OLIWIA POLICJANTKA (III Sześć tygodni wstecz, IV Mintu, V Wolna sobota)
OLIWIA POLICJANTKA III. Sześć tygodni
wstecz.
Nie ma co
ukrywać, ten weekend był dla Natalii fatalny. Przyjęła go ciężko, jak nie ona.
Od dziecka wychowywana tak, by radzić sobie sama, w niedzielę nie wiedziała co
ze sobą zrobić. Czuła się niemal jak zgwałcona a do tego mocno rozczarowana i
zaniepokojona. To pierwsze uczucie towarzyszyło jej wspomnieniom z meczu, to
drugie dotyczyło rozmowy z Oliwią i jej dość stanowczej postawy.
I obiema
zagwozdkami nie była sobie w stanie poradzić.
No dobrze,
z Oliwią jeszcze wyjdzie. Za kilka dni przyjdzie z podkulonym ogonem. Tylko, czy
to tak miało wyglądać? Nie mogła na to pozwolić. Chciała czegoś więcej.
Docierało to do niej coraz mocniej i akurat tej niedzieli wręcz z całą siłą.
Ona, silna, mimo, że przecież jeszcze młoda kobieta rozkleiła się i
potrzebowała wsparcia. Czy choćby konkretnego towarzystwa. Konkretnie, jednej
uroczej brunetki i nikogo więcej.
Kij, już z
meczem. Miała kilka opcji jak załatwić to wszystko. Wiedziała, że tak tego nie
zostawi. To co wczoraj proponowała Malwinie chyba nie przejdzie. Za dużo
kombinowania, za mało możliwości a do tego jeszcze mniej czasu. Sezon się już
kończył. Ale wachlarz opcji rewanżowych za to świństwo zwiększał się. Miała już
w głowie kilka rozwiązań.
Więc tylko
Oliwia…
Do stu
tysięcy diabłów… Co ją tak wzięło? Dlaczego? Była raczej aseksualna, to znaczy
wstrzemięźliwa. Tak w stosunku do chłopaków, jak i dziewczyn. Była też silna,
nie potrzebowała nigdy wybitnie towarzystwa drugiej osoby, niezależnie, czy
chodziło o zwykły koleżanki, czy o kolegów, czy o coś więcej. Tak się
wychowała, to dostała w genach. Aż tu nagle, jedna trochę nieporadna i
zagubiona policjantka wywróciła jej świat do góry nogami.
Włączyła
światło w pokoju, nadszedł wszak wieczór. Otworzyła barek i wyjęła butelkę
wina. Samotnie też można się napić. Tym bardziej, gdy jest się samemu sobie
pracodawcą i ewentualna niedyspozycja w poniedziałkowy poranek nie musi
oznaczać żadnych przykrych konsekwencji.
Zapełniła
kieliszek czerwonym napojem, zaległa wygodnie w łóżku i zamyśliła się, nie
pierwszy tego dnia raz.
Jak to się
w ogóle zaczęło?
Wysoka blondynka spokojnym krokiem weszła do Manhattanu i usadowiła
się przy jednym ze stolików. Spokojnie… Spokojnie jak na nią. Bramkarz rzucił
tylko leniwie wzrokiem na wysoką blondynkę a na sali było dość pusto. Impreza
dopiero się zaczynała. Na scenie zaczynały się pojawiać jakieś lokalne składy
hiphopowe, nie grające jak zwykle nic ciekawego. Ot, jakaś podwórkowa
paplanina.
Ze szklanką coli w dłoni czekała cierpliwie na punkt kulminacyjny
wieczoru. Występ rapera spod Szczecina o ksywie Ricky. Wiedziała, że trochę się
naczeka. Punktualność była dla przeciętnego rapera pojęciem abstrakcyjnym.
Natalia uczestniczyła w kilku koncertach i jeszcze nigdy żaden nie rozpoczął
się zgodnie z planem.
Manhattan zapełniał się powoli. Lokal znajdował się poza miastem, na
jego peryferiach, stąd wielu dojeżdżało na ostatnią chwilę. Tak też miało być
dzisiaj.
Nieporadne rymy lokalnych chłopaczków w spodniach z krokiem w kolanie,
biegających po scenie nie wiadomo po co, puszczała mimo uszu. Tego typu
monotematyczne rapowanie ograniczające się do „żyję na osiedlu i jest fajnie”,
albo „nie mam na blunta i jest chujowo” nigdy do niej nie trafiało. No, może
gdy miała dwanaście lat i zaczynała przygodę z hip hopem. Teraz miała dwadzieścia
trzy i już od dłuższego czasu szukała czegoś dużo bardziej ambitnego. W tym
kraju niestety było o to ciężko, ale parę rodzynków udało się znaleźć. Na ich
szczycie stał sam Ricky, raczej niedoceniany przez zdecydowaną większość
słuchaczy polskojęzycznego rapu. Ale Natalii to nie przeszkadzało. Koniec
końców, Ricky mógł rapować tylko i wyłącznie dla niej jednej.
Powoli robiło się tłoczniej. Żachnęła się nieco, gdy do jej stolika
dosiadła się jakieś towarzystwo młodsze o kilka lat, w mieszanym składzie.
Rzucali ukradkowe spojrzenia. Nic nowego. Wiedziała, że się wyróżnia. I długimi
blond włosami i wysokim wzrostem. I pewnie czymś jeszcze. Wiedziała, że
zostanie zaczepiona niejeden raz na tym koncercie.
Ale nie żałowała, że przyszła wcześniej. Siedzenie w niewielkim,
wynajmowanym mieszkaniu w sobotni wieczór nie było najlepszą opcją. Była dość
pedantyczna, więc wszelkiego rodzaju umowy z wydawcami, podsumowania sprzedaży
i innego rodzaju rachunki robiła nie bieżąco a nie w sobotę, czy niedzielę. Dlatego
ten wolny czas mogła spędzić inaczej.
Owszem, mogła siedzieć w domu, zająć się czymś poważniejszym, pośmigać
po necie, przy akompaniamencie jakichś fajnych płyt muzycznych, na przykład
właśnie Rickiego. Ale po co, skoro miała go tutaj na żywo?
Jeśli mężczyzn idących własnymi ścieżkami nazywano samotnymi wilkami,
to ona zaliczała się do samotnych wilczyc. Nie potrzebowała wymuszonego
towarzystwa różnych koleżanek. Nie było niczym nowym to, że wybrała się na ten
koncert samotnie.
Choć
liczyła się z tym standardowym ryzykiem, że nachalnych adoratorów nie braknie.
- Jest –
usłyszała w końcu jakiś podekscytowany głos obok siebie. Początkowo nie
zajarzyła, dopiero chwilę później zrozumiała, że jeden z tych, którzy
przysiedli się, poinformował resztę towarzystwa, iż na scenie pojawił się ktoś
nowy.
Równie podekscytowana Natalia uniosła się z miejsca wchodząc na
parkiet. Poszukała jakiejś lepszej miejscówki i znalazła. Niedaleko sceny,
nieco z boku, obok małej barierki. Nie czuła potrzeby skakania, machania rękoma.
Chciała tylko usłyszeć jego głos, jego teksty. I być na tyle blisko sceny, by
móc spojrzeć wykonawcy w oczy. Wykonawcy, który był niemalże jej idolem i
pojawił się w tym mieście pierwszy raz w życiu.
- Siema chłopaki, wielkie sorry za spóźnienie. Przynajmniej
sprawdziliście swoje własne podziemie. DJ jeszcze chwilę, swoje ustawienia
sprawdza. Wznieście w górę dłonie, niech usłyszy was pół miasta! – przywitał
się dość banalnym freestylem, ale to wystarczyło, by z ust około dwustu osób na
parkiecie wydobył się hałas a i sama Natalia uśmiechnęła się do siebie, słysząc
wreszcie głos ulubionego rapera, i widząc go jakieś cztery metry przed sobą.
Z dystansem spoglądała na głupiutkie małolaty, wymalowane, ubrane w
kuse spódniczki, bądź szerokie spodnie. Tak samo na małolatów bujających się do
muzyki zapodanej przez towarzyszącego Rickiemu producenta. Małolatów, choć
niektórzy byli pewnie w jej wieku, czy nawet o rok, dwa starsi. Sama nie
odczuwała potrzeby manifestacji swoich fascynacji hip hopem, ani potrzeby emanowania
kobiecością, czy podkreślania swojej urody. Najlepiej czuła się tak jak teraz,
w zwykłych jeansach i czarnym sweterku.
Z napięciem czekała na konkretne utwory mając nadzieję, że koncert nie
będzie zwykłym standardowym wystąpieniem na góra czterdzieści pięć minut, gdzie
wykonawca opowie trochę głupot, DJowi nie będzie chciał zaskoczyć adapter a
oboje będą sprawiać wrażenie by odjebać swoje, skasować swoje i wyjechać w
długą trasę do domu.
Uśmiechnęła się słysząc pierwsze dźwięki. Wiedziała, że akurat ten
kawałek „A.K.A” najlepiej nadaje się na początek imprezy, tak jak zresztą
kapitalnie inaugurował jego debiutancki album. Kawałek, w którym Ricky
przedstawiał się, porównując do znanych osób, postaci.
- Choć tkwię w głębokim podziemiu, to i tak mnie usłyszysz. Nawet gdy
zatkasz uszy, wedrę się do twoich myśli. I chociaż, żeby cię zniszczyć, nie
potrzebuję telewizora, to Ricky, a.k.a. Samara Morgan!
Natalia jak zwykle poczuła dreszcz słysząc ten czterowers.
Fantastyczne zestawienie dwóch osób. Jego samego jako rapera z undergroundu
wdzierającego się na polską scenę i bohaterki kultowego horroru „Ring”, która
używała tych samych metod. Oczywiście w dużo innym celu. Takie porównanie mogło
wyjść spod ręki tylko prawdziwego mistrza.
- W defensywie w Dortmundzie, folksdojczów z Htilerjugend, wycinam
perfidnie jak Beckhama Aldo Duscher. Na boisko wchodzę tylko po to, aby czynić
zło, Ricky, a.k.a. Vinnie Jones.
Znów uśmiechnęła zastanawiając się, ilu z tych skaczących obok dzieciaków,
wśród których niewątpliwie znajdowali się kibice piłkarscy zafascynowani swoimi
Realami, Barcelonami i innymi Bayernami, kojarzy faul Duschera na Beckhamie,
wie, kim są wymienieni „folksdojcze”, czy Vinnie Jones, prawdziwy wojownik
szalonego gangu z Wimbledonu. Rzecz jasna gówno wiedzieli. Te wersy
przeznaczone były tylko dla kumatych, dla tych, którzy lubią się nad nimi
zastanowić.
Ricky nie pisał ich dla tej zbieraniny nic nie rozumiejących
dzieciaków. Pisał je dla kogoś takiego jak ona.
Mijały minuty a Natalia, nieco wbrew sobie coraz silniej dawała się
ponieść atmosferze wydarzenia. Nie skakała, nie machała rękoma, ale jej biodra
poruszały się w tanecznym rytmie a z ust wydobywały się słowa kolejnych wersów,
kolejnych kawałków. Znała album niemal na pamięć. Nie tak jak te głąby obok.
Ricky zagrał wszystkie dwanaście tracków ze swego debiutanckiego
albumu i jeszcze dwa nowe ze zbliżającej się drugiej płyty. Plus kilka
króciutkich wstawek w stylu wolnym. Może nie najwyższych lotów, ale to był przecież
Ricky, więc drobne wpadki Natalia puściła mimo uszu.
Tak zakończył się jego występ trwający ciut ponad godzinę. Natalia z
żalem zobaczyła swojego ulubionego wykonawcę schodzącego bokiem ze sceny. To by
było wszystko? Poczuła pewien niedosyt, widząc Rickiego wraz ze swym DJem
kawałek dalej, w czymś na kształt baru przeznaczonym dla ważniejszych gości.
Niby niedaleko, ale dostać się tam było… Niemożliwe? A jeśli nie?
Natalia kręciła się z boku sceny, jakby sama nie wiedziała czego
chciała. No bo czego? Teoretycznie może wbić się tam dalej, gdzie stał bar i
dwa stoliki z porozstawianymi obok krzesełkami. Takie małe miejsce nieco na
uboczu, dla artystów. Przy wejściu jeden ochroniarz. Może dałoby się z nim
jakoś zagadać. Ale co dalej? Wejdzie sama, nikogo nie znając i zagadnie „cześć,
jestem twoją fanką od zawsze, wiesz”? Albo poczeka aż oni łaskawie ją zauważą i
ktoś wyskoczy ze standardowym „Ale fajna dupa jesteś!”.
Chodząc przez jakiś czas tam i z powrotem, przystanęła przed wejściem,
zastanawiając się co zrobić. Intensywnie wpatrywała się w nieodległy bar, na
próżno wypatrując swojego ulubieńca. Intensywnie, tak, że stojący obok
ochroniarz spojrzał ni to dziwnie, ni podejrzliwie. Ten wzrok zdeprymował ją,
tak, że odwróciła się i wpadła na jakąś postać w kapturze.
- Ale tu macie tłok w tym klubie a taki duży się wydawał – usłyszała
wydobywający się spod kaptura głos, który wydał się jej znajomym.
Nie no…
- Tłok jak natłok porównań i przenośni u pewnego rapera – odpaliła
szybko starając się nie tracić kontaktu wzrokowego. Serce przywaliło jej
mocniej.
- Czy to do mnie to alibi? – uśmiechnął się szerzej zakapturzony. –
Chłopaki mnie wysłali po sok bananowy, bo tam mają tylko colę – wskazał ich
osobisty bar, dla wykonawców.
- Dobrze, że po drodze nikt ci nie podłożył nogi jak Aldo Duscher
Beckhamowi…
- Patrzcie, pierwsza dziewczyna, która potrafi poprawnie powtórzyć
nazwisko Duscher.
- Ale nie wygląda, jak Samara Morgan – palnęła podtrzymując rozmowę i
nie zdając sobie sprawy, jak może to zabrzmieć.
- W tym właśnie problem, że jesteś zupełnie niepodobna do Samary.
- A widziałeś jak ona teraz wygląda?
- Widziałem, prawda. Ale odnosiłem się do tego co wtedy. Dobra, nie
stójmy tak, bo nas tu stratują. Wchodź – kiwnął głową w kierunku wejścia, mając
ręce zajęte dużymi kartonikami z sokami owocowymi.
