KAMILA I SENNE MARZENIA
XXXI. Porno intryga.
W zasadzie sam
nie wiem, czy nastąpił jeden konkretny moment, w którym to się stało. Ot, cała
gama różnych akcji i dziwnych oskarżeń, jak…
- A dlaczego ty
się nie gapisz na te nogi dziewczyn, jak my? – spojrzał dziwacznie Rudolf.
Ja się nie
gapię? Jak to? Non stop wiosną i latem wodziłem wzrokiem za dziewczynami w
krótkich spódniczkach i jeszcze krótszych spodenkach. Pamiętam jak kiedyś
szedłem piechotą do centrum a z bocznej uliczki wyszła przede mną dziewczyna,
którą kojarzyłem ze szkoły. Miała na sobie mini odsłaniające jej długie nogi.
Przepuściłem ją grzecznie przed siebie a potem szedłem przez niemal dwa
kilometry w odległości kilku kroków od niej nie robiąc nic innego niż gapiąc
się w te nogi i kształtny tyłek.
Więc ja się nie
gapię? No dobra… Coraz częściej to wyglądało tak, że odwracałem wzrok, by nie
wyjść na jakiegoś zjebanego zboczeńca, któremu w głowie tylko fajne nogi.
Zamykałem oczy w swej pobożności, aby nie wodziły mnie na pokuszenie. Hm…
- A czemu ty w
ogóle nie masz dziewczyny? – zapytała podejrzliwie Justyna świdrując mnie
niebieskimi oczami.
Ja? No bo nie
mam i tyle. Co to za jakiś przymus, by w wieku osiemnastu lat koniecznie mieć
dziewczynę? Zresztą miliony chłopaków w moim wieku nie mają swojej partnerki i
chyba nikt ich nie oskarża o nic złego. Więc dlaczego akurat mnie?
- Co ty tak
obcinasz te nasze fiuty? – burknął kiedyś pod prysznicem Strzelba.
Ale niby ja? No
jak się jest w sali prysznicowej z całą drużyną po treningu, czy meczu, to
logiczne, że wzrok padnie tu, czy gdzie indziej. Na penisy też. Każdy tak ma,
no nie? Co ten Strzelba? Sam przypadkiem nie zerknął nigdy na jakieś
przyrodzenie innego kolegi z drużyny?
- Ty jesteś
jakiś taki spokojny, w ogóle bez ikry – zarzuciła mi krytycznym tonem spasiona
jak wieprz pani Makowska od geografii.
Ja? No i co w
tym dziwnego? Świat musi się składać z samych łobuzów? Nie można być spokojnym,
głupio uśmiechniętym, pozytywnie traktującym życie człowiekiem? Takim, co
pożyczy kumplowi pięć złotych, wiedząc, że tamten i tak zapomni mu ich oddać?
Albo dać odpisać zadanie domowe innemu, mimo, że ten wczoraj wyzywał go od
różnych takich części rowerowych?
- Ta twoja gęba
nie jest przypadkiem trochę za ładna? – dokuczał Pinokio.
Za ładna? Czy
to moja wina, że nie obsypało mnie krostami w czasie dojrzewania? Że miałem
łagodniejsze rysy twarzy i z pewnością nigdy nie zagrałbym w żadnym filmie ról,
które brali Mariusz Jakus, Danny Trejo, czy inny Michael Madsen? Że raczej
wyglądałem na pozytywnego chłopaka nie takiego szukającego kłopotów?
- Z takim
imieniem to ty sobie lepiej szukaj drugiego Mikołaja – podsumował Pelargonia.
Noż kurwa, co
złego jest w imieniu Mikołaj? Co to za argument w ogóle? W czym gorszy jest
Mikołaj od jakichś Tomków, Robertów, Sebastianów i innych? Znaczy, że Kopernik
też był jakiś nie halo?
- No pany… To
która najlepsza? – zaczął właśnie temat Pelargonia uwalając się cielskiem na
plaży.
- Tamta – ktoś
bez namysłu wskazał od razu palcem.
- Wiadomo –
prychnął Pelargonia. – Tamta jest poza konkurencją. Myślałem o innych.
- Nie ma
innych, jest tylko pani dyrektor – twardo obstawał przy swoim Makaron.
Tu miał rację.
Świeżo upieczona pani dyrektor śmigająca w zasięgu naszych oczu. W krótkich
spodenkach. Dla takich widoków warto było przyjechać na ta wycieczkę.
- Lizałbym! –
wydarł się ktoś inny na cały głos wzbudzając śmiech.
Tutaj mógł być
odważny. Pani Kamila nie mogła usłyszeć a nawet gdyby usłyszała, nie mogłaby
mieć pewności, że to do niej. Tak, taki odważny na odległość a…
- A gdyby
podeszła tutaj i poprosiła o powtórzenie, to co byś zrobił? – odezwałem się.
- To bym
powtórzył. A ty sobie popatrz na nogi Rogowskiego – odciął się natychmiast.
Znów śmiech i pełne
ciekawości spojrzenia skierowane w moją stronę. Nie powiem, zaczęło mnie to
wkurzać. Ale co mogłem zrobić?
- Ja wiem
lepiej na co chcę sobie popatrzeć.
No i dobrze. W
ten sposób mogłem w pełni skoncentrować swą uwagę na figurze naszej licealnej
pani dyrektor nie bojąc się, że mnie przyłapie na tym niecnym procederze. Stała
trochę dalej dyskutując o czymś zawzięcie z panem Rogowskim, nauczycielem
matematyki.
- A na
poważnie, jak myślicie… Co by zrobiła? – podchwycił mój wątek Pelargonia.
- Zawołaj ją i
powtórz. Albo dodaj coś od siebie – skwitował lakonicznie Burek.
- Tak, kurwa… W
gębie to każdy mocny, ale w rzeczywistości byście się zesrali – Pelargonia
odebrał to jako zaczepkę.
- Daj stówę a
to zrobię…
- Za stówę to
tak a jak nie, to już dupa? Taki kozak…
- Ej, wiara, to
jest pomysł – podpalił się nagle Białas.
- Co masz na
myśli?
- Jakbyśmy tak
zrobili konkurs na największego kozaka…?
- Ale jakiego
kozaka? O co ci chodzi? – zaczęło dopytywać się kilka osób.
- No nie wiem,
na przykład, kto wymyśli coś fajnego w akcji z Kamilą.
- Fajnego? – Pelargonia
chyba zaczął podłapywać a wraz z nim pozostali.
- No fajnego… W
sensie głupiego… No sami wiecie… - mało składnie zaczął Białas, ale szybko
wziął się w garść. – Na przykład właśnie to, że ktoś jej publicznie powie, że
wylizałby jej coś tam, albo zrobił coś innego, nie będę wam podsuwał
przykładów, wykażcie się kreatywnością.
- A przelecenie
jej też wchodzi w grę? – takim tekstem musiał się popisać oczywiście Dawid.
- Jeśli to
udowodnisz…
- W twoim
przypadku chodzi chyba o to, że twoja prawa ręka ma na imię Kamila? – zakpił
Burek, wzbudzając śmiech.
- A co by było
do wygrania i jak to ustalimy? – Dawid ominął przytyk kolegi.
- No nie wiem,
możemy wpłacić po stówce do puli. A wybór zrobimy tak, że zbierzemy się po
wszystkim i ustalimy kto odegrał najlepszą akcję.
- W sensie kto
dowalił jej najlepszym tekstem? – upewniał się Dawid.
- Kto posunął
się najdalej – uściślił Białas. – Może być tekst, może być wylizanie czegoś
tam, o ile komuś się uda, w co wątpię…
- Wchodzę w to
– oświadczył nagle Oliwier.
Spojrzeliśmy
wszyscy. Oliwier… To był grajek z innej półki. Dość przystojny, nie powiem, o
nieco wysuniętej szczęce. Taki typ dość zuchwały, odważny, energiczny, pewny
siebie. Dziewczyny go uwielbiały.
Był kimś, kim
na pewno nigdy nie będę ja. Poczułem zazdrość, ale i niepokój.
Niepokój, bo
wyczułem, że kto, jak kto, ale on rzeczywiście mógł znaleźć się dość blisko
naszej nowej pani dyrektor. Blisko w takim sensie, że… No właśnie, choćby
zaczął z nią flirtować, to czułbym zazdrość.
- Zbieramy się
chłopaki na boisko, nie ma co tu leżeć – zarządził Pelargonia.
Ponownie
rzuciłem okiem w lewo, ale nie dostrzegłem już pani Kamili. Zniknęła gdzieś
wraz z panem Rogowskim. No trudno, może jeszcze uda się ją zobaczyć w tych
krótkich spodenkach…
Wlokłem się z
chłopakami przez kilka minut drogi na boisko. Pomysł rzucony przez nich trochę
mnie rozbawił a trochę zirytował. Rozbawił, bo co ciekawego w rzuceniu jakimś
głupim tekstem pięknej nauczycielce? Zirytował, bo uznałem, że może to
doprowadzić do kilku głupich sytuacji. Jakich? Nie wiedziałem, ale miałem
świadomość, że jak się moi koledzy z liceum rozbrykają, to…
- Jest nas
piętnastu, jeden nie gra – dotarło do mnie już na boisku.
- A nie możemy
siedmiu na ośmiu? Przecież to tylko gierka – wzruszył ramionami Białas.
- Oj, tam,
Mikuś pomacha nam pomponami – zadrwił Pelargonia a jego twarz wykrzywił
odrażający, złośliwy uśmieszek.
Wzruszyłem
ramionami patrząc pobłażliwie. Byłem zawodnikiem drużyny juniorów w naszym
miejskim klubie. Może nic wielkiego, ale z pewnością radziłem sobie z piłką
dużo lepiej, niż ten gnom z paroma kilogramami nadwagi.
- Gram –
oznajmiłem silnie. – Ale ty będziesz w przeciwnej drużynie.
- Chciałbyś
mnie przykryć Mikuś? – nie ustępował a uśmieszek nie schodził z jego wrednej
gęby.
- Nie –
oznajmiłem spokojnie, acz dobitnie. – Założymy się, dobra?
- A o co…?
- A o to, że
założę ci siatkę, powiedzmy z pięć razy. I wtedy rozbierzesz się do naga.
- Ach, to byś
chciał! – wykrzyknął. – Zamarzyła ci się taka fantazja? A chuj…
- Moja fantazja
jest taka, że po przegranym zakładzie podbiegniesz goły do Kamili, tak, żeby
zobaczyła twojego malucha i pierdolnęła ze śmiechu – zakończyłem równie
spokojnie.
No… Wreszcie z
jego wiejskiego ryja opadł ten wredny uśmieszek. Trafiłem.
Nikt się nie
wtrącał, większość obecnych z zaciekawieniem patrzyła na rozwój sytuacji.
- Masz kurwa,
jakiś problem? – huknął przybierając tym razem złowrogi wyraz twarzy.
- To ty masz
problem. Czego się wstydzisz? – bez cienia strachu uważnie przyglądałem się
Pelargonii.
- To uważaj,
zasrany pedale, bo…
- Nie nazywaj
mnie pedałem – wtrąciłem.
- Spokój
panowie, możecie przystopować? – rozległ się nagle dźwięczny, bardzo kobiecy
głos.
Umilkliśmy
nagle posłusznie, zwracając głowy w kierunku, z którego do naszych uszu doszedł
głos. Nim zobaczyłem postać, wiedziałem już doskonale kogo mam się spodziewać.
I nim
ktokolwiek zareagował inaczej, niż obrzuceniem wzrokiem całej sylwetki pani
dyrektor, ze szczególnym uwzględnieniem jej nagich, długich nóg, odezwała się
znów tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Piotrze, nie
życzę sobie, by którykolwiek z uczniów mojej szkoły wyrażał się w ten sposób,
jasne? Kategorycznie zakazuję ci obrażania swoich kolegów takimi słowami. W
przeciwnym razie podejmę odpowiednie kroki przewidziane regulaminem by
dostatecznie uprzykrzyć ci życie aż do matury, czyli przez najbliższe dwanaście
miesięcy. Czy wyrażam się jasno?
- Jasno, pani
dyrektor – Pelargonia potrafił ugiąć się przed autorytetem z zadziwiającą
łatwością.
- Cieszę się,
że to rozumiesz. Wobec tego nie przeszkadzam. Ale ciebie Mikołaj poproszę na
chwilę do mnie.
Nieco
zaskoczony wykonałem kilka kroków, podążając za panię profesor, kierująca się w
stronę ścieżki.
Ożesz… Jak tu
się nie gapić na jej nogi, gdy szła przede mną, patrząc pod stopy i nie mogąc
widzieć na co patrzę ja? Moja bezkarność w tym momencie dodała mi odwagi.
Niestety, w końcu trzeba było wyjść na ścieżkę i stanąć twarzą w twarz.
Twarz nowej
pani dyrektor, która w tym momencie była już dużo bardziej przyjazna, niż przed
chwilą.
- Mikołaju… Mam
nadzieję, że nie czujesz się obrażony grubiańskim zachowaniem Piotra.
Przepraszam cię za niego, ale mam nadzieję, że nie ucierpisz więcej ze względu
na swoją orientację.
- Pani
dyrektor, ale ja… - wytrzeszczyłem oczy, robiąc rybią minę.
- Nie ty musisz
się tłumaczyć – przerwała mi natychmiast. – To oni powinni. Ja mogę cię tylko
zachęcić, abyś zgłaszał mi każde niewłaściwe zachowanie twoich kolegów i innych
pozostałych członków naszej licealnej społeczności. Obiecuję ci z całego serca,
że żadne z takich zachowań nie przejdzie bez echa i kary.
Zamurowało
mnie. Nie no… Rozumiem, że koledzy, oni mogli mnie uważać za odmieńca. Zawsze
miałem dystans do siebie i te docinki nie przeszkadzały mi, przynajmniej jakoś
mocno. Jakby to nie zabrzmiało… Miałem to w dupie.
Ale ona? Nasza
nowa pani dyrektor? Ona tez wzięła mnie za homosia? Jakim prawem, ja się
pytam?! Przecież ja jestem najzupełniej normalny! Przecież…
- Pani
dyrektor, ale… Jakby to pani powiedzieć… – z nerwów nie potrafiłem porządnie sprostować
sytuacji. – Ja jestem normalny, to znaczy…
- Ależ ja wcale
nie twierdzę, że jesteś nienormalny, przecież nic takiego nie zasugerowałam –
przerwała mi natychmiast zapalczywie. – Jesteś najzupełniej normalny, tak jak
my wszyscy, tak właśnie ja cię traktuję i daję słowo, że w mojej szkole wszyscy
będą cię tak traktować.
- No, ale… -
opadły mi ręce.
- Nie przejmuj
się Mikołaj, naprawdę – pani Kamila nie dała mi dojść do głosu i nagle,
nieoczekiwanie zniżyła własny głos. – I tak w ogóle miałabym do ciebie pewną
prośbę.
- Prośbę? Jaką?
- Z tej racji,
że nigdy do tej pory nie miałam do czynienia z homoseksualistą a w naszej
szkole nikt się do niczego oficjalnie nie przyznał, to…
- Ale ja tez
się do niczego nie przyznałem! – tym razem przerwałem ja. Dość mocno wzburzony.
- To dobrze,
Mikołaju, ja cię nie będę do niczego zmuszać – zapewniła subtelnie w dalszym
ciągu niczego nie rozumiejąc. – Wrócę więc tylko do czego, co chciałam
zaproponować.
- Zaproponować?
– zmrużyłem nieufnie oczy wciąż nie wiedząc jak to wszystko naprawić.
Co
zaproponować? Oczami wyobraźni ujrzałem siebie na podeście w wielkiej, szkolnej
auli, opowiadającego o życiu homoseksualisty. Nie no, ludzie… Czy dobrze
rozkminiłem? To miała na myśli?
- Chodzi o to,
że my… Mam na myśli szkołę, no i co za tym idzie, także mnie samą, powinniśmy
zmierzyć się nowoczesnymi wyzwaniami i lepiej poznać siebie nawzajem. Ja
osobiście chciałabym poznać punkt widzenia tej drugiej strony. Jednym słowem
chciałabym, żebyś mi opowiedział coś o sobie, o ile oczywiście nie narusza to
twojej intymności.
Mówiła
subtelnym, delikatnym tonem, bojąc się widocznie jakiejś agresji z mojej
strony. Heh, agresji… Dobre…
I gdy
kompletnie skonsternowany otwierałem usta, nabierając jednocześnie głębokiego
wdechu, by wyrzucić z siebie całą prawdę, pani dyrektor ubiegła mnie po raz
kolejny.
- Krótko,
chciałabym cię zaprosić do siebie, żebyśmy porozmawiali sobie w bardziej
sprzyjającej atmosferze.
Wypuściłem
powietrze ze świstem. Czy dobrze słyszałem?
- Do siebie? W
sensie, że…? Ale teraz gram mecz – palnąłem głupotę, gryząc się natychmiast w
język.
- Nie, nie
teraz, jestem zajęta – zaprzeczyła natychmiast. – Miałam na myśli jakiś
spokojniejszy termin. Może wieczorem?
- Wieczorem? –
powtórzyłem machinalnie a moja wyobraźnia zaczęła pracować dziesięciokrotnie
intensywniej. – Myślałem, że wieczorem wybiera się pani na imprezę.
- Wybieram, ale
tylko na chwilę – potrzasnęła głową. – Na godzinę, czy dwie. Opiekę zostawię
innych paniom, zresztą na co wam opieka na wycieczce…
- Czyli tak o
dwudziestej drugiej? – upewniłem się.
- No coś w tym
stylu. Chyba nie będziesz już spał o tej porze?
- Nie, skąd –
zaprzeczyłem. – Nie zrezygnowałbym z randki z panią na rzecz snu - chlapnąłem.
- Jasne – na
twarzy pani dyrektor w końcu pojawił się szeroki uśmiech. – Wobec tego jesteśmy
umówieni. Znajdziemy się na imprezie. No… To już nie przeszkadzam.
Czując łomot w
sercu kiwnąłem głową na pożegnanie i udałem, że ruszam w stronę boiska. Ale
zatrzymałem się i skierowałem wzrok na smukłą sylwetkę pani Kamili udającą się
już w swoją stronę. Na jej zgrabną figurę, na długie, czarne włosy spadające na
plecy. No i przede wszystkim na ten niespotykany przecież w szkole powiew
nagości, czyli piękne nogi ograniczone dopiero krótkimi spodenkami.
O w mordę…
No i dobrze, że
się jednak nie założyłem z Pelargonią, bo zdekoncentrowany nieoczekiwaną
propozycją złożoną przez panią dyrektor, nie zaliczyłbym tej popołudniowej,
wycieczkowej kopaniny do swych najlepszych występów w karierze.
- Naprawdę masz
randkę z Kamilą? – nie dowierzał Białas, gdy kilka godzin później siedzieliśmy
pod wielkimi parasolami nad plażą. Przy stolikach, które z trzech stron
otaczały niewielki parkiet.
- Chcesz pójść
ze mną w roli ochroniarza?
- A boisz się?
- Kto tam wie,
może będzie mnie molestować… - mruknąłem chwacko.
- I miałbyś
problem – dokończył niedwuznacznie Białas.
Ale akurat on
traktował te wszystkie docinki kierowane w moją stronę z przymrużeniem oka. Z
innymi było różnie. A taki Pelargonia wciąż łypał na mnie spode łba, pamiętając
o dzisiejszym zajściu na boisku. O tym, że pani dyrektor musiała sprowadzić go
do parteru. I o tym, że ostatecznie w wyniku tych absurdalnych pomówień, to ja
miałem znaleźć się u niej w pokoju. Wieczorem. Sam na sam.
Na samą myśl o
tym uśmiech rozszerzał mi japę. Ale z drugiej strony… Co ja tam będę robił? O
czym jej opowiem? Przecież do jasnej choinki, nie jestem żadnym gejem, tylko
zwykłym polskim licealistą, zafascynowanym cyckami i kobiecymi tyłeczkami.
No cóż…
- Ale wywija
dzisiaj – rzucił ktoś.
Miał na myśli
panią Kamilę, która była, tak jak zapowiedziała, ale chyba nie miała zamiaru
tak szybko opuszczać imprezy. Bawiła się nad wyraz dobrze.
No i wciąż
pobudzała wyobraźnię. I to chyba jeszcze bardziej niż kilka godzin temu. Mimo tego,
że krótkie spodenki zostały zastąpione przez spódniczkę. Ale i ona coś tam
odsłaniała, zwłaszcza, że była lekka, zwiewna, więc w tańcu potrafiła się nieco
unieść.
No, ale było
coś jeszcze. Pani Kamila, jako taka. Ze swym zachowaniem, ze swym tańcem,
swobodnym poruszaniem się na parkiecie.
- To co? Który
startuje do jakiegoś przytulańca? – sprowokował Pelargonia.
- Ale inna muza
jest – skrzywił twarz Dawid.
- Ale kiedyś
się zmieni. Poza tym jak ktoś jest sprytny to zawsze może wykorzystać okazję i
śmignąć ręką tu, czy tam…
- To by chyba z
miejsca wygrał nasz zakład, nie? – upewniał się Dawid rozglądając dookoła.
Nikt mu nie
odpowiedział. Pewnie wszyscy pomyśleliśmy o tym samym. O tym, jakby to było
znaleźć się blisko pięknej pani dyrektor, objąć ją w talii, o czymś więcej nie
mówiąc. Jakby to było, poczuć jej zapach z bliska, znaleźć się ustami o kilka
centymetrów od jej ust i takie tam…
- To który
odważny? – rzucił zaczepnie Burek.
Pytanie nie
zostało skierowane do kogoś bezpośrednio, ale nasze wszystkie myśli, albo
wprost spojrzenia poszły w jednym kierunku. W stronę Oliwiera. Ten chyba wyczuł
to.
I nie wiem do
dziś jaką podjąłby decyzję, gdyby nie to, że zupełnie nieoczekiwanie w naszym
pobliżu znalazła się główna bohaterka naszych fantazji.
- I co panowie
tak siedzicie? Wy tutaj, dziewczyny tam i co? Ech, kiedyś to byli mężczyźni… -
rzuciła wybitnie prowokacyjnie z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Nie ma
mężczyzn, bo i nie ma kobiet – odparował natychmiast w swoim stylu Oliwier,
który chyba najbardziej poczuł się wywołany do tablicy. – No, może jedna się
ostała… - zasugerował niedwuznacznie.
I chyba
ustrzelił tym tekstem panią Kamilę. Spojrzała na niego uważniej.
- Skoro jedna
się ostała, to powinien się i pojawić jakiś bohater, niekoniecznie w czarnej
pelerynie…
- Bardzo
chętnie pani dyrektor – Oliwier jakby na to czekał i wystrzelił z siedzenia
niemal jak z procy.
Poruszyłem się
niespokojnie, przeczuwając coś złego. Nie, niekoniecznie w sensie jakiegoś
wygłupu ze strony Oliwiera. Mimo całej swojej odwagi i pewnego rodzaju
postrzelenia, miał w głowie odpowiednią ilość oleju.
Chodziło mi o
coś innego.
Patrzyłem jak
tańczą oboje, w sumie dość daleko od siebie. Tak jakby to były jakieś
przymiarki. Oliwier ledwo dotykał dłoni pani Kamili a ja już czułem zazdrość.
Nie dość, że ten typ przeleciał pewnie niejedną licealną piękność, to teraz był
tak blisko olśniewającej nauczycielki. Co z tego, że tym razem bez szans na
żaden seks? Nieważne, liczyło się to, że zdobywał ją, uwodził, prowadził.
Zresztą, prawdę
mówiąc, wolałbym znaleźć się tak blisko pani Kamili, niż przelecieć jakąś tam
Agnieszkę, Beatę, czy inne pseudo piękności z naszej budy.
Ale i ona
uwodziła jego też. Albo mnie. Bo jak widziałem jej postawę, jej sylwetkę a
przede wszystkim twarz. Uniesioną nieco wyżej, trochę zadziorną… Oczy otwarte
nieco szerzej, przenikliwie filtrujące tańczącego z nią licealistę… Mówiące coś
w stylu „dobra, chłopaczku, zmierzymy się w tym pojedynku?”
Strasznie mnie
to nakręcało, jak i niepokoiło. I na odwrót. Bo… No bo, moja szkolna,
wyidealizowana piękność stanęła na krawędzi. Zaczął na nią czyhać jeden
licealny bawidamek.
- No, no, dają
czadu – mruknął ktoś.
Chyba tak.
Niestety… Muzyka była szybsza, ale widać Oliwier czuł się w tym doskonale. Co
najmniej tak dobrze jak pani dyrektor. Był bardzo pewny w swoich ruchach i
odniosłem wrażenie, że w pewien sposób zyskuje tym aprobatę pani Kamili. Ona
lubiła taniec i widocznie tancerze na nią działali.
Dokładnie tak…!
Przekonałem się o tym, gdy Oliwier zetknął się z nią po raz pierwszy bliżej.
Nie tak, że dotknęli się dłońmi, tylko chwycił ją za przedramiona. Farciarz…
Może to i niewinny dotyk, ale ile bym dał ja sam za przejechanie dłonią po
nagiej skórze naszej licealnej dyrektorki…
I z coraz
szybszym biciem serca patrzyłem jak Oliwier krok po kroczku zdobywa przewagę.
Tak jak wcześniej tańczyli ot tak, tak z każdą sekundą on zaczynał prowadzić
ten taniec. Jego dłonie były już stałym gościem na rękach pani Kamili. Miał z
nią kontakt taki jaki miał, ale miał… No i chyba nie zamierzał poprzestać na
tym. Zdarzyło mu się chwycić ją za biodra, raz, potem drugi, potem…
- No, ładnie… -
usłyszałem komentarz z boku.
To po trzecim,
gdzie Oliwier mocniej przycisnął do siebie panią Kamilę. Na sekundę, ale
jednak. Potem znów oddalili się od siebie, ale dla mnie nie ulegało
wątpliwości, że Oliwier zmierza do czegoś więcej. I co gorsza, osiągnie to.
I jakby tego
było mało, pod parasolami przygasło nieco światło. Nie tak doszczętnie, ale
jednak. Zrobiło się nieco ciemniej. Idealna okazja dla Oliwiera. Tym bardziej,
że – to już była prawdziwa zgroza – muzyka zmieniła się na wolniejszą.
- Niech to
szlag… - nie wytrzymałem, widząc, jak nasz szkolny kolega, zbliża się do
licealnej nauczycielki, obejmując ją. Może nie przycisnął do siebie, ale jednak
oboje znaleźli się blisko siebie.
A pani Kamila…
Nie dowierzałem i wytrzeszczałem oczy, nie wiadomo, czy bardziej z powodu
słabszej widoczności, czy z powodu tego jej zachowania. Czy dała się aż tak
bardzo unieść nastrojowi? Bo wprawdzie nie przytuliła się jakoś do Oliwiera,
nawet nie zetknęła z nim swym ciałem, ale po prostu zaczęła poruszać się nieco
bardziej zmysłowo. Hm, nieco? Dużo bardziej, poruszając na boki biodrami
- Ale suka… Jak
jakaś murzynka z hiphopowego teledysku – znów padł jakiś komentarz.
Komentarz
dosadny, ale bardzo prawdziwy. No dobrze, nie wyglądało to tak wyuzdanie, jak
we wspomnianych clipach, ale jednak… Jednak pani Kamila zachowywała się trochę
jakby uwodziła swego partnera. Nie tak wyuzdanie, chamsko, jak rzeczone
murzynki. Wręcz przeciwnie, bardziej subtelnie, z większą klasą.
No kurwa,
stanął mi… Poważnie. Dlaczego? Dlatego, że nasza nowa pani dyrektor udowadniała
właśnie niezbicie, że seksapil to nie są gołe cycki i stringi na dupie, tylko
coś zupełnie innego. Kobiecość, zmysłowość, bez strojenia głupich min, bez
wypinania dupska, cycków, bez wydymanych ust…
To było to!
Tylko dlaczego, do chuja z tym marnym bawidamkiem!?
Czułem jak
wysychają mi wargi. Koledzy obok też patrzyli, ale chyba nie aż tak zachłannie
jak ja. Rozbity, zdeprymowany, niemal załamany. Oliwier zdobył wszystko. Pani
dyrektor prezentowała się przy nim olśniewająco a na dodatek dała mu się
podotykać, wprawdzie w miejscach niewinnych, jak dłonie, przedramiona, czy
biodra, ale jednak. A Oliwier teraz samemu przyjmując grę naszej nauczycielki,
miał okazję jeszcze na coś więcej.
I wreszcie,
mimo wypowiadanym w duszy zaklęciom, stało się…
Oboje zetknęli
się ze sobą całymi ciałami. Niemal wstrząsnął mną dreszcz. Boże, jak tak
można…? Ona oparła dłonie na jego barkach, on złapał ją za biodra. Ona
przesunęła głowę bliżej jego, potem bardziej w bok, tak jakby chciała oprzeć ja
o jego bark. Aż mną wstrząsnęło.
