Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 18 czerwca 2018



KAMILA I SENNE MARZENIA XXXI. Porno intryga.

W zasadzie sam nie wiem, czy nastąpił jeden konkretny moment, w którym to się stało. Ot, cała gama różnych akcji i dziwnych oskarżeń, jak…
- A dlaczego ty się nie gapisz na te nogi dziewczyn, jak my? – spojrzał dziwacznie Rudolf.
Ja się nie gapię? Jak to? Non stop wiosną i latem wodziłem wzrokiem za dziewczynami w krótkich spódniczkach i jeszcze krótszych spodenkach. Pamiętam jak kiedyś szedłem piechotą do centrum a z bocznej uliczki wyszła przede mną dziewczyna, którą kojarzyłem ze szkoły. Miała na sobie mini odsłaniające jej długie nogi. Przepuściłem ją grzecznie przed siebie a potem szedłem przez niemal dwa kilometry w odległości kilku kroków od niej nie robiąc nic innego niż gapiąc się w te nogi i kształtny tyłek.
Więc ja się nie gapię? No dobra… Coraz częściej to wyglądało tak, że odwracałem wzrok, by nie wyjść na jakiegoś zjebanego zboczeńca, któremu w głowie tylko fajne nogi. Zamykałem oczy w swej pobożności, aby nie wodziły mnie na pokuszenie. Hm…
- A czemu ty w ogóle nie masz dziewczyny? – zapytała podejrzliwie Justyna świdrując mnie niebieskimi oczami.

Ja? No bo nie mam i tyle. Co to za jakiś przymus, by w wieku osiemnastu lat koniecznie mieć dziewczynę? Zresztą miliony chłopaków w moim wieku nie mają swojej partnerki i chyba nikt ich nie oskarża o nic złego. Więc dlaczego akurat mnie?
- Co ty tak obcinasz te nasze fiuty? – burknął kiedyś pod prysznicem Strzelba.
Ale niby ja? No jak się jest w sali prysznicowej z całą drużyną po treningu, czy meczu, to logiczne, że wzrok padnie tu, czy gdzie indziej. Na penisy też. Każdy tak ma, no nie? Co ten Strzelba? Sam przypadkiem nie zerknął nigdy na jakieś przyrodzenie innego kolegi z drużyny?
- Ty jesteś jakiś taki spokojny, w ogóle bez ikry – zarzuciła mi krytycznym tonem spasiona jak wieprz pani Makowska od geografii.
Ja? No i co w tym dziwnego? Świat musi się składać z samych łobuzów? Nie można być spokojnym, głupio uśmiechniętym, pozytywnie traktującym życie człowiekiem? Takim, co pożyczy kumplowi pięć złotych, wiedząc, że tamten i tak zapomni mu ich oddać? Albo dać odpisać zadanie domowe innemu, mimo, że ten wczoraj wyzywał go od różnych takich części rowerowych?
- Ta twoja gęba nie jest przypadkiem trochę za ładna? – dokuczał Pinokio.
Za ładna? Czy to moja wina, że nie obsypało mnie krostami w czasie dojrzewania? Że miałem łagodniejsze rysy twarzy i z pewnością nigdy nie zagrałbym w żadnym filmie ról, które brali Mariusz Jakus, Danny Trejo, czy inny Michael Madsen? Że raczej wyglądałem na pozytywnego chłopaka nie takiego szukającego kłopotów?
- Z takim imieniem to ty sobie lepiej szukaj drugiego Mikołaja – podsumował Pelargonia.
Noż kurwa, co złego jest w imieniu Mikołaj? Co to za argument w ogóle? W czym gorszy jest Mikołaj od jakichś Tomków, Robertów, Sebastianów i innych? Znaczy, że Kopernik też był jakiś nie halo?
- No pany… To która najlepsza? – zaczął właśnie temat Pelargonia uwalając się cielskiem na plaży.
- Tamta – ktoś bez namysłu wskazał od razu palcem.
- Wiadomo – prychnął Pelargonia. – Tamta jest poza konkurencją. Myślałem o innych.
- Nie ma innych, jest tylko pani dyrektor – twardo obstawał przy swoim Makaron.
Tu miał rację. Świeżo upieczona pani dyrektor śmigająca w zasięgu naszych oczu. W krótkich spodenkach. Dla takich widoków warto było przyjechać na ta wycieczkę.
- Lizałbym! – wydarł się ktoś inny na cały głos wzbudzając śmiech.
Tutaj mógł być odważny. Pani Kamila nie mogła usłyszeć a nawet gdyby usłyszała, nie mogłaby mieć pewności, że to do niej. Tak, taki odważny na odległość a…
- A gdyby podeszła tutaj i poprosiła o powtórzenie, to co byś zrobił? – odezwałem się.
- To bym powtórzył. A ty sobie popatrz na nogi Rogowskiego – odciął się natychmiast.
Znów śmiech i pełne ciekawości spojrzenia skierowane w moją stronę. Nie powiem, zaczęło mnie to wkurzać. Ale co mogłem zrobić?
- Ja wiem lepiej na co chcę sobie popatrzeć.
No i dobrze. W ten sposób mogłem w pełni skoncentrować swą uwagę na figurze naszej licealnej pani dyrektor nie bojąc się, że mnie przyłapie na tym niecnym procederze. Stała trochę dalej dyskutując o czymś zawzięcie z panem Rogowskim, nauczycielem matematyki.
- A na poważnie, jak myślicie… Co by zrobiła? – podchwycił mój wątek Pelargonia.
- Zawołaj ją i powtórz. Albo dodaj coś od siebie – skwitował lakonicznie Burek.
- Tak, kurwa… W gębie to każdy mocny, ale w rzeczywistości byście się zesrali – Pelargonia odebrał to jako zaczepkę.
- Daj stówę a to zrobię…
- Za stówę to tak a jak nie, to już dupa? Taki kozak…
- Ej, wiara, to jest pomysł – podpalił się nagle Białas.
- Co masz na myśli?
- Jakbyśmy tak zrobili konkurs na największego kozaka…?
- Ale jakiego kozaka? O co ci chodzi? – zaczęło dopytywać się kilka osób.
- No nie wiem, na przykład, kto wymyśli coś fajnego w akcji z Kamilą.
- Fajnego? – Pelargonia chyba zaczął podłapywać a wraz z nim pozostali.
- No fajnego… W sensie głupiego… No sami wiecie… - mało składnie zaczął Białas, ale szybko wziął się w garść. – Na przykład właśnie to, że ktoś jej publicznie powie, że wylizałby jej coś tam, albo zrobił coś innego, nie będę wam podsuwał przykładów, wykażcie się kreatywnością.
- A przelecenie jej też wchodzi w grę? – takim tekstem musiał się popisać oczywiście Dawid.
- Jeśli to udowodnisz…
- W twoim przypadku chodzi chyba o to, że twoja prawa ręka ma na imię Kamila? – zakpił Burek, wzbudzając śmiech.
- A co by było do wygrania i jak to ustalimy? – Dawid ominął przytyk kolegi.
- No nie wiem, możemy wpłacić po stówce do puli. A wybór zrobimy tak, że zbierzemy się po wszystkim i ustalimy kto odegrał najlepszą akcję.
- W sensie kto dowalił jej najlepszym tekstem? – upewniał się Dawid.
- Kto posunął się najdalej – uściślił Białas. – Może być tekst, może być wylizanie czegoś tam, o ile komuś się uda, w co wątpię…
- Wchodzę w to – oświadczył nagle Oliwier.
Spojrzeliśmy wszyscy. Oliwier… To był grajek z innej półki. Dość przystojny, nie powiem, o nieco wysuniętej szczęce. Taki typ dość zuchwały, odważny, energiczny, pewny siebie. Dziewczyny go uwielbiały.
Był kimś, kim na pewno nigdy nie będę ja. Poczułem zazdrość, ale i niepokój.
Niepokój, bo wyczułem, że kto, jak kto, ale on rzeczywiście mógł znaleźć się dość blisko naszej nowej pani dyrektor. Blisko w takim sensie, że… No właśnie, choćby zaczął z nią flirtować, to czułbym zazdrość.
- Zbieramy się chłopaki na boisko, nie ma co tu leżeć – zarządził Pelargonia.
Ponownie rzuciłem okiem w lewo, ale nie dostrzegłem już pani Kamili. Zniknęła gdzieś wraz z panem Rogowskim. No trudno, może jeszcze uda się ją zobaczyć w tych krótkich spodenkach…
Wlokłem się z chłopakami przez kilka minut drogi na boisko. Pomysł rzucony przez nich trochę mnie rozbawił a trochę zirytował. Rozbawił, bo co ciekawego w rzuceniu jakimś głupim tekstem pięknej nauczycielce? Zirytował, bo uznałem, że może to doprowadzić do kilku głupich sytuacji. Jakich? Nie wiedziałem, ale miałem świadomość, że jak się moi koledzy z liceum rozbrykają, to…
- Jest nas piętnastu, jeden nie gra – dotarło do mnie już na boisku.
- A nie możemy siedmiu na ośmiu? Przecież to tylko gierka – wzruszył ramionami Białas.
- Oj, tam, Mikuś pomacha nam pomponami – zadrwił Pelargonia a jego twarz wykrzywił odrażający, złośliwy uśmieszek.
Wzruszyłem ramionami patrząc pobłażliwie. Byłem zawodnikiem drużyny juniorów w naszym miejskim klubie. Może nic wielkiego, ale z pewnością radziłem sobie z piłką dużo lepiej, niż ten gnom z paroma kilogramami nadwagi.
- Gram – oznajmiłem silnie. – Ale ty będziesz w przeciwnej drużynie.
- Chciałbyś mnie przykryć Mikuś? – nie ustępował a uśmieszek nie schodził z jego wrednej gęby.
- Nie – oznajmiłem spokojnie, acz dobitnie. – Założymy się, dobra?
- A o co…?
- A o to, że założę ci siatkę, powiedzmy z pięć razy. I wtedy rozbierzesz się do naga.
- Ach, to byś chciał! – wykrzyknął. – Zamarzyła ci się taka fantazja? A chuj…
- Moja fantazja jest taka, że po przegranym zakładzie podbiegniesz goły do Kamili, tak, żeby zobaczyła twojego malucha i pierdolnęła ze śmiechu – zakończyłem równie spokojnie.
No… Wreszcie z jego wiejskiego ryja opadł ten wredny uśmieszek. Trafiłem.
Nikt się nie wtrącał, większość obecnych z zaciekawieniem patrzyła na rozwój sytuacji.
- Masz kurwa, jakiś problem? – huknął przybierając tym razem złowrogi wyraz twarzy.
- To ty masz problem. Czego się wstydzisz? – bez cienia strachu uważnie przyglądałem się Pelargonii.
- To uważaj, zasrany pedale, bo…
- Nie nazywaj mnie pedałem – wtrąciłem.
- Spokój panowie, możecie przystopować? – rozległ się nagle dźwięczny, bardzo kobiecy głos.
Umilkliśmy nagle posłusznie, zwracając głowy w kierunku, z którego do naszych uszu doszedł głos. Nim zobaczyłem postać, wiedziałem już doskonale kogo mam się spodziewać.
I nim ktokolwiek zareagował inaczej, niż obrzuceniem wzrokiem całej sylwetki pani dyrektor, ze szczególnym uwzględnieniem jej nagich, długich nóg, odezwała się znów tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Piotrze, nie życzę sobie, by którykolwiek z uczniów mojej szkoły wyrażał się w ten sposób, jasne? Kategorycznie zakazuję ci obrażania swoich kolegów takimi słowami. W przeciwnym razie podejmę odpowiednie kroki przewidziane regulaminem by dostatecznie uprzykrzyć ci życie aż do matury, czyli przez najbliższe dwanaście miesięcy. Czy wyrażam się jasno?
- Jasno, pani dyrektor – Pelargonia potrafił ugiąć się przed autorytetem z zadziwiającą łatwością.
- Cieszę się, że to rozumiesz. Wobec tego nie przeszkadzam. Ale ciebie Mikołaj poproszę na chwilę do mnie.
Nieco zaskoczony wykonałem kilka kroków, podążając za panię profesor, kierująca się w stronę ścieżki.
Ożesz… Jak tu się nie gapić na jej nogi, gdy szła przede mną, patrząc pod stopy i nie mogąc widzieć na co patrzę ja? Moja bezkarność w tym momencie dodała mi odwagi. Niestety, w końcu trzeba było wyjść na ścieżkę i stanąć twarzą w twarz.
Twarz nowej pani dyrektor, która w tym momencie była już dużo bardziej przyjazna, niż przed chwilą.
- Mikołaju… Mam nadzieję, że nie czujesz się obrażony grubiańskim zachowaniem Piotra. Przepraszam cię za niego, ale mam nadzieję, że nie ucierpisz więcej ze względu na swoją orientację.
- Pani dyrektor, ale ja… - wytrzeszczyłem oczy, robiąc rybią minę.
- Nie ty musisz się tłumaczyć – przerwała mi natychmiast. – To oni powinni. Ja mogę cię tylko zachęcić, abyś zgłaszał mi każde niewłaściwe zachowanie twoich kolegów i innych pozostałych członków naszej licealnej społeczności. Obiecuję ci z całego serca, że żadne z takich zachowań nie przejdzie bez echa i kary.
Zamurowało mnie. Nie no… Rozumiem, że koledzy, oni mogli mnie uważać za odmieńca. Zawsze miałem dystans do siebie i te docinki nie przeszkadzały mi, przynajmniej jakoś mocno. Jakby to nie zabrzmiało… Miałem to w dupie.
Ale ona? Nasza nowa pani dyrektor? Ona tez wzięła mnie za homosia? Jakim prawem, ja się pytam?! Przecież ja jestem najzupełniej normalny! Przecież…
- Pani dyrektor, ale… Jakby to pani powiedzieć… – z nerwów nie potrafiłem porządnie sprostować sytuacji. – Ja jestem normalny, to znaczy…
- Ależ ja wcale nie twierdzę, że jesteś nienormalny, przecież nic takiego nie zasugerowałam – przerwała mi natychmiast zapalczywie. – Jesteś najzupełniej normalny, tak jak my wszyscy, tak właśnie ja cię traktuję i daję słowo, że w mojej szkole wszyscy będą cię tak traktować.
- No, ale… - opadły mi ręce.
- Nie przejmuj się Mikołaj, naprawdę – pani Kamila nie dała mi dojść do głosu i nagle, nieoczekiwanie zniżyła własny głos. – I tak w ogóle miałabym do ciebie pewną prośbę.
- Prośbę? Jaką?
- Z tej racji, że nigdy do tej pory nie miałam do czynienia z homoseksualistą a w naszej szkole nikt się do niczego oficjalnie nie przyznał, to…
- Ale ja tez się do niczego nie przyznałem! – tym razem przerwałem ja. Dość mocno wzburzony.
- To dobrze, Mikołaju, ja cię nie będę do niczego zmuszać – zapewniła subtelnie w dalszym ciągu niczego nie rozumiejąc. – Wrócę więc tylko do czego, co chciałam zaproponować.
- Zaproponować? – zmrużyłem nieufnie oczy wciąż nie wiedząc jak to wszystko naprawić.
Co zaproponować? Oczami wyobraźni ujrzałem siebie na podeście w wielkiej, szkolnej auli, opowiadającego o życiu homoseksualisty. Nie no, ludzie… Czy dobrze rozkminiłem? To miała na myśli?
- Chodzi o to, że my… Mam na myśli szkołę, no i co za tym idzie, także mnie samą, powinniśmy zmierzyć się nowoczesnymi wyzwaniami i lepiej poznać siebie nawzajem. Ja osobiście chciałabym poznać punkt widzenia tej drugiej strony. Jednym słowem chciałabym, żebyś mi opowiedział coś o sobie, o ile oczywiście nie narusza to twojej intymności.
Mówiła subtelnym, delikatnym tonem, bojąc się widocznie jakiejś agresji z mojej strony. Heh, agresji… Dobre…
I gdy kompletnie skonsternowany otwierałem usta, nabierając jednocześnie głębokiego wdechu, by wyrzucić z siebie całą prawdę, pani dyrektor ubiegła mnie po raz kolejny.
- Krótko, chciałabym cię zaprosić do siebie, żebyśmy porozmawiali sobie w bardziej sprzyjającej atmosferze.
Wypuściłem powietrze ze świstem. Czy dobrze słyszałem?
- Do siebie? W sensie, że…? Ale teraz gram mecz – palnąłem głupotę, gryząc się natychmiast w język.
- Nie, nie teraz, jestem zajęta – zaprzeczyła natychmiast. – Miałam na myśli jakiś spokojniejszy termin. Może wieczorem?
- Wieczorem? – powtórzyłem machinalnie a moja wyobraźnia zaczęła pracować dziesięciokrotnie intensywniej. – Myślałem, że wieczorem wybiera się pani na imprezę.
- Wybieram, ale tylko na chwilę – potrzasnęła głową. – Na godzinę, czy dwie. Opiekę zostawię innych paniom, zresztą na co wam opieka na wycieczce…
- Czyli tak o dwudziestej drugiej? – upewniłem się.
- No coś w tym stylu. Chyba nie będziesz już spał o tej porze?
- Nie, skąd – zaprzeczyłem. – Nie zrezygnowałbym z randki z panią na rzecz snu - chlapnąłem.
- Jasne – na twarzy pani dyrektor w końcu pojawił się szeroki uśmiech. – Wobec tego jesteśmy umówieni. Znajdziemy się na imprezie. No… To już nie przeszkadzam.
Czując łomot w sercu kiwnąłem głową na pożegnanie i udałem, że ruszam w stronę boiska. Ale zatrzymałem się i skierowałem wzrok na smukłą sylwetkę pani Kamili udającą się już w swoją stronę. Na jej zgrabną figurę, na długie, czarne włosy spadające na plecy. No i przede wszystkim na ten niespotykany przecież w szkole powiew nagości, czyli piękne nogi ograniczone dopiero krótkimi spodenkami.
O w mordę…
No i dobrze, że się jednak nie założyłem z Pelargonią, bo zdekoncentrowany nieoczekiwaną propozycją złożoną przez panią dyrektor, nie zaliczyłbym tej popołudniowej, wycieczkowej kopaniny do swych najlepszych występów w karierze.

