukienkę,
przycisnęła dzwonek.
- Tato,
koleżanka mamy…! – usłyszała dziewczęcy pisk.
- Wejdź – w
otwartych drzwiach ukazał się Daniel, subtelnie lustrujący jej figurę, tak, że
poczuła dreszcz na skórze. – Oliwia, pobaw się trochę z Mieszkiem, dobrze?
- Dobrze –
odparowała posłusznie mała i zniknęła w pokoju dziecięcym.
- Nie
spodziewałem się twojej wizyty… - zaczął wolno.
- Kiedyś
mówił pan, że mogę skorzystać z pana biblioteki, kiedy tylko będę miała ochotę
– przerwała mu siląc się na uśmiech. – Prawdę mówiąc potrzebuję czegoś, co
akurat pan ma i jeśli byłby pan miły…
- Jasne –
wpuścił ją do swojego pokoju.
Wydawał sie
chyba trochę rozbawiony tym „panowaniem”. W zasadzie ją też to krępowało, znali
się już trochę, robili różne rzeczy, jak wiadomo… A mimo tego jakoś nie zaproponował
jej, choć wiedziała, że na pewno by się nie obraził, gdyby zaczęła mówić do
niego po imieniu. Ale jako dobrze wychowana osoba, nie wykonała pierwszego
kroku.
- Co to za
książka? – zapytał.
- „Ostatnia
krucjata” Warrena Carrolla, mówił pan kiedyś, że ją ma, tak jak chyba wszystkie
książki o hiszpańskiej wojnie domowej, które ukazały się w Polsce.
-
Wszystkich nie mam, chyba jakieś dziesięć, ale tą akurat jak najbardziej –
otworzył przeszkloną szafkę i wyciągnął właściwą pozycję. – Szybko ci pójdzie,
niewielka jest – skomentował krótko, po czym spojrzał na nią. – Poczekasz na
Kamilę? Kawa, herbata?
Stanęła za
oparciem dużego fotela, jakby chroniąc się tam przed jego spojrzeniem.
- Jesteś
zdenerwowana, jak widzę – skomentował spokojnym głosem, który akurat jej nie
uspokajał. Wolałaby widzieć na jego twarzy większe emocje.
- Dziwi się
pan? – wzięła głęboki oddech i spojrzała w jego oczy.
- Nie,
wcale nie – zapewnił. – Rozumiem cię.
- Nie
jestem tego pewna, bo pan zachowuje się dużo inaczej – skomentowała z lekkim
wyrzutem w głosie.
Milczał
przez chwilę. Zrobił kilka kroków, tak, że znalazł się za nią. Poruszyła się
niepewnie.
- Mówiłem
ci już kiedyś, że masz rewelacyjne nogi?
Znów przez
jej ciało przeszedł dreszczyk. Dobrze, że chociaż to usłyszała. Ale…
- Tak,
dziękuję. Ale nie o moich nogach chciałabym rozmawiać.
- Nie
odwracaj się – zaoponował, widząc jej ruch. – Stój tak jak stoisz, za fotelem,
dobrze?
- Dlaczego?
– zdziwiła się, ale posłusznie spełniła jego prośbę. Albo żądanie.
- Dlatego,
że chcę, abyś teraz uniosła sukienkę w górę, tak, żebym zobaczył twoje majtki.
Krew
uderzyła jej do głowy. To chyba nie tak miało być…
- Panie
Danielu, ale już mówiłam, że…
- Unieś ją,
Dominika – teraz ton jego głosu był dużo bardziej zdecydowany. Choć nie
wypowiedział tego zbyt głośno.
Czując
burzę w głowie, sięgnęła dłońmi w bok i zadarła sukienkę w górę, siłą rzeczy
wypinając nieco pośladki. Zarumieniła się niczym dziewica, którą przecież już
od tygodnia nie była…
Ale czy to
tak wiele zmieniało?
Poczuła
jego ruch za sobą. Rzuciła głową w bok, starając się zrozumieć jego intencje.
Zamiast tego poczuła jego dłonie obejmujące uda od zewnątrz. A potem
dobierające się do majtek. Drgnęła.