Natalia wahała się tylko sekundę. Niby nie powinna tak szybko, ale to
była przecież inna sytuacja, niż te, w których zwykle się znajdowała. Zgrywanie
damy, którą trzeba prosić co najmniej trzy razy, było w tym momencie
niewskazane.
Z bijącym sercem pokonywała dystans do małego baru. Widziała kilka
nieznanych jej osób. Nieznanych do dzisiaj. Trzech chłopaków stąd i jednego
obcego, to jest konkretnie Sylwka, DJa grającego koncerty z Rickym. Ten ostatni
powoli podążał śladem Natalii.
Były jeszcze dwie dziewczyny trzymające się miejscowych raperów, czy
jakichś tam kolegów.
- No… - usłyszała skierowany do Sylwka głos Rickiego zza pleców. –
Stawiaj Finlandię na Szwecji, Norwegu.
- Że co…? – DJ spojrzał na kolegę jak na ufoludka.
- Stawiaj wódkę na stole, trollu! – teraz Ricky spojrzał na DJa z
politowaniem, aż Natalia poczuła, że jej twarz wypełnia uśmiech szeroki jak
rzadko kiedy.
- Tylko uważajcie, bo tu policja jest – usłyszała ostrzegawczy głos,
któregoś z chłopaków, ale chyba nikt nie przyjął go poważnie, bo wszyscy
roześmieli się głośno. Natalia odniosła wrażenie, że jedna z dziewczyn,
szczupła i całkiem ładna brunetka zarumieniła się nieco, ale i na jej twarzy
pojawił się uśmiech.
Z uwagą spojrzała na rapera. Dopiero teraz mogła mu się przyjrzeć
dokładnie. Niższy, może o jeden, dwa centymetry od niej, zbudowany raczej
normalnie. O dość spokojnej twarzy, zdradzającej raczej skłonności introwertyczne.
Niby uznany raper, OK, wprawdzie tylko przez elitę słuchaczy a nie przez
gimnazjalne masy, więc nie taki z pierwszych stron gazet, ale jednak w jakiś
tam sposób choć trochę popularny. A mimo to jakby nieśmiały, lekko wycofany, z
jakimś przepraszającym błyskiem w oczach. Widocznym szczególnie gdy podawał jej
szklankę z drinkiem.
Biorąc ją, poczuła niezwykłą miękkość w brzuchu. Coś takiego jej się
jeszcze nie zdarzyło. Musiała mocniej ścisnąć szklankę, bo nie była pewna tego,
że utrzyma ją w dłoniach. Ot, efekt pierwszego motylka rosnącego z szybkością,
niczym…
- No to Ricky – usłyszała głos Sylwka, wznoszącego w górę swoją porcję
alkoholu. – Niech ci narzeczona za te pięć tygodni urodzi zdrowego, silnego
rapera ninja!
Natalia
przechyliła gwałtownie głowę w tył, wlewając w siebie napój żółtego koloru. Za
wszelką cenę wolała ukryć srogi zawód jakiego w tym momencie doznała.
Co ona sobie, głupia myślała? Że zauroczony jej blond włosami i
nienaganną podobno sylwetką Ricky, po paru minutach rozmowy, w których przekona
rapera, jak znakomicie zna i przede wszystkim rozumie jego twórczość, oświadczy
się jej? Ech…
Logika, logiką, fantazje, fantazjami. Niby taka rozsądnie myśląca i
zimnokrwista a tak łatwo dała się omamić własnej ułudzie. Trudno, czasem ta
pierwsza przegrywa.
Tym bardziej, że on był gdzieś tam z północy Polski a ona, Natalią.
Szybko doszła do pełnej sprawności intelektualnej.
Mimo rozczarowania nie chciała wychodzić. Nikt jej nie wyganiał, do
gromadki dołączył jeszcze ten drugi raper, który występował ze swoim DJem, plus
jeszcze jakichś trzech fanów i zrobiła się całkiem fajna impreza. Z jednej
strony ta atmosfera rozładowała jakby pewien żal, z drugiej, jak na złość, z
minuty na minutę Ricky zaczynał wyglądać jeszcze atrakcyjniej. Nawet jego
fizyczność, która w pierwszej sekundzie nie przyciągała, teraz... Wprost
przeciwnie. Nawet jakiś bzdurny pieprzyk po lewej stronie jego ust wydawał się
seksowny.
Mimo, że w tym gronie zdecydowanie uchodził za gwiazdę, to zachowywał
się nad wyraz spokojnie, bez cienia nadęcia. Wypił tyle, ile trzeba, zakąsił
darmowym hamburgerem i dał pole do popisu innym. Może nawet nie zdając sobie
sprawy, że jestem obiektem podlegającym tak intensywnej obserwacji.
Nie no, chyba sobie zdawał. Któryś raz zetknęli się wzrokiem a ona
nigdy takich batalii nie odpuszczała. Więc musiał sobie zdawać.
Niemniej uznała, że zachowuje się głupio. Jak idiotka. Więc bardziej
zwracała się ku Sylwkowi, DJowi, który coraz częściej ją zaczepiał. Nie
odrzuciła jego ukrytych zalotów, tym bardziej, że Sylwek opowiadał różne
historie z życia, koncertów, nagrywek. A ich bohaterem siłą rzeczy był Ricky.
Chociaż, zauważyła, że spojrzenie Sylwka wędruje od niej do drugiej
dziewczyny, tej szczupłej brunetki, raczej znudzonej całym fermentem.
Więc słuchała, przywołując nawet na twarz przyjazny uśmiech. W czym
dopomagał jej drugi, kończący się już drink. Impreza też chyba dobiegała końca,
jedni sobie poszli, inni udali się do drugiego baru, na parkiet, do toalety.
Właśnie zauważyła, jak z krzesła podnosi się także ta brunetka.
- Też idę – Sylwek podniósł się z podłogi na której siedział obok
Natalii.
Sama pozostawiona sobie, uznała, że to koniec. Trzeba wziąć się w
garść i przyjąć rzeczywistość na klatę. A akurat jej przychodziło to z reguły
łatwo. Również wstała z miejsca.
- Obyś nie dał dziecku na imię Samara – rzuciła nieco zaczepnie, z
uśmiechem na pożegnanie w stronę rapera.
- Hah… - uśmiechnął się i on, nie znajdując żadnej ciekawej riposty,
więc po prostu odmachał ręką.
Wyszła i trochę zakręciło się jej w głowie. To pewnie od alkoholu, jak
i ciemności, które zalegały nad parkietem, w klubie. Szła nieco po omacku, dość
ciemnym korytarzem w kierunku WC. Kątem oka widziała, że parkiet mocno się
wyludnił. Nic dziwnego ta dość undergroundowa impreza nie cieszyła się wielkim
zainteresowaniem ludzi, wolących sobie pobrykać gdzieś w jakichś klubach
techno, trance, czy innych. A do tego była już trzecia w nocy.
Choć
wyraźnie widziała będącego kawałek dalej DJa, Sylwka. Coś przykuło jej uwagę,
chyba to, że Sylwek zaczął rozmowę z tą szczupłą brunetką.
Odwróciła
wzrok na chwilę, lustrując parkiet i posuwając się wolnym krokiem pod ścianą a
potem znów rzuciła okiem przed siebie. I zobaczyła Sylwka trzymającego się
ściany. Uśmiechnęła się z przekąsem, widząc, że chyba przekombinował z alko.
Ale chwilę później zmarszczyła brwi. Nie, on nie trzymał się ściany. On...
Przygniatał kogoś do niej a ręce trzymał dlatego, że się z tym kimś szarpał.
Tak to wyglądało.
Zaintrygowana
podeszła bliżej i zrozumiała wszystko. Sylwek przygwoździł do ściany ową
brunetkę. Znów przystanęła. Co to, jakaś lokalna dziwka? Nie no… Nie, wróć, ona
nie wyglądała na taką, która dawałaby przyzwolenie na to co się dzieje.
Znów
ruszyła, stając praktycznie metr za parką. Dziwiła się, że nikt tego nie widzi,
ale wnet zrozumiała, że jest ciemno a ludzi mało. Akurat w tej części klubu
prawie nikogo. A ci co się kręcili, kierowali swą uwagę na parkiet. Zaś Natalia
po kolejnych kilku sekundach zrozumiała, że jej podejrzenia okazały się
słuszne, przygwożdżona dziewczyna nie miała ochoty na żaden kontakt z Sylwkiem
i próbowała się wyrwać, ale dość dobrze zbudowany DJ nie pozwalał jej na to.
Poczuła
szybciej krążącą w żyłach krew. W jednej sekundzie postanowiła przyjść
dziewczynie z pomocą. Nie bała się, była sprawna, dość silna, wysportowana. A lekkie
zamroczenie spowodowane alkoholem uciekło w dal w jednej sekundzie.
- Zaraz,
zaraz… - mruknęła ni to do siebie, ni do napastnika a tak naprawdę by dodać
sobie animuszu i chwytając go silnie za barki, oderwała od napastowanej
dziewczyny. Zaskoczenie spowodowane tym atakiem było dodatkowym
sprzymierzeńcem. Napastnik w mgnieniu oka rozłożył się na podłodze.
- Takiego
masz zajebistego kolegę a takim jesteś wieśniakiem – podsumowała go dobitnie,
stawiając but na jego twarzy. Kompletnie oszołomiony nie myślał o ataku, tylko
o jak najszybszym wykaraskaniu się z całej sytuacji. Tak to, z takimi kolesiami
najczęściej bywało.
Tym
bardziej, ze gdzieś na widoku pojawił się wysoki ochroniarz. Natalia pozwoliła
agresorowi wstać i udać się w drugą stronę.
- Poradziłabym
sobie – usłyszała za sobą nieco zdyszany głos. – Ale dzięki.
- Nie
wyglądało jakbyś miała sobie poradzić – odpowiedziała i jej wzrok utkwił w
oczach brunetki. No cóż… Jeżeli ona sama była co najmniej ładna, to jej oczy…
Błyszczały magią. Nawet w tych dość ciemnych okolicznościach.
- Uczą nas
tego. Prędzej, czy później, uwolniłabym się – broniła swojej tezy brunetka,
ogarniając włosy i wbijając swój wzrok w Natalię, wywołując tym samym u niej
dość dziwne odczucie.
- Gdzie was
tego uczą? Ćwiczysz gdzieś?
- Myślałam,
że słyszałaś co mówił mój brat, byłaś tam przecież – wzruszyła ramionami nieco
niższa brunetka.
- O
policji? – skojarzyła Natalia, marszcząc brwi. – Myślałam, że to żart.
- No to już
wiesz, że nie – mimo tych słów, blondynka zdążyła zauważyć, że brunetka
ochłonęła już po całym zamieszaniu. – Chyba czas, na… - urwała, bo nagle niemal
wpadła na nią niewysoka dziewczyna w jeansach i koszulce.
- Co tak
długo tam robiłaś? Cześć, Natalia – zwróciła się najpierw do pierwszej, potem
do drugiej. – Ładne spotkanie, widzę.
- Mogłaś
towarzyszyć mojemu bratu przecież, czemu nie poszłaś z nami? Wynudziłam się
trochę… - poskarżyła się brunetka.
- Głupoty
gadasz, Oliwia. Widzę, że poznałaś już Natalię. Skąd? Ach, nieważne, idziemy –
zaordynowała.
- Małe to
miasto – skomentowała Natalia.
Ruszyły w
trójkę do jednego z boksów. Oliwia nieco grymasiła, Natalia również nie była
zbyt skora do dłuższego imprezowania, ale trzecia, grająca w piłkarskiej
drużynie, Angelika, twardo postawiła na swoim.
Na sali było
dość ciemno, w boksach tym bardziej. Natalia lubiła takie klimaty, więc szybko
dostosowała się do sytuacji i przejęła pałeczkę lidera, inicjując różne tematy.
Choćby od najprostszego, czyli powiązań między trójką dziewczyn. Okazało się,
że koleżanka z drużyny, Angelika, jest wieloletnią przyjaciółką policjantki,
która z kolei wcześniej grała w piłkę w tej samej drużynie, ale po maturze
zrezygnowała. Stąd nigdy wcześniej nie miała okazji poznać Natalii.
Wkrótce do
boksu dołączył jeszcze jeden chłopak. Był nim brat bliźniak Oliwii, którego
Natalia skojarzyła z imprezy u Rickiego. Dodatkowo tenże brat okazał się
chłopakiem Angeliki. Tym samym, z biegiem czasu, w boksie zaczęły tworzyć się
dwie pary. Angelika odpuszczała konwersację z koleżankami, na rzecz swojego
chłopaka i tym samym Natalia z Oliwią zostały skazane na siebie.
Blondynka
odnotowała dwie rzeczy. Pierwszą, że nowo poznana policjantka urzekła ją w
jakiś sposób. Czym? Urodą, to na pewno, ale nie o to chodziło. Uroda miała
znaczenie w przypadku pierwszych pięciu minutach, potem zaczynał się człowiek.
A Oliwia była dość rozbrajająca. Policjantka, ale taka trochę jak ze serialu
komediowego. Nieco roztargniona, zagubiona, może nawet lekko fajtłapowata. Ale
jednak tak na szybko wywarła na niej wrażenie uczciwej i porządnej dziewczyny.
A drugą,
taką, że odczuła dość podobne, przynajmniej w jakimś tam stopniu
zainteresowanie ze strony Oliwii. Z jakiego powodu? Może takiego, że przejęła
rolę liderki w tym duecie? Sama opowiadała różne rzeczy, dowcipkowała trochę.
Udawało się to jej, trochę przez przypadek, bo to chyba udana akcja z
rozłożeniem na podłodze Sylwka, tak rozzuchwaliła blondynkę. Dodała jej jeszcze
większej pewności siebie i to, mimo wszystko, w sposób naturalny. Może to
robiło wrażenie, na nieco zagubionej brunetce?
Wypiły
trochę a w międzyczasie Angelika z chłopakiem zapodziali się gdzieś. Do Natalii
dotarło, że w tym duecie, to ona ma mocniejszą głowę. Oliwia lekko odlatywała.
Sama przyznawała, że z reguły tak się nie zachowuje, więc Natalia wzięła to na
karb owego wydarzenia przy toalecie. Może Oliwia podświadomie chciała zgasić w
pamięci to nieprzyjemne wydarzenie?
- Silna
jesteś – przyznała. Teraz raczej z sympatią i lekkim uśmiechem na ustach, niż z
zawiścią. Już nie próbowała zgrywać policjantki, której przez przypadek, czy
pecha, pogonienie agresora zajęło trochę zbyt dużo czasu.