A on… Nie
patrzyłem już na nic innego, koncentrując się na jednym wycinku. Na tyle, na ile
pozwalało przygaszone światło. Wytrzeszczałem oczy, chcąc zobaczyć, czy Oliwier
grzecznie trzyma swe dłonie na biodrach pani Kamili, czy może jednak ulegnie
pokusie i…
- Pomaca ją po
dupsku? – głowił się ktoś obok
Nie byłem w
stanie opanować drżenia. Odważyłby się? Z pewnością pani Kamila natychmiast
zareagowałaby. Ale jak? No i czy jej reakcja, tak, czy owak, zmieniłaby
cokolwiek w ostatecznym wyniku tej rozgrywki? Bo może warto byłoby subtelnie
zjechać dłonią w tył i ponieść z tego tytułu jakieś tam konsekwencje…
Drżałem zafascynowany
tym klimatem i patrzyłem jak ciało pani Kamili porusza się zmysłowo, wolno w
rytm muzyki. Jak nasz licealny playboy staje się teraz bohaterem szkoły będąc
tak blisko pięknej pani dyrektor. O, kurwa…
No właśnie!
Wytrzeszczyłem oczy jeszcze bardziej i z coraz większym niepokojem
stwierdziłem, że dłonie Oliwiera jeżdżą dość swobodnie po biodrach, bo pani
Kamila leniwie przesuwała się na boki, więc nasz koleżka miał ułatwione
zadanie. No bo przecież przez przypadek, w rytm ruchów te jego dłonie mogły
gdzieś tam…
I zjechały…
Teraz już wywaliłem gały na orbit patrząc jak otwarte dłonie Oliwiera opadają
na letnią spódniczkę pani Kamili. Miękką, tak jak i jej pośladki na które
opadły. A ona…
A ona, niemal
nic! To znaczy natychmiast poprawiła ułożenie dłoni Oliwiera, jakby uznała, że
przypadkowo pacnął jej tyłek! Przypadkowo i nic!
Kurwa…! Oliwier
wygrał wszystko!
Nawet jeżeli
ostatecznie aż tak sobie nie pomacał, to jednak jego dłonie miały przez moment
delikatny kontakt z pośladkami pani Kamili!
I gdy w tym
stanie wrzenia zacząłem oczekiwać czegoś jeszcze gorszego, muzyka się
skończyła. A pani Kamila dość zdecydowanym gestem podziękowała Oliwierowi za
zabawę. Nie, chyba nie dlatego, by się obraziła za ten wcześniejszy gest.
Przecież już po jego nastąpieniu tańczyła z nim przez tą chwilę.
Uff… No dobra,
coś tam Oliwier użył, ale nie aż tak dużo.
Choć i tak sporo
więcej, niż ja. Bo ja przecież nic… Patrzyłem na niego spode łba, z olbrzymią
zazdrością i burzą w mózgu.
W każdym razie
musiałem skupić się na tym by emocje opadły. No i nie tylko emocje… W
towarzystwie rozgorzała zażarta rozmowa o wyczynach Oliwiera a ja ukradkiem
zerkałem dalej, patrząc jak pani dyrektor powoli zbiera się z miejsca.
Poczułem, że zaczynają pocić mi się dłonie. Nerwowo wytarłem je o spodenki.
Ale sam w końcu
wstałem z miejsca.
- Spieszy ci
się na randkę z Kamilą? – zaśmiał się Białas widząc mój ruch.
- Musisz się
postarać, żeby przebić Oliwiera – rzucił ktoś inny.
- A najgorsze,
że czego byś nie zrobił, to i tak tego nie zaliczymy, bo nikt nie zobaczy. Może
nagraj telefonem, jakby co? – próbował dowcipkować Dawid.
Mruknąłem tylko
coś w odpowiedzi i opuściłem towarzystwo. Panią Kamilę znalazłem już na świeżym
powietrzu.
- Myślałam, że
wyleciało ci z głowy – przywitała mnie z uśmiechem na twarzy.
Oj, ten uśmiech
był wart więcej, niż wszystkie macanki w wykonaniu Oliwiera. Dość szybko
wypogodziłem się.
- Niech pani
nie żartuje, jak mógłbym zapomnieć? – w odpowiedzi popisałem się niezwykle błyskotliwą
ripostą prawdziwego podrywacza…
Nasza nowa
szkolna pani dyrektor wynajmowała domek znajdujący się raptem pięćdziesiąt
metrów dalej, wiec po niespełna minucie byliśmy na miejscu.
Weszliśmy do
środka, pani Kamila zostawiła mnie na chwile w pokoiku a ja głowiłem się, o
czym by tu mówić, by nie dać się przyłapać na kłamstwie? Kłamstwie, które
zostało we mnie niestety wmuszone.
A może by tak
wziąć się w garść i przyznać się do swojej, jak najbardziej prawidłowej orientacji
seksualnej? Hm, ale wtedy moja wizyta w tym domku szybko by się skończyła. A
poza tym zrobiło mi się trochę żal pani Kamili. Ona chyba naprawdę uwierzyła,
że jestem homo i bardzo się tym przejęła.
Tak, oczami
wyobraźni zobaczyłem jej rozczarowanie i…
No i kurwa,
zrezygnowałem.
- Może życzysz
sobie coś do picia? – usłyszałem pytanie z drugiego pomieszczenia.
- Nie, dziękuję
– odpowiedziałem głośno, pocierając nerwowo dłonie.
Do mych uszu
doszły także inne odgłosy. Wytężyłem słuch i doszedłem do wniosku, że pani
Kamila przebiera się. No pięknie… Siedzę w domku olśniewającej pani dyrektor,
sam z nią a ona obok paraduje teraz może w samych majtkach…
Znów zaczęło mi
twardnieć w spodenkach. Spróbowałem zmusić się do pomyślenia o czymś innym.
Najgorzej byłoby zdradzić się z tym wszystkim w taki sposób. Gdyby okazało się,
że szanownemu gejowi penis staje tylko na samą myśl o pięknej kobiecie…
Pojawiła się w
pokoju. Znów miała na sobie krótkie spodenki. Zmusiłem się, by nie robić oczu
jak pięć złotych. Taka piękność paradująca z zupełnie odsłoniętymi nogami tuż
przed moim nosem a ja… A ja musiałem
reagować tak, jak bym oglądał zwłoki Lenina w mauzoleum.
Usiadła obok
mnie.
Koniec końców
to pani dyrektor patrzyła na mnie z zainteresowaniem a nie ja na nią. Kilka
słów na początek, takich o wszystkim i o niczym i…
- Wiesz –
splotła ręce, zdradzając w ten sposób lekką nerwowość, co dostarczyło mi akurat
sporej dawki przyjemności. – Mam wątpliwości co do swego zachowania, bo obawiam
się, że możesz poczuć się potraktowany dość przedmiotowo a ja po prostu… No sam
wiesz, po prostu chciałabym poznać pewne aspekty tego kim jesteś, gdyż
zwyczajnie z nikim wcześniej na takie tematy nie rozmawiałam – rozłożyła ręce,
robiąc taki gest jakby chciała mnie przekonać, że jej intencje są jak
najbardziej szczere i przyjazne.
- Zasadniczo
nie jest to żaden problem, choć trochę mnie to krępuje – chrząknąłem.
- Domyślam się,
że krępuje… - pani Kamila energicznie kiwnęła głową. – A może mogłabym ci w tym
jakoś pomóc?
- To zależy o
co chce pani pytać… - zaśmiałem się lekko zdenerwowany.
I w tej chwili
doznałem jakiegoś przebłysku. Drgnąłem nerwowo.
- Proszę pani…
Ja lubię rozmowy, ale nie lubię być przepytywany, jak w szkole… - zacząłem
ostrożnie, czując szybciej bijące serce.
- Nie jesteśmy
w szkole, więc nie traktuj tak tego – zareagowała natychmiast pani dyrektor.
Otóż to!
- No właśnie,
dlatego wolałbym… Aby to była rozmowa… To znaczy jak obie strony mówią, to
zawsze jest lepiej, niż tylko jedna… Skoro pani chce zapytać o intymne rzeczy,
to zawsze lepiej bym się czuł, gdybym i ja mógł zapytać o kilka rzeczy… -
kluczyłem ostrożnie, nie próbując nawet powstrzymać wiercenia i czując jak znów
pocą mi się dłonie.
- A o co chcesz
zapytać? – spojrzała uważniej.
- O nic –
wycofałem się natychmiast jak najbardziej obojętnym tonem. – Chyba, że coś mi
przyjdzie do głowy. Na tym polega rozmowa.
- Rozumiem cię.
I postaram sprostać twoim oczekiwaniom – odpowiedziała a ja poczułem uderzenie
serca w klatkę piersiową.
Naprawdę nie
zdała sobie sprawy o co mogę zapytać? Bo chyba nie było to zaproszenie do
rozmowy typu „hej, niech pani opowie jak ostatnim razem mąż ruchał panią w
dupsko”? Nie no…
Ale to
oznaczało, że na coś tam mogę sobie pozwolić. A na co? A to już zależało od
pytań samej pani dyrektor. To ona w tym momencie wybierała broń. Właśnie tak…!
Wydało mi
się jakby pani Kamila bardziej
przybliżyła się ku mnie a na pewno bardziej zwróciła. Do mych nozdrzy dotarł
zapach prawdziwej kobiety. Poczułem się mocno osaczony i jeszcze bardziej
zesztywniałem.
- Właściwie to
może tak ogólnie… Jak to się zaczęło? Kiedy to w sobie odkryłeś? I w jaki
sposób?
Ech…
No to
odpowiedziałem. Mrukliwie, półsłówkiem. Starając się wymyślić cokolwiek i
dodawać jakieś tam upiękniacze. Tak by zrodziła się z tego poważniejsza
opowieść.
Czułem tak samo
skrępowanie, opowiadając o jakichś pierdołach wymyślanych na potrzeby chwili,
jak i żal. Żal do siebie samego, że okłamuję taką osobę. Bo pani Kamila z
pewnością oddawała serce tej sprawie, tej historii i nie zasługiwała na
kłamstwo.
Historii
jedynego, półoficjalnego geja w liceum. Geja, który wcale nie był gejem. Został
wymyślony. Najpierw uczynili to koledzy a później pomogła im w tym, zupełnie
nieświadomie szkolna dyrektor.
Ale z drugiej
strony, gdy patrzyłem prosto w oczy pięknej dyrektorki czułem nie tylko żal,
ale i nieoczekiwaną satysfakcję, przyjemność. Skąd się to brało? Czy
okłamywanie pięknej kobiety mogło sprawiać także przyjemność? Tak, drobną,
wynikająca z faktu, że na moment stałem się prawdziwym playboyem ściemniającym
najfajniejsze laski w klubie, by dobrać się do ich majtek. Takim kimś byłem
teraz. Opowiadałem bajki, by wykorzystać to na swój sposób. By cieszyć się
obecnością pięknej nauczycielki, by bezkarnie patrzeć na jej długie nogi, by wykorzystać
to może jeszcze dużo bardziej już za chwilę.
Tymczasem ona
przetrawiała uzyskane przeze mnie informacje. Budowała obraz homoseksualisty,
który naprawdę był hetero. Rozkosz znów została zastąpiona przez żal.
- A powiedz mi…
W aspekcie fizycznym… Jak to odbierasz? To znaczy, czy bardziej podoba ci
się... Nie wiem, na przykład klatka piersiowa męska, czy damska? Możesz się
śmiać, ale po prostu chciałabym trochę wejść w umysł homoseksualisty i
zrozumieć tok jego myślenia – rozłożyła uroczo ręce a na jej twarzy pojawił się
rozbrajający, defensywny uśmiech.
No i co tu
odpowiedzieć?
- A… To zależy
od rozmiarów – machnąłem ręką siląc się na luz i dopiero później uświadamiając
sobie, że zabrzmiało mało homoseksualnie. Ale przynajmniej wywołałem bardziej szczery
uśmiech na pięknej twarzy pani dyrektor.
Więc nim
zdążyła jakoś zareagować, sam przystąpiłem do kontrataku.
- A pani? Czy
zdarza się, że pani widzi, że inne kobiety też są piękne, atrakcyjne? I co
wtedy pani widzi?
- Tak, widzę
takie panie – złożyła ręce na piersiach, jakby przygwożdżona tym, w sumie
przecież niewinnym pytaniem. – Ale to nie musi oznaczać, że myślę o nich w ten
sposób, bo nie myślę – dodała od razu.
- No właśnie.
Sam mam podobnie, jeśli chodzi o ten temat. Czyli nie ma pani fantazji
erotycznych na temat kobiet? – wysiliłem się na najbardziej obojętny ton, na
jaki było mnie stać.
- Nie, nie mam
– odpowiedziała natychmiast.
- A skoro pani
mnie pytała o to, czy miałem już kontakty z chłopakami… Czy pani uprawiała
kiedyś seks z kobietą?
No kurwa, nie
wierzę… Naprawdę rzuciłem takie bezczelne pytanie w kierunku pani Kamili?
Naprawdę wyszło to z moich ust?
- Haha… -
usłyszałem ze zdumieniem w odpowiedzi.
Był to
delikatny, pełen skrepowania śmieszek. Zobaczyłem jak pani Kamila, zmieszana
skierowała wzrok na sufit a potem jeszcze gdzieś indziej, nim znów spojrzała na
mnie.
Boże, czyżby?
Czy naprawdę poprzez ten, pełen zażenowania śmiech usiłowała ukryć swoją
tajemnicę? O Panie… Czy ona naprawdę kiedyś zabawiła się w lesbijkę? Czy…
- Jeden raz –
usłyszałem przyciszony, wyrażający skrępowanie głos. – Dawno temu, w takich
okolicznościach, że… Lepiej nie pytaj o szczegóły – machnęła ręką, ucinając
temat.
W ułamku
sekundy oczami wyobraźni ujrzałem piękną nauczycielkę, kompletnie nagą, liżąca
cipkę jakiejś innej dziewczyny…
Pochyliłem się
nieco, bo mój penis po raz kolejny wystrzelił w górę w rekordowym tempie. Z
trudem docierało do mnie, że właśnie poznałem jedną z erotycznych tajemnic
pięknej dyrektor naszego liceum.
I co znaczyła
ta ostatnia uwaga? Że jednak, gdybym podrążył temat, mógłbym dowiedzieć się coś
więcej?
- A w zasadzie…
- nie zmieniła głosu, przez co atmosfera stała się jeszcze bardziej intymna i
zaczęła doprowadzać mnie powoli do gorączki. – Skąd wiesz, że z kobietą nie byłoby
ci lepiej? Nigdy nie byłeś z żadną, tak?
- Ma pani na
myśli seks? – znów musiałem się wysilić, by mój głos zabrzmiał normalnie. –
Nie, nie byłem.
- No właśnie.
Więc nie wiesz jak to jest dotykać kobiety i może tedyby się to zmieniło?
Wiesz, tak tylko gdybam – dodała natychmiast ostrożnie.
Serce znów
zaczęło mi bić mocniej, gdy do głowy przyszło mi...
- Nie wiem jak
to jest z dotykaniem – odpowiedziałem szczerze i równie ostrożnie starając się
jednak zachowywać swobodnie. – I nie chcę, żeby pani odebrała to źle, ale
mogłaby mi pani w tym pomóc.
- Ale jak? –
spojrzała wzrokiem wyrażającym niezrozumienie.
- Na przykład
tak.
Nie byłem chyba
w pełni świadomy tego co robię i nie wiem skąd znalazłem odwagę, ale jednak
skądś się wzięła. Moje ręce jakimś magicznym czarem przeniosły się z moich
kolan na kolana pani dyrektor.
Drgnęła lekko,
przesuwając nogę o kilka centymetrów, ale… Ale nie zaprotestowała! Tylko
pokiwała głową, mrucząc coś w stylu „uhm”…
Matko,
dotykałem jej nóg… I teraz natychmiast należał odwrócić uwagę od tego czynu,
więc…
- A może mi
pani powiedzieć jaka stylówka się pani podoba, jeśli chodzi o mężczyzn? No wie
pani, to, co przyciąga pani wzrok – rzuciłem szybko, ale naturalnie.
- Stylówka… -
uśmiechnęła się lekko, jakby kpiąc nieco z mojego wyrażenia, albo reagując w
ten sposób na moje palce macające bezkarnie jej nogi.
Nie byłem
bezczelny, wiedziałem, że pewnych granic przekroczyć nie mogę. Moje palce
błądziły w okolicach kolana pani dyrektor, zjeżdżając trochę w kierunku łydki,
ale niestety nie wyżej. Jednak się bałem. Chociaż…
No i musiałem
się pilnować, by moja twarz wyglądała tak, jakbym obserwował jakiś średnio
interesujący mnie eksponat w jakimś starym, nikomu niepotrzebnym muzeum. Za
żadne skarby nie mogłem zdradzić tego co czuję, tego, że serce chce mi
wyskoczyć z klatki…
- Są dwa takie
rodzaje – nieoczekiwanie pani Kamila poczuła się na tyle swobodnie, że lekko
pochyliła się ku mnie. Choć może udawała i może też walczyła ze skrępowaniem. –
Pierwszy, to mężczyzna w garniturze a w zasadzie koszuli, najlepiej błękitnej,
albo granatowej, z podwiniętymi do łokci rękawami. To mi się podoba…
Urwała na
chwilę. Bojąc się, że usłyszy moje walące jak bęben serce, natychmiast
zachęciłem ją do mówienia.
- A drugi?
- Drugi…
Miałabym pewne opory, bo chyba nie powinnam… Ale skoro jesteś homoseksualistą,
to chyba nie będzie w tym nic złego - spojrzała na mnie a ja znów wyczytałem z
jej nieziemskich oczu lekkie skrępowanie.
Hm… O co
chodziło?
- To jest ten
taki sportowy, trochę chłopięcy a trochę męski styl z przewagą czarnego koloru
– wytłumaczyła i spojrzała tym razem nie w moje oczy, ale otaksowała całą mą
sylwetkę. – Czarna koszulka, albo bluza z kapturem i czarne spodenki prawie do
kolan. I jeśli jeszcze ten osobnik ma całkiem przyjemne nogi, z lekko
zarysowanymi mięśniami, opalone… To mi się podoba.
- Nie wiem jak
podobają się pani moje… - wtrąciłem czując, że nie mogę powstrzymać
rozszerzających się oczu.
- No więc wykorzystam
okazję i odważę się powiedzieć, że prezentujesz się bardzo fajnie i myślę, że
niejedna dziewczyna będzie żałować, że jesteś dla niej niedostępny.
Zamurowało
mnie. Kobieta, która na pstryknięcie palcem mogłaby mieć każdego z czterech
miliardów facetów na tym świecie powiedziała właśnie, że podobam się jej?
Przynajmniej w jakiś tam sposób? Że poleciałaby na mnie? No właśnie…
- Czyli, gdyby
była pani młodsza a ja nie byłbym tym kim jestem, poleciałaby pani na mnie –
wyartykułowałem, siląc się na uśmiech.
- Haha… No kto
wie… - wzruszyła ramionami. – No i jak moje nogi? – zapytała siląc się na
beztroskę.
- No… Bardzo
fajne są… - teraz wzruszyłem ramionami ja.
No bo, do chuja
ciężkiego, co mogłem powiedzieć? Wykorzystując okazję ścisnąłem lekko łydkę.
Dotyk tego miękkiego ciała sprawił, że znów poczułem ból w bokserkach. Mój
penis stał silnie jak rzadko kiedy.
- Pewnie inni
komplementowaliby je bardziej, no, ale wie pani – dodałem szybko.
- Wiem,
rozumiem… - wciąż nie chciała strącić moich dłoni ze swoich nóg a ja dotykałem,
wręcz pieściłem je, czując łomot nie tylko w klatce piersiowej, ale i w głowie.
– Nawiasem mówiąc, ktoś taki jak ty, przydałby się wielu kobietom…
- A właśnie,
jak już przy tym jesteśmy… - rzuciłem beztroskie zapytanie. – Czy w stosunku do
takich jak ja… Miałaby pani opory, by prezentować się w bardziej skąpym stroju?
Albo w ogóle bez niego?
- Hm… Ja bardzo
cenie swoją intymność, nie pokazuję swojego ciała obcym… - skomentowała z
lekkim zawahaniem.
- Jasne. Czyli
nie będę pani doradzał w doborze bielizny – rzuciłem beztrosko, jakbym pytał o
najzwyklejszą rzecz na świecie.
- Raczej nie… -
nie pierwszy raz przywołała na twarz delikatny uśmiech.
Ale zamyśliła
się przy tym tak, jakby faktycznie rozważała tego typu rzeczy, albo
przynajmniej nie były aż takie straszne. Naprawdę? Czy to może wyobraźnia już
tak fiksowała? A może jednak dało się pociągnąć ten temat jeszcze jakoś? Tylko
jak? Myśl, chłopie, myśl…!
Ale ja nie
byłem niestety typem podrywacza mającym odpowiednie teksty na każdą okazję. No
i…
- Chyba czas
już iść spać – usłyszałem.
No tak… W takim
momencie? Chociaż z drugiej strony, czując to co miałem w bokserkach,
opuszczenie tego pokoju było jedynym wyjściem.
Ale…
Nie, za późno.
Pani dyrektor wstała z kanapy a moje palce pozostały bezczynne, choć wciąż
jeszcze miały w pamięci to co wyprawiały przez te ostatnie parę minut.
Nie było
wyboru, wstałem i ja. Można powiedzieć, że prześlizgnąłem się do wyjścia, tam
na szczęście było już ciemniej. A nie wiedziałem co mogłoby wyglądać gorzej,
mój rozrywający bokserki penis, czy uginające się nogi.
Miałem
nadzieję, że pani Kamila niczego nie dostrzegła. W każdym razie w drzwiach
zatrzymałem się jeszcze, ale nie odwróciłem za bardzo.
- Dziękuję za
to spotkanie, szkoda, że pewnie jedyne… - rzuciłem bardziej przez ramię.
- Ależ,
Mikołaju… Zawsze możesz przyjść do mnie, czy to jeszcze tutaj, czy w szkole,
czy nawet w domu. Moje drzwi są dla ciebie zawsze otwarte.
Szczególnie te
ostatnie słowa zostały wypowiedziane bardzo subtelnym tonem. Podziałało na mnie
raz jeszcze. Z żalem pożegnałem się. Z żalem, ale i pewną ulgą.
Otwarte… No
tak. Ale to nie oznacza, że drugi raz da się pomacać po nogach, albo, że da się
wciągnąć w jakieś bardziej intymne pogawędki o czymś tam. Nawet gdyby stworzył
się jakiś taki klimat, to gdzie…? W szkole na pewno nie. W domu, przy mężu i
dzieciach? Tym bardziej.
No, ale… Co
przeżyłem, to moje…
- Ufff… -
sapnąłem wychodząc na ścieżkę i kierując się w stronę własnego domku
wycieczkowego.
Szedłem, czując
jak nogi uginają się pode mną. Co to było za przeżycie. Może i Oliwier ją trochę
wymacał, ale ja na pewno nie gorzej. Zresztą, czy to ważne? Spędziłem z piękną
panią dyrektor kawał czasu sam na sam, poruszając dość intymne tematy i
dotykając ją…
- Boże… -
sapnąłem raz jeszcze i nagle w przypływie jakiejś euforii wyrzuciłem ręce w
górę, niczym triumfator biegu maratońskiego. – Dziękuję ci za to, że wymyśliłeś
homoseksualizm!
Nie
przypuszczałem, że ten dość głupi żart z tym zakładem nabierze aż takich
rozmiarów. Że wszyscy się do niego tak zapalą. Ale gdy wczesnym popołudniem spotkałem
się z całą grupą, mówili praktycznie tylko o tym. Numerem jeden były wczorajsza
akcja Oliwiera i przede wszystkim plany a raczej fantazje innych uczestników.
Fantazje, bo
przecież inaczej nie dało się określić niektórych planów oderwanych od rzeczywistości.
Ale gdy ich słuchałem, w moje serce wkradał się pewien niepokój. Pani Kamila
była jednak nauczycielką, którą trzeba było zaliczyć do kategorii „w porządku”.
Pewne psoty, figle, dobra… Ale to wszystko nie powinno przekraczać pewnej
granicy.
Tak uważałem.
Chyba byłem na to wszystko zbyt uczciwy. Tak, byłem. Faktycznie, niektórymi
cechami charakteru nie pasowałem do obrazu typowego nastolatka.
Zaraz… Czy na
pewno? Przecież mogłem wziąć się w garść i wyłożyć kawę na ławę, zdecydowanie
oświadczając, że z tym oskarżeniem o homoseksualizm to pomyłka. A jednak
trwałem w kłamstwie, które przyniosło mi wczorajszego wieczora pewne korzyści.
I to nawet niemałe, bo…
- Wiesz, że ekipa
uznała, że po wczorajszym dniu wysunąłeś się na prowadzenie? – poinformował mnie
Białas. – Chociaż zdania są jeszcze podzielone, bo niektórzy optują za
Oliwierem.
- Teraz wszyscy
będą kombinować, żeby cię przebić – dorzucił Burek.
- Ale nie
dostaniesz ani złotówki, jak nie wpłacisz stówy – zastrzegł od razu Białas,
bawiący się w organizatora.
Lekko się
wzdrygnąłem. Zrobiłem już coś wystarczającego niedobrego oszukując poniekąd
panią Kamilę, ale na pewno nie w celu wygrania jakiegoś głupiego zakładu. Nie.
Zakład o panią Kamilę? Ja ją naprawdę lubiłem. Nie mógłbym jej tego zrobić.
- Sorry, nie
interesuje mnie żaden zakład – poinformowałem stanowczo.
- Jak tam
chcesz – wzruszył ramionami Białas. – Jakby co, to masz czas do północy. Jutro
kończy się wycieczka, więc ustaliliśmy, że zabawa jest aktualna do dwudziestej
czwartej. A w puli jest aktualnie dziewięć stów.
Czyli z moją
stówką, byłby do wyjęcia tysiąc. Ładna kwota, jak dla osiemnastolatka… Ale
uznałem, że warto być przyzwoitym, choćby w tej kwestii.
Siedziałem z
pepsi w dłoni i przysłuchiwałem się wywodom kolegów. Niektórzy planowali akcje,
typu zadarcie w górę spódniczki pani dyrektor, przy jakiejś sprzyjającej
okazji. Dawid wyskoczył z pomysłem pocałowania jej, pod jakimś pozorem.
- No na
przykład powiedziałbym, że ma coś na twarzy, zbliżyłbym się do niej i pocałował
– wykładał swoje wizje, podminowany, jak zwykle.
- Niezły
opierdol byś zebrał – podsumował ktoś.
- A tam… Jak
uznacie, że to byłby najlepszy numer, to robię to z miejsca.
Zaczęły się
poważne dyskusje na temat wyższości propozycji Dawida nad wczorajszymi tańcami
Oliwiera, czy moją wizytą u pani dyrektor. Co rusz zresztą ktoś podsuwał nowe
pomysły, pytając, czy to by przeszło i jakie miałby szanse na zwycięstwo.
Tak mijały
minuty, upłynęła chyba godzina, aż na horyzoncie pojawił się Pelargonia. W
sumie dziwiłem się, że go nie było. Widocznie miał coś innego na głowie. A co
takiego? Miałem dowiedzieć się już wkrótce.
Pelargonia był
zadziwiająco spokojny. Nie wiadomo czemu miał przy sobie laptopa. Wysłuchał co
mieli do powiedzenia koledzy, pośmiał się z pomysłów. Ale znałem go na tyle
dobrze, by wiedzieć, że coś go rozsadza.
I nie myliłem
się. Pelargonia swoimi komentarzami raczej wyśmiewającymi pomysły kolegów
zwrócił na siebie ich krytyczne spojrzenia. Był nad wyraz pewny siebie. Dużo
bardziej, niż zazwyczaj, choć pozornie nie wydawało się to możliwe.
- Co masz za
asa w rękawie? – zapytał w końcu Białas czujący widocznie to samo co ja.
- Nie mam asa.
Mam cztery asy, no dobra, może trzy – odpowiedział buńczucznie Pelargonia.
Tym skupił już
na sobie uwagę całej grupy.
- No powiedz co
wymyśliłeś.
- Chciałem
poczekać do samego finału, by wam powiedzieć… Ale widzę, że już nikt mnie nie
przebije, nie widzę takiej możliwości.
- Co zrobiłeś?
– zapytał poważnie Burek, co zdarzało mu się średnio raz w roku.
Pelargonia
wzruszył ramionami i pokręcił się po ławce chcąc wzbudzić jeszcze większe
napięcie.
- Byłem dzisiaj
u niej – oświadczył w końcu.
Pełen złych
przeczuć wytężyłem słuch.
- Po co? –
zapytał ktoś czujnie.
- A…
Przechodziłem obok i mnie nacisnęło, więc zapukałem i zapytałem, czy mogę
skorzystać z toalety.
Dwie, trzy
osoby się zaśmiały, ale reszta tkwiła w milczeniu. Było jasne, że nie o to
chodziło, że kryło się za tym coś więcej. Ale co?
- Wysrałeś się
i co? – rzucił Białas.