- Panie
Danielu, naprawdę nie po to tu…
- Przyszłaś
nie umawiając się wcześniej i wiedząc, że Kamili nie będzie. No i odsłaniając
swój najwspanialszy atut – usłyszała bezpardonową odpowiedź. No tak, to było
łatwe do rozwiązania. Ależ ona jest głupia…
-Ale
naprawdę wolałam cos powiedzieć i coś usłyszeć – zapewniła drżącym głosem,
czując jak jego palce wślizgują się pod majtki. Nie wiedziała dlaczego, ale nie
umiała się temu przeciwstawić.
- Mów więc,
słucham cię – usłyszała cichy głos wdzierający się do ucha.
Westchnęła,
nie umiejąc już opanować ani drżenia głosu, ani drżenia nóg.
- Czy dla
pana to wszystko naprawdę znaczyło tylko tyle? To co przeżyliśmy w Antonówku i
to wszystko w ogóle…?
- Gdyby
jedynym twoim atutem były tylko piękne nogi, nie byłoby tego wszystkiego, bądź
pewna – odpowiedział a jego palce coraz śmielej władały nad jej pośladkami,
wślizgując się pomiędzy uda.
Usiłowała
je zacisnąć, ale nie pozwolił na to. Stanął tuż za nią, stykając się z nią
swoim ciałem i zdecydowanym ruchem rozstawił jej nogi jeszcze szerzej.
Zaparło jej
dech w piersiach. Poczuła się obezwładniona. Co ją krępowało i jednocześnie
przynosiło dużo silniejszą rozkosz. Czegoś takiego nie przeżyła. I robił to z
nią ten człowiek, który miał taką żonę…
- Może pan
zostawić w spokoju moje majtki? – wysiliła się na sprzeciw, który był
sprzeciwem tylko dla zasady.
- Mogę.
Najlepiej niech i one dadzą nam obojgu spokój – odpowiedział i chwilę później
chwycił za skrawek bielizny ściągając ją błyskawicznie w dół. Drgnęła, próbując
się odwrócić, ale wszystko na próżno. Sekundę później rzucił majtki na fotel.
- Tak się
nie da rozmawiać – zaprotestowała i zamilkła, czując jego palce już
bezpośrednio między udami. Właśnie tam. Powoli, niespiesznie, jeździły na samej
krawędzi warg sromowych. Z wrażenia zamknęła oczy.
- O
wszystkim można rozmawiać Dominiko – usłyszała dużo bardziej subtelny głos. –
Powiedz wszystko co ci leży na sercu.
- Boże… -
jęknęła zduszonym głosem, czując, że jego palce poczynają sobie coraz śmielej,
zataczając kręgi już wokół cipeczki. Oparła się mocno o fotel, pochylając
jednocześnie, by nie stracić równowagi, bo słabnące nogi przestały być jakąkolwiek
podporą.
- Mów… -
zachęcił ją.
- Wie pan
przecież, że to wszystko co przeżyliśmy, czy to bezpośrednio, czy… Tak jak
wtedy w lesie… Tym mi pan strasznie zaimponował… - wyznała drżącym głosem,
czując jak cipeczka robi się coraz bardziej mokra a palce pana Daniela masują
jej otwór.
- I
domyślam się, że sama chciałabyś, bym zrobił ci taką niespodziankę kiedyś?
- Ale nie
tylko… To jest coś więcej i pan dobrze o tym wie, prawda? – zebrała się w sobie
na tyle, na ile pozwalały jej zdecydowane ruchy stojącego za nią mężczyzny.
- Domyślam
się – usłyszała stonowany głos.
- Ja nie
mogę tego tak zostawić, tak po prostu, że wtedy w niedzielę… I już więcej nic,
tak jakby nic się nie stało, nic nie było… Ja tak nie umiem…
- A skąd
wniosek, że ja tak to traktuję? – drgnęła poczuwszy solidnego klapsa na
wypiętym, gołym dupsku.
- Nie wiem…
- zawahała się słysząc te słowa i znów czując szybsze uderzenie serca. – Ale od
niedzieli nawet się nie widzieliśmy…
- Mamy
swoje życie Dominiko, oboje. I tak, chodzi też o Kamilę, nie możesz o tym
zapominać.
- Nie
zapominam…
- Tylko
ignorujesz…
- Nie,
wcale nie – zaprzeczyła, niemal kładąc się na fotelu i wypinając jeszcze
bardziej, gdy palec starszego mężczyzny zaczął wsuwać się w jej wnętrze. Dłonie
zacisnęły się a z ust wydobył krótki, urwany jęk.