- Grałaś w
piłkę, też powinnaś być wyrobiona a masz nogi jak sarenka – skomentowała
Natalia, ni stąd ni zowąd kładąc swą dłoń na odsłoniętym kolanie Oliwi i
spuszczając wzrok w to miejsce.
- Ja
grałam… Finezyjnie, technicznie, na środku pomocy – odparowała Oliwia, nieco
zakrzywiając rzeczywistość i kalecząc język. Wpływ alkoholu był już dość
wyraźnie widoczny.
- A jeszcze
w tych bucikach, mogłabyś go kopać i kopać a on…? Rechotałby jak żaba. Mogę
zobaczyć?
Nie
czekając na odpowiedź, uniosła nogę koleżanki w górę, kładąc ją na swoim
kolanie. Miała rację. To nie było obuwie, którym można było wyrządzić
komukolwiek jakąś szkodę.
- Nie zwykłam
chodzić w glanach – zaśmiała się Oliwia. Natalia przejechała palcem po obuwiu,
ale z powodu alkoholu, zdarzyło się jej zbłądzić i palce przesunęły się po
odsłoniętych stopach policjantki.
- Czyli w
piłkarskich korkach na boisku nie czułaś się zbyt kobieco i to dlatego
skończyłaś?
- Nie,
korki, to korki… W korkach też chodzę czasami, zresztą te też mają – Oliwi
trochę plątał się język i zaaferowana tym, jak i tematem rozmowy chyba sama nie
zwróciła uwagi, że palce Natalii przesunęły się wyżej, jeżdżąc po jej nagich
łydkach.
- Tymi
nogami też byś nie zrobiła nikomu krzywdy na boisku - faktycznie, Natalia
poczuła szybciej bijące serce i wpatrując się w ładnie opalone, szczupłe nogi
dziewczyny, dotykała ich, czując, że ten dotyk sprawia jej całkiem sporą przyjemność.
– A ile razy tobie, ktoś wjechał wślizgiem?
- One nie
są takie słabe – obruszyła się dawna piłkarka. – Ale fakt, czasem w siniakach
nie dało się wyglądać… Ech… No, zbyt fajnie…
- A dużo
goli strzeliłaś? – zapytała Natalia trochę bez sensu, ale nagle uznała, że
najważniejsze jest to, by powiedzieć cokolwiek. Cokolwiek, byleby tylko nie
zamilknąć i nie pozwolić, by policjantka wróciła do twardej rzeczywistości.
Ale chyba
nie chciała wrócić. Naprawdę? Przecież czuła, mimo wszystko, co się dzieje. Widzieć,
chyba niewiele widziała, bo zmęczona alkoholem, oparła się wygodnie o
siedzenie, przybierając półleżącą pozycję. Zresztą, już chwilę wcześniej
Natalia wyczuła, że jej pierwszy dotyk wywołał drgnięcie policjantki, ale w
ślad za nim nie poszło żadne odtrącenie, tylko coś przeciwnego. Jakby zastygła
w oczekiwaniu na jakiś ciąg dalszy. Jakby te pieszczoty blondynki, z jednej
strony zawstydzające, były także całkiem przyjemne.
Dobrze
dedukowała?
- Nie wiem…
Kilka. Ale miałam trochę asyst także… - głos Oliwii stawał się spokojniejszy,
jakby trochę senny.
- Skoro
grałaś na środku pomocy , to nic dziwnego – Natalia z trudem przełknęła ślinę,
powoli rozumiejąc, że nieoczekiwanie traci kontrolę nad sobą. Nagle jej
pragnienia stały się całkiem zrozumiałe. Przesunęła swą dłoń wyżej, za kolano.
Poczuła dotyk, wciąż szczupłych, ale tak samo przecież opalonych i miękkich ud
Oliwii.
Ta
milczała, jakby nic sobie nie robiąc z tego, że jej nogi są macane przez
dziewczynę poznaną raptem godzinę, czy dwie wcześniej. Macane już w nie tak
niewinny sposób, jak pry okazji oglądania obuwia. Teraz te pieszczoty z sekundy
na sekundę zaczęły przybierać inny charakter.
Natalia
poczuła tak ekscytację, jak i przerażenie. Przerażenie tym, że w dość łatwy
sposób, niczym małe dziecko traci kontrolę nad swoim umysłem. Nagle opanowały
go nieznane dotąd żądze. Ona, raczej wyrachowana, przedsiębiorcza młoda
kobieta, zaczęła tracić głowę dla ledwo poznanej rówieśniczki i jej ciała. I
nie była w stanie z tym wygrać. Chociaż to ona prowadziła całą akcję, to
poczuła, że to tamta ją uwiodła, że to tamta ją zaczarowała w jakiś magiczny
sposób.
Chryste…
Ledwo
panowała nad sobą, ale już na pewno nie nad swą ręką, która wdarła się pod
lekką spódniczkę Oliwii. Ta wreszcie zareagowała. Drgnęła i… To wszystko.
Przesunęła swą głowę, otwarła oczy, ale nie wygoniła jej, nie zacisnęła ud, nie
powiedziała ani słowa. I znów zamknęła oczy.
Dlaczego?
Dlaczego tak się działo? Czy ona, Natalia, oczarowała Oliwię, tak samo jak i
ona ją samą?
Tak, Oliwia
drgnęła raz jeszcze, gdy Natalia objęła dłonią jej gorące udo. Było niezwykle
apetyczne. Ale blondynka nie chciała na tym poprzestać. Coś pchało ją dalej. To
nieznane uczucie, które ujawniło się teraz, w tym zaciemnionym klubie z całą
mocą kazało przechylić się jej w stronę wpółleżącej towarzyszki i wsunąć dłoń
pod jej bieliznę.
W klubie
grała muzyka, ale Natalia mogłaby przysiąc, że usłyszała ciche westchnięcie
zamroczonej policjantki. A ona sama z wściekle bijącym sercem, drżącymi palcami
przekonała się, że smukła brunetka jest tam w środku wyraźnie wilgotna.
Serce
Natalii zabiło jeszcze mocniej. A więc jednak. Jednak miała rację. Ona też
działała na nią. To dodało jej pewności siebie w tym działaniu. Niecierpliwie
wsunęła większą część dłoni i chwilę później z niedowierzaniem przyjęła do
wiadomości fakt, że jej palce pieszczą wilgotną cipkę uległej ślicznotki, która
jakby może nawet nie do końca świadomie rozłożyła nogi jeszcze szerzej. Poza
tym faktem wydawała się być absolutnie bierna, gdyby nie fakt, że do uszu
Natalii co jakiś czas dobiegało z jej ust westchnięcie.
Ciężko,
naprawdę ciężko było uwierzyć, że jej drżące palce w tym momencie zdecydowanie,
ale i delikatnie pieszczą cipkę innej dziewczyny, jeżdżąc po jej długości,
zbierając wilgoć, docierając do łechtaczki i zataczając na niej niewielkie
kręgi. To powodowało, że ciało Oliwii zaczęło jakoś reagować. Poruszać się,
drgać… Nogi nie leżały tak bezczynnie. Ale Natalia nie ustępowała. Twardo,
pewnie, zdecydowanie, robiła dobrze rozłożonej na siedzeniu pięknej
policjantce, z coraz większa satysfakcją przyjmując, że robi to dobrze. Tak
dobrze, że…
Zobaczyła
jak uda dziewczyny zaciskają się wreszcie a jej mięśnie napinają. Z otwartymi
ustami Natalia przyjęła do wiadomości fakt, że po raz pierwszy w życiu udało
się jej doprowadzić do finału inną osobę. I że ten finał był chyba jednak dość
mocny a na dodatek zaskakująco szybki.
Ostrożnie i
powoli wysunęła palce spod bielizny Oliwii. Towarzyszył tej czynności pewien
żal, ale też i ulga, bo cała akcja zmęczyła ją trochę.
Zapadło
chwilowe milczenie. Natalia wzięła się w garść i odsunęła nieco, wracając do
normalnej pozycji. Czuła podniecenie wywołane tym co zrobiła i miała ochotę na
rewanż ze strony Oliwii, ale nic nie wskazywało na to, że takowy nastąpi. Jeśli
nie, to trudno. Zresztą tutaj, w klubie, gdy dodatkowo była w jeansach…
Z dużym
trudem przybrała na twarz maskę normalności. Uśmiechnęła się, widząc, że Oliwia
unosi się nieco. Patrzyła na nią oczami, które wydały się Natalii zamglone. A
potem ukryła twarz w dłoniach.
- Nie
wierzę… - usłyszała cichy szept blondynka.
- To jutro
ci przypomnę – odparowała Natalia, siląc się na naturalność. Nie wypytywała,
choć była ogromnie ciekawa, co tak najbardziej zaszokowało policjantkę? To, że
w klubie? Przy ludziach, będących daleko, ale jednak? To, że z dziewczyną? I to
jeszcze poznaną niemal przed chwilą? Czy to, że po prostu wykazała aż tak
daleko idącą uległość?
Nie pytała.
Po prostu siedziała i spokojnie patrzyła w szeroko otwarte oczy pięknej
brunetki. Niecierpliwie czekała na jej odpowiedź, czy w ogóle jakiekolwiek
słowa. Ale nim ta ogarnęła się bardziej, do boksu wparowała nieobecna przez
jakiś czas para ich znajomych.
I to by
było tyle… Butelka wina opróżniona w połowie. Akurat tyle, by czuła przyjemny
szum w głowie. Na tyle przyjemny, by zmusić się do odrzucenia wątku niesfornej
przyjaciółki. Czy tam kochanki… Włączyła komputer i odpaliła przeglądarkę.
Można trochę pobawić się przy jakichś rozrywkowych stronach z memami, albo
filmikami a potem grzecznie pójść spać.
Samotnie,
jak zawsze, od dwudziestu trzech lat.
OLIWIA POLICJANTKA IV. Mintu.
Trzy dni
musiały minąć, by pozbierała do kupy wszystkie informacje o tym ruchu, który
otaczało więcej mitów, niż prawd. Dlatego selekcja szła topornie. Nie raz i nie
dwa, nawet informacje podawane przez Reutera okazywały się albo nieprecyzyjne,
albo zwyczajnie bublami. Przekopała głównie internet, na czele ze stronami
azjatyckimi. Z uwagi na nieznajomość języka, musiała tłumaczyć za pomocą
Google, co jeszcze bardziej utrudniło prace. Ale w końcu, po trzech dniach
żmudnej pracy, gdy była już u kresu wytrzymałości, osiągnęła jakiś efekt.
Tak, to
dziwne, ale mimo pewnej już popularności tego ruchu, niewiele można było o nim
powiedzieć konkretnego. O jego założeniach, strukturach, planach. Dbali o to
sami członkowie maskując niektóre cele przed szerszą widownią. Zarzucając
kłamstwa tym, którzy obarczali ich winą za masakry popełnione na Dalekim
Wschodzie i inne zbrodnie. Wszystko tuszując nauką.
Po trzech
dobach, Oliwia mogła uchodzić już za specjalistkę od spraw filozofii Mintu,
przynajmniej na Wielkopolskę.
Ruch ten
powstał jakieś dziesięć lat temu, czyli na początku trzeciej dekady
dwudziestego pierwszego wieku. Skupiał wokół siebie intelektualną i nie tylko
taką, arystokrację naukowców z Dalekiego Wschodu. Tajlandii, Bangladeszu, Birmy,
Wietnamu, Laosu. Ale po jakimś czasie jego wpływy rozszerzyły się także na
zachodnią część kontynentu, Indie, czy przede wszystkim kraje muzułmańskie,
Pakistan, Iran, Afganistan i całą masę pomniejszych kalifatów powstałych
głównie po upadku Iraku.
Podstawowym
celem ruchu był nowy człowiek, a co za tym idzie nowy porządek świata, nie
postrzegany jednak, jak dotychczas przez wyznawców spiskowej teorii dziejów,
utożsamiających owe określenie z globalizmem i powszechnym zniewoleniem, ale
wręcz przeciwnie, ze świadomością. Albo samoświadomością. Dotyczącą
odpowiedzialności za glob i człowieczeństwo jako takie. Na to właśnie, stawiali
nacisk wyznawcy Mintu.
Kim był sam
Mintu, nie wiedział nikt. Ba, nie było jasne, czy ktoś taki w ogóle istnieje.
Niektórzy twierdzili, że jest to najwyższy przywódca całego ruchu, inni
uważali, że nikogo takiego nie ma a za wszystkie poglądy, filozofie, dyrektywy
i działania odpowiada grupa ludzi, chowająca się za niezidentyfikowaną postacią.
Niestety i w tym przypadku, nikt nie potrafił sprecyzować, czy jest to grupa
kilku, czy może nawet kilkusetosobowa.
W każdym
razie sam Mintu wydawał od czasu, do czasu różne oświadczenia. Albo, jak
nazywali to jego zwolennicy, nauki. Może nie uzewnętrzniał się tak szeroko, jak
onegdaj jeden brodacz na Kubie, ale wygłaszał dosadne kazania. Wygłaszał, rzecz
jasna tylko na papierze, pozostawiając ludziom zagadkę, czy to on sam, czy
grupa naukowców, wykorzystująca nazwę do własnych celów.
No na
przykład…
„Jest nas
już jedenaście miliardów! Gdybyśmy wszyscy stanęli na biegunie północnym,
ziemia spadłaby w dół zderzając się z Merkurym! Nasz świat tego nie wytrzyma!
Musimy powstrzymać się nawzajem od płodzenia, od rozmnażania, bo zabijemy nie
tylko całe życie dookoła, całą faunę i florę, ale w końcu i nas samych. Ziemia
tego nie przetrwa a wiec nie przetrwa i ludzkość. Już teraz jest nas za dużo a
przecież co kolejne pięć lat, ludność świata będzie się powiększać o kolejny
miliard. Zabraknie picia, zabraknie żywności, zabraknie zwierząt, zabraknie
roślin a na sam koniec, my, ludzie, utopimy się we własnym gównie!”
Nie byłoby
nic specjalnie nadzwyczajnego w takiej „nauce”, gdyby nie to, że była ona w
niektórych kręgach realizowana dość poważnie. Albo wręcz bardzo poważnie. A
ciemna strona tego przedsięwzięcia dopiero miała się ujawnić.
Wszystko
nie wyglądało jeszcze źle, dopóki niektóre punkty filozofii Mintu trafiały do
szkół na Dalekim Wschodzie. Gorzej, kiedy wyznawcy zaczęli realizować projekt
oczyszczenia świata w sposób nie do końca naturalny.