- Naprawdę masz randkę z Kamilą? – nie dowierzał Białas, gdy kilka godzin później siedzieliśmy pod wielkimi parasolami nad plażą. Przy stolikach, które z trzech stron otaczały niewielki parkiet.
- Chcesz pójść ze mną w roli ochroniarza?
- A boisz się?
- Kto tam wie, może będzie mnie molestować… - mruknąłem chwacko.
- I miałbyś problem – dokończył niedwuznacznie Białas.
Ale akurat on traktował te wszystkie docinki kierowane w moją stronę z przymrużeniem oka. Z innymi było różnie. A taki Pelargonia wciąż łypał na mnie spode łba, pamiętając o dzisiejszym zajściu na boisku. O tym, że pani dyrektor musiała sprowadzić go do parteru. I o tym, że ostatecznie w wyniku tych absurdalnych pomówień, to ja miałem znaleźć się u niej w pokoju. Wieczorem. Sam na sam.
Na samą myśl o tym uśmiech rozszerzał mi japę. Ale z drugiej strony… Co ja tam będę robił? O czym jej opowiem? Przecież do jasnej choinki, nie jestem żadnym gejem, tylko zwykłym polskim licealistą, zafascynowanym cyckami i kobiecymi tyłeczkami.
No cóż…
- Ale wywija dzisiaj – rzucił ktoś.
Miał na myśli panią Kamilę, która była, tak jak zapowiedziała, ale chyba nie miała zamiaru tak szybko opuszczać imprezy. Bawiła się nad wyraz dobrze.
No i wciąż pobudzała wyobraźnię. I to chyba jeszcze bardziej niż kilka godzin temu. Mimo tego, że krótkie spodenki zostały zastąpione przez spódniczkę. Ale i ona coś tam odsłaniała, zwłaszcza, że była lekka, zwiewna, więc w tańcu potrafiła się nieco unieść.
No, ale było coś jeszcze. Pani Kamila, jako taka. Ze swym zachowaniem, ze swym tańcem, swobodnym poruszaniem się na parkiecie.
- To co? Który startuje do jakiegoś przytulańca? – sprowokował Pelargonia.
- Ale inna muza jest – skrzywił twarz Dawid.
- Ale kiedyś się zmieni. Poza tym jak ktoś jest sprytny to zawsze może wykorzystać okazję i śmignąć ręką tu, czy tam…
- To by chyba z miejsca wygrał nasz zakład, nie? – upewniał się Dawid rozglądając dookoła.
Nikt mu nie odpowiedział. Pewnie wszyscy pomyśleliśmy o tym samym. O tym, jakby to było znaleźć się blisko pięknej pani dyrektor, objąć ją w talii, o czymś więcej nie mówiąc. Jakby to było, poczuć jej zapach z bliska, znaleźć się ustami o kilka centymetrów od jej ust i takie tam…
- To który odważny? – rzucił zaczepnie Burek.
Pytanie nie zostało skierowane do kogoś bezpośrednio, ale nasze wszystkie myśli, albo wprost spojrzenia poszły w jednym kierunku. W stronę Oliwiera. Ten chyba wyczuł to.
I nie wiem do dziś jaką podjąłby decyzję, gdyby nie to, że zupełnie nieoczekiwanie w naszym pobliżu znalazła się główna bohaterka naszych fantazji.
- I co panowie tak siedzicie? Wy tutaj, dziewczyny tam i co? Ech, kiedyś to byli mężczyźni… - rzuciła wybitnie prowokacyjnie z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Nie ma mężczyzn, bo i nie ma kobiet – odparował natychmiast w swoim stylu Oliwier, który chyba najbardziej poczuł się wywołany do tablicy. – No, może jedna się ostała… - zasugerował niedwuznacznie.
I chyba ustrzelił tym tekstem panią Kamilę. Spojrzała na niego uważniej.
- Skoro jedna się ostała, to powinien się i pojawić jakiś bohater, niekoniecznie w czarnej pelerynie…
- Bardzo chętnie pani dyrektor – Oliwier jakby na to czekał i wystrzelił z siedzenia niemal jak z procy.
Poruszyłem się niespokojnie, przeczuwając coś złego. Nie, niekoniecznie w sensie jakiegoś wygłupu ze strony Oliwiera. Mimo całej swojej odwagi i pewnego rodzaju postrzelenia, miał w głowie odpowiednią ilość oleju.
Chodziło mi o coś innego.
Patrzyłem jak tańczą oboje, w sumie dość daleko od siebie. Tak jakby to były jakieś przymiarki. Oliwier ledwo dotykał dłoni pani Kamili a ja już czułem zazdrość. Nie dość, że ten typ przeleciał pewnie niejedną licealną piękność, to teraz był tak blisko olśniewającej nauczycielki. Co z tego, że tym razem bez szans na żaden seks? Nieważne, liczyło się to, że zdobywał ją, uwodził, prowadził.
Zresztą, prawdę mówiąc, wolałbym znaleźć się tak blisko pani Kamili, niż przelecieć jakąś tam Agnieszkę, Beatę, czy inne pseudo piękności z naszej budy.
Ale i ona uwodziła jego też. Albo mnie. Bo jak widziałem jej postawę, jej sylwetkę a przede wszystkim twarz. Uniesioną nieco wyżej, trochę zadziorną… Oczy otwarte nieco szerzej, przenikliwie filtrujące tańczącego z nią licealistę… Mówiące coś w stylu „dobra, chłopaczku, zmierzymy się w tym pojedynku?”
Strasznie mnie to nakręcało, jak i niepokoiło. I na odwrót. Bo… No bo, moja szkolna, wyidealizowana piękność stanęła na krawędzi. Zaczął na nią czyhać jeden licealny bawidamek.
- No, no, dają czadu – mruknął ktoś.
Chyba tak. Niestety… Muzyka była szybsza, ale widać Oliwier czuł się w tym doskonale. Co najmniej tak dobrze jak pani dyrektor. Był bardzo pewny w swoich ruchach i odniosłem wrażenie, że w pewien sposób zyskuje tym aprobatę pani Kamili. Ona lubiła taniec i widocznie tancerze na nią działali.
Dokładnie tak…! Przekonałem się o tym, gdy Oliwier zetknął się z nią po raz pierwszy bliżej. Nie tak, że dotknęli się dłońmi, tylko chwycił ją za przedramiona. Farciarz… Może to i niewinny dotyk, ale ile bym dał ja sam za przejechanie dłonią po nagiej skórze naszej licealnej dyrektorki…
I z coraz szybszym biciem serca patrzyłem jak Oliwier krok po kroczku zdobywa przewagę. Tak jak wcześniej tańczyli ot tak, tak z każdą sekundą on zaczynał prowadzić ten taniec. Jego dłonie były już stałym gościem na rękach pani Kamili. Miał z nią kontakt taki jaki miał, ale miał… No i chyba nie zamierzał poprzestać na tym. Zdarzyło mu się chwycić ją za biodra, raz, potem drugi, potem…
- No, ładnie… - usłyszałem komentarz z boku.
To po trzecim, gdzie Oliwier mocniej przycisnął do siebie panią Kamilę. Na sekundę, ale jednak. Potem znów oddalili się od siebie, ale dla mnie nie ulegało wątpliwości, że Oliwier zmierza do czegoś więcej. I co gorsza, osiągnie to.
I jakby tego było mało, pod parasolami przygasło nieco światło. Nie tak doszczętnie, ale jednak. Zrobiło się nieco ciemniej. Idealna okazja dla Oliwiera. Tym bardziej, że – to już była prawdziwa zgroza – muzyka zmieniła się na wolniejszą.
- Niech to szlag… - nie wytrzymałem, widząc, jak nasz szkolny kolega, zbliża się do licealnej nauczycielki, obejmując ją. Może nie przycisnął do siebie, ale jednak oboje znaleźli się blisko siebie.
A pani Kamila… Nie dowierzałem i wytrzeszczałem oczy, nie wiadomo, czy bardziej z powodu słabszej widoczności, czy z powodu tego jej zachowania. Czy dała się aż tak bardzo unieść nastrojowi? Bo wprawdzie nie przytuliła się jakoś do Oliwiera, nawet nie zetknęła z nim swym ciałem, ale po prostu zaczęła poruszać się nieco bardziej zmysłowo. Hm, nieco? Dużo bardziej, poruszając na boki biodrami
- Ale suka… Jak jakaś murzynka z hiphopowego teledysku – znów padł jakiś komentarz.
Komentarz dosadny, ale bardzo prawdziwy. No dobrze, nie wyglądało to tak wyuzdanie, jak we wspomnianych clipach, ale jednak… Jednak pani Kamila zachowywała się trochę jakby uwodziła swego partnera. Nie tak wyuzdanie, chamsko, jak rzeczone murzynki. Wręcz przeciwnie, bardziej subtelnie, z większą klasą.
No kurwa, stanął mi… Poważnie. Dlaczego? Dlatego, że nasza nowa pani dyrektor udowadniała właśnie niezbicie, że seksapil to nie są gołe cycki i stringi na dupie, tylko coś zupełnie innego. Kobiecość, zmysłowość, bez strojenia głupich min, bez wypinania dupska, cycków, bez wydymanych ust…
To było to! Tylko dlaczego, do chuja z tym marnym bawidamkiem!?
Czułem jak wysychają mi wargi. Koledzy obok też patrzyli, ale chyba nie aż tak zachłannie jak ja. Rozbity, zdeprymowany, niemal załamany. Oliwier zdobył wszystko. Pani dyrektor prezentowała się przy nim olśniewająco a na dodatek dała mu się podotykać, wprawdzie w miejscach niewinnych, jak dłonie, przedramiona, czy biodra, ale jednak. A Oliwier teraz samemu przyjmując grę naszej nauczycielki, miał okazję jeszcze na coś więcej.
I wreszcie, mimo wypowiadanym w duszy zaklęciom, stało się…
Oboje zetknęli się ze sobą całymi ciałami. Niemal wstrząsnął mną dreszcz. Boże, jak tak można…? Ona oparła dłonie na jego barkach, on złapał ją za biodra. Ona przesunęła głowę bliżej jego, potem bardziej w bok, tak jakby chciała oprzeć ja o jego bark. Aż mną wstrząsnęło.
A on… Nie patrzyłem już na nic innego, koncentrując się na jednym wycinku. Na tyle, na ile pozwalało przygaszone światło. Wytrzeszczałem oczy, chcąc zobaczyć, czy Oliwier grzecznie trzyma swe dłonie na biodrach pani Kamili, czy może jednak ulegnie pokusie i…
- Pomaca ją po dupsku? – głowił się ktoś obok
Nie byłem w stanie opanować drżenia. Odważyłby się? Z pewnością pani Kamila natychmiast zareagowałaby. Ale jak? No i czy jej reakcja, tak, czy owak, zmieniłaby cokolwiek w ostatecznym wyniku tej rozgrywki? Bo może warto byłoby subtelnie zjechać dłonią w tył i ponieść z tego tytułu jakieś tam konsekwencje…
Drżałem zafascynowany tym klimatem i patrzyłem jak ciało pani Kamili porusza się zmysłowo, wolno w rytm muzyki. Jak nasz licealny playboy staje się teraz bohaterem szkoły będąc tak blisko pięknej pani dyrektor. O, kurwa…
No właśnie! Wytrzeszczyłem oczy jeszcze bardziej i z coraz większym niepokojem stwierdziłem, że dłonie Oliwiera jeżdżą dość swobodnie po biodrach, bo pani Kamila leniwie przesuwała się na boki, więc nasz koleżka miał ułatwione zadanie. No bo przecież przez przypadek, w rytm ruchów te jego dłonie mogły gdzieś tam…
I zjechały… Teraz już wywaliłem gały na orbit patrząc jak otwarte dłonie Oliwiera opadają na letnią spódniczkę pani Kamili. Miękką, tak jak i jej pośladki na które opadły. A ona…
A ona, niemal nic! To znaczy natychmiast poprawiła ułożenie dłoni Oliwiera, jakby uznała, że przypadkowo pacnął jej tyłek! Przypadkowo i nic!
Kurwa…! Oliwier wygrał wszystko!
Nawet jeżeli ostatecznie aż tak sobie nie pomacał, to jednak jego dłonie miały przez moment delikatny kontakt z pośladkami pani Kamili!
I gdy w tym stanie wrzenia zacząłem oczekiwać czegoś jeszcze gorszego, muzyka się skończyła. A pani Kamila dość zdecydowanym gestem podziękowała Oliwierowi za zabawę. Nie, chyba nie dlatego, by się obraziła za ten wcześniejszy gest. Przecież już po jego nastąpieniu tańczyła z nim przez tą chwilę.
Uff… No dobra, coś tam Oliwier użył, ale nie aż tak dużo.
Choć i tak sporo więcej, niż ja. Bo ja przecież nic… Patrzyłem na niego spode łba, z olbrzymią zazdrością i burzą w mózgu.
W każdym razie musiałem skupić się na tym by emocje opadły. No i nie tylko emocje… W towarzystwie rozgorzała zażarta rozmowa o wyczynach Oliwiera a ja ukradkiem zerkałem dalej, patrząc jak pani dyrektor powoli zbiera się z miejsca. Poczułem, że zaczynają pocić mi się dłonie. Nerwowo wytarłem je o spodenki.
Ale sam w końcu wstałem z miejsca.
- Spieszy ci się na randkę z Kamilą? – zaśmiał się Białas widząc mój ruch.
- Musisz się postarać, żeby przebić Oliwiera – rzucił ktoś inny.
- A najgorsze, że czego byś nie zrobił, to i tak tego nie zaliczymy, bo nikt nie zobaczy. Może nagraj telefonem, jakby co? – próbował dowcipkować Dawid.
Mruknąłem tylko coś w odpowiedzi i opuściłem towarzystwo. Panią Kamilę znalazłem już na świeżym powietrzu.
- Myślałam, że wyleciało ci z głowy – przywitała mnie z uśmiechem na twarzy.
Oj, ten uśmiech był wart więcej, niż wszystkie macanki w wykonaniu Oliwiera. Dość szybko wypogodziłem się.
- Niech pani nie żartuje, jak mógłbym zapomnieć? – w odpowiedzi popisałem się niezwykle błyskotliwą ripostą prawdziwego podrywacza…
Nasza nowa szkolna pani dyrektor wynajmowała domek znajdujący się raptem pięćdziesiąt metrów dalej, wiec po niespełna minucie byliśmy na miejscu.
Weszliśmy do środka, pani Kamila zostawiła mnie na chwile w pokoiku a ja głowiłem się, o czym by tu mówić, by nie dać się przyłapać na kłamstwie? Kłamstwie, które zostało we mnie niestety wmuszone.
A może by tak wziąć się w garść i przyznać się do swojej, jak najbardziej prawidłowej orientacji seksualnej? Hm, ale wtedy moja wizyta w tym domku szybko by się skończyła. A poza tym zrobiło mi się trochę żal pani Kamili. Ona chyba naprawdę uwierzyła, że jestem homo i bardzo się tym przejęła.
Tak, oczami wyobraźni zobaczyłem jej rozczarowanie i…
No i kurwa, zrezygnowałem.
- Może życzysz sobie coś do picia? – usłyszałem pytanie z drugiego pomieszczenia.
- Nie, dziękuję – odpowiedziałem głośno, pocierając nerwowo dłonie.
Do mych uszu doszły także inne odgłosy. Wytężyłem słuch i doszedłem do wniosku, że pani Kamila przebiera się. No pięknie… Siedzę w domku olśniewającej pani dyrektor, sam z nią a ona obok paraduje teraz może w samych majtkach…
Znów zaczęło mi twardnieć w spodenkach. Spróbowałem zmusić się do pomyślenia o czymś innym. Najgorzej byłoby zdradzić się z tym wszystkim w taki sposób. Gdyby okazało się, że szanownemu gejowi penis staje tylko na samą myśl o pięknej kobiecie…
Pojawiła się w pokoju. Znów miała na sobie krótkie spodenki. Zmusiłem się, by nie robić oczu jak pięć złotych. Taka piękność paradująca z zupełnie odsłoniętymi nogami tuż przed moim nosem a ja…  A ja musiałem reagować tak, jak bym oglądał zwłoki Lenina w mauzoleum.
Usiadła obok mnie.
Koniec końców to pani dyrektor patrzyła na mnie z zainteresowaniem a nie ja na nią. Kilka słów na początek, takich o wszystkim i o niczym i…
- Wiesz – splotła ręce, zdradzając w ten sposób lekką nerwowość, co dostarczyło mi akurat sporej dawki przyjemności. – Mam wątpliwości co do swego zachowania, bo obawiam się, że możesz poczuć się potraktowany dość przedmiotowo a ja po prostu… No sam wiesz, po prostu chciałabym poznać pewne aspekty tego kim jesteś, gdyż zwyczajnie z nikim wcześniej na takie tematy nie rozmawiałam – rozłożyła ręce, robiąc taki gest jakby chciała mnie przekonać, że jej intencje są jak najbardziej szczere i przyjazne.
- Zasadniczo nie jest to żaden problem, choć trochę mnie to krępuje – chrząknąłem.
- Domyślam się, że krępuje… - pani Kamila energicznie kiwnęła głową. – A może mogłabym ci w tym jakoś pomóc?
- To zależy o co chce pani pytać… - zaśmiałem się lekko zdenerwowany.
I w tej chwili doznałem jakiegoś przebłysku. Drgnąłem nerwowo.
- Proszę pani… Ja lubię rozmowy, ale nie lubię być przepytywany, jak w szkole… - zacząłem ostrożnie, czując szybciej bijące serce.
- Nie jesteśmy w szkole, więc nie traktuj tak tego – zareagowała natychmiast pani dyrektor.
Otóż to!
- No właśnie, dlatego wolałbym… Aby to była rozmowa… To znaczy jak obie strony mówią, to zawsze jest lepiej, niż tylko jedna… Skoro pani chce zapytać o intymne rzeczy, to zawsze lepiej bym się czuł, gdybym i ja mógł zapytać o kilka rzeczy… - kluczyłem ostrożnie, nie próbując nawet powstrzymać wiercenia i czując jak znów pocą mi się dłonie.
- A o co chcesz zapytać? – spojrzała uważniej.
- O nic – wycofałem się natychmiast jak najbardziej obojętnym tonem. – Chyba, że coś mi przyjdzie do głowy. Na tym polega rozmowa.
- Rozumiem cię. I postaram sprostać twoim oczekiwaniom – odpowiedziała a ja poczułem uderzenie serca w klatkę piersiową.
Naprawdę nie zdała sobie sprawy o co mogę zapytać? Bo chyba nie było to zaproszenie do rozmowy typu „hej, niech pani opowie jak ostatnim razem mąż ruchał panią w dupsko”? Nie no…
Ale to oznaczało, że na coś tam mogę sobie pozwolić. A na co? A to już zależało od pytań samej pani dyrektor. To ona w tym momencie wybierała broń. Właśnie tak…!
Wydało mi się  jakby pani Kamila bardziej przybliżyła się ku mnie a na pewno bardziej zwróciła. Do mych nozdrzy dotarł zapach prawdziwej kobiety. Poczułem się mocno osaczony i jeszcze bardziej zesztywniałem.
- Właściwie to może tak ogólnie… Jak to się zaczęło? Kiedy to w sobie odkryłeś? I w jaki sposób?
Ech…
No to odpowiedziałem. Mrukliwie, półsłówkiem. Starając się wymyślić cokolwiek i dodawać jakieś tam upiękniacze. Tak by zrodziła się z tego poważniejsza opowieść.
Czułem tak samo skrępowanie, opowiadając o jakichś pierdołach wymyślanych na potrzeby chwili, jak i żal. Żal do siebie samego, że okłamuję taką osobę. Bo pani Kamila z pewnością oddawała serce tej sprawie, tej historii i nie zasługiwała na kłamstwo.
Historii jedynego, półoficjalnego geja w liceum. Geja, który wcale nie był gejem. Został wymyślony. Najpierw uczynili to koledzy a później pomogła im w tym, zupełnie nieświadomie szkolna dyrektor.
Ale z drugiej strony, gdy patrzyłem prosto w oczy pięknej dyrektorki czułem nie tylko żal, ale i nieoczekiwaną satysfakcję, przyjemność. Skąd się to brało? Czy okłamywanie pięknej kobiety mogło sprawiać także przyjemność? Tak, drobną, wynikająca z faktu, że na moment stałem się prawdziwym playboyem ściemniającym najfajniejsze laski w klubie, by dobrać się do ich majtek. Takim kimś byłem teraz. Opowiadałem bajki, by wykorzystać to na swój sposób. By cieszyć się obecnością pięknej nauczycielki, by bezkarnie patrzeć na jej długie nogi, by wykorzystać to może jeszcze dużo bardziej już za chwilę.
Tymczasem ona przetrawiała uzyskane przeze mnie informacje. Budowała obraz homoseksualisty, który naprawdę był hetero. Rozkosz znów została zastąpiona przez żal.
- A powiedz mi… W aspekcie fizycznym… Jak to odbierasz? To znaczy, czy bardziej podoba ci się... Nie wiem, na przykład klatka piersiowa męska, czy damska? Możesz się śmiać, ale po prostu chciałabym trochę wejść w umysł homoseksualisty i zrozumieć tok jego myślenia – rozłożyła uroczo ręce a na jej twarzy pojawił się rozbrajający, defensywny uśmiech.
No i co tu odpowiedzieć?
- A… To zależy od rozmiarów – machnąłem ręką siląc się na luz i dopiero później uświadamiając sobie, że zabrzmiało mało homoseksualnie. Ale przynajmniej wywołałem bardziej szczery uśmiech na pięknej twarzy pani dyrektor.
Więc nim zdążyła jakoś zareagować, sam przystąpiłem do kontrataku.
- A pani? Czy zdarza się, że pani widzi, że inne kobiety też są piękne, atrakcyjne? I co wtedy pani widzi?
- Tak, widzę takie panie – złożyła ręce na piersiach, jakby przygwożdżona tym, w sumie przecież niewinnym pytaniem. – Ale to nie musi oznaczać, że myślę o nich w ten sposób, bo nie myślę – dodała od razu.
- No właśnie. Sam mam podobnie, jeśli chodzi o ten temat. Czyli nie ma pani fantazji erotycznych na temat kobiet? – wysiliłem się na najbardziej obojętny ton, na jaki było mnie stać.
- Nie, nie mam – odpowiedziała natychmiast.
- A skoro pani mnie pytała o to, czy miałem już kontakty z chłopakami… Czy pani uprawiała kiedyś seks z kobietą?
No kurwa, nie wierzę… Naprawdę rzuciłem takie bezczelne pytanie w kierunku pani Kamili? Naprawdę wyszło to z moich ust?
- Haha… - usłyszałem ze zdumieniem w odpowiedzi.
Był to delikatny, pełen skrepowania śmieszek. Zobaczyłem jak pani Kamila, zmieszana skierowała wzrok na sufit a potem jeszcze gdzieś indziej, nim znów spojrzała na mnie.
Boże, czyżby? Czy naprawdę poprzez ten, pełen zażenowania śmiech usiłowała ukryć swoją tajemnicę? O Panie… Czy ona naprawdę kiedyś zabawiła się w lesbijkę? Czy…
- Jeden raz – usłyszałem przyciszony, wyrażający skrępowanie głos. – Dawno temu, w takich okolicznościach, że… Lepiej nie pytaj o szczegóły – machnęła ręką, ucinając temat.
W ułamku sekundy oczami wyobraźni ujrzałem piękną nauczycielkę, kompletnie nagą, liżąca cipkę jakiejś innej dziewczyny…
Pochyliłem się nieco, bo mój penis po raz kolejny wystrzelił w górę w rekordowym tempie. Z trudem docierało do mnie, że właśnie poznałem jedną z erotycznych tajemnic pięknej dyrektor naszego liceum.
I co znaczyła ta ostatnia uwaga? Że jednak, gdybym podrążył temat, mógłbym dowiedzieć się coś więcej?
- A w zasadzie… - nie zmieniła głosu, przez co atmosfera stała się jeszcze bardziej intymna i zaczęła doprowadzać mnie powoli do gorączki. – Skąd wiesz, że z kobietą nie byłoby ci lepiej? Nigdy nie byłeś z żadną, tak?
- Ma pani na myśli seks? – znów musiałem się wysilić, by mój głos zabrzmiał normalnie. – Nie, nie byłem.
- No właśnie. Więc nie wiesz jak to jest dotykać kobiety i może tedyby się to zmieniło? Wiesz, tak tylko gdybam – dodała natychmiast ostrożnie. 
Serce znów zaczęło mi bić mocniej, gdy do głowy przyszło mi...
- Nie wiem jak to jest z dotykaniem – odpowiedziałem szczerze i równie ostrożnie starając się jednak zachowywać swobodnie. – I nie chcę, żeby pani odebrała to źle, ale mogłaby mi pani w tym pomóc.
- Ale jak? – spojrzała wzrokiem wyrażającym niezrozumienie.
- Na przykład tak.
Nie byłem chyba w pełni świadomy tego co robię i nie wiem skąd znalazłem odwagę, ale jednak skądś się wzięła. Moje ręce jakimś magicznym czarem przeniosły się z moich kolan na kolana pani dyrektor.
Drgnęła lekko, przesuwając nogę o kilka centymetrów, ale… Ale nie zaprotestowała! Tylko pokiwała głową, mrucząc coś w stylu „uhm”…
Matko, dotykałem jej nóg… I teraz natychmiast należał odwrócić uwagę od tego czynu, więc…
- A może mi pani powiedzieć jaka stylówka się pani podoba, jeśli chodzi o mężczyzn? No wie pani, to, co przyciąga pani wzrok – rzuciłem szybko, ale naturalnie.
- Stylówka… - uśmiechnęła się lekko, jakby kpiąc nieco z mojego wyrażenia, albo reagując w ten sposób na moje palce macające bezkarnie jej nogi.
Nie byłem bezczelny, wiedziałem, że pewnych granic przekroczyć nie mogę. Moje palce błądziły w okolicach kolana pani dyrektor, zjeżdżając trochę w kierunku łydki, ale niestety nie wyżej. Jednak się bałem. Chociaż…
No i musiałem się pilnować, by moja twarz wyglądała tak, jakbym obserwował jakiś średnio interesujący mnie eksponat w jakimś starym, nikomu niepotrzebnym muzeum. Za żadne skarby nie mogłem zdradzić tego co czuję, tego, że serce chce mi wyskoczyć z klatki…
- Są dwa takie rodzaje – nieoczekiwanie pani Kamila poczuła się na tyle swobodnie, że lekko pochyliła się ku mnie. Choć może udawała i może też walczyła ze skrępowaniem. – Pierwszy, to mężczyzna w garniturze a w zasadzie koszuli, najlepiej błękitnej, albo granatowej, z podwiniętymi do łokci rękawami. To mi się podoba…
Urwała na chwilę. Bojąc się, że usłyszy moje walące jak bęben serce, natychmiast zachęciłem ją do mówienia.
- A drugi?
- Drugi… Miałabym pewne opory, bo chyba nie powinnam… Ale skoro jesteś homoseksualistą, to chyba nie będzie w tym nic złego - spojrzała na mnie a ja znów wyczytałem z jej nieziemskich oczu lekkie skrępowanie.
Hm… O co chodziło?
- To jest ten taki sportowy, trochę chłopięcy a trochę męski styl z przewagą czarnego koloru – wytłumaczyła i spojrzała tym razem nie w moje oczy, ale otaksowała całą mą sylwetkę. – Czarna koszulka, albo bluza z kapturem i czarne spodenki prawie do kolan. I jeśli jeszcze ten osobnik ma całkiem przyjemne nogi, z lekko zarysowanymi mięśniami, opalone… To mi się podoba.
- Nie wiem jak podobają się pani moje… - wtrąciłem czując, że nie mogę powstrzymać rozszerzających się oczu.
- No więc wykorzystam okazję i odważę się powiedzieć, że prezentujesz się bardzo fajnie i myślę, że niejedna dziewczyna będzie żałować, że jesteś dla niej niedostępny.
Zamurowało mnie. Kobieta, która na pstryknięcie palcem mogłaby mieć każdego z czterech miliardów facetów na tym świecie powiedziała właśnie, że podobam się jej? Przynajmniej w jakiś tam sposób? Że poleciałaby na mnie? No właśnie…
- Czyli, gdyby była pani młodsza a ja nie byłbym tym kim jestem, poleciałaby pani na mnie – wyartykułowałem, siląc się na uśmiech.
- Haha… No kto wie… - wzruszyła ramionami. – No i jak moje nogi? – zapytała siląc się na beztroskę.
- No… Bardzo fajne są… - teraz wzruszyłem ramionami ja.
No bo, do chuja ciężkiego, co mogłem powiedzieć? Wykorzystując okazję ścisnąłem lekko łydkę. Dotyk tego miękkiego ciała sprawił, że znów poczułem ból w bokserkach. Mój penis stał silnie jak rzadko kiedy.
- Pewnie inni komplementowaliby je bardziej, no, ale wie pani – dodałem szybko.
- Wiem, rozumiem… - wciąż nie chciała strącić moich dłoni ze swoich nóg a ja dotykałem, wręcz pieściłem je, czując łomot nie tylko w klatce piersiowej, ale i w głowie. – Nawiasem mówiąc, ktoś taki jak ty, przydałby się wielu kobietom…
- A właśnie, jak już przy tym jesteśmy… - rzuciłem beztroskie zapytanie. – Czy w stosunku do takich jak ja… Miałaby pani opory, by prezentować się w bardziej skąpym stroju? Albo w ogóle bez niego?
- Hm… Ja bardzo cenie swoją intymność, nie pokazuję swojego ciała obcym… - skomentowała z lekkim zawahaniem.
- Jasne. Czyli nie będę pani doradzał w doborze bielizny – rzuciłem beztrosko, jakbym pytał o najzwyklejszą rzecz na świecie.
- Raczej nie… - nie pierwszy raz przywołała na twarz delikatny uśmiech.
Ale zamyśliła się przy tym tak, jakby faktycznie rozważała tego typu rzeczy, albo przynajmniej nie były aż takie straszne. Naprawdę? Czy to może wyobraźnia już tak fiksowała? A może jednak dało się pociągnąć ten temat jeszcze jakoś? Tylko jak? Myśl, chłopie, myśl…!
Ale ja nie byłem niestety typem podrywacza mającym odpowiednie teksty na każdą okazję. No i…
- Chyba czas już iść spać – usłyszałem.
No tak… W takim momencie? Chociaż z drugiej strony, czując to co miałem w bokserkach, opuszczenie tego pokoju było jedynym wyjściem.
Ale…
Nie, za późno. Pani dyrektor wstała z kanapy a moje palce pozostały bezczynne, choć wciąż jeszcze miały w pamięci to co wyprawiały przez te ostatnie parę minut.
Nie było wyboru, wstałem i ja. Można powiedzieć, że prześlizgnąłem się do wyjścia, tam na szczęście było już ciemniej. A nie wiedziałem co mogłoby wyglądać gorzej, mój rozrywający bokserki penis, czy uginające się nogi.
Miałem nadzieję, że pani Kamila niczego nie dostrzegła. W każdym razie w drzwiach zatrzymałem się jeszcze, ale nie odwróciłem za bardzo.
- Dziękuję za to spotkanie, szkoda, że pewnie jedyne… - rzuciłem bardziej przez ramię.
- Ależ, Mikołaju… Zawsze możesz przyjść do mnie, czy to jeszcze tutaj, czy w szkole, czy nawet w domu. Moje drzwi są dla ciebie zawsze otwarte.
Szczególnie te ostatnie słowa zostały wypowiedziane bardzo subtelnym tonem. Podziałało na mnie raz jeszcze. Z żalem pożegnałem się. Z żalem, ale i pewną ulgą.
Otwarte… No tak. Ale to nie oznacza, że drugi raz da się pomacać po nogach, albo, że da się wciągnąć w jakieś bardziej intymne pogawędki o czymś tam. Nawet gdyby stworzył się jakiś taki klimat, to gdzie…? W szkole na pewno nie. W domu, przy mężu i dzieciach? Tym bardziej.
No, ale… Co przeżyłem, to moje…
- Ufff… - sapnąłem wychodząc na ścieżkę i kierując się w stronę własnego domku wycieczkowego.
Szedłem, czując jak nogi uginają się pode mną. Co to było za przeżycie. Może i Oliwier ją trochę wymacał, ale ja na pewno nie gorzej. Zresztą, czy to ważne? Spędziłem z piękną panią dyrektor kawał czasu sam na sam, poruszając dość intymne tematy i dotykając ją…
- Boże… - sapnąłem raz jeszcze i nagle w przypływie jakiejś euforii wyrzuciłem ręce w górę, niczym triumfator biegu maratońskiego. – Dziękuję ci za to, że wymyśliłeś homoseksualizm!