Straciła
zdolność mówienia. Przynajmniej na chwilę, oddając się temu uczuciu. Coś, co
przez całe życie było dla niej czymś obcym, teraz…
Teraz stało
się rzeczywistością. Oddawała się pieszczotom tego mężczyzny, kurczowo
zaciskając palce na oparciu fotela. I jednocześnie, bezwstydnie wypinając w
jego kierunku swój nagi tyłek. Tak, bezwstydnie…
- Ach… -
drgnęła, gdy palec pana Daniela wdarł się głębiej w jej ciasną szparkę.
Znów czuła
się zdobywana, znów czuła się pożądana, znów miała swojego pana… Pana, który
niecierpliwie wdzierał się w głąb, który robił jej tak dobrze, który nie tylko
wbijał się w nią, ale swoimi okrężnymi ruchami…
- Aaaach… -
znów nie powstrzymała jęku, czując, że brak sił sprawił, iż górna część ciała
opadła na oparcie fotela, dzięki czemu jej pośladki jeszcze bardziej wypięły
się w kierunku męża przyjaciółki.
- Powiedz,
czy podoba ci się to co robię – usłyszała za sobą.
- Bardzo… -
jęknęła. I czując, że lepszego momentu może nie być, kontynuowała, mimo
problemów ze złapaniem tchu. – Chciałabym, żeby mi pan robił tak każdego dnia…
Naprawdę… Boże…! – jęknęła znów, gdy jego palec jakby ożywiony tym wyznaniem
zaczął poruszać się w niej jeszcze energiczniej. Tak bardzo, że aż zawstydziła
się na moment tego morza wilgoci w niej samej.
- Wyprostuj
się – usłyszała za sobą.
Ale w
obliczu tych emocji gramoliła się zbyt wolno, więc z walącym jak młot sercem
poczuła jak pan Daniel chwycił ją za włosy i uniósł w górę, przybliżając ją do
siebie, co skwitowała kolejnym jękiem. A potem… Potem obrócił ją ku sobie nie
przestając znęcać się nad jej wilgotną jak Morze Bałtyckie cipką
Jej nogi
drżały tak mocno, że nie postawiłaby złamanego grosza na to, że utrzyma się na
nich. Ale wtedy pan Daniel objął ją wolną ręką i…
- Jeśli
uważasz, że liczą się tylko twoje nogi… To pomyśl sobie, że mam żonę, którą
chciałaby mieć połowa facetów w tym mieście – mówił swoim charakterystycznym,
głębokim głosem a ona zamknęła oczy, chłonąc te słowa. Otworzyła jednocześnie
usta, oddychając głęboko. – Ale ja nie jestem w niej, tylko w tobie.
Była
porządną dziewczyną z zasadami, tak jej się przynajmniej wydawało. Wiedziała,
że robi coś nie do końca czystego. Ale była też kobietą i jak każda domagała
się uwagi, atencji, uznania, komplementów. Jego słowa wbijające się w jej
świadomość… To, że on faktycznie miał taką żonę, ale teraz pieścił ją,
Dominikę…
I ledwo co
o tym pomyślała, gdy…
Gdy jego
usta przywarły do niej. Oszołomiona nawet nie stawiała oporu a chwilę później
poczuła, że odjeżdża. Pan Daniel całował ją może subtelnie, zmysłowo, ale
jednocześnie władczo i zdecydowanie. Jego dłoń na jej talii przytrzymywała ją
przed niechybnym upadkiem a jego druga dłoń a w zasadzie należący do niej palec
wibrował w środku, jak…
-
Aaaaaaach…! – oderwała się od jego ust a z jej własnych wydarł się cichy, ale
jednocześnie przeraźliwy jęk. I długi.
Niemal tak
długi jak orgazm, który właśnie przeszył jej ciało. Pierwszy orgazm w życiu. To
do czego doszło w Antonówku było niezapomnianym przeżyciem, jej pierwszym
razem, ale dopiero teraz, dopiero tutaj, w tej scenerii, w sytuacji jeden na
jeden bez zbędnych świadków…
- Boże…! –
wykrztusiła z siebie i z pewną ulga poczuła, że palec pana Daniela przestał ją
tak torturować.
Wysunął się
z jej cipki a ona sama… Wsparła się na jego ramieniu, wiedząc doskonale, że nie
znajdzie w sobie żadnych sił, by w najbliższym czasie ustać na swych nogach.