Pierwsze
podejrzane sygnały dotarły z Bangladeszu. Ten, leżący na krańcu świata,
zapomniany kraj, szczycił się w pewnym momencie prawie dwustumilionową
populacją i nagle, w którymś momencie europejscy statystycy podnieśli alarm,
informując, że według ich danych, liczba ludności, spadła o prawie dwadzieścia
procent w stosunku do ostatnich danych.
Elita
tamtego regionu świata, wytłumaczyła to klęskami, jakie nawiedziły kraj,
powodziami, suszami, chorobami, dodając, że podobne wydarzenia, choć na
mniejsza skalę miały miejsce także w krajach sąsiednich, w Birmie, Laosie, czy
Wietnamie, ale także na zachodzie, czyli w Indiach. Ale nie uspokoiło to
wszystkich, przynajmniej nie do końca. Faktycznie, niektóre kataklizmy zostały
odnotowane przez zachodnich naukowców, ale nie uspokoiło ich to do końca.
Wkrótce bowiem na świat wydostały się kolejne nauki Mintu.
„Ziemia
umiera a my toniemy w gównie. Płodzimy się jak króliki, nie bacząc, czy naszemu
potomstwu starczy miejsca na świecie, czy będzie ono mogło godnie żyć. Dlatego
należy położyć temu kres. Ludzie bezrozumni, którzy płodzą na potęgę powinni
zniknąć raz na zawsze, wraz z ich potomstwem. Rodziny, które posiadają minimum
siedmioro dzieci nie mają prawa do godnego życia na naszej planecie!”
W
niektórych przekazach, owa nauka została wzbogacona o jeszcze jedno, wiele
mówiące zdanie. Głosiło ono krótko i treściwie „Idźcie i zabijajcie!”, ale przedstawiciele
dalekowschodnich środowisk Mintu zdecydowanie temu zaprzeczali. Tym bardziej,
że i w niektórych środkach masowego przekazu, szczególnie w internecie, to
oświadczenie zmieniało sie w detalach. Na przykład po jakimś czasie potępione
zostały rodziny z szóstką dzieci a potem z piątką. I mimo powszechnej
globalizacji, nikt nie potrafił sprecyzować, na ile owe nauki są prawdą a na
ile fikcją.
W każdym
razie, populacja krajów Dalekiego Wschodu zaczęła spadać. Niby przez
kataklizmy, ale kto powiedział, że niektóre z nich, jak na przykład epidemie,
nie mogły zostać wywołane przez zwolenników Mintu?
W Indiach
jedne kasty, powołując się na filozofię Mintu, występowały przeciwko drugim.
Ruch szybko stał się popularny w świecie muzułmańskim, choć jego hasła zostały
odpowiednio zmodyfikowane. Szyici występowali przeciwko sunnitom i na odwrót,
sunnici za całe zło obarczyli winą szyitów. A solidarnie oba odłamy zarzuciły
grzechy płodności cywilizacji zachodnie, krajom Europy i obu Ameryk, żądając od
nich wprowadzenie polityki planowania rodziny z modelem, jedna rodzina – jedno
dziecko. Oczywiście same nie poczuwały się do wsparcia tej filozofii we
własnych społecznościach.
Ruch, w
oczywisty sposób, zdobywał pewne poparcie europejskiego lewactwa. Po pierwsze,
oddalał on społeczeństwo od Kościoła katolickiego, jak i zresztą
protestanckiego, czy prawosławnego. Po drugie, burzył konserwatywny porządek
świata. Po trzecie akceptował związki homoseksualne, jako naturalny środek
światowej antykoncepcji. Dlatego, filozofia ta nie została zakazana w
zachodniej i środkowej Europie, co najwyżej lekko ocenzurowana.
Tak, jak w
Polsce, chwiejącej się ostoi konserwatyzmu społecznego. Tutaj dziwne filozofie
z dalekiego świata nie miały prawa przejść, nie mogły zostać zalegalizowane.
Dlatego ewentualni ich wyznawcy musieli działać w podziemiu. Być może właśnie w
takich klubach jak „Bella Maryna”.
Tak więc
Oliwia po odrzuceniu wątpliwych informacji mogła coś sobie podsumować.
Niewątpliwym faktem, był ubytek około trzydziestu sześciu milionów ludzi na
Dalekim Wschodzie. Tak, jak powszechna edukacja na temat Mintu w Bangladeszu i
Birmie, oraz szczątkowa w kilku innych krajach tego regionu. I tak jak to, że
owe nauki są z w zdecydowanej większości prawdziwe i pochodzą one od samych twórców
Mintu, o ile nie od niego samego, jeśli tylko ktoś taki istnieje. Tego jednak
ustalić nie była w stanie.
I co
najważniejsze, udało się jej ustalić listę najważniejszych stowarzyszeń
kulturalnych, czy innych komitetów polityczno-społecznych powiązanych z Mintu.
Dotarła do kilku ciekawych transakcji i paru nazwisk. To był chyba największy
sukces.
O godzinie
piętnastej zamknęła prymitywną teczkę z wydrukowanym raportem dla majora
Markowskiego, zamknęła dom, widząc, iż ani ojciec, ani matka nie wrócili jeszcze
z pracy, wsiadła w stojącą od kilku dni bezczynnie Hussaryę i po wyjechaniu z
bocznej uliczki, pomknęła jak strzała główną arterią w kierunku komendy
miejskiej policji, czując ściśnięty żołądek, gdy jakieś pół kilometra przed
celem, minęła się z jadącym w przeciwną stronę Fordem Scorpio.
Natalia
spóźniła się na trening o kilka minut, bo robienie rozliczenia w księgarni
przedłużyło się a takie sprawy wolała przeprowadzać samemu, niż powierzać je
dwójce sprzedawczyń. Ale spóźniła się także z innego powodu.
Wpadła do
szatni, gdy pozostałe dziewczyny wychodziły już na boisko. W spokoju przebrała
się w piłkarski strój, zrobiła to co miała zrobić i opuściła szatnię.
Trening
środowy wyglądał tradycyjnie. Najpierw zajęcia taktyczne, polegające na
konstruowaniu akcji z uwzględnieniem skrzydłowych a potem mecz pomiędzy.
Natalia należała do nielicznych, które uwielbiały zajęcia z taktyki.
Szczególnie właśnie te, bo to ona, grająca na lewej obronie, wysportowana,
świetnie przygotowana kondycyjnie, lubiła wzmacniać drużynę w ataku pełniąc
rolę skrzydłowej, wspomagając w tym grającą na lewej pomocy, Aurelię. Grająca
na prawej obronie Marta nie miała takich walorów jak Natalia, stąd lewa flanka,
była częściej obsługiwaną podaniami przez zawodniczki z drużyny.
A potem
mecz. Mecz, który najczęściej wyglądał raczej śmiechowo. Ot, treningowa gierka,
w której niby miano realizować to, co chwilę wcześniej przerabiały na taktyce,
ale przeradzało się w pojedynki jeden na jeden, dryblingi, jakieś sztuczki i
inne głupoty.
Tym razem
jednak, coś wisiało w powietrzu. Natalia, mimo, że tym razem nie udzielała się
w rozmówkach, pozostając jakby z boku, wyczuła, że i bez niej, bez tej
wścieklizny, jaką zarobiła po sobotnim meczu, atmosfera jest dość ciężka. Dało
się to wyczuć przy wyborach składów.
Z uwagi na
to, że kadra kobiecego teamu była dość wąska, grano tym razem po siedmiu w
drużynie. Na jednej połowie boiska. Jeden skład wybierała Karolina, drugi,
Malwina. Ta pierwsza, dobrała sobie wszystkie przyjezdne, czyli Olę, Magdę,
Gośkę i z braku laku jeszcze trzy inne, Malwina oparła swój skład na swoich.
Już po tym wyborze Natalia się ucieszyła. Nie wiedziała nawet, czy Malwina przy
kolejnych wyborach, celowo pomijała trochę lepsze piłkarsko obce koleżanki, czy
robiła to nieświadomie. Ale to było nieistotne.
Trenerka
nakazała obu drużynom grać systemem dwa – trzy - jeden. Tym samym, Natalia
trafiła na lewą pomoc. Miała biegać od jednej bramki, do drugiej. Konstruować
akcje i wracać do obrony. Czyli to co lubiła.
Więc
biegała, ale od samego początku wiedziała, że nie będzie to zwykła gierka, w
której obie drużyny miały wykorzystywać schematy ćwiczone w poprzedniej
godzinie. Nie… Miało być inaczej. I było. Nie tylko z jej strony.
Zauważyła,
że Malwina na stoperze, nie oszczędzała się podczas gry bark w bark z atakującą
po drugiej stronie Karoliną. Także Angelika często schodziła z prawej pomocy do
środka, aby poprzeszkadzać w konstruowaniu akcji Magdzie. Natalia sama jeszcze
się w to nie mieszała. Raczej z narastającym zadowoleniem obserwowała to co
dzieje się podczas tej treningowej gierki. I żałowała, że sama nie gra na
takiej pozycji , która dawałaby jej szansę bardziej bezpośrednich pojedynków z
którąś dziewczyn z tego grona, które tak jej podpadło.
Dlatego
trzeba było coś wymyślić. Po kilkunastu minutach wpadła na jakiś pomysł.
- Malwina –
zwróciła się do wysokiej stoperki. – Wyjdź do przodu, poćwiczymy jakieś
warianty z wrzutkami na głowę do wysokich. Irmina tu ogarnie środek obrony, ja
będę się starała wracać, jest jeszcze Kaśka na środku pomocy.
Malwina
spojrzała trochę nieufnie, jakby domyślając się, że nie o wrzutki do końca
chodzi. Ale przystała na ten pomysł i więcej czasu zaczęła spędzać podłączając
się pod szpicę.
Niewysoka,
rudowłosa, krótko ścięta Irmina, była nominalną rezerwową i Natalia dobrze
znała jej największa wadę, brak zwrotności i szybkości. Wiedziała, że rywalki
będą chciały to wykorzystać.
Tym
bardziej, że atmosfera na boisku się zagęszczała. Czuły to jedne i drugie. Nie
brakowało dogryzania i drobnych złośliwości. Jedne wjeżdżały drugim na ambicję.
Drużyna „swoich” miała na koncie dwa gole, drużyna „obcych” tylko jeden. Tamte
przegrywały z ekipą młodych dziewczyn, które do poważnego futbolu wskoczyły z
poziomu ligi juniorek a w ich drużynie grały tego dnia aż trzy rezerwowe.
Chociaż mecz, był typową gierką sparingowa, ambicja zaczęła brać górę.
Natalia
zawzięła się i skoncentrowała jak na ligówce, obmyślając w głowie jakiś plan.
Owszem, dalej szarżowała lewym skrzydłem, wywiązując się z tego, co obiecała,
czyli próbując wrzucić coś dobrego w pobliże bramki dzisiejszych rywalek,
najlepiej tak, by Malwina nie miała problemu z dosięgnięciem piłki głowa, ale
bardziej skoncentrowała się na roli defensorki. Jednocześnie jednak starała się
to czynić na pozór niedbale.
Dokładnie
tak, chciała sprowokować rywali do jakiegoś zagrania, przy którym mogłaby
pokazać swe walory defensywne.
- Dobra,
wracam – oznajmiła Malwina, po niecelnym dośrodkowaniu ze strony, tym razem
Angeliki.
- Zostań
tam gdzie jesteś! – niemal wydarła się Natalia. – To tylko trening. A zresztą
one i tak są za słabe by strzelić.
To ostatnie
zdanie dodała celowo. Rywalki musiały je słyszeć.
Miała oczy
dookoła głowy, wiedziała, że zbliża się koniec gierki a wynik nie ulegał
zmianie. Drużyna przegrywająca robiła dwa kółka dookoła stadionu, czujące się
lepiej futbolowo „obce” z pewnością wolały tego uniknąć.
Dostała
piłkę, mając otwartą przed sobą lewą flankę. Podbiegła kilka metrów, widząc że
napastniczka rywalek, Karolina zostaje w tyle. Natalia posłała piłkę w stronę
bramki. Niedokładną. Celowo. Wiedziała, że rywalki wyczują okazję do
przeprowadzenia szybkiego kontrataku.
Biegiem
ruszyła z powrotem, obserwując piłkę wyrzuconą przez Olę. Bramkarka miała dobry
zamach, piłka trafiła do Karoliny a ta, jednym zwodem, łatwo ograła Irminę i
popędziła na bramkę Martyny.
Natalia
pomknęła jak strzała, wiedząc dobrze, że mimo pewnej straty, z łatwością dogoni
Karolinę, która, choćby poprzez prowadzenie piłki, była ciut wolniejsza. Serce
zabiło mocniej, krew w żyłach popłynęła szybciej. Już biegnąc, wyliczała sobie
kroki, synchronizując się z biegiem Karoliny. Tak, aby wejść w idealnym tempie.
Maksymalnie skoncentrowana, na szalonym pędzie, wykonała to, co w piłce kochała
najbardziej. Efektowny, ostry wślizg. Tym razem, o tyle ostrzejszy, że owszem,
trafiła w piłkę, ale dokładnie w tym momencie, gdy Karolina, miała ją przy
nodze. I jej but, niby przypadkiem, zahaczył napastniczkę także o nogę.
- Aj,
kurwa…! – jęk padającej na boisko Karoliny, był w tym momencie największa
nagrodą dla podnoszącej się Natalii. Sprawił jej olbrzymią satysfakcję.
Udowodniła swą piłkarską wyższość, zapobiegając utracie bramki, jak i…
- Pokaż, co
ci jest? – podbiegła Magda.
- Kostka,
kurwa jebana… - jęczała Karolina a Natalia nie mogła pohamować pojawiającego
się na twarzy uśmiechu.
- Lidka,
chodź tutaj – przywołała masażystkę trenerka, jednocześnie kończąc mecz.
- Nie
możesz patrzyć gdzie wchodzisz? – z pretensją w głosie zwróciła się Magda.
- Szoruj
robić dwa kółka. Bo nie wpuścimy was do szatni - odparowała na zimno Natalia.
Rywalka
spojrzała wrogo, ale nie odpowiedziała nic, choć blondynka widziała, że tamta
się jednak trochę zagotowała. Odwróciła się w stronę kontuzjowanej koleżanki,
więc Natalia uznała, że wymiana uprzejmości już się zakończyła.
Z uniesioną
głową skierowała się w kierunku szatni, wychwytując różne spojrzenia. I te
pełne satysfakcji, jak Angeliki i te wrogie, jak Oli, czy te neutralne, jak
Malwiny. Tak, Malwina, choć pewnie w duchu, po części usatysfakcjonowana
wydarzeniem, musiała pamiętać, że jest nominalną kapitan drużyny i podejść do
sprawy bardziej rzeczowo.