- Ani srałem,
ani lałem – sprostował z satysfakcją Pelargonia, po czym nieoczekiwanie wyjął z
kieszeni jakiś przedmiot pokazując go wszystkim. – Wiecie co to jest?
- Zwykły brelok
do kluczy…
- Brawo
Sherlocku. Tylko, że nie taki zwykły. Popatrzcie uważnie.
Niemal wszyscy
pochyli się w stronę licealisty.
- Widzicie to
szkiełko tutaj, w środku? Wiecie już?
- Kamera? –
upewnił się Białas. – Ale co to ma do rzeczy?
- To, że mam
trzy takie breloki. Jednego wam pokazałem, drugiego... O, ja głupi i
zapominalski… Zostawiłem w łazience naszej pani dyrektor.
Mimo połowy
dnia, zapanowała cisza, jakby w promieniu kilometra nikogo nie było. Do
wszystkich powoli docierało, na co porwał się Pelargonia.
- Zostawiłeś u
niej? – powtórzył Białas. – Czyli…
- Czyli pani
dyrektor, jak każda porządna kobieta weźmie dzisiaj prysznic. A może… Jak
myślicie? Może już wzięła?
- I… - kiwał
głową Burek, dedukując. – Wzięła, czy nie?
- A zaraz
sprawdzimy. Chcecie? – rozejrzał się dookoła bohater ze zwycięstwem wypisanym
na twarzy. I nie czekając na odpowiedź, włączył laptop.
Wokół
Pelargonii zrobiło się ciasno. Ja sam, pełen złych przeczuć, z bijącym mocno
sercem znalazłem się z przodu, chcąc zobaczyć, czy faktycznie mógł się tego
dopuścić i co gorsza, wygrać cały zakład.
Albo nie,
odwrotnie. Jak chciał wygrać, to niech sobie wygrywa, ale jeśli faktycznie
podszedł moją ulubioną nauczycielkę w tak perfidny i wyrafinowany sposób… Nie,
nie miał prawa! Poczułem, że mam ochotę walnąć go w ryj.
Ale nie mogłem.
Nikt by się za mną nie wstawił a sam wyszedłbym na oszołoma. W tym zakładzie
wszystkie chwyty były dozwolone. A jeśli nagle pojawiła się możliwość
zobaczenia naszej pięknej nauczycielki kompletnie nagiej…
- No i masz
coś? – niecierpliwił się Oliwier, pogodzony chyba z porażką. Ale nie sprawiał
wrażenia rozczarowanego. Przeciwnie, zaciekawiony spoglądał ponad czyimś
ramieniem.
- Zostawiłem
ten brelok dwie godziny temu, więc spokojnie. Jeszcze jest czas. Ale…
- A co, jak go
znajdzie?
- Mała szansa.
Ona ma tam porozstawianych masę szpargałów, jakieś perfumy, dezodoranty,
szampony i inne takie. Mały brelok nie wpadnie jej tak szybko w oko. No chyba,
że szykuje się na jakąś imprezę, ale dzisiaj takowej tutaj nie ma, no nie?
Milczeliśmy,
uświadamiając sobie to wszystko coraz bardziej. Na twarzach jednych pojawiły
się szydercze, pełne oczekiwania i napięcia uśmieszki. Na innych zazdrość. A
ja… Byłem w najwyższym stopniu zaniepokojony i niemal załamany.
- No i
zapomnieliście zapytać o jeszcze jeden brelok, bo powiedziałem, że mam trzy –
Pelargonia nie odpuszczał.
- I gdzie go
masz?
- Zostawiłem w
pokoju, ma tam małą szafkę z półkami. Wcisnąłem go tam, gdy akurat nie
patrzyła. Tak więc, jeśli spóźniłem się na prysznic, to na bank nagram ją, jak
się przebiera, idzie spać. Może przy odrobinie szczęścia ściągnie stanik, może
nawet majteczki… Tak, czy owak, nie ma opcji, by się nie udało.
Chyba te słowa
najdobitniej uzmysłowiły wszystkim nam czego dokonał Pelargonia i świadkami
czego możemy być. Otóż, możemy bezkarnie zobaczyć panią Kamilę prywatnie, jak
oddaje się swym codziennym, ulubionym czynnościom.
No i jak,
niczym nieskrępowana, zupełnie bezbronna rozbiera się do naga.
Kompletnie do
naga…
Nie no… Skurwysyn…
- Skurwysyn… -
wyraził moje myśli Oliwier, gwiżdżąc przy tym z podziwem. – No teraz, to
wygrałeś.
- Teraz, to
chyba ktoś musiałby ją zwyczajnie przelecieć – podminowany Dawid rozejrzał się
po twarzach kolegów.
- Ale zaraz… -
rozgorączkował się nawet Białas. – To się nagrywa, czy nadaje na żywo?
- Jedno i
drugie. Proszę bardzo – wcisnął odpowiedni przycisk w laptopie.
Kilkanaście
głów pochyliło się jak na komendę. Kilkanaście par oczu intensywnie wpatrywało
się w monitor, na którym zobaczyliśmy pustą łazienkę. Nic się w niej nie
działo. Ale sam fakt, że to łazienka w domku pani dyrektor… Chociaż…
- A jeśli to
nie jej łazienka, tylko twoja? – wygłosił podejrzliwie Dawid.
- No to patrz
teraz – zaanonsował z triumfem Pelargonia.
Wcisnął
przycisk raz jeszcze, czym, jak się okazało, przełączył kamerę na drugą. Naszym
osłupiałym oczom…
Ukazała się
bohaterka naszych fantazji. Siedziała spokojnie na kanapie, na tej samej
kanapie, na której wczoraj siedziałem i ja, pieszcząc jej boskie nogi. Te nogi
też były teraz dobrze widoczne, gdyż pani dyrektor, ubrana była adekwatnie do
pory roku. Krótkie spodenki, luźna koszulka i książka w ręce.
- O ja
pierdolę… Teraz jesteś mistrzem… - sapnął Oliwier, uśmiechając się szeroko.
- Będę skromny…
Jestem dopiero vice mistrzem – puszył się z fałszywą skromnością Pelargonia. -
Mistrzem będę za chwilę. Chcecie zobaczyć nagranie sprzed niecałej godziny?
Zdumienie,
napięcie i emocje sięgnęły zenitu.
- Jakie
nagranie? Przecież mówiłeś, że nie wzięła prysznica…
- Do łazienki
nie chodzi się tylko po prysznic… No patrzcie.
Zaparło nam
dech, gdy znów ujrzeliśmy łazienkę, ale tym razem ktoś do niej wszedł. Pani
Kamila.
- Ło kurwa… -
szepnął ktoś, ale ten szept, wśród panującej ciszy rozbrzmiał jak wystrzał
armatni.
Tak, „o
kurwa…” Z wściekle bijącym sercem patrzyłem jak pani Kamila podchodzi do
sedesu i ściąga z siebie spodenki. Na szczęście koszulka, którą miała na sobie
była długa a sama kamera umieszczona tak, że widzieliśmy ją z boku, więc nie
dało się dostrzec ani nagiego tyłka, jako takiego, ani łona, ale…
Ale sam fakt,
że oglądaliśmy piękną panią dyrektor z opuszczonymi do kostek majtkami,
oddającą mocz... Panią dyrektor niezwykle słodką i bezbronną w swojej
nieświadomości podglądania… Zupełnie bezbronną w starciu z wszechpotężną
techniką dwudziestego pierwszego wieku…
Widzieliśmy jak
wstała i znów zasadniczo nie dostrzegliśmy niczego intymnego. Bogu dzięki…! Ale
przecież to nie mogło trwać w nieskończoność. Przecież za drugim razem, czy za
trzecim, ta sytuacja mogła się wymknąć spod kontroli! A już na pewno w
sytuacji, gdy pani dyrektor postanowi wziąć prysznic, jeśli rankiem tego nie
uczyniła!
- No to
chłopaki pokazałem wam Kamilę bez majtek – oświadczył butnie Pelargonia a każde
jego słowo raniło moje serce. – Ktoś wymyśli coś lepszego? No? Słucham was!
Starałem się
zachować naturalny wyraz twarzy, tak jak wczoraj u pani Kamili, która okazała
mi tyle serca. I która, nawet bez tego absolutnie nie zasługiwała na takie
potraktowanie. Nie, nie… Musiałem coś z tym zrobić.
- O, na razie
musimy odpuścić, chyba wychodzi – usłyszałem głos Pelargonii.
Zerknąłem na
monitor. Faktycznie, pani Kamila krążyła po swoim pokoju, wkładając buty. Nie
minęło sześćdziesiąt sekund a w ogóle zniknęła z naszego pola widzenia.
- Wyszła –
oświadczył Pelargonia. – Mamy spokój na jakiś czas.
Tak, jak wcześniej
panowała niczym niezmącona cisza, tak teraz zaczęli gadać wszyscy naraz.
Komentowali, pytali, wyrażali swoje opinie. W mało wybrednych słowach.
Na życzenie
niektórych, Pelargonia raz jeszcze puścił krótki film z załatwiającą swe
fizjologiczne potrzeby panią dyrektor. Spojrzałem raz jeszcze i ja, nie
koncentrując niemal w ogóle uwagi na opadających w dół majtkach, tylko na jej
twarzy, widzianej z boku. Na twarzy absolutnie niewinnej, błogiej, tak jakby
jej właścicielka zupełnie nie wiedziała, że godzinę później będzie ją oglądać w
tej sytuacji kilkanaście osób. A pewnie następnego dnia, gdy Pelargonia zgarnie
już swą wygraną, pół szkoły.
Nie… To nie
mogło tak być. Nie mogłem na to pozwolić. Zdecydowanie nie!
Gadali wszyscy,
tak, że nikt nie mógł zauważyć mojego zniknięcia. Oddaliłem się, nie informując
o tym nikogo. Udałem się w stronę ośrodka, mając nadzieję spotkać gdzieś po
drodze panią dyrektor. I wiedziałem, że w tym momencie zaczyna liczyć się
praktycznie każda minuta.
Niczym James
Bond, albo chociaż Sherlock Holmes… Gdzie mogła pójść? Głupie pytanie. Była
pora obiadowa. Pewnie stołowała, w którymś z barów. Tylko, w którym? To ważne,
bo rozsiane były po całym ośrodku. Może nie jakimś wielkim, ale jednak.
Niepokoiłem się
z minuty na minutę, nie znajdując jej ani w pierwszym, do którego wszedłem, ani
w drugim. Szybkim krokiem udałem się w drugą stronę, nie omijając Fast foodów.
Ufff… Była.
Kończyła powoli talerz pomidorowej. Hm, swoją drogą mogła jadać coś bardziej
ambitnego.
- Dzień dobry –
wszedłem i przywitałem się tak z nią, jak i towarzyszącym jej Rogowskim.
Ten wkurzał
mnie tak samo, jak i moi koledzy, typu Pelargonia. Nie opuszczał pani dyrektor
ani na moment. Pewnie też chciałby ją przelecieć. Co na to jego żona? Nią się
nie przejmował.
Kawał chuja i
tyle.
- Pani
profesor, czy jak pani skończy… Mógłbym z panią porozmawiać na osobności?
- Stało się
coś? – spojrzała uważnie.
- Poniekąd, ale
nie musi się pani spieszyć. Poczekam przed barem – wyjaśniłem i chciałem wyjść,
gdy...
- Adidasy ci
się rozwiązały? – usłyszałem kpiący i złośliwy głos nauczyciela matematyki.
Nie tylko głos
był złośliwy, wyraz twarzy też. Nie dość, że postanowił sobie zakpić z pedała,
to jeszcze się na niego wkurzył, bo ten wszedł mu w paradę...
- Nie… -
odpowiedziałem wolno czując w mózgu tak rzadki w moim przypadku przejaw
geniuszu. - Rozwiązywałem krzyżówkę i natknąłem się na pytanie, jak się nazywa
człowiek, który zamiast zajmować się żoną w ciąży, truje dupę innym laskom? I wie
pan co? Wyszło mi pana nazwisko!
- Ej, uważaj
sobie! – groźny głos Rogowskiego i…
- Mikołaj! – … i
subtelne napomnienie z ust pani dyrektor zbiegły się w jednym momencie.
O dziwo,
machnąłem tylko ręką i po prostu wyszedłem. Może dla kogoś innego, byłoby to
normalne, ale ja…?
Spokojnie
odczekałem te kilka minut. Spokojnie, bo przynajmniej wykonałem najważniejszą
część zadania. Teraz pani Kamila była już po moją opieką i nic nie mogło się
jej stać.
Heh… Jaki Zorro
ze mnie się zrobił…
- Co się stało?
Może chcesz, żebyśmy poszli do mnie? – pani dyrektor pojawiła się w końcu przed
barem.
Zauważyłem, że
matematyk udał się w swoją stronę. Chyba był trochę rozczarowany, albo nawet i
wściekły.
I dobrze mu
tak.
- Możemy pójść,
ale nie wjedziemy do środka – oświadczyłem.
- Dlaczego? –
spojrzała z uwagą.
- Ma pani
niespodziankę w środku – wyjaśniłem.
-
Niespodziankę? – zmrużyła oczy.
- Tak, pułapkę.
- Jaką pułapkę?
– teraz oczy pani dyrektor stały się większe i wyrażały tak nieufność, jak i
zaskoczenie.
No cóż, trzeba
było…
- Opowiem pani
wszystko, dobrze? – zapytałem i ruszyliśmy razem w stronę jej domku.
No i
opowiedziałem. O zakładzie jakiego dokonali członkowie kilku klas naszego
liceum. I o efektach. Włącznie z tym najważniejszym, czyli kamerami
umieszczonymi przez Pelargonię.
- Mikołaj…
Chyba sobie żartujesz… - przystanęła kilka metrów przed domkiem, patrząc
wnikliwie w moją twarz. – Nie sądzę, by ktokolwiek posunął się do czegoś
takiego, nawet Piotr.
- Pani dyrektor
– zareagowałem stanowczo. – Możemy najpierw zejść z alejki? Byłoby źle, gdyby
ktoś nas zobaczył razem.
Nie sprzeciwiła
się. Przeszliśmy na tyły domku. Tam byliśmy bezpieczni.
- Pani
dyrektor… - chrząknąłem, wiedząc, że przede mną dość krępujące zadanie. – Nim
pani wyszła z domku, siedziała pani na kanapie i czytała książkę, prawda?
Tytułu niestety nie dostrzegłem.
- Prawda… - nie wydawała się być do końca przekonana.
Westchnąłem.
- A w okolicy
trzynastej, nie wiem dokładnie, udała się pani do łazienki, by załatwić
potrzebę fizjologiczną, tak?
Patrzenie jej w
twarz przy wygłoszeniu tej kwestii było dość krępujące, ale jednocześnie niezwykle
urzekające. Zobaczyłem jak zniewalające oczy pięknej nauczycielki robią się
jeszcze większe, jak jej ponętne usta się rozchylają, twarz nieruchomieje,
tężeje…
- I to było
widać? – wydusiła z siebie.
- No nie tak do
końca, w zasadzie niewiele było widać, żadnych stref intymnych, bo kamera jest
umieszczona w takim punkcie, że akurat nie było widać – tłumaczyłem zawile,
starając się względnie uspokoić panią dyrektor. – Ale niestety, tak ogólnie,
widzieliśmy to wszyscy, dzięki tej kamerze.
Nie wiedziała
co odpowiedzieć. Ujęła się za boki, kierując wzrok gdzie indziej. W bok, na
domek, gdzieś w dal…
- Nie no… To
już jest… - wysapała, zaciskając piąstki i kierując się w stronę domu.
Ale przystanęła
po dwóch krokach, jakby coś ją zatrzymało. Znów zwróciła się do mnie.
- Zaraz… Muszę
wszystko przemyśleć. Opowiedz mi wszystko jeszcze raz… - zażądała
kategorycznie.
O… Teraz była
prawdziwą kobietą. Zdecydowaną na wszystko. A wciąż subtelną i niewinną,
poprzez to wczasowe ubranie. Krótkie spodenki i koszulkę.
- A to dranie…
- wysapała po chwili. – Zaraz, muszę to przemyśleć… - powtórzyła. – Jaka jest
twoja rola w tym wszystkim?
- Moja rola? –
powtórzyłem.
- Tak,
przepraszam… Nie chciałam cię urazić, tylko pytam, czy mogę ci zaufać…
- Pani
dyrektor… Nie chcę z siebie robić żadnego świętego Antoniego, czy kogoś
takiego, ale właśnie panią uprzedziłem o tym wszystkim…
- Słusznie,
przepraszam, nie to miałam na myśli… Chodzi o to, czy… Dobra, nieważne,
najpierw oni. Przecież to co zrobili… Za to grożą konsekwencje. Nagany,
wyrzucenie ze szkoły…
- Obawiam się
pani dyrektor – sprostowałem łagodnie. – Że nagany to niewiele w tej sytuacji.
A wyrzucić ze szkoły można pewnie tylko samego autora tego pomysłu z kamerami.
Ale Pelargonia pochodzi z dość zamożnej rodziny. Spłynie to po nim – wzruszyłem
niechętnie ramionami.
- Masz rację –
przyznała a mi zrobiło się z tego powodu trochę cieplej na sercu.
- A
konsekwencje prawne… Nie wiem, nie znam się na tym.
- Mówisz, że
wzywanie policji nie ma sensu? Być może, zresztą wtedy musiałabym im pokazać
ten filmik… Nie, nie… - zamachała i rękoma i głową.
Milczała przez
moment, głowiąc się nad sytuacją. Milczałem i ja, bo nic nie przychodziło mi do
głowy.
- No więc nie
zrobimy nic Pelargonii, bo te kary to nic porównaniu z tym co ugrał. Wygrał
zakład i nawet nie chodzi o pieniądze, bo ten tysiak nie robi na nim aż takiego
wrażenia. Chodzi o satysfakcję. Dokonał czegoś wielkiego. To znaczy jeszcze nie
dokonał, ale… Nikt go już nie przebije, musiałby chyba… - na szczęście w tym
miejscu urwałem.
- Tak, chyba
się domyślam… - mruknęła pani Kamila kierując wzrok gdzieś w bok.
Znów
pomilczeliśmy przez chwilę.
- Teraz tak… –
znów spojrzała na mnie. – Jeśli wejdę do środka i usunę kamery, to podejrzenie
padnie na ciebie, prawda?
- Hm… Tak by
wynikało z logiki – zgodziłem się.
- I pewnie
miałbyś z tego tytułu znów spore nieprzyjemności?
- No nie wiem…
- zawahałem się, bo wcześniej o tym nie pomyślałem. – Ale ja się nie boję,
przecież i tak nie może ich pani zostawić tam gdzie są…
- Poczekaj,
myślę… - gorączkowała się trochę i prawdę mówiąc pierwszy widziałem ją w tym
stanie. – Nie chcę, żebyś miał kłopoty przeze mnie.
- To miłe, ale…
- urwałem.
Fakt, nie
chciałem być czarną owcą w szkole. Na pewno uznano by mnie za kapusia, jakiegoś
podlizywacza nauczycieli… Nie no, trochę niefajne…
- Coś mi chodzi
po głowie… - odezwała się spokojniej pani Kamila. – Ale nie wiem co… - uroczo
rozłożyła ręce.
Milczałem, jak
Pan Bóg przykazał.
- Z jednej
strony chciałabym, żeby ponieśli konsekwencje a przynajmniej chciałabym utrzeć
nosa Piotrowi. Z drugiej, nie mogę pod żadnym pozorem pozwolić, byś na tym
ucierpiał. Tak źle a tak niedobrze… Ech, najlepiej mi się myśli pod prysznicem
– wyznała rozbrajająco.
Mimo powagi
sytuacji nie mogłem powstrzymać delikatnego uśmiechu.
- I na ten
prysznic mam coraz większą ochotę… - pani Kamila stawała się coraz bardziej
rozbrajająca. – Hm, Mikołaju… Z kim mieszkasz w domku?
- Z
Kowalczykiem i Czaplińskim – wyjaśniłem nieco zdezorientowany. – Ale ich akurat
nie ma w domku, grają wszyscy w piłkę i gapią się w laptop – wyjaśniłem, nie
wiadomo po co.
- Ach tak… -
pokiwała głową. – Czy stanowiłoby dla ciebie problem, gdybym skorzystała z
waszej łazienki?
- Nie no… Skąd…
- wybąkałem kompletnie zaskoczony tym pomysłem, patrząc w twarz pani dyrektor i
upewniając się, że nie żartuje.
- Wobec tego,
jeśli pozwolisz… - spojrzała w moją twarz wyczekująco. – Przyjdę do ciebie za
chwilę. Nie możemy iść razem, ktoś by nas zobaczył, miałeś rację. Nikt nie
powinien.
- Tak, prawda –
machinalnie kiwnąłem głową.
Rozejrzałem się
dookoła. Z rozmowy wynikało, że powinienem się zbierać.
- Wejdę do
domu, wezmę dyskretnie co trzeba i będę za piętnaście minut, w porządku? –
upewniła się pani dyrektor.
- W porządku,
jak najbardziej – pokiwałem gorliwie głową, robiąc krok w kierunku alejki.
- Aha, bo
zapomniałabym o najważniejszym…
Odwróciłem się raz
jeszcze w jej stronę. Pani Kamila przysunęła się w moją stronę i patrzyła
prosto w oczy a jej wzrok...
- Nie
wyobrażasz sobie nawet, jak bardzo jestem ci wdzięczna, że zamiast uczestniczyć
w tym niecnym procederze, poinformowałeś mnie o wszystkim. Zachowałeś się jak
prawdziwy mężczyzna i możesz na mnie liczyć w przyszłości, pamiętaj!
Odwróciła się i
lekkim krokiem pomaszerowała w kierunku drzwi.
A ja odwróciłem
się w drugą stronę, czując, że nogi zrobiły się tak miękkie, jakby mi ktoś z
nich wyciągnął, kurwa kolana.
Stałem oparty o
krzesło i dumałem. W dumaniu nie pomagał niestety, dochodzący z łazienki i
pozornie kojący szum lejącej się wody.
No bo jak tu
przeprowadzić gruntowna analizę dotychczasowych wydarzeń i zaprognozować
przyszłość, skoro dwa metry dalej, za zamkniętymi drzwiami brała prysznic
najpiękniejsza kobieta jaką w życiu widziałem?
Naga pani
Kamila… Naga, w moim domku, tuż za zamkniętymi drzwiami. Tak blisko a tak
daleko…
No więc o czym
to miałem myśleć? O Pelargonii i kamerach? No właśnie…
Oczywiście nie
zdążyłem niczego wymyślić. Szum wody ustał, ale mnie to nie uspokoiło. Miast
myśleć o przyszłości, odliczałem sekundy, gdy moim oczom znów miała ukazać się
piękna pani dyrektor.
- Przepraszam,
Mikołaj, mam nadzieję, że nie odbierzesz tego źle, ale nie mam w zwyczaju
ubierać się po prysznicu a tutaj w tych warunkach…
Zesztywniałem
widząc jak pani Kamila wkracza do pokoju. Tego, że wejdzie, owszem,
oczekiwałem, ale, że zobaczę ją w samej bieliźnie…
- Poza tym…
Biorąc pod uwagę twoją charakterystykę, no wiesz… Uznałam, że nie robię niczego
niestosownego. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza?
Co mi miało
przeszkadzać? Najpiękniejsza kobieta świata w samych majtkach i staniku? Ano
tak, przecież jestem homo… O, Boże…
- Jakoś
przeżyję – burknąłem, czując dość nieoczekiwaną wściekłość, albo przynajmniej
zniechęcenie. Nie wiadomo po co i dlaczego.
- Uhm… -
usłyszałem w odpowiedzi niepewne mruknięcie.
O dziwo,
poprawiło mi to humor. Chyba nie spodziewała się takiej reakcji. Może liczyła
na owację?
Nie no…
Świetnie, że widziałem ją w takim stroju a prawdę mówiąc, praktycznie bez
stroju. Ale z drugiej strony świadomość, że mogę tylko patrzeć, ba, że ona
traktuje mnie jak jakiegoś homosia… To było przytłaczające.
Dobra, co tam…
Przecież nawet, gdybym był w jej oczach stuprocentowym macho, to i tak mógłbym
tylko popatrzeć. Nic innego nie wchodziłoby przecież w grę.
No więc
patrzyłem, starając się zachować spokój wypisany na twarzy. No patrzyłem… Na te
długie nogi, na… Na pośladki, gdy odwracała się do mnie tyłem.
Chryste Panie…
Usiadła na
łóżku. Jej pośladki zniknęły sprzed moich oczu, ale pozostały długie nogi i
piersi opięte ledwie stanikiem…
- Ustalmy pewne
fakty – zaczęła dyrektorka, kierując wzrok w moja stronę. – Chcę by Piotr
poniósł odpowiedzialność za swój wybryk, albo chociaż jakąś karę. I
jednocześnie w żadnym wypadku nie chcę, byś miał z tego tytułu kłopoty w
szkole. To jest nasz punkt wyjścia. Mówię nasz, chociaż nie wiem, czy chcesz
uczestniczyć w jakiś sposób w rozwiązaniu tej sytuacji, bo tak naprawdę
zrobiłeś już wszystko co powinieneś i jesteś wolny… - zastrzegła.
- Chyba pani
żartuje, pani dyrektor – zapewniłem gorliwie. – Tak samo jak pani chciałbym
dobrać mu się do dupska, bo jest wkurzający.
Kiwnęła głową i
spuściła na chwilę wzrok. Po czym znów skierowała oczy na mnie.
- Co do tego
zakładu… Naprawdę uważasz, że Piotra już nikt nie przebije?
- Hm… Mam
powiedzieć, co musiałby zrobić ktoś, by go przebić? – głos mi nieco zadrżał.
Milczała, patrząc
jednak na mnie wyczekująco. No to odważyłem się.
- Musiałby
panią, mówiąc wprost, przelecieć.
Dopiero teraz z
pewnym skrępowaniem, spowodowanym moimi słowami spuściła oczy, biorąc
jednocześnie głęboki wdech. Widziałem jak napinają się mięśnie jej długich,
ponętnych nóg.
I ja miałem
problem z utrzymaniem równego oddechu, mając przed sobą takie widoki, czy
wygłaszając słowa, jak przed momentem.
- A zresztą,
tak w ogóle, nawet jeśli by ktoś wymyślił coś jeszcze bardziej świńskiego, to
chyba by to pani nie usatysfakcjonowało, prawda?
Pokiwała głową,
ale zauważyłem, że myślami pobiegła gdzieś dalej. Gdzie…?
- Mikołaj… Czy
dobrze rozumiem, że jedynym pozytywnym aspektem tej całej historii byłoby,
gdybyś ty wygrał ten zakład?
- Jak…? –
zgłupiałem na moment. – Mnie takie rzeczy nie bawią, nie zakładałem się o panią
i nie zamierzam nic…
- Wiem, rozumiem,
jesteś zbyt dobry… - przytaknęła. – Miałam na myśli to, że… - urwała.
Co jej chodziło
po głowie? Spojrzałem podejrzliwie, czując, jak krew zaczyna krążyć w żyłach
szybciej. Nie no, to przecież…
- Posłuchaj,
jesteś homoseksualistą – tłumaczyła ostrożnie, wiercąc się na łóżku z widocznym
skrępowaniem. – Wczoraj pytałeś o to, co bym czuła, gdyby zaistniała taka
sytuacja, że musiałabym się przed tobą rozebrać… No cóż… Tak jak sam widzisz,
choćby teraz. Z pewnością byłaby to nieco inna sytuacja, niż w przypadku
mężczyzny heteroseksualnego, który zareagowałby… Sam wiesz…
Milczałem,
głupiejąc coraz bardziej. O czym ona mówiła? Do czego zmierzała?
- Widzę, że nie
rozumiesz, albo nie chcesz zrozumieć… - westchnęła lekko. – Nic dziwnego,
prawdę mówiąc, bowiem pomysł, który przyszedł mi do głowy jest szalony i dość
głupi, na dodatek może ci się mocno nie spodobać i w pełni to rozumiem.
- Jaki pomysł?
– zapytałem głucho.
Była
zdenerwowana a raczej stremowana. Dobrze, że chociaż ona też. To mi dodawało
jakiejś odwagi.
- Muszę
powiedzieć wprost – splotła dłonie na wysokości kolan. – Otóż na pewno
widziałeś wiele filmów w życiu. Są w nich sceny erotyczne, ale udawane, nikt w
nich nie uprawia seksu tak naprawdę… - tłumaczyła.
Tłumaczyła a
krew w moich żyłach zaczęła się gotować. Czy ona naprawdę wpadła na to, że…
- Otóż wydaje
mi się, że moglibyśmy zagrać cos w rodzaju takiej sceny.
Na litość
boską…!
- Wiesz –
poprawiła się nerwowo na łóżku i nagle przyspieszyła, wyrzucając z siebie
kolejne słowa. – On umieścił tam te kamery, ale nie są zamocowane do niczego,
więc niechcący mogę je przesunąć, prawda? Chodzi mi o tą w moim pokoju.