Nie przypuszczałem, że ten dość głupi żart z tym zakładem nabierze aż takich rozmiarów. Że wszyscy się do niego tak zapalą. Ale gdy wczesnym popołudniem spotkałem się z całą grupą, mówili praktycznie tylko o tym. Numerem jeden były wczorajsza akcja Oliwiera i przede wszystkim plany a raczej fantazje innych uczestników.
Fantazje, bo przecież inaczej nie dało się określić niektórych planów oderwanych od rzeczywistości. Ale gdy ich słuchałem, w moje serce wkradał się pewien niepokój. Pani Kamila była jednak nauczycielką, którą trzeba było zaliczyć do kategorii „w porządku”. Pewne psoty, figle, dobra… Ale to wszystko nie powinno przekraczać pewnej granicy.
Tak uważałem. Chyba byłem na to wszystko zbyt uczciwy. Tak, byłem. Faktycznie, niektórymi cechami charakteru nie pasowałem do obrazu typowego nastolatka.
Zaraz… Czy na pewno? Przecież mogłem wziąć się w garść i wyłożyć kawę na ławę, zdecydowanie oświadczając, że z tym oskarżeniem o homoseksualizm to pomyłka. A jednak trwałem w kłamstwie, które przyniosło mi wczorajszego wieczora pewne korzyści. I to nawet niemałe, bo…
- Wiesz, że ekipa uznała, że po wczorajszym dniu wysunąłeś się na prowadzenie? – poinformował mnie Białas. – Chociaż zdania są jeszcze podzielone, bo niektórzy optują za Oliwierem.
- Teraz wszyscy będą kombinować, żeby cię przebić – dorzucił Burek.
- Ale nie dostaniesz ani złotówki, jak nie wpłacisz stówy – zastrzegł od razu Białas, bawiący się w organizatora.
Lekko się wzdrygnąłem. Zrobiłem już coś wystarczającego niedobrego oszukując poniekąd panią Kamilę, ale na pewno nie w celu wygrania jakiegoś głupiego zakładu. Nie. Zakład o panią Kamilę? Ja ją naprawdę lubiłem. Nie mógłbym jej tego zrobić.
- Sorry, nie interesuje mnie żaden zakład – poinformowałem stanowczo.
- Jak tam chcesz – wzruszył ramionami Białas. – Jakby co, to masz czas do północy. Jutro kończy się wycieczka, więc ustaliliśmy, że zabawa jest aktualna do dwudziestej czwartej. A w puli jest aktualnie dziewięć stów.
Czyli z moją stówką, byłby do wyjęcia tysiąc. Ładna kwota, jak dla osiemnastolatka… Ale uznałem, że warto być przyzwoitym, choćby w tej kwestii.
Siedziałem z pepsi w dłoni i przysłuchiwałem się wywodom kolegów. Niektórzy planowali akcje, typu zadarcie w górę spódniczki pani dyrektor, przy jakiejś sprzyjającej okazji. Dawid wyskoczył z pomysłem pocałowania jej, pod jakimś pozorem.
- No na przykład powiedziałbym, że ma coś na twarzy, zbliżyłbym się do niej i pocałował – wykładał swoje wizje, podminowany, jak zwykle.
- Niezły opierdol byś zebrał – podsumował ktoś.
- A tam… Jak uznacie, że to byłby najlepszy numer, to robię to z miejsca.
Zaczęły się poważne dyskusje na temat wyższości propozycji Dawida nad wczorajszymi tańcami Oliwiera, czy moją wizytą u pani dyrektor. Co rusz zresztą ktoś podsuwał nowe pomysły, pytając, czy to by przeszło i jakie miałby szanse na zwycięstwo.
Tak mijały minuty, upłynęła chyba godzina, aż na horyzoncie pojawił się Pelargonia. W sumie dziwiłem się, że go nie było. Widocznie miał coś innego na głowie. A co takiego? Miałem dowiedzieć się już wkrótce.
Pelargonia był zadziwiająco spokojny. Nie wiadomo czemu miał przy sobie laptopa. Wysłuchał co mieli do powiedzenia koledzy, pośmiał się z pomysłów. Ale znałem go na tyle dobrze, by wiedzieć, że coś go rozsadza.
I nie myliłem się. Pelargonia swoimi komentarzami raczej wyśmiewającymi pomysły kolegów zwrócił na siebie ich krytyczne spojrzenia. Był nad wyraz pewny siebie. Dużo bardziej, niż zazwyczaj, choć pozornie nie wydawało się to możliwe.
- Co masz za asa w rękawie? – zapytał w końcu Białas czujący widocznie to samo co ja.
- Nie mam asa. Mam cztery asy, no dobra, może trzy – odpowiedział buńczucznie Pelargonia.
Tym skupił już na sobie uwagę całej grupy.
- No powiedz co wymyśliłeś.
- Chciałem poczekać do samego finału, by wam powiedzieć… Ale widzę, że już nikt mnie nie przebije, nie widzę takiej możliwości.
- Co zrobiłeś? – zapytał poważnie Burek, co zdarzało mu się średnio raz w roku.
Pelargonia wzruszył ramionami i pokręcił się po ławce chcąc wzbudzić jeszcze większe napięcie.
- Byłem dzisiaj u niej – oświadczył w końcu.
Pełen złych przeczuć wytężyłem słuch.
- Po co? – zapytał ktoś czujnie.
- A… Przechodziłem obok i mnie nacisnęło, więc zapukałem i zapytałem, czy mogę skorzystać z toalety.
Dwie, trzy osoby się zaśmiały, ale reszta tkwiła w milczeniu. Było jasne, że nie o to chodziło, że kryło się za tym coś więcej. Ale co?
- Wysrałeś się i co? – rzucił Białas.
- Ani srałem, ani lałem – sprostował z satysfakcją Pelargonia, po czym nieoczekiwanie wyjął z kieszeni jakiś przedmiot pokazując go wszystkim. – Wiecie co to jest?
- Zwykły brelok do kluczy…
- Brawo Sherlocku. Tylko, że nie taki zwykły. Popatrzcie uważnie.
Niemal wszyscy pochyli się w stronę licealisty.
- Widzicie to szkiełko tutaj, w środku? Wiecie już?
- Kamera? – upewnił się Białas. – Ale co to ma do rzeczy?
- To, że mam trzy takie breloki. Jednego wam pokazałem, drugiego... O, ja głupi i zapominalski… Zostawiłem w łazience naszej pani dyrektor.
Mimo połowy dnia, zapanowała cisza, jakby w promieniu kilometra nikogo nie było. Do wszystkich powoli docierało, na co porwał się Pelargonia.
- Zostawiłeś u niej? – powtórzył Białas. – Czyli…
- Czyli pani dyrektor, jak każda porządna kobieta weźmie dzisiaj prysznic. A może… Jak myślicie? Może już wzięła?
- I… - kiwał głową Burek, dedukując. – Wzięła, czy nie?
- A zaraz sprawdzimy. Chcecie? – rozejrzał się dookoła bohater ze zwycięstwem wypisanym na twarzy. I nie czekając na odpowiedź, włączył laptop.
Wokół Pelargonii zrobiło się ciasno. Ja sam, pełen złych przeczuć, z bijącym mocno sercem znalazłem się z przodu, chcąc zobaczyć, czy faktycznie mógł się tego dopuścić i co gorsza, wygrać cały zakład.
Albo nie, odwrotnie. Jak chciał wygrać, to niech sobie wygrywa, ale jeśli faktycznie podszedł moją ulubioną nauczycielkę w tak perfidny i wyrafinowany sposób… Nie, nie miał prawa! Poczułem, że mam ochotę walnąć go w ryj.
Ale nie mogłem. Nikt by się za mną nie wstawił a sam wyszedłbym na oszołoma. W tym zakładzie wszystkie chwyty były dozwolone. A jeśli nagle pojawiła się możliwość zobaczenia naszej pięknej nauczycielki kompletnie nagiej…
- No i masz coś? – niecierpliwił się Oliwier, pogodzony chyba z porażką. Ale nie sprawiał wrażenia rozczarowanego. Przeciwnie, zaciekawiony spoglądał ponad czyimś ramieniem.
- Zostawiłem ten brelok dwie godziny temu, więc spokojnie. Jeszcze jest czas. Ale…
- A co, jak go znajdzie?
- Mała szansa. Ona ma tam porozstawianych masę szpargałów, jakieś perfumy, dezodoranty, szampony i inne takie. Mały brelok nie wpadnie jej tak szybko w oko. No chyba, że szykuje się na jakąś imprezę, ale dzisiaj takowej tutaj nie ma, no nie?
Milczeliśmy, uświadamiając sobie to wszystko coraz bardziej. Na twarzach jednych pojawiły się szydercze, pełne oczekiwania i napięcia uśmieszki. Na innych zazdrość. A ja… Byłem w najwyższym stopniu zaniepokojony i niemal załamany.
- No i zapomnieliście zapytać o jeszcze jeden brelok, bo powiedziałem, że mam trzy – Pelargonia nie odpuszczał.
- I gdzie go masz?
- Zostawiłem w pokoju, ma tam małą szafkę z półkami. Wcisnąłem go tam, gdy akurat nie patrzyła. Tak więc, jeśli spóźniłem się na prysznic, to na bank nagram ją, jak się przebiera, idzie spać. Może przy odrobinie szczęścia ściągnie stanik, może nawet majteczki… Tak, czy owak, nie ma opcji, by się nie udało.
Chyba te słowa najdobitniej uzmysłowiły wszystkim nam czego dokonał Pelargonia i świadkami czego możemy być. Otóż, możemy bezkarnie zobaczyć panią Kamilę prywatnie, jak oddaje się swym codziennym, ulubionym czynnościom.
No i jak, niczym nieskrępowana, zupełnie bezbronna rozbiera się do naga.
Kompletnie do naga…
Nie no… Skurwysyn…
- Skurwysyn… - wyraził moje myśli Oliwier, gwiżdżąc przy tym z podziwem. – No teraz, to wygrałeś.
- Teraz, to chyba ktoś musiałby ją zwyczajnie przelecieć – podminowany Dawid rozejrzał się po twarzach kolegów.
- Ale zaraz… - rozgorączkował się nawet Białas. – To się nagrywa, czy nadaje na żywo?
- Jedno i drugie. Proszę bardzo – wcisnął odpowiedni przycisk w laptopie.
Kilkanaście głów pochyliło się jak na komendę. Kilkanaście par oczu intensywnie wpatrywało się w monitor, na którym zobaczyliśmy pustą łazienkę. Nic się w niej nie działo. Ale sam fakt, że to łazienka w domku pani dyrektor… Chociaż…
- A jeśli to nie jej łazienka, tylko twoja? – wygłosił podejrzliwie Dawid.
- No to patrz teraz – zaanonsował z triumfem Pelargonia.
Wcisnął przycisk raz jeszcze, czym, jak się okazało, przełączył kamerę na drugą. Naszym osłupiałym oczom…
Ukazała się bohaterka naszych fantazji. Siedziała spokojnie na kanapie, na tej samej kanapie, na której wczoraj siedziałem i ja, pieszcząc jej boskie nogi. Te nogi też były teraz dobrze widoczne, gdyż pani dyrektor, ubrana była adekwatnie do pory roku. Krótkie spodenki, luźna koszulka i książka w ręce.
- O ja pierdolę… Teraz jesteś mistrzem… - sapnął Oliwier, uśmiechając się szeroko.
- Będę skromny… Jestem dopiero vice mistrzem – puszył się z fałszywą skromnością Pelargonia. - Mistrzem będę za chwilę. Chcecie zobaczyć nagranie sprzed niecałej godziny?
Zdumienie, napięcie i emocje sięgnęły zenitu.
- Jakie nagranie? Przecież mówiłeś, że nie wzięła prysznica…
- Do łazienki nie chodzi się tylko po prysznic… No patrzcie.
Zaparło nam dech, gdy znów ujrzeliśmy łazienkę, ale tym razem ktoś do niej wszedł. Pani Kamila.
- Ło kurwa… - szepnął ktoś, ale ten szept, wśród panującej ciszy rozbrzmiał jak wystrzał armatni.
Tak, „o kurwa…” Z wściekle bijącym sercem patrzyłem jak pani Kamila podchodzi do sedesu i ściąga z siebie spodenki. Na szczęście koszulka, którą miała na sobie była długa a sama kamera umieszczona tak, że widzieliśmy ją z boku, więc nie dało się dostrzec ani nagiego tyłka, jako takiego, ani łona, ale…
Ale sam fakt, że oglądaliśmy piękną panią dyrektor z opuszczonymi do kostek majtkami, oddającą mocz... Panią dyrektor niezwykle słodką i bezbronną w swojej nieświadomości podglądania… Zupełnie bezbronną w starciu z wszechpotężną techniką dwudziestego pierwszego wieku…
Widzieliśmy jak wstała i znów zasadniczo nie dostrzegliśmy niczego intymnego. Bogu dzięki…! Ale przecież to nie mogło trwać w nieskończoność. Przecież za drugim razem, czy za trzecim, ta sytuacja mogła się wymknąć spod kontroli! A już na pewno w sytuacji, gdy pani dyrektor postanowi wziąć prysznic, jeśli rankiem tego nie uczyniła!
- No to chłopaki pokazałem wam Kamilę bez majtek – oświadczył butnie Pelargonia a każde jego słowo raniło moje serce. – Ktoś wymyśli coś lepszego? No? Słucham was!
Starałem się zachować naturalny wyraz twarzy, tak jak wczoraj u pani Kamili, która okazała mi tyle serca. I która, nawet bez tego absolutnie nie zasługiwała na takie potraktowanie. Nie, nie… Musiałem coś z tym zrobić.
- O, na razie musimy odpuścić, chyba wychodzi – usłyszałem głos Pelargonii.
Zerknąłem na monitor. Faktycznie, pani Kamila krążyła po swoim pokoju, wkładając buty. Nie minęło sześćdziesiąt sekund a w ogóle zniknęła z naszego pola widzenia.
- Wyszła – oświadczył Pelargonia. – Mamy spokój na jakiś czas.
Tak, jak wcześniej panowała niczym niezmącona cisza, tak teraz zaczęli gadać wszyscy naraz. Komentowali, pytali, wyrażali swoje opinie. W mało wybrednych słowach.
Na życzenie niektórych, Pelargonia raz jeszcze puścił krótki film z załatwiającą swe fizjologiczne potrzeby panią dyrektor. Spojrzałem raz jeszcze i ja, nie koncentrując niemal w ogóle uwagi na opadających w dół majtkach, tylko na jej twarzy, widzianej z boku. Na twarzy absolutnie niewinnej, błogiej, tak jakby jej właścicielka zupełnie nie wiedziała, że godzinę później będzie ją oglądać w tej sytuacji kilkanaście osób. A pewnie następnego dnia, gdy Pelargonia zgarnie już swą wygraną, pół szkoły.
Nie… To nie mogło tak być. Nie mogłem na to pozwolić. Zdecydowanie nie!
Gadali wszyscy, tak, że nikt nie mógł zauważyć mojego zniknięcia. Oddaliłem się, nie informując o tym nikogo. Udałem się w stronę ośrodka, mając nadzieję spotkać gdzieś po drodze panią dyrektor. I wiedziałem, że w tym momencie zaczyna liczyć się praktycznie każda minuta.
Niczym James Bond, albo chociaż Sherlock Holmes… Gdzie mogła pójść? Głupie pytanie. Była pora obiadowa. Pewnie stołowała, w którymś z barów. Tylko, w którym? To ważne, bo rozsiane były po całym ośrodku. Może nie jakimś wielkim, ale jednak.
Niepokoiłem się z minuty na minutę, nie znajdując jej ani w pierwszym, do którego wszedłem, ani w drugim. Szybkim krokiem udałem się w drugą stronę, nie omijając Fast foodów.
Ufff… Była. Kończyła powoli talerz pomidorowej. Hm, swoją drogą mogła jadać coś bardziej ambitnego.
- Dzień dobry – wszedłem i przywitałem się tak z nią, jak i towarzyszącym jej Rogowskim.
Ten wkurzał mnie tak samo, jak i moi koledzy, typu Pelargonia. Nie opuszczał pani dyrektor ani na moment. Pewnie też chciałby ją przelecieć. Co na to jego żona? Nią się nie przejmował.
Kawał chuja i tyle.
- Pani profesor, czy jak pani skończy… Mógłbym z panią porozmawiać na osobności?
- Stało się coś? – spojrzała uważnie.
- Poniekąd, ale nie musi się pani spieszyć. Poczekam przed barem – wyjaśniłem i chciałem wyjść, gdy...
- Adidasy ci się rozwiązały? – usłyszałem kpiący i złośliwy głos nauczyciela matematyki.
Nie tylko głos był złośliwy, wyraz twarzy też. Nie dość, że postanowił sobie zakpić z pedała, to jeszcze się na niego wkurzył, bo ten wszedł mu w paradę...
- Nie… - odpowiedziałem wolno czując w mózgu tak rzadki w moim przypadku przejaw geniuszu. - Rozwiązywałem krzyżówkę i natknąłem się na pytanie, jak się nazywa człowiek, który zamiast zajmować się żoną w ciąży, truje dupę innym laskom? I wie pan co? Wyszło mi pana nazwisko!
- Ej, uważaj sobie! – groźny głos Rogowskiego i…
- Mikołaj! – … i subtelne napomnienie z ust pani dyrektor zbiegły się w jednym momencie.
O dziwo, machnąłem tylko ręką i po prostu wyszedłem. Może dla kogoś innego, byłoby to normalne, ale ja…?
Spokojnie odczekałem te kilka minut. Spokojnie, bo przynajmniej wykonałem najważniejszą część zadania. Teraz pani Kamila była już po moją opieką i nic nie mogło się jej stać.
Heh… Jaki Zorro ze mnie się zrobił…
- Co się stało? Może chcesz, żebyśmy poszli do mnie? – pani dyrektor pojawiła się w końcu przed barem.
Zauważyłem, że matematyk udał się w swoją stronę. Chyba był trochę rozczarowany, albo nawet i wściekły.
I dobrze mu tak.
- Możemy pójść, ale nie wjedziemy do środka – oświadczyłem.
- Dlaczego? – spojrzała z uwagą.
- Ma pani niespodziankę w środku – wyjaśniłem.
- Niespodziankę? – zmrużyła oczy.
- Tak, pułapkę.
- Jaką pułapkę? – teraz oczy pani dyrektor stały się większe i wyrażały tak nieufność, jak i zaskoczenie.
No cóż, trzeba było…
- Opowiem pani wszystko, dobrze? – zapytałem i ruszyliśmy razem w stronę jej domku.
No i opowiedziałem. O zakładzie jakiego dokonali członkowie kilku klas naszego liceum. I o efektach. Włącznie z tym najważniejszym, czyli kamerami umieszczonymi przez Pelargonię.
- Mikołaj… Chyba sobie żartujesz… - przystanęła kilka metrów przed domkiem, patrząc wnikliwie w moją twarz. – Nie sądzę, by ktokolwiek posunął się do czegoś takiego, nawet Piotr.
- Pani dyrektor – zareagowałem stanowczo. – Możemy najpierw zejść z alejki? Byłoby źle, gdyby ktoś nas zobaczył razem.
Nie sprzeciwiła się. Przeszliśmy na tyły domku. Tam byliśmy bezpieczni.
- Pani dyrektor… - chrząknąłem, wiedząc, że przede mną dość krępujące zadanie. – Nim pani wyszła z domku, siedziała pani na kanapie i czytała książkę, prawda? Tytułu niestety nie dostrzegłem.
- Prawda…  - nie wydawała się być do końca przekonana.
Westchnąłem.
- A w okolicy trzynastej, nie wiem dokładnie, udała się pani do łazienki, by załatwić potrzebę fizjologiczną, tak?
Patrzenie jej w twarz przy wygłoszeniu tej kwestii było dość krępujące, ale jednocześnie niezwykle urzekające. Zobaczyłem jak zniewalające oczy pięknej nauczycielki robią się jeszcze większe, jak jej ponętne usta się rozchylają, twarz nieruchomieje, tężeje…
- I to było widać? – wydusiła z siebie.
- No nie tak do końca, w zasadzie niewiele było widać, żadnych stref intymnych, bo kamera jest umieszczona w takim punkcie, że akurat nie było widać – tłumaczyłem zawile, starając się względnie uspokoić panią dyrektor. – Ale niestety, tak ogólnie, widzieliśmy to wszyscy, dzięki tej kamerze.
Nie wiedziała co odpowiedzieć. Ujęła się za boki, kierując wzrok gdzie indziej. W bok, na domek, gdzieś w dal…
- Nie no… To już jest… - wysapała, zaciskając piąstki i kierując się w stronę domu.
Ale przystanęła po dwóch krokach, jakby coś ją zatrzymało. Znów zwróciła się do mnie.
- Zaraz… Muszę wszystko przemyśleć. Opowiedz mi wszystko jeszcze raz… - zażądała kategorycznie.
O… Teraz była prawdziwą kobietą. Zdecydowaną na wszystko. A wciąż subtelną i niewinną, poprzez to wczasowe ubranie. Krótkie spodenki i koszulkę.
- A to dranie… - wysapała po chwili. – Zaraz, muszę to przemyśleć… - powtórzyła. – Jaka jest twoja rola w tym wszystkim?
- Moja rola? – powtórzyłem.
- Tak, przepraszam… Nie chciałam cię urazić, tylko pytam, czy mogę ci zaufać…
- Pani dyrektor… Nie chcę z siebie robić żadnego świętego Antoniego, czy kogoś takiego, ale właśnie panią uprzedziłem o tym wszystkim…
- Słusznie, przepraszam, nie to miałam na myśli… Chodzi o to, czy… Dobra, nieważne, najpierw oni. Przecież to co zrobili… Za to grożą konsekwencje. Nagany, wyrzucenie ze szkoły…
- Obawiam się pani dyrektor – sprostowałem łagodnie. – Że nagany to niewiele w tej sytuacji. A wyrzucić ze szkoły można pewnie tylko samego autora tego pomysłu z kamerami. Ale Pelargonia pochodzi z dość zamożnej rodziny. Spłynie to po nim – wzruszyłem niechętnie ramionami.
- Masz rację – przyznała a mi zrobiło się z tego powodu trochę cieplej na sercu.
- A konsekwencje prawne… Nie wiem, nie znam się na tym.
- Mówisz, że wzywanie policji nie ma sensu? Być może, zresztą wtedy musiałabym im pokazać ten filmik… Nie, nie… - zamachała i rękoma i głową.
Milczała przez moment, głowiąc się nad sytuacją. Milczałem i ja, bo nic nie przychodziło mi do głowy.
- No więc nie zrobimy nic Pelargonii, bo te kary to nic porównaniu z tym co ugrał. Wygrał zakład i nawet nie chodzi o pieniądze, bo ten tysiak nie robi na nim aż takiego wrażenia. Chodzi o satysfakcję. Dokonał czegoś wielkiego. To znaczy jeszcze nie dokonał, ale… Nikt go już nie przebije, musiałby chyba… - na szczęście w tym miejscu urwałem.
- Tak, chyba się domyślam… - mruknęła pani Kamila kierując wzrok gdzieś w bok.
Znów pomilczeliśmy przez chwilę.
- Teraz tak… – znów spojrzała na mnie. – Jeśli wejdę do środka i usunę kamery, to podejrzenie padnie na ciebie, prawda?
- Hm… Tak by wynikało z logiki – zgodziłem się.
- I pewnie miałbyś z tego tytułu znów spore nieprzyjemności?
- No nie wiem… - zawahałem się, bo wcześniej o tym nie pomyślałem. – Ale ja się nie boję, przecież i tak nie może ich pani zostawić tam gdzie są…
- Poczekaj, myślę… - gorączkowała się trochę i prawdę mówiąc pierwszy widziałem ją w tym stanie. – Nie chcę, żebyś miał kłopoty przeze mnie.
- To miłe, ale… - urwałem.
Fakt, nie chciałem być czarną owcą w szkole. Na pewno uznano by mnie za kapusia, jakiegoś podlizywacza nauczycieli… Nie no, trochę niefajne…
- Coś mi chodzi po głowie… - odezwała się spokojniej pani Kamila. – Ale nie wiem co… - uroczo rozłożyła ręce.
Milczałem, jak Pan Bóg przykazał.
- Z jednej strony chciałabym, żeby ponieśli konsekwencje a przynajmniej chciałabym utrzeć nosa Piotrowi. Z drugiej, nie mogę pod żadnym pozorem pozwolić, byś na tym ucierpiał. Tak źle a tak niedobrze… Ech, najlepiej mi się myśli pod prysznicem – wyznała rozbrajająco.
Mimo powagi sytuacji nie mogłem powstrzymać delikatnego uśmiechu.
- I na ten prysznic mam coraz większą ochotę… - pani Kamila stawała się coraz bardziej rozbrajająca. – Hm, Mikołaju… Z kim mieszkasz w domku?
- Z Kowalczykiem i Czaplińskim – wyjaśniłem nieco zdezorientowany. – Ale ich akurat nie ma w domku, grają wszyscy w piłkę i gapią się w laptop – wyjaśniłem, nie wiadomo po co.
- Ach tak… - pokiwała głową. – Czy stanowiłoby dla ciebie problem, gdybym skorzystała z waszej łazienki?
- Nie no… Skąd… - wybąkałem kompletnie zaskoczony tym pomysłem, patrząc w twarz pani dyrektor i upewniając się, że nie żartuje.
- Wobec tego, jeśli pozwolisz… - spojrzała w moją twarz wyczekująco. – Przyjdę do ciebie za chwilę. Nie możemy iść razem, ktoś by nas zobaczył, miałeś rację. Nikt nie powinien.
- Tak, prawda – machinalnie kiwnąłem głową.
Rozejrzałem się dookoła. Z rozmowy wynikało, że powinienem się zbierać.
- Wejdę do domu, wezmę dyskretnie co trzeba i będę za piętnaście minut, w porządku? – upewniła się pani dyrektor.
- W porządku, jak najbardziej – pokiwałem gorliwie głową, robiąc krok w kierunku alejki.
- Aha, bo zapomniałabym o najważniejszym…
Odwróciłem się raz jeszcze w jej stronę. Pani Kamila przysunęła się w moją stronę i patrzyła prosto w oczy a jej wzrok...
- Nie wyobrażasz sobie nawet, jak bardzo jestem ci wdzięczna, że zamiast uczestniczyć w tym niecnym procederze, poinformowałeś mnie o wszystkim. Zachowałeś się jak prawdziwy mężczyzna i możesz na mnie liczyć w przyszłości, pamiętaj!
Odwróciła się i lekkim krokiem pomaszerowała w kierunku drzwi.
A ja odwróciłem się w drugą stronę, czując, że nogi zrobiły się tak miękkie, jakby mi ktoś z nich wyciągnął, kurwa kolana.

Stałem oparty o krzesło i dumałem. W dumaniu nie pomagał niestety, dochodzący z łazienki i pozornie kojący szum lejącej się wody.
No bo jak tu przeprowadzić gruntowna analizę dotychczasowych wydarzeń i zaprognozować przyszłość, skoro dwa metry dalej, za zamkniętymi drzwiami brała prysznic najpiękniejsza kobieta jaką w życiu widziałem?
Naga pani Kamila… Naga, w moim domku, tuż za zamkniętymi drzwiami. Tak blisko a tak daleko…
No więc o czym to miałem myśleć? O Pelargonii i kamerach? No właśnie…
Oczywiście nie zdążyłem niczego wymyślić. Szum wody ustał, ale mnie to nie uspokoiło. Miast myśleć o przyszłości, odliczałem sekundy, gdy moim oczom znów miała ukazać się piękna pani dyrektor.
- Przepraszam, Mikołaj, mam nadzieję, że nie odbierzesz tego źle, ale nie mam w zwyczaju ubierać się po prysznicu a tutaj w tych warunkach…
Zesztywniałem widząc jak pani Kamila wkracza do pokoju. Tego, że wejdzie, owszem, oczekiwałem, ale, że zobaczę ją w samej bieliźnie…
- Poza tym… Biorąc pod uwagę twoją charakterystykę, no wiesz… Uznałam, że nie robię niczego niestosownego. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza?
Co mi miało przeszkadzać? Najpiękniejsza kobieta świata w samych majtkach i staniku? Ano tak, przecież jestem homo… O, Boże…
- Jakoś przeżyję – burknąłem, czując dość nieoczekiwaną wściekłość, albo przynajmniej zniechęcenie. Nie wiadomo po co i dlaczego.
- Uhm… - usłyszałem w odpowiedzi niepewne mruknięcie.
O dziwo, poprawiło mi to humor. Chyba nie spodziewała się takiej reakcji. Może liczyła na owację?
Nie no… Świetnie, że widziałem ją w takim stroju a prawdę mówiąc, praktycznie bez stroju. Ale z drugiej strony świadomość, że mogę tylko patrzeć, ba, że ona traktuje mnie jak jakiegoś homosia… To było przytłaczające.
Dobra, co tam… Przecież nawet, gdybym był w jej oczach stuprocentowym macho, to i tak mógłbym tylko popatrzeć. Nic innego nie wchodziłoby przecież w grę.
No więc patrzyłem, starając się zachować spokój wypisany na twarzy. No patrzyłem… Na te długie nogi, na… Na pośladki, gdy odwracała się do mnie tyłem.
Chryste Panie…
Usiadła na łóżku. Jej pośladki zniknęły sprzed moich oczu, ale pozostały długie nogi i piersi opięte ledwie stanikiem…
- Ustalmy pewne fakty – zaczęła dyrektorka, kierując wzrok w moja stronę. – Chcę by Piotr poniósł odpowiedzialność za swój wybryk, albo chociaż jakąś karę. I jednocześnie w żadnym wypadku nie chcę, byś miał z tego tytułu kłopoty w szkole. To jest nasz punkt wyjścia. Mówię nasz, chociaż nie wiem, czy chcesz uczestniczyć w jakiś sposób w rozwiązaniu tej sytuacji, bo tak naprawdę zrobiłeś już wszystko co powinieneś i jesteś wolny… - zastrzegła.
- Chyba pani żartuje, pani dyrektor – zapewniłem gorliwie. – Tak samo jak pani chciałbym dobrać mu się do dupska, bo jest wkurzający.
Kiwnęła głową i spuściła na chwilę wzrok. Po czym znów skierowała oczy na mnie.
- Co do tego zakładu… Naprawdę uważasz, że Piotra już nikt nie przebije?
- Hm… Mam powiedzieć, co musiałby zrobić ktoś, by go przebić? – głos mi nieco zadrżał.
Milczała, patrząc jednak na mnie wyczekująco. No to odważyłem się.
- Musiałby panią, mówiąc wprost, przelecieć.
Dopiero teraz z pewnym skrępowaniem, spowodowanym moimi słowami spuściła oczy, biorąc jednocześnie głęboki wdech. Widziałem jak napinają się mięśnie jej długich, ponętnych nóg.
I ja miałem problem z utrzymaniem równego oddechu, mając przed sobą takie widoki, czy wygłaszając słowa, jak przed momentem.
- A zresztą, tak w ogóle, nawet jeśli by ktoś wymyślił coś jeszcze bardziej świńskiego, to chyba by to pani nie usatysfakcjonowało, prawda?
Pokiwała głową, ale zauważyłem, że myślami pobiegła gdzieś dalej. Gdzie…?
- Mikołaj… Czy dobrze rozumiem, że jedynym pozytywnym aspektem tej całej historii byłoby, gdybyś ty wygrał ten zakład?
- Jak…? – zgłupiałem na moment. – Mnie takie rzeczy nie bawią, nie zakładałem się o panią i nie zamierzam nic…
- Wiem, rozumiem, jesteś zbyt dobry… - przytaknęła. – Miałam na myśli to, że… - urwała.
Co jej chodziło po głowie? Spojrzałem podejrzliwie, czując, jak krew zaczyna krążyć w żyłach szybciej. Nie no, to przecież…
- Posłuchaj, jesteś homoseksualistą – tłumaczyła ostrożnie, wiercąc się na łóżku z widocznym skrępowaniem. – Wczoraj pytałeś o to, co bym czuła, gdyby zaistniała taka sytuacja, że musiałabym się przed tobą rozebrać… No cóż… Tak jak sam widzisz, choćby teraz. Z pewnością byłaby to nieco inna sytuacja, niż w przypadku mężczyzny heteroseksualnego, który zareagowałby… Sam wiesz…
Milczałem, głupiejąc coraz bardziej. O czym ona mówiła? Do czego zmierzała?
- Widzę, że nie rozumiesz, albo nie chcesz zrozumieć… - westchnęła lekko. – Nic dziwnego, prawdę mówiąc, bowiem pomysł, który przyszedł mi do głowy jest szalony i dość głupi, na dodatek może ci się mocno nie spodobać i w pełni to rozumiem.
- Jaki pomysł? – zapytałem głucho.
Była zdenerwowana a raczej stremowana. Dobrze, że chociaż ona też. To mi dodawało jakiejś odwagi.
- Muszę powiedzieć wprost – splotła dłonie na wysokości kolan. – Otóż na pewno widziałeś wiele filmów w życiu. Są w nich sceny erotyczne, ale udawane, nikt w nich nie uprawia seksu tak naprawdę… - tłumaczyła.
Tłumaczyła a krew w moich żyłach zaczęła się gotować. Czy ona naprawdę wpadła na to, że…
- Otóż wydaje mi się, że moglibyśmy zagrać cos w rodzaju takiej sceny.
Na litość boską…!
- Wiesz – poprawiła się nerwowo na łóżku i nagle przyspieszyła, wyrzucając z siebie kolejne słowa. – On umieścił tam te kamery, ale nie są zamocowane do niczego, więc niechcący mogę je przesunąć, prawda? Chodzi mi o tą w moim pokoju. Przesunąć tak, by obejmowała tylko część pokoju, nie całość. I po prostu by w tej części, którą obejmie zagrać jakąś scenę, w której się sobie nawzajem, no wiesz… - zacięła się zdenerwowana. – Uwodzimy trochę, tak wiesz… Może na przykład obejmujemy, całujemy, rozbieramy… I lądujemy w łóżku, gdzie można to wszystko wyreżyserować tak, jak byśmy naprawdę uprawiali seks – ściszyła wreszcie głos przy ostatnich słowach, niepewna wyczekując mojej reakcji.
Mocniej oparłem się o krzesło, wręcz przysiadłem na oparciu, bo ktoś mi znów wyciągnął z nóg kolana.
- Mikołaj, tylko nie odbieraj tego niewłaściwie, bo wiem, że jesteś homoseksualistą, no a poza tym moja propozycja jest mocno niestosowna i wiem o tym doskonale – zastrzegła nieco bardziej gorliwym głosem. – Jeśli cię tym uraziłam, to przepraszam, naprawdę…
Miałem się obrazić, bo najpiękniejsza kobieta na świecie złożyła mi propozycję seksu? Owszem, udawanego, ale przecież nagość, dotyk, pocałunki, to wszystko musiałoby wydarzyć się naprawdę…
Kompletnie rozstrojony uciekłem wzrokiem w bok, co olśniewająca piękność odebrała chyba właśnie jako niezadowolenie. Ale nie zdążyła otworzyć ust.
- Pani dyrektor… To byłoby do zrobienia, ale trzeba nad tym mocno pomyśleć… - wygłosiłem, starając się za wszelką cenę zachować wstrzemięźliwość w głosie.
- No właśnie – splotła dłonie patrząc na mnie wyczekująco.
Nie wytrzymałem. Musiałem usiąść i zrobiłem to znajdując się jeszcze bliżej pani dyrektor, niż wczorajszego wieczoru. Jej zmieszanie całą sytuacją, złożoną propozycją dodało mi odwagi. Ostrożnie położyłem dłoń na nagim kolanie najbardziej nieziemskiej kobiety jaką w życiu widziałem.
Nie cofnęła jej. Przeciwnie, wpatrywała się w moje oczy z uwagą i oczekiwaniem.
- Pani dyrektor, zrobiłbym dla pani wszystko… Ale to musimy porządnie przemyśleć.
- Jestem otwarta na twoje propozycje… - wygłosiła natychmiast, patrząc na mnie, zupełnie niezrozumiałą ufnością.
Otwarta… Z ufnością… Obudziła we mnie Zorro… Tak w głowie, jak i w spodenkach. Który to już raz?
- Przede wszystkim musielibyśmy wymyślić jakąś mini fabułę, jakiś mini scenariusz, by uzasadnić to co się ma stać w pani domku…
- Mam nadzieję, że zaraz to zrobimy – przerwała mi. – Wiem przecież dobrze ze szkoły, że pisać umiesz i nie masz z tym problemu, zawsze dostawałeś dobre oceny z wypracowań.
- Ale do tej pory nie podała nam pani nigdy żadnego tematu erotycznego – tym razem ja wpadłem w jej słowa. – Więc tutaj musimy popracować oboje. No i ustalić inne rzeczy.
- Jakie?
- Na przykład… Do jakiego stopnia nagości może się pani posunąć, tak przed kamerą, jak i poza nią… Jak sprytnie przesunąć kamerę, tak, żeby oni się nie pokapowali i żeby była ustawiona odpowiednio, żebyśmy wiedzieli, kiedy jesteśmy w niej a kiedy poza nią… I jeszcze kilka innych.
- Ustalimy, ale tymczasem musimy się rozstać – przerwała mi i wstała.
Sięgając po spodenki pochyliła się nieco, mimowolnie wypinając pośladki wprost przed moim nosem. Wciągnęła ja na siebie a ja przez cały ten czas miałem jej niezwykle ponętny tyłeczek i najwyższe partie ud najwyżej pięć centymetrów przed oczami.
I zarysowaną między udami cipeczkę… Wargi wyschły mi w ciągu sekundy.
- Ja wracam do domku i dopracuję to do końca a ty leć do chłopaków – zadysponowała.
- Dlaczego? – zapytałem głupio. Głupio, bo przecież wiedziałem.
- Musisz wejść w ten zakład. Tylko zrób to tak wiesz, dyskretnie. Tak, żeby nie nabrali podejrzeń. Wierzę w ciebie, że dasz radę.
Wciągnęła koszulkę, włożyła buty i pomknęła ku drzwiom, posyłając mi jeszcze na pożegnanie uśmiech. A potem zniknęła.
No a ja wstałem i podszedłem do lustra, gapiąc się w nie głupio przez dobrych kilka minut. W końcu strzeliłem sobie porządnego liścia, upewniając się, że ostatnie piętnaście minut nie było snem a wydarzyło się naprawdę.
Niewiele pomogło. Siedziałem jeszcze przez dobry kwadrans, myśląc tylko o jednym.
Co tu się właściwie odjebało?