W spokoju
przebrała się w cywilne ciuchy, rezygnując z prysznica. Akurat ten miała w
planach w domu. Nie spiesząc się, wyszła dopiero, gdy w szatni, po odbębnieniu
dwóch karnych okrążeń pojawiła się drużyna przegranych.
Nie
odjechała jednak od razu, z dwóch powodów. Wcześniej zobowiązała się odwieźć do
domu Irminę a dodatkowo chciała zobaczyć coś jeszcze. W tym celu, obchodziła
samochód dookoła, stukając w niego, pukając, udając, że niby nie wszystko jest
w porządku.
Dopiero po
jakimś czasie wyszły Gośka, Ola i Magda. Bez Karoliny. Wciąż obchodząc swojego
forda Natalia, dyskretnie zerkała na trójkę dziewczyn, czekając cierpliwie, aż
się załadują do swoich aut, czy też aut swych chłopaków.
- Kurwa,
ale mnie coś swędzi – usłyszała Gośkę.
- A mnie
jest gorąco w butach, jakby mi się paliły – ten niepewny głos należał do Magdy.
- Mnie też,
może to po tym treningu? – zapytała Ola, chyba nie będąc pewną swojej teorii.
- Chuj wie
– podsumowała kwieciście Magda a Natalia rzucając okiem, z satysfakcją
zobaczyła, jak ta przestępuje z nogi, na nogę.
Odczekała
jeszcze chwilę, gapiąc się na partnerki z drużyny, po czym zasiadła za
kierownicą forda, obok nieco zdezorientowanej Irminy.
Kiedyś
wyczytała, że w ramach prymitywnych żartów niektórzy piłkarze potrafili się
wysrać do torby kolegi z drużyny. Tak daleko wolała się nie posuwać. Przecież,
choć maść rozgrzewająca była dużo subtelniejsza, to i tak dawała niezgorszy
efekt.
- Dobrze,
że zrobiłaś ten raport o Mintu, choć nie wiem, czy nie posunęłaś się za daleko
– skomentował po chwili milczenia major Markowski, wpatrując się w wypełnione
drukiem kartki.
- Sama nie
jestem pewna – wyznała nieco skonfundowana Oliwia siedząc sztywno na krześle,
bo w zasadzie dopiero dzisiaj dotarło do niej, że może przesadziła z reakcją.
- Widzę, że
jednak ogarnęłaś temat powiązań ze stowarzyszeniami europejskimi. To dobrze.
Sprawdzaj dalej, bo… Już widzę, że jakieś nazwiska z twojej listy są zgodne z
tym, co przesłali nam z Warszawy.
- To pewnie
chodzi o to, że stowarzyszenie „Bella Maryna”, czerpie garściami z finansów
paryskiego „Belle Epoque”, czyż nie?
- Dokładnie
tak. C o nich wiesz?
- To, jak
dotąd niewielkie stowarzyszenie, które jednak dysponuje całkiem sporymi
środkami finansowymi. Na liście darczyńców tego stowarzyszenia widnieją dwie
firmy z Bangladeszu i jedna z Laosu – poinformowała z satysfakcją.
- Czym się
zajmuje?
Nie
wiedziała, czy chciał się tego dowiedzieć, czy też po prostu sprawdzał ją.
- Tym co
„Bella Maryna”. Wystawami, głównie obrazów sztuki nowoczesnej. Ale akurat
Francuzi organizują dużo spotkań, różnych odczytów, często goszczą naukowców z
Dalekiego Wschodu, występują tam również przedstawiciele organizacji
feministycznych, homoseksualnych i islamskich.
- Tak…
Islam i feminizm na jednym odczycie, mówiące wspólnym językiem… Nad wyraz
zabawne, nie uważasz? – zakpił szef.
- Ja bym to
określiła inaczej, ale jak pan uważa… W każdym razie są jeszcze inne
podejrzenia, niestety nie w pełni udokumentowane, dlatego nie zawarłam ich w
raporcie.
- Jakie?
Mów śmiało.
- Niektóre
znane szerzej, jak na przykład wsparcie finansowe, poprzez kambodżańską firmę
„Linguistic”, rozruchów w Marsylii, mających na celu oderwanie tego terytorium
od Francji, co jak wiemy częściowo im się udało – faktycznie, nie musiała
dodawać, że region Marsylii od trzech lat był regionem autonomicznym. – Szefem
„Linguistic” jest brat Khandakhara Rahmana, jednego z najważniejszych naukowców
publikujących filozofię Mintu. To jest to najważniejsze powiązanie, jak i
zwiększona ilość kursów statków z Bangladeszu do Marsylii w ostatnich latach.
Do tego dochodzą mniejsze rzeczy, na przykład takie, że w ostatnim roku, prawie
jedna trzecia parlamentarzystów z francuskiej partii socjalistycznej wybrało
się na urlop do krajów Dalekiego Wschodu, głównie Bangladeszu, ale także Laosu
i Wietnamu. Choćby tyle – zakończyła swój wywód, nie będąc pewna, czy szefa
interesuje większa ilość owych podejrzanych związków.
- A ten
Koniowolski? – zmienił temat. - Co o nim wiesz?
- To syn
działacza PZPR. Ale jakiegoś nieznaczącego, lokalnego. Po przemianach ten
działacz założył własną firmę i wydawał kilka gazet w Wielkopolsce. Stał się
zamożny. Co do samego pana Abrahama, to prawdę mówiąc, trudno znaleźć coś
specjalnego. Od zawsze obracał się w kręgach kultury. Niestety, poza tym, co
wiemy, to jest o powiązaniach „Balla Maryna” z tymi Francuzami, nie udało mi
się odszukać niczego, co wskazywałoby na bezpośrednie kontakty z Dalekim
Wschodem.
- Tacy są
najgorsi. W papierach czysto a w głowie mają rewolucję – skomentował dość
zaskakująco major.
Wiele
wysiłku kosztowało utrzymanie ją sztywnej pozycji na krześle. Miała ochotę
wiercić się. W głowie rodziło się wiele rzeczy, ale pogawędki o Mintu,
Koniowolskim i Francuzach były ostatnimi. Dyskretnie zerknęła na zegarek. A
potem nagle uświadomiła sobie, że na komisariacie panuje dziwny spokój.
- Nikogo tu
nie ma? – zapytała, oglądając się wstecz i sugerując tym samym o co chodzi z
tym zapytaniem.
- A tak…
Panowie Marciniak i Stolarski uchlali się jak świnie. Przed piętnastą –
poinformował sucho major.
- Na tym
posterunku pracują jeszcze inne osoby – odważyła się przypomnieć.
- Nie
pozostały dłużne i dołączyły do imprezy – skomentował cierpko. – No, nie
wszyscy. Patrycja i Alek są w terenie.
- Tylko oni
się nie dali? – zmarszczyła brwi.
- Poniekąd.
Z Patrycją był większy problem… - chrząknął major i urwał.
- Mogę go
poznać?
- No cóż…
Jak się chłopakom zrobiło zbyt wesoło, to im się zachciało mieszanego
towarzystwa. A że ciebie nie było… - powiedział oględnie, ale Oliwia szybko
zrozumiała o co chodzi.
Patrycja
była dość ładną, ciemnowłosą dziewczyną o czarnych oczach, z pewnymi
słabościami. Wolała nie okazywać ich w pracy, ale po kątach szeptano, że młoda
policjantka nie należy do stałych w uczuciach.
- Nie
zazdroszczę panu szefowania w tym miejscu – odezwała się wprost. – Czy będę
potrzebna jeszcze?
Niemal
ugryzła się w język, gdy uświadomiła sobie, że oto ostatnia niezłomna
policjantka z tego komisariatu w południowym Wielkopolis niecierpliwie domaga
się zakończenia pracy, bo zachciało jej się ruchać z taką jedną lesbijką.
A tymczasem
taka jedna lesbijka, podobnie jak policjantka, nie czująca się w pełni
homoseksualistą a po prostu przyjmująca rzeczywistość, taką jaka była, w dobrym
humorze wyszła spod prysznica i wygodnie rozłożyła się na kanapie przed
włączonym telewizorem.
Niewiele
brakowało do dziewiętnastej, dzień zmierzał ku końcowi, ale cierpliwie czekała
na dzwonek u drzwi. Ten rytuał środowych spotkań wszedł już w kanon, więc nie
odczuwała niepokoju. No, może jakiś lekki się tlił. Ale nie pozwoliła na to, by
opanował ją bez reszty. Nie, wiedziała, że Oliwia przyjdzie. I będzie taka jak
poprzednio.
Ale tym
razem wszystko miało odbyć się na innych zasadach. Traciła cierpliwość. Osoba
szczupłej brunetki zbyt mocno usadowiła się w jej głowie. Nie mogła sobie
pozwolić na to, by spełniał się scenariusz dotychczasowych widzeń. Trochę
namiętnego seksu, w zasadzie tylko w jedną stronę a potem narastający, jeśli
nie chłód, to dystans.
Trzeba było
złapać byka za rogi.
Zerknęła
raz jeszcze z zegar, gdy rozległ się dzwonek. Był kwadrans po dziewiętnastej.
Wstała i podeszła do drzwi, otwierając je.
- Zapraszam
– rzuciła krótko po tym, gdy obie przez chwilę mierzyły się spojrzeniami.
Szła za
policjantką, mierząc wzrokiem jej zgrabną sylwetkę. Ubrana w jeansy i bluzkę,
Oliwia pachniała kusząco. Może i z tego powodu samej Natalii zrobiło się
całkiem cieplej na duszy.
- Kawy?
Herbaty? Czego sobie życzysz? – zapytała uprzejmie, gdy obie zatrzymały się w
dużym pokoju.
- Nie
przyszłam tu na kolację… W zasadzie po coś innego.
- No to
zdradź mi po co, bo jestem ciekawa…
- Hm…? –
zdezorientowana Oliwia spojrzała na Natalię stojącą obok z założonymi na
piersiach rękoma. – Czuję się zmęczona, tak ogólnie.
- To może
jednak jakaś dobra herbata i solidna kolacja ci pomoże?
- Nie
udawaj… Czemu taka jesteś? Wcześniej, nie trzeba było wielu słów – w oczach
brunetki rysowała się ciekawość.
- Otóż to.
Wobec tego może dzisiaj będzie inaczej i padną jakieś słowa?
- A jakie?
- Rozbierz
się – zażądała blondynka, wzmacniając głos.
Z
satysfakcją stwierdziła, że Oliwia przyjęła to normalnie, uznając, że sprawy
potoczą się zwykłym torem. Ale rozbieranie szło jej opornie. W sumie nic
dziwnego. Trochę czasu upłynęło, nim pozbyła się butów, bluzki, koszulki i na
końcu obcisłych jeansów. W końcu jednak wyprostowała się, prezentując swe
szczupłe, opalone ciało w samej bieliźnie.
- A reszta?
– zapytała Natalia.
- Przecież
reszta nie stoi na przeszkodzie…
- Stoi,
stoi… - skomentowała Natalia podchodząc bliżej i zdecydowanym ruchem sięgając
jej za plecy.
- Nie
przesadzaj… - Oliwia broniła się nie przekonująco, ale wzmogła opór, gdy blondynka
sięgnęła w kierunku jej majtek.
- Aż taka
wstydliwa jesteś? – zadrwiła piłkarka, radząc sobie bez większego problemu z
dolną częścią bielizny policjantki. – Szkoda, że wcześniej nie informowałaś – z
satysfakcją strzeliła solidnego klapsa w pośladek Oliwii.
Przez
chwilę zabawiała się całą sytuacją, czując przyjemność płynącą ze zdominowania
pięknej brunetki, ale wiedziała, że musi się opanować, jeśli chciała wreszcie
zmienić charakter tej znajomości. Jeszcze podpuszczała Oliwię, rozgrzewając ją,
przejeżdżając dłonią po jej brzuchu a także szczupłych udach. Czuła, że
policjantka mięknie, jak zwykle zresztą. I o to chodziło.
- Choć
tutaj – zaprosiła ją łagodniejszym głosem. Rozpięła zwiewną sukienkę i zrzuciła
ją z siebie, prezentując swoje nagie ciało. Nagie, bo przewidując taki a nie
inny rozwój sytuacji, uznała, że wkładanie bielizny po wyjściu spod prysznica
będzie bezcelowe.
Jak podczas
oczekiwania na przybycie Oliwii, usiadła wygodnie na kanapie, zakładając nogę
na nogę. Zauważyła, że brunetka przystanęła przed nią zdezorientowana.
- A teraz
ładnie klęknij – nakazała, bawiąc się jej konsternacją. – I wyliż mi stopy.
Widziała,
że Oliwię zamurowało. Nie tego oczekiwała. Nie wiedziała jak zareagować.
- No co…
Nie podoba ci się moje ciało?
- Rozumiem,
że się odgrywasz – odezwała się policjantka. – Jesteś zła za sobotę i…
- Nie
jestem zła, po prostu chciałam ustalić coś. Szczerze mówiąc, nie lubię
podchodów, wolę konkrety – Natalia wbijała wzrok w Oliwię.
- A nie
możemy porozmawiać o tych konkretach później?
- Nie, nie
– kategorycznie zaprzeczyła blondynka. – Później, czyli gdy będziesz już
naładowana tym wszystkim, pójdziesz sobie grzecznie do domu i zapomnisz o mnie.
I zostanę na tydzień sama ze swoimi myślami. A na to ochoty nie mam.
- A na co
masz? – Oliwia nerwowo poruszyła dłońmi, widząc, że zanosi się na dłuższą
rozmowę. Tym gestem chciała przykryć intymne części nagiego ciała, ale
zrezygnowała, splatając dłonie, niczym grzeczna uczennica przed biurkiem
nauczycielki.
- Na ciebie
– wypaliła wprost. - Na całą ciebie. Nie na pięć, czy dziesięć minut zabawy, z
której zresztą to ty bierzesz najwięcej, mi zostawiając ochłapy, tylko trochę
więcej. I nie tylko o wzmiankowaną zabawę mi chodzi.
- To nie
jest zabawa, ja tak tego nie traktuję…
- Naprawdę?
Czyli jesteś gotowa na to, by dać mi buziaka z dużo większym uczuciem, niż w
poprzednim tygodniu na parkingu? I na to, by jednak wpaść także w inny dzień
tygodnia, niż środa, ot tak, by zjeść jakąś fajną kolację, obejrzeć film,
powygłupiać się, pośmiać, wypić jakieś dobre wino? Pogadać o pracy, o tym jak
toczą się różne sprawy?