Przesunąć tak, by obejmowała tylko część pokoju, nie całość. I po prostu by w
tej części, którą obejmie zagrać jakąś scenę, w której się sobie nawzajem, no
wiesz… - zacięła się zdenerwowana. – Uwodzimy trochę, tak wiesz… Może na
przykład obejmujemy, całujemy, rozbieramy… I lądujemy w łóżku, gdzie można to
wszystko wyreżyserować tak, jak byśmy naprawdę uprawiali seks – ściszyła
wreszcie głos przy ostatnich słowach, niepewna wyczekując mojej reakcji.
Mocniej oparłem
się o krzesło, wręcz przysiadłem na oparciu, bo ktoś mi znów wyciągnął z nóg
kolana.
- Mikołaj,
tylko nie odbieraj tego niewłaściwie, bo wiem, że jesteś homoseksualistą, no a
poza tym moja propozycja jest mocno niestosowna i wiem o tym doskonale –
zastrzegła nieco bardziej gorliwym głosem. – Jeśli cię tym uraziłam, to
przepraszam, naprawdę…
Miałem się
obrazić, bo najpiękniejsza kobieta na świecie złożyła mi propozycję seksu? Owszem,
udawanego, ale przecież nagość, dotyk, pocałunki, to wszystko musiałoby
wydarzyć się naprawdę…
Kompletnie
rozstrojony uciekłem wzrokiem w bok, co olśniewająca piękność odebrała chyba
właśnie jako niezadowolenie. Ale nie zdążyła otworzyć ust.
- Pani
dyrektor… To byłoby do zrobienia, ale trzeba nad tym mocno pomyśleć… -
wygłosiłem, starając się za wszelką cenę zachować wstrzemięźliwość w głosie.
- No właśnie –
splotła dłonie patrząc na mnie wyczekująco.
Nie
wytrzymałem. Musiałem usiąść i zrobiłem to znajdując się jeszcze bliżej pani
dyrektor, niż wczorajszego wieczoru. Jej zmieszanie całą sytuacją, złożoną
propozycją dodało mi odwagi. Ostrożnie położyłem dłoń na nagim kolanie
najbardziej nieziemskiej kobiety jaką w życiu widziałem.
Nie cofnęła jej.
Przeciwnie, wpatrywała się w moje oczy z uwagą i oczekiwaniem.
- Pani
dyrektor, zrobiłbym dla pani wszystko… Ale to musimy porządnie przemyśleć.
- Jestem otwarta
na twoje propozycje… - wygłosiła natychmiast, patrząc na mnie, zupełnie
niezrozumiałą ufnością.
Otwarta… Z
ufnością… Obudziła we mnie Zorro… Tak w głowie, jak i w spodenkach. Który to
już raz?
- Przede
wszystkim musielibyśmy wymyślić jakąś mini fabułę, jakiś mini scenariusz, by
uzasadnić to co się ma stać w pani domku…
- Mam nadzieję,
że zaraz to zrobimy – przerwała mi. – Wiem przecież dobrze ze szkoły, że pisać
umiesz i nie masz z tym problemu, zawsze dostawałeś dobre oceny z wypracowań.
- Ale do tej
pory nie podała nam pani nigdy żadnego tematu erotycznego – tym razem ja
wpadłem w jej słowa. – Więc tutaj musimy popracować oboje. No i ustalić inne
rzeczy.
- Jakie?
- Na przykład…
Do jakiego stopnia nagości może się pani posunąć, tak przed kamerą, jak i poza
nią… Jak sprytnie przesunąć kamerę, tak, żeby oni się nie pokapowali i żeby
była ustawiona odpowiednio, żebyśmy wiedzieli, kiedy jesteśmy w niej a kiedy
poza nią… I jeszcze kilka innych.
- Ustalimy, ale
tymczasem musimy się rozstać – przerwała mi i wstała.
Sięgając po
spodenki pochyliła się nieco, mimowolnie wypinając pośladki wprost przed moim
nosem. Wciągnęła ja na siebie a ja przez cały ten czas miałem jej niezwykle ponętny
tyłeczek i najwyższe partie ud najwyżej pięć centymetrów przed oczami.
I zarysowaną
między udami cipeczkę… Wargi wyschły mi w ciągu sekundy.
- Ja wracam do
domku i dopracuję to do końca a ty leć do chłopaków – zadysponowała.
- Dlaczego? –
zapytałem głupio. Głupio, bo przecież wiedziałem.
- Musisz wejść
w ten zakład. Tylko zrób to tak wiesz, dyskretnie. Tak, żeby nie nabrali
podejrzeń. Wierzę w ciebie, że dasz radę.
Wciągnęła
koszulkę, włożyła buty i pomknęła ku drzwiom, posyłając mi jeszcze na
pożegnanie uśmiech. A potem zniknęła.
No a ja wstałem
i podszedłem do lustra, gapiąc się w nie głupio przez dobrych kilka minut. W
końcu strzeliłem sobie porządnego liścia, upewniając się, że ostatnie
piętnaście minut nie było snem a wydarzyło się naprawdę.
Niewiele
pomogło. Siedziałem jeszcze przez dobry kwadrans, myśląc tylko o jednym.
Co tu się
właściwie odjebało?
Znalazłem ich
tam, gdzie opuściłem wcześniej. Nie grali już w piłkę, raczyli się browarami,
gapili w laptopa i gadali o tym o czym najczęściej gada zgraja nastolatków.
Czyli o pierdołach.
Siadając
praktycznie niepostrzeżenie między nimi zastanawiałem się, jak wejść w ten
zakład. Ale nic mądrego nie przychodziło mi do głowy.
Jak nie
przychodzi nic mądrego, to może warto poszukać czegoś głupiego?
- Tak naprawdę
jesteś cienki – wykorzystałem w końcu jakiś spokojniejszy moment, by uderzyć w
Pelargonię. – Ten twój niby sukces nie ma nic wspólnego z zasadami fair play.
Gdyby nie podstęp, nie widziałbyś niczego. Nie miałbyś szans u takiej laski,
jak Kamila.
- Co ty
pierdolisz zasrańcu? – skrzywił się zaczepiony. – Jakie fair play, jakie
zasady? I o jakich szansach bredzisz? Tak, jakbyś ty miał jakieś szanse na to
by pooglądać ją nago.
- O zasadach.
Wykazać się intelektem, urokiem osobistym, zagadać, poderwać i skonsumować. A
jeśli nawet to niemożliwe, gdy chodzi o niezdobytą piękność znajdująca się poza
naszym zasięgiem, to chociaż jakąś namiastkę tego – gadałem jak najęty.
- I kto to
mówi? – zadrwił. – Może ty byś się pochwalił jak wyrywasz laski? A nie,
zapomniałem ,ty preferujesz inaczej… - buchnął śmiechem.
- Zamknij ryj –
przerwałem bezceremonialnie. – Ja preferuję dziewczyny z wyższa rangą, dlatego
nie mam ochoty na jakieś tam twoje dupodajki bez klasy i bez niczego.
- Tak? –
zmrużył oczy. – Powiedz od razu, że wyrwałbyś i puknął taką Kamilę w piętnaście
minut… No dawaj, pośmiejemy się wszyscy…
- Od razu
puknął – pohamowałem się. – Porozmawiał a może trochę coś więcej. Przytulił,
objął… To zawsze lepiej, niż oglądanie gołych dziewczyn bez ich wiedzy. To jest
buractwo i wieśniactwo, Pelargonia.
- Liczy się
efekt – wzruszył ramionami. – A jak jesteś cwany to startuj do dyrektorki,
pooglądamy sobie…
- Pooglądacie –
potwierdziłem spokojnie. – Bo znów się umówiliśmy na wieczór. A wczoraj było
bardzo miło i myślę, że dzisiaj też będzie.
- Jak miło? –
spojrzał Pelargonia z pobłażaniem. – Opowiedziałeś jej kilka łzawych historyjek
o gejach i to ma być miłe?
- Zwierzyliśmy
się sobie z kilku spraw i… Coś trochę więcej.
- Z jakich
spraw? – wtrącił Burek.
- I jakie
więcej? – dorzucił Białas.
- Z intymnych.
Opowiedziała mi kilka rzeczy o sobie.
- Jakie? No
mów!
- Nie powiem –
pokręciłem głową. – To intymne i to zostanie między nami. Ale dowiedziałem się
czegoś o jej życiu seksualnym. Może tylko małego wycinka, ale jednak.
Nakręciłem ich.
Wszyscy przysłuchiwali się naszej polemice.
- A to
„więcej”? – nie ustępował Białas.
- No cóż… -
nieco zdenerwowany zmieniłem ułożenie nóg. – Pozwoliła mi się pomacać po
nogach. I nic więcej nie powiem.
- Nie
ściemniaj… - zarzucił mi ktoś.
- Miki, znam
cie na tyle, że wiem, że nie ściemniasz, więc… - na twarzy Białasa widziałem
zawahanie.
- A na co tu
ściemniać? Macie kamery to sami zobaczycie dzisiaj. Może będzie podobnie, choć
ja liczę na trochę więcej.
- Wkurwiasz
mnie Mikuś… - wyznał szczerze Pelargonia, ale ja z satysfakcją zauważyłem, że
uśmiech zniknął z jego twarzy. – Jak taki kozak jesteś, to czemu się nie
założysz?
- Bo mnie to
mierzi… Nie robię tego ani dla zakładu, ani dla pieniędzy, tylko dlatego, że
lubię ją i uważam za porządną kobietę, nie tylko fajną laskę.
- Pierdolisz
tam… - Pelargonia wydawał się coraz bardziej rozsierdzony. – Nie wejdziesz w
zakład, bo się boisz pedrylu, bo może coś tam poopowiadacie, ale…
Przerwał, bo
wstałem raptownie, udając oburzenie określeniem jakiego wobec mnie użył.
- Nie nazywaj
mnie więcej pedrylem – ostrzegłem lodowatym tonem. – A jeśli tak bardzo sobie
tego życzysz, to w porządku… Raz w życiu nagnę zasady, dla takiego gnojka jak
ty. Białas, masz tu stówę – sięgnąłem do kieszeni, wyciągając z niej banknot.
- Zastanów się,
bo poprzeczka wisi wysoko – ostrzegł mnie organizator.
- Przegram, to
przegram, sami ocenicie – uniosłem się honorem. – Ale jak mu tak zależy na tym
zasranym pojedynku, to go będzie miał.
- Ty, nie unoś
się tak – skwitował Pelargonia bardziej pojednawczym tonem. – A jak już
będziesz u niej, to może poprawisz kamerę? Bo zdaje się, że poprawiała książki
i niechcący przesunęła tak, że pokój widać, ale nie cały.
- Pokaż –
zażądałem wciąż mocnym tonem.
- No patrz –
podsunął mi laptopa pod nos.
Faktycznie,
było widać mniej niż uprzednio. Łóżko tak w mniejszej połowie… Starałem się
ogarnąć jak najwięcej szczegółów, by potem na miejscu wiedzieć co robić a czego
nie.
W końcu
wyprostowałem się.
- Dobra, ja
spadam na kolację a potem prysznic… - rzuciłem ni to do siebie, ni do nich. –
Do jutra chłopaki – uśmiechnąłem się nawet na koniec a potem odwróciłem i
odszedłem.
Miałem wszystko
czego chciałem.
Słońce powoli
zachodziło a ja siedziałem w pokoju i bawiłem się komórką. Wciąż do mnie nie
docierało to co się stało a tym bardziej, to co dopiero miało się stać.
Mój mały podrywał
się raz za razem, ale nawet nie zwracałem na to uwagi. Głowa… W niej
rozgrywałem akcję mającą nastąpić dzisiejszego wieczoru. Tyle, że nie mogłem
wymyślić niczego sensownego. Byłem kompletnie bezradny wobec wizji półnagiej a
może i całkowicie nagiej pani dyrektor.
No tak,
całkowicie… Bo nie wiedziałem co ona wymyśli i na co sobie pozwoli. A co,
jeśli, uznając, że jestem gejem, pozwoli sobie na coś więcej? Może mniejsze
skrępowanie pozwoli jej na zrzucenie stanika…? I…
Majtek…?
Naprawdę?
Spojrzałem w
dół, bo mały stwardniał w ciągu sekundy.
Naprawdę? A
może ja też mogłem to jakoś poprowadzić i na przykład wykorzystać niecnie jakąś
okazję do tego by zachęcić panią profesor do kompletnej nagości, gdyby ona nie
była do tego przekonana? Hm…
A może ona
właśnie się rozmyśliła, bo czekam na telefon od niej z konkretnym planem a ona
nie dzwoni?
Nie, daj Boże,
żeby nie…
Sam do niej
dzwonić nie mogłem. Nie wypadało. Byłoby to zbyt nachalne, mogło wzbudzić
podejrzenia.
Ale musiałem o
tym pogadać. Noż kurde, za niecałe dwie godziny byłem umówiony na scenę
erotyczną z najpiękniejszą kobietą na świecie i nikomu się nie pochwalić? Jak
to tak?
Hm, zabrzmiało
to trochę w stylu Pelargonii. No dobra, może nie aż tak, on by od razu otrąbił
całą kulę ziemską. Ale tak, czy siak, widocznie nie byłem taki idealny, za
jakiego się uważałem, albo uważano mnie.
Zbliżyłem
telefon do siebie. Mogłem wybrać jeden numer. Pinokio. Wcisnąłem zielony
przycisk i odczekałem chwilę.
- No co jest? –
usłyszałem w chwilę później.
- Słuchaj, mam
sprawę, choć może to dziwnie brzmieć, ale jestem kompletnie rozstrojony.
- No to o co
chodzi? – powtórzył.
- Jakby ci to
powiedzieć… Otóż Kamila zaproponowała mi seks a w zasadzie scenę erotyczną –
wypaliłem prosto z mostu.
- Ale nie wiem
o co… Z czym masz problem… I w końcu seks, czy scenę erotyczną? O co w tym
chodzi? No i w sumie nie wiem po co dzwonisz. Mi się tam ona nie podoba za
bardzo, ale jak masz okazję ją przelecieć, to korzystaj, w czym problem? –
zareagował raczej zadziwiająco spokojnie.
- Nie podoba ci
się? – skrzywiłem nieco twarz z nieufnością. – Wszystkim się podoba, tobie
chyba też, sam mówiłeś przecież…
- Ja? Nie
przypominam sobie. Może kiedyś. Teraz jak ścięła włosy i przefarbowała na
blond, jakoś mnie nie kręci.
- Co…? – nie
zrozumiałem kompletnie. - Jak ścięła? Co ty gadasz?
- No Wróblewska
ścięła, dawno już temu – usłyszałem nieco zirytowany głos Pinokia. - Co ty tam pijesz, że nie…
- Nie
Wróblewska! – niemal ryknąłem do telefonu. – Kamila! Kamila od polskiego! Nasza
nowa dyrektorka!
Cisza. Cisza…
- Tej, Miki,
zawsze byłeś dla mnie ostatnim gościem na świecie, który huknąłby jakiegoś
dopalacza, czy jakiś gówniany mefedron. Co ci tam kurwa na tej wyciecze
dosypali?
- Pinokio,
kurwa, ja też w to nie wierzę, ale takie są fakty. Była u mnie, wzięła
prysznic, wyszła w samej bieliźnie i zaproponowała mi udział w scenie
erotycznej, bo się wkurzyła na kilku koleżków od nas, Pelargonię głównie, więc…
- Tej, Miki… -
usłyszałem ton, w którym pobłażliwość mieszała się z wyrozumiałością dla ciężko
poszkodowanego pacjenta psychiatryka. – Posłuchaj, zadzwoń do mnie jutro, jak
już ci puści, tylko nie wychodź nigdzie z domku, bo jeszcze zaśniesz gdzieś pod
krzakami i obudzisz się bez nerki. Nara!
No tak…
Opowiedziałem to w sposób najgorszy z możliwych. Jeżeli tak samo żenująco
zaprezentuję się dziś u pani dyrektor…
Opadłem na
łóżko. Spróbowałem sobie wyobrazić odwrotną sytuację. Że odbieram telefon od
Pinokia, który z przejęciem nawija mi o tym, że nasza pani dyrektor przed
chwilą beztrosko śmigała po jego mieszkaniu w samej bieliźnie, po czym
zaproponowała mu seks.
Roześmiałem się
na cały głos. Kto by mi w to uwierzył.
Uniosłem się.
Dwudziesta trzydzieści. Telefonu brak. Potarłem nerwowo ręce. No to czekamy.
Dwudziesta
czterdzieści pięć. Cisza.
Dwudziesta
pierwsza. Coś mi burknęło w brzuchu. Ale nie byłem w stanie niczego zjeść. Tak
w ogóle zaczęły mi drżeć ręce.
Dwudziesta
pierwsza piętnaście. Cisza. Stanąłem przed lustrem. Naprawdę podobał jej się
mój wygląd? Czarne spodenki, czarna koszulka – tego na szczęście miałem pod
dostatkiem. Może faktycznie jestem choć trochę przystojny?
Dwudziesta
pierwsza trzydzieści. Dobra, nie zadzwoni. Czas oprzytomnieć i przełknąć gorzką
pigułkę. Rozmyśliła się. Nic dziwnego. Przecież nie dość, że miała pójść do
łóżka z uczniem swojego liceum, choćby nawet na niby, to… To przecież nawet nie
pokazując tego przed kamerą, poniekąd wystawiłaby się chłopakom na strzał. Nie
zadzwoni. Niestety. To nie przejdzie.
Dwudziesta
pierwsza czterdzieści pięć. Włączyłem stary telewizor. No, nie taki stary. I
była kablówka. Nie miałem ochoty na nic do myślenia, więc poszukałem programów
muzycznych. Trafiłem na jakiś teledysk Rihanny. Czułem, że gorzka pigułka z
każdą kolejną minutą smakuje coraz bardziej gorzko.
„Jezioro
łabędzie” zabrzmiało z komórki, niczym salwa z obu burt na „Victory” admirała
Nelsona.
Rzuciłem się do
telefonu jak pojebany. Wstrzymując oddech, drżącym palcem wcisnąłem odbiór
rozmowy.
- Mikołaj? –
usłyszałem dźwięczny a jednocześnie subtelny, kobiecy głos, który zniewolił
mnie w ciągu sekundy i po raz kolejny wyjął kolana z nóg. – Jesteś gotów? To
wychodź. Po drodze opowiem ci co wymyśliłam.
Szedłem powoli,
nawet bardzo. A w zasadzie nie tyle szedłem, ile wlokłem się na uginających się
i roztrzęsionych nogach.
Było to o tyle
przydatne, że nie mogłem się spieszyć. Musieliśmy przecież obgadać cała akcję,
przynajmniej w jakimś głównym zarysie. A przecież pani dyrektor nie mogła
rozmawiać ze swojego domku, musiała wyjść na zewnątrz.
No i musiała także
posłuchać mnie, przecież ja też miałem jej coś telefonicznie do przekazania.
- Widziałeś
pokój w kamerze? Opowiedz mi dokładnie jak to wygląda – zażądała natychmiast.
No to
opowiedziałem. A później pani dyrektor sama wyjawiła mi swój plan. To znaczy
nie tak do końca. Raczej propozycję planu, bo sama nie miała pewności. A gdy ja
usłyszałem szczegóły nie dziwiłem się zupełnie. To było tak niewyobrażalne, że
gdyby ktoś mi to powiedział dwadzieścia cztery godziny wcześniej…
Przystanąłem na
chwilę, gdy skończyliśmy rozmowę. Pani Kamila musiała wejść do domku, zająć się
swoimi sprawami, tak, żeby wyglądało to bardziej naturalnie. Po prostu musiało
minąć chociaż te kilka minut. Dopiero potem ruszyłem i już po kilku krokach
zobaczyłem domek naszej licealnej pani dyrektor.
Podszedłem
rozgorączkowany, na nogach jak z ołowiu. Z trudem zdołałem doprowadzić się do
jako takiego stanu. Nie mogłem przecież wejść do środka z wywieszonym jęzorem. Nadludzkim
wysiłkiem wziąłem się w garść.
- Dzień dobry!
– przywitałem się oficjalnie, po tym gdy pani dyrektor otworzyła mi drzwi.
- Dzień dobry
Mikołaj! – przywitał mnie wyraźnie bardziej zrównoważony, kobiecy głos
zdradzający dużo większą pewność siebie i spokój.
Jednak kobiety
to dużo lepsze aktorki…
Wtłoczyłem się
do pokoju i usiadłem na łóżku, nim pani Kamila zdążyła postawić kropkę w swoim
zaproszeniu. Nie byłem w stanie dłużej utrzymywać się na nogach.
- Zmęczony
jesteś, grałeś w piłkę? – zapytała swobodnie.
Byłem w stanie
tylko mruknąć potwierdzająco. Nie dość, że to wszystko miało się skończyć tak
jak miało, to jeszcze sama gospodyni… Przywitała mnie w czymś w rodzaju lekkiej
sukienki, ale takiej, w której kobiety chodzą spać. Nie wiem jak to się
nazywało, w końcu jestem facetem a nie żadnym homosiem. W każdym razie było to
coś lekkiego i krótkiego. Kończyło się niewiele pod majtkami, odsłaniając
długie nogi pani dyrektor praktycznie w całości.
A nawet nie
„praktycznie”, tylko po prostu, najzwyczajniej w świecie. A to dlatego, że bez
większego, przynajmniej wizualnie skrępowania, pani Kamila usiadła niemal
natychmiast naprzeciw mnie, zakładając nogę na nogę i w tej pozycji nie było
już żadnych tajemnic. Tak, było widać niesamowite nogi pani dyrektor w całości,
praktycznie z zaokrągleniem na pośladkach. No i między nogami trudno było jej
ukryć majtki. Widziałem, może malutki fragmencik, ale jednak…
Że ona się tak
nie wstydziła… Może nie tyle mnie, jakiegoś tam homosia, choć przecież także
podopiecznego ze szkoły, ale przede wszystkim tych, którzy oglądali ją teraz
pewnie w nabożnym skupieniu, wpatrzeni w rozgrzany laptop Pelargonii…
Siedziałem
sztywno, bo jakiekolwiek rozluźnienie musiałoby się skończyć tym, że opadłbym
bezwładnie na łóżko, albo co gorsza, na podłogę. W międzyczasie zerknąłem w
kamerę. Ja mogłem, przecież oficjalnie wiedziałem o jej istnieniu i chłopaki
nie dostrzegliby w tym niczego podejrzanego. Zerknąłem, upewniając się, że ona
faktycznie obejmuje tyle, ile widziałem na ekranie u Pelargonii.
Nic nie
wskazywało na to, by cokolwiek się zmieniło. I wiedziałem, że teraz w siedząc
na dolnej połowie łóżka miałem całkowita świadomość, że jestem jak na patelni.
Zresztą moja piękna rozmówczyni też.
Rozmawialiśmy.
W zasadzie ona prowadziła rozmowę, bo mi wychodziło to zbyt kiepsko. Świadomość
tego wszystkiego była zbyt przytłaczająca i zwyczajnie nie dawałem rady. Ale
pani Kamila musiała być świetna aktorką, przynajmniej w tej chwili. Pokazywała
mi i obserwującym nas licealistom nieco inne oblicze. Nie nauczycielskie, tylko
kobiece. Potrafiła gadać o wszystkim i o niczym, zachowując się przy tym bardzo
naturalnie.
Całe szczęście.
Gdyby nie ona, każdy pierwszy z brzegu obserwator z przeciętnym ilorazem
inteligencji po kilku sekundach oglądania nabrałby podejrzeń, że ma do
czynienia z ustawką.
Ale to rozstrojenie
nie przeszkadzało mi w odbiorze samej pani dyrektor. Była jeszcze bardziej
zjawiskowa, niż w szkole. Tam była tylko nauczycielką. Tutaj zdecydowanie
bardziej uwidaczniała się jej gracja, jej wdzięk, jej szyk. Nawet, gdy wziąć
pod uwagę, że była ubrana, tak jak była…
To połączenie,
ten miks niezaprzeczalnej kobiecości, z mocno nagim przecież ciałem
trzydziestokilkuletniej pani dyrektor… Momentami byłem bliski omdlenia.
No i doczekałem
się w końcu momentu, gdy moje walące serce zabiło dużo mocniej.
- Mikołaj… Tak
w ogóle gadam o pierdołach a zapomniałam ci powiedzieć o najważniejszym i
jednocześnie podziękować – pani dyrektor uroczym gestem odsunęła włosy z
twarzy, wpatrując się wnikliwie w mą twarz.
- Tak…? –
zareagowałem trochę nerwowo.
- Tak – ożywiła
się nieco. – Jesteś taki roztargniony, że już zapomniałeś.
Uśmiechnęła się
zniewalająco z pewną pobłażliwością. Jednocześnie wykorzystała dobry moment, by
położyć swoją gorącą dłoń na moim kolanie.
Zesztywniałem
jeszcze bardziej.
- Dzięki temu,
że pożyczyłeś mi te ilustrowane „Dzieje Polski dla dzieci ze szkół
podstawowych”, Mieszko z Oliwią wygrali ogólnoszkolny konkurs na najlepszą
pracę. A dyrektor w szkole był pod wielkim wrażeniem i nie mógł się nachwalić
moich szkrabów – roześmiała się dźwięcznie a ja niemal zemdlałem słysząc ten
dźwięk.
Niczego nie
pożyczałem. To było tylko hasło. Ale…
Czy ona
naprawdę nie odczuwała tej presji? Tego co miało się stać za chwilę? Tego, że
to miało się stać, może nie do końca na oczach kilkunastu podglądaczy, ale przy
ich pełnej świadomości? Czy może po prostu była fantastyczna aktorką?
I nagle patrząc
głęboko w jej oczy… Za tą ścianą naturalności, wyluzowania, rozweselenia
dostrzegłem… Strach? Niepokój? Panikę? Kompletny brak pewności siebie?
Ni stąd, ni zowąd
w ułamku sekundy przypomniała mi się Ewa, taka koleżanka z liceum.
Rozkrzyczana, rozgadana, z milionem znajomych taka, której było wszędzie pełno
w całej szkole. Ta sama Ewa, która pewnego dnia, w pubie, przy trzecim piwie
wyznała mi do ucha…
„Może tak naprawdę
jestem chorobliwie nieśmiała? Może tak naprawdę tym zakrzyczeniem przełamuję
swoje lęki i fobie? Bo nie chcę, żeby ktoś mnie odbierał jako zamkniętą w sobie,
spanikowaną laskę? Bo tego boję się jeszcze bardziej?”
Czy tu zaszedł
podobny mechanizm? Czy pani dyrektor wmuszała w siebie tę pewność siebie,
wychodząc z założenia, że nie ma innej drogi a w rzeczywistości umierała z tych
wszystkich emocji, nie mniej niż ja sam?!
Z miejsca
poczułem przypływ siły i dużo większego zdecydowania. Przynajmniej w stosunku
do tego, co było wcześniej. Ta piękna pani dyrektor była rzeczywiście kimś nie
z tego świata, ale za tą powłoką kryła się kobieta z krwi i kości ze swymi
wątpliwościami, ze swym strachem, ze swą nieporadnością… Była człowiekiem, tak
jak i ja…
- Cieszy mnie
to bardzo – skomentowałem dużo luźniejszym głosem, niż do tej pory.
Dostrzegła to i
zauważyłem, że wywarło to na niej pewne wrażenie. Kiwnęła lekko głową i
natychmiast powróciła do swej roli.
- Chciałam
podkreślić, że jestem ci bardzo wdzięczna za twoją pomoc. Jeśli chcesz
wiedzieć, to czuję się twoją dłużniczką – objęła dłońmi swoje nagie kolana,
patrząc wyczekująco.
Ale te jej
dłonie drgnęły… I to nie raz. W zasadzie drgały jej palce, wygrywając jakieś
melodyjki na kolanach właścicielki… Z nerwów…
A jej oczy,
większe, dużo większe… Wpatrywały się we mnie z uwagą…
- Ależ pani
dyrektor… – teraz nawet ja potrafiłem się lekko roześmiać, wykonując
lekceważący gest ręką.
- Mówię
absolutnie poważnie – gorliwie potrząsnęła głową, jakby odrzucała ten gest. –
Jeżeli masz jakąś prośbę, to mów śmiało, postaram się ją spełnić.
- Wolałaby pani
nie słyszeć jakie miałbym prośby – rzuciłem głośniej, siląc się na luz.
Znów spojrzała
wnikliwiej a uśmiech na jej twarzy stał się jakby bardziej oszczędny, za to
bardziej przyjazny.
- Mikołaju… -
głos pani dyrektor zabrzmiał bardziej subtelnie i sam jego dźwięk wystarczył,
by mój mały drgnął w bokserkach. – Myślę, że to żaden problem, byś przynajmniej
mi je zdradził. Jeżeli nie będę w stanie ich spełnić, to cóż… - wzruszyła
ramionami, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Poczułem jak
napinają mi się mięśnie w każdym skrawku ciała. Szczególnie na nogach.
I nie uszło
mojej uwadze, że oczy pani dyrektor pomknęły właśnie w tym kierunku. Czy po
prostu zarejestrowała fakt moich emocji, czy może naprawdę w tym wyglądzie,
który przedstawiałem było coś, co…?