Milczeli
oboje. Długo. Milczała, choć oddałaby pół życia, by dowiedzieć się czym to było
dla niego. Wiedziała dobrze, że na pewno nie czymś tak silnym jak dla niej.
Ale… ale chyba też nie czymś zwyczajnym. Nie, nie… Niemożliwe.
Stała,
jakby nie zwracając w ogóle uwagi na to, że jej majtki leżały na fotelu a on
delikatnie bawił się jej pośladkami. Pozwalała mu na to. Na to, by je masował, ściskał…
Mógł to robić. On mógł.
- No… -
odezwał się w końcu Daniel. – To teraz poczekamy sobie na policję… To znaczy na
Kamilę, tak?
Posłusznie
kiwnęła głową. Niezależnie od wszystkiego, wiedziała, że nie może tak dłużej
być. Chciała go. Nawet za taką cenę, za cenę dzielenia się nim z inną kobietą.
Ale chciała. Wiedziała, że jest w stanie pójść chyba na wszystkie ustępstwa.
Minuty
upływały a sytuacja się nie zmieniała. Kamila wciąż leżała na ławce a dłonie
Adriana błądziły leniwie po jej nagim ciele. Choć teraz jednak mniej leniwie i
już nie po tak neutralnych miejscach jak wcześniej. Częściej przenosiły się na
piersi delikatnie podrażniając sutki, by potem zjechać na dół w kierunku łona,
jakby sprawdzając jego miękkość.
A może
bawił się tym, jakby chłonął swoją pierwszą w życiu kobietę. I to jaką. W
każdym razie pozwalała mu na to, nie czując w sobie siły, by się sprzeciwić,
zresztą te pieszczoty, choć ją, mimo wszystko krępowały, to jednak przede
wszystkim utrzymywały ją w stanie błogości.
Aż
żałowała, że nie są właśnie w prawdziwym łóżku, bo czuła, że pozwalałaby mu na
te zabawy jej ciałem bez końca.
Jego, coraz
bardziej intensywne pieszczoty przywróciły ją jednak bardziej do życia.
Przesunęła się nieco na ławce, powstrzymując go a potem uniosła głowę,
napotykając jego wzrok, dużo spokojniejszy, niż w ciągu ostatnich
kilkudziesięciu minut, ale wciąż nie pozbawiony oznak podekscytowania.
- Zbieramy
się Adrian – powiedziała cicho, usiłując wstać.
No to
zebrała się, chociaż z trudem, stając na nogach. Sięgnęła dłonią po leżące obok
ubranie, ale nie pozwolił jej na to, przyciskając mocno do siebie. Uległa mu na
chwilę, czując ciepło jego również nagiej klatki piersiowej, siłę jego ramion i
dłonie, jakby odważniej sięgające w dół w kierunku wzgórka łonowego.
- Gdyby to
ode mnie miało zależeć, to kontynuowałbym – zasugerował z nieznacznym
uśmiechem.
Spojrzała
tylko na niego z lekkim westchnieniem i oderwała się, biorąc w dłonie bieliznę.
Tym razem już odpuścił, choć nie pozbawił się przyjemności pobawienie się jej
nagim jeszcze przez moment tyłkiem. Ścisnął go raz i drugi a potem nawet
strzelił kilka niezbyt mocnych klapsów.
- Adrian –
upomniała go, bojąc się, że usłyszy to ktoś na korytarzu.
Choć w
sumie biorąc pod uwagę, jak bardzo straciła kontrolę podczas, hm… Tych
wcześniejszych chwil, jego klepanie nie było w żaden sposób niebezpieczne. Ale
odpuścił, tym bardziej, że miała na sobie już majtki, potem włożyła stanik i
pozostałą cześć ubrania. Także i on doprowadził się do porządku.
Sięgnęła do
torebki po lusterko. Wszystko wyglądało OK. Można było wychodzić. Spojrzała na
towarzysza.
Nie mówiąc
praktycznie nic, opuścili salę a później korytarzem skierowali się ku wyjściu.
Chłodne powietrze ożywiło Kamilę. Odetchnęła pełną piersią. Wyczuwała, że
Adrian nie pozwoli się jej tak szybko pożegnać, wiec przystanęła za bramą,
patrząc w kierunku ucznia. No… Jakby nie patrzeć, byłego ucznia.
- Pewnie
chciałaby pani usłyszeć, że się cieszę i w ogóle… - zaczął.
- Nie.