- Nie wiem,
czy jestem gotowa, to jest kwestia wielu spraw, wiesz dobrze i na to jest czas
– broniła się policjantka, ale Natalia już stała na nogach i przywierała do
niej swym ciałem.
- A na to
nie trzeba czasu, tak? – szybkim ruchem wdarła się dłonią między miękki uda
partnerki i palcami delikatnie przejechała po jej wargach sromowych, powodując,
że Oliwia drgnęła niemal jak porażona prądem a jej usta rozchyliły się szerzej.
– Powiedz, że to lubisz…
- Lubię… -
wyjąkała Oliwia. – Nie przerywaj – poprosiła załamującym się głosem, czując, że
dłoń blondynki uciekła spomiędzy jej ud.
- A ja
lubię, jak się mnie całuje po stopach – usłyszała dobitny i bezlitosny głos
Natalii, która znów usiadła wygodnie na kanapie, przyjmując tą samą pozycję co
poprzednio. – Klękaj!
Zaskoczona
i oszołomiona, tak niedokończonymi pieszczotami, jak i nieustępliwą postawą
Natalii, Oliwia prawie bezwładnie osunęła się na kolana. Mając tuż przed sobą nagą
blondynkę poczuła się definitywnie zniewolona. Nie miała wyjścia. Rozumiała, że
jeśli chce pieszczot Natalii, jeżeli chce tego, by ona naładowała ją swoją
energią, musi wykonać jej polecenie. Musi zdać się na jej rozkazy.
-
Wykorzystujesz mnie… - usiłowała jeszcze się bronić.
- Tak jak
ty wykorzystujesz mnie – usłyszała natychmiastową ripostę. – A ja, poza
osobistą satysfakcją, nic z tego nie miałam. Więc decyzja należy do ciebie.
Wybór był
tylko pozorny. Tak naprawdę Oliwia nie miała wyjścia. Nie zwlekając więc,
oparła swe dłonie o nogi Natalii, czując, jakby tamta w jakiś sposób zmiękła,
po czym pochyliła głowę w kierunku jej stóp.
Drżącymi
ustami ucałowała je, raz, potem drugi i kolejny. Było w tym coś dziwnego,
ekscytującego i w ogóle… Oto doznawała pewnego rodzaju upodlenia, inna kobieta
zmuszała ją do tak poniżającego zachowania. Nigdy nie przeszło jej przez myśl,
by mogła poddać się w taki sposób a jednak.
Mimo
wszystko, całowanie i zgodnie z nakazem, lizanie stóp nie było aż tak
odstraszające, jak początkowo mogło się wydawać. Czyniła to, czując wypływający
na twarz rumieniec, ale czyniła bez wstrętu.
Może
dlatego, chwilę później usłyszała głos Natalii nakazujący jej powoli przenosić
się w górę.
Więc
czyniła to, ostrożnie także obejmując dłońmi uda partnerki. Swoje usta
przesuwała po kości piszczelowej, docierając do kolan. Wtedy Natalia zmieniła
pozycje, zdejmując nogę z nogi i rozkładając je szerzej. Oczom Oliwii ukazały
się nagie, wysportowane uda blondynki.
Chrząknęła
niepewnie, bo powoli docierało do niej, że ma się posunąć dalej i że w tej
zabawie granice nie istnieją. Czując coraz większy łomot w sercu przesuwała swe
usta centymetr po centymetrze w górę, po apetycznych, lekko umięśnionych i
trzeba przyznać atrakcyjnych udach Natalii, aż do jej nosa dotarł specyficzny
zapach kobiecego łona.
Poczuła, że
wyschło jej w gardle. Tak daleko nigdy nie zaszła, ba, granice przekroczyła już
wcześniej. Czy naprawdę musi? Czy to nie za wcześnie?
Choć po
prawdzie, to wszystko też ją nakręcało. Pomyślała, że wielu facetów na tym
świecie dałoby wiele, by zamienić się z nią i dostarczać przyjemność takiej
dziewczynie jak Natalia.
Nagle
przyjęła zupełnie inny punkt widzenia. To nie Natalia panowała nad nią. Było
odwrotnie, to ona swoimi ustami zniewalała blondynkę. I czuła to namacalnie.
Jej ciało poddawało się jej pieszczotom a sama Natalia chyba traciła nad nim
kontrolę. Poruszała się trochę nerwowo, jej usta rozchyliły się nieco,
wypuszczając pewne westchnięcia a oczy zamykały się lekko.
Czując nagły
przypływ adrenaliny i determinacji, pocałowała ją w sam środek. Gwałtowne
drgnięcie Natalii sprawiło jej nieoczekiwaną satysfakcję.
Nie
poprzestała na tym. Z sekundy na sekundę, jej pocałunki stawały się gorętsze,
bardziej namiętne. Wręcz zawładnęły cipką młodej bizneswoman. Podobało się to
jej. Tak bardzo, że bez namysłu zaczęła lizać ją. Lizać powoli, namiętnie, po
całej długości, docierając do łechtaczki. Ta część ciała drażniła szczególnie
delikatnie, jakby drocząc się z nią i wywołując niemal konwulsje rówieśniczki.
- Doskonale
kochanie, rób tak dalej… - usłyszała rozanielony szept.
Podniecił
ją. Tak, po raz pierwszy w życiu, to ona miała tak naprawdę władzę. To nie nią
pomiatano, nie ją wykorzystywano w różnych celach, najczęściej służbowych, bo
na szczęście nigdy seksualnych. Ale teraz… Teraz ona rządziła i to nie byle
kim. Piękną blondynką z charakterem, przedsiębiorczą, inteligentną,
błyskotliwą, inną niż wszystkie. I ten niesamowity okaz był teraz pod kontrolą
jej, Oliwii. To ona swoim językiem nadawała sens jej życia. Jakby to nie
zabrzmiało, to ona rządziła Natalią, nie odwrotnie.
- Ach…! –
jęknęła głośniej blondynka, nie potrafiąc się opanować a jej ciało znów drgnęło
raptownie, znów dostarczając klęczącej policjantce niezwykłą rozkosz.
A jeszcze
większą poczuła, gdy oderwała na chwilę usta od pulsującej cipki Natalii,
czując jak jej ciało porusza się wbrew jej właścicielce. Zobaczyła, jak
piłkarka szybko kładzie dłoń na swojej łechtaczce i zaczyna poruszać długimi
palcami szybko, błyskawicznie, dynamicznie. Oliwia jak urzeczona wpatrywała się
w ten spektakl, w te smukłe palce pieszczące kobiecość, w to piękne ciało
wijące się po łóżku, aż… Aż z ust Natalii wydobył się krótki, głośny jęk a jej
ciało zachowało się jakby przeszył je prąd, po czym znieruchomiało.
Oliwia
czując, że jej twarz płonie żywym rumieńcem uświadomiła sobie, że przeżyła
niemniejszą rozkosz, niż partnerka. Wpatrywała się w nią z uwagą i w pewnym
sensie z ciekawością, jakby nie zauważając, że i jej cipka płonie coraz większym
ogniem domagając się pieszczot. Poruszyła się niecierpliwie i w tym momencie
oczy Natalii otworzyły się. Wyglądało na to, że blondynka dochodzi do siebie.
Po czym
przysunęła się bliżej, obejmując rozłożonymi nogami wciąż klęczącą policjantkę
i całując ją w czoło.
- No i co…
- westchnęła głęboko do Oliwii nie kończąc myśli, choć ta domyśliła się, że
była to niewypowiedziana przygana w stylu „było to takie trudne?”.
A
policjantka milczała, zszokowana tym wszystkim co się wydarzyło. I swoim
zachowaniem najbardziej. I tym, że było nieoczekiwanie tak dobrze, właśnie dla
niej samej. I tym, że nagle zobaczyła tę imponującą jej dziewczynę w innym
obrazie. Była łagodniejsza, spokojniejsza, nie taka dominująca…
-
Zasłużyłaś na nagrodę, tak? – usłyszała pytanie i poczuła dłonie Natalii
wciągające ją na łóżko.
Nie
odpowiedziała. Nie traktowała tego w ramach nagrody. Ale fakt, był faktem, jej
cipka domagała się tego, z czym zapoznała się pierwszy raz kilka tygodni
wcześniej. Smukłych, zwinnych palców Natalii.
Było
inaczej. Siedząca bokiem Natalia przywarła do niej swoim ciałem, tak jakby
chciała dotykać jej każdym centymetrem, nie tylko palcami. A te bez problemu
znalazły drogę między rozłożonymi nogami Oliwii, by zrewanżować się za doznania
sprzed chwili.
Jeden dotyk
wystarczył, by z powrotem policjantka przemieniła się w niewolnicę. Ale już od
razu wyczuła, że jest inaczej. Natalia nie sprawiała wrażenia twardej,
dominującej kobiety, zaspokajającej swoją partnerkę. Nie. Pieściła ją a jej
oczy… Wyrażały coś innego, niż zwykle. Oliwia uzmysłowiła sobie, że jest to
wyraz naprawdę głębokiego uczucia. Tak, Natalii nie chodziło o fizyczne
igraszki.
Po raz
pierwszy Oliwia odczuła, że partnerka jest w niej zakochana. Zszokowana
rozchyliła usta i zamknęła oczy, ale nie mogła uciec przed obrazem, który
zobaczyła przed chwila. Oczy bizneswoman patrzące na nią z nieprawdopodobną
dawką uczucia.
A więc to
co mówiła wcześniej, te słowa, jej pragnienia… To była prawda, to był wstęp do
czegoś większego, głębszego. A sama Oliwia poczuła, że jej nagie ciało spowija
się gęsią skórką, zaś cipka płonie żywym ogniem. Pojękiwała lekko, opierając
głowę na ramieniu Natalii.
A w tym
czasie palce blondynki zawładnęły jej cipką, przywracając kolory życia.
Poddawała się temu uczuciu jak zawsze, oczekując zarówno spełnienia, jak i
tego, by ta pieszczota nigdy się nie kończyła. Zdała się całkowicie na ruchy
młodej bizneswoman, która zawładnęła jej ciałem. Lubiła to, uwielbiała.
Nie trzeba
było długo czekać. Chwila gorących pieszczot, chwila tego niezwykłego dotyku,
tej delikatnej, ale jakże namiętnej jazdy na jej nagiej, bezbronnej cipce,
wystarczyły.
- Kochanie,
pokaż głośno, jak ci jest dobrze, chcę to usłyszeć – namiętny szept Natalii
jeszcze spotęgował doznania. I Oliwia dostosowała się do prośby partnerki,
kiedy z szeroko rozchylonych ust wydobył się długi jęk.
Była w
szoku. Tym co się stało, tym jak zareagowała ona sama, najpierw pieszcząc
Natalię a potem oddając się jej pieszczotom dużo bardziej bezwstydnie, niż do
tej pory. Czy to naprawdę znaczyło, że dała się zdobyć tej blondynce? Że to ona
jest jej pisana a nie żaden chłopak?
Spróbowała
wygramolić się z łóżka na drżących nogach, ale Natalia chwyciła ją za dłoń.
- Nie
uciekaj mi. Zostań do wieczora, albo i na noc.
Ton jej
głosu podziałał na policjantkę, ale wyrwała się z objęć. Widząc wzrok Natalii
natychmiast pożałowała tego gestu i pospieszyła z wytłumaczeniem.
- Mam
pracę, zrozum to. Ale obiecuję, że jak się uporam, to w weekend… W sobotę będę.
Dłużej.
Patrzyły
sobie w oczy przez chwilę. Oliwia, chociaż nie wszystko jeszcze grało w niej
tak jak trzeba mówiła prawdę. Naprawdę coś się w niej się przełamało. I
widziała, że Natalia chyba to rozumie.
Zbliżyła do
niej swą twarz i złożyła na jej ustach soczysty pocałunek. Odwzajemniony przez
Oliwię. Znów zrobiło się gorąco, trochę zbyt. Oderwały się od siebie.
Policjantka
wstała z miejsca, kierując się w stronę porozrzucanych rzeczy. Schylając się po
bieliznę poczuła klapsa na pośladku.
- Super, że
widzę postępy – stwierdziła blondynka wciągając sukienkę wprost na nagie ciało.
– Ale jeśli mnie oszukasz, to następnym razem wyrzucę cię gołą z domu.
OLIWIA POLICJANTKA V. Wolna sobota.
Zwyczajowo
piątek nie był dniem, w którym stowarzyszenie „Bella Maryna” organizowało
galerie, ale wejść było można, bo lokal był otwarty. Oliwia wiedziała o tym i
beztrosko spacerowała na piętrze lokalu znajdującego się na deptaku, gapiąc się
w te same co ostatnio obrazy.
Z racji
zwykłego roboczego dnia, oszczędziła sobie wykwintnej kreacji. Zwykłe jeansy i
koszulka wystarczyły. Nie była tu oficjalnie, choć niewątpliwie, po cichu na
coś liczyła.
Jej rachuby
nie zawiodły. Gdy stała przed dobrze zapamiętanym obrazem przedstawiającym
grupę potencjalnych ludożerców posilających się mięsem wrogów nad ogniskiem
przypominającym kulę ziemską, usłyszała ciężkie kroki na posadzce. Zerknęła i
zobaczyła znajomą postać.
- Nie
dziwię się, ten obraz ma tak magiczną siłę, że przyciąga ludzi z dalekich
zakątków świata – przywitał się w specyficzny sposób dyrektor Koniowolski.
-
Zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że to jedyny egzemplarz – odpowiedziała
grzecznie.
- Nie jest
jedyny, to tylko kopia, ale tylko jedyna mi znana. Oryginał znajduje się w
Phnom Penh, to jest w stolicy, no… - urwał, jakby zapomniał.
- Kambodży
– podpowiedziała grzecznie, czując, że szanowny dyrektor w ten chytry sposób
sprawdzał jej znajomość geografii.
- Słusznie.
A tymczasem pochwalę się, że nasza kopia oddziałuje tak silnie, że mamy aż
trzech gości z Dalekiego Wschodu.
- Naprawdę?
Cóż to za towarzystwo?
- To
przedstawiciele Instytutu Demograficznego Unii Państw Azjatyckich. Naukowcy. Nie
sądzę, by znała pani ich nazwiska, wiec nie podam, to po prostu nasi dalecy
znajomi, z którymi utrzymujemy kontakty i akurat w ten weekend przylecieli do
Wielkopolis.