Czy to już? Czy
już miałem to z siebie wyrzucić, czy jeszcze…
- Nie boję się
tego, że pani je odrzuci, tylko tego, że źle to zabrzmi…
- Mikołaju… -
znów roześmiała się, choć tym razem cicho, przy okazji nieco pochylając ku mnie
i dotykając dłonią mojego ramienia. – Choćby wczoraj rozmawialiśmy o wielu
rzeczach, więc…
Nie dokończyła,
znów przybierając wyczekującą pozę.
Zamknąłem oczy,
wiedząc, że nie ma już odwrotu. Że lepszej okazji już nie będzie. Że to jest
ten moment.
- Prawdę
mówiąc… Z uwagi na mój homoseksualizm, raczej nie fantazjuję za bardzo o… Ale
są dwie rzeczy, które przyznam chciałbym kiedyś zobaczyć, czy przeżyć…
- No mów… -
zachęciła, ale jej oczy powędrowały na moment gdzieś w kąt.
Przełknąłem
ślinę.
- O męskiej
masturbacji wszyscy wiedzą, nie jest to jakiś temat tabu. Ale kobieca… W
związku z tym zawsze chciałem zobaczyć masturbującą się kobietę. No a poza tym…
Z czystej ciekawości chciałem posmakować… No dobrze, spróbować kobiety. Językiem.
Wbiła we mnie
swój wzrok a uśmiech praktycznie zniknął z jej twarzy. Dobrze wiedziałem
dlaczego. To nie była tylko gra aktorska. Milczała przez moment analizując to
co usłyszała.
Bo zaskoczyłem
ją. Ten pierwszy motyw nie stanowił niespodzianki, drugi tak. Tego nie było w
planie, który wyłożyła mi przez telefon.
To był mój
plan. Na to, by posunąć się w tym szaleństwie dalej i spróbować ściągnąć majtki
z ciała pięknej pani dyrektor.
- Wiele wymagasz
Mikołaj… - zaczęła wolno.
- Nie wymagam –
natychmiast uniosłem ręce w geście samoobrony. – Chciała pani, bym powiedział
to o czym myślę, to wszystko.
No pięknie… Ona
się poświęca a ja w swej bezczelności umywam ręce i składam decyzję na jej
barki…
Ona się
poświęca do tego, żeby zaciągnąć mnie do łóżka…
Ona… Mnie…
- To strasznie
trudne do wykonania – przejechała dłonią po przedramieniu, uciekając wzrokiem
znów gdzieś w bok.
Albo znów
fenomenalnie grała, albo była taka, jak naprawdę… I jakiej wersji by nie
przyjąć, wyglądało to urzekająco.
Ale znów
zauważyłem jej wzrok na moich nogach. Na łydkach i nieco powyżej kolan. Czy to
przypadek? Czy naprawdę i ja miałem w sobie coś olśniewającego, czym mógłbym
równoważyć atrakcyjność pani dyrektor? Powątpiewałem w to, no ale…
- Dlatego nie
zmuszam – powtórzyłem i natychmiast uznałem, że jednak muszę choć subtelnie
trochę zachęcić. – Po prostu, chciałbym to zobaczyć i w tym uczestniczyć.
Mój głos
brzmiał, o dziwo naturalnie, ale w środku gotowało się w mnie. Byłem tak samo
usztywniony, jak i sparaliżowany. Jeżeli cudowna pani dyrektor była
konsekwentna, to lada moment miałem zobaczyć ją jeszcze bardziej nagą, w
sytuacji… Tak przecież erotycznej, że…
Że trudno było
uwierzyć, iż to wszystko mogło się wydarzyć naprawdę.
Docierało to do
mnie i ogłuszało. Tak, jak wtedy gdy wstała wreszcie z łóżka, podchodząc do
okna. Coraz bardziej uświadamiałem sobie, że się dzieje faktycznie, że za
chwilę będę miał ją w swoich ramionach, gdy ona będzie miała na sobie najwyżej
majtki i stanik, że będę mógł ją dotykać, przynajmniej w niektórych miejscach
ciała, że…
Nie byłem już w
stanie powstrzymać ani drżenia, ani cięższego oddechu.
Zobaczyłem jak
zasłoniła okno. To był kolejny znak, po którym serce zaczęło dochodzić do gardła…
- To strasznie
intymne, nie chciałabym by zobaczył to ktoś na ulicy.
Do gardła? Nie,
ono chciało już tym gardłem wyskoczyć…
Pani Kamila
podeszła do mnie, stając tak, że kamera obejmowała ją całą od tyłu. Pelargonia
i cała reszta, mogli w tym momencie podziwiać długie nogi naszej pani dyrektor
w pełnej krasie. Tyłeczek zasłonięty lekką sukienką też.
Tym bardziej,
że pochyliła się nieco ku mnie i chłopakom być może nawet ukazały się
majteczki…
- Mikołaj… -
zaczęła z wolna, przybierając bardziej niepewny ton. – Mam nadzieję, że zdajesz
sobie sprawę, że gdyby poprosił o to ktokolwiek inny, to nawet nie rozważałabym
czegoś takiego.
- Tak,
oczywiście – słowa z trudem przeszły przez gardło.
- Ale skoro
jesteś homoseksualistą, sprawa wygląda nieco inaczej. Mam tylko nadzieję, że
cokolwiek zobaczysz, zostanie tylko i wyłącznie między nami.
- Oczywiście –
przytaknąłem jeszcze bardziej chrapliwym głosem.
Przez trzy
sekundy patrzeliśmy sobie głęboko w oczy. A potem…
- Chodź… - w
zasadzie szepnęła, chwytając mnie za dłoń.
Po czym
odwróciła się i podeszła do łóżka od drugiej strony, siadając przy poduszce,
tak aby znaleźć się poza zasięgiem kamery. Gdy szedłem za nią, robiąc te trzy
dodatkowe kroki, miałem już gdzieś, że moje spodenki wypięły się nieco w wiadomym
miejscu. Chłopaki mogli widzieć, ona i tak odwróciła się, gdy i ja siadałem
obok, więc wszystko wróciło do normy.
Do normy…
I nie wróciło. Zatkało
mnie, gdy zobaczyłem, jak piękna pani dyrektor chwyta w dłonie ową wieczorną
sukienkę i unosi ją w górę, ściągając z siebie. Szokujące było nie tylko to, że
to zrobiła, odsłaniając mi swe nogi i majteczki już kompletnie w całości.
Szokujące było
to, że nie miała na sobie stanika, więc ja, kompletnie wypadając z roli
homoseksualisty, gapiłem się na nagie piersi nieziemskiej pani dyrektor. Nagie.
Może niezbyt wielkie, ale na litość boską, nagie!
Tak po prostu,
ot w kilka sekund…
A ona jeszcze…
- Nie patrz tak
– uśmiechnęła się lekko, acz z widocznym skrępowaniem. – Kobiety z reguły kładą
się spać bez stanika.
Jeśli oni tam
przed laptopem jeszcze nie wiedzieli, to teraz już nie mieli wątpliwości.
Ale jeśli
myśleli, że to już koniec…
- Mikołaj, ja
zasadniczo tego nie robię, więc może pomógłbyś mi w jakiś sposób?
O Boże…
- Pomógł? -
zapytałem cicho głuchym tonem.
- No, dotknij –
poprosiła cicho biorąc moją rękę w dłoń.
Położyła ją na
swych udach. Drgnąłem czując, że jestem wyżej, niż wczoraj. A za chwilę,
przesuwając ją, znalazłem się wręcz dużo wyżej.
Patrzyłem to na
to boskie praktycznie nagie ciało pięknej pani dyrektor, to w jej oczy. Nie,
nie mogła chyba udawać. Byliśmy już poza kamerami, mogliśmy udawać. Ale ona
miała oczy zamknięte, jej obie dłonie jeździły po jej nagim brzuchu.
Po jej
piersiach.
Też przymknąłem
oczy, ale tylko na moment, nie mogąc uwierzyć. Ale widziałem, dotykałem…
Dotykałem coraz śmielej, już nie samymi palcami, ale całą dłonią,
zniewalających nóg pani dyrektor. Jeździłem po nich dłonią, ściskałem.
Szczególnie, kiedy schodziłem do ich wewnętrznych stron, tam gdzie było bardziej
miękko. Ściskałem lekko, bo wystarczała mi sama świadomość, że to robię. I nie
chciałem sprawiać pani Kamili bólu.
Ale i ściskanie
zeszło na drugi plan, gdy zobaczyłem jak jedna z dłoni pani dyrektor zjechała w
kierunku majtek.
Nie, nie
zsunęła ich z siebie. Poprzez materiał zaczęła dotykać się. Dotykać wzgórka
łonowego, pocierać go, zamykając przy tym oczy.
Wszystko to na
moich oczach. Zresztą ja sam nie wiedziałem czy śledzić emocje skrywane w jej
twarzy, czy patrzeć jak palce pani dyrektor pieszczą przez majtki jej własny
wzgórek. I nie tylko wzgórek. Zaczęły wkradać się w niższe partie, schodzić
pomiędzy nogi. Wciąż przez majteczki, ale…
Ale to nie był
żaden film i żadna gra. Z szaleństwem w głowie patrzyłem jak moja piękna pani
dyrektor masturbuje się przy mnie, na moich oczach.
Ale dlaczego…?
O co chodziło?! To się działo a przecież nie musiało…! Byliśmy już poza
kamerami, mogliśmy udawać, prowadzić dialog, z jakimiś nawet świńskimi
wstawkami… Nie trzeba było żadnej nagości, żadnego dotyku, żadnej masturbacji a
tutaj…
Tak, oszalałem
i z trudem powstrzymałem się by z moich ust nie wyszedł żaden dźwięk
przypominający świszczący oddech.
- Strasznie
trudno mi… I krępuje mnie to… - wyznała głośniejszym szeptem, zdradzającym
namiętność.
- To może teraz…
- mruknąłem, uznając, że to jakiś bodziec.
Może krótko
trwała ta scena, ale trochę zobaczyłem. I to czego byłem świadkiem, musiało
wystarczyć w zupełności. A strasznie bałem się, że pani dyrektor za chwilę
wybudzi się z tego szaleństwa.
Przyklęknąłem
przed nią i położyłem dłonie na jej nagich kolanach. Widok, widokiem, ale
świadomość, że rozjechały się one przede mną niemal bez oporu przyprawiła mnie
o zawrót głowy.
Ale coś
zdemolowało mnie jeszcze bardziej. Pani dyrektor drżała. To znaczy jej nogi.
Oto kolejny dowód, że ona sama była zdenerwowana, że rządziły nią emocje. Tak
jak mną. Że być może nie wszystko jest tak jak planowała, że pozwala sobie na
więcej, niż chciała, że coś tam sprawia, iż nie do końca panuje nad sobą…
A przecież to
dopiero był początek tej operacji. Przesuwając niecierpliwie dłonie wzdłuż
nagich, zgrabnych, opalonych ud pani dyrektor dotarłem do majtek.
Być może
wyczułem wreszcie jakiś opór, być może bardziej wyczułem, niż zobaczyłem jak
pani dyrektor otwiera oczy i patrzy w dół, ale wiedziałem, że to mnie nie
powstrzyma.
To moje
spostrzeżenie sprzed chwili na temat pani Kamili, to, że ona też się boi, że
też jest tylko człowiekiem…
- Pani
dyrektor, teraz czas na pani majtki – dodałem sobie animuszu tym komentarzem,
jak i jednocześnie przekazałem informację chłopakom zgromadzonym przed
laptopem.
Wiedziałem już,
że nie zapomnę tej sytuacji do końca życia. Z zapartym oddechem, nie czując
oporu poważniejszego niż drgnięcie, z niesamowitym łomotem w sercu zwiększyłem
nacisk i z obłędem w oczach zobaczyłem jak majtki olśniewającej pani dyrektor
zjeżdżają z jej bioder, potem z uda a na końcu z łydek.
Wstałem, z
trudem utrzymując się na nogach i patrząc w trzymane przeze mnie majtki. To nie
był sen. Właśnie rozebrałem do naga swoją pierwszą w życiu dziewczynę. I to
akurat…
Poczułem
diabelski zawrót głowy. Z trudem utrzymałem się na nogach.
- To już nie
będzie pani potrzebne – oświadczyłem ku swojemu własnemu zdziwieniu i zrobiłem
krok w bok wyciągając dłoń.
Tak, aby
Pelargonia wraz z towarzystwem zobaczyli czego dokonałem ja. Homoseksualista.
Trwało to tylko
sekundę. Tyle wytrzymałem. Bojąc się, by pani Kamila w przypływie rozsądku nie
rozmyśliła się, gwałtownie przypadłem do jej nóg, znów rozchylając jej kolana.
Moim oczom ukazała się naga cipka pani dyrektor. Naga. Kompletnie naga.
W tym momencie
moja piękność była już cała naga. Na moich oczach…
Zachłannie,
żarliwie całowałem jej uda, rozchylając je coraz szerzej i spiesząc do celu.
Spiesząc, bo wciąż czułem potworny strach, że ta cała gra się skończy, że…
Gra? Czy o
wciąż jeszcze była gra? Gdzie były granice? Przecież zniknęliśmy z kamery,
mogliśmy udawać. A jednak pani dyrektor przed chwilą masturbowała się naprawdę
zaś teraz jak najbardziej naprawdę siedziała przede mną kompletnie naga a ja
wreszcie dotarłem ustami do jej cipki.
Pocałowałem ją
drżącymi ustami. Cipkę. Pocałowałem raz jeszcze, jakby chcąc się upewnić, że
całuję nagą cipkę naszej pięknej szkolnej pani dyrektor. Nie wystarczyło, więc
jeszcze raz a potem czwarty i piąty. Odetchnąłem głęboko i nie wiedziałem co
bardziej przyprawiło panią Kamilę o drgnięcie. Czy moje usta, czy równie gorący
oddech jaki poczuła na swej wilgotnej cipce.
Tak, naprawdę
wilgotnej. Widziałem to z odległości kilku centymetrów. Wpatrywałem się
rozszerzonymi oczami w nagą cipkę licealnej pani dyrektor. A ona mi tego widoku
nie broniła.
Nie panując już
w żaden sposób nad sobą, pocałowałem cipkę raz jeszcze a potem wysunąłem język
liżąc równie zachłannie jak wcześniej nogi. Serce waliło mi jak bęben a ja
rozkoszowałem się smakiem cipki pani dyrektor.
I nie tylko
tym. Moje dłonie obejmowały jej nagie, smukłe, zgrabne uda. A ową rozkosz
potęgowała jeszcze świadomość, że moje pieszczoty działają na panią Kamilę.
Wyczuwałem niewielkie ruchy jej ciała. Niewielkie, ale świadczące o tym, że jej
nagie ciało żyje i porusza się pod dyktando mojego języka liżącego jej cipkę.
- Wolniej,
Mikołaj, to nie wyścigi… - doszedł do moich uszu głos z góry. Cichy, subtelny,
drżący.
A wiec działało
na nią. Zwolniłem, jak mi zaleciła. Robiłem to pierwszy raz i nie wiedziałem co
i jak. Zresztą w tym momencie nie byłbym w stanie wykonać najprostszego dwa
plus dwa…
Działało. Na
mnie też, no bo jak do cholery mogło nie działać? Czułem zapach gorącej cipki i
nieprawdopodobny szum w głowie. Do moich uszu dobiegały ciche jęki pani Kamili
i mój własny świszczący oddech.
Ale jeszcze
bardziej działało to, że rozsuwając nagie uda pani dyrektor i uniemożliwiając
jej złączenie ich z powrotem, zniewoliłem ją w pewien sposób. To ja dyktowałem
warunki, to ja przejąłem pałeczkę prowadzącego, to ona mi ulegała a ja
decydowałem…
Widziałem jak
cipka pani dyrektor robi się coraz bardziej mokra. Nie miałem pojęcia, czy to
przez mój język, czy z powodu jej własnych wydzielin, ale niewiele mnie to
obchodziło. Lizałem jak najęty i co jakiś czas przerywałem, odsuwając język i
przypatrując, by upewnić się że to wszystko dzieje się naprawdę. Że mam nagą
cipkę pani dyrektor przed własnym nosem.
Ale nic nie
mogło trwać wiecznie i chyba dobrze. Bo mój penis już nie tyle co gotował się w
bokserkach, ile po prostu sterczał tak, że czułem ból. I chociaż pani Kamila
nie mogła sobie z tego zdawać sprawy, w końcu wyczułem jakiś ruch. Odsunęła
moją głowę od swej własnej cipki.
- Najwyższy
czas, żebyś ty się rozebrał – szepnęła, starając się powstrzymać drżenie.
Wstałem, z
trudem utrzymując się na drżących nogach. Rzuciłem okiem na nagą sylwetkę
licealnej pani dyrektor i błyskawicznie zdjąłem z siebie koszulkę rzucając ją
obok na podłogę, tak aby podglądacze mogli to zobaczyć. Równie szybko pozbyłem
się butów i skarpetek. Potem przyszedł czas na spodenki i co najgorsze,
bokserki. Nie mogłem jednak pozwolić by zwyciężyło skrepowanie. Bokserki
poleciały w bok, śladem pozostałych części garderoby.
Zauważyłem, że
pani Kamila przyjrzała się mojemu sterczącemu penisowi. Powoli zbliżyłem się do
niej, nie do końca będąc pewnym co teraz się wydarzy. Gdy mój penis znalazł się
w pobliżu głowy pani dyrektor, ta jakby ocknęła się nieco i przesunęła na
łóżko.
Okrycie spadło
z łóżka, ale żadne z nas nie wysiliło się by je podnieść i przygotować nim do
okrycia. Mieliśmy być tylko my. Nadzy. I nasze stopy oraz łydki i co najwyżej
kolana w kamerze.
- Chodź, chcę
cię poczuć całego – usłyszałem cichy głos.
Nie bardzo
zrozumiałem o co chodziło w jej słowach. Poczuć? Całego? Poczuć całe moje
ciało, jak na niej leżę? A z tym całym? O co…
Ale tu nie było
żadnych warunków do przeprowadzenia takiej operacji jak myślenie. Natychmiast
znalazłem się przy niej i od razu rozpocząłem próby przyjęcia tej właściwej
pozycji. Ale pani Kamila tylko lekko rozchyliła kolana i tym razem jej opór był
jakby silniejszy.
Hm… Jeżeli
przed sekundą w mojej głowie uroiło się coś „całego”… No to chyba wypadało się
z tą wizją pożegnać. Chociaż czy byłaby ona taka niedorzeczna w kontekście tego
co miało miejsce w ostatnich minutach? Cóż, w każdym razie…
- Pani
dyrektor, niech pani rozchyli nogi… - poprosiłem szeptem, stosując się do
wcześniejszego planu.
Uczyniła to
wreszcie, ale tak jakby stanowiło to dla niej spory problem, jakby nie miała
pewności, że postępuje właściwie. I natychmiast gdy znalazłem się między jej
długimi nogami, przyciągnęła mnie do siebie, tak, że nasze głowy znalazły się o
kilka centymetrów od siebie a jej nagie piersi odczuły delikatny nacisk mojej
klaty. Tak jakby chciała abym nie patrzył na te piersi a już na pewno cipkę.
Czy dobrze odczytałem? Nie wiedziałem.
Bo przecież
przy tej pozycji mój sterczący penis dotknął właśnie rozgrzanej i wilgotnej
cipki pani dyrektor.
Oczywiście
poczuła to. Drgnęła, ale nie wycofała się. Może także dlatego, że za bardzo nie
miała gdzie. Za to położyła dłonie na moich plecach i przyciągnęła lekko do
siebie a potem puściła.
Zrozumiałem, w
ten sposób dała mi znak.
Naparłem na nią
już sam, czując, że mój penis poznaje coraz bliżej miękkość i wilgoć cipki pani
dyrektor. Naparłem i wycofałem się. Powtórzyłem to po raz drugi i trzeci. Ten
trzeci, nieco ostrzejszy manewr wywołał reakcję pani dyrektor.
- Och… -
jęknęła subtelnie, co przyprawiło mnie o obłęd.
No więc tak…
Oto ruchaliśmy się… Z wrażenia zamknąłem oczy, starając się to sobie
uświadomić.
Ruchaliśmy się w
ten sposób, nie wprowadzając penisa do cipki. Uderzałem w nią, popychając
licealną dyrektorkę w przód. Jej ciało poruszało się na łóżku w rytm moich
pchnięć, co doprowadzało mnie do wrzenia. Posuwałem największą piękność na
świecie, nie posuwając jej. Bardzo tego pragnąłem, ale nie mogłem przecież jej
zgwałcić. Trzeba było otrzeźwieć. Ale otrzeźwienie przychodziło z kosmicznym
trudem.
Starałem się
zachować względną sprawność umysłową. Rozgorączkowany stwierdziłem ku swemu
zdziwieniu, że pani Kamila mocno wczuła się w rolę. Zamknęła oczy i wydawała z
siebie cichutkie dźwięki, jęki i westchnienia w rytm moich ruchów. Jakby prawie
nie wstydziła się tego, że słyszy ją przecież kilkunastu licealistów.
Nasze ciała
stykały się ze sobą całkowicie. Nasze gorące oddechy zderzały się ze sobą, moja
klatka dotykała jej piersi, tak, że wyraźnie czułem sutki pani dyrektor. Moje
nogi ocierały się o szeroko rozłożone uda pięknej nauczycielki a mój penis
naciskał na coraz wilgotniejszą cipkę. Moja wilgoć mieszała się z jej wilgocią.
Wprawdzie cała
ta sytuacja sprawiała, że dotarło do mnie, iż mogę spuścić się nie wchodząc w
cipkę, ale… Ale moja głowa zaczęła żyć już własnym życiem. Każdy kolejny ruch
mojego ciała był już obliczony na coraz mocniejszy odcisk penisa na cipce. Z
każdym kolejnym ruchem wariowałem coraz mocniej. Musiałem odwróci jej uwagę.
Co ona
wspominała wcześniej? Coś o całowaniu?
Zacząłem
całować piękną twarz pani dyrektor. Przyjęła to całkowicie normalnie, nie
licząc głębszego westchnienia. Całowałem zachłannie także ramiona schodząc
nieco niżej. Rozgorączkowany wziąłem w usta nawet oba sutki, jednego za drugim.
Boże, ja to robiłem…! Miętoliłem w ustach nagie cycki pani Kamili, naprawdę… I
całowanie ich z pewnością nie pomagało w opanowaniu swoich myśli.
Ale, ku swojej
satysfakcji stwierdziłem, że ona nie stawia oporu, że ją wręcz rozgrzewam.
Naprawdę? Nie pomyliłem się? Nie wytrzymałem. Jedno uderzenie kutasem o cipkę.
Drugie... Trzecie… Moja ręka zeszła w dół, chwytając penisa i rozpaczliwie
próbując go nakierować. Rozpaczliwie, bo na tyle szybko, by pani dyrektor się
nie zorientowała. Ale wychodziło mi to średnio. Uderzyłem w jej cipkę,
wyprostowanym penisem. Pani Kamila nie zareagowała na moją niecną działalność.
Więc ponowiłem. Znów bez reakcji. Obudziło to we mnie dziką nadzieję.
Zwolniłem,
czując jednak jak na moich barkach zaciskają się ręce pani profesor. Ale także
to, jak jej nogi rozchylają się jakby szerzej. Czy to było złudzenie…?
Ponowiłem atak
i tym razem mój penis znalazł się o krok od celu.
- Ej… -
usłyszałem jękliwy szept nad sobą a oczy pani Kamili otworzyły się szerzej.
Ale ja zwariowałem
tak, że nie mogłem już odpuścić. Natychmiast zasypałem ją pocałunkami i
jednocześnie zacząłem wiercić się tak, że mój penis… A w zasadzie jego połowa,
zupełnie nieoczekiwanie, nawet dla mnie, znalazła się w cipce pani dyrektor!
Pani Kamila
jakby zastygła nieruchomo, lekko wypinając swe ciało, tak, że stykało się z
moim jeszcze silniej…
- Mikołaj… -
jęknęła a ja nie byłem w stanie zrozumieć, czy to przygana i krytyka, czy…
Całowałem jak
szalony, dając się ponieść kolejnej fali namiętności, czując jednocześnie, że zwycięstwo
jest coraz bliżej. Pani Kamila nie zdobyła się na silniejszy protest, dodatkowo
tłamsiłem ją swoją aktywnością na górze i sam już nie wiedziałem, kto tu tego
czego chce i co w ogóle się dzieje. Wiedziałem tylko jedno.
Że mój sztywny
penis rozepchnął wreszcie cipkę pani dyrektor i odniósł zwycięstwo wdzierając
się w nią na cała długość! Tym razem to ja nie powstrzymałem jęku.
A więc to tak
jest, gdy się wepchnęło kutasa w cipkę najpiękniejszej kobiety na świecie… Tak
wyglądało to uczucie…!
Poczułem
silniejszy nacisk dłoni pani dyrektor na swoich barkach, ale nie było już
odwrotu. Szybko przypomniałem sobie jeden trick z pornosów. Zamiast ładować się
jak najgłębiej, zatoczyłem penisem delikatny okrąg, rozszerzając wejście. Pani
Kamila drgnęła, jej głowa wygięła się ku tyłowi.
Zadziałało! Co
to był za widok…! Powtórzyłem ten manewr jeszcze z dwa razy, niwelując w ten
sposób opór niezdobytej królowej. Może nie miałem doświadczenia, ale wiedziałem
co oznacza ten wyraz twarzy kobiety. Podobało się jej! Dostarczyłem jej
przyjemności!
No to było już
chyba po wszystkim...
Rozgorączkowany
całowałem jej piękną twarz i zacząłem wreszcie posuwać jak szalony. Tym razem
już naprawdę.
Nie ogarniałem
tego co się dzieje. To miała być gra, to miał być dotyk, to miały być pewne
widoki, nawet pieszczoty. Już to ciężko było ogarniać.
Ale jak ogarnąć
to, że leżeliśmy nago w łóżku i ruchaliśmy się?
Tak właśnie
było. To musiałem sobie uświadomić. Że cała ta wycieczka, ta droga do jakiegoś
tam zbliżenia się do pani dyrektor, ten cały zakład i cała ta gra dzisiejszego
wieczoru… Że to wszystko dobiegło kresu i znalazło taki oto finał.
Taki, że
leżałem nago na równie nagiej, pięknej pani dyrektor i ładowałem kutasa w jej
wilgotną do granic i jeszcze bardziej rozgrzaną cipkę.
To było coś tak
niewyobrażalnego, że natychmiast zwolniłem, napawając się tą chwilą, która
przecież nie mogła trwać wiecznie. Napawałem się tak tą świadomością, jak i
błogim wyrazem jej twarzy. Jeżeli był bowiem błogi, to znaczy, że mój kutas w
jej cipce sprawował się tak jak trzeba i dostarczał pani dyrektor odpowiedniej
dawki rozkoszy.
W tym momencie
zwariowałem i zacząłem tylko żałować, że kamera tego nie obejmuje. Przez myśl
przemknęło mi, że mógłbym oglądać filmik z tego wydarzenia codziennie całymi
godzinami aż do śmierci.
Ale czy warto
było sobie zawracać tym głowę w takim momencie? Posuwałem się w przód i w tył,
napawając faktem, że mój sterczący penis wbija się w cipkę najpiękniejszej
kobiety na świecie. Że ona przesuwa się po łóżku w rytm moich ruchów. Ruchów
już nie spokojnych, tylko coraz bardziej zdeterminowanych, szybszych, w końcu
wręcz atomowych.
Atomowych, bo
nie dało się już utrzymać kontroli. Straciłem ją kompletnie, pierdoląc panią
dyrektor na całego i wciąż z trudem uświadamiając sobie, że to właśnie robię.
Nie
wytrzymałem, bo tego nie dało się wytrzymać. Ten zapach, ten żar, to uczucie,
ta świadomość i mój własny kutas w jej cipce… Nie wytrzymałem i zacząłem
naprawdę bombardować swoimi ruchami. Świadomość, że panuję nad panią dyrektor
kompletnie, w stu procentach, musiała w końcu do tego doprowadzić…
- Aaach…! –
wydarło się z jej ust w tym samym momencie, w którym ja sam zalałem jej mokrą
cipkę spermą.
Tak, w
ostatniej chwili zobaczyłem jak i ona sama traci kontrolę nad swym ciałem, jak
wije się pode mną, jak jej uda zaciskają się na moich pośladkach… Boże, nie
tylko sam ją przeleciałem, ale i ją samą doprowadziłem do orgazmu.
Przeleciałem…
Naszą licealna panią dyrektor, najpiękniejszą kobietę na świecie… Przeleciałem…
Jak to brzmiało…
- Aaach… powtórzyła słabszym głosem i opadła
bezwładnie na łóżko.
Drżąc na całym
ciele, powoli wysunąłem penisa z cipki pani dyrektor. Opadłem na łóżko tak jak
i ona, tuż obok.