Znalazłem ich tam, gdzie opuściłem wcześniej. Nie grali już w piłkę, raczyli się browarami, gapili w laptopa i gadali o tym o czym najczęściej gada zgraja nastolatków. Czyli o pierdołach.
Siadając praktycznie niepostrzeżenie między nimi zastanawiałem się, jak wejść w ten zakład. Ale nic mądrego nie przychodziło mi do głowy.
Jak nie przychodzi nic mądrego, to może warto poszukać czegoś głupiego?
- Tak naprawdę jesteś cienki – wykorzystałem w końcu jakiś spokojniejszy moment, by uderzyć w Pelargonię. – Ten twój niby sukces nie ma nic wspólnego z zasadami fair play. Gdyby nie podstęp, nie widziałbyś niczego. Nie miałbyś szans u takiej laski, jak Kamila.
- Co ty pierdolisz zasrańcu? – skrzywił się zaczepiony. – Jakie fair play, jakie zasady? I o jakich szansach bredzisz? Tak, jakbyś ty miał jakieś szanse na to by pooglądać ją nago.
- O zasadach. Wykazać się intelektem, urokiem osobistym, zagadać, poderwać i skonsumować. A jeśli nawet to niemożliwe, gdy chodzi o niezdobytą piękność znajdująca się poza naszym zasięgiem, to chociaż jakąś namiastkę tego – gadałem jak najęty.
- I kto to mówi? – zadrwił. – Może ty byś się pochwalił jak wyrywasz laski? A nie, zapomniałem ,ty preferujesz inaczej… - buchnął śmiechem.
- Zamknij ryj – przerwałem bezceremonialnie. – Ja preferuję dziewczyny z wyższa rangą, dlatego nie mam ochoty na jakieś tam twoje dupodajki bez klasy i bez niczego.
- Tak? – zmrużył oczy. – Powiedz od razu, że wyrwałbyś i puknął taką Kamilę w piętnaście minut… No dawaj, pośmiejemy się wszyscy…
- Od razu puknął – pohamowałem się. – Porozmawiał a może trochę coś więcej. Przytulił, objął… To zawsze lepiej, niż oglądanie gołych dziewczyn bez ich wiedzy. To jest buractwo i wieśniactwo, Pelargonia.
- Liczy się efekt – wzruszył ramionami. – A jak jesteś cwany to startuj do dyrektorki, pooglądamy sobie…
- Pooglądacie – potwierdziłem spokojnie. – Bo znów się umówiliśmy na wieczór. A wczoraj było bardzo miło i myślę, że dzisiaj też będzie.
- Jak miło? – spojrzał Pelargonia z pobłażaniem. – Opowiedziałeś jej kilka łzawych historyjek o gejach i to ma być miłe?
- Zwierzyliśmy się sobie z kilku spraw i… Coś trochę więcej.
- Z jakich spraw? – wtrącił Burek.
- I jakie więcej? – dorzucił Białas.
- Z intymnych. Opowiedziała mi kilka rzeczy o sobie.
- Jakie? No mów!
- Nie powiem – pokręciłem głową. – To intymne i to zostanie między nami. Ale dowiedziałem się czegoś o jej życiu seksualnym. Może tylko małego wycinka, ale jednak.
Nakręciłem ich. Wszyscy przysłuchiwali się naszej polemice.
- A to „więcej”? – nie ustępował Białas.
- No cóż… - nieco zdenerwowany zmieniłem ułożenie nóg. – Pozwoliła mi się pomacać po nogach. I nic więcej nie powiem.
- Nie ściemniaj… - zarzucił mi ktoś.
- Miki, znam cie na tyle, że wiem, że nie ściemniasz, więc… - na twarzy Białasa widziałem zawahanie.
- A na co tu ściemniać? Macie kamery to sami zobaczycie dzisiaj. Może będzie podobnie, choć ja liczę na trochę więcej.
- Wkurwiasz mnie Mikuś… - wyznał szczerze Pelargonia, ale ja z satysfakcją zauważyłem, że uśmiech zniknął z jego twarzy. – Jak taki kozak jesteś, to czemu się nie założysz?
- Bo mnie to mierzi… Nie robię tego ani dla zakładu, ani dla pieniędzy, tylko dlatego, że lubię ją i uważam za porządną kobietę, nie tylko fajną laskę.
- Pierdolisz tam… - Pelargonia wydawał się coraz bardziej rozsierdzony. – Nie wejdziesz w zakład, bo się boisz pedrylu, bo może coś tam poopowiadacie, ale…
Przerwał, bo wstałem raptownie, udając oburzenie określeniem jakiego wobec mnie użył.
- Nie nazywaj mnie więcej pedrylem – ostrzegłem lodowatym tonem. – A jeśli tak bardzo sobie tego życzysz, to w porządku… Raz w życiu nagnę zasady, dla takiego gnojka jak ty. Białas, masz tu stówę – sięgnąłem do kieszeni, wyciągając z niej banknot.
- Zastanów się, bo poprzeczka wisi wysoko – ostrzegł mnie organizator.
- Przegram, to przegram, sami ocenicie – uniosłem się honorem. – Ale jak mu tak zależy na tym zasranym pojedynku, to go będzie miał.
- Ty, nie unoś się tak – skwitował Pelargonia bardziej pojednawczym tonem. – A jak już będziesz u niej, to może poprawisz kamerę? Bo zdaje się, że poprawiała książki i niechcący przesunęła tak, że pokój widać, ale nie cały.
- Pokaż – zażądałem wciąż mocnym tonem.
- No patrz – podsunął mi laptopa pod nos.
Faktycznie, było widać mniej niż uprzednio. Łóżko tak w mniejszej połowie… Starałem się ogarnąć jak najwięcej szczegółów, by potem na miejscu wiedzieć co robić a czego nie.
W końcu wyprostowałem się.
- Dobra, ja spadam na kolację a potem prysznic… - rzuciłem ni to do siebie, ni do nich. – Do jutra chłopaki – uśmiechnąłem się nawet na koniec a potem odwróciłem i odszedłem.
Miałem wszystko czego chciałem.

Słońce powoli zachodziło a ja siedziałem w pokoju i bawiłem się komórką. Wciąż do mnie nie docierało to co się stało a tym bardziej, to co dopiero miało się stać.
Mój mały podrywał się raz za razem, ale nawet nie zwracałem na to uwagi. Głowa… W niej rozgrywałem akcję mającą nastąpić dzisiejszego wieczoru. Tyle, że nie mogłem wymyślić niczego sensownego. Byłem kompletnie bezradny wobec wizji półnagiej a może i całkowicie nagiej pani dyrektor.
No tak, całkowicie… Bo nie wiedziałem co ona wymyśli i na co sobie pozwoli. A co, jeśli, uznając, że jestem gejem, pozwoli sobie na coś więcej? Może mniejsze skrępowanie pozwoli jej na zrzucenie stanika…? I…
Majtek…? Naprawdę?
Spojrzałem w dół, bo mały stwardniał w ciągu sekundy.
Naprawdę? A może ja też mogłem to jakoś poprowadzić i na przykład wykorzystać niecnie jakąś okazję do tego by zachęcić panią profesor do kompletnej nagości, gdyby ona nie była do tego przekonana? Hm…
A może ona właśnie się rozmyśliła, bo czekam na telefon od niej z konkretnym planem a ona nie dzwoni?
Nie, daj Boże, żeby nie…
Sam do niej dzwonić nie mogłem. Nie wypadało. Byłoby to zbyt nachalne, mogło wzbudzić podejrzenia.
Ale musiałem o tym pogadać. Noż kurde, za niecałe dwie godziny byłem umówiony na scenę erotyczną z najpiękniejszą kobietą na świecie i nikomu się nie pochwalić? Jak to tak?
Hm, zabrzmiało to trochę w stylu Pelargonii. No dobra, może nie aż tak, on by od razu otrąbił całą kulę ziemską. Ale tak, czy siak, widocznie nie byłem taki idealny, za jakiego się uważałem, albo uważano mnie.
Zbliżyłem telefon do siebie. Mogłem wybrać jeden numer. Pinokio. Wcisnąłem zielony przycisk i odczekałem chwilę.
- No co jest? – usłyszałem w chwilę później.
- Słuchaj, mam sprawę, choć może to dziwnie brzmieć, ale jestem kompletnie rozstrojony.
- No to o co chodzi? – powtórzył.
- Jakby ci to powiedzieć… Otóż Kamila zaproponowała mi seks a w zasadzie scenę erotyczną – wypaliłem prosto z mostu.
- Ale nie wiem o co… Z czym masz problem… I w końcu seks, czy scenę erotyczną? O co w tym chodzi? No i w sumie nie wiem po co dzwonisz. Mi się tam ona nie podoba za bardzo, ale jak masz okazję ją przelecieć, to korzystaj, w czym problem? – zareagował raczej zadziwiająco spokojnie.
- Nie podoba ci się? – skrzywiłem nieco twarz z nieufnością. – Wszystkim się podoba, tobie chyba też, sam mówiłeś przecież…
- Ja? Nie przypominam sobie. Może kiedyś. Teraz jak ścięła włosy i przefarbowała na blond, jakoś mnie nie kręci.
- Co…? – nie zrozumiałem kompletnie. - Jak ścięła? Co ty gadasz?
- No Wróblewska ścięła, dawno już temu – usłyszałem nieco zirytowany głos Pinokia. -  Co ty tam pijesz, że nie…
- Nie Wróblewska! – niemal ryknąłem do telefonu. – Kamila! Kamila od polskiego! Nasza nowa dyrektorka!
Cisza. Cisza…
- Tej, Miki, zawsze byłeś dla mnie ostatnim gościem na świecie, który huknąłby jakiegoś dopalacza, czy jakiś gówniany mefedron. Co ci tam kurwa na tej wyciecze dosypali?
- Pinokio, kurwa, ja też w to nie wierzę, ale takie są fakty. Była u mnie, wzięła prysznic, wyszła w samej bieliźnie i zaproponowała mi udział w scenie erotycznej, bo się wkurzyła na kilku koleżków od nas, Pelargonię głównie, więc…
- Tej, Miki… - usłyszałem ton, w którym pobłażliwość mieszała się z wyrozumiałością dla ciężko poszkodowanego pacjenta psychiatryka. – Posłuchaj, zadzwoń do mnie jutro, jak już ci puści, tylko nie wychodź nigdzie z domku, bo jeszcze zaśniesz gdzieś pod krzakami i obudzisz się bez nerki. Nara!
No tak… Opowiedziałem to w sposób najgorszy z możliwych. Jeżeli tak samo żenująco zaprezentuję się dziś u pani dyrektor…
Opadłem na łóżko. Spróbowałem sobie wyobrazić odwrotną sytuację. Że odbieram telefon od Pinokia, który z przejęciem nawija mi o tym, że nasza pani dyrektor przed chwilą beztrosko śmigała po jego mieszkaniu w samej bieliźnie, po czym zaproponowała mu seks.
Roześmiałem się na cały głos. Kto by mi w to uwierzył.
Uniosłem się. Dwudziesta trzydzieści. Telefonu brak. Potarłem nerwowo ręce. No to czekamy.
Dwudziesta czterdzieści pięć. Cisza.
Dwudziesta pierwsza. Coś mi burknęło w brzuchu. Ale nie byłem w stanie niczego zjeść. Tak w ogóle zaczęły mi drżeć ręce.
Dwudziesta pierwsza piętnaście. Cisza. Stanąłem przed lustrem. Naprawdę podobał jej się mój wygląd? Czarne spodenki, czarna koszulka – tego na szczęście miałem pod dostatkiem. Może faktycznie jestem choć trochę przystojny?
Dwudziesta pierwsza trzydzieści. Dobra, nie zadzwoni. Czas oprzytomnieć i przełknąć gorzką pigułkę. Rozmyśliła się. Nic dziwnego. Przecież nie dość, że miała pójść do łóżka z uczniem swojego liceum, choćby nawet na niby, to… To przecież nawet nie pokazując tego przed kamerą, poniekąd wystawiłaby się chłopakom na strzał. Nie zadzwoni. Niestety. To nie przejdzie.
Dwudziesta pierwsza czterdzieści pięć. Włączyłem stary telewizor. No, nie taki stary. I była kablówka. Nie miałem ochoty na nic do myślenia, więc poszukałem programów muzycznych. Trafiłem na jakiś teledysk Rihanny. Czułem, że gorzka pigułka z każdą kolejną minutą smakuje coraz bardziej gorzko.
„Jezioro łabędzie” zabrzmiało z komórki, niczym salwa z obu burt na „Victory” admirała Nelsona.
Rzuciłem się do telefonu jak pojebany. Wstrzymując oddech, drżącym palcem wcisnąłem odbiór rozmowy.
- Mikołaj? – usłyszałem dźwięczny a jednocześnie subtelny, kobiecy głos, który zniewolił mnie w ciągu sekundy i po raz kolejny wyjął kolana z nóg. – Jesteś gotów? To wychodź. Po drodze opowiem ci co wymyśliłam.