- Czym się
zajmują?
-
Demografią. Jak pani wie, ten problem jest szczególnie widoczny na Dalekim
Wschodzie.
- Przyznam,
że nie do końca wiem, co ma pan na myśli mówiąc o problemie. Z jednej strony są
to kraje przeludnione, z drugiej, niektóre w ostatnich latach dotknęła klęska
epidemii, głównie na półwyspie indochińskim, chociaż przyznam, że nie mam zbyt
wielkiego pojęcia o tym regionie.
Tak, czasem
trzeba było się wykazać wiedzą, czasem zagrać nieporadną ignorantkę i pozwolić
wygadać się rozmówcy.
- Właśnie w
tej sprawie odbędzie się taki panel w niedzielny wieczór. Niestety, zamknięty
dla osób postronnych. Po prostu, hm… Nie mamy tak dużej sali, która mogłaby
zmieścić chętnych, obawiam się zresztą, że zainteresowanie nie byłoby zbyt
wielkie, delikatnie mówiąc. Ludziom brakuje świadomości…
- Szkoda –
westchnęła, z lekkim żalem. – Jestem dość ciekawa świata i bardzo chętnie
wysłuchałabym takich wystąpień. To przecież bardzo ważne dla ludzkości.
- Pani
Oliwio… - grubas wyraźnie poruszył się, słysząc jej słowa. – Panią chętnie
zaprosiłbym na ten panel. Widzę panią tutaj drugi raz, to dość jednak
niezwykłe, dla osoby w takim wieku, przychodzącej samotnie. Widzę, że mówiąc
językiem potocznym, wkręciła się pani.
- Jest pan
bardzo ujmujący, panie Abrahamie – poczuła lekki dreszczyk, wywołany tym
nadskakiwaniem jej przez starego syna starych aparatczyków. – Przyznam, że się
rzeczywiście wkręciłam, gdyż mam jedną słabość.
- Każdy z
nas takowe ma. Na czym polega pani słabość?
- Mam
słabość do ludzi inteligentnych, z klasą. A sztuka Dalekiego Wschodu, tak u nas
nieznana, ich filozofie i obecność tutaj tych naukowców i jak przypuszczam,
tutejsza śmietanka, która z pewnością ma coś do powiedzenia, działają na mnie,
jak magnes. Niczym ten obraz.
Tak,
wkręciła się… W ten ton, w tą narrację, niemal dziwiętnastowieczną. Bawiło ja
to, ale także sprawiało pewną rozkosz intelektualną.
- Pani
Oliwio…
- Panno –
przerwała mu z nieśmiałym uśmiechem, nie takim udawanym, bo jego obecność w pewien
sposób zniewalała ją. Tak, poniekąd, na swój sposób, ten sześćdziesięcioletni
zarośnięty grubas z błyszczącymi oczami, był uroczy. – I mam nadzieję, że
jeszcze długo się to nie zmieni.
- Ach…
Rozumiem, że nie stawia pani na stałe związki, choć nie wiem, czy dobrze
zrozumiałem w ubiegłą sobotę, pani chyba w tym kraju, nie mogłaby wejść w
legalny związek, proszę mi wybaczyć to prywatne zagadnienie – zahaczył chytrze.
- Nie widzę
sensu, by chować się akurat przed panem. Jak już powiedziałam, moją słabością
są ludzie inteligentni, ich towarzystwo bardzo cenię. Płeć jest mniej istotna –
siłą woli powstrzymywała rumieniec, spowodowany faktem podejmowania takich
tematów, niezależnie od tego, że jednak w sporej mierze opowiadała pierdoły.
Chociaż,
czy aby na pewno…?
- Słusznie,
panno Oliwo, słusznie… Trzeba eksperymentować, szukać nowych dróg. Pani tok
myślenia doskonale wpisuje się w filozofię dalekowschodnią. Jestem pewien, że
nie będzie pani rozczarowana niedzielnym panelem – dyskretnie spojrzał na zegarek.
– Gonią mnie obowiązki, mam nadzieję, że pojutrze spotkamy się tutaj.
Nie
odpowiedziała. Skinęła uprzejmie głową i chwilę później opuściła lokal.
Była
słowna. Bardzo. Tego nauczył ją ojciec. Jeśli coś komuś obiecała, to
dotrzymywała słowa. Ale tutaj, choć miała lekkie wątpliwości, nie potrzebowała
tak naprawdę uciekać do swojej słowności. Chciała się spotkać, posiedzieć z
nią, robić jakieś dziwne rzeczy. Z tymi myślami, gdzieś w porze obiadowej
stanęła w drzwiach mieszkania partnerki.
Kiedy
zobaczyła Natalię w dresach, zrzedła jej mina. Tak, zatkało ją. Blondynka
musiała to dostrzec, bo na jej twarzy pojawił się wyraz dezorientacji.
- No co?
Do tej
pory, zawsze widywała ją w kobiecych wdziankach. Czy to sukni, czy eleganckich
spodniach, czy nawet jeansach, ale zawsze wyglądała kobieco i pięknie. A tu…
A tu, w
tych dresach, choć fakt, nie jakichś ukraińskich trzeciego sortu, tylko
normalnych, ale jednak… I do tego w rozciągniętym sweterku, prezentowała się,
jak zupełnie zwyczajna dziewczyna, jakich miliony. Tylko… Tylko, że i tak
wyglądała właśnie pięknie. Wręcz olśniewająco.
-
Nienawidzę cię za to jaka jesteś… Jak wyglądasz… - nie dokończyła komplementu,
zaciskając usta, ale wyraz jej twarzy chyba wyraźnie zdradzał co miała na
myśli, bo blondynka roześmiała się cicho. Ten uśmiech jeszcze bardziej podbił
serce policjantki.
A to zabiło
mocniej. Szła śladem bizneswoman w kierunku kuchni, słuchając jak mówi o czymś
tam niespecjalnie istotnym i gdy ta zatrzymała się przy stole, Oliwia nie powstrzymała
się i chwyciła gumkę od dresowych spodni, odciągając ją nieco od ciała
dziewczyny i opuszczając lekko w dół. Nim znów zdezorientowana Natalia zatrybiła,
Oliwia zdołała ujrzeć z góry, spory kawałek jędrnych pośladków.
- Co ty
wyprawiasz? – usłyszała zdziwiony głos piłkarki. Spojrzała jej w oczy i znów
doznała dziwnego uczucia. Nie było w nich śladów zwyczajowej ostrości,
zdecydowanie, siły, tylko słodkie zdziwienie i jakby… Właśnie, niepewność,
słabość.
To ona to
sprawiła? Ona, Oliwia? Że ta kobieta idealna, silna, zdecydowana,
przedsiębiorcza, waleczna, teraz w stosunku do niej była właśnie taka? Czy to
ona ją tak rozbroiła? Że z silnej kobiety stała się bezbronną, zakochaną
dziewczynką?
Niewiarygodne,
po prostu niewiarygodne…
- Powiesz
mi w końcu? – Natalia stała na wprost niej i faktycznie wyglądała na
zdezorientowaną.
- Nie, bo
moja szczerość zawsze obraca się przeciwko mnie – odpowiedziała czupurnie, ale
po chwili oczywiście zmieniła front. – Powiedz, czy jest na świecie facet,
który by na ciebie nie poleciał? Kurde… W życiu nie widziałam piękniejszej
dziewczyny.
Babskie
komplementy bywają fałszywe, wiedziała to doskonale i ona i Natalia. Ale
wygłosiła swoją myśl z takim wyrazem twarzy, że blondynka chyba uwierzyła. A
nawet bez tego chyba. Bo sprawiała wrażenie lekko osłupiałej. Ale uśmiechnęła
się raz jeszcze.
- Dziękuję
kochanie… I kto to mówi? Pięknooka ślicznotka, co pewnie zostałaby miss policji
w tym kraju?
- Jasne… -
jakoś nie miała przekonania do swoich chudych nóg i niewielkich piersi. Natalia
prezentowała się pod tym względem dużo korzystniej. – Chyba bardziej powinnam
się cieszyć, że mnie nie rozłożyłaś na podłodze po tym co zrobiłam.
- Haha…
Gdybyś była namolnym facetem, to byś leżała z rozkwaszonym nosem. W liceum
ćwiczyłam sztuki walki, coś mi jeszcze zostało.
- Oj, czego
ty w życiu nie robiłaś… Szkoda, że Ameryka dawno już odkryta – skomentowała
zawadiacko uśmiechnięta policjantka.
- Co innego
można zawojować. Na przykład ligę piłkarską – przeszły do pokoju, rozsiadując
się wygodnie na kanapie. – Nie przyszło ci do głowy, by wrócić do gry?
- Pracuję –
skrzywiła nieco twarz czarnowłosa piękność. – Nie, to nie ta wena już.
- Ja też
pracuję.
- Ty jesteś
inna. Pracujesz, grasz i mogłabyś robić jeszcze milion innych rzeczy. Mnie
wystarcza to co jest.
- Czyli
twoje statystyki dotyczące strzelonych goli i asyst pozostaną już na zawsze
nietknięte?
- Pewnie
tak. Ale możesz opowiedzieć co w drużynie. Wiem, jak to wygląda w tabeli, jesteście
na trzecim miejscu, bez szans na awans do pierwszej ligi, ale… - Oliwia urwała,
widząc, że twarz Natalii wykrzywia się w grymasie.
- Nie mówmy
lepiej o tych głupich sukach, dobrze?
- Kogo masz
na myśli? – Oliwia spojrzała z uwagą. – Przecież to fajne dziewczyny, trochę z
nimi ugrałyśmy w lidze juniorek, co prawda, ale zawsze…
- Nie o
nich mówię a o tych co przyszły do klubu. Rozwalają drużynę i… - teraz urwała
Natalia, spoglądając na Oliwię. – Pamiętasz ubiegłą sobotę, jak dzwoniłam do
ciebie, żebyś przyszła?
- Tak, ale
byłam wtedy w pracy…
- Dobra,
nie wracajmy do tego. Chodziło mi o powód, który mnie tak wkurzył, że
potrzebowałam cię.
- Co to był
za powód?
Chcąc, nie
chcąc Natalia opowiedziała historię sprzedanego, przynajmniej jej zdaniem meczu,
włącznie ze środowym treningiem, na którym doszło do ostrych sytuacji. Nie
pominęła przy tym opisu złośliwego kawału, jaki wyrządziła „obcym”, które
maczały palce w tym, by podczas ligowego meczu, osiągnąć niekorzystny wynik.
-
Beznadzieja – skomentowała zachmurzona Oliwia. – Czemu nie poszłyście z tym do
mojego ojca?
- Malwina
była jakoś sceptycznie nastawiona do tego. Poza tym i tak nie mamy dowodów. A
twój ojciec chyba traktuje nas drugorzędnie, od czasy, gdy jego córeczka już
nie gra w piłkę. Są żużlowcy, są piłkarze, my dopiero na trzecim miejscu.
- Ale mimo
wszystko…
- Mimo
wszystko, to wygląda tak, że on w ogóle na nasze mecze nie chodzi, niestety.
Jest kierownik drużyny i on jest tym pomostem między nami a klubem. Nie łudźmy
się, on ma inną hierarchię.
- Fakt,
nawet w moich czasach wpadał na mecze rzadko, czasem na treningi przyszedł, acz
to pewnie dlatego, że mijaliśmy się z chłopakami. Najpierw my, potem oni po nas
wchodzili na boisko.
- No
widzisz. Zresztą powiem ci, że ja nawet bym go nie poznała na ulicy, bo chyba
nigdy go nie widziałam. Ewentualnie nie skojarzyłam, że to on. Więc może co u
ciebie? Okiełznałaś tego Marciniaka?
- Chyba
trochę się uspokoił. Ale w sumie, to nie wiem, bo ostatnio bywałam na
komisariacie sporadycznie. Mam inną robotę, bardziej domowa i tylko raz po raz wpadnę
do szefa wydziału.
- Jaką
robotę?
- Tajemnica
– zażartowała policjantka, ale po chwili uznała, że chowanie tego przed Natalią
nie ma sensu i opowiedziała wszystko o Bella Maryna, Mintu, Koniowolskim,
obrazie i reszcie.
- To
wszystko nad sufitem mojej księgarni? – zadziwiła się Natalia, wygodnie
opierając stopy o stół. – Może twój szef mógłby zatrudnić mnie jako tymczasową
agentkę?
- To jest
tak głupie, że nawet całkiem mądre – popisała się Oliwia. – Ale nie… Ty
prowadzisz księgarnię do którejś godziny a oni jeśli już, to zbierają się
wieczorami.
- Racja.
Nie przydam się.
- Tak
naprawdę to byś się przydała. Jako mój ochroniarz.
- Naprawdę?
Boisz się, maleńka? – zakwiliła słodkim tonem piłkarka zwracając twarz ku
Oliwii.
- Nie –
sprostowała szybko policjantka. – Ale na dobrą sprawę nie wiem czego się tam
spodziewać, nie wiem czego szukać, tak konkretnie. Trochę rozwijam tą znajomość
z Koniowolskim, ale do końca nie wiem po co.
- Na tym
polega praca tajnych agentów – wzruszyła ramionami blondynka. – Wchodzisz,
siedzisz i czekasz. I jak przyjdzie odpowiednia chwila, to się uaktywnisz,
zgarniając całą szajkę do aresztu i odbierając medal od prezydenta, albo choćby
starosty.
- Względnie
honorowe miejsce na cmentarzu…
- Na
honorowych to leżą zasłużeni mieszkańcy, którzy pookradali innych, mniej
zasłużonych. Dla uczciwych i dzielnych są po prostu dwa metry w dole, gdzieś
pod cmentarnym murem – sprowadziła ją do parteru Natalia.
- Może masz
jakieś przyjemniejsze informacje? – spojrzała spode łba Oliwia.
-
Informacje to nie… ale pytania byłyby, owszem.
- Jakie na
przykład?
- Takie,
czy wciąż chcesz zajrzeć mi pod spodnie?
- Aha… -
Oliwia poczuła wypływający na twarz lekki rumieniec, ale nie poddała się. – A
może to ty chcesz mi pokazać gołą dupę?
- Nie do
końca, ja chcę czegoś innego.
- Czego?
- Kochać
się z tobą.
Oliwia
spojrzała niepewnie. Chociaż z dnia na dzień Natalia pociągała ją coraz
mocniej, to wciąż tkwiła w niej jeszcze jakaś rezerwa. Wciąż nie mogła tak do
końca przekonać samą siebie, że nie ma chłopaka, tylko dziewczynę.