Chciałabym usłyszeć tylko to co chcesz powiedzieć i nic więcej – odpowiedziała
w miarę pewnym głosem.
- No więc…
Jak już powiedziałem pani w klasie, nie chciałbym, aby było to nasze ostatnie
spotkanie – patrzył jej silnie w oczy a ona wyczytała w nich także sporą dozę
obawy.
- Czyli właśnie
w ten sposób przekazałeś mi, że się cieszysz i że ci się spodobało – spuściła
nieco wzrok, wiedząc, że przesadza.
- Niech
pani tak nie mówi – zareagował. – Dobrze pani wie, że nie o to mi chodzi.
- Czyli o
to nie…? – zadrwiła lekko.
- Droczy
się pani ze mną a to dla mnie zbyt ważne – odparł cierpko. Wprawdzie dostrzegła
na jego twarzy uśmiech, ale przebijało z niej także jeszcze cierpienie.
Zrozumiała to dobrze.
- Droczę,
nie obrażaj się – przyznała. – Więc poważnie… Jak wiesz, to czego byś chciał,
nie jest takie proste, prawda?
- Chciałbym
z panią robić różne rzeczy – powiedział wprost. – Ale najbardziej, po prostu
panią widzieć i z panią rozmawiać. Choćby na jakiejś imprezie hiphopowej,
koncercie, czy po prostu gdziekolwiek. Ot, choćby przy nagraniu jakiegoś
kawałka, w którym miała pani zaśpiewać, albo napisać tekst wspólnie…
- Nie
rozpędzaj się za bardzo – powstrzymała go, ale i jej twarz przybrała pogodny
wyraz. – Dobrze Adrianie, sam wiesz, że nie mogę ci wiele obiecać, prawda?
- Wiem
przecież… - ale jego twarz wyrażała coś trochę innego. Rozumiała to.
- Więc
powiem, że to o co prosisz, nie jest takie nierealne – dobierała słowa
ostrożnie. – Postaram się Adrian i nie mówię tego tak wiesz… Na odpieprz.
- Wierzę
pani – na jego twarzy pojawiła się tak ulga, jak i powaga.
Milczeli
przez sekundę. Wiedziała, że on nie chce się rozstawać. Ale ona…
- Muszę iść
– powiedziała. – Do zobaczenia.
- Wie pani,
że bardzo panią lubię – odrzekł wbijając się wzrokiem w jej oczy, aż poczuła
ciarki na skórze.
- Też cię
lubię Adrianie – odpowiedziała, starając się, by zabrzmiało to poważnie.
Skinęła
głową i ruszyła przed siebie. Ona zakończyła po prostu rok szkolny. Dla niego
było to coś innego. Rozumiała to. Tym bardziej, że nagle stanęły przed jej
oczami obrazki sprzed ilu…? Już piętnastu lat? Gdy ona sama pewnej majowej
soboty opuściła budynek tego samego zresztą liceum, ze świadectwem maturalnym w
ręku. Boże…. Aż tyle?
Chociaż
nigdy nie należała do osób wybitnie sentymentalnych, nagle poczuła ścisk w
gardle wyrażający tęsknotę, żal, za tamtymi czasami, koleżankami, kolegami,
tamtymi problemami, młodością…
Odwróciła
się gwałtownie, szukając sylwetki Adriana. Szedł w drugą stronę, odwrócony
tyłem, dzierżąc w dłoni świadectwo, tak jak ona sama piętnaście lat wcześniej.
Patrzyła a
potem odwróciła się i spokojniejszym krokiem udała się na autobusowy
przystanek.
Fajnie było ale się skończyło:(
OdpowiedzUsuńCzekam więc na następne opowiadanie:)
Czekam na ciąg dalszy. Fantastyczna historia. Kamila z Adrianem i Dominika z Danielem powrócą w kontunuacji tej historii?
OdpowiedzUsuńTu było wszystko. Fabuła, uczucia i też ten smutek, kiedy przeczytłem ostatnie słowo tekstu.
Wątpię by nastąpiła kontynuacja. Coś tam wprawdzie się w głowie narysowało, ale zdecydowanie zbyt mało. Choć wiadomo "nigdy nie mów nigdy".
OdpowiedzUsuńNa to liczę, że jednak coś więcej się w głowie Ci się mistrzu urodzi :) oczywiście trzeba zadać pytanie, kiedy poznamy inne historie z życia Kamili?