Szedłem powoli, nawet bardzo. A w zasadzie nie tyle szedłem, ile wlokłem się na uginających się i roztrzęsionych nogach.
Było to o tyle przydatne, że nie mogłem się spieszyć. Musieliśmy przecież obgadać cała akcję, przynajmniej w jakimś głównym zarysie. A przecież pani dyrektor nie mogła rozmawiać ze swojego domku, musiała wyjść na zewnątrz.
No i musiała także posłuchać mnie, przecież ja też miałem jej coś telefonicznie do przekazania.
- Widziałeś pokój w kamerze? Opowiedz mi dokładnie jak to wygląda – zażądała natychmiast.
No to opowiedziałem. A później pani dyrektor sama wyjawiła mi swój plan. To znaczy nie tak do końca. Raczej propozycję planu, bo sama nie miała pewności. A gdy ja usłyszałem szczegóły nie dziwiłem się zupełnie. To było tak niewyobrażalne, że gdyby ktoś mi to powiedział dwadzieścia cztery godziny wcześniej…
Przystanąłem na chwilę, gdy skończyliśmy rozmowę. Pani Kamila musiała wejść do domku, zająć się swoimi sprawami, tak, żeby wyglądało to bardziej naturalnie. Po prostu musiało minąć chociaż te kilka minut. Dopiero potem ruszyłem i już po kilku krokach zobaczyłem domek naszej licealnej pani dyrektor.
Podszedłem rozgorączkowany, na nogach jak z ołowiu. Z trudem zdołałem doprowadzić się do jako takiego stanu. Nie mogłem przecież wejść do środka z wywieszonym jęzorem. Nadludzkim wysiłkiem wziąłem się w garść.
- Dzień dobry! – przywitałem się oficjalnie, po tym gdy pani dyrektor otworzyła mi drzwi.
- Dzień dobry Mikołaj! – przywitał mnie wyraźnie bardziej zrównoważony, kobiecy głos zdradzający dużo większą pewność siebie i spokój.
Jednak kobiety to dużo lepsze aktorki…
Wtłoczyłem się do pokoju i usiadłem na łóżku, nim pani Kamila zdążyła postawić kropkę w swoim zaproszeniu. Nie byłem w stanie dłużej utrzymywać się na nogach.
- Zmęczony jesteś, grałeś w piłkę? – zapytała swobodnie.
Byłem w stanie tylko mruknąć potwierdzająco. Nie dość, że to wszystko miało się skończyć tak jak miało, to jeszcze sama gospodyni… Przywitała mnie w czymś w rodzaju lekkiej sukienki, ale takiej, w której kobiety chodzą spać. Nie wiem jak to się nazywało, w końcu jestem facetem a nie żadnym homosiem. W każdym razie było to coś lekkiego i krótkiego. Kończyło się niewiele pod majtkami, odsłaniając długie nogi pani dyrektor praktycznie w całości.
A nawet nie „praktycznie”, tylko po prostu, najzwyczajniej w świecie. A to dlatego, że bez większego, przynajmniej wizualnie skrępowania, pani Kamila usiadła niemal natychmiast naprzeciw mnie, zakładając nogę na nogę i w tej pozycji nie było już żadnych tajemnic. Tak, było widać niesamowite nogi pani dyrektor w całości, praktycznie z zaokrągleniem na pośladkach. No i między nogami trudno było jej ukryć majtki. Widziałem, może malutki fragmencik, ale jednak…
Że ona się tak nie wstydziła… Może nie tyle mnie, jakiegoś tam homosia, choć przecież także podopiecznego ze szkoły, ale przede wszystkim tych, którzy oglądali ją teraz pewnie w nabożnym skupieniu, wpatrzeni w rozgrzany laptop Pelargonii…
Siedziałem sztywno, bo jakiekolwiek rozluźnienie musiałoby się skończyć tym, że opadłbym bezwładnie na łóżko, albo co gorsza, na podłogę. W międzyczasie zerknąłem w kamerę. Ja mogłem, przecież oficjalnie wiedziałem o jej istnieniu i chłopaki nie dostrzegliby w tym niczego podejrzanego. Zerknąłem, upewniając się, że ona faktycznie obejmuje tyle, ile widziałem na ekranie u Pelargonii.
Nic nie wskazywało na to, by cokolwiek się zmieniło. I wiedziałem, że teraz w siedząc na dolnej połowie łóżka miałem całkowita świadomość, że jestem jak na patelni. Zresztą moja piękna rozmówczyni  też.
Rozmawialiśmy. W zasadzie ona prowadziła rozmowę, bo mi wychodziło to zbyt kiepsko. Świadomość tego wszystkiego była zbyt przytłaczająca i zwyczajnie nie dawałem rady. Ale pani Kamila musiała być świetna aktorką, przynajmniej w tej chwili. Pokazywała mi i obserwującym nas licealistom nieco inne oblicze. Nie nauczycielskie, tylko kobiece. Potrafiła gadać o wszystkim i o niczym, zachowując się przy tym bardzo naturalnie.
Całe szczęście. Gdyby nie ona, każdy pierwszy z brzegu obserwator z przeciętnym ilorazem inteligencji po kilku sekundach oglądania nabrałby podejrzeń, że ma do czynienia z ustawką.
Ale to rozstrojenie nie przeszkadzało mi w odbiorze samej pani dyrektor. Była jeszcze bardziej zjawiskowa, niż w szkole. Tam była tylko nauczycielką. Tutaj zdecydowanie bardziej uwidaczniała się jej gracja, jej wdzięk, jej szyk. Nawet, gdy wziąć pod uwagę, że była ubrana, tak jak była…
To połączenie, ten miks niezaprzeczalnej kobiecości, z mocno nagim przecież ciałem trzydziestokilkuletniej pani dyrektor… Momentami byłem bliski omdlenia.
No i doczekałem się w końcu momentu, gdy moje walące serce zabiło dużo mocniej.
- Mikołaj… Tak w ogóle gadam o pierdołach a zapomniałam ci powiedzieć o najważniejszym i jednocześnie podziękować – pani dyrektor uroczym gestem odsunęła włosy z twarzy, wpatrując się wnikliwie w mą twarz.
- Tak…? – zareagowałem trochę nerwowo.
- Tak – ożywiła się nieco. – Jesteś taki roztargniony, że już zapomniałeś.
Uśmiechnęła się zniewalająco z pewną pobłażliwością. Jednocześnie wykorzystała dobry moment, by położyć swoją gorącą dłoń na moim kolanie.
Zesztywniałem jeszcze bardziej.
- Dzięki temu, że pożyczyłeś mi te ilustrowane „Dzieje Polski dla dzieci ze szkół podstawowych”, Mieszko z Oliwią wygrali ogólnoszkolny konkurs na najlepszą pracę. A dyrektor w szkole był pod wielkim wrażeniem i nie mógł się nachwalić moich szkrabów – roześmiała się dźwięcznie a ja niemal zemdlałem słysząc ten dźwięk.
Niczego nie pożyczałem. To było tylko hasło. Ale…
Czy ona naprawdę nie odczuwała tej presji? Tego co miało się stać za chwilę? Tego, że to miało się stać, może nie do końca na oczach kilkunastu podglądaczy, ale przy ich pełnej świadomości? Czy może po prostu była fantastyczna aktorką?
I nagle patrząc głęboko w jej oczy… Za tą ścianą naturalności, wyluzowania, rozweselenia dostrzegłem… Strach? Niepokój? Panikę? Kompletny brak pewności siebie?
Ni stąd, ni zowąd w ułamku sekundy przypomniała mi się Ewa, taka koleżanka z liceum. Rozkrzyczana, rozgadana, z milionem znajomych taka, której było wszędzie pełno w całej szkole. Ta sama Ewa, która pewnego dnia, w pubie, przy trzecim piwie wyznała mi do ucha…
„Może tak naprawdę jestem chorobliwie nieśmiała? Może tak naprawdę tym zakrzyczeniem przełamuję swoje lęki i fobie? Bo nie chcę, żeby ktoś mnie odbierał jako zamkniętą w sobie, spanikowaną laskę? Bo tego boję się jeszcze bardziej?”
Czy tu zaszedł podobny mechanizm? Czy pani dyrektor wmuszała w siebie tę pewność siebie, wychodząc z założenia, że nie ma innej drogi a w rzeczywistości umierała z tych wszystkich emocji, nie mniej niż ja sam?!
Z miejsca poczułem przypływ siły i dużo większego zdecydowania. Przynajmniej w stosunku do tego, co było wcześniej. Ta piękna pani dyrektor była rzeczywiście kimś nie z tego świata, ale za tą powłoką kryła się kobieta z krwi i kości ze swymi wątpliwościami, ze swym strachem, ze swą nieporadnością… Była człowiekiem, tak jak i ja…
- Cieszy mnie to bardzo – skomentowałem dużo luźniejszym głosem, niż do tej pory.
Dostrzegła to i zauważyłem, że wywarło to na niej pewne wrażenie. Kiwnęła lekko głową i natychmiast powróciła do swej roli.
- Chciałam podkreślić, że jestem ci bardzo wdzięczna za twoją pomoc. Jeśli chcesz wiedzieć, to czuję się twoją dłużniczką – objęła dłońmi swoje nagie kolana, patrząc wyczekująco.
Ale te jej dłonie drgnęły… I to nie raz. W zasadzie drgały jej palce, wygrywając jakieś melodyjki na kolanach właścicielki… Z nerwów…
A jej oczy, większe, dużo większe… Wpatrywały się we mnie z uwagą…
- Ależ pani dyrektor… – teraz nawet ja potrafiłem się lekko roześmiać, wykonując lekceważący gest ręką.
- Mówię absolutnie poważnie – gorliwie potrząsnęła głową, jakby odrzucała ten gest. – Jeżeli masz jakąś prośbę, to mów śmiało, postaram się ją spełnić.
- Wolałaby pani nie słyszeć jakie miałbym prośby – rzuciłem głośniej, siląc się na luz.
Znów spojrzała wnikliwiej a uśmiech na jej twarzy stał się jakby bardziej oszczędny, za to bardziej przyjazny.
- Mikołaju… - głos pani dyrektor zabrzmiał bardziej subtelnie i sam jego dźwięk wystarczył, by mój mały drgnął w bokserkach. – Myślę, że to żaden problem, byś przynajmniej mi je zdradził. Jeżeli nie będę w stanie ich spełnić, to cóż… - wzruszyła ramionami, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Poczułem jak napinają mi się mięśnie w każdym skrawku ciała. Szczególnie na nogach.
I nie uszło mojej uwadze, że oczy pani dyrektor pomknęły właśnie w tym kierunku. Czy po prostu zarejestrowała fakt moich emocji, czy może naprawdę w tym wyglądzie, który przedstawiałem było coś, co…?
Czy to już? Czy już miałem to z siebie wyrzucić, czy jeszcze…
- Nie boję się tego, że pani je odrzuci, tylko tego, że źle to zabrzmi…
- Mikołaju… - znów roześmiała się, choć tym razem cicho, przy okazji nieco pochylając ku mnie i dotykając dłonią mojego ramienia. – Choćby wczoraj rozmawialiśmy o wielu rzeczach, więc…
Nie dokończyła, znów przybierając wyczekującą pozę.
Zamknąłem oczy, wiedząc, że nie ma już odwrotu. Że lepszej okazji już nie będzie. Że to jest ten moment.
- Prawdę mówiąc… Z uwagi na mój homoseksualizm, raczej nie fantazjuję za bardzo o… Ale są dwie rzeczy, które przyznam chciałbym kiedyś zobaczyć, czy przeżyć…
- No mów… - zachęciła, ale jej oczy powędrowały na moment gdzieś w kąt.
Przełknąłem ślinę.
- O męskiej masturbacji wszyscy wiedzą, nie jest to jakiś temat tabu. Ale kobieca… W związku z tym zawsze chciałem zobaczyć masturbującą się kobietę. No a poza tym… Z czystej ciekawości chciałem posmakować… No dobrze, spróbować kobiety. Językiem.
Wbiła we mnie swój wzrok a uśmiech praktycznie zniknął z jej twarzy. Dobrze wiedziałem dlaczego. To nie była tylko gra aktorska. Milczała przez moment analizując to co usłyszała.
Bo zaskoczyłem ją. Ten pierwszy motyw nie stanowił niespodzianki, drugi tak. Tego nie było w planie, który wyłożyła mi przez telefon.
To był mój plan. Na to, by posunąć się w tym szaleństwie dalej i spróbować ściągnąć majtki z ciała pięknej pani dyrektor.
- Wiele wymagasz Mikołaj… - zaczęła wolno.
- Nie wymagam – natychmiast uniosłem ręce w geście samoobrony. – Chciała pani, bym powiedział to o czym myślę, to wszystko.
No pięknie… Ona się poświęca a ja w swej bezczelności umywam ręce i składam decyzję na jej barki…
Ona się poświęca do tego, żeby zaciągnąć mnie do łóżka…
Ona… Mnie…
- To strasznie trudne do wykonania – przejechała dłonią po przedramieniu, uciekając wzrokiem znów gdzieś w bok.
Albo znów fenomenalnie grała, albo była taka, jak naprawdę… I jakiej wersji by nie przyjąć, wyglądało to urzekająco.
Ale znów zauważyłem jej wzrok na moich nogach. Na łydkach i nieco powyżej kolan. Czy to przypadek? Czy naprawdę i ja miałem w sobie coś olśniewającego, czym mógłbym równoważyć atrakcyjność pani dyrektor? Powątpiewałem w to, no ale…
- Dlatego nie zmuszam – powtórzyłem i natychmiast uznałem, że jednak muszę choć subtelnie trochę zachęcić. – Po prostu, chciałbym to zobaczyć i w tym uczestniczyć.
Mój głos brzmiał, o dziwo naturalnie, ale w środku gotowało się w mnie. Byłem tak samo usztywniony, jak i sparaliżowany. Jeżeli cudowna pani dyrektor była konsekwentna, to lada moment miałem zobaczyć ją jeszcze bardziej nagą, w sytuacji… Tak przecież erotycznej, że…
Że trudno było uwierzyć, iż to wszystko mogło się wydarzyć naprawdę.
Docierało to do mnie i ogłuszało. Tak, jak wtedy gdy wstała wreszcie z łóżka, podchodząc do okna. Coraz bardziej uświadamiałem sobie, że się dzieje faktycznie, że za chwilę będę miał ją w swoich ramionach, gdy ona będzie miała na sobie najwyżej majtki i stanik, że będę mógł ją dotykać, przynajmniej w niektórych miejscach ciała, że…
Nie byłem już w stanie powstrzymać ani drżenia, ani cięższego oddechu.
Zobaczyłem jak zasłoniła okno. To był kolejny znak, po którym serce zaczęło dochodzić do gardła…
- To strasznie intymne, nie chciałabym by zobaczył to ktoś na ulicy.
Do gardła? Nie, ono chciało już tym gardłem wyskoczyć…
Pani Kamila podeszła do mnie, stając tak, że kamera obejmowała ją całą od tyłu. Pelargonia i cała reszta, mogli w tym momencie podziwiać długie nogi naszej pani dyrektor w pełnej krasie. Tyłeczek zasłonięty lekką sukienką też.
Tym bardziej, że pochyliła się nieco ku mnie i chłopakom być może nawet ukazały się majteczki…
- Mikołaj… - zaczęła z wolna, przybierając bardziej niepewny ton. – Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że gdyby poprosił o to ktokolwiek inny, to nawet nie rozważałabym czegoś takiego.
- Tak, oczywiście – słowa z trudem przeszły przez gardło.
- Ale skoro jesteś homoseksualistą, sprawa wygląda nieco inaczej. Mam tylko nadzieję, że cokolwiek zobaczysz, zostanie tylko i wyłącznie między nami.
- Oczywiście – przytaknąłem jeszcze bardziej chrapliwym głosem.
Przez trzy sekundy patrzeliśmy sobie głęboko w oczy. A potem…
- Chodź… - w zasadzie szepnęła, chwytając mnie za dłoń.
Po czym odwróciła się i podeszła do łóżka od drugiej strony, siadając przy poduszce, tak aby znaleźć się poza zasięgiem kamery. Gdy szedłem za nią, robiąc te trzy dodatkowe kroki, miałem już gdzieś, że moje spodenki wypięły się nieco w wiadomym miejscu. Chłopaki mogli widzieć, ona i tak odwróciła się, gdy i ja siadałem obok, więc wszystko wróciło do normy.
Do normy…
I nie wróciło. Zatkało mnie, gdy zobaczyłem, jak piękna pani dyrektor chwyta w dłonie ową wieczorną sukienkę i unosi ją w górę, ściągając z siebie. Szokujące było nie tylko to, że to zrobiła, odsłaniając mi swe nogi i majteczki już kompletnie w całości.
Szokujące było to, że nie miała na sobie stanika, więc ja, kompletnie wypadając z roli homoseksualisty, gapiłem się na nagie piersi nieziemskiej pani dyrektor. Nagie. Może niezbyt wielkie, ale na litość boską, nagie!
Tak po prostu, ot w kilka sekund…
A ona jeszcze…
- Nie patrz tak – uśmiechnęła się lekko, acz z widocznym skrępowaniem. – Kobiety z reguły kładą się spać bez stanika.
Jeśli oni tam przed laptopem jeszcze nie wiedzieli, to teraz już nie mieli wątpliwości.
Ale jeśli myśleli, że to już koniec…
- Mikołaj, ja zasadniczo tego nie robię, więc może pomógłbyś mi w jakiś sposób?
O Boże…
- Pomógł? - zapytałem cicho głuchym tonem.
- No, dotknij – poprosiła cicho biorąc moją rękę w dłoń.
Położyła ją na swych udach. Drgnąłem czując, że jestem wyżej, niż wczoraj. A za chwilę, przesuwając ją, znalazłem się wręcz dużo wyżej.
Patrzyłem to na to boskie praktycznie nagie ciało pięknej pani dyrektor, to w jej oczy. Nie, nie mogła chyba udawać. Byliśmy już poza kamerami, mogliśmy udawać. Ale ona miała oczy zamknięte, jej obie dłonie jeździły po jej nagim brzuchu.
Po jej piersiach.
Też przymknąłem oczy, ale tylko na moment, nie mogąc uwierzyć. Ale widziałem, dotykałem… Dotykałem coraz śmielej, już nie samymi palcami, ale całą dłonią, zniewalających nóg pani dyrektor. Jeździłem po nich dłonią, ściskałem. Szczególnie, kiedy schodziłem do ich wewnętrznych stron, tam gdzie było bardziej miękko. Ściskałem lekko, bo wystarczała mi sama świadomość, że to robię. I nie chciałem sprawiać pani Kamili bólu.
Ale i ściskanie zeszło na drugi plan, gdy zobaczyłem jak jedna z dłoni pani dyrektor zjechała w kierunku majtek.
Nie, nie zsunęła ich z siebie. Poprzez materiał zaczęła dotykać się. Dotykać wzgórka łonowego, pocierać go, zamykając przy tym oczy.
Wszystko to na moich oczach. Zresztą ja sam nie wiedziałem czy śledzić emocje skrywane w jej twarzy, czy patrzeć jak palce pani dyrektor pieszczą przez majtki jej własny wzgórek. I nie tylko wzgórek. Zaczęły wkradać się w niższe partie, schodzić pomiędzy nogi. Wciąż przez majteczki, ale…
Ale to nie był żaden film i żadna gra. Z szaleństwem w głowie patrzyłem jak moja piękna pani dyrektor masturbuje się przy mnie, na moich oczach.
Ale dlaczego…? O co chodziło?! To się działo a przecież nie musiało…! Byliśmy już poza kamerami, mogliśmy udawać, prowadzić dialog, z jakimiś nawet świńskimi wstawkami… Nie trzeba było żadnej nagości, żadnego dotyku, żadnej masturbacji a tutaj…
Tak, oszalałem i z trudem powstrzymałem się by z moich ust nie wyszedł żaden dźwięk przypominający świszczący oddech.
- Strasznie trudno mi… I krępuje mnie to… - wyznała głośniejszym szeptem, zdradzającym namiętność.
- To może teraz… - mruknąłem, uznając, że to jakiś bodziec.
Może krótko trwała ta scena, ale trochę zobaczyłem. I to czego byłem świadkiem, musiało wystarczyć w zupełności. A strasznie bałem się, że pani dyrektor za chwilę wybudzi się z tego szaleństwa.
Przyklęknąłem przed nią i położyłem dłonie na jej nagich kolanach. Widok, widokiem, ale świadomość, że rozjechały się one przede mną niemal bez oporu przyprawiła mnie o zawrót głowy.
Ale coś zdemolowało mnie jeszcze bardziej. Pani dyrektor drżała. To znaczy jej nogi. Oto kolejny dowód, że ona sama była zdenerwowana, że rządziły nią emocje. Tak jak mną. Że być może nie wszystko jest tak jak planowała, że pozwala sobie na więcej, niż chciała, że coś tam sprawia, iż nie do końca panuje nad sobą…
A przecież to dopiero był początek tej operacji. Przesuwając niecierpliwie dłonie wzdłuż nagich, zgrabnych, opalonych ud pani dyrektor dotarłem do majtek.
Być może wyczułem wreszcie jakiś opór, być może bardziej wyczułem, niż zobaczyłem jak pani dyrektor otwiera oczy i patrzy w dół, ale wiedziałem, że to mnie nie powstrzyma.
To moje spostrzeżenie sprzed chwili na temat pani Kamili, to, że ona też się boi, że też jest tylko człowiekiem…
- Pani dyrektor, teraz czas na pani majtki – dodałem sobie animuszu tym komentarzem, jak i jednocześnie przekazałem informację chłopakom zgromadzonym przed laptopem.
Wiedziałem już, że nie zapomnę tej sytuacji do końca życia. Z zapartym oddechem, nie czując oporu poważniejszego niż drgnięcie, z niesamowitym łomotem w sercu zwiększyłem nacisk i z obłędem w oczach zobaczyłem jak majtki olśniewającej pani dyrektor zjeżdżają z jej bioder, potem z uda a na końcu z łydek.
Wstałem, z trudem utrzymując się na nogach i patrząc w trzymane przeze mnie majtki. To nie był sen. Właśnie rozebrałem do naga swoją pierwszą w życiu dziewczynę. I to akurat…
Poczułem diabelski zawrót głowy. Z trudem utrzymałem się na nogach.
- To już nie będzie pani potrzebne – oświadczyłem ku swojemu własnemu zdziwieniu i zrobiłem krok w bok wyciągając dłoń.
Tak, aby Pelargonia wraz z towarzystwem zobaczyli czego dokonałem ja. Homoseksualista.
Trwało to tylko sekundę. Tyle wytrzymałem. Bojąc się, by pani Kamila w przypływie rozsądku nie rozmyśliła się, gwałtownie przypadłem do jej nóg, znów rozchylając jej kolana. Moim oczom ukazała się naga cipka pani dyrektor. Naga. Kompletnie naga.
W tym momencie moja piękność była już cała naga. Na moich oczach…
Zachłannie, żarliwie całowałem jej uda, rozchylając je coraz szerzej i spiesząc do celu. Spiesząc, bo wciąż czułem potworny strach, że ta cała gra się skończy, że…
Gra? Czy o wciąż jeszcze była gra? Gdzie były granice? Przecież zniknęliśmy z kamery, mogliśmy udawać. A jednak pani dyrektor przed chwilą masturbowała się naprawdę zaś teraz jak najbardziej naprawdę siedziała przede mną kompletnie naga a ja wreszcie dotarłem ustami do jej cipki.
Pocałowałem ją drżącymi ustami. Cipkę. Pocałowałem raz jeszcze, jakby chcąc się upewnić, że całuję nagą cipkę naszej pięknej szkolnej pani dyrektor. Nie wystarczyło, więc jeszcze raz a potem czwarty i piąty. Odetchnąłem głęboko i nie wiedziałem co bardziej przyprawiło panią Kamilę o drgnięcie. Czy moje usta, czy równie gorący oddech jaki poczuła na swej wilgotnej cipce.
Tak, naprawdę wilgotnej. Widziałem to z odległości kilku centymetrów. Wpatrywałem się rozszerzonymi oczami w nagą cipkę licealnej pani dyrektor. A ona mi tego widoku nie broniła.
Nie panując już w żaden sposób nad sobą, pocałowałem cipkę raz jeszcze a potem wysunąłem język liżąc równie zachłannie jak wcześniej nogi. Serce waliło mi jak bęben a ja rozkoszowałem się smakiem cipki pani dyrektor.
I nie tylko tym. Moje dłonie obejmowały jej nagie, smukłe, zgrabne uda. A ową rozkosz potęgowała jeszcze świadomość, że moje pieszczoty działają na panią Kamilę. Wyczuwałem niewielkie ruchy jej ciała. Niewielkie, ale świadczące o tym, że jej nagie ciało żyje i porusza się pod dyktando mojego języka liżącego jej cipkę.
- Wolniej, Mikołaj, to nie wyścigi… - doszedł do moich uszu głos z góry. Cichy, subtelny, drżący.
A wiec działało na nią. Zwolniłem, jak mi zaleciła. Robiłem to pierwszy raz i nie wiedziałem co i jak. Zresztą w tym momencie nie byłbym w stanie wykonać najprostszego dwa plus dwa…
Działało. Na mnie też, no bo jak do cholery mogło nie działać? Czułem zapach gorącej cipki i nieprawdopodobny szum w głowie. Do moich uszu dobiegały ciche jęki pani Kamili i mój własny świszczący oddech.
Ale jeszcze bardziej działało to, że rozsuwając nagie uda pani dyrektor i uniemożliwiając jej złączenie ich z powrotem, zniewoliłem ją w pewien sposób. To ja dyktowałem warunki, to ja przejąłem pałeczkę prowadzącego, to ona mi ulegała a ja decydowałem…
Widziałem jak cipka pani dyrektor robi się coraz bardziej mokra. Nie miałem pojęcia, czy to przez mój język, czy z powodu jej własnych wydzielin, ale niewiele mnie to obchodziło. Lizałem jak najęty i co jakiś czas przerywałem, odsuwając język i przypatrując, by upewnić się że to wszystko dzieje się naprawdę. Że mam nagą cipkę pani dyrektor przed własnym nosem.
Ale nic nie mogło trwać wiecznie i chyba dobrze. Bo mój penis już nie tyle co gotował się w bokserkach, ile po prostu sterczał tak, że czułem ból. I chociaż pani Kamila nie mogła sobie z tego zdawać sprawy, w końcu wyczułem jakiś ruch. Odsunęła moją głowę od swej własnej cipki.
- Najwyższy czas, żebyś ty się rozebrał – szepnęła, starając się powstrzymać drżenie.
Wstałem, z trudem utrzymując się na drżących nogach. Rzuciłem okiem na nagą sylwetkę licealnej pani dyrektor i błyskawicznie zdjąłem z siebie koszulkę rzucając ją obok na podłogę, tak aby podglądacze mogli to zobaczyć. Równie szybko pozbyłem się butów i skarpetek. Potem przyszedł czas na spodenki i co najgorsze, bokserki. Nie mogłem jednak pozwolić by zwyciężyło skrepowanie. Bokserki poleciały w bok, śladem pozostałych części garderoby.
Zauważyłem, że pani Kamila przyjrzała się mojemu sterczącemu penisowi. Powoli zbliżyłem się do niej, nie do końca będąc pewnym co teraz się wydarzy. Gdy mój penis znalazł się w pobliżu głowy pani dyrektor, ta jakby ocknęła się nieco i przesunęła na łóżko.
Okrycie spadło z łóżka, ale żadne z nas nie wysiliło się by je podnieść i przygotować nim do okrycia. Mieliśmy być tylko my. Nadzy. I nasze stopy oraz łydki i co najwyżej kolana w kamerze.
- Chodź, chcę cię poczuć całego – usłyszałem cichy głos.
Nie bardzo zrozumiałem o co chodziło w jej słowach. Poczuć? Całego? Poczuć całe moje ciało, jak na niej leżę? A z tym całym? O co…
Ale tu nie było żadnych warunków do przeprowadzenia takiej operacji jak myślenie. Natychmiast znalazłem się przy niej i od razu rozpocząłem próby przyjęcia tej właściwej pozycji. Ale pani Kamila tylko lekko rozchyliła kolana i tym razem jej opór był jakby silniejszy.
Hm… Jeżeli przed sekundą w mojej głowie uroiło się coś „całego”… No to chyba wypadało się z tą wizją pożegnać. Chociaż czy byłaby ona taka niedorzeczna w kontekście tego co miało miejsce w ostatnich minutach? Cóż, w każdym razie…
- Pani dyrektor, niech pani rozchyli nogi… - poprosiłem szeptem, stosując się do wcześniejszego planu.
Uczyniła to wreszcie, ale tak jakby stanowiło to dla niej spory problem, jakby nie miała pewności, że postępuje właściwie. I natychmiast gdy znalazłem się między jej długimi nogami, przyciągnęła mnie do siebie, tak, że nasze głowy znalazły się o kilka centymetrów od siebie a jej nagie piersi odczuły delikatny nacisk mojej klaty. Tak jakby chciała abym nie patrzył na te piersi a już na pewno cipkę. Czy dobrze odczytałem? Nie wiedziałem.
Bo przecież przy tej pozycji mój sterczący penis dotknął właśnie rozgrzanej i wilgotnej cipki pani dyrektor.
Oczywiście poczuła to. Drgnęła, ale nie wycofała się. Może także dlatego, że za bardzo nie miała gdzie. Za to położyła dłonie na moich plecach i przyciągnęła lekko do siebie a potem puściła.
Zrozumiałem, w ten sposób dała mi znak.
Naparłem na nią już sam, czując, że mój penis poznaje coraz bliżej miękkość i wilgoć cipki pani dyrektor. Naparłem i wycofałem się. Powtórzyłem to po raz drugi i trzeci. Ten trzeci, nieco ostrzejszy manewr wywołał reakcję pani dyrektor.
- Och… - jęknęła subtelnie, co przyprawiło mnie o obłęd.
No więc tak… Oto ruchaliśmy się… Z wrażenia zamknąłem oczy, starając się to sobie uświadomić.
Ruchaliśmy się w ten sposób, nie wprowadzając penisa do cipki. Uderzałem w nią, popychając licealną dyrektorkę w przód. Jej ciało poruszało się na łóżku w rytm moich pchnięć, co doprowadzało mnie do wrzenia. Posuwałem największą piękność na świecie, nie posuwając jej. Bardzo tego pragnąłem, ale nie mogłem przecież jej zgwałcić. Trzeba było otrzeźwieć. Ale otrzeźwienie przychodziło z kosmicznym trudem.
Starałem się zachować względną sprawność umysłową. Rozgorączkowany stwierdziłem ku swemu zdziwieniu, że pani Kamila mocno wczuła się w rolę. Zamknęła oczy i wydawała z siebie cichutkie dźwięki, jęki i westchnienia w rytm moich ruchów. Jakby prawie nie wstydziła się tego, że słyszy ją przecież kilkunastu licealistów.
Nasze ciała stykały się ze sobą całkowicie. Nasze gorące oddechy zderzały się ze sobą, moja klatka dotykała jej piersi, tak, że wyraźnie czułem sutki pani dyrektor. Moje nogi ocierały się o szeroko rozłożone uda pięknej nauczycielki a mój penis naciskał na coraz wilgotniejszą cipkę. Moja wilgoć mieszała się z jej wilgocią.
Wprawdzie cała ta sytuacja sprawiała, że dotarło do mnie, iż mogę spuścić się nie wchodząc w cipkę, ale… Ale moja głowa zaczęła żyć już własnym życiem. Każdy kolejny ruch mojego ciała był już obliczony na coraz mocniejszy odcisk penisa na cipce. Z każdym kolejnym ruchem wariowałem coraz mocniej. Musiałem odwróci jej uwagę.
Co ona wspominała wcześniej? Coś o całowaniu?
Zacząłem całować piękną twarz pani dyrektor. Przyjęła to całkowicie normalnie, nie licząc głębszego westchnienia. Całowałem zachłannie także ramiona schodząc nieco niżej. Rozgorączkowany wziąłem w usta nawet oba sutki, jednego za drugim. Boże, ja to robiłem…! Miętoliłem w ustach nagie cycki pani Kamili, naprawdę… I całowanie ich z pewnością nie pomagało w opanowaniu swoich myśli.
Ale, ku swojej satysfakcji stwierdziłem, że ona nie stawia oporu, że ją wręcz rozgrzewam. Naprawdę? Nie pomyliłem się? Nie wytrzymałem. Jedno uderzenie kutasem o cipkę. Drugie... Trzecie… Moja ręka zeszła w dół, chwytając penisa i rozpaczliwie próbując go nakierować. Rozpaczliwie, bo na tyle szybko, by pani dyrektor się nie zorientowała. Ale wychodziło mi to średnio. Uderzyłem w jej cipkę, wyprostowanym penisem. Pani Kamila nie zareagowała na moją niecną działalność. Więc ponowiłem. Znów bez reakcji. Obudziło to we mnie dziką nadzieję.
Zwolniłem, czując jednak jak na moich barkach zaciskają się ręce pani profesor. Ale także to, jak jej nogi rozchylają się jakby szerzej. Czy to było złudzenie…?
Ponowiłem atak i tym razem mój penis znalazł się o krok od celu.
- Ej… - usłyszałem jękliwy szept nad sobą a oczy pani Kamili otworzyły się szerzej.
Ale ja zwariowałem tak, że nie mogłem już odpuścić. Natychmiast zasypałem ją pocałunkami i jednocześnie zacząłem wiercić się tak, że mój penis… A w zasadzie jego połowa, zupełnie nieoczekiwanie, nawet dla mnie, znalazła się w cipce pani dyrektor!
Pani Kamila jakby zastygła nieruchomo, lekko wypinając swe ciało, tak, że stykało się z moim jeszcze silniej…
- Mikołaj… - jęknęła a ja nie byłem w stanie zrozumieć, czy to przygana i krytyka, czy…
Całowałem jak szalony, dając się ponieść kolejnej fali namiętności, czując jednocześnie, że zwycięstwo jest coraz bliżej. Pani Kamila nie zdobyła się na silniejszy protest, dodatkowo tłamsiłem ją swoją aktywnością na górze i sam już nie wiedziałem, kto tu tego czego chce i co w ogóle się dzieje. Wiedziałem tylko jedno.
Że mój sztywny penis rozepchnął wreszcie cipkę pani dyrektor i odniósł zwycięstwo wdzierając się w nią na cała długość! Tym razem to ja nie powstrzymałem jęku.
A więc to tak jest, gdy się wepchnęło kutasa w cipkę najpiękniejszej kobiety na świecie… Tak wyglądało to uczucie…!
Poczułem silniejszy nacisk dłoni pani dyrektor na swoich barkach, ale nie było już odwrotu. Szybko przypomniałem sobie jeden trick z pornosów. Zamiast ładować się jak najgłębiej, zatoczyłem penisem delikatny okrąg, rozszerzając wejście. Pani Kamila drgnęła, jej głowa wygięła się ku tyłowi.
Zadziałało! Co to był za widok…! Powtórzyłem ten manewr jeszcze z dwa razy, niwelując w ten sposób opór niezdobytej królowej. Może nie miałem doświadczenia, ale wiedziałem co oznacza ten wyraz twarzy kobiety. Podobało się jej! Dostarczyłem jej przyjemności!
No to było już chyba po wszystkim...
Rozgorączkowany całowałem jej piękną twarz i zacząłem wreszcie posuwać jak szalony. Tym razem już naprawdę.
Nie ogarniałem tego co się dzieje. To miała być gra, to miał być dotyk, to miały być pewne widoki, nawet pieszczoty. Już to ciężko było ogarniać.
Ale jak ogarnąć to, że leżeliśmy nago w łóżku i ruchaliśmy się?
Tak właśnie było. To musiałem sobie uświadomić. Że cała ta wycieczka, ta droga do jakiegoś tam zbliżenia się do pani dyrektor, ten cały zakład i cała ta gra dzisiejszego wieczoru… Że to wszystko dobiegło kresu i znalazło taki oto finał.
Taki, że leżałem nago na równie nagiej, pięknej pani dyrektor i ładowałem kutasa w jej wilgotną do granic i jeszcze bardziej rozgrzaną cipkę.
To było coś tak niewyobrażalnego, że natychmiast zwolniłem, napawając się tą chwilą, która przecież nie mogła trwać wiecznie. Napawałem się tak tą świadomością, jak i błogim wyrazem jej twarzy. Jeżeli był bowiem błogi, to znaczy, że mój kutas w jej cipce sprawował się tak jak trzeba i dostarczał pani dyrektor odpowiedniej dawki rozkoszy.
W tym momencie zwariowałem i zacząłem tylko żałować, że kamera tego nie obejmuje. Przez myśl przemknęło mi, że mógłbym oglądać filmik z tego wydarzenia codziennie całymi godzinami aż do śmierci.
Ale czy warto było sobie zawracać tym głowę w takim momencie? Posuwałem się w przód i w tył, napawając faktem, że mój sterczący penis wbija się w cipkę najpiękniejszej kobiety na świecie. Że ona przesuwa się po łóżku w rytm moich ruchów. Ruchów już nie spokojnych, tylko coraz bardziej zdeterminowanych, szybszych, w końcu wręcz atomowych.
Atomowych, bo nie dało się już utrzymać kontroli. Straciłem ją kompletnie, pierdoląc panią dyrektor na całego i wciąż z trudem uświadamiając sobie, że to właśnie robię.
Nie wytrzymałem, bo tego nie dało się wytrzymać. Ten zapach, ten żar, to uczucie, ta świadomość i mój własny kutas w jej cipce… Nie wytrzymałem i zacząłem naprawdę bombardować swoimi ruchami. Świadomość, że panuję nad panią dyrektor kompletnie, w stu procentach, musiała w końcu do tego doprowadzić…
- Aaach…! – wydarło się z jej ust w tym samym momencie, w którym ja sam zalałem jej mokrą cipkę spermą.
Tak, w ostatniej chwili zobaczyłem jak i ona sama traci kontrolę nad swym ciałem, jak wije się pode mną, jak jej uda zaciskają się na moich pośladkach… Boże, nie tylko sam ją przeleciałem, ale i ją samą doprowadziłem do orgazmu.
Przeleciałem… Naszą licealna panią dyrektor, najpiękniejszą kobietę na świecie… Przeleciałem… Jak to brzmiało…
- Aaach…  powtórzyła słabszym głosem i opadła bezwładnie na łóżko.
Drżąc na całym ciele, powoli wysunąłem penisa z cipki pani dyrektor. Opadłem na łóżko tak jak i ona, tuż obok.
O czym było myśleć w tej sytuacji? Poczułem kosmiczny zawrót głowy. To wszystko, co tu się wydarzyło…
Leżeliśmy oboje bez ruchu i bez słowa. Nadzy, obok siebie. Nie mówiliśmy nic. Ja, bo nie chciałem niczego spieprzyć, bo pragnąłem, by ten moment, w którym leżę obok naszej, nagiej, szkolnej piękności trwał w nieskończoność. Ona? Nie wiem. Może się wstydziła? Może powoli docierała do niej świadomość tego, czego się dopuściła?
Że dała się przelecieć jednemu ze swoich uczniów? Do tego homoseksualiście…
Minuty upłynęły nim w końcu wstałem. Na moment zawahałem się, ale uznałem, że mogę przejść tak przed kamerą. W końcu przed chłopakami nie musiałem się wstydzić.
Nie widzieli niczego, poza naszymi stopami, może łydkami. Poza tym, że moje znajdują się między nogami pani dyrektor. Więcej słyszeli, niż widzieli. Teraz mogli zobaczyć, choć pewnie nie tego chcieli. Ale ja mogłem mieć satysfakcję. Przeszedłem się po pokoju kompletnie nagi.
Podszedłem do wyłącznika i zgasiłem światło. Wracając podniosłem z podłogi okrycie. Ponownie położyłem się na łóżku, obok wciąż milczącej, jakby nie kontaktującej pani dyrektor i okryłem nas obojga kocem.
Być może zaskoczyłem ją tym gestem, być może trochę rozładowałem atmosferę. Obróciła się w moją stronę i spojrzała w moją twarz. Nic z niej nie wyczytałem, bo było już zbyt ciemno. Nie miałem pojęcia, czy jest jej dobrze, czy wręcz przeciwnie. Czy w jej spojrzeniu kryje się krytyka, albo przygana w stosunku do tego, czego się dopuściłem, czy może co innego.
Milczałem i ja nie mając odwagi by się odezwać.
Starałem się tylko sobie wmówić, że jestem niewinny. Przecież to ona to wszystko wymyśliła. Może bez tego aktu finałowego. Ale przecież jakby tego naprawdę nie chciała, to mogłaby zaprotestować jakoś wyraźniej. Może powstrzymała ją ta świadomość, że sprzeciwiając się zbyt wyraźnie zepsułaby całą scenę?
Hm, nie za dużo tego rozmyślania…?
No właśnie, skoro…
Skoro pani dyrektor, z pewnym zawahaniem, ale jednak, złożyła głowę na mojej klatce piersiowej. Znów poczułem jej zapach. Zapach włosów, zapach kobiety.
Drgnąłem lekko, poczuwszy jej dłoń na brzuchu. W odpowiedzi objąłem ją ramieniem. Poczułem się zrelaksowany i jednocześnie potwornie zmęczony. Zamknąłem oczy, wsłuchując się w usypiający odgłos deszczu, który spadł... Nawet nie wiedziałem kiedy. 
 