O czym było
myśleć w tej sytuacji? Poczułem kosmiczny zawrót głowy. To wszystko, co tu się
wydarzyło…
Leżeliśmy oboje
bez ruchu i bez słowa. Nadzy, obok siebie. Nie mówiliśmy nic. Ja, bo nie
chciałem niczego spieprzyć, bo pragnąłem, by ten moment, w którym leżę obok
naszej, nagiej, szkolnej piękności trwał w nieskończoność. Ona? Nie wiem. Może
się wstydziła? Może powoli docierała do niej świadomość tego, czego się
dopuściła?
Że dała się
przelecieć jednemu ze swoich uczniów? Do tego homoseksualiście…
Minuty upłynęły
nim w końcu wstałem. Na moment zawahałem się, ale uznałem, że mogę przejść tak
przed kamerą. W końcu przed chłopakami nie musiałem się wstydzić.
Nie widzieli
niczego, poza naszymi stopami, może łydkami. Poza tym, że moje znajdują się
między nogami pani dyrektor. Więcej słyszeli, niż widzieli. Teraz mogli
zobaczyć, choć pewnie nie tego chcieli. Ale ja mogłem mieć satysfakcję.
Przeszedłem się po pokoju kompletnie nagi.
Podszedłem do
wyłącznika i zgasiłem światło. Wracając podniosłem z podłogi okrycie. Ponownie
położyłem się na łóżku, obok wciąż milczącej, jakby nie kontaktującej pani
dyrektor i okryłem nas obojga kocem.
Być może
zaskoczyłem ją tym gestem, być może trochę rozładowałem atmosferę. Obróciła się
w moją stronę i spojrzała w moją twarz. Nic z niej nie wyczytałem, bo było już
zbyt ciemno. Nie miałem pojęcia, czy jest jej dobrze, czy wręcz przeciwnie. Czy
w jej spojrzeniu kryje się krytyka, albo przygana w stosunku do tego, czego się
dopuściłem, czy może co innego.
Milczałem i ja
nie mając odwagi by się odezwać.
Starałem się
tylko sobie wmówić, że jestem niewinny. Przecież to ona to wszystko wymyśliła.
Może bez tego aktu finałowego. Ale przecież jakby tego naprawdę nie chciała, to
mogłaby zaprotestować jakoś wyraźniej. Może powstrzymała ją ta świadomość, że
sprzeciwiając się zbyt wyraźnie zepsułaby całą scenę?
Hm, nie za dużo
tego rozmyślania…?
No właśnie,
skoro…
Skoro pani
dyrektor, z pewnym zawahaniem, ale jednak, złożyła głowę na mojej klatce
piersiowej. Znów poczułem jej zapach. Zapach włosów, zapach kobiety.
Drgnąłem lekko,
poczuwszy jej dłoń na brzuchu. W odpowiedzi objąłem ją ramieniem. Poczułem się
zrelaksowany i jednocześnie potwornie zmęczony. Zamknąłem oczy, wsłuchując się
w usypiający odgłos deszczu, który spadł... Nawet nie wiedziałem kiedy.
- Mikołaj… - usłyszałem
wyraźny szept w uchu.
Drgnąłem
otworzywszy oczy. Deszcz wciąż lał, chociaż chyba ustawał. Może to dlatego
spałem jak zabity. Spojrzałem w zegar wiszący na ścianie. Było kilka minut po
dziesiątej.
Zaraz, zaraz…
Acha… Leżę w łóżku, obok mnie kobieta… Pani Kamila, pani dyrektor… Ach, tak…
Spojrzałem w
bok. Pani Kamila przykrywając się kocem patrzyła z napięciem w moją twarz.
- Przepraszam,
że cię budzę… Byłbyś tak miły i podał moje ubranie?
No tak… Ani
słowa o wczorajszych zmaganiach…
Zerknąłem w
bok. Faktycznie, sukienką, wraz z majtkami poleciały trochę daleko i były pod
ostrzałem kamery zamontowanej w breloku. Pewnie nikt już nie oglądał, ale to
przecież mogło się nagrywać…
- Przykro mi,
ale ja też jestem nagi… - odparowałem w przypływie dobrego humoru i chęci
podroczenia się z piękna panią dyrektor wciąż leżącą obok mnie kompletnie nago.
Poza tym, że przykrytą kocem.
Milczała przez
moment, wpatrując się we mnie.
- Ty masz dużo
fajniejsze ciało, niż ja.
Co…? Że ja…? Co
to za ponure żarty? Spojrzałem z potępieniem.
- Mimo całej
sympatii do pani… Nie powinna pani w ten sposób fałszować rzeczywistości.
Znów milczała
wpatrując się we mnie.
Aż w końcu
pochyliła się tak, że poczułem dreszczyk na skórze.
- Naprawdę
uważasz, że żartuję?
- Nie wiem,
niech pani wypowie się szerzej.
Odsunęła się,
jakbym poprosił o coś nienormalnego.
- Podasz mi w
końcu ubranie?
- Też chciałbym
zobaczyć panią nagą – szedłem w bezczelność.
Choć czy
naprawdę? Wczoraj daliśmy taki popis, że, uwzględniając to, tego tekstu chyba
nie dałoby się zaliczyć do bezczelnych tylko raczej dość normalnych.
Z drugiej
strony tak zwracać się…
- Ładnie tak
zwracać się do pani dyrektor? – dość spokojnym tonem uderzyła w taką nutę.
Nie odwróciłem
wzroku.
„Do pani
dyrektor, z którą wczoraj tak ładnie się grzmociliśmy? A teraz…”
- Wczoraj tak
ładnie ze sobą współgraliśmy a pani nie wróciła do tego ani słowem. Tak samo
teraz nie chce pani rozwijać tematu cielesnego… - nie ustawałem.
Patrzyła wciąż
w moje oczy.
- Po prostu
proszę, żebyś podał mi ubranie – odpowiedziała. – A reszta przyjdzie sama z
siebie.
Co miałem
zrobić? Zsunąłem z siebie okrycie i stanąłem na nogach, ruszając w głąb pokoju,
zbierając rozrzucone ciuchy pani dyrektor i świecąc przed nią gołym tyłkiem.
Wróciłem,
trzymając je w dłoni. Pochyliła się ku nich, ale w tym momencie ja wskoczyłem
na łóżko, tak, że mój penis znalazł się niebezpiecznie blisko twarzy pani
Kamili. Odsunęła się nieco skonfundowana a ja położyłem jej ubranie na stoliku
znajdującym się po mojej stronie.
- Co robisz? –
zapytała zdradzając lekkie podirytowanie.
- Ubranie już
jest, teraz kolej na panią – znów nakryłem się okryciem.
- Na mnie,
tak…?
- Tak. Nie dam
się zbyć byle czym – postawiłem się twardo. – A poza tym nawet nie widziałem
pani tyłeczka.
Chyba poczuła
się przegrana, ale po ostatnich słowach raczej sprawiała wrażenie rozbrojonej,
niż zirytowanej.
- Pierwszy raz
widzę homoseksualistę, któremu tak zależy na moim tyłku – skomentowała nieco
ironicznie, ale jednak dość subtelnie.
- Z tego co
wiem, pani w ogóle pierwszy raz widzi homoseksualistę – odpowiedziałem
zadziwiająco swobodnie, choć zaczęło mnie to nieco wkurzać. Naprawdę wierzyła
jeszcze w tą bajkę?
- Nie oddasz mi
tego ubrania? Rozumiem, że to szantaż, tak?
- Tak. Najpierw
moje potrzeby, potem pani.
- Wybierz
jedno. Co mam zrobić?
- Hm… No to
niech pani powie, jakim cudem uznała pani moje ciało za fajniejsze, niż swoje
własne. Tylko bez krętactw, bo podrę na strzępy – zagroziłem.
Zareagowała
pobłażliwym wzrokiem na tę groźbę. A potem jej twarz nieco spoważniała.
- Naprawdę,
dziwię ci się… Jesteś bardzo przystojny i masz fantastyczne ciało – westchnęła
lekko a potem zalała nieznacznym rumieńcem wstydu po tym wyznaniu. – No… Już?
- Ja
przystojny? – oczy wyszły mi na orbit. – I fantastyczne ciało?
- No nie udawaj
– zirytowała się nieco. – Kto powiedział, że musi być jeden kanon
atrakcyjności? Jak dla mnie jesteś przystojny, może także dlatego, że masz coś
w sobie. A ciało… Chyba żartujesz, mnie się naprawdę bardzo podoba. No… Dawaj!
- Zaraz… Skoro
takie mam ciało, to może…?
- Mikołaj…!
W reakcji na
słowa pani dyrektor zbliżyłem się do niej, sięgając pod okrycie i zaciskając
dłoń na jej nodze. Przez chwilę szamotaliśmy się, raczej w formie żartu,
przynajmniej takie miałem intencje. Fakt, wyglądało to zabawnie, bo pani Kamila
mogła bronić się jedną ręką. Drugą musiała pilnować, by okrycie nie spadło i
nie odsłoniło jej nagich przecież piersi.
- Mikołaj! –
powtórzyła stanowczo, widocznie nie do końca akceptując moje wygłupy.
- Dobra, dobra…
- poddałem się, chwytając sukienkę i majtki. – Ale jeszcze jedno musi mi pani
obiecać.
- Co takiego? –
spojrzała niemal zaciskając zęby.
- Że ta nasza
znajomość – położyłem akcent na „ta”. - Nie skończy się na tym.
Nie robiłem
sobie wielkich nadziei, ani złudzeń. Rodzina, sytuacja na linii uczeń – pani
dyrektor… Po prostu byłem ciekaw jej reakcji.
Zastygła
niepewnie.
- Mikołaj… To
nie czas i miejsce na takie deklaracje.
- Po prostu nie
chciałbym, żeby to wszystko wyglądało tak… Że wczoraj było to co było a teraz
nagle nie znamy się i żegnamy…
Z uwaga
patrzyłem jak twarz pani Kamili przybiera różne wyrazy, nawet chyba rozbawiony.
- Mikołaj…
Wrócę z ubikacji, porozmawiamy, w porządku?
Dobre i to. Z
pewnym oporem podałem pani dyrektor ubranie.
Wciągając majtki
pod okryciem patrzyła na mnie. Sprawdzając, czy i ja patrzę na nią. Oczywiście,
że patrzyłem.
Następnie
odwróciła się, wkładając od góry sukienkę. Mogłem tylko dostrzec niewielki
zarys nagich piersi pani dyrektor. Dobre i to…
- Pani Kamilo…
- przypomniałem sobie nagle, gdy już wstawała. – Ale w łazience…
- Dobra, dobra…
- machnęła szybko ręką, chcąc odejść, ale nagle jeszcze pochyliła się ku mnie.
– Wiem gdzie jest. Powiesiłam ręcznik tak, że mogę bez przeszkód robić to co
chcę.
Uspokojony
opadłem na łóżko, patrząc jak moja piękność wychodzi do toalety.
Moja, heh…
No właśnie. Czy
nie lepiej powoli wrócić do równowagi i przyjąć, że był to… Może nie tyle
piękny sen, bo wydarzył się naprawdę. Po prostu epizod, który jaki piękny i
niezwykły by nie był, po prostu w tym momencie właśnie dobiegał końca.
Spochmurniałem
nieco. Pani Kamila była super laską, to na pewno, tyle, że… Dla mnie miało to
znacznie… No dobra, skłamałbym, gdybym powiedział, że nie miało. Ale nie o to
chodziło. Ja ją naprawdę polubiłem. Chodziło o całokształt, o nią samą. Była po
prostu nie dość, że piękna, to przede wszystkim bardzo kobieca. Tak, lubiłem
ją. Hm, czy aby na pewno tylko lubiłem…?
- Co tak
zmarkotniałeś? – wyrwał mnie z zamyślenia kobiecy głos.
Pani Kamila
miała na sobie tylko majtki i stanik. Sukienka poszła pewnie do kosza,
wczorajsze majtki też. Tyle zauważyłem.
Ale
odpowiedzieć już nie zdołałem.
- Czy to aby
nie nasz kolega Piotr się tu kręci?
Skierowałem
oczy wraz za wzrokiem pani dyrektor. Przez szczelinę między zasłoną a ścianę, w
oknie zobaczyłem idącego swobodnie Pelargonię. Co on tu robił? Hm…
- Pewnie zgubił
tu coś podczas wczorajszej wizyty i teraz sobie o tym przypomniał – domyśliłem
się szybko.
- Znikaj do
kuchni – poleciła mi pani dyrektor.
Natychmiast
wyskoczyłem z łóżka, zbierając szybko z podłogi bokserki. Wciągnąłem je na
siebie już w małej kuchni, gdy rozlegało się pukanie do drzwi. Ominął mnie
początek rozmowy, gdy stanąłem na nogi, Pelargonia był już w środku.
Na stole w
kuchni znajdowało się niewielkie lusterko. Patrząc w nie mogłem od biedy
zorientować się co dzieje się w pokoju. Widziałem, że Pelargonia opowiadając
coś miał problem z utrzymaniem wzroku w oczach pani dyrektor.
Z jednej strony
nic dziwnego, z drugiej… Poczułem pewną zazdrość, że Pelargonia pożądliwie
patrzy teraz na ciało pani dyrektor, która prezentuje mu się bezwstydnie w
samych majtkach i staniku. Zdążyłem już zapomnieć, że wczoraj miał praktycznie
takie same widoki.
Pelargonia
zniknął na chwilę w łazience a ja… Z pewnym zdziwieniem zobaczyłem jak ani
Kamila zamyka drzwi wejściowe do domku na klucz. Hm, co ona planowała?
- Aha, jeszcze
wczoraj coś tu chyba zostawiłem – rozbrzmiał głos licealisty po tym, gdy wrócił
do pokoju. – Brelok do kluczy, jeśli mogę do poszukać…
- To jest to? –
przez odbicie w lustrze widziałem tylne części ciała pani dyrektor i ją samą
chwytającą niewielki przedmiot obok półki z książkami.
Za nią podążał
gapiący się na jej tyłek Pelargonia.
- Dokładnie
tak, jeśli mogę…
- Chwileczkę a
co to w ogóle jest? – Pani Kamila odwróciła się frontem do Pelargonii. – Fakt,
to brelok, ale ja tu widzę, jakąś lampkę. Hm, nie podoba mi się to… - zawahała
się na moment.
- To się
świeci, jak się zgubi, to jest takie światełko… - tłumaczył naprędce Pelargonia.
- Światełko? –
przerwała dyrektorka. – To dlaczego ja tu nie widzę żadnego światełka? Hm, coś
mi tu śmierdzi, dałabym sobie głowę uciąć, że widziałam już coś takiego, ale…
O, już wiem! To była kamera w jakimś filmie o Bondzie!
- Jaka kamera?
– zdumiał się Pelargonia a ja zaciekawiony spojrzałem tym razem nie w lustro,
które ograniczało mi trochę możliwości obserwowania sceny, lecz w drzwi,
wychyliwszy się nieco.
- Kamera! –
powtórzyła pani Kamila przybierając zdecydowaną postawę. – Piotr, jeśli jest
tak jak myślę… - jej mina robiła się coraz bardziej agresywna. – Nie… Ja to
zostawiam dla siebie, musze to sprawdzić. Nie chce mi się wierzyć, że mogłeś
się posunąć do czegoś takiego, by mnie podglądać.
Twarz pani
dyrektor przybrała srogi wyraz. Spojrzała pytająco na Pelargonię.
Byłem strasznie
ciekawy po co jej to wszystko, skoro wiedziała. I jak zareaguje na to kumpel z
klasy.
I musiałem
przyznać, że zaskoczył mnie.
- Tak, to
kamera – przyznał się natychmiast. – Zostawiłem ją tu celowo.
- Piotr…! –
zaczerpnęła tchu pani Kamila, otwierając szeroko usta. – Zostawiłeś celowo? W
celu podglądania mnie? Wiesz czego się dopuściłeś? Zostaniesz za to zawieszony
w prawach ucznia a ja wytoczę ci proces sądowy! Czy rozumiesz…
- Zaraz, zaraz,
pani dyrektor – Pelargonia zachował zadziwiający spokój. – Może porozmawiamy o
tym co dzięki tej kamerze widziałem?
- Co takiego
widziałeś?! – podniosła głos pani Kamila.
Chyba pierwszy
raz widziałem ją taką. W szkole wystarczał surowy wzrok, jej zniewalające oczy
i lekko pochylona głowa, by przeciętny licealista natychmiast się uspokoił. A
tym razem…
- Widziałem
panią i Mikołaja… - wyjaśnił Pelargonia, niemal triumfującym głosem. – To co
pani robiła wczoraj z moim klasowym kolegą kwalifikuje się jeszcze bardziej do
wyrzucenia pani ze szkoły! Czy nie mam racji?
Zobaczyłem, że
panią dyrektor zatkało. Hm… Czyżby nie przewidziała tej prostej do przewidzenia
kontry?
- Zaraz, zaraz…
- rozpoczęła dużo bardziej pojednawczym tonem. – Chcesz powiedzieć, że oboje
popełniliśmy wykroczenie…
- Nie! – tym
razem to Pelargonia przystąpił do ataku. – Ja, owszem, ale mnie gówno obchodzi,
że ktoś mnie wyrzuci ze szkoły, nie jest mi do niczego potrzebna! A pani? Pani
będzie musiała szukać nowej pracy, ale nie jako nauczycielka, gdy wszyscy się
dowiedzą, że się pani ruchała ze swoim uczniem!
Drgnąłem. Hm,
coś mi tu nie grało. Po co pani Kamila w ogóle zaczynała ten temat? Pelargonia
miał sporo racji.
I z niepokojem
zobaczyłem, że nasza pani dyrektor pokornieje. Jej agresja przeminęła, teraz patrzyła
badawczo w twarz Pelargonii.
Tym bardziej
odnosiło się to dołujące wrażenie, jeżeli wziąć pod uwagę, że stała przed nim w
samej bieliźnie.
- Posłuchaj –
jej ton zmienił się w jeszcze bardziej pojednawczy. – Może trochę się
zagalopowałam, może zatem dogadamy się. Przemilczę ten incydent z kamerą a ty
nie wspomnisz ani słowem o tym, co widziałeś. Zgadza się?
Drgnąłem raz
jeszcze. Jak to? Przecież to nagranie nie dość, że już na bank widziało
kilkanaście osób, to jeszcze zostało zarejestrowane i Pelargonia miał je w
laptopie! Co to za układ? Zupełnie niekorzystny dla pani dyrektor! Pelargonia
mając nagarnie na komputerze mógł je wykorzystać w dowolnym momencie!
W ostatniej
chwili coś mnie powstrzymało przed wyjściem z kuchni i wtrąceniem się w ten targ.
Ale co? Coś mi tu nie grało…
- Byłbym się w
stanie zgodzić pani dyrektor, ale prawdę mówiąc jest to dla mnie niekorzystne –
pokręcił głową Pelargonia.
Co?! Jak on
śmiał…!
- Jak to
niekorzystne? – odpowiedziała pytaniem pani Kamila, patrząc nieustannie w twarz
licealisty i nie zwracając uwagi, że on tez patrzy, ale wszędzie indziej, niż w
oczy.
- Tak jak
powiedziałem. Mnie mogą z budy wywalić, mi to wisi. Nawet mogę przyjąć jakąś
tam karę w sądzie, nie boję się tego. Ale pani zostanie wywalona ze szkoły i
nigdy nie będzie mogła pani wrócić do zawodu. Kto więc może więcej stracić na
całej tej imprezie?
- Piotr… Czy
dobrze zrozumiałam, że pachnie mi tu jakimś szantażem? – pani Kamila chwyciła
się za biodra i zmrużyła oczy.
- Niech pani to
nazywa jak chce… - wzruszył bezczelnie ramionami Pelargonia. – Ja tylko wiem,
że taki biznes, to żaden biznes.
- Nie obchodzi
mnie to – rzuciła kategorycznie pani dyrektor. – Myślę, że się dogadaliśmy,
wykładając swoje racje. Będzie lepiej, jeśli wrócisz do siebie i zapomnisz o
wszystkim, tak jak zaproponowałam.
- To ja mam dla
pani inną propozycję… Zapomnę, ale dopiero wtedy, gdy zrzuci pani z siebie te
nędzne ciuszki.
Drgnąłem po raz
trzeci, czując jak krew burzy się w żyłach. A to cham bezczelny…
- Piotrze…
Udam, że nie słyszałam tego co powiedziałeś a teraz po prostu wyjdź.
- Skoro pani
nie słyszała, to powtórzę – głos Pelargonii nabrał odcieni szyderstwa. –
Zapomnę o sprawie, gdy powtórzy pani ze mną to co wyrabiała z tym pederastą…
- Nie mów tak o
Mikołaju, dobrze? – usłyszałem ostrzejszy ton pani Kamili. – Po drugie, po tym
co powiedziałeś, nie mam do ciebie żadnego zaufania. Nie idę z tobą na żaden
układ. Wybij to sobie z głowy – zapowiedziała kategorycznie.
- Daję pani
ostatnią szansę…
- Nie ma mowy o
żadnej szansie… - przerwała mu natychmiast.
- Dobrze –
wzruszył ramionami Pelargonia. – Skoro tak ma być, to ja chętnie spotkam się z
panią w sądzie. Ale niech pani jest pewna, że to nagranie jeszcze dzisiaj
zobaczy cała szkoła.
Zapadło milczenie.
Wróciłem do lustra, bo Pelargonia tracił powoli nerwy i rozglądał się dookoła.
W sumie, to nie wiedziałem, dlaczego mam się chować przed nim, ale skoro pani
Kamila nie wywoływała mnie z kuchni…
- Piotrze… -
usłyszałem z niepokojem, że głos pani dyrektor jakby osłabł. – Już
powiedziałam, że nie mam do ciebie żadnego zaufania. Nawet gdybym się zgodziła,
to potem wrócisz i co…? Nie, nie ma mowy!
Boże… To
zabrzmiało, jakby się łamała… Poczułem, że krew krąży jeszcze szybciej… Czy to
możliwe, że zgodziłaby się z nim…? Ona? Pani Kamila? Przecież ona jest taka…
Zaraz… Przecież
nie dalej, jak pół doby temu zrobiła to ze mną. Czy ja jestem jakiś młody Bóg,
że w mojej obecności uginały się jej kolana? Może tak naprawdę dla niej to
pestka? Może…?
- Daję pani
moje słowo, nic więcej – zapewnił solennie Pelargonia a z jego głosu
wyczytałem, że i jemu krew uderzyła do głowy. Widocznie nagle uznał, że stoi
przed zupełnie niespodziewaną i niewyobrażalną szansą. – Pani dyrektor… Może
jestem, jaki jestem, ale jeśli przystałaby pani na moje warunki, to ja
dotrzymałbym swoich na sto procent!
Gadał jak
napalony dzieciak i pani Kamila musiała mieć tego świadomość. To było
oczywiste. Ale ona milczała. Nie rozumiałem już niczego.
Milczała… Jakby
naprawdę rozważając bezczelną propozycję Pelargonii. Milczała spoglądając
gdzieś przez okno, co licealista wykorzystywał, by chłonąć wzrokiem jej prawie
nagie ciało.
- Dzisiaj
wyjeżdżamy… O pierwszej ma być zbiórka… - perorowała nieskładnie, niczym jakaś
co najwyżej gimnazjalistka, rzucając dość absurdalne argumenty.
- Przecież
zdążylibyśmy… - zakwilił Pelargonia a ja bez trudu stwierdziłem, że chłopakowi
przyspieszył oddech.
W sumie mi też.
- Może… Może… -
urywała pani Kamila, nie kończąc myśli i kierując wzrok gdziekolwiek, byle nie
na bezczelnego licealistę. Urywała, jakby chcąc, by to on przejął…
- Pani Kamilo…
- usłyszałem drżący szept, który sprawił, że moje mięśnie napięły się do
maksimum.
A napięły się
jeszcze mocniej, gdy w lustrze zobaczyłem jak zbliżył się do pani dyrektor, jak
objął ją w biodrach, jak…
- Czekaj… -
powstrzymała go, wyrywając się z objęć. – Trzydzieści minut, nie więcej –
zastrzegła.
- No… - tylko
na taką odpowiedź było stać Pelargonię, zupełnie w tym momencie wytrąconego z
równowagi.
Zdębiał, ale ja
chyba jeszcze bardziej. Znów wyjrzałem ostrożnie przez drzwi, bo stał tyłem do
mnie. Stał a…
Serce nie tyle
uderzyło, ile wręcz pierdolnęło z całej siły w klatkę, gdy zobaczyłem panią
dyrektor… Rozpinającą stanik… Dokładnie tak, aż przetarłem oczy ze zdumienia.
Na litość boską…!
Zobaczyłem
nagie piersi pani dyrektor. W normalnych okolicznościach byłoby to coś
niezwykle podniecającego. A tutaj… Zacząłem po prostu drżeć. Jak to? Uległa
szantażowi i da się przelecieć Pelargonii? Do jasnej cholery, jakim prawem?!
Nie zdążyłem
dokończyć myśli, gdy w efekcie energicznego ruchu dłoni naszej nauczycielki,
opadły w dół spodenki Pelargonii. Spodenki, wraz z bokserkami. Spojrzenie pani
dyrektor powędrowało w dół.
- Ach tak… -
skomentowała.
Wybałuszyłem
oczy, widząc jak pani Kamila bierze penisa w dłoń. Pomasowała go przez moment a
jej twarz… Jakby wypogodziła się. Jakby nawet pojawił się cień uśmiechu.
Oczy wraz z
ustami otworzyły mi się jeszcze bardziej, gdy pani dyrektor uklęknęła posłusznie
przed chyba oniemiałym jak i ja Pelargonią. Z bliska przypatrywała się jego
penisowi.
Trwało to
kilkanaście sekund, może nawet pół minuty. Pół minuty masowania członka. Tak,
jakby zaczęło jej to sprawiać coraz większą przyjemność. Nie mogłem uwierzyć własnym
oczom.
- Podoba ci
się? – usłyszałem cichy, subtelny głos.
- Bardzo –
sapnął Pelargonia. – Niech pani… Robi to dalej.
Wstała z kolan.
- Zrobię – nie
zmieniła tonu. – Ale po swojemu. Rozbieraj się, szybko.
Jakby
Pelargonia miał z tym jakieś opory, to pokonała je. Poprzez to, że sama, nie
patrząc nawet na swego ucznia, zdjęła własne majtki.
Wyprostowała
się, jakby paradowanie nago przed dwójką dowolnych uczniów, było dla niej
zupełną codziennością. Mimo, że ja wciąż nie mogłem uwierzyć w to, że widzę ją
znów kompletnie nagą. A jeszcze bardziej w to, co miało stać się za chwilę.
Pelargonia w
błyskawicznym tempie pozbył się ubrania. Aż tu czułem jego szybszy oddech.
Schowałem się na moment, wracając do lusterka, bo oglądanie gołego dupska
Pelargonii nie było czymś najprzyjemniejszym.
- Siadaj! –
usłyszałem bardziej zdecydowany głos pani dyrektor.
Kompletnie
zamroczony Pelargonia chyba nie wiedział jak to się stało. Zwalił się na
krzesło a nim się spostrzegł miał już jedną dłoń przywiązaną do oparcia.
- Zrobimy to na
moich zasadach – oznajmiła pani dyrektor.
- Ale…
- Milcz! Druga
ręka!
Poddał się
łatwo i w ten oto sposób został unieruchomiony. Widząc, że siedzi, znów
odważyłem się wyjrzeć przez drzwi. W zasadzie w tym momencie już po prostu w nich
stałem. Także dlatego by przypomnieć pani dyrektor, że wcale nie musi się do
tego posuwać, że…
Chlast!
Kompletnie
zszokowany w ostatniej chwili zarejestrowałem uderzenie, które wylądowało na
policzku Pelargonii. Znów otworzyłem szeroko oczy.
- Ty mały,
śmierdzący gnojku! – huknęła pani dyrektor, stojąc w rozkroku kompletnie nago
przed tak samo jak i ja zszokowanym licealistą. – Myślisz, że jestem jakąś
głupią nastolatką, która da się tak łatwo zaszantażować!? To patrz w jakim
jesteś błędzie!
Nie zdążyła
postawić wykrzyknika w ostatnim zdaniu a jej otwarta dłoń po raz drugi
wylądowała na szerokim policzku Pelargonii, aż ten jęknął z bólu.
- Ty możesz
opowiadać bajki, że wyrzucenie ze szkoły nie grzeje cię, ani ziębi, ale twoim
kolegom, którzy brali udział w tym niecnym procederze, już by nie było do
śmiechu! Naprawdę chcesz mieć na pieńku z taką grupą ludzi?!
Jeszcze jedno
chlast!
- To co
widziałeś w kamerze, to… Niczego nie widziałeś! Z dziecinną łatwością
obroniłabym się przed zarzutami o uprawianie seksu ze swym uczniem, bo na
nagraniu niczego nie ma! Chciałeś straszyć mnie nagraniem, które tak naprawdę
nie istnieje, na którym niczego nie ma!
Odsapnęła i tym
razem wreszcie powstrzymała się od wymierzenia kolejnego policzka.