OdpowiedzUsuńBędą dwa opowiadania w wakacje. Jedno gdzieś na koniec czerwca, drugie w sierpniu.
OdpowiedzUsuńCiekawe czy w kolejnych opowiadaniach Kamila się "rozkręci". Może zacznie "dorabiać" w "Dolinie Zła" lub innej agencji? Jak dla mnie to trochę szkoda nie do końca wykorzystanej szansy w przebieralni przy wybieraniu sukienki na studniówkę - a mogło się wiele dziać:). Już myślałem, że wybierze na imprezę dla Adriana tę krótką czerwoną.
OdpowiedzUsuńA jak postępy z serią "Żołnierze"?
Czekam na kolejne historie i pozdrawiam.
Kamila w przebieralni... To była czwarta strona opowiadania. Początek jakiegoś zalążka akcji. Co mogło się wydarzyć, że tak z ciekawości zapytam?
OdpowiedzUsuńKamila w jakiś sposób się rozkręci. Zależy co przez to rozumieć, bo jednak drugiego etatu jak dotąd nie zaplanowała:).
Zasadniczo pojawiał się kilka razy motyw by Kamila jednorazowo zabawiła się niemal wprost w prostytutkę, brakowało jednak konkretnego pomysłu. Poza tym takie ewentualne "dorabianie", to już nie erotyka, tylko pornos. I jako taki chyba nie za bardzo spodobałby się czytelnikom, jak i zresztą mnie samemu.
BTW, opcja Kamili-prostytutki stwarzałaby łatwą szansę na to, by cała historia kończyła się zwycięstwem "złego", co chyba również nie spodobałoby się wszystkim.
Ale jeżeli ktoś ma jakieś ciut bardziej przemyślane pomysły dotyczące tej kwestii, to zachęcam, by się nimi podzielił.
Zawsze można wymyślić jakąś tajemną umowę między Kamilą a licealistami i taką formę zapłaty w postaci super ocen danego ucznia, ale nie wiem, czy to jest to.
Zaś bardziej realistyczna wizja Kamili siedzącej w takim przybytku i przyjmującej co jakiś czas spasionego, nietrzeźwego i niezbyt przyjemnie pachnącego grubasa po pięćdziesiątce ze wsi... Jakoś mnie to nie kręci.
Jeszcze do do strojów - otóż od czasu, gdy zacząłem ilustrować opowiadania fotkami (czyli niemal od początku serii KISM), zrezygnowałem praktycznie całkowicie ze szczegółowego opisywania strojów a już zupełnie kolorów. Wiąże się to z tym, że nie dysponuję zbyt bogatą kolekcją odpowiednich zdjęć i najczęściej muszę się zadowalać po prostu tym, że mam jakieś fajne foto kobiety w sukience i to tyle. Potem robi się problem, gdy w opowiadaniu Kamila miałaby być w białej sukience a ja dysponuję zdjęciami, gdzie te sukienki są na przykład czarna, czerwona i zielona.
Może przesadzam, nie wiem. Ale trochę by mnie to raziło.
U "Żołnierzy" bez zmian. Trzecie część dawno napisana a druga stoi na siedemnastej stronie i ani myśli ruszyć w przód.
Fajnie by było jakby, Kamila rozstała się z Danielem i związała z Adrianem, a Daniel z Dominiką.
OdpowiedzUsuńTaka opcja nie wchodzi w grę. Nie dość, że nie pasuje mi to ze względów osobistych, to po prostu namieszałaby za mocno.
OdpowiedzUsuńChoć nie powiem, byłoby to coś ożywczego.
Mistrzu to może jakiś romans np Daniel zdradzajacy Kamile z dziewczynami z drużyny? I jej rewanż w postaci uwodzenia licealistów? A w finale gang bang jak w serii Kamila Niewolnica gdy Daniel pozwalał by wykorzystywali ją jego juniorzy ?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Daniel nie zdradza (Kamila zreszta tez - ma przyzwolenie). A sama fabula, ktora proponujesz, jest dosc srednio logiczna.
OdpowiedzUsuńJesli juz, to Daniel zajalby sie Dominika (bo to jest dosc specyficzna sytuacja), ewentualnie Wiktoria. Do tej ostatniej mialem juz zreszta pewne przymiarki (albo w czasie "terazniejszym", albo jakis powrot do przeszlosci, czasow licealnych i cos w stylu "A gdyby tak II".