- Mikołaj… - usłyszałem wyraźny szept w uchu.
Drgnąłem otworzywszy oczy. Deszcz wciąż lał, chociaż chyba ustawał. Może to dlatego spałem jak zabity. Spojrzałem w zegar wiszący na ścianie. Było kilka minut po dziesiątej.
Zaraz, zaraz… Acha… Leżę w łóżku, obok mnie kobieta… Pani Kamila, pani dyrektor… Ach, tak…
Spojrzałem w bok. Pani Kamila przykrywając się kocem patrzyła z napięciem w moją twarz.
- Przepraszam, że cię budzę… Byłbyś tak miły i podał moje ubranie?
No tak… Ani słowa o wczorajszych zmaganiach…
Zerknąłem w bok. Faktycznie, sukienką, wraz z majtkami poleciały trochę daleko i były pod ostrzałem kamery zamontowanej w breloku. Pewnie nikt już nie oglądał, ale to przecież mogło się nagrywać…
- Przykro mi, ale ja też jestem nagi… - odparowałem w przypływie dobrego humoru i chęci podroczenia się z piękna panią dyrektor wciąż leżącą obok mnie kompletnie nago. Poza tym, że przykrytą kocem.
Milczała przez moment, wpatrując się we mnie.
- Ty masz dużo fajniejsze ciało, niż ja.
Co…? Że ja…? Co to za ponure żarty? Spojrzałem z potępieniem.
- Mimo całej sympatii do pani… Nie powinna pani w ten sposób fałszować rzeczywistości.
Znów milczała wpatrując się we mnie.
Aż w końcu pochyliła się tak, że poczułem dreszczyk na skórze.
- Naprawdę uważasz, że żartuję?
- Nie wiem, niech pani wypowie się szerzej.
Odsunęła się, jakbym poprosił o coś nienormalnego.
- Podasz mi w końcu ubranie?
- Też chciałbym zobaczyć panią nagą – szedłem w bezczelność.
Choć czy naprawdę? Wczoraj daliśmy taki popis, że, uwzględniając to, tego tekstu chyba nie dałoby się zaliczyć do bezczelnych tylko raczej dość normalnych.
Z drugiej strony tak zwracać się…
- Ładnie tak zwracać się do pani dyrektor? – dość spokojnym tonem uderzyła w taką nutę.
Nie odwróciłem wzroku.
„Do pani dyrektor, z którą wczoraj tak ładnie się grzmociliśmy? A teraz…”
- Wczoraj tak ładnie ze sobą współgraliśmy a pani nie wróciła do tego ani słowem. Tak samo teraz nie chce pani rozwijać tematu cielesnego… - nie ustawałem.
Patrzyła wciąż w moje oczy.
- Po prostu proszę, żebyś podał mi ubranie – odpowiedziała. – A reszta przyjdzie sama z siebie.
Co miałem zrobić? Zsunąłem z siebie okrycie i stanąłem na nogach, ruszając w głąb pokoju, zbierając rozrzucone ciuchy pani dyrektor i świecąc przed nią gołym tyłkiem.
Wróciłem, trzymając je w dłoni. Pochyliła się ku nich, ale w tym momencie ja wskoczyłem na łóżko, tak, że mój penis znalazł się niebezpiecznie blisko twarzy pani Kamili. Odsunęła się nieco skonfundowana a ja położyłem jej ubranie na stoliku znajdującym się po mojej stronie.
- Co robisz? – zapytała zdradzając lekkie podirytowanie.
- Ubranie już jest, teraz kolej na panią – znów nakryłem się okryciem.
- Na mnie, tak…?
- Tak. Nie dam się zbyć byle czym – postawiłem się twardo. – A poza tym nawet nie widziałem pani tyłeczka.
Chyba poczuła się przegrana, ale po ostatnich słowach raczej sprawiała wrażenie rozbrojonej, niż zirytowanej.
- Pierwszy raz widzę homoseksualistę, któremu tak zależy na moim tyłku – skomentowała nieco ironicznie, ale jednak dość subtelnie.
- Z tego co wiem, pani w ogóle pierwszy raz widzi homoseksualistę – odpowiedziałem zadziwiająco swobodnie, choć zaczęło mnie to nieco wkurzać. Naprawdę wierzyła jeszcze w tą bajkę?
- Nie oddasz mi tego ubrania? Rozumiem, że to szantaż, tak?
- Tak. Najpierw moje potrzeby, potem pani.
- Wybierz jedno. Co mam zrobić?
- Hm… No to niech pani powie, jakim cudem uznała pani moje ciało za fajniejsze, niż swoje własne. Tylko bez krętactw, bo podrę na strzępy – zagroziłem.
Zareagowała pobłażliwym wzrokiem na tę groźbę. A potem jej twarz nieco spoważniała.
- Naprawdę, dziwię ci się… Jesteś bardzo przystojny i masz fantastyczne ciało – westchnęła lekko a potem zalała nieznacznym rumieńcem wstydu po tym wyznaniu. – No… Już?
- Ja przystojny? – oczy wyszły mi na orbit. – I fantastyczne ciało?
- No nie udawaj – zirytowała się nieco. – Kto powiedział, że musi być jeden kanon atrakcyjności? Jak dla mnie jesteś przystojny, może także dlatego, że masz coś w sobie. A ciało… Chyba żartujesz, mnie się naprawdę bardzo podoba. No… Dawaj!
- Zaraz… Skoro takie mam ciało, to może…?
- Mikołaj…!
W reakcji na słowa pani dyrektor zbliżyłem się do niej, sięgając pod okrycie i zaciskając dłoń na jej nodze. Przez chwilę szamotaliśmy się, raczej w formie żartu, przynajmniej takie miałem intencje. Fakt, wyglądało to zabawnie, bo pani Kamila mogła bronić się jedną ręką. Drugą musiała pilnować, by okrycie nie spadło i nie odsłoniło jej nagich przecież piersi.
- Mikołaj! – powtórzyła stanowczo, widocznie nie do końca akceptując moje wygłupy.
- Dobra, dobra… - poddałem się, chwytając sukienkę i majtki. – Ale jeszcze jedno musi mi pani obiecać.
- Co takiego? – spojrzała niemal zaciskając zęby.
- Że ta nasza znajomość – położyłem akcent na „ta”. - Nie skończy się na tym.
Nie robiłem sobie wielkich nadziei, ani złudzeń. Rodzina, sytuacja na linii uczeń – pani dyrektor… Po prostu byłem ciekaw jej reakcji.
Zastygła niepewnie.
- Mikołaj… To nie czas i miejsce na takie deklaracje.
- Po prostu nie chciałbym, żeby to wszystko wyglądało tak… Że wczoraj było to co było a teraz nagle nie znamy się i żegnamy…
Z uwaga patrzyłem jak twarz pani Kamili przybiera różne wyrazy, nawet chyba rozbawiony.
- Mikołaj… Wrócę z ubikacji, porozmawiamy, w porządku?
Dobre i to. Z pewnym oporem podałem pani dyrektor ubranie.
Wciągając majtki pod okryciem patrzyła na mnie. Sprawdzając, czy i ja patrzę na nią. Oczywiście, że patrzyłem.
Następnie odwróciła się, wkładając od góry sukienkę. Mogłem tylko dostrzec niewielki zarys nagich piersi pani dyrektor. Dobre i to…
- Pani Kamilo… - przypomniałem sobie nagle, gdy już wstawała. – Ale w łazience…
- Dobra, dobra… - machnęła szybko ręką, chcąc odejść, ale nagle jeszcze pochyliła się ku mnie. – Wiem gdzie jest. Powiesiłam ręcznik tak, że mogę bez przeszkód robić to co chcę.
Uspokojony opadłem na łóżko, patrząc jak moja piękność wychodzi do toalety.
Moja, heh…
No właśnie. Czy nie lepiej powoli wrócić do równowagi i przyjąć, że był to… Może nie tyle piękny sen, bo wydarzył się naprawdę. Po prostu epizod, który jaki piękny i niezwykły by nie był, po prostu w tym momencie właśnie dobiegał końca.
Spochmurniałem nieco. Pani Kamila była super laską, to na pewno, tyle, że… Dla mnie miało to znacznie… No dobra, skłamałbym, gdybym powiedział, że nie miało. Ale nie o to chodziło. Ja ją naprawdę polubiłem. Chodziło o całokształt, o nią samą. Była po prostu nie dość, że piękna, to przede wszystkim bardzo kobieca. Tak, lubiłem ją. Hm, czy aby na pewno tylko lubiłem…?
- Co tak zmarkotniałeś? – wyrwał mnie z zamyślenia kobiecy głos.
Pani Kamila miała na sobie tylko majtki i stanik. Sukienka poszła pewnie do kosza, wczorajsze majtki też. Tyle zauważyłem.
Ale odpowiedzieć już nie zdołałem.
- Czy to aby nie nasz kolega Piotr się tu kręci?
Skierowałem oczy wraz za wzrokiem pani dyrektor. Przez szczelinę między zasłoną a ścianę, w oknie zobaczyłem idącego swobodnie Pelargonię. Co on tu robił? Hm…
- Pewnie zgubił tu coś podczas wczorajszej wizyty i teraz sobie o tym przypomniał – domyśliłem się szybko.
- Znikaj do kuchni – poleciła mi pani dyrektor.
Natychmiast wyskoczyłem z łóżka, zbierając szybko z podłogi bokserki. Wciągnąłem je na siebie już w małej kuchni, gdy rozlegało się pukanie do drzwi. Ominął mnie początek rozmowy, gdy stanąłem na nogi, Pelargonia był już w środku.
Na stole w kuchni znajdowało się niewielkie lusterko. Patrząc w nie mogłem od biedy zorientować się co dzieje się w pokoju. Widziałem, że Pelargonia opowiadając coś miał problem z utrzymaniem wzroku w oczach pani dyrektor.
Z jednej strony nic dziwnego, z drugiej… Poczułem pewną zazdrość, że Pelargonia pożądliwie patrzy teraz na ciało pani dyrektor, która prezentuje mu się bezwstydnie w samych majtkach i staniku. Zdążyłem już zapomnieć, że wczoraj miał praktycznie takie same widoki.
Pelargonia zniknął na chwilę w łazience a ja… Z pewnym zdziwieniem zobaczyłem jak ani Kamila zamyka drzwi wejściowe do domku na klucz. Hm, co ona planowała?
- Aha, jeszcze wczoraj coś tu chyba zostawiłem – rozbrzmiał głos licealisty po tym, gdy wrócił do pokoju. – Brelok do kluczy, jeśli mogę do poszukać…
- To jest to? – przez odbicie w lustrze widziałem tylne części ciała pani dyrektor i ją samą chwytającą niewielki przedmiot obok półki z książkami.
Za nią podążał gapiący się na jej tyłek Pelargonia.
- Dokładnie tak, jeśli mogę…
- Chwileczkę a co to w ogóle jest? – Pani Kamila odwróciła się frontem do Pelargonii. – Fakt, to brelok, ale ja tu widzę, jakąś lampkę. Hm, nie podoba mi się to… - zawahała się na moment.
- To się świeci, jak się zgubi, to jest takie światełko… - tłumaczył naprędce Pelargonia.
- Światełko? – przerwała dyrektorka. – To dlaczego ja tu nie widzę żadnego światełka? Hm, coś mi tu śmierdzi, dałabym sobie głowę uciąć, że widziałam już coś takiego, ale… O, już wiem! To była kamera w jakimś filmie o Bondzie!
- Jaka kamera? – zdumiał się Pelargonia a ja zaciekawiony spojrzałem tym razem nie w lustro, które ograniczało mi trochę możliwości obserwowania sceny, lecz w drzwi, wychyliwszy się nieco.
- Kamera! – powtórzyła pani Kamila przybierając zdecydowaną postawę. – Piotr, jeśli jest tak jak myślę… - jej mina robiła się coraz bardziej agresywna. – Nie… Ja to zostawiam dla siebie, musze to sprawdzić. Nie chce mi się wierzyć, że mogłeś się posunąć do czegoś takiego, by mnie podglądać.
Twarz pani dyrektor przybrała srogi wyraz. Spojrzała pytająco na Pelargonię.
Byłem strasznie ciekawy po co jej to wszystko, skoro wiedziała. I jak zareaguje na to kumpel z klasy.
I musiałem przyznać, że zaskoczył mnie.
- Tak, to kamera – przyznał się natychmiast. – Zostawiłem ją tu celowo.
- Piotr…! – zaczerpnęła tchu pani Kamila, otwierając szeroko usta. – Zostawiłeś celowo? W celu podglądania mnie? Wiesz czego się dopuściłeś? Zostaniesz za to zawieszony w prawach ucznia a ja wytoczę ci proces sądowy! Czy rozumiesz…
- Zaraz, zaraz, pani dyrektor – Pelargonia zachował zadziwiający spokój. – Może porozmawiamy o tym co dzięki tej kamerze widziałem?
- Co takiego widziałeś?! – podniosła głos pani Kamila.
Chyba pierwszy raz widziałem ją taką. W szkole wystarczał surowy wzrok, jej zniewalające oczy i lekko pochylona głowa, by przeciętny licealista natychmiast się uspokoił. A tym razem…
- Widziałem panią i Mikołaja… - wyjaśnił Pelargonia, niemal triumfującym głosem. – To co pani robiła wczoraj z moim klasowym kolegą kwalifikuje się jeszcze bardziej do wyrzucenia pani ze szkoły! Czy nie mam racji?
Zobaczyłem, że panią dyrektor zatkało. Hm… Czyżby nie przewidziała tej prostej do przewidzenia kontry?
- Zaraz, zaraz… - rozpoczęła dużo bardziej pojednawczym tonem. – Chcesz powiedzieć, że oboje popełniliśmy wykroczenie…
- Nie! – tym razem to Pelargonia przystąpił do ataku. – Ja, owszem, ale mnie gówno obchodzi, że ktoś mnie wyrzuci ze szkoły, nie jest mi do niczego potrzebna! A pani? Pani będzie musiała szukać nowej pracy, ale nie jako nauczycielka, gdy wszyscy się dowiedzą, że się pani ruchała ze swoim uczniem!
Drgnąłem. Hm, coś mi tu nie grało. Po co pani Kamila w ogóle zaczynała ten temat? Pelargonia miał sporo racji.
I z niepokojem zobaczyłem, że nasza pani dyrektor pokornieje. Jej agresja przeminęła, teraz patrzyła badawczo w  twarz Pelargonii.
Tym bardziej odnosiło się to dołujące wrażenie, jeżeli wziąć pod uwagę, że stała przed nim w samej bieliźnie.
- Posłuchaj – jej ton zmienił się w jeszcze bardziej pojednawczy. – Może trochę się zagalopowałam, może zatem dogadamy się. Przemilczę ten incydent z kamerą a ty nie wspomnisz ani słowem o tym, co widziałeś. Zgadza się?
Drgnąłem raz jeszcze. Jak to? Przecież to nagranie nie dość, że już na bank widziało kilkanaście osób, to jeszcze zostało zarejestrowane i Pelargonia miał je w laptopie! Co to za układ? Zupełnie niekorzystny dla pani dyrektor! Pelargonia mając nagarnie na komputerze mógł je wykorzystać w dowolnym momencie!
W ostatniej chwili coś mnie powstrzymało przed wyjściem z kuchni i wtrąceniem się w ten targ. Ale co? Coś mi tu nie grało…
- Byłbym się w stanie zgodzić pani dyrektor, ale prawdę mówiąc jest to dla mnie niekorzystne – pokręcił głową Pelargonia.
Co?! Jak on śmiał…!
- Jak to niekorzystne? – odpowiedziała pytaniem pani Kamila, patrząc nieustannie w twarz licealisty i nie zwracając uwagi, że on tez patrzy, ale wszędzie indziej, niż w oczy.
- Tak jak powiedziałem. Mnie mogą z budy wywalić, mi to wisi. Nawet mogę przyjąć jakąś tam karę w sądzie, nie boję się tego. Ale pani zostanie wywalona ze szkoły i nigdy nie będzie mogła pani wrócić do zawodu. Kto więc może więcej stracić na całej tej imprezie?
- Piotr… Czy dobrze zrozumiałam, że pachnie mi tu jakimś szantażem? – pani Kamila chwyciła się za biodra i zmrużyła oczy.
- Niech pani to nazywa jak chce… - wzruszył bezczelnie ramionami Pelargonia. – Ja tylko wiem, że taki biznes, to żaden biznes.
- Nie obchodzi mnie to – rzuciła kategorycznie pani dyrektor. – Myślę, że się dogadaliśmy, wykładając swoje racje. Będzie lepiej, jeśli wrócisz do siebie i zapomnisz o wszystkim, tak jak zaproponowałam.
- To ja mam dla pani inną propozycję… Zapomnę, ale dopiero wtedy, gdy zrzuci pani z siebie te nędzne ciuszki.
Drgnąłem po raz trzeci, czując jak krew burzy się w żyłach. A to cham bezczelny…
- Piotrze… Udam, że nie słyszałam tego co powiedziałeś a teraz po prostu wyjdź.
- Skoro pani nie słyszała, to powtórzę – głos Pelargonii nabrał odcieni szyderstwa. – Zapomnę o sprawie, gdy powtórzy pani ze mną to co wyrabiała z tym pederastą…
- Nie mów tak o Mikołaju, dobrze? – usłyszałem ostrzejszy ton pani Kamili. – Po drugie, po tym co powiedziałeś, nie mam do ciebie żadnego zaufania. Nie idę z tobą na żaden układ. Wybij to sobie z głowy – zapowiedziała kategorycznie.
- Daję pani ostatnią szansę…
- Nie ma mowy o żadnej szansie… - przerwała mu natychmiast.
- Dobrze – wzruszył ramionami Pelargonia. – Skoro tak ma być, to ja chętnie spotkam się z panią w sądzie. Ale niech pani jest pewna, że to nagranie jeszcze dzisiaj zobaczy cała szkoła.
Zapadło milczenie. Wróciłem do lustra, bo Pelargonia tracił powoli nerwy i rozglądał się dookoła. W sumie, to nie wiedziałem, dlaczego mam się chować przed nim, ale skoro pani Kamila nie wywoływała mnie z kuchni…
- Piotrze… - usłyszałem z niepokojem, że głos pani dyrektor jakby osłabł. – Już powiedziałam, że nie mam do ciebie żadnego zaufania. Nawet gdybym się zgodziła, to potem wrócisz i co…? Nie, nie ma mowy!
Boże… To zabrzmiało, jakby się łamała… Poczułem, że krew krąży jeszcze szybciej… Czy to możliwe, że zgodziłaby się z nim…? Ona? Pani Kamila? Przecież ona jest taka…
Zaraz… Przecież nie dalej, jak pół doby temu zrobiła to ze mną. Czy ja jestem jakiś młody Bóg, że w mojej obecności uginały się jej kolana? Może tak naprawdę dla niej to pestka? Może…?
- Daję pani moje słowo, nic więcej – zapewnił solennie Pelargonia a z jego głosu wyczytałem, że i jemu krew uderzyła do głowy. Widocznie nagle uznał, że stoi przed zupełnie niespodziewaną i niewyobrażalną szansą. – Pani dyrektor… Może jestem, jaki jestem, ale jeśli przystałaby pani na moje warunki, to ja dotrzymałbym swoich na sto procent!
Gadał jak napalony dzieciak i pani Kamila musiała mieć tego świadomość. To było oczywiste. Ale ona milczała. Nie rozumiałem już niczego.
Milczała… Jakby naprawdę rozważając bezczelną propozycję Pelargonii. Milczała spoglądając gdzieś przez okno, co licealista wykorzystywał, by chłonąć wzrokiem jej prawie nagie ciało.
- Dzisiaj wyjeżdżamy… O pierwszej ma być zbiórka… - perorowała nieskładnie, niczym jakaś co najwyżej gimnazjalistka, rzucając dość absurdalne argumenty.
- Przecież zdążylibyśmy… - zakwilił Pelargonia a ja bez trudu stwierdziłem, że chłopakowi przyspieszył oddech.
W sumie mi też.
- Może… Może… - urywała pani Kamila, nie kończąc myśli i kierując wzrok gdziekolwiek, byle nie na bezczelnego licealistę. Urywała, jakby chcąc, by to on przejął…
- Pani Kamilo… - usłyszałem drżący szept, który sprawił, że moje mięśnie napięły się do maksimum.
A napięły się jeszcze mocniej, gdy w lustrze zobaczyłem jak zbliżył się do pani dyrektor, jak objął ją w biodrach, jak…
- Czekaj… - powstrzymała go, wyrywając się z objęć. – Trzydzieści minut, nie więcej – zastrzegła.
- No… - tylko na taką odpowiedź było stać Pelargonię, zupełnie w tym momencie wytrąconego z równowagi.
Zdębiał, ale ja chyba jeszcze bardziej. Znów wyjrzałem ostrożnie przez drzwi, bo stał tyłem do mnie. Stał a…
Serce nie tyle uderzyło, ile wręcz pierdolnęło z całej siły w klatkę, gdy zobaczyłem panią dyrektor… Rozpinającą stanik… Dokładnie tak, aż przetarłem oczy ze zdumienia. Na litość boską…!
Zobaczyłem nagie piersi pani dyrektor. W normalnych okolicznościach byłoby to coś niezwykle podniecającego. A tutaj… Zacząłem po prostu drżeć. Jak to? Uległa szantażowi i da się przelecieć Pelargonii? Do jasnej cholery, jakim prawem?!
Nie zdążyłem dokończyć myśli, gdy w efekcie energicznego ruchu dłoni naszej nauczycielki, opadły w dół spodenki Pelargonii. Spodenki, wraz z bokserkami. Spojrzenie pani dyrektor powędrowało w dół.
- Ach tak… - skomentowała.
Wybałuszyłem oczy, widząc jak pani Kamila bierze penisa w dłoń. Pomasowała go przez moment a jej twarz… Jakby wypogodziła się. Jakby nawet pojawił się cień uśmiechu.
Oczy wraz z ustami otworzyły mi się jeszcze bardziej, gdy pani dyrektor uklęknęła posłusznie przed chyba oniemiałym jak i ja Pelargonią. Z bliska przypatrywała się jego penisowi.
Trwało to kilkanaście sekund, może nawet pół minuty. Pół minuty masowania członka. Tak, jakby zaczęło jej to sprawiać coraz większą przyjemność. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom.
- Podoba ci się? – usłyszałem cichy, subtelny głos.
- Bardzo – sapnął Pelargonia. – Niech pani… Robi to dalej.
Wstała z kolan.
- Zrobię – nie zmieniła tonu. – Ale po swojemu. Rozbieraj się, szybko.
Jakby Pelargonia miał z tym jakieś opory, to pokonała je. Poprzez to, że sama, nie patrząc nawet na swego ucznia, zdjęła własne majtki.
Wyprostowała się, jakby paradowanie nago przed dwójką dowolnych uczniów, było dla niej zupełną codziennością. Mimo, że ja wciąż nie mogłem uwierzyć w to, że widzę ją znów kompletnie nagą. A jeszcze bardziej w to, co miało stać się za chwilę.
Pelargonia w błyskawicznym tempie pozbył się ubrania. Aż tu czułem jego szybszy oddech. Schowałem się na moment, wracając do lusterka, bo oglądanie gołego dupska Pelargonii nie było czymś najprzyjemniejszym.
- Siadaj! – usłyszałem bardziej zdecydowany głos pani dyrektor.
Kompletnie zamroczony Pelargonia chyba nie wiedział jak to się stało. Zwalił się na krzesło a nim się spostrzegł miał już jedną dłoń przywiązaną do oparcia.
- Zrobimy to na moich zasadach – oznajmiła pani dyrektor.
- Ale…
- Milcz! Druga ręka!
Poddał się łatwo i w ten oto sposób został unieruchomiony. Widząc, że siedzi, znów odważyłem się wyjrzeć przez drzwi. W zasadzie w tym momencie już po prostu w nich stałem. Także dlatego by przypomnieć pani dyrektor, że wcale nie musi się do tego posuwać, że…
Chlast!
Kompletnie zszokowany w ostatniej chwili zarejestrowałem uderzenie, które wylądowało na policzku Pelargonii. Znów otworzyłem szeroko oczy.
- Ty mały, śmierdzący gnojku! – huknęła pani dyrektor, stojąc w rozkroku kompletnie nago przed tak samo jak i ja zszokowanym licealistą. – Myślisz, że jestem jakąś głupią nastolatką, która da się tak łatwo zaszantażować!? To patrz w jakim jesteś błędzie!
Nie zdążyła postawić wykrzyknika w ostatnim zdaniu a jej otwarta dłoń po raz drugi wylądowała na szerokim policzku Pelargonii, aż ten jęknął z bólu.
- Ty możesz opowiadać bajki, że wyrzucenie ze szkoły nie grzeje cię, ani ziębi, ale twoim kolegom, którzy brali udział w tym niecnym procederze, już by nie było do śmiechu! Naprawdę chcesz mieć na pieńku z taką grupą ludzi?!
Jeszcze jedno chlast!
- To co widziałeś w kamerze, to… Niczego nie widziałeś! Z dziecinną łatwością obroniłabym się przed zarzutami o uprawianie seksu ze swym uczniem, bo na nagraniu niczego nie ma! Chciałeś straszyć mnie nagraniem, które tak naprawdę nie istnieje, na którym niczego nie ma!
Odsapnęła i tym razem wreszcie powstrzymała się od wymierzenia kolejnego policzka.
- Pomyśl sobie tłumoku, w jaki sposób oskarżono by mnie o seks z uczniem, kiedy okazałoby się, że jest nim znany w całej szkole homoseksualista, co? Myślenie nigdy nie było twą mocną stroną.
Znany? Hm… Nie powiem, żeby ten komplement mi się spodobał…
Ostatnie słowa padły już spokojniej. Pani Kamila sapnęła raz jeszcze i odsunęła swoje długie, ciemne włosy znad twarzy.
- Mikołaj… - zwróciła się do mnie łagodniej.
Wszedłem, nie wiedząc gdzie patrzeć. Czy mierzyć się wzrokiem ze związanym Pelargonią, czy też mierzyć wzrokiem coś zupełnie innego.
Strasznie zdumiewające było to, że pani dyrektor sprawiała wrażenie, jakby w ogóle nie przejmowała się swą kompletną nagością wobec dwójki swoich uczniów. Wciąż stała w rozkroku przed Pelargonią, prezentując przede wszystkim jemu, ale także i mnie swoje nagie piersi. I cipkę.
Pelargonia też nie wiedział, czy zaskoczony gapić się na mnie, czy na panią dyrektor, czy wreszcie bronić swoich racji. Ale tych ostatnich nie mógł. Gdy tylko otworzył usta i wyrzucił z siebie pierwsze słowa, pani Kamila natychmiast sięgnęła po jakiś kawałek szmatki i po prostu przewiązała je. Jeden problem został rozwiązany.
- Mikołaju, przepraszam cię za to widowisko – sapnęła pani dyrektor podchodząc do mnie.
Może wczoraj widzieliśmy się już kompletnie nago, może nawet pieściliśmy się i po prostu uprawialiśmy seks. Ale dzisiaj jakbym o tym nie pamiętał, czując respekt do pani dyrektor. Tak… Jeszcze przed chwilą brałem ją niemal za jakąś zboczona wariatkę, która chce dać się przelecieć kolejnemu licealiście a tymczasem… Wyreżyserowała wszystko jak trzeba podejmując odpowiednie decyzje w ułamku sekundy.
Tak jakby nagle przypomniała i sobie i przede wszystkim nam, kto tu rządzi a kto ma słuchać. Stąd ten respekt.
Chyba wyczuła go.
- Zachowałam się karygodnie, niegodnie do funkcji, którą pełnię, prawda? – zapytała niemal tak subtelnie, jakby to było wczoraj i wszystko miało prowadzić ku jednemu.
- Nie… Uważam, że on zasłużył sobie na to – odrzekłem nieco chrapliwym tonem.
„Karygodny to jest co najwyżej pani brak stroju”, chciałem dodać, ale na to odważyłem się tylko w myślach.
- Mikołaju, bądź szczery… Zasłużyłam sobie na karę, prawdę?
Zdębiałem. Pani Kamila stanęła między mną a Pelargonią. Co by nie mówić o jego położeniu, miał przed swoim nosem nagie dupsko najpiękniejszej kobiety na świecie.
- Prawdę mówiąc zasługuje pani na karę, za prezentowanie swoich walorów temu obwiesiowi – zareagowałem trochę niepewnie.
- O… - skomentowała krótko i w tonie, jakby przepraszającym. – Co mogę zatem dla ciebie zrobić?
Hm…?
- Zrobić?
- Tak. W ramach przeprosin…
Patrzyła mi prosto w oczy a ja ledwo to wytrzymywałem. O co jej znów…?
- Żałowałeś, że czego nie widziałeś, więc może to ci pomoże…
Odwróciła się ode mnie, raz jeszcze podchodząc do Pelargonii. Znalazła jeszcze jedną szmatkę i tym razem przewiązała mu oczy. A ja w tym czasie miałem okazję zobaczyć jej nagie pośladki tak naprawdę po raz pierwszy.
Oblizałem suche wargi. Pelargonia został unieszkodliwiony podwójnie. Znów poniekąd zostałem sam na sam ze swa królową. Tym razem bez żadnych ceremoniałów, była już naga. I znów zwróciła się w moją stronę, patrząc wyczekująco.
Przełknąłem ślinę.
Pani Kamila, w normalnym wydaniu esencja kobiecości… Tutaj w sumie też, ale jakoś tak, z uwagi na brak ubrania wydała mi się jeszcze zgrabniejsza, wiotka, szczuplejsza. Jednym słowem, bardziej dziewczęca, niż kobieca.
- Może jeszcze jest coś, czego nie zrobiłam? – na dodatek jej głos zdradzał jakby mniejsza pewność siebie.
To już nie była ta zdecydowana pani dyrektor, która tłukła po gębie związanego Pelargonię.
A mi znów coś zaczęło świtać w głowie.
- Nie pokazała mi pani, jak bardzo podoba się jej moje ciało… A mówiła pani, że jest fantastyczne – wydukałem, jakbym wstydził się obecności trzeciej osoby w tym pokoju.
Patrzyła mi w oczy. A potem chwyciła moją dłoń i wsunęła ją w swe długie włosy. I ścisnęła ją.
Więc i ja ścisnąłem jej włosy.
- O… - mruknęła zniewalająco.
I nic. Stała, jakby czekając na ciąg dalszy.
Acha, no więc… Z coraz silniej bijącym sercem ścisnąłem jeszcze mocniej i najpierw przyciągnąłem ją w ten sposób do siebie a potem… A potem pani dyrektor zaczęła się pochylać.
- Skoro klęczała pani przed nim, to powinna także i przede mną – oznajmiłem.
W zasadzie to opadła na podłogę. Siłą rzeczy, jej czarne włosy wyślizgnęły mi się z dłoni. Ale widok, który ujrzałem oddał mi to wszystko. Naga pani dyrektor klęcząca przede mną…
- Bardzo nagrzeszyłam? – zapytała z jakąś obawą.
Nie no, nie bardzo, ale…
- Tak, bardzo – oznajmiłem silniejszym tonem. – Niech pani opowie szczegółowo…
- A nie będzie lepiej, jeżeli ci po prostu pokażę? – usłyszałem natychmiast.
Wzruszyłem ramionami. Czemu nie?
- Proszę bardzo.
I jeśli miałbym żałować swojej decyzji, to po pierwszej sekundzie musiałbym przestać.
Zobaczyłem, jak nagie ciało pani dyrektor wygina się, jak jej pośladki wypinają się w stronę kuchni. A jej głowa obniża się, po to, aby… Aby jej gorące usta pocałowały moje nagie stopy.
Drgnąłem, nieco zszokowany. Tylko nieco, bo po tych wszystkich przeżyciach… Ale to wciąż był szok. Osłupiały patrzyłem jak usta pani Kamili całują moje stopy, centymetr, po centymetrze. I nie tak na odpierdol, nie… Całują namiętnie a potem zaczynają piąć się w górę.
Co tu się znów odgrywało…? O co tu chodziło? Czy ona miała jakiś fetysz, jakiś… Ale jaki? Że lubiła męską dominację?
Trudno przychodziło mi logiczne myślenie i wyciąganie wniosków, gdy widziałem pod sobą kompletnie nagą piękną panią dyrektor, pokornie całującą i liżącą moje nagie stopy. Nie no… Tego nie byłbym w stanie spodziewać się w najbardziej wyuzdanych fantazjach…
- Tak, liż mi je suko, za karę… - wyrwało mi się z ust zupełnie bez kontroli.
- Mikołaj… - usłyszałem tylko szept z dołu.
I nie wiedziałem, czy był to szept krytyki, czy nie. Ale skoro nie miałem pewności, to…
- Co mam jeszcze całować? – usłyszałem.
- Wyżej… - sapnąłem coraz bardziej rozstrojony.
I doczekałem się natychmiastowej a jednocześnie jak najbardziej zdumiewającej reakcji pani dyrektor. Natychmiast dostosowała się do mojego polecenia całując moje nogi, mocno zachłannie, wręcz agresywnie. A jej dłonie przesuwały się w górę moich nóg, zostawiając na mięśniach i skórze mocny odcisk.
Tak jakby pani Kamila za wszelką cenę chciała potwierdzić swe własne słowa o tym, że ta stylówka faktycznie na nią działa. Że to nie tyle są przeprosiny, ile ja… Faktycznie się jej podobałem…? Że jak najbardziej robiła to, bo chciała?
Mój penis zesztywniał w ciągu sekundy, gdy tylko sobie to uświadomiłem. No i nie tylko dlatego. Świadomość silnych, namiętnych pocałunków pani dyrektor, w których ona… Dokładnie tak, praktycznie się zatracała, jakby tracąc nad sobą kontrolę jeszcze bardziej, niż ja… To, że jej gorące usta były coraz wyżej, ponad moimi kolanami, na moich udach, na…
Naprawdę, sama z siebie, chwyciła ciepłą dłonią moje jądra. Odetchnąłem głębiej. Z niesamowitym napięciem spoglądałem w dół. Czy rozpędzona pani dyrektor nie poprzestanie na tym i faktycznie…?
Nasze spojrzenia spotkały się. W pierwszej sekundzie wyczytałem w jej wzroku zawahanie. W drugiej zrozumiałem coś więcej. W trzeciej połączyłem fakty. W czwartej…
W czwartej raz jeszcze chwyciłem dłonią długie, czarne włosy pięknej dyrektorki, ściskając silnie i kierując je stronę mojego sterczącego kutasa.
- Tu… - rzuciłem tylko krótko, nie mając tej ostatecznej pewności, czy zwrócić się do niej śmiesznie per „pani dyrektor”, czy po prostu po imieniu.
Ale ona wciąż wpatrywała się we mnie nieruchomo, choć jej dłonie wciąż błądziły po moich nogach i jądrach.
- Wycałuj mojego kutasa – uściśliłem w końcu chrapliwym głosem, drgając niepewnie.
Podziałało…
Najpierw ujęła go w dłoń, masując przez moment a gdy ja zacząłem nabierać pewności, że to co nierealne za chwilę powinno się stać i ujrzę jak gorące usta nagiej pani dyrektor zacisną się na moim penisie, to… To właśnie się to stało.
Westchnąłem głośno, nie potrafiąc już ukryć swoich emocji. To było już wszystko. Piękna pani dyrektor, klęcząca przede mną kompletnie nago, smakująca swoimi ustami mojego kutasa. To się właśnie działo.
To się działo. Gorące usta całującego mojego sterczącego członka, gorący język, oblizujący go zachłannie.
- Obciąga mi pani… - wyrzuciłem z siebie, jakby chcąc się upewnić, jakby chcąc w ten zabawny sposób przekonać się, że to prawda, jakby wreszcie chcąc obwieścić całemu światu…
- No mów głośniej… - usłyszałem nieco zdyszany, rozemocjonowany głos pani dyrektor, gdy jej usta na moment oderwały się od mojego kutasa. – Mów… Tylko dużo…
Znów westchnąłem głośno.
- Och… - drgnąłem, gdy usta pani dyrektor zaczęły pracować intensywniej. Gdy wyczułem, że samo lizanie już jej nie wystarcza…
Znów poczułem przypływ odwagi. Zresztą, czy w tej sytuacji wypadało mieć jeszcze jakieś obiekcje i obawy?
- Wsuń go w usta – wysapałem drżącym głosem i z szeroko otwartymi oczami patrzyłem jak pani dyrektor posłusznie spełnia moje polecenie. – Wsuń mojego kutasa najgłębiej jak się da… O, tak…!
Wraz z ostatnimi słowami chwyciłem jej czarne włosy raz jeszcze i to dużo silniej. Tak, że sama pani dyrektor jęknęła, ale nie puściłem. Nie i już! Ten moment, ta chwila, gdy stałem się władcą totalnym, klęczącej posłusznie u mych stóp nagiej piękności, z moim kutasem wsuniętym w jej usta na całą długość…
- A teraz po prostu ciągnij…! – rozkazałem zdyszany. – Ciągnij… Ciągnij skoro tak mówiłaś, że ci się podoba…!
W dalszym ciągu trzymałem jej włosy w dłoni, jakby kontrolując panią dyrektor, co zresztą nawet w pewnym momencie stało się aktem, bo odsuwając jej głowę od swego podbrzusza i przysuwając z powrotem dyktowałem tempo obciągania. Co sprawiło mi rzecz jasna niesamowitą frajdę.
- Ciągnij… - odezwałem się raz jeszcze, mając w pamięci jej zachętę. – Bo jak nie, to zadzwonię do kolegi i powiem co robi mi pani dyrektor w tym momencie.
Mimo dłoni w jej włosach, odsunęła się nagle, wypuszczając z ust mojego kutasa i wpatrując we mnie szeroko otwartymi oczami. Nie zdążyłem się przestraszyć, że przesadziłem, bo…
- Zadzwoń… - wyszeptała, charcząc lekko.
Zdębiałem, o ile dało się w tej sytuacji zdębieć jeszcze bardziej. Co ona…? Czy to ma jakiś związek z tą nieoczekiwaną uległością? A może chciała mnie sprawdzić? Bo w jej oczach wyczytałem tam samo podniecenie, jak i pewne zaciekawienie.
Ale natychmiast rozejrzałem się dookoła. Sięgnąłem po leżący nieopodal telefon, wypuszczając włosy pani Kamili z dłoni. Z satysfakcją stwierdziłem, że pani dyrektor sama z siebie wróciła do obciągania mojego penisa.
Nie będąc do końca świadom, że robię to co robię, wybrałem numer do Pinokia. Spoglądając w dół na obciągającą kutasa panią dyrektor, przyłożyłem telefon do ucha z bijącym sercem oczekując połączenia.
- No, co jest? – usłyszałem w końcu znajomy głos.
- Siema, Pinokio… - wycharczałem do telefonu, nie spuszczając oczu z wydarzeń dziejących się pode mną. – Jakby ci to… Kij ze wczorajszym… Wiesz co się dzieje teraz?
- Co…? – głos kolegi był jakby niechętny.
- Pani dyrektor klęczy teraz przede mną i mi obciąga…! – sapnąłem nierównym, trzęsącym się głosem. – Miałeś kiedyś lepiej…?
- To niech się odezwie – głos w telefonie zdradzał co najwyżej minimalne zaciekawienie.
- Nie może się odezwać, bo ma w ustach mojego małego – wytłumaczyłem szybko starając się zapanować nad głosem.
Ledwo usłyszałem odpowiedź Pinokia, bo od dołu doszedł mnie lekki śmiech.
- Ładny mi mały – mruknęła pani dyrektor, przyprawiając mnie tak o dreszcz rozkoszy swoją reakcją, jak i o satysfakcję poprzez swe słowa.
- No… Słyszałeś? – rzuciłem gorączkowo do telefonu.
Znów nie dosłyszałem, bo pani Kamila uniosła się z podłogi. Stanęła naprzeciwko mnie.
- Kończ już – rzuciła jakby bardziej normalnym głosem.
Posłusznie i bezwolnie wdusiłem przycisk kończący rozmowę. Z niepokojem wbiłem wzrok w oczy pani dyrektor. Przesadziłem? Czy to wszystko skończyło się już? W takim momencie?
Nie…
- Teraz ja cię musze za o ukarać – zbliżyła się do mnie tak, że znów poczułem zniewalający zapach prawdziwej kobiety.
I nim zdążyłem zareagować położyła swe dłonie na moich barkach i pchnęła wprost na łóżko. Opadłem na nie, nie opierając się.
Nie, nic się nie skończyło. Pani Kamila usiadła na mnie okrakiem, nie przestając patrzeć mi w oczy. Co mogłem wyczytać w jej własnych? O dziwo, sprawiała wrażenie, jakby nieco przywróconej do rzeczywistości, jakby takiej bardziej wyrachowanej a w każdym razie zdecydowanej na to, co ma się stać.
Na to, że po prostu chce się ze mnę ruchać… To już nie mógł być przypadek.
- Zaskoczyłeś mnie Mikołaju, jesteś ostrzejszy, niż myślałam – szepnęła wyraźnie, pochylając się nade mną i hipnotyzując swym wzrokiem.
Wraz z jej głową, siłą rzeczy pochyliły się jej nagie cycki. Chwyciłem je natychmiast, wykorzystując okazję, bo dzisiaj jeszcze takowa się nie pojawiła a teraz… Teraz mogłem bawić się nagimi piersiami pięknej pani dyrektor. Co z tego, że niezbyt wielkimi. Nie to miało znaczenie.
- Teraz, pokażę ci, że też potrafię taka być… - tu jej głos załamał się.
Mój kutas wciąż stał twardo. Jak mogło być inaczej, po tych zaskakujących słowach? Tu już nie mogło być mowy o przypadku, o tym, że sytuacja wymknęła się spod kontroli jak wczoraj.
To było zrobione z premedytacją. Właśnie tak! Pani dyrektor z premedytacją rzuciła mnie na łóżko, usiadła na mnie a teraz zmieniła pozycję tylko minimalnie, unosząc się nade mną. Rozkładając nogi i znów prezentując mi swą nagą cipkę. Ale ja nie patrzyłem na cipkę. A w zasadzie nie tylko na nią.
Patrzyłem konkretnie rzecz biorąc na całe to zjawisko. To, jak pani Kamila powoli osuwa się na mnie, jak przytrzymuje dłonią mojego kutasa naprowadzając go na swą cipkę.
Z wszystkich widoków jakie spotkały mnie w ten weekend być może ten był najbardziej magiczny. Ona, naga na mnie, trzymająca kurczowo w swej gorącej dłoni mojego sterczącego jak drąg kutasa, opuszczająca się na niego… Pragnąca go, pragnąca, by to właśnie mój kutas przeorał ostro jej mokrą cipkę…
Mój penis stwardniał jeszcze bardziej, o ile było to możliwe, gdy znów znalazł się w mokrej, wilgotnej cipce pięknej pani dyrektor. Tym bardziej, że tu już nie było mowy o przypadku, jakiejś romantycznej miłości, czy coś…
Zaczęło się po prostu ruchanie rodem z filmów porno. Pani dyrektor, jakby zupełnie nie skrępowana tym, że ma pod sobą nie swojego męża, tylko jednego ze swych uczniów, zaczęła mnie posuwać. Właśnie tak. Z wytrzeszczonymi oczyma wpatrywałem się w ten niezwykły film dziejący się na moich oczach.
Choć tak naprawdę moje szeroko otwarte oczy nie wiedziały na czym się skupić. Czy tam głęboko na podbrzuszu pani Kamili okręcającej się wokół mojego kutasa, czy na jej biodrach, okręcających się niesamowicie zmysłowo, czy na jej twarzy. Twarzy, na której pojawił się stan niezwykłej błogości, rozkoszy. I za ten stan odpowiadałem ja a ściślej biorąc mój kutas, siejący spustoszenie w mokrej cipce pięknej pani dyrektor.
Znów oszalałem, czując, że nie jestem w stanie kontrolować oddechu. Wszystko to sprawiało, że znów odleciałem kosmos. Raptem kilkanaście sekund tej nieziemskiej jazdy sprawiło, że poczułem zbliżający się orgazm. Tylko…
- Tylko nie waż się dochodzić wcześniej, niż ja…! – rozkazała wysokim, jękliwym głosem pani dyrektor, który wbrew słowom, jeszcze silniej przybliżył mnie do spełnienia.
Na dodatek wykorzystałem wreszcie okazję, by zrobić to na co nie za bardzo było szansa wczoraj. Chwyciłem niewielkie, ale kuszące nagie piersi pani dyrektor, wiszące praktycznie tuż nad moim nosem. Chwyciłem, ściskając je. A jeszcze bardziej ściskając sutki. I choć myślałem w tej chwili głównie o sobie samym, to zauważyłem, że ujeżdżającej mojego penisa pani Kamili, sprawiło to przyjemność. Jej twarz wyraźnie zareagowała na mój dotyk.
Tylko, że same piersi mi już nie wystarczały. Uniosłem się lekko i wreszcie dosięgłem czegoś o czym marzył każdy chłopak w naszej szkole. Przesuwając dłonie po otaczających mnie udach szkolnej pani dyrektor dotarłem do jej pośladków. Zamknąłem na moment oczy, by jak najsilniej delektować się tym momentem. Momentem, w którym ściskałem nagie dupsko zniewalającej nauczycielki.
A było to dość utrudnione, bo pani Kamila wiła się na mnie coraz silniej, coraz mocniej, bardziej zdecydowanie. Widywałem czasem takie akcje w filmach porno, ale wyglądały one inaczej. Tam, aktorka nabijała się na kutasa aktora. Tutaj, pani Kamila tego widocznie nie potrzebowała. Nie wiedziałem dlaczego. Czyżby sam mój penis w jej cipce był tak głęboko, że potrzebowała innych doznań?
Okręcała się na nim, tylko od czasu do czasu nabijając trochę a ja kompletnie nie miałem kontroli nad swoim ciałem. To pani Kamila dyktowała warunki. To ona ujeżdżała mnie. Na moment jakby otrzeźwiałem, przypatrując się intensywnie jej twarzy, starając się nie wypuścić z dłoni jej nagiego dupska.
Wszystko było czymś fantastycznym, jej kompletnie nagie ciało, jej wiszące nade mną piersi, jej oplatające mnie długie nogi, wreszcie jej dupsko, które uporczywie ściskałem i mój penis w samym środku jej gorącej cipki…
Ale czymś najbardziej fantastycznym był wyraz twarzy pani dyrektor. Raz jeszcze przypomniałem sobie własne myśli, że esencją kobiecości jest coś innego, niż jej nagość. Tutaj miałem właśnie to coś. Te emocje wypisane na twarzy. Jej zamknięte oczy, rozchylone usta. Chociaż mój penis nie opadał, to znów poczułem jakby stwardniał jeszcze silniej.
- Och… - westchnęła spazmatycznie.
I ten widok znów był tym, który wywarł na mnie gigantyczne wrażenie. Nie tylko ja nie miałem kontroli nad swym ciałem. Piękna pani dyrektor straciła również kontrolę nad własnym. Coraz intensywniej przesuwała się na moim kutasie w przód i w tył, ujeżdżając mnie w coraz bardziej szalonym tempie. Jej ciało zaczęło się niewiarygodnie zniewalająco wyginać… Ja już wiedziałem co się stanie…
- Och… - powtórzyła jęk. – Och… - i raz jeszcze, doprowadzając mnie do szału.
Tak, jęcz, pani dyrektor, jęcz…! Jęcz, bo ja, Mikołaj, zwykły chłopak znikąd, jakich miliony, rżnę cię teraz, rżnę najpiękniejszą kobietę na świecie, rżnę, naprawdę a ona jęczy jak…!
To już musiał być koniec. I dobrze, bo ja też nie wytrzymywałem. Wiedziałem już, że wypełnię zadanie. To pani Kamila, ujeżdżając mnie swoim szalonym rytmem pierwsza osiągnęła orgazm. A widok jej sylwetki wygiętej w niezwykle ponętnej pozie, oraz wyraz jej twarzy…
- Oooch… - westchnęła głębiej a ja wyczułem, że jej ciało drży.
Tak, na chwilę wszystko się uspokoiło. Obyło się bez jakiegoś rozdzierającego jęku, ale te odgłosy, których pani dyrektor nie potrafiła powstrzymać i jej zastygłe nieruchomo ciało…
Natychmiast wykorzystałem sytuację, unosząc się na łokciach i obalając panią Kamilę na plecy, przy czym mój penis nie opuścił jej cipki. Przecież zostałem jeszcze ja! To nie mogło się tak skończyć!
Z ulgą stwierdziłem, że pani Kamila odpłynęła zbyt daleko, by stawić jakikolwiek opór. Rozłożyłem jej nogi, jedną na Irlandię, drugą na Kaukaz, by dokończyć dzieła w tradycyjnej pozycji. I dostałem to, czego nie dostałem wczoraj.
Czyli widoki… Widok nieziemskiej pani dyrektor, kompletnie nagiej, z szeroko rozłożonymi nogami. I widok mojego kutasa wdzierającego się w jej bezbronną cipkę. To był ten widok, który…
Który rozpalił mnie ostatecznie. Raptem kilkanaście ruchów, bo na tyle mogłem sobie w tym stanie pozwolić. Ruchów, które obserwowałem z uwagą jak Kopernik gwiazdy na niebie. Mój imiennik zresztą… Ale ja nie zamieniłbym się z nim za żadne skarby i żadną nieśmiertelną sławę. Ja po prostu wolałem patrzeć w dół na to jak mój kutas znika w cipce najpiękniejszej kobiety na świecie i pojawia się znów. Pojawia się i znika. Pojawia i znika. Pojawia i…
- Ach…! – sapnąłem jakimś urwanym jękiem w końcu i ja nie wytrzymując już tego napięcia i spuszczając w cipce pani dyrektor.
Powoli wysunąłem z niej penisa. W sumie, to nie wyciągałbym go najchętniej w ogóle, ale ruchy pani Kamili były dość jednoznaczne. Coś tam kiedyś czytałem, że kobieta po orgazmie tak ma. Szczególnie, jeśli orgazm był silny. No cóż…
Ale w sumie wyszło to na dobre nam obojgu. I ja zwaliłem się obok niej, ciężko zmęczony po tej szalonej jeździe. Zwaliłem i leżałem w milczeniu przeżywając to wszystko co tu się znów wydarzyło.
Drugi raz… Drugi raz w ciągu praktycznie nieco ponad pół doby. Gdyby ktoś mi to powiedział dwadzieścia cztery godziny temu, gdy Pelargonia objawiał swoje rewelacje dotyczące zamieszczenia kamer w domku pani dyrektor…
Właśnie, Pelargonia! Kompletnie o nim zapomniałem. No i chyba nie tylko ja.
Dopiero teraz, gdy i ja i pani Kamila uspokoiliśmy się i nie wydawaliśmy z siebie żadnych głośniejszych dźwięków, doszły do naszych uszu odgłosy wiercącego się na krześle Pelargonii.
To zmusiło nas do otwarcia oczu. Ja oczywiście nie omieszkałem rzucić okiem na wciąż kompletnie nagie ciało pani dyrektor. No tak, seks w południe ma trochę więcej zalet, niż o północy.
Pani Kamila spojrzała na mnie. Potem sprawdziła godzinę na komórce. I znów na mnie…
- Za chwile wyjeżdżamy a ja wciąż nie spakowana – poklepała mnie lekko po ramieniu.
Jej glos był raczej cichy i spokojny. Emocje ulotniły się a zmęczenie dało znać o sobie. Hm, to była moja zasługa…
- Pomogę pani – zaofiarowałem się, wiedząc, że mi samemu zajmie to góra dziesięć minut.
Potrząsnęła głową.
- Sama sobie poradzę – oświadczyła. – Ubieraj się i znikaj. Ja dokończę rozprawę.
Wstałem i zawahałem się. Ostatnie słowa przypomniały mi to co wydarzyło się wcześniej. To, jak bez żadnego skrepowania rozebrała się przed Pelargonią, jak masowała jego penisa. Hm, czyżby…
- No co? – zapytała widząc moje rozterki. – Jest jakiś problem?
Nie odpowiedziałem, zdając sobie sprawę, że moje podejrzenia mogą de facto okazać się śmieszne i bezpodstawne. Zresztą właśnie takie musiały być.
Rzuciłem tylko domyślne spojrzenie na związanego kolegę z klasy. Nie wiem, czy pani dyrektor się domyśliła, ale…
- Nie wiem co masz na myśli… Rozwiążę go, przypomnę mu o wszystkim co mu grozi w związku z tą sprawą i subtelnie poproszę o skasowanie z laptopa wszystkich filmów – wzruszyła ramionami, łącząc wreszcie nogi i kładąc między nie złożone dłonie.
I wpatrując się we mnie z jakąś taką… Ufnością? Sympatią? Hm…
Co miałem robić…
- Spotkamy się przed autokarem? – zapytałem.
- Wątpię, bo ja wracam samochodem, nie z wami.
- Samochodem?
- Tak, z panem Rogowskim i jeszcze panią Dąbrowską.
Znów się najeżyłem słysząc nazwisko matematyka. Nie wiem, jakbym zareagował, gdyby nie wymieniła jeszcze nazwiska młodej historyczki… No cóż… Odwróciłem się, odchodząc wolnym krokiem od łóżka i zbierając swą garderobę.
Ale minę musiałem chyba mieć nieszczególną, bo…
- Mikołaj…! – usłyszałem za sobą dość rozbawiony głos i ruch, świadczący o tym, że także i ona zerwała się z łóżka. – Co ty… Zazdrosny jesteś? No nie żartuj…
I nim zdążyłem zareagować, pani Kamila zaskoczyła mnie zupełnie, zachodząc od tyłu i ściskając w dłoni moje pośladki.
- Pan Rogowski nie ma takiego fajnego tyłeczka – kompletnie zaskoczony usłyszałem subtelny szept w uchu. – No… Ubieraj się i uciekaj!
Zdążyła mi na zakończenie tej sceny strzelić jeszcze delikatnego klapsa, po czym sama, najwidoczniej w dobrym humorze, również wzięła się za ubieranie.
Dwie minuty później byłem już na zewnątrz chłonąc świeże powietrze. Był naprawdę piękny dzień. Wolnym, naprawdę bardzo wolnym krokiem szedłem w stronę domku, wiedząc, że muszę jeszcze zahaczyć o domek Białasa, w celu odebrania wygranej. Nie chciałem robić tego pod autokarem, przy całej zgrai tych wszystkich koleżków, którzy natychmiast zasypaliby mnie gradem pytań, rzucając przy okazji jakieś niefajne teksty pod adresem naszej pani dyrektor.
Ale szedłem wolno jeszcze z innego powodu. Nie byłem żadnym ruchaczem, tylko zwykłym chłopakiem. Nie zaliczyłem pani Kamili, nie pukałem jej, choć takie określenia nie były mi obce. Ja ją naprawdę lubiłem i nie chciałem się ot tak rozstawać bez tak naprawdę żadnego słowa komentarza, wyjaśnienia tego, co tu się naprawdę stało.
Tak samo cieszyłem się pięknym dniem, który stanowił ukoronowanie tych wszystkich wydarzeń ostatnich kilkunastu godzin, jak i powoli zacząłem łapać małego doła. To nie powinno się tak skończyć. I nie chodziło mi o to, że już zatęskniłem za dotykiem jej nagiej skóry, za jej szeroko otwartymi oczami, którymi wpatrywała się we mnie jakoś tak przyjaźnie, ufnie i odnosiłem wrażenie, że całkowicie szczerze. Bo owszem, tych widoków i tych przeżyć nigdy nie byłoby mi dość.
Chodziło mi o całokształt, o to wszystko… O to, dlaczego to zrobiła? Dlaczego ze mną? I dlaczego w ogóle? Ona, mężatka z dziećmi? I milion innych pytań, które lęgły się w mojej głowie z każdym krokiem. Tak bardzo chciałem poznać odpowiedzi na wszystkie.
I już wiedziałem, że przynajmniej tego dnia obejdę się ze smakiem. Choć w sumie, może to i lepiej. Jakby to wyglądało, gdybym gdzieś na postoju próbował zaczepić panią Kamilę i wymóc na niej jakąś rozmowę? No jakby to wyglądało, gdyby zobaczyli nas tamci? Od razu zaczęłyby się jakieś śmichy chichy… A to ostatnie czego potrzebowałem ja, czy pani dyrektor.
Musiałem uzbroić się w cierpliwość. Tylko, że każda cierpliwość ma swoje granice. A przecież mogło się skończyć tak, że wracamy do domów, potem do liceum i tematu nie ma. Nie było, nie ma i nie będzie. Mogło się tak skończyć? Hm…
Te nie do końca radosne myśli ogarniały moja głowę, gdy pukałem do drzwi domku Białasa.