- Pomyśl sobie
tłumoku, w jaki sposób oskarżono by mnie o seks z uczniem, kiedy okazałoby się,
że jest nim znany w całej szkole homoseksualista, co? Myślenie nigdy nie było
twą mocną stroną.
Znany? Hm… Nie
powiem, żeby ten komplement mi się spodobał…
Ostatnie słowa
padły już spokojniej. Pani Kamila sapnęła raz jeszcze i odsunęła swoje długie,
ciemne włosy znad twarzy.
- Mikołaj… -
zwróciła się do mnie łagodniej.
Wszedłem, nie
wiedząc gdzie patrzeć. Czy mierzyć się wzrokiem ze związanym Pelargonią, czy
też mierzyć wzrokiem coś zupełnie innego.
Strasznie
zdumiewające było to, że pani dyrektor sprawiała wrażenie, jakby w ogóle nie
przejmowała się swą kompletną nagością wobec dwójki swoich uczniów. Wciąż stała
w rozkroku przed Pelargonią, prezentując przede wszystkim jemu, ale także i
mnie swoje nagie piersi. I cipkę.
Pelargonia też
nie wiedział, czy zaskoczony gapić się na mnie, czy na panią dyrektor, czy
wreszcie bronić swoich racji. Ale tych ostatnich nie mógł. Gdy tylko otworzył
usta i wyrzucił z siebie pierwsze słowa, pani Kamila natychmiast sięgnęła po
jakiś kawałek szmatki i po prostu przewiązała je. Jeden problem został
rozwiązany.
- Mikołaju,
przepraszam cię za to widowisko – sapnęła pani dyrektor podchodząc do mnie.
Może wczoraj
widzieliśmy się już kompletnie nago, może nawet pieściliśmy się i po prostu
uprawialiśmy seks. Ale dzisiaj jakbym o tym nie pamiętał, czując respekt do
pani dyrektor. Tak… Jeszcze przed chwilą brałem ją niemal za jakąś zboczona
wariatkę, która chce dać się przelecieć kolejnemu licealiście a tymczasem…
Wyreżyserowała wszystko jak trzeba podejmując odpowiednie decyzje w ułamku
sekundy.
Tak jakby nagle
przypomniała i sobie i przede wszystkim nam, kto tu rządzi a kto ma słuchać.
Stąd ten respekt.
Chyba wyczuła
go.
- Zachowałam
się karygodnie, niegodnie do funkcji, którą pełnię, prawda? – zapytała niemal
tak subtelnie, jakby to było wczoraj i wszystko miało prowadzić ku jednemu.
- Nie… Uważam,
że on zasłużył sobie na to – odrzekłem nieco chrapliwym tonem.
„Karygodny to
jest co najwyżej pani brak stroju”, chciałem dodać, ale na to odważyłem się
tylko w myślach.
- Mikołaju,
bądź szczery… Zasłużyłam sobie na karę, prawdę?
Zdębiałem. Pani
Kamila stanęła między mną a Pelargonią. Co by nie mówić o jego położeniu, miał
przed swoim nosem nagie dupsko najpiękniejszej kobiety na świecie.
- Prawdę mówiąc
zasługuje pani na karę, za prezentowanie swoich walorów temu obwiesiowi –
zareagowałem trochę niepewnie.
- O… -
skomentowała krótko i w tonie, jakby przepraszającym. – Co mogę zatem dla
ciebie zrobić?
Hm…?
- Zrobić?
- Tak. W ramach
przeprosin…
Patrzyła mi
prosto w oczy a ja ledwo to wytrzymywałem. O co jej znów…?
- Żałowałeś, że
czego nie widziałeś, więc może to ci pomoże…
Odwróciła się
ode mnie, raz jeszcze podchodząc do Pelargonii. Znalazła jeszcze jedną szmatkę
i tym razem przewiązała mu oczy. A ja w tym czasie miałem okazję zobaczyć jej
nagie pośladki tak naprawdę po raz pierwszy.
Oblizałem suche
wargi. Pelargonia został unieszkodliwiony podwójnie. Znów poniekąd zostałem sam
na sam ze swa królową. Tym razem bez żadnych ceremoniałów, była już naga. I
znów zwróciła się w moją stronę, patrząc wyczekująco.
Przełknąłem
ślinę.
Pani Kamila, w
normalnym wydaniu esencja kobiecości… Tutaj w sumie też, ale jakoś tak, z uwagi
na brak ubrania wydała mi się jeszcze zgrabniejsza, wiotka, szczuplejsza.
Jednym słowem, bardziej dziewczęca, niż kobieca.
- Może jeszcze
jest coś, czego nie zrobiłam? – na dodatek jej głos zdradzał jakby mniejsza
pewność siebie.
To już nie była
ta zdecydowana pani dyrektor, która tłukła po gębie związanego Pelargonię.
A mi znów coś
zaczęło świtać w głowie.
- Nie pokazała
mi pani, jak bardzo podoba się jej moje ciało… A mówiła pani, że jest
fantastyczne – wydukałem, jakbym wstydził się obecności trzeciej osoby w tym
pokoju.
Patrzyła mi w oczy.
A potem chwyciła moją dłoń i wsunęła ją w swe długie włosy. I ścisnęła ją.
Więc i ja
ścisnąłem jej włosy.
- O… - mruknęła
zniewalająco.
I nic. Stała,
jakby czekając na ciąg dalszy.
Acha, no więc… Z
coraz silniej bijącym sercem ścisnąłem jeszcze mocniej i najpierw przyciągnąłem
ją w ten sposób do siebie a potem… A potem pani dyrektor zaczęła się pochylać.
- Skoro
klęczała pani przed nim, to powinna także i przede mną – oznajmiłem.
W zasadzie to
opadła na podłogę. Siłą rzeczy, jej czarne włosy wyślizgnęły mi się z dłoni.
Ale widok, który ujrzałem oddał mi to wszystko. Naga pani dyrektor klęcząca
przede mną…
- Bardzo
nagrzeszyłam? – zapytała z jakąś obawą.
Nie no, nie
bardzo, ale…
- Tak, bardzo –
oznajmiłem silniejszym tonem. – Niech pani opowie szczegółowo…
- A nie będzie
lepiej, jeżeli ci po prostu pokażę? – usłyszałem natychmiast.
Wzruszyłem
ramionami. Czemu nie?
- Proszę
bardzo.
I jeśli miałbym
żałować swojej decyzji, to po pierwszej sekundzie musiałbym przestać.
Zobaczyłem, jak
nagie ciało pani dyrektor wygina się, jak jej pośladki wypinają się w stronę
kuchni. A jej głowa obniża się, po to, aby… Aby jej gorące usta pocałowały moje
nagie stopy.
Drgnąłem, nieco
zszokowany. Tylko nieco, bo po tych wszystkich przeżyciach… Ale to wciąż był
szok. Osłupiały patrzyłem jak usta pani Kamili całują moje stopy, centymetr, po
centymetrze. I nie tak na odpierdol, nie… Całują namiętnie a potem zaczynają
piąć się w górę.
Co tu się znów
odgrywało…? O co tu chodziło? Czy ona miała jakiś fetysz, jakiś… Ale jaki? Że
lubiła męską dominację?
Trudno
przychodziło mi logiczne myślenie i wyciąganie wniosków, gdy widziałem pod sobą
kompletnie nagą piękną panią dyrektor, pokornie całującą i liżącą moje nagie
stopy. Nie no… Tego nie byłbym w stanie spodziewać się w najbardziej wyuzdanych
fantazjach…
- Tak, liż mi
je suko, za karę… - wyrwało mi się z ust zupełnie bez kontroli.
- Mikołaj… -
usłyszałem tylko szept z dołu.
I nie
wiedziałem, czy był to szept krytyki, czy nie. Ale skoro nie miałem pewności,
to…
- Co mam
jeszcze całować? – usłyszałem.
- Wyżej… -
sapnąłem coraz bardziej rozstrojony.
I doczekałem
się natychmiastowej a jednocześnie jak najbardziej zdumiewającej reakcji pani
dyrektor. Natychmiast dostosowała się do mojego polecenia całując moje nogi, mocno
zachłannie, wręcz agresywnie. A jej dłonie przesuwały się w górę moich nóg,
zostawiając na mięśniach i skórze mocny odcisk.
Tak jakby pani
Kamila za wszelką cenę chciała potwierdzić swe własne słowa o tym, że ta
stylówka faktycznie na nią działa. Że to nie tyle są przeprosiny, ile ja…
Faktycznie się jej podobałem…? Że jak najbardziej robiła to, bo chciała?
Mój penis
zesztywniał w ciągu sekundy, gdy tylko sobie to uświadomiłem. No i nie tylko
dlatego. Świadomość silnych, namiętnych pocałunków pani dyrektor, w których
ona… Dokładnie tak, praktycznie się zatracała, jakby tracąc nad sobą kontrolę
jeszcze bardziej, niż ja… To, że jej gorące usta były coraz wyżej, ponad moimi
kolanami, na moich udach, na…
Naprawdę, sama
z siebie, chwyciła ciepłą dłonią moje jądra. Odetchnąłem głębiej. Z
niesamowitym napięciem spoglądałem w dół. Czy rozpędzona pani dyrektor nie
poprzestanie na tym i faktycznie…?
Nasze
spojrzenia spotkały się. W pierwszej sekundzie wyczytałem w jej wzroku
zawahanie. W drugiej zrozumiałem coś więcej. W trzeciej połączyłem fakty. W
czwartej…
W czwartej raz
jeszcze chwyciłem dłonią długie, czarne włosy pięknej dyrektorki, ściskając
silnie i kierując je stronę mojego sterczącego kutasa.
- Tu… -
rzuciłem tylko krótko, nie mając tej ostatecznej pewności, czy zwrócić się do
niej śmiesznie per „pani dyrektor”, czy po prostu po imieniu.
Ale ona wciąż
wpatrywała się we mnie nieruchomo, choć jej dłonie wciąż błądziły po moich
nogach i jądrach.
- Wycałuj
mojego kutasa – uściśliłem w końcu chrapliwym głosem, drgając niepewnie.
Podziałało…
Najpierw ujęła
go w dłoń, masując przez moment a gdy ja zacząłem nabierać pewności, że to co
nierealne za chwilę powinno się stać i ujrzę jak gorące usta nagiej pani
dyrektor zacisną się na moim penisie, to… To właśnie się to stało.
Westchnąłem
głośno, nie potrafiąc już ukryć swoich emocji. To było już wszystko. Piękna
pani dyrektor, klęcząca przede mną kompletnie nago, smakująca swoimi ustami
mojego kutasa. To się właśnie działo.
To się działo.
Gorące usta całującego mojego sterczącego członka, gorący język, oblizujący go
zachłannie.
- Obciąga mi
pani… - wyrzuciłem z siebie, jakby chcąc się upewnić, jakby chcąc w ten zabawny
sposób przekonać się, że to prawda, jakby wreszcie chcąc obwieścić całemu
światu…
- No mów głośniej…
- usłyszałem nieco zdyszany, rozemocjonowany głos pani dyrektor, gdy jej usta
na moment oderwały się od mojego kutasa. – Mów… Tylko dużo…
Znów
westchnąłem głośno.
- Och… -
drgnąłem, gdy usta pani dyrektor zaczęły pracować intensywniej. Gdy wyczułem,
że samo lizanie już jej nie wystarcza…
Znów poczułem
przypływ odwagi. Zresztą, czy w tej sytuacji wypadało mieć jeszcze jakieś
obiekcje i obawy?
- Wsuń go w
usta – wysapałem drżącym głosem i z szeroko otwartymi oczami patrzyłem jak pani
dyrektor posłusznie spełnia moje polecenie. – Wsuń mojego kutasa najgłębiej jak
się da… O, tak…!
Wraz z
ostatnimi słowami chwyciłem jej czarne włosy raz jeszcze i to dużo silniej.
Tak, że sama pani dyrektor jęknęła, ale nie puściłem. Nie i już! Ten moment, ta
chwila, gdy stałem się władcą totalnym, klęczącej posłusznie u mych stóp nagiej
piękności, z moim kutasem wsuniętym w jej usta na całą długość…
- A teraz po
prostu ciągnij…! – rozkazałem zdyszany. – Ciągnij… Ciągnij skoro tak mówiłaś,
że ci się podoba…!
W dalszym ciągu
trzymałem jej włosy w dłoni, jakby kontrolując panią dyrektor, co zresztą nawet
w pewnym momencie stało się aktem, bo odsuwając jej głowę od swego podbrzusza i
przysuwając z powrotem dyktowałem tempo obciągania. Co sprawiło mi rzecz jasna niesamowitą
frajdę.
- Ciągnij… -
odezwałem się raz jeszcze, mając w pamięci jej zachętę. – Bo jak nie, to
zadzwonię do kolegi i powiem co robi mi pani dyrektor w tym momencie.
Mimo dłoni w
jej włosach, odsunęła się nagle, wypuszczając z ust mojego kutasa i wpatrując
we mnie szeroko otwartymi oczami. Nie zdążyłem się przestraszyć, że
przesadziłem, bo…
- Zadzwoń… -
wyszeptała, charcząc lekko.
Zdębiałem, o
ile dało się w tej sytuacji zdębieć jeszcze bardziej. Co ona…? Czy to ma jakiś
związek z tą nieoczekiwaną uległością? A może chciała mnie sprawdzić? Bo w jej
oczach wyczytałem tam samo podniecenie, jak i pewne zaciekawienie.
Ale natychmiast
rozejrzałem się dookoła. Sięgnąłem po leżący nieopodal telefon, wypuszczając
włosy pani Kamili z dłoni. Z satysfakcją stwierdziłem, że pani dyrektor sama z
siebie wróciła do obciągania mojego penisa.
Nie będąc do
końca świadom, że robię to co robię, wybrałem numer do Pinokia. Spoglądając w
dół na obciągającą kutasa panią dyrektor, przyłożyłem telefon do ucha z bijącym
sercem oczekując połączenia.
- No, co jest?
– usłyszałem w końcu znajomy głos.
- Siema,
Pinokio… - wycharczałem do telefonu, nie spuszczając oczu z wydarzeń dziejących
się pode mną. – Jakby ci to… Kij ze wczorajszym… Wiesz co się dzieje teraz?
- Co…? – głos
kolegi był jakby niechętny.
- Pani dyrektor
klęczy teraz przede mną i mi obciąga…! – sapnąłem nierównym, trzęsącym się
głosem. – Miałeś kiedyś lepiej…?
- To niech się
odezwie – głos w telefonie zdradzał co najwyżej minimalne zaciekawienie.
- Nie może się
odezwać, bo ma w ustach mojego małego – wytłumaczyłem szybko starając się
zapanować nad głosem.
Ledwo
usłyszałem odpowiedź Pinokia, bo od dołu doszedł mnie lekki śmiech.
- Ładny mi mały
– mruknęła pani dyrektor, przyprawiając mnie tak o dreszcz rozkoszy swoją
reakcją, jak i o satysfakcję poprzez swe słowa.
- No…
Słyszałeś? – rzuciłem gorączkowo do telefonu.
Znów nie
dosłyszałem, bo pani Kamila uniosła się z podłogi. Stanęła naprzeciwko mnie.
- Kończ już –
rzuciła jakby bardziej normalnym głosem.
Posłusznie i
bezwolnie wdusiłem przycisk kończący rozmowę. Z niepokojem wbiłem wzrok w oczy
pani dyrektor. Przesadziłem? Czy to wszystko skończyło się już? W takim
momencie?
Nie…
- Teraz ja cię
musze za o ukarać – zbliżyła się do mnie tak, że znów poczułem zniewalający
zapach prawdziwej kobiety.
I nim zdążyłem
zareagować położyła swe dłonie na moich barkach i pchnęła wprost na łóżko.
Opadłem na nie, nie opierając się.
Nie, nic się
nie skończyło. Pani Kamila usiadła na mnie okrakiem, nie przestając patrzeć mi w
oczy. Co mogłem wyczytać w jej własnych? O dziwo, sprawiała wrażenie, jakby
nieco przywróconej do rzeczywistości, jakby takiej bardziej wyrachowanej a w
każdym razie zdecydowanej na to, co ma się stać.
Na to, że po
prostu chce się ze mnę ruchać… To już nie mógł być przypadek.
- Zaskoczyłeś
mnie Mikołaju, jesteś ostrzejszy, niż myślałam – szepnęła wyraźnie, pochylając
się nade mną i hipnotyzując swym wzrokiem.
Wraz z jej
głową, siłą rzeczy pochyliły się jej nagie cycki. Chwyciłem je natychmiast,
wykorzystując okazję, bo dzisiaj jeszcze takowa się nie pojawiła a teraz… Teraz
mogłem bawić się nagimi piersiami pięknej pani dyrektor. Co z tego, że niezbyt
wielkimi. Nie to miało znaczenie.
- Teraz, pokażę
ci, że też potrafię taka być… - tu jej głos załamał się.
Mój kutas wciąż
stał twardo. Jak mogło być inaczej, po tych zaskakujących słowach? Tu już nie
mogło być mowy o przypadku, o tym, że sytuacja wymknęła się spod kontroli jak
wczoraj.
To było
zrobione z premedytacją. Właśnie tak! Pani dyrektor z premedytacją rzuciła mnie
na łóżko, usiadła na mnie a teraz zmieniła pozycję tylko minimalnie, unosząc
się nade mną. Rozkładając nogi i znów prezentując mi swą nagą cipkę. Ale ja nie
patrzyłem na cipkę. A w zasadzie nie tylko na nią.
Patrzyłem
konkretnie rzecz biorąc na całe to zjawisko. To, jak pani Kamila powoli osuwa
się na mnie, jak przytrzymuje dłonią mojego kutasa naprowadzając go na swą
cipkę.
Z wszystkich
widoków jakie spotkały mnie w ten weekend być może ten był najbardziej magiczny.
Ona, naga na mnie, trzymająca kurczowo w swej gorącej dłoni mojego sterczącego
jak drąg kutasa, opuszczająca się na niego… Pragnąca go, pragnąca, by to
właśnie mój kutas przeorał ostro jej mokrą cipkę…
Mój penis
stwardniał jeszcze bardziej, o ile było to możliwe, gdy znów znalazł się w
mokrej, wilgotnej cipce pięknej pani dyrektor. Tym bardziej, że tu już nie było
mowy o przypadku, jakiejś romantycznej miłości, czy coś…
Zaczęło się po
prostu ruchanie rodem z filmów porno. Pani dyrektor, jakby zupełnie nie
skrępowana tym, że ma pod sobą nie swojego męża, tylko jednego ze swych
uczniów, zaczęła mnie posuwać. Właśnie tak. Z wytrzeszczonymi oczyma
wpatrywałem się w ten niezwykły film dziejący się na moich oczach.
Choć tak
naprawdę moje szeroko otwarte oczy nie wiedziały na czym się skupić. Czy tam
głęboko na podbrzuszu pani Kamili okręcającej się wokół mojego kutasa, czy na
jej biodrach, okręcających się niesamowicie zmysłowo, czy na jej twarzy.
Twarzy, na której pojawił się stan niezwykłej błogości, rozkoszy. I za ten stan
odpowiadałem ja a ściślej biorąc mój kutas, siejący spustoszenie w mokrej cipce
pięknej pani dyrektor.
Znów oszalałem,
czując, że nie jestem w stanie kontrolować oddechu. Wszystko to sprawiało, że
znów odleciałem kosmos. Raptem kilkanaście sekund tej nieziemskiej jazdy
sprawiło, że poczułem zbliżający się orgazm. Tylko…
- Tylko nie waż
się dochodzić wcześniej, niż ja…! – rozkazała wysokim, jękliwym głosem pani
dyrektor, który wbrew słowom, jeszcze silniej przybliżył mnie do spełnienia.
Na dodatek
wykorzystałem wreszcie okazję, by zrobić to na co nie za bardzo było szansa
wczoraj. Chwyciłem niewielkie, ale kuszące nagie piersi pani dyrektor, wiszące
praktycznie tuż nad moim nosem. Chwyciłem, ściskając je. A jeszcze bardziej
ściskając sutki. I choć myślałem w tej chwili głównie o sobie samym, to
zauważyłem, że ujeżdżającej mojego penisa pani Kamili, sprawiło to przyjemność.
Jej twarz wyraźnie zareagowała na mój dotyk.
Tylko, że same
piersi mi już nie wystarczały. Uniosłem się lekko i wreszcie dosięgłem czegoś o
czym marzył każdy chłopak w naszej szkole. Przesuwając dłonie po otaczających
mnie udach szkolnej pani dyrektor dotarłem do jej pośladków. Zamknąłem na
moment oczy, by jak najsilniej delektować się tym momentem. Momentem, w którym ściskałem
nagie dupsko zniewalającej nauczycielki.
A było to dość
utrudnione, bo pani Kamila wiła się na mnie coraz silniej, coraz mocniej,
bardziej zdecydowanie. Widywałem czasem takie akcje w filmach porno, ale
wyglądały one inaczej. Tam, aktorka nabijała się na kutasa aktora. Tutaj, pani
Kamila tego widocznie nie potrzebowała. Nie wiedziałem dlaczego. Czyżby sam mój
penis w jej cipce był tak głęboko, że potrzebowała innych doznań?
Okręcała się na
nim, tylko od czasu do czasu nabijając trochę a ja kompletnie nie miałem
kontroli nad swoim ciałem. To pani Kamila dyktowała warunki. To ona ujeżdżała
mnie. Na moment jakby otrzeźwiałem, przypatrując się intensywnie jej twarzy,
starając się nie wypuścić z dłoni jej nagiego dupska.
Wszystko było
czymś fantastycznym, jej kompletnie nagie ciało, jej wiszące nade mną piersi,
jej oplatające mnie długie nogi, wreszcie jej dupsko, które uporczywie
ściskałem i mój penis w samym środku jej gorącej cipki…
Ale czymś
najbardziej fantastycznym był wyraz twarzy pani dyrektor. Raz jeszcze
przypomniałem sobie własne myśli, że esencją kobiecości jest coś innego, niż
jej nagość. Tutaj miałem właśnie to coś. Te emocje wypisane na twarzy. Jej
zamknięte oczy, rozchylone usta. Chociaż mój penis nie opadał, to znów poczułem
jakby stwardniał jeszcze silniej.
- Och… -
westchnęła spazmatycznie.
I ten widok
znów był tym, który wywarł na mnie gigantyczne wrażenie. Nie tylko ja nie
miałem kontroli nad swym ciałem. Piękna pani dyrektor straciła również kontrolę
nad własnym. Coraz intensywniej przesuwała się na moim kutasie w przód i w tył,
ujeżdżając mnie w coraz bardziej szalonym tempie. Jej ciało zaczęło się
niewiarygodnie zniewalająco wyginać… Ja już wiedziałem co się stanie…
- Och… -
powtórzyła jęk. – Och… - i raz jeszcze, doprowadzając mnie do szału.
Tak, jęcz, pani
dyrektor, jęcz…! Jęcz, bo ja, Mikołaj, zwykły chłopak znikąd, jakich miliony,
rżnę cię teraz, rżnę najpiękniejszą kobietę na świecie, rżnę, naprawdę a ona
jęczy jak…!
To już musiał
być koniec. I dobrze, bo ja też nie wytrzymywałem. Wiedziałem już, że wypełnię
zadanie. To pani Kamila, ujeżdżając mnie swoim szalonym rytmem pierwsza
osiągnęła orgazm. A widok jej sylwetki wygiętej w niezwykle ponętnej pozie,
oraz wyraz jej twarzy…
- Oooch… -
westchnęła głębiej a ja wyczułem, że jej ciało drży.
Tak, na chwilę
wszystko się uspokoiło. Obyło się bez jakiegoś rozdzierającego jęku, ale te
odgłosy, których pani dyrektor nie potrafiła powstrzymać i jej zastygłe
nieruchomo ciało…
Natychmiast
wykorzystałem sytuację, unosząc się na łokciach i obalając panią Kamilę na
plecy, przy czym mój penis nie opuścił jej cipki. Przecież zostałem jeszcze ja!
To nie mogło się tak skończyć!
Z ulgą
stwierdziłem, że pani Kamila odpłynęła zbyt daleko, by stawić jakikolwiek opór.
Rozłożyłem jej nogi, jedną na Irlandię, drugą na Kaukaz, by dokończyć dzieła w
tradycyjnej pozycji. I dostałem to, czego nie dostałem wczoraj.
Czyli widoki…
Widok nieziemskiej pani dyrektor, kompletnie nagiej, z szeroko rozłożonymi
nogami. I widok mojego kutasa wdzierającego się w jej bezbronną cipkę. To był
ten widok, który…
Który rozpalił
mnie ostatecznie. Raptem kilkanaście ruchów, bo na tyle mogłem sobie w tym
stanie pozwolić. Ruchów, które obserwowałem z uwagą jak Kopernik gwiazdy na
niebie. Mój imiennik zresztą… Ale ja nie zamieniłbym się z nim za żadne skarby
i żadną nieśmiertelną sławę. Ja po prostu wolałem patrzeć w dół na to jak mój
kutas znika w cipce najpiękniejszej kobiety na świecie i pojawia się znów.
Pojawia się i znika. Pojawia i znika. Pojawia i…
- Ach…! – sapnąłem
jakimś urwanym jękiem w końcu i ja nie wytrzymując już tego napięcia i
spuszczając w cipce pani dyrektor.
Powoli
wysunąłem z niej penisa. W sumie, to nie wyciągałbym go najchętniej w ogóle,
ale ruchy pani Kamili były dość jednoznaczne. Coś tam kiedyś czytałem, że
kobieta po orgazmie tak ma. Szczególnie, jeśli orgazm był silny. No cóż…
Ale w sumie
wyszło to na dobre nam obojgu. I ja zwaliłem się obok niej, ciężko zmęczony po
tej szalonej jeździe. Zwaliłem i leżałem w milczeniu przeżywając to wszystko co
tu się znów wydarzyło.
Drugi raz…
Drugi raz w ciągu praktycznie nieco ponad pół doby. Gdyby ktoś mi to powiedział
dwadzieścia cztery godziny temu, gdy Pelargonia objawiał swoje rewelacje
dotyczące zamieszczenia kamer w domku pani dyrektor…
Właśnie, Pelargonia!
Kompletnie o nim zapomniałem. No i chyba nie tylko ja.
Dopiero teraz,
gdy i ja i pani Kamila uspokoiliśmy się i nie wydawaliśmy z siebie żadnych
głośniejszych dźwięków, doszły do naszych uszu odgłosy wiercącego się na
krześle Pelargonii.
To zmusiło nas
do otwarcia oczu. Ja oczywiście nie omieszkałem rzucić okiem na wciąż
kompletnie nagie ciało pani dyrektor. No tak, seks w południe ma trochę więcej
zalet, niż o północy.
Pani Kamila
spojrzała na mnie. Potem sprawdziła godzinę na komórce. I znów na mnie…
- Za chwile
wyjeżdżamy a ja wciąż nie spakowana – poklepała mnie lekko po ramieniu.
Jej glos był
raczej cichy i spokojny. Emocje ulotniły się a zmęczenie dało znać o sobie. Hm,
to była moja zasługa…
- Pomogę pani –
zaofiarowałem się, wiedząc, że mi samemu zajmie to góra dziesięć minut.
Potrząsnęła
głową.
- Sama sobie
poradzę – oświadczyła. – Ubieraj się i znikaj. Ja dokończę rozprawę.
Wstałem i
zawahałem się. Ostatnie słowa przypomniały mi to co wydarzyło się wcześniej.
To, jak bez żadnego skrepowania rozebrała się przed Pelargonią, jak masowała
jego penisa. Hm, czyżby…
- No co? –
zapytała widząc moje rozterki. – Jest jakiś problem?
Nie
odpowiedziałem, zdając sobie sprawę, że moje podejrzenia mogą de facto okazać
się śmieszne i bezpodstawne. Zresztą właśnie takie musiały być.
Rzuciłem tylko
domyślne spojrzenie na związanego kolegę z klasy. Nie wiem, czy pani dyrektor
się domyśliła, ale…
- Nie wiem co
masz na myśli… Rozwiążę go, przypomnę mu o wszystkim co mu grozi w związku z tą
sprawą i subtelnie poproszę o skasowanie z laptopa wszystkich filmów –
wzruszyła ramionami, łącząc wreszcie nogi i kładąc między nie złożone dłonie.
I wpatrując się
we mnie z jakąś taką… Ufnością? Sympatią? Hm…
Co miałem
robić…
- Spotkamy się
przed autokarem? – zapytałem.
- Wątpię, bo ja
wracam samochodem, nie z wami.
- Samochodem?
- Tak, z panem
Rogowskim i jeszcze panią Dąbrowską.
Znów się
najeżyłem słysząc nazwisko matematyka. Nie wiem, jakbym zareagował, gdyby nie
wymieniła jeszcze nazwiska młodej historyczki… No cóż… Odwróciłem się,
odchodząc wolnym krokiem od łóżka i zbierając swą garderobę.