Opowiadanie inne, akcja prawie jak w normalnym świecie. W końcu Daniel pokazał, że ma jaja. Myślałem, że się tego nie doczekam. Do tej pory tylko pozwalał obrabiać Kamilę małolatom, ale w końcu pokazał że ma jaja. Skurwysyństwo Filipa zostało ukarane, a sprawiedliwi nagrodzeni. No i Marek ze swoją głupotą. Ciekawe przypomnienie dawnych historii. hehe, bawiąc uczy :)
OdpowiedzUsuńPoczątek romansu Adriana i Kamili, podobnie jak cała akcja Daniela i Dominiki - super. Napisałem początek, bo mam nadzieję, że to nie koniec. Co do Daniela myślałem, że będzie mniej jego dominujących zachowań w stosunku do Dominiki. Liczyłem na romantyczny skok w bok, ale widzę, że Harlequina tu chyba nie będzie. Autorze, czy masz pomysł jak pociągnąć motyw Adriana i Kamili, aby nie powtórzyć serii z Sebastianem? Może jakiś wspólny wyjazd całej czwórki w góry? Juhasi, ciupagi, zimny strumyk i po górach bez bielizny? hihi. Zresztą, rywalizacja Kamili i Dominiki o Daniela lub Adriana byłaby ciekawa. Z dialogów i obecnej relacji w całej czwórce jest już dużo zazdrości, dobrze byłoby dołożyć do pieca. Szczególnie Kamili, aby jeszcze bardziej popchnęło ją to w kierunku Adriana. A może Adrian by ją zabrał na jakiś wyjazd z kolegami i koleżankami. Na przykład na jakąś małą łódkę, może pod namioty?
W sumie, ciężko się do czegokolwiek przyczepić w tym opowiadaniu. Jest po prostu fajne,realistyczne i dobrze przedstawione. A to, że jest mniej seksu niż dotychczas, jakoś mi szczególnie nie przeszkadza.
Czekam na dalszy ciąg.
Ciekawe spostrzeżenie z tym harlequinem, bo akurat ja odniosłem wrażenie, że w którymś momencie zrobiło się trochę cukierkowato, ale cóż... Każdy ma własne spojrzenie i Bogu dzięki.
OdpowiedzUsuńJak już wspomniałem wyżej, nie mam zasadniczo żadnego pomysłu na ewentualną "Ostatnią wycieczkę", poza naprawdę jakimiś mglistymi obrazkami, mimo tego, że po zakończeniu opowiadania, napisałem trzy, cztery strony kolejnej części, ale po kilku tygodniach wszystko trafiło do kosza.
Te mgliste obrazki, to Daniel z Kamilą na krótkich wakacjach gdzieś w Hiszpanii, do tego Adrian wykorzystujący możliwość nagrania clipu rapowego w tym klimacie no i być może z nietuzinkową pięknością w tymże clipie. A jako czwarta, nie Dominika, tylko ciotka z policji, która ma do swoje trzy grosze do wtrącenia, bo - znów - jak zaznaczyłem wyżej, silnie chodzi za mną coś, by uczynić Wiktorię postacią numer jeden jakiegoś tekstu, albo w jakimś powrocie do przeszłości (z cyklu "A gdyby tak..."), albo właśnie w tym.
Z tym, że konkretnego pomysłu nie ma, bo chyba nie chodzi o to, by cała czwórka zebrała się w pokoju hotelowym i zagrała sobie w coś (czy też zrobiła coś w ten deseń), niczym w "Urodzinach Daniela". To już było.
Seksu raczej nie ma mniej, jest chyba pięć takich scen, czyli dużo więcej, niż w poprzednich opowiadaniach. Zwyczajnie ten tekst jest dużo dłuższy i skupia się także na innych aspektach (szczególnie w pierwszej części).
Dzięki za komentarz, pozdro.
Słodko się zrobiło, bo są tylko duety. Scena z sauny gdzie były trzy osoby nie pociągnięta dalej. Mimo to jest ok. Dużo więcej tekstu i skupiania się na innych aspektach spowodował, że jakby mniej widać ostrzejszej erotyki. Soft jest i to fajny.