Oddałem swoje miejsce w autokarze Darii, siadając w zamian obok Justyny, siedzącej na przedzie tuż za nauczycielami. Tak było dużo lepiej. Nikt mi nie truł dupy o tym co się stało, nikt nie wypytywał. Próbowali mnie zaprosić na tył autokaru i Białas i Makaron, ale odmawiałem. A z uwagi na bliskość nauczycielek nie mogli naciskać i wracali na swoje miejsca z pustymi rękoma.
No a Justyna była kompletnie nieświadoma wszystkiego, więc… Więc mogłem wyjąć z torby książkę i zatopić się w lekturze. A przynajmniej udawać, że to robię, bo przez pierwsze pięćdziesiąt kilometrów przerobiłem całe dwie strony.
Ech… W sumie to lepiej wychodziła mi jednak rozmowa z Justyną. O wszystkim i o niczym. Mimo, że ja tak rozmawiać nie umiałem, nieważne. Ważne, że Justyna umiała i mogłem przynajmniej dowiedzieć się wielu rzeczy o klasowych kolegach i koleżankach. Fajnych i mniej fajnych.
W połowie drogi zatrzymaliśmy się przy jakiejś hamburgerowni. Tutaj znów musiałem unikać kolegów jak ognia. Nie miałem żadnej ochoty potwierdzać tego, że w ciągu ostatniej doby dwa razy przeleciałem naszą panią dyrektor.
A przecież jedno musiałem wiedzieć. Dlaczego? Dlaczego nasza, w założeniu, subtelna gra zamieniła się w prawdziwy seks? W prawdziwą nagość, w prawdziwe lizanie cipki, w prawdziwe pieprzenie… A przecież, o ile przyjąć, że wczorajszego wieczoru pewne rzeczy mogły wymknąć się spod kontroli, to dzisiaj w południe, nie było już żadnego, absolutnie żadnego powodu, by zrobić to znów i to w jeszcze bardziej wyuzdany sposób.
Więc, dlaczego? No i co niemniej ważne… Co będzie dalej? Dowiem się w końcu?
Nie wytrzymałem. Śmignąłem aż pod las i wyciągnąłem telefon. Miałem przecież do niej numer. Pół godziny zastanawiałem się co konkretnie napisać. Tak, by nie było za ostro, za lekceważąco, zbyt przesadnie, zbyt subtelnie, zbyt nachalnie…
Nic nie wymyśliłem. Aż wściekły na samego siebie usadowiłem się znów w autokarze czując, ze kiszki powoli grają mi marsza a do domu jeszcze kawałek.
- Justyna – olśniło mnie w końcu i zwróciłem się do koleżanki. – Powiedz mi co powinienem napisać do laski, którą prze… No wiesz, z którą się dobrze bawiłem, ale pozostały pewne kwestie do wyjaśnienia i takie tam.
- Jakie kwestie? – spojrzała na mnie podejrzliwie. – Ty i laska? Co ty gadasz?
Boże, no tak…
- Dobra, nieważne już – uciąłem szybko.
Pięćdziesiąt kilometrów dalej, wstukałem jedno zdanie i ocierając pot z czoła po tym morderczym wysiłku wysłałem.
„Czy istnieje szansa by spotkać się na gruncie neutralnym i wyjaśnić sobie co się stało i dlaczego to się stało?”
Ot, Mikołaj, król flirtu i mistrz podrywu…
Czekałem pięć minut, dziesięć, piętnaście… Jak wczoraj wieczorem, gdy…
Dźwięk przychodzącego smsa. Odpaliłem niecierpliwie z sercem walącym jak bęben.
„Nie spotykam się na gruncie neutralnym”.
No tak, pięknie… Tylko tyle? I w takim tonie? Po tym wszystkim? Poczułem narastające rozczarowanie a nawet lekką gorycz.
Z ciężkim sercem usiłowałem zabrać się do odpisania, ale co tu odpisać, by nie spłoszyć jej jakoś, nie zdenerwować, nie wkurzyć…?
Nie zdążyłem. Znów jakiś sms. Zniecierpliwiony odpaliłem.
„Zdecydowanie bardziej preferuję moje przytulne mieszkanie, wieczorkiem, gdy następnego dnia nie trzeba iść do pracy i można wychylić lampkę wina, albo dwie w sympatycznej atmosferze”.
Nie no, co za kobieta…! Najpierw mnie zdenerwować a potem przysłać coś takiego…!
Pewnie miała tam ze mnie spory ubaw w tym samochodzie… Niech to…
No to co jej miałem na to odpisać? Zabrałem się za to z dużo bardziej pozytywnym nastawieniem, gdy znów musiałem przerwać poprzez kolejny sygnał.
„I mam nadzieję, że nastąpi ono względnie szybko, gdyż mój małżonek zapragnął poznać homoseksualistę, o którym zdążył się już dowiedzieć (rozczaruję cię, nie chodzi mu bynajmniej o sprawy konsumpcyjne, co to, to nie!)”
Cooo…? Mąż? Już się dowiedział? O mnie? Ale tylko o tym, że ja sobie istnieję i chodzę po świecie? Czy o czymś więcej?
Nie no, zaraz, oprzytomnijmy, ale ze mnie pajac… Znał mnie, o tyle, że byłem przecież zawodnikiem piłkarskiej drużyny juniorów. Aczkolwiek widywaliśmy się rzadko, choć słyszałem, że kiedyś, gdy nawet pełnił już funkcję dyrektora klubu, kojarzył wszystkich piłkarzy i z seniorskiej drużyny, co oczywiste i z rezerw i z młodych starszych i z młodych młodszych i jeszcze tam z trampkarzy nawet…
Dobra, mniejsza z tym. Co mu powiedziała? Co konkretnie? Cholera, co tu się znów odgrywa? I co znów z tym homoseksualizmem? Czy naprawdę po tym wszystkim ona wciąż uważa mnie za…
Kolejny dźwięk. Chryste, czy ją tam trochę porąbało?
„Zapomniałam wspomnieć o pani Dąbrowskiej, ona też wielce rada, by poznać Cię bliżej. W sumie, zważywszy na bardzo bliskie stosunki jakie utrzymuje pani Dominika z moją rodziną a z mężem w szczególności, takie spotkanie zapowiadałoby się jako niezwykle familijne”.
Cooo…? Teraz już ręce mi opadły całkowicie.
Co ma do tego pani Dąbrowska? I dlaczego miałaby ochotę mnie poznać? Czyżby pani dyrektor zdradziła jej jakieś szczegóły ostatniej nocy i dzisiejszego poranka? Niemożliwe! Absolutnie wykluczone!
Chociaż… Skoro były tak blisko, jak wynikało z wiadomości… Może pani Dąbrowska była niezwykle dyskretna? Może zwierzały się sobie ze wszystkiego? Ale co miał znaczyć ten wtręt o bliskości z mężem pani dyrektor? A może to było jakimś kluczem do tego wszystkiego?
Dobra, pogubiłem się zupełnie. Nie było sensu tego rozkminiać, skoro wiedziałem, że nie dam rady rozwiązać zagadki.
W sumie, pani Dominika, nauczycielka historii… Tez fajna laska. Wysoka, szczupła, może nawet nieco zbyt chuda blondynka. Ładna, na pewno. Może nie tak, jak pani dyrektor, ale ktoś taki jak pani Kamila trafia się raz na cztery miliardy ludzi.
Nie no, po co jeszcze ona, o co w tym wszystkim…
Jeszcze jeden sms. Kompletnie zdezorientowany odpaliłem.
„No to buziaczki Mikołajku, od nas obu. Zobaczymy się pewnie niedługo”.
Roześmiałem się pełną gębą. Justyna spojrzała na mnie jak na debila. A tam, nieważne…
Mój humor poprawił się tym bardziej, gdy po zamknięciu wiadomości zerknąłem przez szybę. Zaskoczony rozpoznałem znajome okolice a chwilę później śmignęła mi przed nosem tabliczka z nazwą miasta.
Odetchnąłem głęboko. Może ten piękny dzień wcale nie musiał być ostatnim takim w moim życiu?