I broniła
się przed tą świadomością, że ona chciała tego samego, niemal od samego
początku gdy Natalia stanęła w drzwiach. Może nie jakoś tak wybitnie, ale
jednak.
- Tak po
prostu, tak normalnie? – zapytała trochę bez sensu, widząc, że Natalia
przechyliła się do niej i dłonią zadarła w górę koszulkę i zaczęła rozpinać jej
jeansowe spodnie a Oliwia biernie się temu przyglądała.
- Możemy
nienormalnie, jeśli sobie tego życzysz. Ale najpierw to zdefiniuj.
- Hm… -
westchnęła policjantka, zamykając oczy i jakby zachęcając tym gestem Natalię do
tego, by ściągnęła z niej koszulkę i zsunęła jeansy.
- No… Co
wymyśliłaś? – usłyszała zapytanie blondynki, gdy pozostała już tylko w samych
majtkach. Stanika nie miała na sobie.
- Wiesz…
Jesteś niesamowita i w związku z tym mam pewne zagwozdki… - powstrzymała
Natalię gestem dłoni, uciekając spod jej pieszczot. – Waham się, by ci to
powiedzieć, zrozum, ale…
- Ale i tak
mi to powiesz, bo taki masz charakter.
- Natalia…
Jesteś jak jakiś wymysł chorego pisarza. Masz prawie wszystkie możliwe zalety
jakie może mieć człowiek. I jak z jednej strony jesteś silna, zdecydowana,
władcza, nawet agresywna... Tak z drugiej potrafisz być miękka. I nie wiem,
wydaje mi się, że potrafię znaleźć sposób, byś stała się taka delikatna, może
nawet zniewolona.
- No mów,
mów… - wyczuła, że zaintrygowała blondynkę tymi słowami.
- No więc…
W środę odczułam coś dziwnego. To, że kiedy najpierw ty sprowadziłaś mnie do
parteru, tak chwile później to ja, swoim językiem, pieszczotami doprowadziłem
do tego, że to ja stałam się panią sytuacji, dyktującą warunki gry. I bardzo mi
się to spodobało, że ktoś taki, jak ty, z charakterem, znalazł się nagle pod
moim silnym wpływem.
- Tak…?
- Jednym
słowem… Wiesz, ja zawsze byłam raczej słaba, spokojna, uległa w reakcjach
międzyludzkich. I nagle możliwość, że mogłabym przejąć władzę nad tobą,
strasznie mi się spodobała. Inaczej wręcz, nakręciła mnie i to bardzo mocno –
podkreśliła.
- Ciekawe…
To ma być ta nienormalność?
- Nie wiem,
czy to nienormalne, ale coś w tym jest. Nie oszukujmy się, jesteś silniejsza
ode mnie po stokroć. To ty masz władzę. Ale ja chciałabym mieć takową nad tobą.
Choćby na te piętnaście minut. To szczere wyznanie, doceń to – dodała na
koniec.
- Dzięki,
doceniam. Naprawdę – poważne spojrzenie Natalii uświadomiło Oliwii, że ta
zdecydowanie mówi prawdę. – Ale słońce, to tak nie działa. Tego nie da się tak
na rozkaz. To nie policja. To trzeba mieć w sobie.
- No wiem –
zafrasowała się Oliwia.
- No więc
nie dyskutuj tyle i zabieraj się do rzeczy, ślicznotko…
Uwiodły ją
te słowa. Natalia miała nad nią władzę. I Oliwia poddawała się jej nad wyraz
łatwo. I choć jeszcze próbowała to w sobie stłumić, jakoś nad tym zapanować,
oddawała się temu z coraz większą przyjemnością.
Nie był to
czas na to by definiować się jako hetero, les, czy jeszcze inaczej. Ale z coraz
większą siłą uświadamiała sobie, że Natalia jest tym kimś. Ona, jej silna
wolna, zdecydowanie, cały jej charakter. No i piękne ciało, którego sama mogła
pozazdrościć.
Ach,
ciekawe, czy Natalia faktycznie mogłaby uwieść każdego faceta na tym świecie…
Kurde, co to za rozkminy? Po co one? Pewnie po to, by delektować się
świadomością, że zamiast każdego możliwego super przystojnego faceta, wybrała
ją.
Całowały
się namiętnie, pieściły swoje ciała. Dłońmi, ustami, czymkolwiek. Ocierały,
chłonęły swoje oddechy. Wspólnie dając z siebie niemal wszystko. No, niemal…
Czy ten przysłówek aby na pewno był uzasadniony, gdy Oliwia poczuła język
Natalii między swoimi pośladkami? Tak, nie na nich, tylko między. Wróciła na
chwilę do świata żywych, zaciskając je ze skrępowaniem, ale stanowczy gest
koleżanki moment później znów ją obezwładnił. Z zamkniętymi oczami leżała na
łóżku, z tym samym skrępowaniem i przyjemnością odbierając pieszczoty Natalii,
która językiem subtelnie i jednocześnie zachłannie lizała jej drugi z otworów.
Tak, oto
przewaga Natalii. Robiła tak perwersyjne rzeczy, o których ona sama nie
pomyślała. Albo po prostu wyprzedzała ją w tym. Gdy w myślach Oliwii przemykały
wizje, jak to ona sprzedaje klapsy wypiętym pośladkom partnerki, to ta posuwała
się dziesięć razy dalej. Boże…
Ale w tej
chwili nie potrzebne były zabawy w panią i niewolnicę. Pieściły się po prostu.
Nie omijając także tych najważniejszych stref.
I chociaż
przez moment Oliwia mogła poczuć się górą, gdy to Natalia posłusznie zadowalała
ją po raz pierwszy językiem. Ale nawet wtedy czuła przewagę blondynki. To ona
dyktowała tempo, intensywność pieszczot. To ona rządziła w ten sposób jej
ciałem, dyktując kiedy Oliwia osiągnie orgazm. A osiągnęła. Jeszcze chyba
fajniejszy, niż przy ręcznych pieszczotach.
Jakby
zaspokojona w końcu, zrewanżowała się towarzyszce palcami. Tylko tyle i aż. Ale
rówieśniczka nie wydawała się tym w żaden sposób rozczarowana. Wręcz
przeciwnie. A widzieć jej twarz, gdy długie palce Oliwii doprowadzają ją do
szczytu… To znów nakręcało policjantkę i znów nabierała ochoty. Ale to wszystko
wiecznie trwać nie mogło. Chociaż…
- Masz
zakaz ubierania się, dopóki tu jesteś, ślicznotko – oświadczyła Natalia patrząc
błyszczącym wzrokiem
- Przecież
zimno jest – usiłowała się bronić.
- W łóżku
jest ciepło, masz motywację, żeby nie wychodzić.
- Hm… -
zawahała się Oliwia. Gołym okiem było widać, że Natalia nie ma dość jej
towarzystwa. To było miłe…
Zerknęła na
zegarek. Ciężko było uwierzyć, że tyle czas minęło. Dochodziła prawie
dwudziesta druga.
- Chyba
powinnam wracać – zaczęła niepewnie policjantka. Ale Natalia nawet nie chciała
tego słuchać.
- Milcz i
pakuj się do łóżka. Możesz wyjść jutro po śniadaniu, nie wcześniej.
- To ja
jestem od aresztowań, nie ty…
- Skoro da
się okraść złodzieja, to można też aresztować policjantkę – odparowała
blondynka. – Jak jesteś głodna, to zrobię kolację. Jak nie, to włączam jakiś
film i idziemy spać, wybieraj.
- Kolację?
Nago? – zaciekawiła się brunetka. – A wiesz co… Przełóżmy to na śniadanie.
Więc
przełożyły, tak, że Oliwia wróciła do domu dopiero w porze obiadowej. I głównie
z tego powodu zjawiła się w poniedziałek w pracy wyjątkowo zrelaksowana i podbudowana.
Zresztą przybyła tylko na kilka chwil, zamieniając parę słów z szefem, który
zlecił jej drobne zadanie.
Kilkanaście minut później rozejrzała się po licealnej
sali gimnastycznej. To były pierwsze zajęcia tego dnia. Mieli je przeprowadzić
dla trzech grup w sumie. Ona i Marciniak. Nie cieszyła jej jego towarzystwo,
ale wyglądał na trochę bardziej utemperowanego, niż wcześniej.
Tak
przynajmniej jej się to wydawało podczas drogi przebytej Hussaryą. Nie rzucał
się jakoś, nie cwaniakował. Nauczył się respektu?
W każdym
razie, ona też czuła się odmieniona. W dobrym nastroju, podbudowana, pełna
optymizmu. Tak, że nawet Marciniak nie mógł tego zepsuć.
Ubrana
normalnie, jak policjantka, wolno kroczyła po wąskim skrawku sali, mając przed
sobą kilkudziesięcioosobową rzeszę licealistów. Pozwoliła mówić Marciniakowi,
wiedziała, że on nie odpuści sytuacji, gdy może zaimponować dziewczętom. Nawet
tak młodym. Choć w sumie osiemnastki, to już nie taki młode. Pięć lat różnicy…
A i niektóre już całkiem dojrzałe i uśmiechające się do podporucznika.
Tak więc i
Adrian uśmiechał się do nich, siląc się na twardego policjanta podczas
opowiadania o zaletach samoobrony i przytaczania sytuacji z życia, kiedy to
znajomość kilku ciosów uratowała biedną dziewczynę przed rozbojem, albo dużo
gorszymi rzeczami. No, albo nie uratowała, bo takowej samoobrony nie
zastosowała.
Do niej
raczej nikt się nie uśmiechał, aczkolwiek wyczuła na sobie sporo chłopięcych
spojrzeń. Trochę peszyły ją, więc ze wzrokiem wbitym w podłogę, spacerowała wolnym
krokiem obok rozpędzającego się Adriana.
- No to
teraz pozwolicie, że przejdziemy do pokazów praktycznych – usłyszała po niezbyt
długim wykładzie teoretycznym słowa kolegi z pracy. – Żeby nie było, że bijemy
licealistki, zademonstruję to na przykładzie mojej partnerki.
Lekki
chichot stanowił komentarz na jego słowa. Oliwia zbliżyła się do kolegi,
wiedząc, że jest w tym momencie w centrum zainteresowań. Usłyszała nawet jakiś
mało sympatyczny gwizd.
Stanęli w
centrum półkola. To były pierwsze zajęcia z jej udziałem, wiec nie do końca
wiedziała, co zamierzał Adrian.
- No i
wyobraźcie sobie teraz… - wykładał dalej policjant. – Że wracacie ze szkoły, od
chłopaka, z zakupów późną porą a tu nagle w ciemnym rogu zastępuje wam drogę
taki mocny, nabuzowany zakapior i łapie was…
Zamurowało
ją. Wprawdzie na chwilę, bo szybko się ocknęła, ale jednak. Poczuła wzburzenie
i szybsze krążenie krwi, gdy dłonie Marciniaka wylądowały na jej biuście,
chwytając go bezceremonialnie. To, że był niewielkich rozmiarów, nie
przeszkodziło temu skurczybykowi w zaciskaniu na nim palców. Może właśnie
dlatego. W każdym razie, pomijając jego bezczelność dokonaną na oczach
kilkudziesięciu osób, poczuła wyraźny ból.
- Łapie was
… - kontynuował Marciniak widocznie za mocno wczuwając się w swoją pracę. – I
co robicie wtedy…?
Nie
usłyszał już chyba odpowiedzi. Dwie sekundy trzymania za cycki partnerki
wystarczyły, by Oliwia całą swą furię skierowała w uderzenie łokciem, które
trafiło partnera w brzuch. Zgiął się w pół, robiąc wielkie oczy a wtedy
poprawiła uderzeniem pięści w twarz. Zabolało. Ją też. Ale nie na tyle, by
mogła sobie podarować jeszcze czegoś. Oszołomiony podporucznik odchylając się
odsłonił niektóre części ciała. W mgnieniu sekundy, Oliwia z niespożytą energią
skierowała swój policyjny but w krocze kolegi.
- No… -
westchnęła głośniej, czując narastający na sali szum, w którym kumulowały się
jakieś piski, jęki, westchnienia, słowa a nawet oklaski. – Robimy to właśnie
tak. Wygląda na to, że resztę zajęć poprowadzę ja.
Sama
klasnęła w dłonie kilka razy, próbując opanować gwar.
- Tak więc
jeśli jest na sali ktoś, kto lubi stosować różne manewry wobec słabszego
przeciwnika, to zapraszam go do siebie na ochotnika.
Wściekłe
spojrzenie gramolącego się z podłogi partnera, nie wróżyło niczego dobrego, ale
policjantka miała to głęboko gdzieś i uśmiechała się dyskretnie.
Nie jestem wielbicielem akcji bi, więc z tej strony nie będę nawet oceniał opowiadania. Jestem natomiast bardzo ciekawy dalszego ciągu śledztwa. To mnie wciąga. Sama relacja Oliwi i Natali to wątek poboczny, choć fajnie ujęty. W pewnej chwili myślałem, czy nie można było wsadzić w to miejsce Kamili. Jednak po namyślę, lepiej jest jak jest teraz. Kamila ma swoje realcje, a Oliwia będzie mieć swoje. Choć gdyby zamiast Natali mieć jakiegoś nastoletniego syna oficjeli miasta, który się zbuntował i w wieku 18 lat sam zaczął pracować...
OdpowiedzUsuńOgólnie jest ok. Myślałem, że po przeczytaniu połowy odpuszczę sobie, ale ciekawa i intrygująca historia przekazana jak zawsze w świetnej literackiej formie wciągnęła nawet mnie. Wiernego fana Kamili.
pozdrawiam i życzę dużo weny w pisaniu zarowno o Kamili jak i Oliwi.
Pomysł na dalszą część intrygi jest nie dość, że mglisty, to innowacją raczej na kolana nie powala, stąd na razie opowiadanie stoi w miejscu i mam mocne wątpliwości, czy kiedykolwiek jeszcze ruszy. No ale zobaczymy.
OdpowiedzUsuńOdpowiadając na niezadane pytania, kolejna część KISM w Wielkanoc. Tekst nosi tytuł "Naga i sprawiedliwa". Tym razem obejdzie się bez szerszej zapowiedzi.
Mistrzu, a będą zdjęcia w nowym opowiadaniu? Jak ich nie ma to rzeczywiście czuć i widać ich brak. Duża wartość dodana opowiadań.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tak, będą.
OdpowiedzUsuńO matko...;) Jeszcze tydzien i przeczytamy co u Kamili!
OdpowiedzUsuń