OdpowiedzUsuńPrzez tą dużą ilość innych aspektów został zbudowany fajny klimat pod dalsze historie. Wiadomo jaki jest Adrian, czego oczekuje i co ma w głowie. Kamila jest w tej sytuacji bardziej rozerotyzowana w tej relacji. I to jest podkład pod coś dalszego. Niech Adrian zabiera Kamilę na wspólne wakacje i tam niech go Kamila uczy seksu, lubieżnych zachowań. Może Adrian ma fotograficzną pasję i zaprosi Kamilę na wspólny wyjazd na warsztaty fotograficzne, gdzie Kamila zostanie jedną z najbardziej pożądanych modelek. Niekoniecznie aktów, ale wcześniej może jakaś lekka erotyka. Kamila może chcieć realizować swój skrywany ekshibicjonizm, albo zacząć trochę "deprawować" innych, młodych, zakompleksionych uczestników warsztatów.
Uważam, że szkoda byłoby stracić fajnie rozpoczętą historię.
Poniekąd ta historia jest tak samo rozpoczęta jak i zakończona. Mam na myśli to, że mnie jednak najlepiej pisze się opowiadania do tego "pierwszego razu". Chociaż trzecia część "Żołnierzy", jakby temu zaprzeczyła.
OdpowiedzUsuńJeden z motywów, który proponujesz został już wykorzystany w jednym z opowiadań, które ukażą się niedługo, choć chyba nie aż w taki sposób, by nie rozwinąć go w innym.
Także osoba Adriana została wykorzystana przy tworzeniu innego opowiadania, gdzie jednak wszystko toczy się tak, jakby "Szkolnej wycieczki" nie było, ot, po prostu Adrian będzie bohaterem jednego z tekstów.
W sumie pociągnąłbym temat dalej, tym bardziej, że zawsze tak mam po jakichś sensowniejszych komentarzach, tyle, że brak trochę fabuły pozaerotycznej. Też narodziła mi się jakaś myśl a propos jednego z komentarzy wyżej, że na czas jakiegoś krótkiego urlopu w Hiszpanii Daniel bierze taki powiedzmy trzydniowy "rozwód" z Kamilą i ta wiąże się z Adrianem a Daniel z Dominiką (lub Wiktorią). Gdzie byłaby okazja do tego, by Kamila pozwalałaby wyżyć się maturzyście a Daniel zająłby się "treningiem" Dominiki, jak uprzednio robił to z Kamilą.
A jakiś wstęp do tego wszystkiego, żeby nie było tak nic za darmo? Może pan Marek od fizyki zdobyłby ów, kompromitujący Kamilę filmik i do akcji musiałby wkroczyć Adrian, albo z młodą nauczycielką historii, albo z ciotką z policji? Oczywiście nie tak do końca bezinteresownie, czego efektem mogłyby być owe wakacje w Hiszpanii.
Nie wiem, można pewne sprawy przemyśleć. Bo może jest to też okazja do tego, by wykorzystać Kamilę jako prostytutkę dla Adriana.
A jeśli chodzi o "tag" ekshibicjonizmu i ogólnie pewnej nagości, to myślę, że sympatycy tego "tagu" będą chyba zadowoleni najbliższymi opowiadaniami. Obawiam się, że może nawet nastąpić pewien przesyt, bo będą podobne do siebie, ale trudno, ocenicie sami.
A kolejne opowiadanie na pewno w czerwcu. Daty nie znam, jak będę miał chwilę czasu to zamieszczę.
Opowiadania do pierwszego razu? A cała seria Kamila niewolnica? Dobrze się czyta, nie widać nudy i braku pomysłów.
OdpowiedzUsuńZamiast Wiktorii czy Dominiki do pomocy przy zrobieniu Marka lepiej dać jakiegoś młodszego kuzyna Adriana. Kamila musiałaby się obu chłopakom odwdzięczyć w Hiszpanii. Najlepiej na wyjeździe większej grupy młodzieży. Wtedy Adrian mógłby mieć swoją prostytutkę, a Kamila swojego Klienta, a może sutenera?
"Niewolnica" to były pierwsze teksty, więc czułem się z tym jednak nieco inaczej.
OdpowiedzUsuńMam coraz większa awersję do tworzenia coraz to nowszych bohaterów (stąd między innymi pożyczanie ich do innych opowiadań), dodatkowo Adrian zdecydowanie wolałby Kamilę dla siebie a już na pewno nie dla większej grupy. Jeden Daniel w życiu Kamili wystarczy, drugi byłby tylko niepotrzebnym klonem.
Już niedługo koniec czerwca a nowego opowiadania nie widać:(
OdpowiedzUsuńKiedy coś się ukaże?