Ale minę
musiałem chyba mieć nieszczególną, bo…
- Mikołaj…! –
usłyszałem za sobą dość rozbawiony głos i ruch, świadczący o tym, że także i
ona zerwała się z łóżka. – Co ty… Zazdrosny jesteś? No nie żartuj…
I nim zdążyłem
zareagować, pani Kamila zaskoczyła mnie zupełnie, zachodząc od tyłu i ściskając
w dłoni moje pośladki.
- Pan Rogowski
nie ma takiego fajnego tyłeczka – kompletnie zaskoczony usłyszałem subtelny
szept w uchu. – No… Ubieraj się i uciekaj!
Zdążyła mi na
zakończenie tej sceny strzelić jeszcze delikatnego klapsa, po czym sama,
najwidoczniej w dobrym humorze, również wzięła się za ubieranie.
Dwie minuty
później byłem już na zewnątrz chłonąc świeże powietrze. Był naprawdę piękny
dzień. Wolnym, naprawdę bardzo wolnym krokiem szedłem w stronę domku, wiedząc,
że muszę jeszcze zahaczyć o domek Białasa, w celu odebrania wygranej. Nie
chciałem robić tego pod autokarem, przy całej zgrai tych wszystkich koleżków,
którzy natychmiast zasypaliby mnie gradem pytań, rzucając przy okazji jakieś
niefajne teksty pod adresem naszej pani dyrektor.
Ale szedłem
wolno jeszcze z innego powodu. Nie byłem żadnym ruchaczem, tylko zwykłym
chłopakiem. Nie zaliczyłem pani Kamili, nie pukałem jej, choć takie określenia
nie były mi obce. Ja ją naprawdę lubiłem i nie chciałem się ot tak rozstawać
bez tak naprawdę żadnego słowa komentarza, wyjaśnienia tego, co tu się naprawdę
stało.
Tak samo
cieszyłem się pięknym dniem, który stanowił ukoronowanie tych wszystkich
wydarzeń ostatnich kilkunastu godzin, jak i powoli zacząłem łapać małego doła.
To nie powinno się tak skończyć. I nie chodziło mi o to, że już zatęskniłem za
dotykiem jej nagiej skóry, za jej szeroko otwartymi oczami, którymi wpatrywała
się we mnie jakoś tak przyjaźnie, ufnie i odnosiłem wrażenie, że całkowicie
szczerze. Bo owszem, tych widoków i tych przeżyć nigdy nie byłoby mi dość.
Chodziło mi o
całokształt, o to wszystko… O to, dlaczego to zrobiła? Dlaczego ze mną? I
dlaczego w ogóle? Ona, mężatka z dziećmi? I milion innych pytań, które lęgły
się w mojej głowie z każdym krokiem. Tak bardzo chciałem poznać odpowiedzi na
wszystkie.
I już
wiedziałem, że przynajmniej tego dnia obejdę się ze smakiem. Choć w sumie, może
to i lepiej. Jakby to wyglądało, gdybym gdzieś na postoju próbował zaczepić
panią Kamilę i wymóc na niej jakąś rozmowę? No jakby to wyglądało, gdyby
zobaczyli nas tamci? Od razu zaczęłyby się jakieś śmichy chichy… A to ostatnie
czego potrzebowałem ja, czy pani dyrektor.
Musiałem
uzbroić się w cierpliwość. Tylko, że każda cierpliwość ma swoje granice. A
przecież mogło się skończyć tak, że wracamy do domów, potem do liceum i tematu
nie ma. Nie było, nie ma i nie będzie. Mogło się tak skończyć? Hm…
Te nie do końca
radosne myśli ogarniały moja głowę, gdy pukałem do drzwi domku Białasa.
Oddałem swoje
miejsce w autokarze Darii, siadając w zamian obok Justyny, siedzącej na
przedzie tuż za nauczycielami. Tak było dużo lepiej. Nikt mi nie truł dupy o
tym co się stało, nikt nie wypytywał. Próbowali mnie zaprosić na tył autokaru i
Białas i Makaron, ale odmawiałem. A z uwagi na bliskość nauczycielek nie mogli
naciskać i wracali na swoje miejsca z pustymi rękoma.
No a Justyna
była kompletnie nieświadoma wszystkiego, więc… Więc mogłem wyjąć z torby
książkę i zatopić się w lekturze. A przynajmniej udawać, że to robię, bo przez
pierwsze pięćdziesiąt kilometrów przerobiłem całe dwie strony.
Ech… W sumie to
lepiej wychodziła mi jednak rozmowa z Justyną. O wszystkim i o niczym. Mimo, że
ja tak rozmawiać nie umiałem, nieważne. Ważne, że Justyna umiała i mogłem
przynajmniej dowiedzieć się wielu rzeczy o klasowych kolegach i koleżankach.
Fajnych i mniej fajnych.
W połowie drogi
zatrzymaliśmy się przy jakiejś hamburgerowni. Tutaj znów musiałem unikać
kolegów jak ognia. Nie miałem żadnej ochoty potwierdzać tego, że w ciągu
ostatniej doby dwa razy przeleciałem naszą panią dyrektor.
A przecież
jedno musiałem wiedzieć. Dlaczego? Dlaczego nasza, w założeniu, subtelna gra
zamieniła się w prawdziwy seks? W prawdziwą nagość, w prawdziwe lizanie cipki,
w prawdziwe pieprzenie… A przecież, o ile przyjąć, że wczorajszego wieczoru
pewne rzeczy mogły wymknąć się spod kontroli, to dzisiaj w południe, nie było
już żadnego, absolutnie żadnego powodu, by zrobić to znów i to w jeszcze
bardziej wyuzdany sposób.
Więc, dlaczego?
No i co niemniej ważne… Co będzie dalej? Dowiem się w końcu?
Nie
wytrzymałem. Śmignąłem aż pod las i wyciągnąłem telefon. Miałem przecież do
niej numer. Pół godziny zastanawiałem się co konkretnie napisać. Tak, by nie
było za ostro, za lekceważąco, zbyt przesadnie, zbyt subtelnie, zbyt nachalnie…
Nic nie
wymyśliłem. Aż wściekły na samego siebie usadowiłem się znów w autokarze
czując, ze kiszki powoli grają mi marsza a do domu jeszcze kawałek.
- Justyna –
olśniło mnie w końcu i zwróciłem się do koleżanki. – Powiedz mi co powinienem
napisać do laski, którą prze… No wiesz, z którą się dobrze bawiłem, ale
pozostały pewne kwestie do wyjaśnienia i takie tam.
- Jakie
kwestie? – spojrzała na mnie podejrzliwie. – Ty i laska? Co ty gadasz?
Boże, no tak…
- Dobra,
nieważne już – uciąłem szybko.
Pięćdziesiąt
kilometrów dalej, wstukałem jedno zdanie i ocierając pot z czoła po tym
morderczym wysiłku wysłałem.
„Czy istnieje
szansa by spotkać się na gruncie neutralnym i wyjaśnić sobie co się stało i
dlaczego to się stało?”
Ot, Mikołaj,
król flirtu i mistrz podrywu…
Czekałem pięć
minut, dziesięć, piętnaście… Jak wczoraj wieczorem, gdy…
Dźwięk
przychodzącego smsa. Odpaliłem niecierpliwie z sercem walącym jak bęben.
„Nie spotykam
się na gruncie neutralnym”.
No tak,
pięknie… Tylko tyle? I w takim tonie? Po tym wszystkim? Poczułem narastające
rozczarowanie a nawet lekką gorycz.
Z ciężkim
sercem usiłowałem zabrać się do odpisania, ale co tu odpisać, by nie spłoszyć
jej jakoś, nie zdenerwować, nie wkurzyć…?
Nie zdążyłem.
Znów jakiś sms. Zniecierpliwiony odpaliłem.
„Zdecydowanie
bardziej preferuję moje przytulne mieszkanie, wieczorkiem, gdy następnego dnia
nie trzeba iść do pracy i można wychylić lampkę wina, albo dwie w sympatycznej
atmosferze”.
Nie no, co za
kobieta…! Najpierw mnie zdenerwować a potem przysłać coś takiego…!
Pewnie miała
tam ze mnie spory ubaw w tym samochodzie… Niech to…
No to co jej
miałem na to odpisać? Zabrałem się za to z dużo bardziej pozytywnym
nastawieniem, gdy znów musiałem przerwać poprzez kolejny sygnał.
„I mam
nadzieję, że nastąpi ono względnie szybko, gdyż mój małżonek zapragnął poznać
homoseksualistę, o którym zdążył się już dowiedzieć (rozczaruję cię, nie chodzi
mu bynajmniej o sprawy konsumpcyjne, co to, to nie!)”
Cooo…? Mąż? Już
się dowiedział? O mnie? Ale tylko o tym, że ja sobie istnieję i chodzę po
świecie? Czy o czymś więcej?
Nie no, zaraz,
oprzytomnijmy, ale ze mnie pajac… Znał mnie, o tyle, że byłem przecież zawodnikiem
piłkarskiej drużyny juniorów. Aczkolwiek widywaliśmy się rzadko, choć
słyszałem, że kiedyś, gdy nawet pełnił już funkcję dyrektora klubu, kojarzył
wszystkich piłkarzy i z seniorskiej drużyny, co oczywiste i z rezerw i z
młodych starszych i z młodych młodszych i jeszcze tam z trampkarzy nawet…
Dobra, mniejsza
z tym. Co mu powiedziała? Co konkretnie? Cholera, co tu się znów odgrywa? I co
znów z tym homoseksualizmem? Czy naprawdę po tym wszystkim ona wciąż uważa mnie
za…
Kolejny dźwięk.
Chryste, czy ją tam trochę porąbało?
„Zapomniałam
wspomnieć o pani Dąbrowskiej, ona też wielce rada, by poznać Cię bliżej. W
sumie, zważywszy na bardzo bliskie stosunki jakie utrzymuje pani Dominika z
moją rodziną a z mężem w szczególności, takie spotkanie zapowiadałoby się jako
niezwykle familijne”.
Cooo…? Teraz
już ręce mi opadły całkowicie.
Co ma do tego
pani Dąbrowska? I dlaczego miałaby ochotę mnie poznać? Czyżby pani dyrektor
zdradziła jej jakieś szczegóły ostatniej nocy i dzisiejszego poranka?
Niemożliwe! Absolutnie wykluczone!
Chociaż… Skoro
były tak blisko, jak wynikało z wiadomości… Może pani Dąbrowska była niezwykle
dyskretna? Może zwierzały się sobie ze wszystkiego? Ale co miał znaczyć ten
wtręt o bliskości z mężem pani dyrektor? A może to było jakimś kluczem do tego
wszystkiego?
Dobra,
pogubiłem się zupełnie. Nie było sensu tego rozkminiać, skoro wiedziałem, że
nie dam rady rozwiązać zagadki.
W sumie, pani
Dominika, nauczycielka historii… Tez fajna laska. Wysoka, szczupła, może nawet
nieco zbyt chuda blondynka. Ładna, na pewno. Może nie tak, jak pani dyrektor,
ale ktoś taki jak pani Kamila trafia się raz na cztery miliardy ludzi.
Nie no, po co
jeszcze ona, o co w tym wszystkim…
Jeszcze jeden
sms. Kompletnie zdezorientowany odpaliłem.
„No to
buziaczki Mikołajku, od nas obu. Zobaczymy się pewnie niedługo”.
Roześmiałem się
pełną gębą. Justyna spojrzała na mnie jak na debila. A tam, nieważne…
Mój humor
poprawił się tym bardziej, gdy po zamknięciu wiadomości zerknąłem przez szybę.
Zaskoczony rozpoznałem znajome okolice a chwilę później śmignęła mi przed nosem
tabliczka z nazwą miasta.
Odetchnąłem
głęboko. Może ten piękny dzień wcale nie musiał być ostatnim takim w moim
życiu?
Kolejne super opowiadanie. Czyta się lekko i przyjemnie:)
OdpowiedzUsuńWreszcie Kamila awansowała i została dyrektorem.
Można by to wykorzystać w kolejnych opowiadaniach.
Do tego wakacje już niedługo, fajnie by się czytała jak by Kamila jako dyrektor zarządzała jakimś obozem młodzieżowym. Przydałby się też tam Daniel do pomocy, ze swoimi zwariowanymi pomysłami. Wiem, że nie tak łatwo coś nowego wymyślić. Może jednak nie trzeba szukać daleko tylko wykorzystać wątki z wcześniejszych opowiadań, zmieniając czas i miejsce akcji?
Wierni fani Kamili na pewno by się nie obrazili.
Pomyśl coś w tym temacie Mistrzu i stwórz kolejne arcydzieło:)
Podobał mi się w tym opowiadaniu temat zakładu (kolejny raz a jednak w innym ujęciu)i przedstawieni bohaterowie. Pozytywny Mikołaj i pozostała grupka chłopaków, można powiedzieć że w pewnym sensie negatywna.
Kolejny raz okazało się, że uczciwość jednak popłaca.
Będę z dużą niecierpliwością czekał na kolejne opowiadanie.
Może coś w sierpniu by się ukazało?
Chciałem wrzucić coś w sierpniu, tradycyjnie, urlopowo.
OdpowiedzUsuńZależy od tego kiedy będzie urlop, no i czy zdążę coś dopisać.
Może coś Ci podrzucę. Można by pomyśleć o opowiadaniu w którym ona zabawia się ze swoim młodym sąsiadem który się wprowadził gdzieś do domu obok. A że matki nie ma (rozwod lub smierc) a tata nie ma dla niego czasu to tutaj wkracza Kamila o gołębim sercu i nie tylko;)
OdpowiedzUsuńMistrzu nasz Falango. Brawo!Brawo!Brawo! Świetnie chociaż mógłbym czytać i czytać o Kamili i czytać. Prosimy o sierpień albo szybciej chociaż wiem, że jak ma być dobre to proces twórczy musi trwać. Czapeczkę z głowy ściągam i proszę o więcej. Kamila to idolka postać kultowa.
OdpowiedzUsuńPowiem krótko. Kolejne mistrzostwo świata, a ostatnim akapitem i pytaniami, które sobie zadałeś albo wiadomościami sms, które Mikołaj otrzymał od Kamili stworzyłeś wstęp do kolejnego opowiadania z Mikołajem, Kamilą, a dodatkowo z Danielem, Dominiką i butelką wina. Taki był Twój cel? :)
OdpowiedzUsuńHeh, no nie wiem, czy taki był cel, tak po prostu wyszło...:). Ale jak już padło wcześniej w komentarzach, druga część się pisze, w zasadzie jest bliżej końca, niż początku, tylko ten finał... No i mam jeszcze taką zagwozdkę, że ten drugi tekst jest jednak "trochę" bardziej szalony a i sam Mikołaj jest, choć tym razem gwiazdą numer jeden, dwa i trzy jest sama Kamila (to pewnie czytelnikom nie będzie przeszkadzać), więc z tym sequelem jest tak trochę nie do końca.
OdpowiedzUsuńKiedy będzie - się zobaczy.
Co do komentarza nr.3 - pomysłów ogólnych mam w głowie milion, to nie w tym jest problem.
Jakie to piękne...
OdpowiedzUsuńWzruszylem się.
Pzdr.
Siema
Chciałem trochę odczekać z komentarzem, żeby przeczytać na spokojnie opowiadanie i po kilku dniach znowu zabrać się za jego lekturę. No i tak wyszło kilka cykli:). Jako fan Kamili oczywiście się nie zawiodłem, jak to jeden z przedkomentatorów napisał "czyta się lekko i przyjemnie". Kamila jak to ona postanowiła ukarać tego złego i nagrodzić tego sprawiedliwego. No może trochę szkoda, że nie ukarała wszystkich spiskowców tylko tego prowodyra, ale nie można mieć wszystkiego.
OdpowiedzUsuńCiekawe jeszcze, czy Kamila domyśliła się po wszystkim, że Mikołaj nie jest żadnym homo? Liczyła na to czy też chciała chłopaka nauczyć postępowania z kobietą? Oprócz kary dla tych złych kolesi oczywiście.
Trochę mi przeszkadza pisanie z punktu widzenia osoby Mikołaja. Ale i tak dużo mniej niż w opowiadaniu "okiennym". Wolę jednak tradycyjną formę. W sumie taki drobiazg, może niepotrzebnie o tym piszę.
Pozdrawiam i liczę na ciekawe sierpniowe opowiadanie. Może jakiś mały sygnał na jego temat?:)
Pierwszoosobowa narracja uratowała ten tekst i była powodem, dla którego pisałem jak strzała. Coś nowego, coś świeżego, pisało mi się na luzaku po prostu zajebiście. Gdyby nie ten zabieg, nie wiem, czy ukończyłbym to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńDomyślałem się oczywiście, że niektórzy będą wiercili dziurę w brzuchu, na temat "braku" Kamili, czyli braku wyjaśnień co do jej intencji, stąd wiedziałem, że trzeba zrobić sequel, w bardziej standardowy sposób. Co z nim - pisałem o tym wyżej.
Na razie nie ma żadnego opowiadania, chyba, że zepnę się i dokończę jedno starsze. Będzie ogólnie z tym (z dokończeniem i zamieszczeniem) pewien problem, bo trochę pozmieniały się plany urlopowe.
Zobaczymy jak to się skończy.
Klasa sama w sobie. Czytałem z wielką przyjemnością. Rozłożyłem sobie tą przyjemność na kilka razy, więc dopiero dziś przeczytałem ostatni fragment. Narracja Mikołaja jest ok. Wnosi świeżość do opowiadania. Kamila jest zawsze taka sama. Seksowna, prowokująca, zagubiona przy dominującym facecie itd. itd...
OdpowiedzUsuńTak samo chętnie przeczytałbym opowiadanie w którym cała narracja to rozmowy np. dwóch bliźniaków, którzy biorą udział w akcji z Kamilą. Muszą sobie opowiedzieć wszystko, ponieważ Kamila nie wie, że to bliźniaki i mając do czynienia raz z jednym raz z drugim nie wie, że w końcu zerżnie ją dwóch młodych chłopaków.
Jak komuś brakuje narracji Kamili to może sięgnąć po starsze opowiadania. Jest ich masa. A coś nowego, świeżego i ciekawego zawsze się dobrze czyta.
Pozdrowienia dla Falangi
Tak trzymaj. Masz ogromny talent!
Pomysł z bliźniakami zaświtał mi tam kiedyś mgliście w głowie, w sumie dość ciekawy. Zwłaszcza opcja dobrego i złego bliźniaka, gdzie ten drugi próbuje wykorzystać dobre stosunku panujące między jego bratem a piękną nauczycielką...:)
OdpowiedzUsuńTymczasem w głowie klaruje mi się kolejny projekt utrzymany w serii "Żołnierzy", projekt, który wpadł mi do głowy kawał czasu temu, ale dopiero teraz nabrał jakichś fajniejszych barw. Jeżeli zajawka utrzyma się przez dłuższy czas niż ostatnio (ostatnio trwa to najwyżej kilka dni...), to może coś z tego wyjdzie, ale potrzebowałbym chyba przy tym pomocy ciut bardziej kreatywnych czytelników.
Może wkleiłbym zajawkę (tak jak przy zwiastunie "Porno intrygi"), na kilka stron, ewentualnie poprosił chcących o kontakt na skrzynce pocztowej i przez maila wysłał dotychczasowy tekst...?
Pomysł na opowiadanie to nie jest problem, każdy z czytających ten blog może podać przynajmniej kilka.
OdpowiedzUsuńGorzej natomiast jest ze szczegółami i konkretnymi dialogami.
Ja niestety nie mam takiego daru, żeby pisać takie opowiadanie.
Nie mniej chętnie je czytam:)
Chciałbym wrócić do wcześniejszej twojej twórczości a konkretnie do nieskończonego opowiadania „Oliwia Pornogwiazdka. I Pub odnaleziony na Sardynii.”
Pisałeś w komentarzach że na 99% nie będziesz kontynuował tego opowiadania, szkoda jednak by było zostawić je tak na obecnym etapie. Mnie się ono bardzo podoba.
Fajnie by było jak byś je dokończył i dopisał przynajmniej jedną część.
Można by do tego opowiadania wprowadzić Kamilę. Jaka matka nie przyjechała by wyciągnąć córkę z tarapatów? Kamila w celu ratowania córki zagrałaby w pornosie, może na początku tak niezbyt chętnie ale w końcu zwyciężyłaby w niej ta druga natura i oddała by się z wielką pasją temu zajęciu. Finałową sceną mógłby być np. gangband.
Do tej pory takich ostrych scen nie opisywałeś.
Matce w pewnych scenach może pomagać córka, wszak to ona nabroiła.
Zmieniając trochę temat, tak śledząc poszczególne opowiadania na blogu możemy zaobserwować, że są one w pewnych seriach, np. „Kamila niewolnica”, „Kamila nauczycielka”, Kamila. Nauczycielka i uczeń.”, „Kamila i senne marzenia”.
Według mnie aż się prosi o napisanie serii „Kamila studentka”.
Ciekawie czytało by się o przygodach Kamili na filologii polskiej, czy to podczas zdawania egzaminów ustnych czy też w czasie miesięcznej praktyki studenckiej w liceum ogólnokształcącym.
Jaka będzie Kamila studentka, to już zostawiam twojej inwencji twórczej.
Prośbę mam, żebyś tych moich pomysłów tak od razu nie wyrzucał z głowy:)
Przemyśl to na spokojnie, może coś da się z tym zrobić.
Pozdrawiam
Ciężko dostosować się do prośby, żeby tych pomysłów tak od razu nie skreślać, skoro jednak mogę przyjąć, że niestety nic z tego nie wyjdzie:)
OdpowiedzUsuń"Oliwię pornogwiazdkę" zacząłem i skończyłem pisać na początku 2013. Pięć lat z okładem minęło, ochota dawno uleciała, pomysły wewnętrzne, jeśli jakieś były, zostały zrealizowane w serii KISM. Prawdę mówiąc, nie mam żadnego bodźca by kontynuować to "dzieło".
Jedynym motywem byłby ten konkretny film porno, ale to się już dzieje w serii KISM właśnie. Była Kamila filmowana podczas seksu, była Kamila grająca w filmie erotycznym, został w końcu do zrealizowania jeszcze prawdziwy, świadomy pornos (czy też świadomy seks transmitowany w jakiś sposób live) i to się stanie, prędzej, czy później, bo taki mam zamysł w dwóch przypadkach jeśli chodzi o moje teksty (teraz doszedł jeszcze trzeci), tylko muszę to sobie poukładać.
W każdym razie, jeśli weźmie się za to Kamila, tym bardziej braknie miejsca dla Oliwii.
Seria "OP" liczy sobie dwa odcinki, plus chyba dwie-trzy strony trzeciego. Coraz silniej chodzi za mną, by zrobić na blogu jeden wątek śmietnikowy, w którym wrzuciłbym wszystkie niedokończone teksty, przynajmniej te, co do których mam pewność, że ich nie ukończę. Choć wiem, że w ten sposób jeszcze bardziej utrudniłbym sobie życie, bo wtedy dopiero zaczęłyby się naciski, by przynajmniej niektóre jednak sfinalizować:). W każdym razie jeśli, to zrobię, to trafi tam także i Oliwia.
Motyw młodszej Kamili pojawił się chyba tylko raz, przy okazji toczonej w jej głowie opowieści "A gdyby tak..." i niczego więcej raczej nie będzie. Motywem przewodnim bloga jest opcja dojrzałej pani oraz wyraźnie młodszego chłopaka i to się raczej nie zmieni.
Zwyczajnie nie czuję klimatu studenckiego, od biedy mogłaby jeszcze być "Kamila licealistka", ale to też mi średnio podchodzi. Miałem kiedyś jakieś drobne zajawki na pojedyncze opowiadania w tym klimacie, ale dość szybko rezygnowałem z nich.
Przykro mi, być może nie wyrzucę Twoich sugestii tak od razu z głowy, ale naprawdę nie widzę opcji przełożenia tych propozycji na papier. Zdecydowanie brakuje czynnika napędzającego.
Tak, czy owak, dzięki za komentarz i propozycje.
Pozdro.
Rewelacyjne opowiadanie. Chyba jedne z najlepszych jakie się pojawiły. Moment jak Kamila każe Mikołajowi zadzwonić do kolegi - najlepszy w całym opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńPotwierdzam - masz talent jak cholera.
nikt się nie pyta, wszyscy cierpliwie czekają...
OdpowiedzUsuńno to się wyłamię i w imieniu ogółu zapytam, czy w sierpniu możemy spodziewać się kolejnej historii z Kamilą?:)
Szanse na to są niewielkie, ale zobaczymy. W każdym razie myślę, że do końca września coś tam będzie a potem w grudniu na święta - to na bank.
OdpowiedzUsuńNo i trzeba w końcu to napisać - to będzie koniec.
Nie taki koniec końców, typu "zamykamy bloga na cztery spusty, bo nic więcej się już nie ukaże", ale jednak.
Pomysłów ogólnych mam, jak zawsze, od groma, ale nijak nie przekłada się to na konkrety i pisanie.
Stąd, z jednej strony liczę, że ileś tam tekstów jeszcze powstanie, ale z drugiej, równie dobrze może nie będzie już nic.
No i to tyle:)
Jak nie będzie Kamili pozostanie tylko płacz i zgrzytanie zębów :(
OdpowiedzUsuńA może Kamila Blacked
OdpowiedzUsuńNie rozumiem, o co chodzi konkretnie z owym "blacked"?
OdpowiedzUsuńzawsze możesz wypróbować motyw fantastyczny. Młody uczeń słyszy myśli kobiet, czy coś takiego. Oczywiście jakąś fabułę.
OdpowiedzUsuńDość ciekawy pomysł, ale z ogólnymi nie ma problemu.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o coś w ten deseń, to jakiś czas temu przyszło mi do głowy coś w ten (oparty na, nazwijmy to absurdzie) deseń - konkretnie rzecz biorąc, tajemnicza chorobę Kamili, na którą istnieje tylko jedno, hm... specyficzne lekarstwo, zapodane w równie hm... specyficzny sposób, no i oczywiście równie specyficzna jest osoba dawcy, no bo nie każdy ma odpowiednie geny:).
Ale jakoś nie mogę się zebrać do pisania. Tak jak w przypadku innych pomysłów.
Coś o tym wiem hehe
OdpowiedzUsuńto mógłby być dość kiepski uczeń, który ma dość kiepskie oceny i w ten oryginalny sposób musi się przypodchlebiać nauczycielkom. A nasza pani dyrektor robi się zazdrosna. Ona łamacza serc męskich poza centrum uwagi. Postanawia sama uwieść ucznia. Ale tu na przeszkodzie staje im inna nauczycielka. Może być Dominika, która postanawia wreszcie pokonać rywalkę. Rywalizacja dwóch kobiet, o niczego nieświadomego ucznia, który myśli o trzeciej, by zdać do następnej klasy! A co do osiągnięcia niesamowitej zdolności. To może jakieś uderzenie pioruna? Zastanawiam się tylko czym wypełnić środek. Jak zdobywać sympatię kobiety, wykorzystując jej myśli? To trudne. Może jakiś zaborczy mąż, którego trzeba poskromić. Ale to twoja głowa.
OdpowiedzUsuńMiędzyrasowy, murzyni.
OdpowiedzUsuńFalanga, myślałeś może o takim podsumowującym opowiadaniu. W którym pojawiliby się jeśli nie wszyscy to większość dotychczasowych bohaterów. W ramach kilkudniowych obchodów iluś lecia szkoły pojawiliby się dotychczasowi uczniowie, a Kamila jako dyrektorka spotkałaby się z kochankami z dawnych lat. Nie ze wszystkimi powinna iść na całość, ale z kilkoma ulubionymi, naraz. Fabuła może być toporna, ale w takim podsumowaniu nie o to chodzi. Mogliby się Ci fajniejsi trochę poprztykać się z Bartkami, Oskarami itp. Może jakiś występ dla ulubionych uczniów coś na kształt "ona tańczy dla nas", zabawa z Dominiką. Ot taki pomysł wpadł mi do głowy jak napisałeś o braku radości z pisania.
OdpowiedzUsuńNie żeby to było ostatnie opowiadanie, bo nie chciałbym żeby skończyła się historia o Kamili, ale ciekawie byłoby zobaczyć dawnych bohaterów.
z pozdrowieniami
Tak, przeszło mi to już nawet dość dawno temu przez myśl, w postaci jakiejś imprezy typu urodziny Kamili czy coś. W formie podobnej do tego co napisałeś, czyli jeśli nie wszyscy bohaterowie dotychczasowych tekstów, to jakaś większa ich liczba.
OdpowiedzUsuńTyle, że trzeba by się nagimnastykować by wyszło z tego jakieś sensowne opowiadanie, bo tak naprawdę, jak by na to nie patrzeć, byłby to zwykły, długi pornos, z jakimiś dialogowymi sytuacjami pomiędzy, generalnie trochę bez emocji.
Średnio mnie to inspiruje i co za tym idzie, szanse na powstanie takowego tekstu też oceniam na średnie.
No ale - zobaczymy co będzie.
No to wkrótce wrzesień. Ciekawe, czy Kamila pójdzie w poniedziałek do szkoły?:) I spotka się z ulubionymi i inaczej ulubionymi uczniami:).
OdpowiedzUsuń