27 komentarzy:

  1. Kolejne super opowiadanie. Czyta się lekko i przyjemnie:)
    Wreszcie Kamila awansowała i została dyrektorem.
    Można by to wykorzystać w kolejnych opowiadaniach.
    Do tego wakacje już niedługo, fajnie by się czytała jak by Kamila jako dyrektor zarządzała jakimś obozem młodzieżowym. Przydałby się też tam Daniel do pomocy, ze swoimi zwariowanymi pomysłami. Wiem, że nie tak łatwo coś nowego wymyślić. Może jednak nie trzeba szukać daleko tylko wykorzystać wątki z wcześniejszych opowiadań, zmieniając czas i miejsce akcji?
    Wierni fani Kamili na pewno by się nie obrazili.
    Pomyśl coś w tym temacie Mistrzu i stwórz kolejne arcydzieło:)
    Podobał mi się w tym opowiadaniu temat zakładu (kolejny raz a jednak w innym ujęciu)i przedstawieni bohaterowie. Pozytywny Mikołaj i pozostała grupka chłopaków, można powiedzieć że w pewnym sensie negatywna.
    Kolejny raz okazało się, że uczciwość jednak popłaca.
    Będę z dużą niecierpliwością czekał na kolejne opowiadanie.
    Może coś w sierpniu by się ukazało?

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałem wrzucić coś w sierpniu, tradycyjnie, urlopowo.
    Zależy od tego kiedy będzie urlop, no i czy zdążę coś dopisać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Może coś Ci podrzucę. Można by pomyśleć o opowiadaniu w którym ona zabawia się ze swoim młodym sąsiadem który się wprowadził gdzieś do domu obok. A że matki nie ma (rozwod lub smierc) a tata nie ma dla niego czasu to tutaj wkracza Kamila o gołębim sercu i nie tylko;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mistrzu nasz Falango. Brawo!Brawo!Brawo! Świetnie chociaż mógłbym czytać i czytać o Kamili i czytać. Prosimy o sierpień albo szybciej chociaż wiem, że jak ma być dobre to proces twórczy musi trwać. Czapeczkę z głowy ściągam i proszę o więcej. Kamila to idolka postać kultowa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiem krótko. Kolejne mistrzostwo świata, a ostatnim akapitem i pytaniami, które sobie zadałeś albo wiadomościami sms, które Mikołaj otrzymał od Kamili stworzyłeś wstęp do kolejnego opowiadania z Mikołajem, Kamilą, a dodatkowo z Danielem, Dominiką i butelką wina. Taki był Twój cel? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Heh, no nie wiem, czy taki był cel, tak po prostu wyszło...:). Ale jak już padło wcześniej w komentarzach, druga część się pisze, w zasadzie jest bliżej końca, niż początku, tylko ten finał... No i mam jeszcze taką zagwozdkę, że ten drugi tekst jest jednak "trochę" bardziej szalony a i sam Mikołaj jest, choć tym razem gwiazdą numer jeden, dwa i trzy jest sama Kamila (to pewnie czytelnikom nie będzie przeszkadzać), więc z tym sequelem jest tak trochę nie do końca.
    Kiedy będzie - się zobaczy.
    Co do komentarza nr.3 - pomysłów ogólnych mam w głowie milion, to nie w tym jest problem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakie to piękne...

    Wzruszylem się.

    Pzdr.
    Siema

    OdpowiedzUsuń
  8. Chciałem trochę odczekać z komentarzem, żeby przeczytać na spokojnie opowiadanie i po kilku dniach znowu zabrać się za jego lekturę. No i tak wyszło kilka cykli:). Jako fan Kamili oczywiście się nie zawiodłem, jak to jeden z przedkomentatorów napisał "czyta się lekko i przyjemnie". Kamila jak to ona postanowiła ukarać tego złego i nagrodzić tego sprawiedliwego. No może trochę szkoda, że nie ukarała wszystkich spiskowców tylko tego prowodyra, ale nie można mieć wszystkiego.
    Ciekawe jeszcze, czy Kamila domyśliła się po wszystkim, że Mikołaj nie jest żadnym homo? Liczyła na to czy też chciała chłopaka nauczyć postępowania z kobietą? Oprócz kary dla tych złych kolesi oczywiście.
    Trochę mi przeszkadza pisanie z punktu widzenia osoby Mikołaja. Ale i tak dużo mniej niż w opowiadaniu "okiennym". Wolę jednak tradycyjną formę. W sumie taki drobiazg, może niepotrzebnie o tym piszę.

    Pozdrawiam i liczę na ciekawe sierpniowe opowiadanie. Może jakiś mały sygnał na jego temat?:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pierwszoosobowa narracja uratowała ten tekst i była powodem, dla którego pisałem jak strzała. Coś nowego, coś świeżego, pisało mi się na luzaku po prostu zajebiście. Gdyby nie ten zabieg, nie wiem, czy ukończyłbym to opowiadanie.

    Domyślałem się oczywiście, że niektórzy będą wiercili dziurę w brzuchu, na temat "braku" Kamili, czyli braku wyjaśnień co do jej intencji, stąd wiedziałem, że trzeba zrobić sequel, w bardziej standardowy sposób. Co z nim - pisałem o tym wyżej.

    Na razie nie ma żadnego opowiadania, chyba, że zepnę się i dokończę jedno starsze. Będzie ogólnie z tym (z dokończeniem i zamieszczeniem) pewien problem, bo trochę pozmieniały się plany urlopowe.
    Zobaczymy jak to się skończy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Klasa sama w sobie. Czytałem z wielką przyjemnością. Rozłożyłem sobie tą przyjemność na kilka razy, więc dopiero dziś przeczytałem ostatni fragment. Narracja Mikołaja jest ok. Wnosi świeżość do opowiadania. Kamila jest zawsze taka sama. Seksowna, prowokująca, zagubiona przy dominującym facecie itd. itd...
    Tak samo chętnie przeczytałbym opowiadanie w którym cała narracja to rozmowy np. dwóch bliźniaków, którzy biorą udział w akcji z Kamilą. Muszą sobie opowiedzieć wszystko, ponieważ Kamila nie wie, że to bliźniaki i mając do czynienia raz z jednym raz z drugim nie wie, że w końcu zerżnie ją dwóch młodych chłopaków.
    Jak komuś brakuje narracji Kamili to może sięgnąć po starsze opowiadania. Jest ich masa. A coś nowego, świeżego i ciekawego zawsze się dobrze czyta.
    Pozdrowienia dla Falangi
    Tak trzymaj. Masz ogromny talent!

    OdpowiedzUsuń
  11. Pomysł z bliźniakami zaświtał mi tam kiedyś mgliście w głowie, w sumie dość ciekawy. Zwłaszcza opcja dobrego i złego bliźniaka, gdzie ten drugi próbuje wykorzystać dobre stosunku panujące między jego bratem a piękną nauczycielką...:)

    Tymczasem w głowie klaruje mi się kolejny projekt utrzymany w serii "Żołnierzy", projekt, który wpadł mi do głowy kawał czasu temu, ale dopiero teraz nabrał jakichś fajniejszych barw. Jeżeli zajawka utrzyma się przez dłuższy czas niż ostatnio (ostatnio trwa to najwyżej kilka dni...), to może coś z tego wyjdzie, ale potrzebowałbym chyba przy tym pomocy ciut bardziej kreatywnych czytelników.

    Może wkleiłbym zajawkę (tak jak przy zwiastunie "Porno intrygi"), na kilka stron, ewentualnie poprosił chcących o kontakt na skrzynce pocztowej i przez maila wysłał dotychczasowy tekst...?

    OdpowiedzUsuń
  12. Pomysł na opowiadanie to nie jest problem, każdy z czytających ten blog może podać przynajmniej kilka.
    Gorzej natomiast jest ze szczegółami i konkretnymi dialogami.
    Ja niestety nie mam takiego daru, żeby pisać takie opowiadanie.
    Nie mniej chętnie je czytam:)
    Chciałbym wrócić do wcześniejszej twojej twórczości a konkretnie do nieskończonego opowiadania „Oliwia Pornogwiazdka. I Pub odnaleziony na Sardynii.”
    Pisałeś w komentarzach że na 99% nie będziesz kontynuował tego opowiadania, szkoda jednak by było zostawić je tak na obecnym etapie. Mnie się ono bardzo podoba.
    Fajnie by było jak byś je dokończył i dopisał przynajmniej jedną część.
    Można by do tego opowiadania wprowadzić Kamilę. Jaka matka nie przyjechała by wyciągnąć córkę z tarapatów? Kamila w celu ratowania córki zagrałaby w pornosie, może na początku tak niezbyt chętnie ale w końcu zwyciężyłaby w niej ta druga natura i oddała by się z wielką pasją temu zajęciu. Finałową sceną mógłby być np. gangband.
    Do tej pory takich ostrych scen nie opisywałeś.
    Matce w pewnych scenach może pomagać córka, wszak to ona nabroiła.
    Zmieniając trochę temat, tak śledząc poszczególne opowiadania na blogu możemy zaobserwować, że są one w pewnych seriach, np. „Kamila niewolnica”, „Kamila nauczycielka”, Kamila. Nauczycielka i uczeń.”, „Kamila i senne marzenia”.
    Według mnie aż się prosi o napisanie serii „Kamila studentka”.
    Ciekawie czytało by się o przygodach Kamili na filologii polskiej, czy to podczas zdawania egzaminów ustnych czy też w czasie miesięcznej praktyki studenckiej w liceum ogólnokształcącym.
    Jaka będzie Kamila studentka, to już zostawiam twojej inwencji twórczej.
    Prośbę mam, żebyś tych moich pomysłów tak od razu nie wyrzucał z głowy:)
    Przemyśl to na spokojnie, może coś da się z tym zrobić.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Ciężko dostosować się do prośby, żeby tych pomysłów tak od razu nie skreślać, skoro jednak mogę przyjąć, że niestety nic z tego nie wyjdzie:)

    "Oliwię pornogwiazdkę" zacząłem i skończyłem pisać na początku 2013. Pięć lat z okładem minęło, ochota dawno uleciała, pomysły wewnętrzne, jeśli jakieś były, zostały zrealizowane w serii KISM. Prawdę mówiąc, nie mam żadnego bodźca by kontynuować to "dzieło".
    Jedynym motywem byłby ten konkretny film porno, ale to się już dzieje w serii KISM właśnie. Była Kamila filmowana podczas seksu, była Kamila grająca w filmie erotycznym, został w końcu do zrealizowania jeszcze prawdziwy, świadomy pornos (czy też świadomy seks transmitowany w jakiś sposób live) i to się stanie, prędzej, czy później, bo taki mam zamysł w dwóch przypadkach jeśli chodzi o moje teksty (teraz doszedł jeszcze trzeci), tylko muszę to sobie poukładać.
    W każdym razie, jeśli weźmie się za to Kamila, tym bardziej braknie miejsca dla Oliwii.
    Seria "OP" liczy sobie dwa odcinki, plus chyba dwie-trzy strony trzeciego. Coraz silniej chodzi za mną, by zrobić na blogu jeden wątek śmietnikowy, w którym wrzuciłbym wszystkie niedokończone teksty, przynajmniej te, co do których mam pewność, że ich nie ukończę. Choć wiem, że w ten sposób jeszcze bardziej utrudniłbym sobie życie, bo wtedy dopiero zaczęłyby się naciski, by przynajmniej niektóre jednak sfinalizować:). W każdym razie jeśli, to zrobię, to trafi tam także i Oliwia.

    Motyw młodszej Kamili pojawił się chyba tylko raz, przy okazji toczonej w jej głowie opowieści "A gdyby tak..." i niczego więcej raczej nie będzie. Motywem przewodnim bloga jest opcja dojrzałej pani oraz wyraźnie młodszego chłopaka i to się raczej nie zmieni.
    Zwyczajnie nie czuję klimatu studenckiego, od biedy mogłaby jeszcze być "Kamila licealistka", ale to też mi średnio podchodzi. Miałem kiedyś jakieś drobne zajawki na pojedyncze opowiadania w tym klimacie, ale dość szybko rezygnowałem z nich.

    Przykro mi, być może nie wyrzucę Twoich sugestii tak od razu z głowy, ale naprawdę nie widzę opcji przełożenia tych propozycji na papier. Zdecydowanie brakuje czynnika napędzającego.

    Tak, czy owak, dzięki za komentarz i propozycje.

    Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  14. Rewelacyjne opowiadanie. Chyba jedne z najlepszych jakie się pojawiły. Moment jak Kamila każe Mikołajowi zadzwonić do kolegi - najlepszy w całym opowiadaniu.
    Potwierdzam - masz talent jak cholera.

    OdpowiedzUsuń
  15. nikt się nie pyta, wszyscy cierpliwie czekają...
    no to się wyłamię i w imieniu ogółu zapytam, czy w sierpniu możemy spodziewać się kolejnej historii z Kamilą?:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Szanse na to są niewielkie, ale zobaczymy. W każdym razie myślę, że do końca września coś tam będzie a potem w grudniu na święta - to na bank.

    No i trzeba w końcu to napisać - to będzie koniec.

    Nie taki koniec końców, typu "zamykamy bloga na cztery spusty, bo nic więcej się już nie ukaże", ale jednak.
    Pomysłów ogólnych mam, jak zawsze, od groma, ale nijak nie przekłada się to na konkrety i pisanie.
    Stąd, z jednej strony liczę, że ileś tam tekstów jeszcze powstanie, ale z drugiej, równie dobrze może nie będzie już nic.
    No i to tyle:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak nie będzie Kamili pozostanie tylko płacz i zgrzytanie zębów :(

    OdpowiedzUsuń
  18. A może Kamila Blacked

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie rozumiem, o co chodzi konkretnie z owym "blacked"?

    OdpowiedzUsuń
  20. zawsze możesz wypróbować motyw fantastyczny. Młody uczeń słyszy myśli kobiet, czy coś takiego. Oczywiście jakąś fabułę.

    OdpowiedzUsuń
  21. Dość ciekawy pomysł, ale z ogólnymi nie ma problemu.

    A jeśli chodzi o coś w ten deseń, to jakiś czas temu przyszło mi do głowy coś w ten (oparty na, nazwijmy to absurdzie) deseń - konkretnie rzecz biorąc, tajemnicza chorobę Kamili, na którą istnieje tylko jedno, hm... specyficzne lekarstwo, zapodane w równie hm... specyficzny sposób, no i oczywiście równie specyficzna jest osoba dawcy, no bo nie każdy ma odpowiednie geny:).

    Ale jakoś nie mogę się zebrać do pisania. Tak jak w przypadku innych pomysłów.

    OdpowiedzUsuń
  22. Coś o tym wiem hehe

    OdpowiedzUsuń
  23. to mógłby być dość kiepski uczeń, który ma dość kiepskie oceny i w ten oryginalny sposób musi się przypodchlebiać nauczycielkom. A nasza pani dyrektor robi się zazdrosna. Ona łamacza serc męskich poza centrum uwagi. Postanawia sama uwieść ucznia. Ale tu na przeszkodzie staje im inna nauczycielka. Może być Dominika, która postanawia wreszcie pokonać rywalkę. Rywalizacja dwóch kobiet, o niczego nieświadomego ucznia, który myśli o trzeciej, by zdać do następnej klasy! A co do osiągnięcia niesamowitej zdolności. To może jakieś uderzenie pioruna? Zastanawiam się tylko czym wypełnić środek. Jak zdobywać sympatię kobiety, wykorzystując jej myśli? To trudne. Może jakiś zaborczy mąż, którego trzeba poskromić. Ale to twoja głowa.

    OdpowiedzUsuń
  24. Międzyrasowy, murzyni.

    OdpowiedzUsuń
  25. Falanga, myślałeś może o takim podsumowującym opowiadaniu. W którym pojawiliby się jeśli nie wszyscy to większość dotychczasowych bohaterów. W ramach kilkudniowych obchodów iluś lecia szkoły pojawiliby się dotychczasowi uczniowie, a Kamila jako dyrektorka spotkałaby się z kochankami z dawnych lat. Nie ze wszystkimi powinna iść na całość, ale z kilkoma ulubionymi, naraz. Fabuła może być toporna, ale w takim podsumowaniu nie o to chodzi. Mogliby się Ci fajniejsi trochę poprztykać się z Bartkami, Oskarami itp. Może jakiś występ dla ulubionych uczniów coś na kształt "ona tańczy dla nas", zabawa z Dominiką. Ot taki pomysł wpadł mi do głowy jak napisałeś o braku radości z pisania.
    Nie żeby to było ostatnie opowiadanie, bo nie chciałbym żeby skończyła się historia o Kamili, ale ciekawie byłoby zobaczyć dawnych bohaterów.
    z pozdrowieniami

    OdpowiedzUsuń
  26. Tak, przeszło mi to już nawet dość dawno temu przez myśl, w postaci jakiejś imprezy typu urodziny Kamili czy coś. W formie podobnej do tego co napisałeś, czyli jeśli nie wszyscy bohaterowie dotychczasowych tekstów, to jakaś większa ich liczba.
    Tyle, że trzeba by się nagimnastykować by wyszło z tego jakieś sensowne opowiadanie, bo tak naprawdę, jak by na to nie patrzeć, byłby to zwykły, długi pornos, z jakimiś dialogowymi sytuacjami pomiędzy, generalnie trochę bez emocji.
    Średnio mnie to inspiruje i co za tym idzie, szanse na powstanie takowego tekstu też oceniam na średnie.
    No ale - zobaczymy co będzie.

    OdpowiedzUsuń
  27. No to wkrótce wrzesień. Ciekawe, czy Kamila pójdzie w poniedziałek do szkoły?:) I spotka się z ulubionymi i inaczej ulubionymi uczniami:).

    OdpowiedzUsuń